Długie molo zostało wybudowane już wiele lat temu – stąd właśnie jego przestarzała konstrukcja. Mimo wiekowości, molo wciąż jest stabilne, a jedynie przerdzewiałe barierki pozostawiają sporo do życzenia. Niegdyś to miejsce cieszyło się znacznie większą popularnością, gdy ludzie o wiele bardziej cenili sobie długie rejsy statkami. Obecnie są one raczej sezonową atrakcją dla turystów. Przez większość roku oblegane jest przez miejscowych rybaków, którzy pozostawiają w porcie swoje łodzie i motorówki. Zdarza się też, że nastolatkowie korzystają ze starego molo, czyniąc sobie z niego miejsce nocnych spotkań i popijaw. Oczywiście ignorują przy tym wszelkie zasady bezpieczeństwa oraz niezadowolenie wspomnianych wcześniej rybaków, którzy martwią się o swój niewielki dorobek.
Bywały sytuacje w których słowa boleśnie przeciskały się przez krtań. Ocierały się cierniową fakturą o podniebienie, szurały po trzonowcach jak nóż po kredowej tablicy, a myśl o ich wybrzmieniu nieprzyjemnie iskała ściśnięte pod czaszką zwoje. Tak też było i teraz kiedy musiała zadzwonić do Shogo. Zażenowanie wprawiało w nerwowy ruch kolano - pląsało w górę i dół kołysząc się na palcach stopy niby dźwigni. Napięcie w mięśniach usztywniało sylwetkę, wzmagało niezadowolenie. Stąd też prawdopodobnie kwaśna mina na jej twarzy. Nie mogła nic na to poradzić.
Siedziała na miejscu dla petentów. Z grzeczności skuto jej ręce z przodu. Nieeleganckie bransoletki były schowane pod płaszczem by nie przykuwać nadmiernej ilości spojrzeń. Włosy miała napuszone, lekko potargane. Zresztą tak jak ona cała - wyraźnie wdała się w przepychankę. Oczywiście, gdy odciągnięto ją od źródła złości to się względnie uspokoiła dlatego też nie ciągnęli jej do celi. Wiązałoby się to z dodatkową papirologią, kłopotem, a znali ją więc wiedzieli, że zaraz przyjedzie odebrać ją "tata". Bo tak, w tym momencie bez wątpienia przypominała duże, obrażone dziecko które czekało na swojego rodzica po tym, jak dyrektor postanowił do tego zadzwonić. Nie tak wyobrażała sobie motyw "przeżywania drugiej młodości".
Kiedy jej rycerz pojawił się na horyzoncie zmarkotniała bardziej. Nieśpiesznie, nieco chwiejnie, podniosła się z krzesła mrużąc ostrzegawczo powieki by przekazać Shogo bardzo istotny przekaz podprogowy: Bez. Głupich. Komentarzy.
- Pan Tomomi, Pan po zgubę...? - zawołał żartobliwie szatyn po trzydziestce siedzący na dyżurce, który podniósł się ze swojego stanowiska by odkuć Kitamurę.
- Masz kasę przy sobie? Nie mam gotówki na mandat - rzuciła sama podejrzana chwilę później
Uniósł brwi, gdy spojrzenia zetknęły się, a ciskające po drugiej stronie iskry, odbiły się od jego bezczelnie niewinnego uśmiechu i skrzących równie niewinne, i równie podprogowo zapewniając o prawie najszczerszych zamiarach - Ano... mam nadzieję, że nic zgubie nie odpadło jeszcze - odpowiedział z powagą i przechylił głowę, kiwając dyżurnemu, odbijając to samo rozbawienie, gdy skrzyżowali spojrzenia. Wyprostował, zaplótł dłonie przed sobą, przyglądając się rozgrywanej scenie uwolnienia - Tsk... dopiszę ci do rachunku - tym razem, już bez skrupułów wyszczerzył się, powstrzymując jednak chęć dodania czegoś więcej, dużo bardziej podnoszącego i tak parującego na policzkach byłej policjantki - ciśnienia - Ile? - pytanie skierował do mężczyzny, wyciągając z bocznej kieszeni portfel. W oczekiwaniu, zlustrował potarganą fryzurę i nachylił się w stronę swojej kontrahentki, niby konspiracyjnie, z miną dobrej rady, ciszej, by nikt poza nią nie usłyszał - Mam grzebień w aucie, jakbyś chciała - kiwnął głową i odsunął się, tylko przelotnie zastanawiając się, czy nie zechce go przypadkiem czymś zdzielić. Prawdopodobnie, jak już wyjdą.
Ojć. Wymsknęło mu się.
@Kitamuro Amaya
- Mam temperament by załatwić nie tylko sobie w tym momencie przedłużoną wizytę na dołku. Jeślibyś chciał - sparafrazowała szeptliwie czując, że nie potrzebowała wiele by wszcząć kolejną awanturę. Ludzie którzy nie mieli nic do stracenia nieobliczalni. Z natury nie miała wiele, a dziś została już pozbawiona twarzy, godności, pieniędzy, a niedawno odzyskana rezerwa cierpliwości znów niebezpiecznie kołysała się na minimum. Żuchwa poruszyła się dając do zrozumienia, że niewiele brakuje by słowa wprawiła w czyn. Ostatecznie szturchnęła go barkiem niczym rasowy dres by wyjść przed komendę z fuknięciem.
Chowała do wewnętrznej kieszeni płaszcza dokumenty i inne drobne rzeczy osobiste które zostały jej oddane. Słysząc za plecami dźwięk otwieranych drzwi westchnęła.
- Dzięki - burknęła - Gdzie zaparkowałeś? Zatrzymajmy się gdzieś po drodze. Umieram z głodu.
- wyrzuciła zaraz na tychmiast chcąc zmienić temat
Musiał też przyznać, że szanował butę, z jaką odwdzięczała się za każdą zagrywkę celowaną w jej stronę. Nie tylko od niego. Miałą w sobie odwagę, którą - jak mawiał - opętał chaos - Wiem - nachylił się odrobinę, czując, jak ślepia mrużą sią się w wewnętrznej ekscytacji - rzuconego wyzwanie. I czy miał tego świadomość, czy nie - kusiła w sposób, który odzywał się w Shogo - podczas akcji. W wojsku - a Ty wiesz, że chciałabym, uwielbiam ten temperament - ściszył głos - ale nie miałby kto nas odebrać - zakończył niemal z żalem i odsunął się, prostując kącik uniesionych warg, zmywając i niepotrzebne już (na tym etapie) pierwiastki rozbawienia.
Szturchnięcie potraktował, jak chłodne przypomnienie o granicach, jakie mogli przekroczyć. A przecież, się na nie zgodził. Minęła go, a on krótko trwał w miejscu, by wzruszyć ramieniem, gdy utkwiło na nim spojrzenie dyżurnego, gdy - załatwił już wszystkie formalności. Uniósł dłoń do czoła w nieco niedbałym salucie i wyszedł za May.
- Nie ma sprawy - niezrażony, wciąż w humorze, kiwnął głową w bok, wskazując kierunek - nie na parkingu, tam z tyłu za budynkiem - zakomunikował krótko, nie zatrzymując się i prowadząc w stronę auta. Zabawnie było w kontekście sytuacji. Przeciąganie niepotrzebnie zabawy, kiedy wyczerpał jego źródło, nie miało większego sensu - Zakładam, że stawiam - otworzył drzwi kobiecie, nie zwracając już najmniejszej uwagi na ewentualne komentarze. Miał w zwyczaju to robić i nawyku zmieniać nie miał a zamiaru. Dopiero potem wsiadł za kierownicę, odpalając silnik i przez moment z grymasem zadowolenia wsłuchując się, jak warkot rozchodzi się w ciemności.
@Kitamuro Amaya
but you do decide who owns who.
W wyniku długiej stagnacji oraz zmiany kwartału wątek zostaje odgórnie zakończony, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry, zapraszamy do rozegrania dalszej akcji w retrospekcjach.
Skuliła się na tylnym siedzeniu taksówki zakrywając dłonią usta. Bezgłośny szloch wstrząsnął jej ciałem, gdy zgięła się w pół tuląc nos do miękkiego futerka kota na swoich kolanach. Ten miauknął męczeńsko, ale pozwolił jej się tarmosić, bo wiedział, że nie miał z nią najmniejszych szans. Potrzebowała jego bliskości. Był jak zapewnienie w jej nic nie wartym życiu. Z nim na rękach wiedziała, że wszystko musiało być dobrze. Przynajmniej względnie. Nie myśląc za wiele wrzuciła telefon do wielkiej torebki chanel, którą dostała od Shizuru na urodziny. Idealnie nadawała się do podróżowania. Pomieściła wszystkie babskie bibeloty. Tak samo jak dwie wielkie spakowane po brzegi walizki w bagażniku. Nie miała teraz siły zastanawiać się co zrobiła źle. Czemu ponownie wylądowała u Sory i dlaczego nie poprosiła o pomoc Shizuru. Wiedziała, że miał jej to za złe, ale zwyczajnie działała instynktownie. Wyszła tylko na jednego drinka z koleżankami i gdy wpadła w te silne, znane ramiona już nie potrafiła się uwolnić. Ostatnie kilka dni zamazywało się w jedną całość chaosu. Seksu, picia, wiecznej imprezy. Przynajmniej było jej wtedy łatwiej. Czuła się bezpieczniej, chociaż nawet Sorę dziwiło, gdy obsesyjnie sprawdzała zamki i okna. Nie pytał. On nigdy nie pytał.
Teraz jadąc w stronę portu miała wszystko poukładane. Zbyt często spoglądała w lusterka czy ten czarny suv jechał za nimi przypadkiem. Była pewna, że nie. Nie wierzyła obecnie w przypadki. Nie wiedziała czy chcieli jej odebrać Puszka czy chodziło o coś innego. Nie zamierzała się dowiadywać. Była tchórzem i ucieczka od razu wydała jej się najlepszym wyjściem. Nagle wszystko przestało mieć znaczenie. Pod wpływem impulsu zadzwoniła, żeby przygotowali średniej wielkości jacht, na którym spędziła wakacje kilka lat temu z Shizuru. Spakowała się w niecałe dwadzieścia minut wrzucając do walizek same niepotrzebne ciuchy i rzeczy dla Puszka. Wybrała ładny hotel na Okinawie bookując go oczywiście z karty kredytowej Shizu. Była gotowa.
Wchodząc na jacht uśmiechnęła się radośnie do kapitana i kilkuosobowej załogi, którzy jeśli byli zaskoczeni tą nagłą wizytą, nie dali tego po sobie poznać. Była idealnie pomalowana, miała na sobie dopasowaną sukienkę z golfem sięgającą kolan, kozaki na wysokim obcasie i zarzucony na ramiona płaszcz. Jasnorude włosy, z których już dawno wypłukała się farba falowały na wietrze. Dłuższe niż zazwyczaj.
- Musimy się spieszyć - powiedziała im na odchodne, gdy pomogli jej przenieść walizki do kajuty. W końcu ktoś mógł ich śledzić. Mógł chcieć wedrzeć się na jacht i i . I zrobić im krzywdę. Tak. Uciekali. Uciekali daleko. Zamknęła drzwi do sporych rozmiarów pokoju składającego się z jadalni, dużego pokoju, sypialni i łazienki. Ułożyła Puszka na fotelu, samej ściągając płaszcz i rzucając torebkę w kąt. Nie myśląc za wiele usiadła na łóżku wpatrując się w swoje drżące z emocji dłonie. Czym się tak zdenerwowała?
@Saga-Genji Shizuru
Morrigan Sherwood and Saga-Genji Shizuru szaleją za tym postem.
I tak prawdopodobnie za bardzo analizował sprawę. Powinien skupić się teraz na odgadnięciu lokalizacji Naksu, a domniemanym szpiegiem przejmować się później, gdy już zada dziewczynie wszystkie odpowiednie pytania. Starał się nie panikować i jak zwykle podejść do… problemu z opanowaniem, mimo że serce z mocą biło w jego klatce piersiowej. Nie widział sensu w jej postępowaniu. Gdzie mogła być bezpieczniejsza, jak nie przy nim? Tylko pośpieszne „kocham cię” echem rozbrzmiewało w jego czaszce, równie niespodziewane, jak cała jej ucieczka. Nigdy te słowa jeszcze nie zostały między nimi wymienione; „uwielbiam cię”, „tęsknię za tobą”, „jesteś moja” - wszystko to wypowiadane było z łatwością, wszystko, ale nie to, co miało największe znaczenie.
- Też cię kocham - rzekł szeptem, testując, czy w swoim głosie wykrywa fałsz. Naksu już nie miała prawa go usłyszeć - rozłączyła się przecież szybko po własnym wyznaniu. Z zaskoczeniem musiał przyznać, że słowa wydostały się z jego gardła z łatwością. To nie było kłamstwo.
Było kilka miejsc, w które mogła się udać. Całe szczęście, że odebrała teraz, gdy jeszcze tam jechała, a nie już opuściła Fukkatsu. Na niekorzyść Naksu, miał przecież doskonały wgląd do wszystkich operacji pieniężnych, które były wykonywane z jego konta, a dziewczyna nie miała prawie żadnych własnych oszczędności - cóż, przynajmniej nie takich, o których nie wiedział, a te z kolei nie były wystarczające, by wyjechać na długi czas. Ale znowu zakładał, tym razem, że w ogóle jakkolwiek przemyślała to, co robiła, a przecież… bywało różnie z Naksune. Szczególnie ostatnimi czasy… Gdy jednak w aplikacji bankowej zauważył kilka transakcji pod sobą, wszystkie zrobione w podobnym czasie, zapewne w pośpiechu, łatwo było zrekonstruować plan, jaki wymyśliła dziewczyna.
- Jedź do portu, Kazuhiro - poinstruował swojego szofera, który tylko czekał na podanie destynacji. W odpowiedzi otrzymał kiwnięcie głową i chwilę potem elektryczny samochód zamruczał cicho po uruchomieniu silnika. - Najlepiej szybko. - Byłoby beznadziejnie, gdyby teraz gdzieś utknęli w korku. Chociaż… mógł zrobić jeszcze jedną rzecz, żeby na pewno się nie spóźnić.
Odnalezienie numeru kapitan statku było łatwe, w końcu niejednokrotnie korzystał z jej usług. Bez wahania rozpoczął połączenie. Co ciekawe, kobieta od razu zaczęła mówić. - Och, dobry wieczór, panie Saga. Pani Naksune właśnie weszła na pokład, niedługo będziemy wypływać…
- Nie - przerwał jej trochę szorstko. Kapitan umilkła, zapewne zdziwiona nagłą reakcją, i to taką lakoniczną. Po chwili odchrząknął, uspokoił się i dopiero wtedy kontynuował. - Poczekajcie jeszcze, proszę. Nastąpiła zmiana planów i ja też mam zamiar dołączyć do rejsu. Już tam jadę.
- Oczywiście! - odparła od razu. Nie był pewien, czy jej entuzjazm był odgrywany, czy odczuwała go szczerze, ale i tak nie miało to znaczenia. Najważniejsze, że wystarczyło słowo, by opóźnić wypłynięcie jachtu w morze. - Poinformujemy za moment pani Naksune o opóźnieniu…
- To nie będzie konieczne - powiedział, tym razem z pełnią opanowania. - To ma być niespodzianka - skłamał. - Jedynie… obserwujcie uważnie, czy ktoś inny nie kręci się wokół statku. Do zobaczenia.
- Tak jest - dodała na zakończenie, po czym zakończyła połączenie.
Shizuru nie próbował się już kontaktować z Yōzei. Samochód mknął przez ulice, specjalnie wybierane przez doświadczonego kierowcę tak, by dotrzeć na miejsce jak najszybciej. Nie miał ze sobą żadnych swoich rzeczy, naturalnie, lecz powinien mieć jakieś na pokładzie, choćby podstawowe akcesoria i ubrania. Zresztą nie był jeszcze pewien, czy faktycznie wypłyną… ani gdzie planowała udać się jego narzeczona.
Gdy tylko zaparkowali, Shizuru praktycznie wyskoczył z auta, ignorując ostry ból, który zakuł go w złej nodze, kiedy poderwał gwałtownie swoje ciało. Ukłonił się pośpiesznie w kierunku witającej go załogi.
- Gdzie ona jest? - spytał, wymuszając spokój i neutralny uśmiech na swojej twarzy, w rzeczywistości zaciskając mocno splecione dłonie za plecami.
- W głównej kajucie, proszę pana - odparł jeden z pracowników. - Czy możemy już wypływać?
- Poczekajcie jeszcze chwilę - rzucił na odchodnym. Nie zwracał uwagi na to, jaką odpowiedź dostał, od razu kierując się do pokoju, w którym najprawdopodobniej przebywała Naksu.
Otwarłszy zamaszyście drzwi, był w stanie dostrzec ją od razu. Jak siedziała taka sama i wyraźnie wyprowadzona z równowagi, wywoływała w nim silną chęć… zaopiekowania się nią. Jak zwykle. Mimo wszystko nie wiedział, co powiedzieć. W pomieszczeniu słychać było tylko pomiaukiwania Puszka, który w momencie podbiegł do Shizuru, aby się przywitać. Mężczyzna westchnął drżąco i po chwili zamknął za sobą drzwi, aby kot nie był w stanie umknął na otwarty pokład.
Teraz siedząc na wielkim łóżku, na którym zmierzała pieprzyć się z Shizuru cały rejs ich podróży poślubnej, nie czuła już strachu. Była zdeterminowana. Co mogło pójść nie tak? W następne kilka minut jacht miał odpłynąć i wszystko miało być dobrze. Wzięła kilka uspakajających oddechów. Usłyszała jakieś zamieszanie na zewnątrz. Jej puls momentalnie przyspieszył. Oddech spłycił. Ponownie zalała ją fala niepokoju. Cholera, zapomniała zabrać ze sobą tabletki uspokajające.
- Znaleźli nas - szepnęła konspiracyjnie do Puszka, który właśnie ostrzył swoje pazurki na tapicerowanym drogą skórą fotelu. Wstała na trzęsących się ze stresu nogach. Mimo wysokich szpilek podbiegła do swojej torby wyrzucając z niej całą zawartość na podłogę. Kosmetyki, pęk pieniędzy, prostownicę do włosów i pistolet. Sięgnęła po niego od razu się uspokajając. Metal przyjemnie ciążył w dłoni, dodawał jej otuchy. Zabrała magazynek ładując broń po drodze na łóżko. Odbezpieczyła ją jednym ruchem. Usiadła na brzegu kładąc dłoń z pistoletem płasko na satynowej pościeli. Wzięła jedną z mniejszych poduszek chowając go pod nią. Ponownie zawiesiła głowę czekając.
Drzwi nagle się otworzyły aż podskoczyła w miejscu. Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Działa odruchowo. Machinalnie niczym ktoś wytrenowany, kto nie myślał. I pewnie ojciec byłby z niej teraz dumny widząc jak w sekundę uniosła chudą rękę celując w osobę stojącą w otwartych na oścież drzwiach. Przeniosła ciężar ciała na drugą dłoń opartą o materac łóżka, żeby zapewnić sobie podparcie. Przekrzywiła lekko głowę kładąc policzek wygodnie na swoim ramieniu. Przymknęła jedno oko, wstrzymała oddech celując w głowę, przesunęła palec z długim pomalowanym na czerwono paznokciem na spust. Nie miała wątpliwości, że z takiej odległości trafiłaby tam gdzie celowała.
Puszek miauknął głośno biegnąc przez pokój.
- Shizuru? - Zdała sobie nagle sprawę kompletnie przypadkiem. Zamrugała kilka razy, jak by nagle się obudziła. Opuściła dłoń wstając na równe nogi. Z uśmiechem na ustach uszyła szybkim krokiem w stronę mężczyzny kompletnie zapominając, że jeszcze sekundę temu celowała do niego z odbezpieczonej broni. Jeśli jej pozwolił rzuciła się w jego ramiona. Owinęła dłonie wokół jego szyi przykładając metalowy przedmiot do skóry na jego karku. - Kochanie - westchnęła tuląc się do niego.
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Saga-Genji Shizuru and Yōzei-Genji Setsurō szaleją za tym postem.
Kobieta zdjęła go z celownika i dopiero wtedy pozwolił sobie na głębszy oddech ulgi. Rozejrzał się po szybko po pokoju, ogarniając dwie duże walizki i zawartość torby rozsypaną po podłodze, jakby jej właścicielka szukała czegoś w panice albo roztargnieniu - i obie te opcje były całkiem możliwe. Zimny metal w kontakcie z jego skórą spowodował, że Shizuru drgnął na całym ciele. Nie odepchnął jej, nie będąc w stanie tak po prostu jej odrzucić, jednakże tak samo nie mógł wykrzesać z siebie chęci, by odwzajemnić uścisk.
- Nie udawaj, że się cieszysz, że mnie widzisz, Naksune - powiedział w końcu. Pozwolił sobie nacieszyć się jej obecnością; faktem, że zdążył ją złapać jeszcze przed ucieczką - ale tylko przez chwilę. Rozżarzone węgielki jego złości nadal były na tyle gorące, że mogły poparzyć i jego, i ją, jeśli jej nie opanuje. Sam nie wiedział, od czego powinien zacząć - bo zdecydowanie musieli porozmawiać. Och, jak kusząca była wizja, w której porzucają temat i zanurzają się w sobie do zapomnienia - jak już zresztą niejeden raz postanowili uczynić. Nie mógł jednak dać się skusić. Nie tym razem. Nie mógł także całkiem dać się opanować innemu wcieleniu Shizuru, który chciał zrobić jej piekło za kolejną już zdradę, której się dopuściła. I za poprzednią, i za prawdopodobnie przyszłe - za wszystkie.
- Co się stało? - zapytał nisko. - Czemu… skąd ta nagła decyzja teraz, że musisz wyjechać? Myślisz, że ktoś cię śledzi? - Ujął złotym spojrzeniem jej rozpuszczone włosy, poniekąd zaskoczony ich naturalnym odcieniem, z jedyną delikatną pozostałością różowej farby. Mimo że sam kolor różowy nie za bardzo dodawał wieku ani powagi, tak widok właśnie jej prawdziwego koloru kosmyków sprawił, że wyglądała na jeszcze młodszą. Jeszcze bardziej zagubioną. - Czemu mi nie powiedziałaś od razu, zamiast uciekać?
Tylko ogromną siłą woli powstrzymał się od zadania następnej fali pytań. Było ich tak dużo, że niemal fizycznie bolało go trzymanie ich za zaciśniętymi zębami. Nadal świadom był jednak naładowanej broni w jej ręce, a nie sądził, by dobrym pomysłem było próbowanie wyrwania jej z jej dłoni. Nie, kiedy umysłem Naksu sterowała… paranoja.
Warui Shin'ya ubóstwia ten post.