Długie molo zostało wybudowane już wiele lat temu – stąd właśnie jego przestarzała konstrukcja. Mimo wiekowości, molo wciąż jest stabilne, a jedynie przerdzewiałe barierki pozostawiają sporo do życzenia. Niegdyś to miejsce cieszyło się znacznie większą popularnością, gdy ludzie o wiele bardziej cenili sobie długie rejsy statkami. Obecnie są one raczej sezonową atrakcją dla turystów. Przez większość roku oblegane jest przez miejscowych rybaków, którzy pozostawiają w porcie swoje łodzie i motorówki. Zdarza się też, że nastolatkowie korzystają ze starego molo, czyniąc sobie z niego miejsce nocnych spotkań i popijaw. Oczywiście ignorują przy tym wszelkie zasady bezpieczeństwa oraz niezadowolenie wspomnianych wcześniej rybaków, którzy martwią się o swój niewielki dorobek.
- Oczywiście, że się cieszę - odparła nagle urażona, czemu miałaby się nie cieszyć? Przecież Shizuru był najważniejszym mężczyzną w jej życiu. Był też najważniejszą kobietą i byłby też ulubionym pupilem, gdyby nie przegonił go w tej kategorii Puszek. Zamrugała kilka razy nieświadomie wciąż się cofając. Potrzebowała się znieczulić. Potrzebowała się napić. Potrzebowała czegokolwiek, bo wiedziała, że kończył jej się czas; że już za chwilę Shizuru przywoła ją do porządku tym swoim zawiedzionym Naksu albo jeszcze gorzej Naksune. Nienawidziła tego tonu, tego imienia, ale zawsze działało. Podeszła do mini baru kładąc broń na blacie. Słyszała jego pytania w pośpiechu wyciągając dwie szklanki, wkładając do nich lód.
- Napijesz się? - Rzuciła otwierając butelkę jakiejś drogiej whisky, która przecież nawet nie należała do niej i napełniła nią dwie szklanki. Rozlała część płynu na blat tak cholernie trzęsły jej się dłonie. Sięgnęła po swoją i wypiła jej zawartość, jak by była spragniona. Nie skrzywiła się ani razu, gdy paląca ciecz zalała jej pusty żołądek. Zapomniała z tego wszystkiego zjeść. A miała taką okrutną ochotę na mcdonalda. Pchnęła szklankę po blacie w jego stronę.
Nagle ją olśniło. Pytania. Pytania, na które nie chciała odpowiadać, więc z miną męczennika spojrzała na swojego mężczyznę.
- Tak! Myślę, że chcą zabrać Puszka. Trzeba go ochronić. Może on nie jest celem. W sumie nie wiem jak się to zaczęło. Jestem pewna, że to coś złego. Lepiej nie ryzykować, więc wyjeżdżamy. Sora też powiedział, że - wyjaśniła nagle milknąc, gdy zdała sobie sprawę, że powiedziała za wiele. Jej dłoń momentalnie powędrowała z powrotem do broni. Oparła się o blat zgrabnym tyłkiem, dotykając opuszkami palców chłodnego metalu. Najbardziej chyba bolało ją to, że gdyby chociaż spróbowała się zastrzelić i tak nie byłaby w stanie umrzeć. Miała okropną ochotę chociaż spróbować. - Nie. Nie chciałam cię martwić. Wiedziałam, że będziesz zły i wkurwiony, więc wzięłam sprawy w swoje ręce. Ugotowałam krem z dyni, żebyś nie był głodny jak nas nie będzie - mówiła pełna przejęcia i entuzjazmu, jak by rzeczywiście mogła coś w pojedynkę zdziałać. Miała ochotę wtulić się w jego ramiona. Zapomnieć o wszystkim co się działo. Dać się ponieść pożądaniu. Jak zawsze zastąpić jego gniew bliskością. Jednak bała się podejść. Stała w miejscu, dosyć daleko. Bała się, że tym razem ją odtrąci.
Spojrzała na niego jak by coś sobie uświadomiła.
- Dlaczego tu jesteś? Miałeś wrócić jutro. I tę zupę musisz sobie odgrzać.
Yakushimaru Sanari ubóstwia ten post.
Puścił mimo uszu jej zapewnienie, nie mając pojęcia, co odpowiedzieć. Naksu mówiła chyba cokolwiek jej tylko przyszło do głowy, bo jeszcze przez telefon czy może nawet przez smsy nie wydawała się wcale zadowolona, że Shizuru ma do niej dołączyć. Nie pomagało to wcale jej sytuacji; najwyraźniej z dnia na dzień coraz bardziej traciła na zdrowym rozsądku, skoro była tak niespójna w swoich uczuciach - albo, co było oczywiście równie prawdopodobne, ciągle kłamała.
- Nie chcę - odpowiedział, przez chwilę przyglądając się biernie, gdy pomimo tego zaczęła przygotowywać drinki. Na pokładzie zdecydowanie nie brakowało alkoholu - był to w końcu statek, który miał sprzyjać zabawie równie mocno, co odpoczynkowi. Ostatecznie nie mógł się powstrzymać i podszedł do niej, najpierw wyciągając z jej dłoni szklankę, a potem biorąc drżące dłonie w swoje w pewnym uścisku.
- Naksu - zaczął, ale na dźwięk imienia mężczyzny musiał wziąć głęboki, powolny wdech. Pomimo swojej wcześniejszej odmowy, teraz chwycił za nalany alkohol i, zamiast z rozmachem rzucić szkłem o ziemię, wypił od razu całą jego zawartość. Odłożył ją z głośnym brzdękiem, od którego prawie sam się wzdrygnął. Spojrzał na nią, iskierki wściekłości w jego oczach, chociaż próbował je opanować. Miał wrażenie, że zaraz coś w nim pęknie, przez tak długi czas powstrzymywane. - Co ci niby powiedział Sora? - Oddech. - Czemu ciągle muszę konkurować z tym jebanym ćpunem?
Zaraz po tym umilkł na chwilę, uświadomiwszy sobie, że podnosi głos w swojej złości. To przecież nic nie da. Naksu była wystarczająco przerażona i nie potrzebowała na dokładkę strachu przed nim. Kątem oka dostrzegł, że znów chwyta za broń i przeklął się w myślach - powinien ją schować, gdy przez moment o niej nie pamiętała.
- Myślisz, że nie martwiłbym się, gdybym wrócił, a ciebie tu nie było? - spytał, przekonując swój głos do delikatności. Jeżeli go nie odepchnęła, zacisnął mocniej dłoń na jej palcach. Chciał powiedzieć jej, że nie jest zły, ale kłamanie w jej obecności przychodziło mu coraz gorzej. Zresztą… musiała widzieć. Dawno nie był przecież tak wyraźnie wyprowadzony z równowagi. - Nic ci przy mnie nie grozi. Już kazałem sprawdzić, czy ktoś się wokół ciebie nie kręci. Ochronię też Puszka. Przecież wiesz, Naksu. - Chłodną dłonią przesunął po jej rozgrzanym policzku. Dotyk był elektryzujący.
Wsunął kosmyk włosów za jej ucho. - Konferencja skończyła się dzień wcześniej. Nie było powodu tam dłużej siedzieć. Chciałem już tu wrócić - do ciebie. - Westchnął. Nie spodziewał się… tego wszystkiego. Wysilił się na uśmiech. - Wolę, żebyś ty mi odgrzała.
Wciąż jednak musiał dowiedzieć się, co spowodowało u Naksu tak burzliwy epizod.
- Powiedz mi, co się stało przez te parę dni. - Łagodnie.
Na razie.
Yōzei-Genji Setsurō and Yōzei-Genji Naksu szaleją za tym postem.
Jej umysł działał bardzo powierzchownie. Odrzucenie ją zraniło, ale nie na tyle, żeby się tym przejęła na dłużej niż kilkanaście sekund. Przypominała zagubionego szczeniaka, który co chwilę interesował się czymś innym. Nie słuchała go zalewając się drinkiem. Nie zwróciła nawet uwagi, gdy do niej podszedł. Nie opierała się, jak zawsze zresztą. Poczekała grzecznie, aż wyjął szkło z jej dłoni, aż ją do siebie obrócił.
Naksu.
Oho. Zaczęło się.
Było to to Naksu, które zawsze sprawiało, że gubiła się we własnych myślach. Wzbudzało respekt. Ponownie czuła się niczym mała dziewczynka, która coś przeskrobała. Może wyjadła wszystkie czekoladki nie dzieląc się z rodzeństwem? Może znowu wzięła mclarena ojca bez pytania zaliczając po drodze do centrum handlowego wszystkie czerwone światła? Nie. Tamte wspomnienia były niczym w porównaniu z tym stanem, w jaki wprawiał ją Shizuru. Jednym jebanym słowem. Zesztywniała w wyczekiwaniu na kazanie; na jego gniew. Nie bała się go. Nie teraz, nie nigdy. Ufała mu bardziej niż sobie, ale nie potrafiła znieść ciężaru jego zawodu. Nawet jeśli sama była sobie winna. Dźwięk odkładanej z hukiem szklanki sprawił, że podskoczyła w miejscu. Wpatrywała się w te śliczne złote tęczówki. Czemu był taki piękny, gdy się gniewał? Miała taką cholerną ochotę wpić się w jego usta. Pocałunkiem zatamować falę pytań, które dla niej szykował. Nie zdążyła jednak, bo Sora było zakazanym imieniem w ich związku. Teraz to ona lekko się wzdrygnęła. Jednak nie odpowiedziała na głos. Bo sama jestem jebaną ćpunką - pomyślała. Milczała, bo karmienie go kłamstwami przychodziło jej za łatwo. Nie chciała więcej kłamać, ale nie potrafiła powiedzieć mu prawdy. Nie gdy pod powłoką gniewu czaił się ból.
Nieświadomie sięgnęła w stronę broni, jak by jego podniesiony głos ciął głębiej niż noże. Nie wzbudzał w niej strachu, a obrzydzenie do samej siebie. Miał po prostu rację. Ale nie miała siły na konsekwencje. Nie był to ten moment wyrzutów sumienia, płaczu i smutku. Teraz była aktywna, pełna energii i musiała uciekać przed czyhającym na pokładzie niebezpieczeństwem. Czy pani kapitan była w zmowie z oprawcami? Najwyżej zepchnie się ją z pokładu, jak już wypłyną na otwarte morze.
Jego delikatny ton sprawił, że zabrała dłoń z broni. Skupiła na Shizuru całą swoją uwagę. Ponownie poczuła ogromną ochotę wtulić się w jego ramiona, gdy mocniej ścisnął jej drobną dłoń. Oczywiście, że mówił racjonalnie; że miał rację, ale ona nie potrafiła tego do siebie dopuścić. Nie w tym stanie.
- Tak. Masz rację. Ochronisz nas, więc możemy uciec razem. Daleko. Tam gdzie nikt nas nie znajdzie, dobrze? - Podłapała, bo karmiła się wszystkim co do niej mówił. Nie kwestionowała jego słów tylko ulegała mu tak pięknie, gdy był blisko. Gdy go nie było cóż.
Co się stało przez te parę dni?
- Nic specjalnego. Niewiele - nie posiliła się nawet na lepsze kłamstwo. Unikała niewygodnych odpowiedzi. Jej wolna dłoń niby przypadkiem dotknęła jego koszuli zjeżdżając niżej, na pasek spodni. Zblokowała z nim spojrzenie umiejętnie odpinając klamrę i wyciągając pasek z pierwszej szlufki. Przygryzła dolną wargę robiąc krok w jego stronę. - Pozwól mi - szepnęła klękając, jeśli jej nie zatrzymał.
@Saga-Genji Shizuru
Raikatsuji Shiimaura, Saga-Genji Shizuru and Yōzei-Genji Setsurō szaleją za tym postem.
Oczywiście nie znosił, gdy Naksu mu kłamała - szczególnie że niemal zawsze umiał rozpoznać, kiedy to robiła - ale gdy zdarzały się takie momenty, jak te, gdzie jedynie milczała z pustką w oczach, która sugerowała, że ich właścicielka była myślami dekady stąd… te chwile były jeszcze gorsze. Mógłby prawdopodobnie nie mówić nic, skoro słowa docierały do uszu dziewczyny, ale ta odmawiała ich przyjąć do siebie czy nawet w ogóle przetworzyć na jakąś informację. Właśnie ten stan obojętności przy jednoczesnym braku wprost negatywnych reakcji względem Shizuru zazwyczaj skutecznie gasił jego wściekłość. Teraz jednak nie umiał się całkowicie uspokoić; podejrzewał, że to wszystko przez świadomość, że Naksu omal nie uciekła - minuty czy wręcz sekundy dzieliły go od jej odpłynięcia. Nie miało znaczenia, że i tak by się prędzej czy później dowiedział i pewnie dość szybko znalazł - to kwestia przełamania kontroli nad sytuacją spowodowała to nieprzyjemne drżenie pod skórą, które trwało od momentu dowiedzenia się, co takiego kobieta zamierza zrobić.
Naksu nie dała mu odpowiedzi na pytanie, lecz Shizuru i tak ją znał. Musiał ciągle brać drugiego mężczyznę pod uwagę, ponieważ nadal trzymał się obietnicy względem swojej narzeczonej, że Saga nie zagrozi jego życiu w żaden sposób. Głupota. Za każdym razem tego żałował. Zawsze też mógł mógł ją złamać, oczywiście. Czym przecież była obietnica dla Shizuru? Mówił takie bez wahania, jeżeli oznaczało to osiągnięcie czegoś, na czym mu zależało. Wtedy jednak chciał, by w sprawie Naksu było inaczej; chciał wykazać się niecodzienną dla niego szczerością… pod pewnymi warunkami, których ewidentnie nie spełniała. Gdyby tylko miał do czynienia z jakąś przypadkową osobą, z którą zawarł podobną „umowę”, już dawno by ją zerwał i wyciągnął przykre konsekwencje. W tym przypadku jednak nadal obawiał się konsekwencji, jakie śmierć Sory spowodowałyby w samej Naksu, a mimo wszystko… chciał dla niej dobrze. Dzisiaj po prostu… gdy widział, że i tak było z nią źle oraz istniała możliwość, że to po części wina mężczyzny, postanowienie Shizuru niebezpiecznie topniało.
Kątem oka dostrzegł, jak oderwała dłoń od broni - to była szansa, by ją wziąć lub po prostu schować. Najlepiej to drugie; mimo wszystko Shizuru nadal był kaleką i gdyby bardzo chciała, mogłaby mu ją odebrać. Kciukiem pogłaskał ją więc po policzku, krzyżując z nią spojrzenia. - Możemy gdzieś popłynąć, jeśli chcesz. Tylko my - mruknął uspokajająco. Była to prawda - przypuszczał jednak, że nie na aż tak długi czas, jak by chciała, a na pewno nie na zawsze. Naparł na nią lekko i uwięził pomiędzy opartymi na blacie dłońmi. Pochylił się nad jej szyją, na razie tylko muskając oddechem, jedną ręką dyskretnie włożył do najbliższej szuflady nad blatem minibaru. Choć był skupiony na tej czynności, nadal uważnie jej słuchał i na następne słowa zaklął w myślach. Skąd takie przypuszczenia. Nic takiego nie powinno się stać, przynajmniej w najbliższym czasie - o śmierci Naksu wiedziało niewiele. - Moja narzeczona - jedyna - stoi właśnie przede mną i jej status zmieni się co najwyżej w żonę - powiedział cicho, ale wyraźnie artykułując każde słowo. Spojrzał na nią ponownie dopiero gdy dotarł do niego sens kolejnych zdań. Zdecydowanie… go zdziwiły; nawet bardziej, niż okoliczności tego spotkania. Dobór wyrazów razem z szerokim uśmiechem robiły upiorne wrażenie - i nie wiedział jak na nie zareagować. W rzeczywistości, jakiej żyli, takie groźby nie były wcale nie do spełniania. Ostatecznie uniósł lekko jej brodę palcami, spoglądając na nią z góry. Uśmiechnął się kącikiem ust. - Tylko spróbuj. - ...to się przekonamy.
Nie był już ani trochę zaskoczony, kiedy sięgnęła po swój sprawdzony sposób perswazji - kuszenie go. Nadal się się nad nią pochylał, gdy pozbawiała go paska. Nie powstrzymał ją przed klęknięciem, ale… - Nie - rzekł krótko. Przeczesał palcami jej płomienne włosy, zaczynając od skroni, trzymając ją na celowniku swojego spojrzenia. - Najpierw mi odpowiesz, kochanie. - Czuł cienkie połączenie między nimi. Wystarczy trochę siły woli i nie będzie w stanie odmówić wykonania jego rozkazu. - Co się działo przez te parę dni i co powiedział Sora? - Ostał się z powrotem dłonią na jej policzku, kciukiem łagodnie pocierając jej dolną wargę. - Mów.
Yōzei-Genji Setsurō, Yōzei-Genji Naksu and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Nie brała pod uwagę, że Shizuru mógłby złamać daną obietnicę. Wierzyła w jego słowo, może aż za bardzo. Każdy w końcu miał swoją cierpliwość, swój limit. Był to z jej strony jedyny warunek małżeństwa, które zawarli. A przecież i tak wykazał się dużą dozą zrozumienia pozwalając jej na jakiekolwiek warunki. Nawet bez nich dostałby jej rękę niczym zeszłoroczny śnieg. Zawsze mógł odmówić. Obydwoje jednak wiedzieli, że z obietnicą czy bez należała do niego. Jej życie, jej ciało. Wszystko co chciał. W końcu miał ten cholerny charakter, te pozycje i nazwisko, które pozwalało mu posiadać innych ludzi niczym kolejne rzeczy do kolekcjonowania. Mógł ją wyrzucić wielokrotnie, a jednak wciąż trzymał ją przy sobie. Miał nad nią pełną władzę, a ona i tak wchodziła mu na głowę robiąc co jej się podobało. Czy testowała jego cierpliwość? Za pewne.
Uniosła brodę tak jak sobie zażyczył. Jej pełne usta wygięły się w samo zadowolonym uśmiechu, bo jego tylko spróbuj brzmiało niczym wyzwanie w jej popapranym umyśle.
- Nie chciałbyś o mnie śnić? - odgryzła się całkiem niewinnie.
Miała wrażenie, że jej własne ciało; własny umysł nie należał już do niej. Straciła panowanie mogąc jedynie zrobić tak jak jej rozkazał. Proste mów wystarczyło, żeby słowa zaczęły płynąć same. Uchyliła lekko wargi pod naporem kciuka. Przełknęła głośniej ślinę. Zaschło jej w gardle, a ciało drżało lekko ze stresu, ze strachu. Nie mogła już chować się za niedopowiedzeniami. Za kłamstwami, którymi zbyt często go karmiła. Tak było łatwiej. Tak było bezpieczniej. Oszczędzała mu wszystkich szczegółów, których wcale nie chciał wiedzieć. Dzięki temu unikała też większego gniewu, większego zawodu z jego strony. Strategia legła jednak w gruzach wraz z losem, który sama na siebie ściągnęła. Nie żałowała jednak kontraktu, za nic na świecie nie zerwałaby tej więzi z Shizuru. Nawet jeśli skutki uboczne zabierały więcej niż mogłoby się wydawać. Zabierały swobodę, zabierały formę obrony. Możliwości. Ale czy tak nie było po prostu łatwiej? I chociaż bała się jego reakcji. Niczym małe dziecko kary ze strony rodzica. Było to też zbawienne. Oddać się w jego ręce. Tak całkowicie. Pozwolić, żeby to on decydował. Słowa zaczęły płynąć same razem ze strachem, wstydem i przede wszystkim ulgą. W końcu od zawsze pragnęła, żeby to on miał nad nią kontrolę. Żeby decydował o każdym aspekcie jej życia. Właśnie dlatego, chociaż głównie problematycznie, ich związek tak doskonale działał. On chciał kontrolować, a ona chciała być kontrolowana. Nawet jeśli specjalnie naginała jego władzę. W końcu nie mogło być za łatwo.
- Piłam i brałam. Twarde i miękkie. Dużo, bez przerwy. Większości nie pamiętam. Impreza, narkotyki, tańczenie do rana. Sora - zatrzymała się na chwilę. Mówiła cicho, monotonnym tonem wypranym z emocji, jak by słowa nie należały do niej. Nie wychodziły przecież z jej własnej woli. Przymknęła z całej siły powieki nie chcąc patrzeć na swoją porażkę. Ciało zaczynało lekko drżeć, a j e g o dłoń na policzku nieprzyjemnie ciążyć. Dodawał jej otuchy tak samo mocno, jak przypominał o swojej pozycji. O swojej władzy. - Wpadłam na niego przypadkiem. Pomógł mi się spakować na kilka dni. Zabrał mnie do siebie. Puszka też. Ćpaliśmy. Robiliśmy t o wielokrotnie. Wszystko zlewa się w jedną całość - kontynuowała nie potrafiąc przestać. Fakt, że wypluwała z siebie wszystko sprawiał jej niemal fizyczny ból. Próbowała się hamować, ale nie mogła. Nie wiedziała, w którym momencie pojedyncze łzy zaczęły spływać po jej policzkach. Nachyliła się do przodu opierając czołem o jego udo. Próbując ukryć twarz w materiale jego spodni. - Ciągle. Ciągle ktoś na mnie patrzył. Ciągle ktoś za mną chodził. Piłam więcej, żeby się nie martwić o Puszka. Nie pomogło. Sora powiedział, że może powinnam odpocząć. Więc postanowiłam uciec. Daleko. Nic mu nie powiedziałam. Żeby i tobie i jemu było lepiej - urwała w końcu z całej siły nie chcąc mówić więcej. Walczyła ze sobą i z trzyliterowym słowem, które niczym wyrok ciążyło na jej rozemocjonowanym umyśle.
- Proszę wystarczy - wyszeptała zasysając ustami jego kciuka - Pozwól mi - dodała kierując twarz na jego kroczę. Napierając nosem na rozporek spodni.
Saga-Genji Shizuru ubóstwia ten post.
- Chciałbym - odparł. Zmrużył nieco powieki. - Musisz, w takim razie, kiedyś pokazać mi, na co cię stać. - Jeśli ostatecznie dziewczyna się na to odważy.
Niektórzy dziwili mu się, że jeszcze nie zawarł kontraktu - zapewne dziwią się do tej pory, nie wiedząc, nie mogąc wiedzieć, że ten stan rzeczy uległ zmianie. Jego ojciec był gorącym zwolennikiem wykorzystywania yūrei - a przede wszystkim ich mocy - do własnych celów, więc dla Shizuru było to dość normalne, po prostu naturalna kolej rzeczy. On sam jednak widział w tym myśleniu także dużo wad. Szczególnie że yūrei mogły być bardzo potężne i tym samym zdominować człowieka, żerując jedynie na jego witalności, energii, psychice. Wolał zatem dobrać swojego kontrahenta ostrożnie, zamiast stosować się do reguły ojca brzmiącej: „im więcej, tym lepiej”. Prawdę mówiąc… zawsze sądził też, że będzie to Setsurō, kiedyś. Zawarcie kontraktu z Naksu było aktem desperacji - niepohamowaną chęcią utrzymania jej przy życiu, nawet jeśli tylko pod postacią tego udającego żywe ciało naczynia. Niemniej, tak jak się spodziewał, kontrola wymuszona przez keiyaku suru była mu słodka. Nie musiał praktycznie wcale się starać, by ją narzucić - po prostu istniała jako nieprzejednane prawo w ich umowie. Smakowało jak coś, od czego mógł się uzależnić.
Słowa wypływały z jej ust gładkim, jednostajnym strumieniem. Pierwsza część nie brzmiała aż tak źle - to znaczy, była beznadziejna obiektywnie rzecz biorąc, ale też - niestety - nie była niczym nowym. Naksu, rzecz jasna, obiecywała wiele razy, że przestanie ćpać, lecz Shizuru nie był przecież naiwny, zatem nie łudził się, że jej dotrzyma. Słuchając, głaskał ją po głowie i spoglądał badawczo w jej rozbiegane oczy. Gładził też po rozpalonym policzku, uspokajając zarówno siebie, jak i ją.
Wiedza, że była z tym mężczyzną, wzburzała toń jego umysłu. Tym, co jednak wzbudziło w nim szczere zdziwienie, było to, że prawdą okazały się jej twierdzenie o spotkaniu go przez przypadek. No chyba że…
- To prawda? Że nie pojechałaś do niego specjalnie? - spytał, przerywając jej na moment. - Odpowiedz szczerze. - Jego poprzedni rozkaz nie był doprecyzowany - to był błąd. Powinien uważać na przyszłość, jak je formułuje, na przyszłość. W końcu nawet najlepsze serum prawdy było bezużyteczne, gdy nie pytano o odpowiednie kwestie - choć i tak był zadowolony, że komenda wydobyła z kobiety tyle informacji. Zgarnął kciukiem łzy z jej policzka, ale nie kazał jej przestać. Jeszcze nie. Być może później wynagrodzi jej ten ból, lecz póki co był konieczny.
Shizuru też odczuwał ból - i złość, nadal kwitnącą w jego sercu, ale też zdawał się coraz bardziej odzyskiwać spokój. Nienawidził, że z nim przebywała, nie mówiąc już o pieprzeniu go - obrzydzał go fakt, że ją w ogóle dotykał - ale… Nie mógł tak dawać się jej ranić, skoro miała gdzieś to, że właśnie to powoduje, czyż nie? Czuł powracającą do niego obojętność, mechanizm obronny, którego zdołał pozbyć się na pewien czas względem niej, a który teraz powolnymi krokami znów ku niemu zmierzał.
„Sora powiedział, że może powinnam odpocząć.” Bo przecież chce dla ciebie jak najlepiej, tak? Wpychając w ciebie nie tylko swojego chuja, a jeszcze wszystkie te narkotyki. Cóż za troska. Pokręcił głową. Naiwna, naiwna Naksune.
Wycofał swoją wolę i uwolnił jej umysł z potrzasku swoich szponów. Cóż, przynajmniej on nie jest niczego świadomy i nie pojawi się nagle na progu ich domu, jakby miało ruszyć go jego wątpliwe sumienie.
Wycofał swoje dłonie i zrobił krok w tył. - Nie pozwalam - rzekł sucho, już kolejny raz dzisiaj. - Nie mam ochoty zbierać po nim jakichś… resztek. - Odwrócił się od niej, by nalać sobie więcej alkoholu, i z pełną już szklanką ruszyć w stronę łóżka. Usiadł na nim ostrożnie, a potem na wpół położył się, na wpół oparł plecami o zagłówek. Lód zastukał o szkło, gdy poruszył nim w kółko. Wziął łyka, krzywiąc się lekko na intensywny smak - wcześniej, w czasie największej złości, nawet go nie odczuł. Teraz, gdy zapanował stoicyzm, zmysły miał bardziej wyostrzone.
- Naksu… - mruknął, przeciągając leniwie ostatnią sylabę; ton miał taki, jakby za chwilę miał zacząć mówić o planach na wakacje - jakbym ci… obiecał - ubrał słowo „zagroził” w piękniejsze sukno - że go zabiję, jak jeszcze raz się z nim zobaczysz, uwierzyłabyś mi?
Warui Shin'ya, Fukai Ichigo and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
- Trafiłam na niego przypadkiem na mieście. Zaprosił mnie do siebie, więc z nim pojechałam. Chciałam z nim pójść, żeby było bezpieczniej. W tamtym momencie po prostu myślałam, że tak będzie lepiej - doprecyzowała. Nawet jeśli prawda okazała się bardziej szalona niż można było przypuszczać. Sora był częścią jej życia odkąd pamiętała. To on trzymał jej włosy, gdy rzygała na imprezach jako nastolatka. To on ją ratował, gdy przedawkowała. To też on zaproponował jej pierwszą kreskę. I to on mówił jej, że zapijanie smutków alkoholem było normalne. Ta znajomość była toksyczna, ale co w Naksu takie nie było? Shizuru był inny. Był tą częścią świata, którą kochała całym sercem. Był jak Puszek. Był dla niej za wysoką ligą. Czymś nieosiągalnym. Poza jej zasięgiem.
Klęczała tak jeszcze chwilę dłużej. Nie była w tej historii ofiarą. Wręcz przeciwnie. Wszystko stało się przez nią. Więc dlaczego właśnie tak się czuła? Na trzęsących się kolanach powoli zaczęła się podnosić. Nie było jej się szkoda. Patrz Naksu, brzydzi się tobą. Jesteś obrzydliwa - mówiła do siebie w myślach, po raz ostatni pociągając pełnym, posypanymi delikatnymi piegami, nosem. Spojrzała na swoje drżące dłonie mając wrażenie, że paliła ją cała skóra. Każdy jej skrawek, który dotykał ktoś inny. Wtedy, gdy była już na tyle naćpana, żeby nie móc się ruszyć, ale umysł wciąż rejestrował to co się działo. Nie potrafiła sobie przypomnieć czy robiła to tylko z Sorą. Czy był tam ktoś inny. Gorące łzy paliły ją pod powiekami, gdy wszystkie myśli kotłowały się w istnym chaosie hejtu i obrzydzenia sobą. Powinna była umrzeć. Tak byłoby łatwiej. Lepiej dla Shizuru. Rzuciła ukradkowe spojrzenie na Puszka, który kręcił się od niechcenia po pokoju. To była jego wina, że wciąż zatruwała powietrze innym. Wszystkie te myśli sprawiały jej ból. Ból, który chciała uciszyć. Czymkolwiek. Jak najszybciej. Może tym razem czymś mocniejszym niż tabletki? Tym właśnie była. Wyrzuconymi, brudnymi resztkami, których nikt nie chciał, więc przykleiła na usta lekki uśmiech, w końcu się prostując.
- Masz rację, kochanie. Przepraszam - przytaknęła patrząc jak nalewał sobie drinka. Nie dziwiła mu się. Też nie chciałaby na siebie patrzeć. Stojąc tak nieruchomo wyczekała aż usiadł na łóżku i się ułożył. Miała okropną ochotę porwać Puszka na ręce i wybiec z kajuty. W zamian za to podeszła do łóżka siadając na podłodze tuż przy nim. Nie odważyła się położyć obok Shizuru. Nie w takim momencie. Położyła ręce na materacu łóżka, a na nich oparła swoją brodę. Jej twarz znajdowała się na poziomie nóg Shizuru, co wcale jej nie przeszkadzało. Tak dziwny spokój wywoływał w niej niepokój.
Słysząc jego słowa zamrugała kilka razy. Uniosła głowę spoglądając z dołu na narzeczonego.
- Przecież obiecałeś, że tego nie zrobisz - przypomniała mu patrząc na niego wielkimi orzechowymi tęczówkami, z czystym zaufaniem, jak by nigdy nie mógł jej zawieść. Nie brała pod uwagę żadnej innej możliwości. Przełknęła ślinę ponownie kładąc brodę na dłoniach. - Nie mógłbyś zabić w zamian mnie?
Ye Lian, Morrigan Sherwood, Saga-Genji Shizuru and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
W wyniku długiej stagnacji jednego z graczy wątek zostaje odgórnie zakończony, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry, zapraszamy do rozegrania dalszej akcji w retrospekcjach.