Kuchnia jest jednym z miejsc, gdzie można odnieść wrażenie, iż dosłownie Eiji zadbał o jej wystrój. Nic w tym dziwnego - na jednym z blatów znajduje się podłużna donica z różnymi ziółkami, które można wykorzystać bezpośrednio do gotowania, natomiast na półeczkach bardzo często można zauważyć inne rośliny, jak chociażby słynne pieniążki czy pnące się do góry monstery. Po szafkach poupychane są najróżniejsze suche składniki, a w lodówce - w której co chwilę tworzy się lód, jaki to przydałoby się wyskrobać - panuje podział półek ze względu na obecność drugiego współlokatora. Zamrażarka jest natomiast dopchana do reszty mrożonkami i innymi tego typu rzeczami.
Może to pomieszczenie nie wygląda nowocześnie i idealnie, wszak meble mają na spokojnie więcej lat niż sami mieszkańcy, co nie zmienia faktu, iż posiada swój własny, unikalny urok. I okno, które powinno być naprawione, wszak niespecjalnie się chce domknąć.
Na temat związków i relacji mógłby długo i wesoło szczebiotać. Kochał, był kochanym, łamał serca i miał łamane własne. Pytany chętnie opowiadał o swoich przemyśleniach i doświadczeniach. Czasami robił to nawet nie będąc zachęcanym. Uśmiechną się parę razy i mrukną coś pod nosem pojednawczego oddalając się jednak od tych tematów widząc, różnicę w poglądach które pogarszały nastrój, jak i potem nie kontynuując wątku polowania na jakąś bogatą rybkę - to już przez wzgląd na jego własną psychiczną wygodę. Zaczynał za dużo myśleć o matce. Chciał uniknąć sytuacji w której musiałby się zmuszać do uśmiechu pomimo narastającego przygnębienia. Przykładowo rozmowa o uczelni jest tematem wygodnym i wartkim. W ogóle cała rozmowa staje się niespodziewanie lekcją botaniki. Kto by pomyślał?
Być może powinien być bardziej subtelny w swojej uwadze, lecz pomyślał o tym po fakcie przyglądając się jak chłopak siedzący na przeciwko trudzi się wiosłowaniem pałeczkami. Słuchał też wyjaśnień z uwagą marszcząc nieco brwi widząc bliznę, która wywoływała fantomowy ból. Nie ośmielił sobie pozwalać na bardziej realistyczne wyobrażanie potencjalnych okoliczności które doprowadziły do urazu.
- Teraz też nie musisz się martwić. To tylko ja, nie ma powodu przy mnie się wstydzić tego jak jesz, ziom. Jak chcesz pozwól, że cię trochę ośmielę, co - dla zademonstrowania swojej wspierającej postawy, podniósł talerz z jedzeniem jena ręką i przystawił do rozdziawionych ust. Zawartość niemalże sama zaczęła zsuwać się po nachylonej powierzchni w towarzystwie zasysająco-siorbiących dźwięków. Nie poprzestając na tym, Asami barbarzyńsko zagarną pałeczkami nadmiarową fałdę jedzenia do tego stopnia, że po odstawieniu naczynia oba poliki były chomiczo nadęte. Twarz błyszczała od tłuszczu prezentując skrajne zezwierzęcenie i dumę. Bez wątpienia jakiś przodek w tym momencie przekręcał się w grobie.
Słuchając dalszych, kulinarnych pochlebstw stało się to co żartobliwie zapowiadał - poczuł się lekko zawstydzony. Ciężko było się mimo wszystko opierać szczeremu słowu. Niespodziewana, chwilowa spiekota popieściła poliki. Wycierając wierzchem dłoni kąciki ust markował to uczucie pogrążając się w zamyśleniu nad zabawnymi sytuacjami.
- Nie potrafię chyba wybrać takiej naj. Mam wrażenie, że co tydzień przydarza się coś dziwnego ale już jestem znieczulony, że wszystko się zlewa w normalność. Zawsze mam jednak w głowie sytuację ze swoich początków. Pewnego wieczoru przyszedł klient z drinkiem w ręce - pinacoladą na kruszonym lodzie. W szklance. Było już po północy. Prosił o wstawienie jej do mikrofali na 3 minuty. Dostałem za to 1000 yenów napiwku. Pracowałem wtedy w takiej typowej budce z ramenem i co zabawne w odległości kilometra nie było żadnych barów, a gość był trzeźwy - tak, to była historia z gatunku tych famili friendly. Kai wolał odpuścić opowieści dziwnej treści o tym, jak traktowane bywało jedzenie przez wzgląd, ze sami byli w trakcie posiłku. Historie o ćpunach, pijakach lub bezdomnych zaś bywały bardziej żenujące niż zabawne. Zależało mu w końcu na podtrzymaniu lekkiej, zabawnej atmosfery tak by Eiji czuł się komfortowo. Być może właśnie dlatego słysząc pytanie o pochodzenie dzieci odpowiedział prostolinijnie.
- Moje własne - kłamstwo w jego figlarnych ustach wydawało się oczywiste i wyjątkowo zuchwałe. Nie mógł nic na to poradzić - sam się z siebie zaśmiał - Rodzina. Nie do końca taka powiązana krwią ale rodzina - potwierdził uśmiechając się cieplej na myśl o kilku psotnych twarzach - Jeżeli na poważnie chciałbyś zmienić otoczenie i pobawić się w pomoc kuchenną to mógłbym zapewnić ci taką rozrywkę. Musiałbyś sobie tylko zorganizować dzień wolny. Wziąłbym cię do siebie, na swoje śmiecie i mógłbyś pobawić się ze mną w kucharzenie. Dzieciakom nie robi różnicy jak poszatkowana jest kapusta, a im wolniej ci idzie tym bardziej są zadowolone - straszne z nich wampiry energetyczne łase na atencję. Wynagrodzeniem byłby jednak wyłącznie mój kulinarny mentoring. Wyżywienie w gratisie - zarzucał propozycję nie wiedząc, czy florysta faktycznie miał chęci i powstrzymywały go jedynie obawy dotyczące własnej niepełnosprawności. Jeżeli tak to Kai mógł dać mu rozwiązanie. Nie kosztowało go to nic. Nie wchodził jednak w szczegóły, że to dotyczyło sierocińca w Nanashi. Wydawało się to niepotrzebnie ponure w tym momencie. Ledwie się poznawali i wszystko wydawało się takie niezobowiązujące.
Na pytanie o klepaniu kodowego Frankensteina mógł tylko bezradnie wzruszyć ramionami bo tak właśnie było. Zakodował też by w wolnej chwili podesłać Umemiji odpowiednie materiały. Może to zrobi jeszcze przed pójściem spać podczas skrolowania Internetów na dobranoc?
Nie protestował kiedy Eiji zabrał się za sprzątanie. Wydawało mu się to dość naturalne. Z wieloma znajomymi miał podobne nieme ustalenia: jeżeli gotował to ktoś inny sprzątał. Działało to też naturalnie na odwrót i dobrym przykładem tego była Carei. Nawet więc mając świadomość niepełnosprawności i mozolności Eijiego pozwolił mu być. W końcu to jego dom - kim był by mu tu czegoś zabraniać. Pomagając w sierocińcu zdawał sobie sprawę z tego jak małe dzieci ceniły sobie niezależność, a co dopiero dorosły mężczyzna. Nawet więc jeżeli porządkowanie trwało dłużej niż powinno to nic.
Kai przeglądał wiadomości na komórce z czatu swojej grupy uczelnianej, pracy i jeszcze kilku innych prywatnych. Podniósł soje jasne tęczówki dopiero kiedy się do niego zwrócono.
- Super, będę wdzięczny - naprawdę miał to na myśli. Świeże ubranie, ciepły prysznic, posiłek i świeża pościel - potrafił z tych dobroci czerpać szczęście. Nigdy nie odmawiał gdy były mu proponowane - Przeważnie mieściliśmy się razem w twoim łóżku - kłamie starając się brzmieć naturalnie i szczerze Asami wpatruje się przy tym w Pana Domu ciekawy reakcji - Teraz biorąc pod uwagę okoliczności mogłoby to być dla ciebie niekomfortowe więc wezmę kanapę - zaproponował wspaniałomyślnie trzepocząc niewinnie rzęsami.
@Umemiya Eiji
Chociaż, o czym ja myślę, skoro samemu obecnie odczuwam skutki tych wszystkich zdarzeń losowych, jakie to potrafią mieć miejsce. Nie wątpię zatem, iż mój przypadek jest jednym z wielu licznych, choć niekompletnie kończących się w ten sposób.
- Prawdopodobnie. - podkreślam to słowo, wszak znaczy ono naprawdę wiele. Szansę. Być może będzie mi dane zobaczyć Kaia w kompletnie innym wydaniu, ale to nie jest tak, że kompletnie tego od niego wymagam. Niech po prostu będzie sobą. Bez tych wszystkich stereotypów narzucanych przez społeczeństwo. Kaiem. Tyle i aż tyle, choć w chęci zmieszczenia się w konkretne ramki dość łatwo jest zapomnieć o własnym istnieniu. Może siedzenie we własnych, czterech ścianach, pozwoliło mi to dostrzec, a może gdzieś od początku nowego życia zacząłem zwracać na to bardziej szczegółową uwagę - o odpowiedzi mogę tylko pomarzyć.
Popijam napój. Z jednej strony odczuwam jego początkowe działanie, z drugiej nie aż tak mocne, jak mógłbym się tego po sobie spodziewać. A może to nawet ta niewielka ilość powoduje, iż wpadam w nieco lepszy nastrój? Nie mam bladego pojęcia. Może to przemęczenie problematycznych nocy w tymże mieszkaniu. Zero spokoju - i nie mówię tu o przygarniętym obecnie studencie, a o dziejących się na zewnątrz powoli imprezach, kiedy to ludzie zapominają o tym, jak należy zachowywać odrobinę kultury w miejscu publicznym.
Odczuwam jednak tę niewielką, acz wystarczającą zmianę atmosfery, która powoduje uaktywnienie się szóstego zmysłu, jeżeli tak to mogę nazwać. Pod kopułą czaszki pojawia się głos oczerniający moje naciśnięcie na pewną granicę; wycofuję się. Nie zamierzam psuć struktur i stawiać chłopaka w sytuacji, w której pragnąłby wręcz uciec z tego lokum, czując opresję z mojej strony. Zawsze stawiam na pierwszym miejscu osobę, dopiero potem inne aspekty, jak chociażby rozkwitająca ciekawość pragnąca przejąć miejsce na podium. Zaintrygowanie jest cechą naturalną podczas rozmów, ale też - kontrolowalną. Tak więc chwytam za sznurki i nie decyduję się kontynuowania czegoś, co mogłoby przynieść znacznie więcej szkód niż pożytku. Nie jestem w stanie stwierdzić, co dokładnie się zadziało, ale zauważam zmianę.
- Tylko i aż nadto, Asami. - powiadam, kiedy to działanie poprzez drugą rękę może nie jest idealne, ale nadal - staram się zachować jakiś poziom kultury. Jak się okazuje, poprzeczka nie zostaje zbyt wysoko postawiona, kiedy to student informatki decyduje się ją zrównać z poziomem godnym podziemnego parkingu samochodowego. Patrzę z widocznym rozbawieniem, jak ten decyduje się pójść na totalną łatwiznę, co dość ładnie prezentuje mnie w końcówce spożywania zupek chińskich. Śmiech wręcz opuszcza moje usta, co jest obecnie rzadkim zjawiskiem. Bardzo rzadkim, niecodziennym. - Matkobosko. - próbuję się powstrzymać od reakcji, na co uderzam lekko dłonią o blat stołu. Módlmy się, że ten mebel nie jest kartonem opakowanym w piękne pudełko, bo będziemy mieli problem. - Starsi to by cię totalnie za to zjedli. Ale całe szczęście, nie jestem starszym, a ty nie musisz wpisywać się w tym mieszkaniu w stereotyp idealnego Japończyka. Bądź sobą. To dobra cecha, rzadka w dzisiejszych czasach.
Od fałszywych uśmiechów wolę paskudną prawdę, byleby rzeczywistość nie była zakłamana. Pełna konieczności. To prawda, że nasze wychowanie zapewne bardzo mocno wpływa na to, jak kształtuje się kolejne pokolenie. Niesiemy na swoich barkach brzemię, którego zrzucić się boimy, ale widzę, że istnieją jednostki, które zdecydowały się podążać własną ścieżką, a nie tą już dawno temu, przez praprapradziadki, wydeptane.
Życzę każdemu wszystkiego, co najlepsze. Chyba brzmię niczym ktoś, kto naprawdę dobił sześćdziesiątki.
- Początki wydają się być najbardziej emocjonalne, hm? - dla mnie każda rzecz, której wcześniej nie robiłem - czytaj, bardzo wiele, jak nawet to gotowanie razem - jest dla mnie wyjątkowo intensywna. Godna zapamiętania. Niemożliwa do zapomnienia. - Ale nic w tym dziwnego. W końcu człowiek się uczy i stresuje pewnymi rzeczami. W tym takimi... jednostkami specjalnej troski, jeżeli mogę to tak określić. - nie mówię szyderczo wobec osób, które mogą brać różne substancje, aczkolwiek wolałbym nie trafić na kogoś takiego w ciemnej uliczce. Po prostu. Brawura, agresja czy inne, negatywne emocje, potrafią przejąć kontrolę nad człowiekiem w zaskakującym tempie wręcz. - 1000 yenów piechotą nie chodzi. Myślę, że wielu podjęłoby się tej rękawicy. - lekki uśmiech zdobi moją twarz. - Posmakowało mu to chociaż czy zapłacił i poszedł, nie informując o zadowoleniu z tej usługi? Kto wie, może w tym momencie budka zyskała pięć gwiazdek? Albo może właściciel chciał cię sprawdzić? - drugie dno. Zawsze gdzieś musi być, ale czy aby na pewno? Przecież bywa i tak, że pracownicy są sprawdzani poprzez inne, zatrudnione osoby, które mają na celu sporządzić dokładny raport z tego, jak funkcjonuje dany sklep.
Dlatego ta opcja nie wydaje się być tak odległa od rzeczywistości, gdy podejmuję się zmywania naczyń, które idzie zdecydowanie lepiej od krojenia warzyw. Tutaj mam jeden plus - na pewno nie uszkodzę sobie dłoni, choć czym byłoby takie rozcięcie wobec tego, co skrywa w sobie psychika?
Niczym konkretnym. Kolejną raną; kładę umyte płynem do naczyń i gąbką talerze na odpowiedni stos zalegający na suszarce.
- Serio? - aż tuptuptam nogą o podłogę, czując się niczym śledczy, który pragnie wykryć kłamstwo podejrzanego. Chociaż to nie jest kompletnie ta kwestia. To nie tylko mimika twarzy, ale też i inne rzeczy; coś mi się wydaje, że chłopak lubi być bajkopisarzem. Coś jednak blokuje moją możliwość odkrycia, czy potencjalnie podkrążone oczy są dowodem na posiadanie pod swoim skrzydłem maluchów. Też, z trudem mogę określić dokładny wiek Asamiego, co byłoby wręcz kojące na kolejne wnioski. Cóż. Nie tym razem.
Ale ten i tak się poprawia, opowiadając o dzieciakach ze swojej rodziny, co pozwala mi uniknąć jakiejś odmiennej konfrontacji. - Zgłoszę się. W ogóle mam twój numer telefonu? To znaczy się, pewnie mam, ale niezapisany, znajdujący się w obrębie ogromu innych wiadomości. - wzdycham. No tak, są plusy i minusy. - Tak żeby się skontaktować później w tej sprawie.
Bardziej minusy; myślę nad kwestiami rozlokowania każdego z nas w mieszkaniu, aby było komfortowo i bez niepotrzebnych problemów. Współlokator może nie chcieć gościa i powinienem wziąć jego słowo pod uwagę, ale z drugiej strony nie wydaje mi się, żeby to było konieczne. W większości i tak go nie widzę, więc jakie jest prawdopodobieństwo, że Kai się na niego natknie podczas porannego chodzenia?
- Podobno ludzie nie lubią wychodzić z rutyny. Myślę, że to czas, aby trochę nagiąć te zasady. - dodaję jeszcze, zanim przechodzimy do kwestii nocowania.
I tak, te słowa powinny mnie zastanowić. Powinny mnie wprawić w zakłopotanie, bo brzmią realnie. A przynajmniej realnie na to, co Kai stara się sobą reprezentować, gdy przechodzę do pokoju i zostawiam otwarte drzwi, aby przynieść następnie komplet jakichś czystych ciuchów. Nie powinno być problemów, a przynajmniej mam taką nadzieję.
- Nie, nie, nie ma tak łatwo. - mruczę pod nosem, podając studenciakowi odpowiednie rzeczy, przyglądając mu się wyjątkowo uważnie, aby wyłapać każdy, drobny szczegół w jego rysach twarzy, który zdradziłby mikroekspresję. Gdy niczego nie dostrzegam, skupiam sie na stanie pokoju i domu. - Wierzę, że przed utratą pamięci, nawet jeżeli nie byłem aż tak rozgadany - well, shit, zwalmy sobie winę na alkohol - miałbym w pokoju specjalnie przyszykowany komplet składający się z kołdry i poduszki. Co więcej, zwracając uwagę na to, iż pojawiałeś się u mnie, jak to stwierdziłeś, raz w tygodniu, dwa razy w tygodniu przy dobrym wietrze, nie widziałbym potrzeby chowania tych rzeczy. Zaskoczę cię. Mam dwa komplety pościeli, ale jeden z nich jest... delikatnie od dłuższego czasu nieużytkowany. - zatrzymuję się na ten krótki moment. - Właśnie, będę musiał go wrzucić do prania. - zastanawiam się na ten krótki moment, kradnąc tym samym z szafki tenże komplet, aby zadowolić wygłodniałą od dłuższego czasu pralkę. - I nie, pościel u mnie w pokoju nie jest na tyle duża, aby przykryć dwie osoby jednocześnie. - chwała pewnej osobie, która zechciała mnie nauczyć pewnych umiejętności w zakresie wnioskowania. - Co jeszcze? Miałbyś pewnie u mnie specjalnie przygotowaną szczoteczkę, a takiej nie ma. Gąbkę też. Chyba że przed tym wszystkim po prostu cię nocowałem i nie dbałem o to, czy masz czym się przykryć w nocy, ale wtedy to bym cię pewnie do łóżka nawet nie dopuścił.
Kończę na tym swój monolog. Może tu mieszkam i niezbyt wiele pamiętam, ale wiem, ile mam pościeli, ile szczoteczek w kubku i ile
- Podejrzewam, że gdybym się zgodził, to twoja reakcja, o ile byłbyś w stanie ją ugrać, prędzej czy później zostałaby przyciśnięta dyskomfortem. Albo sam bym się nim udławił. - odpowiadam, kierując go tym samym do łazienki. - Jeżeli coś ci się nie podoba, to ciała nie oszukasz. - niechęć łatwo można wykryć nie tylko w słowach, ale też i w odsuwaniu się. - Faceci bywają bardziej bezpośredni. - dorzucam jeszcze.
Po nas widać. Mało który zechce postarać się bardziej, aniżeli pójść prostą drogą. Może niekoniecznie od razu, może niekoniecznie wszyscy, ale ile jest takich jednostek, które mają inne podejście w tej kwestii?
- Powiedz mi, jeżeli będziesz czegoś jeszcze potrzebował. - mówię i odchodzę od drzwi, zapewniając mu dozę prywatności, jakiej potrzebował. - Chyba że byliśmy tak blisko, że trzymałem twoją dłoń podczas srania i bardzo sukcesywnie cię wspierałem, to postoję wtedy w progu i poczekam na odpowiedni moment.
I śmieję się. Lekko, widocznie rozbawiony, nie wiem, czy od alkoholu, czy od czegoś innego. Może to wszystko uderza od zmęczenia, a może naprawdę bym go powspierał dobrymi słowami podczas tak prymitywnej czynności.
- No, w każdym razie żartowałem. - i już naprawdę odchodzę, nie nadszarpując już potencjalnych nici, które mogły zostać zerwane. - Miłego!
Rzut: dedukcja x2 (5, 81)
@Asami Kai
- Coś w tym pewnie jest, nie bez powodu przeważnie wspomina się o tych pierwszych razach, a nie setnych - pierwsza miłość, pocałunek, pierwszy dziwny klient. Potem wszystko powszednieje i nie wydaje się takie niezwykłe. Czasami zabawne jest to, jak na wiele rzeczy można się znieczulić. Myśląc o tym dopił alkohol - Ach, nie wiem. Wziął i poszedł. Ale chyba tak...? Skoro to coś czego chciał - wzruszył ramionami nie chcąc przyznać wprost, że był dość płytki i powierzchowny w kontaktach z klientami. Tak pewnie działa to całe znieczulenie. Przy pierwszym i ósmym kliencie martwił się czy ten jest zadowolony, lecz przy tysięcznym, nawet dziwnym, był już zobojętniały.
Ach, nie powinien z taką pasją próbować go podpuszczać... Gość mimo wszystko miał amnezję i oczywiste jest, że samo to sprawia, że ludzie tacy są ostrożniejsi w kontaktach z innymi. Kłamstwami łatwo zniechęcić ich do kontaktu. Jednocześnie ten sam fakt popychał go do testowania granic. Bez wątpienia w piekle czeka na niego odpowiedni kocioł za to, że ulegał tej moralnie wątpliwej psocie. Opierać się jej było ciężko. Walczył ze swoją głupota resztkami rozsądku każącymi odsłaniać karty obrażając to wszystko w coś żartobliwego, niegroźnego, bajkopisarskiego. Zwracał uwagę na to czy obiekt "wkrętów" się złościł, lecz nie wyglądało na to. Wyjątkowo tolerancyjny.
- Yhym, nie mam jednak pojęcia jak mnie zapisałeś. Zanotuję ci starą techniką długopisu i kartki - zaoferował wskazując niekulturalnie na niego pałeczkami.
Kai nie jest starym lisem, lecz zdecydowanie miał zadatki na młodego. Gawędziarz o żartobliwym i psotnym usposobieniu. Kiedy pojawił się monolog z nieoczekiwaną analizą przypadku niemalże można było dostrzec materializująca się za plecami kitę poruszającą się w zaintrygowaniu, lekkim zdezorientowaniu, a na końcu rozbawieniu.
- Ktoś może nie ogląda koreańskich dram ale najwyraźniej przesadza z serialami kryminalistycznymi, co? - bezradnie pokręcił głową jak typowa ciotka - Nie pierz teraz pościeli, nie ma co utrudniać - rzuć to po prostu na kanapę. Jest w porządku - powstrzymał go ze swobodą i pewną namową. Nie był wybredny. Nie było też potrzeby kłopotać gospodarza bardziej. Tym samym w pewien sposób przyznał, że wydało się żartobliwe kłamstwo związane z dzieleniem łóżka. Chciał Nie tłumaczył się ze szczegółów uznając, że drugi monologował i nie oczekiwał żadnych wyjaśnień. Prawdą było, że Kai poczuł się w pewnym momencie niewygodnie i znalazło to odbicie w jego wyrazie twarzy. Początkowo czuł się z tym żartem wygodnie. W końcu jemu samemu by to nie przeszkadzało. Dzielenie łóżka nie było wielką sprawą. Tak jak bezdomne koty tłoczyły się na sobie, tak samo potrafił ściskać się na głupim fotelu z kumplami w Nanashi. Chciał zażartować z pruderyjności ludzi "z cywilizowanego miasta". Bełkotał więc w żartach, a cały ten wywód, który otrzymał w zamian z wtrąceniem o całej tej męskiej bezpośredniości sprawiło, ze wszystko brzmiało dziwnie poważnie i nie na miejscu. Przyjął zatem ubrania i zamknął się w łazience śmiejąc się w głowie z siebie samego. Wyglądało na to, że właśnie sam sobie strzelił w stopę, czy też inne kolano. Tak się kończą wygłupy. Zganił się z pewną bezsilnością. Wyglądało na to, że ciągle wiedział czym jest wstyd.
Nie skomentował tego, lecz Eiji w rzeczywistości dbał o zbyt wiele szczegółów. Kai jednak nie pozwalał o ich egzekwowanie. Nie chciał mieć żadnej własnej szczoteczki w tym miejscu, nie potrzebował żadnych gąbek skoro miał ręce, nie zostawiał ubrań, książek ani innych prywatnych rzeczy. Wszystko co było niezbędne mieściło się w plecaku. Kiedy opuszczał te miejsce wraz z nim miały znikać wszelkie ślady jego egzystencji. Nie należał tu. To nie było jego miejsce. Po prostu żerował na cudzej litości - patrząc w swoje odbicie w lustrze dal sobie upomnienie regulując bulgoczące emocje.
Odświeżony rzucił się na kanapę. Jeszcze przez chwilę nadrabiał historię czatów. Może i ostatecznie spał krótko, lecz jak kamień. Obudził się z rana wraz z wibracją budzika. Miał do siebie żal, że pił przed snem ale mleko się rozlało. Poruszając się jak złodziej z przyszykowanego wczorajszego wieczoru wywaru przyrządził imbirową zupę na śniadanie, którą naturalnie podzielił się z panem tego domu. Będąc sobą dokazywał i wesoło trajkotał ostatecznie zostawiając Ume samego ze sobą. Na złożonej pościeli znajdowała się karteczka z numerem telefonu.
|zt