Kuchnia
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Umemiya Eiji

Sob 27 Lip - 15:50
Kuchnia


Kuchnia jest jednym z miejsc, gdzie można odnieść wrażenie, iż dosłownie Eiji zadbał o jej wystrój. Nic w tym dziwnego - na jednym z blatów znajduje się podłużna donica z różnymi ziółkami, które można wykorzystać bezpośrednio do gotowania, natomiast na półeczkach bardzo często można zauważyć inne rośliny, jak chociażby słynne pieniążki czy pnące się do góry monstery. Po szafkach poupychane są najróżniejsze suche składniki, a w lodówce - w której co chwilę tworzy się lód, jaki to przydałoby się wyskrobać - panuje podział półek ze względu na obecność drugiego współlokatora. Zamrażarka jest natomiast dopchana do reszty mrożonkami i innymi tego typu rzeczami.
Może to pomieszczenie nie wygląda nowocześnie i idealnie, wszak meble mają na spokojnie więcej lat niż sami mieszkańcy, co nie zmienia faktu, iż posiada swój własny, unikalny urok. I okno, które powinno być naprawione, wszak niespecjalnie się chce domknąć.



nozomi

見つかって無くして わからないままで fate somehow brings me hope inside my heart
Umemiya Eiji
Umemiya Eiji

Sob 27 Lip - 16:23
22/04/2038, kontynuacja

Pewne rzeczy są nietypowe, ale pewnym rzeczom też się nie da zapobiec - chociaż nie, chwila, gdybym był bardziej asertywny, potrafiłbym odmówić wzięcia losowej osoby z ulicy do własnego mieszkania. Może dlatego wcześniej tak ciężko było mi przetrwać, ale z drugiej strony chcę powiedzieć, iż raz się żyje. Może to ta nuda w postaci siedzenia w domu we własnych czterech ścianach mnie podkusiła do przyjęcia Asamiego pod własny dach, a może to własny brak rozsądku i instynktu przetrwania - nie wiem, choć się domyślam. Powinienem być bardziej stanowczy, a mniej się bać o to, co ktoś o mnie pomyśli.

Ale cóż, mleko się rozlało i mam nadzieję, że paneli nie podniesie, gdy będzie tylko na chwilę na chłodnej podłodze; gdy do torby pakuję rzeczy potrzebne na ugotowanie miso ramenu, jak i yaki sobę, gdyby tylko się okazało, że jedno danie to za mało. Lubię mieć wybór, a nie konieczność ponownego chodzenia do sklepu, gdy słońce zachodzi i jedyne, co po sobie zostawia, to uczucie specyficznej nostalgii; opuszczamy sklep i kierujemy się tym razem w stronę mieszkania, aby następnie otworzyć kluczem drzwi od klatki. Nie jest ona w idealnym stanie, ale, jak spojrzałem na cenę czynszu, na takie problemy można przymknąć oko.

- Zapraszam. - otwieram drzwi od mieszkania, wpuszczając pierwsze Kaia do środka. Może to jakaś uprzejmość się we mnie budzi, a może po prostu, jak sobie tak myślę, nie chcę być odsłonięty; nie ma to znaczenia. Znaczenie ma to, iż przekraczamy próg bezpiecznych murów, w których to nie muszę się absolutnie niczego obawiać. Z trudem przechodzę obok roślin, dotykając jednego z bluszczy, który to zdecydował się na mnie obrazić; podnoszę doniczkę, przyglądam się uważnie i staram odnaleźć przyczynę. - I czemuż to się na mnie obraziłeś, hm? - mówię do siebie, a gdzieś w sercu kiełkuje wiara w to, iż takie ciepłe słowa są w stanie wpłynąć na samopoczucie smętnych liści. - Buty zostaw śmiało gdziekolwiek. Myślę, że się nie wywalimy o nie. - dorzucam jeszcze, nadając na dwóch częstotliwościach.

Ktoś z boku pewnie by mnie uznał za wariata.

- Chodź, zaraz ci damy biohumusu. Kiedy to ostatnio cię nawoziłem? - biorę ze sobą doniczkę, odwracając się do biednego Asamiego, który musi się temu przyglądać. - Kuchnia jest tutaj po lewej. - wskazuję (choć pewnie nie muszę) i od razu tuptam z nim do pomieszczenia, targając ze sobą kwiatka, którego zabieram do łazienki. Powracam do kuchni i kładę torbę na stoliku, unikając przypadkowego uszkodzenia doniczki z ziółkami. Z torby wydostają się jakiekolwiek piwa, jakie były na półce i jedna butelka nieco mocniejszego trunku. To nie tak, że zamierzam się nawalić; wręcz przeciwnie. Zamierzam kulturalnie wypić, nic poza tym. - Wolisz z puszki czy ze szklanki? - z górnej szafki wyciągam typowe szkło na piwo, a z dolnej, pod zlewem, nawóz, który to rozcieńczam w zostawionej wcześniej wodzie. Szybciutko idę do łazienki, traktuję podeschniętą ziemię bluszczu przygotowaną mieszanką i powracam, odsuwając kosmyki z czoła wierzchem dłoni, które następnie przemywam... no cóż, płynem do naczyń.

- Przepraszam, musiałem się nim zająć choć na chwilę. - oznajmiwszy, po krótkiej chwili na stole znajduje się reszta zakupów, w tym jakieś słone przekąski, do których to wyciągam odpowiedniej wielkości miski. Co jak co, ale lepiej jest mieć kontrolę nad tym, ile się różnych rzeczy spożywa, czyż nie? Swoje piwo otwieram, charakterystyczny syk dostaje się na zewnątrz, a po chwili chłodny trunek orzeźwia moje gardło. Jest nieco gorzki. - Więc, kontynuując - ciekawi mnie jedna rzecz. Jak cię wcześniej poznałem, jako dawny Eiji? - odstawiam jeszcze tylko stłuczony telefon na ten niewielki stolik, z którego i tak wyfrunąć mają ochotę zakupy. - Nie musisz odpowiadać, jeżeli nie chcesz. Po prostu jestem ciekaw, czy jest to bardzo skomplikowana i pełna akcji historia, czy jednak polegająca na tym, iż chodziliśmy do tej samej klasy czy coś w ten deseń. - i tak oto część składników upycham w lodówkę, na odpowiednią półeczkę, aby nie doszło do ich zepsucia.

Gotowanie... nie jest czymś, czym pałałem się przez ostatnie tygodnie. I nic dziwnego, że nie czuję się swojo w tejże umiejętności, skoro jest ona - przynajmniej na razie - na poziomie bliskiemu zeru.

- W ogóle... interesuje cię gotowanie czy jednak parasz się tym, bo jest to tak naprawdę tylko i wyłącznie twoja praca? - podobno, gdy człowiek wykonuje swoje hobby i za to otrzymuje pieniądze, jest to najlepszy scenariusz. Nie wykluczam tego, iż Asami może po prostu robi cokolwiek, żeby utrzymać się przy życiu, a może po prostu na tyle zna tę branżę, iż nie zamierza z niej rezygnować.

@Asami Kai


nozomi

見つかって無くして わからないままで fate somehow brings me hope inside my heart
Umemiya Eiji

Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.

Asami Kai

Sob 27 Lip - 17:49
Zaletą wieczornych zakupów jest to, że większość świeżych składników bywa już średnio świeża więc są w przecenach. Kai bez wstydu wybrał kilka porcji przyoszczędzając grosza. Dobrał trochę półproduktów bo przecież nie planował od zera szykować bulionu. Planował mimo wszystko przespać dziś chociaż kilka godzin. Chociaż kto wie jak wyjdzie w praktyce. Bez względu na wynik nie będzie jednak żałował.

- Przepraszam zatem z najście - mrukną pogodnie przekraczając próg zgodnie z zachętą gospodarza. Zeskrobał buty palcami z pięt podsuwając je pod ścianę. Zsuną też z pleców plecak w którym [prócz laptopa było pogrzebanych kilka książek. Bluzę z kapturem też zdjął wieszając ją na wejściu i tym samym prezentując koszulę z króliczką Lolą na tle spranej czerwieni - Mhmmm, biohumus, pychotka - zażartował leniwie stawiając kroki w stronę sobie znanej kuchni. Musiał przyznać, ze to było dość zabawne odczucie. Był w końcu goszczony tak, jakby to był jego pierwszy raz, a przecież nie było to prawdą. Trochę tak, jakby stał się bohaterem filmu w którym głównym wątkiem jest pętla powtarzającego się dnia - Puszka będzie w porządku.

Pozostawiony na chwilę samemu sobie swobodnie wybrał z zakupów to, czego będzie potrzebował, reszta miała za chwilę zostać schowana przez Ume. Sięgną do odpowiedniej szafki po garnek i wok. Do tego pierwszego nalał wody i nastawił by się grzała. Nie czuł się onieśmielony. Zanim zabrał się za szykowanie stanowiska do krojenia przemył ręce i schlapał orzećwiająco twarz wodą. Nadmiar strzepał lub wczesał we włosy zaciągając je do tyłu, tak by mu nie przeszkadzały. Nie miał przy sobie żadnej wski by ujażmić grzywkę.

- Za co mnie przepraszasz? To twój dom. Siadaj i nie przejmuj się, zaraz cię nakarmię - zapowiedział zachęcając właściciela do lenistwa. Swoją drogą to było całkiem zabawne - Tak właściwie to ja na ciebie wpadłem bo wpatrzyłem się w komórkę, chwilę później umorzyłeś mi dług, a potem zaprosiłeś do domu choć nie musiałeś, a już kilka razy zdążyłeś mnie przeprosić. Czy zrobiłeś coś złego do czego wstydzisz się przyznać, czy jak? - chytrze poruszył brwią uśmiechając się przy tym lisio, jak typowa psiapsia chcąca zachęcić do spowiedzi drugą stronę ze wszystkich niecnych czynów. Zawleczka od piwa syknęła wyczekująco.

- Pewnie, to żadna tajemnica. Chodziliśmy na te same zajęcia na uczelni. Podbijaliśmy do tej samej dziewczyny więc na początku byliśmy rywalami w miłości. Potem jednak ta laska skorzystała nagle z trzej opcji. To zacieśniło nasze więzi jako braci złamanych serc - opowiadał pompatycznie dość wstydliwe teorie bez jakiegokolwiek zająknięcia tak, jakby opowiadał o pogodzie. Kłamstwo (RZUT) być może wyszłoby mu z powodzeniem, gdyby nie połyskująca złośliwość w jasnych tęczówkach - Nie no, żartuję. To był przypadek. Wpadłem w kłopoty przed którymi potem zacząłem uciekać z mniejszym lub większym powodzeniem. Przebiegałem koło kwiaciarni w której pracowałeś. Cała witryna była oblepiona zielenią, wydało mi się to całkiem pomocne. Wpadłem i kucnąłem pod doniczką, która była prawie mojej wielkości. Nie wiem co sobie myślałeś. Czy byłeś zaskoczony czy coś innego, lecz nie wygoniłeś mnie mimo, że kucałem tak przez pół dnia opowiadając głupoty - opowiadał płucząc i obierając warzywa - Potem jak byłem w okolicy zachodziłem kiedy się nudziłem i jakoś to tak popłynęło dalej - nim zabrał się za krojenie upił piwa z puszki.

- Ani trochę. W sensie, to nie tak, że lubię albo nie lubię. Jest mi obojętne chociaż w takich chwilach jest to całkiem wygodne. Mogę w jakich sposób wkupić się w łaski gospodarza kodując w jego głowie, że trzymanie mnie pod dachem może być użyteczne - zaśmiał się - Studiuję informatykę na Uniweku Fukkatsu. Po końcówce tego semestru będzie trochę luźniej więc może spróbuję załapać się na jakiś wakacyjny staż...? - mrukną jakby nie był sam przekonany czy to dobry pomysł - Ja w korpo... - zamruczał z żartobliwą nutą. Nawet nie miał garnituru - Zobaczymy jak wyjdzie. Mogłoby być całkiem zabawnie gdyby się udało.

@Umemiya Eiji
Asami Kai

Seiwa-Genji Enma and Umemiya Eiji szaleją za tym postem.

Umemiya Eiji

Nie 28 Lip - 2:15
Nawet biorąc pod uwagę półprodukty, jakimi zamierza posiłkować się Kai, wierzę, że danie będzie o wiele lepsze niż gotowce, z którymi mam do czynienia od dłuższego czasu. Może dlatego jestem blady, może dlatego mam problem z regeneracją, a może po prostu taka jest moja natura, której nie jestem w stanie oszukać - nie mam bladego pojęcia.

Staram się być tym samym ostrożny; w końcu nie wiem, co siedzi pod kopułą czaszki mężczyzny, a naiwność może mnie kosztować srogo. I dlatego, kiedy to opiekuję się na ten krótki moment uschniętą nieco roślinką, staram się przyjąć postawę, gdzie wiem, żeby nie ufać absolutnie we wszystko, co ktoś do mnie może mówić. Już wcześniej wiedziałem, aby tak robić, tylko teraz właśnie mogę sprawdzić, czy uda mi się zachować zdrowy rozsądek i odpowiednią granicę.

- Uwierz mi, gdybyś go zjadł, musielibyśmy co najmniej na SOR jechać o tej godzinie. - oznajmiam, bo przecież nie bez powodu na opakowaniu, mimo iż jest to produkt naturalny, pisze o konieczności udania się do lekarza w przypadku połknięcia. Tak samo jest z płynami do płukania ust. Oczywiście wiem, że ten żartuje, ale może ta ciekawostka nie jest aż tak zła; biorę szklanki, skoro i tak się nie przydadzą, aby je schować do szafki.

Zawsze mnie zastanawiało to, jak ludzie są w stanie szybko nauczyć się pewnych rzeczy. Owszem, to wszystko zależy od tego, czy ktoś poczuje zajawkę, czy jednak wręcz przeciwnie, zniechęci się od razu. Mentor ma też spory wpływ na późniejszą edukację w konkretnej dziedzinie, z czego doskonale zdaję sobie sprawę.

- Masz rację, to prawda, ale... nadal, z mojej strony nie było to uprzejme. - tłumaczę się, chociaż nie muszę. Wcześniejsze jąkanie się zanika wraz z kolejnymi minutami spędzonymi z nieznajomym-znajomym, którego powoli i skrupulatnie poznaję. Staram się zaobserwować rzeczy, które mogłyby się później przydać, ale na razie - może z lekkiego zmęczenia - nie jestem w stanie niczego specyficznego wyłapać. - W ogóle, czy mogę ci w czymś pomóc? - myślę, że pokrojenie warzywek czy czegokolwiek innego nie powinno stanowić mi problemu, a też, nie czuję się prawidłowo, gdy Kai robi wszystko absolutnie sam. - Nie, nie zrobiłem niczego złego. Prędzej mam takie poczucie, iż kontakt ze mną może być problematyczny. Ale spokojnie, to minie. - niska samoocena może wynikać naprawdę z wielu rzeczy, o czym przekonuje mnie ciągle psycholog, starając się zapewnić jakąś stabilizację psychiczną na tym łez padole.

Upijam łyk piwa, kiedy to słyszę naszą piękną historię i nie wiem, czy mam się śmiać, czy płakać. Dopiero zauważenie specyficznego błysku w tęczówkach Asamiego pozwala mi na zachowanie jakichś względnych pozorów, choć i tak czy siak trochę trunku na podłogę poleciało.

- Czekaj, czekaj... czy ja miałem jakąś dziewczynę? Czy ja mam dziewczynę? - podkreślam przedostatnie słowo, modląc się w duchu, że nie. Jakby, nie wyobrażam sobie jakiejkolwiek relacji romantycznej w obecnej chwili, a ta byłaby z góry narzucona, wprawiając mnie w dyskomfort. - Całe szczęście w ogóle. Rywalizacja o jakąś laskę? Bros before hoes, przyjaźnie są wieczne, a związki chwilowe. - owszem nie jest to prawdą, ale obecne statystyki dotyczące małżeństw idealnie wskazują na to, jak ciężko jest stworzyć zdrowy, "idealny" związek.

Muszę uważać - w końcu nie wszystko, co mówi Kai, musi być prawdą. I chociaż z jednej strony chcę mu zaufać, to z drugiej... biorę pod uwagę to, iż nie każdy musi mieć dobre intencje. I jak poznaję nowe osoby, całkowicie nowe, których wcześniej nie miałem okazji spotkać w swoim życiu, to wydaje mi się, iż mam większe zaufanie.

- Serio? Aż tyle musiałeś czekać, żeby móc wyjść zza tej doniczki? Czy aż tak przyjemnie się siedziało za nią, iż uznałeś, że w sumie nic ci nie szkodzi, żeby posiedzieć dłużej? - uśmiecham się lekko. Teoretycznie wszystko by się zgadzało, w końcu wiem, iż pracowałem - nie, poprawka - nadal pracuję w kwiaciarni, co nie zmienia faktu, że jeszcze jestem na zwolnieniu lekarskim. Za niedługo ta sielanka jednak zniknie i zmieni się w żmudne obowiązki. Biorę kolejny łyk chłodnego, gorzkiego trunku. - No to dziwny sposób na początek znajomości, no nie powiem... Kompletnie przypadkowy. Ni to klient, ni to znajomy z uczelni, ni to rywal o jakąś dziewczynę, a jednak jakoś potem utrzymywaliśmy kontakt. - bo czasami nie trzeba mieć konkretnego powodu, tak sobie myślę pod kopułą czaszki.

- Czyli czułbyś się dobrze jako przysłowiowa kura domowa? Pomijając oczywiście sprzątanie, pranie i odkurzanie. - podnoszę puszkę i spoglądam na niego uważnie. Nie, nie mam pieniędzy, żeby zatrudniać własnego kucharza, poza tym dziwnie bym się czuł sam ze sobą. - Podejrzewam, że wiele znajomości właśnie polega na tym, iż każdy jest dla kogoś w jakimś stopniu pożytecznym, ale jakoś nie zamierzam w to brnąć i wykorzystywać twoich umiejętności kucharskich. - raz na jakiś czas spoko, ale dłużej to bym się czuł źle. Miejsce mnie na mieszkaniu nie kosztuje, spanie na podłodze może nie wydaje się być wygodne, ale nadal istnieje.

- O, to nieźle. Z tego, co się dowiedziałem, to mają całkiem wysoki poziom i trudno jest się dostać. Podoba ci się ten kierunek czy niespecjalnie? - dobrze wiedzieć, że ktoś ma bardziej specjalne umiejętności informatyczne. Podejrzewam, iż też mógłbym się trochę tego nauczyć, a przynajmniej na tyle, aby coś naprawić we własnym sprzęcie, ale myślę o tym na razie w odległej przyszłości. - Masz jakieś firmy na oku? Korporacje podobno duszę potrafią z człowieka wyssać i raczej bym ich unikał. Chociaż, skoro studiujesz informatykę, to większość pracy znajdzie się stety-niestety w korpo. - dorzucam. - A też myślę, że nie powinno być z tym problemu. Informatycy są poszukiwani, w szczególności ci z tych bardziej prestiżowych uniwersytetów.

@Asami Kai


nozomi

見つかって無くして わからないままで fate somehow brings me hope inside my heart
Umemiya Eiji

Seiwa-Genji Enma and Asami Kai szaleją za tym postem.

Asami Kai

Nie 28 Lip - 16:12
Zaśmiał się pod nosem. Na głupotę jeszcze nie wynaleziono lekarstwa wątpliwym więc było to, że jakikolwiek lekarz umiejętnie by go potraktował. Zostawił sobie jednak ta uwagę dla siebie pozwalając by ostatnimi słowami zawisłymi w powietrzu były te bardziej troskliwe, a nie prześmiewcze.

To było całkiem odświeżające - usłyszeć jak ktoś nieironicznie przyznaje ci rację. Uśmiech na twarzy bruneta pogłębił się subtelnie dając towarzyszowi obok być. Sam Kai był wyjątkowo gruboskórny i pobłażliwy. Nawet jeżeli w jego odczuciu Ume nie popełnił żadnego błędu tak długo, jak ten czuje że jest inaczej wypadało pozwolić mu to w pewnym stopniu przepracować samodzielnie.
- Jak masz chęć to pewnie - przesunął deskę do krojenia w bok -  Zaraz przepłuczę warzywa. Cebula w piórka, marchewka w słupki, kapustę w poprzek drobno - Nie miał w zwyczaju odtrącania pomocy. Nie dla każdego bezczynność była wygodna. Zaśmiał się zaraz - Kontakt byłby problematyczny gdybyś mówił wierszem wspak, ziom - a nie mówił - Jeżeli czujesz, że bycie pokornego serca jest okej to kontynuuj. To całkiem odświeżające. Jeżeli nie to przynajmniej przy mnie możesz zluzować. Urażony w cichej zemście co najwyżej przesolę zupę - ostatnia kwestię wypowiedział z poczuciem absurdu, a nie faktycznej groźby. Dał już kilka popisów swojego charakteru i czy na prawdę sprawiał wrażenie kogoś, kto mógł mieć uwagi do cudzego zachowania? Sam był pełen wad, lecz za żadną nie przepraszał.

- Aya... co z twoimi manierami - zamarudził żartobliwie ledwie powstrzymując śmiech kiedy piwo zamiast w Ume znalazło się dookoła.

- Nie chcę cię zasmucać ale obecnie na pewno nie masz. Twój dom nie wygląda na taki który byłby odwiedzany przez kobietę z... hm, romantycznymi intencjami - na półkach nie było drobnych niewieścich prezentów, zdjęć, wyplątanych z włosów spinek. Jak tyle razy nachodził go w pracy też nie widział, żadnej kobiety - Dodatkowo gdybyś nie odzywał się do niej tyle co do mnie to albo miałbyś obrzucone drzwi jajkami bądź farbą albo otrzymałbyś co najmniej list z pogróżkami. Jeżeli jednak byłby to zdrowa relacja to już byś ją spotkał - powoli wywnioskował z pewną pogodą ducha. Nie wątpił, ze potencjalna adoratorka zaraz po wypadku pochylałaby się ze szlochem nad szpitalnym łóżkiem florysty - Miłosne podboje więc przed tobą i za to możemy wznieść toast! - po tym jak skończył myć warzywa chwycił za puszkę by frywolnie wznieść ją i upić zawartości.

- Oczywiście, że nie musiałem więc tak, pewnie - tak właśnie było - słysząc jego żartobliwość zawtórował jej własna wprost przyznając mu rację. Może właśnie ta pobłażliwa maniera go bawiła. Nie został wyproszony siłą, nie usłyszał uwagi, a pracownik cierpliwie odpowiadał na wypowiadane absurdy nie tracąc temperamentu - Uwierz lub nie, lecz dość łatwo nawiązuję znajomości a bardziej błahych powodów. Jeżeli chcę, a druga strona nie grozi mi rękoczynami tak długo osiągnę cel - Był w końcu nieczuły na większość obelg, otwarty oraz bezwstydny. Nie brzmiało to dobrze, lecz w takich okolicznościach trudno nie było uznać tego za atut - Nie było to od razu obustronne. Czasem przechodziłem, odwiedzałem, zawracałem głowę. Może zawsze miałeś te życzliwe usposobienie więc nie odważyłeś się mnie pogonić czy narzekać, ze przeszkadzam w pracy - uśmiechną się pod nosem.

Podniósł wyżej brwi słysząc dość niespodziewane pytanie. Czując na sobie uważne spojrzenie nie mógł się powstrzymać. Poczekał aż uniesiona puszka zostanie ułożona do ust i właśnie wtedy uśmiechną się filuternie trzepocząc rzęsami - Chcesz wziąć za mnie odpowiedzialność, Eiji-sama ~ ♥ ~・゚✧? - przyłożył rozczapierzoną dłoń do ust, która ani trochę ich nie przysłaniała, lecz podkreślała zalotność oraz absurd wykreowanej inscenizacji. Odpowiednim przydomkiem podniósł status gospodarza. Kai utrzymał fasadę przez kilka kolejnych sekund nie wytrzymując i śmiejąc się na głos w rozbawieniu. Kiedy się uspokoił opłukane warzywa położył przed Eijim tak by pokroił je zgodnie z ustaleniami. Samemu zabrał się za dodanie pasty miso do powoli gotującej się wody ulepszając wywar kilkoma składnikami. Później chwycił nóż - Cóż, tak na poważnie to pewnie. Mógłbym być kogutem domowym włącznie ze sprzątaniem, odkurzaniem i praniem jeżeli odpowiednio by się mną zaopiekowano. Brzmi bardzo wygodnie - rozbawianie ciągle gdzieś się kołysało ale mówił szczerze. Większość osób goniło za karierą i uważała takie podejście za uwłaszczające. Zwłaszcza kobiety odbierały podobne propozycje nawet za obelgę. W oczach Kaia było to komiczne - Jeżeli masz jakieś silne, zależne przyjaciółki gotowe wychować mężczyznę to w ciemno możesz podać im mój numer telefonu.

- Prawda. Ledwie się dostałem. Byłem ostatni na liście
- zaniżał swoim możliwościom uznając swoją studencką przygodę za łut szczęścia, którym w pewnym sensie był - Tak szczerze to jest z tym trochę jak z gotowaniem. Nie ziębi ani nie grzeje ale przydatne. Trendy są jakie są więc może być łatwiej w przyszłości jeżeli uda mi się wytrwać. Uczelnia ma jakieś podpisane współprace więc pewnie skorzystam z tego co się ostanie lub będę polował kiedy przyjdzie na to czas. Tak to nie mam jakiegoś specjalnie upatrzonego ciemiężcy zawczasu - wyraźnie był typem żyjącym chwilą, nie planującym. Całe życie wydawało mu się niepoważnym żartem i nie czuł potrzeby by coś w nim zmieniać przez wzgląd na dorosłość. Los go ciągnął po w tych wzburzonych wodach, a on się utrzymywał na powierzchni jakimiś magicznymi umiejętnościami. Niech tak będzie.

Pokrojonego drobno kurczaka oprószył mąką i smażył w woku sprawnym ruchem pilnując odpowiedniego zarumienienie. Gdy uzna za odpowiednie przełoży go do miski i na tej samej  patelni będzie traktował posiatkowane przez Ume warzywa. Potem wszystko wymieszać, sos, makaron i będzie gotowe. Wywar na zupę sobie będzie dochodził. Kai nagle zamarł zdając sobie sprawę z czegoś istotnego - Hah, teraz dopiero pomyślałem... Miałeś ten wypadek w sumie dość niedawno, bierzesz jakieś leki może, których nie powinieneś mieszać z alkoholem, czy coś...? - To nie tak, że tak właściwie opróżnili już prawie po piwie ale no cóż, lepiej późno niż wcale, co nie?

@Umemiya Eiji
Asami Kai

Umemiya Eiji ubóstwia ten post.

Umemiya Eiji

Pon 29 Lip - 21:46
Podobno na inteligencję wpływ na wiele czynników - czy to środowiskowych, czy to genetycznych. Gdzieś w człowieku jest granica, której przekroczyć nie może, aczkolwiek żaden byt nie zna tej cienkiej linii, jaka to oznaczałaby pewnego rodzaju koniec. Może to i dobrze, bo gdybyśmy znali cały swój scenariusz od deski do deski, swoje możliwości i inne tego typu rzeczy, już z początku uznalibyśmy, iż nie warto absolutnie niczego robić. Znajomość przyszłych faktów powoduje zamarcie kreatywności pod kopułą czaszki, kiedy to przeciera się oczy z niedowierzania, a jedyne, co krąży w myślach, to proste, jedno pytanie: dlaczego.

Koduję sobie jednak jedną rzecz - żeby mniej przepraszać. Już nauczyłem się chodzić, teraz tylko kwestia biegania, a następnie pokonywania pierwszych gór.

- Dobrze, postaram się w takim razie. - nie potrafiłbym siedzieć w miejscu i czekać na jakąkolwiek zmianę. Zresztą... siedzenie tyle czasu samemu jakoś potrafi odbić się na głowie; chwytam zatem za nóż i staram się zrobić to wedle słów Asamiego. Niestety, jak podejrzewałem, początkowo jest to dla mnie trudne i o ile jeszcze cebulka w piórka taka zła nie jest, to wychodzi mi grubo i z ewidentnymi poprawkami. - Gdybym mówił w innym języku, na przykład po takim rumuńsku. - poniekąd zaciekawił mnie ten język, kiedy to odsłuchałem jedną z piosenek starego zespołu O-Zone, ale nic poza tym. Na pewno ciężko byłoby mi się go nauczyć. To już taki angielski zdecydowanie jest prostszy. - Tylko pamiętaj, że tę zupę oboje będziemy jeść, chyba że po nalaniu postanowisz mi wsypać, dajmy, z pół solniczki, to wtedy zmienia wszystko. - lekko się śmieję. Dla niego odświeżająca jest inna kwestia, dla mnie odświeżające jest to, iż mogę się zaśmiać i nieco wyluzować.

Cóż za miła odmiana.

- Zniknęły wraz z tym piwem rozlanym dookoła! Jak myślisz, jak mógłbym inaczej zareagować? - pal licho z manierami i pal licho z rozlanym piwem na podłodze; chwytam za typową ścierkę "do wszystkiego", którą następnie wycieram rozlany wcześniej płyn. Człowiek dowiaduje się coraz to dziwniejszych rzeczy o sobie, może niekoniecznie prawdziwych, ale nadal - specyficznych. Gdy tak myślę, to może się okazać, że Umemiya miał tyle zobowiązań, iż nie zdołam sobie z nimi poradzić. Zresztą, już od dłuższego czasu odczuwam ich wpływy.

- Okej, masz rację. Chociaż z drugiej strony nie ma w nim miejsca na coś takiego... - rozglądam się leniwie po wszystkich tych roślinkach. Musiałbym naprawdę kogoś chcieć traktować powyżej tychże sadzonek, aby niektóre z nich przenieść w inne miejsce. Wiem, że to brzmi co najmniej dziwnie, ale czuję, iż każdy porzuconą doniczkę z ledwie żyjącym kwiatem, która znajdowałaby się pod śmietnikiem, byłbym w stanie przygarnąć. - Szkoda farby, wiesz, ile taka kosztuje? Jajek też szkoda, to już lepszy byłby list z pogróżkami. - mruczę pod nosem. Przecież wszystko to są jakieś koszta, list natomiast wydaje się być najnormalniejszym ze wszystkich. Poza tym, jakbym miał się z kimś wiązać, nawet w poprzednim "życiu", to myślę, że Eiji miałby kogoś, kto raczej by o niego dbał i chciał porozmawiać, pukałby do drzwi, a nie od razu je obsmarowywał cholera-wie-czym. - Prawdopodobnie tak. Ale nikogo nie widziałem i nikt mi się tak nie przedstawił. - nawet jeżeli do tego by doszło, na ile mogę ufać? Na ile byłbym w stanie być dobrym i kochającym partnerem? Kroję warzywka w zastanowieniu, o mało co nie dodając do tego trochę swojego palca. Muszę bardziej uważać.

- Naprawdę jest to powód do radowania? Miłosne podboje, zależność od drugiego człowieka, konieczność spełniania pewnych warunków i dbania o siebie na tyle, aby po czasie nie doszło do zniechęcenia? - robię nieco specyficzną minę, ale inaczej nie mogę zareagować. Jakby, podejrzewam, że fajnie jest mieć kogoś, ale czy to nie jest coś, co wiąże się z ogromną odpowiedzialnością? I nie, nie zdradziłbym, prędzej ze mnie przywiązany pies, ale nadal. Podnoszę dość niepewnie puszkę w toaście.

Czasami zastanawiam się, co siedzi innym w głowie, aby uciekać się do rękoczynów.

- Miło słyszeć. - z jednej strony mnie to niepokoi. Jakby, opis ten wydaje się być mi tak bliski. Ile jestem w stanie negować istnienie poprzedniego Eijiego, skoro widzę jego wpływ na moje teraźniejsze życie? Nic dziwnego, że nie pałam jakimś szczęściem, skoro poprzednie decyzje spowodowały, iż stoję właśnie tutaj, z uszkodzonym ciałem i naruszoną psychiką. - Widzę, że nie masz z tym problemów. Nawet podczas naszego pierwszego-kolejnego spotkania okrywałeś się takimi emocjami, iż trudno było przejść obojętnie obok. - przyznaję szczerze. - Ale raczej teraz też bym nie wygonił. Może to kwestia łagodnego usposobienia, a może kwestia wczucia się w to, iż na twoim miejscu nie chciałbym, aby w krytycznej sytuacji ktoś mnie wywalił z bezpiecznej kryjówki.

Spoglądam na Kaia, który decyduje się na to piękne przedstawienie w postaci sprowadzenia mnie do kogoś o wyższym statusie; biorę łyk piwa, rechoczę gdzieś pod nosem, ale udaje mi się odpowiednio przełknąć trunek, zanim ten by wylądował na podłogę. Mam dwie opcje do wyboru i nie bez powodu odstawiam puszkę na blacie, aby ta nie przeszkadzała, spoglądając uważnie na rozmówcę; prawą ręką podpieram własny łokieć i kładę własny policzek na palcach lewej ręki tak subtelnie, że aż niespodziewanie. I spoglądam zalotnie, z dziwną dozą pewności siebie w oczach.

- Tak, chcę wziąć za ciebie odpowiedzialność, Kai-chan~ - mówię to najbardziej wysublimowanym głosem, jaki z siebie potrafię wydobyć, wbijając spojrzenie ciemnych, hebanowych tęczówek wprost na usta rozmówcy. Jeżeli mam być wzięty do tańca absurdu, to proszę bardzo, nie będę się sprzeciwiał. I tak to jest mniej absurdalne niż ostatnie wydarzenia w moim życiu, które stanowią zdecydowanie większy pierdolnik. Po paru sekundach powracam do swojej wcześniejszej postaci, zajmując się nadal pomocą - jakkolwiek by to nie brzmiało - w gotowaniu. - Brzmi wygodnie, ale myślę, że stać by cię było na więcej. - dorzucam jeszcze w gratisie. To nie tak, że w tym planie widzę coś złego, ale widzę duże prawdopodobieństwo wystąpienia zjawiska stagnacji. - Jak tylko jakieś znajdę, to dam ci znać. - chociaż wiadomo, lepiej byłoby nie dla zdrowia obu osób, ale gdyby coś się trafiło...

- Ale się dostałeś. To, czy ledwo, czy ostatni na liście, nie ma już znaczenia. - no tak, bo ludzie mają jakąś wartość rankingową. Owszem, lubimy sobie to robić, lubimy, jak mamy jakieś znaczenie w cyferkach czy numerkach, ale dla mnie nie ma to większego znaczenia. - Nah, myślę, że ci się to uda bez problemu. - biorę kolejny łyk piwa, czując powoli jego działanie. Jest specyficzne, ale nie zamierzam chlać bez granicy i bez oporu. - A to trzeba korzystać. Jak uczelnia pomaga, to należy brać, a jak zaczyna bić po łapkach, to należy uciekać. - czy to nie było tak samo z otrzymywaniem czegoś? Jak za darmo to bierz, a jak biją, to uciekaj. Dorosłość chyba nie jest czymś dobrym; człowiek wchodzi w rutynę, z której może krzyczeć, kopać, pchać, a i tak się nie wydostanie. Praca przez następne kilkadziesiąt lat nie wydaje się nieść ze sobą większych pozytywów.

I aż nie zauważam, jak warzywa są względnie i jakoś posiatkowane. Całe szczęście, że nie są to palce; czas mija dość szybko i nim się zapewne obejrzymy, a jedzenie będzie gotowe.

- Zależnie. Zazwyczaj, jeżeli migreny i bóle się nasilą, to przeciwbólowe. Ale nie musisz się tym martwić, luzik. - przyznaję. I tak już mam za dużo stresu, a i jedno czy dwa piwa nie zaszkodzą. - A co z tobą? W końcu jutro uczelnia, choć i na kacu możesz przyjść, to raczej szkoda się później męczyć. - nie wiem, jaką wytrzymałość co do alkoholu ma Kai, ale wierzę w jedną rzecz - słuchanie wykładowcy, gdy dzwony w głowie nie chcą przestać uderzać o jej ścianki, prawdopodobnie są niczym tortury.

@Asami Kai


nozomi

見つかって無くして わからないままで fate somehow brings me hope inside my heart
Umemiya Eiji

Asami Kai ubóstwia ten post.

Asami Kai

Sob 3 Sie - 23:20
Pokiwał głową dopingująco ale w tak naprawdę nie wziął sobie do serca rzucanych deklaracji. Jeżeli Eiji chce ograniczyć nawyk to dobrze. Jeżeli nie chce to... w zasadzie też. Tak długo, jak jest to jego dobrowolna decyzja to w porządku. Znajomość miedzy nimi nie była w końcu szczególnie głęboka, a obecnie wspomnienia o tym posiadał tylko on sam. Zaczynali więc od zera.

- Gdybyś mówił po rumuńsku to bym wygłupiał się na ulicy z translatorem. Przynajmniej gdybym nie pomyślał, że mimo wszystko się pomyliłem i zawracam głowę jakiemuś obcokrajowcowi - nie należało wątpić w kreatywność i brak poczucia wstydu tego młodego człowieka. Mówienie wspak byłoby jednak zdecydowanie bardziej kłopotliwe choć pewnie równie zniechęcające do rozmowy. Pokiwał jednak głową dając znać, że uwzględni tę trafną uwagę dla jego własnego spokoju.  

Oczywiście, że miał rację! Żył wśród ludzi i dla ludzi. Jeżeli sam czegoś nie zaznał to znał na ten temat relacje dziesiątek innych osób z ust przyjaciół, znajomych i przelotnych wypadów.
- Nie doceniasz siły gniewu kobiety. W tym stanie bez wątpienia nie zadają sobie pytania jak wiele będzie ich to kosztowało, tylko jak bardzo je popamiętasz - wspaniałomyślnie uświadamia jednocześnie przestrzegając. Miał w końcu w tej materii nieumyślnie zdobyte doświadczenie. Przez swoje pozytywne i towarzyskie nastawienie zdarzało się, że jakaś panna wyobrażała sobie więcej. Czasami jego wina było to, że wiedząc to przeciągał nieporozumienie czerpiąc korzyść. Konsekwencje bywały różne. Dziwne było to, ze żadnej nie wspomina jednak szczególnie źle. Być może w pewien sposób schlebiało mu to, że znaczył dla drugiej strony tyle by ta podjęła się pewnego trudu jakim jest akt zemsty. A może miał coś po prostu nie tak z głową. Kto wie.
- Jeżeli następnym razem będziesz ignorował moje wiadomości to cię odwiedzę. Nawet jako pierwszy. Daj tylko znać wcześniej jeżeli będziesz planował urlop w jednym z kurortów należących do służby zdrowia - zapewnił z nieco żartobliwą nutą. Informacja wydawała się w końcu nieść ze sobą coś ponurego. Nawet jeżeli Eiji nie wydawał się myśleć o tym za dużo, Kai był nieco inny.

- O rany... co za chłód. To dość niespodziewane jak na floryste - Zagwizdał pod nosem - A to nie jest przypadkiem przepis na jakąkolwiek relację? W sensie to co powiedziałeś? Tylko finał jakiś pesymistyczny - pozwolił sobie skomentować. Jego maniera gdy mówił była taka sama jak on sam - niefrasobliwa i spokojna - Spójrz na nas. Dziś się spotkaliśmy. Abyśmy mogli nazywać się chociaż znajomymi musimy spełnić pewne warunki - mieć na przykład chęć wzajemnego poznania się nawzajem. Gdybyś mnie nie zaprosił do siebie, a ja gdybym tego zaproszenia w sumie nie chciał to nie siedzielibyśmy w tej kuchni ciesząc się rozmową, piwem, a niedługo i dobrym jedzeniem. Chcesz mi powiedzieć, że jest to daremne i powinienem chwycić plecak by się zawinąć by uniknąć potencjalnego zniechęcenia z twojej strony moją osobą...? - Uniósł brwi wyżej. Opowiadał spokojnie z delikatnym uśmiechem nie zrażony nieelegancką mimika twarzy gospodarza - Nie sądzę - odpowiedział na swoje własne pytanie za niego chichocząc  - Nie martw się jednak. Jeżeli zapomniałeś jak czerpać radość z młodości to twój sempai cię wszystkiego nauczy - zapowiedział z żartobliwym przekonaniem, jak gdyby co najmniej był mędrcem gotowym przyjąć pod swe skrzydło zagubione pisklę.

Wzruszył bezradnie ramionami w komediowym geście. Nie dało się nic zaradzić na ten żebraczy talent. Gdyby był kotem na pewno nie byłby tym śmietnikowym, który miałczał za cicho. Przyjął więc, jak uważał, pochwałę swojej zaradności i towarzyskiego obycia któremu nie można było się oprzeć. Był całkiem zadowolony z siebie.

Trochę mniej był zadowolony ze swojego przedstawienia. Chciał jeszcze raz sprowokować Eijiego do zroszenia wszystkiego piwem i zakrztuszenia nim. Tym razem towarzysz dostosował się niespodziewanie gibko do roli przez co wydał się w oczach Kaia nieco obcy. Frywolność była zaskoczeniem do tego stopnia, że zgubił się w ciemnym spojrzeniu swojego sponsora. Otrząsną się szybko wtórując śmiechem. Nie było to takie złe. Może faktycznie powinien uznać, że mężczyzna przed nim jest kimś, kogo dopiero co poznał...?
- Mhm, to prawda. Namawianie nieznajomych do zaproszenia mnie pod dach idzie mi już całkiem sprawnie. Teraz tylko trochę więcej odwagi i kto wie, może będą obrzucali mnie pieniędzmi, a nawet przepisze mieszkanie - zażartował dość lekko traktując schlebienie podciągające swoją wartość. Człowiek przed nim znał go ledwie kilka godzin więc nie mógł potraktować tego, jak zwykłej przyzwoitości. Dlatego nie kłócił i nie wyjaśniał dobrodusznych zapewnień o tym jak wszystko się uda i ułoży pomyślnie. Równie niepoważnie postrzegał swoją dorosłość.

W czasie tej rozmowy zdążył pokroić i obsmażyć mięso. Odłożył je do talerzyka obok. Do gotującego się na drugim palniku wywarem na zupę wrzucił makaronu. Potem wyłowi go i dorzuci do głównego dania sprytnie zaoszczędzając sobie kłopotu wyciągania kolejnego garnka.
- Warzywka już, co? Dawaj je tu wszystkie - Postukał pałeczkami w rant woka pod którym zwiększył ogień. odsuną się na tyle by można było przeprowadzić operację zrzutu.

Słysząc wyjaśnienie powinien zachować się odpowiedzialnie, lecz zgodnie z sugestią - pokiwał głową i nie obciążał się tym zbytnio. Samemu robił wiele nieodpowiedzialnych rzeczy i w takim też środowisku się obracał. Pójście na popijawę po wyjściu ze szpitala było mieściło się w granicach przyzwoitości.
- Ach, nie problem. Musze tylko się pokazać, a to czy będę trochę zmechacony nie gra roli - był już w końcu weteranem - Nie wiem o której wstajesz ale pewnie będę musiał wyjść najpóźniej o 7 by się wyrobić  więc jak to dla ciebie za wcześnie to możesz zostawić mi klucze. Wychodząc zamknę i wrzucę ci je do skrytki. Szykuj miski! - do podsmażonych warzyw dorzucił wcześniej przygotowane mięso i sos. Wszystko zaskwierczało, a ruchy kucharza stały się bardziej energiczne. Zawartość woka podskakiwała w powietrzu po chwili mieszając się z makaronem. Po kilku kolejnych ruchach pracę uznał za skończoną i rozłożył porządne porcje - Ramen zjemy później jak zgłodniejemy. Tak właściwie wywar mogę doprawić mocniej i zrobić niezłą zupę na kaca - poczuł się nagle olśniony więc się podzielił się tym nie głupim objawieniem na głos.

@Umemiya Eiji
Asami Kai
Umemiya Eiji

Nie 4 Sie - 4:17
Uśmiech nachodzi mi na twarz lekko, acz na tyle zgrabnie, iż wręcz bym powiedział naturalnie. Wizja, którą przedstawia mi Kai, jest wizją co najmniej zabawną. Powolną, specyficzną, polegającą na wzajemnym denerwowaniu się, iż jeden nie mówi w tym samym języku, ale nadal - wzbudzającą na dłuższą metę, po czasie, pozytywne emocje. Wspomnienia są ważne, a o ich ważności dowiaduję się już od dłuższego czasu - a dokładniej od momentu, gdy wszystkie fakty ulegają kolidacji. Byłoby łatwiej, ale czy na pewno byłoby lepiej? Kto wie, jak wyglądało moje poprzednie życie - a biorąc pod uwagę osoby, które spotykam, wydaje się być pokojem nieposprzątanym, pogrążonym w chaosie działań właściciela.

Powoli, skrupulatnie i bez pośpiechu zajmuję się odpowiednimi składnikami. Nie wiem, czy w gotowaniu szło mi dobrze, ale... brakuje mi naprawdę dobrego posiłku. Nie bez powodu zatem w koszu na śmieci znajdują się opakowania po łatwiejszej drodze do zapełnienia własnego żołądka; nie bez powodu teraz kroję wszystko, co do szczęścia jest potrzebne, wykorzystując do tego lewą dłoń. Biedna cebula z czasem uzyskuje pożądany kształt, gdy trzymanie noża sprawia trudność, ale jest konieczne, ażeby móc zacząć robić cokolwiek więcej. Pisać wyraźniej. Móc rozczytać własne pismo bez większych problemów. Wydobywać z mocy twórczej; ile mi zajmie powrót do zdrowia? Kiedy skończy się ta rehabilitacja? Czy kiedykolwiek nerw powróci do swojej sprawności? Nie wiem. Prognozy są różne, ale nic nie jest niemożliwe - biorę głębszy wdech i zajmuję się gotowaniem obiadu, a raczej pomocą.

- Dobrze, że teraz translatory działają wyjątkowo bez zarzutu. - przyszłość potrafi być wygodna z narzędziami, które posiadamy. W końcu nie musimy wkładać wysiłku w rzeczy, które wcześniej tego wymagały, a przynajmniej nie w takiej ilości, ale... czy to dobrze? Wystarczy jedno odcięcie od technologii i nagle całe społeczeństwo upadnie, nie potrafiąc sobie poradzić. I może brzmi to dramatycznie, jakbym zakładał najgorszy scenariusz, jaki istnieje i jaki może zostać wyegzekwowany; na chwilę nie byłoby tragedii. Na dłuższą metę prawdopodobnie wydobyłoby to z ludzi cechy najgorsze.

Siła gniewu kobiety. Jaka jest natomiast siła gniewu mężczyzny? Zastanawiam się nad tymi kwestiami nie bez powodu, wszak nie można zaprzeczyć różnicom w zachowaniu tychże płci. Coś mi się wydaje, że jesteśmy bardziej prostolijnii i nie szukamy nie tyle dziury w całym, a bardziej podchodzimy do rzeczy prostą drogą. Z jednej strony jest to dobre, z drugiej powoduje pojawienie się klapków na oczach.

- Nie doceniam. Może w przyszłości będzie mi dane go zaznać. Takich rzeczy wolałbym nie zapamiętać. - chociaż w duchu tli się ta mała, niewinna nadzieja, że mnie to ominie. Nic w tym dziwnego, wszak życie w prostszej postaci i bez konfilktów wydaje się miodem i mlekiem krainą płynącą. Wydaje się, choć jednocześnie jest niemożliwe do osiągnięcia; cenię swój spokój, ale to nie znaczy, że zawsze będę go trzymał skrupulatnie w swoich objęciach. Może uciec, może się wydostać, a na jego miejsce wstąpi ludzka tragedia przelana potem, łzami i krwią.

Spoglądam na krojone przeze mnie warzywa; lewą dłoń staram się doszlifować w jakimś mniejszym lub większym stopniu, aby korzystanie z niej nie sprawiało mi trudności. Już wcześniej starałem się nad nią zapanować, ażeby ruchy były płynne i bez spontaniczności, wewnętrznego gniewu, który momentami chce się przedrzeć przez kruche ciało. Cierpliwość jest podobno cnotą, ale nie chcę być niepotrzebnym ciężarem na barkach osób, jakie to wcześniej znałem. Powoli, ostrożnie, bez pośpiechu. Bez poczucia bezradności, bo i tak mi idzie dobrze, bo i tak mogło być przecież gorzej. Bo mogłem siedzieć na krześle i tylko się temu przyglądać.

Nie przeciążaj się Ume, to przecież nie jest twoja wina.

- Hm? Wykonywanie konkretnego zawodu oznacza, że powinienem trzymać w sobie konkretne cechy? Nie mówię tego z wytknięciem oczywiście, ale... - spoglądam ostrożnie, acz z pewną dozą zaciekawienia w ciemnych obrączkach źrenic. - ...nie zamierzałem tak zabrzmieć. - przyznaję; prawdopodobnie zachowałem się chłodno, ale nie jarają mnie te wszystkie relacje, głównie te romantyczne. Wynika to z paru rzeczy, głównie przejawia się brak pewności siebie. Brak znajomości siebie, a zanim dojdę do zgody ze samym sobą, na pewno minie trochę czasu. - Oczywiście, że to nie jest daremne, nie miałem tego na myśli. - przyznaję, aby kontynuować. - I nie, nie zniechęcę się twoją osobą, skądże. Nic nie jest daremne i wszystko ma jakiś cel, ale nie czuję się obecnie przekonany do tego typu rzeczy. - przypominają mi się sytuacje powiązane z Amayą czy Anais. Dorosła kobieta, która wydobyła z siebie dziwną, wręcz seksualną aurę, zastanawia mnie aż do teraz - jakim cudem zdołała zachęcić mężczyzn do obicia sobie twarzy, z kolei chęć uzyskania jedzenia za pomocą gazetek pornograficznych jedzenia ze strony młodej wręcz nastolatki... Niepokoi mnie to. Jakby seksualność była towarem, za który można uzyskać głównie korzyści, jeżeli człowiek jest świadom, jak ma z niej korzystać; przynajmniej tak to odbieram. I wprowadza mnie to pod kopułą czaszki w melancholiczny nastrój. - Czy pierwotnie romantyczne znajomości nie są inne? Wiesz, że polegają na tym, iż poniekąd patrzysz pod względem oceniania, kto się tobie podoba i dlaczego ci się podoba, niekoniecznie z charakteru, a początkowo bardziej z wyglądu? Co jest poniekąd krzywdzące, jeżeli podchodzi się w taki sposób, wiadomo. Nie wiem, jak to dokładnie funkcjonuje, ale te takie podchody wydają mi się być niespecjalnie interesujące. - mówię to z własnej perspektywy, dobierając słowa tak, aby nikogo nie skrzywdzić, ale nie wiem, czy mi się to udaje, czy jednak w jakimś stopniu dotyka. - Jakoś dziwnie wydaje mi się, że niewiele z niej czerpałem. - patrzę nie tyle smętnie na warzywa, co prędzej z niemym zastanowieniem malującym się na twarzy.

Kiedy wie się na swój temat niewiele, każda rozmowa o różnych horyzontach powoduje wzrost zadawania sobie pytań; chciałbym, aby te zniknęły. Aby te stały się jedynie echem, głosem w moim głowie tak zduszonym przez inne cechy, że aż wręcz niesłyszalnym. Może dlatego tak łatwo oddaję się w ramiona zabawy, chcąc o tym zapomnieć, być może dlatego tak łatwo udaje mi się wczuć w rolę, w którą to zdecydowałem się wejść.

- To brzmi jak sen. - mruczę; jakże życie byłoby prostsze, gdyby człowiek miał nad sobą konto bankowe z nieskończoną ilością pieniędzy. Niestety, nic nie jest tak proste, chyba że ma się wsparcie. Nawet i z tym jest podobno czasami ciężko. Trudno mi uwierzyć w taki scenariusz, ale nic w tym dziwnego, gdy jestem w pozycji, iż zastrzyk dodatkowej gotówki naprawdę by się przydał. - To nie jest tak, że młode kobiety biorą sobie za mężów starych, znanych bankierów, założycieli korporacji bądź gwiazdy filmowe, modląc się w duchu o aby do kopnięcia w kalendarz doszło szybciej? - to brzmi tak nieprawidłowo, ale na pewno ma miejsce. Gorzej, jeżeli specjalnie do jedzenia czy napojów dosypuje się środki pomocnicze do osiągnięcia tegoż celu. - Oczywiście nic nie proponuję, skądże. - mrugam zapoznawczo, mając nadzieję, iż Kai ma jakiś honor i dumę w sobie. Naprawdę dobrze by było i tego mu życzę.

Kończę krojenie, palce mam całe, więc i powód do radości jest; upijam kolejny łyk piwa, czując przyjemne mrowienie. Poruszanie staje się nieco utrudnione, ale nie na tyle, aby sprawiało mi to znaczący problem. Ot, wpływ alkoholu. Udaje mi się pokroić do końca resztę składników, w ostatnim momencie o mało co nie rozcinając sobie palca. W momencie zrobiło się cieplej, może i jakaś kropla potu spłynęła po karku, ale... jestem z siebie dummy. Odkładam nóż, lewa ręka staje z powrotem wolna, a i też nieco zmęczona koniecznością kontroli każdego, możliwego mięśnia.

- Tak, są już pokrojone. Co prawda nie do końca idealnie - spoglądam w ułamku sekundy na lewą dłoń - ale na pewno z pasją i sercem w to włożonym. - lekko się uśmiecham. Mogło być przecież gorzej; zbliżam się i powoli wrzucam je do rozgrzanego woka, zachowując bezpieczną odległość. No, na tyle, na ile było to możliwe. Aromaty zaczynają coraz bardziej przedostawać się do otoczenia, wzbudzając soki trawienne do działania. Muszę przyznać, jestem głodny.

- Ach, no przecież. Czy przypadkiem nie ma czasami takich wykładów, że na liście jest kilkudziesięciu studentów, a na sali kilkunastu? - prawdopodobnie nie brzmi to jak wysoka klasa szkolnictwa prywatnego, ale wszystko jest możliwe. Nawet w kulturze kraju, który wychowany jest w szacunku do pracy, drugiej osoby i własnej edukacji; liczy się przede wszystkim czas sesji. - Nie jest za wcześnie, o to się nie musisz martwić, a jakbym zasnął, to śmiało mnie obudź. - uśmiecham się, choć za tym uśmiechem kryje się pewnego rodzaju melancholia. Kto wie, czy dam rady oddać się w ramiona Morfeusza dzisiaj w nocy; może to być problematyczne. Jak wiele innych aspektów.

Z szafki wyciągam miski, które są już trochę porysowane, ale nadal spełniają swoją prawidłową funkcję. Nie mogę się doczekać zasmakowania czegoś innego i czegoś zdecydowanie smaczniejszego. Gdybym mógł, to pochłonąłbym cały wok; porządna porcja wydaje się być jednak wystarczająca, jakkolwiek źle to nie brzmi.

- Brzmi to jak plan. W końcu brakuje wtedy elektrolitów, prawda? - przyznaję, siadając do stołu. Możliwe, iż są inne, lepsze metody i zaczynam się nad nimi zastanawiać. Woda z miodem i szczyptą soli, prawdopodobnie też glukoza... z glukozą byłby problem, trzeba do farmaceutycznego, ale przecież wiele z nich jest całodobowych, więc opcja pozostaje możliwa do zrealizowania. Dlatego na krótki moment się zacinam, zanim mówię - Smacznego! - i biorę się za jedzenie, nadal analizując tę kwestię. Początkowo nie mogę sobie poradzić z pałeczkami, kiedy to staram się wykorzystać lewą dłoń, wszak prawa jest wyłączona z użytku do dokładniejszych zadań, dlatego krótka chwila mija; gdy jestem sam w domu, to nie muszę zwracać uwagi nad kulturą. Teraz? Teraz wypadałoby się nie pobrudzić. - Przepraszam. Wolałbym nie zmarnować niczego, co przygotowałeś. - przyznaję. No szkoda wysiłku i chęci włożonych w posiłek, czyż nie?

- Chociaż... bodajże... kudzu? Tak, jest taka roślina, a dokładniej jej korzeń. - mówię jakby do siebie; lekkie, niewidoczne praktycznie światło pobudza moją głowę do myślenia, napawając ją ciężarem nie tylko pojedynczej wiedzy, ale też i ciężaru odpowiedzialności. Jest niczym pęczek na końcu gałęzi, która prowadzi do większej podstawy, a w końcu do drzewa i jego korzeni. - Hamuje przyswajanie alkoholu i działa odtruwająco, więc mogłoby to pomóc na kaca. - rzucam tą bezużyteczną ciekawostką, chociaż dla mnie jest ona trwogą, która wywołuje na razie lekki ból głowy, ale czuję jego lekkie stłumienie będące wynikiem picia piwa. Skąd ja to znam? Skąd ja to wiem? Wyczytałem w ostatnim czasie? A może wręcz przeciwnie? - Ach, przepraszam. Nie słuchaj tego, co mówię. - podnoszę kącik ust do góry, wreszcie poprawnie chwytając za pałeczki, ażeby zasmakować tego, co pachnie w całym pomieszczeniu i zapewne robi smaka sąsiadom obok. Albo ludziom przechodzącym w okolicy.

Choć w tych słowach jest zwątpienie i naprawdę wiele, co mnie przytłacza.

I ten pierwszy kęs powoduje, że aż w oczach przejawia się niemal od razu charakterystyczny błysk, gdy spragnione kubki smakowe wreszcie doznają czegoś innego niż sztuczności i fałszywości makaronu; gdy wreszcie przyprawy są naprawdę ze sobą zgrane i czuć, co dokładnie się je, a co więcej, z jakiego powodu. Posiłek w samotności smakuje nudno i szarawo, natomaist posiłek z kimś obok - o dziwo - jakby ktoś wylał najróżniejsze barwy na zmęczone życiem, szare płótno.

- O cholera! - prawie mówię z ustami pełnymi makaronu. - Jakie to jest zajebiste! - komentuję, może nie do końca poprawnie, ale z autentycznością w emocjach, które się ze mnie wydobywają. Czy wcześniejszy głód na to wpływa? No niespecjalnie. Wpływa na to monotonność wczesniejszych posiłków, które były zwyczajnie nudne i bez polotu. Tutaj? Aż zaczynam się zastanawiać nad przyjęciem Asamiego pod własne skrzydła, choć pisklęciem ewidentnie nie jest. Muszę nauczyć się gotować, życie jest piękniejsze. - Naprawdę, jest to zajebiste, aaaa! Jakby, jadłem przez ostatnie dni same gotowce do zalewania wodą, więc może i lepszego porównania nie mam, ale... - no mój zachwyt nie chce się zakończyć. - Chłopie, masz talent do tego, naprawdę. Ktoś cię uczył czy samemu do takiej perfekcji doszedłeś? - pytam się, nawet lekko tuptając nogami o podłogę, prawdopodobnie z ekscytacji.

@Asami Kai


nozomi

見つかって無くして わからないままで fate somehow brings me hope inside my heart
Umemiya Eiji
Asami Kai

Nie 4 Sie - 18:15
Jedzenie na patelni skwierczało. Nóż nieco nieporadnie trzaskał o deskę. Po pomieszczeniu od niechcenia unosił się aromat podgrzewanych przypraw, a parująca wilgoć podniosła temperaturę sprawiając, że koszulka przyklejała się z lepko do pleców. Uczucie parnego ciepła przyjemnie kontrastowało z chłodnym piwem i wartką, orzeźwiającą rozmową. Znał Eijiego od pewnego czasu, lecz tak właściwie dziś miał wrażenie, że faktycznie poznaje go po raz pierwszy. Było to dość rześkie doświadczenie.

- Oczywiście, że tak. Tak jak każdy nauczyciel historii dostaje licencję na smętne życie prywatne, a psychologowie nakaz bycia wege tak florysta powinien tryskać romantyzmem. Ja sam jeszcze nie pracuję w zawodzie więc moja osobowość stłamszonego nerda czeka w szufladzie na dzień rozdania dyplomów razem z flanelową koszulą w kratę i okularami o grubych szkłach - spokojnie wyrecytował to wszystko, jakby był to rodzaj pewnych oczywistości. Żartobliwość kołysząca się w tym wszystkim dawała jednak jasno do zrozumienia, że tylko się wygłupia i gada głupoty. Nie brał na poważnie stereotypów bo samemu wymykał się każdemu. Nie było jednak zabronione z nimi igrać. Nieznacznie poprawił swój temperament słysząc wątpliwości drugiej strony. Jego jasne spojrzenie spoważniało, a wygięte w uśmiech kąciki ust nie były już tak rażąco wysoko.
- To też w porządku, nie ma w tym nic złego. Ile ludzi tyle poglądów na miłość. Nie będę zatem nastręczał się swoimi naukami ale jeżeli będziesz potrzebował doświadczonego skrzydłowego to wystarczy sms - zaświergotał chcąc przewietrzyć atmosferę zadumy. Prawdopodobnie rzucona propozycja szukania romantycznych podbojów była czymś za dużym. Kai się poniekąd tego spodziewał. Znał mniej więcej charakter Eijiego z przed wypadku więc to nie tak, że oczekiwał radosnego przyklaśnięcia drugiej strony. Nie mógł się jednak powstrzymać od pewnego rodzaju badania granic nowego znajomego-nieznajomego.
- Może mi jest trochę łatwiej bo nie myślę o tym tak wiele. Wiesz, jeżeli czuję inicjatywę poznania kogoś bo spodobał mi się wygląd to co z tego? Jeżeli poznam i spodoba mi się charakter to jeszcze lepiej. Może moje serce zatrzepocze, kto wie, co nie? A jeżeli nie to trudno. Przynajmniej przez jakiś czas nacieszę chociaż oczy. Skoro już je mam to nie ma co się obwiniać - czasami sam ze sobą bezradny, lecz mógł tylko kpić ze swojej prostolinijności. Prawdopodobnie gdyby kogoś uraził swoim momentami powierzchownym podejściem i dostałby za to twarz to najpewniej w odwecie przeprosiłby i pochwalił drugą stronę za atrakcyjną prezencję zadziorności. Nie wstydził się wyrażać swoich myśli i nie szczególnie bał się potępienia ze strony Eijiego. Mógł myśleć o nim co chciał. Jeżeli gospodarz poczuje się niechętny do podtrzymania znajomosci w przyszłosci bo on sam powiedział coś głupiego to trudno. Takie było życie.

- Oh, ta technika jest zbyt wyrachowana - zaśmiał się starając wyobrazić siebie jako rasowego golddigera -  Jak mógłbym wyczekiwać przekręcenia się kogoś kto by mnie rozpieszczał? To trochę za dużo - to nie tak, że o tym nie myślał. Różne głupie pomysły na ułatwienie sobie życia przechodziły mu przez głowę. Był w końcu młodym, energicznym młodzieńcem. Odważnym, trochę bezczelnym i zdecydowanie otwartym. Potrafił kraść serca. Gdyby faktycznie chciał omawiana ścieżka kariery nie byłaby dla niego taka hipotetyczna. Serce miał jednak względnie miękkie. Nawet jeżeliby je zignorował dla wygody nie potrafiłby się zmusić do przeskoczenia oczekiwań matki. Zarabiała na życie ciałem i uparcie chciała dla niego innego życia. Takiego zawodu nie mógł jej zrobić.

Wygiął usta w dobroduszny uśmiech słysząc uwagę na temat pociętych warzyw. Nie było to złe. Gotowali dla siebie nawzajem, a nie dla premiera Japonii.
- tak, trochę coś w tym stylu. Normalnie nie byłby to kłopot ale to profesor starszej daty. Tak właściwie dalej nie byłby to problem gdyby nie fakt, że kiedy poleciała lista to pojawiły się na niej wszystkie nazwiska, a sala była wypełniona tylko w połowie. Przyjął to dość osobiście. Oczywiście byłem jednym z nieobecnych więc teraz jestem trochę na celowniku ale jak się dowiedziałem o okolicznościach to zabrakło mi słów na brak pohamowania innych. W sensie, wiesz, jak lista jest w połowie obiegu, a już widać rażąca dysproporcję to lepiej zaniechać dopisywania kolejnych nieobecnych prawda? Tak się jednak nie stało. Mam wrażenie, że to ktoś nadgorliwy chciał by problem został wyłuszczony i umyślnie wypisano wszystkich - to nie było za sprytne posuniecie, lecz nic nie dało się już z tym zrobić. Kai był jednak pewien, że jakiemuś "dobremu" studentowi nóż się w kieszeni otwierał, na myśl, że byli tacy co nie uczęszczali na zajęcia, a mieli wyniki. Jakiś rodzaj pokrętnej zemsty.

- Niby tak. Wkroję więcej imbiru. Powinno dać radę - pomyślał przelotnie, a niedługo potem rozsiadał się w pewnym nawyku rolując między złożonymi palcami pałeczki odwzajemniając grzeczność - Smacznego! - danie było ciągle gorące i obficie parowało po nawinięciu na pałeczki. Siorbiąca technika zasysania co dłuższych nitek pozwoliła na wciągnięcie porządnego kęsów. Eiji został wyraźnie w tyle. Czy zapomniał jak się ich używa...? Kai nie był pewien ale w tym momencie nie komentował. Pokiwał po prostu głową, a potem spojrzał pytająco na Eijiego, jak pies, który usłyszał niezrozumiały dla niego dźwięk - Kudzu...? - po chwili się zaśmiał konfrontując pewnie rzuconą ciekawostkę z wyraźnym zwątpieniem, które ogarnęło chłopka. Kontrast był zbyt znaczący - Ta utrata pamięci to jest jednak coś. Nie pamiętasz jak trzymać pałeczki, lecz możesz być chodzącą encyklopedią roślin?

Oczywiście, że poczuł satysfakcję z zadowolenia Eijiego. Przyjemnie było poczuć się chwalonym. Kai nie mógł pomyśleć, że radość ta była nieco dziecięca zwłaszcza kiedy miał porównanie do ekscytacji Tsubame, kiedy podsuwa jej naleśnika z namalowanym sosem uśmiechem.
- Przestań, bo jeszcze się zawstydzę - teatralnie przyłożył dłoń do policzka jakby był przyjemnie kłopotaną gospodynią domową - Nie jest to nic niezwykłego chociaż w porównaniu do gotowego dania jest lepiej. To kwestia pasji i włożonego serca - umyślnie wypowiedział słowa, które wcześniej padły z ust Eijiego. Brzmiało to zaczepnie, lecz na tyle by druga strona zdawała sobie sprawę z psotnego droczenia się. Kai nie miał w końcu zamiaru nikogo obrażać - Ale tak jak mówiłem. Dorabiałem, a właściwie dorabiam trochę w gastro. W ciągu zmiany można zrobić jedno danie z kilkadziesiąt razy więc jest gdzie ćwiczyć. Jeżeli zależy ci by poczuć się pewniej w kuchni, a jesteś leniwy to nie nie jest to zła opcja pójść gdzieś na jakiś kawałek etatu na miesiąc czy dwa - wyjaśnił wciągając kolejny kęs, który zapił piwem - Zdarza mi się opiekować też dzieciakami. Dajesz im dwie opcje wyboru śniadania, a one mimo to wychodzą poza schemat szantażując płaczem. Nie ma innego wyjścia jak tylko szukać rozwiązania po forach i youtubach. Jestem dość wprawiony w szukaniu rozwiązań w internetach i stosowaniu ich w praktyce. Wiesz, programowanie to w 80% właśnie to, a to czy szukam kawałka kodu, czy przepisu nie robi znaczącej różnicy. Mogę ci podesłać kilka fajnych kanałów jeżeli uważasz się za niepełnosprytnego kulinarnie
Asami Kai
Umemiya Eiji

Nie 4 Sie - 23:48
Czymże byłoby społeczeństwo bez utartych schematów, czyż nie?

Gdzieś głęboko w człowieku musi znaleźć się konieczność przypisywania konkretnych cech wyglądowi czy wykonywanemu zawodowi. Czy jest to smutne? Zależy, z jakiego punktu widzenia się na to patrzy. Z jednej strony pozwala na swobodne uporządkowanie i szufladkowanie ludzi, wszak nie bez powodu pewne cechy są współdzielone poprzez konkretne grupy pracownicze, z drugiej strony wymusza na odmiennych jednostkach poszczególne zachowania, całkiem nieświadomie kładąc nacisk na i tak już kruchą psychikę. Na pewno życie miałoby więcej barw, gdyby nie dochodziło do takich rzeczy, ale tego nie da się uniknąć - konieczność tworzenia utartych ścieżek poniekąd znajduje się w naszych genach i ciężko mi temu zaprzeczyć.

- Oho? - podnoszę brwi nie tyle w zdziwieniu, a prędzej w rozbawieniu, które nachodzi na moje usta tak gładko, jak puszka piwa, którą przykładam, aby zaspokoić pragnienie. Są pewne rzeczy, które uciekają. Są pewne rzeczy, które zostają zauważone. W uścisku chłodnych dłoni niepewności, który wydaje się być tak przyjemny, ciężko się wydostać, a jednak postanawiam rzucić inną propozycją. - A to nie jest tak, że informatyk po ukończeniu swojej edukacji co najmniej na poziomie uzyskania tytułu zawodowego staje się z automatu femboyem albo transem? - jest to grząski grunt, wyjątkowo grząski. Nie znam przekonań Asamiego i nie wiem, jakie jest jego podejście na ten temat. Uderzający o stereotypy, ale nie mówię oczywiście tego na poważnie, umniejszając którejkolwiek z grup. Jeszcze tego by mi brakowało, aby jechać po kimś ze względu na rzeczy, które są całkowicie naturalne.

Chociaż, przyznam szczerze, dość ciekawie byłoby zobaczyć Kaia w takim wydaniu. Na pewno byłby to widok co najmniej intrygujący, zaspokajający pewnego rodzaju ciekawość. Zwykłą, ludzką ciekawość. W sumie nie bez powodu zarzuciłem sugestywnie o słynnych informatykach.

- Wiadomo, każdy ma inne podejście. - wzdycham. Przede mną jeszcze długa droga, zanim uda mi się więcej o sobie dowiedzieć. Z drugiej strony mógłbym rozpocząć totalnie inne życie pod totalnie innym imieniem i nazwiskiem, ale z tej ścieżki nie ma już odwrotu; nie chcę z niej odwracać wzroku i udawać, że nigdy nie zaistniała. Czy tylko tchórze uciekają? Nie tylko - uciekają ludzie pełni emocji tak zaprzeczających samym sobie, że działanie pod wpływem presji i czasu powoduje błędy. - I zapamiętam. Będziesz moją taką podręczną encyklopedią telefoniczną. - i to się nazywa dobry kumpel - wesprze, zechce pomóc, nawet gdyby skały srały.

Ale wątpię, aby kiedykolwiek te romantyczne podboje zagościły w moim życiu.

- To absolutnie nic z tego. Ile osób, tyle podejść. - Asamiemu całkowicie to odpowiada i akceptuję jego punkt patrzenia w ten sposób, pomimo niemożności wstawienia się w bardzo podobnej sytuacji. Nie, to ewidentnie nie jest dla mnie. Może kiedyś, ale na pewno nie teraz.

Może ta prostolijność jest lepsza niż drogi zawiłe i kręte, pełne niebezpiecznych skrętów, podczas których można wyjść z obdartymi kolanami i smugą krwi spływającej po piszczelu.

- Zbyt wyrachowana, wymagająca kontaktów, pokładu czasu i akceptacji tego, co niekoniecznie może ci się podobać. - zdrowia psychicznego nie da się odkupić. Raz zszarpane i raz rozdeptane będzie wymagało odpowiedniej opieki, natomiast w chwili, gdy wielokrotnie ulegnie złamaniu, rozwlecze się to na okresy trudne i ciężkie. Nawet gdybym był gdzieś na dole finansowym, nie zdołałbym się przełamać w celu oszukania na rzecz dodatkowego zastrzyku gotówki, nieruchomości lub innych dóbr osobistych. To za dużo, wystarczająco za dużo, aby ryzykować. - A to prawda. Co nie zmienia faktu, że są takie osoby. Jestem pewien, że na kartach historii zapisała się śmierć jakiejś sławnej persony, która przepisała swój cały majątek znacznie młodszej osobie, co następnie go roztwroniła na lewo i prawo. - ludzie nie uczą się na błędach poprzedników. Może inwestycja w coś byłaby lepszym wyborem i, owszem, jak ktoś się za to bierze, już ma pod kopułą czaszki jakiś plan, ale czy idealny? Niekoniecznie.

Ale nie, specjalne otruwanie celem przyspieszenia procesu śmierci jest dla mnie czymś, czego kompletnie nie mogę zrozumieć. I nie chcę zrozumieć.

- Pewnie dałoby się sprawdzić po stylu pisma i zastosowanym tuszu. Jak tak pomyślę, to nie byłby problem, ale zapewne listy z powrotem już nie dostaniecie. - no tak, raz oddana profesorowi lista raczej nie zostaje zwrócona, chyba że specjalnie spóźnialskim, coby profesor wiedział, kto ignoruje nieco trochę bardziej jego wykłady. Studia wydają się być ciekawym okresem, gdzie jednego dnia balujesz, a drugiego przychodzisz skacowanym, aby nie wytrzymać na kolejnych wykładach, bo nie wiesz, co ten stary profesor mówi, poza tym mówi cicho, no i jedyna myśl, która trzyma cię przy myśli, to przerwa. Przerwa, podczas której ludzie idą albo na papierosa, albo piją na szybko puszkę piwa, bo nie wytrzymają ani chwili dłużej. - Wiesz pewnie, jak to jest. Jeden, drugi, trzeci, zbiera się lista nazwisk, których nie ma na sali, no i nikt się tym nie przejmuje. Poza tym przysługi, ktoś raz kolegę wpisał, ktoś mu dał spisać, a tu wspólny projekt, gdzie nie musiał nic robić, no i przydałoby się odwdzięczyć. - podejrzewam, że tak jest; że tak musi być. Że ludzie chcą sobie pomóc, ale, jak wiadomo, życie weryfikuje.

Chociaż ciężko nie szukać jakichś powiązań, chęci wkopania całej grupy i zaszkodzenia.

- A to prawda, będzie git. - w końcu działa odtruwająco. Dopiero odpowiednie mieszkanki tak naprawdę potrafią zdziałać cuda, aczkolwiek to wymaga znacznie większej wiedzy. Wiedzy, która znajduje się w niektórych książkach, jakie to udało mi się przejrzeć naprędce w wolnych chwilach i płynących żmudnie dniach. Są ciekawe, są intrygujące, są przede wszystkim tym, co sprawia, że czuję się nie tyle bezpiecznie, co prędzej... pewnie.

Ale chwycenie pałeczek niedominującą ręką to już kompletnie inna liga. Ciężka, trudna do zrealizowania, acz nie do końca niemożliwa, jak może się to wydawać. Małymi kroczkami do celu, najlepiej bez pośpiechu, bo to nie ma inaczej sensu. Pisanie też jest trudne, wszystko w sumie jest trudne, ale czy nie takie początki były, kiedy człowiek za dzieciaka uczył się pisania? No właśnie. Dlatego, gdy rzucam ciekawostką o kudzu wręcz niepohamowanie, bez najmniejszego zastanowienia, zastanawiam się, czy jestem dziwny, czy to mój mózg nadaje na kompletnie innych częstotliwościach. Palce zaciskają się lekko na pałeczkach, zastanawiając się nad tym, czy to ma jakiś większy sens. I po co w sumie się odzywam? To nie pierwszy raz, gdy wiedza dotycząca botaniki i zastosowań poszczególnych roślin postanawia wyjść z dziecięcą wręcz łatwością, ale, jeżeli chodzi o kwestie znajomości czy relacji z innymi, mój umysł milczy. Nie krzyczy, nie robi absolutnie nic.

- Taka roślina, opornik się nazywa, całkiem specyficzna- - mówię cicho, biorąc głębszy wdech, gdy kolejne słowa do mnie docierają z dziecięcą wręcz łatwością, wymagając poniekąd naprostowania sytuacji. Nie jest to coś komfortowego, bo wolę, gdy o moich słabościach wie znacznie mniej osób, a najlepiej, jak nie wie nikt. Jest to męczące, jest to żmudne, ale mam to w papierach i jedyne, co mogę zrobić, to powiedzieć, co się konkretnie stało. A przynajmniej na tyle, na ile potrzebuje obecnie rozmowa z chłopakiem. Nie jest to grunt, po którym lubię chodzić, a prędzej wzbudza on uzasadniony niepokój, gdzie trwoga pragnie przejąć kontrolę nad wątłym, pełnym dysfunkcji obecnie ciałem. Staram się poruszyć, ale nic się nie dzieje. Zamiast tego lewą dłonią próbuję utrzymać stabilność przyrządów, choć, jak wiadomo, nie jest to wcale takie proste, jak mogłoby się wydawać. Trochę minie, trochę czasu - trochę zdenerwowania, trochę rzucania rzeczami we własnych czterech ścianach - ażeby móc sobie z tym wszystkim lepiej radzić. - Prawą rękę mam uszkodzoną. Inaczej: konkretny nerw w niej został naruszony. - trochę poważnieję, ale nie na tyle, aby atmosfera uległa zmianie o sto osiemdziesiąt stopni. Skądże: po prostu jest to dla mnie niekomfortowe. Wzrok mam ochotę wbić w podłogę, ale prędzej czy później tłumaczenie się by nadeszło. Wysuwam nieco dłoń, aby ta była widoczna w sztucznym świetle; zawsze staram się mieć na sobie długie ciuchy. - Nie mogę praktycznie zginać palca serdecznego i małego. Co więcej, czucie wewnątrz dłoni jest zaburzone do połowy palca serdecznego po jego całej wysokości, natomiast od zewnętrznej strony - do połowy palca środkowego, i połowy jegoż wysokości. Częściowo czuję palec serdeczny. - odwracam wzrok. Całe szczęście chwytanie warzyw resztą sprawnych palców nie było tak trudne, więc mogłem względnie odpowiednio zająć się warzywami. - Dlatego tak nieprawidłowo szło mi krojenie warzyw i były bardzo często nierówne. - biorę łyk piwa, na chwilę przerywając konsumpcję przygotowanego wspólnie jedzenia. - Jeszcze się uczę korzystania z lewej ręki. Wiadomo, mistrzem od razu nie będę, ale to nie jest takie proste. Wiesz, jak jem sam w pokoju, to się nie martwię tym, czy robię to prawidłowo. - i tak oto przyglądam się przez parę sekund na podłogę w kuchni. Tak, to jest bardzo fajna i bardzo wymagająca czyszczenia podłoga. Kiedyś będę musiał się za to wziąć, będę musiał chwycić za wiaderko, nalać płynu i wyczyścić te nieszczęsne, poplamione płytki.

Trochę mina, zanim moje spięcie mięśni decyduje się opuścić naczynie, a i chwyt za pałeczki staje się o wiele łatwiejszy. Muszę powrócić na prawidłowe tory, choć jest to i tak utrudnione. A co, jeżeli ten kiedyś wykorzysta ten fakt w przyszłości? Nie chcę o tym mysleć, a zamiast tego ćwiczę każde chwycenie makaronu, ażeby być w tym sprawniejszym. Nóż chyba był prostszy.

- Powodu do wstydu nie masz w ogóle, pamiętaj o tym. - uśmiecham się, starając podnieść kąciki ust delikatnie do góry w lekkim wyrażeniu własnych emocji - mimo wcześniejszego wydarzenia - aby następnie puścić oczko. - W porównaniu do gotowego dania jest o niebo lepiej. Jakby, ile mogłem jeść te gotowce? Albo, co gorsza, instant zupki? - tak, będzie trzeba wysprzątać pokój, zanim wprowadzę tam gościa na noc. Syf trochę jest, ale nie na tyle, abyśmy się nie zmieścili. - No tak, zapomniałbym prawie - odnajduję w tych słowach to, co dane było mi powiedzieć stosunkowo niedawno, biorąc kolejny kęs przygotowanej przez Asamiego porcji. - że jest to główny składnik sukcesu. - wydaje mi się, że wszystko, gdy robi się z chęcia i myślą o potencjalnych korzyściach, ma jakieś lepsze rezultaty. Albo jest to takie coachowe gadanie, coby lepiej się czuć - nie mam pojęcia. - Właśnie! Jaka trafiła ci się najdziwniejsza sytuacja podczas pracy w gastro? Tylko szczerze. - patrzę skrupulatnie w jego tęczówki, chcąc chwycić to, czy podczas tej spowiedzi zdecyduje się wykreować historyjkę, czy jednak powie to, co mu na sercu i duszy leży od zarania dziejów. - Myślę, że obecnie z tą ręką nikt mnie nie przyjmie. Muszę... Muszę wpierw nauczyć się korzystać z lewej, a i prawą poddać rehabilitacji. Wiadomo, efekty od razu nie będą widoczne, ale to jest jedyne wyjście. - przełykam ślinę. A co, jeżeli będzie tylko gorzej? A co, jeżeli czucia w ogóle nie odzyskam i będzie uszkodzone? Tyle niepewnych, tyle niewiadomych.

Że człowiek aż z tego ciężaru zapomina, jak ma oddychać.

- O, tego się nie spodziewałem. Ktoś z rodziny czy kompletnie obce? - w sumie mnie to zastanawia, ale nie muszę mieć konkretnej odpowiedzi. - I na każdy problem szukasz kawałka kodu, a potem wychodzi z niego potwór Frankensteina? - pytam się z lekkim rozbawieniem w oczach, kiedy to puszka zostaje opróżniona na amen, a danie ląduje ostatecznie w moim żołądku. - Jasne, ja bardzo chętnie. Na pewno mi się to przyda, żeby zaoszczędzić i szybciej wyzdrowieć. - no nie wyglądam najlepiej i na razie długie ubrania są w stanie to częściowo zakryć. Dlatego tak kurczliwie się ich trzymam.

Patrzę na to, czy Asami skończył, czy jednak jeszcze nie - jeżeli tak, to biorę nasze talerze, a jeżeli nie, to uprzejmie czekam, bo przecież mi się nie spieszy. Dopiero potem, jako gospodarz domu, podejmuję się trudu wymycia naczyń. - Daj, umyję. Chociaż tyle mogę zrobić. - i o ile to nie jest takie fajne i proste, jak mogłoby się wydawać, o tyle daję sobie rady. Nalewam płynu na gąbkę, lewą reką robię trochę ślamazarne ruchy, ale udaje mi się domyć sos, ażeby nie przywierał do ścianek misek. Męczę się z tym w pewnym momencie, ale przynajmniej jestem świadom tego, że jest to świeżo zalane, a nie jakieś przeschnięte i robiące przy odmaczaniu zupę z resztek i naczyń w zlewie.

Potem wycieram je - jak żeby inaczej - ostrożnie na blacie, prawymi, pozostałymi palcami podtrzymując je w miejscu, a niedominującą dłonią osuszam za pomocą nawiniętej, czystej ścierki.

- Właśnie, Asami, pożyczę ci moje ciuchy, cobyś nie spał w tych, które masz na sobie. - siadam na krześle, czując się na tyle pełnym, iż w tym momencie ruszenie ryzykuję potencjalnym toczeniem się niczym kula po podłodze. - Z tego, co widzę, to wzrostowo jesteśmy podobni, więc nie powinno z tym być problemu. - odsuwam kosmyki, które gromadzą mi się na twarzy niemiłosiernie, jakoby chcąc mnie zmusić do wzięcia nożyczek i ich obcięcia. - Przygotuję ci też ręcznik. W ogóle... jak spałeś u mnie, to gdzie konkretnie? - spoglądam na niego uważnie; jest parę możliwości, ale nie wiem, która z nich jest tą najczęściej wybieraną. Nie to, żeby spanie na podłodze mi źle miało służyć.

@Asami Kai


nozomi

見つかって無くして わからないままで fate somehow brings me hope inside my heart
Umemiya Eiji
Sponsored content
maj 2038 roku