Łaźnia w piwnicy
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Hecate Black

Sro 31 Sie - 21:21
Łaźnia w piwnicy


Tak. uwu

Hecate Black
Warui Shin'ya

Pon 19 Wrz - 0:05
19 września 2036 roku;
późne południe

Pod skórą znaczoną pręgami starych blizn napięły się wątłe mięśnie, gdy ciało Waruiego się poruszyło; skrzyżował ramiona na obnażonej piersi, nie wytwarzając przy tym żadnego dźwięku. Stał w nienaturalnym dla siebie milczeniu, oparty o framugę uchylonych drzwi. Spomiędzy przymrużonych powiek wyzierały skrzące się, złote ślepia; nie spuszczał wzroku nawet na moment, wpatrując się w nią wyczekująco; sądził naiwnie, że w pewnym momencie jej nagie barki lekko drgną, włosy zsuną się z ramienia wprost do gorącej wody, a głowa przekrzywi się, ukazując zaskoczone oblicze. Próżne nadzieje. Chyba zbyt przywykł do spojrzeń ludzi; do ich rozszerzających się źrenic, w których odbijał się mimowolny strach. W postaci yurei wywoływał różne reakcje, nawet jeśli mógł się tak objawić wyłącznie w snach. Ale Hecate wydawała się wyjątkiem na każdej płaszczyźnie.
Nic nie było w stanie jej zaskoczyć.
Czekałby więc do kolejnej śmierci, gdyby nie zdecydował się na wykonanie przełomowego kroku. Wszechobecna, lepka para zdążyła zawilgocić mu włosy - rude pasma przyciemniały na krańcach, przylegając do czoła, skroni i karku. Stał tu ile? Trzy ciągnące się w nieskończoność minuty? Podejrzewał jednak, że Shirshu doskonale zdawała sobie sprawę z jego obecności, ale celowo go ignorowała. Bogowie świadkiem ile musiał poświęcić, aby się tutaj dostać; złapanie pierwszego lepszego stopa w Fukkatsu zakrawało o cud, ale i tak było niczym w porównaniu z przedzieraniem się przez gęstniejący las Kinigami, przemaszerowanie przez nieuczęszczane ścieżki i wyciąganie butów z ssących bagiennych podłoży. Za każdym razem na samym końcu człowiek prezentował się jak ofiara huraganu. Może gdyby zdecydował się na dobry gest, przed zakradnięciem do łaźni najpierw przejrzałby się w lustrze - dostrzegłby wtedy lekką smugę brudu tuż pod prawym okiem, której nabawił się w kontakcie z agresywną gałęzią i ułamany patyk z samotnym listkiem wielkości pestki od arbuza wetknięty między kosmyki; ale wolał pospieszyć prosto na spotkanie z wiedźmą.
Denerwowało go czasami, że tak do niej lgnął.
- Dzwoniłem - przerwał ciszę, sięgając dłonią do swojej twarzy. Palec wsunął się pod materiał czarnej, chirurgicznej maseczki, wreszcie zsuwając ją pod brodę. Paskudna blizna marszcząca skórę wydawała się szczególnie blada w półmroku pomieszczenia. - I pisałem.
Rozległo się ciche skrzypnięcie deski, gdy bosa stopa Waruiego przesunęła się do przodu. Odsunął się od wejścia, ale zaraz zamarł. Z tyłu głowy miał sporo do powiedzenia, ale wykrztuszenie tego z siebie wydawało się nagle niemożliwe. Zrzucił to na karb wypełniającej pomieszczenie mgły; powody były jednak inne.
Zacisnął lekko palce na plastikowej torbie. Jej szelest prawie zagłuszył ciche westchnięcie roztargnienia.
- Rozumiem, że na leśnym wygwizdowie może być słaby zasięg, ale dobijam się do ciebie od siedmiu godzin. Zamilkłaś zaraz po tym, jak powiedziałem, że nie, nie zdobędę dla ciebie śluzu gruboskórnika termitojadowego, ale zrozum, że to paskudztwo występuje tylko w północnej Argentynie. I chyba Paragwaju. W każdym razie daleko. - Gdy uniósł rękę, zabrzęczały uderzające o siebie butelki. Jedna z licznych symfonii, które były w stanie w tak naturalny i szybki sposób rozciągnąć usta Shina w uśmiechu. - Zobacz co mam na pojednanie. - Poruszył nadgarstkiem, by raz jeszcze zabrzęczeć obijającym się jazgotliwie szkle. - Alkohol.

AKTUALNY UBIÓR: spodnie z podwiniętymi do kostek nogawkami.
Warui Shin'ya
Hecate Black

Wto 20 Wrz - 1:49
Była obrażona. Nie... oburzona.
  Drobniutka prośba, nic nieznacząca przysługa, a zbyto ją, jak gdyby prosiła o wyprostowanie krzywej wieży w Pizie. To przecież tylko drobnostka, byle bezdomny zgodziłby się wypełnić to zadanie, gdyby tylko odpowiednio go zmotywować. Po każdym spodziewałaby się odmowy, tylko nie po nim. Pewnie właśnie dlatego postanowiła rozładować napięcie relaksującą kąpielą w piwnicznej łaźni. Była pewna, że wraz z gorącą parą pod sufit uniesie się również jej rozdrażnienie.
  I rzeczywiście. W momencie, w którym zanurzyła ciało w wodzie, całe napięcie umknęło, a ściśnięte bluzgami gardło wypełnił zrelaksowany pomruk. Jedyne czego jej w tym momencie brakowało, to towarzystwo i coś do przekąszenia. Jadła dziś jakiś posiłek? Nie pamiętała, była zbyt zajęta karmieniem pająków, pielęgnowaniem węży i tresowaniem szczura. Gdzieś między tym wszystkim pojawiło się ważenie nowego naparu, do którego zabrakło kluczowego składnika i nim się obejrzała, dzienne niebo przesnuły czerwienie, pomarańcze i fiolety.
  Wpółleżała akurat otulona ciepłem wody, gdy w domu pojawił się intruz; tak charakterystyczne kroki stawiała tylko jedna osoba. To nie rozwarło jednak powiek wiedźmy, nie poruszyło żadnym jej mięśniem. Wsparta rękoma na rozgrzanych kamieniach trzymała policzek wygodnie ułożony na ramieniu, nuciła coś pod nosem, coś, co mogło być starą pieśnią z czasów mieszkania z Salem, której melodię znała tylko ona, ciotka Fiona i prababki.
  Kolejne skrzypnięcie, tym razem uchylonych drzwi.
  Nie miała zamiaru odzywać się pierwsza, więc czekała.
  Zaczął mówić, a Black słuchała. Nie prawił jednak z sensem, więc nie odpowiadała. Aż w końcu reklamówka zaszeleściła, a szczęk obijających się o siebie butelek skutecznie przykuł jej uwagę. Powieki uchyliły się w końcu; dwubarwne spojrzenie czujnych, lisich tęczówek spoczęło na rudym chłopaku, mierząc go uważnie z góry na dół. Wpatrywała się w niego dłuższą chwilę, obserwowała, oceniała w milczeniu.
  – Argentyna czy Paragwaj, co za różnica? Gdybyś był prawdziwym przyjacielem, poleciałbyś ze mną na miotle, Kacperku – powiedziała w końcu, przekrzywiając głowę na bok. Uraczyła go szerokim, przekornym uśmiechem i puściła krótkie oczko. – W zamian idziesz ze mną szukać kępek letniego futra Sobóli, gdy zaczną je zrzucać przed zimą. Jest mi potrzebne – Pokiwała głową, bardziej do siebie niż do niego; zbłąkany kosmyk wilgotnych włosów opadł jej na oczy.
  Poklepała dłonią jeden z wystających głazów.
  – Coś taki niemrawy? Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha.

AKTUALNY UBIÓR: :3
Hecate Black
Warui Shin'ya

Czw 22 Wrz - 15:35
Gdybyś był prawdziwym przyjacielem...
Blizna na jego policzku zadrżała; zaczynała się zmieniać, modyfikować, wchłaniać przez wewnętrzną siłę z efektywnością dostrzegalną w dwa mrugnięcia powiek. Na twarzy nastolatka nie została żadna skaza poza ironią - uniesionymi wymownie brwiami, skrzywieniem spękanych warg i lekko zmarszczonym nosem. Mógł zdjąć maskę i wsunąć ją w tylną kieszeń spodni. Na razie.
- No tak, ci fałszywi przyjaciele - melodramatyczny ton wyrwał mu się, zanim zdążył przegryźć język; zabrzmiał jak ktoś, kto się z nią w pełni zgadza; kto rozumie tragizm sytuacji i woli od razu przytaknąć, aby podkreślić beznadziejność kolejnego podrzędnego gatunku. Napięte ramiona lekko drgnęły, a potem nagle opadły, gdy z płuc Waruiego wyślizgnęło się zmęczone i zbyt głośne westchnięcie. Uniósł spojrzenie, tworząc aktorską pauzę. - Skurwysyny, przedrą się przez dziką puszczę, bagienne rozlewiska i zatłoczone centrum metropolii ze zdecydowanie zbyt dużym natężeniem emerytów i dzieci poniżej lat trzech tylko po to, aby przywieźć alkohol swojemu największemu wrogowi.
W tym czasie w pomieszczeniu odpowiedzialnym za salon ostatnie promienie słońca padały na ubrudzone błotem buty; rzucone byle jak w kąt, w biegu, zaraz po tym, jak delikwent przedarł się przez uchylone okno. Na podłodze niedaleko dalej leżała zmięta kurtka, a zaraz potem koszulka - gdyby rozprostować t-shirt, od razu uwagę zwróciłoby nadszarpnięcie tkaniny na piersi wyglądające jak efekt zbyt intensywnej ucieczki przez chaszcze. Shin uśmiechnął się, nagle opuszczając brodę i wbijając spojrzenie w twarz Shirshu. Oczy mu lśniły. - Obrzydliwi są.
Nie mogła gniewać się na niego w nieskończoność; zwłaszcza z tak błahego powodu. Znał wprawdzie nienaturalną potrzebę dziewczyny do zabawy w alchemię i czary, ale starał się to spychać daleko poza margines. Byłoby hipokryzją uważać za dziwaka kogoś, kto w gruncie rzeczy nie odchodził zbyt daleko od jego własnych przekonań. Może gdyby ich ścieżki skrzyżowały się ze sobą prędzej, nie wywiązałaby się między nimi żadna nić porozumienia. Jak patrzeć przychylnie na kogoś, kogo jedynym tematem rozmów są wywary z nietoperzych skrzydeł, kości miedniczne myszy albo nazwy kwiatów i liści, koniecznie po łacinie? Prawda była jednak taka, że śmierć zmienia punkt widzenia; jeżeli tak patrzeć na zbyt prędko zakończony rozdział życia to Warui mógł być wdzięczny losowi. Gdyby nie wypadek samochodowy, pewnie nigdy nie spotkałby Hecate.
Black zresztą już odpuszczała; kiedy jej dłoń dotknęła jednego z wystających głazów, Warui odebrał to jako zgodę na rozejm. Ruszył ze swojego miejsca, zostawiając za plecami wspomnienie zdecydowanie zbyt długiej i zdecydowanie zbyt napiętej w emocjach drogi do domu przyjaciółki. Ściśnięte w plastikowej siatce alkohole obijały się o siebie dźwięcznie przy każdym kroku; ucichły dopiero odstawione na podłoże. Dwie z butelek przewróciły się, ale Shin'ya zdawał się w ogóle nie dostrzec bałaganu. Przysiadł na brzegu, tuż obok dziewczyny, zanurzając bose stopy w parującej wodzie; zignorował też fakt, że nogawki jego spodni zmieniły kolor na dwa tony ciemniejszy, gdy materiał w zetknięciu z taflą wchłonął ciecz.
- Coś ty taki niemrawy?
Spojrzał na Shirshu z góry, palcami prawej dłoni zahaczając o szyjkę jednej z przytarganych butelek.
- Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha.
- Jestem pewien, że widziałem co najmniej trzy i to tylko podczas pierwszego kilometra po wejściu w Kinigami - rzucił od razu w odpowiedzi na jej przytyk, wyciągając trunek z reklamówki. - Prawie sam wyzionąłem ducha. Naprawdę nie mogłaś zamieszkać... no nie wiem... w miłej dzielnicy na trzecim piętrze wieżowca monitorowanego przez bandę ochroniarzy wyglądających wypisz-wymaluj jak spaślejsza wersja Jamesa Bonda? - Rozległo się charakterystyczne pssst!, gdy Warui podważył kapsel założonym na palec wskazujący pierścionkiem. Podał trudnek dziewczynie. - I wziąłem piwo. Nie mam zamiaru znów siłować się z tobą o miotłę, gdy wypijesz za dużo i zaczniesz się kłócić, że lecisz po następną turę. - Otwierając swój alkohol był już bliski upicia łyka. Niemal oparł brzeg szklanej powierzchni na ustach, czując lodowate zimno na dolnej wardze... ale milimetr przed tym odsunął butelkę. Na jego twarzy pojawiło się coś, co nawet przy dobrych wiatrach dla ostrożności lepiej określić gwałtowną próbą myślenia, ale zaraz potem ponownie wbił wzrok w Shirshu. - Zagrajmy.
Warui Shin'ya
Hecate Black

Sob 24 Wrz - 2:28
  Figlarny uśmiech przyzdobił usta wiedźmy, gdy Warui przytaknął oskarżeniu. Oczywiście, że się na niego nie gniewała. Była wręcz przekonana, że czegokolwiek by nie potrzebowała i tak by z nią poszedł; nawet gdyby potrzebowała paznokcia od zamordowanego między trzecią a czwartą w nocy dziecka, którego ciało tkwiło w wodzie od trzech dni, to najpewniej i tak by jej towarzyszył. Nie byłby co prawda zbyt zadowolony, ale była pewna, że wciąż wybrałby opcję, by pójść z nią. Już dawno zatarła się granica moralności ich przyjaźni.
  Przyglądała mu się, dopóki nie usiadł tuż obok. Gdy zmoczył nogawki w cieple wody, od razu sięgnęła do utkwionego w rudych włosach patyczka, wyciągając do sprawnie spomiędzy miękkich pasm. Nie omieszkała również zetrzeć drobnej pamiątki po wędrówce ścieżkami Kinigami w postaci drobnej smugi brudu. W końcu odwiedził nawiedzoną chatę przeklętej wiedźmy, musiał się więc jakoś prezentować.
  – Mam nadzieję, że ich nie niepokoiłeś – mruknęła, mrużąc lekko ślepia. – To dobrzy sąsiedzi.
  Nie powinno nikogo dziwić, że las pełen był zagubionych yurei. Nie dziwiło również to, że Shirshu znała większość z nich, wszak pałętały się w pobliżu jej domu. Nie miała nic przeciwko zapewnianiu im towarzystwa, nawet jeśli z początku nie do końca tego chciały; nie dziwiła im się zresztą, w końcu jej przydomek nie cieszył się zbyt wielką sławą, a w każdym razie nie tą, którą mogły pochwalić się gwiazdy filmowe czy piosenkarki. Należała raczej do tego grona osób, których imiona często pojawiały się na ustach ludzi, ale były wypowiadane raczej w roli przestrogi, niżeli zachęty. Nie wyglądała jednak na zbyt przejętą, najwyraźniej już dawno polubiła swoje nowe życie.
  – Mój ty piękny, martwy chłopcze – zaczęła, odbierając od niego piwo. Upiła odrobinę trunku ani na chwilę nie spuszczając przewiercającego spojrzenia z przyjaciela. – Czy uważasz, że gdybym zamieszkała w miłej dzielnicy w wieżowcu, to wciąż byłaby taka miła, a wieżowiec pełen mieszkańców? – Przekrzywiła nieco głowę, doskonale znając odpowiedź na zadane pytanie. Nie musiała być medium, by wiedzieć, że obecność niektórych wywoływała ciarki na plecach i wykrzywiała usta w grymasach.
  Kolejny łyk piwa.
  "Zagrajmy"
  Oczy jej się zaświeciły. Nie musiał czekać na żadne potwierdzenie. Denko butelki stuknęło o drewnianą podłogę, gdy odkładała napój na bok. Wsparła się zaraz rękoma o nagrzane kamienie, by powoli, lecz z jakąś dziwną gracją wysunąć ciało z gorącej wody; skórę miała delikatnie zaczerwienioną od ciepła. Nie przejmowała się nazbyt nagością, po prostu postąpiła kilka kroków naprzód, by sięgnąć pełnymi tatuaży wijących się po przedramionach rękoma do szafki wiszącej na ścianie. Wyjęła ze środka miękki szlafrok, by zaraz się nim otulić.
  – Ale musimy iść do salonu, nic tutaj nie mam – Wyciągnęła mokre włosy zza kołnierzyka, odwracając się w końcu do Shin'yi. Leniwie rozczesała zlepione wodą kosmyki, przyglądając się uważnie chłopakowi. Zaraz podeszła do drzwi, otwierając je przed nim i spoglądając sugestywnie na pozostawione piwo. Miała nadzieję, że będzie dżentelmenem i weźmie trunek damy.
  – A więc... – przerwała nagle, odwracając czerwony łeb w kierunku ciemności prowadzących w górę posiadłości ciemnych schodów. Mogłaby przysiąc, że usłyszała śmiech... a może płacz? Nie była pewna, odgłosy niejednokrotnie pokrywały się ze sobą do tego stopnia, że nie była w stanie ich rozróżnić. Cmoknęła więc tylko pod nosem, nie przejmując się tym nazbyt, wszak już dawno oswoiła się z tym że jej umysł rzadko kiedy pogrążał się w ciszy. – Masz dla mnie jakieś plotki z miasta? Nowe ciała do wyłowienia z rzeki, nowe koty do wyciągnięcia z worków, historia o przeklętym mieszkaniu do sprawdzenia albo świeży grób do rozkopania? – zaśmiała się żartobliwie.
  ... a może nie?



Łaźnia w piwnicy Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Black
Warui Shin'ya

Sob 24 Wrz - 23:29
Znieruchomiał, gdy dotknęła jego włosów, by pozbyć się ostatnich wspomnień po niedawnej tułaczce, ale gdy przeciągnęła palcami po policzku, mogła wyczuć jak mięśnie szczęki się napinają.
- Mam nadzieję, że ich nie niepokoiłeś.
- Kogo? - Spojrzał zaskoczony na kobietę. - Duchów? Matko boska, Shirshu! To one niepokoiły mnie!
- To dobrzy sąsiedzi.
- To dobre materiały na film paranormalny dla ludzi o mocnych nerwach.
Sprostowanie wydawało się dziwnie nie na miejscu, jakby tłumaczył dziecku, że wkładanie mokrych paluchów do kontaktu to naprawdę niespecjalny pomysł; efekty mogły być krytycznie złe. Nie potrafił sprecyzować jak długo znał się z Hecate, bo od kiedy stał się yurei, czas płynął innym tempem; był rozciągnięty, jakby każda sekunda zamieniła się w minutę, a minuta w godzinę. Z tyłu głowy nieśmiertelność szeptała swoje farmazony; ale istniała, teraz, po śmierci, był tego pewien. Nie zmieniało to jednak faktów, że już dawno powinien przyzwyczaić się do odchyłów Black. Ale jak przyjąć postawę kogoś, kto za normalne uważa obcowanie ze zmarłymi? Na dobrą sprawę radziła sobie w sytuacji o wiele sprawniej niż Warui - a to on miał wykupione premium, by doświadczyć wszystkich smaczków Kakuryo. W porównaniu do niej, zbyt mocno pragnął żyć tak jak wcześniej. W świecie bez zjaw, potworów i klątw. Gdzieś, gdzie mieszkało się w zatłoczonej części miasta - zawsze oświetlonego i pełnego obcego tłumu. Gdzieś, gdzie picie piwa to codzienność.
Zupełnie inna niż ta, której teraz doświadczał. Zdążył jedynie unieść butelkę; o pół milimetra, bo zamarła gwałtownie w powietrzu, gdy usłyszał słowa rudowłosej. Mój ty piękny, martwy chłopcze... Spojrzenie ulokowane w niesprecyzowanym punkcie trafiło na twarz Shirshu; na jej okalane długimi, niemożliwie czarnymi rzęsami oczy. Kiedy mówiła, czuł pod skórą dziesiątki dreszczy przebiegających z dołu na górę, aż spiął się na karku, nie do końca rozumiejąc, co właściwie ma tu miejsce.
Nie odpowiedział jej; pewnie i tak tego nie oczekiwała, bo obydwoje zdawali sobie sprawę z tego, że nikt o zdrowych zmysłach nie zostałby w towarzystwie wiedźmy. Nawet XXI wiek nie przygotował ludzkości na kogoś o charakterze Black. Była zbyt inna; dziwna. Stanowiła epicentrum wszystkich problemów, a to pozostałych odstraszało.
A ludzie, z przerażenia, robią najgorsze rzeczy.
Choć pewnie i tak nie dorównują Hecate.
Spód butelki stuknął o kamienną płytę, gdy Shirshu odstawiła swój alkohol. Warui miał jedynie czas, by to zarejestrować, bo moment później rozległ się charakterystyczny odgłos wzburzonej wody... i Shinya się zachłysnął. W chwili, w której dłonie kobiety oparły się o brzeg, dotknął butelką dolnej wargi i pociągnął łyk.
Nie zdążył przełknąć, bo kątem oka wychwycił nagie ciało i całe skumulowane powietrze jednocześnie chciało wylecieć nerwowo z westchnięciem i wlecieć przez zaczerpnięcie tchu. Kaszlnął, w ostatniej sekundzie zaciskając palce na szklanej powierzchni trzymanego naczynia. Wolną dłonią sięgnął do ust, ścierając z nich pianę i zasłaniając jakiś bełkot, który próbował wydostać się spomiędzy nich.
- My... My-myślałem - wydukał, strzelając wzrokiem na prawo i lewo, udowadniając przy okazji, że mógł robić wszystko, ale zdecydowanie nie myślał w takiej sytuacji. Ostatecznie spojrzenie padło w kąt pomieszczenia; gdzieś w ciemny róg. Nie uchroniło go to przed natłokiem wyobraźni, bo czy tego chciał, czy nie, Shirshu znajdowała się ledwie pół metra od niego - i cały czas wchodziła w sam margines pola widzenia, nieważne jak bardzo starał się odwracać od tego widoku.
- Myślałem, że tu zostaniemy - dokończył bezsilnie, próbując się nieco wyprostować, jakby miał nadzieję, że taki ruch wystarczy, aby rozluźnić maksymalnie spięte mięśnie. Wśród ciszy przerywanej jedynie ledwo dającymi się wychwycić spadającymi ze sklepienia kroplami głos Shirshu brzmiał jak ostateczność.
Musieli iść do salonu.
Ile trwała sytuacja sprzed chwili? Pół minuty? A miał wrażenie, że gdy wsparł się ręką o podłoże, by podnieść się do pionu, cały jego organizm zareagował jak po wycieńczającym maratonie. Black nawet nie wiedziała ile kosztowało go, by wyciągnąć nogi z ciepłej wody i postawić je pewnie na ziemi.
Znała za to jego odruchy, bo gdy tylko ruszyła ku wyjściu, sięgnął po zostawioną siatkę oraz odłożone przez nią piwo. Był dżentelmenem - czegokolwiek się o nim nie myślało.
Był nim zresztą na tyle, że gdy tylko znalazł się obok niej
na szczęście dla zdrowych zmysłów ubranej
i gdy spojrzał w czarną jamę korytarza...
- Mam dużo do opowiedzenia. Bardzo dużo. - Wskazał ruchem głowy ku schodom. - Ale panie przodem.

zt + Shirshu
Warui Shin'ya
Hecate Black

Nie 25 Wrz - 0:33
  – Myślałem, że tu zostaniemy.
  Zaśmiała się dźwięcznie, machając przy tym ręką, jakby nie mogła się uspokoić. Najwyraźniej coś w jego słowach bardzo ją rozbawiło, lecz nie była pewna, czy powinna dzielić się z nim powodem. Jej dom był omijany nie tylko ze względu na przeklętą sławę, którą się cieszyła. Było wiele powodów, dla którego żywi czy bardziej strachliwe yurei niezbyt chętnie szły tymi szlakami. Samo Kinigami rzucało przerażająco wielki cień pełen mrocznych stworów, opowieści i mroku, w którym jedynie nieliczni potrafili się odnaleźć. Miała mu powiedzieć, że czasami w piwnicy zalegało jej się pełzające zło, którego nie miała serca przepędzić? Nie byłaby pewna, czy wobec takich faktów równie chętnie odwiedzałby ten przybytek.
  – Fantastycznie. Ja natomiast mam kilka nowych zupek do spróbowania i nową grę, którą chcę wypróbować – Tajemniczy błysk w oku oraz podstępnie wygięte kąciki ust nie miały prawa oznaczać niczego dobrego, tego Warui mógł być pewien. Przepuszczona przodem postąpiła krok naprzód, a nim ruszyła w głąb mroku, jednym kliknięciem pogrążyła w ciemności również łaźnię.
  – Chodź Shu – złapała go za nadgarstek, pociągając lekko za sobą. – Musimy się pospieszyć, zanim potwory złapią cię za kostki i ukryją przed światem w ciemnym kącie. Rozgość się w salonie, ja w tym czasie pójdę się przebrać.

z/t x2



Łaźnia w piwnicy Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Black
Tohan Herena

Pią 20 Sty - 23:56
15.01?
przed domem

Podobno natura miała być uspokajająca, miała pomagać w odprężeniu umysłu i ciała, w odetchnięciu od zgiełku, który panował w mieście - a może i od studiów, od zwykłych obowiązków, które musiała znosić, mimo że jej myśli coraz to częściej wędrowały w zupełnie innych kierunkach? W stronę nie tylko morderstw i kryminałów, nie tylko w stronę świata przestępstw, o którym potrafiła czytać i słuchać godzinami, ale coraz częściej w stronę tego, co było bardziej... namacalne? Jakby samo czytanie i zagłębianie się w baśnie przestawało wystarczać.
Chociaż tym razem, rzeczywiście zadbała zarówno o ciepłe ubranie, ale i własne zaopatrzenie. Z pozoru mogła wyglądać, jakby znów przywdziała typowe dla siebie kolory, które były bardziej estetyczne niż funkcjonalne - ale przyglądając się jej bliżej, pod pastelowo żółtą spódnicą sięgającą połowy łydki można było dostrzec gruby materiał nie rajstop, a spodni, wpuszczonych w dochodzące za kostkę buty przeznaczone do wspinaczek. Gruby materiał nie tylko chronił stopy przed zimnem, ale i przed urazami, zapewniając kostkom stabilność - no i były to buty, przy których nie martwiła się o ewentualne wdepnięcia w kałuże. Chociaż dziwnie czuła się w płaskim obuwiu, zamiast na obcasie. Jej kurtka, bordowa, była idealna na deszczową czy wietrzną pogodę, a pod spodem wciąż znajdywały się dwie warstwy. Koszulka, pożyczona od jej współlokatorki, która była za duża na nie obie, ale i jej własny, czerwony golf idealnie chroniący przed zimnem. Pogoda w końcu miała być nieprzewidywalna w tym miejscu, szczególnie o tej porze. Do tego szalik, czapka i ciepła para rękawiczek, które jednak nie przeszkadzały jej w obsłudze telefonu.
W jej plecaku znajdywały się nie tylko dodatkowe spodnie czy skarpetki na zmianę, gdyby jednak przemokła, ale i jedna z cieplejszych bluz. Poza tym, może odrobinę zainspirowana spotkaniem Nobu, zaopatrzyła się również w apteczkę. Zapakowała suchy prowiant, ale i pitną wodę - wraz z tabletkami, które znalazła, a które miały podobno uzdatniać wodę do picia. Uznała, że mogło to być przydatne. Latarka, zapasowe baterie, scyzoryk, pudełko zapałek, ale i zapalniczka. Była wręcz pewna, że jak na pierwszy samodzielny wypad tego rodzaju, była bardziej niż dobrze przygotowana na... większość rzeczy. Nawet jeśli w kieszeni kurtki zaciskała palce na sprayu na niedźwiedzie, w obawie jakby jakieś stworzenie miało na nią wyskoczyć -  wciąż czuła podekscytowanie z każdym stawianym krokiem wgłąb puszczy zapierającej dech w piersiach. Słyszała różne historie na temat tego miejsca, czytała o jeszcze większej ilości tego, co miewało tutaj miejsce, a co nie zawsze było... pozytywne? A jednak nie czuła jedynie lęku.
Czuła jak serce jej biło na każdy szelest i każdy odległy dźwięk gdzieś tam dalej w dziczy. Była bezpieczna? Naturalnie powiedziała Shiimaurze, gdzie się się wybierała i którą trasę planowała obrać, nie będąc pewną czy zasięg w jej telefonie jej nie zawiedzie - nawet jeśli miała przy sobie dwa powerbanki, i była pewna że bateria w telefonie była niemalże pełna. Co prawda pominęła współlokatorce, że wybierała się sama w tę dzicz - pierwszy raz, choć przecież mieszkając w Danii zdarzały się jej wyjazdy w góry! Nie było to niczym nadzwyczajnym, prawda? Nawet jeśli tutejsza puszcza zapierała dech w piersiach i była czymś abstrakcyjnym - zupełnie innym od tego, z czym miała do czynienia w rodzimej Danii, zupełnie inna i równie fascynująca...
Poczuł jak coś jakby ją ukuło, na co zaraz się obróciła, ale nie dostrzegła żadnego sprawcy. Obejrzała dla bezpieczeństwa swoją nogę, jakby w obawie że był to wąż lub coś jeszcze innego - ale materiał spodni wydawał się zupełnie nienaruszony. Zdawało się jej tylko?
Poprawiła kurtkę, ruszając dalej przez dzicz, zauważając że drzewa i krzaki nieco rzedną w okolicy. Wychodziła bardziej na polanę? Łąkę? Może znalazła jakieś jezioro nieopodal? Nie była pewna, ale poczuła jak na jej policzkach pojawiały się wypieki. Ruszyła pewniej, chcąc zobaczyć to do czego dotarła - choć może powinna wyciągnąć wydrukowaną mapę jednych ze ścieżek? Upewnić się, że nie szła w kierunku czegoś, co...
Poczuła jak coś jej wypadło. Właśnie mapa. Spojrzała zaskoczona na siebie, dostrzegając swoją własność na trawie. Zaraz postanowiła się po nią schylić, zrzucając również plecak z jednego ramienia, jakby chcąc upewnić się, że ten był dokładnie zamknięty, ale kiedy tylko to zrobiła, mapa jakby odskoczyła w bok.
- Huh? - wyrwało się jej, choć niczego nie widziała dookoła. Rozejrzała się, zastanawiając się czy mógł to być... po prostu wiatr?
- H-hej! - zawołała, ruszając zaraz za mapą, która... zaczęła uciekać? Zerkała pod nogi, pod korzenie i kamienie, coraz to prędzej znajdując się na bardziej otwartej przestrzeni. Gdzieś w oddali zamajaczyła chatka, którą zanotowała w podświadomości, ale nie spojrzała w jej stronę, czując jak zaraz ląduje w kałuży błota, bo potknęła się o... Coś? O kamień? O korzeń? Sama nie była pewna, zaraz próbując podnieść się na kolana, a po tym wyprostować, kiedy poczuła ciągnięcie za jeden z dwóch warkoczy, w które zaplotła swoje włosy.
- Ała! N-nie! Nie ró.. - urwała, wciąż nie rozumiejąc co właściwie miało miejsce. Coś ją ciągnęło, coś stanowczo wodziło ją za nos, zabrało mapę i podstawiło nogę, ale nie dostrzegała w okolicy niczego, co mogłoby wskazywać na winowajcę. - Dość! Przestań! - zawołała, zaraz zamachując się ręką w kompletnie przypadkowym kierunku, mijając się w pełni z niewidzialnym sprawcą, który znów pociągnął jej blond włosy, a ona nie mogła się nawet skupić na podniesieniu z kałuży, w której się znalazła, czując jak jej oczy napełniają się łzami z frustracji, że nie rozumiała sytuacji, w jakiej się znalazła.

@Hecate Shirshu Black


Łaźnia w piwnicy Dq3ChDC
Tohan Herena
Hecate Black

Sro 25 Sty - 19:49
 Zarówno ona jak i siedzący na jej ramieniu Stolas wzrok mieli utkwiony gdzieś wysoko ponad drzewami. Dwukolorowe ślepia oraz ich czarne odpowiedniki śledziły z uwagą coś na niebie, ani na chwilę nie obracając głów. Wraz z kolejnymi sekundami spędzonymi na obserwacji delikatny uśmiech odnajdywał swoje miejsce na ustach Black. Nie kryła dumy, patrząc na podnoszącą się do lotu wronę, którą jeszcze nie tak dawno temu znalazła półżywą na śnieżnych zaspach w ciemności Kinigami. Nie latała wtedy, złamane skrzydło i powyrywane pióra nie pozwalały jej na wzniesienie się w powietrze. A teraz? Wciąż jeszcze brakowało jej nieco do osiągnięcia poziomu sprzed wypadku, lecz dawała sobie radę.
 – Widzisz? Mówiłam, że sobie poradzi – mruknęła z zadowoleniem do kruka. Ten niewiele myśląc zakrakał cicho, jakby na potwierdzenie. Drugie zwierzę sfrunęło czym prędzej w dół, przysiadając na wyciągniętej w górę ręce Shirshu. Dziewczyna podsunęła zaraz drugą dłoń i patrzyła, jak wrona zajada oferowany przysmak.
 – Teraz, kiedy znów latasz i dasz radę o siebie zadbać, możesz wrócić na wolność – powiedziała, przesuwając palcami po czarnej głowie ptaka. – Ale jeśli zapragniesz, to możesz zostać tutaj, z nami – dodała po chwili, posyłając wronie serdeczny uśmiech. Rękę wciąż miała wyciągniętą naprzód, dając nowej podopiecznej wybór. Widziała, jak zwierzę spogląda wpierw na nią i na Stolasa, a później na przestrzeń między drzewami. Widać było, że rozumiała sytuację i że rozważała opcje. Aż w końcu postanowiła... A decyzją było zajęcie wolnego miejsca na drugim ramieniu Black.
 – Witamy w rodzinie, Ivory.
 Wtedy też kawałek papieru przyleciał w jej kierunku i zahaczył o łydkę. Spojrzała w dół zdziwiona, zaraz powoli zginając się w pół by pochwycić świstek w palce. Rozprostowała podmokły już materiał i przyjrzała mu się dokładniej, ze zdziwieniem stwierdzając, że w las przypałętała się mapa. I gdy tam kontemplowała nad znaleziskiem, do uszu dobiegł czyjś głos. Głos kogoś, kto zdecydowanie znalazł się w niewłaściwym miejscu i o niewłaściwej porze. Ruszyła więc w kierunku źródła.
 Ów źródłem okazała się znajoma postać. Zawsze widziana w schludnym wydaniu teraz brodziła w brudnej kałuży, osaczona przez trójkę młodych, bardzo młodych duchów, które w psikusach odnajdywały pośmiertny spokój.
 Stolas rozłożył wielkie skrzydła i zakrakał złowieszczo. Siedząca na drugim ramieniu najwyraźniej postanowiła naśladować jego ruchy, bo zaskrzeczała nieco ciszej. Dzieciaki dopiero wtedy zauważyły dodatkowe towarzystwo w postaci wiedźmy; stanęły dęba, patrząc na nią jak na matkę, która właśnie przyłapała pocieszy zebrane nad rozbitym wazonem z wodą zalewająca ulubiony dywan.
 Wiedźma stała w miejscu z rękoma zaplecionymi na piersi, z niewzruszonym, delikatnie niezadowolonym wyrazem twarzy. Duchy postąpiły po dwa kroki w tył, robiąc jej przejście, gdy sama ruszyła ku ubrudzonej dziewczynie. Wyciągnęła do niej dłoń, oferując wsparcie w podniesieniu się z ziemi.
 – Wszystko w porządku? – Widziała jak jedno z dzieci znów wyciąga rękę ku dziewczynie, więc posłała mu krótkie, pełne dezaprobaty spojrzenie. Stolas zastukał w tym czasie dziobem, co najwyraźniej miało być swoistą przestrogą dla duchów. Cofnęły się znów, powoli opuszczając głowy w dół. – Wyglądasz jakbyś potrzebowała kąpieli i gorącej herbaty na uspokojenie, Tohan.

| ubiór: spódnica w kratę, zakolanówki, trampki ponad kostkę, czarna koszulka i płaszcz zarzucony na ramiona



Łaźnia w piwnicy Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Black
Tohan Herena

Sob 25 Lut - 5:11
Sama nie była pewna własnych myśli i tego, co na temat wszechobecnych zaczepek uważała. Nie widziała sprawcy - a może sprawców? - ale pytaniem prawdziwym było czy taki rzeczywiście istniał. Nie dostrzegała nawet cienia zarysu sylwetki, może to wszystko było zaledwie jej urojeniami? Musiało być! A może jednak wszystkie historie i niewyjaśnione zagadki kryminalne, o których czytała w życiu, rzeczywiście miały drugie dno? Rzeczywiście wyróżniały się nie tylko swoją zagadkowością, ale i faktem, że w tej zagadkowości było ziarenko prawdy? Gdyby nie fakt, że wiedziała przecież sama co czuła i że KTOŚ wyraźnie był prowodyrem całego zajścia, uznałaby sama, że powoli traci zmysły w tym miejscu.
Chociaż czy to nie co innego było przyczyną? Tym bardziej, kiedy usłyszała zaraz złowieszcze kraczenie, na które jeszcze bardziej się skuliła, intuicyjnie nakrywając głowę dłońmi, jakby w obawie przed zbliżającym się atakiem. Wiedziała, że zwierzęta nie były jej przyjazne - nauczyła się tego na wielu błędach w przeszłości, na wielu wypadkach, a teraz jej zachowania były niemalże odruchowe, kiedy nadcierało jakieś zwierzę.
Atak jednak nie nastąpił. Żadne ptaszysko nie nadciągnęło, starając się jej wyrwać włosy z głowy. Może gnębiły ją dusze ptaków? Może to one były przyczyną żarcików i docinków? Nie chciały, aby przebywała na ich ziemi z bliżej jej nieznanego powodu. Nie rozumiała i zaczynała coraz bardziej się bać - czuła jak serce jej dudni w uszach, jakby chciało wyskoczyć z klatki piersiowej. Czuła się bezsilna, nie mogąc nawet dostrzec swojego napastnika.
Jedyne co nastąpiło to znajomy głos. I coś, a raczej ktoś, kogo w końcu mogła dostrzec po tak długim czasie chodzenia po puszczy. Wyglądała gorzej niż zazwyczaj, gorzej niż chciałaby być widziana przez kogokolwiek, a jednak w duszy ucieszyła się na obecność kogoś znajomego.
Powoli jej przerażony wzrok padł na kobietę, która zamieszkiwała puszczę; która była określana wiedźmą, choć z pewnością daleko było jej wyglądem do złej wiedźmy z legend i baśni europejskich, choć może to była tylko kolejna pułapka? Może Herena powinna wiedzieć lepiej niż pozwalać wodzić się za nos wiedźmą? A jednak nie wszystkie były złe, nie dopóki nie wyrządziło się im krzywdy pierwszemu, a tak zakazanego błędu Tohan nie miała zamiaru popełniać. Wiedziała lepiej przecież!
Dostrzegając wyciągniętą do niej dłoń, zaraz skorzystała z zaoferowanej pomocy, wciąż wyraźnie jednak wytrącona ze stanu, w jakim powinna być. Niepewna rozejrzała się dookoła, nie dostrzegając niczego ani nikogo, kto mógłby stać za zaczepkami w jej stronę...
- Chyba... chyba tak... - powiedziała niepewnie, samej już nie będąc w stanie określić czy wszystko było w porządku, czy jednak nie. Ciągnięcie za włosy ustało, kruk jej nie atakował - wszystko co je teraz otaczało wydało się na moment mniej złowieszcze niż było te kilka chwil temu. Może po prostu to wszystko były urojenia Heleny? A może to klątwa nabierała na sile? Może wszyscy, na których sprowadziła śmierć swoją osobą, podążali za nią, a dzisiaj kiedy była sama w miejscu, w którym trudno byłoby ją odnaleźć, zdecydowali się wykonać na niej swoją własną zemstę?
- Nic innego nie brzmi lepiej w tym momencie niż gorąca herbata i kąpiel - przyznała, łagodnie się uśmiechając. - Dobrze cię widzieć, Shirshu... przepraszam, że tak... I niezapowiedzianie, i w taki sposób... Znaczy się w taki... bo coś... Coś... to chyba... - zawahała się, nie będąc nawet pewną w jaki sposób miała wytłumaczyć to, czego była świadkiem - i czego była niemalże pewna, że próbowało ją atakować i zaczepiać.
Kiedy znalazła się już na nogach, rozejrzała się jeszcze po otoczeniu jakby szukając odpowiedzi na swoje nie zadane pytanie - czy rzeczywiście była w stanie coś dostrzec? Czy coś, lub ktoś, faktycznie próbował ją atakować? Czy to wszystko było wyłącznie urojeniem jej nader wybujałej wyobraźni? A może jeszcze czym innym, może to jej klątwa przybierała coraz insze formy? Może rzeczywiście tym razem i ją samą coś próbowało dopaść?
- Sama chyba nie wiem... chyba potknęłam się o coś, wiatr zawiał... - powiedziała, choć bez przekonania, samej próbując wmówić sobie, że właśnie to się wydarzyło - bo każda racjonalna osoba by powiedziała w innych wypadku, że postradała zmysły, mówiąc o tym, że to ktoś spowodował jej upadek i to ktoś wyrwał jej mapę...
A jednak posłała zaraz łagodny uśmiech do wiedźmy, która niekoniecznie przypominała wiedźmy - nie te ze starszych baśni i podań o wstrętnych babach z krzywymi nosami i kurzajkami na całej twarzy. Chociaż może to wciąż pozostałości wszystkich księży i innych biskupów, którzy uznawali czarownice za wysłannice demonów? Może to była po prostu kolejna propaganda, która przedostała się do bajek? W końcu ludzie uwielbiają przedstawiać wszystko czego się obawiali jako brzydkie - a to nieznane było źródłem ogromnego strachu.
- Ale puszcza wygląda pięknie... tak inaczej, za każdym razem kiedy się ją odwiedza, kiedy zmienia się miesiąc. Natura w parkach Fukkatsu jest taka... taka ułożona i bezpieczna, ale tutaj wydaje się być.. tak... inna? Rozumiesz na pewno o czym mówię! Taka nieprzewidywalna, ale i potężna, jakby wyrwana z samej baśni... I niebezpieczna. Na pewno niebezpieczna... Ale widzę, że masz nowego towarzysza? - spróbowała uśmiechnąć się, zmienić temat - wskazała również na białe ptaszysko, którego jednak wciąż się obawiała. Nie mogła mieć pewności czy ptak jej nie zaatakuje. Siedziało to w jej głowie, ten lęk przed tym, co przecież często miało miejsce.


Łaźnia w piwnicy Dq3ChDC
Tohan Herena
Sponsored content
maj 2038 roku