Strona 2 z 2 • 1, 2
Black nie poczyniła żadnego kroku, gdy jasnowłosa dziewczyna zbierała się z ziemi. Obserwowała natomiast jak woda złączona z brudem ścieka z przemoczonych ubrań i trafia z powrotem do kałuży w której stała Tohan. Natomiast oba siedzące na ramionach wiedźmy ptaki mimikowały każdy ruch – gdy ona patrzyła czujnym wzrokiem, one przekrzywiały łebki to w jedną, to w drugą stronę, ani na moment nie spuszczając koralikowatych oczu z postaci stojące ledwie kilka metrów przed nimi.
– Nie ma za co przepraszać, zawsze doceniam dobre towarzystwo – odparła, wyginając nawet usta w drobnym acz przyjaznym uśmiechu. Dzisiejszy dzień był spokojny; nie dudniło jej w uszach od wrzasków, skronie nie pękały od pulsującej nieprzerwanie migreny, zwykle niespokojne wnętrze nie szalało, jakby świat miał się zaraz skończyć. To zdecydowanie dobry dzień.
Sięgnęła do kieszeni płaszcza, wydobywając zeń nieco pomięte opakowanie oraz metalową zapalniczkę w stylu zippo. Nie minęła dłuższa chwila, a jasny filtr tkwił między ustami kobiety, podczas gdy jedno pstryknięcie sprawiło, że końcówka zatliła się odrobinę.
Szary dym na chwilę przesłonił jej twarz.
– Cóż, jesteś w samym środku lasu. Nietrudno tu wpaść na niezauważony kamień albo potknąć się o wystający korzeń. Cieszę się, że się nie zraniłaś w żaden poważniejszy sposób – Skinęła krótko głową, wskazując brak widocznych obrażeń. W przypadku drobnych skaleczeń czy ewentualnej zwichniętej kostki mogłaby pomóc, lecz nie była na tyle obeznana w temacie, by zająć się złamaną kością. Tohan stała jednak dzielnie i nie kulała, więc można było z góry wykluczyć kilka problemów.
Odetchnęła kolejną chmurą tytoniu.
– Nazywa się Ivory – odparła, spoglądając w kierunku wrony. Ta przechyliła drobny łeb na bok, wpatrując się w Black jeszcze dość niepewnym, choć ufnym wzrokiem. Najwyraźniej zrozumiała, że coś o niej mówiono i wiedźma wcale nie była tym faktem zdziwiona. Zawsze uważała ptaki za nad wyraz inteligentne. – Znalazłam jakiś czas temu niedaleko domu ze złamanym skrzydłem i kilkoma innymi obrażeniami. Zakładam, że coś ją zaatakowało – mruknęła, wyciągając wolną rękę, by przesunąć palcami po czarnym łepku wrony. – Wzięłam ją do siebie i opatrzyłam. Dziś czuła się już na tyle dobrze, by mogła wrócić do siebie. Postanowiła jednak zostać, więc mam nową podopieczną.
Cieszyła się z decyzji Ivory. Black od dziecka łatwo przywiązywała się do zwierząt i to nie tylko domowych psów oraz kotów. Nic więc dziwnego, że wraz z możliwościami oferowanymi przez dorosłość zapewniła sobie stałe towarzystwo. Dzikie ptactwo, domowe szczury, węże, jaszczurki, pająki – żadnego z nich nie brakowało w posiadłości Black. Jej dom już dawno stal się schronieniem nie tylko dla duchów błąkających się po Kinigami, ale i dla potrzebujących pomocy zwierząt.
– Dość jednak o mnie. Czemu zawdzięczam twoją wizytę? – spytała, zanieczyszczając powietrze kolejną dawką tytoniowego dymu. – Nie zrozum mnie źle, nie mam nic przeciwko odwiedzinom. Jestem po prostu ciekawa, czy masz jakiś powód, czy może stęskniłaś się za popijaniem herbaty na środku pustkowia?
– Nie ma za co przepraszać, zawsze doceniam dobre towarzystwo – odparła, wyginając nawet usta w drobnym acz przyjaznym uśmiechu. Dzisiejszy dzień był spokojny; nie dudniło jej w uszach od wrzasków, skronie nie pękały od pulsującej nieprzerwanie migreny, zwykle niespokojne wnętrze nie szalało, jakby świat miał się zaraz skończyć. To zdecydowanie dobry dzień.
Sięgnęła do kieszeni płaszcza, wydobywając zeń nieco pomięte opakowanie oraz metalową zapalniczkę w stylu zippo. Nie minęła dłuższa chwila, a jasny filtr tkwił między ustami kobiety, podczas gdy jedno pstryknięcie sprawiło, że końcówka zatliła się odrobinę.
Szary dym na chwilę przesłonił jej twarz.
– Cóż, jesteś w samym środku lasu. Nietrudno tu wpaść na niezauważony kamień albo potknąć się o wystający korzeń. Cieszę się, że się nie zraniłaś w żaden poważniejszy sposób – Skinęła krótko głową, wskazując brak widocznych obrażeń. W przypadku drobnych skaleczeń czy ewentualnej zwichniętej kostki mogłaby pomóc, lecz nie była na tyle obeznana w temacie, by zająć się złamaną kością. Tohan stała jednak dzielnie i nie kulała, więc można było z góry wykluczyć kilka problemów.
Odetchnęła kolejną chmurą tytoniu.
– Nazywa się Ivory – odparła, spoglądając w kierunku wrony. Ta przechyliła drobny łeb na bok, wpatrując się w Black jeszcze dość niepewnym, choć ufnym wzrokiem. Najwyraźniej zrozumiała, że coś o niej mówiono i wiedźma wcale nie była tym faktem zdziwiona. Zawsze uważała ptaki za nad wyraz inteligentne. – Znalazłam jakiś czas temu niedaleko domu ze złamanym skrzydłem i kilkoma innymi obrażeniami. Zakładam, że coś ją zaatakowało – mruknęła, wyciągając wolną rękę, by przesunąć palcami po czarnym łepku wrony. – Wzięłam ją do siebie i opatrzyłam. Dziś czuła się już na tyle dobrze, by mogła wrócić do siebie. Postanowiła jednak zostać, więc mam nową podopieczną.
Cieszyła się z decyzji Ivory. Black od dziecka łatwo przywiązywała się do zwierząt i to nie tylko domowych psów oraz kotów. Nic więc dziwnego, że wraz z możliwościami oferowanymi przez dorosłość zapewniła sobie stałe towarzystwo. Dzikie ptactwo, domowe szczury, węże, jaszczurki, pająki – żadnego z nich nie brakowało w posiadłości Black. Jej dom już dawno stal się schronieniem nie tylko dla duchów błąkających się po Kinigami, ale i dla potrzebujących pomocy zwierząt.
– Dość jednak o mnie. Czemu zawdzięczam twoją wizytę? – spytała, zanieczyszczając powietrze kolejną dawką tytoniowego dymu. – Nie zrozum mnie źle, nie mam nic przeciwko odwiedzinom. Jestem po prostu ciekawa, czy masz jakiś powód, czy może stęskniłaś się za popijaniem herbaty na środku pustkowia?
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
ZAKOŃCZENIE WĄTKU
W wyniku długiej stagnacji oraz zmiany kwartału wątek zostaje odgórnie zakończony, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry, zapraszamy do rozegrania dalszej akcji w retrospekcjach.
Strona 2 z 2 • 1, 2
maj 2038 roku