Amaya Chō x Matsumoto Hiroshi
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Amaya Chō

Pon 29 Lip - 21:59
Pamiętasz? Czasami miewasz w nocy takie dziwne uczucie, jakbyś spadał ze skarpy w sam środek czeluści, tak nieprzeniknionej; tak ciemnej. Czujesz, jakbyś spadał w nicość, bezdźwięczną i samotną. A potem się budzisz, zlany potem oraz uświadamiający sobie po drobnej chwili, że to był tylko zły sen i jesteś całkiem bezpieczny. Twoje wewnętrzne ja mówi ci jednak, że wcale tak nie jest, a to jest dopiero początek twojego koszmaru.

Co w nim zobaczysz?

Puste pomieszczenie, spowite ciemnością, która co jakiś czas znika pod pojawiającymi się pomrykami światła z nocnej lampki, która stoi na szafce przy łóżku. Przynajmniej zawsze tam była, bo obecnie znajduje się nad łóżkiem. A samo łóżko unosi się w powietrzu nad podniszczoną podłogą, pod którą widać jedynie ciemność. Kiedy jest to możliwe, można dostrzec, że całe pomieszczenie jest jakby spaczone, jakby zmieszało się z ciemnością. A reszta jego wyposażenia jest na całkowicie innym miejscu, niż wcześniej albo jest właśnie częściowo pochłaniana przez mrok. Całe to miejsce może budzić najgorsze lęki, nawet dla osoby, która jest świadoma, że właśnie śni. Czy tak jest jednak z mężczyzną uwięzionym w tym groteskowym świecie? Czy jest świadom, ze właśnie trafił do krainy koszmarów; do domeny, w której to takie istoty jak ona mają władzę.

To dopiero początek ich zabawy, jego koszmaru. Nagle dłoń mężczyzny zostaje złapana przez czyjąś dłoń, okrutnie lodowatą dłoń. Kobieta, która to zrobiła, zdawała się skryta pod białą narzutą, która była ubarwiona w krwistą czerwień. Krwista narzuta niczym żywa zsunęła się z niej powoli, opadając w jedną z dziur znajdujących się na podłodze. A on, jeśli tylko spojrzy, dostrzeże czarnowłosą dziewczynę z przerażającą raną na szyi oraz innymi licznymi na jej nagim ciele. Co ona tu robiła? Kim była? I najważniejsze, dlaczego jest w takim stanie. Pewnie te, jak i wiele innych pytań może kłębić się w głowie chłopaka, jednak nie to jest teraz najważniejsze, nie tym powinien się chwilowo przejmować.

DLACZEGO??

Nagle mógł poczuć, że jego dłonie są mokre, a jeśli tylko na nie spojrzy, dostrzeże, że są całe we krwi, jednak jeśli tylko bardziej wytęży wzrok, dostrzeże, że zakrwawiony nóż znajduje się w jego prawej dłoni. Czy zatem on jest tym potworem, który tak brutalnie zakończył życie kobiety, która spędziła z nim noc? Uczucie pustki w głowie może wcale nie pomagać w ułożeniu całej tej pogmatwanej historii. Nie znasz jej; nie pamiętasz byś, zapraszał do domu, ani, co gorsza, nie pamiętasz byś sam kład się do łóżka. Ona jednak jest tu, można ją dotknąć i poczuć, jak stała się zimna, gdy uszło z niej już całe życie.

Los nie daje jednak nikomu szansy na zastanowienie się nad swoimi błędami. Nagłe pojawienie się drzwi, których jeszcze chwilę temu tam nie było albo może zostały zignorowane? Nie ma czasu, tak bardzo go brakuje, by się nad tym zastanawiać, gdyż już chwilę później słychać stukot, nie! Wręcz walenie do drzwi. - otwierać! Wiemy, że tam jest! Wiemy, kim jesteś i co zrobiłeś, otwierać! – to dobrze znany dialekt, który rozpoznajesz. Wiesz z jakiego miejsca, nie! Z jakiego kraju pochodzi. Czy to możliwe, że odnalazły cię twoje demony przeszłości? I to w najgorszym momencie twojego życia?

Zimna dłoń, która nadal oplatała twój nadgarstek, nagle zacisnęła się jeszcze mocniej, a martwa kobieta przekręciła swoją głowę w twoją stronę. Spojrzała na ciebie swoim martwym, nieobecnym spojrzeniem, po czym mrugnęła, a jej usta nagle się otworzyły, wydając dźwięk, który można zrównać z bełkotem, lecz w twojej głowie zaczyna on być rozumiany zaskakująco łatwo, tak jakby pomimo rany na szyi dane jej było całkiem normalnie się wysławiać. - dlaczego? Dlaczego mnie zabiłeś? Czemu to zrobiłeś Hiroshi, a może powinnam powiedzieć… - nagle jej głos ucichł, lecz pomimo tego ty dokładnie wiedziałeś, jakie imię wypowiedziała.

Nim zdołałeś w jakikolwiek sposób zareagować, łóżko nagle zaczęło się trząść, a pomieszczenie rozpadać, by następnie wszystko runęło w dół, a ty poczułeś to dziwne uczucie, które czułeś wcześniej. Jakbyś ponownie spadał w nicość, aż po jednym z mrugnięć twojego oka, pojawiasz się w swoim normalnym pokoju. Dźwięki walenia ucichły, lecz ona nadal tu jest. Martwa kobieta nadal znajduje się w twoim łóżku. Co zatem jest nocną marą, a co jest prawdą?

@Matsumoto Hiroshi
Amaya Chō

Itou Alaesha, Naiya Kō, Matsumoto Hiroshi and Umemiya Eiji szaleją za tym postem.

Matsumoto Hiroshi

Sob 3 Sie - 10:55
Doskonale pamiętał moment, w którym zaczął odpływać, tworząc kolejny rysunek techniczny następnego projektu. Coraz rzadziej mrugające powieki — coraz częściej utrzymywały oczy w zamknięciu. Czuł wszechogarniającą senność, której nie potrafił uciszyć. Jeszcze przez chwilę walczył sam ze sobą, próbując usilnie skupić się na zadaniu, lecz głowa okazała się nagle zbyt ciężka, by mógł ją dźwigać, wymuszając jej ułożenie na przedramieniu, które spoczęło na blacie.
Coraz to bardziej strudzone powieki w końcu ugięły się pod ciężarem zmęczenia, nie pozwalając się już otworzyć. Wystarczy ledwie chwila, by mózg zaczął podsuwać pogrążającej się we śnie świadomości rozmaite, niekiedy zupełnie niedorzeczne obrazy. Umysł znajdujący się jednocześnie świadomości i nieświadomości powoduje nagłe rozluźnienie mięśni, człowiek spada, a wtedy...
Następuje gwałtowne wysłanie silnych impulsów elektrycznych do mięśni.

To nagłe, znajome szarpnięcie na całej długości ciała. Właśnie się wybudził i zerwał do pozycji półsiedzącej. Nie miał pojęcia, jak to się stało, że leżał w łóżku. Czyżby zdążył się do niego udać, a umęczony brakiem snu umysł nie zdążył tego zarejestrować? Przetarł dłońmi na całej długości zmęczoną twarz, by otworzyć ociężałe powieki. Niewyraźny obraz, który namalował się przed jego oczami, był tym, czego nie chciał widzieć, powodując reakcję, w której zmarszczył brwi. Kiedy widok się wyostrzył, momentalnie wstrzymał oddech w trwodze rozglądając się po pomieszczeniu, by spostrzec, że ten nawet nie przypomina jego sypialni, nie przypomina jego pracowni, a mimo to wygląda przedziwnie znajomo. Zupełnie jak...

To niemożliwe.

Zorientował się, że pokój, w jakim się obecnie znajdował był w istocie jego pokojem w „rodzinnym" domu.
W Korei Północnej.
Jak się tutaj znalazł? Obrócił delikatnie głowę w kierunku ściany, by spostrzec niezmiennie wiszące od zawsze na niej portrety dyktatorów przywódców reżimu, w którym przyszedł na świat. Ta ściana z okropną kwiecistą tapetą z lat 70. z dziwną, niezrozumiałą krzywizną, której nigdy tam nie było. Czemu pomieszczenie było tak... spaczone, dlaczego zdawało się przez to poruszać? Dalsza penetracja wzrokiem mroku ogarniającego to pomieszczenie podnosiła poziom zaniepokojenia na wyżyny, dostrzegłszy, że łóżko lewituje nad ziemią, której nie widać spod kłębów ciemności, która spowijała także większość tego pokoju.

A wtedy mocny chwyt na lewym nadgarstku zmraża go reszty. Nie był pewien co zmroziło go bardziej — nieoczekiwany dotyk kogoś, kogo nie powinno tutaj być, czy fakt, że poczuł na skórze przeraźliwy chłód, który natychmiast wymusił u niego gęsią skórkę. Zerka w dół, dostrzegając kobiecą dłoń, która usilnie wbijała mu w skórę długie, tępe i uszkodzone paznokcie. Jej woskowa niemal przeźroczysta skóra, ukazywała szereg, nieestetycznych czarnych żył. Jego zatrwożone spojrzenie wędruje za jej ręką w górę, zatrzymując się na całej jej sylwetce, którą okalała biała wyraźnie ubrudzona krwią narzuta. Wygląda, jakby uciekła z prosektorium — i to w trakcie wykonywania autopsji.

Co się tutaj dzieje?

Powieki snycerza otwierają się na pełną szerokość, gdy biały naznaczony szkarłatem materiał zsunął się z jej ciała, ukazując jej przerażające lico. Lodowate spojrzenie pozbawione źrenic — martwe i mętne utkwiło na nim. Jego nieświadomie opadająca w niedowierzaniu szczęka zatrzymuje się dopiero na grdyce. Z wyraźnie wymalowanym przerażeniem w oczach błądzi po jej niebieskawej twarzy i zatrzymuje się na czarnych gnijących już ustach, dostrzegając, że ta próbuje coś mówić. Jest zbyt zajęty próbą czytania jej z warg, nie widząc wówczas licznych ran na jej nagim ciele.
Nie słyszy jej słów, lecz z poruszających ust zaczynają wpadać czerwie.

Nagłe walenie do drzwi, których wcześniej nie sposób było dostrzec w mroku, wymusza na nim oderwanie wzroku od przerażającej zjawy. Porusza się gwałtownie na posłaniu, ale nie jest w stanie zrobić nic więcej.
— Wiemy, kim jesteś i co zrobiłeś, otwierać! — rozpoznaje te głosy dowódców, a koreańskie słowa odbijają się echem w jego głowie, usilnie poszukującej w tej chwili jakiekolwiek wyjaśnienia, jakiejkolwiek logiki.
Przecież to wy mi kazaliście! — drze się rozpaczliwie na całe gardło — Zmusiliście mnie!
W prawej dłoni wyczuwa zimny metal. Jakieś ostrze?
Nie, to nie nóż. Widok ten paradoksalnie poraża go jeszcze bardziej niż wciąż walący we drzwi mężczyźni, poraża bardziej niż widok martwej kobiety.
To kałasznikow — ten sam, którym obierał życie, ten sam, który prześladował go w powtarzających się bez końca koszmarach.
Dlaczego to znów się dzieje...?

왜?
~Dlaczego?~

Nie jest w stanie mówić, zupełnie jakby poprzedni wrzask odebrał mu głos. Pytanie słyszy jednak doskonale, a pada ono z ust zjawy, wciąż więżącej jego lewą rękę.
Chce krzyczeć, ale nie może. Jego wzrok nadal spoczywa na broni, którą natychmiast puszcza. Poznaje ją doskonale po specyficznych rdzawych śladach na lufie, która wyryła mu się w pamięci w czasie, gdy zmuszony był spoglądać na nią codziennie. Próbuje odsunąć się od niej, bo ta jest zwyczajnie za ciężka, by zmienić jej położenie, zupełnie jakby spoczywał na niej cały ciężar zbrodni, jaką nią dokonał. Hiroshi nie może się jednak sam poruszyć, unieruchamia go mocny uścisk lodowatych palców kobiety, która wciąż uparcie pyta „Dlaczego?", nie przestając uwalniać z gardła obrzydliwych, przejedzonych larw.

Niecodzienna wilgoć spływa po jego dłoniach, czuje ją, ale zwleka ze skierowaniem na nie spojrzenia, przekonany, że ręce zwyczajnie mu się pocą. Jego wzrok ponownie przenosi się na martwą kobietę.
— dlaczego? Dlaczego mnie zabiłeś? Czemu to zrobiłeś Hiroshi, a może powinnam powiedzieć…

Lee Shin-Yun

Słyszy doskonale, choć ciszy, która nastała nie zakłóca żaden głos.
W akcie desperacji potrząsa głową, układając usta w błagalnym wyrazie, do jego ciemnych oczu natychmiast napływają piekące łzy. Wygląda zupełnie, jakby chciał przepraszać, ale wciąż nie może wydobyć z siebie nawet jednego słowa. Nie pamiętał tej kobiety, nie pamiętał jej twarzy, nie pamiętał jej głosu — i nie miał prawa tego pamiętać.
Każdy skazaniec, którego stracił, nosił na głowie materiałowy wór. Nie pamiętał więc twarzy skazańców, pamiętał za to nazwiska każdej ofiary, która siłą rozkazu stanęła na linii jego kałasznikowa.

Nagle zatrzęsienie łóżka odwraca jego uwagę, a całe pomieszczenie zdaje się walić. Nie zdążył nawet zareagować, gdy runął wraz z łóżkiem, nie czując jednak uderzenia — zupełnie jakby nagłe zaciśnięcie powiek sprawiło, że cudem uniknął upadku. Z wahaniem je uchyla — by spostrzec, że nastał dzień, a on znajdował się we własnej sypialni w Japonii.
Coś jest jednak nie tak, wciąż wyczuwa na dłoni lodowaty uścisk kobiety, spogląda na swój zaczerwieniony nadgarstek od tego jak zjawa mocno go trzyma, rani naskórek długimi paznokciami. Mężczyzna w świetle dnia dostrzega wszystkie rany na ciele kobiety, a jej widok jest jeszcze bardziej przerażający. Chce krzyczeć, ale nie może, zaczyna się krztusić i sam wypluwać czerwie.

@Amaya Chō
Matsumoto Hiroshi

Naiya Kō, Umemiya Eiji and Amaya Chō szaleją za tym postem.

Amaya Chō

Pią 9 Sie - 22:48
Czy będąc w śnie, nadal będziesz w stanie określić, co jest prawdą, a co iluzją?

Wygląd znanego nam miejsca zawsze wzbudza pewną dozę poczucia bezpieczeństwa w naszych umysłach. Co, jeśli nasza osobista bezpieczna strefa zostanie czymś zaburzona; co jeśli najeźdźca postanowi pozbawić nas tego ów dziwnego poczucia. Czy taki miała cel mara, która właśnie nawiedziła mężczyznę w jego śnie; a może robi to jedynie, ze swoich prywatnych pobudek. Próbując dosięgnąć czegoś, co jest przed nią tak bardzo skrywane, czy zatem jego koszmar jest jedynie efektem ubocznym jej prób? A może jest on jedynie czymś na wzór królika doświadczalnego nikczemnej damy? Nie był to jednak odpowiedni czas, by ktokolwiek normalny mógł pozwolić sobie na takie przemyślenia. Zwłaszcza gdy błoga chwila spokoju, pryska niczym mydlana bańka, którą przebija radosne dziecko. Nie było tu jednak radości ani beztroskiej zabawy. Zmęczenie? Przecież umysł postanowił chwile wcześniej obudzić cię z tamtego irracjonalnego koszmaru. Czy aby na pewno? Przecież mara nadal tutaj jest, widzi ją przecież, czuje zimny dotyk na ciele oraz doświadcza tego ohydztwa, które wypełza z jej martwego, pogniłego ciała. Coś jest jednak nie tak, przecieranie, próby wyostrzenia wzroku nic nie dają. W tle tak jakby dostrzec można coś na wzór zglichowanego obrazu. Ponieważ raz obrzydliwa kobieta, nagle staje się całkiem normalna, by po kolejnym mrugnięciu powróciła do swojego starego „ja”. Uśmiecha się zalotnie, by nagle podnieść się i opuścić łoże, na którym jeszcze chwilę temu jak się zdaje spała z mężczyzną. - chodź, znajdź mnie. Pokaże ci, co mi zrobiłeś… pokaż mi, kim jesteś – powiedziała zalotnie, ponownie stając się kimś o aparycji zdrowej, żywej kobiety. Nagość kobiety zostaje nagle zastąpiona przyodzianą białą suknią. Porusza się powolnym, delikatnym krokiem z gracją kocicy, która próbuje uwieść swojego przyszłego kochanka. Przystaje nagle, odwraca się w stronę mężczyzny, a za nią pojawiają się zamknięte drzwi; a może one tam ciągle były tylko nigdy nie zwracało się na nie uwagi, a jedynie dostrzegało kątem oka. Wszystko te przeciwności oraz niewiadome zdają się wpełzać do umysłu, tak jakby usilnie chciały wyprzeć prawdę w nim zawartą. Czy to było również działaniem kobiety? Kobiety, która również zdaje się kimś całkiem obcym; a po chwili nabiera się dziwnej pewności, że przecież się ją zna i powinno się jej zaufać, ale gdyby spróbować sobie przypomnieć, gdzie zaczęła się ta znajomość, cała farsa zapętla się na nowo, od obaw po pewną pewność.

Pchnęła nagle drzwi, które znajdowały się za jej plecami, by nagle wbiec w ciemność, która znajdowała się tuż za nimi, a z której nagle mogły dobiec go jej słowa – złap mnie, złap mnie Lee Shin-Yun! Zrób, to jeśli potrafisz – po tym, jak jej słowa wpłynęły wprost do jego umysłu, następnym bodźcem dźwiękowym, który dopadł się do jego umysłu, były oddalające się kroki kobiety oraz kilka innych dziwnych odgłosów wydobywających się z mroków następnego pomieszczenia. Dla kogoś postronnego byłoby to coś prawie niemożliwe do identyfikacji, dlaczego więc mógłby, z łatwością określić co to jest. On, a raczej jego ukryta podświadomość znała ten okropny dźwięk. Ciągnięcie się metalu po ścianie, przeradzało się nagle w odgłosy uderzenia. Nagle w pomieszczeniu spowitym ciemnością pojawia się mała iskierka światła, tak mała i tak oddalona, że trudno ustalić, co ją właściwie wywołuj, ukazuje ona jednak zarys kolejnej postaci. Duży, postawny mężczyzna, który nad czymś pracuje; a wykonywana przez niego praca jest na tyle ciężka, że każdy wykonany przed niego ruch, skwitowany zostaje wydobywającym się jękiem. Na tyle nienaturalnym, że aż niepokojącym i co gorsza, zdaje się, że jest wydawany przez coś lub kogoś, kto znajduje się pod mężczyzną.

- uratuj mnie, Lee Shin-Yun nie pozwól mu na to.. – ponownie słowa kobiety rozbrzmiały, w umyśl lokatora tego koszmaru; nagle wszystko ucichło, tak jakby świat zrobił się nagle bezdźwięczny, by następnie z całym impetem wbił się w niego krzyk kobiety, który dobiegał spod pracującego mężczyzny; można próbować go stłumić, zakrywając uszy w usilnej próbie odizolowania się od niego; on jednak nie przestanie, natarczywie będzie próbował dostać się do każdego możliwego zakamarku umysłu, niczym najokrutniejsze wspomnienia, które uporczywie wracają każdej nocy, gdy tylko zamknie się oczy i które wywołują w nas to dziwne poczucie strachu, przez które budzimy się zalani potem.

@Matsumoto Hiroshi
Amaya Chō

Naiya Kō, Matsumoto Hiroshi and Umemiya Eiji szaleją za tym postem.

Matsumoto Hiroshi

Sro 14 Sie - 14:42
Zamknął oczy, starając się uspokoić nienaturalnie przyspieszony trwogą oddech, unoszący niezgrabnie klatkę piersiową, ledwie nadążającą z łapaniem zbawczej porcji tlenu. Przecież zjawa nie mogła być prawdziwa, tak samo, jak nieprawdziwe było wszystko to, co wydarzyło się ledwie chwilę temu. We śnie, z którego PRZECIEŻ się zbudził. To nielogiczne, dlaczego ta kobieta wciąż pozostała tak samo namacalna?
Mógł jej dotknąć. Mógł ją poczuć.
A przecież zjawy nie istniały.
Duchy nie istniały.
Dlaczego nie zniknęła wraz z nadejściem promieni słońca, które tak natarczywie wpraszało się wiązkami światła do jego sypialni?
Dlaczego dostrzegał ją teraz tak dokładnie, jakby ciemny wzrok wyczulony był na jej widok.

Czuł jej lodowaty dotyk, czuł zniszczone, tępe, długie paznokcie, które bezlitośnie wbijały się w jego skórę, pozostawiając czerwone ślady. Trzymała go tak mocno, jakby już nigdy nie chciała zwolnić tego uścisku.
Kilkukrotne zamruganie strudzonymi powiekami zmienia obraz rzeczywistości. Widzi ją w dwóch wydaniach, jako zmorę — gnijące, przerażające truchło na przemian z żywym wyglądem kobiety o zdrowym kolorze skóry pozbawionej jakichkolwiek niedoskonałości. Pięknej.
Otwiera oczy, obrzydliwe czerwie, które raptem kilka sekund temu wypełzały z jej martwych ust, zniknęły, a pełne wargi mają w tej chwili koloryt rubinu, gdy kąciki ust unoszą się w zalotnym uśmiechu, a spod śnieżnobiałej pościeli, wyłania się jej naga i zgrabna sylwetka.
Ciemne oczy spoglądają badawczo na wciąż uniesiony męski nadgarstek. Czerwone ślady zniknęły, tymczasem do obłąkanego, niepewnego własnego osądu umysłu dochodzi głos kobiety, który wybrzmiał w swoim najbardziej zmysłowym tonie.
— Chodź, znajdź mnie. Pokaże ci, co mi zrobiłeś… pokaż mi, kim jesteś.
Przenosi na nią pytające spojrzenie, nie rozumiejąc, dlaczego zwraca się do niego w taki sposób, dlaczego porusza się w taki sposób. Hiroshi nie rozumie już niczego. Teraz jej figura skryta jest za białą suknią, w której stawia kolejne subtelne kroki, a które wprawiają w ruch delikatny materiał, okalający jej sylwetkę. Kobieta bez ogródek rzuca mu powłóczyste, zachęcające spojrzenia, powodując w nim narastające zniecierpliwienie — bynajmniej nie związane ze znanym cielesnym, męskim napięciem, a jedynie frustracją zrodzoną z ukrytych kompleksów.
Nie mógł spędzić z nią nocy. Wiedział o tym doskonale, ale czy ona była tego świadoma, gdy tak bezczelnie wkradała się do jego umysłu, próbując go najpierw nastraszyć, a teraz starając się go uwieść? A może przyszła właśnie po to, by z niego zakpić?
Wyśmiać jego aseksualność, jego wybrakowanie.

Przeciera oczy dłonią, gdy ponownie zaczyna dostrzegać rzeczy, których wcześniej nie widział. Tajemnicze drzwi, prowadzące nie wiadomo dokąd, stanęły nagle otworem, by mrok, kryjący się za nimi pochłonął kobietę.
— Złap mnie, złap mnie Lee Shin-Yun! Zrób, to jeśli potrafisz. — kobiecy głos zyskuje na spontaniczności.
Matsumoto podrywa się z łóżka, by ruszyć w pościg za zjawą, lecz gdy tylko przekracza próg mroku, który krył się za drzwiami, jego zdecydowany krok zatrzymuje się, a Hiroshi zaczyna nasłuchiwać obcego, niepokojącego dźwięku, które po chwili daje się z łatwością rozpoznać. Brzmi zupełnie jak ostrze przesuwające się po chropowatej teksturze zimnej ściany. Koreańczyk odwraca się w kierunku własnej sypialni, nie odnajdując w niej wzrokiem ani noża, ani kałasznikowa.
Jesteś tutaj? — pyta nie mogąc zlokalizować źródła hałasu. Odnajduje za to inne źródło. Źródło światła, którego wcześniej nie widział. W bladym świetle udaje mu się dostrzec zarys męskiej postaci. Postaci, której wizerunek zdawał się niebezpiecznie znajomy.
Wraz z kolejnymi krokami w kierunku tajemniczej postaci, zaniepokojony wzrok dostrzega drugą sylwetkę — kobiety, w białej sukni, tej samej, która towarzyszyła mu od samego początku.
Dlaczego jej ciało szpecą teraz siniaki i zadrapania, będące przykrą pamiątką po zadanych ciosach?
— Uratuj mnie, Lee Shin-Yun nie pozwól mu na to. — znajomy już głos wydobywa się z rubinowych ust, kiedy mężczyzna wyglądający zupełnie jak Hiroshi bez ogłady zaczyna dźgać kobietę nożem, powodując jej rozdzierający krzyk, niedający się uciszyć świadomości, która niesie ten wrzask przerażającym echem, jakby dochodzącym z każdego możliwego kierunku. Krew bryzgająca w każdą stronę, której krople zatrzymują się na zastygłym w bezruchu ciele snycerza.
Gdyby tylko mógł go powstrzymać, zrobiłby to bez wahania, jednak umysł zniewolony kajdanami koszmaru, nie pozwala mu w tej chwili podjąć żadnej akcji. Zdusza jego własny głos, błagający by przestał, unieruchamia jego ciało, które nie jest w stanie wykonać choćby jednego kroku. Pozwala mu jedynie obserwować krwawą rzeź, którą mimo panującego mroku, jest w stanie widzieć niemal w najmniejszym detalu.
Wnet agresor z ostrzem odsuwa się od zakrwawionej ofiary, a wraz z tym, jak obraz się wyostrzył, czarne oczy otwierają się na pełną szerokość, gdy widzi mężczyznę w pełnej okazałości. Tak podobne rysy twarzy do jego własnych, w środku jednak zupełnie inny człowiek.
— Coś ty zrobił, Lee Shin-Yun? — odarty z emocji zachrypnięty głos jego ojca dociera do świadomości Matsumoto pomimo nieustającego przejmującego krzyku kobiety.
Koreański akcent brzmi dokładnie tak samo, jak w jego wspomnieniach, wyrytych w umyśle pięściami oprawcy, dla pewności, by nigdy nie zapomniał echa czerwonych od krwiaków dni. Brzmi identycznie zimno i bezpłciowo jak zawsze. Jak wtedy gdy podniesiona ciężka dłoń dająca mu lekcje męskości, nie podnosiła jednak wibracji jego głosu.
Mężczyzna podnosi na Hiroshiego swoje osądzające wiecznie niezadowolone spojrzenie. — Widzisz, do czego mnie zmusiłeś? To twoja wina.
Ciemne oczy ojca, choć znacznie jaśniejsze od Hiroshiego patrzą na snycerza dokładnie tak, jakby oczekiwały od niego wyjaśnień.
— A teraz dokończ to, do czego zostałeś stworzony. — wciska mu w dłonie pokryty krwią nóż, a jego ciężar staje się niemożliwy do dźwigania.
Oczy Matsumoto opadają w dół, by dostrzec, że w jego rękach zamiast ostrza spoczywa kałasznikow. Jego usta się poruszają, ale nie jest w stanie wyrzucić z siebie choćby jednej sylaby sprzeciwu. Podnosi bezsilne spojrzenie na ojca, który gestem dłoni wskazuje na leżącą i krwawiącą kobietę w białej sukni, a do jego uszu ponownie dociera beznamiętny głos mężczyzny.
Zabij ją. Przecież sam nie jesteś już w stanie znieść jej lamentu.

@Amaya Chō
Matsumoto Hiroshi

Naiya Kō, Umemiya Eiji and Amaya Chō szaleją za tym postem.

Amaya Chō

Sro 21 Sie - 21:27
Staniesz się katem, czy może odrzucisz swoje dawne ja, raz jeszcze. Staruszek, który chrypliwym głosem ponaglał cię do dokonania raz jeszcze, kolejnej ohydnej zbrodni. Jego głos stawał się z chwili, na chwilę coraz bardziej natarczywy, dominujący, odbijający się wręcz natarczywym echem w głosie. Zanim zdołasz podjąć decyzję, jęki kobiety stają się coraz bardziej agonalne, aż nagle wszystko spowija idealna cisza. Nie słychać nic ani podłego odgłosu robaka, pełzającego gdzieś w oddali. Jedyne co słyszysz to odgłos własnego oddechu, przynajmniej do momentu, aż jak się zdawało martwa kobieta, chwyta cię za kostki i zaczyna cię wciągać w dół. Podłoga, która jeszcze minutę temu była litym betonem, nagle stała się błotem, a raczej wręcz bagnem; możesz się szarpać, próbować wyrwać jednak wtedy zostajesz jeszcze bardziej wciągany w dół i nie tylko już przez dziewczynę, ale i sporo licznych dłoni, które wydobywają się spod ziemi. Twoje starania zdają się nic nie warte, a jedynie wyciągać z ciebie coraz więcej sił. I gdy zdaje się już, że zostaniesz wciągnięty, ponownie pojawia się przy tobie twój ojciec. Spogląda na ciebie z dezaprobatą i ponownie wskazuje na dziewczynę. - zabij ją, zrób to, a wszystko się skończy, będzie jak dawniej, tylko ją zabij! -

Kiedy twój wzrok sam przenosi się na prawdopodobnie przyszłą ofiarę; całe pomieszczenie, jak i ona sama wraca do swojego normalnego, prawie idealnego stanu. Tak jakby rany, które chwile temu jej zadano, ponownie wyparowały, tak jak miało to miejsce w twoim pokoju. Klęczy przed tobą, przytrzymywana przez istoty w dobrze znanych ci mundurach, czekający i niepozwalający się jej wyrwać. Jesteś, w stanie dostrzec, jej błagalne spojrzenie, przerażenie na myśl, że zaraz może zostać zabita. Czując brzemię, które musisz nosić, czujesz jak twoje ciało, pragnie to zakończyć, lecz nie może ono nic zrobić, jeśli umysł nadal walczy, a może się już poddał? - błagam Lee Shin-Yun, nie zabijaj mnie, błagam...ja chcę żyć, błagam – odezwała się kobieta, lecz gdy tylko to zrobiła, jeden ze strażników, wyciągnął dłoń i zadał jej dość mocny cios w twarz, który posłał ją na ziemię. Nie spodobało się to im, dobrze o tym wiesz. Jak i o tym, że nikt nie chce, by coś się im nie podobało. W ruch poszły buty, okładające dziewczę z całych sił nie patrząc, czy zabiją, czy też nie. Pomimo jej błagania o litość, czy chociaż gram pomocy z twojej strony. - pokaż mi, kim jesteś, dołącz do nich. Niech się dziwka nauczy, że nie wolno cię lekceważyć – poczułeś nagle dotyk kobiety na swoim lewym ramieniu, a gdy padły z jej ust owe słowa, widzisz ją, dokładnie tę samą kobietę. Przecież leży ona właśnie na ziemi, gdzie jest maltretowana przez twoich dawnych „towarzyszy”. Nim jednak będziesz w stanie cokolwiek powiedzieć, czy jakkolwiek zareagować ne te dziwne zdarzenie, ta sama kobieta również uczepia się twojego prawego ramienia. By i ona zaczęła ci szeptać coś do ucha – nie zrobisz tego, prawda? Nie jesteś przecież taki jak oni. Nie chcesz patrzeć na jej cierpienie, prawda? Możesz jej jeszcze pomóc..

Masz prawo odczuwać mętlik w głowie. Widzisz przecież właśnie trzy te same kobiety. Jedną ubraną na czerwono, która jest właśnie katowana na śmierć oraz dwie kolejne odziane w biel i czerń. Nie masz jednak zbyt dużo czasu, by nad tym rozmyślać. Poganianie ojca, coraz gorszy stan leżącej dziewczyny, wszystko to mówi ci, że nie masz już na nic czasu; a więc jedyne co ci pozostało to działać, a może jest jeszcze inna opcja? Przecież drzwi nadal są otwarte, a dochodzące z nich łagodne światło, aż zachęca, by do niego uciec. Musisz jednak pamiętać, że każda podjęta decyzja, pociągnie za sobą różne konsekwencje. Czasami mniejsze, czasami większe. Czy zatem wybranie mniejszego zła, będzie najlepszą z możliwych opcji?

@Matsumoto Hiroshi
Amaya Chō

Naiya Kō and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.

Matsumoto Hiroshi

Pią 20 Wrz - 15:41

TW: suicide attempt


Ciężar stali kałasznikowa ciążył w jego rozedrganych dłoniach, podobnie jak natłok myśli i niedowierzania, które daje wyraz na równie rozedrganych wargach. Że znowu to się dzieje, że znowu pozostaje w roli kata, że przeszłość wraca ponownie jak bumerang, nie dając chwili zapomnienia, nawet kiedy umęczony brakiem snu umysł zapada się w ramionach Morfeusza, pragnąc na chwilę zapomnieć, a mózg krytycznie upominający się o regenerację, nie otrzymuje jej.  
I choć wcześniej umysł zniewolony kajdanami uporczywego koszmaru, unieruchamia go nie pozwalając mu na podjęcie jakiejkolwiek akcji, teraz ku zdziwieniu samego Hiroshiego pozostawia mu wybór.

Wybór, którego nigdy nie posiadał, w świecie komunistycznej czerwieni, gdzie jego rola z góry została mu wyznaczona, naznaczając go szkarłatem krwi na całe życie, pozostawiając piętno grzechów, które nigdy nie mogły zostać odpuszczone, bo i on sam, nigdy ich by sobie nie wybaczył.
Dokonanie wyboru nie przychodzi z łatwością, gdy w głowie wciąż i wciąż odbija się echem głos jego ojca, którego ton z każdą mijającą sekundą podnosi decybele, nigdy nie dochodząc jednak do krzyku, zupełnie jakby ta nieczysta melodia zachrypniętego głosu została nagrana, a ktoś bez przerwy podkręcał regulator, gdzie nawet ledwy szept stałby się trudny do zniesienia, uniemożliwiając zebranie jakichkolwiek myśli. Nie potrafiły przyćmić go nawet agonalne jęki rannej kobiety. Pragnął unieść swe dłonie tylko po to, by przysłonić nimi atakowane nieznośnym zachrypniętym hałasem uszy, ale czy byłoby to w ogóle możliwe, gdyż dźwięk zdawał się mieć swoje źródło dosłownie w jego głowie? Unieść dłoni też nie był w stanie, gdyż te dzierżyły okropny ciężar broni, której nie sposób było się pozbyć, zupełnie jakby wtopiła się w jego ręce, wiążąc go już na zawsze.
Przez chwilę miał wrażenie, że zwyczajnie ogłuchnie lub postrada zmysły, nie mogąc uwolnić się od uporczywości narastającego hałasu w jego głowie.
A wtedy ktoś lub coś chwyta go lodowatymi palcami za kostki, a chłód, który agresywnie przeszywa jego ciało, w całości skupia jego umysł na wilgotnym dotyku dłoni, uwalniając go tym samym od przeraźliwego hałasu, zrodzonego w jego głowie, skuwając go jednak w kajdany martwych rąk, które próbują go wciągnąć w bagno, w którym nagle brodzi.
Nie wyrywa się, nie walczy, nie przeciwstawia się sile, która ciągnie go w dół niemal tak samo ciężko jak broń wciąż spoczywająca w jego dłoniach. Przyjmuje szarpiący dotyk bez jakiejkolwiek reakcji, czekając aż upiory (prawdopodobnie) jego ofiar, wciągną go ten mrok i dokonają na nim samosądu, na który przecież zasłużył.
Zamyka czarne oczy i wstrzymuje oddech, kiedy całość jego sylwetki pochłania to bagno. Nie do końca wiedząc, czy bardziej obawia się utopienia, czy może bólu, który mogą zadać mu byty, które go w ten mrok wciągnęły. Lecz kiedy uchyla ściśnięte wcześniej w trwodze powieki, obraz przed jego oczami pozostaje niezmienny. Wciąż widzi przed sobą własnego ojca.
— Jesteś zwyczajnym tchórzem. — wybrzmiewa pierwszy przekaz zachrypniętego głosu pana Lee, który wskazuje na kobietę, która nie nosi już śladów ciosów zadanych nożem. Klęczy jednak posłusznie na ziemi, przytrzymywana przez dwójkę identycznie wyglądających mężczyzn ubranych w uniformy wojsk Korei Północnej. Sam spostrzega, że ma na sobie ciemny, sztywny materiał munduru plutonu egzekucyjnego, przyozdobiony czerwoną naszywką z jego własnym nazwiskiem.
Japońskim.
Hiroshi nie zdążył jednak do końca przetworzyć tej informacji gdy ponownie odzywa się zachrypnięte zniecierpliwienie głosu jego ojca.  
— Zabij ją, zrób to, a wszystko się skończy, będzie jak dawniej, tylko ją zabij!  
Nie chcę, by było jak dawniej.
Nie chcę być już katem.
O dziwo słowa wypływają z ust Matsumoto bez żadnego wysiłku, choć gula w jego gardle zdaje się chcieć go udusić.
Oni wszyscy są już martwi. — dodaje po chwili, wciąż czując na nogach szarpiący chwyt dłoni ofiar, skazanych na jego palec umieszczony na spuście.
Wzrok Hiroshiego przykuwa kobieta ułożona siłą na kolanach, której dwaj wojskowi nakładają na głowę materiałowy worek, jak każdemu skazańcowi tuż przed wykonaniem egzekucji. Kobieta zaczyna błagać o litość, ściągając na siebie gniew dwójki strażników, którzy rozpoczynają atak, poprzedzony silnym ciosem dłoni, by zaraz do akcji wkroczyły podeszwy, ciężkiego wojskowego obuwia.
— Zakończ to. — ponownie rozbrzmiewa głos pana Lee, patrzącego na własnego syna z pogardą, która staje się niemal namacalna.
A wtedy kobieca dłoń spoczywa na lewym ramieniu snycerza, który niemal w tej samej chwili przenosi na nią swoje przerażone spojrzenie. Stoi tuż przy nim. Ta sama kobieta, którą widział od początku, ta będąca upiorem, niedoszłą kochanką, aż w końcu ofiarą ciosów jego ojca, ciosów zadawanych w tejże chwili przez dwójkę identycznych mężczyzn. Czy teraz miała stać się i jego ofiarą?

"Pokaż mi, kim jesteś"

Przekaz płynący z granicy kobiecych ust brzmi nieadekwatnie subtelnie do wagi wypowiadanych przez nią plugawych słów, która subtelnością głosu, kusi go, by zabił. W tej samej chwili po prawej stronie jego sylwetki pojawia się TA sama kobieta, starająca się go przekonać, by jej pomógł. Wszystkie te głosy wraz z ponaglającymi wezwaniami ojca zlewają się w jego umyśle w bełkotliwą plamę.

Dostrzega uchylone gdzieś za nim drzwi, zza których szpary pada łagodne, z pewnością dzienne światło, zachęcające, by wraz z nim przebudzić się z tego koszmaru. Jednak Hiroshi nie jest w stanie się ruszyć. Jego nogi wciąż zniewala uścisk szarpiących, martwych rąk, a w jego własnych dłoniach nadal spoczywa kałasznikow, niedający się wyswobodzić jego palcom, zupełnie jakby broń sama dzierżyła jego, nie pozwalając się od siebie uwolnić.
W pierwszym odruchu, używając niemal nadludzkiej siły, nakierowuje lufę wprost w silną sylwetkę własnego ojca. To od niego wszystko się zaczęło i na nim powinno się zakończyć. Ręka Hiroshiego z palcem umieszczonym na spuście nieoczekiwanie zaczęła drżeć, wraz z chwilą, gdy dostrzega na twarzy ojca krzywy uśmiech triumfu — dokładnie taki jaki wyobrażał sobie, nie widząc go przecież nigdy w rzeczywistości. Wygięte w nieznośnym uśmiechu usta pana Lee nie milczą, kiedy skierował swoje surowe spojrzenie wprost w czarne niczym noc tęczówki Matsumoto.
— Widzisz? Całe życie powtarzałem ci, że te oczy zostały stworzone, by zabijać.
Czarne niczym otchłań, niepokojące.
I właśnie dotarło do niego, że strzał oddany w jego kierunku, nie zmieni niczego, poza potwierdzeniem uczynienia z niego mordercy, którym przecież był. Tego samego nie zmieni także egzekucja dokonana na dwójce agresorów, którzy wciąż bez przerwy okładali leżącą na ziemi kobietę kopniakami.
Ramiona Hiroshiego opadają bezsilnie, gdy świadomość ta wwierca mu się w umysł coraz bardziej.

Jeśli jego udział w tym spektaklu i tak miał go sprowadzać do roli kata, to dlaczego on sam nie może stać się własnym katem?
Dłonie naznaczone bliznami i widoczną krzyżówką żył ponownie odnajdują w sobie siłę, by broń skierować ostatecznie pod własną szczękę, w niewypowiedzianej chęci, by zakończyć to wszystko.
Bierze jeden głęboki wdech zanim postanowi pociągnąć za spust.

@Amaya Chō
Matsumoto Hiroshi

Naiya Kō and Amaya Chō szaleją za tym postem.

Amaya Chō

Sro 25 Wrz - 20:53
Wsłuchiwała się w głos postaci, którą sama powołała do życia w jego śnie. Poddawała się całkowicie ich woli, nie próbując nawet zbytnio ingerować w ich ruchy, czy atak skierowany w jej stronę. Ich zachowanie było wyłącznie podyktowane jego wspomnieniami; byli tacy, jak zostali przez niego zapamiętani, nie inni, niezmienni. Nie oczekiwała jednak niczego innego od ludzi z tamtego podzielonego kraju, gdzie prawdą jest każde słowo „pana” nad swoimi niewolnikami, bo inaczej nie można nazwać, tego dziwnego spaczenia społecznego i tego, na co pozwalają mieszkańcy wobec siebie, czy swojej własnej rodzinie. Wcale nie dziwiła się, że uciekinierzy miewają koszmary związane z tamtym miejscem. Ten, kim się jednak bawiła, był całkowicie inny. To on sprawiał, że ludzie drżeli na samą myśl, że mogą go spotkać. A to spotkanie zapewne będzie ich ostatnim, ciągnąć za tym być może i swoją rodzinę. Był winny, aczkolwiek nie całkowicie. Nie mogła odjąć mu tego, że robił straszne rzeczy, ale czy miał jakiś wybór? Tylko, czy takie tłumaczenie miało racje bytu i jakkolwiek go usprawiedliwia? Amaya powinna być jednak ostatnią osobą, która powinna go oceniać. Wcale nie była od niego lepsza, skoro właśnie nadszarpuje jego i tak już ukruszoną psychikę, pomimo iż pierwotnie miała inny zamiar, a co obecnie wyprawia?

Mimo że miała na sobie, założony worek to wszystko widziała, nie tyle, ile swoimi własnymi oczami, ale tych istot, które powołała do życia. Mundury, a raczej ich wygląd mimo zaczerpnięcia ich z jego wspomnień, wydawały się budzić w nim wspomnienia, których nie chciał już nigdy przywoływać. Dodatkowo mężczyzna, ten starszy i górujący nad wszystkimi, zdawał się dla niego być kimś bliskim, kimś dobrze znanym. Nie mogła dostrzec w jego wspomnieniach jego osoby, a więc pewnie usilnie starał się go z nich pozbyć. A więc jego wygląd, głos, zachowanie nie było do końca jej sprawką, bo ona tylko stworzyła naczynie, to on je wypełnił jego osobą. Czego nie uczynił z dwójką żołdaków, którzy przytrzymywali Cho.

Przez drobną chwilę była jeszcze całkowicie bierna, starając się dobrze zagrać swoją rolę owej kolejnej ofiary mężczyzny. Pozwalając swoim alter-ego, by dalej dręczyły jego umysł, aby jeszcze bardziej go rozchwiać między możliwym wyborem. Postawiła sobie przed tym tezę, że ludzie się nie zmieniają. A ich pozorna zmiana, to tylko maska, którą przybierają przed innymi, by pokazać im „ej ty, popatrz! Zmieniłem się, teraz będzie inaczej”. Dobrze o tym wiedziała, bo sama to robiła. Udając swoją niby przemianę, którą obiecała sobie, zaraz po tym, jak odrodziła się po swojej śmierci jako zjawa. On był taki sam dlatego, gdy tylko wycelował broń w swojego ojca, na jej skrytej pod materiałem twarzy, pojawił się szyderczy uśmiech. Kolejnego kroku Hiroshiego się nie spodziewała. Zawahał się i ostatecznie nie strzelił do ojca, a postanowił zakończyć swoje życie. Wywołał tym niezłe zamieszanie w umyśle kobiety, do takiego stopnia, że spoglądała na niego z niedowierzaniem. Wyrwała się jednak z tego letargu w momencie, gdy usłyszała kliknięcie zamka w broni – wystarczy tego, dość! – krzyknęła, a gdy w pomieszczeniu rozniósł się dźwięk wystrzału, pomieszczenie, jak i wszyscy nagle zniknęli. Pozostał jedynie Hiroshi oraz Amaya, stojąca przed nim. Ubrana w bieli, splamionej czerwienią swojej własnej krwi. Spoglądała na niego przez w milczeniu. Mijały sekundy, może minuty, aż nagle wzięła głębszy oddech – nie uważasz, że zabicie samego siebie, to zbyt mocna kara? – zapytała jakby ze złością w głosie. Bo faktycznie nie chciała jego śmierci ani nie planowała, że jej drobne testy mogą doprowadzić go do podjęcia decyzji o zakończeniu swojego życia, a nie życia kogoś innego. Tak łatwo wybrał śmierć, niż życie kosztem kogoś, kto jak się zdaje, jest większym potworem niż on. Nie rozumiała takiej decyzji, ale też nigdy nie była w jego butach. Być może miała dostęp do wspomnień, lecz nie do tego, co on czuje wobec nich czy tego, jak się teraz czuje po tym wszystkim.

- twoją karą za to, co zrobiłeś, powinno być życie oraz pamięć o twoich poczynaniach i o tych, których już nie ma na tym świecie. Nie czas jeszcze na twoją śmierć, nie pozwolę ci tak łatwo odejść. – zbliżyła się do niego, aby pokazać stolik z krzesełkami, na którym spoczywały dwie filiżanki z dzbankiem herbaty. – nie jestem jednak potworem, by dręczyć cię tym do samego końca. Pozwolisz? – pojawiła się nagle na jedynym z krzesełek i zaczęła nalewać mu herbaty, a potem również i sobie. – proszę, siadaj Hiroshi.

@Matsumoto Hiroshi
Amaya Chō

Naiya Kō and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.

Matsumoto Hiroshi

Pon 30 Wrz - 21:03
Ledwe zadrżenie dłoni i palca umieszczonego w skupieniu na spuście przerwał znajomo brzmiący wrzask kobiety.
— WYSTARCZY TEGO, DOŚĆ!
Pomimo że dźwięk wystrzału był wystarczająco głośny i klarowny, niemal namacalny — nie zmienił niczego.
Ściśnięte w bólu powieki Hiroshiego, pozwoliły spłynąć dwóm, dużym męskim łzom, jakby gotowym na rychły koniec w nagłym spięciu całej sylwetki, w trwodze oczekującej śmierci.
Nabrał nagle wstrzymanego wcześniej oddechu, pozwalając uchylić się strudzonym powiekom, a jego czarne niczym noc tęczówki w wielkim zdziwieniu spostrzegły, że kałasznikow ciężko spoczywający w jego rękach zwyczajnie zniknął, wyswobadzając go z nieznośnego ciężaru — podobnie jak zniknął ciężki wizerunek jego własnego ojca i dwójki mężczyzn odzianych w mundury Korei Północnej, stojących wówczas nieopodal.
Jego własne ciało nie okalał już splamiony śmiercią ciemny materiał munduru plutonu egzekucyjnego, a wygodny ubiór, który miał na sobie na samym początku.
Czy to już koniec? Czy właśnie umarł, a los był na tyle łaskawy, nie dając mu nawet ułamka sekundy bólu, którego tak się obawiał, próbując targnąć się na własne życie?
Z powrotem zrobiło się zupełnie cicho i spokojnie, mimo że pomieszczenie, w którym się znajdował, nadal spowijał mrok.
A wtedy blade światło rozjaśniało tajemniczą przestrzeń, pozwalając mu dostrzec znajomo wyglądającą kobietę — tę samą, której twarz ledwie chwilę temu przysłaniał worek, tę, która klęczała posłusznie, oczekując egzekucji, tę, na którą spłynęły niesłuszne ciosy ciężkiego, wojskowego obuwia.
Ta sama kobieta, ta sama scena, bez zbędnych pobocznych aktorów. Ta będąca wcześniej upiorem, niedoszłą kochanką i niedoszłą, niewinną ofiarą skazaną na śmierć.
Biel jej sukni splamił jednak szkarłat krwi, na którym utkwił świecące od łez spojrzenie.
— Nie uważasz, że zabicie samego siebie, to zbyt mocna kara?
Subtelny głos kobiety wybrzmiał jakby w gniewie, który wymalował się także w jej miodowych tęczówkach.
Zmarszczył brwi wyraźnie zdziwiony jej reakcją, nie do końca rozumiejąc, co właściwie się dzieje, choć głos zdrowego rozsądku podpowiadał mu gdzieś z tyłu, że to wszystko jest wyłącznie snem. Koszmarem, takim samym jak wiele poprzednich.
Tylko dlaczego finał tej nocnej mary zdawał się inny niż zwykle? Dlaczego pordzewiały Kałasznikow przepadł w ciemności, a on nie widzi przed sobą obrazów czerwonej Korei Północnej?
Kim jesteś i skąd znasz moje nazwisko? —zdołał wydusić w końcu, lustrując kobietę podejrzliwym, acz zmęczonym spojrzeniem.
— twoją karą za to, co zrobiłeś, powinno być życie oraz pamięć o twoich poczynaniach i o tych, których już nie ma na tym świecie. Nie czas jeszcze na twoją śmierć, nie pozwolę ci tak łatwo odejść.
Obserwował, jak zbliżyła się do niego tylko po ty, by wskazać dłonią stolik z dwoma krzesełkami, przedmiotami, których wcześniej przecież tutaj nie było. Rozejrzał się skrupulatnie dookoła, zastanawiając się, co jeszcze go tutaj czeka.
Co? — spytał, nie potrafiąc przyswoić żadnych z wypowiedzianych przez nią słów. Bynajmniej nie dlatego, ze nich nie rozumiał, bo posługiwał się Japońskim perfekcyjnie. Jedyne czego nie mógł pojąć to nagła zmiana scenerii i charakteru koszmaru.
Pamięć? — powtórzył nieco zirytowany, lekko odwracając twarz, by zetrzeć z niej żałosne męskie łzy, choć był pewien, że już je przecież widziała
Myślisz, że kiedykolwiek zapomniałem...? — spytał niemal z wyrzutem, gdy z ciemnych oczu wylewał się żal i rozgoryczenie. — Pamiętam nazwisko każdego skazańca, którego musiałem... — urwał, bo słowo zabić zwyczajnie nie przeszło mu przez gardło, gdy tak nagle odwrócił od niej spojrzenie. — pamiętam doskonale ich twarze, ich wiek, płeć, błaganie o litość i przerażenie w oczach, gdy nakładano im na głowy płócienne worki. I pamiętam dokładnie ogłuszający huk tego pierdolonego kałasznikowa, którego hałas odbija mi się w głowie po dziś dzień! — wycedził przez zęby, pozwalając swojemu łagodnemu głosu nabrać decybeli, gdy dla wzmocnienia przekazu, w postępującym natłoku emocji tak niepodobnie do siebie, tak nietaktownie użył wulgaryzmu. — Nie mów mi więc o karze! Bo czuję ją każdego cholernego dnia, bo nie ma dnia, bym o tym horrorze nie myślał. Nie ma nocy, bym o tym horrorze nie śnił. - po strunach głosowych spływał nieopisany, ciężki ból, który wprawiał w drżenie ton jego głosu.
Czego ode mnie chcesz...? — spytał, orientując się, że kobieta, która jeszcze chwilę temu stała tuż przed nim, siedziała teraz spokojnie na jednym z krzesełek, nalewając do tradycyjnych, japońskich czarek herbatę jaśminową, której aromat dotarł do jego nozdrzy  w tej samej chwili, gdy spostrzegł w jej dłoniach parujący imbryczek.
— nie jestem jednak potworem, by dręczyć cię tym do samego końca. Pozwolisz?
Z wahaniem zbliżył się do stolika, wciąż badawczo spoglądając na kobietę, a wyraz jego twarzy odzwierciedlał piętrzące się bez końca pytania.
Usiadł posłusznie, nie odrywając od niej wzroku, wciąż jednak z dystansem i niejaką obawą, która odbiła się echem od ścian, gdy ponowił to pytanie.
Kim jesteś?

@Amaya Chō
Matsumoto Hiroshi

Naiya Kō ubóstwia ten post.

Amaya Chō

Pon 30 Wrz - 21:53
Kim jest? Dlaczego wie o nim rzeczy, których nieznajoma mu kobieta nie powinna wiedzieć. Tak wiele pytań, tak wiele żalu, ogrom absurdalnego poczucia winy, którym się obarczał. Pozwalając, by nieświadomie kroczyć wprost w objęcia otchłani. Otchłani, która pochłaniała go coraz bardziej w swą dogłębną nicość. Bezkresną, ciemną, beznadziejną. Pozwoliła mu więc na wybuch nagromadzonych emocji, nie przerywając jego tyrady słów płynących w jej stronę. Oskarżając ją, o błahą niewiedzę o tym, jak się czuje, o czym pamięta i przez co cierpi. Istota ludzka jest niestety dziwną maszynerią, paranoiczną i pragnącą usilnie uciec od okrutnych wspomnień, które sprawiają ból. Sięgając po szczęście w niepamięci o swoich czynach, gdy świat da im trochę łaskawego blasku i pozwoli poczuć powiew normalności. To właśnie wtedy musi pamiętać, by się nie zatracić, nie zapomnieć, że pomimo jego szczęścia, inni doznali jego przeciwności. -kim jestem, a może czym jestem? Śmiercią, karą, pamięcią? Może nie mam prawdziwego imienia, a może jestem kimś zwyczajnym jak ty. Kimś raczącym się każdym kolejnym dniem. Nie myśl teraz o tym, napij się pysznej herbatki. Mam nadzieję, że lubisz jaśminową. – pozwoliła sobie odrzec spokojnie na jego pytani, gdy ten postanowił się wreszcie zbliżyć i usiąść z nią przy stoliku. Po odłożeniu imbryczka sięgnęła dłonią, po swoją filiżaneczkę zbliżając ją do swoich ust, by jednak nie upić z niej ani łyczka, a jedynie pozwolić aromatycznemu zapachowi, podrażnić jej zmysł powonienia. – brakuje nam tu tylko ciasteczek. Masz jakieś swoje ulubionej? Czekoladowe? Kruche, a może nadziewane? Mów śmiało Hiroshi, bo mogę ci tak mówić, prawda? Jeśli wolisz, to mogę użyć twojego prawdziwego imienia. – ciasteczka, herbatka i miła rozmowa, czy to oznaka lekceważenia jego bólu, a może zwyczajnie chciałaby ich rozmowa była jak najbardziej dla niego przyjemna. – A więc Hiroshi, co powiesz na małą gierkę? Ja zadam pytanie, ty zadasz pytanie. Tylko bez oszukiwania, bez kłamstw. Co ty na to? – zaproponowała i upiła wreszcie swój pierwszy łyk, tego cudnie aromatycznego napoju.

- pozwolisz, że ja zacznę? Bo widzisz, ciekawi mnie jedna rzecz. Dlaczego, dlaczego odbierałeś życie? Chęć przypodobania się ojcu, władcy, a może gdzieś głęboko w tobie, coś ci mówiło, że sam tego pragniesz? – upiła kolejny łyk herbacianego napoju, by następnie odłożyć swoją filiżankę, na podstawkę. Cały czas spoglądała jedna w głębiny jego tęczówek. Jakby szukając w nich pożądanych odpowiedzi, a może to zwyczajnie próba wyczytania czegoś z jego duszy. – bo przecież nie musiałeś tego zrobić. Podczas swojego pierwszego morderstwa, mogłeś postąpić inaczej. Mogłeś od tego uciec, jednym prostym, nieskomplikowanym czynem. Wymagającym jednak odwagi, by się go podjąć. – istota tego, co mógł zrobić, w jaki sposób mógł to powstrzymać, była wręcz sugestywna, prosta. Oczywiście, pewnie nie uratowałoby to ofiary, lecz jego duszę. Nie musiałby tak cierpieć, przechodzić przez to wszystko, co przyniosło mu życie w tamtym kraju. Bez rąk splamionych krwią niewinnych, których jedynym przewinieniem mogło być zwykłe widzimisię władcy.

- proszę, nie zrozum mnie źle. Nie wyciągam tego, by ponownie sprawiać ci ból. Jestem jednak zwyczajnie bytem ciekawskim. Chęć poznania różnych jak się zdaje nowych, a może zapomnianych aspektów, potrafi sprawić, że moje hamulce moralne, całkowicie się wyłączają. – dopowiedziała, by załagodzić, zniwelować jego możliwie ponowny wybuch emocji, które wezmą górę, gdy raz jeszcze powrócą mroczne wspomnienia i odczucia, które będą się z tym nasilać. I oczywiście Amaya nie kłamała, była zwyczajnie ciekawska tego, co czuł, jak się czuł i dlaczego na to pozwalał. Bo jeśli spojrzeć na pewne aspekty jego życia, decyzji i przymuszonych czynów, byli do siebie bardzo podobni. Z tym że on był żywy, a ona już od jakiegoś czasu nie. I nie mogła, nie umiała, a może nie chciała odczuwać pewnych emocji, pomimo iż usilnie starała się pozostać człowiekiem; a człowiek bywa pełny sprzeczności, pełny obaw i strachu. – mam nadzieję, że nie będziesz się na mnie o to gniewać.

@Matsumoto Hiroshi
Amaya Chō

Naiya Kō and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.

Sponsored content
maj 2038 roku