26/03/38, godz. 22:00
„...bo człowiek może wytrzymać tydzień bez picia, dwa tygodnie bez jedzenia, całe lata bez dachu nad głową, ale nie może znieść samotności.”
Kolejna samotna noc, a przecież miało być tak pięknie. Skąpana w blasku Afrodyty, niesiona na skrzydłach miłości, nagle runęłaś w dół; w przepaść tak ciemną, tak pustą, a zarazem i samotną. Miejsce, w którym rezyduje sam Algea. Miejsce bez miłości, bez cienia szans na bycia pokochanym. To jego domena, tak jak domena morfeusza, która jest snem; ale czy masz pojęcie, że jesteś właśnie w jego objęciach?
Kolejna utracona miłość powoduje, że znowu lądujesz samotnie w łóżku. Smutek, cieknąca łza i chęć zapomnienie sprawia, że szybko zasypiasz. Kraina, do której trafiasz, zdaje się być radosna, wszędzie pełno zakochanych, którzy wraz ze swoimi polówkami zdają się świetnie bawić na tym festiwalu. Zdaje się, że nawet ty nie jesteś tutaj sama. Siedzisz z kimś przy stoliku, a z barwy jego głosu możesz wywnioskować, że jest to jakiś chłopak. Nie wiesz czemu, lecz jego ton głosu oraz słowa, które wypowiada, działają na ciebie wręcz magicznie. Nigdy nie czułaś się jeszcze tak pochłonięta rozmową, a w sercu czujesz to dziwne uczucie, którego od dawna niedane ci było zaznać. Czy to on? Ten jedyny? Ten, który zostanie przy tobie na wieki, aż po grobową deskę? Tylko dlaczego nie jesteś wstanie, dostrzec jego twarzy, tak jak i całej reszty innych osób. Zaczynasz mieć dziwne obawy, natarczywie wręcz starasz się dostrzec jego twarz, lecz ten dziwny blask cię powstrzymuje. Już masz zaprotestować, kiedy słyszysz nagle magiczne słowa „kocham cię Alaesha, tak bardzo cię kocham. Czy zostaniesz moją dziewczyną?”, świat nagle zaczyna wirować w twojej głowie, robi ci się gorąco a wszelakie obawy, które jeszcze chwilę temu tobą tak szargały, nagle przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Tak długo na to czekałaś, tak bardzo pragnęłaś być kochana, że nic ani nikt nie zniszczy twojego szczęścia. Nagle podchodzi do was kelnerka, ubrana na biało, spoglądająca na ciebie swoimi czerwonymi oczami, które lekko błyszczą spod jej kruczoczarnych włosów. Przynosi wam zmówione przez chłopaka lody. Jedna duża porcja, z dwiema łyżeczkami. Sięgacie po nie prawie równomiernie. Muszą być pyszne, bo chłopak zajada się nimi, jakby co najmniej była to ambrozja. Czujesz przełkniętą ślinę, pragnienie dołączenia do niego sprawia, że z odwagą sięgasz po pierwszy kęs tego wspaniałego deseru.
Coś jest jednak nie tak, zszokowana uświadamiasz sobie, że one nie mają smaku, a cała barwa, jaką zostały naznaczone, nagle przybrała odcień szarości, pochłaniając wszystko, co kolorowe, zrażając cały świat swoim depresyjnym odcieniem. Nagle czujesz, jak chłopak wstaje i strąca ze stolika deser, który ląduje na ziemi, a dźwięk tłuczonego szkła kieruje wzrok dosłownie wszystkich osób na waszą dwójkę. Coś się zmieniło, nagle słoneczny dzień stał się ponury, a miłe ciepłe powietrze, stało się nagle ohydnie zimne. Mimo że świat nadal jest w szarych barwach, jesteś w stanie to stwierdzić. Nie to jest teraz ważne, przecież nie o pogodę powinnaś się martwić, a o swoją nową miłość. Nadal nie widzisz jego twarzy, jednak czujesz jego spojrzenia na sobie, nie jest ono już pełne miłości, a jedynie pogardy i obrzydzenia twoją osobą. - ktoś taki jak ja, miałby kochać kogoś takiego jak ty? Na samą myśl bierze mnie na wymioty... – dotąd miły, przyjemny głos, który dźwięcznie ukoił twoje smutki, nagle stał się oschły, gruby i nieprzyjemny. Wwiercając się nimi boleśnie, wprost do twojej głowy. Cisza po jego wypowiedzi zostaje nagle przerwana przez pojedynczy śmiech, a potem kolejny aż przeradza się w salwę. Rozglądasz się i dostrzegasz, że każda z obecnych tu osób naśmiewa się z ciebie oraz twojego pragnienia bycia kochanym, dokładając co jakiś czas jakiś wybredny komentarz. Nagle z tłumu ponownie wyłania się kelnerka, która powoli kroczy w stronę miejsca, gdzie chwilę wcześniej znajdował się wasz stolik. - czy życzą sobie państwo, bym podała coś jeszcze, a może chcą państwo się rozliczyć? – i tym razem widzisz jej twarz, która jest spowita tym samym dziwnym uśmiechem, tak samo sztucznym, jaki często widujesz na twarzy tych, którzy cię porzucali. Nie sam jej uśmiech jest już dziwny, a sam fakt jej istnienia. W tym świecie jest czymś nienaturalnym, czyś co nie powinno się w nim znajdować. Ponownie zaczynasz odczuwać dziwne obawy, jednak czy ośmielisz się przeciwstawić temu, co serwuje ci świat, a może uciekniesz z podkulonym ogonem, niczym ranne zwierzątko.
- a może zechcą państwo skorzystać z naszej atrakcji dla zakochanych? – zapytała ponownie kelnerka, wskazując palcem na dziwne drzwi, które zdają się stać i być. Nie przytwierdzone do niczego, tak jakby prowadziły donikąd, ale czy one właściwie istnieją, co ważniejsze, czy one ciągle tu były? - nie wygląda jednak pani zbyt dobrze, czy coś jest nie tak? Nie podoba się randka Alaesha? – wypowiadając twoje imię, wytrąca cię z tego dziwnego letargu, bo przecież nie ma prawa znać twojego imienia, prawda?
@Itou Alaesha
Itou Alaesha and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
26.03.2038 r.
Leżała w łóżku.
Pustym.
Jak zwykle zresztą.
Znowu nic z tego.
Zbyt wiele wyobraziła sobie w swojej głowie, zbyt wiele dopowiedziała uczuć z drugiej strony. Ponownie spróbowała otworzyć serce na kogoś, kto wcale nie chciał go otwierać. Po co w ogóle próbowała? Czy już nie miała dość?
Czyż nie powinna wrócić do wcześniejszego trybu życia, gdzie szybkie przygody i gorące romanse kończyły się bezproblemowo i tak nagle, jak się zaczęły? Dlaczego sam seks jej teraz nie wystarczał? Od czasu zostania senkenshą ani razu nie poszła z nikim do łóżka. Otworzyły się w niej jakieś nowe pokłady wrażliwości, chęci bycia kochaną, przytulaną, uwielbianą, po prostu jedyną. Świat rozpostarł przed nią otchłań niesamowitości, ale też niebezpieczeństw płynących ze świata duchów. Nie musiała się temu komuś z tego zwierzać, nie musiał jej przecież rozumieć pod tym względem. Chciała jedynie namiastki normalności, silnego ramienia i ciepła pod kołdrą, gdy układałaby do snu głowę na czyjejś klatce piersiowej. Przytuliła się do swojego pluszęcia — dużej maskotki w kształcie i o pyszczku pieska, która miała stanowić jej amulet przed złymi mocami, prezent podarowany przez przyjaciela, dlatego wierzyła w jego moc. Roniąc pojedynczą łzę wetknęła głowę we wszystkie miękkości oferowane przez łóżko i usnęła. Nie miał to być jednak przyjemny sen. Najwyraźniej dręczące kobietę wątpliwości zmąciły marzenia senne, przemieniając w koszmar właśnie wtedy, gdy jej umysł powinien odpocząć. Co za ironia, że mózg nie dawał szans na odpoczynek nawet wówczas, gdy sam tego wymagał. W końcu nikt nie spał z własnej woli, a raczej z rygoru nakładanego przez organizm, który nakazywał spać — pod groźbą śmierci, jeśli jego żądania nie zostały skrupulatnie spełnione. Być może to jednak wewnętrzne łkanie i ból malarki przyciągnęły dzisiaj nad jej łóżko istotę, która wsunęła się z miękkością do umysłu, by nakarmić się jej stanem. A może chciała pomóc? Niejedne koszmarności, które przydarzały się artystce od roku, finalnie oferowały pozytywne rozwiązania. Również ostatnie rozstanie było powodowane mocą, która pozwoliła otworzyć oczy i zaoferowała siłę, aby skończyć coś, co nawet nie miało prawa się zacząć.
Spadła na krzesło. Trach! Czy właśnie w ten sposób ludzie materializowali się na powierzchniach do siedzenia? Nie było jednak sensu z tym polemizować, bo była tutaj z nim. Poczuła ciepło na wysokości splotu słonecznego i trzepotanie motyli w brzuchu. To on, to ten. Zgarniała każdy ułamek męskiej sylwetki w źrenice oczu, karmiąc się widokiem jego ciała — które być może już niedługo będzie częściowo należało i do niej. Poczuła się taka szczęśliwa, ale spokojna nie była, ponieważ coś przeczuwała. Chyba właśnie dzisiaj pragnienie stanie się rzeczywistością. I to rzeczywiście się stało! Po tylu latach samotności usłyszała wyznanie miłości od ukochanej osoby. Na języku drgała chęć odwdzięczenia się wyznaniem. Co tylko było dziwne, to że choć bardzo chciała, nie była w stanie dostrzec twarzy wybranka. Chciała przecież to powiedzieć, patrząc mu prosto w oczy... Zaczęła wiercić się na krześle, wychylając to w prawo, to w lewo, licząc, że nieznośny blask w końcu przestanie jej przeszkadzać, a ona podniesie kurtynę — woal spowijający twarz mężczyzny, niczym lico panny młodej. Kelnerka przyniosła jego zamówienie, za które również Alaesha podziękowała nieśmiałym uśmiechem i skinieniem głowy. To dziwne, niczego dla siebie nie zamówiła? Jednak deser był duży, a łyżeczki dwie. Nie mogła dostrzec męskich ust, ale widziała jak lody nikną w jasnej czeluści, wysławiając pod niebiosa anielski smak przyniesionej słodkości. Artystka sięgnęła więc po drugą łyżeczkę i uszczknęła odrobinę. Chłód rozlał się po języku, ale nie smak. Lody były nijakie, żadne, bez wyrazu. Jak papier czy mokry karton, który gryzł teraz wrażliwe receptory węchowe kobiety. Obrzydliwe. Wtem wybranek zrzucił pucharek, a setki odłamków zmrożonego szkła rozsypało się po podłodze, pod nogi innych gości kawiarni. Lody rzeczywiście były niesmaczne, ale żeby aż tak na nie reagować?
Wszyscy teraz patrzyli na nią, jak gdyby to ona rzuciła szkłem o podłogę. Niemniej w chwile potem z niewidzialnych ust popłynął jad. Poczuła palący wstyd wspinający się po dekolcie, szyi i policzkach. Wszyscy patrzyli, a ona nie lubiła w ten sposób przyciągać uwagi. Uczucie wzmógł śmiech. Salwy śmiechu. Śmiechu do rozpuku. Śmiechu z niej. Ale ona na ten rechot nie zasłużyła. Zawsze była sama i może na zawsze samą pozostać. Ktoś, kto by ją prawdziwie kochał, nie zrobiłby jej czegoś takiego.
— To rzygaj. — Poczuła falę obrzydzenia do stojącego przed nią czegoś. Tak silnie, jak potrafiła kochać, tak intensywnie umiała przekształcić każdą cząsteczkę miłości w nienawiść. Intrygująca tymczasem stała się kelnerka. Jakaś inna niż cały otaczający ją obrazek. Ładna. Niebezpieczna.
— Tak, chętnie się z nim rozliczę. — Dodała z cierpkim, wrednym uśmiechem puszczonym w kierunku mężczyzny. Kolejny do kolekcji. Serce było złamane, ale czy to po raz pierwszy?
— Może razem skorzystamy z tej atrakcji? — Tknięta przeczuciem, które nie opuszczało jej od początku, odwróciła się w stronę kelnerki. Pod butami skrzypnęły kawałki szkła. Drzwi zdawał się doskonałą drogą ucieczki, ale nie chciała wchodzić tam ani z nim, ani sama.
@Amaya Chō
Matsumoto Hiroshi ubóstwia ten post.
Tłum kukiełkowych gapiów zebrał się wokół pary, która jeszcze chwilę temu zdawała się w sobie zakochana, wręcz nierozłączna, niczym rodzeństwo syjamskie, a ich czerwona nić losu, aż jarzyła się kolorami szczęścia. To wszystko jednak nagle prysło, ułuda szczęścia została przekształcona w jeden z nielicznych koszmarów dziewczyny, znowu odrzucona, tak publicznie, porzucona na szydercze pożarcie gapiów. Ostre słowa chłopaka, rozerwały nić szczęścia, która chwilę temu mieniła się tak irracjonalnymi kolorami. Reakcja dziewczyny rozbawiła jednak dziwną kelnerkę, która ukryła pod tą maskę zdziwienie wywołane zwróceniem się odrzuconej dziewczyny w jej stronę. Walczyła, dzielnie broniła się przed tym, co skryty duch planował zrobić w jej śnie, ale to dobrze, Amaya nie lubiła, gdy jej ofiara biernie szła za tym, co jej pokazywała; a właściwie co chciała jej przekazać. Ostatnim czasem lubowała się dręczeniu innych w ich snach, była niczym najgorsza nocna mara, która natarczywie powracała, gdy tylko przymknie się oczy. Nienawidziła w sobie tej nowej fascynacji, ale i była trochę tym zafascynowana. Mogła tak wiele stworzyć, tak wiele zniszczyć, ale czy nadal mogła nazwać to potęgą, gdy jedyne co faktycznie może robić to utrudniać innym odpoczynek, doprowadzając ich do powolnego szaleństwa.
Wypuściła delikatnie zebrane w sobie powietrze, by wskazać na drzwi, które nagle zaczęły się otwierać. W ich wnętrzu nie istniało nic; nic co ktokolwiek mógł dostrzec. Zdawało się, że przekroczenie ich nie będzie niczym trudnym, krok do przodu i znajdą się daleko od tego miejsca, być może nawet w innej rzeczywistości, lepszej i bardziej przyjaznej dla gospodarza snu. Czasami, jednak gdy coś wydaje się zbyt proste, wcale takie nie jest. Dłoń upiornego romantyka chwyciła Alaeshe za ramię i próbowała przyciągnąć do siebie. Była tak nienaturalnie zimna i sztywna, ale zarazem tak silna, że wyrwanie się z jej uścisku może być dość trudne. - opuszczasz nas! Tak dobrze zaczynaliśmy się bawić, popatrz jak tu wesoło! Nigdzie nie idziesz! – natarczywy głos chłopaka stawał się coraz bardziej agresywny, a na samo wspomnienie o „radości” w tym miejscu, szyderczy śmiech innych zaczął coraz bardziej penetrować twój umysł, tak jakby ktoś wciskał go prosto w jego głąb. Próba jakiegokolwiek odcięcia się od niego, zdaj się bardziej nierealna, jak samo wyrwani się od chłopaka.
- zdaje się, że twój chłopak chce, byś tu została. Czy nie było wam tu romantycznie, nie bawiłaś się chwilę temu całkiem dobrze, na pewno chcesz go porzucić? – w całym tym jazgocie przeróżnych bodźców dźwiękowych, głos kelnerki zdawał się tak nierealnie wyraźny i mocny, że bez problemów doszedł do dziewczyny. Nie czekała jednak na odpowiedź, bo podświadomie ją znała, a może sama ją wykreowała. Pstryknęła palcami, a dłoń mężczyzny poluźniła swój uścisk, pozwalając na to, by młoda śniąca, dosłownie przeleciała przez drzwi.
Początkowo jedyne co ją otacza to ciemność, nieprzenikniona, gęsta niczym smoła. Dusi się nią, jak samotnością, która dotyka jej młodzieńcze serce. Nagle zdaje sobie sprawę, że stoi. Czuje dotyk twardego podłoża, a gdy mrugnęła kilka razy, ciemność jakby przestała istnieć. Znała miejsce, w którym się pojawiła, znała ten moment. Jednak nie ona była jego aktorem, a jedynie obserwatorką. Widziała swoje stare, młodsze ja. Mundurek, ta sala i wszyscy ci ludzie, którzy spoglądali na nią, gdy w dzień zakochanych, postanowiła wręczyć swojemu skrytemu ukochanemu czekoladki, wraz z wyznaniem tego, co skrywa jej mała i jeszcze nieskalane serduszko. - pamiętasz ten dzień, ten czas? To właśnie wtedy poczułaś to pierwszy raz, odrzucenie i brak odwzajemnienia twojej miłości ach, gdybyś tylko wiedziała – głos kelnerki, teraz odzianej w czarną suknię, doszedł do niej za jej pleców. Objęła ją od tyłu, przylegając do niej mocno, składając delikatny pocałunek na jej szyi, pozwalając jej dalej oglądać te tragiczne przedstawienie.
Cisza w szkolnej sali została przerwana, gdy Itou wyciągnęła rękę z czekoladkami ku chłopakowi w ostatniej ławce. Wypowiedziała pierwsze słowa, by potem wyrzucić z siebie to, co do niego czuła. Cała klasa milczała, lecz nagle ktoś się wyłamał i zaczął się śmiać, pociągając za sobą coraz to nowe osoby. Itou, a raczej jej młode ja nadal stało i czekało na odpowiedź chłopaka, robiąc się coraz mocniej czerwone na twarzy, coraz bardziej zawstydzone. Chciała uciec, a może dzielnie czekała na jego odpowiedź, tylko jedna osoba mogła to wiedzieć. Nagle chłopiec wstał ze swojej ławki, zabrał czekoladki i wyrzucił, gdzieś za siebie, jego puste bezdźwięczne słowa poskutkowały pojawieniem się spływających łez na policzku dziewczynki, która pragnęła jedynie miłości.
Wszystko nagle ucichło, sala stała się ponownie bezdźwięczna, pomimo obrazu śmiejącej się klasy. Jedynie szloch odrzuconej dziewczynki stawał się coraz bardziej słyszalny, a prawdziwa Alaesha, ta dorosła mogła poczuć, że po jej policzku również spływa łza. - och, jakie to smutne. Biedna dziewczynka – kobieta, która ewidentnie przestała być już kelnerką, pozostawiła dorosłą wersję dziewczyny, by powoli podejść do małej, płaczącej dziewczynki. Przykucnęła i delikatnie pogłaskała ją po głowie.
@Itou Alaesha
Wypuściła delikatnie zebrane w sobie powietrze, by wskazać na drzwi, które nagle zaczęły się otwierać. W ich wnętrzu nie istniało nic; nic co ktokolwiek mógł dostrzec. Zdawało się, że przekroczenie ich nie będzie niczym trudnym, krok do przodu i znajdą się daleko od tego miejsca, być może nawet w innej rzeczywistości, lepszej i bardziej przyjaznej dla gospodarza snu. Czasami, jednak gdy coś wydaje się zbyt proste, wcale takie nie jest. Dłoń upiornego romantyka chwyciła Alaeshe za ramię i próbowała przyciągnąć do siebie. Była tak nienaturalnie zimna i sztywna, ale zarazem tak silna, że wyrwanie się z jej uścisku może być dość trudne. - opuszczasz nas! Tak dobrze zaczynaliśmy się bawić, popatrz jak tu wesoło! Nigdzie nie idziesz! – natarczywy głos chłopaka stawał się coraz bardziej agresywny, a na samo wspomnienie o „radości” w tym miejscu, szyderczy śmiech innych zaczął coraz bardziej penetrować twój umysł, tak jakby ktoś wciskał go prosto w jego głąb. Próba jakiegokolwiek odcięcia się od niego, zdaj się bardziej nierealna, jak samo wyrwani się od chłopaka.
- zdaje się, że twój chłopak chce, byś tu została. Czy nie było wam tu romantycznie, nie bawiłaś się chwilę temu całkiem dobrze, na pewno chcesz go porzucić? – w całym tym jazgocie przeróżnych bodźców dźwiękowych, głos kelnerki zdawał się tak nierealnie wyraźny i mocny, że bez problemów doszedł do dziewczyny. Nie czekała jednak na odpowiedź, bo podświadomie ją znała, a może sama ją wykreowała. Pstryknęła palcami, a dłoń mężczyzny poluźniła swój uścisk, pozwalając na to, by młoda śniąca, dosłownie przeleciała przez drzwi.
Początkowo jedyne co ją otacza to ciemność, nieprzenikniona, gęsta niczym smoła. Dusi się nią, jak samotnością, która dotyka jej młodzieńcze serce. Nagle zdaje sobie sprawę, że stoi. Czuje dotyk twardego podłoża, a gdy mrugnęła kilka razy, ciemność jakby przestała istnieć. Znała miejsce, w którym się pojawiła, znała ten moment. Jednak nie ona była jego aktorem, a jedynie obserwatorką. Widziała swoje stare, młodsze ja. Mundurek, ta sala i wszyscy ci ludzie, którzy spoglądali na nią, gdy w dzień zakochanych, postanowiła wręczyć swojemu skrytemu ukochanemu czekoladki, wraz z wyznaniem tego, co skrywa jej mała i jeszcze nieskalane serduszko. - pamiętasz ten dzień, ten czas? To właśnie wtedy poczułaś to pierwszy raz, odrzucenie i brak odwzajemnienia twojej miłości ach, gdybyś tylko wiedziała – głos kelnerki, teraz odzianej w czarną suknię, doszedł do niej za jej pleców. Objęła ją od tyłu, przylegając do niej mocno, składając delikatny pocałunek na jej szyi, pozwalając jej dalej oglądać te tragiczne przedstawienie.
Cisza w szkolnej sali została przerwana, gdy Itou wyciągnęła rękę z czekoladkami ku chłopakowi w ostatniej ławce. Wypowiedziała pierwsze słowa, by potem wyrzucić z siebie to, co do niego czuła. Cała klasa milczała, lecz nagle ktoś się wyłamał i zaczął się śmiać, pociągając za sobą coraz to nowe osoby. Itou, a raczej jej młode ja nadal stało i czekało na odpowiedź chłopaka, robiąc się coraz mocniej czerwone na twarzy, coraz bardziej zawstydzone. Chciała uciec, a może dzielnie czekała na jego odpowiedź, tylko jedna osoba mogła to wiedzieć. Nagle chłopiec wstał ze swojej ławki, zabrał czekoladki i wyrzucił, gdzieś za siebie, jego puste bezdźwięczne słowa poskutkowały pojawieniem się spływających łez na policzku dziewczynki, która pragnęła jedynie miłości.
Wszystko nagle ucichło, sala stała się ponownie bezdźwięczna, pomimo obrazu śmiejącej się klasy. Jedynie szloch odrzuconej dziewczynki stawał się coraz bardziej słyszalny, a prawdziwa Alaesha, ta dorosła mogła poczuć, że po jej policzku również spływa łza. - och, jakie to smutne. Biedna dziewczynka – kobieta, która ewidentnie przestała być już kelnerką, pozostawiła dorosłą wersję dziewczyny, by powoli podejść do małej, płaczącej dziewczynki. Przykucnęła i delikatnie pogłaskała ją po głowie.
@Itou Alaesha
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
Z otwartych drzwi ziała pustka. Zimna, wzbudzająca dreszcz przestrachu. Niemniej pustkę już znała i to całkiem dobrze. Umiała się znieczulać, odcinać od emocji, a przynajmniej kiedyś była w tym mistrzynią. Dziś uleczyła wiele ze swoich ran, nie znaczyło to jednak, że tego wrażenia nie pamiętała, że nie umiałaby odtworzyć tego stanu dla własnego bezpieczeństwa. Absolutnie wszystko było lepsze od odrzucenia i cierpienia, którego za nic nie chciała do siebie dopuścić i aktywnie odczuwać. Być może też dlatego tak trudno Alaeshy było się w kimkolwiek zakochać. To wymagało oddania, zaufania że w czyichś rękach może być bezpieczna oraz podjęcie ryzyka, że jeśli tak się nie stanie, to będzie w stanie żyć dalej. Pustka widniejąca we framudze drzwi nie wyglądała na bezpieczną, ale za wszelką cenę chciała wymknąć się z uścisku fałszywego kochanka. Złapał ją od tyłu, trzymając mocno przedramieniem niby to na wysokości obojczyków, jednak Alaesha poczuła, jak niebezpiecznie blisko jest temu dotykowi do jej grdyki. Zaczęła się dusić, mając w głowie tylko jedno słowo uciec, uciec, uciec. Podważyła jego ramię, wywijając się z objęcia, ten jednak nie odpuszczał, chwytając tym razem za ramię. Mówił do niej, lecz nie wiedziała co. Nie chciała go już, wszelkie uczucia wyparowały, czuła tylko strach wśród kakofonii dźwięków tłumu dookoła.
Kelnerka. Jedynie ona zdawała się mieć sens. Była żywa, być jakaś. Ona również nie stanowiła bezpiecznego wyboru, ale z pewnością ten lepszy. Wzbudzający nadzieję na cokolwiek. Itou spojrzała jej prosto w oczy.
— Chcę iść z Tobą! — Jej fatalne zauroczenie wciąż trzymało ją za ramię, szyderczo nie chcąc puścić, na co Alaesha zapierała się z całych sił, próbując się od niego odsunąć. Pstryknięcie palcami było jak wybawienie. Zamiast przerazić się, że upada do tyłu, uśmiechnęła się. Lecąc w dół w kierunku drzwi, podparła się ręką i rozcięła ją na szkle z rozbitego pucharka. Nie szkodzi, ból i krew również znała.
Mimo wszystko znalezienie się w ciemności nie należało do komfortowych. Alaesha bała się jej i to od dawna. Utrata możliwości widzenia dla artystki jest czymś strasznym samym w sobie, jednak Itou od zawsze miała przeświadczenie, że w mroku kryje się coś, co może ją skrzywdzić. Choćby stała we własnym salonie i tylko zgasiła światło, okrywając się całkowitą ciemnością. Złapała równowagę i stanęła stabilniej w nieprzeniknionym mroku, wystarczyło jednak tylko kilka mrugnięć by znalazła się... w szkole. Och. Jak dziwnie, jak dawno to było. Rozglądała się po starych kątach znajomej sali lekcyjnej niemal z rozrzewnieniem, gdy dostrzegła siebie. Nie, czemu akurat ten dzień? Walentynki. Kto to wymyślił, że to dziewczyny miały okazywać sympatię chłopcom? Mimo wszystko Itou nie należała do aż tak tchórzliwych dziewczątek, by tego nie zrobić. Większość z nich po prostu nigdy nie otwierała ust i też nigdy niczego nie zyskiwała. Tymczasem charakter Alaeshy nie pozwalał jej wiecznie tkwić w bezsensownej ciszy. Dzięki temu podejściu mogła wiele ugrać, ale też z jego powodu tak wiele razy oberwało się jej kopniakiem w brzuch od życia...
Siedziała w przedostatniej ławce, specjalnie dlatego, żeby być bliżej niego — chłopaka, w którym od dawna się podkochiwała. Była przerwa śniadaniowa, dookoła było gwarno. Mogłaby to zrobić po lekcjach, spróbować go złapać pod szkołą, ale nie wytrzymała. Nigdy nie była cierpliwa. Wyciągnęła czekoladki z plecaka, odwróciła się na krześle i przesunęła kartonik w jego stronę po ławce. Niestety, jej akcja nie została niezauważona przez resztę klasy. Ta wpierw czekała w ciszy, aby potem zaczęły rozlegać się pojedyncze ciche chichoty. Rzeczywiście wtedy nie przyjął jej prezentu — ale czy to wyglądało tak tragicznie? Nie pamiętała. Niemniej śmiechy i łza, którą otarła ukradkiem ta młoda rękawem, były jak najbardziej prawdziwe. Po tamtym zajściu minęło wiele lat, zanim komukolwiek wyznała uczucie. Nauczyła się każdorazowo czekać na jasne znaki od tej drugiej strony, a najlepiej na konkretną akcję — przytulenie, pocałunek, wyznanie. Lepiej nie było zbytnio odkrywać swojego serca, które na dodatek tak łatwo ulegało zranieniom.
Dorosła Itou, obserwatorka całego zdarzenia, patrzyła na młodszą wersję siebie z czułością. Dotyk kobiety, subtelne przytulenie i pocałunek przyjęła ze spokojem, ulgą, rozrzewnieniem. Miło było podzielić się z kimś tamtą chwilą, spojrzeć na nią z zewnątrz, dostrzec, że ta młoda nie była niczemu winna i że była tak samo warta kochania, jak i ta starsza, która wciąż jednak miała problem z takim postrzeganiem. Alaeshy było zdecydowanie łatwiej wykrzesać troskę dla dawnej siebie niż tej dojrzałej. Towarzyszka ułożyła dłoń na jej ramieniu, na co Itou przykryła ją własną, zaplatając delikatnie palce. Dotknęła jej zdrową ręką, bo ta druga wisiała wzdłuż ciała, gdzie na skórze perliły się drobne kropelki krwi od rozcięcia szkłem.
— Pamiętam. Od tamtego momentu zaczęłam być jeszcze bardziej nieufna. — Łza zsunęła się po policzku, której jednak teraz nie chciała ocierać. Niech leci, nie musi się jej wstydzić.
Odsunięcie się kobiety odczuła niemal boleśnie, niczym lodowe igiełki pustki. Choć było w niej coś mrożącego krew, to jednocześnie czuła z nią dziwną wieź. Nie chciała, żeby ją zostawiała — podobnie jak wcześniej, przed drzwiami. Zbliżyła się do młodej Ali, na co ta starsza zamarła w reakcji. Wydawało się, że jest wobec niej łagodna, jednak gdyby chciała wykonać wobec młodej niepewny gest, to Alaesha była gotowa zrobić wszystko, aby nie dać jej już więcej krzywdzić.
— Co chcesz mi pokazać?
@Amaya Chō
Kelnerka. Jedynie ona zdawała się mieć sens. Była żywa, być jakaś. Ona również nie stanowiła bezpiecznego wyboru, ale z pewnością ten lepszy. Wzbudzający nadzieję na cokolwiek. Itou spojrzała jej prosto w oczy.
— Chcę iść z Tobą! — Jej fatalne zauroczenie wciąż trzymało ją za ramię, szyderczo nie chcąc puścić, na co Alaesha zapierała się z całych sił, próbując się od niego odsunąć. Pstryknięcie palcami było jak wybawienie. Zamiast przerazić się, że upada do tyłu, uśmiechnęła się. Lecąc w dół w kierunku drzwi, podparła się ręką i rozcięła ją na szkle z rozbitego pucharka. Nie szkodzi, ból i krew również znała.
Mimo wszystko znalezienie się w ciemności nie należało do komfortowych. Alaesha bała się jej i to od dawna. Utrata możliwości widzenia dla artystki jest czymś strasznym samym w sobie, jednak Itou od zawsze miała przeświadczenie, że w mroku kryje się coś, co może ją skrzywdzić. Choćby stała we własnym salonie i tylko zgasiła światło, okrywając się całkowitą ciemnością. Złapała równowagę i stanęła stabilniej w nieprzeniknionym mroku, wystarczyło jednak tylko kilka mrugnięć by znalazła się... w szkole. Och. Jak dziwnie, jak dawno to było. Rozglądała się po starych kątach znajomej sali lekcyjnej niemal z rozrzewnieniem, gdy dostrzegła siebie. Nie, czemu akurat ten dzień? Walentynki. Kto to wymyślił, że to dziewczyny miały okazywać sympatię chłopcom? Mimo wszystko Itou nie należała do aż tak tchórzliwych dziewczątek, by tego nie zrobić. Większość z nich po prostu nigdy nie otwierała ust i też nigdy niczego nie zyskiwała. Tymczasem charakter Alaeshy nie pozwalał jej wiecznie tkwić w bezsensownej ciszy. Dzięki temu podejściu mogła wiele ugrać, ale też z jego powodu tak wiele razy oberwało się jej kopniakiem w brzuch od życia...
Siedziała w przedostatniej ławce, specjalnie dlatego, żeby być bliżej niego — chłopaka, w którym od dawna się podkochiwała. Była przerwa śniadaniowa, dookoła było gwarno. Mogłaby to zrobić po lekcjach, spróbować go złapać pod szkołą, ale nie wytrzymała. Nigdy nie była cierpliwa. Wyciągnęła czekoladki z plecaka, odwróciła się na krześle i przesunęła kartonik w jego stronę po ławce. Niestety, jej akcja nie została niezauważona przez resztę klasy. Ta wpierw czekała w ciszy, aby potem zaczęły rozlegać się pojedyncze ciche chichoty. Rzeczywiście wtedy nie przyjął jej prezentu — ale czy to wyglądało tak tragicznie? Nie pamiętała. Niemniej śmiechy i łza, którą otarła ukradkiem ta młoda rękawem, były jak najbardziej prawdziwe. Po tamtym zajściu minęło wiele lat, zanim komukolwiek wyznała uczucie. Nauczyła się każdorazowo czekać na jasne znaki od tej drugiej strony, a najlepiej na konkretną akcję — przytulenie, pocałunek, wyznanie. Lepiej nie było zbytnio odkrywać swojego serca, które na dodatek tak łatwo ulegało zranieniom.
Dorosła Itou, obserwatorka całego zdarzenia, patrzyła na młodszą wersję siebie z czułością. Dotyk kobiety, subtelne przytulenie i pocałunek przyjęła ze spokojem, ulgą, rozrzewnieniem. Miło było podzielić się z kimś tamtą chwilą, spojrzeć na nią z zewnątrz, dostrzec, że ta młoda nie była niczemu winna i że była tak samo warta kochania, jak i ta starsza, która wciąż jednak miała problem z takim postrzeganiem. Alaeshy było zdecydowanie łatwiej wykrzesać troskę dla dawnej siebie niż tej dojrzałej. Towarzyszka ułożyła dłoń na jej ramieniu, na co Itou przykryła ją własną, zaplatając delikatnie palce. Dotknęła jej zdrową ręką, bo ta druga wisiała wzdłuż ciała, gdzie na skórze perliły się drobne kropelki krwi od rozcięcia szkłem.
— Pamiętam. Od tamtego momentu zaczęłam być jeszcze bardziej nieufna. — Łza zsunęła się po policzku, której jednak teraz nie chciała ocierać. Niech leci, nie musi się jej wstydzić.
Odsunięcie się kobiety odczuła niemal boleśnie, niczym lodowe igiełki pustki. Choć było w niej coś mrożącego krew, to jednocześnie czuła z nią dziwną wieź. Nie chciała, żeby ją zostawiała — podobnie jak wcześniej, przed drzwiami. Zbliżyła się do młodej Ali, na co ta starsza zamarła w reakcji. Wydawało się, że jest wobec niej łagodna, jednak gdyby chciała wykonać wobec młodej niepewny gest, to Alaesha była gotowa zrobić wszystko, aby nie dać jej już więcej krzywdzić.
— Co chcesz mi pokazać?
@Amaya Chō
- no już, już kochanie, spokojnie. To, co teraz czujesz, ten ból zniknie, a za jakiś czas stanie się tarczą, która będzie bronić twoje serduszko – pocieszyła dziewczynkę, w której widziała trochę swojego syna, a i w jakimś stopniu samą siebie. Te starą Amaye, którą była, zanim opuściła ten świat, lgnącą do pewnego człowieka, który ją porzucił. Teraz była inna, silniejsza, niezależna, a przynajmniej tak sobie wmawiała. Miłość to dziwne uczucie i nie wiadomo, z jak potężną siłą w nią uderzy, gdy ponownie spotka swoją dawną miłosną obsesję. Posyłając jeszcze raz przyjemny uśmiech ku zapłakanej dziewczynce, podnosi się i powoli kroczy ku dziewczynie, która przybyła z nią do tego miejsca. – dlaczego zakładasz, że chce ci coś pokazać? Mogę być przecież zwykłą marą nocną, która bawi się twoim kosztem moja mała ślicznotko. Chociaż.. ciii, nie spoilerujmy dalszego pokazu – czy jej koszmar miał być jednym z tych, który to ciągnie za sobą jakiś poważny morał do przekazania, a może to zwyczajny efekt nudy ducha, który ją nawiedził. Jedna z tych opcji jest prawdziwa, lecz Cho nie planuje jej tego zbyt szybko zdradzać. Miała jeszcze wiele do przekazania, pokazana i nauczenia dziewczyny. Czemu chce pomagać komuś obcemu, przecież nie jest dobrym samarytaninem, który działa pro bono, naprawiając życie, psychikę innych. Alaesha być może nie jest tego świadoma, lecz Amaya wielokrotnie nawiedzała ją w snach, czając się gdzieś w ich mroku i obserwując, czasami jedynie lekko interweniując, gdy takowy sen przybierał nieoczekiwany i zbyt mroczny obrót. Zaczęło się to tamtego dnia, gdy młoda śpiąca dziewczyna wkroczyła w sferę koszmaru w trakcie jazdy autobusem. To, co wtedy zobaczyła w nim Amaya, sprawiło, iż poczuła te dziwną chęć pomocy dziewczynie. Czy zrobiła to z dobroci serca, czy też ze swoich ukrytych egoistycznych pobudek, kto wie.
- dlaczego tak właściwie jesteś tak nieufna, czy to przez parę zdarzeń, które złamały twoje serca? Czy z czystego pragnienia miłości, która notorycznie jest ci odbierana. Jeśli jednak tak jej pragniesz to … – przycisnęła ją do nieistniejącej ściany, która pojawiła się za jej plecami. Przybliżyła swoje usta, do jej ucha delikatnie szepcząc – mogę ci ją dać. - kończąc, to co chciała jej przekazać, przegryzając delikatnie jej ucho, by następnie oderwać się i zatopić swoje usta w pocałunku. Nawet jeśli nie będzie on odwzajemnionym, to nadal ciepłym, pożądającym i namiętnym. Dołączając do tego aktu swoje dłonie, które zaczęły błądzić po jej ciele, badając każdy, nawet ten najbardziej skryty centymetr jej aparycji. – a więc chcesz tego, a może wolisz zobaczyć, co skrywa następna scena z twojego życia. – dała jej szansę na wybór dalszej drogi. Mogła jej ulec, poddać się przyjemności, która nadejdzie lub udać się głębiej w odmęty wspomnień, o których najchętniej by zapomniała oraz tego, co może ją spotkać, gdy nadal będzie kroczyła tą emocjonalnie destrukcyjną drogą.
Młoda Itou mogła ponownie dostrzec pojawiające się znikąd drzwi, dalej mając to dziwne wrażenie, że one ciągle tam były, ale coś ci mówi, że nie mają prawa istnieć. Osadzone tak realnie w tej nierealnej rzeczywistości, przyciągają spojrzenie, lecz ono szybko zostaje zastąpione ruchem kobiety, który ma być dalszą zachętą do proponowanych pieszczot. Ciepła, a może i zimna dłoń wkroczyła pod ubranie młodej kochanki, pnąc się po jej nagim brzuchu w górę, ku wiadomemu miejscu. – a więc kochanie, jaka jest twoja decyzja? – szepnęła jeszcze raz, zanim znowu zatopiła w niej swoje usta, a jej błądząca dłoń spoczęła na materiale stanika, który tylko przez chwilę stał jej na przeszkodzie. Bo ostatnie co mogła po tym poczuć to dotyk dłoni Cho na swojej piersi, która zaczęła ją delikatnie pieścić.
@Itou Alaesha
- dlaczego tak właściwie jesteś tak nieufna, czy to przez parę zdarzeń, które złamały twoje serca? Czy z czystego pragnienia miłości, która notorycznie jest ci odbierana. Jeśli jednak tak jej pragniesz to … – przycisnęła ją do nieistniejącej ściany, która pojawiła się za jej plecami. Przybliżyła swoje usta, do jej ucha delikatnie szepcząc – mogę ci ją dać. - kończąc, to co chciała jej przekazać, przegryzając delikatnie jej ucho, by następnie oderwać się i zatopić swoje usta w pocałunku. Nawet jeśli nie będzie on odwzajemnionym, to nadal ciepłym, pożądającym i namiętnym. Dołączając do tego aktu swoje dłonie, które zaczęły błądzić po jej ciele, badając każdy, nawet ten najbardziej skryty centymetr jej aparycji. – a więc chcesz tego, a może wolisz zobaczyć, co skrywa następna scena z twojego życia. – dała jej szansę na wybór dalszej drogi. Mogła jej ulec, poddać się przyjemności, która nadejdzie lub udać się głębiej w odmęty wspomnień, o których najchętniej by zapomniała oraz tego, co może ją spotkać, gdy nadal będzie kroczyła tą emocjonalnie destrukcyjną drogą.
Młoda Itou mogła ponownie dostrzec pojawiające się znikąd drzwi, dalej mając to dziwne wrażenie, że one ciągle tam były, ale coś ci mówi, że nie mają prawa istnieć. Osadzone tak realnie w tej nierealnej rzeczywistości, przyciągają spojrzenie, lecz ono szybko zostaje zastąpione ruchem kobiety, który ma być dalszą zachętą do proponowanych pieszczot. Ciepła, a może i zimna dłoń wkroczyła pod ubranie młodej kochanki, pnąc się po jej nagim brzuchu w górę, ku wiadomemu miejscu. – a więc kochanie, jaka jest twoja decyzja? – szepnęła jeszcze raz, zanim znowu zatopiła w niej swoje usta, a jej błądząca dłoń spoczęła na materiale stanika, który tylko przez chwilę stał jej na przeszkodzie. Bo ostatnie co mogła po tym poczuć to dotyk dłoni Cho na swojej piersi, która zaczęła ją delikatnie pieścić.
@Itou Alaesha
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
Na dźwięk łagodnych słów i płynącego pocieszenia wobec młodej Itou ta starsza uspokoiła się. Rozluźniła mięśnie i szczękę, które sama nie wiedząc kiedy mocno napięła. Potem nieznajoma zwróciła się bezpośrednio do niej. Niby od niechcenia, niby z nonszalancją, niby brakiem zainteresowania. Alaesha jednak czuła nić porozumienia z tą wysoką niewiastą. Wyglądała pięknie, trochę groźnie, a jednak coś malarkę do niej ciągnęło. Zdawała się kryć w sobie tajemnicę, której chciała uchylić rąbka. Prawdopodobnie były w podobnym wieku, tym bardziej chciała jej słuchać — dojrzałe kobiety były dużo ciekawsze od młodych podlotków, którym ulotna uroda na długo nie starczyła, nie pozostawiając nic wartościowego w spadku. W już-nie-kelnerce tkwiła historia, głębia oraz... cień zaginionego bólu i straty, których starała się nie pokazywać, zdradzając się z nich jednak podczas przytulenia.
— Mogłabyś mnie dręczyć czymkolwiek. Scenami niczym z horrorów, a nie raczyć mnie horrorami z mojego życia. Dlatego myślę, że chcesz mi coś przekazać. — Jeśli to co się działo było snem, to i tak była wdzięczna za marę, którą jej zesłała. Miała już dość wiecznie powtarzającego się koszmaru, który co noc zmuszał ją do przyglądania się temu, jak oddziela swoją skórę od kości. Nie spodziewała się jednak nagłego popchnięcia w tył i jeszcze bardziej nieoczekiwanej bliskości. Minął już ponad rok, od kiedy jej łóżko świeciło pustkami, a ona po przemianie w senkenshę nie miała czasu na to, żeby dopuścić do siebie kogokolwiek bliżej niż na próg własnego domu. Tak sobie to tłumaczyła — wydarzyło się tak wiele, tyle zmian, to tylko brak okazji, co nie było prawdą. Okazji miała przynajmniej kilka, z których świadomie nie skorzystała. Gdzieś z tyłu potylicy kłębiła się myśl, że już całkiem postradała zmysły, że została całkowitym dziwadłem. Czy kogoś takiego można pokochać? Wprawdzie seks nie wymagał miłości, niemniej od dłuższego czasu trudniej było się jej przełamać nawet do niezobowiązującej formy czułości. Wszystko mogło się wydać, rozlać niczym atrament w wodzie, szybko obejmując dyfuzją ciemnego koloru całość jestestwa. Czy nie miała wystarczająco dużo wątpliwości w kontaktach z ludźmi, aby jeszcze wydać się ze swoją synestezją lub co gorsza, widzeniem zmarłych? Sama poniekąd była na chwilę trupem. Choć ciało Alaeshy nie zdążyło w tym czasie ani odrobinę ostygnąć, to z pewnością zdławiło to część z jej żaru. Pierwszy pocałunek był dla Itou zdziwieniem i patrzeniem z otwartymi oczami na pochylającą się nad nią kobietą. Zanim nawet pomyślała o oddaniu go, poczuła tylko pozostawione mrowienie na wardze, gdy kobiece usta przeniosły się w zupełnie inne rejony.
— Nie wiesz, dlaczego? — Nie zdążyła powiedzieć więcej, wydając tylko krótkie westchnienie. Itou musiała przyznać, że to co robiła, było zaskakująco przyjemne i wzbudzające iskierki odczuć, które jakiś czas temu w sobie zakopała. Natomiast te okoliczności... Czego oczekiwała po niej nieznajoma, gdy wpierw grzebała boleśnie w jej głowie, a zaraz potem próbowała grzebać pod jej bluzką? Nietypowa gra wstępna, nawet jak na samą Alaeshę.
Artystka wiedziała, że jej problem ze związkami leżał dużo głębiej aniżeli tylko w kilku chłopakach, z którymi nie wyszło. Zaczęło się od ojca, który ją porzucił, gdy była jeszcze dzieckiem. Ojca który nie dał jej w życiu niczego poza bólem i comiesięcznymi przelewami, dopóki kontynuowała naukę. Którego nie widziała aż do czasu, gdy dostała informację ze szpitala. Który bezczelnie przed śmiercią chciał wybaczenia, gdy ona nie mogła zaoferować mu niczego więcej poza zorganizowaniem pochówku. Przez niego niemal od zawsze była emocjonalnie popsuta jednak gwóźdź do trumny Alaeshy dobiła matka, która w ciągu życia raczyła ją chłodem, by potem umrzeć i opuścić, zostawić na pastwę dzikiego świata, w którym musiała sobie poradzić — nawet bez tego chłodu, którego wcześniej tak nienawidziła. Nie liczyły się tutaj fakty: śmiertelna choroba matki czy mgliste tłumaczenia ojca o strachu przed odpowiedzialnością. Uczucie odrzucenia i narastają nieufność osiadły głęboko w sercu kobiety, skąd miała problem je wykurzyć.
Tak niezwykle dawno nie miała kochanka, a co dopiero kochanki... Kobiety w porównaniu do mężczyzn były miękkie, subtelne i kuszące. Tak, kusząca było doskonałym określeniem nieznajomej, która właśnie testowała jej cierpliwość. Chętnie oddałaby się jej dłoniom, które coraz zuchwalej poczynały sobie na jej ciele. Nie odpowiedziała na drugie pytanie, wciąż się wahając i przez chwilę pozwalając jej na to, co robiła, mięknąć odrobinę pod kobiecym dotykiem. Itou oparła się na to mocniej o nieistniejąca ścianę, co tym samym wywołało w niej dziwne uczucie. Sięgnęła ręką w tył, napotykając twardą i solidną pustkę. Zostawiła na niej nawet krwawy ślad, zawieszony dosłownie w niczym, w powietrzu. To nie było typowe, nic tutaj nie było typowe. Wciąż nie dotarło do niej, że znajduje się w śnie, ale powolutku zaczynała rozumieć więcej. Czuła że przelotny romans to o wiele za mało, co mogła zaoferować jej kobieta. Przypomniało się jej, że wciąż stały w pomieszczeniu z jej dawną wersją siebie, z młodą Alką. Czy mogła teraz je dostrzec? Pieszcząca ją kobieta zasłaniała dostęp do dziewczynki. Co ona w jej wieku mogłaby pomyśleć o niej, widząc ją w objęciach niewiasty, oddając się przyjemności, mając jednak brzydki i zgorzkniały środek? Była przekonana, że mogłaby samą siebie przejrzeć na wylot i nie mogłaby tego ukryć. Skoro nie potrafiła tak dobrze zawalczyć o dzisiejszą siebie, to może powinna wykazać się chociaż dla tej młodszej. Przymknęła oczy, gdy ponownie poczuła dotyk aksamitnych warg na własnych, spragnionych przecież czułości ustach. Dłoń przebiegająca po brzuchu i zahaczająca o materiał stanika nęciła. Nie chciała jednak zawieść żadnej z wersji siebie ani kobiety, nie znając celu tego spotkania. Wciąż krwawiącą dłonią chwyciła przez materiał ubrania rękę kobiety, nie pozwalając pójść dalej. Zostawiła przy tym kolejny czerwony ślad, tym razem na materiale własnej bluzki. Pozostawała jednak wciąż kwestia kolejnego, już nieco bardziej niespodziewanego pocałunku. Położyła drugą rękę na smukłej szyi, przytrzymując pewnym chwytem. Przycisnęła uwodzicielkę mocniej do siebie i do własnych ust, z wyczuwalną nutką pasji, jednak nie rozwierając przy tym warg. Kobieta była przepiękna, była wyrafinowaną kusicielką, ale to było wszystko, co mogła zaoferować zarówno jej, jak i sobie, jeśli chciały poznać dalszy ciąg tej historii. Powoli zagłębiając kciuk w bajecznie bladą skórę pod żuchwą, zmusiła kobietę do przerwania pocałunku i uniesienia głowy.
— Pokaż mi coś, czego jeszcze nie znam. — Najwyraźniej testowała ją z jakiegoś powodu. Może własnej rozrywki, może nudy, może chęci jednak nie wydawało się to Alaeshy najbardziej prawdopodobnymi opcjami. Itou znała już pustkę, znała ból, seks również znała, a teraz czarnowłosa mogła pokazać jej coś więcej. Taką przynajmniej miała nadzieję.
@Amaya Chō
— Mogłabyś mnie dręczyć czymkolwiek. Scenami niczym z horrorów, a nie raczyć mnie horrorami z mojego życia. Dlatego myślę, że chcesz mi coś przekazać. — Jeśli to co się działo było snem, to i tak była wdzięczna za marę, którą jej zesłała. Miała już dość wiecznie powtarzającego się koszmaru, który co noc zmuszał ją do przyglądania się temu, jak oddziela swoją skórę od kości. Nie spodziewała się jednak nagłego popchnięcia w tył i jeszcze bardziej nieoczekiwanej bliskości. Minął już ponad rok, od kiedy jej łóżko świeciło pustkami, a ona po przemianie w senkenshę nie miała czasu na to, żeby dopuścić do siebie kogokolwiek bliżej niż na próg własnego domu. Tak sobie to tłumaczyła — wydarzyło się tak wiele, tyle zmian, to tylko brak okazji, co nie było prawdą. Okazji miała przynajmniej kilka, z których świadomie nie skorzystała. Gdzieś z tyłu potylicy kłębiła się myśl, że już całkiem postradała zmysły, że została całkowitym dziwadłem. Czy kogoś takiego można pokochać? Wprawdzie seks nie wymagał miłości, niemniej od dłuższego czasu trudniej było się jej przełamać nawet do niezobowiązującej formy czułości. Wszystko mogło się wydać, rozlać niczym atrament w wodzie, szybko obejmując dyfuzją ciemnego koloru całość jestestwa. Czy nie miała wystarczająco dużo wątpliwości w kontaktach z ludźmi, aby jeszcze wydać się ze swoją synestezją lub co gorsza, widzeniem zmarłych? Sama poniekąd była na chwilę trupem. Choć ciało Alaeshy nie zdążyło w tym czasie ani odrobinę ostygnąć, to z pewnością zdławiło to część z jej żaru. Pierwszy pocałunek był dla Itou zdziwieniem i patrzeniem z otwartymi oczami na pochylającą się nad nią kobietą. Zanim nawet pomyślała o oddaniu go, poczuła tylko pozostawione mrowienie na wardze, gdy kobiece usta przeniosły się w zupełnie inne rejony.
— Nie wiesz, dlaczego? — Nie zdążyła powiedzieć więcej, wydając tylko krótkie westchnienie. Itou musiała przyznać, że to co robiła, było zaskakująco przyjemne i wzbudzające iskierki odczuć, które jakiś czas temu w sobie zakopała. Natomiast te okoliczności... Czego oczekiwała po niej nieznajoma, gdy wpierw grzebała boleśnie w jej głowie, a zaraz potem próbowała grzebać pod jej bluzką? Nietypowa gra wstępna, nawet jak na samą Alaeshę.
Artystka wiedziała, że jej problem ze związkami leżał dużo głębiej aniżeli tylko w kilku chłopakach, z którymi nie wyszło. Zaczęło się od ojca, który ją porzucił, gdy była jeszcze dzieckiem. Ojca który nie dał jej w życiu niczego poza bólem i comiesięcznymi przelewami, dopóki kontynuowała naukę. Którego nie widziała aż do czasu, gdy dostała informację ze szpitala. Który bezczelnie przed śmiercią chciał wybaczenia, gdy ona nie mogła zaoferować mu niczego więcej poza zorganizowaniem pochówku. Przez niego niemal od zawsze była emocjonalnie popsuta jednak gwóźdź do trumny Alaeshy dobiła matka, która w ciągu życia raczyła ją chłodem, by potem umrzeć i opuścić, zostawić na pastwę dzikiego świata, w którym musiała sobie poradzić — nawet bez tego chłodu, którego wcześniej tak nienawidziła. Nie liczyły się tutaj fakty: śmiertelna choroba matki czy mgliste tłumaczenia ojca o strachu przed odpowiedzialnością. Uczucie odrzucenia i narastają nieufność osiadły głęboko w sercu kobiety, skąd miała problem je wykurzyć.
Tak niezwykle dawno nie miała kochanka, a co dopiero kochanki... Kobiety w porównaniu do mężczyzn były miękkie, subtelne i kuszące. Tak, kusząca było doskonałym określeniem nieznajomej, która właśnie testowała jej cierpliwość. Chętnie oddałaby się jej dłoniom, które coraz zuchwalej poczynały sobie na jej ciele. Nie odpowiedziała na drugie pytanie, wciąż się wahając i przez chwilę pozwalając jej na to, co robiła, mięknąć odrobinę pod kobiecym dotykiem. Itou oparła się na to mocniej o nieistniejąca ścianę, co tym samym wywołało w niej dziwne uczucie. Sięgnęła ręką w tył, napotykając twardą i solidną pustkę. Zostawiła na niej nawet krwawy ślad, zawieszony dosłownie w niczym, w powietrzu. To nie było typowe, nic tutaj nie było typowe. Wciąż nie dotarło do niej, że znajduje się w śnie, ale powolutku zaczynała rozumieć więcej. Czuła że przelotny romans to o wiele za mało, co mogła zaoferować jej kobieta. Przypomniało się jej, że wciąż stały w pomieszczeniu z jej dawną wersją siebie, z młodą Alką. Czy mogła teraz je dostrzec? Pieszcząca ją kobieta zasłaniała dostęp do dziewczynki. Co ona w jej wieku mogłaby pomyśleć o niej, widząc ją w objęciach niewiasty, oddając się przyjemności, mając jednak brzydki i zgorzkniały środek? Była przekonana, że mogłaby samą siebie przejrzeć na wylot i nie mogłaby tego ukryć. Skoro nie potrafiła tak dobrze zawalczyć o dzisiejszą siebie, to może powinna wykazać się chociaż dla tej młodszej. Przymknęła oczy, gdy ponownie poczuła dotyk aksamitnych warg na własnych, spragnionych przecież czułości ustach. Dłoń przebiegająca po brzuchu i zahaczająca o materiał stanika nęciła. Nie chciała jednak zawieść żadnej z wersji siebie ani kobiety, nie znając celu tego spotkania. Wciąż krwawiącą dłonią chwyciła przez materiał ubrania rękę kobiety, nie pozwalając pójść dalej. Zostawiła przy tym kolejny czerwony ślad, tym razem na materiale własnej bluzki. Pozostawała jednak wciąż kwestia kolejnego, już nieco bardziej niespodziewanego pocałunku. Położyła drugą rękę na smukłej szyi, przytrzymując pewnym chwytem. Przycisnęła uwodzicielkę mocniej do siebie i do własnych ust, z wyczuwalną nutką pasji, jednak nie rozwierając przy tym warg. Kobieta była przepiękna, była wyrafinowaną kusicielką, ale to było wszystko, co mogła zaoferować zarówno jej, jak i sobie, jeśli chciały poznać dalszy ciąg tej historii. Powoli zagłębiając kciuk w bajecznie bladą skórę pod żuchwą, zmusiła kobietę do przerwania pocałunku i uniesienia głowy.
— Pokaż mi coś, czego jeszcze nie znam. — Najwyraźniej testowała ją z jakiegoś powodu. Może własnej rozrywki, może nudy, może chęci jednak nie wydawało się to Alaeshy najbardziej prawdopodobnymi opcjami. Itou znała już pustkę, znała ból, seks również znała, a teraz czarnowłosa mogła pokazać jej coś więcej. Taką przynajmniej miała nadzieję.
@Amaya Chō
Czułość wobec dzieci była jej naturalnym odruchem, czymś, o co nie posądzała swojej osoby, przynajmniej nie do momentu, gdy sama została matką. Była w pełni świadoma słabości, kruchości owych istotek, które nie powinny być wystawiane na traumatyczne przeżycia. Dlatego pragnęła przegonić strach oraz smutek, który otaczał dziecko, które miało na tyle odwagi, by pokazać, co kryje się w jej serduszku; na tyle odważna, by kroczyć za swoimi pragnieniami oraz miłostkami. I nikt nie miał prawa się z tego naśmiewać. Był to jednak niestety sen, wywołany ze wspomnień stojącej w oddali o wiele starszej, bardziej dorosłej wersji dziewczynki. Nawet jeśli mogła zmienić ten sen na własną modłę, to nie wpłynie on ani trochę na to co faktycznie przeżyła właścicielka wspomnień. – tylko czy można dręczyć kogoś wspomnieniami? Czy coś, co się już raz przeżyło, faktycznie ma na nas jakiś wpływ? Nie martw się, nie chce cię tym dręczyć, jednak musisz spojrzeć na to wszystko jeszcze raz albo skończysz w miejscu, z którego nie będzie już odwrotu. – wspomnienia, te prawdziwe i te wykreowane przez intruza, nie oznaczały wcale tego, że dziewczyna poszukiwała usilnie miłości. Nie da się jej odnaleźć, nie da się jej zdobyć na siłę, ale pewnymi poczynaniami można sobie ułatwić jej znalezienie. Tylko co jeśli pomimo tego, nadal nie będzie możliwe przełamanie swojej psychicznej bariery. Czuła jej zawahania, czuła każde możliwe napięcie, gdy pojawiało się kolejne wspomnienie. Coś ukrywała, czegoś się obawiała, ale było to skryte jeszcze głębiej. Czy Amaya chciała jednak wchodzić w jej wspomnienia, aż tak głęboko? Nie znała umiaru swoich możliwości, nie wiedziała również, czy taka ingerencja nie poniesie ze sobą konsekwencji dla nich obu. Pragnęła jej jednak pokazać możliwe zakończenie, jeśli nic się nie zmieni. Jeśli nadal ten ukryty strach, będzie rzucał cień na każdą nową możliwą relację miłosną.
Czym więc zatem był ich pocałunek oraz próba dobrania się do niej. Czy Amaya czerpała z tego wszystkiego jakiś dziwny rodzaj spaczonego podniecenia, który objawiał się właśnie takimi poczynaniami. A może to wszystkie doznania oraz emocje wiszące w powietrzu, sprawiały, iż sama zaczynała czuć pragnienie bycia kochanym; pragnienie zbliżenia nawet jeśli jej wizyta w śnie Itou miała całkowicie inne cele. Niestety jeśli początkowo jej miłosne amory były w jakimś stopniu odwzajemniane, tak gdy zapragnęła poczuć jej ciało, została całkowicie poskromiona i przyblokowana w swoich zamiarach. Nie ukrywała w mimice swojej twarzy, że nie całkiem podobała się jej decyzja dziewczyny, ale musiała uszanować jej wybór. Była wszak nie tylko intruzem, ale gościem, którego łatwo może wyrzucić, gdy tylko zechce. Obudzenie się z koszmaru wbrew pozorom, nie było niczym awykonalnym. – jesteś pewna? Jeśli tylko zapragniesz, możemy być tu całkiem sami, a wtedy mogę pokazać ci, czym jest prawdziwa miłość – a raczej jej iluzja, bo pieszczoty cielesne nie zawsze są oznaką okazywanych uczuć. Sama Amaya nie czuła nic, poza chęcią sprawienia by ta poczuła się dobrze i zapomniała o wszystkim, co złe, chociaż jej działania mogą być pozornie sprzeczne, skoro pokazuje jej to wszystko, co było złe. Jeśli jednak raz się z tym upora, potem może już pozostawić to za sobą i iść dalej.
- jesteś pewna kochanie? Nie będzie to przyjemne, nie będzie to nic miłego. Nie będzie też czymś, co prawdopodobnie zapomnisz. Nie lepiej pozostać tu, gdzie możesz być kochana; mogę ci dać to wszystko, co zapragniesz. Jeśli jednak nadal pragniesz zobaczyć kolejną kliszę ze swojego możliwego życia, to nie mogę cię zatrzymać. – te słowa, to ostatnie czym może ją przekonać, by nie brnąć w to dalej. Bo to, co zobaczy, być może będzie jedną z najbardziej prawdopodobną wersją jej dalszego życia. Bolesna, smutna i samotna, aczkolwiek nadal możliwa do zmiany. Przecież Amaya może jedynie zakładać, analizować, a nie przewidywać. Oderwała się ponownie od niej i skierowała swoje kroki w stronę drzwi, które delikatnie otwarła, pokazując gest, który zapraszał ją do ich przekroczenia.
Jeśli Alaesha zechce je przekroczyć, to przejściu przez drzwi, pojawi się w lokalu. Dziwna kawiarnia znajdująca się na dachu jakiegoś budynku. Niby normalny lokal, nie ma w nim nic dziwnego, chociaż ów miejsce nie jest powiązane z ani jednym znanym jej wspomnieniem. Zdaje się być jednak popularne, bo prawie wszystkie dostępne miejsca, były zajęte. Wiecznie żywe miejsce, pełne zakochanych par, które szeptały między sobą czułe słówka. Czułaś się dziwnie, wręcz nieswojo i ponownie samotnie. Prawie tak samo jak kobieta w podeszłym wieku, która siedziała gdzieś na końcu dachu kawiarenki. Dziwna staruszka, przyciągała spojrzenie, do takiego stopnia, że gdy została zasłonięta przez przechodzącą parę, Alaesha poczuła dziwną natarczywą chęć ponownego spojrzenia na nią. Tym razem nie była już sama, popijała swoją herbatę, mając za towarzyszkę dobrze ci znaną marę, która zdawała się dobrze znać staruszkę. Dopiero gdy ta spojrzała w twoją stronę, mogłaś dostrzec, że ta kobieta była ci znana; była ci znana, ponieważ to byłaś ty, o wiele starsza ty.
@Itou Alaesha
Czym więc zatem był ich pocałunek oraz próba dobrania się do niej. Czy Amaya czerpała z tego wszystkiego jakiś dziwny rodzaj spaczonego podniecenia, który objawiał się właśnie takimi poczynaniami. A może to wszystkie doznania oraz emocje wiszące w powietrzu, sprawiały, iż sama zaczynała czuć pragnienie bycia kochanym; pragnienie zbliżenia nawet jeśli jej wizyta w śnie Itou miała całkowicie inne cele. Niestety jeśli początkowo jej miłosne amory były w jakimś stopniu odwzajemniane, tak gdy zapragnęła poczuć jej ciało, została całkowicie poskromiona i przyblokowana w swoich zamiarach. Nie ukrywała w mimice swojej twarzy, że nie całkiem podobała się jej decyzja dziewczyny, ale musiała uszanować jej wybór. Była wszak nie tylko intruzem, ale gościem, którego łatwo może wyrzucić, gdy tylko zechce. Obudzenie się z koszmaru wbrew pozorom, nie było niczym awykonalnym. – jesteś pewna? Jeśli tylko zapragniesz, możemy być tu całkiem sami, a wtedy mogę pokazać ci, czym jest prawdziwa miłość – a raczej jej iluzja, bo pieszczoty cielesne nie zawsze są oznaką okazywanych uczuć. Sama Amaya nie czuła nic, poza chęcią sprawienia by ta poczuła się dobrze i zapomniała o wszystkim, co złe, chociaż jej działania mogą być pozornie sprzeczne, skoro pokazuje jej to wszystko, co było złe. Jeśli jednak raz się z tym upora, potem może już pozostawić to za sobą i iść dalej.
- jesteś pewna kochanie? Nie będzie to przyjemne, nie będzie to nic miłego. Nie będzie też czymś, co prawdopodobnie zapomnisz. Nie lepiej pozostać tu, gdzie możesz być kochana; mogę ci dać to wszystko, co zapragniesz. Jeśli jednak nadal pragniesz zobaczyć kolejną kliszę ze swojego możliwego życia, to nie mogę cię zatrzymać. – te słowa, to ostatnie czym może ją przekonać, by nie brnąć w to dalej. Bo to, co zobaczy, być może będzie jedną z najbardziej prawdopodobną wersją jej dalszego życia. Bolesna, smutna i samotna, aczkolwiek nadal możliwa do zmiany. Przecież Amaya może jedynie zakładać, analizować, a nie przewidywać. Oderwała się ponownie od niej i skierowała swoje kroki w stronę drzwi, które delikatnie otwarła, pokazując gest, który zapraszał ją do ich przekroczenia.
Jeśli Alaesha zechce je przekroczyć, to przejściu przez drzwi, pojawi się w lokalu. Dziwna kawiarnia znajdująca się na dachu jakiegoś budynku. Niby normalny lokal, nie ma w nim nic dziwnego, chociaż ów miejsce nie jest powiązane z ani jednym znanym jej wspomnieniem. Zdaje się być jednak popularne, bo prawie wszystkie dostępne miejsca, były zajęte. Wiecznie żywe miejsce, pełne zakochanych par, które szeptały między sobą czułe słówka. Czułaś się dziwnie, wręcz nieswojo i ponownie samotnie. Prawie tak samo jak kobieta w podeszłym wieku, która siedziała gdzieś na końcu dachu kawiarenki. Dziwna staruszka, przyciągała spojrzenie, do takiego stopnia, że gdy została zasłonięta przez przechodzącą parę, Alaesha poczuła dziwną natarczywą chęć ponownego spojrzenia na nią. Tym razem nie była już sama, popijała swoją herbatę, mając za towarzyszkę dobrze ci znaną marę, która zdawała się dobrze znać staruszkę. Dopiero gdy ta spojrzała w twoją stronę, mogłaś dostrzec, że ta kobieta była ci znana; była ci znana, ponieważ to byłaś ty, o wiele starsza ty.
@Itou Alaesha
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
— Sądzisz, że nie ma wpływu? Mnie dalej ściga przeszłość — Ciebie nie? — Przekręciła głowę do boku, patrząc z bardzo bliska w błyszczące to miodowo, to czerwonawo oczy przykryte kurtyną czarnych jak smoła rzęs. Nie wyglądała jej na osobę, która również miałaby wszystko za sobą. Niemniej zdawała się bardziej doświadczona, spokojna, obleczona jakąś tajemną wiedzą, do której Alaesha wciąż nie miała dostępu.
Itou nie chciała specjalnie ingerować w to, co pokazywała jej kobieta. Przyszła z jakimś pomysłem, ideą, którą miała ochotę jej przekazać, tym samym Alaesha chciała należycie docenić spektakl. Mogła wybierać pomiędzy pewnymi ścieżkami, jednak za całokształt odpowiadała stojąca przed nią reżyserka i prowodyrka całego zamieszania. Tymczasem Alaesha lubiła trochę zamieszania. Miała przyjemność z testowania siebie i swoich możliwości. Badania swojego wnętrza niczym preparatu pod okiem mikroskopu, poszukując oznak życia lub toczącej komórki choroby. W zasadzie nawet nie miała nic przeciwko dręczeniu, jeżeli miałoby to przynieść pozytywne konkluzje. Wystarczająco już w życiu dawała się dręczyć innym, jak i dręczyła samą siebie. Konstruktywne męki mogłyby być nawet poniekąd interesujące. Również brak odwrotów nie zawsze był dla Alaeshy czymś złym. Gdyby nie udar, zatrzymanie akcji serca i zostanie senkenshą, być może nigdy nie postawiłaby na siebie i nie zaczęła prawdziwie dbać o własne potrzeby. Nie było lekko odnaleźć się w nowej rzeczywistości, ale jak widać — gdyby nie to, nie miałaby okazji spotkać nietypowej sennej mary, która zechciała nawiedzić, wręcz zaszczycić swoją obecnością, akurat ją. Wciąż stały blisko siebie i stykając się ciałami, cały czas czuła bijące ciepło. Itou spojrzała jednak na wciąż bezimienną jej Chō smutno i z jakąś nostalgią. Nie mogły sobie teraz dać tego, czego być może obie tak bardzo potrzebowały.
— Przecież wiesz, że nie możesz mi tego pokazać... — Bo wcale nie jesteśmy w sobie zakochane. Ledwie się poznałyśmy, a fascynacja drugą osobą czy atrakcyjność ciała nie świadczyły jeszcze o możliwości zawiązania więzi, zbudowaniu zaufania. Nie dawały gwarancji przyjemnych wieczorów, gdy gładząc drugą połówkę po włosach świat przestaje istnieć, a serce wypełnia czyste szczęście i brak jakichkolwiek więcej potrzeb niż obecność danej osoby. Przejechała delikatnie kciukiem po miękkim policzku i uwolniła szyję z objęcia, pozostawiając na niej lekko zaczerwieniony ślad.
— Oczywiście, że chcę. Lubię wyzwania. — Alaesha przesunęła drugą dłoń z pleców na wąską talię i zsunęła ją po zaokrąglonym biodrze. Podjęła już decyzję, że nie zostanie z kobietą tutaj i nie utonie w chwilowej rozkoszy, niemniej opuszki z ciężkością oderwały się od materiału czarnej sukni.
— Jak mam się do Ciebie zwracać? — Nim przeszła przez drzwi zaraz za kobietą, zadała jeszcze krótkie pytanie. Nie chciała, aby była ona dla niej tylko bezosobowym marzeniem sennym. Chciała już teraz poznać, choć rąbek zagadki, jaką ze sobą niosła.
Znalazły się w kawiarni na dachu budynku, gdzie wzrok Alaeshy szybko wychwycił jedną postać. Tak słodko-gorzko znajomą. Zobaczyła siebie jako starszą kobietę. Cóż, dalej miała gust do pięknych miejsc. Była również cudnie ubrana. Jeśli miała tak wyglądać na starość, to mogła tylko sobie przyklasnąć. To że była trochę dziwna nie zdziwiło jej. Przecież teraz też nie należała do kanonu typowych osób. Po prostu teraz więcej jej uchodziło ze względu na wyjątkowo ładną i niewinną buzię, no i oczywiście zrzucanie wielu ze swoich ekscentrycznych zachowań na artystyczny chaos w głowie. Artystom było wolno więcej, prawda?
Zaśmiała się pod nosem. Hah, czy kobiecie zawsze należy wmówić, że samotna będzie nieszczęśliwa? Nie ma możliwości bycia spełnionym człowiekiem bez posiadania drugiej połówki? Trzeba od razu zostać zdziwaczałą staruszką? Przecież poniekąd już pogodziła się z tym, że nie musi mieć nikogo na stałe. Lepiej jej być samej, aniżeli z kim nieodpowiednim. Z kimś, kto miałby sprawiać ból lub nawet tylko dokładać więcej zmartwień. Zawsze mogła tworzyć obrazy aż do końca swoich dni, spełniać się artystycznie, może też w pewnym wieku rozwinąć się dla samej siebie w równie ukochanym kierunku, jakim była nauka. Czyżby kobieta chciała pokazać jej prześmiewczą wersję Opowieści Wigilijnej, w której japońska artystka odgrywa rolę Ebenezera Scrooge'a?
Nie dało się być szczęśliwym bez drugiej połowy? A może najzwyczajniej w świecie źle szukała, niepotrzebnie lokując swoje uczucia w mężczyznach, gdy drugą częścią świata rządziły kobiety? Gdy obok siedziała ta piękność, która dalej kusiła swoją siłą i tajemniczością. Podeszła do stolika, nie wiedząc czy jej starsza wersja może ją zobaczyć lub usłyszeć. Stanęła za Amayą, kładąc dłonie na ramionach i nachylając się nieco.
— Dlaczego sądzisz, że nie mogę być szczęśliwa samotnie? Czy moja miłość własna nie jest wystarczająca? Czy koniecznie musi dopełniać mnie ktoś, ktokolwiek? To zakrawa na desperację, a ja desperatką nie jestem. — Ostatnie słowa wyszeptała tuż do jej ucha, pozostawiając ciepły oddech na szyi.
@Amaya Chō
Itou nie chciała specjalnie ingerować w to, co pokazywała jej kobieta. Przyszła z jakimś pomysłem, ideą, którą miała ochotę jej przekazać, tym samym Alaesha chciała należycie docenić spektakl. Mogła wybierać pomiędzy pewnymi ścieżkami, jednak za całokształt odpowiadała stojąca przed nią reżyserka i prowodyrka całego zamieszania. Tymczasem Alaesha lubiła trochę zamieszania. Miała przyjemność z testowania siebie i swoich możliwości. Badania swojego wnętrza niczym preparatu pod okiem mikroskopu, poszukując oznak życia lub toczącej komórki choroby. W zasadzie nawet nie miała nic przeciwko dręczeniu, jeżeli miałoby to przynieść pozytywne konkluzje. Wystarczająco już w życiu dawała się dręczyć innym, jak i dręczyła samą siebie. Konstruktywne męki mogłyby być nawet poniekąd interesujące. Również brak odwrotów nie zawsze był dla Alaeshy czymś złym. Gdyby nie udar, zatrzymanie akcji serca i zostanie senkenshą, być może nigdy nie postawiłaby na siebie i nie zaczęła prawdziwie dbać o własne potrzeby. Nie było lekko odnaleźć się w nowej rzeczywistości, ale jak widać — gdyby nie to, nie miałaby okazji spotkać nietypowej sennej mary, która zechciała nawiedzić, wręcz zaszczycić swoją obecnością, akurat ją. Wciąż stały blisko siebie i stykając się ciałami, cały czas czuła bijące ciepło. Itou spojrzała jednak na wciąż bezimienną jej Chō smutno i z jakąś nostalgią. Nie mogły sobie teraz dać tego, czego być może obie tak bardzo potrzebowały.
— Przecież wiesz, że nie możesz mi tego pokazać... — Bo wcale nie jesteśmy w sobie zakochane. Ledwie się poznałyśmy, a fascynacja drugą osobą czy atrakcyjność ciała nie świadczyły jeszcze o możliwości zawiązania więzi, zbudowaniu zaufania. Nie dawały gwarancji przyjemnych wieczorów, gdy gładząc drugą połówkę po włosach świat przestaje istnieć, a serce wypełnia czyste szczęście i brak jakichkolwiek więcej potrzeb niż obecność danej osoby. Przejechała delikatnie kciukiem po miękkim policzku i uwolniła szyję z objęcia, pozostawiając na niej lekko zaczerwieniony ślad.
— Oczywiście, że chcę. Lubię wyzwania. — Alaesha przesunęła drugą dłoń z pleców na wąską talię i zsunęła ją po zaokrąglonym biodrze. Podjęła już decyzję, że nie zostanie z kobietą tutaj i nie utonie w chwilowej rozkoszy, niemniej opuszki z ciężkością oderwały się od materiału czarnej sukni.
— Jak mam się do Ciebie zwracać? — Nim przeszła przez drzwi zaraz za kobietą, zadała jeszcze krótkie pytanie. Nie chciała, aby była ona dla niej tylko bezosobowym marzeniem sennym. Chciała już teraz poznać, choć rąbek zagadki, jaką ze sobą niosła.
Znalazły się w kawiarni na dachu budynku, gdzie wzrok Alaeshy szybko wychwycił jedną postać. Tak słodko-gorzko znajomą. Zobaczyła siebie jako starszą kobietę. Cóż, dalej miała gust do pięknych miejsc. Była również cudnie ubrana. Jeśli miała tak wyglądać na starość, to mogła tylko sobie przyklasnąć. To że była trochę dziwna nie zdziwiło jej. Przecież teraz też nie należała do kanonu typowych osób. Po prostu teraz więcej jej uchodziło ze względu na wyjątkowo ładną i niewinną buzię, no i oczywiście zrzucanie wielu ze swoich ekscentrycznych zachowań na artystyczny chaos w głowie. Artystom było wolno więcej, prawda?
Zaśmiała się pod nosem. Hah, czy kobiecie zawsze należy wmówić, że samotna będzie nieszczęśliwa? Nie ma możliwości bycia spełnionym człowiekiem bez posiadania drugiej połówki? Trzeba od razu zostać zdziwaczałą staruszką? Przecież poniekąd już pogodziła się z tym, że nie musi mieć nikogo na stałe. Lepiej jej być samej, aniżeli z kim nieodpowiednim. Z kimś, kto miałby sprawiać ból lub nawet tylko dokładać więcej zmartwień. Zawsze mogła tworzyć obrazy aż do końca swoich dni, spełniać się artystycznie, może też w pewnym wieku rozwinąć się dla samej siebie w równie ukochanym kierunku, jakim była nauka. Czyżby kobieta chciała pokazać jej prześmiewczą wersję Opowieści Wigilijnej, w której japońska artystka odgrywa rolę Ebenezera Scrooge'a?
Nie dało się być szczęśliwym bez drugiej połowy? A może najzwyczajniej w świecie źle szukała, niepotrzebnie lokując swoje uczucia w mężczyznach, gdy drugą częścią świata rządziły kobiety? Gdy obok siedziała ta piękność, która dalej kusiła swoją siłą i tajemniczością. Podeszła do stolika, nie wiedząc czy jej starsza wersja może ją zobaczyć lub usłyszeć. Stanęła za Amayą, kładąc dłonie na ramionach i nachylając się nieco.
— Dlaczego sądzisz, że nie mogę być szczęśliwa samotnie? Czy moja miłość własna nie jest wystarczająca? Czy koniecznie musi dopełniać mnie ktoś, ktokolwiek? To zakrawa na desperację, a ja desperatką nie jestem. — Ostatnie słowa wyszeptała tuż do jej ucha, pozostawiając ciepły oddech na szyi.
@Amaya Chō
Przeszłość zawsze ma na nas wpływ, nieważne jak będzie się temu zaprzeczać, jak usilnie będzie próbowało się pokazać, że jest inaczej. Nawet jeśli paradoksalnie może się wydawać, że pozostawiło się dawną przeszłość, złą przeszłość poza sobą, to takowa powoli będzie się zbliżać, podgryzać ułudę bezpieczeństwa, iluzorycznie dając poczucie czegoś nowego, by wbić sztylet rzeczywistości w najmniej spodziewanym momencie. To goniło za Alaeshą, jak i za samą Cho, która tylko ułudnie wmawiała sobie, że przeszłość nie ma dla niej już znaczenia, bo ta po śmierci nie może ponownie objąć jej swoimi łapskami. Dlatego nie odpowiedziała jej na to ani na inne pytanie nim zjawiły się w kolejnym przygotowanym przez nią akcie.
Raczyła się przepyszną herbatką, pozwalając by słowa między nią a uroczą staruszką, płynęły niczym z ust artysty, gdy nagle poczuła nad sobą obecność głównej aktorki owego przedstawienia, która przysłoniła dojście promyków słońca. – ach, czemu zakładasz, że samotność, którą chce ci pokazać, dotyczy wyłącznie miłości? – odłożyła filiżankę na spodek, po czym wyciągnęła dłoń, wskazując puste krzesełko, które nagle się pojawiło. Sięgnęła po zdobiony imbryczek, by nalać jej odrobinę herbaty, która tak wspaniale smakowała starszej kobiecie. – usiądź, napij się z nami - również starsza kobieta, wskazała na miejsce. W tym wypadku ta zdaje się nie rozpoznawać własnej siebie, w Itou. Tak jakby spotkała właśnie, kogoś całkiem dla siebie obcego; kogoś, kto zechce wysłuchać, porozmawiać i okazać trochę zainteresowania. Tak jak to zrobiła Cho, zaczynając z nią miłą konwersację. – bo widzisz moja śliczna; człowiek nieważne jakby zaprzeczał, jest istotą potrzebującą dopełnienia. Bratniej duszy, która wprowadzi w naszej egzystencji element szczęścia. – sięgnęła raz jeszcze swoją dłonią w stronie filiżanki, błądząc po jej owalnym kształcie, swoim palcem. – pragnienie miłości, nie jest aktem desperacji. Desperacją jest szukanie jej w każdym napotkanym mężczyźnie. W momencie, gdy podświadomie doszukujesz się w takowym cech, które pragniesz ujrzeć w ukochanym. – stuknęła palcem w porcelanę, a ta zaczęła się kruszyć, co nie umknęło uwadze starszej kobiety. Próbowała ją powstrzymać, lecz ostatecznie rzuciła coś w stylu „och kochaniutka, zepsułaś tak piękną filiżankę”. Amaya jednak uśmiechnęła się do niej, pokazując ręką, że nic się nie dzieje.
- bez miłości, bez drugiej połówki, człowiek jest samotny. Samotny pozostaje, samotny odchodzi. Śmierć w samotności jest straszna. – ponownie powróciła do młodszej dziewczyny, poprawiając swoje włosy, powoli podnosząc się z własnego krzesełka, zaczęła powoli kroczyć w stronę starszej kobiety. Mijając dziewczynę, przejechała po jej karku swoim palcem, robiąc to delikatnie, przykładając swoje usta do jej ucha, oddając jej tym samym, to co zrobiła chwilę wcześniej. Wywołało to reakcję kobieciny, która zaśmiała się i machnęła rękę, na ich wspólne zaloty. – upór, zbytnia niezależność może doprowadzić do jednego. - dopowiedziała, gdy przystanęła za kobietą, kładąc dłonie na jej ramionach. – wybacz mi – szepnęła, a kobiecina położyła dłoń na jednej, która spoczywała na jej barkach, odpowiadając jedynie, że dawno była na to gotowa. Raz jeszcze uśmiechnęła się do starszej przyjaciółki.
Tymczasem zapełnione miejsce, nagle zrobiło się jakby puste, ciche i pozbawione życia. Pomimo że nadal było tu pełno ludzi, ci jakby utracili możliwość wydawania jakichkolwiek dźwięków. Zdawało się również, że ci przestali dostrzegać obecność dziwnej trupy osób, która zaczęła prowadzić dziwną rozmowę. Tak jakby otaczała ich jakaś niewidzialna kurta, której nikt nie może przebyć, czy nawet przejrzeć.
Czy młoda Alaesha zdążyła sobie zdać z tego sprawę, czy też nie. Było już na to stanowczo zbyt późno. Niebo stało się pochmurne, a otoczenie zrobiło się szarawe. Starsza kobieta krzyknęła, gdy Amaya wbiła w nią swoją dłoń, aczkolwiek wbiła to zbyt ogromne słowo. Po prostu włożyła w nią swoją dłoń, łapiąc za jej serce. Ostatnie westchniecie kobiety, a następnie spuszczenie swojej głowy w dół. – słyszałam kiedyś takie słowa.. „Stałem się śmiercią, niszczycielem światów”. A więc może jestem śmiercią, a może i nie? – wyjęła powoli swoją dłoń z ciała staruszki, zakrywając dłonią jej oczy - pokaże ci, czym jest samotność, czym jest udawanie bycia niezależną, samowystarczalną. – wskazała po tych słowa raz jeszcze, kolejne drzwi, które nadal jednak pozostawały dla nich zamknięte.
@Itou Alaesha
Raczyła się przepyszną herbatką, pozwalając by słowa między nią a uroczą staruszką, płynęły niczym z ust artysty, gdy nagle poczuła nad sobą obecność głównej aktorki owego przedstawienia, która przysłoniła dojście promyków słońca. – ach, czemu zakładasz, że samotność, którą chce ci pokazać, dotyczy wyłącznie miłości? – odłożyła filiżankę na spodek, po czym wyciągnęła dłoń, wskazując puste krzesełko, które nagle się pojawiło. Sięgnęła po zdobiony imbryczek, by nalać jej odrobinę herbaty, która tak wspaniale smakowała starszej kobiecie. – usiądź, napij się z nami - również starsza kobieta, wskazała na miejsce. W tym wypadku ta zdaje się nie rozpoznawać własnej siebie, w Itou. Tak jakby spotkała właśnie, kogoś całkiem dla siebie obcego; kogoś, kto zechce wysłuchać, porozmawiać i okazać trochę zainteresowania. Tak jak to zrobiła Cho, zaczynając z nią miłą konwersację. – bo widzisz moja śliczna; człowiek nieważne jakby zaprzeczał, jest istotą potrzebującą dopełnienia. Bratniej duszy, która wprowadzi w naszej egzystencji element szczęścia. – sięgnęła raz jeszcze swoją dłonią w stronie filiżanki, błądząc po jej owalnym kształcie, swoim palcem. – pragnienie miłości, nie jest aktem desperacji. Desperacją jest szukanie jej w każdym napotkanym mężczyźnie. W momencie, gdy podświadomie doszukujesz się w takowym cech, które pragniesz ujrzeć w ukochanym. – stuknęła palcem w porcelanę, a ta zaczęła się kruszyć, co nie umknęło uwadze starszej kobiety. Próbowała ją powstrzymać, lecz ostatecznie rzuciła coś w stylu „och kochaniutka, zepsułaś tak piękną filiżankę”. Amaya jednak uśmiechnęła się do niej, pokazując ręką, że nic się nie dzieje.
- bez miłości, bez drugiej połówki, człowiek jest samotny. Samotny pozostaje, samotny odchodzi. Śmierć w samotności jest straszna. – ponownie powróciła do młodszej dziewczyny, poprawiając swoje włosy, powoli podnosząc się z własnego krzesełka, zaczęła powoli kroczyć w stronę starszej kobiety. Mijając dziewczynę, przejechała po jej karku swoim palcem, robiąc to delikatnie, przykładając swoje usta do jej ucha, oddając jej tym samym, to co zrobiła chwilę wcześniej. Wywołało to reakcję kobieciny, która zaśmiała się i machnęła rękę, na ich wspólne zaloty. – upór, zbytnia niezależność może doprowadzić do jednego. - dopowiedziała, gdy przystanęła za kobietą, kładąc dłonie na jej ramionach. – wybacz mi – szepnęła, a kobiecina położyła dłoń na jednej, która spoczywała na jej barkach, odpowiadając jedynie, że dawno była na to gotowa. Raz jeszcze uśmiechnęła się do starszej przyjaciółki.
Tymczasem zapełnione miejsce, nagle zrobiło się jakby puste, ciche i pozbawione życia. Pomimo że nadal było tu pełno ludzi, ci jakby utracili możliwość wydawania jakichkolwiek dźwięków. Zdawało się również, że ci przestali dostrzegać obecność dziwnej trupy osób, która zaczęła prowadzić dziwną rozmowę. Tak jakby otaczała ich jakaś niewidzialna kurta, której nikt nie może przebyć, czy nawet przejrzeć.
Czy młoda Alaesha zdążyła sobie zdać z tego sprawę, czy też nie. Było już na to stanowczo zbyt późno. Niebo stało się pochmurne, a otoczenie zrobiło się szarawe. Starsza kobieta krzyknęła, gdy Amaya wbiła w nią swoją dłoń, aczkolwiek wbiła to zbyt ogromne słowo. Po prostu włożyła w nią swoją dłoń, łapiąc za jej serce. Ostatnie westchniecie kobiety, a następnie spuszczenie swojej głowy w dół. – słyszałam kiedyś takie słowa.. „Stałem się śmiercią, niszczycielem światów”. A więc może jestem śmiercią, a może i nie? – wyjęła powoli swoją dłoń z ciała staruszki, zakrywając dłonią jej oczy - pokaże ci, czym jest samotność, czym jest udawanie bycia niezależną, samowystarczalną. – wskazała po tych słowa raz jeszcze, kolejne drzwi, które nadal jednak pozostawały dla nich zamknięte.
@Itou Alaesha
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
Odpowiadała jej, jednak kobieta stała się dużo bardziej milcząca. Dlaczego? Chyba nie poczuła się odrzucona? Przecież to nie tak, że Itou by jej nie chciała. Pociągała ją, czuła że mogłyby porozumieć, a nawet zrozumieć. Może nawet na poziomie innym i głębszym niż z wieloma innymi ludźmi. To po prostu nie był dobry moment, nie był to czas, w którym Alaesha była sobie w stanie pozwolić na cokolwiek, wciąż zmrożona własnymi instynktami. Buchającą w niej obroną i strachem przed bliskością, nawet gdy znajdowała się na wyciągnięcie opuszek palców i była tak ciepła i kusząca jak ciało samej Cho. Być może dopiero po śnie wysnutym przez kobietę w Itou odblokuje się cokolwiek, być może to właśnie ona przebije lodową ścianę, której ona samodzielnie nie mogła rozbić od dłuższego czasu. Z ręką na sercu mogła przyznać, że próbowała to robić — na przestrzeni czasu przeprowadziła dwie szczere rozmowy z ludźmi, których uważała za przyjaciół. Na początku roku była to Ejiri, a później Hiroshi. Niemniej, pomimo tak wielu starań, były to rozmowy krótkie, porozrywane, dające jedynie tymczasową ulgę. Bardziej chwilowa niemoc własnego umysłu i ciała, które nie chciało się posłuchać i uroniło kilka łez, aniżeli celowe dopuszczanie do siebie tych dwóch wspaniałych i oddanych jej osób. Czuła się przez to źle. Miała wrażenie, że nie jest w stanie dać im siebie tyle, na ile zasługują. Tym samym odpowiedź ubranej na czarno kobiety pozytywnie Alaeshę zaskoczyła. Więc nie mówiły tylko o miłości... to dobrze. Zsunęła dłonie po jej ramionach i przystała na to, by usiąść obok nich. W końcu Amaya nie siedziała tam sama, a była obok niej starutka wersja Itou, jakby jej jednak niepoznająca. Bardzo powoli zaczynało docierać do malarki, że to tylko sen, ułuda, że prawdopodobnie to co pokazywała jej kobieta, było jedynie projekcją, a nie przewidzianą przyszłością. Aczkolwiek wizja zażyłej znajomości pomiędzy dwoma kobietami zdawała się jej czymś ciepłym, przyjemnym, tym, co rzeczywiście mogłoby się wydarzyć i czego nawet mogłaby chcieć już teraz — po lepszym poznaniu swojej nocnej mary. Jej starsza wersja siebie była absolutnie urocza, choć jakaś nazbyt babcina, niż by siebie wyobrażała. Choć nie miała pojęcia ile lat ma tutaj przedstawiona jej wersja. Zawsze dawano jej trochę mniej lat aniżeli na ile wyglądała, może więc miała przed sobą i 80-latkę, która po prostu fantastycznie się trzymała? Dość jednak było tych rozmyślań, upiła więc znaczny łyk herbaty, która była wyśmienita. Amaya, której imienia wciąż jednak jej sama nie zdradziła, doskonale wiedziała w jakie smaki uderzyć przy kreacji tego spektaklu.
Teraz to Ala pozwoliła mówić jej więcej. Miała całkowitą rację. Niegdyś często zdarzało się jej zakochiwać w ledwie poznanych osobach, którym więcej przydawała pozytywnych, oczekiwanych przez siebie cech, aniżeli oni ich rzeczywiście mieli. Pragnienie bycia szczęśliwie zakochaną było na tyle silne, że jej umysł sam pracował na to, by pozytywnie postrzegać każdego kolejnego i potencjalnego partnera. Za szybko, za mocno, za czule, gdy wcale jeszcze na to nie zasłużyli. Tak głodna była. Teraz jednak pozwoliła tej części siebie całkowicie głodować, aby nie miała nad nią kontroli i nie pozwalała dokonywać nietrafionych i niechcianych wyborów.
— Już tak przecież nie robię... — i jednocześnie w ogóle nikogo do siebie w pełni nie dopuszczasz. Wymówiła jednak tylko pierwszą część zdania jakby na swoją własną obronę, zakręcając przy tym delikatnie i z zawstydzeniem napojem w filiżance. Spoglądała też na filiżankę kobiety, która nadkruszyła się w wyniku lekkiego stuknięcia. Nazbyt nawet lekkiego jak na sporządzone krzywdy dla nie aż tak delikatnej porcelany.
— Nie jestem wcale taka samotna. Wciąż mam przyjaciół. — Głos miała niepewny, jednak była przekonana o tym, o czym mówiła. Przynajmniej kilku innych ludzi uważało ją za wartościową i godną jej przyjaźni. Kochała ich całym sercem, choć często sama nie wiedziała, co oni w niej do końca widzą. Jaką wartość im dawała? W końcu wobec matki zawsze musiała coś konkretnego sobą reprezentować, aby zasłużyć na jej miłość. Tymczasem ona często miała wrażenie, że w żaden sposób nie zasłużyła, a i tak dostawała za darmo ich uczucie. Czuła się przy tym jak oszustka, która wychodziła ze sklepu bez płacenia za produkty, które wrzuciła do koszyka. Nie czuła się może samotna, ale miała wrażenie, że nikomu nie pozwalała być naprawdę blisko. A przecież przed własną śmiercią nie chciałaby, aby nie było wokół niej kogoś jej prawdziwie bliskiego...
Oglądała dalsze poczynania kobiety, gdy ta wstała z krzesła i zaczęła iść ku tej starszej. Tamta zdawała się spokojna, czego jednak nie mogła powiedzieć o sobie Alaesha, której niepokój stale narastał, podobnie jak wtedy, gdy kobieta w sukni podchodziła do jej młodszej wersji. Nie umiała zrozumieć dalszych kroków niewiasty, a słowa wybacz mi natychmiast zapaliły czerwoną lampkę.
— Zostaw ją! — Krzyknęła, ale na nic się to zdało. Dookoła zapadła nieznośna, ciemna i lepka cisza, w której dokonała żywota nie nikt inny, jak przecież ona sama. Amaya wciąż do niej mówiła, tymczasem Alaesha patrzyła tylko na opadające ciało tej drugiej niej, a później szkliste i bez wyrazu oczu. O ile jeszcze przed chwilą uniosła się na krześle, tak teraz opadła na nie i wycofała plecy mocno w oparcie. Po raz pierwszy tego snu poczuła prawdziwy strach, w wyniku którego coś w niej pękło.
— Dlaczego bycie niezależną i samowystarczalną ma być złe? Kiedyś to było moje jedyne remedium na przetrwanie. Gdybym taka nie była, to dziś nie żyłabym chyba wcale! Nie przetrwałabym ani z moją matką, ani już bez niej. — Wyrzuciła z siebie, zanim w podjęła jakąkolwiek dalszą decyzję.
@Amaya Chō
Teraz to Ala pozwoliła mówić jej więcej. Miała całkowitą rację. Niegdyś często zdarzało się jej zakochiwać w ledwie poznanych osobach, którym więcej przydawała pozytywnych, oczekiwanych przez siebie cech, aniżeli oni ich rzeczywiście mieli. Pragnienie bycia szczęśliwie zakochaną było na tyle silne, że jej umysł sam pracował na to, by pozytywnie postrzegać każdego kolejnego i potencjalnego partnera. Za szybko, za mocno, za czule, gdy wcale jeszcze na to nie zasłużyli. Tak głodna była. Teraz jednak pozwoliła tej części siebie całkowicie głodować, aby nie miała nad nią kontroli i nie pozwalała dokonywać nietrafionych i niechcianych wyborów.
— Już tak przecież nie robię... — i jednocześnie w ogóle nikogo do siebie w pełni nie dopuszczasz. Wymówiła jednak tylko pierwszą część zdania jakby na swoją własną obronę, zakręcając przy tym delikatnie i z zawstydzeniem napojem w filiżance. Spoglądała też na filiżankę kobiety, która nadkruszyła się w wyniku lekkiego stuknięcia. Nazbyt nawet lekkiego jak na sporządzone krzywdy dla nie aż tak delikatnej porcelany.
— Nie jestem wcale taka samotna. Wciąż mam przyjaciół. — Głos miała niepewny, jednak była przekonana o tym, o czym mówiła. Przynajmniej kilku innych ludzi uważało ją za wartościową i godną jej przyjaźni. Kochała ich całym sercem, choć często sama nie wiedziała, co oni w niej do końca widzą. Jaką wartość im dawała? W końcu wobec matki zawsze musiała coś konkretnego sobą reprezentować, aby zasłużyć na jej miłość. Tymczasem ona często miała wrażenie, że w żaden sposób nie zasłużyła, a i tak dostawała za darmo ich uczucie. Czuła się przy tym jak oszustka, która wychodziła ze sklepu bez płacenia za produkty, które wrzuciła do koszyka. Nie czuła się może samotna, ale miała wrażenie, że nikomu nie pozwalała być naprawdę blisko. A przecież przed własną śmiercią nie chciałaby, aby nie było wokół niej kogoś jej prawdziwie bliskiego...
Oglądała dalsze poczynania kobiety, gdy ta wstała z krzesła i zaczęła iść ku tej starszej. Tamta zdawała się spokojna, czego jednak nie mogła powiedzieć o sobie Alaesha, której niepokój stale narastał, podobnie jak wtedy, gdy kobieta w sukni podchodziła do jej młodszej wersji. Nie umiała zrozumieć dalszych kroków niewiasty, a słowa wybacz mi natychmiast zapaliły czerwoną lampkę.
— Zostaw ją! — Krzyknęła, ale na nic się to zdało. Dookoła zapadła nieznośna, ciemna i lepka cisza, w której dokonała żywota nie nikt inny, jak przecież ona sama. Amaya wciąż do niej mówiła, tymczasem Alaesha patrzyła tylko na opadające ciało tej drugiej niej, a później szkliste i bez wyrazu oczu. O ile jeszcze przed chwilą uniosła się na krześle, tak teraz opadła na nie i wycofała plecy mocno w oparcie. Po raz pierwszy tego snu poczuła prawdziwy strach, w wyniku którego coś w niej pękło.
— Dlaczego bycie niezależną i samowystarczalną ma być złe? Kiedyś to było moje jedyne remedium na przetrwanie. Gdybym taka nie była, to dziś nie żyłabym chyba wcale! Nie przetrwałabym ani z moją matką, ani już bez niej. — Wyrzuciła z siebie, zanim w podjęła jakąkolwiek dalszą decyzję.
@Amaya Chō
maj 2038 roku