Piwnica
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Warui Shin'ya

Sro 21 Sie 2024 - 21:36
Piwnica


Niskosufitowa przestrzeń o zimnych, wilgotnych ścianach pokrytych starą, popękaną farbą prowadzi do wielu podziemnych komór. W jednej z nich panuje stale półmrok, a jedyne światło pochodzi od czerwonych lamp, które nadają miejscu złowieszczy, krwawy odcień. W powietrzu unosi się ciężki zapach chemikaliów, a ciszę przerywają tylko odgłosy kapiącej wody i ciche brzęczenie urządzeń. Piwnica jakiś czas temu została wysprzątana i przerobiona.

W jej głębi znajduje się w pełni wyposażona ciemnia do wywoływania zdjęć. Gdzie nie spojrzeć tam różne chemikalia, kuwety oraz specjalne aparaty do obróbki fotografii. Półki pełne są butelek i pojemników, a na stole leżą negatywy oraz niedokończone kadry. Wiele z nich wciąż schnie na linkach uczepionych sufitu, jak pajęcze sieci rozwieszonych kilkoma taśmami.

Na ścianach i w zakamarkach piwnicy porozwieszane są stare, pożółkłe zdjęcia, przedstawiające ludzi, miejsca i wydarzenia sprzed lat. Niektóre z nich wyglądają na przeznaczone do zniszczenia, inne zdają się być celowo ukryte przed światem. W jednym z rogów pomieszczenia znajduje się ukryta skrytka, zamaskowana za ciężką, metalową płytą. Zasłania ją obdrapana kanapa, przed którą ustawiono znający lepsze czasy stolik do kawy - zwykle zawalony kubkami, papierami i wypisanymi długopisami. Wygląda zresztą na to, że pomieszczenie jest względnie "samowystarczalne", chociażby przez wzgląd na kompaktową lodówkę z ułożoną na niej mikrofalą i czajnikiem.

Warui Shin'ya
Warui Shin'ya

Czw 22 Sie 2024 - 0:22

Tamura Shoten od jego przycupniętej pomiędzy dwoma wyższymi budynkami kamienicy była rzut beretem, ale przy reprezentowanym tempie rzeczywiście zeszło im dobre dwadzieścia minut; z pozytywnym przymrużeniem oka, o czym już w połowie trasy zaalarmowały nadwyrężone mięśnie. Shin w głowie próbował poukładać sobie fakty: chociażby ten, że Sean nie należał do najbardziej zwalistych ofiar narkotykowych napadów, więc taszczenie jego półprzytomnego tyłka nie powinno stanowić aż takiego wyzwania dla kogoś, kto doba w dobę przerzucał wory pełne sproszkowanego cementu. A jednak stanowiło, bo wszystko krążyło wokół świadomości, że Sean wcale nie chciał doprowadzić się do takiego stanu. Ktoś mu coś podał albo wsypał; ktoś zrobił to z jakiegoś powodu i ten powód był aż nazbyt oczywisty. Krzywda wyrządzona komuś o tak nienagannej manierze wydawała się prawie grzechem. To jak plucie w bezbronnego królika albo kopanie psa w kagańcu. W nerwowym śmiechu odbijającym się echem po czaszce wciąż słyszał rozhisteryzowany głos: "chciałem tylko pomóc, wiesz? Potrzebowałem pieniędzy". Zalęgły w gardle ostry ton drapał; kim była ta osoba? Chciał wiedzieć, ale widział przecież, że Rimura ledwo kontaktuje. Zaaplikowany środek wpierw podkręcił wszystkie jego reakcje, a teraz jakby je wyłączył. Stonowany był spokojniejszy, i dobrze, ale mimo wszystko ta wcześniejsza waleczność bardziej Waruiemu pasowała. Miał prawo być wściekły i zlękniony, nawet jeżeli ani jedna, ani druga emocja do niego nie pasowała. Była jak źle wykrojona ramka, coś zawsze z niej wystawało albo gdzieś pojawiała się luka pomiędzy kadrem a obramowaniem, ale przecież nie było szans, że nigdy nie znajdował się w jakimś negatywnym stanie.

Po prostu nigdy nie przy mnie.

Zejdziemy na dół — instruował już machinalnie, z brzękiem kluczy operując przy zamku starych drzwi. — Mieszkam wyżej, ale zdążyłbyś się upłynnić zanim tam dotrzemy.

Skierowanie się do piwnicy wymagało pokonania raptem kilkunastu schodów i chociaż lokacja miała swoje wady, przynajmniej była osiągalna. Tylko w krótkim korytarzu towarzyszył charakterystyczny zapach wilgoci i starej, mokrej ziemi — betonowe ściany ozdabiały wyłącznie dwie cienkie rury pod sufitem i przewód kabla dostarczający prąd do wadliwych, nagich żarówek. Rzucały chorobliwie żółte światło na twarz i tak chorobliwie żółtego Rimury, ale to wciąż lepsza wizja niż czerwień jaka czekała ich w ciemni.

Pomieszczenie, w którym się znaleźli, było stosunkowo niewielkie, ale mieściło w sobie główny gwóźdź programu — wysłużoną kanapę z niedbale przerzuconym przez oparcie kocem w rozmerdane yorki w paskudnych fryzurach-kitkach. Wystarczy wylawirować pomiędzy rozrzuconymi na podłodze negatywami, przejść nad stertą nabrzmiałych od niskiej temperatury czasopism ściśniętych sznurkiem, nie zabić się o niski stolik z trzema losowo ustawionymi na blacie kubkami, i będą na miejscu.

Ręka Shina zamknęła się mocniej na nadgarstku przerzuconego przez kark ramienia, kiedy postawił pierwszy krok w głąb pokoju.

@Rimura Sean

ubiór; spodnie dresowe; ciuchy ewidentnie pogniecione; sportowe obuwie; włosy w nieładzie; maseczka na twarzy;


従順な
Warui Shin'ya

Seiwa-Genji Enma and Yakushimaru Seiya szaleją za tym postem.

Rimura Sean

Nie 25 Sie 2024 - 19:35
— Musiał cię nieźle wkurzyć…
Chyba tak — odpowiedział na granicy przytomności. Na haju nie był pewien, czy był wtedy wkurzony. Nie pamiętał, jak to było być wkurzonym, gdy nagle wszystko było mu obojętne. Obojętne do tego stopnia, że odnosił wrażenie, że czuł się tak zawsze. Wolny, niewzruszony, przyjemnie pusty w środku. Pokiwał głową na słowa rudowłosego, co było dość bezmyślne, biorąc pod uwagę, że te docierały do niego wybiórczo, jakby jego umysł na przemian wyłączał się i włączał, jak podczas zasypiania na kanapie przed telewizorem. Naprawdę próbował dotrwać do samego końca odcinka i być aktywnym uczestnikiem tej dwudziestominutowej podróży, ale jego ciało przegrywało walkę z narkotykiem.
  Na szczęście nie była to jedyna przegrana w jego życiu. Zaczynał się z nimi oswajać.
  Mieli przed sobą jeszcze pięć minut drogi, a ruchy Rimury stały się jeszcze bardziej oporne. Prowadzenie go ze sobą przypominało ciągnięcie ciężkiego wora ziemniaków i gdyby nie lekko uchylone powieki, odsłaniające nierozumne już spojrzenie, można byłoby przysiąc, że zasnął w ruchu. Chociaż to Warui wykonywał większość roboty, na twarzy i karku Seana perlił się pot. Uczucie gorąca trawiło go od środka i nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Tak samo, jak z tego, że był już tylko ciężarem; że nadużywał gościnności; że był najnudniejszym towarzystwem, na jakie mógł skazać kogokolwiek. Mimo wcześniejszych wyznań wkrótce był w stanie zdobyć się już tylko na senne pomruki i sapnięcia, gdy akurat musiał zaczerpnąć więcej powietrza.
  Nie kontaktował.
  Gdyby zachował choć resztki rozumu, zapewne byłby wdzięczny Shin’yi za to, że wciąż fatygował się, by do niego mówić. Gdziekolwiek teraz znajdował się prawdziwy Rimura, na pewno nie było go w piwnicy. Nieprzytomne oczy były teraz jedynie rejestratorami obrazu. Bardzo kiepskimi rejestratorami, biorąc pod uwagę, że wszystko, co widział przed sobą było jedynie plamą żółci i czerni, a wkrótce plamą wszechobecnej czerni i czerwieni. Niebieskoszare tęczówki oczu chłopaka nawet nie usiłowały dopatrzeć się jakichkolwiek dokładniejszych kształtów w otoczeniu. Nieruchomo wpatrywały się w jeden punkt, który też znajdował się daleko poza pomieszczeniem, w jakim się znajdowali. Każdy ruch chłopaka był zdany na siłę rudowłosego, gdy Sean bardziej niż człowieka przypominał teraz zwiotczałą pacynkę. Jakaś jego część chciała, by tak było już zawsze. Mógłby po prostu gapić się przed siebie i być nikim.
  — Mhh — wyrwało się z jego ust, gdy opadł na kanapę. Bezwiednie zatopił się w miękkim obiciu, a jego ręce opadły wzdłuż ciała; jedna z nich ostatni raz zahaczyła o materiał koszulki rudowłosego, zanim wylądowała na siedzisku. Wyglądał źle. Wilgotne kosmyki lepiły mu się do czoła i z zewnątrz wydawał się już tylko pustą skorupą.
Niedaleko pada jabłko od jabłoni.
  Od poczucia obrzydzenia do samego siebie dzieliło go już tylko kilka godzin.
  Tylko Shin’ya wiedział, jak szybko wyłączył się całkowicie po tym, gdy ułożył go na kanapie. W końcu musiał po prostu odpłynąć, a płytki oddech momentami budził wątpliwości co do tego, czy jeszcze w ogóle żył. Na szczęście – lub nieszczęście tak.
  Pierwszym, co zarejestrował po upływie kilku godzin (trzech czy czterech – cholera wie), było nieprzyjemne łupanie w głowie i suchość w ustach. Nigdy nie miał kaca, ale zakładał, że to właśnie tak czuła się osoba, która ostro przeholowała z alkoholem. Jeszcze sennym ruchem uniósł rękę, by przycisnąć ją do czoła, na którym jak węże wiły się posklejane kosmyki jego własnych włosów. Od pierwszego egzystencjonalnego pytania dzieliło go już tylko kilkadziesiąt sekund, ale na razie istniał dla niego tylko ból i to paskudne pragnienie. Zza rozchylonych warg (równie wysuszonych na wiór, co jego język) wydobyło się pierwsze zbolałe stęknięcie. Zaciskał powieki w obawie o to, że pierwsze spojrzenie na świat wywoła silniejszą eksplozję bólu w jego głowie, gdy światło dnia porazi go w oczy, jak wycelowane prosto w twarz światło latarki.
  Rany.
  Poruszył się, ale zanim zdążył całkiem przekręcić się na bok, wyczuł krawędź łóżka. Niewiele brakowało, a do bolesnej kolekcji dołączyłby jego łokieć i biodro, które stłukłby sobie spektakularnym upadkiem. Odetchnął głębiej, wciąż pozostając ślepym na otoczenie. Musiał się skupić, by stopniowo zacząć przywoływać w głowie zdarzenia z wczorajszego dnia, począwszy od pójścia do pracy, a kończąc na…
  Gwałtownie zerwał się do siadu, otwierając szeroko oczy, jak ktoś, komu przyśnił się koszmar. Wiedział jednak, że jego koszmar rozgrywał się na żywo. Żołądek ścisnął mu się w bolesnym spazmie, a serce na chwilę stanęło, gdy zamiast blasku słońca zastał przytłumione czerwone światło i zdał sobie sprawę, że nie wiedział, gdzie był. Z tymi wielkimi oczami, które w słabym świetle tliły się przerażeniem, przypominał łanię, która w bezruchu wpatrywała się w reflektory nadjeżdżającego samochodu. Ale Rimura, w odróżnieniu od zwierzęcia, wiele dałby za to, by coś go rozjechało. Skończenie pod kołami samochodu było znacznie bardziej przewidywalne niż to, co czekało na niego tutaj. Nie wiedział, gdzie był ani jak się tu znalazł. Wbił palce w siedzisko kanapy, zaciskając je nerwowo, gdy znów usiłował odtworzyć w głowie wczorajszy dzień – tylko we wspomnieniach mógł znaleźć odpowiedzi, ale te były mętne i nagle wydawały się nieprawdziwe.
  Uciekłem — powtórzył w myślach piętnaście razy, chcąc przekonać siebie samego, że była to jedyna słuszna prawda. Problem w tym, że trudno było w nią wierzyć, gdy ciemne pomieszczenie nie miało w sobie nic z wolności, o którą wczoraj tak zaciekle walczył, a widok zamkniętych drzwi – obcych drzwi – pozwalał na założenie tylko najgorszego scenariusza. Były zamknięte na klucz, a po drugiej stronie znajdowała się kłódka. Uciekł. Szukał pomocy, ale nie dał rady odbiec za daleko. Shin po prostu nie zdążył.
  Shinowi coś się stało.
  Zdał sobie sprawę, że wstrzymywał oddech wraz z pierwszym łapczywym haustem powietrza, o które jego organizm upomniał się niezależnie od jego woli. Wtedy i serce zerwało się do biegu i zaczęło wściekle tłuc się w jego klatce piersiowej. Czuł, że zaraz złamie mu żebra, ale nie to było najgorsze. Nie — stęknął w myślach, bo niewidzialne imadło zacisnęło się na jego gardle. Bał się zresztą, że jeśli tylko wyda z siebie jakikolwiek dźwięk, przywoła oprawcę i…
  Nie.
  Zerwał się z miejsca, chwiejnymi krokami odsuwając się od kanapy. Potrącił stolik, uderzając o niego piszczelem. Ale zamiast zwrócić uwagę na promieniujący ból, błądził rękami po własnych ubraniach, jakby szukał własnego telefonu. Ale to nie jego szukał. Jego oddech stawał się coraz bardziej nerwowy.
  Nienienie.

Rimura Sean

Warui Shin'ya ubóstwia ten post.

Warui Shin'ya

Pią 30 Sie 2024 - 1:02
Gdyby powiedział komuś, kto był tego świadkiem, że ułożył Rimurę na kanapie, pewnie uznano by to za spore niedopowiedzenie. Chłopak wpierw całkiem nieźle sobie radził pomimo narkotyków, przynajmniej przez pierwsze dwadzieścia krzywo postawionych kroków, ale szybko przeszedł do trybu praktycznego bezwładu. Taszczenie go po chodniku stanowiło niezłe wyzwanie nawet dla kogoś o tak wyrobionych treningami nawykach, ale operowanie półprzytomnym workiem pyr praktycznie wykraczało poza czyjekolwiek zdolności, kiedy tylko w grę wchodziły schody rozpadającej się w oczach kamienicy. Shin obawiał się, że nawet pomimo wątpliwej ilości stopni, dojdzie do tragedii i spotkają się obydwaj na dole w przyspieszonym tempie. Nikt by mu pewnie nie uwierzył jak nienormalny wysiłek włożył w to, by ogarnąć trajektorię ruchu Seana, przy okazji samemu się nie zabijając. Czuł się, jakby mówił do kogoś pozbawionego kości w stawach. "Teraz uwaga, kolejny krok w dół". Głowa Rimury potrafiła kiwać się w przód i na boki, bo jego kark najwidoczniej zapomniał, że powinien pełnić jakąkolwiek sensowną funkcję, a odpowiedzi, jakie serwował jasnowłosy przypominały fuzję pomruków z bełkotem i prędzej mu było do pijaczyny niż ćpuna.

Kiedy więc w duecie, o dziwo żywi, trafili gdzieś w okolice kanapy, Shin'ya zwyczajnie pozwolił swojemu towarzyszowi paść na mebel. Dopiero po nabraniu głębszego wdechu zdecydował się do poprawy tej pokracznej pozycji. Podniósł walające się po ziemi nogi, podciągając je na sofę. Zdjął buty, wpierw rozplątując sznurowadła. Jedno, a zaraz potem drugie uderzenie podeszew o betonową powierzchnię uświadomił mu, gdzie się znajdowali. W ciemni było, jak nietrudno się zorientować, po prostu ciemno, ale tyle wlekli się piwnicznym korytarzem, że wzrok zdążył dostroić się do gęstego mroku.

Początkowa irytacja, podsycona najzwyklejszym zmęczeniem, wyparowała natychmiast, gdy tylko skonfrontował się z pozbawioną świadomości twarzą Rimury. Być świadkiem takiego stanu... Nawet nie miał pomysłu na to, co musiało się faktycznie wydarzyć, aby doprowadzić do katastrofy tego kalibru. Sean miał swoje tajemnice. Trzymał je zamknięte za rzędami żelaznych bram i Shin zdążył nabrać podejrzeń, że klucze nie tyle zostały schowane, ile po prostu wyrzucane. Wszystko po to, aby żaden sekret nie wydostał się na zewnątrz. Latami umacniane fortyfikacje musiały się jednak gdzieś uszkodzić. To była mikroskopijna wyrwa, sieć pęknięć, spomiędzy których wychynęło... coś. Jakaś miękka, tkliwa tkanka, fragment, którego nawet nie można się było spodziewać podczas oglądania surowych murów.

- Przyniosę kompres.

Wiedział, że go nie usłyszy. Wyłączył się już dawno i nawet jeżeli organizm do ostatniej chwili walczył, umysł został daleko w tyle i pewnie błądził jeszcze po Kasuge, w poszukiwaniu odpowiedniego budynku. Oby świadomość nie wracała zbyt szybko; wbrew wszystkiemu Shinowi wydawało się, że pobudka będzie o wiele mniej ciekawa niż obecne zmagania. Częściowo, jako dobry kolega, planował ulżyć mu w cierpieniu - i dlatego pofatygował się na górę po miskę zimnej wody i kilka niewielkich ręczników. Druga połowa pozostała jednak skrupulatna, niemal złośliwa. Chciał zobaczyć jak z rana zwraca wszystko, co jeszcze miał w żołądku. Chciał usłyszeć setne przeprosiny i być świadkiem tego, jak ucieka wzrokiem, wstydząc się każdej sekundy odegranego przedstawiania. Chciał to wszystko dlatego, aby mieć pewność, że Rimura żałuje i nigdy więcej nie powtórzy tego błędu. Nie chodziło o wściekłość za wyrwanie ze snu w środku nocy, bo zdenerwowanie było efektem jeszcze średniego kontaktowania ze światem. Wystarczyło, że oprzytomniał, a udało mu się wyjątkowo szybko. Zastrzyk adrenaliny wyostrzył zmysły do bolesnego maksimum i nagle emocje przekuł w obosieczny miecz. Bo był rozdrażniony na Rimurę za to, że w ogóle na siebie nie uważał; i z jakichś przyczyn nawet na siebie, że nie potrafił temu zaradzić.

Jakby w ogóle miał moc sprawczą.

Nawet teraz, w zaciemnionym pomieszczeniu, czuł się totalnie przegranym. Wsunął dłoń pod rozgrzany do czerwoności policzek, aby poprawić go na podłożonej poduszce. Rimura spał, ale niespokojnie; pewnie dalej toczył bój, którego efektów nie zapamięta, gdy tylko otworzy oczy. Obecnie był jednak rozgorączkowany, przepocony i (prawie) wywołujący współczucie. Warui przysiadł na brzegu kanapy, ledwo mieszcząc się na wolnym skrawku, zanurzył pierwszy z przyniesionych materiałów wewnątrz miski, wyżymał nadmiar chłodnej wody i ułożył kompres na zroszonym potem czole.

Nie nadawał się na pielęgniarkę. Rimura przekona się o tym za parę godzin. Zobaczy jedynie przytłumione, czerwone światło. Ujrzy linki z klamerkami, przytrzymującymi wywołane zdjęcia o makabrycznych kadrach pozbawionych tchnienia ofiar mordu. Zlokalizuje puste kuwety i nieopisane chemikalia poustawiane w nieładzie tuż obok. Przynajmniej tego spodziewał się rudowłosy, kiedy zostawiał go na moment.

Zdążył jeszcze usłyszeć łoskot przesuwanego po nagiej ziemi stolika; tego jak drewniane nogi nieprzyjemnie przesunęły się po chropowatej powierzchni, nim nie pchnął drzwi i nie wpuścił do środka odrobiny żółtawego światła. Nic nie poradził na zaskoczenie, jakie na pewno wykrzywiło mu twarz. Tym razem nie założył maseczki, chociaż w naturalnym odruchu miał jej egzemplarz w tylnej kieszeni spodni. Nie założył jednak, że Rimura obudzi się akurat w tej chwili, a już na pewno, że wyskoczy z kanapy jak poparzony.

- Hej, ogierze! Spokojnie. - Zachlupotało, kiedy Shin'ya postąpił kilka sprawnych kroków naprzód. Odstawił naczynie z nową porcją wody na (ten sam dopiero co znokautowany) stolik i sięgnął do Seana. Nie do końca przemyślał sytuację. Gdzieś z okolicy ciemienia może próbowała się do niego dobić informacja, taka dość oczywista i oklepana, że to atak paniki. Typ ocknął się w obcym miejscu, ciemnym jak skaranie boskie, w otoczeniu masakry uwiecznionej starym aparatem, porozwieszanej dookoła w formie dziesiątek fotografii. Kto przeszedłby do formacji kwiatu lotosu przy tak wątpliwej pobudce? Rzecz w tym, że głos rozsądku ucichł zagłuszony instynktem. Dlatego palce jednej ręki yurei znalazły się pod ramieniem Rimury, a drugiej oparły się o jego kark. - Jesteś u mnie. - Wyczuwał pod opuszkami wilgotne kosmyki, ale przytrzymał mu głowę, jakby w nadziei, że uda mu się nakierować uwagę na swoje oczy. - I robisz nieskoordynowane przemeblowanie. Możemy pogadać o projekcji wnętrza, ale wolałbym zostawić stolik przy kanapie. Na której fajnie, gdybyś usiadł.



従順な
Warui Shin'ya

Rimura Sean ubóstwia ten post.

Rimura Sean

Czw 5 Wrz 2024 - 20:22
Spanikowany wzrok błądził po nieznajomym otoczeniu. Nie przyglądał się dokładniej porozwieszanym dookoła zdjęciom, a rzut oka wystarczył, by jego umysł wykreował dla siebie kolejne makabryczne obrazy. Ściskając nerwowo własną koszulkę u samego spodu, przeskakiwał spojrzeniem od jednego kadru do drugiego. Głęboki oddech może załatwiłby sprawę, przywrócił trzeźwość myślenia, ale powietrze za nic nie chciało przedostać się przez zaciśnięte gardło, gdy wydawało mu się, że w tym pośpiechu na każdym ze zdjęć widzi siebie. Nieprzytomnego. Ubezwłasnowolnionego. Wykorzystywanego. Jego słownik uszczuplił się do słowa „nie”, które powtarzał w głowie z dziecięcą wręcz naiwnością – na ten moment dziwnie oczywiste wydawało mu się to, że im bardziej uwierzy w to, że nic się nie stało, to tak właśnie będzie. Musiało tak być. Ilekroć jednak starał się trzymać tej bezpiecznej myśli, jego umysł wycofywał się w ciemne miejsca, zmuszając go do tego, by sobie przypomniał. Rimura nigdy się tym nie chwalił, ale sabotowanie samego siebie zdążył opanować do perfekcji – pod wpływem chwili i duszącego poczucia bezradności, wymazał z głowy twarz Shin’yi, który jeszcze kilka godzin temu zaoferował, że zabierze go do siebie. Był tylko człowiek bez twarzy, bo ta przypominała jedynie czarną plamę. Sadzał go na kanapie, może coś do niego mówił, może nie – tego nie mógł sobie przypomnieć – ściągnął mu buty i… co dalej? Co dalej? Co dalej?
  Pokój dookoła zdawał się wirować, jak wszystkie złe obrazy w jego głowie. Błądząc po ponurych zakamarkach własnej głowy, zaczynał się dusić. Nie zarejestrował, kiedy jego ręka uwiesiła się na koszulce pod własną szyją w nadziei na to, że ułatwi mu to oddychanie. Ale to nie materiał go dusił, a tłukące się w klatce piersiowej serce, które chyba czekało już tylko na to, żeby roztrzaskać się o żebra i pęknąć. Na wpół nie mógł się doczekać; na wpół nie chciał umierać. Nie mógł umierać. Ale nie mógł zmusić się do nieumierania (zabawne, że pomyślał o tym właśnie w ten sposób).
  Jego spojrzenie zdążyło już zmętnieć, gdy widok przed jego oczami zaczął ciemnieć i rozmazywać się. Nawet blask ciepłego światła wpuszczonego do pomieszczenia niczego nie zmienił. Sean stał na środku pokoju ze wzrokiem utkwionym w jeden punkt, będąc jedynym świadkiem tej umysłowej projekcji. Ściskane nadgarstki, ręka zakradająca się pod koszulkę, wilgoć języka, od której robiło mu się niedobrze. Skóra paliła we wszystkich tych miejscach i miał ochotę ją z siebie zedrzeć; wymienić na nową – czystą.
  Nie ruszył się z miejsca nawet wtedy, gdy Warui wszedł do pokoju, jakby jego sylwetka znajdowała się poza zasięgiem jego wzroku; za niewidzialną ścianą, na której ktoś namalował realistyczne drzwi, za którymi wciąż był zamknięty. Rudowłosy wsunąwszy rękę pod ramię Rimury, mógł poczuć stopniowo napierający na nią ciężar, gdy w tym klasycznym przypadku ataku paniki, jego nogi zaczęły się uginać.
  „Jesteś u mnie.”
  W tym cały problem.
  Chciał być u siebie. Chciał być w pokoju z oknem. Chciał być w miejscu, które potrafiłby nazwać, by mieć poczucie, że jeśli jakimś cudem uda mu się wezwać pomoc, będzie wiedział, gdzie ją skierować.
  Było jeszcze za wcześnie, by zrozumiał, że nie miał przed sobą ludzkiego monstrum bez imienia. Ułożona na karku ręka faktycznie zdała egzamin na tyle, by uziemić go w miejscu. Dopiero kilka oddechów później jego wzrok stał się na tyle przytomny, że wreszcie był w stanie zrobić cokolwiek innego niż poddawać się niemijającej utracie tchu – zacisnął palce na ramieniu Shin’yi. Chciał go od siebie odsunąć czy był świadomy tego, że zaraz upadnie i szukał dla siebie oparcia? Nie wiadomo. Chłopak mógł poczuć zarówno sugestywny napór, jak i mocny uścisk palców, który zaprzeczał odpędzaniu go od siebie, jak wtedy, gdy uderzył go walcząc o resztki honoru przy cuchnącym kontenerze.
  Nie chciał usiąść.
  — Dlaczego… — wydusił wreszcie. Sporo go to kosztowało, bo jego oddech za nic nie chciał się uspokoić. — mnie tu zamknąłeś? — dokończył urywanymi sapnięciami. W jasnoszarych tęczówkach chłopaka, które wciąż tliły się od rozpaczliwego strachu, dostrzec można było cichy wyrzut. Wszystko mu się ze sobą mieszało, ale wiedział jedno – prosząc o pomoc, nie sądził, że trafi w takie miejsce. Jakaś jego część wiedziała, że Warui nie chciał zrobić mu krzywdy, ale inna nie była pewna tego, czy już jej nie zrobił.
  Nie. Nie on. Uspokój się.

Rimura Sean

Warui Shin'ya ubóstwia ten post.

Warui Shin'ya

Sob 14 Wrz 2024 - 17:00
To powikłania po narkotykach. Warui próbował sobie wmówić tę myśl, kiedy wyczuł pod palcami rosnący ciężar opierającego się ciała. Widział jednak panikę w rozbieganych oczach; widział pot perlący na czole i rozchylone usta, starające się nabrać tlenu. W niewytłumaczalny sposób to nie Rimura był teraz najbezbronniejszy, choć bez wątpienia miał więcej powodów do paniki. Obudził się w obcym miejscu, z mętlikiem w głowie, pamiętając zapewne strzępki wydarzeń z poprzedniej nocy. Może jedynie to, jak uciekał, a ktoś deptał mu po piętach; dyszał w kark i był o krok w ciemności opustoszałej ulicy. Może to, jak schował się w zaułku i kulił za kontenerem na śmieci, licząc, że nie zostanie znaleziony. A może każdy z tych aktów został wykluczony z repertuaru i Sean wciąż znajdował się w mieszkaniu typa, po łyknięciu sproszkowanych pigułek, otumaniony i wiotczejący.

Ostatnie przynajmniej częściowo tłumaczyłoby, dlaczego teraz bredził. Od słuchania tych wydukanych pretensji, Shin na języku poczuł popiół. Wypełnił mu całe gardło i nieoczekiwanie sprawił, że jedyne, na co miał nagle ochotę, to sięgnąć po jedną z butelek wody ustawionych w kącie w ofoliowanej zgrzewce.

- Drzwi są otwarte. - Pogubił gdzieś wcześniejsze rozbawione tony; przestały mu pasować do tej napiętej atmosfery, cierpnącego karku i ciężaru trzymanego w uchwycie. - Możesz w każdej chwili wyjść. - Niedorzeczne. Po co by miał? - Ale radzę wtedy założyć buty. - Wątpliwości odbiły się w jasnych oczach, stale krążących po obliczu Seana. Szukał tam wskazówek, ale nie znajdował ich. Cera była blada jak płótno i może to ten problem; na jej powierzchni odznaczały się jedynie równie jasne piegi, przypominające raczej szereg bezsensownie postawionych znaków interpunkcyjnych, niż choć jedno słowo, które mogłoby nakierować na odpowiedź. Dlaczego się tak zachowywał? Skąd aż tak wielki niepokój? Co wydarzyło się wczoraj i kto mu to zrobił?

Tlący się pod żołądkiem gniew urósł na samą myśl. Warui katował się wątpliwościami całą noc, co jakiś tylko czas wstając z kanapy, żeby zmienić okład albo przespacerować się na górę i napuścić do miski świeżej wody. Gdzieś tam żył frajer, który zrobił to wszystko Rimurze. Może właśnie siedzi sobie w swojej zapyziałej dziurze ledwie kilka przecznic dalej. Może nawet przegląda opcje na kolejnych zbyt naiwnych chłopaczków, którzy byliby w stanie mu pomóc. Może rozdziela kartą kredytową jakieś podrzędne prochy i przesypuje je do flakoników mieszczących się w dłoni bez żadnego problemu. Sam pomysł aktywował jakieś nowe zapalniki; w żyłach dudniła krew, wartkim rytmem docierała do nerwów, do końcówek palców, które mocniej wbił w ramię Seana.

- Jesteś w ciemni - wytłumaczeniu towarzyszył cichy odgłos przesuwanej po betonowej podłodze podeszwy buta, kiedy Shin wykonał pół kroku w stronę kanapy. - Bezpieczny. - Miał wrażenie, że to nie dotrze tak, jak powinno, ale czuł się w obowiązku, by to podkreślić. Jednocześnie trzymało się go przeświadczenie, że to nie miało tak wyglądać. Dlaczego nagle sam stał się oprawcą? - Nic ci nie zrobię. - Jak banalnie. Tak pewnie mówią wszyscy zwyrole spod ciemnych gwiazd; może nawet cytował teraz tego skurwysyna. Zwinięty w supeł żołądek podsunął się o kilka centymetrów wyżej, bo porównanie było obrzydliwe, patrząc na to, jak reagował Sean. Co jeżeli...

Nie, kategorycznie uciął resztę. Po prostu nie.

- Usiądź na kanapie - zawahał się, ale oderwał rękę od jego karku, opuścił ją na ramię i nieco je popchnął, by nakierować go sylwetką w stronę mebla. - Napij się wody i... - opowiedz co się wydarzyło. Przecież nie mógł go zmusić. Właściwie nie miał pewności, co powinien zrobić, ale jasnowłosy słaniał mu się na nogach i jakoś tak tracił kręgosłup - był przez to coraz cięższym worem cementu. Bredzącym i spanikowanym worem cementu, uściślając, który w dodatku resztkami sił planował go chyba od siebie odsunąć, ale gdyby się temu poddać, pewnie by się zachwiał. I może nic by się poza tym nie stało. A może wylądowałby na podłodze i do reszty ogłupiał. - Chcesz o tym pogadać?



従順な
Warui Shin'ya

Seiwa-Genji Enma and Rimura Sean szaleją za tym postem.

Sponsored content
maj 2038 roku