Tamura Shoten - Page 3
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Nie 12 Mar - 15:03
First topic message reminder :

Tamura Shoten


Tamura Shoten (田村商店) dawniej był malutkim sklepem rodzinnym specjalizującym się w sprzedaży ryżu — dziś jest to niewielka sieciówka małych sklepów spożywczych rozrzuconych po całym Fukkatsu, oferujących produkty w bardzo przystępnych cenach. Jedni narzekają, że jest ich zbyt dużo, a inni dziękują Bogom, że powstały i są otwarte 24/7. Znaleźć w nim można wszystko; od prasówki po mikrofalówki czekające na podgrzanie instant ramenu, pierożków z wieprzowiną czy pachnącego curry z wielkim kawałem mięcha na stercie ryżu, które czekają w jednej z wielu alejek. Chociaż sklep zdaje się malutki, po wejściu do jego wnętrza, człowiek odnosi wrażenie, że znalazł się w bardzo przestronnym markecie, w którym każda z półek wita innym, bardziej kuszącym produktem. Budynek wciśnięty jest w wąską uliczkę, pobłyskując w nocy rozświetlonym frontem, nęcąc i zapraszając w ciepłe wnętrze choćby na herbatę w tekturowym kubku. Dodatkowym plusem sklepu jest fakt, że w środku znajduje się bankomat; oraz, co zapewne dla wielu nocnych maruderów i imprezowiczów najważniejsze, rozbudowanym asortymentem alkoholi.

Haraedo

Rimura Sean

Sob 10 Sie - 18:17
Na trzeźwo radziłby sobie lepiej z rozumieniem sarkazmu – teraz nie zauważał tej cienkiej granicy pomiędzy zrezygnowaniem wobec jego nieudanych prób a szczerą pochwałą. Rimura chciał wierzyć, że po prostu nie było tak źle. Łapał się tej ostatniej pozytywnej myśli, która tliła się w jego głowie, której jeszcze nie przyćmiło przekonanie o tym, że umierał. Obecność Waruiego pozwalała mu sądzić, że wyjdzie z tego cało. Trudno powiedzieć, czy gdyby nie narkotyk, który urządzał sobie wycieczkę po jego krwioobiegu, też powierzyłby rudowłosemu swoje życie. Lubił go – musiał to przyznać i robił to tylko przed samym sobą – ale chyba nie miał okazji, by zaufać mu do tego stopnia. Dziś miał szansę zmienić zdanie, bo sięgając po telefon podświadomie wybrał właśnie jego numer. Nie siostry (nie chciałby, żeby szlajała się nocą po mieście), nie kogoś z nocnej zmiany w pracy (chyba byłoby mu głupio), a numer Shin’yi (nadal było mu głupio, ale poczucie wstydu było lżejsze). Kiedyś grali ze sobą w pytania – czuł się tak, jakby właśnie udzielał odpowiedzi na kolejne. Jak wyglądasz w najgorszym momencie swojego życia? Może niezupełnie tak, ale to całkiem blisko.
  — Nie będę — obiecał, mamrocząc te słowa pod nosem. Chciał puścić w niepamięć wcześniejsze uderzenie, a teraz znów przeżywał je na nowo. Gdy rudowłosy sięgnął jego ramienia, mógł tylko zdziwić się tym, że wcześniej Sean był w stanie szarpnąć się na tyle mocno, by wyprowadzić całkiem solidny cios. Mięśnie miał prawie bezwiedne, więc od razu poddały się nawet tak niepewnemu chwytowi. Podnoszenie chłopaka z ziemi przypominało podnoszenie wypchanej ołowiem pacynki. Oparł się o niego bez zwyczajowego zawahania czy widocznego dystansu, z jakim podchodził do ludzi na co dzień. Nie robił przy tym żadnych wyjątków, jakby fakt, że miał swój komfortowy metr odległości, dostarczał mu tego niezbędnego minimum poczucia bezpieczeństwa. Wiedział, że nie wszyscy ludzie byli źli. To nie wszyscy sprawili, że czuł się źle, ilekroć druga osoba była za blisko. Nie zawsze jednak był w stanie rozróżnić cudze intencje. Kiedyś przecież też myślał, że nic mu nie grozi; ufał, że ta konkretna osoba nie zrobi niczego, czego by sobie nie życzył. Ale zrobiła, a Rimura od tamtej pory niepewnie funkcjonował wśród ludzi. Czuł się źle z myślą, że nie jest w stanie wyprzeć poczucia, że z każdą próbą zbliżenia się, czegoś od niego oczekiwano i to coś znów mogło okazać się brudne, brutalne i krzywdzące.
  Gorsze od poprzedniego.
  „Mieszkam niedaleko.”
  Pokiwał głową, niewiele różniąc się przy tym od figurek psów, którymi ludzie dekorowali wnętrze swoich samochodów. Równie nieświadomy i równie podatny. Jego stan stopniowo ulegał zmianie, gdy wcześniejszy strach i wątpliwości zaczynały ustępować dziwnemu rozluźnieniu, które Warui miał szansę odczuć, gdy Sean musiał zdać się na jego siłę.
  — Nie chcę być problemem — rzucił w odpowiedzi. W praktyce już nim był, z czego zdawał sobie sprawę, gdy w zażenowaniu przygryzł dolną wargę od wewnątrz, stawiając pierwszy powłóczysty krok przed siebie. Nie wyglądało jednak na to, że zamierzał uciekać. Ostatnią rzeczą, której chciał, było to, by Shin zostawił go samemu sobie. Prawdopodobnie przysłuchiwał się chłopakowi tylko jednym uchem, gdy przedstawiał mu potencjalne plusy tego wyboru. W jego głowie zachodziły właśnie inne procesy – myślał, w jaki sposób pogodzić nienarzucanie się z przyjęciem zaproszenia. Między neuronami dochodziło do poważnych spięć, gdy jedyną opcją, na jaką wpadł było: — Mogę spać na wycieraczce — wtrącone bełkotem pomiędzy dużo bardziej elokwentną wypowiedź rudowłosego. Nieważne, że na wycieraczkę był trochę zbyt przerośnięty, ale najwidoczniej był w stanie wyobrazić sobie, że tkwiąc w pozycji embrionalnej przez całą noc, zminimalizuje zużycie miejsca w jego domu. Całe szczęście niedługo te głupie pomysły i tak miały na dobre wyparować z jego głowy. Rano nie będzie mógł sobie o nich przypomnieć.
  — Brzmi super — potwierdził, raz jeszcze dając mu do zrozumienia, że się zgadza. Choć sam jego głos nie brzmiał entuzjastycznie, sama wypowiedź już tak. Ale nie kłamał. To brzmiało „super”. Fakt, że nie musiał iść do szpitala był „super”. To, że nie musiał tu zostawać też było „super”. To, że mógł oszczędzić tego widoku swojemu rodzeństwu też było „super”.
  Jedyny opór podczas parcia naprzód wynikał z tego, że Rimura coraz  gorzej radził sobie z samodzielnym poruszaniem się. Choć Shin’ya czuł coś zupełnie sprzecznego, Sean czuł lekkość związaną z narkotykowym uniesieniem. Było mu daleko do wesołości, ale to, że zaczynało mu być wszystko jedno, było całkiem przyjemne, bo od dawna nie czuł, że jest mu wszystko jedno, a rzeczy, którymi na co dzień się przejmował były nieprzyjemne. Nie umiał przestać o nich myśleć. Teraz też nie, ale teraz wydawały mu się takie nieważne. Nieważne do tego stopnia, że poczuł nagłą potrzebę podzielenia się nimi z niemalże dosłownie ciągnącym go ze sobą Shinem. Wszystko tylko po to, żeby przekonać się, że jego udręki brzmiały równie głupio, co się… hm, myślały.
  — Wiesz? Boję się ludzi — wypalił nagle, patrząc na swoje nogi. Nie robił tego z zażenowania – po prostu jakoś trudno było mu unieść głowę i przekręcić ją, by sprawdzić reakcję na to nagłe wyznanie. Zaczynał brzmieć, jak ktoś, kto przesadził z alkoholem. Ale czy istniał jakiś lepszy moment, by zebrać się na szczerość? — Ciebie też… czasem. Ale nie aż tak, bo potem przypominam sobie, że ratujesz dzieciaki i pieczesz ciasta — wspomniał, jakby uważał, że to faktycznie czyniło ludzi mniej strasznymi. W jego oczach na pewno. — Uderzyłem cię, bo myślałem, że to ktoś inny.

Rimura Sean

Warui Shin'ya ubóstwia ten post.

Warui Shin'ya

Sro 21 Sie - 22:54
- Mogę spać na wycieraczce.

Sytuacja była podbramkowa i raczej mało wesoła, ale na samą wizję usta Waruiego drgnęły. Nic nie mógł na to poradzić. Rimura miał swoje denerwujące mankamenty. Trzymał zawsze dystans, który ciężko przyrównać do zwykłego zachowania przestrzeni osobistej. Zdawał się niemal niechętny towarzystwa w obrębie najbliższych trzech kontynentów, choć po jakimś czasie Shinowi przyszło na myśl, że może zbyt generalizował i wcale nie chodziło o ludzi. Tylko o niego. To przy nim się tak spinał, odwracał wzrok, w ten swój subtelny, ale dość stanowczy sposób zaznaczał, że woli, aby się cofnął. Więc, oczywiście, dostosowywał się do polecenia, ale głuchł na jego echo i moment później znów był blisko. Seana musiało to drażnić, zapewne nie bardziej niż fakt, że teraz sam się o niego opierał, pozbawiony względnej równowagi i motoryki. Ironia losu, że ktoś, kto tak nie mógł ścierpieć stałego kontaktu, nie poradziłby sobie z pokonaniem dwumetrowej trasy, już nie wspominając o dotarciu na czyjąkolwiek wycieraczkę.

- Możesz spać nawet przykryty kafelkami łazienkowymi, specjalnie je dla ciebie odkuję - potaknął, wsuwając bark pod ramię ciemnowłosego, przerzucając sobie uprzednio jego nadgarstek nad karkiem. Waga Rimury nie zwalała go z nóg, ale to wciąż dobre - na oko? - siedemdziesiąt kilogramów półprzytomnego mięsa. Mieli przed sobą odcinek, w którym chwiejny krok dwóch nie tak całkiem pijanych kretynów mógłby się skończyć wywinięciem orła tuż przed automatycznie otwieralnymi drzwiami Tamury, jeżeli któryś z nich (a niestety, jak zauważył Warui, on był tym kimś, kto powinien podjąć się funkcji wartownika) straci gardę. Choć na razie liczyło się tylko to, że plan brzmiał super; na pewno lepiej od szurających podeszew i niestabilnego oddechu. Jak radzić sobie ze strutymi organizmami? Nigdy wcześniej nie zderzył się z kimś o takiej problematyce. Wiedział jak zareagować na rozbitą tkankę i widok krwi; znał promieniujący ból mający swoje źródło w obitym biodrze... ale narkotyki? Alkohol? Nie tykał ani jednego, ani drugiego; stan upojenia był mu więc obcy i widok spanikowanego, a teraz całkiem zobojętniałego Rimury, tylko dodawał argumentów do tego, aby tak zostało.

- Wiesz?

- Hm?

- Boję się ludzi.

Wokół było tak jakoś cicho; za bardzo. Wszyscy nagle pogasili telewizory, nikt nie kupował niczego w całodobowej sieciówce, nie przejeżdżał autem z wizgiem hamujących opon, ani nie wyprowadzał nadzwyczaj rozszczekanego psa. Był tylko odgłos stawianych po zapiaszczonym chodniku kroków; i wydźwięk wyznania, którego Shin'ya nie mógł się spodziewać. Trawił to tak długo, że padło kolejne. I tym razem rzeczywiście się roześmiał. Parsknął, poruszając się w pojedynczym drgnięciu pod ramieniem Seana; dusząc chichot tylko pokręcił głową.

- Uderzyłem cię, bo pomyślałem, że to ktoś inny.

- Ktoś uderzająco podobny? - podsunął, ale w gruncie rzeczy było w tej wesołości coś wymuszonego; cierpkiego. Aktorska gra bez żadnej emocjonalnej duszy. - Musiał cię nieźle wkurzyć, że postanowiłeś zabawić się w handel biologią i sprzedać mu liścia. - Ilekroć mrugał, miał pod powiekami rozmazany kadr i na nowo przeżywał własne

(NIE DOTYKAJ MNIE!)

zaskoczenie.

- To chyba pierwszy raz jak widziałem cię tak agresywnego. - Zdenerwowanie w tonie starał się rozluźnić, kiedy przytrzymał Rimurę przy kolejnym chwiejnym potknięciu. Mówił już dla samego mówienia; dla zagłuszenia ciszy, od której szumiało mu w głowie, jakby przeżywał sztorm. W sumie poniekąd tak było. Nic nie rozumiał. Nie potrafił określić co powinien zrobić i jak polepszyć kondycję towarzysza. Nie znał składu podanego mu tałatajstwa. Nie znał też przyczyny, dla którego w ogóle Sean to zażył. Miał na języku sto tysięcy torpedujących pytań i żadnego z nich nie potrafił wykrztusić, w zamian operując następnymi, dennymi idiotyzmami, obleczonymi w teatralne westchnienie: - Mogę jedynie dziękować genetyce, że ogarniam ciasta. Gdyby nie wrodzony talent, pewnie by mi się nie upiekło i leżelibyśmy teraz w duecie pod kontenerem. Dasz wiarę, że jeszcze 20 minut drogi?

I ciszej, znacznie ciszej: i że też boję się ludzi.

Warui Shin'ya
Sponsored content
maj 2038 roku