|czerwiec 2037
Wizyty kontrolne były w tym czasie jeszcze wyjątkowo częste. Względnie szybko wypisał się ze szpitala dochodząc do siebie w domowym zaciszu. Chciał w końcu trzymać pieczę nad córką uniemożliwiając dziadkom nadmierny kontakt z wnuczką. Dla jej dobra i własnego spokoju ducha. Nie przeszkadzała mu więc ta odrobina niegodności podczas której musiał stawiać się przed gabinetami kolejnych specjalistów. Przypominało to w jakiś sposób odprawy. Te znajome poczucie rutynowości było na swój sposób relaksujące.
Ubrany cały na czarno, swobodnym krokiem przemieszczał szpitalny korytarz, a męski obcas eleganckiego buta wybijał niespieszny rytm. Palcem wskazującym trzymał za kołnierz marynarkę przewieszając ją sobie swobodnie przez ramię tak, że kołysała się za plecami. Formalna, czarna koszula wydawała się być nie do końca dopasowana. Będąc o rozmiar większa kryła postawność mężczyzny czyniąc jego sylwetkę mniej przytłaczającą. Guziki kołnierza i mankietów były oczywiście konserwatywnie pozapinane. Jedynym niepasującym elementem wydawał się zegarek podobny do tych, które można znaleźć teraz w płatkach śniadaniowych. Jego tarcza miała kształt kota Pusheena wciśniętego w donuta z różową posypką. Otrzymując zaciekawione spojrzenia uśmiechał się uprzejmie zmierzając w sobie znanym kierunku. Przynajmniej do momentu w którym doznał pewnego, dziwnego wrażenia znajomości z postacią, która niespodziewanie miną. Nie widząc konieczności walki z ciekawością zatrzymał się i obejrzał przyglądając się dokładniej kobiecie przy automacie z kawą
- Itou? - ścisną krtań nawołując i obserwując, czy da to pożądaną reakcję. Kiedy zaś utwierdził się w przekonaniu, że jego intuicja go nie myliła nastrój mu się poprawił nawet jeżeli spotkanie kogoś znajomego w szpitalu niekoniecznie było czymś pożądanym - Nie wiem, czy pojenie się ze szpitalnego automatu można nazwać odwagą, czy też desperacją. Czy powinienem poszerzyć twoje horyzonty zapraszając na coś co smakuje? - żartował, chociaż dało się to w zasadzie bardziej wyczytać z jego postawy niż tonu - głos nieprzyjemnie kojarzył się z papierem ściernym przesuwającym się leniwie po rdzawej rurze. Nie było w nim nic eleganckiego. Zdecydowanie nie mogła go po nim poznać.
Wizyty kontrolne były w tym czasie jeszcze wyjątkowo częste. Względnie szybko wypisał się ze szpitala dochodząc do siebie w domowym zaciszu. Chciał w końcu trzymać pieczę nad córką uniemożliwiając dziadkom nadmierny kontakt z wnuczką. Dla jej dobra i własnego spokoju ducha. Nie przeszkadzała mu więc ta odrobina niegodności podczas której musiał stawiać się przed gabinetami kolejnych specjalistów. Przypominało to w jakiś sposób odprawy. Te znajome poczucie rutynowości było na swój sposób relaksujące.
Ubrany cały na czarno, swobodnym krokiem przemieszczał szpitalny korytarz, a męski obcas eleganckiego buta wybijał niespieszny rytm. Palcem wskazującym trzymał za kołnierz marynarkę przewieszając ją sobie swobodnie przez ramię tak, że kołysała się za plecami. Formalna, czarna koszula wydawała się być nie do końca dopasowana. Będąc o rozmiar większa kryła postawność mężczyzny czyniąc jego sylwetkę mniej przytłaczającą. Guziki kołnierza i mankietów były oczywiście konserwatywnie pozapinane. Jedynym niepasującym elementem wydawał się zegarek podobny do tych, które można znaleźć teraz w płatkach śniadaniowych. Jego tarcza miała kształt kota Pusheena wciśniętego w donuta z różową posypką. Otrzymując zaciekawione spojrzenia uśmiechał się uprzejmie zmierzając w sobie znanym kierunku. Przynajmniej do momentu w którym doznał pewnego, dziwnego wrażenia znajomości z postacią, która niespodziewanie miną. Nie widząc konieczności walki z ciekawością zatrzymał się i obejrzał przyglądając się dokładniej kobiecie przy automacie z kawą
- Itou? - ścisną krtań nawołując i obserwując, czy da to pożądaną reakcję. Kiedy zaś utwierdził się w przekonaniu, że jego intuicja go nie myliła nastrój mu się poprawił nawet jeżeli spotkanie kogoś znajomego w szpitalu niekoniecznie było czymś pożądanym - Nie wiem, czy pojenie się ze szpitalnego automatu można nazwać odwagą, czy też desperacją. Czy powinienem poszerzyć twoje horyzonty zapraszając na coś co smakuje? - żartował, chociaż dało się to w zasadzie bardziej wyczytać z jego postawy niż tonu - głos nieprzyjemnie kojarzył się z papierem ściernym przesuwającym się leniwie po rdzawej rurze. Nie było w nim nic eleganckiego. Zdecydowanie nie mogła go po nim poznać.
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
Przyszła do szpitala na badania i wizytę kontrolną. Szczęśliwie, już ostatnią. Ile mogli ją ciągać po lekarzach, udar to przecież nie koniec świata, prawda? Zresztą było to w lutym, a teraz był czerwiec, ile można się nad tym rozczulać? Miała zdecydowanie więcej nietypowych problemów po chwilowym zatrzymaniu akcji serca, aniżeli te zdrowotne. Niemniej, wciąż nie wróciła do pełni zdrowia. Często bolała ją głowa, czasem drętwiała jedna strona ciała i na domiar złego miewała zawroty głowy i większe problemy z równowagą — jakby nie wystarczyło, że sama z siebie często potrafiła się potknąć, uderzyć czy zahaczyć zbyt często szlufką od spodni o klamkę. Teraz to ona przede wszystkim potrzebowała swojego własnego domu i spokoju, a nie szpitala. Malowania obrazów lub medytacji i jogi — gdzie po tej ostatniej zdecydowanie szybciej zaczynała wracać do wcześniejszego porządku ze swoim ciałem oraz jego odruchami.
O ile rano musiała być na czczo, tak już po skończonym pobraniu krwi mogła teraz spokojnie coś zjeść i wypić. Po nawdychaniu się zapachu oddziału i odkażacza nie miała specjalnie ochoty na jedzenie, jednak mocna kawa przydałaby się do podniesienia ciała i ducha. Odnalazła stojący na korytarzu automat, wrzuciła nieco jenów i z zadowoleniem... napiła się niezłego paskudztwa. Lepsze jednak było to niż nic. Wciąż musiała odczekać przynajmniej godzinę na wyniki badań, z którymi dopiero mogła udać się do gabinetu lekarskiego. Modląc się nad każdym łykiem, z zamyślenia wyrwał ją wyjątkowo szorstki głos, od którego aż podskoczyła w zdziwieniu. Wpierw opanowała kubkową sytuację, chwytając rozchybotany napój mocno w obie dłonie. Uspokoiła ciemnobrązową falę, a dopiero potem spojrzała przed siebie i na osobę, która przed chwilą wymówiła jej nazwisko. Głos nie mówił jej absolutnie nic, jednak twarz i postura już owszem. Mężczyzna również musiał wykazać się pewną dozą spostrzegawczości, ponieważ dawno temu mógł być przyzwyczajony do widoku Alaeshy nie dość że w długich włosach, to w pewnym momencie również różowych.
— Sushi?! — Powiedziała szybko, bez namysłu, rzucając od razu ksywką, która wpiła się do głowy o wiele mocniej, aniżeli samo imię czy nazwisko. Znała je oczywiście, bo mieli siebie w znajomych na portalu społecznościowym. Trudno było jednak wymagać wiele więcej od zaskoczonej kobiety, która usilnie próbowała nie polać się gorącą kawą.
— Chyba jedno i drugie, ale na bogów, tak, poproszę! Ta kawa woła o pomstę do niebios. — Przyjrzała się znajomemu, szybko lustrując całokształt.
— Co tutaj robisz i... co Ci się stało? — Przyłożyła wymownie prawą dłoń do swojego gardła, sugerując że chodzi o zmieniony głos. Wzrok Itou padł na delikatnie różowy, swoją drogą bardzo ładny zegarek. Lubiła te rysunki i całą markę, uważając że odznacza się niezłą kreatywnością, a sama postać Pusheena była wręcz kultowa. Mężczyzna więc absolutnie nie miał się czego wstydzić.
— I jak córka? — Uśmiechnęła się ciepło, zsuwając wzrok z zegarka na twarz dawnego kolegi z czasów studenckich.
@Kamiya Atsushi
O ile rano musiała być na czczo, tak już po skończonym pobraniu krwi mogła teraz spokojnie coś zjeść i wypić. Po nawdychaniu się zapachu oddziału i odkażacza nie miała specjalnie ochoty na jedzenie, jednak mocna kawa przydałaby się do podniesienia ciała i ducha. Odnalazła stojący na korytarzu automat, wrzuciła nieco jenów i z zadowoleniem... napiła się niezłego paskudztwa. Lepsze jednak było to niż nic. Wciąż musiała odczekać przynajmniej godzinę na wyniki badań, z którymi dopiero mogła udać się do gabinetu lekarskiego. Modląc się nad każdym łykiem, z zamyślenia wyrwał ją wyjątkowo szorstki głos, od którego aż podskoczyła w zdziwieniu. Wpierw opanowała kubkową sytuację, chwytając rozchybotany napój mocno w obie dłonie. Uspokoiła ciemnobrązową falę, a dopiero potem spojrzała przed siebie i na osobę, która przed chwilą wymówiła jej nazwisko. Głos nie mówił jej absolutnie nic, jednak twarz i postura już owszem. Mężczyzna również musiał wykazać się pewną dozą spostrzegawczości, ponieważ dawno temu mógł być przyzwyczajony do widoku Alaeshy nie dość że w długich włosach, to w pewnym momencie również różowych.
— Sushi?! — Powiedziała szybko, bez namysłu, rzucając od razu ksywką, która wpiła się do głowy o wiele mocniej, aniżeli samo imię czy nazwisko. Znała je oczywiście, bo mieli siebie w znajomych na portalu społecznościowym. Trudno było jednak wymagać wiele więcej od zaskoczonej kobiety, która usilnie próbowała nie polać się gorącą kawą.
— Chyba jedno i drugie, ale na bogów, tak, poproszę! Ta kawa woła o pomstę do niebios. — Przyjrzała się znajomemu, szybko lustrując całokształt.
— Co tutaj robisz i... co Ci się stało? — Przyłożyła wymownie prawą dłoń do swojego gardła, sugerując że chodzi o zmieniony głos. Wzrok Itou padł na delikatnie różowy, swoją drogą bardzo ładny zegarek. Lubiła te rysunki i całą markę, uważając że odznacza się niezłą kreatywnością, a sama postać Pusheena była wręcz kultowa. Mężczyzna więc absolutnie nie miał się czego wstydzić.
— I jak córka? — Uśmiechnęła się ciepło, zsuwając wzrok z zegarka na twarz dawnego kolegi z czasów studenckich.
Ubiór + ciemne mokasyny + plaster po pobieraniu krwi w zgięciu łokcia
@Kamiya Atsushi
Kamiya Atsushi ubóstwia ten post.
W swojej pracy, jak i życiu, musiał na co dzień nawiązywać kontakty z innymi. Nie czuł więc specjalnej powściągliwości kiedy zaczepiał kobietę przypominającej kogoś znajomego. W najgorszym wypadku przeprosi za pomyłkę. Szczęśliwie nie musiał.
Słysząc pseudonim poruszył brwiami w górę rzucając z pod nich spojrzenie pełne przyjacielskiej zuchwałości i samozadowolenia. Wyjątkowo cieszyło go to jak zaskoczył kobietę. Rozbawienie niemo okazał wykrzywiając po chwili oczy w dwa półksiężyce. Nabyta kontuzja wymuszała na nim bycie bardziej ekspresyjnym w mimice. Nie miał z tym żadnych problemów.
- Hmmm.... Chyba trochę spóźniona mutacja. Kto wie, może jest jeszcze szansa na to, że... ughm, wydorośleję. Zaraz się może przekonam - zażartował z przyczyny i powodu swojej bytności pod dachem szpitala. W tym samym czasie nieco niezręcznie przesunął wolną dłonią po szyi, ostatecznie zahaczając o kołnierz koszuli palcami odginając go nieznacznie od skóry. Zupełnie jakby miało to wpłynąć na poprawę klarowności głosu. Nie było to jednak możliwe. To też nie tak, ze unikał odpowiedzi. Zawsze jednak zwracał uwagę na otoczenie, a prowadzenie mniej lub bardziej prywatnej rozmowy w korytarzy szpitala nie wydawało się taktowne - Jeżeli masz czas mogę spełnić twoje życzenie już teraz lub poczekać jeżeli potrzebujesz czasu dla siebie - przemówił uprzejmie już bardziej rzeczowo po tym, jak wycenił coś w myślach. Choć rzucona propozycja poczęstunku wydawała się czymś spontaniczna jak najbardziej gotowy był ją zrealizować. Mimo wszystko nie miał w zwyczaju rzucania słów na wiatr. Nie wiedział jednak, czy przyjaciółka była wstanie pójść również za ciosem. Kto wie, może miała jeszcze w tym miejscu dodatkowe zobowiązania? On sam nie specjalnie przejmował się własnymi. Był człowiekiem z nazwiskiem, statusem i pieniędzmi - to inni przeważnie czekali na niego, a nie na odwrót. Nic go więc nie powstrzymywało od bycia kapryśnym - Jeżeli dzisiejszy dzień ci nie odpowiada możemy umówić się też kiedy indziej. łatwiej niektóre rzeczy nadrobić w cztery oczy. Przy okazji będziesz mogła pomyśleć nad dwoma innymi życzeniami. Kawę potraktuję jako jedno, a ciekawość o moje życie jako pochlebstwo - zostaną ci wiec dwa - nie chciał się w końcu narzucać. Nie miał też na celu brzmieć przesadnie ciężko więc miedzy chrapliwymi zgłoskami wplatał humor.
- Żywe złoto - wycenił z pewną dumą i pocieszeniem - Megumi w tym roku stała się uczennicą pierwszej klasy podstawówki.
Słysząc pseudonim poruszył brwiami w górę rzucając z pod nich spojrzenie pełne przyjacielskiej zuchwałości i samozadowolenia. Wyjątkowo cieszyło go to jak zaskoczył kobietę. Rozbawienie niemo okazał wykrzywiając po chwili oczy w dwa półksiężyce. Nabyta kontuzja wymuszała na nim bycie bardziej ekspresyjnym w mimice. Nie miał z tym żadnych problemów.
- Hmmm.... Chyba trochę spóźniona mutacja. Kto wie, może jest jeszcze szansa na to, że... ughm, wydorośleję. Zaraz się może przekonam - zażartował z przyczyny i powodu swojej bytności pod dachem szpitala. W tym samym czasie nieco niezręcznie przesunął wolną dłonią po szyi, ostatecznie zahaczając o kołnierz koszuli palcami odginając go nieznacznie od skóry. Zupełnie jakby miało to wpłynąć na poprawę klarowności głosu. Nie było to jednak możliwe. To też nie tak, ze unikał odpowiedzi. Zawsze jednak zwracał uwagę na otoczenie, a prowadzenie mniej lub bardziej prywatnej rozmowy w korytarzy szpitala nie wydawało się taktowne - Jeżeli masz czas mogę spełnić twoje życzenie już teraz lub poczekać jeżeli potrzebujesz czasu dla siebie - przemówił uprzejmie już bardziej rzeczowo po tym, jak wycenił coś w myślach. Choć rzucona propozycja poczęstunku wydawała się czymś spontaniczna jak najbardziej gotowy był ją zrealizować. Mimo wszystko nie miał w zwyczaju rzucania słów na wiatr. Nie wiedział jednak, czy przyjaciółka była wstanie pójść również za ciosem. Kto wie, może miała jeszcze w tym miejscu dodatkowe zobowiązania? On sam nie specjalnie przejmował się własnymi. Był człowiekiem z nazwiskiem, statusem i pieniędzmi - to inni przeważnie czekali na niego, a nie na odwrót. Nic go więc nie powstrzymywało od bycia kapryśnym - Jeżeli dzisiejszy dzień ci nie odpowiada możemy umówić się też kiedy indziej. łatwiej niektóre rzeczy nadrobić w cztery oczy. Przy okazji będziesz mogła pomyśleć nad dwoma innymi życzeniami. Kawę potraktuję jako jedno, a ciekawość o moje życie jako pochlebstwo - zostaną ci wiec dwa - nie chciał się w końcu narzucać. Nie miał też na celu brzmieć przesadnie ciężko więc miedzy chrapliwymi zgłoskami wplatał humor.
- Żywe złoto - wycenił z pewną dumą i pocieszeniem - Megumi w tym roku stała się uczennicą pierwszej klasy podstawówki.
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
— Och, na to bym nie liczyła. Jesteś zbyt dużym optymistą — Ty i wydoroślenie? — Dłoń którą jeszcze przed chwilą przykładała do gardła, zacisnęła w luźną pięść, aby zakryć nią usta w trakcie drobnego chichotu. Ewidentnie miał jakiś wypadek lub przeszedł, a może nawet przechodził, ciężką chorobę, a i tak trzymały się do żarty. Jak zwykle.
— Jedyne czego teraz potrzebuję, to normalnej kawy. Możesz mnie więc gdzieś porwać. Mam przynajmniej godzinę na nudzenie się w szpitalnych korytarzach, zanim dostanę wyniki badań. Chyba że nie możesz teraz? — Wolała dopytać czy mógł napić się z nią teraz kawy oraz spróbować wysnuć z jego odpowiedzi, czy w ogóle tego chciał. Może rzucił tylko propozycją, która niekoniecznie miała mieć swoje pokrycie w rzeczywistości? Najzwyklejszą grzecznością, którą ona — jak to ona — wzięła w pierwszym odruchu zbyt dosłownie, nie dostrzegając niuansu, próbując nie zetknąć kawy z białą bluzką. Tymczasem niezobowiązujące, szybkie spotkanie wydawało się niezwykle komfortowe. Nie widzieli się już od bardzo dawna, więc gdyby rozmowa się nie kleiła, a tematy zbyt szybko skończyły, to mogłaby bez najmniejszego problemu czmychnąć z powrotem do szpitala. To że niegdyś potrafili prowadzić ze sobą solidne dysputy i niejednokrotnie przesiadywali wspólnie w pewnym studenckim mieszkaniu, nie znaczyło że ten stan rzeczy z pozostał niezachwiany. W ich życiach sporo się zmieniło, a z pewnością u Kamiyi — ożenił się, urodziła mu się córka. Tylko czemu biedak tak słabo teraz mówił? Zmartwiła się nieco, mając jednak nadzieję, że nie trawi go nowotwór, choroba której nienawidziła i przemożnie bała się ze względu na raka, który pozbawił życia jej matkę.
— Cóż za hojność! Na razie nie mam więcej życzeń i zachowam sobie jedno na później. — Ceniła sobie sposób, w jaki Sushi z nią rozmawiał. Obrazowo, bezpośrednio i miło się go słuchało, gdy odpływał w jakieś ciekawe rejony w trakcie rozmowy. Dzięki temu zawsze udawało mu się pociągnąć ją za język i rozluźnić atmosferę.
— Już chodzi do podstawówki? O rany, jak ten czas szybko mija. Czyli ma gdzieś koło... sześciu lat, tak? — Naprędce próbowała sobie przypomnieć, w jakim wieku dzieciaki zaczynają chodzić do szkoły. Sześć, siedem? Nigdy wcześniej się tym specjalnie nie interesowała, szczególnie że nawet nie miała partnera, z którym mogłaby myśleć o zakładaniu rodziny.
— Niedaleko szpitala jest mała kawiarenka, może tam pójdziemy? — Pogoda była ładna, ciepła i bezchmurna. Mogliby przysiąść w uroczym ogródku i nacieszyć przez chwilę oczy zielenią, zamiast wpatrywać się w te smutne szpitalne ściany — które nie przynosiły Itou ani jednego pozytywnego wspomnienia.
@Kamiya Atsushi
— Jedyne czego teraz potrzebuję, to normalnej kawy. Możesz mnie więc gdzieś porwać. Mam przynajmniej godzinę na nudzenie się w szpitalnych korytarzach, zanim dostanę wyniki badań. Chyba że nie możesz teraz? — Wolała dopytać czy mógł napić się z nią teraz kawy oraz spróbować wysnuć z jego odpowiedzi, czy w ogóle tego chciał. Może rzucił tylko propozycją, która niekoniecznie miała mieć swoje pokrycie w rzeczywistości? Najzwyklejszą grzecznością, którą ona — jak to ona — wzięła w pierwszym odruchu zbyt dosłownie, nie dostrzegając niuansu, próbując nie zetknąć kawy z białą bluzką. Tymczasem niezobowiązujące, szybkie spotkanie wydawało się niezwykle komfortowe. Nie widzieli się już od bardzo dawna, więc gdyby rozmowa się nie kleiła, a tematy zbyt szybko skończyły, to mogłaby bez najmniejszego problemu czmychnąć z powrotem do szpitala. To że niegdyś potrafili prowadzić ze sobą solidne dysputy i niejednokrotnie przesiadywali wspólnie w pewnym studenckim mieszkaniu, nie znaczyło że ten stan rzeczy z pozostał niezachwiany. W ich życiach sporo się zmieniło, a z pewnością u Kamiyi — ożenił się, urodziła mu się córka. Tylko czemu biedak tak słabo teraz mówił? Zmartwiła się nieco, mając jednak nadzieję, że nie trawi go nowotwór, choroba której nienawidziła i przemożnie bała się ze względu na raka, który pozbawił życia jej matkę.
— Cóż za hojność! Na razie nie mam więcej życzeń i zachowam sobie jedno na później. — Ceniła sobie sposób, w jaki Sushi z nią rozmawiał. Obrazowo, bezpośrednio i miło się go słuchało, gdy odpływał w jakieś ciekawe rejony w trakcie rozmowy. Dzięki temu zawsze udawało mu się pociągnąć ją za język i rozluźnić atmosferę.
— Już chodzi do podstawówki? O rany, jak ten czas szybko mija. Czyli ma gdzieś koło... sześciu lat, tak? — Naprędce próbowała sobie przypomnieć, w jakim wieku dzieciaki zaczynają chodzić do szkoły. Sześć, siedem? Nigdy wcześniej się tym specjalnie nie interesowała, szczególnie że nawet nie miała partnera, z którym mogłaby myśleć o zakładaniu rodziny.
— Niedaleko szpitala jest mała kawiarenka, może tam pójdziemy? — Pogoda była ładna, ciepła i bezchmurna. Mogliby przysiąść w uroczym ogródku i nacieszyć przez chwilę oczy zielenią, zamiast wpatrywać się w te smutne szpitalne ściany — które nie przynosiły Itou ani jednego pozytywnego wspomnienia.
@Kamiya Atsushi
Cieszył się z prostego i dobrego wrażenia jakie wywarł. Mimo wszystko na opinii tych, którzy są w jakiś sposób istotni zależy nam najbardziej i nie inaczej było w przypadku Atsu.
- Jestem człowiekiem słowa. Tak przynajmniej słyszę od innych więc gdybym nie mógł - to bym nie proponował - zareklamował się kilkoma skromnymi słowami. Efekt prawdopodobnie byłby jeszcze bardziej korzystniejszy gdyby nie brzmiał tak słabo. Nawet jeżeli czuł się tym zawstydzony nie zamierzał mniej używać głosu. Szybko przekonał się, że nie była ta zła decyzja. Choć dawno nie rozmawiali twarzą w twarz to jednak zdawało się, że pewna nić porozumienia miedzy nimi wciąż istniała. Atsu zamierzał się jej pochwycić i trzymać. Było to pocieszające, a tego w tym czasie potrzebował.
- Mhm. Bardziej się tym przejmowałem niż ona. Nie wiem czy było to takie oczywiste ale podłapała to i potem narysowała swój autoportret bym nie był taki smutny kiedy nie będzie obok- to było dobre i nieco zabawne wspomnienie - Mam zdjęcie na komórce. Potem ci pokażę - przypomniał sobie z wyraźnym entuzjazmem. Nie trudno było sobie wyobrazić, że Megumi miała wyrosnąć na typową córusię-tatusia. Tuż przed szpitalem Atsu gestem dłoni zatrzymał mobilizującego się mężczyznę stojącego przed luksusowym samochodem zachęcając go do wydłużenia przerwy. Był to najpewniej szofer. Jego pochodzenie miało znaczenie. Zawsze. Co prawda kiedy był jeszcze rekrutem nie manifestował tak swojego statusu, lecz kiedy był dorosły, piastował odpowiednie stanowisko, a prezencja miała znaczenie to tego od niego oczekiwano. Z Itou u boku zamierzał czerpać z tej chwilowej przyziemności. Jak za dawnych czasów.
Szczebiotał jeszcze o kilku prozaicznych historiach orbitujących wokół córki nim doszli do kawiarni. Wybrali bardziej prywatny kąt. Po chwili zamyślenia, Atsu zamówił kawę z taką ilością mleka, że ledwie można było ją nazwać cappucciną, a nie mlecznym napojem.
- Nie wiem czemu ale czuję się jak podczas ustnego egzaminu - siedząc w pewnym zaciszu, przed osobą wobec której zobowiązał się poczynić pewne wyjaśnienia - Ach, mimo wszystko upłynęło tyle czasu, ze byłoby to trochę dziwne gdyby nie było tej drobnej niezręcznosci, prawda? - zażartował chcąc rozluźnić atmosferę - niedawno, na początku miesiąca miałem wypadek samochodowy. Nic poważnego mi się nie stało. Trochę obtłuczeń, oparzeń, jak to podczas wypadków. Byłem zbyt długo wystawiony na oddziaływanie wyziewów z pożaru i się trochę rozstroiłem. Lekarze nie są jeszcze pewnie, lecz wygląda na to, że raczej będę musiał odpuścić sobie debiut na muzycznej scenie - korzystając z prywatnej i spokojnej atmosfery kawiarni mówił dla wygody ton ciszej. Nie krył pewnego rozżalenia. Skaza której się nabawił nie była łatwa do wykrycia i momentalnie przykuwała dziwną uwagę próbując podkopać jego pewność siebie - Megumi nie było wtedy w samochodzie ale Hanako miała mniej szczęścia - spodem łyżeczki przesuną delikatnie po wierzchu spienionego mleka zmieniając café art w jednorodny wir - Przez jakiś czas nie będę musiał myśleć nad kolorystyką garderoby. Tak sądzę... - mrukną nieco niedbale. Na twarzy wciąż wymalowana była uprzejmość zacieniona jednak poczuciem straty. Może i nie było to małżeństwo z miłości, lecz Hanako była najbliższą przyjaciółką, kompanką i przede wszystkim kimś, kto rozumiał jego położenie najlepiej. Sama w końcu była taka sama - spętana obowiązkami, oczekiwaniami, strachem. Była powierniczką, matką jego córki, towarzyszką w której mógł niemo szukać oparcia.
- Jestem człowiekiem słowa. Tak przynajmniej słyszę od innych więc gdybym nie mógł - to bym nie proponował - zareklamował się kilkoma skromnymi słowami. Efekt prawdopodobnie byłby jeszcze bardziej korzystniejszy gdyby nie brzmiał tak słabo. Nawet jeżeli czuł się tym zawstydzony nie zamierzał mniej używać głosu. Szybko przekonał się, że nie była ta zła decyzja. Choć dawno nie rozmawiali twarzą w twarz to jednak zdawało się, że pewna nić porozumienia miedzy nimi wciąż istniała. Atsu zamierzał się jej pochwycić i trzymać. Było to pocieszające, a tego w tym czasie potrzebował.
- Mhm. Bardziej się tym przejmowałem niż ona. Nie wiem czy było to takie oczywiste ale podłapała to i potem narysowała swój autoportret bym nie był taki smutny kiedy nie będzie obok- to było dobre i nieco zabawne wspomnienie - Mam zdjęcie na komórce. Potem ci pokażę - przypomniał sobie z wyraźnym entuzjazmem. Nie trudno było sobie wyobrazić, że Megumi miała wyrosnąć na typową córusię-tatusia. Tuż przed szpitalem Atsu gestem dłoni zatrzymał mobilizującego się mężczyznę stojącego przed luksusowym samochodem zachęcając go do wydłużenia przerwy. Był to najpewniej szofer. Jego pochodzenie miało znaczenie. Zawsze. Co prawda kiedy był jeszcze rekrutem nie manifestował tak swojego statusu, lecz kiedy był dorosły, piastował odpowiednie stanowisko, a prezencja miała znaczenie to tego od niego oczekiwano. Z Itou u boku zamierzał czerpać z tej chwilowej przyziemności. Jak za dawnych czasów.
Szczebiotał jeszcze o kilku prozaicznych historiach orbitujących wokół córki nim doszli do kawiarni. Wybrali bardziej prywatny kąt. Po chwili zamyślenia, Atsu zamówił kawę z taką ilością mleka, że ledwie można było ją nazwać cappucciną, a nie mlecznym napojem.
- Nie wiem czemu ale czuję się jak podczas ustnego egzaminu - siedząc w pewnym zaciszu, przed osobą wobec której zobowiązał się poczynić pewne wyjaśnienia - Ach, mimo wszystko upłynęło tyle czasu, ze byłoby to trochę dziwne gdyby nie było tej drobnej niezręcznosci, prawda? - zażartował chcąc rozluźnić atmosferę - niedawno, na początku miesiąca miałem wypadek samochodowy. Nic poważnego mi się nie stało. Trochę obtłuczeń, oparzeń, jak to podczas wypadków. Byłem zbyt długo wystawiony na oddziaływanie wyziewów z pożaru i się trochę rozstroiłem. Lekarze nie są jeszcze pewnie, lecz wygląda na to, że raczej będę musiał odpuścić sobie debiut na muzycznej scenie - korzystając z prywatnej i spokojnej atmosfery kawiarni mówił dla wygody ton ciszej. Nie krył pewnego rozżalenia. Skaza której się nabawił nie była łatwa do wykrycia i momentalnie przykuwała dziwną uwagę próbując podkopać jego pewność siebie - Megumi nie było wtedy w samochodzie ale Hanako miała mniej szczęścia - spodem łyżeczki przesuną delikatnie po wierzchu spienionego mleka zmieniając café art w jednorodny wir - Przez jakiś czas nie będę musiał myśleć nad kolorystyką garderoby. Tak sądzę... - mrukną nieco niedbale. Na twarzy wciąż wymalowana była uprzejmość zacieniona jednak poczuciem straty. Może i nie było to małżeństwo z miłości, lecz Hanako była najbliższą przyjaciółką, kompanką i przede wszystkim kimś, kto rozumiał jego położenie najlepiej. Sama w końcu była taka sama - spętana obowiązkami, oczekiwaniami, strachem. Była powierniczką, matką jego córki, towarzyszką w której mógł niemo szukać oparcia.
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
Uśmiechnęła się szerzej na potwierdzenie ich naprędce umawianej kawy. Każde kolejne słowa sprawiały, że Alaesha czuła się spokojniejsza o dalszy przebieg spotkania — wszystko wskazywało na to, że nie będzie niezręcznie, a raczej utną sobie miłą pogawędkę. Choć głos Atsu był nie do poznania, to już nonszalancja, która cechowała jego zdania, była taka sama jak kiedyś. Naprawdę miło było spotkać kogoś z dawnych czasów — może nie tych najbardziej kolorowej dla Itou, jednak zapamiętanych wciąż jako młodzieńczych. Przynajmniej do czasu aż nie poucinała różnych relacji. Kontakt z Kamiyą nigdy nie urwał się całkowicie, natomiast trudno powiedzieć, aby była to znajomość jakkolwiek bliska. Może właśnie dzięki temu, że trzymała się ona na wyjątkowo luźnych nitkach, to pozwalała na oddech, brak konieczności tłumaczenia się czy usilnego udawania wesołości. Nie znał jej sprzed paru lat, tym samym nie mógł porównać, jak bardzo się zmieniła. Dawało to pewien komfort i możliwość utrzymywania jakichś kontaktów międzyludzkich bez narażania się na przesadną bliskość i przymus wylewności.
Ucieszyło ją, że udało się jej trafić z wiekiem Atushikowego dzieciątka. Lubiła dzieci, aczkolwiek nie miała z nimi dużej styczności. Szkoliła jedynie z rysunku i malarstwa starszych nastolatków, pomagając im stworzyć portfolio do szkoły plastycznej czy na studia. Na słowa o rezolutnej Megumi na twarzy Itou pojawił się rozczulony uśmiech. Urocza.
— Mam nadzieję, że rysunek pomógł stęsknionemu tatusiowi. — Wyszczerzyła się na moment, mrużąc przy tym oczy. O ile randomowe dzieci przewijające się na wallu mediów społecznościowych niekoniecznie wzbudzałyby jej zainteresowanie, to pokazanie paru fotek z prywatnej kolekcji mogło być całkiem ciekawe. Z zainteresowaniem zerknie, żeby zobaczyć, w kogo wdała się mała.
Wyszli ze szpitala, kierując się w stronę kawiarenki. W szczebiocie rozmowy Alaeshy uciekło przegonienie szofera. Może dlatego że rozmowa była przyjemna, a może dlatego że się tego nie spodziewała. Wiedziała że Atsushi pochodzi z bogatej i wpływowej rodziny, ale nawet pomimo czasem zmanierowanego stylu bycia, nigdy nie odczuła aby wobec niej się tym przechwalał. Mimo wszystko widywała go niegdyś w zupełnie przyziemnych warunkach studenckiego życia, tym samym traktowała go z pominięciem wszelakich konwenansów.
Na miejscu zamówiła kawę, a jako że nie jadła dzisiaj jeszcze nic konkretnego, to wzięła latte ze słodkim syropem na mleku roślinnym. Nim zdążyli się porządnie rozsiąść, Kamiya zaczął mówić. Jako że artykułowanie słów przychodziło mu z trudem, cierpliwie słuchała, choć zmarszczyła brwi przy akompaniamencie zaintrygowanego uśmieszku — czemu miałby się czuć przy niej jak na egzaminie? Jednak potem kobieca twarz przyjęła łagodniejszy wyraz, zgadzając się z nadmienioną niezręcznością. Sam fakt że powiedział to na głos, dałaby możliwość rozluźnić się Alaeshy, gdyby nie kolejne słowa. Gdy skończył, zaczęła mówić, jąkając się nieco.
— R-rany, Sushi... A-Atsushi, tak mi przykro... Najwyraźniej nie po drodze Ci z karierą muzyczną. — Posłała mu blady uśmiech, acz zupełnie niepotrzebnie. Słowa starego znajomego, które padły po chwili ciszy sprawiły, że ciało malarki zesztywniało w zimnym dreszczu. To przecież było oczywiste, że za stanem jego głosu nie leżała przyjemna historia — ale że aż taka? Siedziała przez chwilę w milczeniu, czując pieczenie pod powiekami, które dosłownie strzepnęła z siebie ruchem głowy. Coś przełączyło się w niej. Łatwo było Itou współczuć wypadku, natomiast śmierć małżonki to istna tragedia.
— Moje kondolencje... — Tutaj słowa często mogły bardziej zaszkodzić niż pomóc, co pamiętała tak dobrze, gdy ktokolwiek próbował się nad nią rozczulać po śmierci matki. W toku rozmowy zdąży odkryć czego teraz potrzebuje Kamiya — współczucia, pocieszenia, jakiegoś rodzaju pomocy, a może spokojnej normalności i tego, że nie będzie się nad nim roztkliwiać. Teraz wolała zachować pragmatyczny i wyważony ton.
— Dobrze, że wciąż masz Megumi. — Dopiero teraz przysunęła do siebie kawę i spuszczając na nią wzrok również zamieszała w napoju długą łyżeczką.
@Kamiya Atsushi
Ucieszyło ją, że udało się jej trafić z wiekiem Atushikowego dzieciątka. Lubiła dzieci, aczkolwiek nie miała z nimi dużej styczności. Szkoliła jedynie z rysunku i malarstwa starszych nastolatków, pomagając im stworzyć portfolio do szkoły plastycznej czy na studia. Na słowa o rezolutnej Megumi na twarzy Itou pojawił się rozczulony uśmiech. Urocza.
— Mam nadzieję, że rysunek pomógł stęsknionemu tatusiowi. — Wyszczerzyła się na moment, mrużąc przy tym oczy. O ile randomowe dzieci przewijające się na wallu mediów społecznościowych niekoniecznie wzbudzałyby jej zainteresowanie, to pokazanie paru fotek z prywatnej kolekcji mogło być całkiem ciekawe. Z zainteresowaniem zerknie, żeby zobaczyć, w kogo wdała się mała.
Wyszli ze szpitala, kierując się w stronę kawiarenki. W szczebiocie rozmowy Alaeshy uciekło przegonienie szofera. Może dlatego że rozmowa była przyjemna, a może dlatego że się tego nie spodziewała. Wiedziała że Atsushi pochodzi z bogatej i wpływowej rodziny, ale nawet pomimo czasem zmanierowanego stylu bycia, nigdy nie odczuła aby wobec niej się tym przechwalał. Mimo wszystko widywała go niegdyś w zupełnie przyziemnych warunkach studenckiego życia, tym samym traktowała go z pominięciem wszelakich konwenansów.
Na miejscu zamówiła kawę, a jako że nie jadła dzisiaj jeszcze nic konkretnego, to wzięła latte ze słodkim syropem na mleku roślinnym. Nim zdążyli się porządnie rozsiąść, Kamiya zaczął mówić. Jako że artykułowanie słów przychodziło mu z trudem, cierpliwie słuchała, choć zmarszczyła brwi przy akompaniamencie zaintrygowanego uśmieszku — czemu miałby się czuć przy niej jak na egzaminie? Jednak potem kobieca twarz przyjęła łagodniejszy wyraz, zgadzając się z nadmienioną niezręcznością. Sam fakt że powiedział to na głos, dałaby możliwość rozluźnić się Alaeshy, gdyby nie kolejne słowa. Gdy skończył, zaczęła mówić, jąkając się nieco.
— R-rany, Sushi... A-Atsushi, tak mi przykro... Najwyraźniej nie po drodze Ci z karierą muzyczną. — Posłała mu blady uśmiech, acz zupełnie niepotrzebnie. Słowa starego znajomego, które padły po chwili ciszy sprawiły, że ciało malarki zesztywniało w zimnym dreszczu. To przecież było oczywiste, że za stanem jego głosu nie leżała przyjemna historia — ale że aż taka? Siedziała przez chwilę w milczeniu, czując pieczenie pod powiekami, które dosłownie strzepnęła z siebie ruchem głowy. Coś przełączyło się w niej. Łatwo było Itou współczuć wypadku, natomiast śmierć małżonki to istna tragedia.
— Moje kondolencje... — Tutaj słowa często mogły bardziej zaszkodzić niż pomóc, co pamiętała tak dobrze, gdy ktokolwiek próbował się nad nią rozczulać po śmierci matki. W toku rozmowy zdąży odkryć czego teraz potrzebuje Kamiya — współczucia, pocieszenia, jakiegoś rodzaju pomocy, a może spokojnej normalności i tego, że nie będzie się nad nim roztkliwiać. Teraz wolała zachować pragmatyczny i wyważony ton.
— Dobrze, że wciąż masz Megumi. — Dopiero teraz przysunęła do siebie kawę i spuszczając na nią wzrok również zamieszała w napoju długą łyżeczką.
@Kamiya Atsushi
maj 2038 roku