luty 2038
Większość swojej kariery przepracował za biurkiem. Był osobą decyzyjną, odpowiedzialną za wydawanie rozkazów, sprawdzanie raportów, wykonywanie raportów, jakichś zezwoleń i wykonywanie innej reprezentatywnej pracy. Tak naprawdę jeżeli w ten sposób mógł unikać męczących działań w terenie był chętny utrzymać taki styl pracy. Na wszelakich treningach pojawiał się z konieczności, a po wypadku już w ogóle. Ciężko było się więc mu przystosować do nowej rutyny pełnej wysiłku.
W tym momencie leząc na ławce w przepoconym stroju treningowym podnosił nad sobą sztangę. Nie przyzwyczajone do takiego obciążenia ramiona wyraźnie dygotały, jednak mimo wszystko płynnie przewyższały opór ciężaru. Motywowała go do tego ponura mina przyjaciela, a obecnie i dowódcy. Pomimo, że miał asekurować w ćwiczeniu sprawiał wrażenie chętnego do dociśnięcia drążka własną siłą jeżeli coś by mu się nie spodobało. Prawdopodobnie nie powinno, lecz Kamiyę to bawiło.
- Ach, teraz jak myślę o treningach kaprala Satō... nie było najgorzej... - kiedy uczęszczał do akademii każdy trening ze wspomnianym opiekunem wydawał się przeprawą na tamten świat. Teraz jednak był gotowy zweryfikować na nowo swój pogląd. Doświadczenia ostatecznie faktycznie ubogacają życie...
Większość swojej kariery przepracował za biurkiem. Był osobą decyzyjną, odpowiedzialną za wydawanie rozkazów, sprawdzanie raportów, wykonywanie raportów, jakichś zezwoleń i wykonywanie innej reprezentatywnej pracy. Tak naprawdę jeżeli w ten sposób mógł unikać męczących działań w terenie był chętny utrzymać taki styl pracy. Na wszelakich treningach pojawiał się z konieczności, a po wypadku już w ogóle. Ciężko było się więc mu przystosować do nowej rutyny pełnej wysiłku.
W tym momencie leząc na ławce w przepoconym stroju treningowym podnosił nad sobą sztangę. Nie przyzwyczajone do takiego obciążenia ramiona wyraźnie dygotały, jednak mimo wszystko płynnie przewyższały opór ciężaru. Motywowała go do tego ponura mina przyjaciela, a obecnie i dowódcy. Pomimo, że miał asekurować w ćwiczeniu sprawiał wrażenie chętnego do dociśnięcia drążka własną siłą jeżeli coś by mu się nie spodobało. Prawdopodobnie nie powinno, lecz Kamiyę to bawiło.
- Ach, teraz jak myślę o treningach kaprala Satō... nie było najgorzej... - kiedy uczęszczał do akademii każdy trening ze wspomnianym opiekunem wydawał się przeprawą na tamten świat. Teraz jednak był gotowy zweryfikować na nowo swój pogląd. Doświadczenia ostatecznie faktycznie ubogacają życie...
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
Jaka ironia losu, że Kamiya Atsushi, zawodowo zajmujący się tym, żeby coś robić, nie narobić się i dzięki mocnym plecom (ale nie własnym) dostać się na jakąś wygodną, ciepłą posadkę, wylądował w Tsunami akurat pod Nakashimą. Dawnym starszym kolegą z akademii, współlokatorem, którego mimo anielskiej wręcz cierpliwości i sympatycznemu usposobieniu wobec całego świata i tak potrafił doprowadzić do lekkiej irytacji swoim stylem bycia. Yosuke na początku nie dowierzał. Myślał, że znowu się ktoś z niego zgrywa, nowy rekrut to tylko zbieżność nazwisk z niegdysiejszym przyjacielem, a podobny, bo i większość Japończyków miało niemal identyczne ze sobą cechy. Jakże było jego nieujawnione zewnętrzną postawą zdziwienie, kiedy faktycznie stanął przed nim ten wysoki przystojniacha. Widać, ojciec potrafił mu załatwić ekspresowe dostanie się nawet do jednostki specjalnej.
Tu właściwie można by było rzec, że skończyły się wpływy rodziciela Atsushiego. Kimkolwiek by sobie nie był, Nakashima nie zamierzał stosować taryfy ulgowej dla nikogo, bo mu każe ktoś wysoko postawiony. Podlegał wyłącznie dowódcy całego Tsunami, a sam Asahura również nie ulegał zewnętrznym wpływom. W egzorcyście wykiełkowała więc myśl, że młody mógł coś przeskrobać i trafić tu za karę. Na całe szczęście przyjazne usposobienie wyparowało z niego przed ośmioma laty i nie zamierzał fundować „Sushiemu” wakacyjnego pobytu w ich szeregach.
Był w mundurze. Przynajmniej w dolnej połowie munduru, bo marynarka spoczywała odłożona godnie na bok, żeby nie utrudniała ruchów, gdyby trzeba było ratować najnowszy nabytek drużyny przed sztangą. Nakashima nie miał w dzisiejszych planach fizycznego treningu – był jak typowy nauczyciel w-f. Stał, patrzył oceniająco (albo nie, po jego wybitnie zobojętniałej minie nie dało się niczego wywnioskować), a w jego głowie mogły równie dobrze rozgrywać się krwawe sceny z udziałem podopiecznych.
– Kapral Satō nie przygotowywał nas na codzienną możliwość utraty życia. Ja muszę. – Utrzymywał w swoim oddziale najniższy odsetek zgonów, jego podwładni mieli też całkiem sporą szansę wrócić z misji bez większych uszczerbków na zdrowiu. Yosuke nie zamierzał czegokolwiek zmieniać w tych statystykach, a jak na razie, prowadząc zwykłą obserwację reakcji organizmu Kamiyi na wysiłek, wolał nie puszczać go w teren do poważniejszych zgłoszeń. Nie był już jednak podrzędnym rekrutem, a nie było mowy, że usadzi wygodnie zadek za biurkiem i jakoś się w ten sposób prześliźnie do emerytury. Najpierw musiał dożyć wieku, w którym mógłby stwierdzić, że już wystarczy tego pracowania.
Tu właściwie można by było rzec, że skończyły się wpływy rodziciela Atsushiego. Kimkolwiek by sobie nie był, Nakashima nie zamierzał stosować taryfy ulgowej dla nikogo, bo mu każe ktoś wysoko postawiony. Podlegał wyłącznie dowódcy całego Tsunami, a sam Asahura również nie ulegał zewnętrznym wpływom. W egzorcyście wykiełkowała więc myśl, że młody mógł coś przeskrobać i trafić tu za karę. Na całe szczęście przyjazne usposobienie wyparowało z niego przed ośmioma laty i nie zamierzał fundować „Sushiemu” wakacyjnego pobytu w ich szeregach.
Był w mundurze. Przynajmniej w dolnej połowie munduru, bo marynarka spoczywała odłożona godnie na bok, żeby nie utrudniała ruchów, gdyby trzeba było ratować najnowszy nabytek drużyny przed sztangą. Nakashima nie miał w dzisiejszych planach fizycznego treningu – był jak typowy nauczyciel w-f. Stał, patrzył oceniająco (albo nie, po jego wybitnie zobojętniałej minie nie dało się niczego wywnioskować), a w jego głowie mogły równie dobrze rozgrywać się krwawe sceny z udziałem podopiecznych.
– Kapral Satō nie przygotowywał nas na codzienną możliwość utraty życia. Ja muszę. – Utrzymywał w swoim oddziale najniższy odsetek zgonów, jego podwładni mieli też całkiem sporą szansę wrócić z misji bez większych uszczerbków na zdrowiu. Yosuke nie zamierzał czegokolwiek zmieniać w tych statystykach, a jak na razie, prowadząc zwykłą obserwację reakcji organizmu Kamiyi na wysiłek, wolał nie puszczać go w teren do poważniejszych zgłoszeń. Nie był już jednak podrzędnym rekrutem, a nie było mowy, że usadzi wygodnie zadek za biurkiem i jakoś się w ten sposób prześliźnie do emerytury. Najpierw musiał dożyć wieku, w którym mógłby stwierdzić, że już wystarczy tego pracowania.
Atsushi nie szukał zrozumienia dla swojego zachowania i nie zależało mu na wyjaśnianiu sytuacji dla której znalazł się w Tsunami. Jeżeli przyjaciel był ciekawy najpewniej uchyliłby rąbka tajemnicy ale jeżeli nie było to ważne to tak samo marginalne stawało się dla samego mężczyzny. Tak długo jak drugi tolerował bycie tego pierwszego to wszystko wydawało się być właściwie. Co prawda dawny współlokator choć wykazywał względną, dobrze znaną cierpliwość tak jednak jego chłodny sposób bycia sprawiał, że pomiędzy ciemnymi brwiami Atsu pojawiała się zmarszczka niezadowolenia. Nie żeby, Nakashima kiedykolwiek był przesadnie entuzjastyczny i tryskający pozytywną energią...
- Ach, nie kwestionuje przecież celu... - ścisną krtań by zarzęzić przez zaciśnięte zęby kiedy zmuszał się do powtórzenia serii. Wywrócił przy tym teatralnie oczami. Każdy głupi wiedziałby, że gada w tym momencie głupoty by nawiązać rozmowę więc po co były te uniki i wrzucanie mu na twarz poważne pouczenia? - Nie widać jak się staram...? Daję z siebie wszystkiego dla uśmiechu swojego szefa... - dodał uśmiechając się prowokacyjnie. Zamilkł na chwilę nie wiadomo czy oczekując na odpowiedź, czy też wstrzymując powietrze do zmobilizowania mięśni do kolejnego pchnięcia. Raczej w grę wchodziła ta druga opcja - Robię tak wiele... Czemu więc mój szef jest taki nieprzystępny wobec mnie...? To przez to, że zwróciłem się na odprawie w sposób nieformalny...? - uderzył w sedno swojego problemu szukając otwarcie na głos przyczyny. Być może faktycznie nie powinien zwracać się do Yosuke per "Nakama". W końcu był to akademicki pseudonim. Honorowy człon "sensei", który również został donośnie wyartykułowany również wydawał się nie zadowalać wybrednego przełożonego, a przecież bardziej dosadnie nie dało się już podkreślić wyższości drugiego. Może problem leżał gdzie indziej...?
- Ach, nie kwestionuje przecież celu... - ścisną krtań by zarzęzić przez zaciśnięte zęby kiedy zmuszał się do powtórzenia serii. Wywrócił przy tym teatralnie oczami. Każdy głupi wiedziałby, że gada w tym momencie głupoty by nawiązać rozmowę więc po co były te uniki i wrzucanie mu na twarz poważne pouczenia? - Nie widać jak się staram...? Daję z siebie wszystkiego dla uśmiechu swojego szefa... - dodał uśmiechając się prowokacyjnie. Zamilkł na chwilę nie wiadomo czy oczekując na odpowiedź, czy też wstrzymując powietrze do zmobilizowania mięśni do kolejnego pchnięcia. Raczej w grę wchodziła ta druga opcja - Robię tak wiele... Czemu więc mój szef jest taki nieprzystępny wobec mnie...? To przez to, że zwróciłem się na odprawie w sposób nieformalny...? - uderzył w sedno swojego problemu szukając otwarcie na głos przyczyny. Być może faktycznie nie powinien zwracać się do Yosuke per "Nakama". W końcu był to akademicki pseudonim. Honorowy człon "sensei", który również został donośnie wyartykułowany również wydawał się nie zadowalać wybrednego przełożonego, a przecież bardziej dosadnie nie dało się już podkreślić wyższości drugiego. Może problem leżał gdzie indziej...?
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
Nie miewał w zwyczaju zadawać pytań, kiedy nie potrzebował usłyszeć odpowiedzi. W przeciwieństwie do dawnego Nakashimy, obecny niespecjalnie interesował się prywatnymi sprawami ludzi czy ludźmi w ogóle. Jeśli ktoś mu o czymś opowiadał z własnej woli to słuchał z grzeczności, ale raczej nie ciągnął za język. Czasami przechodził w ten mniej formalny tryb, ale głównie podczas integracyjnych spotkań z członkami oddziału, kiedy wszyscy byli już w cywilu i odkładali na bok wojskowe usposobienie. Przynajmniej część z nich.
Dwubarwne tęczówki utkwione zostały w ciemnych oczach drugiego żołnierza. Na wspomnienie uśmiechu odpowiedział jedynie niewzruszoną, kamienną miną i delikatnym zmrużeniem oczu. Nawet nie mówił, że Kamiya musi się postarać nieco bardziej. Jego szef ostatni raz uśmiechnął się na koniec października, w dodatku przez dość krótką chwilę i kiedy prawie nikt nie patrzył. Było to zdarzenie tak rzadkie, że zapisywało się je w kalendarzu, a w skali roku można było je policzyć na palcach jednej ręki. Stolarza nieprzestrzegającego BHP. Według skandynawskich mitów, łańcuch pętający Fenrira stworzono między innymi z odgłosu kocich kroków i oddechu ryby. Do nowej wersji bez wątpienia magiczni karli kowale próbowaliby pozyskać uśmiech Yosuke.
– Szef jest taki wobec każdego. – Nie było wyjątków, Atsushi mógł równie dobrze przeprowadzić śledztwo wśród rodziny Nakashimy – rodzice wciąż mieszkali w Sāwie i nawet przy nich wydawał się być dobity życiem, obojętny, niewzruszony na suchary ojca czy matczyne próby zawstydzania. – W godzinach służbowych jestem dla ciebie Nakashimą, dowódcą albo kombinacją tychże. Zwłaszcza na odprawie.
Sęk w tym, że Yosuke był w pracy częściej niż po niej, bo właściwie nie posiadał życia prywatnego, na które mógłby poświęcać czas. Praktycznie ożenił się ze służbą, czasem wręcz mieszkał na terenie garnizonu w Haiiro czy górskiej siedziby, miewał maratony nieprzerwanej pracy trwające ponad dobę. Nie dawało to zbyt dużych okienek na zwracanie się do niego w taki sam sposób jak dawno temu za czasów akademickich.
– Jeśli coś ci nie pasuje, mogę ci załatwić przeniesienie. Drugim oddziałem zarządza stary zgred, do trzeciego trafiają głównie kretyni, ginący na pierwszej misji. – Nawet jeśli wydźwięk jego słów mógł być uznany za wredny, złośliwy, wręcz nieco chamski, ton głosu nie zmienił się, pozostając tak samo monotonnym, nieco znudzonym, jakby wszystko mu było jedno. W egzorcyście była jednak nadzieja, że Kamiya zostanie w jedynce. Tu chociaż miał szansę przeżycia, a Nakashima mógł mieć na niego oko. Nawet jeśli ciężko było to wyczuć, nadal w jakimś stopniu zależało mu na przyjacielu. Albo przynajmniej na jego bezpieczeństwie.
Dwubarwne tęczówki utkwione zostały w ciemnych oczach drugiego żołnierza. Na wspomnienie uśmiechu odpowiedział jedynie niewzruszoną, kamienną miną i delikatnym zmrużeniem oczu. Nawet nie mówił, że Kamiya musi się postarać nieco bardziej. Jego szef ostatni raz uśmiechnął się na koniec października, w dodatku przez dość krótką chwilę i kiedy prawie nikt nie patrzył. Było to zdarzenie tak rzadkie, że zapisywało się je w kalendarzu, a w skali roku można było je policzyć na palcach jednej ręki. Stolarza nieprzestrzegającego BHP. Według skandynawskich mitów, łańcuch pętający Fenrira stworzono między innymi z odgłosu kocich kroków i oddechu ryby. Do nowej wersji bez wątpienia magiczni karli kowale próbowaliby pozyskać uśmiech Yosuke.
– Szef jest taki wobec każdego. – Nie było wyjątków, Atsushi mógł równie dobrze przeprowadzić śledztwo wśród rodziny Nakashimy – rodzice wciąż mieszkali w Sāwie i nawet przy nich wydawał się być dobity życiem, obojętny, niewzruszony na suchary ojca czy matczyne próby zawstydzania. – W godzinach służbowych jestem dla ciebie Nakashimą, dowódcą albo kombinacją tychże. Zwłaszcza na odprawie.
Sęk w tym, że Yosuke był w pracy częściej niż po niej, bo właściwie nie posiadał życia prywatnego, na które mógłby poświęcać czas. Praktycznie ożenił się ze służbą, czasem wręcz mieszkał na terenie garnizonu w Haiiro czy górskiej siedziby, miewał maratony nieprzerwanej pracy trwające ponad dobę. Nie dawało to zbyt dużych okienek na zwracanie się do niego w taki sam sposób jak dawno temu za czasów akademickich.
– Jeśli coś ci nie pasuje, mogę ci załatwić przeniesienie. Drugim oddziałem zarządza stary zgred, do trzeciego trafiają głównie kretyni, ginący na pierwszej misji. – Nawet jeśli wydźwięk jego słów mógł być uznany za wredny, złośliwy, wręcz nieco chamski, ton głosu nie zmienił się, pozostając tak samo monotonnym, nieco znudzonym, jakby wszystko mu było jedno. W egzorcyście była jednak nadzieja, że Kamiya zostanie w jedynce. Tu chociaż miał szansę przeżycia, a Nakashima mógł mieć na niego oko. Nawet jeśli ciężko było to wyczuć, nadal w jakimś stopniu zależało mu na przyjacielu. Albo przynajmniej na jego bezpieczeństwie.
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
Klikną językiem o podniebienie słuchając suchej, nieciekawej odpowiedzi. Kolejno toczone chłodem odpowiedzi były czymś czego się spodziewał, a jednak nie mógł powstrzymać pewnego rozczarowania. Od momentu swojej przynależności próbował aktywnie odbudować relację. Teoretycznie przebywając bezpośrenio twarzą w trwarz powinno być to łatwiejsze niż przez pośrednie wiadomości, które doczekiwały się zdawkowych odpowiedzi lub ignorancji. W praktyce - nie było. Pewnym, małym chwilowym osiągnieciem było zmuszenie drugiej strony do bardziej znaczącego wyartykuowania tego, jak nie powinna przebiegać odprawa.
- W porządku, Dowódco Nakashimo~~ - od razu wypróbował proponowaną przez przełożonego alternatywę, lecz dziwnie się składało - nie brzmiało to w jego ustach... lepiej. Atsu mógł już tylko zachichotać. Ach. Czy można go było winić? To trochę jak postawienie na krawędzi stołu szklanki z mlekiem, gdy w pomieszczeniu biegał ignorowany kot. Mleko musiało się rozlać.
Kamiya zacisną zęby, lecz nie z powodu powściągliwości. Kolejna seria powtórzeń była już dla niego znaczącym wyzwaniem. Ramiona wyraźnie dygotały, kiedy ciężar się wznosił.
- Dowódco Nakashimo, jak wspomniałem, nie kwestionuję celu - mówił trochę wolniej, lecz dzięki temu wyraźniej brzmiąc bardziej sumiennie. Przynajmniej sprawiał wrażenie sumiennego. Nie wiedzieć czemu aura wydawała się nieco butna i psotna - Jeżeli Dowódca poczuł się urażony proszę wybaczyć temu niekompetentnemu Rekrutowi. W przyszłości postaram się być taktowniejszy wobec Dowódcy - zapewnił - Jeżeli, khm, Dowódca pozwoli, czy taki naganny rekrut jak ja może prosić po pracy przykładnego Dowódcę, jak Pan, Panie Nakashima, o wskazówki...? - przeniósł spojrzenie z drążka sztangi na Yosuke by sprawdzić, czy jest ukontentowany tym, jak w godzinach służbowych jest traktowany, cóż... wyjątkowo służbowo. Tego w końcu oczekiwał, prawda...?
- Ugh...! - w pewnym momencie zbrakło mu siły w lewej ręce, a drążek sztangi miał przydusić niemały ciężar do piersi. (rzut)
- W porządku, Dowódco Nakashimo~~ - od razu wypróbował proponowaną przez przełożonego alternatywę, lecz dziwnie się składało - nie brzmiało to w jego ustach... lepiej. Atsu mógł już tylko zachichotać. Ach. Czy można go było winić? To trochę jak postawienie na krawędzi stołu szklanki z mlekiem, gdy w pomieszczeniu biegał ignorowany kot. Mleko musiało się rozlać.
Kamiya zacisną zęby, lecz nie z powodu powściągliwości. Kolejna seria powtórzeń była już dla niego znaczącym wyzwaniem. Ramiona wyraźnie dygotały, kiedy ciężar się wznosił.
- Dowódco Nakashimo, jak wspomniałem, nie kwestionuję celu - mówił trochę wolniej, lecz dzięki temu wyraźniej brzmiąc bardziej sumiennie. Przynajmniej sprawiał wrażenie sumiennego. Nie wiedzieć czemu aura wydawała się nieco butna i psotna - Jeżeli Dowódca poczuł się urażony proszę wybaczyć temu niekompetentnemu Rekrutowi. W przyszłości postaram się być taktowniejszy wobec Dowódcy - zapewnił - Jeżeli, khm, Dowódca pozwoli, czy taki naganny rekrut jak ja może prosić po pracy przykładnego Dowódcę, jak Pan, Panie Nakashima, o wskazówki...? - przeniósł spojrzenie z drążka sztangi na Yosuke by sprawdzić, czy jest ukontentowany tym, jak w godzinach służbowych jest traktowany, cóż... wyjątkowo służbowo. Tego w końcu oczekiwał, prawda...?
- Ugh...! - w pewnym momencie zbrakło mu siły w lewej ręce, a drążek sztangi miał przydusić niemały ciężar do piersi. (rzut)
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
Gdyby miał do czynienia z kimś innym, może łatwiej przychodziłoby mu znoszenie błędów początkujących, nieodpowiednie zachowanie, brak poszanowania do kogoś wyższego stopniem. Mógłby to sobie tłumaczyć brakiem obycia, koniecznością dostosowania się do nowych realiów, w których rekrut się nie odnajdował, cywilnym rozluźnieniem tak innym od sztywnych, wojskowych norm. Jednak Atsushi był niegdyś w policji i powinien znać te wszystkie „drętwe” zasady, bardzo podobne w obu instytucjach. Dlatego Nakashima jeszcze dobitniej stawiał granicę pomiędzy pracą a prywatnością, jakby czekając kiedy rekrut przestanie z tą całą pajacerką i zacznie się zachowywać z przynajmniej jakimś minimum godności.
– Sarkazm ci nie pomoże, Kamiya – ostrzegł, dostrzegając przeginanie w drugą stronę. Przypominał mu teraz jedną z lekarek, która też często w zdania wplatała nieszczęsnego dowódcę, ale u niej brzmiało to o wiele naturalniej. Tu Yosuke odnosił wrażenie, jakby dawny przyjaciel starał się testować granice cierpliwości albo próbował się co gorsza przymilać. Coraz bardziej żałował, że nie spróbował się wykręcić z niańczenia świeżynki, zostawiając go na pastwę kogoś z innego oddziału albo cywilnych trenerów. Czego się spodziewał, że po latach nie będzie irytującą gadułą kombinującą jak tu nie brudzić rąk?
– Jak chcesz sobie pogadać to może wymienisz różnice pomiędzy Tsuchigumo a Jorōgumo albo powiesz mi coś o kingitsune i gingitsune? – Pochylił się nad nim, przytrzymując sztangę, ale na tyle, żeby jeszcze przez chwilę opierała się o klatkę piersiową mężczyzny. Rozmowy podczas ćwiczeń niepotrzebnie zużywały energię, a do tego tlen, nadmiernie męczyły i nie prowadziły do niczego konkretnego. Nakashima westchnął lekko i pomógł Atsu wydostać się spod ciężaru, odkładając drążek na miejsce.
– Chyba już ci na dzisiaj wystarczy. – Zerknął na zegarek. – Mi też. – Żył pracą tak bardzo, że więcej w niej był niż poza nią i ciężko było stwierdzić, kiedy kończył służbę. Na ogół bardziej przypominało to wzięcie sobie kilku godzin przerwy niż faktyczne zakończenie zmiany. Choć nawet jeśli by nie miał „lekkiego” pracoholizmu, musiał liczyć się z możliwością wezwania o każdej porze dnia i nocy.
@Kamiya Atsushi
– Sarkazm ci nie pomoże, Kamiya – ostrzegł, dostrzegając przeginanie w drugą stronę. Przypominał mu teraz jedną z lekarek, która też często w zdania wplatała nieszczęsnego dowódcę, ale u niej brzmiało to o wiele naturalniej. Tu Yosuke odnosił wrażenie, jakby dawny przyjaciel starał się testować granice cierpliwości albo próbował się co gorsza przymilać. Coraz bardziej żałował, że nie spróbował się wykręcić z niańczenia świeżynki, zostawiając go na pastwę kogoś z innego oddziału albo cywilnych trenerów. Czego się spodziewał, że po latach nie będzie irytującą gadułą kombinującą jak tu nie brudzić rąk?
– Jak chcesz sobie pogadać to może wymienisz różnice pomiędzy Tsuchigumo a Jorōgumo albo powiesz mi coś o kingitsune i gingitsune? – Pochylił się nad nim, przytrzymując sztangę, ale na tyle, żeby jeszcze przez chwilę opierała się o klatkę piersiową mężczyzny. Rozmowy podczas ćwiczeń niepotrzebnie zużywały energię, a do tego tlen, nadmiernie męczyły i nie prowadziły do niczego konkretnego. Nakashima westchnął lekko i pomógł Atsu wydostać się spod ciężaru, odkładając drążek na miejsce.
– Chyba już ci na dzisiaj wystarczy. – Zerknął na zegarek. – Mi też. – Żył pracą tak bardzo, że więcej w niej był niż poza nią i ciężko było stwierdzić, kiedy kończył służbę. Na ogół bardziej przypominało to wzięcie sobie kilku godzin przerwy niż faktyczne zakończenie zmiany. Choć nawet jeśli by nie miał „lekkiego” pracoholizmu, musiał liczyć się z możliwością wezwania o każdej porze dnia i nocy.
@Kamiya Atsushi
maj 2038 roku