Tomikoani - Page 4
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

3/9/2022, 16:03
First topic message reminder :

Tomikoani


Tomikoani jeszcze dziesięć lat temu należało do Karafuruny Chiku, ale w roku 2021 zostało zakwalifikowane jako ulica Nanashi, ze względu na upadające jeden po drugim sklepy i knajpy. Dawniej dało się tu dostać wszystkie najpotrzebniejsze produkty, a wieczorem zza zamkniętych drzwi dobiegała barowa muzyka. Obecnie mało kto uczęszcza tą trasą, a ci nieliczni, którzy postanowili postawić stopę na brudnej od śmieci ścieżce, napatoczą się co najwyżej na niemal doszczętnie pozbawione asortymentu pomieszczenia handlowe, działające już chyba tylko dzięki ostatniej nadziei ich właścicieli.

Istnieją liczne pogłoski, że gdy noc czerni niebo na ebonit, a sporadycznie działające latarnie próbują rozgonić mrok z zaułków Tomikoani, kątem oka dostrzec można przechadzającą się po ulicy kobietę, wołającą o pomoc. Jej głos przeszywa duszę do szpiku; czuć w nim ton pełen napięcia, błagania i przemożnego smutku, jednak nie należy reagować na jej prośby. Choć nikt nie wierzy w podobne opowiastki, zbywając je lekceważąco ręką, historie tego pokroju to dobry motyw na wieczorne, straszne spotkania. Mówi się, że nieznajomą szlochającą o wsparcie jest Rakatomi Imeko - kobieta, która lata temu zginęła w letnią, bezchmurną noc, podczas porodu, dokładnie tu, na ulicach Tomikoani. Po śmierci stała się ubume i od tego momentu krąży po terenach, w których zginęła, w zakrwawionych szatach i z nieżywym niemowlęciem w ramionach. Ponoć, kiedy tylko zbliża się do niej człowiek, próbuje przekonać go, aby przyjął jej dziecko i zaopiekował się nim. Jeżeli napotkana osoba się zgodzi i pozwoli, aby tobołek z maleństwem spoczął w jej objęciach, Rakatomi znika przy pierwszym mrugnięciu powiek, a zawiniątko staje się coraz cięższe i cięższe, aż pomocny przybysz zostaje zmiażdżony pod jego wagą.

Haraedo

Shimizu Tsubame

29/8/2024, 19:35
- ...bo wiesz. Skojarzeń się nie mówi jak są brzydkie. To w sumie miłe z twojej strony. Chyba, że chciałbyś, żeby mi było przykro. Albo Tobie było? - otworzyła buzię i zamknęła, przypominając bardziej wartko zatrzaskiwany, ptasi dziób, gdy wydęła wargi - dotrzymuję obietnic - fuknęła lekko, w jednej chwili dziwnie naburmuszona. Zmarszczyła nos, ale emocja, jak szybko się pojawiła, zaraz umknęła, pozostawiając czoło jasne, bez cienia rozciągniętego marsa. Zakręciła głową, rozsypując grzywkę na boki - ...że deszcz, to jeszcze nie burza. Tak jak łzy to wcale nie tragedia - zwinęła drobne pięści pod boki i z rezygnacją westchnęła, rozglądając się na otulająca ich ponurość. Jesli miała szansę, jeśli tylko wystarczająco skutecznie odrzucała całą, rzucaną przez dorosłych perspektywę problemów, obowiązków i bycia poważnym, patrzyła na Nanashi, jak rozrzucone w labiryncie puzzle. Bawiła się ich elementami, by uszczknąć od świata coś, czego wcale jej nie chciał dać. Bujała wyobraźnią za daleko, pakowała się przez to w problemy, ale - tu - nigdy nie była sama. Nie chciała być. Chociaż o tym pamiętała dopiero, gdy nakrywała poduszkę na głowę, przeganiając odległy wrzask - nie wiedziała nawet czyj. Albo senne majadło. I dopóki był ktoś, który nie zrywał się niechęcią na pełen potok jej - niekoniecznie właściwego - entuzjazmu, dopóki nie dostawała po głowie, dopóki... naprawdę trzymali się razem. Dopóki ktoś jej tu chciał, mogła skakać nawet po linie.
Jak szybko by spadła?
Czy ktoś by ją złapał?
- No widzę właśnie - urwała myślny ślinotok, przeskakując znowu na ten słowny. Zachichotała - nie mówi tak szybko. Rozejrzysz się - jest co robić, właściwe wszędzie... w sumie... - ułożyła palec na ustach, przypominając sobie coś, co zdążyła usłyszeć od wiecznie zmęczonych "starszych" - w bidulu chyba remont planowali. Ale to w karafurnie jest. Podobno znalazł się jakiś sponsor co... och ... znaczy. Po prostu. Przyniosłabym ci kanapkę, jakbyś tam pracował. Moje koleżanki tak robiły, jak odmalowali nam kuchnię - uniosła i opuściła ramiona - chociaż nie wiem czy one takie dobre... znaczy kanapki nie koleżanki - przetarła skroń, po czym poklepała się po obu policzkach, jakby budziła.
Niby na pogadanki nie była, ale nikt jej nie powiedział, że nie może.
- Chodź! Umiera się głupio, albo niefajnie. W sumie nie pamiętam, ale nie polecam. Z zażenowania się nie umiera, chociaż pewnie czasem by się chciało. Ty jeszcze nie masz czym - zerkała z góry z pewną zaciekawioną powagą, w którymś momencie nawet kucając, by łokcie zaprzeć na kolanach, a brodę na rozcapierzonych dłoniach.
- Ludzie to akurat... a zresztą nieważne. Wiesz. Jak mi pokażesz, jak być silnym, to ...w sumie nie jestem dobra w uczenie. Podobno wszystkiego nauczyć się da, ale to kłamstwo. Ja chciałabym latać, a głupie to jednak dla człowieka, prawda? - westchnęła, podnosząc się i otrzepując nagromadzony pył z nóg. Mówiła, jakby totalnie nie przywiązywała wagi do prób pokonania przeszkody i wspięcia się na górę - Zaczekam na ciebie! - pomachała chłopakowi, pokonując kolejny murek i wczepiając się coraz wyżej. Nie szarżowała, wciąż zerkając przez luki w ścianach, oknach, gdzie znajdował się rudowłosy. Naprawdę chciała mieć go w zasięgu, któregokolwiek ze zmysłów. I naprawdę chciała mieć w nim przyjaciela. Przecież sam tak powiedział?
Siedziała na krawędzi dachu, gdy dotarło ją wołanie. Rozciągnięty uśmiech miał w sobie coś instynktownego. Sprawiało przyjemność.
Zeskoczyła ze stanowiska, pokonując niewielką, dzieląca ją od drugiego budynku. Tu - wszystkie stały przy sobie ciasno, jakby nie miały miejsca na rozpychanie. Albo - jak ona - bały się zostać same. Nawet jeśli między nimi wciąż ziały zgruchotane dziury walących się ruin. Wilgotny pył osiadał na włosach, nawet gdy zaglądała to rozbitej wyrwy w oknie.
Dotarła do włazu, słysząc i głos i płaskie uderzenie od wewnątrz. Kłódka, która zahaczała się na wierzchu, nie była zamknięta. Wiedziała o tym. Ale założona - dawała szansę, dla kogoś, kto musiał uciekać w pośpiechu. Sciągnęła blokujący zejście metal, ale nawet zaparła się i tylko sapnęła.
- Nie dam rady sama podnieść. Musisz wypchnąć z dołu - głos musiał brzmieć stłumiony. Metaliczny. Cofnęła się, nie chcąc dokładać dodatkowego ciężaru. I dopiero, gdy właz się odchylił, zajrzała do środka, wyciągając rękę w stronę Waruia - jak już jesteśmy na górze, to jest łatwiej. Ze wszystkim. Nawet o ścieżki dostrzeżenie prościej - obróciła głowę, wskazując za siebie - czasem zostawiamy też... wiadomości - przechyliła głowę - takie tylko dla nas - wyszczerzyła się radośnie - gdzie przeczekać można, albo zostawić coś bezpiecznie - wciąż kucała obok włazu, zeskakując całkiem dopiero, gdy towarzysz znalazł się w pełni obok.
- Chodź. Zanim deszcz nas dogoni - tam gdzie patrzyła wcześniej za nich - naprawdę ciemniało - ale to wciąż nie burza! - zaznaczyła, wskazując wąski przeskok na kolejny budynek i ułożoną - niemal wygodnie, metalową siatkę. Być może krata czyjegoś wejścia. Albo kanałów. Mieli do pokonania, na przełaj, jeszcze kawałek drogi. I wspiąć się mogli wyżej. Nawet na wysokość odległych mostów karafurny.
Trzymała się go blisko.

@Warui Shin'ya
Shimizu Tsubame

Warui Shin'ya ubóstwia ten post.

Warui Shin'ya

7/9/2024, 01:11
- Chyba że chciałbyś, żeby mi było przykro.

- Co? Nie-

- Albo tobie było?

- Tym bardziej nie.

Miał to w pamięci, gdy wlókł się po niekończących schodach i także wtedy, kiedy dźwignął się na ostatnim pręcie, uderzając mocno w nieruchomą pokrywę. Tsubame gadała jak najęta i wydawało się, że nic nie jest w stanie zamknąć jej ślicznej buźki na kłódkę. Teraz wiele by dał, żeby podobny zabieg spotkał blokującą go klapę. Być może, normalnie, byłby w stanie za którymś razem utorować sobie drogę, jeżeli łańcuch był wystarczająco skorodowany, ale dziś czuł, że z każdym huknięciem pięści, roztrzaskuje w drobny mak również resztki energetycznych pokładów. Musiał czekać na ingerencję z zewnątrz, mając jedynie nadzieję, że dziewczyna go usłyszy i faktycznie coś zrobi.

Zastanawiał się przez ten czas (dla niego rozciągnięty w wieczność, bo musiał przekładać siłę na utrzymanie się na stopniach) kto wpadł na pomysł, aby to ona go oprowadzała. Nie miał nic przeciwko jej towarzystwu; dobrze, że prowadziła dialog za ich dwójkę i nie musiał starać się, aby podtrzymać tempo dyskusji, ale jednocześnie sama przyznała, że nie jest żadną ekspertką. Zakładali, że nie zostanie z nimi długo i dlatego wysłali pierwszą lepszą nowicjuszkę?

Dźwięk szczęku metalu zadarł mu głowę, a kiedy padło ciche sapnięcie, prawie się uśmiechnął. Wyobraził sobie tę drobną dziewczynę, zapartą piętami o surowy dach, starającą się unieść całkiem ciężką pokrywę. Rzecz, która jemu przyszła zdecydowanie prościej, gdy wreszcie nie było żadnych łańcuchów i zatrzasków. Rozległ się tylko odgłos starych, nienaoliwionych zawiasów, a potem buchnięcie, gdy klapa uderzyła o płaską powierzchnię. Wydostał się na górę jeszcze nim do końca opadł pył. Nie skorzystał z pomocy wysuniętej ku niemu dłoni - parsknął jedynie, kręcąc głową, i pokonując ostatnie szczeble. Nie wątpił w jej upór, ale myśl, że miałaby go udźwignąć, to już zupełnie co innego.

- Tak, widok faktycznie jest niezły - przyznał, jak tylko stanął na nogach. Otrzepując dłonie o kurtkę, rozglądał się przy okazji po panoramie i choć nie znajdowali się z Tsubame nie wiadomo jak wysoko, widok był całkiem przystępny. Miało się wrażenie, że część okolicy idzie ujrzeć prawie z lotu ptaka, jeżeli wyobraźnia odpowiednio zadziała. Natarczywe pulsowanie w skroni Shina nie pozwalało może na stworzenie idealnej makiety Nanashi, ale nawet najbliższa okolica to już coś. Poza tym nie przyszedł tutaj podziwiać rozkładu zabudowań. - Wiadomości, co? - Oderwawszy wzrok od szarych kamienic spojrzał na przewodniczkę. - Macie jakiś specjalny kod? - Powinien po tym ugryźć się w język, ale w rzeczywistości była rzecz, którą przełożył ponad zażenowanie: własne życie. Kiedy dziewczyna wskazała dalszą drogę ich podróży, nawet nie planował dopuścić do siebie wizji, w której znów próbuje przeskoczyć z punktu do punktu. Nogi miał jak z waty, a mięśnie zdecydowanie nie chciały się go słuchać. - Jako dzieciak stworzyłem własny alfabet na wypadek, gdybym miał zostawić komuś informację. - Nie było nigdy tego "kogoś". Nie było nawet cienia szansy, aby wykorzystać motyw, ale wciąż snucie opowieści (choćby ze szczenięcych lat) wydawało się dla niego sensowniejsze niż...

Niż podjęcie takiego ryzyka, ale z drugiej strony zbliżał się deszcz. Tsubame miała rację, że to jeszcze nie burza, choć kto wie, z jakimi złośliwościami losu się jeszcze zmierzą. Czas, by podjąć ostateczną decyzję, tykał mu tuż nad uchem. Mógł zacisnąć zęby albo się wycofać, choć jeszcze nim nabrał tchu, znał odpowiedź - i wcale mu się nie podobała.

- Może dasz mi jakąś dobrą radę nim wygrzmocę się na bruk z wysokości czterech pięter? - podsunięcie tego pomysłu skwitował uniesieniem brwi. - Przypomnę, że nie urodziłem się jako krzyżówka Tarzana z Larą Croft. Nie biegam po ścianach, ale może da się nauczyć akurat tego. Jeżeli załapię podstawy, może nawet polecisz mnie do remontu tego sierocińca w Karafurunie?

@Shimizu Tsubame

parkour (-3) - porażka


従順な
Warui Shin'ya

Seiwa-Genji Enma and Shimizu Tsubame szaleją za tym postem.

Sponsored content
maj 2038 roku