System kolei w Fukkatsu przewozi dziennie ok. 7,5 mln pasażerów, co niemal sięga wartości, jaką osiąga tokijski odpowiednik. Wielkość sieci metra wynika z rozległości miasta, sama kolej zapewnia szybką i wygodną komunikację na terenie nie tylko centrum, ale wszystkich dzielnic oraz stref podmiejskich. Spośród 11 linii metra 7 z nich ma wyloty i torowiska prowadzone na ziemi lub ponad gruntem na wiaduktach, zwykle na początkowych i końcowych odcinkach. Naziemna trasa ma długość ok. 30 km, co stanowi niecałe 10% całego metra w Fukkatsu. Reszta usytuowana jest pod powierzchnią ziemi.
Centralna stacja metra na linii Migashima-Toshiokoppe jest jedną z największych w mieście. Znikając w tunelu prowadzącym ku podziemnej strefie, przechodzi się do olbrzymiego peronu z masą nowoczesnych sklepów, w których można otrzymać najpotrzebniejsze produkty. Z samego rana nie brakuje tu ludzi spieszących się do pracy i zaspanych uczniów kierujących do szkół. Na miejscu zawsze są także oshiya, choć ich funkcja nie jest już tak potrzebna jak dawniej. Japońscy "upychacze" monitorują jednak przepływ pasażerów i w razie konieczności pomagają wejść im do poszczególnych wagonów.
Przez stację przewijają się dziennie setki tysięcy zabieganych osób. Statystyki normują się dopiero późną nocą, kiedy linie puszczają mniej pociągów. Mówi się zresztą o jednym konkretnym, który przybywa punktualnie o godzinie 4:04 na peron, choć nie ma go w żadnym rozkładzie. Ci, którzy jakimś cudem znajdą się wtedy w okolicy torów, dostrzegą diabelsko szybki pojazd bez żadnego maszynisty wewnątrz. Drzwi otwierają się, zachęcając do wejścia. Pogłoski wspominają jednak o tym, aby nie wsiadać do żadnego z wagonów. Nie można zapominać, że choć oczy dostrzegają metalowego kolosa, podobny pociąg nie istnieje.
Aoi czuł, jak wszystko, co znał dotychczas, rozsypywało się miałkim prochem między palcami. Podział na dni był jedynie mało śmiesznym żartem łapanym przelotnie spomiędzy warg osób, którym się przysłuchiwał. Opar niepewności co do kolejnych kilku godzin życia, mentolowa woń gumy do żucia i słodka nuta spróchniałego zęba sterczącego żałośnie z miękkiego dziąsła, stały się przytłaczającym przerywnikiem poszukiwań. Doba była dla niego jedynie duszącym zapachem zawieszonym na wysokości czoła, który spływał wzdłuż ran, wpełzając między obnażone zęby. Od momentu, w którym utracił Miyazaki, od momentu, w którym utracił życie, gorzka zawiesina zniechęcenia jedynie wżerała się mocniej w coś, co kiedyś było ciałem. Nadal jednak lgnął do miejsc, w których mógł odnaleźć Jushi. Nadal lgnął do miejsc, w których mógł wyłapać szałwiową woń swojej matki. Nadal podążał utartą ścieżką, kierowany parszywym głodem. Zdradziecką nadzieją zaspokojenia wręcz zwierzęcej żądzy zatopienia zębów w żylastą tkankę matczynego ramienia.
Dlaczego jej tu nie ma... Dlaczego jej nie czuję...
Metaliczny szmer głośników odzywał się rytmicznie, ogłaszając odjazd kolejnych wagonów. Wszystko zgodnie z czasem. Wszystko idealnie rozplanowane. Systematyczne. Perfekcyjne. Sztuczne, puste i obrzydliwe.
- Juuuuushiiii... - Melodyjny głos, podszyty śmiechem, chociaż niósł się echem przez ściany podziemnego korytarza, zdawał mu się obcy. Nie poznawał samego siebie. Razem z pierwszym oderwanym płatem skóry od twarzy, psy zerwały również cząstkę jego człowieczeństwa. Za każdym razem, kiedy przez język sunęła wibrująca fala dźwięku, zdawało mu się, że lepki mlask pysków przy jego uchu nabiera jedynie na sile.
- Juuuuushi... Skarbie. - Niczym woskowa rzeźba Aoi przystanął tuż nad krawędzią torów, unosząc podbródek ku górze. Wsłuchując się w dźwięk sunącego po szynach wagonu, pozwalał, aby woń iskier wgryzała się w zastane powietrze metra, gwałtownie wbijając się w nozdrza. Tylko na tyle mógł sobie pozwolić. Tylko tyle mu pozostało.
@Seiwa-Genji Enma
Właściwie nigdy mu się nigdzie nie spieszyło.
Otworzył szeroko usta i bezczelnie ziewnął tak szeroko, jakby zaraz miał połknąć odjeżdżający wagon niknący w ciemności tunelu. Wyciągnął dłoń z kieszeni i leniwie starł łzę zmęczenia, która zawieruszyła się w kąciku oka, dopiero teraz dostrzegając mężczyznę stojącego przy krawędzi peronu.
Kolejny skoczek? Miał wrażenie, że w ostatnich miesiącach znacznie ich przybyło. Cóż, każdy miał prawo.... nie, poprawka, niemal każdy powinien decydować o sobie i swoim życiu. Enmie nic do tego czy nieznajomy skoczy czy też nie. Życie ludzkie go nie interesowało, zwłaszcza, że wewnętrznie gardził nimi i ich gnijącymi od jadu oraz zawiści duszami. Nie interesowało go... a mimo to zrobił dwa kroki do przodu i ściągnął słuchawki zawieszając je na szyi.
Zatrzymał się zaledwie dwa metry od niego.
- Skok to nie najlepszy pomysł. Twoje flaki będą przez dwa tygodnie czyścić z torów. - powiedział cicho, powoli kierując spojrzenie na profil jasnowłosego. I dopiero teraz zrozumiał. No tak. Jemu to na pewno nie groziło.
- ... z drugiej strony strzelam, że i tak twoje wnętrzności były zbierane przez dobry tydzień. - dodał z taktem oraz empatią na miarę walca drogowego.
- Co tu robisz? - westchnął ciężko czując, że jego wewnętrzny egzorcysta zaczyna szczekać i wierzgać łapami. Czy zabrał ze sobą ofudę do odprawienia rytuały? Nie pamiętał. Soli i świec na pewno nie miał.
Nie mieszaj się, skarcił go cichy głos w głowie.
Ale kiedy on nie umiał. A palce zaczęły świerzbić.
@Munehira Aoi
Chwila, chwila, chwila... Co?
Aoi w automatycznym ruchu ułożył prawą dłoń płasko na brzuchu, przywierając nią do ubrudzonej koszuli. Flaki raczej powinny być na miejscu. Tak przynajmniej kojarzył. Więc... to nie o bebechy chodzi. Smuga wspomnienia sprzed kilku lat, plątanina dźwięków i zapachów, zakleszczyła się boleśnie na jego skroniach, sprowadzając na twarz ciężki, mglisty grymas. Ulotny cień niezadowolenia przełamany dziwnym rozgoryczeniem napiął prawy kącik ust, przez co ten zadrgał na krótki moment.
- Czasami mam problem z określeniem... odległości - odparł niepewnie, nie rozumiejąc, dlaczego w ogóle pozwala sobie na odpowiedź. Dyskomfort narastał. Nie mogąc dłużej wytrzymać uczucia mokrego od krwi materiału, który ścielił się pod jego palcami i lepił do nich paskudnie, odsunął dłoń od swojego ciała, zwracając twarz w kierunku źródła słów. Zawiesiwszy nieruchome spojrzenie prawego oka ponad głową rozmówcy, przesunął powoli dłonią przed wyblakłą tęczówką. Ciemność identyczna z tą, którą znał od lat.
- Hmmm... - krótki pomruk przedarł się przez jego gardło, w odpowiedzi na najbardziej trywialne pytanie, jakie mogło paść z ust nieznajomego. Nie różnił się zapewne niczym od Miyazaki. Musiał być taki sam, jak ona, jeżeli go widział. Musiał być taki sam jak oni albo... nie. Nie.
Aoi obrócił się powoli na pięcie, zwracając korpus frontem w kierunku mężczyzny, nie robiąc jednak nawet kroku w jego stronę.
Jest taki sam jak ona... Są identyczni... Są tacy sami... Mokry mlask, parszywe kłapanie brzmiało nerwowo w jego głowie, obijając się o czaszkę jak kauczukowa piłeczka.
- Iskry mają swój specyficzny zapach. Zależnie od tego, jak powstają - rozpoczął łagodnie, pozwalając ramionom opaść wzdłuż ciała. - Tak samo, jak każdy z pociągów pachnie inaczej, więc jeszcze przed ich wjazdem na stację można określić, który to dokładnie. - Dość. Jego własne słowa stanęły mu gwałtownie w gardle niczym ość. Nęciło go, żeby ciągnąć tę farsę o moment dłużej. Poczucie samotności rozrywało jego wnętrze o wiele boleśniej niż długie psie kły szarpiące ciało. Po co jednak udawać. Po co próbować łapać się tej chwili, jeżeli miała rozmyć się w ten sam sposób, w jaki rozmywało się wszystko inne.
@Seiwa-Genji Enma
Efekt końcowy zupełnie go nie zaskoczył a tym bardziej nie rozczarował.
- Nie, nic. Ja czuję jedynie szczyny, rzygi i odchody szczurów. - mruknął, lekceważąco wzruszając szczupłymi ramionami.
Gdzieś w oddali usłyszał śmiechy. Kątem oka dostrzegł po drugiej stronie stacji dostrzegł dwie nastolatki, wnioskując po ich mundurkach najpewniej uczennice liceum. Enma sięgnął do kieszeni bluzy, skąd wyciągnął słuchawki i wsunął jedną do ucha. W swoim życiu zbyt wiele razy był postrzegany jako dziwak albo wariat, kiedy chcąc czy też nie, na jego drodze pojawiały się yokai i yurei. A interakcja z czymś, czego przeciętny człowiek nie był w stanie dostrzec zazwyczaj kończyła się niezbyt pomyślnie dla chłopaka, dlatego też nauczony konsekwencji rozmawiania z "powietrzem" zdecydowanie wybierał bardziej 'oszukańcze' dla otoczenia metody.
- Jestem egzorcystą. - powiedział bez żadnego oporu, tym razem nawet na niego nie spoglądając.
- Moim zadaniem jest pomoc w przejściu na drugą stronę zagubionym duszom jak twoja. Zanim, no wiesz, stracicie kontrolę nad sobą. - czy chciał go przestraszyć? Bynajmniej. Chciał jednak, aby mężczyzna był w pełni świadomy tego, z kim aktualnie rozmawia.
I prawdę powiedziawszy, trochę naginał rzeczywistość. Owszem, był egzorcystą i owszem, oczyszczał miasto z duchów czy pomniejszych youkai. Ale zazwyczaj robił to w chwili, kiedy wyczuwał zagrożenie bądź na zlecenie, zarówno to od strony jego klanu jak i klientów, którzy szukali pomocy w jego biurze detektywistycznym. W przypadku randomowych bytów starał się je ignorować, a przynajmniej naprawdę, ale to naprawdę próbował.
- Jak się nazywasz? Od jak dawna nie żyjesz? - zapytał nagle, a jego twarz w jednej chwili spoważniała, kiedy odszukał spojrzeniem ducha. Jakby od odpowiedz na jego pytania bardzo wiele zależało.
A może w rzeczywistości tak było?
@Munehira Aoi
- Próbujesz się teraz zareklamować czy po prostu pochwalić? - rozpoczął chłodno, pozwalając, aby melodyjny głos niósł się na głębokim wydechu. - Jeżeli to pierwsze to powiem Ci, że nie przekonałeś mnie. Żadnych plusów skorzystania z twojej jakże kuszącej usługi ukrócenia mojego cierpienia? Jakiś gratis po drugiej stronie? - dodał po krótkiej pauzie, łagodnym ruchem dłoni przeczesując palcami powietrze, jakby chciał je złapać; coś, z czego sam się przecież składał. - Natomiast, jeśli tylko się chwalisz, to współczuję, bo nie ma za bardzo, z czego być dumnym - kiedy słowa wypływały spokojnym ciągiem przez krtań, głowa Aoi pochyliła się w bok. Nasłuchiwał, starał się wyłapać każdy drobny szmer, który mógł mu dać, chociaż nikłą informację, co właśnie robi jego rozmówca. Wyblakła tęczówka przecinała przestrzeń, pląsając przez krótką chwilę w nieregularnym rytmie, aby już po chwili znieruchomieć całkowicie w martwym (jakby nie patrzeć, bardziej martwym niźliby tego chciał) bezruchu.
Są tacy sami... Wchodzą w czyjąś przestrzeń, myśląc, że im się to należy, że należy im się drugi człowiek. Nie jesteś już czyjąś własnością... nie jesteś tylko narzędziem.
- Z tego, co mi wiadomo, to żyję. Tylko nikt nie wie gdzie - podjął z entuzjazmem, zwracając się wolnym krokiem w stronę głosu, który uraczył go dzisiaj swoją czcigodną obecnością. Aoi chciał z tej chwili czerpać jak najwięcej, nie wiedząc, kiedy ponownie uda mu się trafić na kogoś „jego” pokroju. Kogoś, kto nie będzie tylko padlinożernym yokai. Chociaż brzydził się senkeshami, egzorcystami, czyścicielami, na równi z yurei, które im się poddawały, rozumiał, dlaczego tak wiele z nich decydowało się na zawarcie paktu. Ta cholerna samotność.
- Chciałbyś mnie odnaleźć? - odezwał się ponownie, przystając, jak mniemał po dźwiękach i zapachu, mniej więcej pół metra przed mężczyzną. Głos Munehiry, chociaż miał kształt pytania i ślimaczył się w powietrzu konspiracyjnym szeptem, zdawał się bardziej wyzwaniem. Przez cały czas Aoi mijał zgrabnie rzucane mu pytania, odpowiadając jedynie na te, które faktycznie były dla niego wygodne. Ot, mógł się bawić, mógł decydować o wszystkim. Czuł, że niczego nie traci, a zarazem niczego nie zyska poza miałką rozrywką, którą przeciągał w czasie.
@Seiwa-Genji Enma
Każde z nich było inne, każde kierowało się innym celem, jednakże jednocześnie wszyscy byli tacy sami. Naiwni, zdesperowani ignoranci, którzy nie dopuszczali do siebie myśli, że w ostateczności większości z nich i tak nie uda się osiągnąć celu i koniec końców - będą stanowić realne zagrożenie. I tak byli martwi, więc po co to wszystko? Po co ten nieudolny teatr, w którym z całej siły trzymali się cienkiej nici iluzji zwanej życiem?
Barki drobniejszego chłopaka lekko opadły, kiedy westchnął wyraźnie zrezygnowany.
- Interpretuj to jak chcesz, naprawdę. - odparł z nutą znudzenia, która bezczelnie wkradła się w jego ton.
- Skoro widzę cię w takim stanie, w jakim jesteś, i właściwie jestem jedyną osobą w tym miejscu, która aktualnie jest w stanie cię dostrzec, to nie, nie jesteś żywy. To nie film czy książka sci-fi, gdzie twoje ciało znajduje się w szpitalu, jesteś w śpiączce, a twoja umęczona dusza czeka na cud z nieba, który sprawi, że pewnego słonecznego poranka nagle odzyskasz przytomność. Jesteś martwy, koniec kropka. - odpowiedział spokojnie, choć przez cały czas walczył sam ze sobą, by nie unieść dłoni i nie rozmasować skroni, gdzie poczuł pulsujący ścisk. Czemu oni nie byli w stanie pojąć tak podstawowych rzeczy?
- Tak naprawdę ja powinienem być twoim najmniejszym zmartwieniem. Nie ja dokonam egzorcyzmów, to zrobi to ktoś inny. Może jakaś bezpańska Senkensha? Albo członek gangu? Jest też klan Minamoto, no i oczywiście Tsunami. Koniec końców ktoś do ciebie dotrze i uwierz mi, nie będzie już tak miłej pogawędki jak teraz. - odwrócił głowę odszukując spojrzeniem stojącego obok niego mężczyznę. Zamilkł, kiedy bezczelnie omiótł wzrokiem jego sylwetkę oczami o kolorze zachodzącego słońca w letnie, ciepłe popołudnie.
- Nic dzisiaj nie zrobię, ale zapamiętaj jedno. Wszyscy bogowie mi świadkiem, przysięgam nawet na samą Amaterasu, że jeżeli stracisz panowanie nad sobą i przez ciebie ucierpią niewinne osoby, to wiedz, że cię wytropię, a następnie użyję zaklęcia wiążącego, byś przez kolejne lata cierpiał takie katusze, jakich nie jesteś w stanie sobie wyobrazić. Rozerwę każdą ruchomą część twojego ciała, będę wyrywał kawałek po kawałku twojej skóry, ale nie pozwolę ci odejść. O nie. Nawet jak będziesz mnie błagał o to. A tylko dlatego, że gdy miałeś okazję na spokojne przejście na drugą stronę, to wybrałeś bezcelową tułaczkę. - jego głos był spokojny, pozbawiony jakiejkolwiek emocji, jakby opowiadał o pogodzie czy też o jakimś niezwykle nudnym zdarzeniu, jednocześnie sprawiając wrażenie, że w żadnych z słów, które wypowiedział, nie było kłamstwa. Atmosfera dookoła nich zagęściła się tak mocno, że niemal drapała w gardła, dusząc dwójkę mężczyzn stojących naprzeciwko siebie. Trwało to zaledwie parę ułudnych, nic nie znaczących sekund, choć wydawało się ciągnąć w nieskończoność.
Nagle wszystko prysnęło, a Enma uśmiechnął się promiennie, prawie klaszcząc w ręce jakby chciał wybudzić swego rozmówcę z długiego snu.
- Oczywiście tylko w przypadku, jak stracisz panowanie nad sobą! Ale nie dopuścisz do tego, prawda? - zapytał wesoło, wyciągając z kieszeni lizaka. Zahaczył paznokciem o skrawek papierku i zaczął go otwierać.
- Pewnie masz jakieś super plany na to, jak uniknąć swego przeznaczenia. Kontrakt? Jakieś inne zabezpieczenie? - zapytał pakując sobie do ust różową słodycz.
@Munehira Aoi
- Oh nie, nie... - rozpoczął łagodnie. - Doskonale wiem, jak bardzo jestem martwy i mniej więcej od jak dawna. Problem w tym, że niewiele osób uważa mnie za martwego. Nie zrozum mnie źle, nie przeszkadza mi to. Osoby, które chciałyby... - zatrzymał się w pół zdania, czując, jak kącik rozerwanych ust sam wygina się ku górze - ... chciały to dużo powiedziane; mogłyby mnie szukać, wiedząc, co się stało. Reszta jest grą pod publikę - wzruszenie prawym ramieniem, podkreśliło jedynie obojętność, jaka wybrzmiewała w każdym starannie stawianym słowie przez Munehirę. - Więc możesz być pewien, że czy to przy Tsunami, Minamoto, czy „bezpańskiej Senkeshy,” jest mi tak samo nijak na myśl o nich. - Czy był butny? Tak. Zawsze. Przy okazji bycia martwym, stał się również bardziej arogancki i bardziej nieobliczalny. Cała ta mieszanka sprawiła, że lęk przed zostaniem wyeliminowanym, zanim osiągnie swój jakże piękny cel, który kierował jego marną egzystencją, całkowicie przepadał. Chwiał się, raz znajdując się na szczycie, raz lądując w głębokim dole wyłożonym ckliwym łkaniem.
Gra pod publikę... Gdyby tylko wiedział, pod jaką publikę.
Groźba, która miała niby nią nie być, a zarazem posiadała wszystkie jej cechy, nieznacznie rozbawiła Munehirę. Jednak ciężkość wypowiedzianych słów, nawet przez niematerialne ciało przebiła się wyczuwalnym tąpnięciem. Przyjemnym, cierpkim tąpnięciem, które mogło oznaczać tylko jedno — nie musiał się aż tak kontrolować. Przedramiona powoli rozplątały się, a jeden z kciuków otarł o górną linię pełnej wargi, która pozostała praktycznie nietknięta. Nieśmiały początek śmiechu rozdzwonił się w klatce piersiowej Aoi, jak gdyby posłyszał zabawny komentarz dotyczący jakiejś mało istotnej, ale na swój sposób uroczej sprawy. Smukłe ciało na krótką chwilę wychyliło się bardziej do przodu, aby już po momencie nabrać w pełni wyprostowanej postury. Walczył, chociaż nie chciał, walczył, aby zachować spokój. Bo przecież, tak jak ujął to nieznajomy, "nie dopuścisz do tego, prawda?"
Nie teraz.
- Niewinne osoby? - pozwolił sobie na moment milczenia, kiedy jedna z brwi automatycznie powędrowała do góry, czując jak świst śmiechu, osiada już na stałe między żebrami. - Niewinne osoby... - brzeg poszarpanej ranami dłoni zgarnął kształtującą się krystaliczną łzę w kąciku oka. Łzę zrodzoną ni to z rozbawienia, ni wewnętrznego żalu, który opierał się o wątłą formę yurei, chłonąc każdą drobną emocję niczym gąbka. A może to nadal ta obca, smolista sierść, która kłuła i uwierała pod powieką? - Droga wolna. Tylko uważaj, żeby mi się to nie spodobało.
- Wszystko w swoim czasie. Małymi kroczkami. Nie lubię brać całości, jaką mi zaoferowano na jeden gryz - i jak gdyby nigdy nic, wycofał się o dwa kroki do tyłu, przechodząc przez sylwetkę mężczyzny stojącego za swoimi plecami. Uczucie rozrywających się drobinek, z których się składał, będąc jedynie projekcją osoby, którą był za życia, zdawał się bardziej wrażeniem jego imaginacji niż prawdą. Każde yurei odczuwało przestrzeń wokół siebie inaczej, Aoi na domiar złego, pozbawiony jednego ze zmysłów, nadpisywał sobie wrażenia i bodźce pozyskiwane z tych, które mu pozostały. A pozostało ich niewiele, zważając na to, że nie odczuwał już nic. Palące nic. Pustkę. Ziejącą; nawet nie chłodem, a niczym, czarną dziurę żerującą na wciąż wzburzonych odczuciach, zmorach przeszłości, widmach każdego pojedynczego uderzenia serca.
- Jak mam się do Ciebie zwracać? - leniwym krokiem, obszedł łukiem sylwetkę niczego nieświadomego mężczyzny, przez którego tuż przed chwilą przesunął się niczym stęchły obłok, zrównując się teraz ramieniem ze swoim rozmówcą. - Aoi... Z mojej strony tyle będzie musiało Ci wystarczyć. Przynajmniej na razie.
@Seiwa-Genji Enma
- Wiesz... - podjął spokojnym tonem, nie zrażony zachowaniem nieznajomego, który określił samego siebie jako "Aoi". Enma chyba nigdy nie zrozumie tego, czym kierowały się duchy. Musiał jednak przyznać, że w pewnym stopniu ich wiara, że "jakoś się uda" bywała zaskakująca. A przecież oni wszyscy kroczyli po niewidzialnej i cienkiej tafli lodu, która w każdej chwili mogła pęknąć i załamać się, posyłając ich wprost w ramiona szaleństwa.
- Dla mnie to naprawdę bez znaczenia. Możesz kpić, drwić, nie dowierzać... Ale koniec końców to ty jesteś na straconej pozycji. - uniósł dłonie i wyglądał tak, jakby chciał przeczesać opuszkami palców jego włosy, choć oboje wiedzieli, że w tym stanie było to awykonalne.
- Zamiast odejść z godnością chcesz pozwolić, aby szaleństwo zapanowało nad tobą. Wdarło się do twojego umysłu niczym trucizna i go zatruwała. Twój wybór. - dłoń opadła wzdłuż jego ciała i kiedy ponownie otworzył usta, w tym samym momencie nadjechało metro, a kolejne słowa chłopaka utonęły w dźwięku pociągu.
- Moje imię nie jest ważne. - dodał po chwili, kiedy jego głos ponownie był słyszalny.
- Bo najpewniej i tak się już nigdy nie spotkamy, a przynajmniej nie wtedy, kiedy będziesz świadom tego, co się dookoła ciebie dzieje. Dałem ci wybór, ty podjąłeś decyzję. - wzruszył lekko ramionami, jakby ten nic nie znaczący gest miał załatwić całą sprawę.
Prawda była taka, że gdyby chciał, to dokonałby egzorcyzmów tu i teraz. Duch w aktualnym stanie był zbyt słaby i nie mógł w żadnym stopniu mu zagrozić, on z kolei... mógł. Ale nie chciał. A to była różnica.
- Powiedz mi, co ci to daje? Takie wałęsanie się? - zapytał nagle, choć sam nie do końca był pewien czy chce znać odpowiedź.
@Munehira Aoi
Krótkie żachniecie się śmiechem przedostało się gładko przez gardło Aoi, kiedy ten pochwycił słowo trucizna. To on był trucizną. To on przez całe życie składał ten ostatni pocałunek w zagłębieniu szyi innych, owiewając ich swoim zapachem, wyrywając z nich ostatnie tchnienie. Zabierał je dla siebie i kolekcjonował w głowie niczym małe złocące się trofea; zamykając wspomnienia w kolejnych flakonikach, ciesząc się z radosnego brzdękania szkła między palcami, niczym małe dziecko. Brakowało mu tego. Brakowało mu swobody. Dziwne, krótkie uczucie jakby zazdrości, rozlało się ciężko wokół trawiących go myśli. Jeszcze tylko chwila i zawiąże ten cholerny kontrakt, jeszcze chwila i Go znajdzie, a wtedy stanie na równi ze swoim aktualnym rozmówcą i uświadomi mu, że był w błędzie, myśląc, że szaleństwo dopiero może nadejść.
Nadal trzymający się twarzy kącik ust wygiął się w krótkim grymasie, kiedy pociąg rozerwał słowa. Nienawidził rozdzielać między innych informacje o sobie, nie dostając nic w zamian. A teraz pozostał z pustką. Ponownie.
- Ohhh, zaczynamy zadawać te jedne z cięższych pytań? - zaśmiał się krótko, ale w jego śmiechu nie było czuć wcześniejszego napięcia czy nerwowości. Struny głosowe drgały łagodnie, a głos Aoi nabierał z każdą chwilą coraz więcej ciepła. Oswajał się.
Z długim westchnieniem ponownie przystanął przy krawędzi nad torami, odnajdując jej granicę. Zawahał się przez sekundę, jakby nadal był żywy i istniała możliwość, że jeżeli przykucnie w zły sposób, zsunie się w przepaść; a przecież gdyby stało się tak teraz, wagon wbiłby się w jego formę, jak w kłęb dymu i jedyne co by ucierpiało to jego godność oraz duma, a i tak tylko i wyłącznie w oczach jednej osoby. Dlatego też subtelnym pokręceniem głowy sprowadził się na właściwą ścieżkę; przykucnął swobodnie, aby po chwili zwieszając jedną nogę w dół, zwrócić się korpusem połowicznie w kierunku głosu nieznajomego. Obie dłonie na krótki moment skierował na swoją klatkę piersiową, a z niej łagodnym ruchem ku karkowi.
... i tak się już nigdy nie spotkamy, dudniło w uszach — możliwe, że miał rację, więc jak bardzo zaboli minimalne otworzenie się?
- Nie lubię tego określenia. Wałęsanie się... Nie jestem bezpańskim psem - rozpoczął spokojnie, uważnie dobierając słowa, nie chcąc wybudzić uśpionych demonów, które na krótki moment wycofały się w tył czaszki. - Czasami wydaje mi się, że chciałbym to wszystko już zakończyć, ale potem przypominam sobie, że to, co mnie spotkało, spotka kolejną osobę, jeżeli nie uda mi się tego zatrzymać w odpowiedni sposób... A po drugie, chciałbym jeszcze kogoś spotkać, mieć pewność, że jest bezpieczna - głęboki wdech, aby nie pozwolić emocjom wyjść na wierzch. Głęboki wdech, który i tak nie zatuszował załamania się głosu i zaciśnięcia szczęk, wszelkich prób wycofania ponownie pod powiekę brudnej łzy. Czy przeżyła? Czy rany, które zostały na jego ciele, przypominają te, które sama odniosła?
@Seiwa-Genji Enma