Hatsuyuki
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Czw 8 Wrz - 20:48
Hatsuyuki


Kompleks gorących źródeł należących do rodziny Yamashiro już od niepamiętnych czasów. W ciągu ostatnich dziesięcioleci rozrósł się niemal dwukrotnie, ze zwykłego ryokanu stając się dwoma, niemal bliźniaczymi budynkami trwającymi naprzeciw siebie, coraz bardziej pożerając znajdującą się między nimi ulicę. Obecnie Hatsuyuki stanowi jedną z najpopularniejszych atrakcji turystycznych miasta, stawiając przede wszystkim na tradycyjny wystrój całego przybytku. Pokoje hotelowe rozrzucone są po obu budynkach, zawsze na górnych piętrach. Dół wschodniego budynku zajmują dwie sale jadalne, zachodniego zaś jedna z wewnętrznych łaźni. Druga z łaźni znajduje się w podziemiach, które to umożliwiają również przemieszczanie się między budynkami bez potrzeby wychodzenia na zewnątrz. Hatsuyuki największe oblężenie przeżywa zwykle zimą w momencie, gdy spadnie pierwszy śnieg. Wszystko za sprawą dodatkowych czterech zewnętrznych źródeł.

Haraedo
Kitamuro Amaya

Sob 17 Gru - 1:55
28.11

Obcas buta stukał miarowo o chodnik. Mijała ludzi, lokale zza których dobywał się gwar zabawy lub kłótni. Był wieczór, lecz Hatsuyuki tętniło życiem. Czy to kaprys, czy nie - nie miała za bardzo nastroju do tego by w nim uczestniczyć. Poprawiła ramiączka skórzanego plecaka, a potem kołnierz płaszcza. To wtedy wydało jej się, że dostrzegła kątem oka nienaturalny ruch. Zupełnie, jakby zobaczyła cień pozbawiony właściciela. W pierwszej chwili chciała to zignorować, lecz było w tym coś dziwnego - zauważyła ciemne znaki, którym daleko było do przypadkowości. Przypominały niedbale spisane słowa. Gdy to do niej dotarło poczuła nieprzyjemny dreszcz na karku.
Pomóż.
To był ten moment, kiedy bohater horroru powinien zignorować dziwne znaki na niebie, a w tym konkretnym przypadku, na ziemi i się oddalić. Amaya stała głupio w miejscu, westchnęła i sztywno ruszyła w stronę praktycznie niezaludnionej alejki, gdzie jedna latarnia paliła się przerywanym światłem.
- Co ja wyprawiam...
Kitamuro Amaya
Touya Kiryuu

Pon 19 Gru - 17:15
Rutynowe przechadzki po starych rewirach z biegiem czasu stawały się ubogie w bodźce i tym samym sprawiały wrażenie, że czas na dobre zatrzymał się w miejscu. Dla kogoś przebywającego na granicy światów z możliwościami przeciętnego dzieciaka z zimnego chowu - "patrz, ale nie dotykaj" - taka stagnacja była nie do zniesienia. Te same twarze, odtwarzające swoje trasy i nawyki zapętlone w nieskończoność ciężko nazwać było rozrywką i choć Touya lubił sporadycznie śledzić byłych znajomych, na dłuższą metę była to tylko marna namiastka dawnego żywota.
Dlatego od czasu do czasu powłóczył nogami w nieco bardziej zaludnione rejony miasta, by karmić swoją nienawiść do świata widokiem zrelaksowanych i bawiących się żyjących. A gdzie łatwiej było o takich jeśli nie w gorących źródłach? Okazjonalnie poza pijaną zgrają młodzieży, można było natrafić na skąpo odziane kobiety udające się albo już wracające z kąpieli. Wszystko to przypominało lizanie miodu przez szkło, ale i do tego szło się przyzwyczaić.
Do faktu, że od wielkiego dzwonu ktoś zdawał się przyuważyć jego rozwianą i niewyraźną sylwetkę już niekoniecznie. Większość widzących przesuwała swój wzrok o sekundę za długo po jego osobie, ale zwykle unikała jakiejkolwiek interakcji. Nie mógł ich za to winić - chociaż i tak to robił - bo przyszło mu umrzeć w wydaniu, które z estetyką niewiele miało wspólnego. Przemoczona bluza, rana wykrwawiająca się przez pół twarzy i przedramiona sharatane niczym po ataku rozwścieczonego kota to nie był najprzyjemniejszy widok, nawet jeśli nakładał się na elementy krajobrazu będące za yureiem.
W związku z powyższym Kiryuu czuł się bezkarny równając swój bezszelestny krok z podążającą ulicą kobietą, której najwyraźniej się gdzieś śpieszyło. Szybkie oględziny otoczenia tylko utwierdziły go w fakcie, że wcale nie uciekała przed nachalnym adoratorem czy innym niebezpieczeństwem, to też już tracił zainteresowanie niezaistniałą jatką...
Ale kobieta wyhamowała rejestrując spojrzeniem coś, co nie było przeznaczone dla przeciętnego śmiertelnika. Mało tego, skręciła w niezbyt uczęszczaną uliczkę, która całą sobą reklamowała się jako Zaułek Pewnej Zguby. Touya ponownie podjął trop, krocząc zaraz za panią detektyw. I nawet poczuł się w obowiązku jej odpowiedzieć.
- Myślę, że szukasz kłopotów. - Odezwał się tuż przy jej uchu, stojąc tuż za swoją towarzyszką. Nie spodziewał się żadnej reakcji, przyzwyczajony do prowadzenia monologów sam ze sobą, niczym zniecierpliwiony widz kiepskiego kina akcji. - I świetnie ci idzie.

@Kitamuro Amaya
Touya Kiryuu
Kitamuro Amaya

Sob 24 Gru - 0:29
Obcy głos zawibrował jej przy uchu. Nie było ciepłego oddechu. Nie było poczucia obecności. Tylko dźwięk. Jej sylwetka spięła się, a drobne włoski na karku stanęły dęba. Przygładziła je dłonią sztywno odskakując przy tym o krok w bok. Gdy opanowała strach, wlepiła oskarżycielskie i pełne niezadowolenia spojrzenie w winnego. Półprzezroczyste, sfatygowane ciało młodego człowieka. Nienawidziła tego i zdecydowanie doświadczała podobnego zachowania ostatnio za często - bycia straszoną z zaskoczenia.
- Czy kiedy się umiera trzeba zdać jakiś powalony egzamin z bycia creeperem? Co jest z wami wszystkimi nie tak - fuknęła wyciągając dłoń przed siebie, w stronę Kiryuu tak, jakby chciała rozwiać jego egzystencję niczym nieprzyjemny zapach. Oczywiście bezskutecznie - dłoń niedbale przechodziła na wskroś. Fuknęła robiąc kilka kroków przed siebie by przykucnąć w miejscu gdzie zdawała się widzieć pełzające znamię. Teraz pod palcami poczuć mogła jedynie nieco wilgotny, brudny kamień.
- Nie wydawało mi się, prawda? Wiesz co to było...? - będąc ciągle na kuckach zadarła nieco podbródek. Wspomniał o kłopotach. Czy kojarzył z czym wiązało się to co widziała...?
Kitamuro Amaya
Touya Kiryuu

Sro 28 Gru - 0:53
Cudze preferencje i wymagania odnośnie tego, jak chcieliby żeby ich traktować, nigdy Kiryuu nie obchodziły. Zarówno za życia jak i tym bardziej po śmierci. Niespecjalnie przejmował się, kiedy przyszło mu naruszać czyjąś strefę komfortu, ani uderzać w aroganckie tony w trakcie rozmowy. Z tym, że w swoim obecnym stanie nie miał nawet szans poczuć tego dreszczyku emocji, związanego z ewentualnymi konsekwencjami. Po takim czasie nawet spoliczkowanie jawiło się jako ekscytujące i przyjemne doświadczenie.
Niestety, to w wykonaniu kobiety obeszło go, czy może raczej przeszło przez jego niematerialną formę, nie czyniąc żadnej szkody w i tak sponiewieranej powłoce yureia. Touya nonszalancko wsunął dłonie do kieszeni, unosząc przy tym wymownie jedną z brwi. Był zadowolony z jakże teatralnej reakcji Kitamuro, włącznie z jej marną próbą ubliżenia mu w kwestii kultury osobistej. Tym oto sposobem ona wieczór miała najwyraźniej zjebany a on zrobiony. Idealnie.
- A co jest z wami nie tak, że wgapiacie się w nas jak sroka w granat a potem udajecie, że nie widzicie? Matka nie zdążyła wspomnieć, że to niegrzeczne? - Odpowiedział jej pytaniem na pytanie, nic sobie nie robiąc z tych nędznych prób odgonienia go na wzór natrętnego robactwa. Gdyby postanowiła go znokautować garścią magicznej fasoli to miałoby to jakiś sens. A tak, nie mieli nawet świadków na to, że Amaya gada sama do siebie. W obecnych warunkach, przy kiepskim oświetleniu prościej było go usłyszeć, niż zauważyć.
- Zwidy to zazwyczaj przejaw choroby psychicznej... - Kiryuu wzruszył ramionami, siląc się na nieco jadowity uśmiech. - Może wiem, może nie. Ale ty na prawdę szukasz kłopotów.
Yurei był na tyle skupiony na jej osobie, że pierwotnie nie zauważył, co tak na prawdę zaabsorbowało uwagę pani detektyw. Ale podobne anomalie widywał już wcześniej, poświęcając im równie tyle uwagi, co sam zwykle zbierał ze strony żywych. Czyli niewiele.
- Nie pomyślałaś, że to pułapka? - Touya nadal nie ruszał się ze swojego miejsca, nawet jeśli ciężko je było nazwać dogodnym. Co tak naprawdę badała Kitamuro mógł się tylko domyślać. - My trupy, nie wyglądamy zbyt dostojne z wielu powodów i nadmierna ciekawość się do nich zalicza.
Czy obchodził go los tej kobiety? Absolutnie nie. Miał wręcz nadzieję iż typowy, kryminalny scenariusz ziści się na jego oczach i będzie miał chociaż rozrywkę w postaci krwawego widowiska. Skoro jemu przyszło błąkać się bez celu to czemu inni mieliby mieć lepiej? Wykluczone.

@Kitamuro Amaya
Touya Kiryuu
Haraedo

Czw 1 Cze - 22:18
ZAKOŃCZENIE WĄTKU

W wyniku długiej stagnacji oraz zmiany kwartału wątek zostaje odgórnie zakończony, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry, zapraszamy do rozegrania dalszej akcji w retrospekcjach.
Haraedo
Satō Kisara

Wto 6 Cze - 19:43
20.04.2037 r.
20:01

 Oczywiście to nie pierwszy raz, gdy ktoś go wystawił. W filozofii randkowania, którą Kisara stosował już od lat — co najwyżej z okresami przerw, podczas których próbował trwałych związków na dłużej, ale które ostatecznie nie przeżywały tak długo — trzeba było mierzyć się z taką ewentualnością. Dzisiejsze spotkanie nawet nie miało być do końca randką, a przynajmniej nie w początkowym założeniu. Miało być za to zupełnie niezobowiązujące, gdzie dopiero w trakcie mogliby stwierdzić, żeby posunąć je w romantycznym kierunku, ale też byłoby zupełnie w porządku, gdyby pozostało na przyjacielskiej stopie. Głowę Kisary i tak zaprzątała jedna konkretna osoba w tym momencie — w teorii więc nie powinno być mu tak przykro, jak rzeczywiście było.
 Przyjaciół też jej nie brakowało, nie chodziło zatem także o samotność samą w sobie. Rzecz jednak była w tym, że mieli spotkać się z tą osobą w wyniku inicjatywy Kisary, którą podjął wreszcie po długiej przerwie, a w zasadzie pierwszy raz od swojego pobytu w szpitalu. Gdy po zebraniu odwagi i tych odrobinek chęci do poznania kogoś nowego całe te zapasy miały pójść na marne, poczuł się, jakby wyssano z niego całą pozostałą wewnątrz energię (a przecież od początku nie było jej dużo, nie tak jak przedtem).
 Czekał również wyjątkowo długo jak na swoje, na ogół dość wysokie, standardy, wciąż mając nadzieję, że to tylko kwestia opóźnienia i braku dostępu do telefonu — jakąkolwiek wymówkę by mu przedstawiono, z desperacją by ją łyknął. Wskazówki zegara miały jednak wkrótce wykonać pełną, okrężną wędrówkę przez tarczę, a w telefonie po wybraniu numeru był sygnał, mówiąc mu, że z urządzeniem tego, kto go wystawił, było wszystko w porządku. W końcu jednak nadszedł zenit jego cierpliwości, więc niedługo później zamówił taksówkę, aby dostarczyła go do domu, w którym miał zamiar otulić się szczelnie puchatym kocem z butelką wina… albo po prostu tak zasnąć przed telewizorem, którego tak naprawdę nawet nie oglądał, a jedynie śledził oczami przesuwające się obrazy bez świadomego przetwarzania informacji, co konkretnie w nich było.
 Takie momenty można byłoby uznać za realny odpoczynek, gdyby jednocześnie nie poddawał się w trakcie jego trwania takiemu… odrealnieniu. Wtedy nie miało znaczenia, czy tego wieczoru coś zjadł lub wypił, czy wziął prysznic; kiedy w trakcie takiego stanu musiał z kimś rozmawiać, jego usta jakby same się poruszały, a Kisara nie do końca był władcą słów, które spomiędzy nich się wydobywały — mózg działał, ale jakby na wolniejszym biegu i w dodatku na autopilocie.
 Rozmowa z kierowcą była poniekąd otrzeźwiająca — musiał rozejrzeć się po okolicy, potwierdzić, gdzie się znajduje, spojrzeć wzdłuż swojego ciała, by dzięki kolorowemu płaszczowi był bardziej rozpoznawalny. Reasumując: czynności te były uziemiające, pozwoliły na dobre jej duszy powrócić na nowo do ciała i porządnie się tam rozgościć.
 Czarne BMW podjechało w zadziwiająco szybkim tempie. Kisara miał wrażenie, że gdzieś już widział podobne, ale cóż… dla niego czarne auto było czarnym autem, a takich z kolei na ulicach była cała masa. Wszedł więc do środka przez tylne drzwi, ułożył wygodnie i wreszcie spojrzał w lusterko wsteczne, by złapać kontakt wzrokowy ze swoim tymczasowym kierowcą.
 A w nim: czarne jak pióra kruka oczy.
Znajome.
 — Znam cię — wypalił również na głos. Prawdopodobnie było to za dużo powiedziane, bo nie wiedział nawet, jak ma na imię. Co najwyżej to, że Yoshida nie martwił się wcale, że właśnie on miał ich gdzieś przewieźć. Przekrzywił głowę, nadal się w niego wpatrując. Kilka sekund później ogarnęła go elektryzująca każdy włosek na jego ciele, którą, bezmyślnie, impulsywnie, pewnie bezsensownie również wyartykułował: — On cię tu wysłał?




   
   

     WAS IT JUST A DREAM?
   

   

     AM I IN TOO DEEP?
   

Satō Kisara

Ye Lian and Shogo Tomomi szaleją za tym postem.

Shogo Tomomi

Sob 10 Cze - 16:50
Pod ciężką podeszwą buta zniknął niedopałek papierosa. Żarzący się jeszcze przez sekundę płomyk, pozostawił po sobie tylko strużkę, szybko znikającego dymu. Beton pod stopami pełen był podobnych, rozgniecionych zwitków, zupełnie, jakby jeden z podziemnych parkingów, plenił dodatkową funkcję, dedykowaną palaczom. I chociaż nie dostrzegł w okolicy nikogo podobnemu jemu, intuicyjnie wiedział, że między filarami, zapewne ukryci przez cudzym wzrokiem, kryły się inne cienie.
Zaczesał luźne pasmo, wysunięte z rzemienia trzymającego w ryzach ciężkość opadającej włosami czerni. Wibracja telefonu niemal z automatu, kazała mu sięgnąć do kieszeni kurtki. Na ekranie obcy numer, ale wyświetlona prośba bardziej niż znajoma. Zlecenie. Pora wydawała mu się podejrzenie wczesna, przyzwyczaił się do bardziej nocnego trybu funkcjonowania, ale sen bywał przewrotny. Nawet jeśli żaden z nawiedzających go koszmarów nie miał choćby minimalnego porównania do rzeczywistości doświadczenia z Mirai, sypiał krócej, płycej. Jego resztki uleciały z dymem dopalonego papierosa i szybko wystukaną informacją smsem. Na pierwszy rzut oka całość wydawała się prosta, ale dawna profesja niemal paranoicznie, kazała mu wierzyć, że za lakoniczną wymianą wiadomości i ich prostotą, kryło się coś więcej. Brakowało mu tylko kawy.
Odpalił silnik, krótko wsłuchując się w jego szum. Wyprostował się na siedzisku, sięgając do rzuconych w schowku, rękawiczek bez palców. Naciągnął obie na dłonie, rozcapierzając długie palce, które dawno temu ktoś porównał do tych, jakie miewają pianiści. Przygryzł język, w krótkiej, urwanej nici gniewu, która niepostrzeżenie, znowu chciała poprowadzić go w przeszłość. Nie potrzebował tego, nie, kiedy jego cel, wciąż pozostawał szczerzący się , zawieszony nieruchomo nad nim, jeszcze poza zasięgiem możliwości. Dociśnięcie gazu i pis opon, gdy wyrwał z miejsca i gwałtownie zakręcił, skuteczniej niż strzał, wyrwał go z niepotrzebnej zadumy. Skupiał się na tym, co miał aktualnie do działania. A było nim otrzymane zlecenie.
Zgodnie z wytycznymi, nie miał daleko, by znaleźć się w docelowym punkcie odbioru. Dawne nawyki i tu kazały mu początkowo zwolnić, by przejechać na zwolnionych obrotach okolicę, oceniająco, w poszukiwaniu ewentualnych punktów zaczepiania, czy - choćby czającego się niebezpieczeństwa. Ale kompleks źródeł i tereny je otaczające, zdawały się jakoś oderwane od tłumnych, bądź całkiem opuszczonych miejscach, jakie widywał. Kontrolując i własną spostrzegawczość, finalnie odnalazł sylwetkę, która pasowała mu do krótkiego opisu. Dopiero wtedy, zdecydował się dość widocznie zaznaczyć swoją obecność, wjeżdżając na prędkości pod schody i czekając, aż jego pasażer, wsiądzie do środka.
Lusterko, dawało doskonały podgląd na siedzącą za nim postać, ale oprócz raczej widocznego zmęczenie, być może zawody, nie dostrzegał niczego, co mogłoby sugerować kłopoty, jakie mogły się za nim ciągnąć. I niemal w tym samym momencie, w którym ruszył z podjazdu, ponownie zerknął na jasny profil. Znajomy z jakiegoś względu. Już wiedział dlaczego - Nie znasz - odezwał się spokojnie, z prostotą odpowiedzi, niemal w wojskowej manierze raportu. Dłonią okręcając kierownicę, gdy wyjeżdżali z wąskiego ronda. Przyspieszył - Po prostu pamiętasz - dodał, gdy maska auta płynnie znalazła się na szerszej uliczce, a Shogo, przyspieszył.
On cię tu wysłał?
Zmrużył czujnie powieki, zbierając wspomnienie nocnego zlecenia z początku kwietnia. Pamiętał, bo było z polecenia przyjaciela - Przypominam, że to ja otrzymałem wiadomość. Nie odwrotnie - podkreślił, wciąż kątem oka obserwując poruszenie, jakie odbiło się w jasności wpatrujących się w lusterko oczu. Jedną rękę trzymał wspartą na obręczy kierownicy, druga, opierała się o drążek skrzyni biegów, pozornie luźno - Zapytam o jedno. Skąd masz mój numer? - oddał chwilę milczenia i niejako przestrzeni do zastanowienia. Shogo przyzwyczajony był, że kontakt z nim, oprócz tych kilku prywatnych, służył komunikacji zadaniowej. A wysłana treść, dokładnie taki kontekst odsłaniała.

@Satō Kisara


You don’t choose your demons,
but you do decide who owns who.
Shogo Tomomi

Ye Lian and Satō Kisara szaleją za tym postem.

Satō Kisara

Nie 18 Cze - 23:55
Próbowała uspokoić swoje serce, które przez dobrą minutę pompowało krew na zdecydowanie zbyt wysokich obrotach. Ta myśl… Była po prostu zbyt pochłaniająca, choć wpadła do jej głowy zupełnie znienacka. Czy było możliwe, że Yoshida w jakiś sposób ją śledził? Samo napomknięcie o tym wydawało się absurdalne, ale przecież… widziała jego mieszkanie; to, co było w środku. Mogła się z łatwością domyślać, jakimi narzędziami dysponował. Powinna zaufać instynktom już wtedy, a nie teraz, kiedy było już za późno…
 „…to ja otrzymałem wiadomość. Nie odwrotnie.”
 Gdy wreszcie słowa mężczyzny do niej dotarły, faktycznie zatrzymały strumień nieokiełznanych podejrzeń. Miał… miał rację. To ona napisała do niego wiadomość; nie zastanawiała się długo, wybierając jego numer, który zapisany był pod tak niewinną, zupełnie niewzbudzającą podejrzeń nazwą. Panikowanie do niczego jej nie doprowadzi, a na pewno nie do rozwiązania tej sytuacji.
 Przełknęła ślinę, trawiąc w głowie pytanie czarnowłosego. Sama próbowała sobie przypomnieć, jak dokładnie to było, ale tyle się działo tamtej nocy, że trudno było przywołać jej tak przesycone adrenaliną, rozmyte już nieco wspomnienia. Oparła się ciężko o fotel, zagłębiając wygodnie w skórzane obicie. Była wdzięczna, że po długim czekaniu na średnio wygodnym krześle mogła wreszcie zasiąść na czymś wygodnym; byłaby jednak jeszcze bardziej wdzięczna, gdyby teraz to siedzisko całkiem ją pochłonęło, żeby nie musiała podejmować się żadnej konfrontacji w związku z tym incydentem.
 Jako że było to niemożliwe, westchnęła cicho, ścisnęła dwoma palcami grzbiet nosa, po czym wychyliła się ku brunetowi w przypływie brawurowej wręcz odwagi. To była jej ulubiona taktyka na radzenie sobie ze stresem, gdy nie było innej opcji — parcie do przodu, na przekór, byle dalej. Co innego niby miała zrobić? Przecież nie wyskoczy z jadącego pojazdu…
 …Chociaż?
Nie, nie, Kisara. Bez wyskakiwania z auta.
 Z tego wszystkiego zapomniała zapiąć pasy. I, oczywiście, nie zauważyła tego.
 — Po telefonie do… — Musiała się zatrzymać, żeby przypomnieć sobie imię. — Do Shu—? Chyba. Żeby było jasne, nie mam pojęcia kto to. Ale po tym, jak Yoshida z nim rozmawiał, to z mojego telefonu też coś załatwiał. — Wzruszyła ramionami. — Jeśli mówisz prawdę i nikt cię tutaj nie podstawił za osobę, którą mam zapisaną w telefonie… uwaga — zaśmiała się, bo nie sposób było się powstrzymać; było w tej sytuacji trochę komizmu — taksa, to… niekoniecznie ciebie tu potrzebowałam. — Położyła dłoń na oparciu przedniego siedzenia pasażera, a niej z kolei swój policzek, obserwując, jak mężczyzna z uwagą prowadził pojazd. Umiejętności, jakie miał, były nie do zapomnienia; gdyby nie rozpoznała go po wyglądzie, to możliwe, iż pamięć odświeżyłby jej właśnie sposób, w jaki z łatwością kierował autem. — Ale nie narzekam.
 Różnił się nieco od osoby z obrazu, który miała zakodowany w głowie, a głównie dlatego, że tym razem widziała go w dziennym świetle. Choć może dziennym to było za dużo powiedziane, zważywszy na to, że na zewnątrz było już zgoła szaro…. W każdym razie — nie w środku nocy. I zdecydowanie z mniejszej odległości, niż wtedy, gdy na kolanach miała głowę ledwo żyjącego Yoshidy. Bliskość ta dała jej opcję przyjrzenia się jego twarzy; choć jedynie z profilu, wystarczające to było jednak, aby dostrzec bliznę pod prawym okiem mężczyzny.
 Zaciekawiło ją to.
 — Często przewozisz ranne ciała, które nie chcą leczyć się w szpitalu jak normalni ludzie? — wypaliła, zanim dogonił ją zdrowy rozsądek.
 Pakowała się w kłopoty. Znowu. Ech.





   
   

     WAS IT JUST A DREAM?
   

   

     AM I IN TOO DEEP?
   

Satō Kisara

Ye Lian and Ejiri Carei szaleją za tym postem.

Shogo Tomomi

Pon 17 Lip - 22:04
Cisza zawieszona zaraz po wypowiedzianym zdaniu, nie była przykra. Znaczyła tylko tyle, że postać za nim, zbiera konkluzję w całość. Jeśli nie należała do paranoików, powinna była dojść do właściwych wniosków. Nawet, jeśli w pamięci  miał informację, że ten, o którym wspominała, prawdopodobnie był zdolny do rzeczy, w które mieszała jego obecność. Milczał jednak, wciąż zerkając na sylwetkę na tylnym siedzeniu, jakby w oczekiwaniu na ewentualną konieczność szybkiego reagowania. Nerwowe zerknięcie w stronę drzwi, świadczyło wyraźnie o pomysłach, z którymi Shogo wolał się nie mierzyć. Wyskakujący z jego auta klient, nie był chwalebną okazją, na którą liczył podczas zlecenia.
Dłoń obleczona rękawiczką bez palców, a wciąż ułożona na drążku biegów, rozluźniła się, gdy jego pasażerka, opadła głębiej w fotelu. Czyli decyzja została podjęta. Na krótko zmarszczył brwi, dostrzegając kolejne, niemal rozpaczliwe (i zmęczone) spojrzenie w stronę klamki i zamkniętego wejścia. Cicho cmoknął z równoczesnym westchnieniem
- Przy takiej prędkości nie polecam - przekręcił lekko głowę, jakby wskazywał na prędkościomierz - ...mogę się zatrzymać, jeśli potrzebujesz zaczerpnąć powietrza. Chociaż, okolicy na to też nie polecam - niski ton odrobinę zelżał, chociaż naturalnie wpisana w mówienie chrypa, nadawała całości chłodniejszej szorstkości.
Odpowiedzi słuchał z uwagą, nie przerywając nawet, gdy nastąpiła krótka pauza. Zamrugał, marszcząc brwi, mimowolnie zerkając na Kisarę, po czym bezgłośnie, zaśmiał się. Uśmiech rozciągnął się szeroko, a błyski zieleni, zajarzyły się szczerym rozbawieniem. Pokręcił głową, westchnieniem przez nos, kończąc grymas - właściwie pomyłki w tym brak - zaczął, płynnie wchodząc autem w ciasny zakręt, zmuszając tym samym Kisarę, by wsparła się na boku siedzenia. Nie zwalniał - Z chwilą, w której wsiadłaś do mojego auta - dbam o Twoje bezpieczeństwo. To coś więcej niż taksa - zabrzmiał poważniej, bardziej rzeczowo. Chociaż całość mogła brzmieć lakonicznie, streszczała pełnioną przez niego funkcję, nie wdając się w szczegóły - ...ale też nie zapłacisz, jak za zwykłą taksę - kącik warg zakołysał się, chociaż uśmiechu nie posłał, gdy uchwycił wzrok w lusterku. Puścił oczko, dostrzegając zmienioną pozycję i malejący dystans, który dzielił - kierowcę i jego pasażerkę.
Na brak pasów, tymczasowo nie zwracał uwagi, chociaż zazwyczaj, proponował opcję bezpieczniejszej jazdy. Wydawało się, że jego zlecenia polegało jednak nie tylko na zwykłej podwózce, a klientka - rzeczywiście miała problem. Od standardowych - różniła ją tylko natura. Nikt jej nie ścigał, nikt nie zagrażał. Potrzebowała jednak uwagi. A tę - potrafił oferować całkiem skutecznie.
- Ze mną trudno narzekać - odezwał się pewnie, jakoś lekko, zahaczając niemal o arogancję, kwitując "wyznanie" Kisary. Migające w źrenicy iskry, stanowiły niemal widoczną przeciwwagę, oferując coś na kształt puszczonego naturalnie wyzwania - do sprawdzenia rzeczywistości słów.
- Odpowiem pytaniem na pytanie - zawiesił wypowiedź na moment - Często pilnujesz rannych, którzy nie chcą leczyć się w szpitalu jak normalni ludzie? - pamiętał wystarczająco dobrze wytyczne i tamtej nocy, żaden z pasażerów nie planował znaleźć się w sterylnych murach służb medycznych - być może mamy po prostu inne pojęcie tego co jest a co nie jest normalne u ludzi - dodał kończąc, jednocześnie dostrzegając na pustej ulicy przemykający cień. Stopa opadła na pedał gazu. Zahamował raz, zwolnił bieg i pulsacyjnie minimalizował odległość i potencjalność zderzenia, z czymkolwiek, co zaraz potem umknęło z pola widzenia. Niemal intuicyjnie, w tych kilku sekundach, wysunęła się w bok i do tyłu, chcąc zatrzymać upadek Kisary. Ręka zakleszczyła się pod szyją, wspierając przedramieniem ciężar przechylonego ciała, palcami zahaczając o bark - ...pasy czasem się przydają - skomentował, odwracając się za siebie i zaglądając ku pochylonej twarzy - nic ci nie jest?

@Satō Kisara


You don’t choose your demons,
but you do decide who owns who.
Shogo Tomomi

Ye Lian, Satō Kisara and Saga-Genji Shizuru szaleją za tym postem.

Sponsored content
maj 2038 roku