Jeden z największych cmentarzy w mieście zajmujący południową część Asakury. Początkowe granice wyznaczały drzewa stanowiące swoisty płot, jednak wraz z rozrostem potrzebnego terenu, zostały na stałe wciągnięte w tutejszy krajobraz, a granica przesuwała się dalej, przez zasadzenie kolejnych drzew. Zdarza się więc, że niektóre z nagrobków mają to szczęście, by sąsiadować z niewielkim laskiem. Mówi się, że korzenie rosnących drzew potrafiły powoli podważać i w końcu przewracać pomniki, wybrzuszać płyty chodnikowe, a niektóre groby przez zmieniający się krajobraz zostawały zupełnie zapomniane. Im bliżej obrzeży cmentarza, tym atmosfera robi się bardziej napięta. Ścieżki zmieniają swój beton w wydeptaną ziemię, a słońce na próżno próbuje przedrzeć się przez korony drzew.
Nazwa yokai: Onibi
Krótki opis: Małe kule niebieskawego ognia, pojawiające się w grupkach nawet do trzydziestu ogników, najczęściej w miesiącach letnich i wiosennych, zwłaszcza w deszczowe dni. Wabią nieostrożnych wędrowców, by w końcu całym rojem dopaść ofiarę, wysysając z niej całą energię życiową i pozostawiając jedynie pustą skorupę. Mogą naśladować głosy ofiar z których wcześniej pobrały energię.
— Dzięki, że przywołałeś mnie do porządku, bo inaczej nie mógłbym oderwać od Ciebie wzroku. — Lekko się zaśmiał jednak... wcale nie miał zamiaru odrywać wzroku od szczupłego i najwyraźniej atrakcyjnego chłopaka. Od momentu rozpoczęcia interwencji jego zdrowie i życie leżało w rękach Iseia a jego obowiązkiem było bezpieczne sprowadzenie go na ziemię. Musiał zachować czujność, nawet jeśli sytuacja wydawała się niespecjalnie groźna.
— Czy wyście pozamieniali się mózgami ze ślimakami?! — Oho, a to ciekawe! Choć w tym wypadku chodziło o ślimacze mózgi, a nie ślimacze tempo, to mimo wszystko Isei po raz pierwszy w życiu usłyszał porównanie swojej osoby do tych niespieszących się nigdzie zwierząt. Rzeczywiście, nie działał on nigdy gorączkowo czy niespokojnie, jednak bezustannie gdzieś go gnało. Był aktywny, żywotny i pracowity, a tak przynajmniej mówili o nim najbliżsi. Mimo wszystko mogli się przecież mylić, a jednak zawsze dobrze było dowiedzieć się czegoś nowego na swój temat. Tym samym Yoshiro przyjął uwagę z pokorą, pozwalając sobie na brak najzupełniej zbędnego komentarza z jego strony.
— Nie. Drabina nie wystarczy. Takie są procedury. — Słyszał, co mówi, jednak nie mógł postąpić inaczej. Niemniej dobrze, żeby poruszone i sfrustrowane chłopię usłyszało, dlaczego akcja ratunkowa wygląda tak, a nie inaczej. — Drzewo jest spróchniałe i gałąź może w każdym momencie się pod tobą zarwać. Do tego twoje kończyny mogą odmówić ci posłuszeństwa, nawet jeśli tego w tym momencie nie czujesz. — Nie był jednak pewny, czy jasnowłosy rozumiał, co chciał mu przekazać. Według chłopaka w wyniku standardowej procedury ratunkowej miał chyba zaraz zostać trafiony gromem z nieba. Albo raczej z piekła, bo jednak chodziło o martwych. Czym jednak mogli dosięgnąć go martwi? Z pewnością mieli coś ciekawszego do zaoferowania jak zwykłe dłonie wyciągnięte spod ziemi i noc żywych trupów. Aczkolwiek może już za moment dobierze mu się do skóry Enma Daiō, który pośle na niego duchy lub inne demony. Mimo wszystko Yoshiro spojrzał zdziwiony na młodzieńca z innego powodu. W zasadzie już dawno rządca Jigoku mógłby chcieć się na nim zemścić ze względu na liczbę dusz, którą wyrwał mu z garści. Ratował życia i tym samym odbierał władcy piekieł kolejne przeznaczone mu istnienia. Jednak teraz po żadnych nagrobkach nie przejechali. Wjazd na cmentarz przez główną bramę był szeroki — specjalnie był tak skonstruowany, aby bez problemu mogły zmieścić się obok siebie przynajmniej dwa pojazdy. Wóz strażacki cały czas stał na drodze, nie wjeżdżając nigdzie dalej, nawet nie zahaczając o krawężnik, nie wspominając o jakiejkolwiek alejce. Od tego był wysięgnik, by bez problemu dotrzeć tam, gdzie było to konieczne, bez narażania wozu. Może z tej odległości chłopak tego nie widział.
— Wóz cały czas stoi na drodze, więc nie powinni się aż tak gniewać. Spójrz. — Skierował snop światła reflektora w kierunku kół pojazdu. — To co, dasz sobie pomóc? — Dwóch mężczyzn było tuż obok siebie, będąc niemal na równi swoich linii wzroku. Tak blisko, jednak jeden z nich wciąż był w ewentualnym niebezpieczeństwie. Zabawę w grze „kto pierwszy mrugnie” — w której Yoshiro miał o tyle przewagę, że trudno było przecież nie podziwiać aparycji chłopaka — przerwał im ptak, który z rwetesem przeleciał nad ich głowami, a wzywający pomocy ścisnął coś mocniej w ręku.
— Co tam trzymasz?
@Raikatsuji Yuzuha
Seiwa-Genji Enma, Matsumoto Hiroshi and Fenrys Umbra szaleją za tym postem.
Wzrok mimochodem ześlizgnął się niżej, na półprzezroczystą sylwetkę majaczącą się na tle trawy skąpanej w nocnym mroku. Z tej perspektywy ciężko było określić czym, a raczej kim była ów plama. Ale Yuzuha doskonale wiedział. Był świadomy obecności każdego mieszkańca tego upiornego miejsca. Znał na pamięć każde imię i nazwisko. Pamięć miał dobrą.
Ale wiedział też, że nie każdy potrafi dojrzeć to, co on. Ludzie byli z natury ignorantami, zamykając się we własnej, bezpiecznej bańce, bo tak było wygodniej. Nawet nie próbowali dostrzec czegoś więcej poza czubkiem własnego nosa.
Dlatego też odpuścił.
Nie zamierzał wykłócać się dalej, ani też próbować udowodnić swoich racji. W końcu wóz cały czas stoi na drodze, prawda?
Przeniósł zrezygnowane spojrzenie na rozmówcę i wzruszył kościstymi ramionami. Wszystko jedno.
- Niech będzie. - odparł, nadal uważając, że procedury jakimi się kierował były absurdalne i naprawdę wystarczyło podniesienie drabiny, a następnie oparcie jej o konar drzewa. Jednakże z każdą kolejną, upływającą sekundą coraz bardziej zaczynał żałować, że zadzwonił po pomoc. Mógł po prostu przeczekać na drzewie do rana. W końcu ktoś odwiedziłby cmentarz. Mimo wszystko zawsze był tu ruch. Każdy miał kogoś do odwiedzenia. Każdy miał tu kogoś, kogo pochował.
Cmentarz nie był tak samotnym miejscem, jakby się wydawało.
Drobne, męskie ciało poruszyło się, kiedy wyciągnął wpierw rękę w stronę nieznajomego, a potem nogę, aby wygodnie oprzeć ją o barierkę kosza. Plan był prosty i jakże łatwy do wykonania: oprzeć się, a potem bezpiecznie wślizgnąć do środka. Być może nawet lekko odepchnąć się od gałęzi dla lepszej wyporności.
Ale los bywał przewrotny o wyjątkowym poczuciu humor. Gdy zgięte kolano miało się wyprostować i odepchnąć ciało od gałęzi, oparta stopa utraciła bilans, w efekcie czego ześlizgnęła się, a całe ciało jasnowłosego poleciało wprost w silne ramiona strażaka.
Z perspektywy współpracownika mężczyzny, który wciąż siedział w wozie strażackim, wszystko wydarzyło się zaskakująco szybko. Siedzący na drzewie chłopak stracił równowagę, a Isei go złapał i pomógł stanąć na równych nogach.
Ale z perspektywy dwójki znajdującej się na wysokości świat na moment zwolnił. Iskry i brokat zaczęły wirować dookoła nich a gdzieś w tle dało się słyszeć piosenkę rodem wyciągniętą z koreańskiej dramy. Ich spojrzenia spotkały się, a oddechy zamarły. Wszystko zdawało się trwać wieczność, aż czar prysł w jednej sekundzie, kiedy Yuzuha wreszcie przemówił.
- Twoja ręka jest na moim tyłku. - jego głos był zaskakująco spokojny, wręcz bezbarwny i nieporuszony. Wyswobodził się z objęć nieznajomego i pewnie stanął na platformie. Dopiero wtedy spojrzał na niego, a w martwym spojrzeniu pojawiła się nuta zainteresowania.
- Perwers. - określił go krótko, zrywając kontakt wzrokowy pomiędzy nimi. Nie odezwał się więcej aż do momentu, kiedy wreszcie znaleźli się na ziemi.
Oglądanie cmentarza z pozycji na drzewie było interesującym doświadczeniem, aczkolwiek kiedy obie nogi dotykały miękkiej nawierzchni trawy, zdecydowanie poczuł się lepiej. Dopiero wtedy zwrócił się do mężczyzny (czy podawał mu już swoje imię?), i choć zarówno jego twarz, jak i oczy nie wyrażały jakichkolwiek emocji, tonacja głosu zdawała się być zabarwiona lekką figlarnością.
- Następnym razem zanim złapiesz mnie za tyłek to zaproś mnie na randkę. Czy coś. Lubię Yakitori. W sumie... - dotknął swojego brzucha w zaskoczeniu, jakby nagle przypomniał sobie o czymś naprawdę ważnym - ... jak się nad tym zastanowić, to nie jadłem niczego od wczorajszej kolacji. Cholera. Maura-nee będzie zła, że znowu zapomniałem. - westchnął, a ramiona nieco opadły, jakby pojawił się na nich jakiś wyjątkowo upierdliwy ciężar.
Być może mogły to być wyrzuty sumienia.
Ale Yuzuha nigdy ich nie miał. I nie czuł.
Jak niczego innego.
@Isei Yoshiro
„Strach. Nie ma nic wspanialszego. Uwielbiam na niego patrzeć, uwielbiam wdychać jego zapach.
A już najbardziej lubię go słuchać. Lubię też jego smak.”
Matsumoto Hiroshi, Isei Yoshiro and Fenrys Umbra szaleją za tym postem.
— O, przepraszam, już zabieram! — Uśmiechnął się szeroko, po czym całkowicie już rozluźnił mięśnie twarzy i uniósł przedramiona i dłonie ku górze. Skoro faceta trzymały się żarty, to musiało być z nim wszystko w porządku. Inaczej z ust wydobyłby się wpierw jęk bólu lub przekleństwa. Żarty były naprawdę dobrą wróżbą. Mimo wszystko na wszelki wypadek i według procedurze zadał krótkie pytania. — Wszystko w porządku? Nic Cię nie boli? — Chwilowo jednak nie dostał żadnej odpowiedzi, a młodzieniec kontynuował temat Yoshiro jako hentaia stając już na twardym gruncie. Było to doprawdy zabawne porównanie, gdyż Isei nie był z żadną dziewczyną w żaden sposób od wielu lat, w zasadzie od tamtego felernego zerwania. Mimo wszystko najwyraźniej mimo upływu czasu wciąż nie stracił tego czegoś, z czego poczuł się zadowolony. No i niewątpliwie rozbawiony.
— Jasne, zrozumiałem. Tylko najdzie mnie w przyszłości ochota na złapanie Cię za tyłek, to zaproszę Cię na Yakitori. — Wykonał pełny salut, z impetem łącząc nogi i uderzając o siebie masywnymi strażackimi butami. Zaraz po tym po cmentarzu rozległ się czysty i lekki męski śmiech. Tak jak przeczuwał, dzisiejszy wieczór był błogosławieństwem na nudę. Chłopak miał niezłe poczucie humoru, szczególnie że każdy z żartów był w stanie wymawiać z zupełnie niewzruszoną miną.
— Dobre szaszłyki są koło naszej remizy, prawda Ren? — Odezwał się do swojego kolegi, który powoli zabierał reflektor i ładował go w odpowiednie miejsce na wóz strażacki. Kumpel jedynie kiwnął z przekonaniem głową. Akcja była skończona i mogli niedługo stąd odjechać. — Może poszlibyśmy tam jutro po pracy? — Yoshiro skierował pytanie do Rena, jednak on zdążył się już schować za pojazdem, a żadna konkretna odpowiedź nie nadeszła z jego strony — przez co Yuzuha spokojnie mógłby odebrać pytanie jako zachętę do wspólnego wyjścia na miasto.
— Od wczorajszej kolacji? — Yoshiro aż przeszedł dreszcz, gdy przeliczył pod swoją kędzierzawą czupryną liczbę godzin, w ciągu których nieznajomy nic nie jadł. Sam nie wyobrażał sobie dnia bez trzech do pięciu posiłków dziennie. Jadł dużo, smacznie i zdrowo. Od tego zależało czy miał wystarczająco dużo sił do pracy i własnych treningów. Być może samodzielne przyrządzanie wartościowych posiłków było też jednym z elementów przepisu na wiecznie dobry humor dwudziestosześciolatka.
— Musisz być potwornie głodny. Podwieźć Cię gdzieś? Do domu albo jakiegoś 7 Eleven po drodze? — Sam niestety nie miał do zaoferowania niczego do jedzenia.
@Raikatsuji Yuzuha
Seiwa-Genji Enma, Matsumoto Hiroshi and Fenrys Umbra szaleją za tym postem.
A potem zostawiał po sobie zgliszcza i chaos.
Większość osób nawet nie zdawała sobie sprawy z jaką łatwością można było z nich czytać. Jak z otwartej księgi, którą nieudolnie próbują zamknąć na niefunkcjonalną kłódkę. Uwielbiał jaki sposób można wychwycić wszelakie niuanse, które pojawiają się w dłoniach wprawionych w nerwowe ruchy, ognistym bądź stłamszonym blasku ukrytym w spojrzeniu, drgającym kącikom ust czy też naprężonemu ciału. Obserwował i chłonął te obrazy całym sobą, jak spragniona gąbka w zetknięciu z wodą.
Yuzuha lubił czytać książki. W szpitalu właściwie miał tylko je do dyspozycji (nie licząc puszczanych raz w tygodniu filmach podczas niedzielnych wieczorów). Jego jedyna rozrywka bardzo szybko przerodziła się w interesujące hobby, choć wraz z upływem lat, miejsce papierowych skarbnic wiedzy zastąpili żywi ludzie. I to było zdecydowanie bardziej... uzależniające. Ekscytujące. Niebezpieczne.
Kiedy stopy dotknęły miękkiego, nieco mokrego podłoża, bezbarwne spojrzenie opadło na stojącym obok strażaku. Tliła się w nich czujność, jakby oczekiwał z jego strony nagłego i niespodziewanego ataku. Był jak kot, który czai się w ciemności i obserwuje inną istotę, wciąż niezdecydowany czy ma do czynienia z agresorem, czy też ofiarą. Wiatr lekko poruszył liśćmi i opadł na odsłoniętą skórę, przypominając zgromadzonym o spadającej w dół temperaturze wczesnej, kwietniowej nocy. Zadrżał, choć nie do końca był pewien czy to z zimna, czy ekscytacji.
- Brzmi dobrze. - odpowiedział mu równie bezbarwnym głosem, co spojrzeniem. Ciężko jednak było wyczytać do czego była kierowana odpowiedź. Mógł odnosić się do każdego pytania, jednocześnie do żadnego. A być może słowa w ogóle nie były skierowane do ciemnowłosego. Wzrok mimochodem uciekł i powędrował gdzieś ponad jego ramię, sprawiając wrażenie osoby, która w jednej sekundzie utraciła jakiekolwiek zainteresowanie swoim rozmówcą. Blade tęczówki poruszały się, milimetr po milimetrze, jakby kogoś śledziły; jakiś niezapowiedziany ruch gdzieś w tle.
Ale tam nikogo przecież nie było. Cmentarz po godzinie dwudziestej był zamknięty dla odwiedzających.
Przynajmniej tak mówiło ludzkie oko.
- Jutro... - powtórzył za nim jak echo, w końcu na powrót kierując swą uwagę na strażaka. - Jutro nie mogę. Chyba. Nie wiem. Może kogoś przywiozą... - zamyślił się, unosząc ku górze lewą dłoń i potarł policzek jej wierzchem. - Mieli z sąsiedniego miasta... - dodał półszeptem, co z perspektywy kogoś niezaznajomionego z tematem przypominało raczej niezrozumiały bełkot, aniżeli sensowne zdania. Jego blada skóra zlewała się z popielatymi włosami w jedną plamę, która odznaczała się na tle nocy. Plama, której nie da się zetrzeć ani pozbyć, choć nie pasowała do wystroju otoczenia w żadnym stopniu. Irytowała i drażniła.
- Odwieźć? - wargi pokłoniły się w ledwo zauważalnym uśmiechu. Wzrok przeskoczył na drugiego ze strażaków, którego imienia nie znał (albo nawet nie próbował zapamiętać), by ponownie skupić się na ciemnowłosym. - Nie jestem ekspertem, ale nie uważasz, że to wykracza poza twoje obowiązki i raczej nie jest dozwolone, zwłaszcza w godzinach pracy? Aż tak na mnie lecisz? - niemal prychnął jak kot, lecz żaden inny dźwięk nie opuścił jego gardła. Zakrył palcami wargi, jakby chciał ukryć chichot, który nigdy nie się nie narodził. - Nie, nie. Nie ma takiej potrzeby. Mieszkam tutaj. - zmrużył spojrzenie, a potem bez żadnego ostrzeżenia odwrócił się na pięcie, kierując w głąb cmentarza, idąc pomiędzy nagrobkami skąpanymi w ostrzegawczo przerażającej ciemności. Był jak zjawa i duch, która nawiedza takie miejsca.
Zatrzymał się nagle, odwracając przez ramię, by spojrzeć na niego ostatni raz.
- Jeżeli uznam, że jesteś interesujący, to sam cię odnajdę. - poinformował go, unosząc dłoń w geście pożegnania.
@Isei Yoshiro
„Strach. Nie ma nic wspanialszego. Uwielbiam na niego patrzeć, uwielbiam wdychać jego zapach.
A już najbardziej lubię go słuchać. Lubię też jego smak.”
Mistrz Gry, Matsumoto Hiroshi, Isei Yoshiro and Fenrys Umbra szaleją za tym postem.
Nie. Chyba się jednak na zrozumienie się nie zanosiło, ponieważ nie do końca orientował się w tym, co chłopak do niego mówi. W zasadzie, czy w ogóle mówił do niego? Nie był pewien. W pierwszym odruchu chciał mu odpowiedzieć, wytłumaczyć że propozycja wyjścia na szaszłyki była skierowana do jego kolegi, ale potem Yuzuha spojrzał gdzieś zupełnie ponad nim. Może mówił do siebie? Albo jednak rozważał „zaproszenie". Niemniej, nawet jeśli chciałby z niego skorzystać, to chłopak nie bardzo miał jak go znaleźć, racja? Aczkolwiek, znając usposobienie Yoshiro, gdyby mu się nawet nawinął, to wziąłby tego szczupłego ekscentryka do knajpy. Przecież to sama skóra i kości, nie pożałowałby mu żadnego jedzenia.
Z początku też nie rozumiał, o czym mówił chłopak odnośnie tego, że mieli kogoś przywieźć. Wspominał o pracy? Chyba tak, choć zabrzmiało to co najmniej nietypowo. Tym samym Isei, zamiast odpowiedzieć coś sensownego, raz po raz otwierał i zamykał usta, pozwalając nowo poznanemu snuć swoje myśli na głos. Jego komentarze chyba jednak były zbędne.
— Ze względu na późną porę i nieczynną już o tej godzinie komunikację miejską jest to opcja, którą jak najbardziej mogę zaoferować poszkodowanemu. — Rzeczowo wytłumaczył wcześniej postawioną przed chłopakiem propozycję.
— Znamy się jeszcze za krótko, abym mógł Cię tak bezpośrednio podrywać. Wiesz, ze mną trzeba chodzić. — Roześmiał się na głos, podejmując narrację chłopaka. Przez głowę mu jednak przeszło, że może powinien skończyć z tymi żartami. A co jeżeli brał to na poważnie? Wyszłoby wtedy co najmniej nieelegancko, a Isei był przecież przykładem elegancji. Szczególnie ze swoimi kolorowymi tatuażami, kolczykiem w wardze i gdy po pracy chodził w luźnych ubraniach i w kapturze. Gentleman jak się patrzy.
— To co, skorzystasz? — Dodał jeszcze, jednak już w chwilę potem otrzymał negatywną odpowiedź. To że mężczyzna mieszkał na cmentarzu, składało się na bardziej klarowny całej sytuacji oraz samej akcji ratunkowej. Pracownik cmentarza. Więc rzeczywiście mogli mu kogoś tutaj jutro przywieźć. Tylko niekoniecznie do końca żywego.
— Jeżeli uznam, że jesteś interesujący, to sam cię odnajdę. — Yoshiro ponownie jakoś przytkało, bo cóż miało znaczyć to zdanie? Warto jednak nadmienić, że sytuacje w których Isei nie wiedział, co powiedzieć należały do rzadkości. Również uniósł do góry dłoń, by nią lekko machnąć.
— To... do zobaczenia? — Co do tego, że był interesujący, to akurat nie miał wątpliwości.
Yuzuha powiedział co miał do powiedzenia i odszedł w głąb cmentarza. Najwyraźniej naprawdę trafił im się pracownik cmentarza. Ewentualnie wariat. Sylwetka chłopaka szybko zginęła w ciemności, jedynie białe włosy odbijające resztki światła były widoczne jeszcze przez dłuższą chwilę.
Dziwny ten koleś...
Ale w sumie całkiem zabawny.
— O rany, Ren, ale bym teraz zjadł yakitori! — Sapnął żałośnie, wiedząc że o tej porze nie ma mowy o zjedzeniu gdziekolwiek takiego przysmaku. Ani w zasadzie niczego innego specjalnego, a kanapki, które czekały na niego w remizie, były najlepszą opcją — choć wypadały zdecydowanie blado w porównaniu do gorących szaszłyków. Wsiedli więc do radiowozu i zaczęli wyjeżdżać z cmentarza. Czy chłopak, jako miejscowy pracownik, nie powinien zamknąć za nimi bramy? Nie miał pewności, więc i wysiadł na chwilę, by przynajmniej wsunąć ją na swoje miejsce. Mogli ruszać, kanapki czekały.
@Raikatsuji Yuzuha
2 x zt
Chishiya Yue and Fenrys Umbra szaleją za tym postem.