Strona 1 z 2 • 1, 2
4 października 2033
Z nieba siąpi jesienny deszcz, chociaż na dworze stosunkowo ciepło. Dzieciaki z Nanashi wypływają na ulicę wraz z pierwszymi kroplami. Ich stopy pierzchną w różnych kierunkach a za nimi rytm małych stópek jak tych myszy, które poukrywane w norkach niuchają codziennych nowości. Widzi Keita jednego dzieciaka, który buszuje przy radio ustawionym bliżej wyjścia z prowizorycznej klitki-garażu. Kiedy unosi ciało do góry, tego już nie ma. Nie ma też i jenów, które bezmyślnie zostawił koło odbiornika. Wzdycha a westchnięcie to idzie w parze z zerknięciem na zegarek. Ma jeszcze czas, chociaż kolejny z klientów lubił zaskakiwać — czy to wcześniejszym pojawieniem się, czy przyjściem stanowczo po umówionym czasie. Zakład otwarty miał o równych porach, więc jak ten pies wiernie czekał na każdą ze znajomych już twarzy.
Wykorzystując ostatnie chwile spokoju wślizguje się pod auto samego Kiyamoto Ryujina. W niedawnym czasie lider Kyōken odkrył nową rozrywkę — śmiganie po śliskich ulicach Nanashi w tempie wyprzedzającym zdolności jego auta. Tym razem konsekwencjami są jedynie wgniecenia w karoserii, choć Keita doszukał się czegoś jeszcze. Małego czipa, prezentu od świata dla Kyōken, schowanego w okolicach belki progowej. Nadajnik przyozdobiony jest ręcznie namalowanym, kolorowym uśmieszkiem, jakby właściciel sprzętu nie lokalizator a kartkę z życzeniami przykleił do auta. Biorąc do ręki kolejną fajkę mężczyzna z politowaniem uśmiecha się ku znalezisku. Zanim zdąży skarb ten wsunąć w kieszeń spodni, progi jego warsztatu przekracza znana mu już sylwetka.
Do Nanashi wpadali różni ludzie. Szczególnie ci, którzy ku obniżeniu kosztów szukali tańszych zamienników auto-speców z centrum. Keita odpala fajkę, kiwa mu głową w niemym przywitaniu i zamyśla się na moment, by już werbalnie przywitać Minoru słowami:
— Te dwie nowe? — Palcem wskazuje na własną szyję, która na tę krótką chwilę staje się lustrem dla ciała Yoshidy; wydaje mu się, że dwie pociągłe, choć skromne blizny na ciele mężczyzny zdają się błyszczeć świeżością.
Keita zaciąga się papierosem po raz kolejny, oblizuje wargi z warstwą nikotynowej gorzkości i podbródkiem zaprasza klienta w głąb warsztatu. Chodził tędy nie raz i nie pięć. Wokół zmieniają się jedynie sprzęty — od broni białej, przez palne samoróbki, drobne usterki w domowych sprzętach czy, co dzisiejszego ranka wpadło mu w ręce, stara, metalowa pozytywka. Przy zabawce ciało mechanika nieruchomieje. Keita nieznacznie odwraca twarz ku Yoshidzie i mówi:
— Mogłaby ci się spodobać. Jak ją przynieśli to grała Deutschland uber Alles. — Zza papierosowego dymu rysuje się krótki, wymuskany szczególnie dla tego komentarza, prowokacyjny uśmiech.
Drugie z pomieszczeń jest mniejsze, czystsze, lepiej zorganizowane. Ściany pokryte matami z narzędziami różnego pokroju. Kilka stołów o konkretnych funkcjach, na nich części lśniące w blasku zimnego, jasnego światła uwieszonego tuż pod sufitem. A w jednym kącie jego dziecko — piękna, ulepszona wczorajszego dnia Sawa.
— Dobrze, Minoru, to zacznijmy od rzeczy najprostszej. — Zostawiając fajkę między zębami sięga po owalny przedmiot. — Wyjebałem dzisiaj takich trzy. Nie wiem, co twoi ludzie robią z autami, ale rozruszniki w ich samochodach przypominają zwęglone kości.
Schylając się z jednej z szuflad wyciąga lśniący kastet.
— Wyczyszczony, zapadania działa jak powinna, więc i nóż ładnie wyskoczy. Wstawiłem i nowe ostrze, bo Ryuuk z centrum wypuścił świeżą ich serię. Jakimś cudem część partii dotarła do Nanashi.
Przez następne kilka minut przekazuje to mniejsze, to większe sprzęty pozostawione w jego rękach. Tylko niektóre komentuje, myśli skruszając do oszczędnych i konkretnych zdań. Po przekazaniu ostatniego elementu staje tuż obok gościa i marszcząc brwi w chwilowym zawahaniu pyta:
— Kojarzysz ten symbol? — W dłonie przekazuje mu wyciągnięty z samochodu Ryujina nadajnik.
Pochylając głowę ku prawemu barkowi przygląda się mężczyźnie uważnie, jak kot śledzący najmniejsze drgnięcia mięśni. Dłoń automatycznie wędruje ku jednemu blatu, na nim się też opiera. W jasnym świetle warsztatu fizjonomia Minoru zdaje się Gotō ostrzejsza, nieprzychylna. Mimo to nie wycofuje sylwetki, jakby sama interakcja z mężczyzną zobowiązywała do dziwnej zuchwałości. Wolną dłonią dotyka karku, który miarowo rozmasowuje.
— Znalazłem to w aucie Kiyamoto, ale podobne uśmieszki widziałem na murach w Haiiro Chiko. Cholera wie, czy to dzieciaki bawią się w gangi, czy rzeczywiście komuś przeszkadza Kyōken.
@Minoru Yoshida
Bezwstydne krople deszczu padały mu prosto na twarz, z uwagą obserwując intensywny odcień szarego nieba. Wyraźnie zamyślony nad sensem egzystencji w tym brudnym do cna świecie, karmił wyniszczone płuca kolejną dawką nikotyny, nogą podrygując w rytm piosenk "Hocico - Damaged". Ciężko stwierdzić, czy jego skupienie wynikało z tekstu, który leciał z dousznych słuchawek, a może na chwilę potrzebował odciąć się od intensywności dnia, który miał za sobą. U Cayenne nie było miejsca na nudę, zawsze jest coś do zrobienia. Możliwym było, że czasami tęsknił za chwilami, w których nie musiał czegoś zrobić, a może tak naprawdę lubił mieć ręce pełen roboty.
There's a place in my mind where I'm laughing.
There's a place in my head where I'm not me.
Man or monster? Don't know who I'm hunting.
.
.
.
Everyone can believe I am crazy.
Can you tell me who I am?
Wypaliwszy papierosa, zmierzył w stronę budynku, będąc nieopodal od kilkunastu dobrych minut. Kiedy utwór zakończył swe brzmienie, wyciągnął słuchawki ze swoich uszu, chowając je do wnętrza kieszeni spodni. Również poklikał chwilę coś w telefonie, najprawdopodobniej stopując aplikację, z której słuchał muzykę. Szedł cicho oraz nieśpiesznie i jak na kogoś, kto wydaje się być na zapracowanego, w tej chwili sprawiał wrażenie osoby posiadającej ogrom czasu do wykorzystania. Było to na swój sposób mylące patrząc na to, że nie znalazł się w tym miejscu bezinteresownie. Od jakiegoś czasu przychodził tu ze świadomością zdobycia dobrego sprzętu. Warsztat wydawał się być porządny i jak na kogoś, kto był wyłącznie zwykłym człowiekiem, imponował Minoru nie tylko w kontekście napraw, a ogólnym rozumowaniu.
Nie dało się ukryć, że czasami po takich wizytach czuł się na swój sposób brudny, jednak w tym miejscu potrafił odnaleźć pewną nić zrozumienia, co było na swój sposób zaskakujące. Nie każdego człowieka oceniał tą samą miarą, mimo to większością zwyczajnie gardził zważywszy na politykę grupy, do której przynależał. Nie ukrywał również, że w związku z przemianą i swoimi przeżyciami czuł się na swój sposób lepszy od innych, co niejednokrotnie dało się to wyczuć — czy to przy zwykłej i niezobowiązującej rozmowie czy w samej aurze, która budziła pewien niepokój u zwierząt.
Prawdopodobnie głośne szczekanie psa zdradził fakt, że oczekiwany gość przybył w skromne progi warsztatu, również witając się krótkim skinięciem głowy. Jednocześnie poczuł, że jedna z kropli deszczu przemknęła mu po policzku, wyglądając raczej na przemokniętego. Słysząc jego słowa, mimowolnie odwrócił głowę we wskazanym kierunku, łapiąc się także za części szyi, na której widniały powstałe blizny. Widać mężczyzna miał dobre oko do takich kwestii. Cayenne dawno przestał liczyć powstałe blizny. W pewien sposób to właśnie one robiły za wizytówkę osoby zapracowanej, nie mającej czasu na przeczytanie nowo wydanego romansu kryminalnego.
— Możliwe, nie przywiązuję do tego szczególnej wagi — przyznał bez większych skrupułów, doskonale zdając sobie sprawę jak jego ciało wygląda pod warstwą ubrań. W takich okolicznościach ciężko zauważyć dwie mniejsze blizny, nawet te na szyi. A może je zauważał, lecz nie chciał już o nich pamiętać.
Poszedł za nim, przyzwyczajony już do widoku pomieszczenia. Zdążył zapamiętać już parę szczegółów, czasami jedynie oglądał się za nowszymi przedmiotami, które co jakiś czas zmieniały swoją scenerię. Zatrzymał się na chwilę, doglądając na pozytywkę. Starał się dostrzec w tej pierdole jakiś głębszy sens, lecz bezskutecznie. Czemu miałaby mu się spodobać? Z uwagi na utwór? Możliwym, że tylko ze zwykłej uprzejmości prychnął pod nosem, krzywiąc usta w jakimś uśmiechu, rozumiejąc te mało skromne nawiązanie. Nie, tak naprawdę nie spodobała mu się, ale nie zamierzał się do tego przyznawać.
Czując nikotynowy dym, nie miał skrupułów przed tym, aby wyciągnąć swoją paczkę i odpalić papierosa, nawet jeśli chwilę temu dokarmiał płuca w deszczu. Weszli do mniejszego pomieszczenia, w końcu przechodząc do szczegółów ich spotkania. Wsłuchawszy się w słowa, kącik ust drgnął mu w niemym uśmiechu, samemu pozostawiając papierosa między wargami. Dłonie póki co schował do kieszeni, przyglądając się sprzętom, które jakiś czas temu u niego zostawił. Cóż, nie byli to jeszcze jego ludzie, ale nie mógł ukryć tego, że potrafili być zdolni w psuciu takich rzeczy — żeby tylko takich...
— Na pewno nie pierdolą się w tańcu — skomentował krótko, nie zamierzając długo rozwodzić się o jego ludziach, chcąc zostawić to bez komentarza. Yoshida nieważne jak dobrym mógł być rozmówcą, o swoich ludziach nigdy nie mówił zbyt dużo. W zasadzie nie mówił niczego, co mogłoby naprowadzić na ich trop — sama świadomość ich istnienia w zupełności wystarczała. Dlatego zgrabnie przechodząc do kolejnego tematu, wziął do ręki wspomniany kastet, aby móc go sobie obejrzeć oraz na swój sposób przetestować. W końcu musiał sprawdzić, czy rzeczywiście tak dobrze działał.
— Świetnie. Tak myślałem, że nie zawiodę się na Tobie — skomentował, zauważając po nim drobne zadowolenie. Ogólnie nie był osobą, która nadmiernie okazywała emocje, mimo to odpowiadał mu sposób pracy Keita, który podsuwał mu to lepsze narzędzia pracy. Chętnie je sprawdzał, chętnie dopytywał o szczegóły, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej o sprzęcie.
Finalnie nastąpiło też pytanie, które nieznacznie wybiło go z rytmu sprawdzania to nowszych sprzętów. Oderwał się na moment od noża, który sobie bardziej upodobał, spoglądając na nadajnik z dosyć charakterystycznym symbolem. Zmarszczył na chwilę brwi, czując jak blisko niego był mężczyzna. Nie sposób było spojrzeć się na niego to bardziej surowym spojrzeniem, zupełnie jakby nie chciał, by ten przekroczył pewną granicę niewidoczną gołym okiem.
— Masz pewne podejrzenia? — spytał, póki co nie zdradzając od siebie zbyt wiele. Również nic nie zrobił z tym, że Goto pozwolił sobie na odrobinę zuchwałości w stronę mężczyzny. Całkiem możliwe, że jego obecność nie wadziła mu aż tak bardzo, choć postura ciała mówiła zupełnie co innego.
— Pierwszy raz widzę ten symbol. Mogę zorientować się, czy to jakaś głupia zabawa dzieciaków czy rzeczywiście ktoś ma ochotę wybić się na zakłócaniu porządku waszej grupy — zaproponował, spoglądając z uwagą na twarz mężczyzny. Kyōken nigdy nie był dla nich złowrogą grupą, choć spotykał w niej przeróżne jednostki. Mógł mieć tam swoich wrogów, jak i sojuszników, którzy rozumieli politykę Shingetsu. Mimo to brakowało im pewnego elementu i możliwym jest, że czekali na dzień, w którym zostaną wybrańcami, aby móc wstąpić w szeregi brutalnej grupy. Póki co musieli zadowalać się mniejszymi grupami, chcąc zostać w pewien sposób zauważonym — Minoru to rozumiał. Też miał epizod w swoim życiu, w którym chciał zostać bardziej zauważonym, a konsekwencje tego czynu odczuwa po dziś dzień.
— Dużo tego masz? — dopytał w spokoju oczekując od niego odpowiedzi, gdy w międzyczasie dopalał papierosa.
@KEITA GOTŌ
There's a place in my mind where I'm laughing.
There's a place in my head where I'm not me.
Man or monster? Don't know who I'm hunting.
.
.
.
Everyone can believe I am crazy.
Can you tell me who I am?
Wypaliwszy papierosa, zmierzył w stronę budynku, będąc nieopodal od kilkunastu dobrych minut. Kiedy utwór zakończył swe brzmienie, wyciągnął słuchawki ze swoich uszu, chowając je do wnętrza kieszeni spodni. Również poklikał chwilę coś w telefonie, najprawdopodobniej stopując aplikację, z której słuchał muzykę. Szedł cicho oraz nieśpiesznie i jak na kogoś, kto wydaje się być na zapracowanego, w tej chwili sprawiał wrażenie osoby posiadającej ogrom czasu do wykorzystania. Było to na swój sposób mylące patrząc na to, że nie znalazł się w tym miejscu bezinteresownie. Od jakiegoś czasu przychodził tu ze świadomością zdobycia dobrego sprzętu. Warsztat wydawał się być porządny i jak na kogoś, kto był wyłącznie zwykłym człowiekiem, imponował Minoru nie tylko w kontekście napraw, a ogólnym rozumowaniu.
Nie dało się ukryć, że czasami po takich wizytach czuł się na swój sposób brudny, jednak w tym miejscu potrafił odnaleźć pewną nić zrozumienia, co było na swój sposób zaskakujące. Nie każdego człowieka oceniał tą samą miarą, mimo to większością zwyczajnie gardził zważywszy na politykę grupy, do której przynależał. Nie ukrywał również, że w związku z przemianą i swoimi przeżyciami czuł się na swój sposób lepszy od innych, co niejednokrotnie dało się to wyczuć — czy to przy zwykłej i niezobowiązującej rozmowie czy w samej aurze, która budziła pewien niepokój u zwierząt.
Prawdopodobnie głośne szczekanie psa zdradził fakt, że oczekiwany gość przybył w skromne progi warsztatu, również witając się krótkim skinięciem głowy. Jednocześnie poczuł, że jedna z kropli deszczu przemknęła mu po policzku, wyglądając raczej na przemokniętego. Słysząc jego słowa, mimowolnie odwrócił głowę we wskazanym kierunku, łapiąc się także za części szyi, na której widniały powstałe blizny. Widać mężczyzna miał dobre oko do takich kwestii. Cayenne dawno przestał liczyć powstałe blizny. W pewien sposób to właśnie one robiły za wizytówkę osoby zapracowanej, nie mającej czasu na przeczytanie nowo wydanego romansu kryminalnego.
— Możliwe, nie przywiązuję do tego szczególnej wagi — przyznał bez większych skrupułów, doskonale zdając sobie sprawę jak jego ciało wygląda pod warstwą ubrań. W takich okolicznościach ciężko zauważyć dwie mniejsze blizny, nawet te na szyi. A może je zauważał, lecz nie chciał już o nich pamiętać.
Poszedł za nim, przyzwyczajony już do widoku pomieszczenia. Zdążył zapamiętać już parę szczegółów, czasami jedynie oglądał się za nowszymi przedmiotami, które co jakiś czas zmieniały swoją scenerię. Zatrzymał się na chwilę, doglądając na pozytywkę. Starał się dostrzec w tej pierdole jakiś głębszy sens, lecz bezskutecznie. Czemu miałaby mu się spodobać? Z uwagi na utwór? Możliwym, że tylko ze zwykłej uprzejmości prychnął pod nosem, krzywiąc usta w jakimś uśmiechu, rozumiejąc te mało skromne nawiązanie. Nie, tak naprawdę nie spodobała mu się, ale nie zamierzał się do tego przyznawać.
Czując nikotynowy dym, nie miał skrupułów przed tym, aby wyciągnąć swoją paczkę i odpalić papierosa, nawet jeśli chwilę temu dokarmiał płuca w deszczu. Weszli do mniejszego pomieszczenia, w końcu przechodząc do szczegółów ich spotkania. Wsłuchawszy się w słowa, kącik ust drgnął mu w niemym uśmiechu, samemu pozostawiając papierosa między wargami. Dłonie póki co schował do kieszeni, przyglądając się sprzętom, które jakiś czas temu u niego zostawił. Cóż, nie byli to jeszcze jego ludzie, ale nie mógł ukryć tego, że potrafili być zdolni w psuciu takich rzeczy — żeby tylko takich...
— Na pewno nie pierdolą się w tańcu — skomentował krótko, nie zamierzając długo rozwodzić się o jego ludziach, chcąc zostawić to bez komentarza. Yoshida nieważne jak dobrym mógł być rozmówcą, o swoich ludziach nigdy nie mówił zbyt dużo. W zasadzie nie mówił niczego, co mogłoby naprowadzić na ich trop — sama świadomość ich istnienia w zupełności wystarczała. Dlatego zgrabnie przechodząc do kolejnego tematu, wziął do ręki wspomniany kastet, aby móc go sobie obejrzeć oraz na swój sposób przetestować. W końcu musiał sprawdzić, czy rzeczywiście tak dobrze działał.
— Świetnie. Tak myślałem, że nie zawiodę się na Tobie — skomentował, zauważając po nim drobne zadowolenie. Ogólnie nie był osobą, która nadmiernie okazywała emocje, mimo to odpowiadał mu sposób pracy Keita, który podsuwał mu to lepsze narzędzia pracy. Chętnie je sprawdzał, chętnie dopytywał o szczegóły, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej o sprzęcie.
Finalnie nastąpiło też pytanie, które nieznacznie wybiło go z rytmu sprawdzania to nowszych sprzętów. Oderwał się na moment od noża, który sobie bardziej upodobał, spoglądając na nadajnik z dosyć charakterystycznym symbolem. Zmarszczył na chwilę brwi, czując jak blisko niego był mężczyzna. Nie sposób było spojrzeć się na niego to bardziej surowym spojrzeniem, zupełnie jakby nie chciał, by ten przekroczył pewną granicę niewidoczną gołym okiem.
— Masz pewne podejrzenia? — spytał, póki co nie zdradzając od siebie zbyt wiele. Również nic nie zrobił z tym, że Goto pozwolił sobie na odrobinę zuchwałości w stronę mężczyzny. Całkiem możliwe, że jego obecność nie wadziła mu aż tak bardzo, choć postura ciała mówiła zupełnie co innego.
— Pierwszy raz widzę ten symbol. Mogę zorientować się, czy to jakaś głupia zabawa dzieciaków czy rzeczywiście ktoś ma ochotę wybić się na zakłócaniu porządku waszej grupy — zaproponował, spoglądając z uwagą na twarz mężczyzny. Kyōken nigdy nie był dla nich złowrogą grupą, choć spotykał w niej przeróżne jednostki. Mógł mieć tam swoich wrogów, jak i sojuszników, którzy rozumieli politykę Shingetsu. Mimo to brakowało im pewnego elementu i możliwym jest, że czekali na dzień, w którym zostaną wybrańcami, aby móc wstąpić w szeregi brutalnej grupy. Póki co musieli zadowalać się mniejszymi grupami, chcąc zostać w pewien sposób zauważonym — Minoru to rozumiał. Też miał epizod w swoim życiu, w którym chciał zostać bardziej zauważonym, a konsekwencje tego czynu odczuwa po dziś dzień.
— Dużo tego masz? — dopytał w spokoju oczekując od niego odpowiedzi, gdy w międzyczasie dopalał papierosa.
@KEITA GOTŌ
Wszyscy oni zachowywali się podobnie. Jak dzieci dostając prezent wpierw ostrożnie, coby skóry papierem pakowym nie pociąć, oglądali otrzymany przedmiot ze wszystkich stron. Później jak rozochoceni jubilaci obracali je w dłoniach, sprawdzali możliwości, podziwiali wykonanie. Wiedział, że był w tym dobry. Gdyby nie, już dawno skończyłby w piachu za spieprzoną robotę. Noże, kastety, wymyślna broń biała z grawerem. Wszystko ci stworzy, byleby jeny się zgadzały, byleby mógł żyć lepiej, niż przeciętny dzieciak z Nanashi. Porusza się w przestrzeni jak sprawny tancerz. W choreografii zbyt ciosanej, bo mało w niej gładkości a przoduje precyzja i szybkość, sięga małych szufladek i blatów pozastawianych przyniesionymi zabawkami.
Cisza warsztatu kontrastuje z przeznaczeniem wyciąganych przedmiotów; tych, których zadaniem sięganie jest ludzkich mięśni, miękkich kości. Za oknem leje. Deszcz ubiera świat w ciche pomruki, które spijają się z wolno grającym w tle radiem. Przy mocniejszym powiewie z zewnątrz, chłodnym, osiadającym na skórze jak mokry piasek na plaży, Keita staje przy biurku i rozmasowuje bolący nadgarstek.
— To tyle — informuje sucho, po czym przejeżdża językiem po górnej linii zębów. — Czterdzieści tysięcy jenów. Zaokrągliłem w ramach trwającej już długo przyjaźni.
Nie uśmiecha się. Załatwianie naglących go spraw traktował poważnie a targowanie się z klientelą było oczywistym zabiegiem. Prócz sprzętu sprzedawał im zaufanie i zamknięcie mordy, jeśli będzie ku temu okazja. Patrzy wyczekująco ku mężczyźnie, gdy dłonie tamtego ponownie sięgają ostrza z Karafuruny Chiku. Ryuk znany był z najlepszych produktów w Fukkatsu. Tym razem jednak przeszedł samego siebie.
— Jest temperowany w charakterystyczny sposób. Posiada specjalne żłobienia poprzedzone wypustkami — dodaje widząc jego zainteresowanie.
Keita chwyta leżącej przy blacie szmaty i wyciera w tę dłonie. Jasne, i on mógł pobawić się w taniego sprzedawczyka. Warsztat nie jest zbyt duży, więc w paru krokach podchodzi do sylwetki Minoru. Wyciąga dłoń w wyczekującym geście, a gdy ostrze zostaje mu przekazane, obraca je w dłoniach i odnajduje wspomnienie detale.
— Tutaj.
Drugą z dłoni, jakby to nie broń a ciała kochanka dotykał opuszkami palców, wskazuje na odbijające się w świetle żłobkowanie. Metal ostrza jest świeżo szlifowany, posiada ślady ręcznej roboty.
— Stąd nóż idealnie nadaje się do cięcia. — To powiedziawszy w niemym zastanowieniu tę dłoń wcześniej gładząc ostrze, teraz kładzie pod nim i delikatnie nacina skórę na zewnętrzu ręki; dyskretnie i nieznacznie, nożem prawie że nie dotykając ciała. — Ale gdy nadejdzie cię ochota, to i potrafi poszarpać mięśnie.
Rękojeść po raz kolejny obraca w dłoni, szpicem dotykając piersi mężczyzny. Machinalnie i niemal automatycznie celuje w miejsce, w którym powinno znajdować się serce. Ale chuj wie, kto jeszcze te serca posiada.
— Ale nie w pionie a trzeba je układać horyzontalnie — Jednym ruchem ręki ustawia ostrze poziomo do ciała Minoru i dodaje: — Wtedy te małe haczyki, tuż po wbiciu, zagnieżdżą się w ciele a ich wyrwaniu towarzyszyć będzie poszarpanie mięśni.
Milknie łapiąc z Yoshidą kontakt wzrokowy. W brązowych oczach sprawdza, czy dotarło, bo nie zawsze dociera. Trzeba tłumaczyć na nowo. Tym razem nie, tym razem przyjmuje kiwnięcie głowy jako akceptację jego słów. To dobrze, że dobrze. Robota za nim. Wypuszcza w świat zabawki, które za jego sprawą, wrzucą w piach kolejne osoby. Broń kładzie koło reszty i raz jeszcze sprawdza, czy aby wydał wszystko. Nie przepada za wracaniem do starych zamówień, do niezaplanowanych kontaktów z kontrahentami.
Yoshida należał do nich od niedawna. Był tym typem szarego człowieka, który bez słowa przewijał się przez warsztat, rzucał zadaniami i pieniędzmi a potem ginął w kolejnej przecznicy. Wszyscy oni, wielkomiejscy gangsterzy o miałkich tatuażach, pustych oczach i perfumach, które śmierdziały lepszym życiem, wzbudzają w nim sprzeczne uczucia. Z jednej strony chciałby tę chełpliwość wydłubać spomiędzy ich kości, słów skąpych, rzucanych od niechcenia obleg. Z drugiej odnajdywał intymną wręcz przyjemnością pracowania nad ich zachciankami. Z dnia na dzień chcieli coraz więcej — więcej brutalności wpisanej w małe sztyleciki, więcej wysublimowania w posiadanym rynsztunku. Szukali artyzmu w niosących śmierć przedmiotach, przyjemności w czyjejś krzywdzie. Dziwny rodzaj fetyszu wpisany był w ich świat tak, jak w jego urzeczywistnianie tych fantazji.
— Tylko ten jeden, ale skoro ja mam nadajnik, który wciąż działa, to gdzieś musi być odbiornik — odpowiada. — Znam kogoś, kto mógłby mnie do niego zaprowadzić.
Milknie na parę długich, nieprzyjemnych sekund. Po tymże czasie posuwa się do kokieteryjnego uśmiechu, któremu towarzyszy niepasująca mu groźba:
— Mam nadzieję, że jak już znajdę właściciela, to nie wypluje on twojego imienia jako zwierzchnika. Co, Yoshida?
Podbródek zbliża do do szyi. Patrzy ku Minoru uważnie, ostrym spojrzeniem odbijając się od męskich ust, przez nos, po czujne oczy.
@Minoru Yoshida
Cisza warsztatu kontrastuje z przeznaczeniem wyciąganych przedmiotów; tych, których zadaniem sięganie jest ludzkich mięśni, miękkich kości. Za oknem leje. Deszcz ubiera świat w ciche pomruki, które spijają się z wolno grającym w tle radiem. Przy mocniejszym powiewie z zewnątrz, chłodnym, osiadającym na skórze jak mokry piasek na plaży, Keita staje przy biurku i rozmasowuje bolący nadgarstek.
— To tyle — informuje sucho, po czym przejeżdża językiem po górnej linii zębów. — Czterdzieści tysięcy jenów. Zaokrągliłem w ramach trwającej już długo przyjaźni.
Nie uśmiecha się. Załatwianie naglących go spraw traktował poważnie a targowanie się z klientelą było oczywistym zabiegiem. Prócz sprzętu sprzedawał im zaufanie i zamknięcie mordy, jeśli będzie ku temu okazja. Patrzy wyczekująco ku mężczyźnie, gdy dłonie tamtego ponownie sięgają ostrza z Karafuruny Chiku. Ryuk znany był z najlepszych produktów w Fukkatsu. Tym razem jednak przeszedł samego siebie.
— Jest temperowany w charakterystyczny sposób. Posiada specjalne żłobienia poprzedzone wypustkami — dodaje widząc jego zainteresowanie.
Keita chwyta leżącej przy blacie szmaty i wyciera w tę dłonie. Jasne, i on mógł pobawić się w taniego sprzedawczyka. Warsztat nie jest zbyt duży, więc w paru krokach podchodzi do sylwetki Minoru. Wyciąga dłoń w wyczekującym geście, a gdy ostrze zostaje mu przekazane, obraca je w dłoniach i odnajduje wspomnienie detale.
— Tutaj.
Drugą z dłoni, jakby to nie broń a ciała kochanka dotykał opuszkami palców, wskazuje na odbijające się w świetle żłobkowanie. Metal ostrza jest świeżo szlifowany, posiada ślady ręcznej roboty.
— Stąd nóż idealnie nadaje się do cięcia. — To powiedziawszy w niemym zastanowieniu tę dłoń wcześniej gładząc ostrze, teraz kładzie pod nim i delikatnie nacina skórę na zewnętrzu ręki; dyskretnie i nieznacznie, nożem prawie że nie dotykając ciała. — Ale gdy nadejdzie cię ochota, to i potrafi poszarpać mięśnie.
Rękojeść po raz kolejny obraca w dłoni, szpicem dotykając piersi mężczyzny. Machinalnie i niemal automatycznie celuje w miejsce, w którym powinno znajdować się serce. Ale chuj wie, kto jeszcze te serca posiada.
— Ale nie w pionie a trzeba je układać horyzontalnie — Jednym ruchem ręki ustawia ostrze poziomo do ciała Minoru i dodaje: — Wtedy te małe haczyki, tuż po wbiciu, zagnieżdżą się w ciele a ich wyrwaniu towarzyszyć będzie poszarpanie mięśni.
Milknie łapiąc z Yoshidą kontakt wzrokowy. W brązowych oczach sprawdza, czy dotarło, bo nie zawsze dociera. Trzeba tłumaczyć na nowo. Tym razem nie, tym razem przyjmuje kiwnięcie głowy jako akceptację jego słów. To dobrze, że dobrze. Robota za nim. Wypuszcza w świat zabawki, które za jego sprawą, wrzucą w piach kolejne osoby. Broń kładzie koło reszty i raz jeszcze sprawdza, czy aby wydał wszystko. Nie przepada za wracaniem do starych zamówień, do niezaplanowanych kontaktów z kontrahentami.
Yoshida należał do nich od niedawna. Był tym typem szarego człowieka, który bez słowa przewijał się przez warsztat, rzucał zadaniami i pieniędzmi a potem ginął w kolejnej przecznicy. Wszyscy oni, wielkomiejscy gangsterzy o miałkich tatuażach, pustych oczach i perfumach, które śmierdziały lepszym życiem, wzbudzają w nim sprzeczne uczucia. Z jednej strony chciałby tę chełpliwość wydłubać spomiędzy ich kości, słów skąpych, rzucanych od niechcenia obleg. Z drugiej odnajdywał intymną wręcz przyjemnością pracowania nad ich zachciankami. Z dnia na dzień chcieli coraz więcej — więcej brutalności wpisanej w małe sztyleciki, więcej wysublimowania w posiadanym rynsztunku. Szukali artyzmu w niosących śmierć przedmiotach, przyjemności w czyjejś krzywdzie. Dziwny rodzaj fetyszu wpisany był w ich świat tak, jak w jego urzeczywistnianie tych fantazji.
— Tylko ten jeden, ale skoro ja mam nadajnik, który wciąż działa, to gdzieś musi być odbiornik — odpowiada. — Znam kogoś, kto mógłby mnie do niego zaprowadzić.
Milknie na parę długich, nieprzyjemnych sekund. Po tymże czasie posuwa się do kokieteryjnego uśmiechu, któremu towarzyszy niepasująca mu groźba:
— Mam nadzieję, że jak już znajdę właściciela, to nie wypluje on twojego imienia jako zwierzchnika. Co, Yoshida?
Podbródek zbliża do do szyi. Patrzy ku Minoru uważnie, ostrym spojrzeniem odbijając się od męskich ust, przez nos, po czujne oczy.
@Minoru Yoshida
Nie mógł wyjść z podziwu jak porządne bywały akcesoria, które u niego zamawiał. Zawsze poświęcał im tonę uwagi, sprawdzając nie tyle co trwałość jego produktu, a doświadczał tę niepowtarzalną jakoś tuż przed tym jak będzie używany dosyć intensywnie w walce. W takich sytuacjach bardzo łatwo o zniszczenie materiału, dlatego Yoshida lubił chwilę, w której mógł sobie w palcach poobracać twory, podziwiając je w tej pierwszej odsłonie. Żałował jedynie, że nie mógł poczuć stalowego zapachu ostrza, który gdzieś zachował się w jego pamięci. Mimo to wiedział, że w Nanashi nie znajdzie drugiego takiego, który tak dokładnie wykonywałby swoją pracę. To było coś znacznie więcej niż sama pasja — w to jednak nie zagłębiał się aż tak bardzo. Satysfakcjonował go fakt, w którym dostawał porządnie wykonany produkt.
— Co za szczodrość — rzucił żartem, choć w jego ustach mógł być on niesłyszalny. Nie zdziwiłoby go gdyby mężczyzna wziął to za przytyk, mimo że Minoru nie miał nic złego na myśl. Uważał to za w porządku cenę, dlatego nie wyszedł z propozycją targu. Widać, że wciąż bardziej skupiony jest na nowych zabawkach, szczególnie na jednej konkretnej. Odkąd sięgał pamięcią był miłośnikiem wszelakich ostrzy i noży. Już w szkole podstawowej chodził ze swoim pierwszym scyzorykiem, by ten wkrótce wymienić na poręczny nóż motylkowy — głównie po to, aby móc popisać się nim przed kolegami. Na dzień dzisiejszy w dalszym ciągu lubił chwalić się zręcznością używania tej broni, ale w nieco inny okolicznościach.
— Niech będzie. Może zostawię Ci skromy napiwek za Twoją dobroć — przyznał, puszczając mu oko, gdy mężczyzna z nieustraszeniem doglądał Minoru. Cały czas czuł na sobie jego spojrzenie, mimo że z początku nieszczególnie poświęcał mu uwagę. Owszem, słuchał to co miał do powiedzenia, mimo to rzadko mierzył go chłodnym wzorkiem kiedy zaczął oglądać pokazywane mu przedmioty.
Nie długo musiał czekać na prezentację upatrzonego przedmiotu. Czując jego obecność przy sobie, sprawnie podrzucił nóż w dłoni, łapiąc za ostrze, by podać mu je od strony zdobionej rączki. Kiedy Keita przejął od niego upatrzoną zabawkę, ponownie wsłuchał się w to, co miał mu do powiedzenia. Bardzo cenił sobie to indywidualne podejście do klienta oraz ogólną prezentację swojej ciężkiej pracy. Mężczyzna nigdy nie robił to nachalnie, wyczuwając ukryte pragnienia tego, który chciał kupić od niego kilka broni do ekwipunku, wzbogacając go o rzeczy wartościowe. Niby to jest tylko ostrze, lecz dla koneserów, którzy lubili w jakikolwiek sposób wyróżnić się, właśnie takie detale zachęcały do pozostawienia jeszcze większej sumy pieniędzy. To nie świadczyło już o samym wyglądzie, a o ogólnej jakości sprzętu.
Przytaknął głową, brązowymi oczami śledząc każdy ukazany mu szczegół. Ta niezwykle detaliczna prezentacja przyprawiała go o niemały dreszcz adrenaliny, który lubił czuć na polu walki. Widząc jak ostrze zbliża się do cienkiej skóry na dłoni, myślami zabłądził ździebka za daleko. Tym razem kąciki nie drgnęły mu w żadnym uśmiechu, choć wyobrażenie krwistej cieszy na nożu, jak i chęć przetestowania go na czymś żywym, była niezwykle kusząca. Nie mógł go jednak zranić, ani tym bardziej zabić — kto będzie tworzył dla niego takie wymyślne cudeńka?
Z chwilowego amoku wyrwało go ostrze, które poczuł na swojej piersi. Serce zastygłe wiele lat temu, miarowo odbijało się od klatki piersiowej. Z niebywałą uwagą skupił spojrzenie na mechaniku, obserwując go zmęczonym, jak i zaciekawionym wzrokiem. Nie drgnął nawet o milimetr, mając świadomość tego jak nóż w każdej chwili może przebić jego ciało. Cierpliwie czekał aż skończy swój wywód, a kiedy do tego doszło, Minoru nawet przez chwilę nie wahał się, by silnym uściskiem pochwycić dłoń mężczyzny, która przez cały ten czas ze śmiałością trzymała nóż przy piersi. Przeciągał tą chwilę, wymieniając się z nim spojrzeniem, a uśmiechając się do niego w paskudny sposób, puścił go, dając mu możliwość odłożenia nożna na swoje miejsce. Niezależnie o co mu chodziło w tym momencie, swoim zachowaniem nie zdradzi co przez tą krótką chwilę rzeczywiście chciał zrobić.
— Co za obrazowa prezentacja, no proszę — odpowiedział pełnym podziwu, by mimo świadomości swoich umiejętności, Goto poczuł się w ten minimalny sposób doceniony. Chociaż wiedział, że to przyjdzie wraz z 40 tysiącami jenów, które sobie krzyknął za te zabaweczki.
Minoru rzeczywiście dowiedział się o tym miejscu całkiem niedawno. Nie uważał siebie jednak za jednego z wielu o pustym spojrzeniu — wręcz przeciwnie. Było tam aż za dużo emocji: złości czy gniewu. Zbyt sporo w nich zmęczenia i bezsennych nocy. Zdecydowanie nadmiernie często uciekał do bezwartościowych wspomnień, porywając się do niechcianej nostalgii. Owszem, w jakiś sposób mógł upodobnić się do mafijnych bogaczy, którzy pławili się w blasku pieniędzy i drogich perfum, mimo że tych nie używał z bardzo prostego faktu — zwyczajnie ich nie czuł. Lecz nie można było mu zarzucić, że jego spojrzenie należało do tych pustych i bezwartościowych. Nawet teraz kiedy robił głownie za słuchacza, nie sposób było opuścić ciekawskiego wzroku, podziwiając obszerną wiedzę w obeznanym dla mechanika temacie. Miał jego aprobatę, a nie łatwym było przyciągnąć uwagę ciemnowłosego, o czym może wkrótce zdąży się przekonać, oczywiście wyłącznie na swój sposób.
— Mam nadzieję, że jak już znajdę właściciela, to nie wypluje on twojego imienia jako zwierzchnika. Co, Yoshida?
— Nawet jeśli to co wtedy zrobisz? Ośmielisz się przetestować jedną z tych zabaweczek na moim ciele? — spytał, a idąc za surowym tonem wypowiedzi, mimowolnie chwycił ostrze, które nie tak dawno przylegało do jego klatki piersiowej, posyłając mu krzywy uśmiech. Zrobił śmiały krok w przód, nie zostawiając między nimi praktycznie żadnej przestrzeni, a między palcami drugiej dłoni chwycił papierosa, wypuszczając w jego stronę kłębek dymu — Jak już do tego dojdzie, będziesz miał dość siły by mnie pokonać czy będziesz wolał zająć się tym na około? — dopytał zbyt pewny swego, doglądając w głąb szarych oczu. To wciąż nie były te oczy, ale zawsze do tego odcieniu miał niemałą słabość. W tym samym czasie podał mu narzędzie, które tak skrupulatnie wykonał. Nie zamierzał mu grozić, przynajmniej nie w taki sposób i nie jego pracą.
— Może byłbyś pierwszym, który tego dokona — dokończył, gasząc peta o blat roboczy, nie widząc nigdzie popielniczki, w której mógłby pozbyć się lekko jarzący się kiep.
— Mówiłeś więc o 35 tysiącach, tak? — rzucił i choć na początku był skory za robociznę dać nawet i więcej, tak w obliczu niezbyt chcianej groźny, nie widział powodu, dla którego miał mu płacić zaokrągloną sumę. Mimo wszystko dalej nie wiedział jednak, czy w tym momencie bardziej go obrażał aniżeli groził i co kierowało mężczyzną, aby zarzucić mu tak chujowy sposób pracy.
@KEITA GOTŌ
— Co za szczodrość — rzucił żartem, choć w jego ustach mógł być on niesłyszalny. Nie zdziwiłoby go gdyby mężczyzna wziął to za przytyk, mimo że Minoru nie miał nic złego na myśl. Uważał to za w porządku cenę, dlatego nie wyszedł z propozycją targu. Widać, że wciąż bardziej skupiony jest na nowych zabawkach, szczególnie na jednej konkretnej. Odkąd sięgał pamięcią był miłośnikiem wszelakich ostrzy i noży. Już w szkole podstawowej chodził ze swoim pierwszym scyzorykiem, by ten wkrótce wymienić na poręczny nóż motylkowy — głównie po to, aby móc popisać się nim przed kolegami. Na dzień dzisiejszy w dalszym ciągu lubił chwalić się zręcznością używania tej broni, ale w nieco inny okolicznościach.
— Niech będzie. Może zostawię Ci skromy napiwek za Twoją dobroć — przyznał, puszczając mu oko, gdy mężczyzna z nieustraszeniem doglądał Minoru. Cały czas czuł na sobie jego spojrzenie, mimo że z początku nieszczególnie poświęcał mu uwagę. Owszem, słuchał to co miał do powiedzenia, mimo to rzadko mierzył go chłodnym wzorkiem kiedy zaczął oglądać pokazywane mu przedmioty.
Nie długo musiał czekać na prezentację upatrzonego przedmiotu. Czując jego obecność przy sobie, sprawnie podrzucił nóż w dłoni, łapiąc za ostrze, by podać mu je od strony zdobionej rączki. Kiedy Keita przejął od niego upatrzoną zabawkę, ponownie wsłuchał się w to, co miał mu do powiedzenia. Bardzo cenił sobie to indywidualne podejście do klienta oraz ogólną prezentację swojej ciężkiej pracy. Mężczyzna nigdy nie robił to nachalnie, wyczuwając ukryte pragnienia tego, który chciał kupić od niego kilka broni do ekwipunku, wzbogacając go o rzeczy wartościowe. Niby to jest tylko ostrze, lecz dla koneserów, którzy lubili w jakikolwiek sposób wyróżnić się, właśnie takie detale zachęcały do pozostawienia jeszcze większej sumy pieniędzy. To nie świadczyło już o samym wyglądzie, a o ogólnej jakości sprzętu.
Przytaknął głową, brązowymi oczami śledząc każdy ukazany mu szczegół. Ta niezwykle detaliczna prezentacja przyprawiała go o niemały dreszcz adrenaliny, który lubił czuć na polu walki. Widząc jak ostrze zbliża się do cienkiej skóry na dłoni, myślami zabłądził ździebka za daleko. Tym razem kąciki nie drgnęły mu w żadnym uśmiechu, choć wyobrażenie krwistej cieszy na nożu, jak i chęć przetestowania go na czymś żywym, była niezwykle kusząca. Nie mógł go jednak zranić, ani tym bardziej zabić — kto będzie tworzył dla niego takie wymyślne cudeńka?
Z chwilowego amoku wyrwało go ostrze, które poczuł na swojej piersi. Serce zastygłe wiele lat temu, miarowo odbijało się od klatki piersiowej. Z niebywałą uwagą skupił spojrzenie na mechaniku, obserwując go zmęczonym, jak i zaciekawionym wzrokiem. Nie drgnął nawet o milimetr, mając świadomość tego jak nóż w każdej chwili może przebić jego ciało. Cierpliwie czekał aż skończy swój wywód, a kiedy do tego doszło, Minoru nawet przez chwilę nie wahał się, by silnym uściskiem pochwycić dłoń mężczyzny, która przez cały ten czas ze śmiałością trzymała nóż przy piersi. Przeciągał tą chwilę, wymieniając się z nim spojrzeniem, a uśmiechając się do niego w paskudny sposób, puścił go, dając mu możliwość odłożenia nożna na swoje miejsce. Niezależnie o co mu chodziło w tym momencie, swoim zachowaniem nie zdradzi co przez tą krótką chwilę rzeczywiście chciał zrobić.
— Co za obrazowa prezentacja, no proszę — odpowiedział pełnym podziwu, by mimo świadomości swoich umiejętności, Goto poczuł się w ten minimalny sposób doceniony. Chociaż wiedział, że to przyjdzie wraz z 40 tysiącami jenów, które sobie krzyknął za te zabaweczki.
Minoru rzeczywiście dowiedział się o tym miejscu całkiem niedawno. Nie uważał siebie jednak za jednego z wielu o pustym spojrzeniu — wręcz przeciwnie. Było tam aż za dużo emocji: złości czy gniewu. Zbyt sporo w nich zmęczenia i bezsennych nocy. Zdecydowanie nadmiernie często uciekał do bezwartościowych wspomnień, porywając się do niechcianej nostalgii. Owszem, w jakiś sposób mógł upodobnić się do mafijnych bogaczy, którzy pławili się w blasku pieniędzy i drogich perfum, mimo że tych nie używał z bardzo prostego faktu — zwyczajnie ich nie czuł. Lecz nie można było mu zarzucić, że jego spojrzenie należało do tych pustych i bezwartościowych. Nawet teraz kiedy robił głownie za słuchacza, nie sposób było opuścić ciekawskiego wzroku, podziwiając obszerną wiedzę w obeznanym dla mechanika temacie. Miał jego aprobatę, a nie łatwym było przyciągnąć uwagę ciemnowłosego, o czym może wkrótce zdąży się przekonać, oczywiście wyłącznie na swój sposób.
— Mam nadzieję, że jak już znajdę właściciela, to nie wypluje on twojego imienia jako zwierzchnika. Co, Yoshida?
— Nawet jeśli to co wtedy zrobisz? Ośmielisz się przetestować jedną z tych zabaweczek na moim ciele? — spytał, a idąc za surowym tonem wypowiedzi, mimowolnie chwycił ostrze, które nie tak dawno przylegało do jego klatki piersiowej, posyłając mu krzywy uśmiech. Zrobił śmiały krok w przód, nie zostawiając między nimi praktycznie żadnej przestrzeni, a między palcami drugiej dłoni chwycił papierosa, wypuszczając w jego stronę kłębek dymu — Jak już do tego dojdzie, będziesz miał dość siły by mnie pokonać czy będziesz wolał zająć się tym na około? — dopytał zbyt pewny swego, doglądając w głąb szarych oczu. To wciąż nie były te oczy, ale zawsze do tego odcieniu miał niemałą słabość. W tym samym czasie podał mu narzędzie, które tak skrupulatnie wykonał. Nie zamierzał mu grozić, przynajmniej nie w taki sposób i nie jego pracą.
— Może byłbyś pierwszym, który tego dokona — dokończył, gasząc peta o blat roboczy, nie widząc nigdzie popielniczki, w której mógłby pozbyć się lekko jarzący się kiep.
— Mówiłeś więc o 35 tysiącach, tak? — rzucił i choć na początku był skory za robociznę dać nawet i więcej, tak w obliczu niezbyt chcianej groźny, nie widział powodu, dla którego miał mu płacić zaokrągloną sumę. Mimo wszystko dalej nie wiedział jednak, czy w tym momencie bardziej go obrażał aniżeli groził i co kierowało mężczyzną, aby zarzucić mu tak chujowy sposób pracy.
@KEITA GOTŌ
Nieznacznie uśmiecha się na wzmiankę o szczodrości. Zadowolenie jest krótkim przerywnikiem jego aż nazbyt profesjonalnego podejścia. Profesjonalnego na tyle, na ile było same Nanashi. Nikt tutaj nie owijał się w garnitury, nikt nie pieścił klientów nadprogramowymi komplementami. Usługi były usługami. Zaczynały się przy odebraniu zamówienia a kończyły na przekazaniu pieniędzy. W układy z nabywcami jego produktów nie wchodził. Bo po chuj? Byli jedynie nośnikami jakiejś namiastki dobrostanu.
Na to nie był przygotowany. W kontaktach z ludźmi, w tymże miejscu, pomiędzy żelastwem a jego ukochaną Sawą, skupiał się na byciu rzeczowym, szybkim, w miarę możliwości i taktowym. Rozmowy z klientami przynosiły mu co najwyżej irytację, gdy tamci z oczyma pustymi jak głupiego ptactwa na nowo powtarzali te same pytania.
Brązowe oczy Yoshidy wnet stają się inne. W sekundę nabierają szkarłatnego koloru i wpisanego weń zwierzęcego okrucieństwa. Zdziwione spojrzenie Goto ląduje wpierw na palcach zakleszczających się wokół nadgarstka, później na uśmiechu o zuchwałym zabarwieniu. Mechanik marszczy brwi i obniża podbródek w niemej irytacji. Nie przepada za niezaplanowanym dotykiem, naruszaniem sfer tych tylko jego. Szczęka zaciska się i na moment przed wysyczeniem groźby, Yoshida bez słowa puszcza jego rękę. W głowie kotłują się kurwy i rozdrażnienie podobne psom trzymanym na smyczy. Wie, że nie może zerwać się ze swojego łańcucha, bo konsekwencje czynu przerosną tę bezmyślność. Sytuację więc zostawia bez słowa. Może jedynie ten odkładany nóż mocniej uderza o powierzchnię blatu.
Co zrobi?
Przewraca oczyma, widocznie i teatralnie, jak zirytowany rodzic. W automacie ręce krzyżują na piersi a ton głos przybiera łagodniejszą, pochodzącą pod neutralną barwę głosu:
— Jakbyś się wyzbył się tej egocentrycznej kokieterii to rozmowa byłaby łatwiejsza — rzuca szybko, głowę obracając ku prawemu barkowi. — Nie mam zamiaru bawić się z tobą w podwórkowe przepychanki. Poza tym…
Nie kończy, bo Yoshida przerywa mu wzmianką o innej kwocie i tego grymasu już nie może powstrzymać. W klatce kotłuje się zdenerwowanie, gdy palce zbyt mocno uciskają przedramiona. No i chuj, łańcuch się zerwał.
— Czterdzieści.
Niski, opryskliwy głos o dużo większej obcesowości niż ta Keita, rozbrzmiewa w pomieszczeniu. To Ai. Ai jest muskularną, sięgającą jego ramion nastolatką. Ma siedemnaście lat, krzywy nos, duże, rybie oczy i humor prawdziwie grobowy. Na jej ciele za duża odzież robocza, w dłoni klucz płasko-oczkowy. Oczy czarne, włosy jeszcze ciemniejsze, wory pod oczyma i grymas jak połamana podkowa.
Keita wzdycha.
— Minoru, poznaj Ai — dłoń wyciąga ku dziewczynie.
Z miejsca spływa cała nagromadzona złość; ta jak przelana z naczynia do naczynia wpada w harde dziewczę. Nastolatka, dzierżąc klucz jak miecz z filmu fantasy, podchodzi do nich ciężkim krokiem. W świetle widać głęboką na jej policzku bliznę, która sięga górnej wargi. Staje koło Yoshidy i tą swoją rąsia ciężką, wyćwiczoną na lokalnej siłowni, obraca go ku sobie:
— Czterdzieści, bo obiecał, że zbije mi jednoślada.
Nie motor, nie rower, coś pomiędzy. Coś, co będzie się poruszać szybko i skutecznie. Keita patrzy ku mężczyźnie z rozbawianiem. Reakcją, która jeszcze między nimi nie zaistniała. Nie mówi nic więcej, bo to prawda. Ma Ai zbić jednoślada.
— Poza tym tę rękojeść to ja robiłam. Ja. I należy mi się za to parę jenów.
@Minoru Yoshida
Na to nie był przygotowany. W kontaktach z ludźmi, w tymże miejscu, pomiędzy żelastwem a jego ukochaną Sawą, skupiał się na byciu rzeczowym, szybkim, w miarę możliwości i taktowym. Rozmowy z klientami przynosiły mu co najwyżej irytację, gdy tamci z oczyma pustymi jak głupiego ptactwa na nowo powtarzali te same pytania.
Brązowe oczy Yoshidy wnet stają się inne. W sekundę nabierają szkarłatnego koloru i wpisanego weń zwierzęcego okrucieństwa. Zdziwione spojrzenie Goto ląduje wpierw na palcach zakleszczających się wokół nadgarstka, później na uśmiechu o zuchwałym zabarwieniu. Mechanik marszczy brwi i obniża podbródek w niemej irytacji. Nie przepada za niezaplanowanym dotykiem, naruszaniem sfer tych tylko jego. Szczęka zaciska się i na moment przed wysyczeniem groźby, Yoshida bez słowa puszcza jego rękę. W głowie kotłują się kurwy i rozdrażnienie podobne psom trzymanym na smyczy. Wie, że nie może zerwać się ze swojego łańcucha, bo konsekwencje czynu przerosną tę bezmyślność. Sytuację więc zostawia bez słowa. Może jedynie ten odkładany nóż mocniej uderza o powierzchnię blatu.
Co zrobi?
Przewraca oczyma, widocznie i teatralnie, jak zirytowany rodzic. W automacie ręce krzyżują na piersi a ton głos przybiera łagodniejszą, pochodzącą pod neutralną barwę głosu:
— Jakbyś się wyzbył się tej egocentrycznej kokieterii to rozmowa byłaby łatwiejsza — rzuca szybko, głowę obracając ku prawemu barkowi. — Nie mam zamiaru bawić się z tobą w podwórkowe przepychanki. Poza tym…
Nie kończy, bo Yoshida przerywa mu wzmianką o innej kwocie i tego grymasu już nie może powstrzymać. W klatce kotłuje się zdenerwowanie, gdy palce zbyt mocno uciskają przedramiona. No i chuj, łańcuch się zerwał.
— Czterdzieści.
Niski, opryskliwy głos o dużo większej obcesowości niż ta Keita, rozbrzmiewa w pomieszczeniu. To Ai. Ai jest muskularną, sięgającą jego ramion nastolatką. Ma siedemnaście lat, krzywy nos, duże, rybie oczy i humor prawdziwie grobowy. Na jej ciele za duża odzież robocza, w dłoni klucz płasko-oczkowy. Oczy czarne, włosy jeszcze ciemniejsze, wory pod oczyma i grymas jak połamana podkowa.
Keita wzdycha.
— Minoru, poznaj Ai — dłoń wyciąga ku dziewczynie.
Z miejsca spływa cała nagromadzona złość; ta jak przelana z naczynia do naczynia wpada w harde dziewczę. Nastolatka, dzierżąc klucz jak miecz z filmu fantasy, podchodzi do nich ciężkim krokiem. W świetle widać głęboką na jej policzku bliznę, która sięga górnej wargi. Staje koło Yoshidy i tą swoją rąsia ciężką, wyćwiczoną na lokalnej siłowni, obraca go ku sobie:
— Czterdzieści, bo obiecał, że zbije mi jednoślada.
Nie motor, nie rower, coś pomiędzy. Coś, co będzie się poruszać szybko i skutecznie. Keita patrzy ku mężczyźnie z rozbawianiem. Reakcją, która jeszcze między nimi nie zaistniała. Nie mówi nic więcej, bo to prawda. Ma Ai zbić jednoślada.
— Poza tym tę rękojeść to ja robiłam. Ja. I należy mi się za to parę jenów.
@Minoru Yoshida
Minoru Yoshida ubóstwia ten post.
Nie mógł odmówić sobie tego, że w takich momentach jednym z ulubionych zajęć była obserwacja. To, jak ludzie reagowali na kontakt z nim — lubił sprawdzać, w którym dokładnie momencie przekroczy granicę, przy której wywoła niezadowolenie rozmówcy. Chwilowy niepokój czy wszystkim dobrze znaną irytację. Zawsze malowały się różne emocje, od złych po niezręczne, aż do pozytywnych, a on nie widział powodu, dla którego miał przestać posuwać się dalej. Dla niego granice nigdy nie istniały i istnieć nie będą. Z pewnością właśnie dlatego dostrzegł spojrzenie pełen niezadowolenia od strony Gotō. Irytacja była mu znana, nie pierwszy raz ją w życiu widział. Zastanawiał się jedynie, jakie przeżycia miał za sobą skoro po nieszkodliwym dotknięciu, Keita znacząco wycofał się z jakiejkolwiek konfrontacji, a jego mimika wyraziła więcej niż chciał. Czy to kwestia traumy czy rzeczywiście w żaden sposób nie lubił nagłej bliskości, nieważne w jakiej formie ona była? Na swój sposób było to ciekawe, ponieważ nie zauważył, aby w stosunku do Minoru trzymał jakiś dystans — chętnie nachodził w jego przestrzeń, chociażby samą prezentacją noża, nic sobie z tego nie robiąc. Czy takie zachowanie nie zakrawa już o lekką hipokryzję?
— Hmm, masz rację. Gdybyś nie zaczął mi bezpodstawnie grozić, ta rozmowa byłaby dla Ciebie łatwiejsza — zauważył, wtrącając między szybkimi zdaniami, nie czekając aż skończy. Dostrzegając jednak rosnąca irytacje, Minoru poczuł wewnętrzną satysfakcję z tego, że udało mu się go wyprowadzić z równowagi. Jak miało się wkrótce okazać, to nie na długo.
Niezbyt zaskoczony pojawieniem się dziewczyny, przeniósł na nią swoje spojrzenie, uważnie doglądając jej aparycji od góry do dołu. Wzrok zatrzymał nie na nie, a na mechaniku, który to w mgnieniu oka zmienił swoją postawę, co było dla niego niezwykle zadziwiające. Co w sobie miała ta dziewczyna, że nagle uznał to za nic niewarty strup do zdrapania?
Dziewczyna równie szybko znalazła się i przy nim, dotykając go nieproszonymi rękami. Yoshida złapał twardo dłoń dziewczyny, ze zdecydowaniem odciągając ją od siebie, lecz nie puszczał jej. Wzrok tym razem skierował w stronę walecznej Ai, która najwyraźniej także miała swoje przeżycia za sobą. W takim pospolitym świecie przyszło im żyć, więc nie było tu miejsca na litość czy zrozumienie.
— Nie wiedziałem, że masz tak wyszczekanych ludzi — rzucił, odrzucając rękę nastolatki od siebie, prostując się tak, by wydawać się znacznie wyższym niż w rzeczywistości był — Tak obiecał? — kontynuował, zakładając ręce na piersi, udając pełne zaangażowanie w tą rozmowę. Jego konwersacja bardzo płynnie przeszła na tą z dziewczyną, w tej chwili nie zwracając szczególnej uwagi na towarzysza, z którym próbował wcześniej dobić targu. Najwyraźniej Yoshida nie miał szczególnego problemu dostosować się do poziomu rozmowy z kimś innym, nie zapominając o tym, co zaszło tu chwilę temu.
— Co Ty powiesz? W takim razie masz niebywały talent do takich cudeniek — przyznał, a odsuwając się od blatu, zdjął plecak, który rzucił na roboczy blat z charakterystycznym hukiem. Jego ciężkość jedynie wskazywała o sumie pieniędzy, którą miał tam przygotowaną — W takim razie przelicz, czy wszystko się zgadza, maleńka.
@Keita Gotō
Rzut perswazja, niepowodzenie.
— Hmm, masz rację. Gdybyś nie zaczął mi bezpodstawnie grozić, ta rozmowa byłaby dla Ciebie łatwiejsza — zauważył, wtrącając między szybkimi zdaniami, nie czekając aż skończy. Dostrzegając jednak rosnąca irytacje, Minoru poczuł wewnętrzną satysfakcję z tego, że udało mu się go wyprowadzić z równowagi. Jak miało się wkrótce okazać, to nie na długo.
Niezbyt zaskoczony pojawieniem się dziewczyny, przeniósł na nią swoje spojrzenie, uważnie doglądając jej aparycji od góry do dołu. Wzrok zatrzymał nie na nie, a na mechaniku, który to w mgnieniu oka zmienił swoją postawę, co było dla niego niezwykle zadziwiające. Co w sobie miała ta dziewczyna, że nagle uznał to za nic niewarty strup do zdrapania?
Dziewczyna równie szybko znalazła się i przy nim, dotykając go nieproszonymi rękami. Yoshida złapał twardo dłoń dziewczyny, ze zdecydowaniem odciągając ją od siebie, lecz nie puszczał jej. Wzrok tym razem skierował w stronę walecznej Ai, która najwyraźniej także miała swoje przeżycia za sobą. W takim pospolitym świecie przyszło im żyć, więc nie było tu miejsca na litość czy zrozumienie.
— Nie wiedziałem, że masz tak wyszczekanych ludzi — rzucił, odrzucając rękę nastolatki od siebie, prostując się tak, by wydawać się znacznie wyższym niż w rzeczywistości był — Tak obiecał? — kontynuował, zakładając ręce na piersi, udając pełne zaangażowanie w tą rozmowę. Jego konwersacja bardzo płynnie przeszła na tą z dziewczyną, w tej chwili nie zwracając szczególnej uwagi na towarzysza, z którym próbował wcześniej dobić targu. Najwyraźniej Yoshida nie miał szczególnego problemu dostosować się do poziomu rozmowy z kimś innym, nie zapominając o tym, co zaszło tu chwilę temu.
— Co Ty powiesz? W takim razie masz niebywały talent do takich cudeniek — przyznał, a odsuwając się od blatu, zdjął plecak, który rzucił na roboczy blat z charakterystycznym hukiem. Jego ciężkość jedynie wskazywała o sumie pieniędzy, którą miał tam przygotowaną — W takim razie przelicz, czy wszystko się zgadza, maleńka.
@Keita Gotō
Rzut perswazja, niepowodzenie.
1 grudnia 2033
Jeszcze trzy lata temu zimy wydawały się mroźniejsze. Cały świat był chłodniejszy, a może to on przy mijających miesiącach coraz bardziej się adaptował. Pamięta, że grudzień 2033-tego roku był czasem jednej z gorszych zim. Nie pomagały nowo kupione buty, najlepsze, jakie kiedykolwiek posiadał, porządna, duża kurtka z wierzchu poliamidowa z domieszką bawełny. Wszystko jak na złość pchało się pod warstwy materiałów, chłodziło rytmicznie rozgrzewane ciała. To wtedy zaczął ćwiczyć więcej, biegać więcej. Coraz mniej przesiadywał w swoim mieszkaniu, które zamiast kumulować ciepło, to upuszczało je przez niby to szczelnie domknięte okno. Ktoś kiedyś powiedział mu, że plebs poznać można po oknach. Jedne są pociągłe i smukłe, sięgają czubkom wysokich budynków. Inne natomiast są małe, ale multiplikowane. W domkach jak klocki wychodzące na dwie strony świata. On natomiast posiada okno podłużne i niewysokie. Z niego widać stopy przechodniów, ich odpadające podbicia, latem stopy wciśnięte w źle szyte podróby tenisówek. Zimą natomiast, widok na chodnik zasłaniają zaspy czarnego śniegu, który topniejąc przesącza się przez stare uszczelki. Nienawidzi tego momentu. Nienawidzi spoglądać przez wiecznie zabrudzoną, zakratowaną szybę ku czyimś butom. Jak chowający się w kanałach szczur, jak żyjąca pod twoją podeszwą bakteria.
Na dłuższych włosach osiada siąpiący z nieba deszcz ze śniegiem. Te więc wilgotne, przyklejające się do skroni. Nawet fajka przemoczona, bo tę pali zbyt długo jak na aktualne warunki pogodowe. Mimo to mierzi go w klatce piersiowej niewygoda. Błędnie myślał — a być może jak dziecko przekonany był do własnej nieprawdy — że nikotyna ugasi zdenerwowanie. To wynikłe z jednej decyzji.
Nie sądził, że jego drogi skrzyżują się z tymi wydeptanymi przez Yoshidę. Przynajmniej nie do tego stopnia, że zmuszony będzie do schowanych w pubie pertraktacji. Nie rozumie, dlaczego tak bardzo przylepił się do sprawy znaczonych uśmieszkami nadajników. Te zdawały się kpić nie tylko z Kyōken, ale i bezpośrednio z niego samego. Przez ostatnie dwa miesiące próbował znaleźć autora mechanizmów, ale bezskutecznie. Zamiast tego dokopał się do mieszanej szajki ni to gangsterów, ni kapitalistów, a może i jedno, i drugie. Przylgnął do nich jak cień, w kierunku jednostek posyłając i szczenięta z Kyōken. Te jak małe liski wywęszyły ślady, dotarły do sedna, do jednej osoby o blond włosach i oczach jak paciorki — małych i czarnych.
Wchodzi do pubu i widzi mężczyznę przy odległym stoliku. Jest to zapyziałe, jak całe Nanashi pachnące wilgocią miejsce. Kiwa ku barmanowi z siwym wąsem i prosi o dwa piwa. Już za późno, by się cofnąć. Zresztą, w momencie ujrzenia Minoru ulatują większe emocje. Pozostaje skromne zdeterminowanie i zawziętość. Zdejmuje kurtkę i szalik. Siadając podaje mężczyźnie rękę.
— Ze spotkania na spotkanie coraz bardziej przypominasz awanturnika z półświatka niż dzianego klienta — zaczyna luźniej a powaga przecięta zostaje skromnym półuśmiechem. — Albo to ja podświadomie targetuję odbiorców.
Krótką chwilę przygląda się mężczyźnie. Wyłapuje zmiany w twarzy — wciąż ta sama zadziorność, ale poważniejsza, konkretna. Barman przynosi zamówienie i odstawia je bez większego zaangażowania. Dla odpitolenia jakiejkolwiek roboty przetrze stół. Odchodzi. On wraca spojrzeniem ku Yoshidzie, poprawia się na krześle, by jeden z łokci oprzeć na blacie. Nie przepada za small talkami, wstępem nikomu niepotrzebnym. Wolał konkretny i ku nim właśnie będzie dążyć.
— Pub Strzechy ma to do siebie, że upada od ponad dwudziestu już lat. Wszyscy zastanawiają się, jakim cudem jeszcze nie zaryglowano drzwi i lokalu nie poddano ciekawszej dzierżawie — mówi nspoglądając ku barmanowi a jednocześnie właścicielowi omawianego miejsca. — Śmieją się, że z napiwków. Szczególnie jednego klienta.
Na blat wyciąga małe acz wyraźne zdjęcie blondyna o czarnych jak smoła brwiach. Jest wysoki, ma szerokie ramiona i tatuaż pod prawym okiem. Przy dokładniejszym przyjrzeniu się dostrzec można nierówną kreską wyryty uśmiech.
— Chciałem grzecznie poprosić o jego imię — odwraca się ku Yoshidzie, wyciąga fajkę ze starej, obdrapanej papierośnicy. — Jeden dzieciak z Kyōken widział cię z typem dwa dni temu w centrum. Mam wrażenie, że facet stoi za szpiegowaniem grupy a i skłania swe łapy ku starym kamienicom na obrzeżach dzielnicy, w Kobayashi.
Milknie, po czym podsuwa mu papierosy.
— Odwdzięczę się.
@Minoru Yoshida
Z biegiem czasu przestał przywiązywać wagę do, według niego, nieistotnych rzeczy i nie zauważał różnicę temperatur. Z roku na rok zmiany klimatyczne z pewnością mogły mieć szczególny wpływ na dużo cieplejsze zimy. Te natomiast nigdy nie bywały przesadnie srogie, przynajmniej nie tutaj. Choć z pewnością i dla niego był to okres pewnych zmian, tak ta zima jak i inne wcześniej nie zapadły mu szczególnie w pamięć. Nie odczuwał różnicy między obecną, a poprzednią zimą. Pamiętał jedynie tę, w której musiał przetrwać. To właśnie wtedy udało mu się uciec. Nieprzyjemny chłód na stopach nigdy nie będzie przez niego zapomniany i może właśnie dlatego nie przywiązywał wagę do tego, czy tegoroczna zima była mniej lub bardziej sroga. Fukkatsu miało to do siebie, że odkąd pamiętał żyli tu wyjątkowo zgnili ludzie, w tym i on. Co za różnica, kto pozostawiał ślad buta na obłoconych ulicach kiedy większość siedziała w podobnym do nich szambie? Bogatych na ulicach nie było wielu, ponieważ Ci woleli wozić się drogimi pojazdami. Ci natomiast niekiedy potrafili mieć więcej za uszami niż niejeden mieszkaniec z Nanashi. Może to i lepiej kiedy miało się mieszkanie z przeciekającymi oknami niż potężną willę, kupioną za nieczysto zdobyte pieniądze.
Na spotkania przychodził różnie. Czasem bywał przed czasem, aby swojego rozmówcę zaskoczyć wcześniejszą obecnością, a czasem przychodził później, nie czując goniącej go presji czasu. Dlatego też w starym pubie, w którym prawdopodobnie śmierdziało gorzej niż w niejednej zapleśniałej norze, zjawił się nie za wcześnie, ani nie za późno. Czuł jak kosmyki włosów przyzwyczajały się do względnie suchego miejsca. Deszcz ze śniegiem nie ominął i jego, przez co miał tak samo przemoczone ubranie.
W oczekiwaniu na rozmówcę zdążył wypalić kilka papierosów. Miewał ten niezdrowy nawyk, gdzie potrafił palić papieros za papierosem. Z pewnością już całkowicie zdążył przesiąknąć ich zapachem, choć on dawno temu przestał czuć jakiekolwiek zapachy. Zmęczone spojrzenie skierował w stronę drzwi, które wpuściły powiew chłodnego powietrza. Temperatura tu nie różniła się bardzo od tej, która panowała na zewnątrz, więc nie było to aż tak mocno odczuwalne. Widząc jednak znajomą sylwetkę, szybko dopalił do końca szluga, gasząc peta w popielniczce przed sobą. Mężczyzna zachowuje spokój, mimo widocznego błysku w oku, który zawsze kryje się pod maską powagi i chłodu. Wstał na moment oraz podał rękę, ściskając ją mocno, by na powrót usiąść na zagrzanym przez niego miejscu.
— Widzę, że obrażanie mnie weszło Ci już w nawyk — skomentował, czując się w pewien sposób brudny kiedy porównał go do dzianego klienta. Lubi władzę, a żeby mieć władzę potrzebował dużej ilości pieniędzy. Bez tego ciężko było mówić o większych wypływach, szczególnie na tak kruchym rynku. Tu nie liczyło się to w jaki sposób żyłeś, a w jaki umierałeś. Dźwigając to brzemię możesz sprawić, że nie zapamiętają Cię wcale lub Twoje nazwisko na zawsze zapisze się w historii jakiejś społeczności.
— I co lepiej do mnie pasuje? — dodaje z wymalowanym uśmieszkiem, ciekaw tego co takiego przez te dwa miesiące zdążył się nasłuchać skoro postanowił zmienić wobec niego zdanie. Czyżby daleko było mu do dzianego klienta? Mimo wszystko trzyma między nimi pewien dystans, spoglądając na niego w oczekiwaniu. Wierzył, że nie ściągał go tu wyłącznie po to, aby sobie popierdolić o głupotach. W tym właśnie oczekiwaniu postanawia wyciągnąć paczkę papierosów wraz z zapalniczką benzynową. Zauważa, że Keita zrobił dokładnie to samo, więc podziękował za papierosy, informując go o tym, że ma przecież swoje. Po wyciągnięciu papierosa, paczkę tę rzuca na środek stolika, a odpaliwszy końcówkę, z przyjemnością delektuje się niewyraźnym smakiem tytoniu, wsłuchując się w jego historię.
Nim jednak zdołał porządnie wsłuchać się w sedno problemu, mężczyzna lat około 30, lekko przy tuszy i niziutki w porównaniu do obu mężczyzn zaczął się do nich przybliżać w agresywno-pasywnej aurze. Niechętnie spogląda na niego, mocno zaciągając się dymem, starając się zrozumieć powód, dla którego obcy gość zdecydował się do nich podejść.
— Kurrrwa, nie wytrzymie! Czy Ty kurwa możesz przestać bez przerwy kurwa palić? Kopcisz nam, nie da się tak kurwa porządnie napić! — warknął w stronę Yoshidy, gdzie ten odruchowo spojrzał się za siebie dostrzegając stolik, przy którym siedziała dwójka pozostałych kolegów, trochę wyższych, ale podobnie masywniejszych. Jeden wyglądał na młodszego, drugi przybliżony wiekiem. Powraca do niego spojrzeniem, w którym mieni się wcześniejszy wspomniany błysk. Wstał na równe nogi, a trzymany dym w płucach wypuszcza w jego kierunku.
— Jak Ci to przeszkadza to wypierdalaj stąd albo inaczej porozmawiamy — odpowiedział surowo i nisko, prostując się i spinając swoje wszystkie możliwe mięśnie. Mimo że Minoru wydawał się przy nim silniejszy, nieznajomy nie słucha, łapiąc go za fraki, krzycząc coś "patrzcie go! on chce się bić!". Te słowa również powodują, że dwójka pozostałych mężczyzn wstaje w ich kierunku. Cayenne natomiast reaguje szybko. Złapawszy go mocno za nadgarstek, przyciąga nieznajomego do siebie, by z całej siły walnąć mu z główki, papierosa puszczając gdzieś na ziemię. Zabolało nie tylko jego, ale to spowodowało, że mężczyzna chwiejnym krokiem i z połamanym nosem wycofał się, chcąc kontratakować. Reszta cwaniaków zaczęła łapać Yoshidę na słowa "łapcie skurwiela!", by móc go ubezwładnić. Ten natomiast czując chwyt wraz z szarpnięciem na swoim ramieniu, zareagował instynktownie łapiąc go i z całej siły przerzucając go przez bark, prosto na stolik, przy którym dane przyszło im siedzieć (psikus, rozpoczęcie bójki).
@Keita Gotō
Na spotkania przychodził różnie. Czasem bywał przed czasem, aby swojego rozmówcę zaskoczyć wcześniejszą obecnością, a czasem przychodził później, nie czując goniącej go presji czasu. Dlatego też w starym pubie, w którym prawdopodobnie śmierdziało gorzej niż w niejednej zapleśniałej norze, zjawił się nie za wcześnie, ani nie za późno. Czuł jak kosmyki włosów przyzwyczajały się do względnie suchego miejsca. Deszcz ze śniegiem nie ominął i jego, przez co miał tak samo przemoczone ubranie.
W oczekiwaniu na rozmówcę zdążył wypalić kilka papierosów. Miewał ten niezdrowy nawyk, gdzie potrafił palić papieros za papierosem. Z pewnością już całkowicie zdążył przesiąknąć ich zapachem, choć on dawno temu przestał czuć jakiekolwiek zapachy. Zmęczone spojrzenie skierował w stronę drzwi, które wpuściły powiew chłodnego powietrza. Temperatura tu nie różniła się bardzo od tej, która panowała na zewnątrz, więc nie było to aż tak mocno odczuwalne. Widząc jednak znajomą sylwetkę, szybko dopalił do końca szluga, gasząc peta w popielniczce przed sobą. Mężczyzna zachowuje spokój, mimo widocznego błysku w oku, który zawsze kryje się pod maską powagi i chłodu. Wstał na moment oraz podał rękę, ściskając ją mocno, by na powrót usiąść na zagrzanym przez niego miejscu.
— Widzę, że obrażanie mnie weszło Ci już w nawyk — skomentował, czując się w pewien sposób brudny kiedy porównał go do dzianego klienta. Lubi władzę, a żeby mieć władzę potrzebował dużej ilości pieniędzy. Bez tego ciężko było mówić o większych wypływach, szczególnie na tak kruchym rynku. Tu nie liczyło się to w jaki sposób żyłeś, a w jaki umierałeś. Dźwigając to brzemię możesz sprawić, że nie zapamiętają Cię wcale lub Twoje nazwisko na zawsze zapisze się w historii jakiejś społeczności.
— I co lepiej do mnie pasuje? — dodaje z wymalowanym uśmieszkiem, ciekaw tego co takiego przez te dwa miesiące zdążył się nasłuchać skoro postanowił zmienić wobec niego zdanie. Czyżby daleko było mu do dzianego klienta? Mimo wszystko trzyma między nimi pewien dystans, spoglądając na niego w oczekiwaniu. Wierzył, że nie ściągał go tu wyłącznie po to, aby sobie popierdolić o głupotach. W tym właśnie oczekiwaniu postanawia wyciągnąć paczkę papierosów wraz z zapalniczką benzynową. Zauważa, że Keita zrobił dokładnie to samo, więc podziękował za papierosy, informując go o tym, że ma przecież swoje. Po wyciągnięciu papierosa, paczkę tę rzuca na środek stolika, a odpaliwszy końcówkę, z przyjemnością delektuje się niewyraźnym smakiem tytoniu, wsłuchując się w jego historię.
Nim jednak zdołał porządnie wsłuchać się w sedno problemu, mężczyzna lat około 30, lekko przy tuszy i niziutki w porównaniu do obu mężczyzn zaczął się do nich przybliżać w agresywno-pasywnej aurze. Niechętnie spogląda na niego, mocno zaciągając się dymem, starając się zrozumieć powód, dla którego obcy gość zdecydował się do nich podejść.
— Kurrrwa, nie wytrzymie! Czy Ty kurwa możesz przestać bez przerwy kurwa palić? Kopcisz nam, nie da się tak kurwa porządnie napić! — warknął w stronę Yoshidy, gdzie ten odruchowo spojrzał się za siebie dostrzegając stolik, przy którym siedziała dwójka pozostałych kolegów, trochę wyższych, ale podobnie masywniejszych. Jeden wyglądał na młodszego, drugi przybliżony wiekiem. Powraca do niego spojrzeniem, w którym mieni się wcześniejszy wspomniany błysk. Wstał na równe nogi, a trzymany dym w płucach wypuszcza w jego kierunku.
— Jak Ci to przeszkadza to wypierdalaj stąd albo inaczej porozmawiamy — odpowiedział surowo i nisko, prostując się i spinając swoje wszystkie możliwe mięśnie. Mimo że Minoru wydawał się przy nim silniejszy, nieznajomy nie słucha, łapiąc go za fraki, krzycząc coś "patrzcie go! on chce się bić!". Te słowa również powodują, że dwójka pozostałych mężczyzn wstaje w ich kierunku. Cayenne natomiast reaguje szybko. Złapawszy go mocno za nadgarstek, przyciąga nieznajomego do siebie, by z całej siły walnąć mu z główki, papierosa puszczając gdzieś na ziemię. Zabolało nie tylko jego, ale to spowodowało, że mężczyzna chwiejnym krokiem i z połamanym nosem wycofał się, chcąc kontratakować. Reszta cwaniaków zaczęła łapać Yoshidę na słowa "łapcie skurwiela!", by móc go ubezwładnić. Ten natomiast czując chwyt wraz z szarpnięciem na swoim ramieniu, zareagował instynktownie łapiąc go i z całej siły przerzucając go przez bark, prosto na stolik, przy którym dane przyszło im siedzieć (psikus, rozpoczęcie bójki).
@Keita Gotō
Gotō Keita ubóstwia ten post.
Śmieje się cicho, ku sobie, powietrze chwytając wraz ze smakiem nikotyny.
— Obrażanie? — powtarza w tym rozbawieniu zdziwiony, dłonią jak delikatnym ruchem rzeźbiarza muskając blat drewnianego stołu. — Myślałem, że to rodzaj flirtu, no trudno.
Skontrastowanie zmęczonego ciała z zimnem wprowadziło w mężczyznę kolejne dawki energii. Oczy więc, choć przymrużone, to rzucające ciekawskie, dziecięce niemal spojrzenia. Jak chłopiec, któremu przyszło wygrać pierwszą podwórkową bitwę. Mimo chwilowemu zapomnieniu, które tłoczone jest w krwioobieg przez wlewany w gardło alkohol, to mięśnie jakby na przekór uważne. Myśli skaczą od poważnych ku tym bardziej rozlazłym i sytuacyjnym, ale sylwetka spięta, ciągnąca do ludzi przekraczających próg pubu Strzechy.
Mężczyzna, którego skronie objęły zalążki łysiny a policzki ma pąsowe od — zapewne — większej ilości piw, niż organizm był w stanie zdzierżyć, zerka ku nim znad wysokiej lady. Jego niski wzrost dodaje sytuacji komediowego wydźwięku, choć szeptane pod nosem obelgi już mniej. Facet kaszle teatralnie, zaciśnięte palce przykłada do ust ułożonych w zbyt idealny dziubek. Dłonią uderza w pierś. Nie za grzechy przeprasza a płuca w ten sposób ratuje, tak myśli, przed smrodem raka. Keita wie już, że ta gra wstępna, której macki sięgną ich za chwil kilka, jest jedynie wymówką ku barowym rozbojom.
Do tych był jednak przyzwyczajony. Raz, bo wychował się w Kobayashi. Dwa, bo sam nieraz szlajał się po podobnych miejscach. Nigdy w centrum, zawsze w Nanashi, by nie czuć zażenowania. W takich jak ten pubach wiedział chociaż, że przypierdalając buntownikowi w twarz skończy na jednym osobniku, czasami jego kolegach. W centrum bywało różnie. Za twarzami o bliznach pociągłych jak spadające w nocy gwiazdy kryły się ich karykaturalne kopie. Jeden drący ryja multiplikował się w dziesiątkach innych karykaturalnych swych wersji a później pieczętował zadane obrażenia nazwą lokalnego gangu. Najczęściej, naturalnie, słyszał o Shingetsu.
Spogląda na Minoru.
— To jak bę-
Pytanie urywa w pół sylaby, gdy mu zniekształcony japoński przerywa wypowiedź. Gotō marszczy brwi i nie patrzy ku pijanemu mężczyźnie. Wzrok zawiesza wpierw na twarzy Minoru, później własnej dłoni, która wciąż dzierży niedopaloną fajkę. Wzdycha szepcąc zrezygnowanie:
— Och, serio? Teraz?
Retoryczne pytania padają tuż pod jego ustami, gdy przy znużonych oczach obserwuje jak rozmówca podnosi się z miejsca. Zajebiście. Więc nie dość, że sprawy nie załatwił to musi jeszcze zawalczyć o atencję. Wzdycha cicho nogę na nogę zakładając, podpórkę dla prawego ramienia znajdując w oparciu krzesła. Jest podirytowany, ale irytacja ta bezpodstawna, bo posiadł wrażenie, że bierze udział w walce dwójki kociąt. I zrezygnowałby szanując zasadę barowych bójek, gdzie jedną z nich reguła, że w bitki jeden na jeden nie powinno się angażować, ale z pasywności wyrywają go dwie sylwetki rwące barki do góry. Marszczy brwi po raz ostatni zaciągając się fajką i peta wrzucając do szklanej, zabrudzonej przez wielu popielniczki.
— Panowie, ale maniery — wychodzi z intencją przerwania tego absurdu, ale gdy tylko wstaje, gdy nogi wyprostuje w kolanach, to wraz z ostatnim słowem pięść obca uderzy rozgrzany już policzek; wybija to Keitę z kursu, gdzie nogę ugina, by całkiem nie stracić równowagi. Dodaje: — O ty kurwo.
I tymże sposobem uliczne zasady znowu zawiodły. Zastąpione wątpliwymi manierami i jednych, i drugich prowadzą do twarzy spanikowanego, choć przyzwyczajonego do podobnych sytuacji właściciela a zarazem jedynego barmana pubu Strzechy. Przecierając brudny od ust wszelakich kufel mężczyzna krzywym spojrzeniem dostrzeże, jak w kilka sekund bar z meliny stał się mordownią.
— Czy was wszystkich pojebało?!
Ale czas pertraktacji się skończył. Kolano Keity ląduje w podbrzuszu atakującego typa. Ten w bezdechu pluje śliną i język jak zabijana świnia wystawia na zewnątrz. Przekleństwo zamyka w gardle, gdzie chlupot i chrupot, jakby kości się łamały, jakby krew pod język podeszła. Zgina się w pół. Keita raz jeszcze poprawia, tym razem łapiąc go za potylicę — mocno i zaborczo, jakby ten rodzaj ataku zarezerwował tylko jemu — i kolano wbija w jego szczękę. Jest w tym wszystkim mało brutalny. Na tyle, na ile ruchy okazują się skuteczne. Mężczyzna upada na ziemię z głośnym jękiem i wyklęciem całej chłopięcej rodziny.
— Kurwa — I Gotō parska wkurwiony pod nosem, bo dłoń sięga bolącego policzka. — Jebane Nanashi.
@Minoru Yoshida
— Obrażanie? — powtarza w tym rozbawieniu zdziwiony, dłonią jak delikatnym ruchem rzeźbiarza muskając blat drewnianego stołu. — Myślałem, że to rodzaj flirtu, no trudno.
Skontrastowanie zmęczonego ciała z zimnem wprowadziło w mężczyznę kolejne dawki energii. Oczy więc, choć przymrużone, to rzucające ciekawskie, dziecięce niemal spojrzenia. Jak chłopiec, któremu przyszło wygrać pierwszą podwórkową bitwę. Mimo chwilowemu zapomnieniu, które tłoczone jest w krwioobieg przez wlewany w gardło alkohol, to mięśnie jakby na przekór uważne. Myśli skaczą od poważnych ku tym bardziej rozlazłym i sytuacyjnym, ale sylwetka spięta, ciągnąca do ludzi przekraczających próg pubu Strzechy.
Mężczyzna, którego skronie objęły zalążki łysiny a policzki ma pąsowe od — zapewne — większej ilości piw, niż organizm był w stanie zdzierżyć, zerka ku nim znad wysokiej lady. Jego niski wzrost dodaje sytuacji komediowego wydźwięku, choć szeptane pod nosem obelgi już mniej. Facet kaszle teatralnie, zaciśnięte palce przykłada do ust ułożonych w zbyt idealny dziubek. Dłonią uderza w pierś. Nie za grzechy przeprasza a płuca w ten sposób ratuje, tak myśli, przed smrodem raka. Keita wie już, że ta gra wstępna, której macki sięgną ich za chwil kilka, jest jedynie wymówką ku barowym rozbojom.
Do tych był jednak przyzwyczajony. Raz, bo wychował się w Kobayashi. Dwa, bo sam nieraz szlajał się po podobnych miejscach. Nigdy w centrum, zawsze w Nanashi, by nie czuć zażenowania. W takich jak ten pubach wiedział chociaż, że przypierdalając buntownikowi w twarz skończy na jednym osobniku, czasami jego kolegach. W centrum bywało różnie. Za twarzami o bliznach pociągłych jak spadające w nocy gwiazdy kryły się ich karykaturalne kopie. Jeden drący ryja multiplikował się w dziesiątkach innych karykaturalnych swych wersji a później pieczętował zadane obrażenia nazwą lokalnego gangu. Najczęściej, naturalnie, słyszał o Shingetsu.
Spogląda na Minoru.
— To jak bę-
Pytanie urywa w pół sylaby, gdy mu zniekształcony japoński przerywa wypowiedź. Gotō marszczy brwi i nie patrzy ku pijanemu mężczyźnie. Wzrok zawiesza wpierw na twarzy Minoru, później własnej dłoni, która wciąż dzierży niedopaloną fajkę. Wzdycha szepcąc zrezygnowanie:
— Och, serio? Teraz?
Retoryczne pytania padają tuż pod jego ustami, gdy przy znużonych oczach obserwuje jak rozmówca podnosi się z miejsca. Zajebiście. Więc nie dość, że sprawy nie załatwił to musi jeszcze zawalczyć o atencję. Wzdycha cicho nogę na nogę zakładając, podpórkę dla prawego ramienia znajdując w oparciu krzesła. Jest podirytowany, ale irytacja ta bezpodstawna, bo posiadł wrażenie, że bierze udział w walce dwójki kociąt. I zrezygnowałby szanując zasadę barowych bójek, gdzie jedną z nich reguła, że w bitki jeden na jeden nie powinno się angażować, ale z pasywności wyrywają go dwie sylwetki rwące barki do góry. Marszczy brwi po raz ostatni zaciągając się fajką i peta wrzucając do szklanej, zabrudzonej przez wielu popielniczki.
— Panowie, ale maniery — wychodzi z intencją przerwania tego absurdu, ale gdy tylko wstaje, gdy nogi wyprostuje w kolanach, to wraz z ostatnim słowem pięść obca uderzy rozgrzany już policzek; wybija to Keitę z kursu, gdzie nogę ugina, by całkiem nie stracić równowagi. Dodaje: — O ty kurwo.
I tymże sposobem uliczne zasady znowu zawiodły. Zastąpione wątpliwymi manierami i jednych, i drugich prowadzą do twarzy spanikowanego, choć przyzwyczajonego do podobnych sytuacji właściciela a zarazem jedynego barmana pubu Strzechy. Przecierając brudny od ust wszelakich kufel mężczyzna krzywym spojrzeniem dostrzeże, jak w kilka sekund bar z meliny stał się mordownią.
— Czy was wszystkich pojebało?!
Ale czas pertraktacji się skończył. Kolano Keity ląduje w podbrzuszu atakującego typa. Ten w bezdechu pluje śliną i język jak zabijana świnia wystawia na zewnątrz. Przekleństwo zamyka w gardle, gdzie chlupot i chrupot, jakby kości się łamały, jakby krew pod język podeszła. Zgina się w pół. Keita raz jeszcze poprawia, tym razem łapiąc go za potylicę — mocno i zaborczo, jakby ten rodzaj ataku zarezerwował tylko jemu — i kolano wbija w jego szczękę. Jest w tym wszystkim mało brutalny. Na tyle, na ile ruchy okazują się skuteczne. Mężczyzna upada na ziemię z głośnym jękiem i wyklęciem całej chłopięcej rodziny.
— Kurwa — I Gotō parska wkurwiony pod nosem, bo dłoń sięga bolącego policzka. — Jebane Nanashi.
@Minoru Yoshida
— Flirtu? Aż tak wysoko mierzysz? — uniósł brew w geście zainteresowania, najwyraźniej nie spodziewając się od niego takiego rozegrania — Skoro tak, obrażaj mnie dalej. Jestem ciekaw jak daleko z tym pójdziesz — odpowiedział na zachętę, dostrzegając ten dziecięcy błysk w oku. Z powodu przegranej nie czuł się zły lub urażony — wręcz przeciwnie. Dobrze jest spotkać na swojej drodze kogoś, kto potrafił dostarczyć mu minimalnej rozrywki. Najwyraźniej spotkania z nim zapamięta jako te barwne oraz w jakiś sposób przenikliwe. To niespotykane jak ludzie zapadali mu w pamięć, nie odczuwając wobec nich czułej odrazy.
Również nie przyszło mu dane przekonać się o urokliwych zaczepkach mężczyzny, które pobudzały apetyczną ekscytację w dziecięcym spojrzeniu. Tę, którą Minoru zdążył zatracić, a wyciągał ją od ludzi, których spotykał na swojej drodze. Często ten błysk zamieniał się w szaleńcze tony, uwalniając gnieżdżą się bestię. Gdzieś w głębi szarych oczu dostrzegał potencjał, choć po prawdzie nigdzie nie goniło do do tego, aby móc go wybudzić. Może pewnego dnia przyciągnie go na ich stronę, tymczasem jednak poczuł w obowiązku zająć się minimalnym problemem, który niestety, właśnie teraz, przeszkodził im w rozmowie.
Mimo że wolałby swoją uwagę w pełni skupić na swoim towarzyszu, zalążek tlącej się adrenaliny nakazał mu wziąć sprawy w swoje ręce. Głupio byłoby gdyby rzucił, że nie lubił tego momentu jak mógł komuś przywalić w zęby, czasami samemu czując metaliczny posmak krwi przy rozciętej wardze. Tym razem jednak nie zdołał oberwać w żaden sposób, najwyraźniej mając lepszy dzień na bójkę, która odrobinę rozgrzała zmarznięte kości od zewnętrznego chłodu. Żar pełen brutalności i okrucieństwa rozpala go od środa, nie szczędząc sobie sił. W porównaniu do Keita, Yoshida zapomniał o manierach, które rządziły się ulicą. Nie wiedział, co to delikatność oraz umiar. Jeżeli atakował, zachowywał się niczym dzika bestia, która nie potrafiła znaleźć umiaru. Pewnie właśnie dlatego zapita morda osoby, która wylądowała na stoliku, kilkoma sprawnymi ciosami została zmasakrowana doszczętnie. Spojrzenie pełne głodu skierował ku mężczyźnie, który ten cały bajzel rozpoczął. Roztrzęsiony cofał się od nich, najwyraźniej nie będąc już chętnym do kontynuowania rozpoczętej bójki. Wielka szkoda
— Widzisz do czego doprowadziłeś? — rzucił w jego kierunku, czując jak zahartowane kostki mimo wszystko pieką go od wymierzanych ciosów. Uśmiechnął się niebezpiecznie, odwracając swoje spojrzenie w kierunku swojego towarzysza — Nie bądź taki okrutny, to nasz dom — odpowiedział dosyć ciepło traktując dzielnicę, w której przyszło im żyć.
Ignorując barmana, tak samo jak i fakt rannych osób, schyla się po zdjęcie, które w ferworze walki upadło na ziemię. Dopiero teraz tak naprawdę ma okazję do tego, aby przyjrzeć się fotografii, do wspomnień przywołując sobie poprzednie słowa mężczyzny. Zaśmiał się pod nosem, oddając mu ujęcie wizerunku, który tak bardzo go interesował.
— A potrafisz grzecznie prosić? — spytał, spoglądając na jego policzek, który odniósł drobne obrażenia w związku z nagłą i nieprzewidzianą sytuacją. Spojrzenie te leniwie kieruje na jego usta, by finalnie spojrzenie skierować ku szarym oczom — No proszę, jeszcze mnie obserwują Twoje dzieciaki — dodał, celowo przeinaczając sytuację, ponieważ domyślił się, że to raczej nie on był ich obiektem zainteresowania — Jak dostaniesz jego imię to co będziesz chciał zrobić z tym dalej? Porwać, zabić go? — spytał bez skrępowania, z czystej ciekawości chcąc najpierw dowiedzieć się, dlaczego tak bardzo zależało mu na pozyskaniu imienia i nazwiska tej osoby.
@Keita Gotō
Również nie przyszło mu dane przekonać się o urokliwych zaczepkach mężczyzny, które pobudzały apetyczną ekscytację w dziecięcym spojrzeniu. Tę, którą Minoru zdążył zatracić, a wyciągał ją od ludzi, których spotykał na swojej drodze. Często ten błysk zamieniał się w szaleńcze tony, uwalniając gnieżdżą się bestię. Gdzieś w głębi szarych oczu dostrzegał potencjał, choć po prawdzie nigdzie nie goniło do do tego, aby móc go wybudzić. Może pewnego dnia przyciągnie go na ich stronę, tymczasem jednak poczuł w obowiązku zająć się minimalnym problemem, który niestety, właśnie teraz, przeszkodził im w rozmowie.
Mimo że wolałby swoją uwagę w pełni skupić na swoim towarzyszu, zalążek tlącej się adrenaliny nakazał mu wziąć sprawy w swoje ręce. Głupio byłoby gdyby rzucił, że nie lubił tego momentu jak mógł komuś przywalić w zęby, czasami samemu czując metaliczny posmak krwi przy rozciętej wardze. Tym razem jednak nie zdołał oberwać w żaden sposób, najwyraźniej mając lepszy dzień na bójkę, która odrobinę rozgrzała zmarznięte kości od zewnętrznego chłodu. Żar pełen brutalności i okrucieństwa rozpala go od środa, nie szczędząc sobie sił. W porównaniu do Keita, Yoshida zapomniał o manierach, które rządziły się ulicą. Nie wiedział, co to delikatność oraz umiar. Jeżeli atakował, zachowywał się niczym dzika bestia, która nie potrafiła znaleźć umiaru. Pewnie właśnie dlatego zapita morda osoby, która wylądowała na stoliku, kilkoma sprawnymi ciosami została zmasakrowana doszczętnie. Spojrzenie pełne głodu skierował ku mężczyźnie, który ten cały bajzel rozpoczął. Roztrzęsiony cofał się od nich, najwyraźniej nie będąc już chętnym do kontynuowania rozpoczętej bójki. Wielka szkoda
— Widzisz do czego doprowadziłeś? — rzucił w jego kierunku, czując jak zahartowane kostki mimo wszystko pieką go od wymierzanych ciosów. Uśmiechnął się niebezpiecznie, odwracając swoje spojrzenie w kierunku swojego towarzysza — Nie bądź taki okrutny, to nasz dom — odpowiedział dosyć ciepło traktując dzielnicę, w której przyszło im żyć.
Ignorując barmana, tak samo jak i fakt rannych osób, schyla się po zdjęcie, które w ferworze walki upadło na ziemię. Dopiero teraz tak naprawdę ma okazję do tego, aby przyjrzeć się fotografii, do wspomnień przywołując sobie poprzednie słowa mężczyzny. Zaśmiał się pod nosem, oddając mu ujęcie wizerunku, który tak bardzo go interesował.
— A potrafisz grzecznie prosić? — spytał, spoglądając na jego policzek, który odniósł drobne obrażenia w związku z nagłą i nieprzewidzianą sytuacją. Spojrzenie te leniwie kieruje na jego usta, by finalnie spojrzenie skierować ku szarym oczom — No proszę, jeszcze mnie obserwują Twoje dzieciaki — dodał, celowo przeinaczając sytuację, ponieważ domyślił się, że to raczej nie on był ich obiektem zainteresowania — Jak dostaniesz jego imię to co będziesz chciał zrobić z tym dalej? Porwać, zabić go? — spytał bez skrępowania, z czystej ciekawości chcąc najpierw dowiedzieć się, dlaczego tak bardzo zależało mu na pozyskaniu imienia i nazwiska tej osoby.
@Keita Gotō
Hime Hayami and Gotō Keita szaleją za tym postem.
Strona 1 z 2 • 1, 2
maj 2038 roku