Aż do niedawna rezydencja rodziny Aikiryu nie cieszyła się szczególną popularnością - wiedziano jedynie tyle, że olbrzymi budynek, otoczony z jednej strony gęstym lasem, z drugim zaś niesłużącym już pod żniwa polem, istnieje i co jakiś czas odwiedzany jest przez sędziwą parę.
Jednak inicjatywa państwa Aikiryu, mająca miejsce w roku 2031, zmieniła stan rzeczy o sto osiemdziesiąt stopni. Udostępniając zabytkową willę na zaledwie jedną noc w roku wzbudzili uwielbienie tłumów. Ludzie zjeżdżają się do Sāwy całymi dziesiątkami. Nagle na kilka dni, a już zwłaszcza na 31 października, wieś staje się zatłoczona.
Na zwykle opuszczonym dziedzińcu roi się wtedy od przebierańców; ich śmiechów, rozmów, kłótni. Słychać muzykę dobiegającą z wnętrza głównej sali i czuć zapach ciast i serwowanych dań. Całość ma swoistą atmosferę dawnych lat; jakby nagle zniknęły wszystkie komórki i bombardujące informacjami telewizory. Próżno szukać wokół nawet środków transportu, bo pojazdy zostawiane są na dole. Przed bramą wjazdową stoją więc zaparkowane samochody i limuzyny, zderzak przy zderzaku, jak warujące na swoich właścicieli psy. Od wiekowej furtki złaknionych wrażeń uczestników dzieli już tylko dziesięciominutowa wędrówka wzdłuż drogi wytyczonej w ciemnym lasku. Starczy podążać trasą, aby na końcu znaleźć się na otwartej przestrzeni - dziedzińcu. Niektórzy twierdzą, że ten krótki przemarsz jest jak przejście z jednego świata do drugiego. Za plecami zostawia się całe swoje nowoczesne, wyładowane technologią życie, wkraczając w uniwersum pełne magii, strachów i legend sięgających czasów wiedźm.
Blady przebłysk uśmiechu pojawił się intuicyjnie, niby migające światło w oddali, chociaż od razu nałożony przez zmęczenie i intensywność napięcia jakie panowało. I wilgoć.
Kiwnęła niemo głową. Nie miała zamiaru oponować, chociaż bywała uparta. Drgnęła za to, gdy usłyszała nazwisko. Minamoto. Jakoś uważniej prześlizgnęła spojrzeniem przez męską twarz, zastanawiając się cicho, czy znał...jego - nie mam zamiaru podważać Pana deklaracji - klan Genji był szalenie honorowy i miała tego świadomość od bardzo dawna. Nie wierzyła, by cokolwiek się zmieniło przez ostatnich kilka lat.
Na analizy przyjść miał jeszcze czas. Nie dziś. Nie kiedy woda w fontannie chlupotała pod stopami kiedy bucik znalazł się znowu na przeznaczonym sobie miejscu. Dopasowany idealnie. Zrezygnowanie - chociaż nie ulotniło się całkowicie, ustępowało miejsca innym emocjom, bardziej zachęcającym, usta rozciągnęły się lekko - ale tego szkicowania Panu nie daruję - dodała - mam nadzieję, że wiem Pan jak takie wybierać - uniosła wzrok za podnoszącym się mężczyzną - wolałabym tamtędy nie iść - odezwała się ciszej. Skuliła ramiona, by jedną dłonią potrzeć wilgotną skórę. Przyjęła jednak z wdzięcznością Haori, czując gładki dotyk materiału. Podniosła się, ułatwiając zarzucenie go na ramiona. Być może jednak nikt nie zwróci na nią już uwagi. Podciągnęła brzegi odzienia wyżej, odrobinę bardziej przysłaniając policzki - Wystarczy, że przeprowadzi mnie Pan przez salę, do wyjścia. Do taksówki dotrę sama - zakomunikowała, spoglądając na towarzysza i przestępując z nogi. Wciąż drżała, ale okrycie dawało szansę, by chłód nocy nie przedarł się zbyt szybko.
@Yōzei-Genji Noriaki
Podłapałem sugestię co do zadość uczynienia. Uprzejmie skinąłem głową. Nie miałem pojęcia o sztuce ale nie powinno być to trudne. Co do jej niechęci to niestety nie mogłem nic na to zaradzić - Obawiam się, że nie będzie miała Pani wyboru - zmarszczyłem we współczuciu czoło bo niestety nie dało się za bardzo dojść do wyjścia inaczej. No ale miałem na uwadze jej niechęć. Sam zresztą wolałem nie być wyeksponowany. Było tu dużo znajomych twarzy, a moje przebranie uległo częściowemu rozpuszczeniu.
Poprowadziłem ją zgodnie z jej prośbą do wyjścia upewniając się na komórce, że taksówka już czeka. Od jednego z kelnerów udało mi się uzyskać długopis i wypisałem na serwetce swoje dane kontaktowe. Zaraz po pożegnaniu się z kobietą, zapisałem na własnej ręce informację dla siebie w przyszłości, że jak będzie dzwonił do mnie nieznajomy numer telefonu to powinienem odebrać. Byłem to winny.
|z tematu Noriaki & @Ejiri Carei
Shey weszła do sali głównej z najbardziej wkurwioną miną, na jaką było ją stać. Od razu uderzyła ją głośna muzyka i nieprzyjemne, ciężkie powietrze, pełne perfum potu i alkoholu. Wzięła głębszy oddech starając się walczyć z mroczkami, jakie przez moment zatańczyły przed jej oczami. Na marne. Zaczęła przeciskać się przez tłumy wyginających się ciał w tańcu. Było jej duszno, jednak nie mogła ponownie wrócić na balkon. Dla niej zabawa się już skończyła. Wciąż miała przed oczami ciemniejący, grafitowy wzrok nieznajomego. On także skończył na dziś imprezę? Wiedziała, że Hayato ruszy pewnie niedługo po niej. Nie zamierzała jednak na niego czekać. Odnajdą się. Nie teraz to potem. Jak zawsze. Może miał coś jeszcze do załatwienia ze śliczną blondynką, z którą gadał wcześniej. Nie spodziewała się, żeby miał wrócić dzisiaj do domu wcześnie.
Kiedy w końcu udało jej się przedrzeć przez tańczących gości udała się do kibla. Tam jak zresztą mogła się spodziewać zastała praktycznie kilkukilometrową kolejkę wyczekujących pań. Przeklęła pod nosem coś paskudnie brzydkiego. Mogła zrobić scenę i wbić się na chama, jednak nie zamierzała zwracać na siebie tysiąc par umalowanych oczu z doklejonymi sztucznymi rzęsami. Była zbyt zmęczona. Zamiast za to zdecydowała się uderzyć w mniej oczywisty punkt. Podeszła do niedomkniętych drzwi męskiej toalety i bezceremonialnie weszła do środka. Udała się do jeden z dwóch kabin, z której właśnie wychodził jakiś koleś w puchatym stroju kurczaka. Na szczęście nie widziała jego zmieszanej miny przez żółtą maskę z dziobem. Po wszystkim od raz ruszyła do wyjścia.
Wyszła na dziedziniec w końcu rozkoszując się świeżym nocnym powietrzem. Opuściła rezydencję udając się do miasta. Czy naprawdę miała zamiar iść do domu? A może zwyczajnie przenieść imprezę i swój zły humor gdzieś indziej.
zt