Dziedziniec
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Nie 30 Paź - 20:02
Dziedziniec


Aż do niedawna rezydencja rodziny Aikiryu nie cieszyła się szczególną popularnością - wiedziano jedynie tyle, że olbrzymi budynek, otoczony z jednej strony gęstym lasem, z drugim zaś niesłużącym już pod żniwa polem, istnieje i co jakiś czas odwiedzany jest przez sędziwą parę.

Jednak inicjatywa państwa Aikiryu, mająca miejsce w roku 2031, zmieniła stan rzeczy o sto osiemdziesiąt stopni. Udostępniając zabytkową willę na zaledwie jedną noc w roku wzbudzili uwielbienie tłumów. Ludzie zjeżdżają się do Sāwy całymi dziesiątkami. Nagle na kilka dni, a już zwłaszcza na 31 października, wieś staje się zatłoczona.

Na zwykle opuszczonym dziedzińcu roi się wtedy od przebierańców; ich śmiechów, rozmów, kłótni. Słychać muzykę dobiegającą z wnętrza głównej sali i czuć zapach ciast i serwowanych dań. Całość ma swoistą atmosferę dawnych lat; jakby nagle zniknęły wszystkie komórki i bombardujące informacjami telewizory. Próżno szukać wokół nawet środków transportu, bo pojazdy zostawiane są na dole. Przed bramą wjazdową stoją więc zaparkowane samochody i limuzyny, zderzak przy zderzaku, jak warujące na swoich właścicieli psy. Od wiekowej furtki złaknionych wrażeń uczestników dzieli już tylko dziesięciominutowa wędrówka wzdłuż drogi wytyczonej w ciemnym lasku. Starczy podążać trasą, aby na końcu znaleźć się na otwartej przestrzeni - dziedzińcu. Niektórzy twierdzą, że ten krótki przemarsz jest jak przejście z jednego świata do drugiego. Za plecami zostawia się całe swoje nowoczesne, wyładowane technologią życie, wkraczając w uniwersum pełne magii, strachów i legend sięgających czasów wiedźm.

Haraedo
Nakamura Kyou

Wto 8 Lis - 13:29
Wszystkiego było tak pełno i tak wiele - tak mnóstwo bodźców dochodziło go ze wszystkich stron, a on nie mógł wybrać tej jednej, na której chciałby się skupić w tym momencie. Wszystko wydawało się naderintresujące; wszystko było warte poznania.
Przyglądał się twarzom mijających go ludzi z lekkim zainteresowaniem - czy znał kogoś, byłby w stanie rozpoznać czyjąś twarz? Po tylu latach w końcu ludzie się zmieniali, a on choć żył tutaj przez kilka lat, przecież nie zapisał się aż tak bardzo w umysłach ludzi w wiosce. Morderstwo, które miało tu miejsce, z pewnością było czymś o czym starsi ludzie mogli wciąż opowiadać z poruszeniem, ale jak wielu młodych o tym pamiętało? Tych nielicznych, którzy wspomnieliby, że ich nauczyciel stracił życie i nigdy nie wrócił już do szkoły?
Jedna z twarzy wydała mu się znajoma, kiedy tak przyglądał się powoli zbierającym podczas celebracji. Skądś ją kojarzył - ale mężczyzna wydawał się nieco za stary, aby należał do grona jego uczniów. Kolega ze szkoły? Nie - tutaj wiek również się nie zgadazł, zdawał się być od niego młodszy. Kolega jego siostry? Tylko który? Starał się doapsować nazwisko do twarzy, która wydawała się być odrobinę inna niż pamiętał. To musiał być ktoś, kogo znał sprzed kilku lat - a może ktoś, do kogo ten był bardzo podobny? Trudno było mu to ocenić, a ponownie zapomniał się, wpatrując w nieznajomego przez dłuższy czas. Nie pamiętał o tym, że przecież inni dostrzegali jego wzrok - nie był niewidzialny, nie był dzisiejszej nocy tylko duchem, który przenikał przez wszystko.
Dostrzegając, że jego wzrok był odwzajemniony, prędko się odwrócił, ruszając na oślep przez co wpadł na jednego z gości, rozlewając na niego alkohol, w którym ten się już delektował. Nieco zaskoczony takim nagłym zbliżeniem i faktem, że w ogóle mógł na kogoś w ten sposób wpaść, prędko się wycofał.
- H-hej ty! Wracaj tutaj! - usłyszał tylko za plecami, kiedy bez słowa przeprosin, zupełnie skołowany, postanowił ruszyć gdzieś w tłum między innych ludzi, uciekając z miejsca zdarzenia, przez co poczuł się jeszcze bardziej zażenowany i winny swojego zachowania. Nawet przez te kilka chwil nie dostrzegł, że znalazł się tuż przed mężczyzną, na którego jeszcze kilka chwil wcześniej skupił wzrok, i przez którego pośrednio staranował przypadkowego przebierańca.

@Nakashima Yosuke


Dziedziniec VSPSQK5
Nakamura Kyou
Yōzei-Genji Noriaki

Sro 16 Lis - 0:08
noc 31.10/1.11.36' Strój

Trudno powiedzieć w którym momencie przechyliłem o trzy kieliszki za dużo i dlaczego. Mleko się rozlało, a ja w wyjątkowo nieodpowiedzialny i niepodobny do siebie sposób dałem ponieść się temu odrętwieniu. Może fakt, że kryłem się pod grubą warstwą scenicznego makijażu dodawał mi animuszu? Uśmiechnąłem się chytrze na te myśl do siebie. Sięgnąłem chciwie kolejny kieliszek ze srebrnej tacy i tanecznym krokiem zmierzałem w stronę dziedzińca. Gdy tylko przekroczyłem próg spektakularnych wrót zatrzymałem się by poczuć chłodny, wilgotny wiatr w sztucznym kłębie futra na głowie. O tak, czułem to - jeszcze trochę i albo zezgonuję, albo się pożgam.
Parsknąłem na tę myśl. Zaraz potem wypiłem duszkiem zawartość wąskiego kieliszka. Puste szkło odstawiłem na murku. Wystukując drewnianymi chodakami praśny, chwiejny rytm zmierzałem w głąb ogrodowych części. Schowałem dłonie w rękawy kimona. Z głupim wyrazem twarzy przyglądałem się z rozbawieniem jak dwie wampirzyce kłócą się o krokodyla w krawacie lub jak zombie flirtuje z mumią. Nocne niebo kołysało się nade mną. Jakieś szczątki muzyki dochodziły do moich uszu ale ja sam zacząłem nucić sobie pod nosem wbrew temu Fly Me to the Moon Sinatry. Mój angielski był stereotypowo japoński, lecz w tym momencie nic, a nic mi to nie przeszkadzało. Korzystając z wolności na chodniku robiłem piruety i tanecznymi krokami do fałszowanych wersów kołysałem się od jednej do drugiej krawędzi.
- And let me... sing fol evel moooocholerajego...!!? - Zachwiałem się, a po plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz, kiedy po reprezentacyjnym obrocie i podskoczeniu na krawędź fontanny dostrzegłem kątem oka postać w bieli. Zaskoczony i nieco wystraszony zachwiałem się...

@Ejiri Carei
Yōzei-Genji Noriaki

Warui Shin'ya ubóstwia ten post.

Ejiri Carei

Sro 16 Lis - 15:11
| Wybiegam z głównej sali

Ledwie przekroczyła próg rezydencji, wychodząc na szczyt schodów, a już po kilka stopni pokonywała je w dół. Zatrzymała się gdzieś w połowie, niemal zapowietrzona. Prawdopodobnie samym biegiem w przebraniu, mogła rzeczywiście przypominać ducha, upiora z legend, o których słuchała. Sceneria - pasowała niemal idealnie. Przy wejściu była zdecydowanie zbyt widoczna i chociaż w jej zachowaniu mogła wyliczyć całą długą listę głupot, dziś nie potrafiła inaczej. Zbyt dramatycznie, zbyt dziecinnie, zbyt głupio. Wiedziała to, ale nim uspokoiła łaskoczące w piersi serce, minęła chwila. Wciąż czuła narastające wibrowanie w głowie. Znała jego znaczenie. Kucnęła na krawędzi schodka, nawet nie patrząc, jak brzegi długiej sukienki podwijają się i rozrywają bardziej. Nie skrzywiła się, sięgając za to ku niewielkiej, koronkowej kieszonce, w  której wrzuciła kilka środków przeciwbólowych. Nie pomogą właściwie, ale zapobiegną katastrofie. Przynajmniej do czasu, aż dotrze do mieszkania.
Rozluźniła palce, dostrzegając, jak silnie je do tej pory próbowała zaciskać. Zbielałe knykcie przypominały kredowy papier malarski. Wykrzywiła wargi, gdy ciałem szarpnęło drżenie. Przymknęła powieki, skupiając się bardziej na odgłosach, które ją otaczały i...pośród dźwięków które już zdążyła poznać i przyzwyczaić się, wyłapała...śpiew? Albo coś, co próbowało nim być.
Uniosła głowę, wiedziona niezwykłym doświadczeniem "muzyki", ostatecznie, chwytając spojrzeniem tańczącą postać... samuraja?  Zamarła, przez kilka sekund zastanawiając się, czy doświadcza jakiejś projekcji. Czy może rzeczywiście jeden z duchów, który otrzymał ciało - właśnie jej się objawił, chociaż - musiała przyznać, ze była to niezwykle dziwna manifestacja. Skupiona na zjawisku, pozwoliła sobie na rozluźnienie. Podniosła się ze schodka, poprawiając czarny bucik i uderzając obcasem o kamień.
Kilka dzielących ją od samego dołu przestrzeń, pokonała w lekkich krokach, przeskakując kolejne stopnie. Zatrzymała się na ostatnim, tuż obok fontanny, wciąż nie spuszczając samuraja z oczu. Niepokój tylko przez moment zakwilił pod skórą, jakby urzeczony wcześniejszymi wydarzeniami. Ostrzegał i zachęcał jednocześnie, spychając na bok lęk, który jeszcze chwilę temu gnał ją przez salę. I w momencie, gdy zeskakiwała z ostatniego schodka, samuraj spektakularnie zakręcił się i zawisł na krawędzi fontanny, by równie widowiskowo "usiąść" w wodzie, rozbryzgując zawartość.
Nie była pewna co nią pokierowało, ale stanęła nad nieznajomym, wpatrując się w przekrzywioną maskę - Boo - zawołała, rozciągając lekko usta w uśmiechu i jednocześnie, wyciągając dłoń przed siebie, bardziej wyraźnie oferując nie tylko duchową pomoc. Czarne włosy rozsypały na ramionach, zsuwając się niżej, niemal dotykając tafli fontannianej wody i mokrego jegomościa. Duch czy człowiek?

@Yōzei-Genji Noriaki


Ostatnio zmieniony przez Ejiri Carei dnia Sro 16 Lis - 21:59, w całości zmieniany 1 raz
Ejiri Carei
Yōzei-Genji Noriaki

Sro 16 Lis - 19:48
Widziałem wystarczająco wiele makabrycznych scen by mało co mnie ruszało. Mało tego - od trzech lat doświadczam styczności z tym co martwe nawet po śmierci. A jednak w tamtej chwili widok białego widma na horyzoncie mnie zmroził. Zachwiałem się i już wiedziałem, jak to się skończy. W ostatniej chwili ugiąłem kolano by chociaż nie wylądować twarzą na chodniku, a we wnętrzu fontanny. No i stało się.
Woda się rozbryzgała wszędzie dookoła. Kość ogonowa ucierpiała. Jęknąłem z bólu i wzdrygnąłem po raz drugi kiedy wilgotny materiał kimona zaczął oblepiać skórę. Skrzywiłem się nieporadnie poruszając się w wyjątkowo eleganckim brodziku. Jak do tego doszło...? Działałem z opóźnieniem więc zanim zdążyłem sobie to poukładać winna całego zamieszania na nowo pojawiła się znikąd. Chwilowy strach przeobraził się zaraz w frustrację. sobie to wszystko w głowie winna pojawiła mi się nagle Wszystko stało się takie ciężkie i nim zorientowałem się na nowo w sytuacji blada twarz pojawiła się przede mną na nowo. Cienkie pasma długich włosów rozprzestrzeniły się z jasnego punktu dookoła w nieco pajęczym geście. Zaraz jednak strach przerodził się w rozdrażnienie. Złapałem za nadgarstek sięgająca w moją stronę rękę unieruchamiając ja w połowie drogi. Nie zamierzałem łatwo jej wypuścić tym bardziej, że dostrzegłem w kobiecie raczej nieprzypadkowe podobieństwo, a że miałem humor jaki miałem...
- Bardzo zabawne... - warknąłem i pociągnąłem dziewczynę do wnętrza fontanny. Niech zasmakuje tej samej przyjemności.

@EJIRI CAREI
Yōzei-Genji Noriaki
Ejiri Carei

Sro 16 Lis - 23:05
Dziś podobno było możliwe, co niemożliwe codziennie. Światy się przenikały i o tej porze miała już tak wielki mętlik w głowie, że zastanawiała się szczerze- ile właściwe dziś spotkała już duchów. Coś niebezpiecznie zakołysało się w piersi, zastanawiając się, czy właściciel złotych źrenic też nim był, ale szybko odrzuciła niedorzeczność. Mimo to, patrząc na pełne przebranie? i dopasowane kimono, nie tak łatwo było zgadnąć, jaka była prawda w przypadku nieznajomego. Im bliżej jednak była fontanny, tym łatwiej chwytała szczegóły nie tylko postawnej sylwetki, ale i samej, ukrytej pod rozmywającym się makijażem - twarzy. Jeśli byłby to duch, musiał faktycznie sporo wysiłku włożyć w swoje przebranie. Ale po rozdrażnionym mruczeniu, nie tak zgrabnym pluskaniu w zimnej fontannie i zmieniającej się mimice twarzy mniemała, że miała przed sobą zjawisko bardzo ludzkie.
Wilgoć rozbryzgującej się wody nie robiła wrażenia, w jakiś sposób działając orzeźwiająco. Przynajmniej, ta w niewielkiej ilości.
Moment, w którym zrozumiała - w co się wplatała i co miało się wydarzeń - okazał się być zdecydowanie za późny. Silny uchwyt, a potem równie silne pociągnięcie wytrąciły ją całkowicie - i z równowagi, i z chwilowego, rozbawionego skupienia. Z gardła wydobył się urwany krzyk, gdy nie tylko grawitacja popchnęła ją poza krawędź fontanny. W ostatniej chwili, podkuliła nogę, by kolanem wesprzeć się przy lądowaniu. Chwyciła się jedynej i stałej formy, przed całkowitym runięciem, a był nim i sam winowajca jej upadku. Drobne palce dłoni, którą pochwycił - rozcapierzyła, lądując jednak w wodzie, drugą chwyciła się wilgotnej materii na piersi nieznajomego. Woda chlusnęła powtórnie, najpierw przygniatająca częściowo mężczyznę, potem, gdy uderzyła ramieniem o zimna taflę. Syknęła przez zęby i zaszczekała zębami, w końcu znajdują się bardzo twarzą w twarz, albo bardziej rozmazanym make-up w make-up obliczem - Czyś ty zgłupiał?! To jest zimne ,a nie zabawne- fuknęła, dla podkreślenia mocniej zaciskając palce na mokrym materiale kimona, absolutnie ignorując w tych pierwszych kilku sekundach, w jakiej pozycji się znalazła. I że ma przed sobą totalnie nieznajomego.

@Yōzei-Genji Noriaki


Ostatnio zmieniony przez Ejiri Carei dnia Pią 18 Lis - 21:27, w całości zmieniany 1 raz
Ejiri Carei
Yōzei-Genji Noriaki

Czw 17 Lis - 0:20
W mojej głowie wszystko układało się w jedyny słuszny scenariusz. Moja bliska mi koleżanka próbowała sobie ze mnie zażartować, lecz proszę jak to się wszystko może w oka mgnieniu zmienić. Uśmiechnąłem się złośliwie. Tak, jak w jednej chwili było mi źle tak w kolejnej pomimo zimnej, chlapiącej dookoła wody oraz niewygody ogarnęła mnie niewymowna satysfakcja, radość. Nie mogła uciec kiedy już ją złapałem. Ona sama też musiała to wiedzieć - byłem silniejszy. Pociągnąłem ją do przodu nie myśląc za wiele nad konsekwencjami. Woda wokół znów się rozchlapała, jednak teraz mi to nie przeszkadzało. Wszystko dlatego, że teraz był to efekt mojej małej nieprzemyślanej lecz efektownej zemsty. Zaśmiałem się słysząc jej narzekanie oraz widząc w jakim bałaganie się znalazła. Miałem widok z pierwszego rzędu.
- Hahaha... nawet jeśli to nie jest to wielka cena za przypomnienie ci Misaki z czym wiąże się zabawa z ogniem - zadarłem podbródek spoglądając na nią z góry. Nie kryłem radości - Dziwne że nie ma z tobą twojego brata by mógł ujadać za ciebie. Powinniśmy poczekać tu na niego, czy może poskarżysz się mu później...?- zagaiłem z udawanym zainteresowaniem. Ponownie przy tym ująłem zaciskającą się na materiale mojego kimona dłoni tym razem w geście asekuracji, kiedy próbowałem wstać, a przy tym i ją postawić do pionu wewnątrz tej sadzawki. Jednocześnie im dłużej się kobiecie przyglądałem tym bardziej odnosiłem dziwne wrażenie, że coś jest nie tak.
@EJIRI CAREI
Yōzei-Genji Noriaki
Ejiri Carei

Pią 18 Lis - 21:59
Nie była pewna, co trzeba było mieć w głowie, czy w jakim stanie się znajdować, żeby w podobnie bezpośredni sposób traktować nieznajomych. Szczerze, kierowana impulsem, oferowała pomoc. Okoliczności, jakim je nadała być może miały nadać po prostu odrobiny żartu - w końcu znajdowali się na haloweenowym wydarzeniu ale nie przewidywała w żadnym scenariuszu, akurat takiego obrotu sprawy. Złośliwy uśmiech, który widziała bardzo wyraźnie, blisko, tylko podjudził bojowy nastrój - znowu, szybko studzony zimną wodą, ale nie miała zamiaru tak łatwo dać się zamknąć. Co najmniej słownie.
Lądowanie było w połowie nieprzyjemne. Wilgoć i chłód przebiły się przez cienką materię , sięgając skóry. Czuła jak sukienka klei się do ciała, wysyłając kilka , następujących po sobie dreszczy. Jeszcze chwilę, a zacznie szczękać zębami. Szczęśliwe, bądź nie, część upadku pochłonął kpiący z niej wyraźnie nieznajomy. Zmrużyła oczy i wciąż mokrą ręką, przetarła policzek. Drugą, wciąż zaciskała na kimonie - Gaszeniem go? - fuknęła początkowo, kopiując gest i zadzierając podbródek. Byłą rozgniewana, chociaż efekt całej sytuacji musiał z boku wyglądać zdecydowanie zabawnie. Nawet w aktualnej pozycji musiała spoglądać wyżej. Poruszyła się niepewnie, ale zamarła, gdy padło kolejno imię i tożsamość, której nie rozpoznawała. Pomylił się?...Możliwe, ze chwilowe łączenie faktów pozwoliło jej na kooperację (albo bardziej nie przeszkadzanie), gdy nieznajomy przytrzymując dłoń, zdecydował się podnieść ich oboje. Nie protestowała, ale tym razem, to jej zachciało się śmieć. Nie była jednak [pewna, czy było to wesołe rozbawienie. Krople wody bryznęły, gdy znaleźli się naprzeciw siebie, a ona nie miała najmniejszego zamiaru puszczać uchwyconej materii. Przechyli głowę, starając się zgarnąć wilgotne włosy. Chciałaby go popchnąć, niech jeszcze raz zasmakuje wilgoci sadzawki, ale zakleszczone na nadgarstku palce gwarantowały i dla niej ponownie, zimne spotkanie - Nie jestem Misaki. I nie mam żadnego brata - odezwała się prawie poważnie, by w tym samym momencie machnąć nogą. Niekoniecznie wprawnie, bo wcześniej zaczepiony o krawędź sadzawki but, po prostu zsunął się, lądując obok. Nie czyniąc nikomu większej szkody. Zacisnęła wargi mocniej - Puść mnie - zażądała niemal stanowczo, to nic, że sama nadal trzymałą zwiniętą pięść zaciśnięta uporczywie na materiale, niby zdobyczy.
Żałowała w tym momencie, że nie mogła sięgnąć jednego z zanurzonych w niewielkiej kieszonce torebki i wbić mu w...o - Nie ! Mój szkicownik! - niemal krzyknęła, nie zwracając uwagi ani na uwięzioną rękę, ani na własną pozycję, sięgając drugą ręką do torebki i w panice (wciąż jedną ręką, wyciągając rozmiękły blok kartek. To co na nich się znajdowało, powoli zaczynało przypominać bardzo rozmazany krajobraz twarzy.

@Yōzei-Genji Noriaki
Ejiri Carei
Yōzei-Genji Noriaki

Pią 18 Lis - 23:53
Bilans zysków i strat przechylał się ostatecznie na moją korzyść. Byłem wiec ukontentowany widokiem bałaganu w jaki wprawiłem kobietę. Zapomniałem przy tym, że właśnie zniszczyłem drogie kimono, byłem doszczętnie przemoczony od pasa w dół, woda była zimna, a sceniczny makijaż prawdopodobnie wydawał się straszniejszy niż początkowo. Byłem jednak szczęśliwy i tym złośliwym szczęściem wręcz promieniowałem. Jej fukająca riposta zdawała się być swoistą wisienka na tym pięknie skrojonym torcie. Mhm, dokładnie tak - gasząc. Przyznałem patrząc jak nieporadnie próbuje osuszyć twarz z wilgoci, słuchając jak chlupocze woda. Parsknąłem jeszcze raz rozbawiony sytuacją. Ani Misaki, ani jej brat nie zostawią tego tak po prostu. Wiedziałem, że pewnie poskarżą się matce, a ja będę zmuszony słuchać kazania o swojej dziecinności ale w tym momencie... Cóż - nie znałem pojęcia konsekwencji. Warto było.
Nie zamierzałem jednak puchnąć w tej fontannie. Wstać tak o też nie mogłem. Pomijając oczywiście moją wyśmienitą w chwili obecnej koordynację mimo wszystko byłem oblegany przez dziewczynę. Nie mogłem jej zrzucić jak kołdry. To znaczy - nie powinienem. Zacząłem więc powoli ustawiać się w pionie pomagając też w tym samym Misaki. Bywałem złośliwy ale nie okrutny. Nie z powodu psikusa za którego i tak się odegrałem. Problem zaczął być w tym, że coś mi się coraz bardziej nie zgadzało. Była niska ale nieco za drobna,  nieznajome rysy twarzy przebijały się przez makijaż, przedziałek włosów poprowadzony nie tą stroną, a i ta deklaracja. Myśli zawisły w konsternacji. Jak to nie...?
- Nie miotaj się... - zamarudziłem. Nie spodziewałem się, ze dziewczyna zacznie wymachiwać nogą. Prawie straciłem równowagę, ciągnąć nas na nowo na dno - ..bo zaraz znów wylądujemy w wodzie. I proszę Panią, Pani jest w tym momencie jedyną, która mnie trzyma - pokazałem uniesione, rozczapierzone dłonie na znak braku chęci zaostrzania konfliktu. Niestety czułem jak z powodu wyjątkowo zaskakującej sytuacji zaczynam trzeźwieć, a przez głowę przeczołgiwała mi się świadomość, jak zachowałem się w stosunku do kobiety której nie znałem. Bo tak - zdecydowanie nie była to Misaki - Ma'm... jeszcze trochę i zostanę rozebrany. Proszę zwolnić uścisk - poprosiłem wyjątkowo elokwentnie, kiedy to dziewczyna momentalnie przestała zwracać na mnie uwagę, a zaczęła panicznie przerzucać torbę trzymając się sfatygowany kołnierz kimona. Jedwab miał dość. Dłonie  naturalnie dalej trzymałem uniesione w pojednawczym geście. W końcu miałem puścić to nie zamierzałem ponownie łapać.
@EJIRI CAREI
Yōzei-Genji Noriaki
Ejiri Carei

Nie 20 Lis - 3:00
Początkowa perspektywa i zapowiedź - nie brzmiała w żaden sposób podejrzanie. Nie miała nawet świadomości, że to ona była przyczyną mokrego upadku mężczyzny, a jej własne lądowanie w lodowatej sadzawce, było ledwie tego pomyłkowym wynikiem. Nieznajomy wziął ją... za kogoś innego. W jakiś czysto egoistyczny sposób było w tym coś przykrego. Poświęcona jej - nawet jeśli okazywana w niecodzienny sposób - tak wyjątkowa atencja, była przeznaczona dla kogoś innego. Byc może to tak brzydka emocja, wywołała w niej złość, dużo skuteczniej niż upadek do fontanny, który z innej perspektywy, po prostu ją bawił.
Nieznajomy nic sobie jednak nie robił z jej prób odzyskania animuszu. Ani słowne, ani tym bardziej rękoczynowe, a właściwie, nożnoczynowe. Wilgoć i coraz bardziej przenikliwy chłód - nie ułatwiał zadania w zebraniu się do bardziej sensownej reakcji. Odbijała się więc w pozycji niezręczności wysiłków.
Dopiero w pozycji pionowej, wciąż mokrej, była w stanie zarejestrować więcej szczegółów mężczyzny. Chociaż większość elementów malowanej maski, w ciąż nie rozmazała się - była w stanie wychwycić przystojność rysów. Zaciśnięte na zdobycznym fragmencie materiału palce, natrafiały też na przyjemną twardość męskiej piersi. No właśnie. To nie było bezpieczne zajęcie, nawet jeśli dostrzegała w tym nie tylko artystyczne przywileje.
- Nie miotam! - fuknęła powtórnie, jednocześnie, skutecznie unosząc uwagę wyżej, na twarz, nie niżej - Jeśli nie będę trzymała, to na pewno wyląduję znowu w wodzie - wydęła wargi, ciskając ciemnymi ślepiami, mentalne iskry w stronę winowajcy.  Ale ścigający go wzrok znowu natrafił n a własną rękę, kurczowo uczepioną gładkiego materiału.
Powtórzona prośba i uniesione do góry, męskie dłonie, poraziły ją niemal. Czy była bezczelna? Bezwstydna? - Może powinieneś! Ty... - i chociaż słowa miały zabrzmieć wyzywająco, niemal czuła jak zdradziecki szkarłat wypływa na jej lica, a dłoń odskakuje w końcu, jak oparzona. Cofnęła się o krok, wciąż z jedną stopą bosą i w ręku trzymając smutny zwitek wilgotnego pergaminu. Prychnęła i ze zrezygnowanym westchnieniem, obróciła się, rozchlapując teatralnie wodę, by już mniej nieporadnie, usiąść na krawędzi fontanny. Z klejącą się do ciała sukienką, nie miała zamiaru więcej pojawić się na balu. A zgubiony pantofelek nurkował w sadzawce. Prawie jak w bajce. Prawie.

@Yōzei-Genji Noriaki
Ejiri Carei
Yōzei-Genji Noriaki

Nie 20 Lis - 22:20
- A jednak troszkę to Pani robi - opisałem rzeczywistość, nie wiedzieć czemu, z lekkim rozbawieniem. Może to przez ten alkohol, może przez lekki absurd sytuacji. Nie wiem. Uniosłem lekko brwi wyżej, kiedy sam szukałem odpowiedniej podpory w śliskim dnie fontanny. Starałem się być uległy by zapewnić ją w tym, że nie jest moim celem utrudnianie jej życia. Chciałem względnie polubownie zakończyć to nieporozumienie - Spokojnie, rozumiem. W takim razie pozwoli, że Pani pomogę... - uniesione ręce zmieniły orientację na poziomą - tak, by mogła znaleźć w nich oparcie - Tym razem nie pociągnę pani w dół. To było nieodpowiednie z mojej strony, bardzo Panią przepraszam... - Tłumaczyłem się chociaż wątpiłem by słowa jakkolwiek mogły tu pomóc.
Kiedy usiadła na krawędzi fontanny w ciszy spojrzałem na jej mizerny obraz. Zacząłem mieć wyrzuty sumienia. W końcu jeszcze chwilę temu chełpiłem się losem jaki na nią sprowadziłem, a teraz miałem ochotę co najmniej zapaść się pod wodę. Właśnie - spoglądając na jej tafle dostrzegłem przemoczony obcas. Wyłowiłem go. Przeszedłem potem przez niski murek łapiąc równowagę w kolejnej chwili już na suchym chodniku - Naprawdę mi przykro... Czy jest Pani tutaj z kimś? Mogę pójść po te osobę i przy okazji zorganizować Pani ręcznik. Jeżeli w tej sytuacji chciałaby Pani wrócić do domu to zamówię i opłacę taksówkę. Naturalnie rzeczy może dać Pani do pralni i wysłać mi rachunek do opłacenia - przeżywałem w tym momencie niemały zjazd emocjonalny nie do końca wiedząc, jak mógłbym wynagrodzić jej całą sytuację, czego by oczekiwała. Mówiąc zsunąłem z głowy perukę, która naciągnięta wodą po prostu ciążyła. Przełożyłem ją przez murek otaczający fontannę. Palcami zaczesałem włosy do tyłu, a potem ciągle trzymając obcas przyklęknąłem proponując, że pomogę wsunąć jej na stopę - Proszę, pomogę Pani.. - podniosłem spojrzenie na nią by zachęcić do współpracy. Zwróciłem uwagę na to, jak mokra sukienka skrzętnie przylegała do skóry sprawiając, że kreacja wydawała się wyjątkowo dopasowana, a momentami nieco prześwitująca. Nie powinna naciągać materiału, jeżeli nie było to konieczne... Chrząknąłem upominająco, kiedy złapałem się na tym, że jeszcze chwila i moje myśli mogły udać się w złym kierunku. Zainteresowałem się chodnikiem z zamiarem utemperowania swojego nastroju
Yōzei-Genji Noriaki
Ejiri Carei

Pon 21 Lis - 0:01
- Dobrze, robię, czy to coś zmienia w tej sytuacji? - nie musiała odpowiadać, a jednak wyglądało na to, że dziś przechodziła sama siebie w wyjątkowych spotkaniach i rozmowach. Nie pamiętała, kiedy w tak krótkim czasie i z taka intensywnością, poznawała kogoś nowego. Zakończenie wieczoru w fontannie, miało prawdopodobnie dziś szczycić się wysokim miejscem w hierarchii niecodzienności wydarzeń.
Nie oponowała nawet, gdy zaproponował pomoc. Chociaż sekundowe wahanie kazało jej zagryźć wargę na krótko, by ostatecznie uchwyciła się męskiego przedramienia, zaprzestając kołysania na boki. Szczególnie będąc bosa, czuła jak śliskie było podłoże, a obcas na drugim buciku, nie ułatwiał utrzymywania równowagi. Nim obróciła się w stronę krawędzi sadzawki, spojrzała jeszcze na mężczyznę. Przepraszał, ale nieprzyjemna iskra wciąż brzydko wierciła się w piersi i osiadała na języku - czy wobec Misaki, też byłoby nieodpowiednie? - zagaiła, spod półprzymkniętych powiek. Źrenice, celowała jednak dokładnie na tych, należących do mężczyzny. I tu - nie oczekiwała względnie odpowiedzi.
Czułą opadające na ramiona zmęczenie. Przez cały wieczór znosiła tak wiele różnych emocji, że czuła się niemal wypłukana. A chłód, wgryzał się przez wilgoć coraz wyraźniej. Objęła się jedną ręką, zatrzymując długie palce na bladym ramieniu, decydując się, by ściągnąć długie, koronkowe rękawiczki. Odłożyła na bok mokry szkicownik, słysząc za sobą chlupoczące kroki.
- Nie, jestem sama - nie próbowała kłamać, nie miała na to sił, nawet jeśli cichy głosik podpowiadał, że mówienie podobnych kwestii nieznajomemu, nie było rozsądne - Wolę wrócić. Nie będę tu udawała wodnej nimfy - zwróciła się uwagą do nieznajomego, z namaszczeniem ściągając najpierw jedną, potem drugą rękawiczkę. Zapauzowała gest - ...a komu miałabym przesłać rachunek? - z kim właściwie przyszło jej się zetrzeć? Być może nie była znawcą, ale materiał kostiumu nie mógł należeć do tanich. Wiedziała, jak brzmi jedwab.
Wyprostowała plecy, opierając obie dłonie za sobą. Przekrzywiła głowę, by móc mimo wszystko obserwować towarzysza, który najpierw ściągnął włochatą maskę, potem przeczesał czarne włosy. Było w tym widoku coś przyjemnie pociągającego. Scena, którą chętnie widziałaby na jednym ze swoich rysunków, chociaż miała świadomość, że nie był to jedyny powód. Uniosła kącik warg i drgnęła zaskoczona, gdy przed nią ukląkł - Nie Pani. Ejiri. Ejiri Carei - podsunęła nieco ciszej, w jakiś sposób urzeczona wykonanym przez mężczyznę gestem i ciemnookim spojrzeniem, w którym odnajdowała coś intrygującego. Wolno kiwnęła głową, sięgając dłonią w dół, podciągając nieco brzeg sukienki, który oplatał łydkę, tylko po to by ułatwić wsunięcie bucika na wciąż zroszoną kropelkami wody stopę. Umknął jej wzrok, który prześlizgnął się przez jej sylwetkę, nieświadoma, lokując własną uwagę niżej, na męskie dłonie. Westchnęła cicho, gdy dzieło zostało ukończone - Dziękuję - wargi uniosły się w łagodnym uśmiechu. Być może nie było jej wiele trzeba do zmiany humoru, a może, była wystarczająco zmęczona, by poddać się cieplejszym impulsom - Prawie wybaczone.

@Yōzei-Genji Noriaki
Ejiri Carei
Nakashima Yosuke

Sro 23 Lis - 20:57
 Irytowały go te soczewki. Nie wiedział, jak ktoś mógł lubić posiadanie ciała obcego na gałce ocznej, ale tęczówki miał zbyt charakterystyczne, żeby tak beztrosko pójść na bal bez pełniejszego kamuflażu. W końcu był tam incognito, a jednocześnie nadal poniekąd jakby służbowo. Bez broni, bo za dużo cywilów. Cóż, musiały mu wystarczyć pięści, a przypominające kości elementy na rękawiczkach nie były miękkie – odpowiednie do wzmocnienia potencjalnego ciosu.
 Zachowywał czujność. Wiedział, że wszędzie mogą czaić się yurei, a te były groźne dla każdego w otoczeniu, nie tylko dla niego. Pozbawiony oręża do walki z duchami, bez chociażby głupiego woreczka soli ochronnej czy koralików różańca pod ręką, czuł się jak przynęta wystawiona wygłodniałemu drapieżnikowi. Tym ważniejsze stawało się pilne obserwowanie jednego z najgłośniejszych wydarzeń jesieni. Nikt przecież by nie chciał zostać świadkiem masakry urządzonej przez którąś z tych bestii z zaświatów. Jak potem wytłumaczyć cywilom całe zajście? Efekty specjalne? Takie mocno poza kontrolą, jeśli krew litrami zalałaby parkiet.
 Musiał się przewietrzyć. Najlepiej było przyglądać się miejscom, w których zagęszczenie gości było mniejsze – ile yurei postanowi skorzystać z okazji i zapolować sobie na kontrakt, dzięki któremu będą mogły siać chaos i zniszczenie dłużej? Podpici ludzie mogli być świetnym celem, gdy nie do końca przytomni zawierali pakt z siłami nieczystymi, które to wyciągnęły swoje łapska po niewinnego obywatela.
 Zatrzymał się. Wzrok padł na mężczyznę niewiele niższego od niego. Zmrużył lekko oczy, jakby próbując sobie przypomnieć, skąd go pamiętał. Wspomnienie było ulotne, ciągle mu umykało, kiedy tylko pomyślał, że już odnalazł swoją upragnioną odpowiedź.
 – Czy nie jest pan aby… – zaczął, jakby w duchu licząc na to, że ten sam mu podpowie. A może się pomylił? Może to tylko ktoś wyjątkowo podobny do jakiegoś dawnego znajomego? Rozwiązanie było tak zamglone, że musiały to być jakieś dawne czasy. Badał spojrzeniem jego twarz, szukał cech charakterystycznych. Czegokolwiek, co dałoby mu cień wskazówki, jakiś okruszek, nitkę, która doprowadzi go do kłębka.

@Nakamura Kyou
Nakashima Yosuke
Nakamura Kyou

Sob 26 Lis - 20:09
Dawno nikt go nie rozpoznał - dawno nie był w tej sytuacji, żeby musiał się przed kimś tłumaczyć, kim dokładnie był i skąd się mogli znać. Może dlatego założył, że mężczyzna wcale nie mówił do niego? Może dlatego nawet nie zanotował, że nieznajomy kieruje się w jego stronę, jeszcze z jakąś dziwną niepewnością, a może i przestrachu?
Przesunął wzrok na ciemnowłosego, orientując się może po minucie lub dwóch, że ten coś prawdopodobnie do niego mówił. Rozejrzał się dookoła, jakby na czymś przystanął - albo czymś przeszkadzał.
- P-przepraszam! Coś się stało, nie wyłapałem do końca kwestii, którą pan poruszył... - od razu się zwrócił, jeszcze bardziej zmieszany faktem, że ktoś na niego spoglądał i wyraźnie czegoś oczekiwał... ale czego? Przesunięcia się? Może jeszcze czegoś innego?
Nie potrafił jednak dostrzec niczego dookoła, o co mógłby mężczyzna go prosić. Zawahał się znów, wracając do niego wzrokiem. Uśmiechnął się łagodnie, przyjaźnie - takim uśmiechem, jakim zawsze witał uczniów oraz rodziców; ludzie pojawiających się w szkole, przez ten krótki czas, podczas którego nauczał w szkole. Niewielkiej co prawda, ale nigdy nie narzekał. Sawa była niezwykle malownicza i piękna, czasem żałował że nie dostał więcej czasu w niej, również dostrzegając że jako nauczyciel z dużej metropolii, był czymś zupełnie nowym i innym dla młodych głów. Był w stanie zaszczepiać w ich umysłach idee nowe, ryzykowne i takie, o których nie zawsze pomyśleli - znał nieco inny świat, znał więcej opcji, ale przede wszystkim znał inne od tych, które były na wyciągnięcie ręki tutaj w wiosce. Może dlatego tak bardzo lubił od zawsze swoją pracę - zderzanie się z innymi osobami, z uczniami którzy pragnęli wiedzy, a niektórzy potrzebowali pomocy. Zawsze był zajęty, zawsze potrafił sobie znaleźć...
Nagle go jakby uderzyło podobieństwo do niektórych uczniów. Jakby podobne rysy twarzy, może nawet nieco głos mężczyzny wydał się mu znajomy? Nie potrafił dokładnie go umiejscowić - gdzieś jakby na granicy, jakby znaki nie do końca się składały w całość...
- Pan Nakashima! - zaraz powiedział nieco głośniej, jakby coś się zupełnie odblokowało, wciąż zapominając, że dla tego mężczyzny był martwy dziesięć lat. Morderstwo w wiosce, tak drastyczne, musiało być czymś, co nie obeszło się bez echa - szczególnie, że przecież był nauczycielem. Mnóstwo dorosłych i dzieci miało z nim do czynienia. - Jak się ma pańskie rodzeństwo? Dobrze zawsze sobie radzili w szkole, z ocenami. Mam nadzieję, że... - urwał na moment, czując w jednej chwili jak gula podchodzi do jego gardła; jak zaczyna się stresować, jak jeszcze bardziej blednie, a jego kolana zaczynają mięknąć, kiedy wbija się w niego nagła myśl.
Był martwy.
Wszyscy go widzą.
Ludzie mogą wiedzieć, że został zamordowany.
Zapomniał, nie pomyślał o tym - zupełnie zapomniał o fakcie, że przecież ludzie posiadali pamięć i potrafili składać fakty, ale też nie przypuszczał, aby dorośli zjawili się na podobnym balu - a dzieci bardzo mocno mu się znów przyglądały. Mógł być po prostu kimś podobnym do kogoś kiedyś miniętego na ulicy...
- Ah, żartuję, spokojnie spokojnie, słyszałem to już w zeszłym roku. Że jestem podobny... do takiego jednego. Przykra sprawa to była, z dziesięć lat temu, prawda? - rzucił w nerwowym chichocie, nie potrafiąc ukryć swojego stresu i przerażenia, że mógł się spalić i nastraszyć kogoś innego, że jest chodzącym trupem.
Co prawda trochę był, ale przecież nie tak specjalnie! Gdyby miał opcję to wolałby być żywy...

@Nakashima Yosuke


Dziedziniec VSPSQK5
Nakamura Kyou
Yōzei-Genji Noriaki

Sob 26 Lis - 22:11
Nic nie zmieniało, lecz narzekanie ze strony kobiety wydawało mi sie urocze. Znacząco mniej, gdy w kolejnej chwili odniosla się do Misaki. Uśmiechnąłem się jedynie wymuszenie nie wyjaśniając nic wiecej. Mogło to jedynie pograżyć mój wizerunek.
- W porządku. W takim wypadku zamówię więc Pani transport, tak jak zapowiedziałem. Czuję się zobowiązany - nie trzeba było raczej dopowiadać, dlaczego - Yōzei-Genji Noriaki, proszę Panią. Proszę się nie martwic, nie jest to pusta zapowiedź z mojej strony. Naturalnie podam Pani dane kontaktowe, jak tylko sytuacja do tego będzie...suchsza bardziej korzystna - wyjaśniłem myśląc, że chciała insynuować, że planowałem się wyślizgnąć z danego słowa. Tak nie było. Zawsze brałem odpowiedzialność za swoje ofiary.
Powoli dopasowałem pantofelek do stopy. Ostrożnie naciągnąłem go na piętę by w kolejnym kroku skontrolować cały zabieg. Nie było to wyzwaniem ale z przyjemnością przyjąłem jej wdzięczność. Prawie parsknąłem z rozbawienia, lecz w ostatniej chwili zdusiłem chęć dłonią tym samym pokazując jedynie rozciągnięty uśmiech częściowo skryty za palcami - A wiec już bliżej niż dalej, Pani Ejiri - podsumowałem, kiedy podnosiłem się do pionu. Jednocześnie zsunąłem z siebie wierzchnią warstwę kimona - Pani Ejiri, proszę, aby dostać się przed rezydencję będziemy musieli przejść przez salę główną. Będzie Pani w tym Haori bardziej komfortowo. Materiał jest mokry tylko w dolnej części więc nie powinien być niewygodny - zachęciłem, chcąc uniknąć w sytuacji w której zmusiłbym ją do przejścia w tym stanie przed innymi. Nie tylko byłem Japończykiem, ale też do tego miałem konserwatywne pochodzenie więc nie uważałam by było to w porządku. Sam miałem jeszcze na sobie dwie warstwy wewnętrznego kimona więc nie miałem z tym problemu. Nie były tak ozdobne jak zewnętrzna ale teraz nie to było priorytetem.

@EJIRI CAREI
Yōzei-Genji Noriaki
Sponsored content
marzec-kwiecień 2038 roku