Strona 1 z 2 • 1, 2
Las na terenach należących do rodziny Aikiryu
Powiedzieć, że wejście do tego lasu wywołuje ciarki na plecach to nic nie powiedzieć. Z natury człowiek o zdrowych zmysłach nie zapuściłby się w głębiny tego wiekowego zbioru powyginanych, starych drzew, jednak w noc Halloween droga jest oświetlona lampami w kształcie dyń i upiorów, dodając otuchy nawet największym chojrakom. Żwawy przemarsz sprawi, że w ciągu dziesięciu minut uczestnik jest w stanie przebyć trasę od bramy wjazdowej, gdzie zmuszony został, by porzucić pojazd, do samej rezydencji. Przecież co złego może się stać?
Wszystko zaczynało szumieć w głowie - może to był alkohol, może to było to wszystko co działo się podczas tego balu? Bójki, kłótnie, emocje które nie potrafiły się zatrzymać wśród wszystkich. Jak wiele duchów tutaj krążyło po tej rezydencji? W końcu wiedział, że nie był jedynym - potrzebował stanowczo odpocząć, wziąć głęboki oddech po tym wszystkim.
Może powinien również porozmawiać z Jirō? O tym, co się stało - powiedzieć mu wprost, dlaczego nie odzywał się tyle lat. Zapomniał zupełnie, że przecież był jedną z niewielu osób, na które ten mógł polegać w każdej sytuacji. Zawsze mu pomagał, może nawet wtedy kiedy nie powinien. I jakoś nie potrafił się na niego gniewać za nic, co rozbił czy popsuł, czy zniszczył, czy...
Nie powinien się mu zdradzać. Wiedział o tym, a jednak to zrobił...
Wychodząc i z ogrodów, przechodząc przez salę, rozglądał się ostrożnie po okolicy. Ranną rękę chował w rękawie, czując zapach krwi oraz ten uciążliwy, dziwny ból. Dziwny, tak inny od tego, który odczuwał na co dzień. Nie był tak pieczący, nie był tek tępy - było w nim nawet coś przyjemnego, w tym jaki był świeży. Czuł coś pierwszy raz od dziesięciu lat. Pierwszy raz - i prawdopodobnie ostatni na następny rok. Może powinien pojawić się tutaj ponownie za rok..? A może jednak nie był to najlepszy plan, widząc jak wiele sam namieszał w przeciągu kilku godzin. Nawet nie był pewny czy powinien szukać z powrotem Raji. Nie chciał przecież niepokoić innych gości swoją ręką - nikt nie musiał się tym przejmować. W końcu to wszystko zniknie, już jutro nie będzie miało znaczenia...
Rozejrzał się po lesie, chcąc odnaleźć drogę jak najdalej stąd. Powinien się wymknąć? A może...
Dostrzegł gdzieś kątem oka białą sylwetkę. Nie jasną, białą - jakby spanikowaną? Męski śmiech, obrzydliwie pijany. Obrzydliwie...
Nie mieszaj się odbiło mu się w głowie, kiedy znów podejmował kroki właśnie w stronę tego obrzydliwego i namolnego rechotu. A im bliżej znajdywał się tym bardziej czuł jak złość znów w nim się burzyła. Dokładnie tak samo, jak kiedy Jirō opowiadał o silniejszych - o tym, że powinno się im pomagać, nawet kiedy byli oprawcą. Skończony idiota! Niczego się od niego nie nauczył przez te wszystkie lata, kiedy mu pomagał?!
- Hej ty! - krzyknął, zirytowany, choć przecież wcale nie wyglądał ani na wiele wyższego, ani na straszniejszego od chłopaka, który skupiał swoją całą uwagę na postaci w bieli. Była przerażona? Spanikowana? Chciała stąd uciec?
J a k mógłby stąd odejść? Nie mieszać się, nie zwracać uwagi i nie angażować? Jak inni mogli mieć tak ogromne pokłady niewrażliwości i niechęci w stosunku do innych? Cieszyła ich cudza krzywda? Ta ludzka, ta niewinna? Ta, która...
- No już już, przecież tylko się bawimy. Nie interesuj się Muszkieter - usłyszał głos. Zmarszczył brwi, przyglądając się po chwili mężczyźnie nieco lepiej. Znał go? Tak, znał... kojarzył... młody chłopak, i tutejszy. Słyszał to jak młodzi mówili, jak zaciągali.
Przyjrzał się mu ostrożnie, uważnie. Ile mógł mieć wtedy lat? Dwanaście najwięcej... Wystarczyło... - Polazł szukać własnej paniusi... - dodał nieco agresywniej.
- A byłeś takim dobrym dzieckiem. Tutaj do szkoły chodziłeś w Sawie, prawda? Satō jeśli dobrze pamiętam? - rzucił pewnie, odchrząkając, na co chłopak na moment się zmieszał jakby nie rozumiejąc o czym mężczyzna mówił.
- Razem z Shimizu i Yoshidą, prawda? - kontynuował, a młodziak wyraźnie pobladł, wcale nie będąc już tak chętnym do zaczepek.
- S.. Skąd... - zaczął, ale Nakamura jak przystało na nauczyciela, którym zawsze chciał być jak najlepszym, nie dał mu wcale dokończyć.
Był zły, gotowało się w nim.
- Sakamoto, pamiętam ze również i ona skarżyła się na wasze zaczepki? Mimo wzywania rodziców do szkoły... Panie Satō, duchy nie zapominają. Dzisiaj granica między martwymi i żywymi jest cienka, a ja nie pozwolę, aby ponownie pan zachowywał się w taki sposób względem kolejnej niewinnej ofiary... - kontynuował, a chłopak wycofał się nieco o krok, bełkocząc coś bliżej niezrozumiałego.
Kiedy Kyou uczynił kolejny krok w jego stronę, ten rzucił się do ucieczki. Zawahał się na moment, po tym odwracając się w stronę duszyczki, która jeszcze chwilę wcześnie była zagrożona. Kulturalnie ukłonił się w jej stronę, choć nie głęboko.
- Przepraszam za wtrącenie... - powiedział, siląc się aby opanować swoje wzburzenie, które dopiero co w nim siedziało. Nie chciał jej wystraszyć - nie chciał niepotrzebnie się do niej zbliżać, kiedy jeszcze chwilę wcześniej ktoś robił to zupełnie wbrew jej woli. Wyglądała na przerażoną, na kogoś kto potrzebował pomocy - i choć chciał z całych sił właśnie jej pomóc, wiedział że nie mógł działać pochopnie.
- Potrzebujesz asysty? Na samym balu może być bezpieczniej, a jeśli chcesz wrócić tak późno do domu, proszę, pozwól mi się eskortować do najbliższej taksówki... - zwrócił się do niej łagodnie, zaraz posyłając jej łagodny uśmiech. Dzisiejszej nocy nie było śladów na jego ciele po ranach kłutych, które były przyczyną jego śmierci - wyglądał zwyczajnie.
@Ejiri Carei
Może powinien również porozmawiać z Jirō? O tym, co się stało - powiedzieć mu wprost, dlaczego nie odzywał się tyle lat. Zapomniał zupełnie, że przecież był jedną z niewielu osób, na które ten mógł polegać w każdej sytuacji. Zawsze mu pomagał, może nawet wtedy kiedy nie powinien. I jakoś nie potrafił się na niego gniewać za nic, co rozbił czy popsuł, czy zniszczył, czy...
Nie powinien się mu zdradzać. Wiedział o tym, a jednak to zrobił...
Wychodząc i z ogrodów, przechodząc przez salę, rozglądał się ostrożnie po okolicy. Ranną rękę chował w rękawie, czując zapach krwi oraz ten uciążliwy, dziwny ból. Dziwny, tak inny od tego, który odczuwał na co dzień. Nie był tak pieczący, nie był tek tępy - było w nim nawet coś przyjemnego, w tym jaki był świeży. Czuł coś pierwszy raz od dziesięciu lat. Pierwszy raz - i prawdopodobnie ostatni na następny rok. Może powinien pojawić się tutaj ponownie za rok..? A może jednak nie był to najlepszy plan, widząc jak wiele sam namieszał w przeciągu kilku godzin. Nawet nie był pewny czy powinien szukać z powrotem Raji. Nie chciał przecież niepokoić innych gości swoją ręką - nikt nie musiał się tym przejmować. W końcu to wszystko zniknie, już jutro nie będzie miało znaczenia...
Rozejrzał się po lesie, chcąc odnaleźć drogę jak najdalej stąd. Powinien się wymknąć? A może...
Dostrzegł gdzieś kątem oka białą sylwetkę. Nie jasną, białą - jakby spanikowaną? Męski śmiech, obrzydliwie pijany. Obrzydliwie...
Nie mieszaj się odbiło mu się w głowie, kiedy znów podejmował kroki właśnie w stronę tego obrzydliwego i namolnego rechotu. A im bliżej znajdywał się tym bardziej czuł jak złość znów w nim się burzyła. Dokładnie tak samo, jak kiedy Jirō opowiadał o silniejszych - o tym, że powinno się im pomagać, nawet kiedy byli oprawcą. Skończony idiota! Niczego się od niego nie nauczył przez te wszystkie lata, kiedy mu pomagał?!
- Hej ty! - krzyknął, zirytowany, choć przecież wcale nie wyglądał ani na wiele wyższego, ani na straszniejszego od chłopaka, który skupiał swoją całą uwagę na postaci w bieli. Była przerażona? Spanikowana? Chciała stąd uciec?
J a k mógłby stąd odejść? Nie mieszać się, nie zwracać uwagi i nie angażować? Jak inni mogli mieć tak ogromne pokłady niewrażliwości i niechęci w stosunku do innych? Cieszyła ich cudza krzywda? Ta ludzka, ta niewinna? Ta, która...
- No już już, przecież tylko się bawimy. Nie interesuj się Muszkieter - usłyszał głos. Zmarszczył brwi, przyglądając się po chwili mężczyźnie nieco lepiej. Znał go? Tak, znał... kojarzył... młody chłopak, i tutejszy. Słyszał to jak młodzi mówili, jak zaciągali.
Przyjrzał się mu ostrożnie, uważnie. Ile mógł mieć wtedy lat? Dwanaście najwięcej... Wystarczyło... - Polazł szukać własnej paniusi... - dodał nieco agresywniej.
- A byłeś takim dobrym dzieckiem. Tutaj do szkoły chodziłeś w Sawie, prawda? Satō jeśli dobrze pamiętam? - rzucił pewnie, odchrząkając, na co chłopak na moment się zmieszał jakby nie rozumiejąc o czym mężczyzna mówił.
- Razem z Shimizu i Yoshidą, prawda? - kontynuował, a młodziak wyraźnie pobladł, wcale nie będąc już tak chętnym do zaczepek.
- S.. Skąd... - zaczął, ale Nakamura jak przystało na nauczyciela, którym zawsze chciał być jak najlepszym, nie dał mu wcale dokończyć.
Był zły, gotowało się w nim.
- Sakamoto, pamiętam ze również i ona skarżyła się na wasze zaczepki? Mimo wzywania rodziców do szkoły... Panie Satō, duchy nie zapominają. Dzisiaj granica między martwymi i żywymi jest cienka, a ja nie pozwolę, aby ponownie pan zachowywał się w taki sposób względem kolejnej niewinnej ofiary... - kontynuował, a chłopak wycofał się nieco o krok, bełkocząc coś bliżej niezrozumiałego.
Kiedy Kyou uczynił kolejny krok w jego stronę, ten rzucił się do ucieczki. Zawahał się na moment, po tym odwracając się w stronę duszyczki, która jeszcze chwilę wcześnie była zagrożona. Kulturalnie ukłonił się w jej stronę, choć nie głęboko.
- Przepraszam za wtrącenie... - powiedział, siląc się aby opanować swoje wzburzenie, które dopiero co w nim siedziało. Nie chciał jej wystraszyć - nie chciał niepotrzebnie się do niej zbliżać, kiedy jeszcze chwilę wcześniej ktoś robił to zupełnie wbrew jej woli. Wyglądała na przerażoną, na kogoś kto potrzebował pomocy - i choć chciał z całych sił właśnie jej pomóc, wiedział że nie mógł działać pochopnie.
- Potrzebujesz asysty? Na samym balu może być bezpieczniej, a jeśli chcesz wrócić tak późno do domu, proszę, pozwól mi się eskortować do najbliższej taksówki... - zwrócił się do niej łagodnie, zaraz posyłając jej łagodny uśmiech. Dzisiejszej nocy nie było śladów na jego ciele po ranach kłutych, które były przyczyną jego śmierci - wyglądał zwyczajnie.
@Ejiri Carei
Ejiri Carei ubóstwia ten post.
Tik tok. Szum przesuwanej wskazówki na zegarze dźwięczał jej w uszach zupełnie tak jakby był prawdziwy. A przecież nie miała nic na nadgarstku. Nie widziała też żadnego, wielkiego, angielskiego "Big Bena", który grzmiał w oddali, wyliczając zebranym czas. To nic. Noc była przecież wyjątkowa. Widziała wyraźniej to co niewidoczne, rozmazane, senne. I być może dlatego, pochłonięta konkluzją i feerią kolorów, które dominowały dzisiejszego wieczoru w rezydencji, niewystarczająco szybko zarejestrowała rozrywkowo rozbudzoną obecność niedaleko siebie. Towarzyszka, z którą pojawiła się na imprezie, zdążyła szybko znaleźć sobie doborowe towarzystwo. Nie miała jej za złe. Może odrobinę. I bardziej faktu, że wystarczyło szczerze wyjaśnić, że miała ochotę na tę bardziej pijaną stronę wieczoru.
Odetchnęła wolno, uspokajając niespokojny rytm serca. Poprawiła poszarpany brzeg białej rękawiczki. Malowane zabrudzenie na stroju i dopasowana w równie brudnej bieli sukienka, całkiem zjawiskowo podkreślała duchowość kreowanej sylwetki ducha. A może upiora? Muśnięte czerwienią wargi, głębokie cienie pod oczami i cieniutkie, malowane własnoręcznie, czarne linie pęknięć, czy też cieniutkich żył, dopełniały efektu. Krucze w swej barwie, długie włosy pozostawiała rozpuszczone, nie bez powodu. Nie przypominała już ślicznej lalki. A jedną z mitycznych istot. Tak przynajmniej myślała. Do czasu, gdy na talii poczuła czyjś dotyk.
To chłód jako pierwszy, jak elektryczny impuls, zatańczył w miejscu, gdzie męska dłoń zetknęła się z materią. Zamarła na trzy uderzenia serca, by odwrócić ciemne spojrzenie w stronę obcego. Chłopak błyszczał szerokim uśmiechem i nie tak świeżym oddechem alkoholu. Tanie maźnięcia na twarzy i odsunięta maska, nie robiły wrażenia i być może, w głowie artystki zrodziłby się pomysł na rysunek. ALE. Nie w zaistniałych warunkach, gdzie kolory przybrały barwę przeraźliwego chłodu.
I chociaż w jej głowie wszystko trwało wieczność, jak oparzona, odsunęła się, zrywając kontakt - Oho, jaka wrażliwa - śmiech drugiego z mężczyzn, który jak ściana pojawił się za jej plecami, nie wróżył spokojności - Chcemy się tylko dobrze zabawić, a tak samotnie nie wypada - obrót i krok w tył - Wypada, kiedy sobie tego życzę - fuknęła, niemal jak rozjuszona kotka, nie zostawiając miejsca na pomyłkę, że jest kruchą, naiwną dziewczynką. Nawet, jeśli przerażenie wiło się pod skórą, jak zdradziecka trucizna. A serce łomotało tak głośno, że zbierało jej się na mdłości. Głos jednak nie zadrżał, a w oczach błysnęło coś gniewnego. Nie potrafiła walczyć, a mimo to gotowa była choćby wydrapać mu oczy. W gruncie rzeczy, być może nikt nawet nie zauważyłby jęczącego jegomościa z wiszącą luźno gałką oczną. Dziś widziała już podobne przebrania.
Zanim ciężka dłoń uniosła się jednak, a zarumienione alkoholem poliki nie pociemniały, rozległ się nowy głos, skutecznie odwracający uwagę wszystkich. Także jej. Jedyny głos, który przebił się przez szum głosów, jedyny, który widział ją. I chociaż bardzo pilnowała reakcji swego ciała, czuła jak pod powiekami cisną się piekące łzy. Nie dała im drogi ucieczki, wypuszczając za to skumulowane zbyt długo w płucach - powietrze.
Poczuła się jak tonący, który właśnie wynurzył się ponad ciemna taflę wody, w końcu mogą zaczerpnąć zbawczego oddechu. I chociaż na język cisnęły się mniej lub bardziej uszczypliwe słowa, pozwoliła, by to nieznajomy dokończył dzieła. Z nieukrywanym skupieniem obserwowała umykających oprawców. Inaczej nie umiała ich nazwać. Nachalność nigdy nie tańczyła dobrze z alkoholem - Nie wiedziałam, że za udzieloną pomoc należy przepraszać - przechyliła głowę na bok, pozwalając by czarna pasma zsunęły się na ramię. Kołatanie serca w końcu zwolniło rytm, dając upust drżeniu. Paliło ją spojrzenie i duszona gniewnie emocja, a w ten nienamacalny sposób, podobną, czuła odbitą niby w lustrze w nieznajomym. Nie, nie mogła mu zaufać. Nie od razu. Nie po słowach (sugestiach) jakie wypowiedział. A mimo to kiełkujące wrażenie bezpieczeństwa, przykleiło się do niej jak mantra - Nie chcę jeszcze wracać odezwała się w końcu - I nie jestem ofiarą - chciała dodać, ale słowa ciążyły, bolały, piekły, rozrastając się to zaciskajacej krtań guli. I naparwdę, za dużo było tu rzeczy, które widzieć chciała. Zbyt wiele, których rozumienia się wciąż uczyła - jeśli ci nie przeszkadza, wolałabym wrócić na bal, panie...? - dodała, tym razem prostując się, w zamiarze postawienia kroku. Ale raz - że prawdopodobnie pech postanowił sobie z niej zadrwić, dwa - nie zauważyła, ze uciekający młodzieńcy, zgubili lub wyrzucili puszkę. A to - groziło upadkiem. Nie tak zgrabnie i wdzięcznie, jak chciałaby być widziana, potknęła się, przystępując dodatkowo, brzeg tak ślicznie poszarpanej sukni. By nie upaść całkowicie, wsparła się na kolanie, rozcapierzając drobna dłoń i szurnięciem podtrzymując o ziemię. Znowu na tyle niefortunnie, by poczuć ukłucie na palcu, które rozcięła. Zamrugała i z automatu, nim się podniosła - lub została podniesiona, wsunęła opuszek do ust. Metaliczny posmak krwi szybko rozszedł się na języku - Zazwyczaj nie jestem taką niezdarą - wydęła wargi, gdy w końcu znalazła się w pionie.
*psikus
@Nakamura Kyou
Odetchnęła wolno, uspokajając niespokojny rytm serca. Poprawiła poszarpany brzeg białej rękawiczki. Malowane zabrudzenie na stroju i dopasowana w równie brudnej bieli sukienka, całkiem zjawiskowo podkreślała duchowość kreowanej sylwetki ducha. A może upiora? Muśnięte czerwienią wargi, głębokie cienie pod oczami i cieniutkie, malowane własnoręcznie, czarne linie pęknięć, czy też cieniutkich żył, dopełniały efektu. Krucze w swej barwie, długie włosy pozostawiała rozpuszczone, nie bez powodu. Nie przypominała już ślicznej lalki. A jedną z mitycznych istot. Tak przynajmniej myślała. Do czasu, gdy na talii poczuła czyjś dotyk.
To chłód jako pierwszy, jak elektryczny impuls, zatańczył w miejscu, gdzie męska dłoń zetknęła się z materią. Zamarła na trzy uderzenia serca, by odwrócić ciemne spojrzenie w stronę obcego. Chłopak błyszczał szerokim uśmiechem i nie tak świeżym oddechem alkoholu. Tanie maźnięcia na twarzy i odsunięta maska, nie robiły wrażenia i być może, w głowie artystki zrodziłby się pomysł na rysunek. ALE. Nie w zaistniałych warunkach, gdzie kolory przybrały barwę przeraźliwego chłodu.
I chociaż w jej głowie wszystko trwało wieczność, jak oparzona, odsunęła się, zrywając kontakt - Oho, jaka wrażliwa - śmiech drugiego z mężczyzn, który jak ściana pojawił się za jej plecami, nie wróżył spokojności - Chcemy się tylko dobrze zabawić, a tak samotnie nie wypada - obrót i krok w tył - Wypada, kiedy sobie tego życzę - fuknęła, niemal jak rozjuszona kotka, nie zostawiając miejsca na pomyłkę, że jest kruchą, naiwną dziewczynką. Nawet, jeśli przerażenie wiło się pod skórą, jak zdradziecka trucizna. A serce łomotało tak głośno, że zbierało jej się na mdłości. Głos jednak nie zadrżał, a w oczach błysnęło coś gniewnego. Nie potrafiła walczyć, a mimo to gotowa była choćby wydrapać mu oczy. W gruncie rzeczy, być może nikt nawet nie zauważyłby jęczącego jegomościa z wiszącą luźno gałką oczną. Dziś widziała już podobne przebrania.
Zanim ciężka dłoń uniosła się jednak, a zarumienione alkoholem poliki nie pociemniały, rozległ się nowy głos, skutecznie odwracający uwagę wszystkich. Także jej. Jedyny głos, który przebił się przez szum głosów, jedyny, który widział ją. I chociaż bardzo pilnowała reakcji swego ciała, czuła jak pod powiekami cisną się piekące łzy. Nie dała im drogi ucieczki, wypuszczając za to skumulowane zbyt długo w płucach - powietrze.
Poczuła się jak tonący, który właśnie wynurzył się ponad ciemna taflę wody, w końcu mogą zaczerpnąć zbawczego oddechu. I chociaż na język cisnęły się mniej lub bardziej uszczypliwe słowa, pozwoliła, by to nieznajomy dokończył dzieła. Z nieukrywanym skupieniem obserwowała umykających oprawców. Inaczej nie umiała ich nazwać. Nachalność nigdy nie tańczyła dobrze z alkoholem - Nie wiedziałam, że za udzieloną pomoc należy przepraszać - przechyliła głowę na bok, pozwalając by czarna pasma zsunęły się na ramię. Kołatanie serca w końcu zwolniło rytm, dając upust drżeniu. Paliło ją spojrzenie i duszona gniewnie emocja, a w ten nienamacalny sposób, podobną, czuła odbitą niby w lustrze w nieznajomym. Nie, nie mogła mu zaufać. Nie od razu. Nie po słowach (sugestiach) jakie wypowiedział. A mimo to kiełkujące wrażenie bezpieczeństwa, przykleiło się do niej jak mantra - Nie chcę jeszcze wracać odezwała się w końcu - I nie jestem ofiarą - chciała dodać, ale słowa ciążyły, bolały, piekły, rozrastając się to zaciskajacej krtań guli. I naparwdę, za dużo było tu rzeczy, które widzieć chciała. Zbyt wiele, których rozumienia się wciąż uczyła - jeśli ci nie przeszkadza, wolałabym wrócić na bal, panie...? - dodała, tym razem prostując się, w zamiarze postawienia kroku. Ale raz - że prawdopodobnie pech postanowił sobie z niej zadrwić, dwa - nie zauważyła, ze uciekający młodzieńcy, zgubili lub wyrzucili puszkę. A to - groziło upadkiem. Nie tak zgrabnie i wdzięcznie, jak chciałaby być widziana, potknęła się, przystępując dodatkowo, brzeg tak ślicznie poszarpanej sukni. By nie upaść całkowicie, wsparła się na kolanie, rozcapierzając drobna dłoń i szurnięciem podtrzymując o ziemię. Znowu na tyle niefortunnie, by poczuć ukłucie na palcu, które rozcięła. Zamrugała i z automatu, nim się podniosła - lub została podniesiona, wsunęła opuszek do ust. Metaliczny posmak krwi szybko rozszedł się na języku - Zazwyczaj nie jestem taką niezdarą - wydęła wargi, gdy w końcu znalazła się w pionie.
*psikus
@Nakamura Kyou
Może to był nawyk wyuczony przed dziesięcioma laty? Może... właśnie, czym dokładnie to było? Poczucie, kiedy wiedział że robił dobrze, a jednocześnie spodziewał się niepochlebnych słów czy spojrzeń skierowanych w swoją stronę za zwykłą rzecz jak to, że próbował coś zdziałać. Nie powinien się wtrącać, nie powinien reagować - udawać, że nic nie widzi. To przecież było wygodniejsze niż podejmowanie jakiegokolwiek działania. Było łatwiejsze...
- Niektórzy oczekują przeprosin za wtrącanie się - odpowiedział spokojnie, uśmiechając się do niej nieco zakłopotany. No tak, właście przeprosił ją za udzieloną pomoc - chociaż wyraźnie jej potrzebowała w tym momencie, skoro nie naskoczyła na niego. W końcu nie zawsze ci, którzy jej ptorzebowali, przyjmowali ją z łatwością. Czasem trzeba było odpowiednio do kogoś podejść, nakłonić go do przyjęcia wyciągniętej ręki. Ale z drugiej strony, kto miał prawo mówić drugiej osobie, czego ona w życiu potrzebowała? Gdzie ta cienka granica się zacierała? Był pewny, że wielokrotnie ją przekraczał, chcąc wręcz przedobrzyć - był pewny, że nie raz i nie dwa działał drugiej osobie na nerwy swoim spokojem, może optymizmem, a może samym faktem, że chciał dobrze...
Spojrzał na nią nieco zaskoczony, kiedy ta stwierdziła, że chciałaby wrócić na bal. Cóż, może sam powinien? Chociaż odezwać się do Raji, jeszcze zanim opuściłby to miejsce? Nie powinien znikać bez śladu, szczególnie jeśli zaprosił ją na ten bal w ramach przeprosin.
- Nakamura - odpowiedział, wyciągając dłoń do niej, tę która nie znajdywała się jeszcze chwilę chwil temu w paszczy innego jegomościa. Tę chował w rękawie. Nie było potrzeby się o nią martwić, za kilka godzin wszystko zniknie, a on znów będzie...
Nie będzie go. Znów go nie będzie. A jednak i tak uśmiechnął się do dopiero co odratowanej z opałów panny.- Więc możemy wrócić na bal i zadbam o to, aby nikt ponownie w trakcie tej drogi cię nie zaczepił. Jeśli wolisz zachować dystans, zrozumiem - zapewnił ją, chociaż oferta dłoni była wciąż do niej wyciągnięta.
Obserwując jednak ten upadek, dość prędko znalazł się obok. Przez jego myśli od razu przebiegło podejrzenie o tym, że mogła paść ofiarą dosypania czegoś do napoju przez wcześniejszych jegomości - a może to była reakcja na stres? Rzeczywiście podłoże w lesie było wyboiste i nie było wcale innych powodów, dla których ta by się miała przewrócić? Może pierwsze myśli były zbyt na wyrost? Młodzieńcy jednak nie wyglądali na kogoś, kto planował z wyprzedzeniem swoje akcje. Może dlatego porzucił te podejrzenia? Chociaż na podobnych przyjęciach i imprezach mogło do tego dojść. Może nie powinien zostawiać jej samej? Wydawała się być bardziej podatna na takie ataki, na chęć wyrządzenia jej krzywdy...
W przeciwieństwie do Raji. Miał wrażenie, że nie tylko kobieta świetnie mogła dać sobie radę samej, ale w towarzystwie jej znajomych, których pozostała, nie mógłby podejrzewać, aby cokolwiek się jej stało.
Z drugiej strony, ostatni raz kiedy był na sali, panowała tam ogromna zawierucha i kłótnie... jak to wszystko wyglądało teraz? Może było jeszcze bardziej niebezpiecznie?
- Nie ma niczego złego w byciu niezdarą, wypadki się zdarzają - zapewnił, pomagając podnieść się jej z kolan. Uśmiechnął się do niej łagodnie, czekając żeby ta odzyskała równowagę i upewniła, że na pewno kolana czy jej kostki zbytnio nie bolą. W końcu wtedy zamiast na bal, wypadałoby znaleźć kogoś kto udzieliłby jej pierwszej pomocy...
- Wszystko w porządku? Żadnych zadrapań, żadnej krzywdy? Możemy iść nieco ostrożniej... - zaproponował chociaż już kodował w pamięci, aby stanowczo ominąć ogród, w którym nie mógł być pewny czy wciąż nie znajdywał się mężczyzna próbując...
... właściwie co próbujący? Nie chciał nawet o tym myśleć, nazywać dokładnie. Chciał go zjeść..? Sama myśl była dla niego abstrakcyjna i niezrozumiała, ale przecież wiedział, że to miało miejsce - sytuacja, której ani nie rozumiał, ani nie chciał zrozumieć.
- Przyjechałaś tutaj sama? Możemy pomóc ci znaleźć twoje towarzystwo - zaproponował jej, upewniwszy się pierw, że dziewczynie po upadku nic nie doskwierało bardziej. - Oczywiście nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz... - dodał po chwili, nie chcąc osaczyć nieznajomej i zmusić jej do odpowiedzi na to, czy posiadała na balu towarzystwo. W końcu sam z łatwością mógłby wykorzystać ten fakt, gdyby chciał - a nie na tym mu zależało.
@Ejiri Carei
- Niektórzy oczekują przeprosin za wtrącanie się - odpowiedział spokojnie, uśmiechając się do niej nieco zakłopotany. No tak, właście przeprosił ją za udzieloną pomoc - chociaż wyraźnie jej potrzebowała w tym momencie, skoro nie naskoczyła na niego. W końcu nie zawsze ci, którzy jej ptorzebowali, przyjmowali ją z łatwością. Czasem trzeba było odpowiednio do kogoś podejść, nakłonić go do przyjęcia wyciągniętej ręki. Ale z drugiej strony, kto miał prawo mówić drugiej osobie, czego ona w życiu potrzebowała? Gdzie ta cienka granica się zacierała? Był pewny, że wielokrotnie ją przekraczał, chcąc wręcz przedobrzyć - był pewny, że nie raz i nie dwa działał drugiej osobie na nerwy swoim spokojem, może optymizmem, a może samym faktem, że chciał dobrze...
Spojrzał na nią nieco zaskoczony, kiedy ta stwierdziła, że chciałaby wrócić na bal. Cóż, może sam powinien? Chociaż odezwać się do Raji, jeszcze zanim opuściłby to miejsce? Nie powinien znikać bez śladu, szczególnie jeśli zaprosił ją na ten bal w ramach przeprosin.
- Nakamura - odpowiedział, wyciągając dłoń do niej, tę która nie znajdywała się jeszcze chwilę chwil temu w paszczy innego jegomościa. Tę chował w rękawie. Nie było potrzeby się o nią martwić, za kilka godzin wszystko zniknie, a on znów będzie...
Nie będzie go. Znów go nie będzie. A jednak i tak uśmiechnął się do dopiero co odratowanej z opałów panny.- Więc możemy wrócić na bal i zadbam o to, aby nikt ponownie w trakcie tej drogi cię nie zaczepił. Jeśli wolisz zachować dystans, zrozumiem - zapewnił ją, chociaż oferta dłoni była wciąż do niej wyciągnięta.
Obserwując jednak ten upadek, dość prędko znalazł się obok. Przez jego myśli od razu przebiegło podejrzenie o tym, że mogła paść ofiarą dosypania czegoś do napoju przez wcześniejszych jegomości - a może to była reakcja na stres? Rzeczywiście podłoże w lesie było wyboiste i nie było wcale innych powodów, dla których ta by się miała przewrócić? Może pierwsze myśli były zbyt na wyrost? Młodzieńcy jednak nie wyglądali na kogoś, kto planował z wyprzedzeniem swoje akcje. Może dlatego porzucił te podejrzenia? Chociaż na podobnych przyjęciach i imprezach mogło do tego dojść. Może nie powinien zostawiać jej samej? Wydawała się być bardziej podatna na takie ataki, na chęć wyrządzenia jej krzywdy...
W przeciwieństwie do Raji. Miał wrażenie, że nie tylko kobieta świetnie mogła dać sobie radę samej, ale w towarzystwie jej znajomych, których pozostała, nie mógłby podejrzewać, aby cokolwiek się jej stało.
Z drugiej strony, ostatni raz kiedy był na sali, panowała tam ogromna zawierucha i kłótnie... jak to wszystko wyglądało teraz? Może było jeszcze bardziej niebezpiecznie?
- Nie ma niczego złego w byciu niezdarą, wypadki się zdarzają - zapewnił, pomagając podnieść się jej z kolan. Uśmiechnął się do niej łagodnie, czekając żeby ta odzyskała równowagę i upewniła, że na pewno kolana czy jej kostki zbytnio nie bolą. W końcu wtedy zamiast na bal, wypadałoby znaleźć kogoś kto udzieliłby jej pierwszej pomocy...
- Wszystko w porządku? Żadnych zadrapań, żadnej krzywdy? Możemy iść nieco ostrożniej... - zaproponował chociaż już kodował w pamięci, aby stanowczo ominąć ogród, w którym nie mógł być pewny czy wciąż nie znajdywał się mężczyzna próbując...
... właściwie co próbujący? Nie chciał nawet o tym myśleć, nazywać dokładnie. Chciał go zjeść..? Sama myśl była dla niego abstrakcyjna i niezrozumiała, ale przecież wiedział, że to miało miejsce - sytuacja, której ani nie rozumiał, ani nie chciał zrozumieć.
- Przyjechałaś tutaj sama? Możemy pomóc ci znaleźć twoje towarzystwo - zaproponował jej, upewniwszy się pierw, że dziewczynie po upadku nic nie doskwierało bardziej. - Oczywiście nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz... - dodał po chwili, nie chcąc osaczyć nieznajomej i zmusić jej do odpowiedzi na to, czy posiadała na balu towarzystwo. W końcu sam z łatwością mógłby wykorzystać ten fakt, gdyby chciał - a nie na tym mu zależało.
@Ejiri Carei
Skupiła spojrzenie uważaniej, chwytając w swoje źrenice te, należące do nieznajomego. Trochę tak, jakby szukała tam skrywanego fałszu. Mimo jednak prób, nic tego nie znajdowała.
- Cudze oczekiwania nie mają znaczenia - wypaliła, może nieco zbyt szybko. Wciąż czując w piersi nieprzyjemny ucisk - a jeśli tak, czy nie mogłabym oczekiwać przeprosin, za nieudzielenie pomocy? - iskra goryczy zakołysała się na słowach i zgasła szybko. Strach ustępował niepokojącej emocji gniewu. Wiedziała jednak, że to nie nieznajomy był jego przyczyną. Wręcz odwrotnie. Odbicie smutku w zmęczonych źrenicach, niepewność w głosie i poczucie roztaczanej, chociaż niewidzialnej tarczy. Zmarszczyła brwi w chwilowym zamyśleniu, nie mogąc jeszcze poskładać w całość napływających wrażeń. Bywała jednak uparta w dociekaniach. I nie tylko w dociekaniach. Nie lubiła zostawiać podejmowania decyzji innym. Tak jak banda pijanych studentów nie mogła zmusić jej do opuszczenia pierwszego od dawna wyjścia, spychając ją w rolę ofiary. Nienawidziła tego uczucia, paraliżującego, piekącego i brudnego.
- Ejiri - usta rozciągnęły się w szerokim, ciepłym już uśmiechu. Zupełnie, jakby odsłonięcie tożsamości miało przesunąć granicę nieufności, gdy nieznajomy się przedstawić. Oczywiście, że mógł skłamać. Ale jeśli to robił - nie umiała tego odkryć. Ale była spostrzegawcza. Gest zawahania, gdy wyciągnął dłoń mógł znaczyć wszystko. I nic. Wysunęła jednak rękę, delikatnie przyjmując uścisk. Mogła być nieufna, ale nie mogła być przewrażliwiona - Dziękuję - uśmiech zgasł, pozostawiając wargi we wrażeniu niepewności. Rzadko trzymała myśli wyłącznie dla siebie i mówiła to co myślała. I wymagała tego nie tylko kultura konwersacji, ale i jej artystyczny zmysł - gdybym chciała taki zachować, zrobiłabym to od razu. I pewnie już by mnie tu nie było - dodała lżej. Akurat wtedy, gdy rzeczywistość postanowiła - dosłownie- podstawić jej nogę. Bez gracji i wdzięku.
Bez większego już oporu, sięgnęła po pomocną dłoń, podnosząc się do właściwej pozycji. Na swego wybawcę i tak musiała patrzeć z dołu - wzrostu los pogardził jej znacząco - jest - wygięła usta na krótka chwilę. Wiedziała, ze każdy potrzebuje czasem pomocy. Niekiedy byli tacy co jej odmawiali, ale Cerei nienawidziła być zależną we wszystkim. Niezdarność sprawiała, że tej pomocy potrzebowało się nieustannie - Wystarczy mi wypadków - dodała jeszcze, tak cicho, że nie była pewna, czy ktokolwiek oprócz niej mógł to usłyszeć.
- Obtarte kolano, rozcięty palec i nieco nadszarpnięta duma - powaga z jaką wymieniła kolejne elementy mogły mylić - nic nad czym powinieneś się zastanawiać Panie Nakamura. Ale dziękuję za troskę - lekki uśmiech uniósł kąciki warg, ale pozwoliła sobie na bardziej uważną obserwacje twarzy już nie-nieznajomego - Moje towarzystwo woli bardziej rozrywkową publikę - spięła ramiona - ale jest potencjał, że znajdę tu znajomych z uczelni - przekrzywiła głowę, spoglądając wyżej - a pan jest kim...? - nie potrafiła określić wieku mężczyzny, chociaż wydawał się być starszy niż ona. Celowo, nie nawiązała do ostatniego stwierdzenia. Gdyby nie chciała mówić, po prostu by milczała - Mam jeszcze pytanie - zaczęła, gdy otrzepała brzegi sukienki, i tupnęła czarnym bucikiem na niewielkim obcasie - To co Pan mówił do tych... chłopców - coś na jej języku zabolało goryczą. I może nie zwróciła uwagi tego na samym początku, wciąż poruszona, z bijącym od niepokoju sercem, ale - mężczyzna mówił w taki sposób, że nie można było nie odnieść wrażenia, że mówił na wielu poziomach - naprawdę ich znałeś? - ruszała ścieżką w stronę błyskających w oddali świateł rezydencji i samego balu.
@Nakamura Kyou
- Cudze oczekiwania nie mają znaczenia - wypaliła, może nieco zbyt szybko. Wciąż czując w piersi nieprzyjemny ucisk - a jeśli tak, czy nie mogłabym oczekiwać przeprosin, za nieudzielenie pomocy? - iskra goryczy zakołysała się na słowach i zgasła szybko. Strach ustępował niepokojącej emocji gniewu. Wiedziała jednak, że to nie nieznajomy był jego przyczyną. Wręcz odwrotnie. Odbicie smutku w zmęczonych źrenicach, niepewność w głosie i poczucie roztaczanej, chociaż niewidzialnej tarczy. Zmarszczyła brwi w chwilowym zamyśleniu, nie mogąc jeszcze poskładać w całość napływających wrażeń. Bywała jednak uparta w dociekaniach. I nie tylko w dociekaniach. Nie lubiła zostawiać podejmowania decyzji innym. Tak jak banda pijanych studentów nie mogła zmusić jej do opuszczenia pierwszego od dawna wyjścia, spychając ją w rolę ofiary. Nienawidziła tego uczucia, paraliżującego, piekącego i brudnego.
- Ejiri - usta rozciągnęły się w szerokim, ciepłym już uśmiechu. Zupełnie, jakby odsłonięcie tożsamości miało przesunąć granicę nieufności, gdy nieznajomy się przedstawić. Oczywiście, że mógł skłamać. Ale jeśli to robił - nie umiała tego odkryć. Ale była spostrzegawcza. Gest zawahania, gdy wyciągnął dłoń mógł znaczyć wszystko. I nic. Wysunęła jednak rękę, delikatnie przyjmując uścisk. Mogła być nieufna, ale nie mogła być przewrażliwiona - Dziękuję - uśmiech zgasł, pozostawiając wargi we wrażeniu niepewności. Rzadko trzymała myśli wyłącznie dla siebie i mówiła to co myślała. I wymagała tego nie tylko kultura konwersacji, ale i jej artystyczny zmysł - gdybym chciała taki zachować, zrobiłabym to od razu. I pewnie już by mnie tu nie było - dodała lżej. Akurat wtedy, gdy rzeczywistość postanowiła - dosłownie- podstawić jej nogę. Bez gracji i wdzięku.
Bez większego już oporu, sięgnęła po pomocną dłoń, podnosząc się do właściwej pozycji. Na swego wybawcę i tak musiała patrzeć z dołu - wzrostu los pogardził jej znacząco - jest - wygięła usta na krótka chwilę. Wiedziała, ze każdy potrzebuje czasem pomocy. Niekiedy byli tacy co jej odmawiali, ale Cerei nienawidziła być zależną we wszystkim. Niezdarność sprawiała, że tej pomocy potrzebowało się nieustannie - Wystarczy mi wypadków - dodała jeszcze, tak cicho, że nie była pewna, czy ktokolwiek oprócz niej mógł to usłyszeć.
- Obtarte kolano, rozcięty palec i nieco nadszarpnięta duma - powaga z jaką wymieniła kolejne elementy mogły mylić - nic nad czym powinieneś się zastanawiać Panie Nakamura. Ale dziękuję za troskę - lekki uśmiech uniósł kąciki warg, ale pozwoliła sobie na bardziej uważną obserwacje twarzy już nie-nieznajomego - Moje towarzystwo woli bardziej rozrywkową publikę - spięła ramiona - ale jest potencjał, że znajdę tu znajomych z uczelni - przekrzywiła głowę, spoglądając wyżej - a pan jest kim...? - nie potrafiła określić wieku mężczyzny, chociaż wydawał się być starszy niż ona. Celowo, nie nawiązała do ostatniego stwierdzenia. Gdyby nie chciała mówić, po prostu by milczała - Mam jeszcze pytanie - zaczęła, gdy otrzepała brzegi sukienki, i tupnęła czarnym bucikiem na niewielkim obcasie - To co Pan mówił do tych... chłopców - coś na jej języku zabolało goryczą. I może nie zwróciła uwagi tego na samym początku, wciąż poruszona, z bijącym od niepokoju sercem, ale - mężczyzna mówił w taki sposób, że nie można było nie odnieść wrażenia, że mówił na wielu poziomach - naprawdę ich znałeś? - ruszała ścieżką w stronę błyskających w oddali świateł rezydencji i samego balu.
@Nakamura Kyou
Oczekiwanie przeprosin - nie, to nie to odczuwał. Żal, zawiść już prędzej, za to że nikt wtedy nie zwrócił uwagi i nie zatrzymał tego, co miało miejsce, a on nie mógł cofnąć czasu. Nikt go wtedy nie ukarał, ten mężczyzna wciąż był wolny...
- Masz rację oczekując przeprosin wtedy - odpowiedział zupełnie szczerze, zgadzając się że to powinno być równie silne potępiane co wtrącanie się w nie swoje sprawy. Wiedział i rozumiał, że prywatności nie można było przekraczać, ale nie zgadzał się z tym co niektórzy uznawali za prywatność.
Skinął jej delikatnie głową na podobne podziękowania. Chociaż jej słowa na moment go zastanowiły. Zgadzał się z nimi?
- Czasem niektóre obawy są zbyt paraliżujące, żeby podjąć się ucieczki - odpowiedział, zastanawiając się czy to samo nie spotkało go podczas tego balu. Niektóre sytuacje zdawały się być zbyt nierealne, aby brać je za prawdziwe zagrożenie. Może właśnie dlatego tak stronił od uciekania? W końcu nigdy nie był kimś, kto potrafi się doskonale obronić. Starał się, robił co mógł w tym zakresie, ale zwyczajnie nie był w stanie przeskoczyć niektórych barier, które sam sobie stawiał.
Nie był nachalny w jej stronę, nie starał zrobić się wszystkiego za nią. Może po prostu potrzebował na moment kogoś otoczyć opieką? Tym bardziej po wszystkim, co miało miejsce dzisiejszej nocy - po prostu nie myśleć o niczym, co mogło się więcej stać.
Musiał rano sprawdzić również Nanashi. Upewnić się, gdzie Jiro się zatrzymywał - w tym samym miejscu? Chociaż nawet jeśli go znajdzie, co mu powie? Jak przekaże mu, że te wszystkie zarzuty...
- Nic co prędko się nie zagoi - podsumował z uśmiechem. - To dobrze, lepiej czasem dmuchać na zimne - dodał, wysłuchując kolejnych słów panny o towarzystwie. Nie mógł za wiele na ten temat zaradzić, tym bardziej że sam stanowczo nie był osobą rozrywkową, kiedy jeszcze żył. Często był mordercą całej zabawy, która przychodziła do innych...
Słysząc jednak pytanie do samego siebie, wyraźnie przez moment się zmieszał. Uśmiechał z zakłopotaniem.
- Nikim istotnym. Dzisiaj po prostu muszkieterem, tak jak ty jesteś zjawą, prawda? - odpowiedział, licząc na to, że te słowa są wystarczająco wymijające i dziewczyna nie będzie chciała drążyć - chociaż po chwili padły już kolejne pytania. Odchrząknął nieco, zastanawiając się przez dłuższą chwilę jak odpowiedzieć na jej słowa. Wyraźnie znów zapomniał o tym, że w ciele ludzkim czas płynął zupełnie inaczej - a cisza przedłuża się uciążliwie, sugerując jakby w ogóle nie miał zamiaru odpowiedzieć.
- Znałem - powiedział w końcu, chociaż musiała minąć minuta jeśli nie dwie, zanim w ogóle się odezwał, a jego głos brzmiał zupełnie niepewnie. - Kojarzyłem... bardziej. Uczyłem ich w szkole. To tutejsi, mieszkają tutaj od pokoleń jeśli dobrze pamiętam. Jeden, wydawał się być przyjezdnym... - dodał, wyjaśniając krótko, zaraz jedna machnąwszy lekko wolną ręką, jakby ta sytuacja nie miała w ogóle znaczenia.
- Dziesięć lat temu przeszło. Nie znam ich tak dobrze, uczyłem ich zaledwie dwa lata... - dodał krótko, mając nadzieję, że taka odpowiedź wystarczy Ejiri. - Uczelni w Fukkatsu? Uniwersytet czy jakaś mniejsza? - dopytał, chcąc zmienić temat.
@Ejiri Carei
- Masz rację oczekując przeprosin wtedy - odpowiedział zupełnie szczerze, zgadzając się że to powinno być równie silne potępiane co wtrącanie się w nie swoje sprawy. Wiedział i rozumiał, że prywatności nie można było przekraczać, ale nie zgadzał się z tym co niektórzy uznawali za prywatność.
Skinął jej delikatnie głową na podobne podziękowania. Chociaż jej słowa na moment go zastanowiły. Zgadzał się z nimi?
- Czasem niektóre obawy są zbyt paraliżujące, żeby podjąć się ucieczki - odpowiedział, zastanawiając się czy to samo nie spotkało go podczas tego balu. Niektóre sytuacje zdawały się być zbyt nierealne, aby brać je za prawdziwe zagrożenie. Może właśnie dlatego tak stronił od uciekania? W końcu nigdy nie był kimś, kto potrafi się doskonale obronić. Starał się, robił co mógł w tym zakresie, ale zwyczajnie nie był w stanie przeskoczyć niektórych barier, które sam sobie stawiał.
Nie był nachalny w jej stronę, nie starał zrobić się wszystkiego za nią. Może po prostu potrzebował na moment kogoś otoczyć opieką? Tym bardziej po wszystkim, co miało miejsce dzisiejszej nocy - po prostu nie myśleć o niczym, co mogło się więcej stać.
Musiał rano sprawdzić również Nanashi. Upewnić się, gdzie Jiro się zatrzymywał - w tym samym miejscu? Chociaż nawet jeśli go znajdzie, co mu powie? Jak przekaże mu, że te wszystkie zarzuty...
- Nic co prędko się nie zagoi - podsumował z uśmiechem. - To dobrze, lepiej czasem dmuchać na zimne - dodał, wysłuchując kolejnych słów panny o towarzystwie. Nie mógł za wiele na ten temat zaradzić, tym bardziej że sam stanowczo nie był osobą rozrywkową, kiedy jeszcze żył. Często był mordercą całej zabawy, która przychodziła do innych...
Słysząc jednak pytanie do samego siebie, wyraźnie przez moment się zmieszał. Uśmiechał z zakłopotaniem.
- Nikim istotnym. Dzisiaj po prostu muszkieterem, tak jak ty jesteś zjawą, prawda? - odpowiedział, licząc na to, że te słowa są wystarczająco wymijające i dziewczyna nie będzie chciała drążyć - chociaż po chwili padły już kolejne pytania. Odchrząknął nieco, zastanawiając się przez dłuższą chwilę jak odpowiedzieć na jej słowa. Wyraźnie znów zapomniał o tym, że w ciele ludzkim czas płynął zupełnie inaczej - a cisza przedłuża się uciążliwie, sugerując jakby w ogóle nie miał zamiaru odpowiedzieć.
- Znałem - powiedział w końcu, chociaż musiała minąć minuta jeśli nie dwie, zanim w ogóle się odezwał, a jego głos brzmiał zupełnie niepewnie. - Kojarzyłem... bardziej. Uczyłem ich w szkole. To tutejsi, mieszkają tutaj od pokoleń jeśli dobrze pamiętam. Jeden, wydawał się być przyjezdnym... - dodał, wyjaśniając krótko, zaraz jedna machnąwszy lekko wolną ręką, jakby ta sytuacja nie miała w ogóle znaczenia.
- Dziesięć lat temu przeszło. Nie znam ich tak dobrze, uczyłem ich zaledwie dwa lata... - dodał krótko, mając nadzieję, że taka odpowiedź wystarczy Ejiri. - Uczelni w Fukkatsu? Uniwersytet czy jakaś mniejsza? - dopytał, chcąc zmienić temat.
@Ejiri Carei
Westchnęła, mrużąc przy tym oczy, jakby próbowała tym gestem rozgonić zbierające się pulsowanie bólu głowy. Ale nie miało to znaczenia, chociaż - wiedziała, jakie konsekwencje mogły ją sięgnąć. Miała leki w torebce - Mówiłam, oczekiwania nie mają znaczenia - powtórzyła, chociaż nie była pewna, czy przypomina o tym sobie, czy towarzyszowi. Tym bardziej, gdy znowu tak brzydko zaleciało goryczą. Czy obecność Nakamury, sprawiała że tak łatwo była nieostrożna? Odkrywała zbitek emocji ulokowany niżej. Nie, nie o to chodziło. Wciąż byłą rozproszona. I poruszona. Wieczór należał do zdecydowanie niezwykłych.
- Obawy paraliżują, ale konsekwencje zabijają - dopowiedziała cicho, trochę ponuro, nadając tonacji jakieś - znowu - gorzkiej teatralności. Bała się pomyśleć, na kogo właśnie wychodziła. Wyglądała nawet w przebraniu na uroczą, trochę naiwną dziewczynę. Ale pozory nie mogły mylić bardziej. Prawdopodobnie. Ale walczyć nie umiała. Nie fizycznie. Przyznać jednak musiała, że chodziło jej po głowie, by jednak spróbować znaleźć kogoś, kto nauczyłby ją chociaż podstaw samoobrony. Zagrożenia jednak, czaiły się dziś nie tylko w rzeczywistości. Znowu przypomniała sobie o słowach, które mężczyzna wypowiedział. Granica była dziś cienka. Duchy i demony miały dziś łatwiejsza drogę do nich. Drgnęła, czując przenikliwy dreszcz, ale odwzajemniła uśmiech - nie do końca wiem co to znaczy - poszerzyła uśmiech, bardziej niezręcznie, ale nie kontynuowała tematu. Sukienka była poprawiona, zadrapanie zakryte i niekoniecznie drażniące. A kropelka krwi z palca, szybko wkomponowała się w malowane strzępienia sukienki.
- Gdybyśmy znali się dłużej, powiedziałabym, ze pod terminem "nikt istotny" kryje się zazwyczaj tajemnica - uniosła spojrzenie na muszkietera - ale to tylko moja ciekawość. Nie będę naciskała - wróciła uwagą do ścieżki i zbliżających się świateł głównej sali. Podobno wciąż miało się dziać sporo atrakcji. Atrakcji, które zazwyczaj pomijała. Może nie powinna?
- Białą damą. Słyszałeś o niej legendy? - na pewno nie tak często pojawiała się w mitologii Japońskiej, ale studia pozwoliły jej rozszerzyć zainteresowania i "duchowe" ciekawostki. Perspektywa była szeroka, a to co widziała sprawiało, że chciała wiedzieć więcej. I była pewna, że miała do tego predyspozycje.
Nienależnie od intencji, spięła ciało, gdy po milczącym odcinku spaceru, w końcu się odezwał - Nie wyglądasz na tyle lat - skwitowała krótko, ponownie, czując niemal elektryczny impuls, którzy przemknął przez cały kręgosłup - Czyli jesteś nauczycielem? - Gdzieś w oddali zaszumiało, jakby las okalający całą odległość ścieżki, chciał jej przypomnieć o innych niebezpieczeństwach. Niewidocznych dla większości. Zadrżała, na moment zwalniając, potem zrównując krok na nowo - Uniwersytet. Wydział artystyczny - potwierdziła, jakoś łagodniej. Tonując głos - Wiesz, nie mam zamiaru naciskać - byli coraz bliżej celu, słyszała już mniej lub bardziej stłumione odgłosy ze środka rezydencji. Muzyka, jakieś krzyki i śmiechy. Wszystko tworzyło dziwnie wykrzywioną kakofonię dźwięków - ale brzmisz trochę niepokojąco. Jesli chciałeś mnie nastraszyć, to zaczyna ci się udawać - chciała się zaśmiać, ale zafałszowała - a może nie powinnam zadawać ci głupich pytań - zakończyła ostatecznie, w końcu, ponownie, starając się znaleźć spojrzenie Nakamury. W oczach, wydawał jej się bardziej łagodny. Czasem, kojący wręcz. W oderwaniu od słów, robiła się dziwna mieszanka. Tylko, czego miała się spodziewać po kimś, kogo właśnie spotkała? Nikt nie chciał chwalić się swoją historią od razu. Niektórzy, nawet wcale.
@Nakamura Kyou
- Obawy paraliżują, ale konsekwencje zabijają - dopowiedziała cicho, trochę ponuro, nadając tonacji jakieś - znowu - gorzkiej teatralności. Bała się pomyśleć, na kogo właśnie wychodziła. Wyglądała nawet w przebraniu na uroczą, trochę naiwną dziewczynę. Ale pozory nie mogły mylić bardziej. Prawdopodobnie. Ale walczyć nie umiała. Nie fizycznie. Przyznać jednak musiała, że chodziło jej po głowie, by jednak spróbować znaleźć kogoś, kto nauczyłby ją chociaż podstaw samoobrony. Zagrożenia jednak, czaiły się dziś nie tylko w rzeczywistości. Znowu przypomniała sobie o słowach, które mężczyzna wypowiedział. Granica była dziś cienka. Duchy i demony miały dziś łatwiejsza drogę do nich. Drgnęła, czując przenikliwy dreszcz, ale odwzajemniła uśmiech - nie do końca wiem co to znaczy - poszerzyła uśmiech, bardziej niezręcznie, ale nie kontynuowała tematu. Sukienka była poprawiona, zadrapanie zakryte i niekoniecznie drażniące. A kropelka krwi z palca, szybko wkomponowała się w malowane strzępienia sukienki.
- Gdybyśmy znali się dłużej, powiedziałabym, ze pod terminem "nikt istotny" kryje się zazwyczaj tajemnica - uniosła spojrzenie na muszkietera - ale to tylko moja ciekawość. Nie będę naciskała - wróciła uwagą do ścieżki i zbliżających się świateł głównej sali. Podobno wciąż miało się dziać sporo atrakcji. Atrakcji, które zazwyczaj pomijała. Może nie powinna?
- Białą damą. Słyszałeś o niej legendy? - na pewno nie tak często pojawiała się w mitologii Japońskiej, ale studia pozwoliły jej rozszerzyć zainteresowania i "duchowe" ciekawostki. Perspektywa była szeroka, a to co widziała sprawiało, że chciała wiedzieć więcej. I była pewna, że miała do tego predyspozycje.
Nienależnie od intencji, spięła ciało, gdy po milczącym odcinku spaceru, w końcu się odezwał - Nie wyglądasz na tyle lat - skwitowała krótko, ponownie, czując niemal elektryczny impuls, którzy przemknął przez cały kręgosłup - Czyli jesteś nauczycielem? - Gdzieś w oddali zaszumiało, jakby las okalający całą odległość ścieżki, chciał jej przypomnieć o innych niebezpieczeństwach. Niewidocznych dla większości. Zadrżała, na moment zwalniając, potem zrównując krok na nowo - Uniwersytet. Wydział artystyczny - potwierdziła, jakoś łagodniej. Tonując głos - Wiesz, nie mam zamiaru naciskać - byli coraz bliżej celu, słyszała już mniej lub bardziej stłumione odgłosy ze środka rezydencji. Muzyka, jakieś krzyki i śmiechy. Wszystko tworzyło dziwnie wykrzywioną kakofonię dźwięków - ale brzmisz trochę niepokojąco. Jesli chciałeś mnie nastraszyć, to zaczyna ci się udawać - chciała się zaśmiać, ale zafałszowała - a może nie powinnam zadawać ci głupich pytań - zakończyła ostatecznie, w końcu, ponownie, starając się znaleźć spojrzenie Nakamury. W oczach, wydawał jej się bardziej łagodny. Czasem, kojący wręcz. W oderwaniu od słów, robiła się dziwna mieszanka. Tylko, czego miała się spodziewać po kimś, kogo właśnie spotkała? Nikt nie chciał chwalić się swoją historią od razu. Niektórzy, nawet wcale.
@Nakamura Kyou
- Chyba, że nie ma się już niczego do stracenia - odpowiedział równie cicho, zastanawiając się czy to rzeczywiście dlatego, kiedy dzisiejszego wieczoru natknął na mężczyznę kilkukrotnie mu grożącego, nie oponował? Nie wyrywał się, nie uciekał. Nie czuł, żeby miał cokolwiek do stracenia. Był pewny o tym, że mógłby z łatwością uciec od niewidomego - ale nie podjął nawet próby.
A jednak tutaj, kiedy tylko usłyszał, znów podjął się bez zawahania. Tak samo na balkonie myśl o tym, że ktoś z jego przeszłości mógł cierpieć, bo nie mógł odpowiedzieć na wiadomość... No tak, w końcu niewiele osób wiedziało o chłopaku z Nanashi. Kto mógłby mu przekazać, że chłopak z dobrej rodziny zginął? Skąd mógłby wiedzieć o jego śmierci?
Uśmiechnął się nieco zakłopotany na jej słowa. Nie był nikim wielkim. Studentem, młodym nauczycielem, który za bardzo wciskał nos w nie swoje sprawy, a ostatecznie zasztyletowanym chłopakiem; rodziną dla kogoś, dla innych nauczycielem, dla trzecich przyjacielem. Ale teraz był niczym, niebytem, który na tę jedną noc zdobył ciało i który podczas tej jednej nocy mógł zaistnieć na odrobinę dłużej.
- Legendy? Nie, niekoniecznie - przyznał. - Opowiesz mi o niej? Brzmi całkiem interesująco - dodał spokojnie, prowadząc ją przez powoli zapadający w sen zimowy las. Drzewa powoli szykowały się do tego jesiennego spoczynku, trawa nie była już tak soczyście zielona, a zwierzęta w pośpiechu częściowo szykowały się do zapadnięcia w sen zimowy. I tutaj, dzisiejszej nocy wszystko było jeszcze bardziej kruchsze, jeszcze bardziej na granicy...
- Byłem, zgadza się - odpowiedział jakby intuicyjnie ją poprawiając, na co zorientował się dopiero po chwili i zareagował nieco nerwowym śmiechem. - To... jak widzisz, tutaj nie kryje się żadna tajemnica. Nauczyciel biologii, tutaj w wiosce, Nakamura Kyou. Miałem problemy ze znalezieniem pracy w centrum Fukkatsu, ale szczęście trafiło, że udało mi się znaleźć pracę tutaj, w tej małej wiosce - wyjaśnił, przystając na tę drobną chwilę, kiedy dziewczyna zwolniła kroku. Nie był pewny czy coś się działo, czy potrzebowała odpoczynku - może złapać powietrza na chwilę?
Chociaż już po chwili to on sam się zatrzymał, spoglądając na nią nieco zaskoczony. Znów to robił? Sprawiał wrażenie... inne niż chciał? Ale jak miał ubrać w słowa coś, co wykraczało poza zrozumienie innych ludzi? Choć jeśli sama przebrała się za ducha, o którym chwilę wcześniej wspominała, może wierzyła w te dusze zmarłych, które błąkały się po świecie?
- To nie było moim zamiarem, wybacz... - powiedział, wahając się przez moment. Może nie powinien o tym wspominać - może nie powinien obracać tego w taki sposób? Nawet jeśli przyzna się w tym momencie, będzie mógł to łatwiej uzasadnić, że chciał odegrać rolę ducha, dla białej damy. I tak go przecież nigdy nie zobaczy, prawda? A może miał poczucie, że mógł w jakikolwiek sposób dać jej odrobinę magii tej nocy.
- Chociaż prawdą jest, że częścią mojej natury powinno być straszenie... - przyznał, uśmiechając się zaraz znów miło, odsuwając się od dziewczyny na dwa kroki. - Można powiedzieć, że za życia pilnowałem, aby przy podobnych okolicznościach jak dzisiaj, nie działa się krzywda... chociaż rzeczywiście chłopców uczyłem. Był to szczęśliwy przypadek, że pamiętałem ich za życia - powiedział, a po tym spojrzał w kierunku budynku, z którego dochodził biesiadny gwar. Wokół budynku również znajdywało się znacznie więcej przebierańców i uczestników zabawy, a on wciąż nie był pewny czy powinien wracać do środka.
- Jeśli będziesz potrzebowała mojej pomocy, również będę jeszcze na balu - oznajmił, jakby te słowa miały podjąć decyzję za niego.
Powiedział to, nie mógł już zawrócić w środku nocy. Powinien zostać do rana, czuwając.
@Ejiri Carei
A jednak tutaj, kiedy tylko usłyszał, znów podjął się bez zawahania. Tak samo na balkonie myśl o tym, że ktoś z jego przeszłości mógł cierpieć, bo nie mógł odpowiedzieć na wiadomość... No tak, w końcu niewiele osób wiedziało o chłopaku z Nanashi. Kto mógłby mu przekazać, że chłopak z dobrej rodziny zginął? Skąd mógłby wiedzieć o jego śmierci?
Uśmiechnął się nieco zakłopotany na jej słowa. Nie był nikim wielkim. Studentem, młodym nauczycielem, który za bardzo wciskał nos w nie swoje sprawy, a ostatecznie zasztyletowanym chłopakiem; rodziną dla kogoś, dla innych nauczycielem, dla trzecich przyjacielem. Ale teraz był niczym, niebytem, który na tę jedną noc zdobył ciało i który podczas tej jednej nocy mógł zaistnieć na odrobinę dłużej.
- Legendy? Nie, niekoniecznie - przyznał. - Opowiesz mi o niej? Brzmi całkiem interesująco - dodał spokojnie, prowadząc ją przez powoli zapadający w sen zimowy las. Drzewa powoli szykowały się do tego jesiennego spoczynku, trawa nie była już tak soczyście zielona, a zwierzęta w pośpiechu częściowo szykowały się do zapadnięcia w sen zimowy. I tutaj, dzisiejszej nocy wszystko było jeszcze bardziej kruchsze, jeszcze bardziej na granicy...
- Byłem, zgadza się - odpowiedział jakby intuicyjnie ją poprawiając, na co zorientował się dopiero po chwili i zareagował nieco nerwowym śmiechem. - To... jak widzisz, tutaj nie kryje się żadna tajemnica. Nauczyciel biologii, tutaj w wiosce, Nakamura Kyou. Miałem problemy ze znalezieniem pracy w centrum Fukkatsu, ale szczęście trafiło, że udało mi się znaleźć pracę tutaj, w tej małej wiosce - wyjaśnił, przystając na tę drobną chwilę, kiedy dziewczyna zwolniła kroku. Nie był pewny czy coś się działo, czy potrzebowała odpoczynku - może złapać powietrza na chwilę?
Chociaż już po chwili to on sam się zatrzymał, spoglądając na nią nieco zaskoczony. Znów to robił? Sprawiał wrażenie... inne niż chciał? Ale jak miał ubrać w słowa coś, co wykraczało poza zrozumienie innych ludzi? Choć jeśli sama przebrała się za ducha, o którym chwilę wcześniej wspominała, może wierzyła w te dusze zmarłych, które błąkały się po świecie?
- To nie było moim zamiarem, wybacz... - powiedział, wahając się przez moment. Może nie powinien o tym wspominać - może nie powinien obracać tego w taki sposób? Nawet jeśli przyzna się w tym momencie, będzie mógł to łatwiej uzasadnić, że chciał odegrać rolę ducha, dla białej damy. I tak go przecież nigdy nie zobaczy, prawda? A może miał poczucie, że mógł w jakikolwiek sposób dać jej odrobinę magii tej nocy.
- Chociaż prawdą jest, że częścią mojej natury powinno być straszenie... - przyznał, uśmiechając się zaraz znów miło, odsuwając się od dziewczyny na dwa kroki. - Można powiedzieć, że za życia pilnowałem, aby przy podobnych okolicznościach jak dzisiaj, nie działa się krzywda... chociaż rzeczywiście chłopców uczyłem. Był to szczęśliwy przypadek, że pamiętałem ich za życia - powiedział, a po tym spojrzał w kierunku budynku, z którego dochodził biesiadny gwar. Wokół budynku również znajdywało się znacznie więcej przebierańców i uczestników zabawy, a on wciąż nie był pewny czy powinien wracać do środka.
- Jeśli będziesz potrzebowała mojej pomocy, również będę jeszcze na balu - oznajmił, jakby te słowa miały podjąć decyzję za niego.
Powiedział to, nie mógł już zawrócić w środku nocy. Powinien zostać do rana, czuwając.
@Ejiri Carei
- Podobno zawsze jest nadzieja - bez niej, nie byłoby jej tutaj. Bez niej, umarłaby sześć lat temu. Chociaż, przecież spotkała się wtedy ze śmiercią. A jednak - wciąż żyłą. Nawet jeśli wciąż nie umiała odpowiedzieć na to - czy warto - podobno nawet wtedy, kiedy najbardziej się tego nie spodziewamy. - nie do końca rozumiała, czemu tak łatwo rozwiązywał jej się język. Coś ją w rozmowie pociągało. Coś czego nazwać nie potrafiła. Tajemnica kusiła ją, chociaż realia początku - nie miały z tym nic wspólnego - Przypominasz mi trochę moją babcię - mogło zabrzmieć dziwnie, nawet niezręcznie, ale w myśli Cerei - był to komplement. Nie dlatego, ze chciała się przypodobać. Babcia Yae, nie tylko roztaczała wokół siebie aurę opieki, ale opowiadała o rzeczach, o których inni zdawali się zapominać. I tłumaczyła historie jakby świat niewidzialny, był jej bliski. I znany. Fascynujący. I straszny jednocześnie. Ktoś, kto chciał go poznać, musiał liczyć się z niebezpieczeństwem. Ale czy rzeczy ważne, nie były takie zawsze?
Niemal rozjaśniła się, gdy zapytał o wspomniane legendy - jest ich naprawdę wiele, ale większość oscyluje wokół tragicznej śmierci i niedokończonego dzieła, trzymały je bardzo silne emocje. Często są przywiązane do miejsc, więc spotykać je można na wiekowych zamkach... - kiedy mówiła o czymś, co ja interesowała, zazwyczaj niemal traciła oddech. Podobnie było, gdy tematy wchodziły na poziom artystyczny - to taki...europejski odpowiednik naszej kultury duchów - przerwała, w duszy karcąc się, by powstrzymała galopujące zbyt szybko słowa. Odetchnęła, w końcu zapominając o wydarzeniach z samego początku wieczoru.
- Nie zgodzę się. Było tajemnicą, dopóki o tym nie mówiłeś. Poza tym... człowiek to jedna wielka tajemnica. Na wielu poziomach - wydęła wargi, nieświadoma, że właśnie mądrzy się przed nauczycielem - przepraszam - wyciągnęła dłonie przed siebie, wyprostowała, potem zaplotła je za sobą - kiedyś lubiłam biologię. Zawsze mnie fascynowała anatomia twarzy, chociaż niekoniecznie ta wewnętrzna - zaśmiała się, przekręcając głowę tak, by przez chwilę móc patrzeć na towarzysza, gdy w pełni odkrywał swoje tajemnice tożsamości - nie żałujesz takiego wyboru? - zapytała jeszcze, nieświadomie, sięgając w tajemnice głębiej. Ale, padło już tyle pytań, że nie próbowała zatrzymać ciekawości. Być może też czegoś więcej, intuicyjnej potrzeby rozwiązania rzeczy, których nie rozumiała. Ostatnio, nawet wtedy, gdy graniczyły z tym niepokojącym. Właściwe, dlaczego przecież pojawiła się na imprezie Haloweenowej, gdy tak stroniła od podobnych wydarzeń? Stroniła od studenckich spotkań, nie upijała się, unikała samotnych spacerów. Wszystko to, niby kumulacja - robiła dzisiaj.
Dreszcze nasiliły się - wybaczam - odpowiedziała niemal natychmiast, jakby chcąc uniknąć niezręcznego wahania. Wolała wiedzieć co miało być dalej. Miała się bać? Uciekać?
Kolejne wyrazy wprawiły jej umysł i ciało w dziwne odrętwienie. Przez moment informacje obijały się w czaszce, lokując ich wartość w szufladkach, które do tej pory stanowiły zagadnienie potencjalnych zagadek do sprawdzenia - Jesteś... duchem? - werbalizacja konkluzji, rozlała się w niej dziwacznie zmieszaną emocją. Z jednej strony, był oczywisty lęk, kropla jakiego "mówisz pardwę?" i ...ulgi. Trochę tak, jakby nawiedzający ją zbyt długo sen, okazał się prawdziwy. Właściwie, było niemal dokładnie tak. Nie miała poprzestawiane w głowie. Nie była wariatką. Zatrzymała się, widząc, jak Nakumura cofa się. Być może dając jej przestrzeń, być może - samemu chcąc ją znaleźć - Widzę cię tak wyraźnie przez to, jaki mamy dzień? Przecież masz ciało... Ta granica się zaciera, prawda? - uczuła w piersi ból, serce uderzało mocno. Wcale nie szybko, ale z wrażeniem, że za moment przebije się przez żebra - Nie pamiętasz swojego życia? - przerwała, ale nie poruszyła się. Nie uciekła, nie zaatakowała - Tylko dziś? A jeśli będę potrzebowała pomocy pojutrze? - wydawało się, że granica na której stali, czekała na ich decyzje. Rozplotła palce za sobą i stanęła tak, by być dokładnie na przeciwko ducha - Widzę was - zakończyła, przymykając oczy.
@Nakamura Kyou
Niemal rozjaśniła się, gdy zapytał o wspomniane legendy - jest ich naprawdę wiele, ale większość oscyluje wokół tragicznej śmierci i niedokończonego dzieła, trzymały je bardzo silne emocje. Często są przywiązane do miejsc, więc spotykać je można na wiekowych zamkach... - kiedy mówiła o czymś, co ja interesowała, zazwyczaj niemal traciła oddech. Podobnie było, gdy tematy wchodziły na poziom artystyczny - to taki...europejski odpowiednik naszej kultury duchów - przerwała, w duszy karcąc się, by powstrzymała galopujące zbyt szybko słowa. Odetchnęła, w końcu zapominając o wydarzeniach z samego początku wieczoru.
- Nie zgodzę się. Było tajemnicą, dopóki o tym nie mówiłeś. Poza tym... człowiek to jedna wielka tajemnica. Na wielu poziomach - wydęła wargi, nieświadoma, że właśnie mądrzy się przed nauczycielem - przepraszam - wyciągnęła dłonie przed siebie, wyprostowała, potem zaplotła je za sobą - kiedyś lubiłam biologię. Zawsze mnie fascynowała anatomia twarzy, chociaż niekoniecznie ta wewnętrzna - zaśmiała się, przekręcając głowę tak, by przez chwilę móc patrzeć na towarzysza, gdy w pełni odkrywał swoje tajemnice tożsamości - nie żałujesz takiego wyboru? - zapytała jeszcze, nieświadomie, sięgając w tajemnice głębiej. Ale, padło już tyle pytań, że nie próbowała zatrzymać ciekawości. Być może też czegoś więcej, intuicyjnej potrzeby rozwiązania rzeczy, których nie rozumiała. Ostatnio, nawet wtedy, gdy graniczyły z tym niepokojącym. Właściwe, dlaczego przecież pojawiła się na imprezie Haloweenowej, gdy tak stroniła od podobnych wydarzeń? Stroniła od studenckich spotkań, nie upijała się, unikała samotnych spacerów. Wszystko to, niby kumulacja - robiła dzisiaj.
Dreszcze nasiliły się - wybaczam - odpowiedziała niemal natychmiast, jakby chcąc uniknąć niezręcznego wahania. Wolała wiedzieć co miało być dalej. Miała się bać? Uciekać?
Kolejne wyrazy wprawiły jej umysł i ciało w dziwne odrętwienie. Przez moment informacje obijały się w czaszce, lokując ich wartość w szufladkach, które do tej pory stanowiły zagadnienie potencjalnych zagadek do sprawdzenia - Jesteś... duchem? - werbalizacja konkluzji, rozlała się w niej dziwacznie zmieszaną emocją. Z jednej strony, był oczywisty lęk, kropla jakiego "mówisz pardwę?" i ...ulgi. Trochę tak, jakby nawiedzający ją zbyt długo sen, okazał się prawdziwy. Właściwie, było niemal dokładnie tak. Nie miała poprzestawiane w głowie. Nie była wariatką. Zatrzymała się, widząc, jak Nakumura cofa się. Być może dając jej przestrzeń, być może - samemu chcąc ją znaleźć - Widzę cię tak wyraźnie przez to, jaki mamy dzień? Przecież masz ciało... Ta granica się zaciera, prawda? - uczuła w piersi ból, serce uderzało mocno. Wcale nie szybko, ale z wrażeniem, że za moment przebije się przez żebra - Nie pamiętasz swojego życia? - przerwała, ale nie poruszyła się. Nie uciekła, nie zaatakowała - Tylko dziś? A jeśli będę potrzebowała pomocy pojutrze? - wydawało się, że granica na której stali, czekała na ich decyzje. Rozplotła palce za sobą i stanęła tak, by być dokładnie na przeciwko ducha - Widzę was - zakończyła, przymykając oczy.
@Nakamura Kyou
Czy mógł mieć nadzieję na cokolwiek? Czy miał na cokolwiek? Poza tym, że będzie w stanie pomóc w jakikolwiek sposób? Nie był pewny. Może, gdyby jej już nie miał, stałby się dawno temu borei? Pogrążył zupełnie w rozpaczy? Ale zawsze doszukiwał się pozytywów, tych drobnych promieni słońca, które wyglądały nieśmiało zza burzowych chmur, bo zawsze w końcu dochodziło do tego, że wszystko się układało.
A przynajmniej w to chciał wierzyć.
Uśmiechnął się lekko na słowa dziewczyny.
- Starsi mają ogromną wiedzę często, dziękuję - odpowiedział, nie odbierając tego w zły sposób. On sam w końcu miał ogromny szacunek do starszych stażem życia - niektórzy byli bardziej wykształceni, inni byli bogaci w doświadczenia, choć jeszcze kolejni wcale nie wydawali się być tak wyedukowani jak mogłoby się to wydawać.
Słuchał jej ze skupieniem. Przypominała w sposobie mówienia Yuri, jakby zupełnie miała się zatracić we własnej wyobraźni czy myślach. Chociaż mówiła składniej? Nie zbaczała tak z tematu jak yurei, którą poznał niedługo po jej śmierci.
A może właśnie dlatego jej nie przerywał, pozwalając jej zafascynować tematem i skupić na nim w pełni? Traktował ją intuicyjnie jak dziecko, jednego z młodszych studentów, którzy czasem potrzebowali chociażby wysłuchania.
- Ah, rozumiem... - przyznał, skinąwszy delikatnie głową. - Więc nawiedzają... zamki, tak? Aż do czasu, kiedy nie znikną? - zastanowił się, na ile mogłyby być niebezpieczne. Czy duchy tam, gdzieś na kontynencie mogły być inne od tych, którym sam był? Przemieniały się w borei? A może bytowały właśnie jako one...
- Wyraźnie na całym świecie są rzeczy, które mogą być nam bliższe w kulturze - zgodził się łagodnie, potem słuchając jej słów. Czy jego życie było tajemnicą godną opowiedzenia? Godną odkrywania? Niekoniecznie, wręcz przeciwnie. To historie ludzi, których spotykał były bardziej interesujące. On skupiał się na pracy, na pomocy niektórym, tylko po to, aby na końcu zginąć.
- Biologia pomaga zrozumieć otaczający nas świat, pomaga wytłumaczyć niektóre zjawiska czy opisać to, na co patrzymy. Jest w niej coś interesującego - zgodził się, a słysząc kolejne pytanie spojrzał na nią nieco zaskoczony. Żałował? Nigdy nawet o tym nie myślał... - Zostanie nauczycielem? Czy nauczania biologii? - dopytał, choć już po chwili pokręcił głową w zaprzeczeniu. - Nie... chyba nie żałowałem żadnego z tych.
Może żałował, że mniej czasu spędził z niektórymi osobami? Tego, co niektórzy mogli pomyśleć o jego nagłym zniknięciu? O tym, co mogli pomyśleć, jak mogli się poczuć.
W końcu nie zależało mu na ranieniu nikogo, na oszukiwaniu czy kłamaniu. Może dlatego cały wieczór czuł się tak dziwnie, po części kłamiąc a po części ukrywając to, że rzeczywiście był duchem? Zmyślając i próbując nie zdradzić zbyt wiele, skłamać że nie był tym kim powinien... że wciąż żył.
Może dlatego dał jej przestrzeń? Odsunął się na kolejny krok od niej, jakby gotowy aby odejść, lub może rozpłynąć się w powietrzu? Nie chciał się jej narzucać, ale nie miał również już siły kłamać na temat tego, czym dokładnie był. Nie człowiekiem, nie miał już życia. Bał się, że znów kłamstwem o tym, że było inaczej, sprowadzi nie tylko na siebie, ale i na drugą osobę coś negatywnego.
Skinął głową na potwierdzenie, kiedy zadała pytanie.
- Mam ciało, nie tylko ja - przyznał, wyjaśniając. - Duchy... są tutaj obecne. W ludzkiej postaci - wyjaśnił spokojnie. Przecież wiedział, że rok w rok inne yurei się tutaj zjawiały - a on nie korzystał z tej opcji. Nie chciał, nie czuł się na siłach... Miał w końcu zawsze znacznie ważniejsze rzeczy, nad którymi musiał czuwać. Nad siostrą...
Strach, że coś mogłoby się znów jej stać i jej rodzinie był momentami paraliżujący. Chciał doglądać, ostrzegać...
Działać.
- Oh nie, pamiętam... to... bardziej czas się zamazuje - wyjaśnił z lekkim uśmiechem. Pamiętał swoje życie, ale zupełnie nie potrafił umiejscowić siebie w czasie, w którym żył. Wszystko było jak za mgłą, jakby się odrywało od niego. Dziesięć lat w formie ducha zupełnie zaburzało mu spoglądanie na innych.
Słysząc jej nagłe pytanie, zawahał się na moment. Potrzebowała pomocy? Gdyby nie, nie reagowałaby w ten sposób... Gdyby jej nie potrzebowała...
Medium. Rozmawiał z medium - pomógł medium, przypadkiem.
Wyprostował się nieco, kiedy stanęła naprzeciwko niego. Nie mógł i nie chciał nikogo do niczego zmuszać. Dlatego poszukiwania odpowiedniej osoby na kontrakt wydawały się spełzać na niczym. Ale może to była...
- Pojutrze nie będę miał już ciała - zaczął spokojnie. - Ale jeśli potrzebujesz pomocy, lub możesz jej potrzebować, istnieje możliwość, żebym mógł ci pomóc... - powiedział spokojnie. Wiedział, że nie miał możliwości pomocy we wszystkim, w czym tylko prawdopodobnie mogłaby potrzebować tej pomocy - ale jednak, mógł spróbować; mógł się postarać...
- Jeśli nas widzisz, zawarłaś kiedyś keiyaku suru? - zapytał, spoglądając na nią. To mogła być jego jedyna szansa, jedyny moment.
@Ejiri Carei
A przynajmniej w to chciał wierzyć.
Uśmiechnął się lekko na słowa dziewczyny.
- Starsi mają ogromną wiedzę często, dziękuję - odpowiedział, nie odbierając tego w zły sposób. On sam w końcu miał ogromny szacunek do starszych stażem życia - niektórzy byli bardziej wykształceni, inni byli bogaci w doświadczenia, choć jeszcze kolejni wcale nie wydawali się być tak wyedukowani jak mogłoby się to wydawać.
Słuchał jej ze skupieniem. Przypominała w sposobie mówienia Yuri, jakby zupełnie miała się zatracić we własnej wyobraźni czy myślach. Chociaż mówiła składniej? Nie zbaczała tak z tematu jak yurei, którą poznał niedługo po jej śmierci.
A może właśnie dlatego jej nie przerywał, pozwalając jej zafascynować tematem i skupić na nim w pełni? Traktował ją intuicyjnie jak dziecko, jednego z młodszych studentów, którzy czasem potrzebowali chociażby wysłuchania.
- Ah, rozumiem... - przyznał, skinąwszy delikatnie głową. - Więc nawiedzają... zamki, tak? Aż do czasu, kiedy nie znikną? - zastanowił się, na ile mogłyby być niebezpieczne. Czy duchy tam, gdzieś na kontynencie mogły być inne od tych, którym sam był? Przemieniały się w borei? A może bytowały właśnie jako one...
- Wyraźnie na całym świecie są rzeczy, które mogą być nam bliższe w kulturze - zgodził się łagodnie, potem słuchając jej słów. Czy jego życie było tajemnicą godną opowiedzenia? Godną odkrywania? Niekoniecznie, wręcz przeciwnie. To historie ludzi, których spotykał były bardziej interesujące. On skupiał się na pracy, na pomocy niektórym, tylko po to, aby na końcu zginąć.
- Biologia pomaga zrozumieć otaczający nas świat, pomaga wytłumaczyć niektóre zjawiska czy opisać to, na co patrzymy. Jest w niej coś interesującego - zgodził się, a słysząc kolejne pytanie spojrzał na nią nieco zaskoczony. Żałował? Nigdy nawet o tym nie myślał... - Zostanie nauczycielem? Czy nauczania biologii? - dopytał, choć już po chwili pokręcił głową w zaprzeczeniu. - Nie... chyba nie żałowałem żadnego z tych.
Może żałował, że mniej czasu spędził z niektórymi osobami? Tego, co niektórzy mogli pomyśleć o jego nagłym zniknięciu? O tym, co mogli pomyśleć, jak mogli się poczuć.
W końcu nie zależało mu na ranieniu nikogo, na oszukiwaniu czy kłamaniu. Może dlatego cały wieczór czuł się tak dziwnie, po części kłamiąc a po części ukrywając to, że rzeczywiście był duchem? Zmyślając i próbując nie zdradzić zbyt wiele, skłamać że nie był tym kim powinien... że wciąż żył.
Może dlatego dał jej przestrzeń? Odsunął się na kolejny krok od niej, jakby gotowy aby odejść, lub może rozpłynąć się w powietrzu? Nie chciał się jej narzucać, ale nie miał również już siły kłamać na temat tego, czym dokładnie był. Nie człowiekiem, nie miał już życia. Bał się, że znów kłamstwem o tym, że było inaczej, sprowadzi nie tylko na siebie, ale i na drugą osobę coś negatywnego.
Skinął głową na potwierdzenie, kiedy zadała pytanie.
- Mam ciało, nie tylko ja - przyznał, wyjaśniając. - Duchy... są tutaj obecne. W ludzkiej postaci - wyjaśnił spokojnie. Przecież wiedział, że rok w rok inne yurei się tutaj zjawiały - a on nie korzystał z tej opcji. Nie chciał, nie czuł się na siłach... Miał w końcu zawsze znacznie ważniejsze rzeczy, nad którymi musiał czuwać. Nad siostrą...
Strach, że coś mogłoby się znów jej stać i jej rodzinie był momentami paraliżujący. Chciał doglądać, ostrzegać...
Działać.
- Oh nie, pamiętam... to... bardziej czas się zamazuje - wyjaśnił z lekkim uśmiechem. Pamiętał swoje życie, ale zupełnie nie potrafił umiejscowić siebie w czasie, w którym żył. Wszystko było jak za mgłą, jakby się odrywało od niego. Dziesięć lat w formie ducha zupełnie zaburzało mu spoglądanie na innych.
Słysząc jej nagłe pytanie, zawahał się na moment. Potrzebowała pomocy? Gdyby nie, nie reagowałaby w ten sposób... Gdyby jej nie potrzebowała...
Medium. Rozmawiał z medium - pomógł medium, przypadkiem.
Wyprostował się nieco, kiedy stanęła naprzeciwko niego. Nie mógł i nie chciał nikogo do niczego zmuszać. Dlatego poszukiwania odpowiedniej osoby na kontrakt wydawały się spełzać na niczym. Ale może to była...
- Pojutrze nie będę miał już ciała - zaczął spokojnie. - Ale jeśli potrzebujesz pomocy, lub możesz jej potrzebować, istnieje możliwość, żebym mógł ci pomóc... - powiedział spokojnie. Wiedział, że nie miał możliwości pomocy we wszystkim, w czym tylko prawdopodobnie mogłaby potrzebować tej pomocy - ale jednak, mógł spróbować; mógł się postarać...
- Jeśli nas widzisz, zawarłaś kiedyś keiyaku suru? - zapytał, spoglądając na nią. To mogła być jego jedyna szansa, jedyny moment.
@Ejiri Carei
Strona 1 z 2 • 1, 2
maj 2038 roku