Jest to miejsce bardziej oświetlone niż parter, w którym króluje półmrok z przyciemnionymi kolorami neonów. To właśnie tutaj można sobie usiąść z drinkiem w dłoni, zgarniając jedną z dostępnych loży, także z wysoka doglądając pokazu scenicznego, który niestety nie jest widoczny tak samo dobrze jak z parteru. Za to można zauważyć, że na ścianach znajdują się telewizory, na których pokazywane obrazy wpasowują się w ogólny klimat klubu. Niekiedy to właśnie na nich są transmitowane występy, aby żadnego z gości nie ominął pełen erotyczności show. Dodatkowo to właśnie na nich potrafią być ukazywane tancerki i tancerzy, prezentując to co najlepsze na rurze, w klatce czy boksie. To właśnie ich można dostrzec w różnych zakątkach klubu, ciesząc swoje oczy ładnymi widokami. Każdy z nich jest możliwym do wynajęcia, a kwestia dogadania ceny pozostaje między gościem a pracownikiem. Osoby bardziej obeznane w temacie już wiedzą, że również istnieje możliwość wynajęcia sobie personelu, by przez cały wieczór serwował drinki do konkretnej loży. Erotyczni tancerze (i nie tylko!) często chodzą między gośćmi, skupiając na nich swoje zainteresowanie, aby mogli poczuć się w pełni zrelaksowani.
— Co robię na smyczy Shingetsu?
Pocięty nożem opuszek wypuścił szklankę, ta omsknęła się i uderzyła dnem o blat. Płyn zakołysał się. Pojedyncza kropla spłynęła wzdłuż kruchej tafli i opadła na wypolerowany blat. Musiał zachować profesjonalizm, choć czuł, jak gniew rozlewa się w jego żyłach — był jak ogień. Gęba przybrała nieprzenikniony wyraz. "Smycz Shingetu" — dwa słowa. Wystarczyły. Zdawały się brzęczeć w jego niechlujnym czerepie, mieszając się z odgłosami klubu, ale to był inny rodzaj hałasu — ten Fenrys chciał za wszelką cenę uciszyć. Gdyby nie musiał się podporządkowywać... gdyby jego przełożonym nie zależało na współpracy z tym popierdoleńcem, dawno przechyliłby szalę spotkania na swoją korzyść. Niczego nie pragnął teraz bardziej niż swobody w decyzji, co zrobić z siedzącym naprzeciw niego typem.
Przechylił swój szkaradny pysk; górna warga pokryta była zakrzepłym strupem, ale w żaden sposób nie przeszkodził mu w ujawnieniu cienia rozciągającego lewy kącik w uśmiechu — nie tyle zaskoczenia, ile czystej ciekawości. Zrobił wszystko, aby skryć rozdrażnienie, Black nie mógł go zobaczyć. Chciał zrozumieć, jak ten człowiek doszedł do takich wniosków. Nie pozwolił, aby gęstniejący nad stołem dym osłonił mu osąd. Zrozumiał, że Sullivan nie bał się grać niebezpiecznie; kusił, ale też nie wahał się sypać solą w odsłonięte rany i miał rację w jednym — Fenrys był na rozdrożu, ale na pewno nie zamierzał stać się niczyim psem.
— Skąd ci w ogóle przyszło do głowy, że jestem na jakiejś smyczy? — zachrypły głos miał w sobie nutę groźby; jakby każde słowo miało w sobie ukryte ostrze; jakby każde było przekleństwem. — Co sprawia, że myślisz, że ktokolwiek kontroluje, co robię? — Kącik ust zadrżał, ale skrzętnie skrył obrzydzenie.
Fenrys ogniskując wzrok na Sullivanie, nawet nie mrugał.
— Partnerstwo. — Smakował to słowo na ustach. — Partnerstwo wymaga... zaufania, Black. A ja widzę w tobie próbę wyciągnięcia ręki w zamian za moją lojalność. Ale lojalność, to nie towar, który można kupić tak łatwo jak twoje dziewczyny. Widzisz — kontynuował — to nie ja mam ci coś do udowodnienia. Jeśli chcesz coś zyskać, to ty musisz przekonać mnie, że jesteś coś wart. Ale wiesz co? Masz rację. Mógłbym z tobą współpracować. Mógłbym nawet dać ci część tego, co mamy. Ale powiedz mi, Black... po co miałbym to robić? — skoro mogę cię po prostu zabić i mieć święty spokój?
W powietrzu wisiała niebezpieczna cisza, jakby Umbra tylko czekał na jakikolwiek ruch ze strony Sullivana, który dałby mu powód, aby to wszystko zwyczajnie skończyć. Miał ochotę powiedzieć mu, że tak naprawdę Shingetsu nic nie straci na jego odmowie. Straci jedynie Sullivan, jego potencjał, który prędzej czy później zdechnie, jak uliczny, zagłodzony kot.
— Powtórzę ostatni raz. Masz dwie opcje. Możesz dołączyć do nas, dostać kawałek tego, co tu zbudowaliśmy, o ile okażesz odrobinę... pokory. Albo możemy skończyć tę rozmowę w tym momencie. — Coś niewypowiedzianego ciążyło w wypełnionym dymem powietrzu. — Shingetsu to nie jakaś mała banda ulicznych szczurów, Black. Jesteśmy wszędzie — od tych ulic po najwyższe piętra. A ty? Jesteś tylko jeden. Sam, bez pleców. Wiesz, co jest największym zagrożeniem dla samotnych graczy? Nie to, że popełnisz błąd – choć to może cię zabić – ale to, że każdy, kto cię zobaczy, będzie chciał spróbować swoich sił. Sam jesteś jak wilk bez watahy. Wiesz to, a wciąż szczerzysz kły. Twój interes może przetrwać miesiąc, rok, może dwa – ale co potem? Masz swoje kurwy, masz swoich klientów, ale ile naprawdę możesz z tego wycisnąć bez kontaktu, lokalu, zasobów, możliwości? Jako ktoś, kogo prestiż wcale nie istnieje?
Patrzał Sullivanowi prosto w oczy, wyraźnie rozważając, jak daleko jest gotów się posunąć.
— To zabawne — wcale się nie śmiał — że próbujesz wciągnąć mnie w swoje gierki. Stawiasz mi warunki. – Palec uderzył o krawędź szklanki. — To odważne. Głupie, ale odważne.
Warui Shin'ya and Seiwa-Genji Enma szaleją za tym postem.
— Skąd ci w ogóle przyszło do głowy, że jestem na jakiejś smyczy?
Mógłby się zaśmiać, ale tego nie zrobił. Zamiast tego uśmiechnął się szeroko, niemal serdecznie jak jeden stary kompan do drugiego.
Musiał jednak przyznać, że jak na hienę z kagańcem na mordzie, Umbra maskował się całkiem nieźle.
— Bo widzę w tobie marniejący potencjał — znów zamruczał. Nie rozwodził się bardziej nad tematem, pozwalając słowom utonąć nie tylko w brzmieniu muzyki ale i psychice Fenrysa, bo wiedział, bo domyślił się prawdy.
— Poznałeś Lavendera, ty lub ci którym się tak spodobał, że aż postanowiliście przyjść do mnie — podjął niespodziewanie, tym razem obracając zadowolone ślepia ku obejmowanym biodrom jednej z dziwek które tu zabrał tej nocy. — Nie wątpię, że zaprezentował poziom wspomnianej przez ciebie lojalności. Sądzisz, że tak obsesyjne oddanie zdobyłem jedynie plikiem hajsu? — Wargi podwinęły się ku górze, odsłaniając biel kłów w czarcim uśmiechu. Nie bez powodu Seijun był jego ulubioną kurwą. Zbyt długo nad nim pracował, by teraz nie pysznić się efektami. — Widzieliście go. Widzieliście też inne kurwy. Wciąż twierdzisz, że nie mam nic do zaoferowania? Nie wysłaliby cię do mnie, gdyby uważali inaczej.
Wciąż go słuchał, wciąż z tą swoją niezachwianą, rozleniwioną postawą i pysznym uśmiechem zdobiącym usta. Alkohol wirował w trzymanej w dłoni szklance, z każdą sekundą niebezpiecznie zbliżając się do krawędzi, tak samo jak zbliżał się finał ich sympatycznego spotkania.
— Mój interes ma się na tyle dobrze, że zainteresowało się nim samo Shingetsu, ci którzy są wszędzie — od tych ulic po najwyższe piętra — zacytował uprzejmie. — Naprawdę sądzisz, że interesowaliby się kimś, kogo według ciebie tak łatwo sprzątnąć, gdyby nie dostrzegli w nim zagrożenia lub szansy na podbudowę własnego imienia? Jestem młody, co tak lubisz podkreślać i w przeciwieństwie do nich nie ograniczają mnie linie wyznaczające Japonię — Na pewno to wiedzieli, skoro poznali jego nazwisko. — Niemniej jednak jestem na tyle zainteresowany współpracą z tobą, żeby przystać na ofertę. Oni dostaną to co chcieli, a ja pokażę ci dlaczego warto rozważyć moją propozycję i zdjąć nareszcie kaganiec z pyska, lubię wyzwania.
Szklanka z whisky którą trzymał dotychczas w dłoni runęła na ziemię, zalewając ciemny dywan trunkiem; delikatne szkło rozsypało się między dwójką mężczyzn jak jakiś pierdolony omen, zapowiedź rychłego końca i zapowiedź czegoś nowego, na co Fukkatsu niekoniecznie było gotowe. Wilcze ślepia rozjaśnił się nowym, ruchomym blaskiem żywego ognia. Gdy tak pochylali się nad sobą Umbra mógł dostrzec każdą pojedynczą żyłkę koloru w lodowych tęczówkach, każdą wiązkę błękitnego płomienia mknącego w szalonych ślepiach.
Black wyciągnął otwartą dłoń ku Umbrze. Własną ofertę.
— Do we have a deal?
Seiwa-Genji Enma and Fenrys Umbra szaleją za tym postem.
Wiedział już, że facet posiada pewność, którą trzeba będzie ostudzić, ale to już nie będzie jego zadanie. Kiedy znajdzie się w rękach organizacji, dowie się z czasem prawdy o ciemnej postaci, bezbarwnej niemalże, która przyszła do niego tej kwietniowej nocy; że nie ma tak naprawdę żadnego prawa poza odgrywaniem roli wykonywającego rozkazy żołnierza; że w jego słowach znajdowało się wiele prawdy. Miał smycz, a do niej podpięta była dusząca obroża.
Coś niesamowicie go uwierało, gdy zdawał sobie sprawę, że Blackowi udało się wślizgnąć tam, gdzie jemu zamykano drzwi przed pyskiem. To, jak Lavender nie chciał sprzedać mu informacji o Sullivanie, tylko podsyciło wewnętrzną irytację Fenrysa, gdy musiał spoglądać teraz na ten dumny pysk. Z tego też powodu musiał poświęcić czas i zasoby, aby samemu do niego dotrzeć. Teraz patrzał na obcokrajowca z ukosa, mierząc go wzrokiem, pełnym chłodnej kalkulacji. Był dobry, musiał to przyznać; czy to właśnie widział chłopak w tej wytatuowanej gębie? Jak popieprzona musiała być ich relacja? Co z niej właściwie miał?
— Do we have a deal?
Fenrys z wyrachowanym spokojem spoglądnął na wyciągniętą męską dłoń. Przez chwilę rozważał, jak najskuteczniej przekazać mu, że jego propozycja została już przyjęta — na ich warunkach, nie jego. Ostatecznie uniósł zmącony mrokiem wzrok, przedzierający się przez tę czarną strzechę poplątanych włosów. Nie znał angielskiego, ale nic nie wskazywało, aby musiał nadrabiać prywatne lekcje. Ciężka dłoń wyciągnęła się w kierunku Sullivana. Złapał palce w twardym uścisku.
— Cieszę się, że postanowiłeś stanąć po stronie, która zawsze wygrywa. — Jakiś mięsień drgnął na tym zarośniętym pysku, oczy przekierowały się w stronę towarzyszącej Sullivanowi prostytutki. W panującym w pomieszczeniu półmroku dostrzegał bardzo wyraźnie skąpe ubranie uciskające jej szczupłe ciało; podkreślające pełen, wydęty biust. — Jest jednak jeszcze jedna sprawa. — Twarde, nieprzyjemne palce zacieśniły się, nie pozwalając przerwać ich dotyku. Fenrys nachylił się nad Sullivanem, a ciemność, która mu tak nieustannie towarzyszyła, wydawała się zawisnąć i nad drugą czarną czupryną. — Twoje dziwki. Abyśmy się dobrze zrozumieli: są odtąd również na użytek Shingetsu. Bez żadnych zbednych kosztów. — Ogniskował w tym dzikim spojrzeniu pełnie swojej uwagi, czekając na reakcję, choć w rzeczywistości była to jedynie formalność. — Prostytutki od zawsze umilały nam czas, nie chcemy, aby to uległo zmianie. — Fenrys uniósł brwi, jakby oferował Sullivanowi przysługę. — Zaakceptujesz to i możesz zacząć od zaraz.
Raikatsuji Shiimaura ubóstwia ten post.
— Jest jednak jeszcze jedna sprawa.
Brew podjechała ku górze, ale nie w zaskoczeniu a w przejawie rozbawienia.
— Twoje dziwki.
Śmiech cisnął mu się na usta, aczkolwiek wstrzymał odgłos za zamkniętymi szczękami, postanawiając wykazać się kulturą i poczekać na resztę warunku, mimo że przecież doskonale znał jego wymagania; nie spodziewał się po Shingetsu niczego innego, a przecież tak naprawdę wcale ich nie znał, do tej pory nie przejawiał żadnego zainteresowania gangami. Teraz jednak, gdy Umbra zasiał w nim ziarno ciekawości, nie omieszkał zagłębić się odpowiednio w temat; skoro już miał zależeć do ich szeregów, to wypadało wybadać teren na którym przyjdzie mu pracować.
Black się nie patyczkował. Niespodziewanie pociągnął za wciąż tkwiącą w uścisku dłoń, zbliżając do siebie ciało Fenrysa aż ich czoła nie zetknęły się ze sobą, choć kontaktowi daleko było do jakichkolwiek czułości czy słodyczy. Z tej perspektywy barwa ich oczu niemal się ze sobą mieszała, podkreślając każdą pojedynczą żyłkę koloru zawartą w tęczówkach. — Śmiało — zamruczał jedynie, nie sprawiając przy tym wrażenia jakby w ogóle wahał się przed podjęciem decyzji. Wytatuowanym pyskiem poruszyło kolejne drgnięcie formujące kształt uśmiechu. — Oprócz Lavendera — dodał jednak po chwili, nie powstrzymując sposobu w jaki jeden z kącików ust unosił się wyżej od drugiego. — To ja decyduję z kim, gdzie i o której będzie się pieprzył, jego życie należy do mnie i to moje ostateczne słowo — Coś w jego głosie podpowiadało, że gdyby ten jeden warunek nie został spełniony, oboje mogliby zapomnieć o całej zaplanowanej współpracy. Nie odmawiał im zresztą niczego, zaznaczał jedynie tę jedną granicę, nad którą terytorialna władza przypadała jemu. Jeśli chcecie zawładnąć ciałem dzieciaka, to jedynie za moją zgodą — mówiły dzikie ślepia.
Wypuścił go kilka sekund później, choć nie zrobił żadnego kroku w tył. Zamiast tego sięgnął znów po opakowanie fajek, jedną z nich łapiąc między wargi i odpalając jednym pstryknięciem metalowego zippo. — Za owocną współpracę — Po zaciągnięciu się papierosem i wypuszczeniu dymu wraz ze słowami uniósł tlącą się końcówkę jakoby w toaście. Krótkie gwizdnięcie chwilę później okazało się jedyną zapowiedzią kolejnych wydarzeń — odgłos wprawił tłum w dole w poruszenie; przedstawione wcześniej przez Blacka prostytutki jak jeden mąż podniosły oczy ku loży zajmowanej przed dwójkę mężczyzn. Niewątpliwie każda z nich dostrzegła niebezpieczny błysk w lodowych ślepiach, bo bez słów pożegnania zniknęły w tłocznej grupie zajmującej parkiet, znikając z klubu bezpowrotnie.
Odpalony papieros upadł na ziemię, prosto we wcześniej rozlaną kałużę whisky — alkohol zajął się wpierw drobnym płomieniem, bardzo szybko nabierając objętości.
@Fenrys Umbra
Seiwa-Genji Enma, Seijun Nen and Fenrys Umbra szaleją za tym postem.
Coś drgnęło na szczeciniastej gębie, gdy padło z wilczych ust poznane imię — Lavender. Miał ochotę wybuchnąć śmiechem; zaśmiać się, że byle dźwięk tych zagranicznych liter szarpał go za nerwy, jak zawsze robił to on — siedzący po drugiej stronie baru jasnowłosy dzieciak, bredzący nad wysoką szklanką alkoholu swoje beznadziejne teksty. Uśmiechnął się lekko; chłodno, ale wystarczająco parszywie. Oprócz Lavendera, przypominał w trawiącym hałasie, przywoływany w umyśle zagraniczny akcent, jego życie należy do mnie. Fenrys wychodził naprzeciw niebieskawym tęczówkom. Czego w nich szukał? Czyżby potwierdzenia na swoją rodzącą się w umyśle tezę? Czy Lavender był aż tak ceny? Cenniejszy od rzeszy lojalnych prostytutek, które teraz na byle gwizd znikały z parkietu, odklejały swoje krągłości od blatów, zeskakiwały z wysokich krzeseł? Kim był ten chłopak? Jego bogactwem, symbolem władzy i kontroli, które tak usilnie starał się zachować przed Umbrą, a może... słabością?
— Nie mamy w zwyczaju niszczyć towaru przynoszącego zyski.
Przepalony tytoniem oddech owiał usta Blacka. Uwolnił rękę z uścisku. Odpalane zippo trzasnęło w jego umyśle, wyzwalając powstrzymywany, warczący nałóg. Wyciągnął z kieszeni pomięte opakowanie fajek. Wysunął szluga, a potem złapał go w zęby.
— Ale w porządku. Lavender zostanie tam, gdzie chcesz, aby został.
Nie interweniował. Pozwalał ogniu tańczyć na powierzchni trunku, roziskrzony drobnymi, dzikimi językami, które od czasu do czasu wzlatywały wyżej, rzucając na powierzchni jego brązowych oczu pomarańczowe refleksy. W tamtej chwili ślepia — zawsze mroczne, pozbawione blasku — wydawały się niemal pulsować światłem, jakby sam stał się częścią tego nieujarzmionego żywiołu, albo był tym, który mógł przełknąć rozpalającą pożogę. Pozbawić ognisko ostatniej cząsteczki tlenu.
Zrównał się z mężczyzną ramieniem i schylił, nie odrywając wzroku od migotliwego płomienia. Jego ruchy były precyzyjne, niemal rytualne. Zbliżył papierosa do tańczącego ognia, pozwalając, by jego końcówka złapała żar. Zaciągnął się szlugiem, prostując i wymierzając spojrzenie Blackowi. Ciężki but przygniótł płomień, który podstępnie pragnął przemknąć obok metalowej nogi stół; wdrapał się na potarganą nogawkę i sznurowadła, ale mężczyzna niedbale strzepał iskrę.
— Przyjdź jutro na zamknięcie — wypuścił leniwie dym; fajka bez przerwy poruszała się w jego ustach. — Najpierw zrobimy wszystko, jak trzeba.
Kroki czarnych, zdezelowanych butów zdawały się niemal wtapiać w półmrok klubu, a skórzana, starta na łokciach kurtka, przypominała cień otulający zbitą sylwetkę. Znów mógł zniknąć w ciemności. W swoim świecie. Nie obejrzał się ani razu. Nie musiał.
Wtedy porozmawiamy o twoim zamiłowaniu do ognia.
Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei, Sullivan Black and Seijun Nen szaleją za tym postem.
Kłąb dymu przesłonił na moment rozjarzone, wilcze ślepia, choć nie przytłumił ich blasku całkowicie; zza szarej zasłony przypominały halucynację sobotniej nocy — tę samą towarzyszącą wstrzykniętym w krwioobieg narkotykom czy przedawkowanym drinkom. Nie kwapił się z szukaniem popielniczki, wypalona część papierosa spadała prosto na elegancki dywan tkwiący pod wojskowym obuwiem.
O tej godzinie nie było tu już żadnej jego prostytutki. Widział doskonale, że zrobiły już to co musiały i albo kończyły pracę ubierając na nowo kuse ubrania z których zostały obdarte albo z zadowoleniem przeliczały wypłatę. Nie wątpił, że noc była urodzajna.
| ubiór; wojskowe buty lekko ponad kostkę, również czarne
@Fenrys Umbra
Fenrys Umbra ubóstwia ten post.