Położona na granicy Asakury, bliżej prawie niezamieszkanej części Fukkatsu. Pierwsza, najmniejsza z kilku symbolicznych bram na ścieżce do świątyni jednego z bóstw, chroniących przed niebezpieczeństwem. Konstrukcja ma charakterystyczny motyw myōjin-torii, której podstawowy kształt tworzy para słupów złączonych u góry dwiema wygiętymi końcami, poprzecznymi belkami. Ścieżka nie jest zbyt często używana, przez co cała jej długość jest obrośnięta mchem, bluszczem i krzewami. Im wyżej i głębiej ku świątyni, tym większe zalesienie. Pierwsza z bram wyróżnia się jednak na tle pozostałych. Chociaż w teorii obleczona jest najmniejszą dozą "świetności", jako początek drogi, jest miejscem najbardziej obleganym przez rozmaite ptaki, które licznie zajmują pobliskie, wiśniowe drzewa i skalne schowki. Miejsce budzi się do życia tylko podczas wiosennego kwitnienia, stanowiąc przepiękny punkt widokowy, kusząc śmiałków śniegiem płatków sakury. Plotki głoszą, że są to łzy bóstwa Jizō, a każdy taki płatek stanowi potencjalny talizman chroniący przed nieszczęściem, szczególnie młode matki i małe dzieci.
Pokonywała ścieżkę w dół w nieskrojonych skokach po dwa - trzy stopnie na raz. Warkocz splecionych włosów rozsypał się częściowo, tworząc wokół jej głowy równie niespokojną aureolę czerni. Mogła przewidzieć, że wizyta w świątyni, do której kiedyś tak często prowadzała ją babcia, może ją pochłonąć, zakrzywiając niemal postrzeganie upływającego czasu. Sama modlitwa nie trwała długo, a cichość, tak ciepło oplatająca barki dawała jej lekkie poczucie bezpieczeństwa. Ulotne co prawda, ale wciąż dostrzegalne, jakby przypominające o sobie. Carei nie była jednak pewna, czy była to zasługa wspomnień i towarzystwa babci, czy cichej świadomości, że gdzieś tutaj, rzeczywiście mogło ją obserwować bóstwo.
Z artystyczną ciekawością za to zatrzymała się przy pierwszej bramie, tuż przed wejściem, dostrzegając krzątającego się mnicha...? Nie mogła się powstrzymać, by wyjąć szkicownik, którym zaścieliły czarne kreski węgielka. W widoku, jaki dostrzegła, chociaż pozbawiony wiosennej aury, było coś szalenie urzekającego. A ścigające się po placu w centrum liście, przypominały tańczące ze sobą cienie. Tych jednak - próżno było szukać na świątynnym miejscu. Przynajmniej, w samym jej sercu.
Chłód, który tak nagle szarpnął ciałem, wzbudzając dreszcze, wyrwał ją z natchnienia. W niejakim pośpiechu zerwała się z ławki, zbierając ołówki i węgielek do torby, lądujące tuż obok samego szkicownika i kilku podłużnych zeszytów z porannych zajęć na uczelni. Grafitowe smugi bardzo wyraźnie znaczyły smukłe palce i nadgarstek, którym kilkukrotnie przecierała jasne plamy na pergaminie. Dzień zdecydowanie chylił się ku zachodowi, a słoneczne plamy czerwieni powoli przekształcały się w mrok. Nie chciała wracać po ciemku, chociaż już zakładała, że zamiast wracać do centrum, do mieszkania, szybciej znajdzie się u babci. Poprawiła płaszczyk w ciemnym odcieniu burgundu, chroniący ją przed jesiennym zimnem i palcami zmroku.
Zwolniła odrobinę, gdy dostrzegła jedną z ostatnich u wylotu ścieżki bram. Powietrze wokół rozchylonych w szybkim oddechu warg, stało się mgiełką. Nie lubiła tego efektu, niezmiennie, kojarzący się z lękiem, gdy po raz pierwszy dostrzegała mgliste kształty duchów. Gdzieś na granicy słyszalności, słyszała drażniący zmysły dźwięk, coś na kształt... płaczu? Zadrżała, przymykając powieki, a gdy je otworzyła, w ostatnim stopniu zejścia, niemal krzyknęła, tłumiąc go w ostatniej chwili, dostrzegając bardziej wyraźny cień, kształtujący się w wysoką sylwetkę. Szczęśliwie dla niej - znajomą.
Zatrzymała się w pół kroku, wciągając gwałtownie powietrze, pochylając się lekko i opierając na udach, drżące jak osikowe drzewo - dłonie - Nakajima - ...szepnęła z wyraźną ulgą w głosie, tym samym zaznaczając i swoją obecność. Chociaż biorąc pod uwagę jej lotny bieg z góry, musiała być widziana z daleka. Prawdopodobnie. Przełknęła powietrze, czując w gardle ustępujący zacisk. Podniosła spojrzenie, jakby dla pewności, że jej percepcja nie płata jej brzydkiego żartu i właściwie oceniła tożsamość towarzystwa. Cichy, płaczliwy jęk powtórzył się. Drgnęła poruszona, prostując się.
@Nakajima Haru
Nakajima Haru ubóstwia ten post.
Spędziła blisko sześć godziny ukrywając się w krzakach. Wiedziała, że to głupi pomysł ale klientka upierała się, że na pewno jej mąż weźmie "tę zdzirę" na randkę w miejsce gdzie się po raz pierwszy poznali. Amaya nie miała pojęcia dlaczego kobieta była tego tak pewna, że to będzie miało miejsce akurat dziś. Nie wiedziała też skąd wzięła tak dokładną godzinne jak czterdzieści pięć minut po osiemnastej. Próby dojścia do prawy mijały się z celem. Prawdopodobnie nie tyle co potrzebowała detektywa do udowodnienia własnych manii, a psychologa. Klient jednak nasz Pan. Pani detektyw nie zamierzała się kłócić - przedsiębiorczo wzruszyła ramionami. W grę wchodziła w końcu stawka godzinowa.
Przyszła półtorej godziny wcześniej. Znalazła odpowiednie miejsce ułożone nieco na wzniesieniu tak by było widać dobrze samo wejście i drogę wyżej, w stronę świątyni. Sprawdziła, czy będzie wstanie zrobić dobre zdjęcie do dowodu. Rozłożyła matę na glebę by odizolować się od zimnej powierzchni. Ustawiła statyw na niskiej wysokości, tak, że leżąc na brzuchu mogła obserwować wygodnie świat przez lustrzankę. Otworzyła paczkę suszonych sardynek oraz małe pszeniczne. Wyjęła czasopismo z krzyżówkami i sięgnęła po ołówek trzymający w ciasnym koku jej półdługie włosy.
Po pięciu godzinach nos miała już zaczerwieniony od chłodu. Był grudzień, ok. Wokół niej prócz pustej paczuszki suszonych, rybnych zakąsek były dojedzone chipsy krewetkowe. Czasopismo z krzyżówkami było pokreślone, pomazane i w zasadzie bliżej mu już było do ekspresyjnego dzieła sztuki niż umysłowej łamigłówki. Wokół były już trzy puszki przypominające małe pepsi, lecz będące resztkami po piwie. Beknęła tłumiąc dźwięk zaciśniętą pięścią przyciśniętą do ust.
- Kurde...Ugh... - sięgnęła po sezamowego paluszka wyglądając przez obiektyw aparatu. Dalej nikogo nie widziała - Jeżeli serio to było miejsce ich pierwszej randki to nie wiem co mieli w głowie myśląc, że się uda...
Nakao Yori ubóstwia ten post.
Skazany złodziejaszek przystanął przy czerwonej bramie, za którą rozchodziła się już tylko chmara zieleni. W tej jednak ciszy wydawało mu się, że usłyszał szelest w krzakach. Dobrze, że te wszystkie lata nie stłumiły jeszcze jego zmysłów całkowicie. Cóż, może nie jego sprawa, ale z zaciekawieniem i lekko żwawszym krokiem ruszył w tamtą stronę, w końcu ktoś tutaj bawił się w chowanego... z niezrozumiałego dla niego powodu. Zaraz jednak wyczaił aparat a potem faktycznie schowaną w krzakach osobę-
Już dawno przyzwyczaił się do swojej niewidoczności więc przestał się przejmować wpatrywaniem się w ludzi bez żadnych pohamowań. No proszę, ktoś tu się rozłożył. Przysiadł przed aparatem, zasłaniając obraz, ale nie żeby się na jakimś zdjęciu odbił... zaraz podążył wzrokiem za obiektywem i dojrzał tylko pustkę. -Nic tam nie ma. - Powiedział zawiedziony. Była tylko ciemność, przełamywania nielicznymi latarniami i czerwień ładnej bramy. To było dokłądnie to miejsce, z którego przed chwilą się ruszył. -A już myślałem, że coś ciekawego. - Jakoś tak przez lata zaczął głównie mówić do siebie.
@Kitamuro Amaya
- Czy ty jesteś normalny...?! - Rzuciła w jego kierunku termicznym kubkiem, który...przez niego przeleciał na wskroś. Adrenalina szumiała i poganiała za chmielone zmysły do łączenia faktów. Pierwsze co myślała, że spotkała niewydarzonego prankera, potem jakiegoś zbiega z zakładu albo dla upośledzonych, albo zamkniętego. W trzeciej chwili zrozumiała, że ma przed sobą trupa. Nie chodziło o samą butelkę - nie umiała inaczej wyjaśnić zabójczej ciszy poruszania się, poczucia braku obecności, na wpół rozmywającej się sylwetki w niepasującym do krajobrazu stroju. Rozszerzone ze strachu, złości źrenice wracały do pierwotnego stanu z powodu pewnego zirytowania. Zaczęła w ciszy pakować swoje rzeczy do sportowej torby udając, że istota do której mówiła nigdy nie istniała. Tak o, tak po prostu.
@Nakao Yori
Jednakże zaraz szeroki uśmieszek przyozdobił jego twarz. -Normalny, a jakże! Przyjazny duch z osiedla. - W jego głosie było słychać szczere rozbawienie, tak dawno nie wymienił z nikim nawet paru takich prostych słów, czy nie został zaatakowany (Tak będzie oficjalnie nazywał rzucenie kubkiem termicznym, a jak), zadziwiająco był przeszczęśliwy nawet przy takim przejawie jasnej agresji. Widząc jednak, że zaczął być ignorowany, zmrużył oczy w lekkim zirytowaniu, choć już i tak było za późno.
Już wiedział.
-Moja droga, gdzie to tak, już się zbierasz? Najpierw mnie atakujesz a teraz co? Tak nie przystoi, łamiesz mi serce. - Zaczął tonem zdecydowanie przesadnie przedramatyzowanym, gdy to przystanął blisko, pochylając się lekko. Miał zamiar odbyć jakąkolwiek konwersację, choćby za cenę..................uh, już oddał wszystko szczerze, nie miał nic do stracenia. Może to i lepiej. Zaraz uśmiechnął się rozbawiony. -Jak już się spotkaliśmy tak pięknego wieczoru, to czemuby nie skorzystać!
@Kitamuro Amaya
- Słuchaj, powiem to raz - nie będzie żadnego korzystania. Nie jestem tu dla twojej rozrywki, nie interesuje mnie twoja historia, a tym bardziej nie bijące serce. Będziesz za mną szedł to jednym pryśnięciem zrobię z tobą to samo co brief robi ze smrodem w kiblach, czaisz...? - zagroziła ostrożnie się wycofując się i nie spuszczając chłopaka w pasiakach z muszki. Oczywiście blefowała - Ani lewitującego kroku dalej...ani słowa
@NAKAO YORI
Przykucnął, przyglądając się wszystkim pakowanym do torby przedmiotom z zaciekawieniem, jednakże wstał równie szybko, widząc, że jego jedyny rozmówca ucieka! -Hej tam, spokojnie, nikt ci nie karze słuchać mojej historii, za długa aby opowiadać i tak. - Mruknął, niezbyt przejęty dosyć nieumiejętnymi groźbami. Już jakiś czas chodził po tej ziemi jako duch, sama woda nic mu nie mogła zrobić. Przynajmniej nie w takiej sytuacji. Tylko go to bardziej rozbawiło... co mogło być skutkiem wręcz przeciwnym do zamierzonego celu. Zaśmiał się krótko. -Ależ ja nie szukam zwady, dawno nikt nie wymieniał ze mną słowa, tym z niebijącym sercem też się nudzi, wiesz? Zupełnie brak ci manier, żeby tak od razu uciekać, też coś. - Niby stał na drodze nieznajomej ale wiedział, że nic to nie dawało. Jak nie o nim mają mówić, to chociaż z zaciekawieniem zapytał o co innego. -W co tam aparatem celowałaś? Bo chyba nie we mnie, co? Choć wiesz, ja bym się nie obraził, w końcu jestem gwiazdą. - Dumnie przyłożył rękę do własnej piersi. Oczywiście przesadzał, w wiadomościach nie wspominano o nim odkąd umarł i to go niezwykle bolało. Ah, a takim wspaniałym był złodziejem...
@Kitamuro Amaya
Nie pójdę.
Kurde.
Zrobiła kwaśną minę, a w myślach panicznie zapiszczała mając ochotę rzucić się przed siebie w akcie desperackiej ucieczki. To nie tak, że przez te lata nie spotykała duchów, nie nawiązywała z nimi kontaktów... Nauczyła się jednak, że to nie zawsze dobrze się kończy. Najlepiej pozostać głuchym i ślepym - chyba, że ma się własny interes do martwego. W innym wypadku można było bezsensownie narazić się na zostanie emocjonalną gąbką dla niespokojnej duszy.
Amaya więc dość ostentacyjnie wyrażała swoją niechęć odtrącając towarzystwo ducha. Było w tym trochę dziecinnego, pijackiego oburzenia podsyconego myślą, że się go w pierwszej chwili wystraszyła.
Jej groźby ewidentnie nic nie dawały. Przez chwilę miała nadzieję, że to jakiś "świeży" duch i łatwo będzie go omamić. Ostatecznie puściła dwa pryśnięcia z atomizera bardziej po to by wyładować swoją frustrację niż zrobić krzywdę. Wilgotna mgiełka naturalnie przefrunęła przez chłopaka. Opuściła bezradnie broń wzdłuż ciała.
- Kto wie, może gdybyś przekładał ucieczkę ponad maniery to nie byłbyś teraz nudzącym się z niebijącym sercem...? - zauważyła zaczynając mimo wszystko chodzenie ze wzniesienia w stronę chodnika. Ze wzdrygnięciem przeszła przez stojącą przed nią duszę zostawiając ją za plecami. W pewnym momencie potknęła się i wyciągnęła komórkę, którą zaczęła oświetlać sobie drogę.
- Masz tupet jak na martwego - skwitowała młodzieńczą pewność siebie kompletnie nie rozpoznając tożsamości swojego towarzysza. Zganiła siebie zaraz w myślach, że nie tak wygląda ignorowanie problemów i właściwie już miała się więcej nie odzywać, kiedy to przetrawiła skrupulatniej to co usłyszała uzmysławiając sobie coś - mógł być użyteczny. Zerknęła na niego i połyskujące od upojenia spojrzenie wydało się na krótką chwilę ostrzejsze. Zaraz jednak wróciła do patrzenia pod nogi.
- Poluję na faceta i jego kochankę. Metr osiemdziesiąt, koło czterdziestki, brunet o ciemnych oczach i okularach. Lekko przygarbiony, typowy znudzony korposzczur. Chodzi z brązową aktówką przewieszoną przez ramię - zwisa z niej zielony breloczek. Dziewczyna młodsza, blondynka, długie włosy za pas, głośna. Dziś mieli mieć tu randkę, lecz nie mieli...Widziałeś kogoś takiego? - było w niej nieco mniej niechęci, lecz wyraźnie dało się ciągle odczuć rezon. Kiedy doszła do brukowanego chodnika otrzepała dres. Czy usłyszała za plecami płacz...?
W wyniku długiej stagnacji oraz zmiany kwartału wątek zostaje odgórnie zakończony, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry, zapraszamy do rozegrania dalszej akcji w retrospekcjach.