Strona 2 z 2 • 1, 2
Przełknął niezauważalnie ślinę, gdy do jego uszu dotarło stwierdzenie „dobrze wyszkolony”. W momencie zaczął odczuwać początki stresu spowodowane myślą, że nie podoła - mimo że przecież po to właśnie ma praktyki, by nauczyć się jak najwięcej, no… praktycznych rzeczy. Ze zwierzętami zresztą zawsze był świetny - to po prostu zdawanie egzaminów przychodziło mu z trudnością, gdy trzeba było wbić się w pewien klucz odpowiedzi. Być może nie miał wcale czym się przejmować i pójdzie mu gładko - zwyczajnie trudno było wyrzucić z pamięci słowa jednego z profesorów (mikrobiologii), który lubił pociągać swoich studentów na samo dno, gdy popełnią błąd, w tym szczególnie Sanariego, który już niejednokrotnie usłyszał, że lepiej jak „zmieni studia już teraz i nie kompromituje się dłużej, bo przykro na to patrzeć”. To on zresztą był jednym z powodów, dlaczego w ogóle rozważa poddanie się przy tej ścieżce kariery.
Tak zafiksował się na tym jednym zdaniu, że nie od razu zauważył, że pani Kimura niemal od razu odpowiedziała dziewczynie, niemalże bez mrugnięcia. - Sanari wciąż się uczy, ale do tej pory bardzo dobrze mu szło „w terenie”. W każdym razie, będę go pilnować, więc niech się pani nie przejmuje. - Co było w zasadzie… zaskakująco miłe z jej strony. Zamrugał kilkakrotnie, niezbyt przyzwyczajony do tak łaskawego traktowania ze strony prowadzących, ale niemniej doceniając słowa otuchy. Przysłuchiwał się dalej. - Domyśliłam się, że nie chodzi o jednego, więc zarezerwowałam dla pani czas do końca dnia… Jak już się rozpędzimy, to pewnie trochę potrwa.
Aha? W sumie nie do końca został o tym poinformowany… ale dobra. Widząc błysk w oczach Hecate na wzmiankę o swoich zwierzętach (w liczbie bardzo mnogiej najwidoczniej), nie mógł nie być zaintrygowany. Wrona na jej ramieniu oczywiście tylko wzmacniała efekt, jakby może powinni uważać, w co się pakują, ale Sanari tym bardziej przez to chciał zostać. Już na tym etapie chyba by się nie zdziwił, gdyby powiedziała, że oswoiła sarnę albo dzika z otaczającego ich lasu i teraz stworzenie mieszka z nią w domu, a czasem nawet śpi w jej łóżku. Błysnął w jej stronę uśmiechem na pozytywną odpowiedź. Musiał się rozluźnić, bo wcale nie zapowiadało się źle. Kątem oka pochwycił też wzrok swojej przełożonej, która najwidoczniej musiała zauważyć jego entuzjazm, bo, bójcie się boga, mrugnęła do niego. Udawał, że tego nie zauważył, ale wiedział, że kobieta nie da się tak łatwo zwieść.
Cóż, nieważne. Wrona była teraz zdecydowanie lepszą rozrywką. Cieszył się ze zgody właścicielki; teraz będzie musiał przekonać do siebie jakoś samo zwierzę. Na to najwidoczniej chciała zaradzić sama Hecate, pojawiając się blisko tak nagle, że nie mógł powstrzymać automatycznego wzdrygnięcia. Skąd ta prędkość? - Zachęty? - powtórzył, trochę zdezorientowany, po czym… poczuł wkładane do dłoni orzechy i o nic więcej już nie musiał pytać. A przynajmniej nie w kontekście przekupywania zwierząt jedzeniem - śmiał twierdzić, że często to jedyna sposobność, by sprawić, żeby zrobiły to, czego sobie życzył. - Ivory jak kość słoniowa? - Zaśmiał się krótko, doceniając żartobliwość w nazywaniu czarnej wrony imieniem symbolizującym coś, co słynęło ze swojego jasnego koloru, tak samo jak w nazywaniu doga niemieckiego Tiny.
No dobrze. Żeby się udało, musiał spróbować. - Mam coś dla ciebie, Ivory - powiedział, podrzucając jeden z przysmaków, spoglądając z ciekawością na ptaka. Zwierzę mierzyło go wzrokiem dość nieufnie, co było jak najbardziej logiczne, jeśli miał je oceniać. Widać było także, że zainteresowało się orzechem, najwidoczniej z miłością rozpieszczone pod względem takich smaczków. Wpierw spróbował wyrzucić go w powietrze nad nich, żeby bardziej wzbudzić zaufanie na odległość. Ptaszyna bez trudu pochwyciła swoją zdobycz, na co uśmiechnął się bez wahania. Gdy jeszcze była w powietrzu i dziobem rozłupywała skorupkę, Sanari wystawił dłoń przed siebie z następnym orzechem z nadzieją, że skusi się na przysmak ponownie, ale że też tym razem spocznie na nadgarstku chłopaka.
Zdziwił się, gdy ostatecznie się udało. Jeszcze bardziej zaskoczył go całkiem solidny ciężar Ivory, kiedy ta zacisnęła lekko szpony na jego skórze w celu utrzymaniu równowagi. Z jakiegoś powodu wydawało mu się, że będzie ważyć tyle co przysłowiowe piórko. Oczywiście zupełnie bezsensownie; wrony wcale nie były takie małe. Po prostu rzadko widziało się jakąś z tak bliska, by ta informacja osiadła w podświadomości. - Wow - mruknął, przysuwając rękę odrobinę bliżej siebie, by lepiej przyjrzeć się stworzeniu. Gdy Ivory skończyła swój drobny posiłek, pokusił się o delikatne przesunięcie palcem w tą i z powrotem po smukłym łebku, lecz to też było najwidoczniej już za dużo dla niej jak na obcowanie z obcym człowiekiem, bo wzbiła się z powrotem w powietrze. Westchnął z ubolewaniem, lecz nie spodziewał się niczego innego. Spojrzał z powrotem na Hecate. - Nie sądziłem, że faktycznie można oswoić wronę. - Pomimo stosunkowo częstym wspominaniu o tym w różnych książkach fantasy, nie mogło to być takie łatwe, a z pewnością nie było powszechne.
- Ekhm - wtrąciła pani Kimura po chwili. Prawdę mówiąc, trochę o niej zapomniał, zaabsorbowany kontaktem z nowym zwierzęciem (wroną!!!). Zerknął na nią przepraszająco, nieco speszony. Kobieta jednak nie poświęciła mu już dużo uwagi, a jedynie zwróciła się do Hecate. - Od kogo w takim razie najlepiej będzie zacząć, pani Black?
Tak zafiksował się na tym jednym zdaniu, że nie od razu zauważył, że pani Kimura niemal od razu odpowiedziała dziewczynie, niemalże bez mrugnięcia. - Sanari wciąż się uczy, ale do tej pory bardzo dobrze mu szło „w terenie”. W każdym razie, będę go pilnować, więc niech się pani nie przejmuje. - Co było w zasadzie… zaskakująco miłe z jej strony. Zamrugał kilkakrotnie, niezbyt przyzwyczajony do tak łaskawego traktowania ze strony prowadzących, ale niemniej doceniając słowa otuchy. Przysłuchiwał się dalej. - Domyśliłam się, że nie chodzi o jednego, więc zarezerwowałam dla pani czas do końca dnia… Jak już się rozpędzimy, to pewnie trochę potrwa.
Aha? W sumie nie do końca został o tym poinformowany… ale dobra. Widząc błysk w oczach Hecate na wzmiankę o swoich zwierzętach (w liczbie bardzo mnogiej najwidoczniej), nie mógł nie być zaintrygowany. Wrona na jej ramieniu oczywiście tylko wzmacniała efekt, jakby może powinni uważać, w co się pakują, ale Sanari tym bardziej przez to chciał zostać. Już na tym etapie chyba by się nie zdziwił, gdyby powiedziała, że oswoiła sarnę albo dzika z otaczającego ich lasu i teraz stworzenie mieszka z nią w domu, a czasem nawet śpi w jej łóżku. Błysnął w jej stronę uśmiechem na pozytywną odpowiedź. Musiał się rozluźnić, bo wcale nie zapowiadało się źle. Kątem oka pochwycił też wzrok swojej przełożonej, która najwidoczniej musiała zauważyć jego entuzjazm, bo, bójcie się boga, mrugnęła do niego. Udawał, że tego nie zauważył, ale wiedział, że kobieta nie da się tak łatwo zwieść.
Cóż, nieważne. Wrona była teraz zdecydowanie lepszą rozrywką. Cieszył się ze zgody właścicielki; teraz będzie musiał przekonać do siebie jakoś samo zwierzę. Na to najwidoczniej chciała zaradzić sama Hecate, pojawiając się blisko tak nagle, że nie mógł powstrzymać automatycznego wzdrygnięcia. Skąd ta prędkość? - Zachęty? - powtórzył, trochę zdezorientowany, po czym… poczuł wkładane do dłoni orzechy i o nic więcej już nie musiał pytać. A przynajmniej nie w kontekście przekupywania zwierząt jedzeniem - śmiał twierdzić, że często to jedyna sposobność, by sprawić, żeby zrobiły to, czego sobie życzył. - Ivory jak kość słoniowa? - Zaśmiał się krótko, doceniając żartobliwość w nazywaniu czarnej wrony imieniem symbolizującym coś, co słynęło ze swojego jasnego koloru, tak samo jak w nazywaniu doga niemieckiego Tiny.
No dobrze. Żeby się udało, musiał spróbować. - Mam coś dla ciebie, Ivory - powiedział, podrzucając jeden z przysmaków, spoglądając z ciekawością na ptaka. Zwierzę mierzyło go wzrokiem dość nieufnie, co było jak najbardziej logiczne, jeśli miał je oceniać. Widać było także, że zainteresowało się orzechem, najwidoczniej z miłością rozpieszczone pod względem takich smaczków. Wpierw spróbował wyrzucić go w powietrze nad nich, żeby bardziej wzbudzić zaufanie na odległość. Ptaszyna bez trudu pochwyciła swoją zdobycz, na co uśmiechnął się bez wahania. Gdy jeszcze była w powietrzu i dziobem rozłupywała skorupkę, Sanari wystawił dłoń przed siebie z następnym orzechem z nadzieją, że skusi się na przysmak ponownie, ale że też tym razem spocznie na nadgarstku chłopaka.
Zdziwił się, gdy ostatecznie się udało. Jeszcze bardziej zaskoczył go całkiem solidny ciężar Ivory, kiedy ta zacisnęła lekko szpony na jego skórze w celu utrzymaniu równowagi. Z jakiegoś powodu wydawało mu się, że będzie ważyć tyle co przysłowiowe piórko. Oczywiście zupełnie bezsensownie; wrony wcale nie były takie małe. Po prostu rzadko widziało się jakąś z tak bliska, by ta informacja osiadła w podświadomości. - Wow - mruknął, przysuwając rękę odrobinę bliżej siebie, by lepiej przyjrzeć się stworzeniu. Gdy Ivory skończyła swój drobny posiłek, pokusił się o delikatne przesunięcie palcem w tą i z powrotem po smukłym łebku, lecz to też było najwidoczniej już za dużo dla niej jak na obcowanie z obcym człowiekiem, bo wzbiła się z powrotem w powietrze. Westchnął z ubolewaniem, lecz nie spodziewał się niczego innego. Spojrzał z powrotem na Hecate. - Nie sądziłem, że faktycznie można oswoić wronę. - Pomimo stosunkowo częstym wspominaniu o tym w różnych książkach fantasy, nie mogło to być takie łatwe, a z pewnością nie było powszechne.
- Ekhm - wtrąciła pani Kimura po chwili. Prawdę mówiąc, trochę o niej zapomniał, zaabsorbowany kontaktem z nowym zwierzęciem (wroną!!!). Zerknął na nią przepraszająco, nieco speszony. Kobieta jednak nie poświęciła mu już dużo uwagi, a jedynie zwróciła się do Hecate. - Od kogo w takim razie najlepiej będzie zacząć, pani Black?
Hecate Black ubóstwia ten post.
Przechyliła głowę bardziej na bok, przyglądając się chłopakowi z coraz bardziej rosnącym zainteresowaniem. Podczas gdy kolejne smagnięcia wiatru coraz częściej uderzały w odsłonięte fragmenty skóry i wprawiały długie, bo sięgające za biodra włosy w ruch, ona stała nagle zbyt nieruchomo jak na człowieka — przypominała zaletą w kamień postać, niezdolną do jakiegokolwiek ruchu choćby minęło setki tysięcy lat, choćby świat walił się dookoła. A jednak gdyby przyjrzeć się jej uważniej, było się w stanie dostrzec, że w obu kolorowych tęczówkach tańczyły żywe płomienie ekscytacji. Jeszcze chwila a nabrałyby blasku przyćmiewającego jaskrawe neony klubowych znaków. W końcu jednak przełamała klątwę bezruchu krótkim acz zauważalnym skinieniem głowy nie szczędząc sobie przy tym rozciągnięcia ust w szeroki uśmiech. Wyglądało na to, że wyjaśnienia kobiety w pełni jej wystarczały.
— Cóż, jeśli pani mu ufa, to i ja nie mam zastrzeżeń — odpowiedziała w końcu z jakimś pobrzmiewającym w głosie uznaniem.
Później nie pozostało jej już nic innego jak obserwacja. Z początku zastanawiała się czy wrona da się namówić na jakąkolwiek interakcję z obcym, w końcu dotychczas nie miała zbyt wiele do czynienia z innymi ludźmi — wiedźma raczej stroniła od zabierania swoich zwierząt poza granice lasu. O ile w Ameryce nietypowi pupile nie byli niczym jakość szczególnie odstającym od norm, tak nie miała pewności co do Japonii, a wolała oszczędzić sobie nieprzyjemności z tym związanych. Mieszkańcy już i tak krzywo na nią patrzyli, nierzadko szepcząc między sobą obelgi jakich w zasadzie nie spodziewała się nawet kiedykolwiek usłyszeć, mogła się więc domyślać jak zareagowaliby na widok obcej wiedźmy której tak nie lubili i to w towarzystwie ciemnego jak sama nocą kruka czy wielkiej bestii niemożliwej do określenia mianem psa — to bydle było wielkie, całe czarne a z oczu ziało mu jak z samego piekła, takie właśnie opisy często słyszała. Okazało się że wszystkie te wewnętrzne refleksje nie miały najmniejszego sensu, bo Ivory wyłapują przysmak w zasięg koralikowatego ślepia wyglądała na wystarczająco przekupioną. Rudowłosa postanowiła nie ingerować już bardziej w pierwsze kroki na drodze ku nowej przyjaźni między ptakiem a młodym praktykantem. Obserwowała raczej biernie, jednocześnie gotowa dodać odpowiednio zainterweniować gdyby cokolwiek miało pójść nie tak. Wszystko wskazywało jednak na to, że i tym razem nie miała się o co martwić, bo ku zaskoczeniu ich obojga czarne ptaszysko postanowiło nie tylko przyjąć orzecha lawirującego w powietrzu ale i przycupnąć na krótką chwilę na wyciągniętej ręce. Black stwierdziła wówczas, że Ivory musiała być bardziej socjalna niż początkowo zakładała. A przynajmniej nie stroniła tak od obcych jak pozostała część zwierzaków mieszkających z wiedźmą. Kontakt nowopoznanej dwójki nie trwał co prawda długo, bo kilka chwil później zwierzę zniknęło już za budynkiem, prawdopodobnie wlatując przez otwarte okno, niemniej uczucie podziwu wciąż wisiało w powietrzu.
— Ja też nie — przyznała z jakimś przekornym uśmiechem błąkającym się po ustach. — Kosztowało mnie to dużo cierpliwości i czasu, nie wspominając już o ciężkiej pracy nad zaufaniem, ale jak widzisz, opłaciło się — Z lekkością poruszyła ręką, chcąc tym samym zasygnalizować, że powinni udać się do środka bez zbędnych rozmów tu na zewnątrz, gdzie zimowy wiatr szczupła wściekle skórę; wiedziała doskonale, że powinna była ubrać choć kurtkę, zwyczajnie nie sądziła, że wywiąże się między nimi jakąkolwiek rozmowa. Zwykle pani Kimura wchodziła do środka bez cienia zawahania czy zwłoki. Tym razem jednak miała ze sobą podopiecznego i Black była w stanie zrozumieć, że niektóre rzeczy mogły się zwyczajnie przeciągnąć.
Znalazłszy się pod drzwiami uchyliła je przed dwójką gości by wpuścić ich przodem. Wskazała im wieszak, gdzie mogli odwiesić kurtki oraz drobną szafeczkę z domowymi kapciami.
— Myślę że na rozgrzewkę dobrze będzie zacząć od czegoś prostszego. Korytarzem prosto dojdziecie do salonu, tam możecie się rozgościć. Pójdę w tym czasie po szczury i napoje. Kawy, herbaty?
@Yakushimaru Sanari
komtynuacja wątku >>>
— Cóż, jeśli pani mu ufa, to i ja nie mam zastrzeżeń — odpowiedziała w końcu z jakimś pobrzmiewającym w głosie uznaniem.
Później nie pozostało jej już nic innego jak obserwacja. Z początku zastanawiała się czy wrona da się namówić na jakąkolwiek interakcję z obcym, w końcu dotychczas nie miała zbyt wiele do czynienia z innymi ludźmi — wiedźma raczej stroniła od zabierania swoich zwierząt poza granice lasu. O ile w Ameryce nietypowi pupile nie byli niczym jakość szczególnie odstającym od norm, tak nie miała pewności co do Japonii, a wolała oszczędzić sobie nieprzyjemności z tym związanych. Mieszkańcy już i tak krzywo na nią patrzyli, nierzadko szepcząc między sobą obelgi jakich w zasadzie nie spodziewała się nawet kiedykolwiek usłyszeć, mogła się więc domyślać jak zareagowaliby na widok obcej wiedźmy której tak nie lubili i to w towarzystwie ciemnego jak sama nocą kruka czy wielkiej bestii niemożliwej do określenia mianem psa — to bydle było wielkie, całe czarne a z oczu ziało mu jak z samego piekła, takie właśnie opisy często słyszała. Okazało się że wszystkie te wewnętrzne refleksje nie miały najmniejszego sensu, bo Ivory wyłapują przysmak w zasięg koralikowatego ślepia wyglądała na wystarczająco przekupioną. Rudowłosa postanowiła nie ingerować już bardziej w pierwsze kroki na drodze ku nowej przyjaźni między ptakiem a młodym praktykantem. Obserwowała raczej biernie, jednocześnie gotowa dodać odpowiednio zainterweniować gdyby cokolwiek miało pójść nie tak. Wszystko wskazywało jednak na to, że i tym razem nie miała się o co martwić, bo ku zaskoczeniu ich obojga czarne ptaszysko postanowiło nie tylko przyjąć orzecha lawirującego w powietrzu ale i przycupnąć na krótką chwilę na wyciągniętej ręce. Black stwierdziła wówczas, że Ivory musiała być bardziej socjalna niż początkowo zakładała. A przynajmniej nie stroniła tak od obcych jak pozostała część zwierzaków mieszkających z wiedźmą. Kontakt nowopoznanej dwójki nie trwał co prawda długo, bo kilka chwil później zwierzę zniknęło już za budynkiem, prawdopodobnie wlatując przez otwarte okno, niemniej uczucie podziwu wciąż wisiało w powietrzu.
— Ja też nie — przyznała z jakimś przekornym uśmiechem błąkającym się po ustach. — Kosztowało mnie to dużo cierpliwości i czasu, nie wspominając już o ciężkiej pracy nad zaufaniem, ale jak widzisz, opłaciło się — Z lekkością poruszyła ręką, chcąc tym samym zasygnalizować, że powinni udać się do środka bez zbędnych rozmów tu na zewnątrz, gdzie zimowy wiatr szczupła wściekle skórę; wiedziała doskonale, że powinna była ubrać choć kurtkę, zwyczajnie nie sądziła, że wywiąże się między nimi jakąkolwiek rozmowa. Zwykle pani Kimura wchodziła do środka bez cienia zawahania czy zwłoki. Tym razem jednak miała ze sobą podopiecznego i Black była w stanie zrozumieć, że niektóre rzeczy mogły się zwyczajnie przeciągnąć.
Znalazłszy się pod drzwiami uchyliła je przed dwójką gości by wpuścić ich przodem. Wskazała im wieszak, gdzie mogli odwiesić kurtki oraz drobną szafeczkę z domowymi kapciami.
— Myślę że na rozgrzewkę dobrze będzie zacząć od czegoś prostszego. Korytarzem prosto dojdziecie do salonu, tam możecie się rozgościć. Pójdę w tym czasie po szczury i napoje. Kawy, herbaty?
@Yakushimaru Sanari
komtynuacja wątku >>>
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Satō Kisara and Yakushimaru Sanari szaleją za tym postem.
04.05.2038r.
Ostatnio zbyt wiele się działo w mieście – albo po prostu w jej życiu. Zgiełk Fukkatsu rzadko jej przeszkadzał, jednak ostatnio czuła się po prostu podle. Migreny przychodziły częściej i intensywniej, miała wrażenie, jakby rozbierała ją jakaś potężna grypa, a na dodatek jeden z napisów wyznaczających zawarcie kontraktu babrał się paskudnie. Nie miała pewności czy ciemniejące żyłki odchodzące od śladu widoczne są także dla zwykłych ludzi, a wolała nie przekonywać się na własnej skórze, ruszając cztery litery do lekarza. Nie potrzebowała zaprzątać sobie głowy koniecznością usunięcia niewygodnego świadka, a miała alternatywę. Ta żyła niestety gdzieś w głębi lasu.Rzadko używała swojego motocykla terenowego. Rozważała nawet jego sprzedaż – składki za polisę i opłata za drugie miejsce parkingowe to jednak były pieniądze, które praktycznie się marnowały, ale patrząc na to z innej strony, nie musiała teraz przynajmniej iść pieszo. Nie wiedziała nawet czy Hecate będzie w domu. Może też nie powinna wpadać bez zapowiedzi, ale nawet krótkie spoglądanie w ekran jakiegokolwiek elektronicznego urządzenia wywoływało w niej mdłości. Pewnie najlepiej by było jakby wybiła sobie jeżdżenie gdziekolwiek w tym stanie, ale potrzebowała kilku odpowiedzi, zasięgnięcia języka w miejscu, w którym nie będzie oceniana przez to, że ma jakieś braki w wiedzy. Rozpytując w Shingetsu mogła okazać tym samym słabość. Tej bandzie hien nie można było ufać nawet kiedy samemu pracowało się dla nich od lat.
Jechała nad wyraz ostrożnie, zupełnie jak nie ona. Uważnie śledziła ścieżkę przed sobą, niełatwą do wypatrzenia wyrwę pomiędzy drzewami. Gdyby była to jej pierwsza wizyta, najpewniej już dawno zgubiłaby się, skręciła w złym kierunku, zwiedziona trawą wygniecioną w inną stronę, patykami zalegającymi na poprawnej trasie, rozrzuconymi leśnymi kamieniami, które byłyby przeszkodą dla innych pojazdów. Nie była to wycieczka przyjemna, ale sprawy, z którymi chciała się zwrócić do „wiedźmy” nie były dobre do omawiania przez telefon. Nawet przy zachowaniu wszelkiej ostrożności, stworzenia licznych zapór, szyfrowania i ustanowienia bezpiecznej linii. Bo nie chodziło nawet o ewentualne podsłuchiwanie – nie była paranoiczką do przesady wręcz dbającą o protokoły. Po prostu gdyby Black miała jej jakoś pomóc, to najlepiej przy wizycie osobistej.
Zatrzymała się kawałek od chaty, parkując pojazd pod jednym z drzew i licząc, że żadna dzika wiewiórka nie dobierze jej się do opon. A nawet jeśli to… cóż. Mówiło się trudno. Najwyżej następnym razem przyjedzie z łukiem i osobiście wystrzela wszystkie gryzonie w okolicy. Zsiadając z motocykla poprawiła plecak, kurtkę i ściągnęła kask, odgarniając puszczone luzem włosy, tym razem jedynie rozjaśnione do blondu, z kilkoma kolorowymi pasemkami po lewej stronie głowy. Była jeszcze przed farbowaniem właściwym, ale jeszcze nie zdecydowała się na to, w jakiej barwie będzie paradować przez najbliższy miesiąc. To był problem Shirai z przyszłości. Takiej, która nie będzie na trzeźwo chwiać się jak porządnie wstawiona.
Podeszła do wejścia, zwijając palce w pięść i stukając parę razy do drzwi. Zaraz po tym prawie zgięła się w pół i oparła ręką o ścianę, przymykając oczy. Trzeba było wziąć ze sobą jakieś przeciwbóle, a tymczasem w torebce trzymała co najwyżej przeciwieństwo w postaci alkoholu. Cóż. Logiczne myślenie nie trzymało się jej za dobrze w ostatnim czasie.
@Hecate Black
Ubiór + czarna skórzana kurtka
Nie było dobrze. Było tragicznie, ale co miała zrobić? Zwrócić się do kogoś ze swoim problemem? Dobre żarty. Nawet szybki telefon do siedzącej w Ameryce ciotki nie wchodził w grę, nie byłaby sobą, gdyby postanowiła kogokolwiek obrzucić tym, co akurat dręczyło jej ciało lub umysł. Trwała więc w destrukcyjnej spirali jak zawsze sama i z uniesioną wysoko głową, nawet jeśli ta ciążyła jej na karku milionami ton pulsującego bólu i szumieniem od kolejnego miliona nieprzespanych nocy i wypalonych paczek papierosów. Tak wygląda twoje życie, powinnaś już przywyknąć — powtarzała sobie zrezygnowana, traktując płuca kolejną dawką trującej nikotyny.
Pukanie do drzwi odwróciło jej uwagę od odpalenia kolejnej fajki. Obróciła opierany na brzegu kanapy łeb w kierunku drzwi skąd doszedł ją odgłos, a później zerknęła ku dwóm lojalnie warującym przy niej wilczurom lecz żaden z nich nie wszczął alarmu — za wejściem musiał więc stać ktoś, kogo dobrze znały. Nie spodziewała się jednak żadnych gości a i telefon — jak zwykle, już przywykła — milczał uparcie, nie informując o żadnej wiadomości ani połączeniu. Przyjaciele byli zajęci, jak zawsze zresztą.
Z drobnym skrzywieniem wywołanym kolejną falą bólu i zawrotów głowy podniosła się niespiesznie z miejsca i podeszła do głównego korytarza. Czarny wilk podniósł się jak zawsze w ślad za nią, pozostawiając drugiego z pupili w stanie chwilowego uśpienia. Ciemny łeb wsunął się Black pod dłoń jakoby w ofercie oparcia, co skomentowała drobnym uśmiechem i zmierzwieniem sierści za sterczącym uchem. Nie bawiła się w zaglądanie przez judasza, nie czując ku temu żadnej potrzeby — od razu otworzyła drzwi na oścież, dość szybko łapiąc w zasięg dwubarwnych ślepi zgiętą przy ścianie sylwetkę, z której rozpoznaniem nie miała żadnego problemu.
— Hej, hej, już, w porządku? — podjęła, od razu kładąc jedną z dłoni na biodrze dziewczyny, coby ściągnąć ciężar jej ciała ze ściany na siebie. Drugą ręką asekurowała ją przy ramieniu, dość szybko sunąc chłodnym dotykiem palców do rozgrzanego karku Shirai. — Tak się stęskniłaś, że aż zmiotło cię z nóg? — podjęła próbę zażartowania, posyłając swojemu gościowi drobny uśmiech. Nieco wzmocniła uścisk na jej biodrze, bo ten widok był co najmniej martwiący — jeszcze nie widziała Asami w takim stanie.
— Chodź, usiądziesz — zaproponowała, oferując pomoc w wejściu do środka i zajęciu miejsca na przestronnej kanapie.
@Shirai Asami
Pukanie do drzwi odwróciło jej uwagę od odpalenia kolejnej fajki. Obróciła opierany na brzegu kanapy łeb w kierunku drzwi skąd doszedł ją odgłos, a później zerknęła ku dwóm lojalnie warującym przy niej wilczurom lecz żaden z nich nie wszczął alarmu — za wejściem musiał więc stać ktoś, kogo dobrze znały. Nie spodziewała się jednak żadnych gości a i telefon — jak zwykle, już przywykła — milczał uparcie, nie informując o żadnej wiadomości ani połączeniu. Przyjaciele byli zajęci, jak zawsze zresztą.
Z drobnym skrzywieniem wywołanym kolejną falą bólu i zawrotów głowy podniosła się niespiesznie z miejsca i podeszła do głównego korytarza. Czarny wilk podniósł się jak zawsze w ślad za nią, pozostawiając drugiego z pupili w stanie chwilowego uśpienia. Ciemny łeb wsunął się Black pod dłoń jakoby w ofercie oparcia, co skomentowała drobnym uśmiechem i zmierzwieniem sierści za sterczącym uchem. Nie bawiła się w zaglądanie przez judasza, nie czując ku temu żadnej potrzeby — od razu otworzyła drzwi na oścież, dość szybko łapiąc w zasięg dwubarwnych ślepi zgiętą przy ścianie sylwetkę, z której rozpoznaniem nie miała żadnego problemu.
— Hej, hej, już, w porządku? — podjęła, od razu kładąc jedną z dłoni na biodrze dziewczyny, coby ściągnąć ciężar jej ciała ze ściany na siebie. Drugą ręką asekurowała ją przy ramieniu, dość szybko sunąc chłodnym dotykiem palców do rozgrzanego karku Shirai. — Tak się stęskniłaś, że aż zmiotło cię z nóg? — podjęła próbę zażartowania, posyłając swojemu gościowi drobny uśmiech. Nieco wzmocniła uścisk na jej biodrze, bo ten widok był co najmniej martwiący — jeszcze nie widziała Asami w takim stanie.
— Chodź, usiądziesz — zaproponowała, oferując pomoc w wejściu do środka i zajęciu miejsca na przestronnej kanapie.
@Shirai Asami
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Strona 2 z 2 • 1, 2
maj 2038 roku