Dreams catch us with our armor off [Aoi x Nikko]
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Nikko Ahane

Pią 2 Gru - 20:56
Kiedy tak stał w bez ruchu w cichym przedpokoju, zdawał się pochłonięty przez własne myśli. Nikko Ahane był po prawdzie podkąsywany przez cel, który wyłonił się z dawno spisanych na niepowodzenie odmętów pamięci, jakoby oswojone zwierzę reagujące na posłane w eter imię i odpowiadające na to wezwanie. Po zmęczeniu, z którym złożył głowę na miękkiej poduszce dwie godziny wcześniej, nie pozostał ani jeden ślad. Ahane odruchowo rzucił przelotnie okiem na zegarek umieszczony na lewej ręce, którego wskazówki poruszały się w przeciwnym od właściwego sobie kierunku; z tym, że nie zapamiętał widniejącej na tarczy godziny i nie wydawało się to szczególnie istotne. Wbrew wszystkiemu wciągnął na ramiona beżowy płaszcz, mając na uwadze panującą za oknem późną jesień, ale szalik w zestawieniu z ubranymi eleganckimi butów okazał się niepotrzebny. Dopiero jednoczesne wyjście z mieszkania i zamknięcie za sobą drzwi przynależących do kawiarni (z charakterystycznym, gorzkim posmakiem w ustach i wczepioną we włosy, czy materiały ubrań wonią świeżo zmielonej kawy) zasiało w jego umyśle odłamek nielogiczności w tym, co się zadziało — ledwie chwilowo wybijając go z trwającej w najlepsze immersji. Przejawem tego zawahania było przystanięcie, zmarszczenie brwi i rzucenie okiem na ludzi siedzących w lokalu, z których ledwie ułamek miał pod nogami dywan z ich salonu ubrudzony na jednym rogu czerwonym winem. Kilka sekund później wrażenie nierealności rozbiło się na czynniki pierwsze i zanikło, ponieważ sny rządzą się własnymi regułami.
Nikko Ahane spacerował w tylko sobie znane miejsca — te same, po których mógł poruszać się kilka, a nawet kilkanaście lat temu niejaki Munehira Aoi. Ten sam chłopiec, a później młody dorosły, który obudził w neurologu uczucia, których nigdy nie ubrał w odpowiednie słowa i na swój sposób spłoszył się ich obecnością. Nigdy im wprawdzie przed samym sobą nie zaprzeczył, ale starał się odwrócić od nich uwagę, zakrywając się zręcznie studiowaniem i związanym z tymi zobowiązaniami, tym samym zwiększając dystans. Czy gdyby tego nie zrobił mógłby w jakikolwiek sposób, zapobiec temu, co się wydarzyło? Ahane nie wiedział i wciąż zatrzymywało się to na pułapie — co by było gdyby, ale to pytanie zawsze miał gdzieś wyryte z tyłu głowy i tylko czekało na stosowny moment, aby wyłonić się na światło dzienne. Zatrzymawszy wzrok na odbiciu w witrynie jednego z przeplatających się między budynkami mieszkalnymi sklepów, wzrok blondyna zboczył na spinkę do krawatu, która przypominała mu o jego zmarłej żonie Moriko. Czy jej śmierci w wypadku, tak samo jak jej brata, mógł zapobiec? Nie i może dlatego, gdy pozyskiwał co rusz to kolejne informacje specjalistyczne — pozwoliło mu to stopniowo ruszyć naprzód i na całe szczęście miał najbliższych przyjaciół w bliskim otoczeniu.
Z kolei poszukiwania na własną rękę zaginionego Munehiry jeszcze parę miesięcy po oficjalnym zakopaniu poszukiwań prowadzonych przez policję — nie dostarczyły mu żadnego punktu zaczepienia. A w tamtym czasie zupełnie nie pojmował zaniechana czynności przez służby i poziom odczuwanej niesprawiedliwości wypełniał go po brzegi (teraz odczuwał ledwie ukłucia z przeszłości, ale nie były w stanie zbytnio rozlać się na jego senny stan emocjonalny), biorąc pod uwagę, że zupełnie nic nie zostało w tej sprawie rozwiązane. Te same pytania wciąż pozbawione były jakichkolwiek odpowiedzi. W obliczu tego powzięty spacer w towarzystwie chłodnego wiatru targającego zewsząd za jego płaszcz i mierzwiącego jego bardzo jasne włosy — nie zapowiadał zbyt owocnego poruszania się po nakreślonych przez siebie i zatartych tak dawno temu śladach. Nikko wcisnął do kieszeni okrycia wierzchniego chłodne ręce, żeby w ten sposób nieco je ogrzać, jednak tam natrafił na znajomy kształt paczki papierosów, w której wnętrzu umieścił również zapalniczkę. Ahane przystanął tylko po to, by zapalić i zaciągnąć się, a gdy tak spoglądał na znajome budynki, choć naznaczone zębem czasu, towarzyszyło mu dziwne poczucie, że znalazł na właściwym miejscu i robił coś, co powinno być doprowadzone do końca. Towarzyszył mu oddalający się szum ulicy, a wrażenie słuszności rozmyło się tak nagle, jakby nigdy go nie było. Wystarczyło tylko skręcić w prawo i wkroczyć zbyt pewnie w czającą się tam ciemność, tak jakby ta czekała na moment, by wyciągnąć po niego palce, lecz Ahane uprzedził ją, zjawiając się nieproszony. Tyle że w całej swej okazałości zajście zdawało się dość groteskowe, jakoby niewczytana mapa przestrzeni w grze, tworząc kolejne rysy na lustrze sennej immersji. Coś było nie tak i tego przekonania nie mogła zdmuchnąć dalsza część tej symulacji, Ahane nie wiedział jeszcze co. Zasiany dokoła mrok rozciągnął się jak zrzucenie ciężkiej nieprzeniknionej kurtyny, która wyłączyła żyjące miasto, z którego przyszedł z własnej woli. I po co tu właściwie przyszedł?


@Munehira Aoi


don't need you to tell me
i'm so cynical
Nikko Ahane

Munehira Aoi ubóstwia ten post.

Munehira Aoi

Sob 3 Gru - 1:55
    Potrzebował dłuższej chwili, aby odnaleźć się na planszy snu. Wsunąć się na nią łagodnie i cierpliwie zaczekać na odpowiedni moment nasłuchując dźwięków otoczenia, które miał zamiar sobą rozkosznie zakłócić. Przebić się przez obrazy niczym szum pełznący na ekranie telewizora, pozostając na jego tafli jako czarny wypalony piksel. Już na zawsze. Tak, jak powinno być. Zostawić namiastkę własnego cierpienia, które zadomowiło się na wysokości mostka i trwało tam nieprzerwanie od lat.
    Zapamiętany — nawet jeżeli tylko w bezcielesnej formie, obleczony w gęsty mrok, który tak dobrze znał. Wracający we wspomnieniu i snutym nazajutrz opowiadaniu, jakim to paskudnym koszmarem zmącił czyjś spokojny sen. Będący częścią czyjegoś życia przez kolejne kilka nocy, ścieląc się w obawach śniącego, że sen się powtórzy, że wróci, że znów roztarga i rozszarpie tak starannie tkany tuż przed zamknięciem oczu scenariusz. Intruz. Parszywy intruz. Szkodnik.
   Obecność Aoi nie miała żadnego wyniosłego celu, nie tym razem. W dziwny sposób odczuwał spokój, wiedząc, że Jushi znajduje się w rękach Shury, a kontrakt i odzyskanie ciała jest tylko kwestią czasu. Przecież zdawał sobie świetnie sprawę z tego, że zgodzi się na każdy warunek, byleby wrócić. Byleby znowu poczuć wszystko tak, jak przed śmiercią, zamiast żałosnego snucia się przez miasto, zawodząc raz za razem, tracąc kontrolę nad strunami głosowymi, które same decydowały o tym, kiedy znów wybiją starą, powtarzalną mantrę. Wargi, które jeszcze przecież nie tak dawno nie znały kształtu słów nawoływania za utraconym ciepłem, przywykły już do niego, wpisując się rozedrganiem w rozszarpanej połowie twarzy, makabrycznie pierzchnąc w zarysie, obnażonych spod zerwanego policzka zębów. Sny miały w sobie jednak ten urok i tę magię, że Munehira nie znając swojego wyglądu, a poznając samego siebie jedynie przez dotyk, nie mógł ukazać się w pełnej krasie. Był wielką niewiadomą, niepewnością, smugą zapachu i dźwiękiem, wszystkimi wrażeniami, które targały nim, kiedy tylko świadomość powracała ku szaleństwu i ku wspomnieniom. Mężczyzna nigdy nie wkradał się w sny osób, które mogły go znać. To było zbyt niebezpieczne, zbyt duże ryzyko, że ktoś go rozpozna, powoli wykreuje jego sylwetkę w swoim sennym majaku, wyciągając jego ciało z zalanych betonem fundamentów, dając złudną nadzieję odrodzenia. Był również i drugi powód, przez który nie zachodził w swoich upiornych odwiedzinach do bliskich — przez huczącą pustkę w głowie nie potrafił wyłowić z przepastnych odmętów nikogo, kogo miał dawniej obok siebie, pod opuszkami palców, na długość zmęczonego szeptu.
    Głosy, które starał się sobie przypomnieć bywały zniekształcone do tego stopnia, że z ledwością rozpoznawał co poniektóre zgłoski wypluwane w eter, pojmując ich sens, ale nie mogąc przypiąć ich pod żaden kształt nosa, miękką linię ust, czy gładkości czoła; zawieszony w niewiedzy czy ktokolwiek, a jeżeli już ktoś, to kto był na tyle głupim, aby mu towarzyszyć wgryzając się żarem w jego cielesność.
   
   Ciężki, wrażeniem przypominający ołowiany fartuch mrok, opadł na całą scenę, gwałtowniej niźli sam Munehira tego chciał; wtapiając się tym samym w cztery kierunki i każdą perspektywę, wślizgując się w oczy mężczyzny, obok którego to przesunął się w lekkości, krocząc jakby od niechcenia, jak zawsze robił to w snach. Nonszalancko, z wolna stawiając stopy, niczym dopiero co rozbudzony drapieżnik okrążający swoją ofiarę, Aoi wsłuchiwał się w echo stukania podeszwy o twardą ziemię. W jakiś sposób został zaskoczony, ale nie wiedział jeszcze, dlaczego ów uczucie dyskomfortu spowodowane byciem w tym konkretnym miejscu tak w nim narasta.
   
   Przecież Cię nie znam, ale... Twój zapach; nie potrzebował tej myśli, jednak ta narodziła się, nim zdążył ją zdusić w zarodku.
   W gwałtownej próbie pozbycia się natarczywego mruknięcia z tyłu głowy, które w psim warkocie skołowania, słyszalnie uleciało w gęstniejącą atmosferę snu, Aoi zatrzymał się, próbując odnaleźć równowagę w przestrzeni; jakikolwiek punkt odniesienia, na którym mógł zaprzeć wirującą emocję. Ciśnienie narastające w czaszce znane  z tej krótkiej chwili przed omdleniem, zatykające się uszy i wysychające gardło, nie było tylko jego odczuciem. Dzielił je na pół, ofiarowując drugą część nieznajomemu, w prezencie jakże uroczym i tkliwym. 
   Zapach papierosowego dymu, wręcz odczuwalny na skórze żar tlący się na jego końcu, mamił. Nie mógł się oprzeć. Kontrolowanie ekscytacji, graniczyło z cudem; od momentu, w którym przemienił się w yurei, to co wcześniej potrafił w sobie przytrzymać w ryzach, teraz zyskiwało pełną swobodę. Szczęk psiego pyska, zębów gryzących powietrze, nasilił się, kiedy jego dłoń opadła na rękę śniącego, miażdżąc papierosa pod jej naporem, zakleszczając go między swoim niewidocznym ciałem a chłodną skórą mężczyzny. Długie palce nie czuły gorąca zajętego drobnym płomieniem tytoniu, czego nie chciał odejmować swojemu towarzyszowi, paląc jego cielesność. Krótkie żachnięcie się ni to śmiech zadowolenia, ni pogardliwe opróżnienie płuc z zalegającej ilości powietrza, które nie miało prawa w nich dłużej istnieć, wysunęło się spomiędzy warg Munehiry, kiedy ten powoli wypuszczał kolejne warknięcia, kolejne świsty obijające się w bezpańskich i na wskroś wygłodniałych pyskach w strukturę mdlącego, atakującego żołądek koszmaru.
   Ale dlaczego było mu tak ciężko przejść do sedna, dlaczego nie potrafił być agresywniejszy w swoim działaniu, bardziej bezlitosny. Dlaczego nie mógł być sobą, którego zdążył zaakceptować i na swój wypaczony sposób pokochać.

@Nikko Ahane


Dreams catch us with our armor off [Aoi x Nikko] 0YAOCnr
Munehira Aoi
Nikko Ahane

Sob 3 Gru - 20:02
Szum miasta wraz z całą jego wielkomiejską scenerią, uciekającymi zapachami z lokali oraz mamroczącymi do siebie, mijanymi ludźmi tuż po tym jednym zakręcie — zostały z wyjątkową łatwością połknięte i obrócone w niebyt, przywodząc na myśl z nagła urwane echo. Wdepnięcie w ciemność, która opadła na wszystko, nawet ciężko na jego ramiona jak ciężar, którego się nie spodziewał przy spacerowaniu — wiązało się z tym, że na chwilę zakręciło mu się w głowie. Początkowy cel obrany na początkowej drodze śnienia spadł z piedestału i zaczynał się powolutku wczołgiwać na poprzednie miejsce, a w jego umyśle zdawać, by się mogło, że rozlała się melasa spowalniająca jakiekolwiek procesy myślowe. Dotknęła go dezorientacja związana zarówno z czarną, nieprzeniknioną przestrzenią, w której nie mógł dostrzec zupełnie niczego. Ahane nie był jednak pewien, czy wynika to z panujących tu egipskich ciemności, czy może z niezaadaptowanego zmysłu wzroku i być może, ulegnie to zmianie za kilkanaście bądź kilkadziesiąt sekund. To, co zostało wyczuwalne, to jego poczucie znajdowania się w nieokreślonej przestrzeni, w której być może poczułby się pewnej, gdyby miał szansę oprzeć się o jakiś stały element, i nikotynowa woń nadal ćmiącego się papierosa.
Nikko nie umknęły kroki stawiane w ciemności, brzmiące nieco inaczej, ale może odbiór ten wynikał jedynie z mylnego wrażenia, kiedy odbieranie bodźców przez jedno ze zmysłów (w tym przypadku wzroku) zostało z gwałtownie ograniczone. W związku z tym ciężko pozbyć mu się wrażenia, że nie tylko coś się w mroku na niego zaczaiło, lecz ze zbliżaniem się, gęstniało wszystko wokół niczym zastygająca farba. Niedługo później nadeszło zatkanie uszu, suchość w gardle i… znane mu z wypadku samochodowego, po którym zyskał miano łącznika między światami, a nawet nieco otrzeźwiające na tle pozostałych symptomów — słabość jak tuż przed omdleniem. Groźne poszczekiwania zanurzone gdzieś w ciemności nie wróżyły niczego dobrego, lecz Nikko Ahane nie miał nigdy złych doświadczeń ze zwierzętami, by już na wejściu na pierwsyz plan wyrwał się pierwotny lęk czy wyrzut adrenaliny warunkujący dwie najbardziej podstawowe reakcje: ucieczkę lub walkę.
— Dlaczego tutaj? — zapytał znienacka Ahane, choć miał wrażenie, że wypowiedział to zbyt głośno jak na zaistniałe okoliczności. — Przeszkadzasz mi w poszukiwaniach… — Lekarz nagle urwał swoją wypowiedź, gdyż w pierwotnym odruchu chciał powiedzieć starego przyjaciela, tyle że jego senne Ja zakwalifikowało to z łatwością jako kłamstwo. Z kolei cel, który przyświecał mu wcześniej ponownie błysnął niczym światełko w tunelu. Nikko kontynuując ściszył nieco głos, tak jakby miał to być sekret między nim a utkaną z ciemności istotą, która sądząc po wrażeniach dźwiękowych znajdowała się bardzo blisko. W celu sprawdzenia tej hipotezy wyciągnął rękę wolną od papierosa do przodu, to czy na coś rzeczywiście natrafił, miało się dopiero okazać. — Kogoś, kto był dla mnie bardzo ważny. Jeśli nie zamierzasz mi tego ułatwić i pomóc mi znaleźć Munehirę Aoiego, obawiam się, że musisz mnie przepuścić i wrócić po mnie później. Nie chcę odchodzić stąd z pustymi rękami, a domyślam się, że możesz mnie złapać w swoje sidła i mieć na wyłączność, kiedy tylko zechcesz. — Odzyskując stopniowo rezon, jasnowłosy pozwolił sobie na lekką bezczelność, bo przecież w gruncie sennej rzeczy był u siebie i biorąc pod uwagę jawę – nigdy nie lubił, gdy ktokolwiek próbował utrudniać mu powzięte działania, spowalniać go czy co gorsza: wchodzić mu w paradę (i mógł po prawdzie zdzierżyć każdą z wymienionych bez pochodnych irytacji jedynie, gdy w równaniu pojawiał się Lian Ye). Ahane jako senkensha wykazywał się przecież znacznie mniejszym poziomem cierpliwości czy moralności niż kiedykolwiek dałoby się u niego odnotować wcześniej, tak jakby coś w nim wówczas pękło i warto zaznaczyć, że nie była to złamana kość niemal na całej swojej długości, a którą po wypadku musiał doprowadzić do porządku i nadział się w międzyczasie na parę powikłań w trakcie rekonwalescencji. Czy to co teraz robił, było to jak igranie z żywym ogniem? Owszem, ale czy miał coś do stracenia?


@Munehira Aoi


don't need you to tell me
i'm so cynical
Nikko Ahane

Munehira Aoi ubóstwia ten post.

Munehira Aoi

Wto 6 Gru - 3:03
   Cisza absolutna. Całkowite odpuszczenie. Zawieszenie w kompletnej ciemności, która teraz zdawała się zimna i lepka, dziwnie rozedrgana, jakby wychodzące z umysłu yurei emocje, nie potrafiły zdecydować, w którą stronę mają podążyć. Miał uciec, bo właśnie stało się coś, czego najbardziej się obawiał? Spotkania z kimś, kto mógł go znać, z kimś, kto znał jego przeszłość, z kimś, kto znał go przed przemianą? Z kimś, kto miał jeszcze do czynienia ze spolegliwą łagodnością, której całkowicie się wyrzekł, a której wspomnienie przyprawiało go o mdłości.
   Usilnie starał się coś wygrzebać z odmętów pamięci — nadaremno. Ciemność równa z tą, którą sam rozpuścił wokół nich. Teraz bardziej przypominająca odruch obronny ośmiornicy, tumany tuszu, niźli złowieszczą, mogilną zawiesinę; wystraszył się, odczuł lęk, strach, bał się jak dawniej. W zderzeniu z zapomnianą emocją kulił się wewnętrznie jak kopnięty w brzuch pies. Wiedział, że powrót do tego stanu spotęguje gniew, nawarstwiający się od lat, zmieniający się w grubą skorupę, niczym strup chroniący miękką tkankę rozszarpanego ciała.
   Dźwięki przerażone narastającym napięciem utraciły zdolność wybrzmiewania. Wcześniejsze rozognienie i początkowa pewność siebie rozbiły się na miliardowe części, wrażeniem zagubienia pełznąc w klatce piersiowej Aoi.
   Ubrania, które dotychczas poddawały się ciepłu ciała, miękko układając się na skórze oraz w przestrzeni, zesztywniały jakby zatrzymane w czasie, nie podlegając prawom fizyki. Martwa cisza i bezruch, jakby yurei zachłysnęło się powietrzem w szoku i nie mogło sobie przypomnieć, jak się oddycha, zaciskając płuca i powstrzymując się przed kolejnym ruchem.
     Nie potrafił kontrolować tego, co działo się dalej, nie odnajdując w sobie dostatecznie dużej siły, aby kreować sen i walczyć z własnym rozchwianiem w tym samym czasie. 
    — Dlaczego? — wyszeptał na granicy słyszalności, nie poruszając się nawet o milimetr. Nie był w stanie odsunąć się, uwięziony w kołataninie myśli. Ten ból... który narastał na brzegu brwi, wkręcając się w czaszkę, świdrugąc umysł. Dlaczego znów stał się tak dotkliwy. Dlaczego nie potrafił zachować go tylko dla siebie, oddając część swojego cierpienia nieznajomemu...
   Dlaczego on i dlaczego w zestawieniu ze słowami bardzo ważny. Dlaczego dłoń mężczyzny zderzyła się z jego ramieniem, zamiast przejść przez niego, dlaczego poczuł się zbyt materialny, zamiast zadbać o swoją nietykalność, aby nadal pozostać częścią ciemności. Oddzielał się od niej, wypływając na powierzchnię niczym gruby kożuch tworzący się na mleku. Pisk w uszach narastał, wypełniając przestrzeń. 
   Dlaczego, dlaczego, dlaczego...
   Munehira chciał wierzyć, że słowa nieznajomego są kłamstwem; szukał go, nie dlatego, że dawniej uważał go za kogoś ważnego, nie, nie, nie... Ktoś go nasłał, ktoś inny go szukał, ale nie miał dostatecznej odwagi, aby zawołać yurei z imienia i pozwolić mu wsunąć się między myśli i wspomnienia. Tchórze, tchórzliwe ludzkie glizdy.
   Przekonany o prawdziwości swojego domysłu, Aoi zaśmiał się krótko, cicho, uwalniając ich ze stuporu, pozwalając powietrzu zawirować lodowatym westchnieniem. Czy mężczyzna faktycznie myślał o nim tak intensywnie, aby ściągnąć go do swojego snu? Czy było to możliwe? Był aż tak zdeterminowany, aby go odnaleźć i... i właśnie, zniszczyć? Taki był jego cel?
   Próbując zagłuszyć narastający ból głowy, psie cielska ponownie ruszyły, przeciskając się przez zwoje mroku, zawodząc nerwowo, ocierając się masywnymi korpusami o łydki mężczyzn, zamykając ich w ciasnym okręgu.
    — A więc... dlaczego on? — długie palce yurei przesunęły się przez rękaw płaszcza, wędrując do nadgarstka nieznajomego, na którym zacisnęły się delikatnie. Drgał. Jego forma się zmieniała. Dłoń raz lepka od krwi, gorąca z rozszarpaną do kości skórą, nagle znikająca całkowicie, aby po chwili stać się delikatnie zarysowaną, czystą, przyjemnie chłodną, jakby dopiero co zanurzył ją w mleku i osuszył w miękkiej, wonnej tkaninie. Glitch.
    I w całej tej szamotaninie, która rozgrywała się w upiornym mozole, a która paliła jak rozżarzone węgle, było coś znajomego, czego nie potrafił wyjaśnić. Coś tęsknego, niosącego ze sobą ucisk w kącikach ślepych oczu, wypełniając je łzawym nalotem. Jakby czuł, że wrócił do domu. Bezbronne szczenię, porzucone na poboczu, po miesiącach węszenia za znajomych zapachem, stające pod drzwiami, skomląc. Już nie takie jak dawniej, naznaczone piętnem traumy i bólu. Już nie tak ufne, już nigdy niemogące poczuć spokoju i szczęścia. Dlaczego...

@Nikko Ahane


Dreams catch us with our armor off [Aoi x Nikko] 0YAOCnr
Munehira Aoi
Nikko Ahane

Nie 11 Gru - 11:41
Od nastałej ciszy zaczęło brzęczeć mu lekko w uszach, tak jakby zmysł był gotowy na wychwycenie czegokolwiek, lecz wyjałowienie dźwiękowe stawiało temu temu zdecydowany opór. Wzrost wilgoci poszedł w parze ze spadkiem temperatury, tak jakby rozsiano dokoła mgłę, która zatonęła w ciemności. Nikko Ahane zamknięty był w uścisku oczekiwania i odbierania wrażeń zmysłowych, a przy natłoku wszystkich z odcięciem wzroku, czuł się w pewien sposób przytłoczony. Dopiero zawieszone na granicy słyszalności dlaczego, dało mu swoiste kliknięcie, tak jakby zapadnie zaskoczyły w odpowiednie miejsca i zwolnił się mechanizm blokujący. Nie był pewien czy zarejestrował dobrze wypowiedziane słowo, gdyż zdawało się docierać do niego z opóźnieniem, jednak nie ono odgrywało tu pierwsze skrzypce. Ten głos wydał mu się zabójczo znajomy, tyle że pamięć miała do siebie to, że wszystkie zmysłowe wrażenia wytracały na jakości — zapisane w taki, czy inny sposób. O ile ten należący do Moriko, mógł chociażby odtworzyć na social mediach, to ten należący do każdej innej osoby pozostawiał wrażenie zawiśnięcia na granicy rozpoznanego tonu czy stylu wypowiadania słów, ale pozostawało to dość mętne niczym spoglądanie na tafle wody, w której zalęgły się organizmy wodne i rośliny, wykradając tym samym jej przejrzystość. Natrafiając w powietrzu na ramię zanurzone w nieprzeniknionej ciemności, poszedł za ciosem, próbując położyć na nim rękę w udawanym poszukiwania oparcia.
Między brwiami Ahane odznaczyła się lwia zmarszczka, świadcząca o intensywnym zastanowieniu i poniekąd próbie wyłowienia czegoś więcej ze swojej pamięci. Jakie istniało prawdopodobieństwo, że wymanifestowałby sobie Munehirę, albo że natrafiłby akurat w śnieniu właśnie na niego? Wątpliwości rozlały się po nim, a pytania pozbawione dotąd odpowiedzi zabłysły na podobieństwo zapalonych w nieprzeniknioną noc flar. Ahane nagle poczuł zawroty głowy, jak przy zrobieniu gwałtownego ruchu, mimo że nie poczynił nawet kroku do przodu (tylko psie, masywne korpusy osaczały ich zewsząd, ocierając się i pokazując swoją nieustającą obecność), a błędnik odpowiadający za zmysł równowagi zaczął wariować. Wciąż kwestią względną pozostawało to, czy jasnowłosy Nikko był jakkolwiek świadomy, że znajduje się wewnątrz tkanej starannie, choć niekiedy chaotycznie marze sennej, czy bardziej towarzyszyło mu niezmącone przekonanie, że dzieje się to na jawie i natrafił na niego w jednej z uliczek. Nikko starał się zogniskować swoją uwagę na otulającym ich nerwowym, a jednocześnie pełnym oczekiwania zawodzeniu. Chwilę później do kompletu doszedł otrzeźwiający pisk.
Śmiech i późniejsze a więc... dlaczego on? — cóż, jeśli do tej pory miał wrażenie, że przesadzał lub wykazał się jakąkolwiek nadwrażliwością, biorąc pod uwagę, że chodziło właśnie o Aoiego Munehirę, a nie jakąś przypadkową, nieobdarzoną nawet dostatecznie długim spojrzeniem, to teraz zostało to spięte w pewność. A jeśli to jego chciano akurat zwieść na manowce? Czy w takim momencie jakoś szczególnie o to dbał? Ani trochę. Na tym globie — poza nieżyjącą już Moriko — nie było niemal nikogo, kto poznałby jego uczucia wobec pewnego zaginionego w dziwnych okolicznościach młodego mężczyzny, a o których nie mógł zapomnieć, nawet jeżeli zdrowy rozsądek podpowiadał, że po 48 godzinach aktywnych poszukiwań wiązało się to tylko z jednym wnioskiem. Tyle że brak ciała i domknięcia sprawy pozostawiał w jego głowie stale uchylone drzwi, które zdążyły zerdzewieć i nikt nie mógłby ich przesunąć. A Nikko Ahane niczym tonący uchwycił się brzytwy, na której ostrzu wyryte zostało to on, nie bacząc na możliwe w odniesieniu zranienia. Kompletnie o to nie dbał. Do tego nacisk obcych palców na własnym nadgarstku, choć dających zmienne odczucia — raz mokrego i gorącego, a chwilę później zupełnie tego pozbawione. Wyjątkowy dystraktor.
Obawiam się, że chciałeś powiedzieć, dlaczego ty. — Ahane po chwili zastanowienia położył wszystko na jedną kartę, głos nadal utrzymując na poziomie szeptu, tak jakby uznając to za najbardziej odpowiednie. Lekarzem targały sprzeczne, mieszane uczucia utkwione w niejednorodnej zawiesinie, dając o sobie znać w ucisku w klatce piersiowej w okolicy mostka. Spróbował pozbyć się go, nabierając głębszego wdechu. — Dlaczego? — Nikko zawiesił między nimi to jedno słowo zaklęte w ciężkie, kamienne pytanie, tak jakby je smakował. Zapewne gdyby wszystko rozgrywałoby się na jawie, a lekarz miałby do dyspozycji znany sobie cynizm, ironię czy żart, to nie zawahałby się po nie sięgnąć, niczym w obronie własnej, by się aż tak nie uzewnętrzniać. W sennych objęciach Morfeusza to tak nie działało, owy pancerz nie przenikał do tej krainy; zasoby, do których miał dostęp – były znacznie bardziej okrojone, dlatego też Ahane w śnieniu był o wiele bardziej bezpośredni, prawdomówny (tu prawdy nie mógł przecież owinąć w coś innego i zrozumienie przekazu, zrzucając na barki potencjalnego odbiorcy treści) i szczery. Ot, zupełnie się odsłaniał. Nikko westchnął i zwilżył wargi, zanim podjął się dłuższej wypowiedzi:
Mam bardzo silną potrzebę domykania, uzupełniania i pozyskiwania wiedzy, ale jestem pewien, że kiedyś ci o tym wspomniałem. Lubię wiedzieć, co się dzieje lub wydarzyło z osobami, które w swoim życiu kochałem, adorowałem lub stworzyłem chociażby pozytywną więź. Z tobą jest ten zasadniczy problem, że nagle zniknąłeś i nigdy nie zdobyłem się na powiedzenie, że jesteś w pierwszym przedziale… Chciałbym powiedzieć, że bez śladu, ale jestem skłonny uwierzyć, że te celowo zatarto lub przeoczono, a gdy trop się urwał niby bezradnie rozłożono ręce. Z twojej nieobecności najtrudniej mi się otrząsnąć. Wiesz, to tak jakby ktoś nieproszony wypalił dziurę w cennym materiale, a miejsce to zostało stwardniałe na brzegach i nigdy nie wróci do poprzedniego kształtu. — Oczywiście, że nie bez powodu starał się mówić bardzo obrazowo, zarzucając wędkę aluzji z drugim dnem, jakby ktoś Nikko w ten sposób okradł. Może Ahane miał okazję pokazywać lub opisywać cokolwiek podobnego Munehirze, a teraz pamięć płatała sobie z niego figle, posyłając mu złośliwe mrugnięcie. — Zawsze mam to z tyłu głowy. To, że nie wiem, co się tak właściwie stało i nikt nie chciał udzielić mi żadnych wartościowych odpowiedzi. Obawiam się tylko jednej rzeczy, Aoi. Tego, że drzwi do poznania prawdy, dała mi dopiero śmierć, po której zostaje się łącznikiem między światem żywych, a zmarłych.


@Munehira Aoi


don't need you to tell me
i'm so cynical
Nikko Ahane
Munehira Aoi

Pon 12 Gru - 6:52
    ... kochałem, adorowałem; zawirowało najpierw niechętnie, musnęło jedynie wibrujący ból głowy, obejmując go i początkowo potęgując, doprowadzając do granicy wytrzymałości, aby po chwili odjąć. Zniszczyć. Wymazać go, jakby nigdy nie istniał.
    — Więc... reasumując. Życie się dla Ciebie nie skończyło. Wróciłeś. To ja jestem w Twoim śnie, nie na odwrót — urwał, dostrzegając ułomność sformułowanego zdania; brak sensu, a raczej nie taki sens, jaki chciał przełożyć mężczyźnie. Nie potrafił tak, słowa miały dla niego zbyt duże znaczenie, aby rzucać je byle jak, strzępem, marnym ochłapem, który druga strona mogła przerobić wedle własnego życzenia i wszelkiego widzimisię; dlatego nabierając świstem powietrza przez rozchylone wargi, Aoi dodał po sekundowym milczeniu o oktawę niżej, muskając najpierw językiem wargi, ściągając z nich wrażenie zagubienia:  — Ahh... może inaczej. Jedno dobiegło końca, ale rozpocząłeś nowe. Jakby na to nie spojrzeć, jeżeli tak bardzo chciałeś poznać prawdę, o której mówisz, a teraz dotykasz jej źródła, to nie jesteś w najgorszym położeniu. Udało Ci się. Lepiej być medium, niż paskudnym yurei, mogę Cię o tym zapewnić. Coś o tym wiem... — złapał się na tym, że język poruszył się jeszcze w ustach bezgłośnie, muskając gładkie podniebienie, jakby chciał wymówić jego imię, ale ono rozmywało się przy każdej próbie pochwycenia. Czuł je, wiedział, że wymawiał je wielokrotnie, ale teraz, nie potrafił. Nie pamiętał. Tak cholernie naciskał na samego siebie, ale pustka wgniatała się tylko mocniej i mocniej, odciskając na odczuciach, niczym materiał zagniecionej poduszki na policzku, pozostawiając na nim finezyjne wzory, wijące się pod opuszkami palców, które starały się je usilnie rozetrzeć.
    ... kochałem, adorowałem; nadal sunęło gęstą smugą przez myśli Aoi. Słowa, które nie odpuszczały. Zakleszczały się silniej wokół gardła. Czy naprawdę tak było? Czy dał się teraz zwieść i kłamstwo mężczyzny sprawiło, że opuścił gardę. Jednak jedno dojmująco znajome wrażenie, które tliło się na dnie żołądka, nie pozwalało mu pociągnąć myśli, że ów nieznajomy jest jedynie łowcą, kolejnym nasłanym mordercą, który miał dokończyć dzieło swojego poprzednika.
    — Jakkolwiek to zabrzmi, ilekroć cofam się myślami do tego, jak wyglądało moje życie, ta opcja jest dla mnie... lepsza. Na samym początku, po tym, jak zrozumiałem, co się stało, zadawałem sobie pytania, co bym zrobił, gdyby ktoś mnie wtedy odnalazł. Co, jeżeli sam stałbym się senkenshą. Co, jeżeli bym przeżył  — rozpoczął łagodnym, przyciszonym głosem, wsuwając koniuszki palców za linię mankietu rękawa płaszcza, delikatnie i w prawie że czuły, choć jeszcze niepewien sposób starając się poczuć, choć skrawek skóry za nadgarstkiem Ahane, łudząc się mdło i ujmująco w jakimś, niby to w dziecięcym przekonaniu, że w ten oto sposób wspomnienia odżyją feerią kolorów, wrócą, przynosząc ukojenie. Ciało zmieniające co chwilę swoją formę ustało w jednej. W tej, która on znał z dotyku sprzed swojej śmierci.
   Psi warkot i wilgotny zapach sztywnych futer jeżących się szerokim kołnierzem na karkach zaczął zanikać stopniowo. Odsuwać się, choć będąc nadal obecnym gdzieś na skraju świadomości, majacząc w upiorny sposób i zawodząc jakoby z oddali. Jak zawsze. Codziennie. Po każdym przebudzeniu się, powrocie z pustki, której nie dało się nazwać snem, której nie dało się określić w żaden ludziom poznany i zrozumiały sposób.  — Czy gdybym przeżył i popełnił samobójstwo, czy wtedy też bym wrócił. Czy zapomniałbym, jak się właśnie okazuje, tak wiele, skupiony tylko na kilku rzeczach, które wyniszczają mnie tak jak teraz  — przełknąwszy gęstniejącą żałośnie w krtani ślinę, wolną dłonią Munehira przetarł oczy, zbierając na jej brzeg marną warstwę łez, nad którymi nie miał kontroli. Tak, jak nad gniewem, szaleńczą wściekłością, która sprowadzała go już wielokrotnie do czystych, pierwotnych instynktów. 
    — Nieobecności... — wrażenie śmiechu rozbijającego się głucho w klatce piersiowej, przeszło przez jego ramiona, kiedy w tył czaszki wbił się ząb wspomnień.  — Przygotowywałeś się już na nią przecież, prawda? Powoli do niej dążyłeś. Sam. Bez mojej pomocy. Bez mojego udziału. Wspomnienia powoli do mnie wracają. Nie, nie wspomnienia, ale wrażenia i odczucia. Kilka strzępów uczuć... żal. Duszące rozżalenie. Ale coś jeszcze... coś czułego, czego nie potrafię zrozumieć — wysuwając palce spod sztywnego materiału, Aoi wykonał krótki krok do przodu, pozwalając, aby wrażenie jego klatki piersiowej i ramion, zaparło się prawie że na torsie "nieznajomego", kiedy to usta odnalazły ucho, snując wprost do niego szept.  — Mów więcej. Pomagasz mi tym. Chociaż nie wiem, czy chcę pamiętać. Może powinienem... Powinienem?
    — Znalazłem kogoś  — wyszeptał na wydechu, układając policzek na ramieniu mężczyzny. Złagodniał, odpuścił, nie wiedząc dlaczego; pierwszy raz od kilku lat, znajdując się w śnie, który nie był brutalnym koszmarem. Uświadamiając sobie tym samym, jak bardzo był zmęczony i jak wiele racji miał Shura mówiąc, że dzieli go już kilka kroków od zostania borei. Kilka tygodni. Może miesięcy, przed całkowitym zatraceniem się. — Kogoś odpowiedniego. Kogoś, kto mi pomoże. Wracam  — złapał już jego trop jak myśliwski pies, węsząc przez ostatni miesiąc za swoją ofiarą. Nie pozostawił mu wiele wskazówek, jak może do niego dotrzeć, tylko zapach, to dziwne wrażenie niepokoju, jakie od niego biło. Nieznajomy z balu, na którym prawdziwa forma Munehiry zabłysnęła w pełnym blasku. Nie bał się go, nawet jeżeli był świadkiem ataku na Miyazaki i tego, jak Aoi w pewnej chwili sam był gotowy przebić własną krtań długim ostrzem zimnego szkła. Nieznajomy z balu, który jako jedyny był w stanie udźwignąć to, czym Aoi stał się, rozrywany między psimi kłami. Odrodzenie w piękniejszej formie, zlanej krwią i żałosnym zawodzeniem, że przecież pomimo całego zła, jakie wyrządził za życia, nie tak powinien odejść. Nie w tak wielkim cierpieniu.

@Nikko Ahane


Dreams catch us with our armor off [Aoi x Nikko] 0YAOCnr
Munehira Aoi
Nikko Ahane

Sob 17 Gru - 23:46
To ja jestem w Twoim śnie, nie na odwrót — czy zatem śniący Nikko mógł doświadczyć w tkanym skrupulatnie nieprzeniknioną czernią śnieniu czegoś na podobieństwo powietrza przyjemnie wciągniętego w płuca tuż po wynurzeniu się z głębokiej wody? A więc spotykali się we śnie. Bazując zatem na wynikających z tego faktów: Aoi Munehira nie żył i stał się yurei — te dwa stwierdzenia dały mu z jednej strony poczucie rozlewającej się ulgi, wynikające ze świeżo pozyskanej wiedzy, a z drugiej odnosił wrażenie, że żołądek owinął mu się wokół własnej osi, zatrzaskując się w zapętlającym zaniepokojeniu. Wszelkie przesłanki i jego wsparte na logicznym rozumowaniu podejrzenia okazały się prawdziwe, bynajmniej nie odczuwał z tego tytułu rozlewającego się poczucia zwycięstwa. Coś zyskiwał — bezcenną wiedzą i coś tracił — nadzieję przed nieuniknionym. Z tą niezbyt subtelną różnicą, że okoliczności wciąż zarysowują się w ramach zagadki.
Więc twierdzisz, Aoi, że możesz mnie przyciągnąć do swojego snu? I nigdy do tej pory z tego nie skorzystałeś? — zapytał Ahane, nie bawiąc się nawet w szczególne owijanie tego w bawełnę. Głos neurologa pozostawał pozornie neutralne, jednak coś było w nim podprogowego. Jeśli we śnie bywał szczery do bólu, odarty ze zbroi z jawy, to cechą, która od zostania senkenshą wezbrała na sile jak poziom wody po roztopach i była nią naukowa, acz niekoniecznie zdrowa ciekawość. Jeśli jego dotychczasowa i niewątpliwie wciąż bardzo okrojona jakościowo wiedza na temat yokai i yurei, mimo przynależności do Tsunami i dostępu do ich archiwów, dzięki którym najpierw odnalazł informacje na temat Miyazaki Tsukiko, a później za sprawą swojego uporowi na miarę starego, zapierającego się osła, odnalazł ją. To, że udało mu się z nią zaprzyjaźnić, mimo prezencji czarnej, gotyckiej damy i pozwalać wciągać się w różne śledztwa, to to już inna para kaloszy. — Przed zostaniem medium nigdy nie wierzyłem w to, że może być coś jeszcze i że są inne ścieżki poza śmiercią, a także stopniowym obróceniem w nicość, gdy z dnia na dzień po prostu przestajesz figurować w czyjejś pamięci. — Oczywiście, że dla kogoś, kto od zawsze charakteryzował się racjonalnym podejściem, opieraniem osądów na faktach mierzalnych, wynikach badań, a zamykając to na szkiełku i oku. Po powrocie jako senkensha granice jego pojmowania zostały drastycznie poszerzone, a on wówczas wcale nie wydawał się na to gotowy, co przełożyło się na jego czysto hipotetyczne samodiagnozowanie z omamami słuchowymi i halucynacjami wzrokowymi na czele. — Na początku myślałem, że uszkodziłem sobie mózg w wypadku samochodowym, a gdybym siedział, na którymś z przednich siedzeń musiałbym zredukować swoje szanse przeżycia do okrągłego zera, albo zapadłem na poważne schorzenie psychiczne. Nagle zaczyna się widzieć i słyszeć to, co dla zwyczajnych osób pozostaje poza zasięgiem i jest to cholernie przytłaczające. Nie ma nigdzie zapisanej instrukcji czy złotej recepty, co robić w przypadku, gdy zaczyna się dostrzegać zjawiska nadnaturalne.
(…) ta opcja jest dla mnie… lepsza, i tego Nikko Ahane wolał się kurczowo przytrzymać, tak jakby stanowiło to gwarant zachowania równowagi i zawierzyć temu, że osąd Munehiry nie został niczym zmącony. Stopniowe odsuwanie się masywnych, zwierzęcych ciał, pociągało za sobą zmniejszenie wrażenia osaczenia, ale zawodzenie dochodzące gdzieś z oddali, nadal dawało jasno do zrozumienia, że nie zniknęły. Czaiły się pod osłoną ciemności i nie pozwalały o sobie zapomnieć.
Muszę wiedzieć, co się tak naprawdę zdarzyło. — Słowa wypowiada pewnie bez najmniejszego zawahania, choć wciąż pozostaje na właściwym, przyciszonym tonie. Nieco obawia się odpowiedzi, tak jakby otwierał puszkę Pandory i wiedział, że nie usłyszy niczego pogodnego, a już tym bardziej otulającego wbrew dłoni Munehiry oplatającej jego nadgarstek. Zaśmiał się krótko, ale w jego śmiechu brakowało jakiejkolwiek wesołości. — Żebyś wrócił w formie senkenshy ktoś musiałby cię w porę uratować przed śmiercią i utratą pełnych funkcji życiowych na zawsze. Kluczem do rozwiązania tej zagadki wydaje się śmierć kliniczna, a przynajmniej to wynikałoby z przeprowadzonego przeze mnie eksperymentalnego badania. — Cóż, właśnie przyznał się bez ogródek do umyślnego zmienienia kogoś w medium, planując ograbiony z etyki jego zawodu przebieg tego, co do detalu z każdą możliwym zboczeniem z pierwotnego toru. Co gorsza zaciągnął ów petenta do mieszkania Liana, tak jakby było to najnormalniejszą rzeczną z nocy z soboty na niedzielę, czyniąc tym samym z niego współwinnego, a który najchętniej, by go za to wszystko zamordował. Nie musiał tego werbalizować – Nikko po prostu to wiedział. Dodatkowo dochodził do tego niebotyczny stres i w zaistniałych okolicznościach – wybuch konfliktu musiał zejść na dalszy plan. Ye w najlepszym rozrachunku mógł go do woli piorunować wzrokiem w oczekiwaniu na rozwój akcji, który nawet dla Ahane ciągnął się w nieskończoność, prowadząc do wiszącego w powietrzu napięcia. Gdyby cokolwiek poszło nie tak (od zbyt powolnej reakcji, po nieprawidłową odpowiedź organizmu), mieliby przejebane do tego stopnia, że ta jedna noc mogła pogrzebać ich względnie bezpieczną przyszłość w mgnieniu oka. To, czy była to zimna kalkulacja Nikko na rzecz zaspokojenia swojej niezdrowej miejscami naukowej ciekawości, czy szczęście, pozostawało niezmienne kwestią względną. Ahane zabawił się w boga, złośliwie można, by napisać, że niemalże tak samo jak robił to podczas przeprowadzania operacji.
Nieobecności... Przygotowywałeś się już na nią przecież, prawda? Powoli do niej dążyłeś. Sam. Bez mojej pomocy. Bez mojego udziału. Wspomnienia powoli do mnie wracają. Nie, nie wspomnienia, ale wrażenia i odczucia. Kilka strzępów uczuć... żal. Duszące rozżalenie. Ale coś jeszcze... coś czułego, czego nie potrafię zrozumieć — całość wypowiedzi Munehiry była jak zimne chluśnięcie w twarz, a także znajome pieczenie żołądka, które niekiedy doskwierało mu w odpowiedzi an stresującą sytuację. Jak na zawołanie przed oczami zamajaczyła mu wymiana zdań między nim a Moriko którejś nocy na balkonie, gdzie po zniknięciu Aoiego w dziwnych okolicznościach i braku rozwiązań sprawy czy jakiejkolwiek postępu — Ahane często miewał problemy ze snem i wypalał kolejne papierosy, wpatrując się w ciemność. Zmarła aktorka teatralna na odchodnym rzuciła jedynie: wiedziałam, że nie będę jedyna w twoim życiu i przyjęłam to do wiadomości, już wtedy gdy powiedziałam, że uciekasz przed goniącymi cię uczuciami, gdy tylko dotykają twojej nieheteronormatywności. W jej głosie nie było zawodu, rozczarowania czy kąśliwości. Dynamika relacji Nikko i Moriko dotyczyła rozmawiania o wszystkim, do tego stopnia, że zdawało się, że nie istnieje dla nich temat tabu. Nigdy nie traktowali się jak jednego organizmu, choć niewątpliwie mogli na sobie zawsze polegać i trzymali się niepisanej zasady, że o sobie mówią zawsze dobrze, nieważne co. Tę wyraźną rysę i różnicę w spostrzeganiu łączącej ich relacji jako pierwszy wyłapał Lian, który odpowiadał za pisanie biografii Moriko i wydał ją pod pseudonimem. Komu jak komu, lecz jemu nie mogło to umknąć. Teraz słowa jego nieżyjącej zmarłej żony powracały jak wyrzut, który powinien ujrzeć światło dzienne, biorąc pod uwagę to, że chyba najszybciej rozczytała to, jakimi uczuciami darzył zaginionego bez śladu młodego mężczyznę.
Przełknął ślinę, zanim podjął temat wyciągnięty w senne mroki przez Munehirę wspartego na jego torsie i łamiącym tym samym wcześniejszą odległość. Nawet w takich okolicznościach, mimo wszystko dobrze było mieć Aoiego — niezależnie w jakiej formie — znowu blisko siebie.
Tak, to prawda zmniejszałem nasz kontakt stopniowo. — Przyznał Ahane z wyraźną niechęcią, choć wyrzucał to sobie na przestrzeni lat wielokrotnie i częścią składową tego zawsze było dodatkowe obwinianie się za zniknięcie Munehiry. — Myślałem naiwnie, że to pomoże, że to jakoś rozwiąże sprawy samoistnie i uniknę wyznawania uczuć, że dzięki temu nie stracę tak ważnej osoby w moim życiu. Najgłupszy ruch z możliwych i nie będę zaprzeczał. Ograniczony kontakt i tak wiązał się z zaprzątaniem mi myśli, czy tęsknotą. Wychodziło na to, że bardziej toczę ze sobą walkę. Nie zdobyłem się na wyznania, nawet nie wiedziałbym w tamtym czasie, jak się za to zabrać. Nawet moja nieżyjąca żona od razu zdefiniowała to, co do ciebie czułem na starcie i jakimś cudem przyjmowała to do wiadomości. — Jasnowłosy westchnął ciężko, przygryzając na moment dolną wargę, tak jakby potrzebował chwili czasu do namysłu, w którym kierunku chcę z tą wypowiedzią pójść. Wolna ręka pozbawiona tlącego się w mroku papierosa, bacząc po zapachu nikotyny unoszącym się w powietrzu, została uniesiona zamiarem pogłaskania Aoiego po głowie, tak jak niegdyś zwykł to robić, choć jedynie na jego przyzwolenie. Ahane nigdy nie przekraczał granic Munehiry i dopasowywał się do jego konkretnych humorów, dzielnie je znosząc. — Obawiam się, że zraniłem cię swoim tchórzostwem, ale poza tym co negatywne i co wyłoniło ci się ze strzępów pamięci jako pierwsze – było też wiele słodkich momentów. Spędzaliśmy ze sobą bardzo dużo czasu i niekiedy przyjmowałem rolę narratora, opowiadając ci, co widzę. Chyba cię nie urażę tym, jeśli poproszę, abyś rozwinął tę myśl? Co dokładnie oznacza ten powrót? Pamiętaj, że nie jestem ekspertem w sprawach duchowych i musisz mieć do mnie trochę cierpliwości.


@Munehira Aoi


don't need you to tell me
i'm so cynical
Nikko Ahane

Munehira Aoi ubóstwia ten post.

Munehira Aoi

Pią 23 Gru - 7:03
     — I nie ma w tym ani grama mojego przewinienia, że tyle musiałeś na mnie czekać   — perlisty śmiech otarł się o wargi Aoi, muskając je nieśpiesznie, formując słowa w sposób ujmująco lekki.  — Po pierwsze; perspektywa czasu, kiedy umierasz... nieco się zakrzywia. Początkowo straciłem cały pierwszy rok, będąc przekonanym, że dalej żyję. Przeżywałem na okrągło ten sam dzień. Szok sieje spustoszenie w umyśle. Później próbujesz monitorować zmieniające się daty, ale to nie takie proste, kiedy powoli tracisz pamięć, gdy nie śpisz, tylko trwasz w zawieszeniu. Gdyby nie ta jedna noc w każdym roku, kiedy yurei mogą na te kilkanaście godzin wrócić w cielesną formę, zapewne już dawno zapomniałbym, jak się nazywam. Wiesz, ciężko jest być yurei... ale już szczególnie karkołomnym jest egzystować jako ślepe yurei  — zęby zagryzły się na krótki moment na dolnej wardze, pozwalając mężczyźnie na złapanie głębszego oddechu. Pierwszy raz od dawna miał okazję podzielić się z kimś swoimi przeżyciami. Pierwszy raz od dawna wyczuwał stabilny puls żywej istoty, która była chętna przyjąć w siebie słowa zagubionej, szaleńczej duszy. Ktoś, kto nigdy nie miał do czynienia z istnieniem na rozchwianej granicy między marazmem życia, a słodko tkanym głuchym trwaniu w nicości. To nęciło, pozwalało sunąć opowieści, niczym starej legendzie, która przecież wcale nią nie była; to rzeczywistość. Jego. Zawszona. Rzeczywistość.   — Po drugie; jak miałbym zawędrować w sen kogoś, kogo nie pamiętam? Żebym mógł wślizgnąć się między Twoje myśli, muszę być blisko, tuż obok Ciebie — długi palec zaparł się chłodną opuszką na skroni Ahane, przedzierając się przez miękkie kosmyki włosów, usadawiając się na skórze napiętej na czaszce, zawłaszczając te centymetry ciała tylko dla siebie. Przyjemne, elektryzujące wrażenie bliskości, przesunęło się przez kość paliczka Munehiry, sunąc tęsknym wrażeniem utraconej nadziei do łokcia, paraliżując obły kształt ramienia, zakręcając gwałtownie na torsie, wbijając się długim soplem między płuca. Delikatnie oczyścił gardło, przełykając nieco głośniej ślinę, nie wiedząc, dlaczego aż tak duży bagaż emocji, nagle sam zaczyna się rozpakowywać, rozrzucając poszrpane łachmany wspomnień na prawo i lewo.  — Spokojnie, nie pozwolę Ci się wybudzić gwałtownie. Nie zobaczysz mnie, kiedy otworzysz oczy. Oszczędzę Ci tego. Z kilku źródeł wiem, że moja aparycja raczej nie zachwyca — Aoi przyciszył głos, zmieniając go w lepki szept, w którym wiło się smętne wrażenie rozgoryczenia. Yuri mogła wmawiać mu, że jego rozgryzione w psich pyskach oblicze jest piękne, utkane w cierpieniu, nabierając po gwałtownej śmierci znaczenia, jakby dopiero teraz był godzien każdej bolesnej godziny, jaką przeżył za swojego życia. Munehira wiedział jednak, że jest paskudnym upiorem, kiedy z ran skapywała gęsta jucha, odbijając się na bruku głuchym rozbryzgiem krwi, barwiąc jego szorstkość przezroczystą dla żyjących kałużą rozpaczy. Jakby samo trwanie w izolacji, uwydatniającej się w alabastrowej masce twarzy, nie było wystarczające. 
     — Prawda? To niesamowite, że musi się wydarzyć coś tak tragicznego, aby otworzyły się człowiekowi oczy. Nie chciałbym być na Twoim miejscu. Nie jesteś ani żywy, ani martwy. Niby przetrwałeś, ale ile pozostało w Tobie z osoby, którą byłeś dawniej? — ostry kieł zaparł się na miękkiej tkance wewnętrznej strony policzka, kiedy przez myśl Aoi przesunęła się jasna idea, że... byli w podobnej sytuacji. Jeżeli znali się za życia, nie oznaczało to, że znali się również teraz. Śmierć wyrywała z człowieka pogodną iskrę, nadzieję i szczęście, pozostawiając po sobie przeciąg trupiego swądu. Czy tak jak i on, mężczyzna, do którego przylegał teraz swoim ciałem, również przemienił się w siedmiogłową bestię? Kolejny fałszywy mesjasz przynoszący powolną śmierć, pozwalając krwawić organom swoich ofiar? Nie, nie, nie... Krótki pomruk satysfakcji otarł się o krtań, starając się przystopować wirujące wyobrażenia, spychając w tył istnienia krótki psi jazgot, który wypadł gwałtownie do przodu, ponownie rozrywając gęsty mrok. Spokojnie... Jeszcze tylko kilka dni.
     "(...) a przynajmniej to wynikałoby z przeprowadzonego przeze mnie eksperymentalnego badania." Ślepe wejrzenie rozszerzyło się gwałtowniej, kiedy mięśnie wokół oczu pozwoliły powiekom unieść ku górze z rozkosznego półprzymknięcia. Więc jednak... tak jak sądził, tak jak zasugerowała mu spróchniała myśl. Nie był wcale lepszy od niego. — Zabiłeś człowieka, aby usatysfakcjonować swoją chorą ciekawość? — nos Aoi odnalazł poły kołnierza płaszcza, zagłębiając się między materiał a nagą skórę karku Nikko, nie odzywając się jednak, a wtłaczając swoje słowa w jego umysł. Może powinien pozwolić na ponowne spotkanie? Jeżeli istniała krucha nadzieja, że nie byli od siebie tak różni... Jeszcze niepewien, Aoi zacisnął w sobie chęć zmaterializowania się na bazie wspomnień śniącego, odnajdując błogie ciepło bijące od jego ciała. Nie. Jeszcze moment. Jeszcze nie był pewien. Jeszcze tylko kilka słów. Może jedno, może dwa zapewnienia, które rozjaśnią splugawiony umysł.
     Co się zdarzyło? Ponownie odparł mu najpierw delikatnym śmiechem, wtłaczając go w jego obojczyk, mając świadomość, że na tę prawdę nikt nigdy nie był gotowy; a w szczególności nie osoby, którym wydawało się, że kochały ów zdechłe truchło, które tak nagle ktoś im odebrał, wyrwał spomiędzy palców wrażenie trupiej bliskości. Delikatnie odsuwając głowę, zaparł jej tył na dłoni Nikko, pozwalając mu na pogłębienie niewinnej pieszczoty.  — Hmm... powiedzmy, że komuś bardzo nie spodobało się to, co robiłem za życia i postanowił mnie ukarać. Zachowam dla siebie swoje typy, jeżeli chodzi o to, komu... Nie da się jednak ukryć, że ten ktoś był wyjątkowo kreatywny  — snując swoją odpowiedź, palce Munehiry, zaparły się delikatnie na boku szyi Ahane, nieopodal ledwo wyraźnej aorty, spijając ciepło życia pulsującego w żyłach, rozlewającego się na tafli skóry. Życia, które sam miał za chwilę odzyskać. Kłamliwe, paskudne życie. — Pamiętam wszystko o dziwo bardzo dokładnie — odezwawszy się ponownie w lekkim westchnieniu, pozwolił, aby psi warkot narósł, ciągnąc za sobą wyższą temperaturę powietrza, bardziej zbliżoną do tej, którą pamiętał ze swojego ostatniego dnia. Wilgotność powietrza, niczym w Amazońskiej puszczy wystrzeliła ku górze, osadzając się w psich tchawicach, rezonując w zdobionych długimi kłami pyskach. — Niektóre yurei nie pamiętają momentu śmierci, wydaje mi się, że moja trwała dostatecznie długo, aby wgryźć się w duszę już na zawsze  — paliczki oderwały się od ciała Nikko, pozostawiając po sobie nagą pustkę, kiedy uśmiech odbił się w kolejnych słowach. — Wgryźć... dosłownie. Słyszysz ten warkot prawda?  — pomruk cichej satysfakcji owinął się między jego własnymi strunami głosowymi, kiedy to zmora mężczyzny przesunęła obie dłonie przez ramiona Ahane. — On nigdy nie cichnie, nigdy nie znika całkowicie. Zawsze jest gdzieś na granicy mojej świadomości  — palce wtuliły się w materiał płaszcza, prześlizgując się pod niego, odnajdując rytmiczne uderzenia serca, przylegając do niego rozczapierzoną dłonią — Rozszarpały mnie psy. Pewnie się wykrwawiłem albo utopiłem we własnej krwi. Dwie opcje; ale stawiam raczej na tę pierwszą — wypowiedziane z niesamowitą lekkością, dziwnym znudzeniem, jakby całe zdarzenie jawiło mu się śmiesznym żartem, który wypowiadało się zbyt często, przez co utracił radosny wydźwięk, stając się jedynie monotonnym, mielonym po raz setny tematem.
    Pozwolił mu mówić; nie przerywał, rozkoszował się wagą każdego kolejnego słowa, dając im czas na wkręcenie się między wygłodniałe wnętrze, jak dłoniom dziecka przeszukującym korzenie drzewa, jakby między nimi mogło odnaleźć mityczne skarby. Nie wiedział, jak ma się zachować, konfrontując się z pierwszymi w swoim życiu zapewnieniami o dawnym uczuciu. Naprawdę miał czelność po tylu latach wyrzucać z siebie to wszystko z taką swobodą? Rozsadzając rozedrganą stabilność, wparowując pod skorupę czaszki gniewem, przemieszanym z toksycznym smutkiem.  — Czułeś? Co czujesz teraz?  — Nie udało się zatrzymać słów na powierzchni gładkiego języka, kiedy cięta myśl uciszyła gwałtownie wygłodniałe psie jęki, wrzucając mężczyzn w buczącą ciszę. Czy szukał pretekstu, który pozwoliłby mu zachowywać się na co dzień nadal w ten sam krwiożerczy sposób? Kolejny pretekst, aby popuścić wodze i wpaść w głębszą paranoję? Mieć powód, następny chory powód, który napędzi maniakalną potrzebę zajęcia miejsca krwawej sprawiedliwości? Sam nie był pewien. Jednak ponadto wszystko wybijało się wrażenie, że jedyne czego teraz potrzebował to myśli, że nie wraca tylko i wyłącznie dla spełnienia makabrycznego celu... a również poczucia smaku życia, które umknęło między bladymi palcami.
     — Żona! No tak... Wesele.  — W głosie Aoi nie było żalu czy rozczarowania; właśnie kolejne wspomnienie zastukało nieśmiało w powierzchnię świadomości, rozjaśniając połacie lepkiego mroku.  — Teraz rozumiem skąd to poczucie rozżalenia. Ach, Nikko, prawda?   — Ostukawszy jego pierś palcem, zatrzymał jednak na moment dalsze słowa, zapadając się w pauzie, chłodną dłoń wsuwając w dłoń Ahane, jakby próbując nieznacznie ofiarować mu oparcie w swoim istnieniu.   — Przykro mi, że nie żyje. Naprawdę. Ale... jeżeli Cię nie odwiedziła dotychczas, możesz mieć przynajmniej pewność, że nie włóczy się bezpańsko, tylko osiągnęła... nazwijmy to wiecznym spokojem  — robiąc niewielki krok w tył, nie rozrywając splotu palców uwikłanych między paliczki mężczyzny, westchnął krótko, starając się nie skupiać na zapachu palonego tytoniu, który rozpalał krew wyciskaną przez szybciej bijące serce. Martwe, rozszarpane serce. — Zraniłeś?   — Zapytanie zawisło w pogodnym uśmiechu odbijającym się w głosie. — Mało powiedziane, że zraniłeś. Nie sądziłem, że można być bardziej ślepym ode mnie. A jednak. Powinieneś mieć nieco więcej wiary we mnie. Nikomu nie pozwoliłem na bycie tak blisko... I proszę, oto tego efekt, zdychanie w samotności. Kto wie, może pożyłbym trochę dłużej, ale nie szkodzi... To już nie jest istotne, Nikko. Stało się. Mogłeś mi po prostu dać szansę, żebym mógł powiedzieć to, co sam wtedy czułem. Wyraźniejszy sygnał, jedno półsłówko, cokolwiek... Szybciej niż teraz. — Choć słowa cięły wnętrze niczym rozpędzone ostrze katany, nie pozwolił, aby odbiło się to w brzmieniu głosu czy zmieniającej się atmosferze snu. Nie, był na to zbyt słaby. Jeżeli dopuści łzawe emocje do głosu, rozpadnie się niczym piaskowy zamek zmyty przez spienioną falę oceanu. Wystarczy, że zardzewiały pilnik wbijał się z każdą kolejną chwilą coraz głębiej między kręgi kręgosłupa.
     Przybierając nieco nauczycielski ton, zacisnął mocniej palce wokół paliczków mężczyzny, jakby sprawdzając, czy jeszcze przed nim stoi, czy jeszcze tam jest. Tak, jak robił to dawniej. — Jako medium możesz połączyć się z yurei i poprzez zawiązanie z duszą kontraktu, ściągnąć ją ponownie do świata żywych. Ofiarować jej ciało, pozwolić jej znowu mieć fizyczną formę, którą utraciło w momencie śmierci. Naprawdę długo szukałem odpowiedniej osoby... Ale jeszcze tylko kilka dni. Mimo wszystko... to nadal kontrakt. Obie strony mają swoje wymagania, potrzeby i... cele.  — Zakończywszy, ponownie zbliżył się ku ciału Nikko, pozwalając swojej twarzy zatrzymać się milimetry od jego, zawieszając wargi na wysokości jego brody.  — Jeżeli chcesz mnie teraz zobaczyć, możesz to zrobić. Pozwolę Ci na to. Tylko musisz sobie przypomnieć, jak wyglądałem, kiedy ostatni raz mnie widziałeś. Nie pomogę Ci w tym, bo nie potrafię. — I jakby w zapewnieniu go co do prawdy wpisanej w słowa, Aoi ułożył płasko wolną dłoń na jego policzku, sięgając subtelnie palcami w kierunku ucha, zapierając na małżowinie opuszki, w sposób kruchy i delikatny, acz czuły, łagodnie je nimi muskając.

@Nikko Ahane


Dreams catch us with our armor off [Aoi x Nikko] 0YAOCnr
Munehira Aoi
Nikko Ahane

Pią 30 Gru - 21:50
Powiedzieć, że Nikko Ahane spijał wypowiadane przez Munehirę słowa, nakreślające mu indywidualne spojrzenie na wrzucenie wprost do postaci yurei, to tak jak niemalże nie powiedzieć nic. Życie, a może trafniej funkcjonowanie poza perspektywą i poczuciem czasu — w ustach Aoiego wybrzmiewało jak wirujące w oparach dezorientacji przekleństwo. Do kompletu dochodziło usypanie wspomnień z pamięci, jak zawartości tej jednej szuflady ze wszystkim i niczym, a następnie rozrzucenie ich tak, by odnalezienie czegokolwiek było tysiąckrotnie trudniejsze.
Bardzo doceniam twoją unikatową wrażliwość, nawet w tej duchowej formie jest godna pozazdroszczenia — mruknął z wyraźnym uznaniem w głosie Nikko. Nie kłamał w kwestii ukłucia zazdrości – może i w śnieniu był bardziej refleksyjny, aniżeli poza nim, jednak brakowało mu jego niegdysiejszej empatii jeszcze z okresu studiów, jak i późniejszej praktyki lekarskiej, ale pękło w nim coś w trakcie owego znamiennego wypadku samochodowego, nawet jeżeli nie miał po niej żadnej pamiątki odciśniętej na ciele. Tatuaż, który zrobił sobie później w miejscu noszonej niegdyś obrączki w ogóle się pod to nie zaliczał. Ahane traktował to jako swoją ingerencję niż dowód, że przeżył, a dwóch jego towarzyszy na przednich siedzeniach nie. Zupełnie nie przeszkadzał mu brak dystansu między nim a Aoim, a także to, że tę przestrzeń zagarniał dla siebie zwłaszcza on. — Obawiam się, że jesteś dla mnie zbyt łaskawy na tym polu. Nieszczęśliwie mam doświadczenia z dyżurów na SOR-ze, więc śmiem pokusić się o stwierdzenie, że widziałem już na oczy tyle uszkodzeń tkanek, obumarłych na własne życzenie organów, paskudnych reakcji alergicznych, oparzeń czy odmrożeń i tym podobnych, że ciężko wzbudzić we mnie szok. W pewnym momencie nadmierna ekspozycja staje się elementem codzienności, swoistą rutyną. Nie odrzuciłbym cię na podstawie wyglądu zewnętrznego, nawet jeśli wszedłby w kolizję z tym, jak cię zapamiętałem. I bynajmniej nie mam najmniejszego prawa do oceny estetycznej twojego wyglądu, tym bardziej, gdy mam na uwadze okoliczności twojej śmierci. — Cały swój wywód skwitował ciężkim westchnieniem.
Dostatecznie, jak się zdaje, bym w dalszym ciągu o tobie myślał, Aoi. — Pierwszy raz w trakcie przebiegu ich rozmowy Ahane zbacza nieco z kursu. Jak może się zdawać – Nikko wcale nie chce aż tak otwarcie pokazywać, że kręgosłup moralny nadpękł mu na tyle mocno, że był skłonny bez mrugnięcia okiem podjąć się pracy w ciemnym półświatku, jak i tym całkowicie legalnym. Senkenshę w tym kierunku nie popychała zachłanność czy chciwość, a brak zahamowania w postąpieniu kolejnego kroku do przodu. Po prostu, gdy stał się pośrednikiem między światami, tak jakby zrobiło mu się wszystko jedno – z każdej strony to pewna rutyna, wyuczony schemat postępowania i chłodna kalkulacja oparta na fundamencie wiedzy, zdobytego na przestrzeni lat doświadczenia i umiejętności.
Skarbie — zaczął łagodnie, stawiając emfazę na to jedno słowo, kryjące sobie więcej emocji niż w pierwszym zamyśle chciał w nim umieścić. — Ściągnąłem kogoś w ramiona najmniej bolesnej, choć odwlekającej się śmierci w efekcie hipotermii. Człowiekowi wydaje się wtedy, że nagle robi się cieplej, choć zupełnie rozmija się to z prawdą i realną temperaturą jego ciała. Powiedzmy, że poszedłem na kompromis ze śmiercią, chociaż wiem, że bardzo zuchwale jest coś takiego powiedzieć. Przewidziałem, mój drogi, każdy nawet najmniejszy schemat odbiegający od pierwotnie zamierzonego scenariusza zerowego, zaplanowałem cały przebieg tego przedsięwzięcia i reakcje w trakcie. Trudno przekalkulować nerwówkę, stres, siedzenie jak na igłach i adrenalinę krążącą w żyłach, ale kiedy pewne czynności wykonujesz niemal w sposób zautomatyzowany, to nie wymaga to szczególnego bicia się z własnymi myślami. Zanik pulsu, wyczekanie jeszcze kilkudziesięciu sekund, dłużących się niemal w nieskończoność, by rozpocząć akcję ratunkową. — Głos Ahane pozostał precyzyjny, lecz brakowało w tym traktowania owego królika doświadczalnego jako element ludzki, a maszynę utkaną z biologicznych, choć nadal zużywalnych trybów. Nie był z tego spostrzegania szczególnie dumny, lecz nie śmiał mu nawet zaprzeczać. Tak się to przecież prezentowało i tak tkało się w jego umyśle. Kto mógłby przypuszczać, że kiedyś dojdzie do takiego etapu? — Śmiało, nazwij to chorą ciekawością, Aoi, nie będę zaprzeczał temu określeniu, jednak z mojej perspektywy to nauka i pewna konieczność zrozumienia tego, co umknęło spod jej szkiełka i lupy, a co mnie akurat nie daje spokoju. Człowiek koniec końców to chemia i biologia utkany z komórek, tkanek, organów i sieci neuronalnych. I koniec końców – czy miałbym szczególnie przejmować się tym, że ktoś zgłosi się do służb, twierdząc, że przeze mnie widzi duchy? Niestety żyjemy wciąż w masowej nieświadomości i nikt nie weźmie tego na poważnie. I wiem, brzmi to paskudnie. — Ahane wzruszył jedynie ramionami, mając jednoczesną świadomość, że przed znalezieniem się na granic życia i śmierci, a także powrotu w formie zmienionej, gdzie jego ścieżka usypana była poczuciem zagubienia i rosnącego przeświadczenia o pogłębiającej się w zastraszajacym tempie chorobie psychicznej, w której część składową wchodziły halucynacje wzrokowe i omamy słuchowe. — Jeśli zapytasz, czy to była granica, której jako człowiek bym nie przekroczył, to może to być prawdą. Tak naprawdę nie wiem. Brak świadomości o istnieniu czegoś jeszcze, chyba wykluczała takie próby. Teraz daje mi to informacje, których nie mogę pozyskać w żaden inny wartościowy sposób. Nie twierdzę, że to wystarczający argument za i że w ogóle ma to znamiona moralności, bo to kwestie wyjątkowo wątpliwe. Może to nieludzkie i w jakimś stopniu bezduszne, ale może nie wróciłem we wszystkich kawałkach albo to tylko otworzona furtka do zbadania nowego zjawiska wzdłuż i wszech była przeważająca. Nie mam pojęcia.
Nikko nie podpytywał kto za tym występkiem stał i zapewne nie dlatego, że wspomniane przez Munehirę typy nie znajdowały się w granicach jego zainteresowań. W jego wnętrzu rozgościł się chłód, kiedy docierało do niegosię tak naprawdę z Aoim stało. Może Ahane wykazywał iście niezdrowe zaciekawienie wobec nowo okrywanego świata, a co za tym szło bezczelnego włażenia wszędzie, gdzie się dało z buciorami w anturażu eleganckiego ubioru i złotej szpilki przy krawacie, idealnie ułożonych jasnych włosów czy przy naporze swojego wyjątkowo uważnego spojrzenia, a także wpadania w wyciągnięte niemal zapraszająco ramiona yurei czy yokai, jednak do rozwiązywania zagadek kryminalnych brakowało mu choćby płonącej iskry pasji. Jego górna granica ulokowana była w osadzeniu go w roli eksperta lub biegłego, jeżeli jego wiedza mogłaby okazać się dla służb jakkolwiek przydatna. W innym wypadku ich ścieżki prędko się rozdzielały, przecież już raz cholernie go zawiedli i w związku z tym nie był im niczego winien.
A co takiego zrobiłeś, Aoi? — Nikko wyrzucił w eter i otulająca ich ciemność dopiero, kiedy Munehira zakończył swoją opowieść. Zmuszony był przyjąć to do wiadomości, tak nakazywał mu to zdrowy rozsądek, nawet jeśli to śnienie rozmieszczało je wedle uznania. Poczucie tego, jak dużo dyskomfortu i delikatności na miarę wbicia kija we wkurwione mrowisko, otarło mu się gdzieś z tyłu o czaszkę. Bynajmniej nie zapomniał o masywnych cielskach ze zjeżoną sierścią ulokowanych gdzieś na skraju czarnego, nieprzeniknionego kafla i podążył w kierunku wydawanych przez nie odgłosów wzrokiem, jednak z wiadomych przyczyn za wiele nie dostrzegł. — Śmiem wątpić, że cokolwiek złego zrobiłbyś intencjonalnie — dodaje zaraz z tak niezłomną pewnością w głosie, że nawet czające się stado, nie mogłoby go z niej ogołocić. — Ja? Zapewnie tak. Ty? Teraz może i tak, ale na pewno nie wtedy.
Czułeś? Co czujesz teraz? gdyby te pytania padły na jawie, Ahane najpewniej wystosowaną odpowiedź obróciłby w ciut sarkastyczny żart, to nie tak, że do sprawy, by nie wrócił i nie byłoby go stać na zachowanie powagi, ale pewne odruchy okazywały się wynikiem wyuczonej wygody. Tymczasem w śnieniu taki przywilej mu się zwyczajnie nie należał, a od wszelakich odruchów ucieczkowych był zupełnie odarty.
Pożałujesz, że o to zapytałeś, Aoi — mruknął mu wprost do ucha, jakby miało pozostać to ich tajemnicą z dala od towarzyszącym dzikich zwierząt tkwiących stale na granicy ciemności. — Co teraz czuję? — Ahane wypowiedział to pytanie w taki sposób, jakby smakował je na języku, a kubki smakowe miały przypisać je określoną przynależność. — Sens. Przez wiele lat swojego życia uciekałem przed przyznaniem się otwarcie przed samym sobą, że niewinny, słodki chłopak skradł mi serce. To nie znaczy, że nie próbowałem tych uczuć zagłuszyć, tak jak duszącej tęsknoty, każdej skradzionej przez twoją osobę myśli, tyle że z żałosnym niepowodzeniem. Próbowałem z wieloma mężczyznami… — Z ust Nikko wyrwał się złośliwy śmiech, w którym brakowało oznak radości czy wesołości jako takiej. Nie ukrywał tego przed samym sobą, chyba w głębi siebie po prostu wiedział, że to działania spisane na porażkę. — Ulotne pożądanie, ginące pod naporem fizycznego dotyku i niemal nie do odzyskania. Sympatia, to maksimum, nic ponad to. Niemiło mógłbym nazwać ich statystami, biorąc pod uwagę, że zostawała po nich nic nieznacząca pustka. Zawsze chciałem dostać ułamek, no może dość optymistycznie część tego autentycznego uczucia czy dynamiki, która istniała między nami. Bezskutecznie, tak przynajmniej myślałem. W kontekście tego odpowiadając na zadane przez ciebie pytania: czuję spokój, przeplatany ostrymi odłamkami smutku i szczęścia, intymność i kawałki tego samego uczucia, jakbyś wyciągał je z szafy z trupami, a ono jednak nadal tam jest. Tak, wiem, to mieszanka iście wybuchowa, ale przecina to również ulga i coś, czego nie umiem zdefiniować do końca. — Zawirował ręką z tlącym się papierowem w powietrzu, jakby obejmował nieokreślony bliżej obszar. — Nawet jeśli nie żyjesz i moje wszystkie obawy się ziściły, to wyjątkowo nie lubię mieć racji. Nadal jesteś dla mnie ważny i nie do zastąpienia, Aoi. Chciałbym kiedyś obdarzyć kogoś podobnymi uczuciami i niemal dotknąłem tego pułapu raz, ale odpuściłem je intencjonalnie.
Nie zagłębiał się w tę sprawę bardziej; nie powiedział również wprost, że wybrał wówczas Moriko, a samo zdarzenie miało miejsce już po zaginięciu Munehiry, tak jakby ten z nagła rozpłynął się w powietrzu. W gruncie rzeczy to właśnie aktorce teatralnej zawdzięczał to głębokie poczucie więzi i w końcu przy pełnej akceptacji nie musiał nikogo udawać, ba!, nawet częściowo wyszedł z szafy, prowadząc swoje przelotne romanse.
Żona! No tak… Wesele — przy tej kompilacji skrzywił się mimowolnie tak, jakby ktoś znienacka wlał mu do gardła kwaśny sok z cytryny. Nikko nie oczekiwał jednak, że z równą siłą i subtelnością słonia w składzie porcelany trzepnie go z nagła wyłaniające się z odmętów pamięci wspomnienie. Ahane i Moriko — jego oświadczającego z wyraźnym niezrozumieniem sytuacyjnym, że zaprosił na ślub Aoiego, jak gdyby nigdy nic i aktorkę teatralną wpatrującą się w niego przez dłuższą chwilę niczym ciele w malowane wrota. Dopiero kilkanaście sekund później wychyliła zawartość całej lampki czerwonego, cierpkiego wina, nim nie strzeliła mu w twarz znamienitym: wow, ty naprawdę czasami jesteś bezmyślnym pajacem, Nikko. Najpierw go unikasz, a wiemy doskonale, jakie masz wobec niego uczucia, by później wpadać sobie z takim zaproszeniem? Czy ty upadłeś na głowę w trakcie podróży z punktu A do punktu B?. Do tego to jego zagubione: a co niby miałem innego zrobić w takich okolicznościach? zapytał niemal głucho. Moriko przewróciła oczami i rozłożyła obie ręce w powietrzu, dorzucając, zanim wyszła z salonu: nie wiem, może w końcu wyściubić nos z szafy i powiedzieć mu tę pierwszą prawdę? Albo w ostateczności ściągać tę obrączkę, jak do niego przychodzisz. Naprawdę nie mam do ciebie dzisiaj słów, bo ty masz czasami empatię na poziomie kamienia. I wiem, że nie mogę decydować za ciebie, ale… W sumie nieważne, zapomnij. Następnie Ahane pojawiła się przed oczami stop-klatka z nadpalonymi brzegami, choć wiedział, że to działo się tuż po sobie — przydługi spacer i spalane nerwowo papierosy jedne po drugich, a także rozmyślania, w których nie mógłby pogodzić się z zasugerowanym przez nią oszukiwaniem. I co gorsza wszystko odbywało się w przeklętym śnieniu, które z chęcią i bez cienia zawahania podsuwało mu pod sam nos najmniej przyjemne doświadczenia, tak jakby otwierając przed nim puszkę, dawno temu wrzuconą w odmęty pamięci z napisem nie chcę się z tym na nowo mierzyć. Nie? Proszę bardzo, Nikko.
Tak — Nikko jakby niechętnie, choć krótko potwierdził swoją tożsamość. Jasnowłosy pilnie chciałby pozbyć się nieprzyjemności po ulanych wspomnieniach mrugających do niego złośliwie, mimo panującej zewsząd ciemności. Przypominały mu na swój sposób ciepło wody wsiąkniętej w materiał, które szybko uleciało i ściągało w to miejsce pełen dyskomfortu chłód. Nie bez powodu ich splecione w uścisku dłonie były jedynym, co mogło skutecznie zaabsorbować jego uwagę. — Nie żyje. A jeśli okaże się kiedyś, że nie — cóż, zdarza się, prawda? Wiem, co się stało, byłem tam i później dostałem szczegółowe informacje na ten temat. Jej śmierć nie stanowiła dla mnie tak drenującej zagadki, jak twoje zniknięcie, przy którym nie miałem zupełnie nic. Z nieżyjącą Moriko najpewniej bym się najpierw pokłócił za to, że postanowiła wyoutować mnie w swojej biografii, nawet mnie o takim zamiarze nie informując. — W głosie Nikko wybrzmiewał pewien żal, który przy ostatnim zdaniu przeszedł w gorycz, pozostającą na języku. Nie nawiązywał bezpośrednio do autorx tegoż dzieła i nie odnosił się do jego realnej płci, ponieważ w śnieniu, tak jak, o dziwo, w rzeczywistości połykał tajemnice w całości. — Wiem o tym, tylko dlatego, że kazano mi te fragmenty autoryzować. Pochnąłem je do druku traktując jedynie jako jej ostatnią wolę. Tyle że wcale nie jestem jej wdzięczny, ponieważ decyzja o tym powinna należeć wyłącznie do mnie. Moje życie, tożsamość seksualna i uczucia nie są czymś publicznym.
Ahane doświadczał podczas tego snu prawdziwy rollercoaster emocjonalny, zwłaszcza gdy dotarł do niego sens słów wypowiedzianych przez Munehirę z taką siłą, jakby dostał obuchem w łeb: […] Nie sądziłem, że można być bardziej ślepym ode mnie. A jednak. […] I proszę, oto tego efekt, zdychanie w samotności. Jasnowłosy przygarbił się nieco, odczuwając najpierw jakby żołądek owinął mu się wokół własnej osi, a później jakby dostał prosto w niego cios. Oczywiście, że ten personalny przytyk musiał się w końcu pojawić. Niby wiedział, ale jednak może naiwnie się łudził.
Wszyscy, kiedy umieramy, jesteśmy sami — zaoponował spokojnie, ale w nucie jego głosu na próżno byłoby szukać chłodu. Nikko nie miał do Aoiego żalu – obiektywnie nawet, by nie mógł i ta świadomość ciążyła mu. — Nigdy nie przyłożyłbym ręki do twojej śmierci. Przykro mi, że mnie tam nie było i że nie mogłem nic w związku z tym zrobić. Gdybym miał taką możliwość – wykorzystałbym tę szansę i cały asortyment, który dała mi medycyna. — Po tych słowach nastąpiła dłuższa pauza, a Ahane przymknął na moment powieki.— Tak, zrozumiałem i nie raz perswadowała mi to moja zmarła żona, że cię w ten sposób krzywdziłem i siebie też. Nie oczekuję, że zrozumiesz mój ówczesny punkt widzenia, ponieważ z perspektywy bardziej dojrzałego człowieka i świadomego swojej seksualności, wygląda on po prostu ucieczkowo. Wiem, że byłem idiotą pozbawionym wyobraźni. Ilekroć próbowałem się zebrać do wyznania uczuć, to stawało mi to w gardle razem z tą charakterystyczną, rosnącą gulą. Założyłem, że cię stracę tak, czy owak, a nie uwzględniałem, że mogę nie zostać odrzucony. Strach przed reakcją i zwerbalizowaniem mojego zainteresowania tobą był wręcz paraliżujący. Przepraszam, chociaż zdaję sobie sprawę, że niczego to nie zmienia, nawet jeśli w obecnej pozycji życiowej postąpiłbym zupełnie inaczej. Teraz zupełnie nie dbam o czyjąś reakcję, po prostu coś robię lub mówię, ale to był długi proces, żeby znaleźć się z tamtego miejsca w tym.
Mimo to wracasz i jeśli dobrze rozumiem, będziesz komuś coś za to winien. Nie wiem, czy chcę podpytywać i wiedzieć, w co się pakujesz. — Nikko doskonale rozumiał tę zasadę wymienności; sam przecież stosował się do takiej i niczego nie robił za darmo. Skończył z tym wieki temu, choć od czasu stania się senkenshą nie minęły wcale eony, to on czuł ogromną przepaść na tle bycia człowiekiem, a łącznikiem. Po ponownym złamaniu odległości przez Aoiego i wiedzony jedynie odległością jego głosu w czarnej próżni, wiedział, że stoi bardzo blisko. Kiedy Munehira ułożył rękę na jego policzku w czułym geście, jakby odruchowo odsunął dalej rękę, w której między palcami trzymał papierosa, by zminimalizować jakiekolwiek ryzyko oparzeń. — Pozostawię tę decyzję tobie, bo to ty schwytałeś mnie w moim śnieniu, a każda z nich będzie miała jedną konsekwencję. Jeśli pokażesz mi się w wersji, w której oglądają cię inne yurei, to będzie w porządku. Kogo jak kogo, ale ciebie nigdy nie ośmieliłbym się odrzucić. A jeśli chcesz na nowo zwizualizować mi wspomnienie, w którym przez okno wpada na ciebie światło słoneczne i przy którym wyglądasz jak anioł, to uznam to za słuszną grę na emocjach. Różnica jest jednak taka, że to senne spotkanie to dla mnie za mało. Jest też coś, co musisz wiedzieć, Aoi, jako senkensha nigdy nie odpuszczam, choćby piekło miało mnie pochłonąć.


@Munehira Aoi


don't need you to tell me
i'm so cynical
Nikko Ahane

Munehira Aoi ubóstwia ten post.

Munehira Aoi

Czw 19 Sty - 3:18
       Krótki uśmiech zadrgał na ukrytych przed wzrokiem Ahane wargach Aoi, wpełzając w głąb rozszarpanej duszy, ścieląc się na niej łagodnie niczym muślinowa tkanina. Czuł spokój; o dziwo. Jakby przez policzki zaczynała przebiegać znajoma, rozleniwiona pieszczota naznaczająca napiętą na kościach jarzmowych bladość, subtelnym różem. Pierwszy raz od długiego czasu, od kilku lat, na ramionach, które na co dzień przybierały formę półprzezroczystej skrwawionej mary, nie osiadał tonowy ciężar. Pewna lekkość i swoboda wybijały się w głosie, muskając wilgotny język, który prosił się o każde kolejne drganie w słowach, chciał się im poddawać usłużnie, przędąc opowieść za opowieścią. Nie wiedział, czy tak było zawsze, czy Nikko każdorazowo wybudzał to delikatne ożywienie, które teraz tak przyjemnie rozgrzewało zziębnięte, bo nadgryzione śmiercią, wyimaginowane w sennej historii ciało. Nie było to jednak istotne, bo Munehira trwał w tej chwili mocno i trzymał się jej usilnie, lgnąc do brzmienia głosu kogoś tak bliskiego, a zarazem tak wyblakłego w pamięci zagubionego w bezkresie nicości yurei.
       — Doceniam komplement, ale to jej ostatnie podrygi, więc stąd mój pośpiech, żeby nawiązać kontrakt - śmiech, który wplótł między niską oktawę, oparł się o struny głosowe przyjemnie, w sposób niewymuszony a delikatny niczym dotknięcie pierwszego powiewu wiosennego ciepła. Odżywał, kiedy słowa mężczyzny wpadały w ucho, wirując w głąb czaszki, wypełniając ją swoją obecnością, za którą nieświadomie tęsknił pędzony marazmem ciężaru egzystencji szalonego demona, który węszył za śladem krwi zarysowanym na szorstkim bruku.  — W formie yurei ciężko nade mną zapanować, momentami to absolutnie niemożliwe, więc obawiam się, że jako borei całkowicie utraciłbym wrażliwość, o której wspomniałeś. — Krótka pauza przecięła szyk zdania, wgryzając się ostro między słowa, oddzielając je znacząco od ciepła łagodnej atmosfery.  — To zabawne i niesprawiedliwe zarazem. — Przyciszony głos Aoi smugą drasnął ciszę, wybrzmiewając ponownie w harmonijnej frenezji, jakby nagła zmiana w tonie nigdy nie miała miejsca.  — Mój czas wydaje się krótszy, nawet znacząco krótszy od tego, który posiadają inni; zapominam o wszystkim szybciej, zatracam się, błądzę... — Jak ogłuszony drapieżnik czający się na kolejną ofiarę, spowity smukłymi cieniami wysokiej trawy, pod wrażliwymi łapami wyczuwający drżenia bicia strachliwego, płochego serca; a jednak zdekoncentrowany i niepewien. Każda doba, każde przebudzenie się w mroku, zdawało się wiecznością, zanim ponownie stawał się zdolnym do  wynurzenia się na wygłodniały łów, kiedy swoje długie palce mógł na nowo zanurzyć w sennych fantazjach obcych egzystencji, napawając się złudnym poczuciem sytości, ponownego zapełnienia luki wiecznego głodu. — Jeszcze chwila w Kakuriyo i mrok zagarnie mnie całkowicie, Nikko... Dzisiaj pamiętam, że minęły mniej więcej cztery lata, tylko dlatego, że jeszcze moment temu miałem ciało, ale jutro? Mam nadzieję, że będę umieć wygrzebać z pamięci, jak mam na imię.  — I niczym przypomnienie, przez grzbiet przebiegł impuls prostujący ciało, uświadamiający, że tańczenie na granicy żywych i martwych przestało być frywolną zabawą, a zaczęło wybrzmiewać jako dantejskie danse macabre, sięganie ku kolejnemu kręgowi piekła. Wewnętrzny kołtun emocjonalny zacieśnił się, zaplótł mocniej, osiadając ciężko w żołądku, wspomnieniem goryczy bólu odrzucenia rwąc miękką tkankę. Czy to już ten czas, kiedy nie był w stanie ofiarować nawet samemu sobie poczucia bliskości, skazując się na permanentną samotność? Przecież istniała Yuri. Dziewczęcy chichot rozjaśniający nawet najgęstszy mrok... Istniał dźwięk szczęścia i ciepło martwych dłoni, które układały się na policzkach bez obrzydzenia. A jednak. — Porzucam moją naturalną brutalność na rzecz przeterminowanej czułości, o którą nie wiem, czy mam prawo jeszcze prosić. Głównie przez wzgląd na to, że tamta była zarezerwowana dla zupełnie innego „mnie". — Wilgotność języka utknęła na zębach, sącząc się przez nie w wężowym szepcie, kiedy dłoń delikatnie poruszyła się na torsie Nikko, zagarniając materiał jego odzienia pod paliczki, jakby w chwilowej niepewności Aoi chciały się upewnić, że życie jeszcze istnieje, zagryza się i jednoczy z martwą stroną, w której egzystował. Druga dłoń, która trwała w zespoleniu między palcami mężczyzny zadrgała niepewnie. Czy na pewno jeszcze istniał? On, jak i Nikko, teraz, tutaj, w tym momencie, który, chociaż był spowodowany sennym nawiedzeniem, z natury będąc nierealnym, tak bardzo chciał stać się prawdą.
       — To też kwestia mojego komfortu. Wydaje mi się, że sam do końca nie pogodziłem się z tym, jak się zakończyłem. Pewna bardzo bliska mi osoba... znaczy yurei, powiedziała mi, że moje ciało uśmiecha się karminem, który jest jak gęsty miód doprawiony odrobiną metaliczności i że to bardzo ładne... Może nie jest aż tak źle? A jeżeli jest, może jest we mnie pewne znaczenie.  — Znaczenie pątniczej śmierci, zgonu rzeczywistego anioła śmierci, który nigdy nie chciał nieść w swoich działaniach cierpienia, a jedynie łagodność odejścia, agonii masującej się w rzężeniu naderwanego toksyną płuca, krtani zaciśniętej w smrodzie amoniaku szatkującym kanaliki łzowe, przenikając do galaretowatej tkanki gałki ocznej, przecinając ją krwiście czerwoną barwą spękanych naczynek. 
       "Skarbie" zagłębiło swoje kły w serce, tak podatne na nawet najdrobniejszą czułość, że ciało nie potrafiło obronić się przed falą gorąca, która łagodnie rozlała się przez grzbiet, wspinając przez kręgosłup, brnąc kościaną ścieżką ku umysłowi, Skarbie, które pojawiło się łzą w ślepym spojrzeniu, roztartą przez ruch pergaminowych powiek, nie pozwalając im wypaść poza granicę rzęs. Za dużo, chociaż ciągle za mało.
       — Nie mam zamiaru oceniać ani wartościować Twoich czynów. Nie ważne, czy zabiłeś kogoś tylko na ułamki sekund, wbiłeś nóż w pierś z premedytacją, postrzeliłeś, czy łagodnie przeprowadziłeś na drugą stronę. Uwierz mi, że jestem ostatnią osobą, która powinna to krytykować. Zaskakuje mnie po prostu to, że śmierć, nawet ta chwilowa, zabija w nas człowieczeństwo. Rozumiem Twoje tłumaczenia i zrzucanie wszystkiego na naukę. Dla mnie to jedynie czysty instynkt. Nie istnieje ani usprawiedliwienie dla moich czynów, ani dla Twoich. A jednak nic nie jest w stanie nas powstrzymać, prawda? Możemy sobie wmawiać, że robimy to dla wyższego celu, ale koniec końców; zabijanie to zabijanie. Odbierasz innym to, co zostało odebrane nam. — Klatka piersiowa drgnęła w krótkim śmiechu, który nie wybrzmiał w pełni, utknął w ciszy, zmarniał, kiedy zderzył się z rzeczywistosią, którą sam tkał. Zabijanie, jedynie w snach. Mordowanie jedynie raz do roku, kiedy usta mogą zetknąć się ze śliskim ścięgnem. Ukrócanie ludzkiego cierpienia przed własną agonalną wędrówką w świat zawieszenia. Wszystko tak zamglone, tak dziwne, nijakie, powszednie. Jakby sam akt odbierania życia przestał być czymś ponad zwykłą funkcję. Matematyczny wykres, krzywa, parabola zakręcająca się wokół czyjejś szyi.
      Zanim przeszedł do pytania, które padło i zwisło w stęchłym eterze wypełnionym psim oddechem, Aoi zaparł się w sobie, próbując wygrzebać jedno z tych wspomnień, które przylgnęło do jego świadomości i nie mogło się odkleić, choć usilnie próbował zdrapać je na każdy możliwy sposób, drąc paznokciami, zagłębiając się w tkankę emocjonalności, która unosiła się jakby żywa w każdym kolejnym oddechu.
       — Jakiś czas temu odwiedziłem w śnie pewną kobietę. Miałem tylko jeden cel, znaleźć Jushi. Wiedziałem, że uciekła wtedy, albo pobiegła po pomoc; nie miałbym jej za złe tego pierwszego. Przecież to tylko zwierze o prostych instynktach. Mimo wszystko trwała przy mnie przez praktycznie cały czas. Pamiętam jej ciężar na moim ciele, wiem, że próbowała mnie sobą zakryć. Biedne stworzenie... — Krótkie westchnienie wsunęło się między słowa, słodkim tchnieniem wyznaczając linię kolejnego zdania.  — Straciłem ją, ostatnią żywą istotę, jaka przy mnie została. — I tak jak mogłoby się zdawać, głos opadł w dół, rwany rozgoryczeniem i smutkiem, który szybko zakleszczył się na krtani, drąc przez chropowatą strukturę, więznąc i wijąc się niczym wąż. Ta niestabilność, która teraz ukazywała się jedynie delikatnie, towarzyszyła mu od lat, przeskakując z nagłej gwałtowności ku rozpaczy, która w ułamku sekundy potrafiła zamienić się w paskudną radość, niepodobną tej, którą znali żywi. Teraz jednak przytłumiony, ukojony obecnością znajomego zapachu, zdawał się kontrolować, przepływając między emocjami, lawirując między nimi z niesamowitą wprawą. — Więc naturalnie chcę ją odzyskać. Dlatego każdej nocy przenikałem do snów, łapiąc przypadkowe osoby; ale jedna z tych nocy była inna. Zanim udało się jej zasnąć, zanim ja mogłem wkraść się między jej sny, poczułem zapach papierosa. Wtedy wydawało mi się, że to abstrakcyjnym uczuciem. Bardzo znajome, bliskie, a jednak odległe. Nie potrafiłem go z niczym ani z nikim powiązać, bo przecież moi rodzice nie palili. Nikt kogo pamiętałem, nie palił. Nikt, poza Tobą. Zawsze byłeś przy mnie Nikko, chociaż nie zdawałem sobie z tego sprawy.  — Tlący się papieros nie pomagał w utrzymaniu znajomej trzeźwości umysłu, która wcale trzeźwością nie była, ale w zagmatwanych splotach szaleństwa Aoi odnajdywał się lepiej, czuł się bezpieczniej. Zapach ćmiącego się tytoniu, jego żar wdzierał się w nozdrza, brnąc znajomą molekułą przez zatoki, wprost we wcześniej poruszoną nieśmiało taflę wspomnień, która pierwej drgała jak poruszona przez opuszki palców toń wody. Teraz jednak koła, okręgi dotyku ścieliły się na jej powierzchni masywnie, rezonując obłymi kształtami, harmonijnie zderzając się z roztkliwieniem. Nie chciał tego; powrotu do cierpienia, do niepewności zakreślonej smugą zapachu, który wtapiał się w skórę Ahane. Cierpienie, które wybudzało pierwotny gniew, ciągnąc za sobą agresję, niczym ognisty ogon pożogi. Dlaczego wszystko musiało się stać tak skomplikowane, choć ściągnięte do poziomu pierwotnego instynktu i animalistycznych odruchów.
       — Co zrobiłem?  — Nuta drobna, smukła kropla niepewności utknęła na skraju języka. — Co jeżeli moje przewinienia są gorsze od Twoich eksperymentów? - Wymuskane szeptem, spoufalającym się tonem, w którym nie dało się odnaleźć pokory, między zdaniem, które nie pozostawiało miejsca na poczucie winy. — Początkowo, odpychałem myśl, że faktycznie ktoś przeze mnie umiera. Później, z każdym kolejnym rokiem zaczęło to do mnie silniej docierać. Mogłem przestać, ale czy gdybym wtedy powiedział nie, czy nie zniknąłbym wcześniej? Zapewne tak. Przestałbym być potrzebny. Nie żałuję. Niczego. Chociaż życie w tajemnicy jest bardzo trudne i męczące. — Wytłumaczenie stawało się lawirowaniem, niejasnością, kolejną perlistą opowieścią. Munehira w swoich czynach nie odnajdywał nawet grama, drobnego okruchu przewinienia; hołdując śmierci, jako kolejnemu etapowi życia. Bo przecież teraz doskonale wiedział, że kiedy oddech, ten potencjalnie ostatni, smaga sine wargi, nie jest wprawdzie tym finalnym. Jest coś ponadto. Coś piękniejszego. Pełniejszego. Bardziej ludzkiego, chociaż obdartego z ów ludzkiego poznania. — Można powiedzieć, że moi rodzice stworzyli sobie produkt, który spełniał ich wymagania, a ów produkt odnalazł w tym, co robił sens i ukojenie. Uznajmy, że każdorazowo korzystałem z możliwości, która początkowo była przymusem. Więc czy za pierwszym razem było to intencjonalne? Nie. Czy szukałem sposobu, żeby znajdować nowe ofiary? Nie. Podsuwano mi je. Pojedynczo. Systematycznie. Całą jedenastkę.  — 11. Tyle zdążył zapamiętać. Jedenaście ofiar. Nie z imienia i nazwiska, a z prostych zależności względem świata. Cech, na które składały się perfumy. Efemeryczność tchnienia woni, która zostawała z nimi już na wiekuiste czasy.  — Na swoją obronę mogę tylko powiedzieć, że starałem się to robić jak najdelikatniej i jak najłagodniej. To nawet romantyczne, zdecydować się, zabijać przez perfumy. —  Jak bardzo śmierć, w jakiejkolwiek formie potrafiła być romantyczna, ta, którą leżała w udziale Munehiry, zawsze jawiła się w jego myślach powidokiem uczuciowego brzasku, nowenną czułości, za którą podążały palce, opuszkami przebierając między chłodem flakonów. Czy faktycznie byłby w stanie przyznać się Ahane do dokonanych zbrodni? Nie. Przyznanie się do swojego drugiego oblicza, odebrałoby mu jedyną formę życia, jaką posiadał, pomimo tego, że wyrywał ją z piersi innych. Kolejno zaczynał kłamać. Potrafił. Nauczył się pięknie kłamać, mając na to dostatecznie dużo czasu. — Może gdybym mógł wtedy jakoś od tego uciec. Gdybym był w stanie Ci o tym powiedzieć, wszystko skończyłoby się inaczej. Cóż, istniał jeszcze strach przed Twoją reakcją i odrzuceniem. Jesteśmy bardziej do siebie podobni, niż sądziłem. Najwidoczniej razem dusiliśmy się we własnych pokrętnych tajemnicach. Może tak właśnie miało być. Szybko skończyłem zadawać sobie pytania, bo nie mają one żadnego sensu. Jedynie ciążą, rozbudzając dodatkowy, niepotrzebny gniew; a tego mam już zdecydowanie za dużo.
      Wsłuchiwał się, ułożywszy policzek na ramieniu mężczyzny, wchłaniając w siebie każde słowo, które ulatywało spomiędzy jego warg, a których chciał dotknąć koniuszkami palców; ale powstrzymywał się, bo ten Aoi, którego pamiętał Nikko, nie sięgnąłby ku niemu tak śmiało. Nie bez wcześniejszego powodu, który byłby czymś więcej niż tylko tęsknotą, klarownym uczuciem,  nie jedynie ciekawością mimiki, którą mógł zbadać wyłącznie pod miękkością własnych linii papilarnych, żłobiących czułe trasy swoich ruchów przez twarz mężczyzny. Dłonie były jedynie narzędziem, wędrowały przez przestrzeń i powierzchnie, aby stworzyć zapewnienie, że nic mu nie grozi, że pomimo braku wzroku, nadal widzi, nie jest gorszy, nie znajduje się na marginesie, nie jest wybrakowany — chociaż przecież taki był, taki jest i takim pozostanie. 
       — Chciałbyś?  — Bezosobowe. Bez ujęcia go w planie, w działaniu, w kolejnym ruchu, którego mógłby się uczepić. Zepchnięty w przeszłość. Aoi stłamsił rozognienie, które na krótki moment zadrgało na brzegu serca, uderzając w splot słoneczny jednym z gwałtowniejszych ruchów fantomowego organu.  — Czy to zaproszenie, żebym znalazł Cię, kiedy już wrócę? — Słodycz, lecz nie złudna, a prawdziwa, siąkła w każde kolejne słowo, bo czy nie właśnie tym miało być uwielbienie? Na przemian gniewem i spokojem, poczuciem zbłądzenia i odnalezienia ścieżki między dłońmi i żyłami drugiej istoty, którą należało nazywać bliską, którą chciało się określać znajomą i upragnioną. I chociaż jeszcze nie rozumiał, między niepewnością rodziło się już pierwsze roziskrzenie, chorobliwe i zdradliwe pożądanie, które nie należało do świata żywych, a obejmowało w swojej szkieletowatej dłoni stęchliznę ciała, które zatraciło swoją formę, między palcami kostuchy zagarniając nie fizyczne potrzeby, a próżnię duchową, którą Munehira pragnął wypełnić kimś, kto, chociaż w namiastce byłby w stanie uspokoić szalejący w głowie jazgot bezpańskich pysków. Potrzebował ciszy. Bez niej skupienie ulatywało niczym płochy ptak. Bez niego stworzenie jakiegokolwiek planu, bardziej przemyślane działanie płonęło i niszczało szybciej, niż zdążyło przybrać swoją pełną formę. Potrzeba zależności. Mało tego, przynależności, którą zdawało się, że ofiarował już Yuri i oddał w jej drobne rączki, na nowo nabierała znajomego kształtu, kłując w skroń.
       — Czy zrobiłbyś to kiedykolwiek bez niej? — Aoi podjął spokojnie, na wpół szeptem, zdając sobie sprawę, że gdyby nie zmarła żona Ahane, jego jakże łagodne i prawdziwe zapewnienia o dawnym uczuciu, nigdy nie odnalazłyby ujścia, nigdy nie osiadłby tak silnie w jego świadomości.  — Z jednej strony powinienem być wdzięczny, że jej ostatnia wola zmusiła Cię do zmierzenia się z samym sobą. Z drugiej strony, nadal istnieje we mnie żal, że mogła być przy Tobie w sposób, z którego ja zostałem ograbiony przez fakt, że nie jestem kobietą. O ile łatwiej byłoby Ci wtedy zaakceptować rodzące się uczucie. I pomijając na moment moje własne, Ty zyskałeś dzięki niej i jej śmierci, co ważniejsze właśnie śmierci, więcej niż Ci się wydaje... Twoje sympatie, Twoja pewność siebie, Twoje nowe życie. To, które mogłeś spędzić bez strachu, lęku i bez wieloletniej tajemnicy. — Nie było w nim żalu, chociaż próbował go w sobie odnaleźć. Nie potrafił, chociaż nużył się w tym, co przepływało myślami, ale ilość bodźców była zbyt duża, aby przebić się przez wszystkie. Aoi czuł, że zaczyna się gubić i rozwlekać w eterze, mając coraz to większy problem w utrzymaniu i tak marnego skupienia i więżeniu psiego ryku w tyle czaszki. 
       — To też zdaje mi się w sumie zabawnym. Bo uwierz mi, ale pośmiertnie jako yurei, to co zostaje po człowieku, wcale nie jest samotne. Może być, oczywiście. Ale można odnaleźć w tym martwym świecie bratnie dusze, w znaczeniu... dosłownym. — Uśmiech rozłożył się między słowami, bo wiedział, że mówi prawdę, całkowicie odsuwając poza zasięg pamięci pierwszy rok egzystowania jako yurei, nie chcąc, aby negatywne emocje, którymi darzył Miyazaki, która przez tak długi czas traktował, jako opiekunkę, teraz doszły do głosu. Nie. Między tym całym dramatycznym bagnem, istniały też chwile przynoszące ukojenie.  — Nie mam prawa mieć Ci niczego za złe. Chociaż to trudne. Rozumiem to, ale czuję coś zupełnie innego. Wtedy też nie rozumiałem. Problem polega jednak na tym, że Ty w tym czasie prowadziłeś... nazwijmy to relatywnie normalne życie, mogąc wyciągnąć ze wszystkiego wnioski. A ja... — Śmiech, tańczący delikatnie, przerywając monotonność głosu, rozbłysł w przyciszeniu, zanim pojawiły się kolejne słowa; te, które w pełni należały do prawdziwej, w pełni wybudzonej tożsamości Munehiry. —A ja przez ostatnie lata zastanawiałem się, kiedy będę miał możliwość rozszarpania krtani własnym rodzicom. Och, a uwierz mi, jedna noc w roku nie jest wystarczająca, żeby się na to przygotować i wszystko przećwiczyć, a tegoroczną szansę zmarnowałem na balu przebierańców, żałośnie i niepotrzebnie. Chociaż, gdyby nie to, nie poznałbym swojego przyszłego kontraktora, więc może i dobrze. — Zakończył z głębokim westchnieniem, jakby przez cały ten czas mówił o czymś codziennym i prozaicznym, ot, zakupy i zbyt długa kolejka w sklepie. Spacer przez park. Codzienne obowiązki, jawiące się w nudzie. Bo czy właśnie nie tym stała się szaleńcza potrzeba zapełnienia własnego wnętrza życiem tych, którzy jemu to życie prawdopodobnie odebrali? Uroboros rozpoczynający pożeranie nie samego siebie, a osób, z których się zrodził; odwrócony Kronos.
       — Bardziej martwiłbym się o mojego przyszłego kontraktora niż o mnie, Nikko. Zmieniłem się. Tak jak Twoje chwilowe doświadczenie śmierci wżarło się głęboko w duszę i wypaliło na niej piętno, tak ja całkowicie się z nią zjednałem. Jestem gotowy zrobić doprawdy wszystko, byleby wrócić. Można nazwać to desperacją, bo zapewne nią jest; ale cztery lata to dla mnie o wiele za długo.  Sam zaoferował się z pomocą, więc byłbym skończonym idiotą, odrzucając jego propozycję. Jestem bezpieczny, dopóki wiem, jak wypełniać swoje zadanie, to, do czego zostałem stworzony.
      Nie był przyzwyczajony. Nie do rozmowy, w której deklarowane uczucia wybrzmiewałyby co chwilę, wypływając na powierzchnię wręcz naturalnie. Ślina przebrnęła z ciężkością przez gardło, kiedy odsunął się od mężczyzny, wytwarzając między ich ciałami ponowne wrażenie chłodu pustki, dając sobie przestrzeń, której tak bardzo teraz potrzebował.
       — Nie odpuszczaj. Nie proszę Cię o to. Tylko pamiętaj, że piekło nie jest miejscem, a istotą. Tą, którą wydaje Ci się, że zdążyłeś poznać.
      Nie wiedział, jak długo uda mu się utrzymać marzenie senne w tonie łagodności, jak długo spokój, który odczuwał będzie obecny, przez jak długi czas będzie odbijał się naturalnym, spokojnym obrazie, bez gwałtownej przemiany w makabrę, którą stał się po śmierci. Nigdy wcześniej nie próbował wizualizować czegokolwiek poza dźwiękami, zapachami i wrażeniami czuciowymi. Dotyk zawsze będący rwaniem mięśni, duszącym ciężarem na piersi i gorącem krwi zalewającym twarz, pieniąc się w kącikach ust. Był koszmarem, więc i stwarzał je z niebywałą łatwością. Ukłucie lęku wgryzło się razem z głośniejszym warknięciem kilku psich istnień, które ponownie zaznaczyły swoją obecność, w skowycie swojej ponurej egzystencji należącej tylko do jego umysłu, przynosząc dziwne ukojenie. Ból stał się stabilnością. 
       Przez krótką chwilę przestrzeń zawirowała w plamkach kolorowego światła, jakby gigantyczne oko zerkało właśnie w kalejdoskop, w którego centrum znajdowali się mężczyźni. Aoi już teraz czuł, że cały proces będzie wycieńczający. Krótka myśl, że prawdopodobnie nie jest to warte nawet okrucha wysiłku, jaki musiał w to włożyć, szybko jednak wyparowała. Nie robił tego dla siebie. Robił to dla Nikko, a przecież to innym zawsze poświęcał się w tragicznie absolutny sposób. Musiał to tylko zrobić pierwszy i ostatni raz przed powrotem.
      Ciemność sprzed oczu Ahane, która została przerwana gwałtownym pobłyskiem jasności, jaką Aoi pamiętał z dziecięcych lat, kiedy wzrok był jeszcze w stanie odbierać agresywniejsze promienie słońca, zaczął przeistaczać się w zamglony kształt znajomego mieszkania, wnętrza, w którym spędzili większość wspólnego czasu, a które Aoi traktował jako celę. Szumiący w tle telewizor, chociaż grał, na swoim ekranie emitował zawiłe smugi, nie nabierając na ostrości. Ciepły zapach zbliżającego się wieczoru wsuwał się przez uchylone okno, rozświetlając salon w pomarańczowo fioletowej łunie, kiedy Aoi pierwszy raz od czterech lat, mógł ponownie pokazać się w formie, z której kojarzony był za życia. Palce przebrnęły przez materiał błękitnej, lejącej się w miękkim materiale koszuli, pnąc się ku krtani i policzkom, które pamiętał jako rozszarpane, teraz jednak, nie odnajdując ziejących wyrw w ciele. Spokój, który sięgnął rozciągniętemu w mlecznym błękicie tęczówkom, zostawiając na ustach kruchy uśmiech, choć tęsknota wspinała się mozolnie wzdłuż kręgosłupa, zaglądając ordynarnie do czaszki, niosąc ze sobą gorycz utraconego życia, które, chociaż naznaczone było chłodem samotności i wrażeniem wyobcowania, oglądane z perspektywy czasu, jawiło się kojącą łagodnością. Przeszłość, tak drastycznie różna od teraźniejszości, wyrwana gwałtownie, odebrana brutalną siłą, została wyidealizowana i wyśmiana gdzieś w głębi szalonej duszy w tym samym czasie. Nienawidził tego, czym się stał, z drugiej strony kochając to, że ofiarowano mu szansę narodzenia się na nowo. Bezpieczeństwo rozdeptane i zgładzone na rzecz prawdziwości zwierzęcego instynktu, którym teraz, jako jedynym powinien się kierować.
      Kiedy blade paliczki prawej dłoni przeczesały popielate włosy, chcąc poznać ich wcześniejszą, niezlepioną krwią fakturę, lewy oczodół zdał się na moment zaciemnić wrażeniem pustki i zadrgać tknięty glitchem. Smukła linia posoki przetoczyła się mozolnie przez policzek, kiedy Aoi w gwałtownym ruchu starł ją wierzchnią stroną ręki, szybko doprowadzając się do pierwotnego, dawnego stanu, uśmiechając się przy tym krzywo, wręcz przepraszająco.  — Przepraszam... Nigdy wcześniej tego nie robiłem, więc nie jest to dla mnie najłatwiejsze. — I jakby dla upewnienia się, przesunął koniuszkami palców przez swoje powieki, chcąc być tym sobą, którego zapamiętał Nikko. Chociaż raz. Chociaż jeszcze na krótki moment.

@Nikko Ahane


Dreams catch us with our armor off [Aoi x Nikko] 0YAOCnr
Munehira Aoi

Nikko Ahane ubóstwia ten post.

Sponsored content
maj 2038 roku