Amaterasu jinja - Page 2
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Sob 3 Gru - 20:43
First topic message reminder :

Amaterasu jinja


Najwyżej położona świątynia w całym Fukkatsu - choć jej teren nie jest największym, ani nie otaczają go najpiękniej zadbane ogrody, ze wzgórza można dostrzec z łatwością większość dzielnic jak i wieżowców znajdujących się w samym mieście. Istnieją mieszane opinie na temat tego czy świątynia czcząca najważniejszą boginię w shintō powinna przedstawiać się tak skromie - jednak wielu starszych wizytujących uważa, że właśnie bliskość do nieba i wysokość położenia miejsca kultu, idealnie pasuje do bogini panującej na Wysokiej Równinie Niebios.
Spostrzegawczy łatwo się orientują, że dzielnica Nanashi nie jest widoczna ze wzgórza, jakby miał być to sygnał, że bogowie nie spoglądają tak nisko na tych, których życie w tak nowoczesnej metropolii jest dalekie od elegancji i wierzeń.
Przy wejściu można znaleźć zarówno fontannę z zapewnionymi hishaku do nabrania wody i późniejszego obmycia dłoni, oraz ust - a także, choć już nieco głębiej, skrzynie na datki przy których można złożyć swoje krótkie modły.
Świątynia jest głównie popularna wśród starszych mieszkańców Asakury, choć przez wzgląd na jej trudniejszy dostęp, nie cieszy się tłumami. Wielu decyduje się raz w roku wejść po stromych schodach, mijając kilka dawno zapomnianych już kamieni iwakura, jako sposób oczyszczenia i przywitania lub pożegnania się z upływającym, kolejnym rokiem.

Haraedo

Asami Kai

Pią 12 Maj - 23:18
Nie był już małym chłopcem więc nie stawiał stóp tam, gdzie gałęzie niebezpiecznie się zwężały, nie piął się w górę tak jak zgrabna i giętka towarzyszka. Nie stanowiło dla niej problemu by rączo przemykać z jednej gałęzi na drugą. Miał w sercu cień zazdrości. Nie było w niej grama zawiści czy zgryzoty. Nie mógł nikogo winić, że czas płynął sprawiając, że szybko rodziły się w jego głowie bardziej dorosłe myśli. Tak jak teraz, jak prawdziwy biznesman pomyślał o możliwościach optymalizacji.
- W sumie można byłoby nagonić dzieciaki. Pojutrze będę miał nieco luzu to bym zgarną i zaprzągł do roboty - Zamyślił się przedsiębiorczo. Był w końcu starszym bratem dla nie małej gromadki sierot będących pod opieką Kyoken. Wiedział też, że najlepszy pracownik to taki który jest w końcu za młody by wiedzieć czym jest prawo pracy. Nie miał oczywiście nic złego na myśli. Naprawdę - Miałyby jakąś odskocznię od tej nieustannej ulewy. Pewnie nawet połowa nie wierzy, że mamy Hanami - wzruszył ramionami - Jak ciągle będzie tak padać to słowo daję pozmieniają się w kijanki - cmoknął bezradnie. - Chciałabyś wtedy też się z nami zabrać? - Zawołał patrząc przy tym jak dziewczyna sprężyście odzyskała równowagę po skoku. Różowy deszcz płatków kontrastował z kolorem włosów. Pytanie nie było zobowiązujące. W końcu wiedział, że nie każdy lubił ciągać się po mieście z hałastrą ledwie nastolatków. Jemu osobiście to nie przeszkadzało. Był bardzo cierpliwy w stosunku do dzieci, nie każdy był jednak taki.
- Dzięki - odebrał swoją własność. Uśmiechną się psotnie łapiąc posłane oczko. Łatwo było go wpędzić w dobry nastrój - Może zrobimy więc zawody, co? Po tym, jak skończymy zbierać pójdziemy na miasto i zobaczymy kto w ciągu godziny zgarnie łupów o większej wartości. Przegrany będzie musiał wypowiedzieć Haiku wychwalające zwycięzcę
Asami Kai
Akiyama Toshiko

Sob 13 Maj - 15:44
 Zawsze była drobna, często na istnym skraju niedożywienia. Potrafiła zdobyte albo ciężko zarobione jedzenie oddać komuś w sierocińcu, samej zadowalając się minimalną porcją pozwalającą jej jakoś dotrwać do kolejnego posiłku. Gotowała w domu, gdzie z kolei starała się dzielić z ojcem, ale całe życie spędzone w Nanashi zdążyło się na niej odcisnąć. Drobna postura, raczej chudzielcza sylwetka, wzrost na dolnej granicy średniego. Dzięki temu mogła wchodzić w miejsca niedostępne dla niektórych, zdobywać skarby ukryte poza zasięgiem starszych i stanowić kartę-pułapkę, jeśli trzeba było kogoś złapać na litość.
 - Może ewoluujemy i wyrosną nam skrzela. Przeszłabym się. Mój blok to praktycznie basen, w mieszkaniu cieknie mi po ścianach. Nie wiem jakim cudem nie złapałam jeszcze zapalenia płuc. - pomysł ze zgarnięciem dzieciaków do pomocy bardzo się jej podobał. Nawet, jeśli najmłodsi nie skorzystaliby z opcji alkoholizowania się potem, zawsze dla nich też można było coś zrobić. Na pewno by im się opłaciło, a nie nudziły by się chociaż i nie mokły gdzieś tam na ulicach. Nie ma co, porządne czyszczenie dzielnicy ktoś im załatwił.
 - A więc musiałabym wygrać. - Posłała mu zadziorny uśmieszek spomiędzy kwiatków, które właśnie zaczęła delikatnie odrywać od łodyg. Mohła mieć tylko nadzieję, że Amaterasu się nie zdenerwuje za takie ogałacanie jej drzewa na terenie świątyni. Ale potem i tak jakby były z tego wiśnie to by się pomarnowały. Nikt by tego nie zbierał oprócz łakomych szpaków. - Nie jestem zbyt dobra w poezję. Przyjmuję wyzwanie! - Podałaby mu rękę, żeby to przyklepać porządnie, ale w chwili obecnej była odrobinę za daleko i nie chciała narazić się na upadek. Obita kość ogonowa to nie coś, czego by teraz pragnęła.
 - Gdzieś potem się rozsiadamy, żeby świętować zwycięstwo?
Akiyama Toshiko
Asami Kai

Nie 14 Maj - 1:08
Czuł lekkie wyrzuty sumienia, że częściej można było go znaleźć w Karafunie lub Fukkatsu niż Nanashi. O ile problemów nie miał mniej o tyle letnia przerwa międzysemestralna dawała mu furtkę do tego by wynagrodzić swoje braki innym. Dzięki temu do października wszystkie ziomeczki oraz pchełki z Kyōken powinny go mieć na nowo po dziurki w nosie i będzie mógł z czystym sumieniem wrócić na uczelnię, kiedy zacznie się nowy rok. Uśmiechnął się wesoło.
- Idealnie. Ogarnę zgraję i dam ci znać smskiem jak to w ramy czasowe udało mi się zamknąć. Będziesz mogła dołączyć pod sierocińcem lub znaleźć nas już w Asakurze. Może się zapuścimy bardziej w głąb prywatnych terenów wokół świątyni. Wątpię by za dnia ktokolwiek miał czas pilnować, a będzie drobny dreszczyk adrenaliny i łatwiej będzie przypilnować zgraję jak nie będą się mieszali z turystami - co im mogło grozić, jakby wpadli. Ścigałby ich jakiś zdziadziały monk z miotła strasząc policją? Zapowiadało się całkiem zabawnie. Może będzie to całkiem przyjemne wspomnienie z Hanami warte przywoływania przez jakiś czas - Tylko trzeba byłoby im ogarnąć jakąś zakąskę. Mam pomysł nawet, tylko trzeba byłoby trochę dopomóc by się spięło. Ogarnęłabyś wiadro ryżu lub masz kogoś kto by załatwił? - przeważnie tak to już było, że jak pomyślał o czymś niezobowiązująco to w ciągu kolejnych kilku uderzeń serca miał w głowie cały plan działania. Dokładnie wiedział, jak będzie wyglądał kolejny wypad na Hanami pojutrze. Czuł dziecięce podekscytowanie na samą myśl. Nie mógł się doczekać.
- Chciałaś powiedzieć raczej, że chciałabyś więc wygrać. Ale pochwalam nastawienie - kiwnął głową jak stary mistrz pobłażający ambicji uczniowi, który nie wiele w życiu widział. Żarty żartami ale mimo wszystko był pewny swego. Może nie był słodką, drobną dziewczyną, lecz miał własne techniki przekonywania - Spokojnie dopilnuję byś miała dziś jak ją poćwiczyć - zapewnił dorzucając kilka kępek delikatnych kwiatostanów do wnętrza plecaka. Zamyślił się na krótką chwilę - Myślę, że sam akt wychwalania zwycięzcy możemy rozegrać na dachu teatru kabuki w Asakurze. Nienajgorsza scena by oznajmić tłumowi cudzą wyższość, a i będzie iście poetycko, hah - figlarne rozbawienie zabłysnęło w jasnych tęczówkach. Bardzo mu się podobała wizja - Później zakończyłbym wieczór gdzieś w jakimś klimatycznym miejscu. Ceramiczne dachówki długo trzymają ciepło. Myślę, że nie trudno będzie nam znaleźć jakiś kawałek dachu. Może nawet w towarzystwie kwitnącej wiśni. Dawno nie świętowałem tak pobożemu Hanami więc czemu nie zrobić tego dziś? - wylegiwanie się na ciepłym dachu, z alkoholem i zakąską, z sypiącym się kwiatem wiśni i znajoma dusza obok.
Asami Kai
Akiyama Toshiko

Nie 14 Maj - 17:56
 Odkąd padało, starała się nie siedzieć w Nanashi. Dodatkowe zmiany w knajpce pani Tahibana, jakieś dodatkowe lekcje, pomaganie w szkole, udzielanie korepetycji młodszym dzieciakom z przedmiotów, w których czuła się trochę lepiej. Mimo wszystko wracała jednak codziennie do dzielnicy, owijając się na samej granicy płaszczem przeciwdeszczowym, rozkładając trzymającą się na słowo honoru parasolkę i wkraczając w ten niekończący się prysznic.
 – Dobra, to będę czekać na info. A w kwestii ryżu… Mam sporo skitranego na tę nalewkę, żeby zrobić z niego zacier pod sam alkohol. Mogę się podzielić, a w razie czego wyżebram u cioci więcej. Wiedziałeś, że Jirō ma siostrę? W ogóle nie wyglądają podobnie. W dodatku ona w centrum mieszka. Jak dla mnie to mnie wkręcają… – Zmrużyła podejrzliwie oczy. Co to za rodzina, że dowiaduje się o niej po takim czasie? Nic właściwie do kobiety nie miała, bo była całkiem miła, ale trącało jej to czymś bardzo podejrzanym. Nie podejrzewałaby rodziców swojego ojca o posiadanie jeszcze jakiegoś purchlaka, któremu udałoby się w życiu. Nikomu z Nanashi nie udawało się w życiu.
 – Hmh! Wygram, zobaczysz! – Wypięła dumnie tę swoją płaską klatę, opierając dłonie na bokach. Zarzuciła delikatnie głową, odgarniając jakiś luźny kosmyk włosów, który musiał się wydostać z warkocza i teraz postanowił połaskotać ją po czole, jakby wyśmiewał ostatnie stwierdzenie. Dobrze było mieć marzenia, nawet takie drobne. Ale cóż, najwyżej będzie się uczyła poezji poprzez praktykę.
 – Ale… ale tak publicznie… – zmieszała się lekko i aż przytrzymała bardziej wiśniowego drzewa. Nabrała więcej powietrza przesyconego słodką wonią kwiatów, żeby uspokoić nagły skok nerwów. Nie lubiła publicznych wystąpień, przemów i jak ludzie na nią patrzyli. Tym bardziej dostawała motywacji, żeby jednak podejmując się wyzwania postarać się z nim jak najlepiej i nie skończyć na przegranej pozycji. – Dobra. Jakbym miała się pogrążyć, to już na całego. Ciepłe dachówki mi to wynagrodzą.
 Zapięła torbę i zeszła na ziemię, gdzie wsunęła na stopy buty i poprawiła przewiązaną w pasie jadowicie żółtą bluzę. Uniosła wzrok w kierunku Kai’a, czekając aż ten również opuści kwiatowy posterunek przygotowany do walki.
 – Gotowy? Do podboju za trzy… dwa… jeden… POWODZENIA! – Ze śmiechem puściła się biegiem w obranym przez siebie kierunku, zamierzając zdobyć tyle łupów, ile tylko zdoła unieść, upchnąć po kieszeniach i w torbie.

 | zt x2
Akiyama Toshiko
Shogo Tomomi

Nie 20 Sie - 23:06
| 9 sierpnia

Nie spodziewał się akurat takiego zlecenia. Popołudniem, chociaż wyjątkowo gorące, pociągało amatorów słońca i wycieczek. Starszy jegomość, który bez mrugnięcia opłacił z nadwyżką usługę, ukłonił się w milczeniu, niedaleko przejścia, po których, w raz - zapewne ze służącym, podążył z cierniem uwieszonej nad głową parasolki - w górę stromych schodów.
W zasadzie, Shogo mógł odjechać i pojawić się za dwie godziny w tym samym miejscu, odbierając jegomościa w tradycyjnym stroju i spojrzeniu ostrym, jak katany, które - mógłby przysiąc, musiał nosić przy boku bardzo często. Mimo to, z cichym impulsem, zmienił zdanie, pozostając w zasięgu. W pierwszej kolejności zdecydował znaleźć się miejsce, co najmniej odrobinę osłonięte - tak, przed dojmującym skwarem, jak i krzywymi spojrzeniami, nie tak wyrozumiałych pielgrzymowiczów. Wspiął się wyżej, odnajdując - za siecią karłowatych drzew, ścieżkę, a potem, coś na kształt osłoniętej bluszczem altany, czy też, starej, nadgryzionej przez czas (i być może jakieś drapieżne zwierzaki) acz zapomnianej bramy Torii. Zwolnił kroku przy jednym z szerszych filarów, by obrócić się i oprzeć bark o zmurszałe drewno. Cień, pod którego mizerny chłód się wsunął, oddał mu moment ulgi. Z kieszeni spodni, wyciągnął zmiętą nieco, paczkę papierosów. Wsunął wygięty zwitek między wargi, a drugą dłonią wysunął nagrzaną ciepłem ciała - zapalniczkę. Zaciągnął się, gdy płomyk zajaśniał żarem, a dym objął łaskawie stęsknione nikotyny płuca.
Zsunął przyciemnione, okrągłe jak oko szpilki okulary niżej, na nos, mimowolnie zamierając, słysząc za sobą nierównomierny szmer. A może melodię? Czyjś głos? Zmrużył powieki, a brwi sięgnęły się, gdy odchylił się, bezczelnie bardziej, bez skrupułów, zaglądając za przyprószone próchnem drewno filaru, które odsłoniło mu niemal całkowicie osłoniętą przed gorącem - wnękę. A w niej beztrosko pochyloną nad... nad obrazem? kobietę. Niemożliwe. Odchylił okulary, zaglądając głębiej i w końcu, wsuwając się do środka, pozostając jednak w chwilowej ciszy. I tylko drgające poruszeniem kąciki warg, objawiały zamiar, który zakołysał się w głowie yurei.
Poruszał się cicho. Potrafił. Lata pracy i umiejętność, którą posiadł wraz z przebudzeniem - dawała mu pewność, że zbyt szybko - nie zdradzi swojej obecności. Znajdując się wystarczająco blisko, nachylił się nieco, górując nad czarnowłosą artystką, by z zaciekawieniem spojrzeć na barwną paletę.
- Panienka, często tak w ekstremalnych warunkach pracuje? - zagaił w końcu, nadając tonowi prostej ciekawości, chociaż charakterystyczna chrypa niskiego głosu, nadała rozbawionej ciężkości pytaniu. I chociaż nie chciał brzmieć nachalnie, faktyczne zainteresowanie wypchnęło go głębiej na bezczelności.

@Itou Alaesha


You don’t choose your demons,
but you do decide who owns who.
Shogo Tomomi

Itou Alaesha ubóstwia ten post.

Itou Alaesha

Pią 25 Sie - 10:05
Dzień był gorący. Wręcz upalny. Czyli taki, jak lubiła najbardziej.
Gdy widziała słoneczną pogodę, nie była w stanie usiedzieć w żadnym budynku – choćby to był najpiękniejszy pałac. Musiała wyjść i poczuć żar na własnej skórze. Założyła na ramię torbę, zamknęła pracownię i poszła przed siebie.

To nie tak, że upał jej nie męczył. Gorąco sprawiało, że lekko kręciło jej się w głowie i od czasu do czasu musiała skryć się w cieniu. Jednocześnie po całym dniu na dworze skóra intensywnie swędziała od pyłków. W ciepłe dni alergia bardziej dawała jej się we znaki. Jednak od czego są leki! Nie będzie ograniczała sobie przyjemności, która wprowadza ją w dobry humor i spokojny nastrój. Nigdy nie rozumiała, dlaczego jej głowa tak bardzo pragnie przebywać na zewnątrz, na co ciało potem reaguje wysypką. Czy ciało i umysł nie powinny chcieć tego samego? W końcu są częścią tego samego organizmu.

Pogrążona w swoich myślach pozwoliła sobie iść, gdzie ją nogi poniosą. Mijając zagajnik karłowatych drzewek, trafiła na zapomnianą ścieżkę. – Hmm, jeszcze mnie tutaj nie było! – Pomyślała, czując przepływający przez ciało dreszczyk odkrywcy. Jako że lubiła chodzić pieszo, nie spodziewała się, że Asakura jeszcze ukrywa przed nią jakieś tajemnice.

Po chwili spaceru ścieżka ukazała niewielką polanę, prześwit między drzewami. Polana to zbyt wiele powiedziane - raczej była to przestrzeń otoczona wyższymi drzewami, gdzie ściółkę gęsto porastały dziko rosnące rośliny i krzaki. Słońce przenikało przez liście, dając perfekcyjny efekt delikatnego migotania. Było tu tutaj zdecydowanie chłodniej niż na uliczkach Asakury. Siadając na ławeczce pod zniszczoną altanką, otarła pot z czoła. Altana była w dużej mierze pokryta bluszczem i pomyślała, że koniecznie chce na swoim tarasie stworzyć ścianę z bluszczu. Kucnęła, szukając między liśćmi gałązki, którą mogłaby wyrwać z korzeniami. Tak, żeby nie uszkodzić reszty. Znalazła młody pęd, dopiero pnący się w górę. – Będziesz piął się po mojej pracowni, co Ty na to? Mam nadzieję, że Ci się tam spodoba. – Powiedziała jak gdyby nigdy nic do roślinki, owijając korzenie w mokrą chusteczkę i chowając ją do swojej torby, pozwalając kilku liściom wyglądać ciekawie na zewnątrz.

Wyciągnęła z torby niewielkie płótno i malutkie pudełko akwarelek. Nie miała sztalugi, więc usiadła na podłodze, kładąc płótno na ławce i opierając je o ścianę altany. Zaczęła malować, próbując ująć migotanie światła, które ją tak urzekło. Z zadowolenia cicho pomrukiwała kilka tonów melodii, która utknęła jej w głowie. Nie było to oczywiście nic specjalnego. Wiedziała, że nie umie śpiewać, przynajmniej nie jakoś pięknie. Niemniej lubiła to robić. Gorzej było z zapamiętaniem słów piosenek, dlatego momenty, których nie pamiętała, uzupełniała o losowe słowa. Najczęściej wciskając je na siłę do rytmu.

Usłyszała szmer, jednak nie chciało jej się odrywać od płótna. Jeśli to jakiś człowiek, to albo przejdzie dalej, albo ona szybko się stąd zabierze. Lubiła przebywać sama ze sobą, o co niestety w mieście jest niezwykle trudno. Poczuła za sobą obecność oraz zapach męskich perfum zmieszany z dymem papierosowym. Zapach ten był dla większości ludzi niezbyt miły, choć akurat jej przynosił garść ciekawych wspomnień.

- Ach, naprawdę, ktoś jest aż tak ciekawski i nietaktowny, aby mi przeszkadzać? – Westchnęła w głębi poirytowana.

- Panienka często tak w ekstremalnych warunkach pracuje? – Usłyszała głos powyżej swojego ramienia. Był lekko ochrypły, szelmowski. Zadziwiająco przyjemny. Zdziwiło ją jednak to, że jej ciało nawet nie drgnęło. Zazwyczaj od tak nagłego dźwięku podskoczyłoby w przestrachu, a przynajmniej jej ręka stworzyłaby piękną plamę na obrazie. Jednak nic takiego się nie stało, była opanowana, wręcz zesztywniała. Coś innego było w tym człowieku, albo w tej sytuacji? A może rzeczywiście nie chciała zepsuć obrazu. Nieważne.

Nie odwracając się do nieproszonego gościa, odpowiedziała zdawkowo i szorstko – Najwyraźniej.
Liczyła, że zniechęcony odejdzie. Większość mężczyzn szybko traciła zainteresowanie pogaduszkami, gdy okazywało się, że pod okryciem z dziewczęcego wyglądu, kryje się kobieta o własnym zdaniu. Jednak nic takiego się nie wydarzyło, jegomość stał, jak stał. Stwierdziła, że z dalszego malowania już nic nie będzie. Odwróciła się do mężczyzny, dalej siedząc na podłodze. Nie wyglądał, jakby miał jej zrobić krzywdę. Po jego twarzy błąkał się grymas – próbował zachować neutralną minę, ale jego usta co chwilę drgały w opanowaniu uśmieszku, a w oczach hasały wesołe ogniki.

- Skoro już przerwałeś moją pracę, to może chociaż poczęstujesz mnie papierosem? - Spojrzał na nią lekko zdziwiony – nie miał już w ręku papierosa ani widocznej paczki.

- Śmierdzisz dymem, łatwo się domyślić, że palisz. – Odpowiedziała na jego pytające spojrzenie i wyciągnęła przed siebie dłoń w oczekiwaniu.


@Shogo Tomomi
Itou Alaesha

Shogo Tomomi ubóstwia ten post.

Shogo Tomomi

Czw 14 Wrz - 23:14
Nagrzany słonecznym światłem filar, niemal parzył, gdy przesunął nagim przedramieniem i zwiniętym rękawem koszuli. Było wystarczająco ciepło,  by odczuwać nieprzyjemną zmianę po wyjściu z klimatyzowanego auta, ale w pokrętny sposób, lubił narażać się na "niewygodę". Skojarzenie ciągnęło do przeszłości, do wielokrotnie nieprzychylnych warunków, gdy podróżował z misji na misję wojskową.  I chociaż, dzisiejsza wyprawa nie miała w sobie wiele z dawnych naleciałości, to opuszczona ścieżka do równie opuszczonych kapliczek, ścigała się z ciekawością, być może zakorzenioną nie tytule natury Shogo, a - tej nadnaturalnej, wpasowanej w ducha yurei. Upatrywał tajemnic, zamkniętych przed oczami śmiertelnych. Zazwyczaj tych mniej spostrzegawczych. I uraczonych życiowym szczęściem, nie doświadczając zimnego dotyku śmierci. Na wyrwanej czasowi ścieżce, nie spotkał innego ducha, żadnego śpiącego yokai, czyhającej na bezbronnych bestię, a... artystkę.  Jeśli rozumiał dobrze, ta czyhała raczej na otaczającą ją wszędzie naturę i  pnący się bluszcz, którego zakręcone listki wyglądały spod poły torby. Było w tym widoku coś urokliwego, oderwanego od zwyczajowych obrazów i pośpiechu, jaki znaczył zmęczone twarze przechodniów, które dostrzegał przez szybę auta. Nieznajoma, wyrywała się z ciasnoty szarości, jak rozkwitający kwiat. A może, po prostu przypisywał jej wartości, za jakimi tęsknił? Zamknięte wraz z jej śmiercią?
Widok był o tyle zaskakujący, że ciężko było mu powstrzymać się przed zaczepką, łaskocząc język powstrzymanymi dłużej słowami. Niewystarczająco, by przerwać pomysł i popchnąć go w drugą stronę, pozostawiając przypadkowi tylko ironiczne westchnienie.
- Ależ proszę nie przerywać. Zawsze mogę być tym ekstremalnym warunkiem - doprecyzował nieco bezczelnie, gdy tylko smukłe palce odsunęły się od barwnej palety i słodki głos, potwierdził przypuszczenia. Uśmiech nie zgasł, wręcz odwrotnie, poszerzył się, gdy dziewczyn - kobieta najwyraźniej, uraczyła go uważnym spojrzeniem. Nie tak łatwo było spotkać kogoś, kto potrafił znieść bezpośredni kontakt - z jego własnym wzrokiem. Pobudzała go pewność, z jaką traktowała jego obecność, dla wielu zapewne zbyt arogancką. Nie przejmował się cudzą opinią, dopóki nie zależała od tego wykonywana akurat misja. A te, werbował samodzielnie, tak przez pełnioną profesję, jak i cel, który ścigał go   przez materialną formę świata. A ile zdążył zrobić? Nieznajoma, przynajmniej na krótko, mogła przegonić wiercące ukłucie goryczy, wołające zapewne dopóty - dopóki nie sięgnie zemsty. Najwidoczniej, to nie był dzień na to. Na pewno nie bezpośrednio.
Rozmywający się chmurny cień humoru - przeskoczył, na tej zawadiacki, bardziej ludzki - poczęstuję - zgodził się bez wahania, wysuwając paczkę z kieszeni. Sięgnął po jeden z dwóch ostatnich zwitków tytoniu, po czym chwycił między wargi, by końcówką zapalniczki, rozjarzyć żar. Zaciągnął się raz, krótko, i dopiero wtedy oderwał papieros od ust i podsunął kobiecie, obserwując reakcję - rozumiem, że panna też chce śmierdzieć dymem - w źrenicach błyskało rozbawienie, które już całkiem przegoniło wcześniejszą plątaninę myślnych cieni. Pasowało mu to, początkując rozluźnienie, które skonfrontował wraz z oparciem pleców o drewniany filar, chowając głowę w błogi chłód. I nim zastanowił się głębiej, zsunął ciało niżej, równając z wciąż siedzącą na ziemi kobietą. Przechylił głowę na bok, zbierając ze skroni kilka czarnych, wilgotnych pasm, natarczywie wysuwających się ze spięcia. Miał lepszy widok z aktualnej pozycji, a nieznajoma, wydawała się być całkowicie oporna na podszepty niebezpieczeństw, przed którymi przestrzegano kobiety.
- Opowiedz mi coś, skoro już mnie tu zaprosiłaś - poprosił lekko, beztrosko niemal, zupełnie tak, jakby znali się od dawna i widzieli po prostu po dłuższej przerwie. Zignorował wszelkie konwenanse, każące nieznajomym zachować pewną spójność doświadczeń i wyznania tożsamości. Uniósł ramię, by podłożyć zwiniętą dłoń pod głowę, przytrzymując kark, gdy wygodniej się ułożył, nie spuszczając jednak swojej towarzyszki - co chcesz - dodał, zaraz mrużąc zaczepnie ciemne ślepia, ścigając się z tym piwnym, błyszczącymi zielenią za każdym razem, gdy krzyżowali ich tarcze. Była piękna, to musiał przyznać - podoba mi się Twój głos - zaznaczył, jakby była to jedyna przyczyna, dla której tu przyszedł. Nic więcej.

@Itou Alaesha


You don’t choose your demons,
but you do decide who owns who.
Shogo Tomomi

Warui Shin'ya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.

Itou Alaesha

Sob 7 Paź - 20:50
Czekała na obiecanego papierosa z wysuniętą przed siebie dłonią. Mężczyzna niespiesznie wyciągnął paczkę, po czym jeden z dwóch pozostałych zwitków włożył do swoich ust.
- Czyżby chciał mi dać prztyczka w nos za impertynencję i poczęstuje mnie dopiero drugim papierosem? - Przemknęła jej myśl, jednak po chwili przekonała się o jej nietrafności.

Czarnowłosy przypalił tytoń i lekko się zaciągnął. Następnie delikatnie obrócił papieros w smukłych palcach, kierując go filtrem w jej stronę. Oho ho! Był to zupełnie inny wymiar bezczelności, którego się zupełnie nie spodziewała.

Patrząc na papierosa, przez jej głowę przesunęła się burza myśli. To było oczywiste, że nie wypadało dzielić się papierosem z obcym mężczyzną. W zasadzie z nikim nie wypadało. Chciała grać w pokera, operując na blefie, kiedy on miał w dłoni cały kolor. Miał nad nią przewagę. Odmówi – rozczaruje samą siebie, że nie podjęła wyzwania. Przyjmie – zgodzi się na zasady jego gry. Jako kobieta niejednokrotnie czuła się w ten sposób, próbując trzymać dumnie głowę nad powierzchnią męskiego świata. W ciągu swojego życia nie odkryła uniwersalnego rozwiązania dla takich sytuacji, licząc się z tym, że każda z decyzji pozostawi w niej fałszywy ton.

W trakcie oczekiwania nieznajomy kucnął naprzeciwko Alaeshy. Jego twarz skryła się w miękkim cieniu, dzięki czemu mogła mu się lepiej przyjrzeć. Był ewidentnie po 30-stce. Na smukłych policzkach mężczyzny bawił przekorny uśmiech, jednak widniało też zmęczenie. Nie takie z jednej nocy, a raczej dawny ból, który całkowicie wyostrzył rysy. Przechylił głowę w bok, a jego luźno spięte włosy zsunęły się po twarzy i ramieniu. Poprawiając je, nie wyglądaj jak triumfujący facet, a raczej jak ciekawski chłopak. W tym momencie gonitwa jej myśli zupełnie się rozpierzchła. Nie bała się go. Ten człowiek z natury nie był groźny. Chyba że postanowi takim być...
- Rozumiem, że panna też chce śmierdzieć dymem? - Zapytał.
- Wszystko mi jedno. – Odpowiedziała z przekąsem, podsumowując nie tylko sytuację, ale również swój wewnętrzny monolog.
- Aha, i „panna” ma na imię Alaesha. - Dodała, ponieważ niezwykle drażnił ją ten nienaturalnie ugrzeczniony, a jednocześnie lekceważący ton.

Z lekkim rumieńcem na twarzy, którego raczej nie było widać ze względu na już i tak gorącą pogodę, przytknęła papierosa do swoich warg. Zaciągnęła się dymem i delikatnie przymknęła oczy. Była wystarczająco speszona bliską obecnością twarzą w twarz z nieznajomym i potrzebowała, choć sekundy, pobycia wewnątrz siebie. Mężczyzna jakby to wyczuł i miękko przesunął się w bok, wygodnie układając ramię pod głową i opierając się o filar. Widziała, że się rozluźnił, jakby właśnie postanowił zrobić sobie przerwę od swojego życia i wygodnie umościł się w jej własnym. Wyglądał niemal niewinnie, co zarówno pasowało, jak i nie współgrało z jego zaczepnymi tekstami. Przez głowę znowu przeszła jej myśl – Jak nic chłopak.

- „Zaprosiłam” to trochę zbyt wiele powiedziane. Ale niech Ci będzie. - Umilkła, zaciągając się ponownie i myśląc, o czym mogłaby opowiedzieć mężczyźnie. Niestety, w mózgu zastała jedynie dzwoniącą pustkę i ani jednego ciekawego tematu. Potrafiła mówić godzinami, ale nie wtedy, gdy ktoś tego się po niej spodziewał.

- A ja myślałam, że skoro do mnie podszedłeś, to masz mi właśnie coś ciekawego do powiedzenia... - Udała smutek i rozczarowanie. - To co, żadnych ciekawostek? Nie sprzedajesz czegoś, albo nie chcesz mnie namówić do głosowania na swoją partię? A może masz zamiar porozmawiać ze mną o Zbawicielu i wciągnąć do sekty? To jak, hmm?

- Podoba mi się Twój głos. - Odpowiedział jak gdyby nigdy nic. Na to na razie nie wiedziała, co odpowiedzieć i nie miała pojęcia, dokąd ta rozmowa zmierza.

@Shogo Tomomi
Itou Alaesha

Warui Shin'ya and Ejiri Carei szaleją za tym postem.

Itou Alaesha

Sob 11 Lis - 16:34
Przygotowałam małe DLC do poprzedniego posta. Na zachętę do odpisu. Amaterasu jinja - Page 2 1529589974 @Ejiri Carei

~~~~~
Cisza między nimi przedłużała się. Mężczyzna zachowywał się tak, jakby wcale nie poczuwał się do współuczestniczenia w rozmowie, a milczenie miało być zabawnym sposobem na wyciśnięcie z niej chociaż jeszcze paru słów. Alaesha wciąż siedziała na rozgrzanym betonie altanki, trzymając w ręku lekko tlącego się papierosa. Wzięła go ponownie do ust i zaciągnęła się – tym razem mocniej. W jej głowie świat delikatnie zawirował, ponieważ na co dzień wcale nie paliła. Rozejrzała się dookoła i w zasadzie wszystko było takie samo, jak jeszcze przed jego przyjściem. Było cudownie gorąco i pięknie.

Nieznajomy wydawał się być najbardziej zrelaksowaną osobą na świecie, przy czym jego spokój udzielił się również Itou. Poczuła, jak niezmiernie nudne są konwenanse, których wciąż się jeszcze trzymała. Oraz że wcale ich nie chce, ani nie potrzebuje. Od czasu „przejścia” niezwykle rzadko czuła strach przed czymkolwiek. Na innego senkenshę mogłoby to wywołać odmienny skutek: chęć kurczowego przyciskania do siebie ponownie zdobytego życia. Natomiast ona od tego czasu czuła się wolna. Jedynie nie zawsze wiedziała, jak żyją prawdziwie wolni ludzie i musiała się tego sama uczyć.

Poczuła przemożną chęć zagrania w tę grę, poudawania, że znają się od zawsze. A nawet więcej – chciała sprawić, aby to uczucie przez moment wydawało się najszczerszą prawdą. Przysunęła się do niego plecami i położyła głowę na jego ramieniu. Paliła dalej papierosa, przyglądając się wysokim drzewom i płynącymi powyżej chmurom.
- Uwielbiam taką pogodę. Dni takie jak te są dla mnie kwintesencją szczęścia i relaksu, wiesz? W ogóle to całkiem zabawne, ale wypadło mi z głowy, jak masz na imię.
Itou Alaesha

Ejiri Carei and Arihyoshi Hotaru szaleją za tym postem.

Shogo Tomomi

Wto 2 Sty - 23:44
Lubił prowokować. I nie próbował nawet udawać, że mogło być w jego wykonaniu inaczej. Wpisaną miał wręcz w naturę potrzebę, by poddawać nieznajomych (i znajomych) nieoczywistością zachowań. Była to broń obusieczna, bo tak prędko, jak potrafił wybić z cichości własnych myśli - obcych, tak - sam wkraczał na nowy tor prawdy. Ta, wybijała się wyraźniej, mówiąc - o rozmówcach więcej, niż chciałoby się przyznać. Nieoczekiwane zachowania, pytania i gesty, rysowały w końcu pękniecie, rysę na szkle maski, którą na co dzień wkładało się na twarz. A Shogo - znowu - lubił zaglądać pod ich krawędzie, podważać sklejone ze skórą faktury, kryjące chowane tajemnice. Gra, której zalążek wpoił mu ojciec - nieświadomie. Arkana doszlifował najpierw wojsku, potem...z nią. Dziwną tradycje kontynuował bez skrupułów, z czasem zapominając, że było w tym cokolwiek z premedytacji. Bo i zaskoczenie reakcją, łaskotało uśmiech, co na co dzień kleił się do warg, rozmywając cienie błąkających żałośnie wspomnień. Być może za to, taka była już natura yurei.
Papieros, jak artefakt, przeniósł się z ust do ust. Jego ścieżkę śledził bez wstydu, leniwie pauzując wędrówkę dokładnie na czerwieniejących, kobiecych wargach. patrzył z przyjemnością, jak zaciągała się dymem, a ten ten ulatuje potem z ust, rozsiewając srebrną mgłę wokół czerni półdługich włosów. Przez pryzmat oddechowej mgły, naprawdę przypominała wyrwane z zaświatów bóstwo, nieświadome nawet zagrożenia, jakie przypełzło. A jednocześnie, rozbrajającą stanowczością przyjmując i wpuszczając do swego świata drażniącą obecność. Kto na kogo zakładał pułapkę właściwie? - Wiele w tobie ładnego - niezrażony milczeniem, ani brakiem wyraźnej reakcji, kontynuował spostrzeżenia, gdy - tak od niechcenia, pojawiło się imię. A więc, podejmowała grę. Niejako wplecioną między słowa, zaistniałą w momencie, gdy przekroczył próg małego królestwa, w którym artystka malarsko odcięła się od świata, zanurzając się w otaczającym ją natchnieniu. A kradnąc spojrzeniem ułamek kolorów, zaścielających odłożone płótno, zakładał, ze nie wliczała ewentualności portretowych. Przynajmniej nie dziś.
Nienaturalny wręcz spokój opadł na ramiona, oczyścił myśli, gdy z westchnieniem ulgi opadł niżej. Wsparta na filarze skroń zbierała ciepło nagrzanego drewna, jednocześnie, chłodząc w zastałym w altanie cieniu. I jeśli początkowo przypisywał aurę miejscu, tak czas i obecność obok, wskazywała na artystkę, z nienachalną projekcja przypominając, że była w tym po prostu kobieca natura. Zbyt często współcześnie zgniatana w ramach postępowości świata. Odpoczywał więc nie dlatego, że dał ciału schronienie prze parzącym gorącem, ale przez towarzystwo już nie tak nieznajomej, która zachować musiała w sobie tak rzadką w spotkaniu - naturę. Była urzekająca.
- Do zaoferowania wcale nie muszą być tylko słowa, Ala - odpowiedział lekko, z jakimś błyskiem, co toczył się w źrenicach, jak rozjarzony oddechem płomyk na rozpalonym jadeitem drwach. Mógłby przysiąc nawet, że znał kolor kawy, co drżał w oczach towarzyszki, że spotkał tę jasność tańczących na licach cieni - za każdym razem, gdy przechylała głowę, czy też ważyła na języku słowa. A chociaż odwrócił finalnie wzrok od kobiecej sylwetki, poddając się rozluźnieniu, ruch i przyjemny ciężar na ramieniu, bardziej niż wyraźnie zaznaczył, co właściwie wywołał i jakim efekt raczyła go rzeczywistość, ubrana w śliczne ciało Alaeshy.
Przymknął powieki, poddając ciężkość dnia zyskanej chwili oddechu. Przechylił nawet głowę bardziej, by lekko oprzeć linię szczęki i brody o czubek kobiecej głowy. Uderzyła go mieszanka świeżych woni kwiatów i... czegoś cięższego. Farby przypomniał sobie, nie otwierając oczu, ale wsuwając wygodnie ramię pod kobiecy bark, by znalazła pełniejszą wygodę - O tym mi jeszcze nie mówiłaś - głos wibrował, bo słowa nie musiał byc głośne. Wystarczyła bliskość, gdy dźwięki odbijały się miękko o płatek kobiecego ucha - ...i przyznam, że tą kwintesencją cieszyłbym się razem z Tobą - była przecież blisko. Bliżej, niż spodziewać się mógłby jeszcze chwilę wcześniej.
- Jeśli ci przypomnę - uchylił jedno oko, w teatralnym oburzeniu spoglądając na kobietę i mierząc się z intrygującym ciepłem jej źrenicy - nigdy więcej nie będziesz mogła zapomnieć - podkreślił wyraz, przechylając się odrobine bliżej jasnego policzka. Wciąż jednak wystarczająco daleko, by mogła odsunąć się lub - nawet zdzielić go w podobnym oburzeniu - Tomomi. Shogo Tomomi - szepnął, rosząc wilgocią oddechu blady policzek, po czym, odsunął się taktownie, jak gdyby nigdy nic, wracając do przyjętej wcześniej pozycji - najlepiej, jakbyś zapisała. Na przykład w telefonie - dodał od niechcenia, wysuwając gdzieś z kieszeni swój własny. I podsuwając chłód plastyku pod smukłe palce Alaeshy.

@Itou Alaesha


You don’t choose your demons,
but you do decide who owns who.
Shogo Tomomi

Itou Alaesha ubóstwia ten post.

Sponsored content
maj 2038 roku