Znajdujący się na drugim piętrze pokój nieopodal klatki schodowej, jest zamieszkały przez Tohan Herenę oraz Raikatsuji Shiimaurę. Dzielony przez studentki pokój jest niewielki i znajdują się w nim zapewnione przez uniwersytet: szafa, łóżko, dywanik czy biurko, wszystko w opcji podwójnej. Żyjąc na co dzień wspólnie, dziewczyny również zaopatrzyły się nie tylko w czajnik, ale i dodatkowe pudła, upychane pod łóżkiem czy na szafie, w których składują część swoich dodatkowych przedmiotów - a do tego dzieląc się po połowie pokoju w kwestii samych dekoracji. Po samym wejściu do środka można z łatwością rozpoznać, w której części mieszka bardziej ekspresywna Tohan, a w której stonowana Raikatsuji.
Dotknęła czubkiem języka dolnej wargi, zaraz ją przegryzając; robiła tak zawsze w zamyśleniu, kiedy proces przebiegał zbyt intensywnie, aby dała radę zapanować nad tikami.
- To twoje ciało - upomniała, unosząc nieco spojrzenie. O pół cala, jakby naprawdę rozumiała, że się zbliżył, że jego wzrok jest teraz odrobinę wyżej, bo zmieniła się perspektywa. Ten dziwny cień w kształcie człowieka, o ton ciemniejszy od reszty otoczenia, znajdował się teraz praktycznie przed nią.
Byle nie w bardzo widocznym miejscu - te słowa mimo wszystko brzęczały, wypełniając ciszę niesłabnącym bagażem ciężaru. Wysunęła opuszek, w mroku prawie czarny, w rzeczywistości intensywnie czerwony od krwi i zawisła nim w miejscu, jak jej się zdawało, na wysokości męskiej piersi.
- Jeżeli nie masz lepszego pomysłu, podpiszę się tam, gdzie blizna po postrzale.
Każda sekunda z nagrania rozbrzmiewała w czaszce, zagłuszając nawet echo wytycznych Yamady, dotyczących punktu na znaki. Nie było jej wtedy na miejscu zdarzenia, choć z różnych źródeł zdążyła wywnioskować, że próbowała. Biegła do utraty tchu, ściskając telefon w palcach, z pewnością wypełniając swoją stronę połączenia dźwiękami nieostrożnie stawianych kroków i świstu urywanego oddechu. Ale nie zdążyła. Nieoczekiwanie urwała się nie tylko łączność pomiędzy komórkami, ale też jej świadomość. Kolana po prostu się pod nią ugięły, ręce straciły siły, a ciało ześlizgnęło się z ostrych krawędzi ogrodzenia. Gdy wreszcie wynurzyła się z ciemności, nad głową hałasowała aparatura, a wszędzie było przeraźliwie biało.
Po tamtym wypadku pozostała jej tylko szpecąca nogę blizna, stare urządzenie z dziesiątkami nagrań... i wyrwany strzęp pamięci, którego nie dało się zaszyć.
Dotknęła lekko uda; skórę miała ciepłą, jeszcze zapewne od pościeli, którą niedawno się okrywała. Nie potrzebowała wzroku, aby wiedzieć, w którym miejscu widać, jak spod linii spodenek krzywiznami marszczy cerę szrama. Z niejasnych przyczyn przypomniały jej się piwnice pod szkołą; dzień, w którym postanowiła opowiedzieć o wszystkim Yakushimaru; który zareagował gniewem na jej plany. Kipiał z wściekłości i naraz uświadomiła sobie, że Yamada zachował się zupełnie odwrotnie.
Nie próbował jej odwieść od pomysłu, nie traktował jak filiżanki, która przez nieuwagę może zostać strącona i rozbita. Robił to, bo w nią wierzył czy była mu zwyczajnie obojętna?
- Ty podpisz się tutaj.
Podciągnęła odrobinę materiał spodenek od piżamy, aby udostępnić mu swoje udo. Obróciła jednak twarz, jakby nie była w stanie się temu przyglądać.
like a flower;
She was fragile like
a b o m b.
Ye Lian and Mamoritai Akari szaleją za tym postem.
– Mi pasuje – stwierdził krótko, wzruszając dodatkowo ramionami. Nie było to miejsce, które jakoś szczególnie eksponował. Nawet w ciepłe dni potrafił chodzić w bluzie zapiętej pod samą szyję, z kapturem zarzuconym na głowę, chociaż najczęściej wtedy jego stan dało się porównać z trybem zombie. Liczył trochę na to, że strzeli go po łapach i pogrozi palcem, jeśli kolejną ze swoich szans zacznie marnować na używki. Uzależnienie potrafiło dość łatwo złapać go w swoje ohydne łapska, ale zawsze liczył się ze zdaniem Shiimaury. Była dobrym przykładem człowieka, który potrafił sprowadzić ducha do parteru samymi słowami.
Kościste palce złapały brzeg koszulki i podciągnęły materiał w górę, odsłaniając „płótno”, jakim na chwilę miało stać się jego ciało. Miał za sobą tyle namazanych krwią podpisów po każdej ze stron, a za każdym razem była w tym jakaś magia. Tylko ten szkarłat potrafił przeniknąć barierę między ich światami, był jak most, który łączył ich od momentu tak niewiele znaczącego skaleczenia aż po ostatnią kreskę autografu. Krew, która z niektórych yurei lała się strumieniami, nagle zyskiwała możliwość dostania się za zasłonę, naznaczyć kogoś żywego i w drugą stronę – człowiek, który mógł nawet dobrze nie odczuć czyjejś obecności, dostawał możliwość, by przesunąć palcami po istocie martwej od lat.
Czy gdyby nigdy się od niej nie odciął, wiódł dalej jako tako normalne życie co kilka nocy oddalając się od niej, żeby zarobić w kasynie grosze na własne utrzymanie, też wszystko skończyłoby się w ten sposób? Wszystko zaczęło się od tego, że miał po prostu przeczucie. Krótki przebłysk tego, co się może stać, albo po prostu zwykłą halucynację. Wiele razy dla zabicia czasu podążał mapą myśli, pozbieranych poszlak, strzępków informacji. Dało się zapobiec jego śmierci, zerwaniu kontraktu? Może to właśnie jego decyzja, brak zaufania, samolubność zapędziła ich do tego momentu? Przecież gdyby trwał u jej boku, nie biegłby przez zagracony magazyn z mordercami dyszącymi w kark. Nie pamiętał kto go zastrzelił, tak jak nie pamiętał mężczyzny stanowiącego przyczynę jego pierwszego zgonu. Zdrajcy gangu. Mógłby jednak nie mieć sposobności zajścia mu za skórę, jeśli dalej irytowałby panią Raikatsuji swoim orbitowaniem wokół jej córki. Nie mógł mieć jednak pewności, że nie była to osoba z jego przeszłości, o której zapomniał, a która wciąż gdzieś na niego polowała. Może ktoś, kto odkrył jego przekręty w kasynie, ktoś, komu skroił zegarek, trochę drobnych z portfela, może zbyt zuchwale uśmiechnął się do żony, albo zwinął nurkującą w jej dekolcie kolię, którą potem opchnął w lombardzie za jakieś grosze?
Wzrok padł na kobiece udo, odsłaniane przed nim w tak niegrzeczny sposób. Na pewno było to coś, czego nie widywało się zbyt często na ulicach i coś, co zawsze przykuwało wzrok Yamady. Wybrała bardzo ciekawe miejsce, to musiał przyznać. Z drugiej strony kiedyś to, co między nimi było, nazwać by się dało pewnie przyjaźnią, więc dla niego nie było to aż tak dziwne. Lokalizacja tak samo dobra jak choćby ręka, linia żeber czy biodro. Zdecydowanie lepsza od czoła.
Gdyby nie było martwe, jego serce pewnie zabiłoby teraz szaleńczym rytmem. Może to tylko złudne wrażenie, ale wydawało mu się, jakby wręcz czuł ciepło płynące od skóry, na której widmowe palce składały krwawy podpis. Powinien jej pewnie zdradzić więcej informacji, przekazać ostrzeżenie dotyczące jego samego. Jeśli nie pamiętała jego, to tym bardziej uczepionej jego pleców czerwonej flagi w postaci swojej drugiej strony, nad którą nie panował. Ale może wszystko będzie dobrze. Zostały ledwie sekundy, żeby się o tym przekonać.
@Raikatsuji Shiimaura
Raikatsuji Shiimaura ubóstwia ten post.
Odetchnęła, odsuwając dłoń w ostatniej chwili. Była o krok od tego, aby przylgnąć wszystkimi palcami do torsu, szukając tam fizycznego oparcia, co nagle wydawało jej się wybitnie idiotyczne, kiedy przed sobą dostrzegała przede wszystkim rozkopane łóżko, skąpany w półmroku stolik, na którym zawsze trzymała bezprzewodowe słuchawki i telefon. Ten sam, na którym niemal noc w noc wsłuchiwała się w jego ton - dźwięk teraz tak realny, że dostawała dreszczy, kiedy tylko nabierał tchu.
Praktycznie nic nie musiał robić, a i tak działało. To jak żartował, jak odpowiadał, jak tracił kontakt z rzeczywistością, a później nieoczekiwanie powracał w pełnej powadze, okraszonej tylko odrobiną rozbawienia. Wszystko przypominało wiadomości, których uczyła się na pamięć. Studiowała je i wyobrażała sobie zawarte w nich opowieści, próbując dojrzeć w historii samą siebie. Na ile był to prawdziwy obraz, jeżeli został wykreowany przez kogoś jej obcego? Nie potrafiła określić czy chciała mu zaufać, czy wolała dopuścić do władzy stanowczą, twardo stąpającą po ziemi alter ego. Wmawiała sobie, że jeszcze ma wybór, że ociąga się, ponieważ szarpią nią wątpliwości. W rzeczywistości rozkoszowała się tą chwilą; tym jak podsuwała materiał nogawki, odkrywała starą, bladoróżową bliznę o kształcie błyskawicy. Czerpała pełnymi garściami z doznań zmysłów. Z trywialnej myśli, że naprawdę się przed nią pochylił, pomknął czubkiem palca wzdłuż tkliwej tkanki. Yamada Ryūji. Jaki miał charakter tworzonych znaków? Bardziej uporządkowany od jej? Czy kładł mocniejszy nacisk, aby linie wydawały się grubsze i wyraźniejsze?
W horrorach, które tak hurtowo oglądała z Yakushimaru, zawsze wszystko działo się od razu. W ułamku sekundy pojawiał się duch, koniecznie robiąc to w jakichś trzaskach urządzeń atakowanych zwarciem albo przy przewracających się przez podmuch przedmiotach. Tworzy się chaos, ktoś krzyczy, zaczyna uciekać albo przewraca się powalony paranormalną siłą.
Wiedziała, że to fikcja, ale i tak tego oczekiwała. Nic się jednak nie działo i tylko dotyk na odsłoniętym kawałku nogi przypominał jej, że nie zwariowała. Nie mogła zwariować, skoro na bladej cerze pojawiały się ciemne smugi. Nie mogła, gdy dostrzegła mignięcie czegoś, co wzięła za fałdę rękawa. I nie wtedy, kiedy poczuła drobny wstrząs, bardziej przypominający niegroźne spięcie, po którym wciągnęła głośniej tlen.
Nie zaczęła wrzeszczeć, nawet jeżeli krzyk osiadł na dnie krtani, wibrując uporczywie i domagając się ujścia. Poważne spojrzenie nabrało przynajmniej grama zaskoczenia, kiedy powieki szerzej się rozchyliły. Przez moment tylko się przyglądała, zastygnięta w jednej pozycji, ale po tym jakby coś w niej pękło. Rozwarła paliczki, wypuszczając pochwycony kraniec spodenek. Luźny materiał przysłonił krwawe imię, pognieciony tam, gdzie z siłą tysiąca słońc zamknęła dłoń.
Cofnęła się o krok, ale nie miała przestrzeni. Uderzyła nieinwazyjnie w zwierciadło za sobą; właściwie ledwo szturchnęła szkło ramieniem. Źrenice skakały nachalnie z jednego punktu na drugi. Od strzechy czarnych włosów, przez okropne cienie pod oczami, ślizgały się po linii szczęki, wzdłuż barków, kodowały ubiór jaki na sobie miał. Kolejny sen, tym razem bardziej chory, bo miał taką wyrazistość...
Rozchyliła usta. Ale tak sucho w gardle mieli tylko ci, co garściami nałykali się saharskiego piachu. Widziała wreszcie jego twarz, całkowicie szczerze, z detalami, z wyostrzeniem maksymalnym, bo był na wyciągnięcie ręki, to się wcześniej nie zdarzało, przynajmniej wydawało jej się, że nie. Że poprzednie koszmary, z których budziła się dławiona szalejącą wewnątrz pustką, każdorazowo były jakieś zamglone, jakby kadry fotografowano starym, zepsutym urządzeniem.
Nagle znów mocniej przymrużyła ślepia, jakby kalibrowała jeszcze ostrość. Przechyliła odrobinę głowę, czarny kosmyk wysunął się zza ucha i jego cień rzucony na podłodze przypominał czekający na węzeł sznur dla wisielca. - Yamada... - Bardziej szeptała niż mówiła, ale ściskało ją w tchawicy i nie wiedziała, czy bardziej chce go uderzyć, czy po prostu dotknąć. Lekko uniesiona dłoń znajdowała się gdzieś na wysokości obojczyków, wnętrzem do niego, brudna od cieknącej z rany krwi.
Chciała mu powiedzieć, że tęskniła albo poprosić, żeby udowodnił, że to faktycznie on. Kłębiło się w niej tyle sprzecznych uczuć, że kiedy usłyszała swój pretensjonalny ton, prawie się po tym roześmiała. Mogła przyznać, że to najbrutalniejszy sen jaki jej sprezentował albo huknąć po gębie, żeby już nigdy więcej nie wracał, bo dzięki temu może się jeszcze z niego otrząśnie. A zamiast tego rzuciła tylko suche:
- Wyglądasz okropnie.
Choć sama, bliska płaczu, pewnie wyglądała gorzej.
like a flower;
She was fragile like
a b o m b.
Yamada Ryūji and Mamoritai Akari szaleją za tym postem.
Dobrze znał uczucie, które na krótką chwilę przemknęło po jego ciele. Nawiązanie połączenia, stanie się częścią kogoś żywego. Pasożytem, który mógł posilać się energią istoty dostającej nad nim jakiś rodzaj władzy. Pełzająca pod skórą potrzeba chronienia jej, żeby nie wrócić do punktu wyjścia. Odsuwając palce od kobiecej nogi i cofając się o zaledwie pół kroku, mógł podziwiać jak szklane odłamki znikają, rany zasklepiają się nie pozostawiając nawet śladu po swoim istnieniu. Pogruchotana od upadku ręka jakby się sama nastawiła z cichym strzyknięciem, choć bezboleśnie. Wreszcie jakby nieznacznie nabrał kolorytu, albo to otoczenie było jakieś mniej przezroczyste.
Zaczerpnięcie oddechu przypominało, że nie robił tego przez długie miesiące. Czubek języka spróbował zwilżyć wargi, ale w ustach panowała susza. To uczucie też znał zbyt dobrze. Stan tuż na granicy głodu narkotykowego, kiedy używki nie wpływały na ciało, wszystko zaczynało swędzieć, a myśli zaczynały krążyć wokół sposobu dorwania kolejnej dawki. Kolejne będzie rozdrażnienie, dreszcze, mdłości, uczucie zimna przy jednoczesnej gorączce. Jakby dorwała go paskudna grypa. Yamada powoli zacisnął palce i rozprostował je, wywołując ciche strzyknięcie stawu. Opuścił przy tym powieki, jakby się delektował obecnym momentem, przyzwyczajał do nowego stanu egzystencji.
Znów zdawał się być osobą dopiero wchodzącą w dorosłość, wręcz rówieśnikiem stojącej naprzeciwko studentki, choć gdy mieli ze sobą styczność po raz pierwszy, różnica wieku była bardziej znacząca. Zdążył się też postarzeć przez te kilka lat spędzonych u jej boku, tylko po to, żeby teraz się cofnąć i odmłodnieć. Najgorsze było jednak to, że wraz z postępem wieku, zawróciły tez postępy w próbach godniejszego prezentowania się. Znowu był tym zabiedzonym ćpunem o potarganych włosach i cieniach wymalowanych pod oczami jakby nie spał co najmniej od tygodnia. Rozpięta bluza wisiała na chuderlawej sylwetce, palce puściły koszulkę podwiniętą wcześniej po to, żeby na niezdrowo bladej skórze pojawił się kontraktowy napis. Przez moment dało się jeszcze zauważyć łuki kilku żeber tylko uzupełniające ten obraz rozpaczy i nieszczęścia. Górna część odzieży chociaż częściowo próbowała maskować sylwetkę Yamady, dół miał w tym gorsze powodzenie. Spodenki wskazujące dość dobrze na ubranie się pod ciepłą pogodę rozpoczynającego się lata kończyły się tuż nad kościstymi kolanami, które mógłby pewnie uszkodzić silniejszy powiew wiatru.
Stał przygarbiony, w milczeniu przez kolejne sekundy, które zdawały się jakoś dłużyć. Przechylił głowę. Tym razem strzyknęło mu w karku. Otworzył szybko oczy, jakby na komendę, kiedy komentowała jego wygląd. Uniósł własną rękę, owijając palce wokół jej nadgarstka, zaciskając mocno, co przy jego kościstości i chłodzie mogło przypominać uścisk samej kostuchy. W brązowych tęczówkach odbijało się czyste szaleństwo, w rozszerzonych źrenicach próżno było szukać człowieczeństwa. Namierzył leżący na blacie nożyk, chwytając go w drugą rękę. Pchnął Shiimaurę na łóżko, wykorzystując prawdopodobnie całą swoją siłę wspomaganą teraz zastrzykiem adrenaliny i agresji. Był skołowany, a pierwsze co mignęło mu na krawędzi wzroku to zakrwawiona dłoń. Znowu walka, po raz kolejny pewnie o własne życie. Musiał się bronić, nie mógł dopuścić do tego, żeby zdrajcy uszło cokolwiek na sucho.
Wylądował na niej, przyciskając chwyconą rękę Raikatsuji do materaca, ostrzem celując w jej gardło, trzymając je niebezpiecznie blisko skóry. Klęcząc wpatrywał się w jej twarz nienawistnym wzrokiem psychopaty, szczerząc zupełnie nieadekwatnie do sytuacji. Dopiero po dwóch cięższych oddechach zaczął się śmiać, histerycznie wręcz, ale nie zmienił pozycji.
– Znowu cię wybrał? – Głos był nieznacznie inny w stosunku do tego, którym mówił jeszcze chwilę temu przed zawarciem kontraktu, którym odzywał się w snach, który wygłaszał monologi w nagranych wiadomościach w telefonie. Choć w tych ostatnich czasem się przewijał. Brzmiał bardziej jakby agresywnie powarkiwał, jakby był lekko zachrypnięty. Daleko mu było do tego osobliwego połączenia spokoju, żartobliwości i delikatnego pośpiechu w wypowiedziach. – Ja pierdole. – Kolejna dawka śmiechu. – Chyba naprawdę ma do ciebie jakąś słabość. No ale co tu się dziwić. – Pochylił się bardziej nad jej twarzą, nabrał powietrza w płuca, ewidentnie zaciągając się zapachem Maury. Na chwilę stracił czujność, odsunął dłoń trzymającą nóż, poluzował uścisk na nadgarstku. Wciąż towarzyszyła mu wesołość przyklejona do pyska, wymieszana z odklejeniem od rzeczywistości. Z jednej strony chciał jej coś zrobić, ale z drugiej stała ta resztka sensownych myśli, które zabraniały wyrządzania jej krzywdy. Agresywne ćpuniszcze nie było z tego faktu zadowolone.
@Raikatsuji Shiimaura
Warui Shin'ya and Mamoritai Akari szaleją za tym postem.
Zmarszczyła odrobinę brwi, nie próbując się wyrwać. Obserwowała go, podkurczając niespiesznie jedną z nóg, szukając dla pięty stabilniejszego oparcia. Gdyby nie przygniatał jej tak przegubu, może dałaby radę wyprowadzić jakiś cios - jeden z tych, które próbował przyswoić jej Yakushimaru podczas treningu. Ale śmiech górującego nad nią mężczyzny, jaki rozniósł ciszę w drobny mak, tylko mocniej ją spiął i zdezorientował. Przed sekundą przyglądała się mu z rosnącym zaintrygowaniem, nawet nie kryjąc się z tym, gdzie dokładnie ogniskowała uwagę. Oglądała to jak opuszczał materiał ubrania, jak znikały za tkaniną szczeble wystających żeber, liczyła siniaki rozkwitające niczym płatki lobelii, próbowała wyłowić jego spojrzenie - panicznie i niecierpliwie. Nie docierało do niej, że stał tutaj; w pełni żywy, realny i namacalny, o czym aż za dobrze przekonała się chwilę później. Szok, jeżeli w ogóle znalazł moment, aby wykrzywić jej wargi, musiał trwać ułamek sekundy, bo kiedy za sprawą szarpnięcia obróciła się, a potem popchnięta wylądowała na łóżku, usta miała zgrymaszone w rozdrażnieniu.
Odżyło wspomnienie z Rantanrōdo; wtedy także zaatakowano ją jej własną bronią, również przyszpilono niebotyczną mocą. Miała wprawdzie wrażenie, że Yamada jest za szczupły, aby dokonywać tak brutalnych egzekucji na jej zbolałych mięśniach, ale masą i tak musiał ją przewyższać. Poza tym zadziałał element zaskoczenia...
... i przeklęty fakt, że miała do niego słabość o wiele prawdziwszą niż on mógł mieć do niej. Na to się właśnie najbardziej krzywiła; że dała się zaskoczyć, a teraz, choć powinna zebrać myśli do kupy i ustalić odpowiedni plan działania, jedynie taksowała go wzrokiem. Zaszklonym, za co nienawidziła się jeszcze bardziej.
- Co ty wyprawiasz? - syknęła, podejmując niezbyt imponującą próbę szarpnięcia się. Kolanem otarła się o jego biodro, grzywka odsłoniła blade czoło, ale tym, co zakodowała najbardziej, był kraniec nożyka nacinający skórę. Organizm przeszyła igła niegroźnego bólu, ale wystarczającego na tyle, aby dziewczyna na powrót znieruchomiała. Jedynie pierś unosiła się i opadała trochę szybciej niż naturalnie; zdradzała wtłoczoną w żyły adrenalinę, pompującą do serca hektolitry sfrustrowanej posoki. Rozbudziła się jak na zawołanie, choć logika nie potrafiła poukładać wszystkich elementów tych bezsensownych puzzli. Miała go przed sobą, ale był inny, tragiczny, oszalały jak podjudzony dźgnięciami kija kundel. Wydawał jej się nagle szorstki i beznamiętny, głos sięgał innych tonacji niż kiedy wtykała słuchawkę do ucha i odpalała losową wiadomość. Powinna w ogóle szukać w nim dalej tego, czego tak oczekiwała? Jak szczelnym murem się obwarował i czy w konstrukcji widniały luki, z których mogłaby skorzystać, aby zajrzeć do tego, co dzieje się wewnątrz? Była pewna, że tak, kiedy uchwyt na nadgarstku minimalnie zależał, a ścięte pod skosem ostrze zostało odsunięte...
- Odłóż to narzędzie, Yamada! - Złość nie ubarwiła szczególnie jej dźwięku, ale nadała pewnej wyrazistości; jak u kogoś, kto zna jedynie suche wypowiedzi i twardo wydawane komendy. Dotarło do niej z opóźnieniem, jak piekielnie szczypały ją policzki - na wysokości kości jarzmowej pojawiły się skraśniałe barwy czerwieni. Nie wiedziała, czego to efekt. Złości, ponieważ tak ją potraktował? Zażenowania, kiedy się pochylił, zaciągnął zapachem żelu do kąpieli i indywidualnej woni ciała, którą emanowała? Albo chodziło o samą bliskość, bo wciąż miał jego rysy szczęki, jego oczy, choć zachowywał się zupełnie inaczej? - Co w ciebie wstąpiło, na litość boską? - Pytaniu towarzyszyło nagłe parsknięcie, jakby miała lada moment do niego dołączyć i też się roześmiać. Ale próżno dopatrywać się wesołości na jej obliczu. Emanowała rozedrganą aurą zdenerwowania, fascynacji, przestrachu. Bała się o siebie, o to, co może jej zrobić i na ile by mu na to pozwoliła, a na ile w tym wszystkim by go tłumaczyła.
Nie chciał, ale był zdezorientowany.
Nie chciał, ale przemówił przez niego
(co?)
nałóg.
Nie chciał, ale tak wyszło. Nic wielkiego się przecież nie stało.
Usłyszała plask i zdała sobie sprawę, że uderzyła go w twarz. Palce, które jeszcze niedawno wczepiała w jego koszulkę, teraz dudniły od impetu, z jakim wymierzyła mu liścia. Yakushimaru wpajał jej lekcje o samoobronie; o tym, gdzie celować, jakich chwytów użyć, gdzie wróg ucierpi najbardziej, wyjąc z bólu jak odrzucający łeb do księżyca wilk. I pomimo starań koniec końców wybrała to.
Jak żałośnie i sztampowo.
- Natychmiast się ode mnie odsuń - wycedziła przez zwarte zęby, mierząc go spod zmarszczonych brwi. Dlaczego? Dlaczego? DLACZEGO? - Co ci strzeliło do łba?
TYLE, jak chodzi o szkolenie od Yakushimaru //kaszl//
like a flower;
She was fragile like
a b o m b.
Seiwa-Genji Enma and Nakashima Yosuke szaleją za tym postem.