Make her yours, say she's adored, then call her a whore [Akira x Shūsei] - Page 2
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Himura Akira

Pon 5 Gru - 1:57
First topic message reminder :

Then pick her up
Throw her on the floor



Przełom lutego/marca, 2036

Igła zdjęła z winyla kurz, gdy mieszkanie wypełnił dobrze znany kobiecie rytm. Płyta, wszystkie jej żłobienia, wyrobione były przez czas, nadgryzione przez ciągłe używanie. Stąd też, muzyka przerywana była charakterystycznym chrobotaniem, nadającym charakteru, jak blizny przecinające lico artysty, opowiadające historię. Każdy kolejny przeskok igły, jak dreszcz, rozchodził się po ścianach mieszkania, kąty którego zastawione były długo zbieranymi elementami. Nie znajdowała się w nim cała kolekcja, niestety - część z nich, większych i bardziej wartościowych, niezmiernie trudna była do odzyskania, jak zdobione mahoniowe szafy, wielkie lustra, kryształowy żyrandol. Akira spoglądała na stos bogato zdobionych grzbietów książek i albumów w utęsknieniem, czasem i, by uśmierzyć ból, zatapiała się w znajdujących się w nich kolekcjach, obrazach, zdjęciach. Jak i teraz - rozsadzona w oknie, poduszka zgrabnie wspierała proste jak struna plecy; ciało czule owinięte było satyną, gdzie skóra parowała jeszcze, nagrzana po kąpieli. Z uwagą godną mistrza, nasmarowana olejkiem o charakterystycznym, różanym zapachu; włosy, podobnie, miękkie, spięte złotawą spinką na czubku głowy, ułożone tak, by dwa ich pasma okalały pulchną, miękką od kremu twarz. Smukłe palce z pieczołowitością przekładały kolejne strony, gdy spojrzenie, choć z pozoru nieprzejęte, chłonęły próżność prezentowanych przedmiotów. Jej właśnie podobnych, pięknych zaledwie z zewnątrz, gdy wnętrze gniło.
Pomieszczenia rozpalone było światłem ulicznej lampy i kilkoma punktami, jak gwiazdami na sklepieniu, migającymi świecami gdzieś po kątach. Drżały wraz z przeciągiem puszczonym przez całe mieszkanie, z każdym nieznacznie mocniejszym podmuchem tańcząc na tle zdobionych różnej wielkości obrazkami ścian. Widok ten zmącony był jedynie kłębem dymu, regularnie ulatującego zza postaci - kąt jej oka, czujnego, jak u drapieżnika, kontrolował mdłe drżenia ciał na ulicy, każdy ich najmniejszy ruch.  Popiół unosi się na wietrze, rozżarzony płynie ku stopom budynku, spadając na czyjąś głowę.
I widzi go, jak mknie - rozpalony jak lisi ogon, płomyk na tle czarnego miasta, jego żywa dusza. Skurwysyn.
W bezruchu czekała na zgrzyt zamka, pchniecie drzwi, możliwe, że i przywitanie. Dopiero gdy krok jego przekroczył próg okupowanego przez kobietę salonu, twarz jej, jak marmurowa, skierowana została w jego stronę. Ciemne spojrzenie przeszyło pomieszczenie niczym strzała, lądując na wysokości jego oczu  — Nie spieszyłeś się - słowa, jak ten żar papierosowego popiołu opada na dywan. Spuściła nogi po parapecie, pozwalając, by skóra zbyt wysoko wysunęła się spod materiału  — Załatwiłeś to, o co Cię prosiłam, czy wolałeś się kurwić na mieście?  — dym zostaje zaproszony do środka, zbiera się szarymi kłębami pod sufitem. Prosiła, niejednokrotnie, czuła, jak cztery ściany przypominać jej zaczynają klatkę. Nie mogłaby przecież, jak przeciętny człowiek, wyjść, zostawić CV - nazwisko jej figurowało na liście kostuchy od dłuższego już czasu, jako zebrane żniwo, które za, och zasługą Isayamy, było zaledwie niewiele znaczącym zapiskiem. Tak czy inaczej - musiał jej pomóc. Od tego przecież, do cholery, był.

@Isayama Shūsei


Make her yours, say she's adored, then call her a whore [Akira x Shūsei] - Page 2 TabBr79

My name is Brutus and my name means heavy
So with a heavy heart I'll guide this dagger into the heart of my enemy
Himura Akira

Asagami Sora and Isayama Shūsei szaleją za tym postem.


Himura Akira

Nie 5 Mar - 20:55
  W zachowaniu jej, w tym, jak bardzo przestała stawiać opór było coś niezmiernie zwierzęcego. W tej opisywanej przez patriarchat naturze, gdzie to ona poddaje się męskiej dłoni, w tym stereotypie, że to on decyduje za nią, a ona wpływu na to zachowanie nie miała żadnego. Gdzie pozostawało jej jedynie poddać się obcej woli, dać objąć silnym ramieniem, które przerzucić ją mogło jak kompletnie bezwolną; bo i na to mu teraz pozwalała. I słowo to, przyzwolenie, słowem jest kluczowym, gdy ciało swoje odkłada w jego ręce, jak kukiełka, za której to sznurki pociąga z największą pieczołowitością; dokładnością, która czerwienią odkłada się na płótnie dzieła, tego, które on własnoręcznie ulepił, nadał mu formę i roszczył sobie do nań prawa. To właśnie napawało ją dziką satysfakcją, poczucie, że ma nad tym kontrolę, że wszystko to nie dzieje się siłą przypadku, a czymś więcej - własną jej potrzebą. Bo łudzi się, że potrafiłaby powiedzieć nie, odsunąć go od siebie, odejść tak, jakby wszystko to nigdy nie miało miejsca.
  W splotach świadomości kryło się jednak jeszcze jedno przeświadczenie, to, które pozwalało jej na ugruntowanie się w rzeczywistości, w którą, jak w beton, bezwiednie próbowała wbić paznokcie - przekonana była, że w nim dzieje się to samo. To samo wrażenie, że ma nad nią jakąkolwiek formę przewagi, że to on jest alfą i omegą tego, co rozgrywać poczęło się między nimi, gdy tylko przekroczył próg ciemnego mieszkania, teraz tak niewzruszonego względem pożaru poczynającego pożerać ściany. Czernią sadzy obkleja kąty, zakamarki, których nie sięga światło niewielkich świec, płomień ich zaledwie migocze na rozgrzanej skórze, kontrastem do do mrozu, który szalał coraz zacieklej na zewnątrz. Nie słyszało już żadne z nich skrzypienia starej winylowej płyty, gdy igła przesuwała się po ostatnich jej żłobieniach, coraz to bliżej serca, nieubłaganie zbliżając się do końca, niczym metafory momentu, w którym i oni będą na skraju. Wszystko wtedy pęknie, odłamki szklanej powłoki przebiją gładkość skóry i zaleją gorącą, lepką krwią.
  Nie udaje nawet, że chwilowe złapanie własnej równowagi będzie trwać dłużej, niż zaledwie krótkie mrugnięcie, nie przeciwstawia się, gdy ten na nowo zmienia jej pozycję, gdy rozgrzana jej powierzchnia ścina się z chłodem szkła, tą odrobiną ulgi, by obniżyć temperaturę i nadać myślom sensu. Z płuc ucieka oddech, osadzając się na oknie białym śladem, zakrywa na moment wizję; mimo to, głowa podąża za ruchem dłoni, szczęka napina się pod naciskiem palców. Spod powiek ledwo co odkrywających ciemność spojrzenia, spogląda na ulicę.
Nie potrafi odnaleźć słów. Te gubią się w gonitwie emocji, jak owady złapane w pajęczynę, gdy ta osiada w coraz to zacieklej pracujących płucach. Jak w perfekcyjnie naoliwionej maszynie, napędzają działanie całego organizmu, dudniące w piersi serce odbija się echem, zagłusza słowa osadzone tuż nad uchem, obecność ich niesie się jedynie dreszczem, przyjemnie wgryzającym się w kark.
  Zmusza się w końcu, próbuje, by z ust uciekło choć słowo, chowane na końcu języka, lecz to trafia na zęby, odbija się od szkliwa, wyrazem zaledwie zduszonego pomruku. Nie otwiera oczu, zaciska mocniej to powieki, by ciało skupić mogło się na ograniczonej, skrupulatnie przez nie wybranej ilości bodźców, na tym, jak dłonie mężczyzny krótkimi śladami znaczą coraz to niżej, tam, gdzie gorąc sięgający twarzy miał swoje źródło. Jak szorstkie są względem niej samej, przysiąc by mogła, że rozpoznać może każdy z subtelnych kręgów, które opuszki jego oddzielają od wszystkich innych; maluje jej anatomię wykalkulowanym ruchem pędzla, jakoby budował ją na nowo, jak wtedy, gdy znalazł ją samą, bezbronną, poddaną łasce, gdy każdy z jej fragmentów ułożył w zawiłą mozaikę, a teraz uwypuklenia malutkich płytek, skraj każdej z nich sprawdzał, czy na swoim miejscu są cały czas. Jest coś w tej skrupulatności, coś, co omamia i odbiera sens, choć tak uparcie na nowo próbuje go złapać. Sięga ku niemu nieustannie, a ten trzyma ją coraz to bliżej i mocniej, zacieklej wbija palce, nie pozwala się wyrwać.
  Stop.
  Zatrzymuje się w kompletnym bezruchu, mięśnie tężeją, spina się kark, na którym chwilę jeszcze wcześniej złożony został pocałunek. Nie zważa na zsuwający się z niej materiał, pozwala mu opaść z ramion i odsłonić pierś, ledwo zatrzymać się na ugiętych łokciach. Kolejny oddech chłodem swym dotyka dna płuc, po ciele rozchodzi się świeża dawka tlenu, miesza z krwią i świadomością uderza gardło. Wie przecież, czego chce.
  Powolnym ruchem wysupłuje nadgarstki z uścisku, nie wyrywa ich jednak, a ruchem niezmiernie delikatnym zaznacza, by puścił ją, nie tyle, by mogła uciec, a by twarzą w końcu odwrócić się ku niemu, a spojrzenia ich przeciąć na nowo. By ujrzał czerwień rozlaną po policzkach, przy delikatnym pochyleniu głowy pokryte cieniem rzucanym przez rzęsy. Na usta zaś wstępuje uśmiech, delikatny, ledwo zauważalny w ogarniających ich ciemnościach, podobnie jak koronkowy skraj bielizny, gdy ten szybkim ruchem zsunął się po boku, niepotrzebna im już kompletnie.
  Biodrami przysiada na parapecie, a między udami rozsuniętymi na boki pozwala spłynąć resztce okalającego ją materiału. Satyna trzyma się jej już ledwo, wsparta tylko splotem okalającym talie. Nagie plecy przylegają do szyby, z cichym syknięciem, jak rozgrzanego żeliwa wsuniętego w wodę. Dłoń swą wyciąga ku jego ramieniu, naciskiem na który sugeruje, że chce go mieć niżej, tuż przed nią, na kolanach, tam, gdzie w tym momencie miało być jego miejsce, jedyne słuszne względem jej rosnących potrzeb. Ta ciepłem rozchodzi się po ramionach, źródłem którego ślad zębów, namiastka zaledwie tego, co może od niego otrzymać.
  — Czy tak niekompetentny jesteś, bym mówiła Ci, co masz robić? — zdać by się mogło, że słowa jej robić miały za przytyk, i choć w naturze ich kryć mogła się normalna jej perfidność, tak teraz, wyjątkowo, wszystko to zabarwione było potrzebą. Prośbą, nawet, bo głos swój kontrolować jeszcze była w stanie, tak ciało pozbawione było już skrupułów.
  — Postaraj się dla mnie, jeśli chcesz coś w zamian, Shu — palce powolnym ruchem przesuwa po boku szyi, zahaczając paznokciami o policzek, aż te nie wsuną się ponownie między czarne kosmyki, zaciskając się na tyle, by znów słodkim bólem rozejść się po czaszce, a i przyciągnąć go bliżej miękkości ud.



Make her yours, say she's adored, then call her a whore [Akira x Shūsei] - Page 2 TabBr79

My name is Brutus and my name means heavy
So with a heavy heart I'll guide this dagger into the heart of my enemy
Himura Akira

Isayama Shūsei ubóstwia ten post.

Isayama Shūsei

Wto 2 Maj - 5:01
Dźwięk uciekającego powietrza spomiędzy kobiecych warg osiada ciężko w tchawicy Hinote, ścieląc się w pomruku zadowolenia, jaki nadszarpuje zwierzęcą nutę, ton bestii, która ugłaskana kładzie spolegliwie łeb na kolanach właściciela, kiedy piana nadal skapuje z jego pyska, bieląc się na poczerniałym podniebieniu i sinych od nienawiści wargach. Sopel zimna przedzierający się przez jej skórę drżeniem osadza się na sklepieniu czaszki, w narastającym napięciu, które natarczywie naciska na kościec kręgosłupa, sunąc przez każdy kręg, oplatając go niczym wężowy korpus, w swoim splocie miażdżąc delikatny nerw. Namiętność to ona rodzi się w skołtunionych myślach, to ona zalewa teraz spojrzenie, mknąc przez biel gałek ocznych, zlizując z nich jasność, zastępując smugą mroczącą rzeczywistość i rozsądek. Chce więcej, chce mocniej, chce intensywniej, bo oddech nadal jest równy, nadal łapiący jednostajny, nudny rytm, nie świszczy w bolesności płuc, nie odrywa się od podniebienia nagle w uniesieniu. To za mało. Jestestwo Hinote pragnie wpisać się w obłość ramion, w linie talii, krzywiznę bioder, które najchętniej rozgryzłby między zębami, trąc kości w trzonowcach. Poczuć jej gorąc; ten pierwotny, ten podstawowy, który od zarania dziejów kusi i nęci. Jest dla niego teraz wszystkim. I wszystkim pozostanie. Do ostatniego dnia. Do ostatniego tchu, jaki wyzionie, zanim osunie się w zapomnienie, do którego powinien przylgnąć, z którym powinien zjednoczyć się już teraz.
   Na kolana.
   Upaść na kolana.
   Przed tym, co sam zbudował; w echolalii własnego oddechu, który wkrada się do żołądka swoją powtarzalnością, drgając między trzewiami spazmatycznie.
   Ból, w przyjemności zahacza o nutę niepewności, którą sam kreuje. Którą pragnie obciążyć i Akirę. Słucha jej słów z uwagą, ale pod przymrużonym spojrzeniem już tka się plan poza jej wolą. Iskrą rozdziela czerń wybrzuszonej źrenicy od ognistego kręgu tęczówki. W napięciu mięśni przedramion buduje się brak cierpliwości, która karmi się teraz, jak opasły kot, który tylko dla przyjemności własnej zagląda w miskę. Z łaski, z oczami wypełnionymi pogardą, fascynacją i nienawiścią zarazem. Miłością. Bo tym jest ich relacja, która w poświacie zaniechania tli się nad linią opuszek, które grzęzną w powietrzu nad linią kobiecych ud. Jeszcze teraz niepojęta, nieopisana między paliczkami i drobnymi ścięgnami. Nieubrana w słowa ani te dobre, ani złe i raniące. Są niczym, będąc dla siebie zarazem początkiem i końcem. Grą o życie, ostatnim nabojem w rewolwerze, który okręca zachłanny palec w rosyjskiej ruletce. Wystrzał. Bo tak właśnie brzmi łamiące się postanowienie i wola, kiedy kolana dotykają podłogi. Robi to jednak z rozkoszą. Upada, aby zagarnąć to, co do niego należy. Aby w czarnym spojrzeniu zobaczyć coś innego niż jedynie jadowitą niechęć. Fascynacja, jaka ich łączy. Jego oplatająca się ciasno wokół Akiry, a Akiry wokół Isayamy linearnością zaplatającą się w ciasny warkocz łapczywości. Sploty nierozerwalne. Zdawać by się mogło liny wytworzone z metalu. Szorstkie. Niezniszczalne. Raniące.
   Policzek układa się na gładkim udzie, choć spojrzenie nadal tkwi uwieszone w ciemni wejrzenia kobiety. Wie doskonale czego pragnie. Da jej to. Z nadwyżką. Z łagodnie rzuconym „dosyć" i „przestań" malującym się na czerwieni warg, które tonąć będą w potliwości i załzawieniu oczu. Biel zębów zaciska się na miękkości skóry tuż przy linii koronkowej bielizny, kłem ryjąc głęboko, ku nerwom, jakie wybudzą pierwszy sygnał woli walki. Obie dłonie sięgają dalej, ku jej biodrom, sięgając za nimi, ku miękkości, szarpiąc ciało bliżej siebie. Da jej wszystko, o co poprosi. Jeżeli poprosi o to w odpowiedni sposób.
18+:



Make her yours, say she's adored, then call her a whore [Akira x Shūsei] - Page 2 OhNAW5L
Isayama Shūsei
Himura Akira

Sob 1 Lip - 1:12
Nie lubiła prosić. Wymagać? Może. Bardziej. Nic jednak nie rozpalało jej tak, jak ktoś, kto wiedział co ma robić bez instrukcji. Gdy wiedział, gdzie winna była wylądować dłoń, z jaką siłą kły miały zatopić się w bladości skóry, ostrością swą przeciąć ciepło rozchodzące się wraz z krwią, rumieńcem znacząc ślad. Dłoń jej, wolna, wplątana jest w gęstwinę ciemnych kosmyków, paznokciami ryje skalp i zaciska mocniej palce, wciągając bliżej swych ud; ściska policzki, gdy ciało wygina się nieznacznie, nagość pleców układając względem gładkiej szyby. Syczy cicho w starciu z chłodem, ten na chwilę przywraca jej zdrowe zmysły, na sekundę zaledwie, bo pod przyjemnością znów się układa jak posłuszne kocię, jak niewielkie zwierzę lgnące do ciepłej dłoni, takie, które szuka ukojenia, wcześniej broniące się w ciemnej uliczce. Ale wyciągnął ją z niej, postawił na nogi, oswoił, uśpił czujność i teraz wyciąga łapska po bezbronną, przez kilka chwil nieświadomą. Ale starych nawyków nie da się tak po prostu zapomnieć. Budzą się w sercu, gdy choćby i jeden zgrzyt dotrze uszu, jeden syk stawia na nogi, do walki. Wyciąga pazury i znaczy nimi skórę, krwistą pręgą przecina kark, w rytm ciężkiego westchnięcia.
I to ostatnia reakcja, przynajmniej na razie, jaka ucieknie spomiędzy jej warg, gdy już przestanie zaciskać na nich zęby, w zamian zajmując je końcem papierosa. Bo to w pomarańczowy filtr wbije kieł, gdy zaciągnie się gęstwiną dymu, tę nieprzejęta wypuszczając ku górze, by osiadła chmarą pod ciemnym sufitem. W szarości tej próbuje odnaleźć spokój, choćby i krztę siły, by nie dać się wciągnąć ku nicości, bo wie, że i choćby zamoczy w niej dłoń, pochłonie ją całkowicie. W tej słodkiej przyjemności rozgrzewającej biodra, gdy zaciśnięte na nich palce jak czarcie łapy zostawiają swój ślad. Nie pozwala, by dreszcze nadały ciału rytm, by pod ich siłą wygięła się w łuk, podobny ku temu, po którego cięciwie biegnie strzała; trzyma go przy sobie, na ciemnych włosach wyżywa całą swą fizyczność, gdy ciało jej, pozornie niewzruszone, cały czas zajęte papierosem. Nawet gdy pod euforią drga powieka, nakrywa ciemne spojrzenie, nie wydaje z siebie dźwięku. Jeszcze nie. Za mało jego starań, by zasłużył na potwierdzenie swojej przewagi. Nie reaguje, gdy powietrze wraz z dymem chce uciec z płuc, mieszając się z jękiem, zaciska go za zębami.
Przyjemność ta poczyna w jej świadomości mylić się z agresją. Z siłą, z którą ciągnie, z którą ściska nagim udem, gdy nogi oplata na jego ramionach, nie pozwalając się odsunąć. Bo sama już nie wie - czy chce, by kontynuował, gdy ta podda się najprostszym instynktom, czy tlący się czerwienią koniec papierosa wolałaby zgasić na jego twarzy. Zobaczyć te, domyśla się, chełpiącą się minę i ukrócić to wszystko, czy ten raz, jeden jedyny, spolegliwie oddać się dłoniom człowieka, któremu zawdzięcza wszystko i odda mu nawet to. Tę najprostszą przyjemność, która miała, chociaż ona, należeć tylko do niej, do chwil błogiej samotności; to o czym, o kim raczej wtedy myślała, jest tylko pomijanym świadomie szczegółem.
Ależ ile może tkwić w tej nicości, gdy wszystkie emocje kumulowane w obłości figury poczynają sączyć się kącikami oczu, gdy łzawa przyjemność zakrywa spojrzenie? Nie wie. Nie wytrzymuje już, ile to, zaledwie kilka minut, nie wytrzymuje organizm, tak zaciekle walczący ze świadomością, która nie chce dopuścić do siebie tej tak prostej słabości.
Shusei — zaczyna, choć nie kończy. Ostatnia zgłoska łamie się na języku, gdy po powierzchni jego, nieproszony, spływa  błogi lament. Zaciska się na gardle, jak i sploty wszystkich mięśni, ciągle na krawędzi swej wytrzymałości, puszczają, gdy ciało spływa po zimnie szyby. Łapie się jedynie o skraj parapetu, nim całkiem się na nim nie oprze, końcówką samą silnej swej woli próbując zachować spokój. Jeszcze chwilę. Jeden ruch, jeden zaledwie, by złamać ją kompletnie, gdy ze statycznej, podobnej marmurowi figury nie stanie się niczym więcej, aniżeli wspomnieniem budowanej latami fasady. Zaledwie wielkim nieporozumieniem.


Make her yours, say she's adored, then call her a whore [Akira x Shūsei] - Page 2 TabBr79

My name is Brutus and my name means heavy
So with a heavy heart I'll guide this dagger into the heart of my enemy
Himura Akira

Munehira Aoi ubóstwia ten post.

Sponsored content
maj 2038 roku