seek to find the answer
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Seiwa-Genji Rainer

Wto 6 Gru - 19:00
23/11/2022, godz. 18.00
Deadline na odpis: 9/12/2022, 20:00


W pomieszczeniu mleczna mgła, której zapach przywodzi na myśl zimowe ognisko. Takie, które swoim ciepłem roztapia biały śnieg, a z mrozem wchodzi w zwodniczy taniec. Kadzidełka, rozmieszczone w każdym kącie pokoju, skwierczą cichutko, gdy ich żywot dobiega końca; na moment przed wejściem wszystkich do rezydencji. Na chwilę przed przestąpieniem wskazanego przez służbę pomieszczenia. Lecz teraz on, Rainer, wciąż w tych oparach, które mącą w głowie i skronie wprawiają w delikatne drżenie. To nie migrena, jedynie obuchowy ból, który minie z rozsunięciem shōji graniczących z klanowym ogrodem. Z tego zionie spokój, który nie przystoi pustawym koronom drzew, pniom niczym nieobleczonym. A choć zima wypatroszyła połacie ogrodu z potrzebnej mu zieleni, to ten wciąż wydaje się bezpiecznym i przyjaznym. Czasami, gdy sprawne oko pomknie w szczeliny zionące pomiędzy pojedynczymi drzewami, zauważy niby to zagubioną duszę, która przy wolnym ku ziemi opadaniu stópkami próbuje podłoża sięgnąć, ale gubi się w materialności i przez tę jest pomijana. O ogrodzie otaczającym rezydencję Minamoto mówi się, iż stanowi bramę pomiędzy światem żywych a martwych. Są to jedynie miejskie legendy, mity tworzone i przez członków klanu, których pociąga atmosfera taniego mistycyzmu. Seiwa wie, iż zmarli pełzną po całym świecie, nie tylko tutaj, choć ogrody z pewnością wydają się duchom pociągające. Szczególnie zimą, gdy drzewa ogołocone jak one z ciała.
  Na bambusowej podłodze porozkładane tatami, które przygotował — nie do końca, to służba nadstawiała karku, dosłownie, by tradycyjne japońskie maty ułożone zostały podług chłopięcego widzimisię — przygotował specjalnie na przyjście gości. Rezydencja klanu widywała różne osobistości, mniej lub bardziej ważne, ale zdaje mu się, że w jej przestrzeniach nigdy nie zaistniała grupa studentów. Tak specyficznych studentów. Wyrwanych jak z książki kategorii young adult, gdzie motywem przewodnim morderstwa a w przyszłości serial nań bazujący. Animowany.
  Rainer wyciąga przed siebie ręce i przy każdej macie rozkłada czarki wielkości dłoni, w których słona woda — ensui, na życzenie przygotowana w trzech naczynkach. Przy jednej ścianie niski acz podłużny stolik rzeźbiony w floralne wzory, który służy jako stojak dla małych, barwionych w szkle fiolek. Weń poukrywane olejki o różnych zapachach, by je wkrótce wykorzystać jako dodatek ku zaplanowanemu masażowi. Zaczną od dłoni, by pokonać pierwszą nieśmiałość. Później przyjdzie pora na zagięcia twarzy, szyję, skórę za uszami. Tam powinni sięgnąć po ruchy śmielsze, twardsze, precyzyjne. Takie, które nie tylko rozprowadzą po skórze przygotowany wywar, ale i ciału pozwolą wyczuć to drugie, tak do nich na pierwszy rzut oka niepodobne.
  Pomysł na wspólne odbycie ceremonii, które w klanie nazywano Harae, padł na pierwszym spotkaniu klubu Kimyou. Klubu paranormalnego. Tak, pa-ra-nor-mal-ne-go, w którym Rainer z pełną świadomością a i chęcią wziął i brać będzie udział. Telefon pika w kącie pokoju informując, że już się zbliżają. Wie, bo założono czat grupowy, za którym nie nadąża, acz zgadza się na każde wyjście, każdą eksplorację, wszystkie duchów łapanki. Czasami i zareaguje emotikoną duszka na zdanie założyciela klubu — Haru. Uważa, że to śmieszne. Do tej pory jednak nikt się nie zaśmiał. Wzdycha widząc kolejny nawał wiadomości, gdzie Herena, której wciąż myśli o złamaniu nosa, wysyła falę słów. W tej ginie nie tylko on, tak myśli, ale wszyscy członkowie. A ich w sumie sześciu.
  Shōji ku przeznaczonej rytuałowi przestrzeni rozsuwają się. Rainer, kierując wzrok znad ekranu telefonu ku półmrokowi długiego korytarza, spostrzega weń twarz jednego z służących. Jak on miał na imię? Kiwa głową w niemej podzięce, by uśmiechnąć się i zagadać do pierwszej wchodzącej osoby:
No hej. Wiesz już, z kim będziesz w parze?

Zasady:

@Nakajima Haru  @Raikatsuji Shiimaura  @Tohan Herena  @Asami Kai  @Ejiri Carei


seek to find the answer Vibu4ed
Seiwa-Genji Rainer
Asami Kai

Czw 8 Gru - 0:55
Bilet studencki, trochę slalonu na rolkach między ludźmi, a potem wymiana nawierzchni na trampki, trochę marszu i szczypta zdezorientowania, kiedy znalazł się przed samą rezydencją. Włożył ręce w kieszenie dresowych joggerów poprawiając na ramionach znoszony plecak. Westchną w duchu. Czuł się nieswojo. Nie lubił tego - tego jak momentami odstawał. Wiedział, że nie jest to niczyja wina i nie musi się siebie wstydzić, a jednak coś szeptało mu do ucha zgoła co innego. Potrząsną głową strzepując głupie myśli.
Nim zdążył się zbliżyć, jakiś człowiek podszedł do niego. Ochrona. Kai uśmiechną się szeroko wyławiając radośnie swój cel podróży. Zaraz został odeskortowany w odpowiednie miejsce. Cicho poruszająca się służba zajęła się jego plecakiem, czapką i trampkami. Rozpiął zieloną bluzę z kapturem odsłaniając czarną koszulę z krótkim rękawkiem. Prowadzony korytarzem rozglądał się z zainteresowaniem to na lewo, to na prawo. Spojrzenie ukierunkował dopiero kiedy usłyszał głos w swoim kierunku.
- No elo i cóż...nie. A miałem? To będzie praca w parach? - Przekrzywił głowę w bok, jak pies słyszący dziwny dźwięk w zdrowym zaciekawieniu - Hah, będziemy dzielili na dwa łepki czarki sake?! - Pewnie dlatego były takie pojemne by na osobę wyszedł sensowny "wkład." Na rauszu łatwiej było o duchy. Uśmiechną się do własnych myśli - Będą dolewki? Albo jakaś uczta po? Nie żebym coś sugerował ale podróż tu kosztowała mnie sporo energii i przydałoby się jakieś sushi z tłustym tuńczykiem... - chytrze wygiął kącik ust budząc w sobie nowy rodzaj entuzjazmu na myśl o jedzeniu. Powoli przy tym krążył wokół rozstawionych mat, stoliczków barbie i miseczek. Otaczający przestrzeń półmrok, duszący zapach kadzidła, nagie papierowe ściany, bambusowe maty, klimat rodem z jakiegoś dokumentu o starożytnej Japonii... - I ty tu tak żyjesz...? - mrukną z zainteresowaniem oceniając ascetycznie udekorowaną przestrzeń i wzrok lokując w osobie gospodarza.
Asami Kai
Ejiri Carei

Czw 8 Gru - 22:38
Przejęcie.
Zalegało w ciele, jak rozlana farba, której zdroworozsądkowym nakazem woli, nie dało się zmyć. Struny napięcia poruszały się równo, z każdym pokonywanym krokiem i oddechem mgły, który otaczał usta za każdym razem, gdy chowała brodę w szalu. Znała drogę. Znała ciszę, która roztaczała się tanecznie, z zaproszeniem do odpoczynku. Wystarczyło przekroczyć próg rezydencji, starczyło też  milczących mrugnięć, by odtworzyć ścieżki z przeszłości. Znała przecież Asakurę. Drugi dom, centrum, w którym jej babcia snuła opowieści, uczyła zasad, które zacierał czas i współczesny pośpiech. Kiedyś, tak przez chwilę, nie rozumiała namaszczenia, z  jakim dbała o jej wychowanie. Dziś, dziś sięgała tęsknotą, którą przetykał dudniący głęboko pod sercem ból.
Odsuwała niepokój w pierwszej kolejności. Jak wyczerpane z atramentu piórem, które zdążyło pozostawić na dłoniach granatowe żyły noszonej winy.
Znaczenie wizyty miało cel zbyt ważny, by przysłoniły go szpony osobistych lęków. Te, należało zdeptać, upchnąć na skraj rozumienia nim wyrosną wystarczająco wysoko, by osiąść na barkach zmęczeniem. Miały zaczekać aż wróci do mieszkania i zanurzy się w wypracowanej przez ostatni rok przestrzeni. Zapominała, obejmowana zapachem kruszącego się grafitu na papierze i ciepłej, kociej obecności, przeganiając buntownicze koszmarki. A to nie było proste zadanie.
W progu zatrzymała się zgodnie ze zwyczajem, czekając, aż służba odprowadzi i wskaże kierunek spotkania.
Oczyszczenie. Babcia często jej o tym opowiadała, prowadzała do świątyń, ale niewiele pamiętała. Zupełnie, jakby ktoś związał jej powieki cieniem. Pamiętała słodką woń olejków i przyjemny chłód, który zderzał się z kotłująca pod skórą gorączką. Ta cząstka, niemal zapomniana, chciała to powtórzyć, zedrzeć z oczu bielmo, zmyć ciemność, która zaglądała przecież nie tylko w snach. Wędrowała wiec w ciszy, by tuż przed przejściem, zsunąć buty i skłonić się z powagą gospodarzowi na powitanie. Rolę, jaką nosił obdarzała słusznym szacunkiem. Nawet, jeśli współczesność kochała się w jej obdzieraniu, roszcząc sobie prawa do wyznaczania kierunku prawdziwości. Nawet kiedyś, dawno temu, gdy świat niewidzialny wciąż takim dla niej pozostawał, traktowała z uwagą i subtelną czułością, równą tej, którą ofiarowała jej kiedyś babcia.
Powitanie zakończyła uśmiechem - Seiwa. Dziękuję za zaproszenie. I...za całość. - ich małe zgromadzenie, paranormalny klub, Kimyou gościł fascynujące persony. Bez nachalności, chociaż czujnie, jak obserwujący nowe otoczenie kot, prześlizgnęła wzrokiem przez męskie oblicze. Wiedziała, że jeszcze wieczorem, gdy wróci do pracowni, jego twarz znajdzie się na jednym z rysunków. Nie mogła się powstrzymać, wiedziała o tym. Palce, tknięte myślą, poruszyły się jakby w palcach już miała grafitowy ołówek lub czarny węgielek.
Spojrzenie ostatecznie ulokowała płynnie na sylwetce jej bliższej i bardziej znajomej, niezmiennie kojarzącej się - mimo wielu naleciałości - z bezpieczeństwem - Asami. Co cię skłoniło? - zapytała i mruknęła cicho, słysząc ostatnie zdanie. Powinna była wznieść oczy ku górze z westchnieniem, ale tylko pokręciła głową. Wiedziała, że na wyjaśnienie całego procesu oczyszczenia potrzebowali zaczekać na obecność wszystkich zaproszonych uczestników. Nic pozwalała więc na rozproszenie, oferując skupienie celowi i zgodnie z postanowieniem, odsuwając myśli, które gnały dalej, mimowolnie spięte, szukające spojrzenia, które mogłoby wywrócić granice jej woli.

@Seiwa-Genji Rainer   @Asami Kai   @Tohan Herena   @Nakajima Haru   @Raikatsuji Shiimaura
Ejiri Carei
Tohan Herena

Pią 9 Gru - 10:43
Jedyną dzielnicą, której podczas swojego przebywania na studiach nie odwiedzała, zdawało się być Nanashi. Ilość muzeów i historycznie, jak i kulturowo, ważnych miejsc w Asakurze sprawiała, że wielokrotnie zjawiali się tutaj grupami z kierunku, lub w wolnym czasie odwiedzali, aby znaleźć odrobinę pomocy w swoich zadaniach.
Ale to miejsce kojarzyło się jej jeszcze z czymś innym - ze śmiechem i ciepłym uczuciem, że ktoś był obok. Pamiętała to wszystko jak przez mgłę, wciąż licząc, że ona odpisze. Nawet jeśli miała wrażenie... że może jednak się spotkały? To imię, to nazwisko, ten wygląd... Ale wydawało się, że zupełnie jej nie rozpoznawała. Zauważyła to już podczas pierwszego spotkania, ale może jednak powinna porozmawiać z Ejiri? A może jednak z Carei, bo w końcu kiedyś rozmawiały i śmiały się wspólnie, były sobie tak bliskie...
Ale wciąż nie potrafiła się zdobyć na to pytanie. Nie chciała znać odpowiedzi, bała się jej - bała się poznać odpowiedzi na pytanie, które dusiła w sobie tyle lat. Dlaczego ich kontakt się urwał? Dlaczego nigdy jej nie odpisała na maile? Była głupia, wciąż je wysyłała! A raczej wciąż na nie spoglądała, już od dwóch czy trzech lat nie próbując podjąć się kontaktu z dawną przyjaciółką.
Może właśnie dlatego, że wiedząc że Ejiri tutaj będzie, również chciała się zjawić? Może dlatego, że był to dobry pomysł, aby spędzić trochę więcej czasu z członkami klubu? Może dlatego, że wejście do rezydencji klanu Minamoto mogło okazać się szansą jedną na milion?
Nie lubiła go. Działał jej na nerwy, denerwował. Jego pewność i drwiny! Jego mówienie, że nie śmieje się, po czym drwienie z niej w tak okrutny i okropny sposób! Może dlatego też była nieco poddenerwowana? Spodziewała się również najgorszego, jakiejś dziwnej pułapki lub próby ośmieszenia jej przed innymi! Chociaż czy by to zrobił? Może wolał ośmieszać ludzi prywatnie, a nie publicznie? A skoro zaproszenie nie było złożone za jej plecami...
Prowadzona przez ochronę, a może przez służbę, rozglądała się uważnie po tym co mijała, w pamięci przywoływała nazwy roślin, czasem i niektórych przedmiotów, ale i jeśli jej wzrok napotkał jakiś obraz czy rzeźbę, szukała czy rzeczywiście nie znała może artysty odpowiedzialnego za jej wykonanie. Może nieco cała rezydencja ją przytłaczała? Może spodziewała się, że ta będzie bardziej zmodernizowana? Chociaż nawet nie wiedziała skąd podobne przypuszczenie...
Widząc jednak gospodarza, stanęła naprzeciwko niego, nieco wypinając pierś do przodu dumnie, jakby chciała pokazać, że się go nie bała, i nie miał nad nią kontroli ani nie mógł się z niej naśmiewać tak jak to robił w bibliotece. Byli na równi, tak.
- Dziękuję za zaproszenie, Rainerze - powiedziała, po tym kłaniając się łagodnie. Wiedziała, że powinna okazać więcej szacunku - choć może teraz zrobiła to specjalnie? Może chciała nadepnąć mu na odcisk, tak delikatnie? Można było zrzucić to wszystko na jej wychowanie, na pochodzenie z Danii, ale sam student mikrobiologii był świadkiem wiedzy Dunki na temat kultury japońskiej, ale również i był świadkiem z jakim szacunkiem starała się do niego odnieść podczas pierwszej rozmowy, na jej samym początku, w bibliotece.
- Możemy chyba pójść na coś do zjedzenia później na miasto... nie wiem o której Nissa będzie miała chwilę i czy dzisiaj się zjawi, ale to bym wzięła coś dla niej na wynos do akademika - odpowiedziała, kiwając delikatnie głową na słowa Kaia. - Sake, ale i ogółem alkohole są bardzo istotne przy oczyszczaniu, ale kulturalnie również dobrze jest mieć trochę alkoholu przy sobie, bo yokai czasem je lubią, i niektóre duchy też mi się tak wydaje, że je lubią. W różnych kulturach znaczy się, nie tylko w Japonii, inne stworzenia też lubią się w alkoholu. Alkohol i jedzenie, to zawsze dobre jest dla przekupstwa, ale też alkohol służy do dezynfekcji, więc intuicyjnie i dobrze oczyszcza... Ah, jeszcze sól jeśli dobrze pamiętam. Aby złe moce, albo wiedźmy nie weszły do domu, na próg sypie się sól. Na progi drzwi, na okna, złe moce wtedy cię nie dotykają - powiedziała, zastanawiając się przez moment. Zmarszczyła brwi. - Chociaż wydaje mi się, że alkohole w Europie... to bardziej piwa. Znaczy się, gremliny, i koboldy, i fae, i inne takie to przyjmują... czasem jako zapłatę za pomoc w prowadzeniu zajazdów czy pomocy w gospodarstwie, chociaż mam wrażenie, że bardziej niż wódkę czy podobny alkohol do sake... No i często też sery i masło, i chleb świeży. Tak, jedzenie takie podstawowe to jest dla nich rarytas. Nie jestem pewna czy na yokai zaoferowanie herbaty i mochi by w sumie zadziałało... - dodała w trakcie wypowiedzi nawet nieświadomie przeskakując z japońskiego na duński, co jeszcze bardziej sugerowało, że mówiła bardziej do siebie niż starała się odpowiedzieć na niezadane przez Asamiego pytanie - w końcu nie pytał stricte o rytuał, ani o zastosowanie sake podczas oczyszczania. A raczej pytał, ale zupełnie nie w takim kontekście jak zaczęła odpowiadać Tohan.
Otrząsnęła się dopiero po krótkiej chwili, kręcąc delikatnie głową.
- Ca... Ejiri - poprawiła się dość prędko. Dlaczego Carei tak łatwiej przychodziło jej na język? Przyzwyczajenie? Nie miała pewności wciąż czy to była jej przyjaciółka... nawet jeśli wszystko wskazywałoby na tak...
Uśmiechnęła się do dziewczyny przyjaźnie.  -Usiądziesz ze mną w parze? - poprosiła.

@Seiwa-Genji Rainer  @Asami Kai  @Ejiri Carei  @Nakajima Haru  @Raikatsuji Shiimaura


seek to find the answer Dq3ChDC
Tohan Herena
Raikatsuji Shiimaura

Pią 9 Gru - 18:03
Czerń włosów jak morska fala spłynęła wzdłuż pleców i szczupłych ramion, gdy tylko ściągnęła kask. Zimny podmuch późno popołudniowego wiatru niemal całkowicie zagłuszył gasnący silnik; potężny pojazd przypominał oddającą się spoczynkowi panterę. Z ostatnim niskim pomrukiem zamilkł, zamierając na krawędzi parkingu. Zamknęły się ślepia, gdy zgasły światła; opadło cielsko wraz z momentem, w którym noga Shiimaury dotknęła stabilnego betonu. Dziewczyna odruchowo uniosła dłoń; w niewielkim skrawku gołej skóry, między rękawem kurtki a rękawiczką, urządzenie opinające nadgarstek wskazywało czas.
Na zegarku wyświetliła się za dziesięć szósta.
Może złamała wszystkie możliwe prawa ruchu drogowego - ale zdążyła.
Nie wiedziała natomiast, czego się spodziewać; z namiarami wyświetlonymi na ekranie komórki szybkim marszem przebyła odcinek od swojej mechanicznej bestii aż do posiadłości Minamoto. Miała ostatnie dwie minuty, gdy oddawała kurtkę w cudze dłonie i w ślad za wytycznymi ściągnęła buty; odkładając je równo w rogu uderzyła w nią dziwna, nienaturalna atmosfera tego miejsca; jakby wszystko zamarło, szponami trzymając się kultury starożytnych norm.
Czuła się przez to nie na miejscu, gdy kroki poniosły się wzdłuż linii niekończących się, drewnianych paneli, bo tunele, którymi poszła wraz z bezimienną kobietą, zdawały się zbyt puste, zbyt ciche i nieużywane przez nikogo od wieków.
Może nie była w swej myśli zbyt daleka od prawdy; nie miała przecież żadnych informacji na temat Asakury, choć wiele plotek prześlizgiwało się między rozchichotanymi studentkami uniwersytetu. Kilka z nich dotarło do Raikatsuji mimo często noszonych słuchawek; nie sądziła wtedy jednak, że kiedykolwiek się tu znajdzie.
A potem, jakby ignorując szept logiki, zgodziła się pod wpływem chwili; wpierw sceptycznie nastawiona do pomysłu, a później kompletnie zrezygnowana, ale koniec końców nie potrafiła odwołać swojego udziału. W tyle głowy wciąż rozlegał się głos proponujący rytuał; widziała wzrok skuty z pewności i doświadczenia, a to tylko dwa pierwsze powody, dla których pozwoliła się prowadzić nieznanymi meandrami korytarzy.
Przez służbę.
Uśmiechnęła się wymuszenie, gdy szczupła kobieta przystanęła, obróciła się z wyuczoną gracją i skłoniła; czekając zapewne, aż gość przejdzie przez uchylone shōji. Na powierzchni cienkiego papieru widać było sylwetki zgromadzonych - cztery. Kogoś brakowało. Ta dławiąca myśl ścisnęła jej gardło z mocą imadła; zignorowała jednak obawy podobnie jak zignorowała wszystkie irracjonalne wiadomości krążące wokół dzielnicy.
Nabierając oddechu, oparła dłoń o drewnianą ramę i pchnęła ją głębiej w bok, by móc wślizgnąć się wreszcie do środka; przekroczyć próg między mogę się jeszcze wycofać a niech się dzieje. Wzrok od razu padł na Herenę; jej blond włosów nie dało się zignorować w towarzystwie - jasny, ciepły promyk wśród roztoczonego wokół półmroku. Dopiero później przeskoczyła spojrzeniem po wszystkich pozostałych; a gdy jej oczy zatrzymały się na ostatniej osobie, Rainerze, stalowe tęczówki schłodniały. Smagnięte błyszczykiem usta lekko się rozchyliły; ale nie podziękowała za zaproszenie, nie przywitała się inaczej jak kiwnięciem głowy, nie potrafiła powiedzieć nic, co brzmiałoby sensownie i nie uraziło gospodarza albo zgromadzonych. Zacisnęła więc usta i niespiesznie zamknęła za sobą przejście, kątem oka licząc tatami na podłodze, sprawdzając ilość miseczek porozstawianych tuż obok mat - sześć, sześć - przywołując w myślach deklaracje o przyjściu - i sześć.
Splotła nerwowo palce za plecami, marszcząc brwi i obracając głowę, by ukradkiem obejrzeć ściany, poszukać na nich zegara. Sięgnięcie po komórkę wydawało się bezpodstawne - może przez nastrój całej posesji, od której człowiek miał wrażenie, że wchodząc na te tereny wszystkie urządzenia i tak traciły zasięg i właściwości.
A może pretekstem była niechęć do przeczytania ewentualnej odmowy.
(Wybaczcie. Nie mogę jednak przyjść. Coś mi wypadło.)
- Seiwa - odezwała się wreszcie, koncentrując na nim całą uwagę. - Czy...
Nakajima coś mówił?
Zawahała się; na ułamek sekundy, pół chwili za długo. Ścisnęła mocniej trzymane za plecami palce.
- Będziesz wszystko tłumaczył? Pewnie jako jedyna nie wiem na czym to ma polegać.

ubranie + kurtka oddana służbie;

włosy rozpuszczone, nieco potargane


She was not fragile
like a flower;

She was fragile like
a b o m b.

Raikatsuji Shiimaura
Nakajima Haru

Pią 9 Gru - 22:24
Chrzęst podeszw oraz odgłos własnego oddechu wydaje się, że świat ograniczył się tylko do tych dwóch dźwięków, miękką kopułą zaspanego odrętwienia opętując ciało. Jednak poza sennością jest coś jeszcze, coś, co mrowieniem zakrada cię pod cienki materiał jasnej skóry, przebija się do błękitnych linii żył, by wraz z krwią móc dostać się do mocno uderzającego w popłochu serca. Niepokój jak wzory ze szronu rozrastające się na powierzchni okien, rysuje się teraz pętlami oraz zawijasami na płaszczyźnie duszy, intensywnością swoją dając złudzenie niemego, ledwie zauważalnego nerwowego podekscytowania. Smukłe palce nieświadomie zaciskają się w pięść, by zaraz móc się rozwinąć, jakby nie do końca był pewny, co powinien zrobić z własnymi dłońmi (jak żyć w ciele, które zdaje się być ledwie imitacją pozbawioną poczucia przynależności do fizycznej powłoki?), ze sobą samym. Coś w nim zawodzi, krzyczy znajomą słodyczą głosu, że to dziwne, nienaturalne dla niego szukać towarzystwa, spotykać się w grupie większej niż dwie osoby, które i tak nie mają sobie zbyt wiele do powiedzenia. Że może powinien się wycofać, póki ma jeszcze szansę, nie ośmieszać się bardziej niż to, co uczynił dotychczas — zakładając klub rodem z komiksów i seriali animowanych, książek których większość tytułów jest w stanie wymienić tylko dlatego, że jego fani — nie jego, fani Zombie, ale czy Zombie nie był nim? Co było prawdą, a co złudzeniem? — często używali porównań w jego wideo do bohaterów popularnych nowel. I musi zacisnąć szczękę, brwi zmarszczyć nim przełamie fale niepewności oraz wykona kolejny krok do przodu. Nazwać to, co nienazwane, odkryć to, co nieodkryte. Cel Kimyou był jasny, wzbranianie się przed dążeniem do jego celu było śmieszne oraz dziecinne, dlatego też chłód, jaki go ogarnął przed samą posiadłością, zrzucił na listopadowe kąśnięcia lodowatego wiatru. Nie mogło mieć to przecież nic wspólnego z samym rytuałem, który miał ledwie metaforyczny wydźwięk, ni z wrażeniem narastającej rezygnacji, że pewnych czynów nie da się zmazać i czyjaś krew na zawsze pozostanie na rękach na równi z czernią pochłaniającą wnętrze. Ale mrok nie istnieje (nie ma żadnej mocy sprawczej, tak mówiła zastanawiająco pewna siebie). Czy miał więc powód, żeby się denerwować, inny niż niezręczność w kontaktach międzyludzkich? Kilka olejków nie odgoni szeptów dobiegających z drugiego końca pokoju — zmieniający się stopniowo w stateczny szum dla tła, wzrok wbity w ziemię. Nic nie widzi, nic nie słyszy, nic nie czuje. Zmarzlina istnienia, ignorancja wobec rzeczywistości — nie mogły uczynić tego leki (niebieski, czerwony, biały. Zawsze w tej samej kolejności, zawsze razem prześlizgujące się przez ściśnięte gardło) ani tym bardziej potomek klanu Minamoto. Wie o tym, ale temat wciąż pozostaje interesujący na tyle, że niemal sięga po skrytą w zarzuconym przez ramie plecaku kamerę, powstrzymując się ostatecznie, gdy służąca wychodzi do niego, gotowa poprowadzić bruneta w odpowiednie miejsce. I Haru jest wdzięczny za tę przezorność — albo potrzebę ograniczenia wścibskości grupy studentów — a zarazem ma poczucie, kiedy tak się wpatruje w wiekowe ściany,  gdzie nawet podłoga pod stopami pozbawionymi już obuwia wydaje się mieć własną historię, jak diametralnie każdy z ich małego stowarzyszenia się od siebie różni. Bo o ile Nakajima nie może narzekać na status swój oraz rodziny, tak przy całej tej powadze oraz odrealnienia budynku, raptownie czuje się jakiś mały, a jego krewni bardziej przypominają nouveau riche niż godnych szacunku członków społeczeństwa. Jakaś część ma chęć zapytać Rainera, czy mogą kiedyś spędzić tu noc, zaopatrzeni w latarki, telefony oraz specyficzną atmosferę formującą się w powietrzu wraz z aromatem kadzideł. Wierzchnie okrycie pozostawił na wejściu, mając na sobie tylko czarną bluzę z kapturem zarzuconym na hebanową czuprynę. przedstawiającą logo znanego, starego metalowego zespołu oraz luźniejsze, równie ciemne spodnie o wojskowym kroju zaczyna żałować, że nie ma na sobie bardziej tradycyjnej szaty. Wyglądałoby to lepiej na zdjęciach. Z tą myślą odsuwa gwałtownym gestem shōji, nie wchodzi jednak do środka pomieszczenia od razu, drobna sylwetka stoi w przejściu i nie potrafi jej minąć, nie tak natychmiast, to wydaje się szorstkie, czeka więc cierpliwie, aż dziewczyna wślizgnie się głębiej, co pozwoli mu zagospodarować część przestrzeni i dla siebie.
Hej... — odzywa się cicho, wzdrygając się od własnego schrypniętego tonu. Czerwień tęczówek przesuwa się po zebranych, jakaś duma skrzy się w czerni źrenic, nawet ta bledsza tęczówka zdaje się być żywsza niż zwykle, bo wszyscy są. Spodziewał się może góra trzech osób, wliczając w to niego samego i Seiwe, a jednak czekało go zaskakująco miłe rozczarowanie. Wzrok złagodniał, gdy padł na sztywną sylwetkę gospodarza, zdążyli mu podziękować za przyjęcie ich w gościnę? Miał taką nadzieję — Mogę część nagrać? — pyta, planując już w głowie całą sekwencję scen oraz ułożenia światła. Początkowy niepokój kruszeje, kiedy umysł skupia się na pracy.


here we are
i'm kneeling at your altar
i'm down here on my knees
take me to your sweet oblivion
Nakajima Haru
Seiwa-Genji Rainer

Nie 11 Gru - 13:40
Rzut na dedukcję (relacje pomiędzy postaciami): 56

Deadline na odpis: 13/12/2022, 23:59

Nigdy nie przyglądał się relacjom w grupach z dwóch powodów. Pierwszy, rzadko w nich bywał. Drugi, jemu nie przynosiły większych rezultatów. Wolał ludzi analizować pojedynczo, tylko na nich skupiać swą i tak ograniczoną uwagę. Ale dzisiaj, dzisiaj jest inaczej. Rezydencja Minamoto, przesiąknięta spokojem, który wpisany i w tradycję, ożywa. Odgłos stóp większej ilości stóp, podniesione głosy i słowa wypowiadane zdecydowanie za głośno wpuszczają w ściany budynków coś, czego Rainer nie do końca poznaje. Choć harmider przeszkadza, to i paradoksalnie pociąga. Ma w sobie nutę ciepła, potrzebnej rodzinie swawoli. Zdenerwowana zmarszczka na czole chłopca jest w pierwszym odruchu odbierana jako niezadowolenie, ale to prosta próba dedukcji z kim ma dzisiaj do czynienia. Większość spotkał po raz pierwszy niespełna kilka dni temu. Skuszono go słodką obietnicą tajemnicy, duchów łapania, choć on wie, najprawdopodobniej najlepiej z wszystkich zgromadzonych, że dusze nie noszą na kościach białych prześcieradeł a są czymś więcej; czymś, co potrafi wygryźć szpik kostny, rozpuścić ostatnie gramy nadziei, skusić nieskuszalne. Dlatego Harae. Rytuał, który na samym początku umieści na ich ciałach warstwę ochronną, która pachnieć będzie tym, czym pachnie matczyna dłoń odgraniczająca dziecko od niebezpieczeństwa całego świata. Fikcyjna tarcza, niezrodzona z czułości i ciepła domowego ogniska, jedynie tego wszystkiego marny falsyfikat. Mimo to lgnie ku Harae. Przepada za tym wydarzeniem, gdzie obce ciało zdaje się nie być już takie obce. Przekracza typowe dla Japończyków granice cielesności a pomiędzy dwie osoby wprowadza niewidzialną nić przywiązania i, w jednym z lepszych wypadków, zaufania.
To będzie w parach — odpowiada szorstko ku Asamiemu. Przecież tłumaczył. Krótko, ale tłumaczył. Harae polega na współistnieniu i oddaniu się w czyjeś dłonie. Wiarę składając w to, co poza światem, ale i w osobę, z którą przychodzi ci ten świat dzielić. Wzdycha ciężko, by ignorancję chłopaka zbić w najdalsze części własnej głowy. Ale zrazu ożywa jak rażony prądem i złość w korelacji z zażenowaniem wpada w szeroko otwarte oczy, gdy tamten wspomina o alkoholu. Dreszcz niedowierzania skacze po kręgosłupie. — Czy ty oszalałeś? Jaki alkohol? Jasne, dam ci jeść po jak chcesz, ale w trakcie…
Nie zdąży skończyć rozwijającego się na języku monologu, gdy ten przerwany zostanie kolejnym pytaniem. Odpowiada na nie przy dłoniach zwijających się w pięść:
Tak, tu mieszkam.
Kolejną z nich jest Carei. Drobna, porcelanowa, na myśl przywodząca baletnice uczepione pozytywek. Wtedy, kilka dni temu, palec wskazujący miała pociągnięty grafitem. Jak u matki. Szczegół, który przeoczyłby niemal każdy, ale nie on. Kiwa głową ku jej wchodzącej sylwetce już spokojniejszy. Wdzięczny niemal, że przejmuje uwagę Kaia, który po pomieszczeniu porusza się niczym turysta w zagranicznym supermarkecie. Rainer ponownie marszczy brwi.
Dziwne być sceptykiem a jednak wpisywać się do klubu — rzuca ku Asamiemu ciągnąc temat zarzucony przez Carei. — Nie wolisz czasu poświęcać na, nie wiem, łażenie po klubach?
Krzyżuje ręce na piersi, odchyla głowę do tyłu i pozwala, by na ramionach usiadła zaczepna złość. Nie jest ona jednak tą przyjemną, intrygującą. Balansuje na cienkiej granicy konfliktu. I byłby te zdanie rozwinął w prawdziwszą kłótnię, ale próg przekracza ona. Herena Tohan. Uosobienie małego psa, który przy ostrych jak igły zębach potrafi przegryźć tchawicę. Uśmiecha się ku niej szeroko, ale prócz wyzwania pod ustami szaleje i… rywalizacja? Nie wiedzieć o co i ku czemu, ale żywi do niej dziwne uczucie składające się z rozdrażniania, ale i chęci na dalsze dziewczęcia manipulowanie. Podsumowując więc, czy nie tak wygląda koleżeństwo? Parska śmiechem na Tohan zabawne powitanie, ale nie komentuje. Nie tym razem. I ku niej podbródek skłania ku obojczykom. Pozwala jej przejąć stery konwersacji, która w tak dużych grupach i tak nie jest jego najmocniejszą stroną. Trochę z racji na brak zainteresowania miałkimi rozmowami, trochę na zerowe umiejętności w ich przeprowadzaniu. Jednak nie historia europejskich legend zajmuje teraz jego uwagę, a w oku błysk, który pojawia się przy pytaniu, które Herena puszcza ku Carei. Seiwa uśmiecha się delikatnie, niewinnie.
Niczym w parze pojawia się kolejna dwójka. Z oczyma upuszczanymi na przypadkowych przedmiotach są jak na wpół nieobecni. Zabawne, oboje w niewerbalnej warstwie komunikacji zdają się być jednocześnie wspaniali i źli. Kącik ust ponownie leci do góry a w lewym policzku pojawia się gładkie wgłębienie. Czy tylko jemu przychodzi zobaczyć ten wzrok dziewczęcia zagubiony, gdy ogromne źrenice padają na sylwetkę Nakajimy. Uśmiech nie znika a zostaje zaszczuty ich relacją, tak jemu niedostępną, ale ciekawą i na swój sposób ujmującą.
Nagrać? — pyta dziwnie neutralnie, myślami będąc w innych rejonach dzisiejszego spotkania. — A jasne, jak chcesz. To działaj.
Wzrusza ramionami. Przez moment pomaga rozplanować scenografię wydarzenia i ustawienie kamery. Nie jest czynnym uczestnikiem roznoszenia rzeczy, nie przebije w tym Tohan, ale przy sprawnych komunikatach udaje im się zorganizować wszystko w niecałe dwadzieścia minut. Przy samej końcówce kiwa więc głową i zwraca się ku reszcie:
Dobra, Kai ze mną. Herena i Carei, Haru i Shiimamura. Nie ma sensu bardziej kombinować. Wybierzcie sobie i po zapachowym olejku, które są tam ustawione. Jedna kropla do czarki ze słoną wodą wystarczy.
A później… a później już stara się przenieść w ich ciała spokój, gdy pozwala usiąść na matach, zlepić uda z łydkami w siedzie japońskim zwanym Seiza. Dłonie macza w wodzie.
Zaczniemy od aktywnej dłoni; tej, którą piszecie, tej silniejszej. Jeśli nie czujecie się skorzy do dotyku na jakimkolwiek fragmencie własnego ciała, dajcie znać swojemu partnerowi. — Wyciąga rękę ku Asamiemu, by ten podał mu własną dłoń; gdy cisza przedłuża się dodaje gniewniej: — Czekam. — Wzdycha i tłumaczy: — Całość rytuału musi być obopólną zgodą, więc nie możecie wywierać na drugiej osobie najmniejszego nacisku. W tym momencie istniejecie tylko wy i coś, co jest między wami, ale jeszcze nie posiada nazwy. W naszym przypadku Asami to chyba czysty przypadek. — Dodaje ciszej. — Trzymając partnera dłoń zaczynamy od wewnętrza ręki. Opuszkami badamy puls i uciskamy te miejsca, które odpowiadają kolejnym częściom ciała. Dla przykładu najmniejszy palec to głowa. Ale i dłoń odpowiada też za żywioły. Kciuk jest ziemią, zmartwieniami… — Kolejno chwyta poszczególne omawiane elementy i kładzie na nich przemyślany, dokładny ucisk. Szuka pod skórą kości i spiętych mięśni. — Depresja i żałoba mieści się we wskazującym, żywiole metalu. Środkowy to ogień, niecierpliwość i pośpiech. W małym płyną wody zbierające obawy i lęki. A serdeczny to drewno twarde jak gniew. — Słowa powtarzał wielokrotnie, więc brzmią jak mantra, która w czasie zyskała specyficzny rytm. Zapomina się w nauczycielskiej praktyce i ulatuje z jego sylwetki gniew a zastępuje go neutralność, którą winien żywić ku każdej żywej istocie. — Czy to nie istotne, że jednym elementem różniącym nas od yūrei i innych duchów jest ciało? — Uśmiecha się ku tej myśli, gdy z jego ust ulatuje nieprzemyślane pytanie. Choć retoryczne to wciąż pozostawione w gronie obcych mu ludzi. — Teraz zmiana.
I podaje tamtemu własną dłoń a gdy Kai chwyta ją poprawia ułożenie palców i na bieżąco rzuca ku niemu i reszcie wskazówki. Kciuk powinien śledzić linie wnętrza dłoni. Zakradać się pomiędzy mięśnie jak utęskniony człowiek do swojego kochanka. Być delikatnym, ale i stanowczym. Takim, jakim jest ciało właśnie. Spokojnym, ale przygotowanym.
Przejdziemy teraz do twarzy, okolic za uszami, szyi i czoła. Jeśli chcecie, w każdym momencie musicie wrócić do dłoni. Pamiętajcie, że macie usta, więc zadawajcie sobie pytania. Komunikacja jest ważna, bo wasze ciało jest tylko waszym i nikt go nie odkryje bez pytań. Obserwujcie swoje reakcje, a gry grymas pojawi się na twarzy partnera bądź partnerki, poświęćcie temu elementowi więcej czasu. Ból miejsca nie świadczy tylko o zastaniu, ale i o zapomnieniu. Zapomniane mięśnie bolą tak, jak wszystko, czego nie żegnamy. — Nabiera głębszego wdechu i podnosi klatkę piersiową ku górze, by palcami wkraść się pod szczękę Asamiego. Unosi jego twarz wyżej i stanowczym ruchem kreśli linię na chłopięcych kościach jarzmowych. — Zaczynamy od okolic pod oczyma, wzgórku nosa i powiekach. Rozmasowujemy zmęczenie, ale i w kontakcie wzrokowym szukamy nas samych. Możecie zamknąć oczy… nie osoby masujące! Następnie czoło, najlepiej posługiwać się tutaj kciukami.
Kolejne wersy są podobne. Kierują ich dłońmi na odległość a i Rainer uśmiecha się, gdy z czyichś ust wymsknie się rozbawienie. Sam jemu ulega. Nie oddaje swojej twarzy w ręce Asamiego, nie czuje się z tym na tyle komfortowo, ale na nowo pozwala mu wrócić do dłoni, gdzie raz jeszcze przywołuje poszczególne jej znaczenia. Z czasem atmosfera rozluźnia się.
Kiedy badacie łuk kupidyna bądźcie delikatni. To na nim zawieszają się wszystkie niewypowiedziane słowa — mówi ni to poważnie, ni przy lekkim śmiechu, gdy zerka ku zgromadzonym parom; dłużej spojrzenie zatrzymuje na Haru i Shiimamurze.

@Nakajima Haru  @Raikatsuji Shiimaura  @Ejiri Carei  @Tohan Herena  @Asami Kai


seek to find the answer Vibu4ed
Seiwa-Genji Rainer

Yōzei-Genji Madhuvathi, Ejiri Carei and Asami Kai szaleją za tym postem.

Asami Kai

Wto 13 Gru - 12:39
- Ach, sorka, chyba musiałem nie odnotować... - mrukną przepraszająco ale nie mniej swobodnie niż się zachowywał. Naturalnie odczuł oschłość upomnienia gospodarza, lecz nie brał sobie jej do serca. Zamiast tego pozwalał rozpraszać się nieznanemu. Jasne tęczówki wyłapywały co ciekawsze elementy wystroju. Mówił nim zdążył jakkolwiek przemyśleć wypowiadane słowa. Nieumyślnie mierzwiły one pod włos gospodarza. Kto by pomyślał? Kai jednak nie pozwolił zatrzymywać się w reprymendach Rainerowi na dłużej - w końcu zła atmosfera nie była nikomu potrzebna. Wybijająco, nie bacząc na nic wypuścił kolejne pytanie.
- Tak, tu mieszkam.
- Hmmm... - mruknął robiąc jeszcze parę kroków, przymykając powieki na kilka sekund dużej wyczuwając mocniej woń kadzideł i ciszę do której nie był przyzwyczajony. Ach - to pewnie przez nią czuł się nieswojo i podświadomie zabiegał o nadmiar bodźców. Brakowało też wokół niepotrzebnych przedmiotów mogących tworzyć bałagan. Prosty minimalizm. Uniósł kąciki ust - Pasuje ci - ocenił z uśmiechem na ustach pozostawiając interpretację tego stwierdzenia odbiorcy - czy to pochwała? Czy nie do końca...?
- Czy potrzebowałem kiedykolwiek do czegokolwiek powodu? - odpowiedział pytaniem na pytanie Carei z wyraźną nutą żartobliwości. Sprytny unik, czy jednak podkreślenie pewnej oczywistości związanej z jego sposobem bycia? Trudno było wycenić - Kwestionowanie jest pierwszym krokiem dochodzenia do prawdy tak jak sceptycyzm pozwala na wiarę. Potrzebujecie mnie, a ja nie zamierzam wam odmawiać tego dobra, jakim jestem- oznajmił dobrodusznie Rainerowi z pełną powagą i choć wymyślił to na poczekaniu to momentalnie zawierzył swojej opinii w pełni. No bo właśnie - czy to chwile zwątpienia nie sprawiają, że wiara nabiera mocy? Że chcemy udowodnić komuś, że się myli?
Zamrugał szybciej najpierw słysząc, a potem widząc Tohan. Powitał ją gestem dłoni, a potem dał zwabić swoją uwagę jej wywodowi - niczym ryba podpływająca do względnie ciekawej zanęty. Chociaż słuchał to nie poświęcał znaczącej uwagi obszernej treści wypowiadanej na jednym(?) wydechu. Być może właśnie ten monolog nieco spacyfikował jego entuzjazm podporządkowując do nastroju reszty. Wbrew pozorom nie przyszedł tutaj mącić. Posłusznie usiadł w odpowiedniej pozie. Ściągną wcześniej bluzę - zwiniętą w kulę położył ją za plecami by nie wchodziła w kadr. Z lekkim opóźnieniem podał potem dłoń klubowemu koledze - lewą, tą która była jego wiodącą. Cicho parskną na uwagę Rainera o jego przypadkowości, zupełnie tak, jakby w pełni się z tym zgadzał i nie zamierzał podważać faktu.
Nigdy nie zwracał na to szczególnej uwagi, lecz w tym momencie jego dłoń wydała mu się spracowana. Oczywiście jak większość normalnych ludzi często nie korzystał z chodnika - jego dłonie były miejscami przetarte od szorstkiej powierzchni murków, chodników, ramp oraz ścian po których się wspinał, podciągał, podpierał. Wnętrze przy knykciach było oparzone od huśtania się po zimnych, metalowych rurach. Można było dostrzec znaki tego, że pracował na kuchni oraz charakterystyczny odcisk przy nadgarstku dla ludzi pracujących przy komputerze. Z ciekawością spojrzał na swojego partnera, chcąc wyłapać czy mu to przeszkadza. On sam poddawał się zabiegowi bez protestu. Był swobodnym i otwartym na wszystkich człowiekiem i nie czuł żadnego niekomfortu z oddania się pod cudzą opiekę. Nie, kiedy wiedział, że nic mu nie zagraża. Był bardzo zrelaksowany chociaż zdarzało mu się lekko marszczyć brwi kiedy słona woda podrażniała co świeższe otarcia.
Kai obmywał teraz obcą dłoń próbując odtworzyć ruchy Rainera, jak również dostosowywał się do podawanych mu instrukcji. Sprawnie i zwinnie przeciągał własnymi palcami po wskazywanych grzbietach oraz liniach. Czuł ślizgające się pod palcami mięśnie ustępujące kościom i chrząstkom. Towarzysząca mu pewność siebie i drobna arogancja sprawiała, że ruchy nie były bojaźliwe, a zdecydowane.
Z ciekawością i wyczekiwaniem oddał twarz w ręce Rainera. Nie protestował wiedząc, że drugi mężczyzna wie co robi i ewidentnie był profesjonalnym masażystą. Układał się głową w rękach tego drugiego by ułatwić pracę i tym samym dać znać, że nie ma przeciwko dotykowi. Oczy miał głównie przymknięte myśląc, że może zrobić się dziwnie gdyby wpatrywał się w swojego partnera tym bardziej, że chyba niechcący nadepną mu na wejściu na stopę. Obmywając twarz wczesał wilgoć z twarzy i dłoni we włosy zaciągając wszystkie kosmyki do tyłu.
Kiedy znów się zmienili, Kai znów masował dłonie Rainera nie będąc dopuszczonym do twarzy. Rozbawiła go trochę ta odmowa ale nie naciskał. Wciskał ze skrupulatnością kciuka między serdeczny, a środkowy palec by gospodarz zyskał trochę więcej cierpliwości oraz stracił na gniewie do jego osoby.
- Czym jest łuk kupidyna..?

@NAKAJIMA HARU  @RAIKATSUJI SHIIMAURA  @EJIRI CAREI  @TOHAN HERENA  @SEIWA-GENJI RAINER
Asami Kai

Raikatsuji Shiimaura and Ejiri Carei szaleją za tym postem.

Raikatsuji Shiimaura

Wto 13 Gru - 17:42
Jako oficjalna jednostka techniczna od razu zaoferowała pomoc w odpowiednim ustawieniu kamery; rzuciła pod nosem coś, że w gruncie rzeczy to przecież teraz głównie jej fucha, ale w rzeczywistości nie chciała jedynie stać i obserwować ścian, zastanawiając się nad tysiącem scenariuszy; wystarczyło, że gdy tylko rozsunęły się drzwi, gorączkowo się obróciła, wbijając nieodgadniony wzrok w Nakajimę, przypatrując się mu z fuzją kompletnie sprzecznych ze sobą uczuć. W tym wszystkim chłód urządzeń od zawsze był dla niej relaksujący; czuła się spokojniejsza w towarzystwie martwych, zimnych przedmiotów, dotykając stałej, metalowej obudowy, doskonale potrafiąc przewidzieć, co pojawi się na ekranie, gdy naprze na ten lub inny przycisk.
Maszyny nie wymagały zbyt wiele, w porównaniu do ludzi. Ale wkrótce musiała się do tego zmotywować; do odejścia od kamery i zaangażowania w całą procedurę, dla której w ogóle tu przyszła, do zmuszenia się do partycypacji w czymś, czego nie rozumiała i do czego podchodziła równie sceptycznie co Asami. Ucisk w skroni starał się jej uświadomić, że nie pasowała na tyle, by rościć sobie prawo do współuczestnictwa, ale było za późno, by się wycofać. Nawet nie wiedzieć kiedy podeszła do niskiego stolika, wpatrując się w rząd małych flakoników - w każdym dwadzieścia, trzydzieści mililitrów płynu, który nie miał przecież żadnego znaczenia, był tylko zapachem do wywietrzenia, kroplą wkrótce rozcieńczoną w ensui, słonej wodzie. A jednak echo szeptu z przeszłości odbijało się w uszach stojącej przed wyborem dziewczyny; ochrypły od niemowy ton matki wspominał wszystkie właściwości po kolei. Oh, jaśmin? Jaśmin zwiększa optymizm. Czy nie przyda się temu chłopcu doza optymizmu? Jest taki skwaszony, taki ponury... No tak, oczywiście, że tego nie chwycisz, zawsze byłaś tchórzliwą, małą suką bojącą się miłości, którą jaśmin wreszcie by ci zagwarantował. Dlaczego nie cytrus? Nadaje wnętrzu silnego charakteru... Może wtedy by się nie bał, gdy zaczynasz panikować jak histeryczka. Jednak magnolia? Słowa, które powiedział na balu... i to, co zrobiłaś, co sprawiło, że się gwałtownie wycofał, postąpił krok do tyłu, gdy wreszcie postanowił się zbliżyć... Ledwie jedna łza tego kwiatu może zmyć z niego chłód emocjonalny. O, cedr? Weź cedr. Załagodzi jego...
Opuszki Shiimaury sunęły wzdłuż zamknięć; muskały ich gładką powierzchnię, nie potrafiąc zatrzymać się na żadnym. Cynamon leczy lęki i depresję... drzewo herbaciane wycisza, neutralizuje szok, zdenerwowanie, niezdolność do odprężenia, a przecież chciała, by się odprężył, na litość boską. Róża? Zamarła, ale gorzki grymas, jaki poczuła na ustach, mrowiący wargi setkami niewidzialnych igieł, stał się dla niej odpowiedzią. Drzewo różane byłoby doskonałym wyborem - bo jest kontrą na strach przed skrzywdzeniem, na apatię, bezsenność, niezdecydowanie, ale było zbyt wymowne i szczere - zrezygnowała i z niego. Tyle, że nie mogła dalej zwlekać; już dorwało ją paraliżujące wrażenie, że robi to zbyt długo, jakby miała jakiekolwiek pojęcie, albo jakby cały proces, do którego się niechętnie zgłosiła, był czymś więcej niż ironiczną zabawą bandy dzieciaków pragnących trochę klimatycznych przygód. Wróciła więc z lawendą; najbezpieczniejszym, najnudniejszym wyborem. Tak sądziła, gdy chwytała za flakonik, wyszarpując go z szeregu z niepotrzebną nerwowością, jakby czemukolwiek był winny, ale chwilę później - sześć i pół kroku, bo policzyła każdy, jaki musiała postawić w tej krótkiej trasie - dotarło do niej, że woń z wnętrza naczynia to nie lawenda. Nie dała po sobie poznać zaskoczenia; tylko przez stal jej tęczówek przemknął jakiś nieopisany cień, gdy poczuła zapach bergamotki; delikatny, przywodzący na myśl pospolitą herbatę. W smaku gorzka i cierpka, aromat wydzielała jednak subtelny, na pograniczu kwiatowego i cytrusowego, świeży, dla Raikatsuji będący jednak symbolem...
Przerwała tok myślowy; za dużo tego, już i tak była zła, że nie wtrąciła się, gdy Seiwa wybierał pary; gdy mogła przyznać, że najprościej byłoby jej przeprowadzić ten rytuał z Tohan, bo to by niczego nie zmieniało, bo wybór olejku byłby dziecinnie prosty, bo znała jej dłonie i twarz doskonale - mieszkały ze sobą wystarczająco, by te szczegóły wryły się w pamięć, wszyły w materiał wspomnień grubymi nićmi.
Ale znów się spóźniła, niechętna, by przyznać, że milczała z zupełnie innego powodu niż brak czasu na reakcję. Minęła przy tym wieczność nim usiadła na piętach, sięgając do włosów, odgarniając je z ramion, by odsłonić szyję, linię obojczyków, skórę, którą pozwoli mu zbadać, choć mięśnie zdrętwiały na uwagę, że miesiąc wstecz prawie rozległ się ten charakterystyczny, jakby mokry, dźwięk uderzenia; że chciała go ukarać za śmiałość, choć teraz sama była gotowa się mu oddać; z naiwną ufnością, że nie będzie to niezręczne i nieodpowiednie, ale przecież stało się takie od razu, bo siedząc naprzeciwko niego, ze wzrokiem wbitym w kolana, czuła z całą mocą wrzenie krwi; gorąco sięgające policzków, uszu i karku, oblewające dłonie i wargi. Wargi zacisnęła w prostą linię.
Wzięła się jednak w garść, gdy ciszę pomieszczenia przerwały pierwsze wytyczne Seiwy. Przysunęła się wtedy trochę bliżej Nakajimy, wsunęła palce w letnią wodę, mieszając ją z olejkiem, z tą nieszczęsną bergamotką, a potem ujęła jego dłoń (więc był leworęczny) i dotknęła jej środka, trafiając prosto w załamania, w linię życia, nieprzerwaną, mimo słów wypowiedzianych pod głośną muzyką; w ciemnym rogu balowej sali.
Serce się zatrzymało; nic już nie ma; miękkie mięso pod gruzem strzaskane na fresk.
Zimno Haru kontrastowało z jej własną temperaturą; objęła jego przegub, kciukiem gładząc linię żył na nadgarstku. Słabe tętno; graniczne, ale nie zainteresowała się tym na dłużej, nie teraz, gdy nie byli sami, gdy Tohan w każdym momencie mogła wypalić z jakimś tekstem, gdy Asami Kai siedział tak blisko, gdy wzrok organizatora wciąż wypalał dziury analizującym spojrzeniem, marszcząc brwi Shiimaury.
Gdy czerwona lampka kamery mrugała w kącie pomieszczenia.
Rozcierała więc powoli jego mięśnie, czując pod napiętą skórą twardość wystających kości; niespiesznie badała stawy, niegroźne zadrapanie - od kota? muru? - na powierzchni naskórka, które taktycznie ominęła. Gesty niemal nie różniły się od leniwego głaskania roztrzęsionego grzbietu pupila; aż wreszcie podsunęła swoją dłoń pod jego, przytrzymała go w miejscu - silniej - wolną rękę zanurzając w misie.
- Nakajima - nadłamała milczenie między nimi, dotykając palcem wskazującym wewnętrznej strony śródręcza, nanosząc wilgoć i ciepło na suchą, lodowatą skórę. Przez moment się jeszcze wahała; to głupie, dziecinne, a może w ogóle tego nie zauważy, może będzie skoncentrowany tylko na tym, by dotrzeć do końca, mieć to dawno za sobą, lub gorzej, znacznie gorzej: zdecyduje się przerwać zabieg, w którym za dużo było niewiadomych między dwojgiem obcych dusz. Trwała w zawahaniu, ale tylko przez sekundę; potem opuszka poruszyła się, nakreśliła pierwszą linię, lustrzane odbicie znaku, który miała w głowie, a który przenosiła teraz na niego; stworzyła pierwszy z nich - shū - a zaraz za nim następny, o wiele prostszy - chū.
Shūchū - skup się.
Uniosła spojrzenie; nie wyżej niż na jego gardło; krtań, od której oczekiwała pomruku potwierdzenia, że odczytał, zrozumiał, co robiła, że poza drobnym rozmasowywaniem jego ręki, sięgnęła po kontakt inny niż werbalny. Zapach bergamotki był prawie niewyczuwalny, a jednak zdawał się dla niej dławiący, gdy pisała następne wyrazy, czasami hacząc paznokciem mocniej niż powinna. Nieostrożna, nerwowa - jak zawsze, do diabła, zawsze przy nim.
- Będziesz zły, jak ograniczę się tylko do rąk? - zapytała rzeczowo, cicho, tonem odpowiadającym robotom, które budowała. - Nie jestem zbyt subtelna, wolałabym nie dotykać nikogo po twarzy.
Jednocześnie pisała. Niewidzialne znaki na jego dłoni, połączone w zdanie, tworzyły jasny przekaz. Chcę dotknąć twojej twarzy, Nakajima - przyznanie się do tego wywołało krzywy uśmiech dziewczyny; mimika niosła ze sobą jednak ślady przykrej świadomości - ale wiem, że nie mogę. W porządku. Bo nie jest księżniczką i jej zachcianki nie zostaną spełnione tylko ze względu na widzimisię. Nie był prezentem, którego mogła sobie zażyczyć na urodziny.
Szkoda.
Odetchnęła powoli, kciukiem zmywając widmo ostatniego słowa. Nie było w porządku. Zatrzymała nieruchomo dłoń na jego dłoni, przypatrując się różnicy w ich wielkości i zastanawiając się nad czymś; czy powinna przerwać? Tak było trochę - odrobinę - łatwiej; bez obawy o drgnięcie głosu, o załamania w tonie. W jednej chwili mogła powierzyć mu wszystko, czego nie umiałaby z siebie wykrztusić, bo zbyt wiele par uszu zdołałoby to wychwycić, a wtedy cały przekaz zbudowany na fundamencie i tak wystarczająco niezrozumiałych emocji stałby się zbyt pospolity, zmniejszyłby się i skurczył.
Ostatecznie cofnęła się jednak; nie, to nie był dobry moment na zarzucanie go czymkolwiek. Nie tylko ze względu na fakt, że nie do końca pojmowała, do czego miałaby się właściwie przyznać, ale chociażby przez wzgląd na pozostałych. Rytuał miał wprawdzie zbliżyć ich do siebie, ale byłaby zbyt egoistyczna, gdyby wykorzystała obrzęd do tak prywatnych kwestii. Nie byli tu we dwoje.
Podała mu więc swoją dłoń - prawą - dostrzegając na niej ledwo widoczną smugę brudu przebiegającą idealnie przez zgięcie palców; pewnie nie domyła tego, gdy szorowała skórę pod bieżącą wodą, próbując pozbyć się zapachu spalin i plam czarnych od zakurzonych silników. Ale nieważne. Nie było sensu, by się wstydzić; już i tak to widział, obraz wżarł się w opinie, jaką tworzył na jej temat. Zebrała się w sobie, by zerknąć w czerwień jego spojrzenia; przymrużyła lekko powieki, raz jeszcze, automatycznie, odgarniając pasmo włosów za ucho, przekrzywiając głowę - o ledwie milimetr, ale wystarczająco, by złapał przekaz, dostrzegł powierzchnię smukłej szyi, linię szczęki, kącik ust, których grymas zmienił się na nieco rozbawiony.
- Kiedy badacie łuk kupidyna bądźcie delikatni - padło w synchronizacji z ruchem jej warg, które bez dźwięku poruszyły się w niemym: śmiało, dotknij mnie.
- To na nim zawieszają się wszystkie niewypowiedziane słowa.



She was not fragile
like a flower;

She was fragile like
a b o m b.

Raikatsuji Shiimaura

Nakajima Haru and Seiwa-Genji Rainer szaleją za tym postem.

Ejiri Carei

Sro 14 Gru - 1:37
Cisza potrafiła być jej bliska i w niej zanurzała się z ulgą, a przekraczając prób rezydencji - tę doświadczała. Nawet jeśli nie rozpoznawał źródła swojej krwi, cichy, muskający z tyłu głowy szept, wiązał pajęczą nić w zapewnieniu, że nie stąpała po obcej ziemi. Że witano ją jak swoją, a ramiona rytuału oczyszczania, chciały opleść jak ochronna kołysanka matki. I chociaż takiej słuchała tylko w wykonaniu babci, coś na kształt kojącego dotyku, rozgniatało napięcie, które od tak dawna nosiła. Nawet, jeśli kątem oka chwytała niepokojący ruch, cień krążący czasem nad głową drapieżnika. Ona - była tu bezpieczna. A na pewno zgarniała ku sobie spokojność, tak gryzącą się z napięciem, jakie niosła przez całą drogę.
I być może - czy tylko dlatego - postać Rainera jawiła jej się bardziej zjawiskowo, nie tylko ujmującej w kategorii artystycznej fascynacji. Nosił w gestach, wydawałoby się tak opanowanych, dziwną, nierozpoznaną wibrację, której muśnięcia ślizgały się po zebranych, przypominających jej maźnięcia pędzla na malowanym płótnie. Melodię, której brzmienie mogło być dedykowane tylko wybranym. Tak i wystudiowane gesty, gracją z jaką witał każdego, gdy w ślepiach czaiła się tłumiona... dzikość? Nie. To jej własna bezczelność dopisywania wizji. Świadomość jej galopady, podsuwała ślepą niezręczność, krytą pod uśmiechem. Emocję za to przekierowała prędko ku postaci znajomej, bliższej, bezpiecznej. Tarczy, która nieświadomie, zapewniała jej inny rodzaj spokoju. I pewności, że świat nie wywróci się, gdy zamknie oczy na zbyt długo. Asami. Znowu - były to tylko jej wrażenia, wyolbrzymione, ale nie dzieliła refleksji pomiędzy zebranych, śledząc tylko kroki i twarze, by zapamiętać ich ścieżki.
Jasne włosy i równa jej jasność w oczach, od wejścia pociągała uwagą. Pociągała i wspomnienie, chociaż to, tłumione, wywoływało od samego początku ból i splątanie języka, który rozwiązać się nie umiał. Albo nie wiedział jak. Słuchała opowieści w skupieniu, przeskakując z jednego słowa na drugie, jak płomień ze świecy, a potem, wywołana urwanym, znajomo brzmiącym tonem jej własnego imienia, przechyla głowę na zgodę towarzystwa, jako echo równocześnie wypowiedzianych słów - Tak.
Dziewczyna, która weszła potem wywołała dreszcz. Poznała, chociaż nie znała Shiimaury. Ale poruszała niejasny, podążający za postacią iskrę. Ta, błyszczała, tak z przejmującym kolorem ciemnych źrenic, jak i szalenie kobiecą aurą pewności. Zawstydzająco piękna. Zawstydzająca ją. Z westchnieniem uśmiechu przywitała dziewczynę, by zaraz potem dostrzec i otulający ją przez moment cień a potem, postać wysoka obleczona w tajemnicę. Znała ją. Postać, a nie tajemnicę. Chociaż ta wielokrotnie kusiła korowodem rozmazanych kształtów, dziś - pozostaw jednak sam. Cichszy. Skupiony. Z misją i nagraniem, i smutkiem, który wywołał przez mrugnięcie czasu, spięcie. Ale to zmył spokój miejsca. I głos prowadzącego ich przez tajniki spotkania - Rainera.
Nie trudno było o rozluźnienie, gdy w parach, siedzieli już na przygotowanych matach. Tohan miała w sobie ujmującą otwartość i podjęcie pierwszeństwa, nie było tak trudne także, jak podpowiadał wciąż czający się w progu niepokój. Podążała za sekwencją wypowiadanych pewnie wskazań procesu, z namysłem sięgając ku maleńkim fiolkom z olejkami. Wybrała jeden, przymykając wcześniej powieki, chłonąc unoszącą się woń i kropla ledwie wylądowała w czarce z przygotowaną wodą. Odetchnęła ze spokojem, unosząc z prośbą place, oparte początkowo o brzeg naczynia z uświęconym płynem. Sięgnęła dłoni dawnej? przyjaciółki, krótko śledząc linię długich palców nawykłych do pisania. Wędrowała ścieżką opowieści gospodarza, traktując skórę, jak nowe, jeszcze nie zaprawione płótno. Miało być podstawą, zaczątkiem malarskiego światła, zmywającego grudki spiętych mięśni. Robiła to płynnie, w skupieniu, od czasu do czasu - mimo próśb ich gospodarza - przymykając powieki, które wyobrażeniem wyznaczyło linię niewidocznych żył.
Nim sięgnęła dziewczęcej twarzy, zanim opuszkami przytrzymała zgięcie pod żuchwą, zwolniła ruch - Mogę?... - dopiero zgoda jasnowłosej, otworzyła narzuconą granicę skroni i kreślonej ścieżki oczyszczenia. Oddech spłyca się, chociaż jego źródło tkwi w niej samej, bo wiedza o tym, że cudze dłonie mogłyby sięgnąć jej własnej skóry - przerażała, chociaż nie paraliżowała. Pomyłka przyklejała się, ale cierpliwy ton przewodnika, uspokajał i kierował na linię neutralności, oderwanej od innych znaczeń. I wrażeń.
Kojąca świadomość celu, wytchnieniem podsuwała odpowiedzi. I gdy nastąpiła zmiana ról, sama wyciągnęła dłonie, oddając się w opiekę tych należących do Tohan. Nim jednak palce zgarnęły dotykiem podstawę przy szyi, napięła się, czując, jak piekąca fala atakuje kąciki oczu, które zamknęła gwałtownie, by pokręcić głową w zaprzeczeniu - Proszę, nie - szept cichy, niemal błagalny, zaprawiony drżeniem, które w pośpiechu przegoniła, przykrywając bladym uśmiechem, by nikt nie mógł dostrzec innej przyczyny, ponad dziewczęcą niezręczność. Oczy pozostawały wiec zamknięte, jak zwolniony do początkowego spokoju oddech, poddając ujęte przeguby w rękach Hereny, jakby oddawała jej własne życie. A oddawała przecież tylko przeszłość.

@Nakajima Haru  @Raikatsuji Shiimaura  @Asami Kai  @Seiwa-Genji Rainer  @Tohan Herena


Ostatnio zmieniony przez Ejiri Carei dnia Sro 14 Gru - 14:43, w całości zmieniany 1 raz
Ejiri Carei

Warui Shin'ya ubóstwia ten post.

Sponsored content
maj 2038 roku