Strona 2 z 2 • 1, 2
First topic message reminder :
W pomieszczeniu mleczna mgła, której zapach przywodzi na myśl zimowe ognisko. Takie, które swoim ciepłem roztapia biały śnieg, a z mrozem wchodzi w zwodniczy taniec. Kadzidełka, rozmieszczone w każdym kącie pokoju, skwierczą cichutko, gdy ich żywot dobiega końca; na moment przed wejściem wszystkich do rezydencji. Na chwilę przed przestąpieniem wskazanego przez służbę pomieszczenia. Lecz teraz on, Rainer, wciąż w tych oparach, które mącą w głowie i skronie wprawiają w delikatne drżenie. To nie migrena, jedynie obuchowy ból, który minie z rozsunięciem shōji graniczących z klanowym ogrodem. Z tego zionie spokój, który nie przystoi pustawym koronom drzew, pniom niczym nieobleczonym. A choć zima wypatroszyła połacie ogrodu z potrzebnej mu zieleni, to ten wciąż wydaje się bezpiecznym i przyjaznym. Czasami, gdy sprawne oko pomknie w szczeliny zionące pomiędzy pojedynczymi drzewami, zauważy niby to zagubioną duszę, która przy wolnym ku ziemi opadaniu stópkami próbuje podłoża sięgnąć, ale gubi się w materialności i przez tę jest pomijana. O ogrodzie otaczającym rezydencję Minamoto mówi się, iż stanowi bramę pomiędzy światem żywych a martwych. Są to jedynie miejskie legendy, mity tworzone i przez członków klanu, których pociąga atmosfera taniego mistycyzmu. Seiwa wie, iż zmarli pełzną po całym świecie, nie tylko tutaj, choć ogrody z pewnością wydają się duchom pociągające. Szczególnie zimą, gdy drzewa ogołocone jak one z ciała.
Na bambusowej podłodze porozkładane tatami, które przygotował — nie do końca, to służba nadstawiała karku, dosłownie, by tradycyjne japońskie maty ułożone zostały podług chłopięcego widzimisię — przygotował specjalnie na przyjście gości. Rezydencja klanu widywała różne osobistości, mniej lub bardziej ważne, ale zdaje mu się, że w jej przestrzeniach nigdy nie zaistniała grupa studentów. Tak specyficznych studentów. Wyrwanych jak z książki kategorii young adult, gdzie motywem przewodnim morderstwa a w przyszłości serial nań bazujący. Animowany.
Rainer wyciąga przed siebie ręce i przy każdej macie rozkłada czarki wielkości dłoni, w których słona woda — ensui, na życzenie przygotowana w trzech naczynkach. Przy jednej ścianie niski acz podłużny stolik rzeźbiony w floralne wzory, który służy jako stojak dla małych, barwionych w szkle fiolek. Weń poukrywane olejki o różnych zapachach, by je wkrótce wykorzystać jako dodatek ku zaplanowanemu masażowi. Zaczną od dłoni, by pokonać pierwszą nieśmiałość. Później przyjdzie pora na zagięcia twarzy, szyję, skórę za uszami. Tam powinni sięgnąć po ruchy śmielsze, twardsze, precyzyjne. Takie, które nie tylko rozprowadzą po skórze przygotowany wywar, ale i ciału pozwolą wyczuć to drugie, tak do nich na pierwszy rzut oka niepodobne.
Pomysł na wspólne odbycie ceremonii, które w klanie nazywano Harae, padł na pierwszym spotkaniu klubu Kimyou. Klubu paranormalnego. Tak, pa-ra-nor-mal-ne-go, w którym Rainer z pełną świadomością a i chęcią wziął i brać będzie udział. Telefon pika w kącie pokoju informując, że już się zbliżają. Wie, bo założono czat grupowy, za którym nie nadąża, acz zgadza się na każde wyjście, każdą eksplorację, wszystkie duchów łapanki. Czasami i zareaguje emotikoną duszka na zdanie założyciela klubu — Haru. Uważa, że to śmieszne. Do tej pory jednak nikt się nie zaśmiał. Wzdycha widząc kolejny nawał wiadomości, gdzie Herena, której wciąż myśli o złamaniu nosa, wysyła falę słów. W tej ginie nie tylko on, tak myśli, ale wszyscy członkowie. A ich w sumie sześciu.
Shōji ku przeznaczonej rytuałowi przestrzeni rozsuwają się. Rainer, kierując wzrok znad ekranu telefonu ku półmrokowi długiego korytarza, spostrzega weń twarz jednego z służących. Jak on miał na imię? Kiwa głową w niemej podzięce, by uśmiechnąć się i zagadać do pierwszej wchodzącej osoby:
— No hej. Wiesz już, z kim będziesz w parze?
@Nakajima Haru @Raikatsuji Shiimaura @Tohan Herena @Asami Kai @Ejiri Carei
23/11/2022, godz. 18.00
Deadline na odpis: 9/12/2022, 20:00
Deadline na odpis: 9/12/2022, 20:00
W pomieszczeniu mleczna mgła, której zapach przywodzi na myśl zimowe ognisko. Takie, które swoim ciepłem roztapia biały śnieg, a z mrozem wchodzi w zwodniczy taniec. Kadzidełka, rozmieszczone w każdym kącie pokoju, skwierczą cichutko, gdy ich żywot dobiega końca; na moment przed wejściem wszystkich do rezydencji. Na chwilę przed przestąpieniem wskazanego przez służbę pomieszczenia. Lecz teraz on, Rainer, wciąż w tych oparach, które mącą w głowie i skronie wprawiają w delikatne drżenie. To nie migrena, jedynie obuchowy ból, który minie z rozsunięciem shōji graniczących z klanowym ogrodem. Z tego zionie spokój, który nie przystoi pustawym koronom drzew, pniom niczym nieobleczonym. A choć zima wypatroszyła połacie ogrodu z potrzebnej mu zieleni, to ten wciąż wydaje się bezpiecznym i przyjaznym. Czasami, gdy sprawne oko pomknie w szczeliny zionące pomiędzy pojedynczymi drzewami, zauważy niby to zagubioną duszę, która przy wolnym ku ziemi opadaniu stópkami próbuje podłoża sięgnąć, ale gubi się w materialności i przez tę jest pomijana. O ogrodzie otaczającym rezydencję Minamoto mówi się, iż stanowi bramę pomiędzy światem żywych a martwych. Są to jedynie miejskie legendy, mity tworzone i przez członków klanu, których pociąga atmosfera taniego mistycyzmu. Seiwa wie, iż zmarli pełzną po całym świecie, nie tylko tutaj, choć ogrody z pewnością wydają się duchom pociągające. Szczególnie zimą, gdy drzewa ogołocone jak one z ciała.
Na bambusowej podłodze porozkładane tatami, które przygotował — nie do końca, to służba nadstawiała karku, dosłownie, by tradycyjne japońskie maty ułożone zostały podług chłopięcego widzimisię — przygotował specjalnie na przyjście gości. Rezydencja klanu widywała różne osobistości, mniej lub bardziej ważne, ale zdaje mu się, że w jej przestrzeniach nigdy nie zaistniała grupa studentów. Tak specyficznych studentów. Wyrwanych jak z książki kategorii young adult, gdzie motywem przewodnim morderstwa a w przyszłości serial nań bazujący. Animowany.
Rainer wyciąga przed siebie ręce i przy każdej macie rozkłada czarki wielkości dłoni, w których słona woda — ensui, na życzenie przygotowana w trzech naczynkach. Przy jednej ścianie niski acz podłużny stolik rzeźbiony w floralne wzory, który służy jako stojak dla małych, barwionych w szkle fiolek. Weń poukrywane olejki o różnych zapachach, by je wkrótce wykorzystać jako dodatek ku zaplanowanemu masażowi. Zaczną od dłoni, by pokonać pierwszą nieśmiałość. Później przyjdzie pora na zagięcia twarzy, szyję, skórę za uszami. Tam powinni sięgnąć po ruchy śmielsze, twardsze, precyzyjne. Takie, które nie tylko rozprowadzą po skórze przygotowany wywar, ale i ciału pozwolą wyczuć to drugie, tak do nich na pierwszy rzut oka niepodobne.
Pomysł na wspólne odbycie ceremonii, które w klanie nazywano Harae, padł na pierwszym spotkaniu klubu Kimyou. Klubu paranormalnego. Tak, pa-ra-nor-mal-ne-go, w którym Rainer z pełną świadomością a i chęcią wziął i brać będzie udział. Telefon pika w kącie pokoju informując, że już się zbliżają. Wie, bo założono czat grupowy, za którym nie nadąża, acz zgadza się na każde wyjście, każdą eksplorację, wszystkie duchów łapanki. Czasami i zareaguje emotikoną duszka na zdanie założyciela klubu — Haru. Uważa, że to śmieszne. Do tej pory jednak nikt się nie zaśmiał. Wzdycha widząc kolejny nawał wiadomości, gdzie Herena, której wciąż myśli o złamaniu nosa, wysyła falę słów. W tej ginie nie tylko on, tak myśli, ale wszyscy członkowie. A ich w sumie sześciu.
Shōji ku przeznaczonej rytuałowi przestrzeni rozsuwają się. Rainer, kierując wzrok znad ekranu telefonu ku półmrokowi długiego korytarza, spostrzega weń twarz jednego z służących. Jak on miał na imię? Kiwa głową w niemej podzięce, by uśmiechnąć się i zagadać do pierwszej wchodzącej osoby:
— No hej. Wiesz już, z kim będziesz w parze?
- Zasady:
- 1. Na odpis każdy uczestnik ma 72 godziny.
2. Zamykamy się w trzech postach na osobę. Pierwszy to przyjście, drugi odbycie rytuału, trzeci obmycie się z olejków w ciepłych źródłach sąsiadujących z przestrzenią poświęconą rytuałowi.
3. Brak odpowiedzi w ciągu 72 godzin skutkuje mechanicznym przerwaniem rytuału. Fabularnie postać wykonuje podstawowe czynności bez ich opisywania i porusza się wraz z resztą.
4. Nie istnieje kolejka odpisów.
@Nakajima Haru @Raikatsuji Shiimaura @Tohan Herena @Asami Kai @Ejiri Carei
Możliwe, że jej wypowiadanie miliona słów na sekundę było próbą zamaskowania zdenerwowania. Znów się z niej śmiał! Nie z nią, nie z czegoś wspólnie, ale znów z niej, a nawet jeśli gdzieś tliła się cicha myśl o tym, że przecież tego nie robił w złej wierze teraz - to ją to denerwowało już na samą myśl, że to z niej się naigrywał! Może dlatego, że wiedziała, że przecież to nie pierwszy raz, kiedy ktoś tak robił? A może dlatego, że tak wprost jej o tym powiedział? Nie chciała tak przegrywać, nie z nim! A czuła, że to wszystko było niczym grą z Rainerem. Gdyby nie przyszła, byłby na wygranej pozycji - myślałby, że go unikała albo co gorsza, że się go bała! Ale to nie było prawdą, nie bała się go i chciała mu pokazać, że nie można było tak ludźmi się bawić jak to on robił. Bawił i nudził, i traktował wszystkich jakby mieli być tylko dla niego zabiciem czasu! Denerwowało ją to, i nie miała zamiaru pozwolić, żeby traktował w taki sposób albo ją, albo Nisse, albo Nakajimę, albo nawet Kaia, który w pytaniach może był trochę naiwny, ale przynajmniej był szczery i otwarty, i ekspresyjny!
A możliwe, że była po prostu przyzwyczajona do wypowiadania miliona słów na sekundę, które kotłowały się w jej głowie i nie było to formą zamaskowania jakiegoś zdenerwowania - ale również była przyzwyczajona do tego, że nie docierały do niczyich uszu. Zresztą, czytając i pisząc, również trudno było dzielić się słowami. Łapała się każdej okazji i każdej chwili, wyrzucając z siebie wszystko niezrozumiałym potokiem, kiedy słowa japońskie mieszały się to z angielskim, to z duńskim, a zaraz jeszcze ze szwedzkim - niektóre słowa, niektóre przedmioty lepiej były opisywane w innym języku. Mogła opowiedzieć kanapki, mogła powiedzieć o sandwiches, a mogła opowiedzieć o jeszcze innym - a każde słowo, choć teoretycznie mogło opisywać dokładnie to samo danie, niosło za sobą zupełnie inne skojarzenia! Tutaj w Japonii, chleb był bardziej jak ciastko - niczym nie przypominał tych zbożowych czy pszennych, czy ciepłych prosto z pieca na zakwasie, do których przywykła. Tostowe bułeczki, słodkie i puchate ciastka, często również serwowane jako deser. Prawdopodobnie, gdyby kiedykolwiek zaprezentowała swoim towarzyszom przyzwyczajonym przecież do japońskiej kuchni, chociażby smørrebrød, byłoby to dla nich nie lada zaskoczeniem. Nigiri, gdzie zamiast ryżu znajdywał się chleb - tak to dla nich mogłoby wyglądać. Z drugiej strony, angielskie czy amerykańskie kanapki zazwyczaj również były inaczej podane, z chlebem zamykającym całą zawartość, może to nawet było łatwiejsze do transportu? Ale czy smaczniejsze? Było tam za dużo chleba...
Ale czy było coś takiego jak za dużo chleba, kiedy to była jedna z rzeczy, za którą na pewno tęskniła? Dostępność dobrego chleba, nie tego słodkiego i puchatego, ale takiego na zakwasie świeżego z piekarni - nie, żeby nie kochała całej japońskiej kuchni i nie cieszyła się nią, ale czasem tęskniła również za tą europejską. Gdyby tak móc mieć obydwa światy...
Choć może mogłaby? Spróbować upiec dla nich chleb, spróbować przygotować coś bardziej europejskiego. Skoro spotykali się grupą - może mogłaby upiec czy ciasteczka, czy coś jeszcze innego? Może by im zasmakowało? A może...
Uśmiechnęła się do Shiimaury wesoło, machając do niej i chcąc rozproszyć nieco, kiedy ustawiała kamerę. Jakby chciała, żeby i ta się nieco bardziej rozpromieniła w tym miejscu, a może sobie samej chciała dodać pewności i odwagi? Łatwiej było być głośną i uśmiechniętą, wtedy inni nie zauważali, że było się przeklętym - ale też często się uśmiechali. Może nie traktowali jej tak poważnie, nie traktowali jak zagrożenie, a często nawet po prostu akceptowali. Po prostu była i nie zastanawiali się nad jej potokiem myśli i odczuć. To, jak w nerwowych momentach wielokrotnie poprawiała swoje ubranie, czy zaciskała palce na brzegu spódnicy, czasem na własnym mankiecie. Dbała o to, jak wyglądała - stresując się wyjściem w czymś innym niż zawsze ją widywano. W końcu co inni by pomyśleli?
Uśmiechnęła się ciepło do Carei, podając jej swoją dłoń i pozwalając, żeby to ona rozpoczęła masaż - po tym mając się w końcu odwdzięczyć tym samym. Nie przeszkadzała jej bliskość innych - może już do niej przywykła? A może czasem nawet jej brakowało, bo odczuwała to na ulicach Fukkatsu, że nawet w zatłoczonych miejscach, Japończycy chcieli zachować swój dystans od niej, w szczególności ci starsi. Ale nigdy nie miała większego problemu z tym - nie narzekała, nie naprzykrzała się, pozwalając sobie na bliskość tylko z tymi, których bardziej poznała.
Zerknęła jeszcze na Shiimaurę i Haru, posyłając im wesoły uśmiech, jakby chciała ich ośmielić. A może cicho prosiła o własne ośmielenie? Bo choć chciała być w parze z Carei to wciąż niekoniecznie wiedziała, jak się zachować. Sprawdziła nawet po ich spotkaniu klubu te wszystkie wiadomości, które jej wysłała - była wtedy pewna, że jej znajomość się zupełnie urwała, nie mając najmniejszego zrozumienia, dlaczego miałoby to mieć miejsce? Dlaczego nigdy jej nie odpisała? Dlaczego nagle zamilkła?
Nawet znaki w jej imieniu się zgadzały - samo imię, sam wzrost i wiek, sam wygląd tej delikatnej lalki, którą zawsze była. Zainteresowania, każdy jej aspekt - nie było tutaj pola do błędu, że to właśnie ona była Ejiri Carei, z którą kiedyś za dziecka biegała po Asakurze, i z którą uczyła się znaków - od której uczyła się jak żyć i jak posługiwać się tak swobodnie japońskim.
Słuchała też słów Rainera, może jej złość nawet cicho wygasała? Nie była tak trwała, była impulsywna, jakby chciała krzyczeć za każdym razem, kiedy on coś zrobił i coś skomentował - jakby chciała go upominać. Ale teraz mówił z takim spokojem, a i babka przecież powtarzała zawsze, że Minamoto nie byli tacy źli jakby mogli się wydawać - a jednak może mogli być? Bo byli ludźmi, a ludzie byli różni. Ale nie była pewna. Nie mogła mieć pewności...
Ale czy to był przypadek? Że teraz siedziała tutaj w tym miejscu naprzeciwko Carei. Mogła wybrać Shiimaurę, w końcu się znały - albo mogła usiąść razem z Haru, albo mogła popchnąć Raikatsuji w stronę Ejiri, albo pozwolić zupełnemu przypadkowi dobrać pary, ale zdecydowała, i poprosiła i chciała się przekonać, czy to była ta sama osoba, z którą tak dawno już się nie widziała, a która zniknęła z jej życia - a raczej chciała zniknąć, bo pamięć gdzieś tam cały czas pozostawała.
Przyjęła dłoń dawnej przyjaciółki, wciąż posiadając tak wiele pytań w głowie, powoli wodząc opuszkami palców po jej dłoni w formie masażu, kreśląc nie tyle znaki, co słowa po duńsku, których jej uczyła czasem. Łatwiej im było tak rozmawiać wtedy, a może chciała się odwdzięczyć i pokazać jej swój świat, w którym żyła? Dlatego, że ona sama jej pokazała swój świat, swoją Japonię? Nie bała się jej oprowadzić, pomóc i wskazać kierunków - po prostu ją akceptowała...
- Oczywiście - powiedziała cicho, choć słowa na moment jej utknęły w gardle, jakby coś ją wyrwało z zamyślenia. Uśmiechnęła się ciepło, nieco do niej wysuwając, jakby to miało w jakiś sposób jej pomóc. Przymknęła oczy, nie mając zupełnego problemu z cudzym dotykiem. Może nawet go lubiła? Zawsze był czymś uspokajającym - mogłaby tak po prostu tutaj zasnąć, odpocząć na moment. Może nawet zapomnieć o niektórych w pokoju, do których wcale tak ciepło pozytywnych emocji nie żywiła, a do których była przyzwyczajona?
- Kupidyn był rzymskim bogiem miłości, który strzelał z łuku i łączył w ten sposób innych miłością na wieki, a uważa się, że usta to bardzo romantyczna i pociągająca część ciała, więc dlatego łuk kupidyna od boga Kupidyna, czy Erosa, czy Amora, w zależności od tego jak chcesz go określić i w której z mitologii świata, a to jest warga górna tutaj zaraz pod nosem, jak usta serduszko tworzą... - odpowiedziała Kaiowi zupełnie automatycznie, nawet bez krztyny zastanowienia, że pytanie mogło nie być skierowane do niej. Znała odpowiedzi, mogła ich udzielić wraz z ciekawostkami, i tym co wiedziała - a uwielbiała się dzielić. Dopiero po chwili zorientowała się, że jej mówienie mogło wcale nie być ułatwieniem dla jej partnerki w masażu.
Otworzyła na moment oczy, uśmiechając się przepraszająco.
- Przepraszam, zapomniałam się.. - rzuciła cicho, zaraz jednak przyszła kolej na ich zmianę. Umoczyła ponownie delikatnie palce, ale widząc reakcje dziewczyny, zawahała się. Słysząc jej słowa, zaraz pokręciła delikatnie głową i wyciągnęła dłoń do niej, czekając aby sama dała jej rękę.
- W porządku, nie martw się. Nie musimy... - szepnęła cicho, widząc zmartwiona jak Carei zareagowała. Pozwoliła jej przymknąć oczy, skupiając się po prostu na jej dłoni - wiedziała z bajek i baśni, i legend, że słowa miały moc, więc starała się je powoli grawerować na dłoni Japonki. Myślała o takich, które mogłyby jej pomóc z tym nieznajomym jej lękiem - bała się czegoś? Coś się stało... Była pewna tego niemalże, bo Carei wciąż zdawała się jej nie pamiętać, ale jednocześnie jakby pamiętać?
@Ejiri Carei @Raikatsuji Shiimaura @Asami Kai @Nakajima Haru @Seiwa-Genji Rainer
A możliwe, że była po prostu przyzwyczajona do wypowiadania miliona słów na sekundę, które kotłowały się w jej głowie i nie było to formą zamaskowania jakiegoś zdenerwowania - ale również była przyzwyczajona do tego, że nie docierały do niczyich uszu. Zresztą, czytając i pisząc, również trudno było dzielić się słowami. Łapała się każdej okazji i każdej chwili, wyrzucając z siebie wszystko niezrozumiałym potokiem, kiedy słowa japońskie mieszały się to z angielskim, to z duńskim, a zaraz jeszcze ze szwedzkim - niektóre słowa, niektóre przedmioty lepiej były opisywane w innym języku. Mogła opowiedzieć kanapki, mogła powiedzieć o sandwiches, a mogła opowiedzieć o jeszcze innym - a każde słowo, choć teoretycznie mogło opisywać dokładnie to samo danie, niosło za sobą zupełnie inne skojarzenia! Tutaj w Japonii, chleb był bardziej jak ciastko - niczym nie przypominał tych zbożowych czy pszennych, czy ciepłych prosto z pieca na zakwasie, do których przywykła. Tostowe bułeczki, słodkie i puchate ciastka, często również serwowane jako deser. Prawdopodobnie, gdyby kiedykolwiek zaprezentowała swoim towarzyszom przyzwyczajonym przecież do japońskiej kuchni, chociażby smørrebrød, byłoby to dla nich nie lada zaskoczeniem. Nigiri, gdzie zamiast ryżu znajdywał się chleb - tak to dla nich mogłoby wyglądać. Z drugiej strony, angielskie czy amerykańskie kanapki zazwyczaj również były inaczej podane, z chlebem zamykającym całą zawartość, może to nawet było łatwiejsze do transportu? Ale czy smaczniejsze? Było tam za dużo chleba...
Ale czy było coś takiego jak za dużo chleba, kiedy to była jedna z rzeczy, za którą na pewno tęskniła? Dostępność dobrego chleba, nie tego słodkiego i puchatego, ale takiego na zakwasie świeżego z piekarni - nie, żeby nie kochała całej japońskiej kuchni i nie cieszyła się nią, ale czasem tęskniła również za tą europejską. Gdyby tak móc mieć obydwa światy...
Choć może mogłaby? Spróbować upiec dla nich chleb, spróbować przygotować coś bardziej europejskiego. Skoro spotykali się grupą - może mogłaby upiec czy ciasteczka, czy coś jeszcze innego? Może by im zasmakowało? A może...
Uśmiechnęła się do Shiimaury wesoło, machając do niej i chcąc rozproszyć nieco, kiedy ustawiała kamerę. Jakby chciała, żeby i ta się nieco bardziej rozpromieniła w tym miejscu, a może sobie samej chciała dodać pewności i odwagi? Łatwiej było być głośną i uśmiechniętą, wtedy inni nie zauważali, że było się przeklętym - ale też często się uśmiechali. Może nie traktowali jej tak poważnie, nie traktowali jak zagrożenie, a często nawet po prostu akceptowali. Po prostu była i nie zastanawiali się nad jej potokiem myśli i odczuć. To, jak w nerwowych momentach wielokrotnie poprawiała swoje ubranie, czy zaciskała palce na brzegu spódnicy, czasem na własnym mankiecie. Dbała o to, jak wyglądała - stresując się wyjściem w czymś innym niż zawsze ją widywano. W końcu co inni by pomyśleli?
Uśmiechnęła się ciepło do Carei, podając jej swoją dłoń i pozwalając, żeby to ona rozpoczęła masaż - po tym mając się w końcu odwdzięczyć tym samym. Nie przeszkadzała jej bliskość innych - może już do niej przywykła? A może czasem nawet jej brakowało, bo odczuwała to na ulicach Fukkatsu, że nawet w zatłoczonych miejscach, Japończycy chcieli zachować swój dystans od niej, w szczególności ci starsi. Ale nigdy nie miała większego problemu z tym - nie narzekała, nie naprzykrzała się, pozwalając sobie na bliskość tylko z tymi, których bardziej poznała.
Zerknęła jeszcze na Shiimaurę i Haru, posyłając im wesoły uśmiech, jakby chciała ich ośmielić. A może cicho prosiła o własne ośmielenie? Bo choć chciała być w parze z Carei to wciąż niekoniecznie wiedziała, jak się zachować. Sprawdziła nawet po ich spotkaniu klubu te wszystkie wiadomości, które jej wysłała - była wtedy pewna, że jej znajomość się zupełnie urwała, nie mając najmniejszego zrozumienia, dlaczego miałoby to mieć miejsce? Dlaczego nigdy jej nie odpisała? Dlaczego nagle zamilkła?
Nawet znaki w jej imieniu się zgadzały - samo imię, sam wzrost i wiek, sam wygląd tej delikatnej lalki, którą zawsze była. Zainteresowania, każdy jej aspekt - nie było tutaj pola do błędu, że to właśnie ona była Ejiri Carei, z którą kiedyś za dziecka biegała po Asakurze, i z którą uczyła się znaków - od której uczyła się jak żyć i jak posługiwać się tak swobodnie japońskim.
Słuchała też słów Rainera, może jej złość nawet cicho wygasała? Nie była tak trwała, była impulsywna, jakby chciała krzyczeć za każdym razem, kiedy on coś zrobił i coś skomentował - jakby chciała go upominać. Ale teraz mówił z takim spokojem, a i babka przecież powtarzała zawsze, że Minamoto nie byli tacy źli jakby mogli się wydawać - a jednak może mogli być? Bo byli ludźmi, a ludzie byli różni. Ale nie była pewna. Nie mogła mieć pewności...
Ale czy to był przypadek? Że teraz siedziała tutaj w tym miejscu naprzeciwko Carei. Mogła wybrać Shiimaurę, w końcu się znały - albo mogła usiąść razem z Haru, albo mogła popchnąć Raikatsuji w stronę Ejiri, albo pozwolić zupełnemu przypadkowi dobrać pary, ale zdecydowała, i poprosiła i chciała się przekonać, czy to była ta sama osoba, z którą tak dawno już się nie widziała, a która zniknęła z jej życia - a raczej chciała zniknąć, bo pamięć gdzieś tam cały czas pozostawała.
Przyjęła dłoń dawnej przyjaciółki, wciąż posiadając tak wiele pytań w głowie, powoli wodząc opuszkami palców po jej dłoni w formie masażu, kreśląc nie tyle znaki, co słowa po duńsku, których jej uczyła czasem. Łatwiej im było tak rozmawiać wtedy, a może chciała się odwdzięczyć i pokazać jej swój świat, w którym żyła? Dlatego, że ona sama jej pokazała swój świat, swoją Japonię? Nie bała się jej oprowadzić, pomóc i wskazać kierunków - po prostu ją akceptowała...
- Oczywiście - powiedziała cicho, choć słowa na moment jej utknęły w gardle, jakby coś ją wyrwało z zamyślenia. Uśmiechnęła się ciepło, nieco do niej wysuwając, jakby to miało w jakiś sposób jej pomóc. Przymknęła oczy, nie mając zupełnego problemu z cudzym dotykiem. Może nawet go lubiła? Zawsze był czymś uspokajającym - mogłaby tak po prostu tutaj zasnąć, odpocząć na moment. Może nawet zapomnieć o niektórych w pokoju, do których wcale tak ciepło pozytywnych emocji nie żywiła, a do których była przyzwyczajona?
- Kupidyn był rzymskim bogiem miłości, który strzelał z łuku i łączył w ten sposób innych miłością na wieki, a uważa się, że usta to bardzo romantyczna i pociągająca część ciała, więc dlatego łuk kupidyna od boga Kupidyna, czy Erosa, czy Amora, w zależności od tego jak chcesz go określić i w której z mitologii świata, a to jest warga górna tutaj zaraz pod nosem, jak usta serduszko tworzą... - odpowiedziała Kaiowi zupełnie automatycznie, nawet bez krztyny zastanowienia, że pytanie mogło nie być skierowane do niej. Znała odpowiedzi, mogła ich udzielić wraz z ciekawostkami, i tym co wiedziała - a uwielbiała się dzielić. Dopiero po chwili zorientowała się, że jej mówienie mogło wcale nie być ułatwieniem dla jej partnerki w masażu.
Otworzyła na moment oczy, uśmiechając się przepraszająco.
- Przepraszam, zapomniałam się.. - rzuciła cicho, zaraz jednak przyszła kolej na ich zmianę. Umoczyła ponownie delikatnie palce, ale widząc reakcje dziewczyny, zawahała się. Słysząc jej słowa, zaraz pokręciła delikatnie głową i wyciągnęła dłoń do niej, czekając aby sama dała jej rękę.
- W porządku, nie martw się. Nie musimy... - szepnęła cicho, widząc zmartwiona jak Carei zareagowała. Pozwoliła jej przymknąć oczy, skupiając się po prostu na jej dłoni - wiedziała z bajek i baśni, i legend, że słowa miały moc, więc starała się je powoli grawerować na dłoni Japonki. Myślała o takich, które mogłyby jej pomóc z tym nieznajomym jej lękiem - bała się czegoś? Coś się stało... Była pewna tego niemalże, bo Carei wciąż zdawała się jej nie pamiętać, ale jednocześnie jakby pamiętać?
@Ejiri Carei @Raikatsuji Shiimaura @Asami Kai @Nakajima Haru @Seiwa-Genji Rainer
Raikatsuji Shiimaura and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Rozbija świat na serię klatek filmowych, rozrywając rzeczywistość kawałek po kawałku. Nie istnienie już związek przyczynowo skutkowy, są jedynie poszczególne sceny, przypadkowe zetknięcia bohaterów, których interakcje nabiorą głębszego znaczenia dopiero przy scaleniu wszystkiego na nowo w jedną całość. Słowa płynące w przesyconym kadzidłami powietrzu oraz subtelne gesty, pytające przechylenia głowy, rozchylenia warg oraz stłumione światło padające ciepłym blaskiem na utworzoną scenerię. Wszystko staje się grą, występem pod kolejne wideo na kanale. Bo tak jest łatwiej. Być tylko postacią w tle, nie szukać nigdzie większego znaczenia. Zignorować sztywnienie własnych mięśni, nerwowego opadu ramion, gdy jedno spojrzenie za drugim wędrowało ku jego sylwetce. Oczy tak ciemne, że zdaje się, iż granica między źrenicą a tęczówką zostaje zatarta, są chłodne, odległe, doprawione dozą zdystansowania, a zarazem swoistego zaintrygowania. Jak u rozleniwionego kocura, który gotowy jest w każdej chwili wyciągnąć łapę zaopatrzoną w ostre pazury, by złapać ofiarę, której ledwo co dał złudną nadzieję, iż może się wymknąć jego chwytowi. Nie ma w nich jednak gadziej martwicy, obojętności wobec wszystkiego wokół. Kolejne są ślepia ciepłe, przepełnione piwnym blaskiem pozwalają na odrobinę rozluźnienia, zdradzają szczerość oraz dobroć, brak w nich kpiny czy złośliwości, jest tylko niekończący się entuzjazm przywodzący na myśl ogromne, skore do zabawy psisko, na które ciężko się złościć, gdy w swojej naiwności przekręca łeb zadowolony z tylko mu znanego powodu. W błękicie z kolei tkwi jakaś żwawsza nuta, ogrom połaci nieba zdolnego inwazyjnie pochłonąć wszystko inne, gdy jak ogień rozpali się weń ciekawość, bądź odcień ich zachmurzy się raptownie, gdy odnajdą coś, co wzbudzi weń niezadowolenie. Jak u chomika, co chociaż zagrożenia nie ma tak ten i tak z krzykiem się obróci, łapkę unosząc gniewnie i mocne siekacze szczerząc, tylko po to by zaraz radośnie mógł skupić się na podanym smakołyku. Przeciwwagę stanowi wzrok barwy mlecznej czekolady, tknięty łagodnością oraz rozmarzeniem, a zarazem tak płochy, jak u łani, która przy byle gwałtowniejszym ruchu umyka w gęstą knieję, gdzie tylko najwytrwalsi są w stanie ją odnaleźć. Aż w końcu są one, oczy co skraść potrafią wszelki koloryt, błyski światła ściągnąć ku srebrnej tarczy i traktować je jak swoje, bystre, dostrzegające znacznie więcej niż pragną zdradzić, na tyle czujne, iż wespół z hebanem włosów przywodzą na myśl kruka. Niemożliwie inteligentną, przenikliwą ptaszynę, która jest w stanie spamiętać każdą krzywdę, lecz jeśli jest się cierpliwym i okaże się odpowiednią dozę lojalności, tak szelest skrzydeł będzie już zawsze za tobą podążał. Może dlatego nie jest w stanie zbyt długo wyjść im naprzeciw, uwagę koncentrując gdzieś ponad drobną sylwetkę, na plan układający się w jego umyśle kątami z odpowiednim oświetleniem oraz ramą obrazu, który chce uchwycić. Nie zastanawia się, co mogli widzieć w nim oni. Wyobraża sobie, że jest jak obła plama szarości. Bez kształtu i większych emocji, nijaka, mdła oraz przytłaczająca. Jak ciężkie, nisko zawieszone ołowiane chmury skażone czerwienią zachodzącego słońca, zwiastujące burzę i ogólną niepogodę. Nie mógł być niczym więcej, stąd prościej było zostać kimś bardziej postronnym, kto zajmie miejsce z tyłu, obiektyw kierując na poszczególne części ciał poddawane rytuałowi. I nie wie, co dziwi go bardziej — fakt, że Rainer jednak podzielił ich na pary, rezygnując z roli mentora przechadzającego się z gracją między swoimi podopiecznymi, czy to, że wraz z Shiimaurą zdecydował się pomóc przy sprzęcie. Kącik ust drga, gdy cichy pomruk dobywa się od strony dziewczęcia, że to jej fucha, że to ona teraz się tym zajmuje — ręce drżą, gdy przekazuje jej jedną z kamer. Pamięć podsuwa skruchę przebiegającą przez jasną twarz i ścisk własnego, zamierającego w czasie serca. Bo widziała — choć nie potrafi dokładnie określić momentu, w którym przekazał jej całkowicie pałeczkę bycia kamerzystą. Przy sobie miał dwa urządzenia, jedno do złapania szerszej perspektywy, drugie by móc ukazać każdy najmniejszy ruch, drgnięcie mięśni, prześlizgnięcie na wilgotnej od olejku i słonej wodzie skórze. Nowe ustalenia zaburzają plan, wizję, którą naiwnie przed sobą roztaczał, tak naprawdę nie bardzo dopuszczając do siebie ideę dzielenia z kimś rytuału. Szczęka zaciska się mocniej, ale nie wzbrania się, nie protestuje, biernie akceptując wszystko, co zostało mu zaproponowane, ustawia tylko kamerę tak, by mogła uchwycić ścieżkę, którą Seiwa poprowadzi Asamiego. To jest najrozsądniejszym wyborem, ciemnowłosy w końcu znał się na tym najlepiej, a ponadto sam Nakajima nie oszukiwał się, wiedział, że wystarczy odsłonięty fragment dziewczęcego ciała, by fala podejrzanych i obrzydliwych typów zalała przestrzenie komentarzy, ignorując treść i przekaz filmu na rzecz pospolitej wulgarności. A potem siada, perfekcyjnie proste plecy, kolana wżynające się o podłoże, tak jak go uczono. Cierpliwie czeka, aż jego partnerka wybierze odpowiedni zapach — kiedy wciąga głęboko powietrze, nozdrza są w stanie wyczuć li jedynie lepką metaliczność krwi spijanej łapczywie przez ziemię — z przyzwyczajenia licząc knykcie spokojnym rytmem. Raz, dwa, trzy, cztery, pięć. Ruch powietrza zdradza, że właśnie go mija. Sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć. Nie zniszcz, nie popsuj, nie zrujnuj tego kruchego porozumienia bardziej niż dotychczas.
I to niemal paradoksalne, jak niepewnie — niczym pokrzywdzone zwierzę lękające się kolejnego ciosu — wyciąga w jej stronę lewą rękę, jak cieplejszy o kilka stopni dotyk wprawia ledwo co zagojone, poobijane kości w niemy krzyk. Odwraca wzrok, karmin tęczówek pada na Rainera, wsłuchuje się w instrukcje, ignorując jednocześnie chęć wzdrygania się raz po raz. Ile minęło, odkąd pozwolił zbliżyć się do siebie na tak długo? Mordercom nie była pisana bliskość, nawet uścisk matczynych ramion wydawał się niezręczny, odkąd świat miał w sobie ciężkość zrujnowanego budynku. Zdania płyną gdzieś ponad nim, między nimi, kotwica, za jaką obrał potomka klanu Minamoto urywa się, pęka, nadłamuje rzeczywistość. Nie ma już scen, nie ma przydługiej taśmy filmu, zapełniającej się pamięci na karcie.
{Nakajima}
Wystarczy jedno słowo padające z jej ust, by przytwierdziła do siebie każdy jego oddech, mocniejsze uderzenia serca, szum krwi, spojrzenie oraz uwagę, myśl oraz emocję. Szczupłe palce słonymi kroplami oraz olejkiem — zna ten zapach, ale czerwień tłumi wszystko wokół, kiedyś zapyta, kiedyś spróbuje — wodziły niewidzialnym atramentem po pergaminie jego dłoni. Prosiły o skupienie, więc był w stanie oddać im jego bezmiar. Przez ten krótki moment widzieć tylko ją, dostrzegać cień długich rzęs opadający miękko na policzki, delikatne zmarszczenie brwi, pewność, z jaką wykonywała każdą czynność, mocniejszy nacisk na poszczególny fragment. W tym momencie istniejecie tylko wy i coś, co jest między wami, ale jeszcze nie posiada nazwy. Co jest jeszcze nieokreślone, ale czy naprawdę pośród tego dziwnego napięcia, niepewności, będą w stanie wyłonić się ostre kanty relacji, którą będzie można przyozdobić odpowiednią łatką? Nie zdołał odpowiedzieć, nie zdążył, a może celowo opóźniał przemijające sekundy, nim ponownie zabrała głos. Otwiera usta, lecz ni jeden dźwięk nie jest w stanie się wydobyć początkowo, ściśnięte gardło odmawia współpracy.
— Nie... — szepce, bo tylko na tyle jest się w stanie zdobyć. Bo czuje ulgę, ale też niewytłumaczalny żal, spokój, a zarazem politowanie względem własnych reakcji. Ale ona nie przerywa, pisze niestrudzenie dalej i stałość gruntu drży w posadach, nie zdziwiłby się, gdyby posadzka, na której klęczy rozwarła się, pochłaniając go całkowicie. Chcę dotknąć twojej twarzy, Nakajima. Dlaczego? Odbija się w lewym oku, w prostej linii nosa, w rozchylonych wargach skrytych pod materiałem czarnej maseczki. Dlaczego? Naprawdę tego chciała? A może przypominał jej jedną z popsutych elektronicznych zabawek, równie chłodny, mało responsywny, którą mogłaby naprawić? Bo mogłaby, w jej rękach tkwił talent, brawura natchnionego twórcy, lecz pewnych rzeczy nie da się przywrócić w całość, wygładzić wszelkich rys, załatać pęknięć. Ale wiem, że nie mogę. Nie, nie mogła. Jeszcze nie teraz. Nie, kiedy blizny jak różowe larwy, grube i nabrzmiałe znaczyły jego policzek. Nie, kiedy jego widok przyprawiał go o mdłości, odrazę. Nie potrafiłby skazać jej na ten widok, tak jak nie potrafił narazić siebie na to, by odbicie własnych uczuć i przekonań odnaleźć w szarości jej oczu. W porządku. Był samolubny. Teraz. Tutaj. W tym egoizmie tkwiło jednak poczucie ochrony, siebie, jej. Pewne rzeczy nigdy nie powinny zostać odkryte. Przyjmuje jednak jej dłoń z delikatnością, zanurzając opuszki smukłych palców w słonej wodzie, mokrą linią sunie od błękitnych linii żył nadgarstka po wnętrze dłoni. Paznokcie muśnięte czernią lakieru, powoli formułują się w proste dlaczego? Bo z jakiegoś powodu chce poznać jej działania, to co kryła w tej swojej sprytnej głowie. Kciuk jest ziemią, zmartwieniami. Kolejny wodny znak układa się w słowo troska. Bo Shiimaura była troskliwa, to tym za chłodnym materiałem oburzenia kierowała się w kontaktach z Tohan, dbając o komfort współlokatorki ponad własny. Depresja i żałoba mieści się we wskazującym. Stosując odpowiedni nacisk, nim przeniesie się dalej, pozostawia siłę. Bo była silna, każdym ruchem, uniesioną dumnie głową, podjętą decyzją to udowadniała. Środkowy to ogień, niecierpliwość i pośpiech. Odwaga. Miała odwagę się na niego złościć, wykonać krok w tył nim zdecydowała się iść do przodu. W małym płyną wody zbierające obawy i lęki. Mądrość. Nie jest trudno wmówić sobie, że strach nie istnieje, lecz zaakceptować go i obrócić na swoją korzyść, wybaczyć to co mogłoby być dla wielu niewybaczalne, należało do innych kategorii. Kiedy odsłania szyję, zastanawia się, czy nie przerwać. Że może to zbyt wiele, ale srebrne snopy palą każdy fragment twarzy, a opuszki już ślizgają się łukiem po szyi. Wdzięk. Fragment za uszami. Bystrość. Aż w końcu pragnie zakończyć wędrówkę na linii jej warg, zwieńczyć całą tę drogę prawdą, lecz kciuk jedynie łagodnie przesuwa się po łuku kupidyna, pozostawiając po sobie li jedynie niedopowiedzenie oraz czerwień tęczówki wpatrzoną w czerń jej źrenic.
I to niemal paradoksalne, jak niepewnie — niczym pokrzywdzone zwierzę lękające się kolejnego ciosu — wyciąga w jej stronę lewą rękę, jak cieplejszy o kilka stopni dotyk wprawia ledwo co zagojone, poobijane kości w niemy krzyk. Odwraca wzrok, karmin tęczówek pada na Rainera, wsłuchuje się w instrukcje, ignorując jednocześnie chęć wzdrygania się raz po raz. Ile minęło, odkąd pozwolił zbliżyć się do siebie na tak długo? Mordercom nie była pisana bliskość, nawet uścisk matczynych ramion wydawał się niezręczny, odkąd świat miał w sobie ciężkość zrujnowanego budynku. Zdania płyną gdzieś ponad nim, między nimi, kotwica, za jaką obrał potomka klanu Minamoto urywa się, pęka, nadłamuje rzeczywistość. Nie ma już scen, nie ma przydługiej taśmy filmu, zapełniającej się pamięci na karcie.
{Nakajima}
Wystarczy jedno słowo padające z jej ust, by przytwierdziła do siebie każdy jego oddech, mocniejsze uderzenia serca, szum krwi, spojrzenie oraz uwagę, myśl oraz emocję. Szczupłe palce słonymi kroplami oraz olejkiem — zna ten zapach, ale czerwień tłumi wszystko wokół, kiedyś zapyta, kiedyś spróbuje — wodziły niewidzialnym atramentem po pergaminie jego dłoni. Prosiły o skupienie, więc był w stanie oddać im jego bezmiar. Przez ten krótki moment widzieć tylko ją, dostrzegać cień długich rzęs opadający miękko na policzki, delikatne zmarszczenie brwi, pewność, z jaką wykonywała każdą czynność, mocniejszy nacisk na poszczególny fragment. W tym momencie istniejecie tylko wy i coś, co jest między wami, ale jeszcze nie posiada nazwy. Co jest jeszcze nieokreślone, ale czy naprawdę pośród tego dziwnego napięcia, niepewności, będą w stanie wyłonić się ostre kanty relacji, którą będzie można przyozdobić odpowiednią łatką? Nie zdołał odpowiedzieć, nie zdążył, a może celowo opóźniał przemijające sekundy, nim ponownie zabrała głos. Otwiera usta, lecz ni jeden dźwięk nie jest w stanie się wydobyć początkowo, ściśnięte gardło odmawia współpracy.
— Nie... — szepce, bo tylko na tyle jest się w stanie zdobyć. Bo czuje ulgę, ale też niewytłumaczalny żal, spokój, a zarazem politowanie względem własnych reakcji. Ale ona nie przerywa, pisze niestrudzenie dalej i stałość gruntu drży w posadach, nie zdziwiłby się, gdyby posadzka, na której klęczy rozwarła się, pochłaniając go całkowicie. Chcę dotknąć twojej twarzy, Nakajima. Dlaczego? Odbija się w lewym oku, w prostej linii nosa, w rozchylonych wargach skrytych pod materiałem czarnej maseczki. Dlaczego? Naprawdę tego chciała? A może przypominał jej jedną z popsutych elektronicznych zabawek, równie chłodny, mało responsywny, którą mogłaby naprawić? Bo mogłaby, w jej rękach tkwił talent, brawura natchnionego twórcy, lecz pewnych rzeczy nie da się przywrócić w całość, wygładzić wszelkich rys, załatać pęknięć. Ale wiem, że nie mogę. Nie, nie mogła. Jeszcze nie teraz. Nie, kiedy blizny jak różowe larwy, grube i nabrzmiałe znaczyły jego policzek. Nie, kiedy jego widok przyprawiał go o mdłości, odrazę. Nie potrafiłby skazać jej na ten widok, tak jak nie potrafił narazić siebie na to, by odbicie własnych uczuć i przekonań odnaleźć w szarości jej oczu. W porządku. Był samolubny. Teraz. Tutaj. W tym egoizmie tkwiło jednak poczucie ochrony, siebie, jej. Pewne rzeczy nigdy nie powinny zostać odkryte. Przyjmuje jednak jej dłoń z delikatnością, zanurzając opuszki smukłych palców w słonej wodzie, mokrą linią sunie od błękitnych linii żył nadgarstka po wnętrze dłoni. Paznokcie muśnięte czernią lakieru, powoli formułują się w proste dlaczego? Bo z jakiegoś powodu chce poznać jej działania, to co kryła w tej swojej sprytnej głowie. Kciuk jest ziemią, zmartwieniami. Kolejny wodny znak układa się w słowo troska. Bo Shiimaura była troskliwa, to tym za chłodnym materiałem oburzenia kierowała się w kontaktach z Tohan, dbając o komfort współlokatorki ponad własny. Depresja i żałoba mieści się we wskazującym. Stosując odpowiedni nacisk, nim przeniesie się dalej, pozostawia siłę. Bo była silna, każdym ruchem, uniesioną dumnie głową, podjętą decyzją to udowadniała. Środkowy to ogień, niecierpliwość i pośpiech. Odwaga. Miała odwagę się na niego złościć, wykonać krok w tył nim zdecydowała się iść do przodu. W małym płyną wody zbierające obawy i lęki. Mądrość. Nie jest trudno wmówić sobie, że strach nie istnieje, lecz zaakceptować go i obrócić na swoją korzyść, wybaczyć to co mogłoby być dla wielu niewybaczalne, należało do innych kategorii. Kiedy odsłania szyję, zastanawia się, czy nie przerwać. Że może to zbyt wiele, ale srebrne snopy palą każdy fragment twarzy, a opuszki już ślizgają się łukiem po szyi. Wdzięk. Fragment za uszami. Bystrość. Aż w końcu pragnie zakończyć wędrówkę na linii jej warg, zwieńczyć całą tę drogę prawdą, lecz kciuk jedynie łagodnie przesuwa się po łuku kupidyna, pozostawiając po sobie li jedynie niedopowiedzenie oraz czerwień tęczówki wpatrzoną w czerń jej źrenic.
here we are
i'm kneeling at your altar
i'm down here on my knees
take me to your sweet oblivion
i'm down here on my knees
take me to your sweet oblivion
Gotō Keita, Raikatsuji Shiimaura and Seiwa-Genji Rainer szaleją za tym postem.
Zapachy olejków mieszają się nad ich głowami, jak słowa, które w zabawnych tonach, ale też i te zatrzymane na krańcach języków, upadają pomiędzy duetami. Wpierw czuł się nieswojo. Władając tak dużą grupą ludzi, których palce na krótki moment stawały się jego dłońmi, ich dotyk jego dotykiem, starał się słowa dobierać uważnie i skrupulatnie. Zbierać myśli i wiedzę w jedno, powtarzać ceremonialne ruchy w sposób, w jaki robiła to jego matka, rzadziej ojciec. Nieświadomie omijał pomyłek rodziców, które widział w suchym tonie i oczach pustych jak te rybie. Mimowolnie więc wkładał w spotkanie więcej czułości i subtelności a uczucia te, wyłuskane z głębi jego trzewi, o dziwo, sprawiały przyjemność. Spokojną na co dzień twarz, która w fizjonomii nosiła wiele nieprzystępności, zdobi więc uśmiech. Niewielki, ale stały, który i brwi wygładza. Orientuje się Rainer, na samym końcu przeprowadzanego rytuału, że uleciała z niego złość a za tę zstąpiła czysta przyjemność z przebywania wśród zgromadzonego w rezydencji grona. Dziwne. W ostanim czasie nawiedza ciało uczucie, które nie do końca potrafi zlokalizować. Czy ułożone bliżej rozumu, czy serca? Bez względu na swoje źródło wprowadza w sylwetkę dużo więcej neutralności i wycisza myśli, które w relacjach zazwyczaj wysuwają się na pierwszy plan i regulują zachowania podług przygotowanych scenariuszy. Nawet teraz, gdy przed nim chłopiec na wpół mu obcy i z początku irytujący, obecnie staje się znośnym. Przelewa ku niemu jedynie chłodną, ale wciąż sympatię. Przy okazji zerka ku innym, nie przerywa monologu Herenie a i wręcz jest wdzięczny za jej suchy ekstrawertyzm. Ściany domu Minamoto nie przywykły do dynamiki tak specyficznej grupy. Zdają się więc być bardziej roześmiane. Nie dochodzi uszu zebranych i szelest wieczora, który kładzie się na zimnych ziemiach Asakury. Otaczający rezydencję ogród wycofuje swą zazwyczaj głośną dominację fauną i florą; tworzy przestrzeń ku nowo rodzącym się relacjom. Strzępki tej świadomości spadają ku Rainerowi, który wykonując wyuczone ruchy, powtarzając wpojone w głowę słowa, myśli kieruje ku zupełnie innym kwestiom. Całkiem umykają mu aktualnie dziejące się sytuacje a może świadomie stara się między nie nie wpływać. Pozwala światu działać i rytuałowi, jak bardzo absurdalny by nie był, malować swoje.
Na pytanie Kaia kręci głową w pobłażliwym niedowierzaniu, ale i w policzku rysuje się rozbawiony dołeczek. Przymyka na moment oczy, by stłamsić chęć mniej przemyślanego komentarza i wraca do niego ze źrenicami pochłaniającymi nagle wykwitłą litość. Opuszek kciuka ląduje na górnej linii ust chłopca, gdzie różany zapachu, ten z domieszką woni zielonej herbaty, zostawia lepką, wodną warstwę. Ma słonawy posmak wyczuwalny przy kciuku sięgającym i skóry dolnej wargi, gdzie ciepło eterycznego olejku, przejęte z ciała i przekazywane ku ciału, zdaje się być bardziej wyczuwalnym.
— Tutaj — odpowiada cicho, coby dialogu nie udostępnić pozostałym parom; nie przywykł do istnienia w większych zgromadzeniach, więc intymność, którą wpisaną ma w charakter, w bycie, w całego siebie, umyka niepostrzeżenie a odebrana może zostać jako coś nietaktownego. — Moja matka twierdzi, że po kształcie ust, szczególnie łuku kupidyna, określić można część człowieka. Z pewnością tę jego czułą stronę. I może Tohan ma rację kształt miejsca porównując do serca… W każdym razie całując kogoś nie zapomnij, by, jeśli pozwoli ci na to arogancja, zabrać trochę tych niewypowiedzianych słów ze sobą. Będzie to niezła karta przetargowa.
Rozbawienie, ale i doza swoistej zuchwałości liże ostatnie słowa, gdy na sam koniec dużo głośniej dodaje:
— Owari. Powtórzcie.
A potem wstaje z miejsca, by wyciągnąć ciało ku górze, ku niebu, zebrać naczynka i zaprosić zebranych do dalszej, ostatniej części rytuału. Z pomocą służby rozdaje każdemu bieliznę potrzebną do wślizgnięcia się do ciepłych źródeł, które położone są w sąsiadującym budynku. Gdy o tymże wspomina zdaje się, że szelest plumkającej wody staje się głośniejszy. Tak, jakby rezydencja rozpostarła ramiona i sama ich w siebie wzięła, wchłonęła a dopiero później, mając ich w ścisłym uścisku, zaprosiła do środka.
— Zanurzenie ciała pozwoli wam zmyć olejek, ale też rozpuścić całość doświadczenia. Patrząc ze strony praktycznej, rozluźnienie mięśni jest konieczne, gdy te przez jakiś czas musiały być nader precyzyjne. — Wzrusza ramionami, gdy prowadzi ich ku przestrzeniom małych, ale funkcjonalnych szatni będących częścią klanowych Roten-buro. — Poza tym mówiliście, że jesteście głodni. Zaraz o coś poproszę a wy w tym momencie możecie się przebrać.
Na pytanie Kaia kręci głową w pobłażliwym niedowierzaniu, ale i w policzku rysuje się rozbawiony dołeczek. Przymyka na moment oczy, by stłamsić chęć mniej przemyślanego komentarza i wraca do niego ze źrenicami pochłaniającymi nagle wykwitłą litość. Opuszek kciuka ląduje na górnej linii ust chłopca, gdzie różany zapachu, ten z domieszką woni zielonej herbaty, zostawia lepką, wodną warstwę. Ma słonawy posmak wyczuwalny przy kciuku sięgającym i skóry dolnej wargi, gdzie ciepło eterycznego olejku, przejęte z ciała i przekazywane ku ciału, zdaje się być bardziej wyczuwalnym.
— Tutaj — odpowiada cicho, coby dialogu nie udostępnić pozostałym parom; nie przywykł do istnienia w większych zgromadzeniach, więc intymność, którą wpisaną ma w charakter, w bycie, w całego siebie, umyka niepostrzeżenie a odebrana może zostać jako coś nietaktownego. — Moja matka twierdzi, że po kształcie ust, szczególnie łuku kupidyna, określić można część człowieka. Z pewnością tę jego czułą stronę. I może Tohan ma rację kształt miejsca porównując do serca… W każdym razie całując kogoś nie zapomnij, by, jeśli pozwoli ci na to arogancja, zabrać trochę tych niewypowiedzianych słów ze sobą. Będzie to niezła karta przetargowa.
Rozbawienie, ale i doza swoistej zuchwałości liże ostatnie słowa, gdy na sam koniec dużo głośniej dodaje:
— Owari. Powtórzcie.
A potem wstaje z miejsca, by wyciągnąć ciało ku górze, ku niebu, zebrać naczynka i zaprosić zebranych do dalszej, ostatniej części rytuału. Z pomocą służby rozdaje każdemu bieliznę potrzebną do wślizgnięcia się do ciepłych źródeł, które położone są w sąsiadującym budynku. Gdy o tymże wspomina zdaje się, że szelest plumkającej wody staje się głośniejszy. Tak, jakby rezydencja rozpostarła ramiona i sama ich w siebie wzięła, wchłonęła a dopiero później, mając ich w ścisłym uścisku, zaprosiła do środka.
— Zanurzenie ciała pozwoli wam zmyć olejek, ale też rozpuścić całość doświadczenia. Patrząc ze strony praktycznej, rozluźnienie mięśni jest konieczne, gdy te przez jakiś czas musiały być nader precyzyjne. — Wzrusza ramionami, gdy prowadzi ich ku przestrzeniom małych, ale funkcjonalnych szatni będących częścią klanowych Roten-buro. — Poza tym mówiliście, że jesteście głodni. Zaraz o coś poproszę a wy w tym momencie możecie się przebrać.
Yuri Chie, Raikatsuji Shiimaura, Ejiri Carei and Kitamuro Amaya szaleją za tym postem.
Cały rytuał nie był dla niego żadnym duchowym doświadczeniem. Nie wyśmiewał jednak jego elementów, nie drwił. Posłusznie podążał za wskazówkami z dozą ciekawości oraz serdecznością. Lubił doświadczać - tego, czego nie znał, co wprawiało serce w szybszy ruch i przypominało o ulotności chwili. Przebywanie w grupie, znajoma mieszanina dźwięków, szeptów była mu znanym i słodkim nektarem. Swobodnie i bez wstydu oddawał się relaksacyjnej atmosferze, rozluźnieniu. Wyciszył rozbiegane myśli, a potem ze skupieniem samemu objął na nowo prowadzenie w masowaniu dłoni gospodarza odtwarzając znany mu już schemat. Jego ruchy zwolniły kiedy z zaciekawieniem przekręcił głowę wypuszczając z siebie pytanie. Tohan naturalnie zaczęła natychmiast przetaczać historię o bogach, łukach i Erosach, a sam Rainer obdarowywał go litością podobną do tej z jaką patrzy się na tych co wciskają łyżkę wklęsłą stroną pod strumień bieżącej wody. Powinien wiedzieć. W odpowiedzi Kai w naturalny sposób przyjął defensywną postawę - jasne spojrzenie rozjechało się na boki, usta zacisnęły się w wąska kreskę, a poliki lekko się nadęły. Nie wiedział. Wyjaśnienie przyszło natychmiastowo.
Zamrugał kilkukrotnie nim zogniskował w spojrzenie na wyciągniętym w jego kierunku palcu. Z zezem i zaskoczeniem przesunął tęczówki po nadgarstku, a później ramieniu na twarz właściciela. Dopiero rozbawienie dochodzące z drugiej pozwoliły odzyskać jemu samemu rezon i odwzajemnić zuchwały ton - Zapamiętam sobie.
Kiedy dobiegł koniec pierwszej części ceremonii, wstał rozciągając plecy ramionami sięgając w stronę sufitu. Nie widział się w lustrze, lecz rozmasowana twarz na pewno zdrowo i rześko w tym momencie połyskiwała. Do tego ciepłe źródła i jedzenie... Tak, w tym momencie gdziekolwiek by go Rainer nie poprowadził to tam by poszedł. Sprawnie i nie czekając na nikogo przebrał się w przygotowany zestaw z nowo zrodzonym entuzjazmem. To nie tak, że nie był nigdy w gorących źródłach, lecz zdecydowanie można było policzyć sprzyjające temu okazje na placach jednej ręki. Zawsze były inne wydatki, potrzeby. Wbrew oczekiwaniom jego życie nie polegało na nieustannym świętowaniu. Z zadowoleniem, zanurzony po szyję, korzystał z darowanego luksusu będąc wyjątkowo cicho jak na siebie - Ach... jak jeszcze zjem to chyba umrę ze spełnienia... - żartował z zadowoleniem i zachwytem nad tym, jak los go dziś wynagradza za samo oddychanie - Rainer, masz jakieś pokoje gościnne, które też możesz rozdawać jak bieliznę...? Albo Haru... jak planujesz wracać do domu? - pytał bezceremonialnie jednego i drugiego starając się wybadać sytuację. Wygodnie byłoby przenocować albo u jednego, albo u drugiego, albo przynajmniej z tym drugim wrócić do cywilizacji - Coś czuję, że będę za wiotki by pocisnąć na rolkach i za senny by dać radę wysiąść z autobusu tam gdzie trzeba...
Zamrugał kilkukrotnie nim zogniskował w spojrzenie na wyciągniętym w jego kierunku palcu. Z zezem i zaskoczeniem przesunął tęczówki po nadgarstku, a później ramieniu na twarz właściciela. Dopiero rozbawienie dochodzące z drugiej pozwoliły odzyskać jemu samemu rezon i odwzajemnić zuchwały ton - Zapamiętam sobie.
Kiedy dobiegł koniec pierwszej części ceremonii, wstał rozciągając plecy ramionami sięgając w stronę sufitu. Nie widział się w lustrze, lecz rozmasowana twarz na pewno zdrowo i rześko w tym momencie połyskiwała. Do tego ciepłe źródła i jedzenie... Tak, w tym momencie gdziekolwiek by go Rainer nie poprowadził to tam by poszedł. Sprawnie i nie czekając na nikogo przebrał się w przygotowany zestaw z nowo zrodzonym entuzjazmem. To nie tak, że nie był nigdy w gorących źródłach, lecz zdecydowanie można było policzyć sprzyjające temu okazje na placach jednej ręki. Zawsze były inne wydatki, potrzeby. Wbrew oczekiwaniom jego życie nie polegało na nieustannym świętowaniu. Z zadowoleniem, zanurzony po szyję, korzystał z darowanego luksusu będąc wyjątkowo cicho jak na siebie - Ach... jak jeszcze zjem to chyba umrę ze spełnienia... - żartował z zadowoleniem i zachwytem nad tym, jak los go dziś wynagradza za samo oddychanie - Rainer, masz jakieś pokoje gościnne, które też możesz rozdawać jak bieliznę...? Albo Haru... jak planujesz wracać do domu? - pytał bezceremonialnie jednego i drugiego starając się wybadać sytuację. Wygodnie byłoby przenocować albo u jednego, albo u drugiego, albo przynajmniej z tym drugim wrócić do cywilizacji - Coś czuję, że będę za wiotki by pocisnąć na rolkach i za senny by dać radę wysiąść z autobusu tam gdzie trzeba...
Raikatsuji Shiimaura ubóstwia ten post.
Dlaczego?
Kącik ust wygiął się w uśmiechu, gdy sczytała pytanie ze swojej dłoni; ostatnia prosta linia sięgnęła końca zamykając znak, łaskocząc wrażliwe wnętrze ręki, osiadając na niej jak atrament, rozkorzeniony tusz wżerający się w fakturę skóry - niewidzialny dla innych, doskonale widoczny dla ich dwójki.
Bo choć dreszcze przebiegały wzdłuż nadgarstka, setkami zimnych mysich odnóży ciągnąc się po ramieniu, szyi, karku i trafiając do mózgu; wżerając się w niego myślą, że jednak ją dotknął, zdecydował się, że pośród wszystkich obaw, jakie potrafiła wykreować na poczekaniu, żadna nie doszła do skutku, chciało jej się śmiać na jego nieporadność. Niepewność do niego nie pasowała. Nie do obrazu, który widziała w szkole, gdy przemierzając hol uniwersytetu, inni schodzili mu posłusznie z drogi. Emanował aurą, której barwa z całą pewnością musiała być czarna i był to ten rodzaj czerni, której nie da się podstawić pod światło, by dostrzec choćby minimalny przebłysk szarości. A jednak, gdy na krótki moment świat zawężał się tylko do nich, w hebanie tego koloru pojawiała się wyrwa. Jak błyskający spod błota szlachetny kamień.
A odpowiedź była prosta - chciała dotknąć jego twarzy, bo to zaburzyłoby fundament ich relacji. Z zaskoczeniem zdała sobie sprawę, że jest w stanie stworzyć cały przebieg tej chwili. Nigdy go nie widziała, nie pozwolił jej na to, ale nie miało to znaczenia, bo nie zwracała uwagi na szczegóły, których i tak nie dane jej było poznać. W wyobraźni skoncentrowała się na tym, co już i tak odkryła; co od samego początku zostało jej zaoferowane, a co przygarnęła do siebie jak stulone szczenię. Bez problemu umiała więc wykreować wizję jak sięga do jego policzka, opuszkami muskając jego powierzchnię - delikatnie i niespiesznie, z całą świadomością chłodu, jaki dawało jego ciało. Dociera wtedy do płatka ucha, do słuchu, bariery, którą przekroczyć mógł tylko głos wypowiadający jego imię w ciemności chaosu w jakim przebywał.
Nakajima.
Nie, źle.
W tym miejscu konieczna była korekta, bo nazwisko nie było indywidualne; nie należało tylko i wyłącznie do niego. W żadnym razie go nie charakteryzowało. Przypatrując się siedzącemu naprzeciwko chłopakowi zdała sobie sprawę, że potrzebuje dużo samozaparcia, aby - choćby jako wytwór umysłu - usłyszeć swój ton układający się w miękki szept. Haru. Dźwięk jak nadłamanie lodowej kry; jak pierwsza oznaka ciepła. Ironiczne, jak bardzo odległe było tłumaczenie. Jad sarkazmu musiał weżreć się w życie Nakajimy już w podwalinach, ropiało jego jestestwo przy samym dźwięku imienia znaczącego wiosnę. Życie. A przecież marniał z dnia na dzień jak pozbawiona słońca roślina. Jego podcięte korzenie w naturalny sposób kazały sądzić, że nie ma nic prócz postępującej martwoty - była więc cyniczna roszcząc sobie prawa do zmiany nieuniknionego? Na dłoni wciąż czuła zapis pytania.
Dlaczego?
Bo przed oczami zobaczyła, jak kciuk osiada na jego ustach, w samym ich kąciku, chwilę po tym, jak pogładziła linię dolnej wargi, przeciągnęła wzdłuż niej paznokciem - dłuższym, bardziej kobiecym niż przed poznaniem Go, bo nieświadomie zmieniał tok myślenia, wymuszał na niej odkopanie pragnień, by zadbać o siebie nie tylko w podstawach. Egoizm kazał jej sądzić, że kilka pociągnięć pędzelka znaczonego bezbarwnym lakierem i zapuszczenie płytki, której kształt przybrał formę migdałów, wystarczająco zwróci uwagę. Głupia. Ale to dawało satysfakcję; lubiła myśl, że rytm dnia się zmienił, że poza odtwarzaniem w kółko tych samych nagrań, wcisnęła w plan coś dodatkowego. Może dlatego tak wyraźnie tworzyła kolejne kadry; jak w zapętleniu przypatrywała się scenie, w której układa mu na twarzy drugą rękę, nachyla się do niego i jest już pewna, że wyczuwa zapach szamponu i niemal całkowicie stłumioną woń słabych perfum wplecionych jak wstążki w pasma jej włosów.
Starczyłoby tylko tyle, aby zdjął nakrycie i pozwolił sobie poczuć ją każdym zmysłem. Dotykiem, gdy ciepłem dłoni osiadała na jego szczęce; słuchem podczas wypowiadania imienia - pierwszy raz; zapachem nietłumionych przez maskę aromatów; wzrokiem srebra wpatrzonego w karmazyn; wreszcie smakiem, gdy znalazłaby się blisko.
Za blisko.
Pozwoliła jednak, by odpowiedź nie padła. Nie dlatego, że nie chciała mu tego wyjaśnić - nie mogła. Nie potrafiła zrobić tego zwięźle, a już tym bardziej - dobrać określeń. Uśmiech, w którym ukryła rozbawienie i troskę, czułość i wyzwanie, musiał mu wystarczyć. Szanowała decyzję Nakajimy, wbrew sobie odszyfrowując część jego charakteru. Niewielki fragment, wystarczający na chwilę obecną, by nie popełnić błędu - jednego z tych niewybaczalnych - ale nie mogła udawać, że sama nie chciała czegoś dla siebie.
Za szkłem wspomnień jak zawsze odzywała się rodzicielka; z suchego gardła dobywały się pełne oskarżenia wytyki.
Zmuszasz go, ty denna suczo.
Dotknij mnie.
Nawet nie chciał w tym uczestniczyć.
Wiesz o tym.
Udajesz głupią. Tak prościej.
Przechyliła głowę, gdy poczuła smukłe palce na szyi, wychodząc naprzeciw jego dłoni, domagając się, by nie przerywał. Chciała oprzeć policzek o wnętrze ręki, której rozmiar tak bardzo różnił się od jej własnej. Czekała na to, aż zdejmie z niej całe napięcie, sunąc po skórze, zgarniając dotykiem psychiczne ślady jak zbiera się kurz z blatu za ledwie jednym pociągnięciem. Przez chwilę nie docierały do niej słowa Seiwy; zapomniała nawet o tym, że - zerkając znad ramienia towarzysza - dostrzegłaby znajome blond pukle, wizytówkę serdeczności. Dobra. Wyparła fakt, że znajdowali się tu z konkretnego powodu, a to, co ma miejsce, wiąże się z podyktowanymi przez osobę trzecią wytycznymi.
Nieważne.
Mięśnie miała zesztywniałe. Ostatni raz czuła coś podobnego, gdy zbyt długo pozostała na zewnątrz w zbyt chłodną noc. Przemierzając ulice Karafuruny po kolejnym taktycznym smsie Hereny nie mogła poruszać palcami, jeśli trzymała je poza głębinami kieszeni. W rezydencji Minamoto było ciepło, a jednak, kiedy unosiła nadgarstek, krew w żyłach równie dobrze mogła zmienić się w cement.
Całą wieczność zajęło jej więc tknięcie grzbietu jego ręki. Drugą, by skrzyżować ze sobą ich spojrzenia. Oderwać wzrok od załamań na jego koszulce, wspiąć się wzdłuż gardła, tkaniny maski, nasady nosa... i wreszcie sięgnąć tej nierealnej czerwieni, od której mimowolnie cierpła.
Nakajima nic nie mówił, więc ona też milczała, choć jak piasek grzęznący w zębach zbierało się wszystko to, co miała mu do powiedzenia. Złapała go mocniej, wsuwając swoje palce między jego - akurat w chwili, w której ciszę przebił głos Seiwy.
Owari.
Powtórzcie.
Nienawidziła się za to, jak silnie się w niego wpiła, byle się nie odsunął, jeszcze nie teraz, nie, gdy usunęła całe otoczenie, zostawiając wyłącznie jego - i nienawidziła się za to, że obróciła głowę tylko o pół milimetra, bo wystarczyło, by wypowiadając podyktowany zwrot zahaczyć ustami o fragment skóry.
Słony smak porażki; i ta cholerna bergamotka.
Symbol przekroczenia granic.
Wypuściła go zaraz po tym, odchylając głowę do przodu, pozwalając włosom zsunąć się z ramienia i na moment przysłonić oblicze. Potrzebowała tego, gdy podnosiła się z podłogi. Dwie sekundy, aby zaczerpnąć tchu, wryć w pamięć ostrość jego wzroku i szorstki dotyk wciąż wyczuwalny na wargach. Może powinna nienawidzić też jego - za tchórzliwą naturę, obojętność i niechęć.
Za to, że nie był w stanie przyznać, by nawet nie próbowała. Że zdobył się na gest, bo egoistycznie o to poprosiła, a nie dlatego, że sam chciał poznać jej ograniczenia.
Zamrugała zaskoczona goryczą, drapiąc się lekko po wnętrzu dłoni; w miejsce znaku.
Dlaczego?
Właśnie.
Dlaczego najchętniej nie przerywałaby rytuału, choć nie wierzyła w jego duchową moc? Naprawdę? - zapytała się sama natychmiast; drwina zakuła jak igła werżnięta pod paznokieć; we wrażliwą cząstkę. Jesteś tak próżna, by uważać, że pół momentu więcej cokolwiek by tu zmieniło?
Jeszcze zanim dobrze stanęła na obolałych od nieruchomej pozycji nogach, ktoś ze służby
bez twarzy
podała jej przygotowane ubranie. Mechanicznie zacisnęła wciąż wilgotne pięści na bieliźnie, zerkając na nią bez wyrazu.
- Zanurzenie ciała pozwoli wam zmyć olejek, ale też rozpuścić całość doświadczenia.
Nie.
Idiotyczne; nie chciała nigdzie iść. Nie chciała tego zmywać. Nie znosiła zapachu bergamotki, ale jej woń wsiąknęła w nią tylko dzięki niemu. Odszukując Tohan, przycisnęła rzeczy do piersi, nagle niezdecydowana, ze zmarszczonymi brwiami wykrzywiającymi buzię w niezadowoleniu.
Zdążyła wykonać tylko krok w stronę współlokatorki.
Nie tak to powinna zakończyć.
- Nakajima - zwróciła się do niego.
Opóźniała źródła. Otrzymane ubrania stały się w tym czasie niemożliwie ciężkie; irracjonalnie, jakby nie uszyto ich z miękkości tkanin, tylko stworzono z blach i betonowych bloków. Poprawiła je w swoich ramionach, tocząc wzrokiem po pustej macie. Pół minuty temu siedziała tu, wtulona w rękę mężczyzny, którego miała nadzieję odnaleźć pod gruzami ruin jego własnych barykad, by w następnej chwili ledwo uraczyć go spojrzeniem.
Musiało być coś żałośnie kruchego w jej sylwetce, gdy stała tuż obok Nakajimy, walcząc z atakiem opcji. Rzęsy długo rzucały cień na lekko pokraśniałe policzki, ale w końcu uniosła oczy.
- Powtórzmy to - gdy będziesz gotowy, gdy będziesz chciał, po prostu - kiedyś. - Musnęła swój policzek; niby po to, aby odgarnąć niesforny kosmyk, ale przekaz był jasny. Pierwszy etap za tobą, Nakajima. Za drugim razem będzie tylko łatwiej.
Mogła wtedy ruszyć do Hereny; zostawić za sobą czarkę, w której ensui mieszało się z kroplą aromatu, jakim sama została naznaczona. Myśl, że za parę uderzeń serca zanurzy się w ciepłej wodzie, niszcząc to wszystko, wywołało w niej niechęć.
Ale zrobi to.
Kwadrans później będzie mieć wiele pytań do Hereny, bo dalej nie dociera do niej, dlaczego nie została wybrana. Nie czuje z tego powodu rozpaczy - po prostu zaskoczenie jest silniejsze. Nie zdobędzie się jednak ani na to, ani na żaden inny temat. Może w porę wyczuje atmosferę między Tohan a Ejiri. A może ciepła para osiadająca na skórze okaże się spełni swoją rolę o wiele lepiej niż początkowo zakładała.
Kącik ust wygiął się w uśmiechu, gdy sczytała pytanie ze swojej dłoni; ostatnia prosta linia sięgnęła końca zamykając znak, łaskocząc wrażliwe wnętrze ręki, osiadając na niej jak atrament, rozkorzeniony tusz wżerający się w fakturę skóry - niewidzialny dla innych, doskonale widoczny dla ich dwójki.
Bo choć dreszcze przebiegały wzdłuż nadgarstka, setkami zimnych mysich odnóży ciągnąc się po ramieniu, szyi, karku i trafiając do mózgu; wżerając się w niego myślą, że jednak ją dotknął, zdecydował się, że pośród wszystkich obaw, jakie potrafiła wykreować na poczekaniu, żadna nie doszła do skutku, chciało jej się śmiać na jego nieporadność. Niepewność do niego nie pasowała. Nie do obrazu, który widziała w szkole, gdy przemierzając hol uniwersytetu, inni schodzili mu posłusznie z drogi. Emanował aurą, której barwa z całą pewnością musiała być czarna i był to ten rodzaj czerni, której nie da się podstawić pod światło, by dostrzec choćby minimalny przebłysk szarości. A jednak, gdy na krótki moment świat zawężał się tylko do nich, w hebanie tego koloru pojawiała się wyrwa. Jak błyskający spod błota szlachetny kamień.
A odpowiedź była prosta - chciała dotknąć jego twarzy, bo to zaburzyłoby fundament ich relacji. Z zaskoczeniem zdała sobie sprawę, że jest w stanie stworzyć cały przebieg tej chwili. Nigdy go nie widziała, nie pozwolił jej na to, ale nie miało to znaczenia, bo nie zwracała uwagi na szczegóły, których i tak nie dane jej było poznać. W wyobraźni skoncentrowała się na tym, co już i tak odkryła; co od samego początku zostało jej zaoferowane, a co przygarnęła do siebie jak stulone szczenię. Bez problemu umiała więc wykreować wizję jak sięga do jego policzka, opuszkami muskając jego powierzchnię - delikatnie i niespiesznie, z całą świadomością chłodu, jaki dawało jego ciało. Dociera wtedy do płatka ucha, do słuchu, bariery, którą przekroczyć mógł tylko głos wypowiadający jego imię w ciemności chaosu w jakim przebywał.
Nakajima.
Nie, źle.
W tym miejscu konieczna była korekta, bo nazwisko nie było indywidualne; nie należało tylko i wyłącznie do niego. W żadnym razie go nie charakteryzowało. Przypatrując się siedzącemu naprzeciwko chłopakowi zdała sobie sprawę, że potrzebuje dużo samozaparcia, aby - choćby jako wytwór umysłu - usłyszeć swój ton układający się w miękki szept. Haru. Dźwięk jak nadłamanie lodowej kry; jak pierwsza oznaka ciepła. Ironiczne, jak bardzo odległe było tłumaczenie. Jad sarkazmu musiał weżreć się w życie Nakajimy już w podwalinach, ropiało jego jestestwo przy samym dźwięku imienia znaczącego wiosnę. Życie. A przecież marniał z dnia na dzień jak pozbawiona słońca roślina. Jego podcięte korzenie w naturalny sposób kazały sądzić, że nie ma nic prócz postępującej martwoty - była więc cyniczna roszcząc sobie prawa do zmiany nieuniknionego? Na dłoni wciąż czuła zapis pytania.
Dlaczego?
Bo przed oczami zobaczyła, jak kciuk osiada na jego ustach, w samym ich kąciku, chwilę po tym, jak pogładziła linię dolnej wargi, przeciągnęła wzdłuż niej paznokciem - dłuższym, bardziej kobiecym niż przed poznaniem Go, bo nieświadomie zmieniał tok myślenia, wymuszał na niej odkopanie pragnień, by zadbać o siebie nie tylko w podstawach. Egoizm kazał jej sądzić, że kilka pociągnięć pędzelka znaczonego bezbarwnym lakierem i zapuszczenie płytki, której kształt przybrał formę migdałów, wystarczająco zwróci uwagę. Głupia. Ale to dawało satysfakcję; lubiła myśl, że rytm dnia się zmienił, że poza odtwarzaniem w kółko tych samych nagrań, wcisnęła w plan coś dodatkowego. Może dlatego tak wyraźnie tworzyła kolejne kadry; jak w zapętleniu przypatrywała się scenie, w której układa mu na twarzy drugą rękę, nachyla się do niego i jest już pewna, że wyczuwa zapach szamponu i niemal całkowicie stłumioną woń słabych perfum wplecionych jak wstążki w pasma jej włosów.
Starczyłoby tylko tyle, aby zdjął nakrycie i pozwolił sobie poczuć ją każdym zmysłem. Dotykiem, gdy ciepłem dłoni osiadała na jego szczęce; słuchem podczas wypowiadania imienia - pierwszy raz; zapachem nietłumionych przez maskę aromatów; wzrokiem srebra wpatrzonego w karmazyn; wreszcie smakiem, gdy znalazłaby się blisko.
Za blisko.
Pozwoliła jednak, by odpowiedź nie padła. Nie dlatego, że nie chciała mu tego wyjaśnić - nie mogła. Nie potrafiła zrobić tego zwięźle, a już tym bardziej - dobrać określeń. Uśmiech, w którym ukryła rozbawienie i troskę, czułość i wyzwanie, musiał mu wystarczyć. Szanowała decyzję Nakajimy, wbrew sobie odszyfrowując część jego charakteru. Niewielki fragment, wystarczający na chwilę obecną, by nie popełnić błędu - jednego z tych niewybaczalnych - ale nie mogła udawać, że sama nie chciała czegoś dla siebie.
Za szkłem wspomnień jak zawsze odzywała się rodzicielka; z suchego gardła dobywały się pełne oskarżenia wytyki.
Zmuszasz go, ty denna suczo.
Dotknij mnie.
Nawet nie chciał w tym uczestniczyć.
Wiesz o tym.
Udajesz głupią. Tak prościej.
Przechyliła głowę, gdy poczuła smukłe palce na szyi, wychodząc naprzeciw jego dłoni, domagając się, by nie przerywał. Chciała oprzeć policzek o wnętrze ręki, której rozmiar tak bardzo różnił się od jej własnej. Czekała na to, aż zdejmie z niej całe napięcie, sunąc po skórze, zgarniając dotykiem psychiczne ślady jak zbiera się kurz z blatu za ledwie jednym pociągnięciem. Przez chwilę nie docierały do niej słowa Seiwy; zapomniała nawet o tym, że - zerkając znad ramienia towarzysza - dostrzegłaby znajome blond pukle, wizytówkę serdeczności. Dobra. Wyparła fakt, że znajdowali się tu z konkretnego powodu, a to, co ma miejsce, wiąże się z podyktowanymi przez osobę trzecią wytycznymi.
Nieważne.
Mięśnie miała zesztywniałe. Ostatni raz czuła coś podobnego, gdy zbyt długo pozostała na zewnątrz w zbyt chłodną noc. Przemierzając ulice Karafuruny po kolejnym taktycznym smsie Hereny nie mogła poruszać palcami, jeśli trzymała je poza głębinami kieszeni. W rezydencji Minamoto było ciepło, a jednak, kiedy unosiła nadgarstek, krew w żyłach równie dobrze mogła zmienić się w cement.
Całą wieczność zajęło jej więc tknięcie grzbietu jego ręki. Drugą, by skrzyżować ze sobą ich spojrzenia. Oderwać wzrok od załamań na jego koszulce, wspiąć się wzdłuż gardła, tkaniny maski, nasady nosa... i wreszcie sięgnąć tej nierealnej czerwieni, od której mimowolnie cierpła.
Nakajima nic nie mówił, więc ona też milczała, choć jak piasek grzęznący w zębach zbierało się wszystko to, co miała mu do powiedzenia. Złapała go mocniej, wsuwając swoje palce między jego - akurat w chwili, w której ciszę przebił głos Seiwy.
Owari.
Powtórzcie.
Nienawidziła się za to, jak silnie się w niego wpiła, byle się nie odsunął, jeszcze nie teraz, nie, gdy usunęła całe otoczenie, zostawiając wyłącznie jego - i nienawidziła się za to, że obróciła głowę tylko o pół milimetra, bo wystarczyło, by wypowiadając podyktowany zwrot zahaczyć ustami o fragment skóry.
Słony smak porażki; i ta cholerna bergamotka.
Symbol przekroczenia granic.
Wypuściła go zaraz po tym, odchylając głowę do przodu, pozwalając włosom zsunąć się z ramienia i na moment przysłonić oblicze. Potrzebowała tego, gdy podnosiła się z podłogi. Dwie sekundy, aby zaczerpnąć tchu, wryć w pamięć ostrość jego wzroku i szorstki dotyk wciąż wyczuwalny na wargach. Może powinna nienawidzić też jego - za tchórzliwą naturę, obojętność i niechęć.
Za to, że nie był w stanie przyznać, by nawet nie próbowała. Że zdobył się na gest, bo egoistycznie o to poprosiła, a nie dlatego, że sam chciał poznać jej ograniczenia.
Zamrugała zaskoczona goryczą, drapiąc się lekko po wnętrzu dłoni; w miejsce znaku.
Dlaczego?
Właśnie.
Dlaczego najchętniej nie przerywałaby rytuału, choć nie wierzyła w jego duchową moc? Naprawdę? - zapytała się sama natychmiast; drwina zakuła jak igła werżnięta pod paznokieć; we wrażliwą cząstkę. Jesteś tak próżna, by uważać, że pół momentu więcej cokolwiek by tu zmieniło?
Jeszcze zanim dobrze stanęła na obolałych od nieruchomej pozycji nogach, ktoś ze służby
podała jej przygotowane ubranie. Mechanicznie zacisnęła wciąż wilgotne pięści na bieliźnie, zerkając na nią bez wyrazu.
- Zanurzenie ciała pozwoli wam zmyć olejek, ale też rozpuścić całość doświadczenia.
Nie.
Idiotyczne; nie chciała nigdzie iść. Nie chciała tego zmywać. Nie znosiła zapachu bergamotki, ale jej woń wsiąknęła w nią tylko dzięki niemu. Odszukując Tohan, przycisnęła rzeczy do piersi, nagle niezdecydowana, ze zmarszczonymi brwiami wykrzywiającymi buzię w niezadowoleniu.
Zdążyła wykonać tylko krok w stronę współlokatorki.
Nie tak to powinna zakończyć.
- Nakajima - zwróciła się do niego.
Opóźniała źródła. Otrzymane ubrania stały się w tym czasie niemożliwie ciężkie; irracjonalnie, jakby nie uszyto ich z miękkości tkanin, tylko stworzono z blach i betonowych bloków. Poprawiła je w swoich ramionach, tocząc wzrokiem po pustej macie. Pół minuty temu siedziała tu, wtulona w rękę mężczyzny, którego miała nadzieję odnaleźć pod gruzami ruin jego własnych barykad, by w następnej chwili ledwo uraczyć go spojrzeniem.
Musiało być coś żałośnie kruchego w jej sylwetce, gdy stała tuż obok Nakajimy, walcząc z atakiem opcji. Rzęsy długo rzucały cień na lekko pokraśniałe policzki, ale w końcu uniosła oczy.
- Powtórzmy to - gdy będziesz gotowy, gdy będziesz chciał, po prostu - kiedyś. - Musnęła swój policzek; niby po to, aby odgarnąć niesforny kosmyk, ale przekaz był jasny. Pierwszy etap za tobą, Nakajima. Za drugim razem będzie tylko łatwiej.
Mogła wtedy ruszyć do Hereny; zostawić za sobą czarkę, w której ensui mieszało się z kroplą aromatu, jakim sama została naznaczona. Myśl, że za parę uderzeń serca zanurzy się w ciepłej wodzie, niszcząc to wszystko, wywołało w niej niechęć.
Ale zrobi to.
Kwadrans później będzie mieć wiele pytań do Hereny, bo dalej nie dociera do niej, dlaczego nie została wybrana. Nie czuje z tego powodu rozpaczy - po prostu zaskoczenie jest silniejsze. Nie zdobędzie się jednak ani na to, ani na żaden inny temat. Może w porę wyczuje atmosferę między Tohan a Ejiri. A może ciepła para osiadająca na skórze okaże się spełni swoją rolę o wiele lepiej niż początkowo zakładała.
She was not fragile
like a flower;
She was fragile like
a b o m b.
like a flower;
She was fragile like
a b o m b.
Nakajima Haru ubóstwia ten post.
Oczy zamknięte. Zmysł najbardziej wrażliwy, chłonący tak wiele wrażeń i dojmujących szczegółów, Carei odcięła. Pogrążyła w cieniu powiek. Pamiętała głos i prośbę, by podczas całego rytuały, możliwie odsłonić spojrzenie, zapewne, symbolicznie dając barwom źrenic pierwiastek oczyszczenia. Ale i namiastkę zmysłowej spowiedzi, zdarcia zasłony, której woal tak gęsto osłania prawdę. Zamazaną przez przeszłość i brzydko, cudzą wolę. Tej zasłony, widocznie nie było jej dane zerwać. Nici pajęczych wspomnień kleiły się do drżących warg, do serca galopującego w nerwowym pędzie, gdzieś, gdzie zamarłe w bezruchu stopy, podążyć nie mogły. Do zamkniętych powiek, najpierw ledwie mrużąc ciemne ślepia, by w finale zasklepić je szklącą poświatą łez. Obraz jej się zamazywał. Nie taki był cel.
Rezydencja, witała ją przecież spokojem. Obietnicą, której nigdzie więcej otrzymać teraz nie mogła. Znała jej źródło, znała cel i stawiane granice. Tych, przeskoczyć się bała, paraliżem tnącym miejsce, gdzie miały dotknąć ją palce dawnej przyjaciółki. Nie powinna się bać. Nie miała do tego najmniejszych przesłanek. Była bezpieczna. A jednak, ciało wydawało się być naznaczone dotykiem przerażania, którego kiedyś doświadczyła. Za każdym razem, gdy zmysły uznały płynące wrażenie za zbyt bliskie, intymne, głębokie - wołało by uciekać, nie odróżniając od prawdziwego zagrożenia. Gdy panika minęła, zepchnięta pospieszną reakcją, pozostała jej tylko gorzka niezręczność. I nawet jeśli nikt poza Tohan nie zwrócił na nią uwagi i nie widział jej głupiej reakcji, czuła narastające zawstydzenie - To, ja przepraszam. Wszystko w porządku - odezwała się w końcu równie cicho, maskując ulatujące z drżeniem napięcie. Pochyliła głowę, wciąż nie mając odwagi uchylić czarnych rzęs i spojrzeć na jasnowłosą. Rysowane na jej nadgarstkach linie, znaczyły ścieżki ciepła, niekoniecznie związanego z jego fizyczną odmianą. W nieokreślony sposób, potrafiła przywołać obraz ze świata, który zdawał się być snem nierealnym z przeszłości. Herena i ona były tam małymi, dziewczynkami, a jej dłonie, zamknięte były bezpiecznie w tych jasnych, należących do towarzyszki.
- Pamiętam cię - odezwała się na zupełny koniec, cicho, ledwie unosząc głos o tyle, by dziewczyna usłyszała, jednocześnie rozchylając spojrzenie, które ulokowała na usłanej piegami twarzy. Wędrujący w oddali głos Rainera, smukłą drogą dopełnił całości rytuału, zgodnie z zaleceniem powtarzając zabiegi - Dziękuję - skłoniła się lekko przed gospodarzem spotkania, z wpojonym szacunkiem dla przeprowadzonego oczyszczenia.
Pozostało już tylko obmyć dłonie z olejków, które oplatały zebranych, niby gorąca para. Ta sama, która na dźwięk zaproszenia prowadzącego spotkanie - wywołała w niej dreszcz. I niechęć, której pozbyć się nie mogła, aż do momentu, w którym, otulona miękką materią, zanurzyła się po szyję w gorącej wodzie, kryjąc sylwetkę w najdalszym rogu źródłowego basenu. Przełamywanie lęku, nie wychodziło jej najlepiej, ale aura panująca w rezydencji, w połączeniu z rytuałem i obecnością co najmniej dwóch osób, które odbierała w kategoriach bezpieczeństwa, pozwoliły jej w końcu odetchnąć spokojniej. Ciało odpowiedziało rozluźnieniem, a Carei mogła skupić się na otaczających ją, cichych rozmowach. Sama nie kusiła okazji do interakcji, obserwując obleczone ciepłem pary postaci - Ja, też chciałabym wrócić do siebie - głos niesie się miękko, gdy słyszała pytanie Kaia, niekoniecznie prowadzone do niej. Nie szkodziło. Wiedziała bardziej niż doskonale, że na noc zostać nie mogła sobie pozwolić. Nie, z sercem, które kołysało się niespokojnie na samą myśl, że rzeczywistość zdążyła rzucić ją w ramiona najbardziej nieoczekiwanych spotkań. A dziś, prawdopodobnie prowokowała los bardziej, niż kiedykolwiek.
Rezydencja, witała ją przecież spokojem. Obietnicą, której nigdzie więcej otrzymać teraz nie mogła. Znała jej źródło, znała cel i stawiane granice. Tych, przeskoczyć się bała, paraliżem tnącym miejsce, gdzie miały dotknąć ją palce dawnej przyjaciółki. Nie powinna się bać. Nie miała do tego najmniejszych przesłanek. Była bezpieczna. A jednak, ciało wydawało się być naznaczone dotykiem przerażania, którego kiedyś doświadczyła. Za każdym razem, gdy zmysły uznały płynące wrażenie za zbyt bliskie, intymne, głębokie - wołało by uciekać, nie odróżniając od prawdziwego zagrożenia. Gdy panika minęła, zepchnięta pospieszną reakcją, pozostała jej tylko gorzka niezręczność. I nawet jeśli nikt poza Tohan nie zwrócił na nią uwagi i nie widział jej głupiej reakcji, czuła narastające zawstydzenie - To, ja przepraszam. Wszystko w porządku - odezwała się w końcu równie cicho, maskując ulatujące z drżeniem napięcie. Pochyliła głowę, wciąż nie mając odwagi uchylić czarnych rzęs i spojrzeć na jasnowłosą. Rysowane na jej nadgarstkach linie, znaczyły ścieżki ciepła, niekoniecznie związanego z jego fizyczną odmianą. W nieokreślony sposób, potrafiła przywołać obraz ze świata, który zdawał się być snem nierealnym z przeszłości. Herena i ona były tam małymi, dziewczynkami, a jej dłonie, zamknięte były bezpiecznie w tych jasnych, należących do towarzyszki.
- Pamiętam cię - odezwała się na zupełny koniec, cicho, ledwie unosząc głos o tyle, by dziewczyna usłyszała, jednocześnie rozchylając spojrzenie, które ulokowała na usłanej piegami twarzy. Wędrujący w oddali głos Rainera, smukłą drogą dopełnił całości rytuału, zgodnie z zaleceniem powtarzając zabiegi - Dziękuję - skłoniła się lekko przed gospodarzem spotkania, z wpojonym szacunkiem dla przeprowadzonego oczyszczenia.
Pozostało już tylko obmyć dłonie z olejków, które oplatały zebranych, niby gorąca para. Ta sama, która na dźwięk zaproszenia prowadzącego spotkanie - wywołała w niej dreszcz. I niechęć, której pozbyć się nie mogła, aż do momentu, w którym, otulona miękką materią, zanurzyła się po szyję w gorącej wodzie, kryjąc sylwetkę w najdalszym rogu źródłowego basenu. Przełamywanie lęku, nie wychodziło jej najlepiej, ale aura panująca w rezydencji, w połączeniu z rytuałem i obecnością co najmniej dwóch osób, które odbierała w kategoriach bezpieczeństwa, pozwoliły jej w końcu odetchnąć spokojniej. Ciało odpowiedziało rozluźnieniem, a Carei mogła skupić się na otaczających ją, cichych rozmowach. Sama nie kusiła okazji do interakcji, obserwując obleczone ciepłem pary postaci - Ja, też chciałabym wrócić do siebie - głos niesie się miękko, gdy słyszała pytanie Kaia, niekoniecznie prowadzone do niej. Nie szkodziło. Wiedziała bardziej niż doskonale, że na noc zostać nie mogła sobie pozwolić. Nie, z sercem, które kołysało się niespokojnie na samą myśl, że rzeczywistość zdążyła rzucić ją w ramiona najbardziej nieoczekiwanych spotkań. A dziś, prawdopodobnie prowokowała los bardziej, niż kiedykolwiek.
Strona 2 z 2 • 1, 2
maj 2038 roku