Kiryuu | Carei
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Touya Kiryuu

Wto 6 Gru - 19:43
18.11.2036r.

Niewiele było rozrywek w życiu pozagrobowym, które można by nazwać wartymi uwagi. Przynajmniej nie w oczach tak znamienitej jednostki za jaką uważał się Touya. Choćby go zakuli w dyby i kazali się czołgać dla lepszego przedstawienia, nie potrafiłby się zdobyć na godne zjawy utyskiwanie nad swoim marnym losem, próbując zagrać na sumieniu śmiertelników. Lepiej mu było przepaść na wieki jako rozlazła, pozbawiona jaźni istota pałętająca się po ziemi aż po kres cywilizacji, niż prosić o jakąkolwiek formę zlitowania. O kontrakcie nie wspominając. Płaszczenie się było dobre dla motłochu, nie zamierzał ich w tym wyręczać.
Ale poza brakiem odpowiedniej atencji nie przepadał też za bezczelnością z jaką niekiedy się spotykał już jako pełnoprawny trup. Przyzwyczajony do tego, że większość spojrzeń prześlizguje się po nim beznamiętnie a ich właściciele pozostają pogrążeni we własnych myślach, mijając go na ulicy a jeszcze częściej nieszczęsnym mostku... niekiedy przyłapywał kogoś, kto zapatrywał się w niego o tę podejrzaną sekundę za długo.
W wypadku pewnej kobiety nie była to sekunda a cały zbiór sekund, kiedy wracała spojrzeniem by wyuczonymi, szybkimi ruchami nadgarstka nasmarować coś w swoim kajecie. Głupotą byłoby myśleć, a jeszcze większą naiwnością, że to sfatygowana barierka tak ją ujęła za serce, że postanowiła jej poświęcić całą stronę.
Na tym jednak zainteresowanie kobiety się skończyło, co już ubodło i tak nadwątlone ego Kiryuu, łasego na jakiekolwiek przejawy uwagi skierowane w swoją stronę. Przez miesiące a może i lata trwania w tym stanie zawieszenia, zdołał już zapanować nad niewyparzoną gębą, którą szczycił się za życia a która teraz mogła obrócić ewentualną szansę w niwecz. Nienachalna postawa jednak i tym razem go zawiodła.
Nieważne czy napotkana kobieta zrobiła to zaledwie przypadkiem czy też z całkowitą premedytacją, zasłużyła na karę. Jedyną na jaką było go stać w swoim martwym stanie, ale nie mniej dotkliwą, jeśli wiedziało się w które czułe struny należy uderzyć.
***

Układając się do wieczornego spoczynku mało kto oczekuje, że będzie ten nieprzyjemny i krótki, tak jak nikt się nie spodziewa, że autorem mocnych wrażeń będzie nie ich własny, sarkastyczny mózg, ale zjawa z zaświatów.
Wślizgnięcie się do cudzych snów nie było aż takie trudne, o wiele bardziej skomplikowaną sprawą było ustalenie, czym takiego delikwenta uraczyć. Ze względu na przedwczesne pożegnanie się z żywotem Touya posiadał cały arsenał niezrealizowanych pragnień i scenek rodzajowych, takich z kategorii "pacz i płacz". Jako wytrawny gracz psychologicznych rozgrywek, wciąż rozpamiętujący swoją porażkę, którą przypłacił życiem, o wiele skrupulatniej podchodził do wstępnej analizy swoich ofiar.
Nie dało się ukryć, że było coś specyficznego, graniczącego z manią w tym, jak rysowniczka ściskała swój szkicownik, tak jak w dłoni, która niczym zaprogramowany automat sunęła ołówkiem po papierze zdaje się, że samoczynnie i bez zawahania. Nawyk wyrabiany latami, tak oczywisty i prosty jak oddychanie był nie do przeoczenia.
I byłaby wielka szkoda, gdyby stał się przykrym bohaterem nocnej historii.
Umieszczenie swojej ofiary niczym pionka na szachownicy nie było może posunięciem oryginalnym, ale zawsze widowiskowym. Nawet jeśli napięcie należało budować stopniowo.
W związku z tym, z nieprzeniknionej i całkiem przyjemnej ciemności, snującej się niczym gęsta mgła, dało się zauważyć podłoże. Gładkie, białe, biegnące aż po ginący w mroku horyzont. Z każdej strony. Jeśli przyjrzeć się mu bliżej, bądź też i zbadać choćby gołą stopą, można się było zorientować, że jest to nic innego jak papier. Odrobinę szorstki, fakturowany. W sam raz do kreślenia zarówno tuszem jak i ołówkiem.
Gdyby bohaterka miała jednak wątpliwości, z pomocą nadchodziło niespodziewane i ostre źródło lekko żółtego światła, umieszczone gdzieś hen wysoko a pozostawiające okrąg jasności na bladym podłożu.
W nieprzeniknionej ciszy, aż drażniącej w uszy pojawił się wpierw charakterystyczny szelest, niemalże chrzęst, który Carei powinien być doskonale znany. Niezbyt głośny acz natarczywy, dokładnie taki kiedy ktoś z zapałem rozcierał zaostrzony grafit po arkuszu. Sprawiał wrażenie, że jest coraz bliżej mimo, że nic nie pojawiało się w zasięgu wzroku.
Do chrzęstu ołówka dołączył szybko inny szmer, o wiele trudniejszy do rozpoznania. Chrobot rytmicznego stukania, czegoś lekkiego, ale niesamowicie szybkiego. Zdawał się docierać z każdej strony by ostatecznie, triumfalnie objawić się w świetle reflektora.
Był to całkiem spory karaluch pędzący w kierunku kobiety, sądząc po intensywnie kłapiących szczękoczułkach - niezbyt przyjaźnie nastawiony.
Odległość jaka ich dzieliła była całkiem spora, ale insekt pokonywał ją w zastraszającym tempie. Póki jego trasy nie przeciął poruszający się samoistnie ołówek, oddzielając robaka od śniącej grubą, lekko połyskliwą linią. Po przekroczeniu jej pojedynczym odnóżem robak momentalnie stopniał, przemieniając się w nieestetyczny kleks czarnego atramentu.
Nie był to jednak koniec przedstawienia bo w gęstym jak smoła mroku rozbłysło jeszcze więcej oczu, zaszeleściło jeszcze więcej nóg i kłapnęło co najmniej tuzin szczękoczułek. Narzędzie, które tak dzielnie ruszyło Carei na ratunek padło na arkusz niczym ścięte drzewo, tuż obok, mało jej nie przygniatając. Dorównywało jej wzrostowi i z pewnością nie należało do lekkich. Wraz z obaleniem grafitowego wybawiciela, rój robactwa ruszył w kierunku rysowniczki z sobie tylko znanym zamiarem.
"Radź sobie sama" rozległo się gdzieś cicho, z nieznanego kierunku.
"Przecież i tak nic innego nigdy nie robisz".

@Ejiri Carei


Ostatnio zmieniony przez Touya Kiryuu dnia Sob 28 Paź - 21:25, w całości zmieniany 1 raz
Touya Kiryuu
Ejiri Carei

Wto 13 Gru - 1:48
Nie panowała nad istotą swoich artystycznych inspiracji. Te przychodziły i odchodziły jak morskie fale, chociaż zdawało jej się częściej, że to wezbrany burzą klif, uderzany błękitnym natchnieniowej furii. Nie panowała też i nad wizją i rozmytym cieniem sylwetki przyklejonej do barierki mostu, prze z który przechodziła. Z bezczelną - zdawałoby się - wdzięcznością przyjmowała dwie, wpatrzone w nią bezdenne źrenice. Świadomość, że widziała to, co widziało ją, przejmowało dreszczami, ale - w niczym nie przeszkadzało bladym palcom, które sunęły po otwartej kartce szkicownika, zwinnie utrzymującym cienki grafit ołówka w kolejnych, wyciąganych z papieru kształtów. Zbyt wiele razy już parzyła się na podobnych zachowaniu, ale z uporem zawodowego (artystycznego) maniaka, zapominała o upomnieniach i przyklejanej przez większość ludzi, plakietki osoby, która ma niezbyt równo poukładane klepki w głowie. Ale, podobno artyści tak mieli. Nieważne.
Trudno było się oprzeć pięknu, które fascynowało. A to, miało rozmaite płaszczyzny pociągania. To w wydaniu półprzeźroczystym, oblepione cienistą mgłą, potrafiło wyrwać ją z zamyślenia, odwracając uwagę od niespokojnie krążącej krwi. Nawet w formie tak niedostrzegalnej, potrafiła wychwycić uwodzącą zmysły czerń długich włosów i spojrzenie, które poruszać mogło do wrzenia niejedno serce. Jej własne zadrgało ostrzegawczo niepomne jednak na rozpędzający się alarm, że sprowokować mogła coś więcej niż niekonieczne zainteresowanie. Kara podążyła za nią nieujawniona. Przynajmniej do czasu, gdy sen zgarnął jej umysł we władanie nocy. I wpuścił nie tak oczekiwanego gościa.

***

Koszmary miewała często. Te, zdawały się kleić do jej umysłu, jak ćmy. Niekoniecznie z udziałem cudzej obecności i manipulacji rzeczywistości, w której się pogrążała. To, w jakiej przestrzeni się odnajdowała, gdy senna świadomość wracała na nią uwagę, zależało- od lęku. Im bliżej źródła, które wywoływało w niej prawdziwe przerażenie, tym większa szansa, że w nim utonie. Ale - nie była nowicjuszką koszmarów. Nie tylko tych rodzących się w jej własnej podświadomości. Odkąd umarła, zwracała uwagę istot, niekoniecznie chętnych na interakcję. Czasem, słyszała by odwracała wzrok, udawała, że nie widzi, ale - trudno było oszukać własną naturę. Zbyt długo patrzył w ciemność, by ta zignorowała jej rysowniczą tęsknotę. Albo - obsesję.
Malarskie naleciałości, traktowała jak terapię. Te, zrywały się jednak z uwięzi, nie dając zamknąć w sztucznych granicach. Wyrywały się, szarpały w granicach logiki, a każde nowe natchnienie, traktowała jak wyzwanie. Nawet, to wymyślone przez podjudzonego jej rysunkiem, prowokacją ducha.
Nigdy nie miała fobii, wiążącej ją z przestrzenią. Ani tą małą, ciasną, ani tą bezkresną. A mimo to, pozostawiona na środku bezdeni dwóch płaszczyzn, czuła się zagubiona. Porzucona lalka na środku oceanu, który... pachniał malarskim pergaminem? Opadła na kolana, a obie dłonie rozłożyła na ziemi, by przejechać po jej powierzchni, jakby dotykiem mogła rozpoznać, z czym miała do czynienia. Ile atramentu wchłonąłby, nim zacząłby pluć kleksami? I czy mogłaby nim zostać, rozmazana na kartkowej bieli? Na dziwną refleksję nie miała wiele czasu, bo atakujące światło, wyrywa ją z zawieszenie. Tak jak i szelest, zderzający się z przejmującą do tej pory ciszą. Nadchodziła zmiana, której uwodzeniu, poddać się nie chciała. Znała je przecież, ale - nigdy w perspektywie, z której przyszło jej się mierzyć.
Nie tak łatwo było odnaleźć źródło i zamysł, który kształtował się pod grafitowym ostrzem. Dopiero dreszcz uprzedził o nadchodzącym obrzydzeniu. Biegnący na nią karaluch, wywołał na jej twarzy skrzywienie, ale - brakowało w nim strachu. To wstręt kołysał wygiętymi wargami, gotowymi ułożyć się w dźwięk nieznośnego jęku. I znów - bohaterem okazał się ołówek. Niemal ten sam, którym tak często posługiwała się sama i traktowała, jak swoistą broń. Niekoniecznie w formie rysowniczego zamachu (chociaż, takie zdarzały się czasem). Na zwycięstwo nie było czasu. Ciemność wypluwała kolejne szurające odnóżami stworzenia. Czekać na rozwiązanie nie miała zamiaru, chociaż z całych sił hamowała obrzydzenie.
Uklękła, dopadając dłońmi ostrej końcówki pisaka, by rozmazać na wnętrzu rąk srebrzystą czerń grafitu i z rozmachem, trakujący dłonie jak narzędzie rysownicze, zakreślić wokół siebie krąg - niby ten tworzony z soli w obronie przed niespokojnymi duszami - Nie mogę. Już mi pomogłeś - odezwała się cicho, gdy tylko szept przeciął powietrze. Tak różny od szelestów, otaczających ją do tej pory. Głos, obcy, uzmysłowił jej coś bardzo ważnego. Mogła odzyskać chociaż odrobinę z zagarniętej władzy - Aż tak dobrze mnie znasz?- odezwała się ponownie, zatrzymując dłonie, wciąż oparte na arkuszu, unosząc wzrok w górę, szukając - źródła głosu. Mógł być wszędzie. Mógł być nawet kłębiąca się wokół ciemnością. Przyznać jednak musiała, że wyobraźni kreatorowi jej snu - mogła pogratulować - Czy ja cię znam? - wyszeptała już ciszej, bardziej do siebie, tłumiąc wibrujące w piersi drżenie. Kimkolwiek był, coś wiedział. I nie miał oporów, by wykorzystać przeciw niej.

@Touya Kiryuu
Ejiri Carei
Touya Kiryuu

Sro 14 Gru - 23:10
Zachowanie innych osób, niekiedy odbierane wyłącznie przez pryzmat percepcji wzrokowej okazywało się często złudne. To co pierwotnie uchodziło za bezczelność, czy też może i arogancję, potrafiło mieć zgoła inne podłoże niż przerośnięte, narcystycznie ego. Nie trzeba było uchodzić za znawcę ludzkich serc, by zauważyć iż zachowanie kobiety wynikało z zupełnie innych pobudek niż wścibstwo. Można powiedzieć, że poniekąd padła ofiarą okoliczności... ale nie zmieniało to faktu, że dla takiej mściwej zjawy jak Kiryuu był to już dostateczny argument. Bo kiedy patrzysz w otchłań, ona zaczyna też spoglądać na ciebie.
Najprawdopodobniej Carei podświadomie czuła, że zasługuje na karę, kiedy w tak bezpośredni sposób utrwaliła istnienie tego, który był skazany na ludzkie zapomnienie. Uczyniła sobie z jego wizerunku makabryczną pamiątkę ze spaceru i najwyraźniej nijak się nie poczuwała do zadośćuczynienia, nawet jeśli sam Touya nie potrafiłby określić, co też takiego mogłoby nim zostać. Nawet po śmierci, nienauczony niczego swoim feralnym wypadkiem uważał, że ma prawo decydować kto zasłużył na złe traktowanie z jego strony. A gdyby pochylić się nad tym bardziej, wyszło by na to, że  w zasadzie wszyscy się kwalifikowali by zaznać gniewu z jego rąk a raczej jaźni.
Wpychanie bohaterki w zbyt intensywny wir wydarzeń mogło się skończyć nie tyle jej dezorientacją co kontrolnym, wywołanym zbyt dużą dawką strachu przebudzeniem. Marna by to była pociecha dla kogoś, kto postanowił się uwiecznić w myślach dziewczyny bardziej, niż tylko nakreśloną podobizną w notatniku.
Yurei obserwował ją przez ten cały czas ze swojego miejsca, które było zarazem wszędzie jak i nigdzie. Zarządzając tym sennym marzeniem miał okazję oglądać całą wizję z dowolnej strony i konfiguracji, czego nie omieszkał wykorzystać. Śniąca nie wydawała się spłoszona ani samą scenerią, ani rozległością otoczenia, czy też nieprzeniknionymi ciemnościami. Być może była to zasługa znajomego pergaminu ścielącego się pod stopami lub wrodzona potrzeba szukania mocnych wrażeń. Bo nawet tak minimalistyczny krajobraz powinien wzbudzić przynajmniej niepokój u większości społeczeństwa. W końcu nigdy nie wiadomo co czai się  w mroku.
Stado karaluchów wydawało się niezrażone unicestwianiem pobratymców, które jeden za drugim topniały w wyniku starcia z grafitowym okręgiem, tworząc mętne plamy na pergaminie. Jednocześnie wraz z kolejnymi insektami papier zdawał się wzbraniać przed rosnącą porcją atramentu i już po dłuższej chwili stopy dziewczyny tonęły w płytkim bajorku rozwodnionego, czarnego tuszu. Robactwo nadal nieustępliwie gnało na spotkanie z przeznaczeniem, stopniowo pracując na wzbierający poziom cieczy, który podnosił się niepokojąco szybko.
Kiryuu musiał przyznać, że dziewczyna poradziła sobie całkiem sprytnie, chociaż liczył na spektakl mąk w postaci dźwigania przyrządu kreślarskiego. Chciał patrzeć jak tak ukochany przedmiot staje się powodem udręki, jak jest realnym ciężarem, acz koniecznym by wykaraskać się z niebezpieczeństwa. Ale jednocześnie taką przewidywalnością szybko by się znudził, to też nieoczekiwany zwrot akcji przypadł mu do gustu. Zaklaskał miarowo, w ramach drobnej pochwały a echo posłusznie rozniosło ten odgłos, który odbił się od nieistniejących ścian mnożąc go w nieskończoność.
"To się jeszcze okaże." Rozległ się szept ponownie, przychodząc z zupełnie innej strony. Wraz z agonią ostatniego karalucha, otchłań tuszu wcale nie przestawała podnosić swych wód, powoli sprawiając wrażenie całkiem głębokiego akwenu.
Tak na prawdę Touya wiedział o niej tyle, co nic. Celował w wyświechtane frazesy, niemalże uniwersalne i przyjemnie toksyczne. Takie w sam raz, by wzbudzić niepokój i wymusić na ofierze przynajmniej oszczędną spowiedź, dostarczającą informacji i podwalin pod kolejne manipulacje. Insekty też były przeżytkiem i oklepanym straszakiem - nie znajdowały zbyt wielu zwolenników, zwłaszcza wśród kobiet. A sądząc po narastającym obrzydzeniu i nieco usztywnionych ruchach dziewczyny, yureiowi udało się zasiać to ziarno niepokoju.
Ale teraz karaluchy nie były już problemem Carei bo jej sytuacja uległa drastycznej zmianie. Uwięziona w cieczy po pas, praktycznie pozostawiona sama sobie, nie miała nawet za bardzo dokąd się udać. Przynajmniej na razie.
Poza nieprzyjemnym wrażeniem nieco chłodnego, brudzącego skórę i odzienie atramentu, śniąca mogła odczuć jak coś w tej mętnej otchłani ociera się o nią a następnie owija wokół jednej z kostek. A potem kolejne podejrzane stworzenie i kolejne... Dał jej chwilę na oswojenie się z myślą, że nieznane paskudztwo grasuje w ciemnej wodzie. Wystarczająco długą na ewentualny atak paniki, zanim na granicy oświetlenia nie zamajaczył prześmiewczy, papierowy stateczek unoszący się na falach niczym ziemia obiecana. Sucha, bezpieczna kryjówka, zdolna pomieścić jej drobne ciało.

@Ejiri Carei
Touya Kiryuu
Ejiri Carei

Nie 18 Gru - 17:48
Senne realmy, zawsze karmiły się już zastałą rzeczywistością, czy jej wyszarpanymi od autora fragmentami. Nie zawsze sięgając po to, co było całkiem świadome i oczywiste. Ludzki umysł miał niezmierzone i niewykorzystane pokłady aktywności, gotowe do uruchomienia zawsze, gdy traciło się czysto logiczną granicę. To symbole przemawiały, ujawniając tajemnice, zalegające w najbardziej zakopanych zakamarkach jestestwa. Niekoniecznie żywe, przegniłe przeszłością, ale zbyt długo miażdżone, w końcu wypluwały nadpalone opary. Im głębiej się zanurzało, im intensywność mieniła się wzburzeniem, tym więcej scenerii rysował umysł, gdy autor tak nieumiejętnie oddawał mu senną władzę. Albo, gdy cudza wizja ją kształtuje.
To co postrzegała za własne, w ten intymny sposób, rozpoznawała Tak, jak potrafiła dostrzec cudze maźnięcia na rysowanym obrazie. Czasem wystarczyły szczegóły, drobiazgi, które szczypały uwagę, zmuszając do czujności. Czasem, nauczona doświadczeniem, czuła cudza obecność, która osiadała obok i wszędzie jednocześnie, zajmując nienależną mu przestrzeń. Być może kiedyś uznałaby to za gwałt na tym, co w duszy najbardziej osobiste. Czas przekształcił jednak postrzeganie na korzyść cudzej perspektywy i swoistej komunikacji po prostu. Tak, jak sama ze sobą próbował się dogadać, tak, cudza obecność, zdawała się w mniej lub bardziej pokrętny sposób, przekazać jej informację. Ostrzeżenie. I zapowiedź jednocześnie.
Czuła się jak na teście. Nie tym, który miał podpisać się egzaminacyjnym wynikiem, oceną z wpisanym do dziennika numerem. Chodziło o coś więcej, jak wciśnięty na umysł wariograf, który wskazać miał, która z serwowanych otchłani snu - mogła być prawdziwa. I co mówiło o niej. Możliwości - rozległe jak otaczający ją bezkres, cierpliwie jednak celujący w idee, ograniczając zasób pomysłów. Aż do źródła. I zanim to mogło nastąpić - musiała przynajmniej spróbować, zmienić tok wydarzeń. Wyrwać chociaż fragment twardego gruntu dla siebie. Tym, o czym mogła decydować - była ona sama. Prawdopodobnie.
Nie miała jeszcze podstaw, by chociaż przypuszczać, kim był jej gość. Częstotliwość rozmaitych snów i rysunkowej działalności była na tyle szeroka, że dopóki nie otrzymała wskazówki, nie mogła wskazać autora nowych, zmieniających się wraz z jej decyzjami, doświadczeń. Ale skoro ktoś mógł poddawać ją rozeznaniu, mogła sięgnąć po kroplę bezczelności. Zmieniać oczywistość prowadzenia, ostatecznie - na swoja korzyść. Jak bardzo był uparty potrafił być duch i czym, zasłużyła na odwiedziny? Odpowiedź, jeszcze niewidoczna, musiała czaić się w pobliżu. Tak jak właściciel głosu, który lakoniczną, chociaż cierpką rezerwą - odpowiadał.
Szum a potem echo braw, rozpraszały uwagę, wywołując bardziej płochliwą reakcję. Drgnęła, przysuwając do siebie znaczone ciemnością grafitu dłonie, by zaraz potem uwolnić z nich ciężar napięcia, układając wzdłuż tułowia. Spojrzała też w dół, unosząc bosą? stopę w coraz bardziej wilgotnej powierzchni. Granat mieszał się z czernią, gdy płytka początkowa kałuża z pokonanych wrogów, rysowała się coraz głębiej. Krok w tył tylko upewnił ją w położeniu, w którym powoli się znajdowała. Odetchnęła głębiej, szybciej też, gdy ponownie rozległo się echo męskiego głosu. Próba wypatrzenia jego źródła, była skazana na porażkę, ale - dopóki rozumiała naturę dziejących się rzeczy, dopóty miała szansę. Nie była tylko pewna, na co dokładnie - odkupienie? Ucieczkę? Zwycięstwo? Czy wiedzę o tym - czemu się tu znalazła - Co tu chcesz osiągnąć? - cel, był zawsze. Mniej lub bardziej ważki - ale był.
Przygryzła wargę, obserwując z uniesionym kącikiem warg, jak atramentowy poziom podnosi się niebezpiecznie. Wydawać by się mogło, że utoniecie mogłoby być niebezpieczne. W jej przypadku, w perspektywie zalania jej ciała, nie przerażała, a...groteskowo wręcz - koiła. Zbyt dobrze pamiętała, jak bardzo chciała, zanurzyć się w wodzie, by zmyć z siebie brud cudzego dotyku. Spędzała godziny w wannie, z płonną nadzieją, że kiedyś zetrze z siebie ból i obrzydzenie. Zatapiała głowę, patrząc jak bąbelki powietrze uchodzą z jej ust, lub zaciskając powieki, by to ciemność zalała jej umysł. Na drugą śmierć jednak nie była gotowa. To nie potwory, trącające jej łydki, napawały ją lękiem. Zawsze i zawsze, byli to ludzie. Nawet, jeśli miała pewność, że tak wiele z youkai i rozmaitych stworzeń, zapewniało bolesną śmierć.
Ciało, reagowało szybciej reakcją na poziom cieczy i ruch, który raz za razem, wywoływał dreszcze. Chłód wkradał się, gryzł, wyszarpując drżenie z sennego powłoki. Granat atramentu za to przeciekał wyżej, barwiąc sukienkę, malując skórę smugami nieregularnych żył. Unosiła więc palce wyżej, obserwując ściekające krople, jakby na przekór wizji, w jakiej chciał ją uwięzić duch. Podsuwał jej ratunek, to jedno światełko, którego uczepić się mogła, ale i - podążyć śladem, którym ją prowadził. Gdy na horyzoncie pojawił się bielący, samotny obiekt - złudna nadzieja - uśmiechnęła się smutno - tak mi nie pomożesz - zaczęła, w tym samym czasie, zanurzając się niżej, by atramentowe morze, sięgnęła szyi. Drżała coraz mocniej, przy jednoczesnej, wręcz zdradliwej uldze - ani nie zaszkodzisz - dodała, gdy opadła niżej, czekając, aż ciecz zabrudzi usta, po czym - niepotrzebnie - wzięła wdech, by zanurzyć się całkowicie. Tak, jak robiła to tyle raz z wodą. Cokolwiek było pod powierzchnią, witała z tą samą złudną nadzieją, jakby witała suchy grunt. Jesli miało przerazić, zbudzi się. Jeśli nie - musiał tutaj po nią sięgnąć kreator snu.

@Touya Kiryuu
Ejiri Carei
Touya Kiryuu

Pią 13 Sty - 23:48
To co z pozoru plasowało się jak stek niepasujących do siebie bzdur, przy bliższych oględzinach potrafiło się okazać cenną informacją, skrytą pod płaszczykiem alegorii, czy też mirażu. Jawa mieszająca się ze snem, niekiedy już na pograniczu wprowadzając śniącego w stan głębokiej konsternacji wywołanej ciągiem niepokojących obrazów, stopniowo kształtowała wizję w reżyserski majstersztyk, o jaki swój umysł człowiek by nie podejrzewał. Jednocześnie przebywanie w krainie mar wydawało się samotną podróżą, dopóki do śniącego nie dosiadał się nieznajomy.
Jedni orientowali się szybciej od innych. Zdarzało się, że Touya pozostawał niezauważony aż do samego krańca koszmaru, jednak Carei była bystra. Na pierwszy rzut oka, wiedziona już podobnymi doświadczeniami, zdawała się wykonać wstępne oględziny świadczące o obecności intruza. Być może była jedną ze śniących, którzy pieczołowicie przygotowywali sobie scenerie nocnych wędrówek, robiąc z tego drugi etat poza szarym żywotem jaki wiodła. Prawdopodobnie zasnęła już ze świadomością kontroli i jej brak wyostrzył jej czujność. Czemu się jednak nie wybudziła, mając taką możliwość?
Zwykło się mawiać, że ciekawość stanowi pierwszy stopień do piekła. Nie przeszkadzało jej to stanowić jednego z niezbędnych narzędzi każdego płodnego artysty, niemniej ważnym niż szukanie muzy. Najwyraźniej gust kobiety pozostawał w tej kwestii do życzenia, skoro postanowiła niejako zmarnować jeden z pergaminów na kogoś, kogo na tym świecie już jakiś czas nie było i nieszczególnie zasługiwał na pamięć, nawet jeśli sam uważał zupełnie inaczej. Przypadkowe spotkanie było dla niego wystarczającym argumentem, niemalże przyzwoleniem, by odpowiedzieć na natarczywe spojrzenie artystki w jedyny możliwy sobie sposób. Koszmarem. Wizją. Jak zwał tak zwał. Jeśli choć w minimalnym stopniu byłby w stanie obrzydzić jej pasję to było warto zjawić się w tej nocnej krainie.
Gdyby przyszło mu decydować z perspektywy rysowniczki, Kiryuu już dawno wyrwałby się z tej iluzji prawdziwego snu, nie skory zezwalać komukolwiek ingerować w swój własny los. Fakt, że podobnym zachowaniem przypłacił własny żywot niejako go drażnił, chociaż szanse na realne skrzywdzenie kobiety były na prawdę niewielkie. O ile bliskie zeru. Musiała być tego świadoma, skoro tak dzielnie z nim pogrywała, starając się a przynajmniej udawać obojętność wobec kolejnych, zastawianych przez yureia pułapek. Fakt, że próbowała go wciągnąć w polemikę odnośnie tej niezapowiedzianej wizyty wyłącznie go bawił. Czy na prawdę spodziewała się, że tak wprost jej odpowie i będą się mogli rozejść, każdy w swoją stronę? Że zniechęci go swoim opanowaniem i łagodnością?
To nie tak, że Touya zamierzał się trzymać jednego, wytyczonego scenariusza. Jeśli chodziło o gnębienie innych potrafił być elastyczny. Dostosować się do konkretnej osoby, iść tropem jej lęków i obaw, które chcąc nie chcąc prędzej czy później wychodziły na światło dzienne. Nie umykały mu też nigdy lekkie drżenia snu, trzęsącego się niejako w posadach, tuż przed wybudzeniem. Póki co takich nie zauważył, wyglądało więc na to, że czułe struny rysowniczki wciąż czekały, by zagrał na nich swoją indywidualną melodię.
Nie zamierzał jej utopić, ani nawet sprawiać takich pozorów. Sam nie pamiętał kiedy woda wdarła się do jego płuc, niwecząc łut szczęścia po upadku z wysokości. Jego ciało jak na gruchnięcie o stertę kamieni miało się lepiej niż nieźle, miał sporą szansę wyjść z zajścia bez szwanku a przynajmniej bez ciężkiego kalectwa. Jednak nieporadność, czy być może gniew jego niedoszłej ofiary sprawił, że przyszło mu skonać jak psu, w mokrym rowie.
Dlatego nieważne jak bardzo chciałby, żeby Carei odczuła ten palący ból w płucach zalewanych atramentem, czy też ucisk w klatce piersiowej nie pozwalający na choćby jedno życiodajne tchnienie, yurei nie był w stanie jej tego zobrazować bo zwyczajnie tego nie pamiętał. Kiryuu nie potrzebował jednak raczyć swojego gościa tak wyświechtanymi lękami jak pospolite tonięcie. Nie ograniczała ich fizyka czy inne prawa wszechświata, to też mógł się wykazać niezwykłą pomysłowością w ewentualnych torturach.
Kobieta zdawała się lewitować w ciemnej otchłani, nie widząc nic ponad swoje własne ciało, kiedy jej nogi stopniowo były oplatane czymś, czego fakturę ciężko było nazwać. Kiedy ucisk nasilił się, pętając obie kończyny do czegoś twardego i powoli okręcając ją aż do bioder, rysowniczka mogła się niejako zorientować, że ma do czynienia ze sznurem. Linką. I właśnie została przytwierdzona do jakiegoś pala.
Drąg zatoczył koło wraz ze śniącą, po czym wyszarpnął ją z otchłani tuszu, ukazując ten sam jałowy krajobraz, tyle że z czystą kartką nad którą Carei zawisła teraz głową w dół. Nie trwało to jednak długo, kiedy słup, który okazał się prowizorycznym pędzlem począł nakreślać znaki, wykorzystując jej przemoczone włosy. Wraz z ostatnim pociągnięciem pochyłej, ugiętej linii, sznur rozluźnił się, pozwalając ciału śniącej opaść na pergamin.
Z perspektywy w jakiej się znalazła nie dało się odczytać nakreślonego słowa, ale niewątpliwie był to pokaz kaligrafii. Czarna ciecz, którą kobieta wciąż była oblepiona, powoli wsiąkała w podłoże, przywracając jej skórę i odzienie do stanu wyjściowego. Leżała teraz na wielkim, czarnym kleksie, niczym owoc zbrodni zbroczony we własnej posoce. Papier zachrobotał po czym tuż przed nią pojawiła się poszarpana linia, świadcząca o naddarciu warstwy, na której się teraz znajdowała.
- Nigdy nie masz dość? - Padło pytanie wprost z postrzępionej szczeliny, która na moment zdawała się ugiąć niczym usta w szyderczym uśmiechu.

@Ejiri Carei
Touya Kiryuu

Ejiri Carei ubóstwia ten post.

Ejiri Carei

Pon 1 Maj - 17:11
Śniła odkąd pamiętała. Koszmary, zdarzały jej się równie często, co normalne, kreowane przez męczony dniem umysł. Z czasem nawet, to co początkowo zdawało się być przerażające, przekształcało się. Być może fakt, że większość obrazów, które spotkała, przelewała na papier, odzierało z początkowych emocji i napięcia, jakie  burzyło się pod skórą w pierwszym kontakcie. Możliwość zamknięcia w ramy malowanych kresek lęku, działało wręcz terapeutycznie. Co prawda wiedziała dopiero dziś, że nie każdy strach była w stanie oddać bielącym się plamom szkicownika, ale metoda pozostawała równie żywa, co przy pierwszych próbach. Malowała z pasją, wielokrotnie nazywaną fanatyczną. I gdy przychodziło poruszać się w ramach artystycznych pespektyw, bywała wręcz bezwstydna, zapominając o naturze nieśmiałości, przypisanej jej zachowaniom. To jednak rządziło się własnymi prawami, wciągając dziewczynę w meandry rozproszonych naleciałości społecznych, równie często mylonych z niekoniecznie faktycznym zainteresowaniem, pochopnie nazywanym flirtem.
Ciekawość, rzeczywiście potrafiła być stopniem do piekła. Im dalej się na nie wspinało, tym większe prawdopodobieństwo, że stanie się u niekoniecznie chcianych wrót - już bez odwrotu. Carei miała zapędy na podobne działa, znowu - jeśli chodziło o dziedzinę talentu. To, z czym się mierzyła, po co sięgała, nie zawsze było wystarczająco łaskawe, by chciano podzielić się wyrwaną iskrą prywatności. Nie zawsze była szansa zapytać, tak jak nie pytała rzeczywistości, czy mimetyzm jej malarskich działań był w ogóle pożądany. I tym razem, ktokolwiek zajrzał do jej snu - musiała w jakiś sposób pociągnąć ku sobie uwagę, zapewne, brzydko kradnąc tę, należącą do "intruza", który dobitnie, raz za razem podkreślał, że prowadzona, senna rozgrywka, powinna być zabawna, wyłącznie dla jednej ze stron. Nie była nią Eji. Przynajmniej w założeniu. Nie potrafiła jednak sobie przypomnieć, czy jakikolwiek z malowanych w ostatnim czasie, dostrzeżonych gdzieś yurei, zareagował wystarczająco żywo, na jej obecność, by wskazać mogła gwarantem winowajcę nocnych atrakcji.
Nie lubiła nie rozumieć. A ukryta tożsamość jej gościa, w jakiś sposób drażniła podświadomość. Miała pojęcie, że granica jej tolerancji mogła zostać łatwo przeciągnięta. Nie wszystko była w stanie znieść, nawet - jeśli działo się to we śnie. Dopóki jednak tonacja, nie zahaczała o te napięte struny lęku - ciągnęła wyprawę dalej, zanurzając się coraz dalej, nie tylko w samej kreacji sennych wizji, ale - i w umysł samego autora. Im bardziej był "zmuszony" tworzyć nowe scenerie, wymyślając sposoby na uprzykrzenie jej sennej egzystencji, tym więcej odsłaniał też siebie. Fragmenty, jak niewielkie puzzle, składane ułamanymi skrawkami, odbijały płaszczyznę rzeczywistości, która należała - do niego. Przynajmniej, sądząc po wszechobecnym głosie, który od czasu do czasu dodawał kilka kwestii w rozgrywanym, artystycznym teatrze.
Ciemność, chociaż płynna w swej konsystencji, zdawała się rozlewać kosmosem - bez dna i bez góry. bezkresne - przez kilka chwil, które - absurdalnie może - dało jej odczuć drobiny płynących z atramentem spokoju. Krótkotrwałym, bardzo złudnym, a jednak istniejącym gdzieś na granicy, której sięgnąć nie mogła. Opór plączący najpierw stopy, sięgający wyżej, wyrwał z piersi gwałtowniejsze szamotanie. Nie była jednak głosu, który wyrwałbyś się z rozchylonych warg. Sznur, ciasno przytwierdził ciało do twardości drewna, dając złudne wsparcie. Ciemność zafalowała, dając urwane wrażenie, że wiruje wraz z piórem, maczanym w pękatym kałamarzu, przez gotowego do pracy artystę.
Oddech wezbrał w osmolonych atramentem płucach - wraz z wynurzeniem, chociaż zrobiła to tylko z przyzwyczajenia. Perspektywa wywróciła się, tak jak i żołądek, który zacisnął się boleśnie. Włosy, jak wilgotne włosy pędzla zatoczyło kolejne zawijasy, wprawiając jej ciało w nieustające drżenie. Ciemność atramentu ściekała po wargach, zalewała oczy, ale czarność włosów układała się zadziwiająco zgrabnie, kreśląc na rozłożonym pergaminie niezidentyfikowaną - dla niej - treść. Wilgotne ślepia utkwiła w kaligraficznej rozpisce, ale nim zrozumiała zawartość, więzy puściły, a ona z urwanym jękiem, opadła na pergamin. Bez bólu. Wsparła się na dłoniach, wbijając kolana w miękkość papieru, który zdawał się łapczywie spijając z niej drobiny atramentu, wracając sukience biel, a skórze wychłodzoną bladość. Rozejrzała się, wbijając palce w przestrzeń obok, gdy naderwanie ugięło powierzchnię - A Ty? - pytanie wyrwało się, gdy spojrzała w dół, a rozłożone dłonie przesunęły się przez prowizoryczny uśmiech, zupełnie tak, jakby chciała zasłonić usta drwiącemu z niej chłopcu. Zdawał się prowadził własny monolog, głuchy na jej zaczepki, skupiony na czymś, czego wciąż nie rozumiała. I być może, o to mu właśnie chodziło - I kto ustala granice? - dodała, przechylając się tak, jakby w wygięciu, mogła jednak dostrzec coś więcej. Kogoś. I chociaż rozum podpowiadał ostrzegawczo, że pękniecie powierzchni mogło za chwilę znowu ją pochłonąć, trwała w pozycji nieruchomo.

@Touya Kiryuu


Kiryuu | Carei 074f39fd9f83bce775651fa5ead9bce4

Blood beneath the snow
Ejiri Carei

Touya Kiryuu ubóstwia ten post.

Touya Kiryuu

Nie 14 Maj - 19:53
Zaskakującym było, kiedy ciało niezależnie od sytuacji zawsze walczyło o przetrwanie swojego właściciela. Wierne jak pies, dzielnie znoszące wszelkie niedogodności, czy skłonności do autodestrukcji. Gotowe poskładać się w funkcjonującą całość i żyć dalej. Tymczasem umysł, nawet ten przenikliwy i pozornie zdrowy, potrafił być nie lada utrapieniem. Nie dbając o konwenanse i komfort psychiczny, wcielał się w rolę pierwszorzędnego prześladowcy, jako ponury, wewnętrzny krytyk dobijając gwoździe do trumny samopoczucia. A ulubioną porą na upiorne scenariusze i dialogi, które nigdy miały nie nadejść była noc. Ciemna, pusta i cicha. To wtedy budziły się prawdziwe upiory, bestie sabotażu.
Sposób w jaki ludzie próbowali oswajać lęki był zawsze kwestią indywidualną. Uwalnianie myśli od udręki przeżywania konkretnych sytuacji raz po raz, by w zmian obarczyć nimi papier wydawał się dobrym pomysłem... o ile odbywał się w zaciszu czterech ścian, bądź innym ustronnym miejscu, poza wścibskim wzrokiem ewentualnych gapiów, czy utrwalonych ołówkiem modeli, nie zapytanych o zgodę.
Kiryuu wiele by dał, by jeszcze zaznać tego niepokoju spowodowanego natłokiem czarnych myśli, objawiających się uciskiem w klatce piersiowej i nerwowym biciu serca. Ciężarem powiek, niewygodą łóżka i nieuchronnym, zbliżającym się dźwiękiem budzika, sprowadzającego człowieka do rzeczywistości. Wszystko było lepsze od jałowego niebytu, w którym okazjonalnie pojawiał się gniew i zgorzknienie, ledwie echo doczesnej egzystencji.
Kobieta musiała być przyzwyczajona do niedogodności. Pytanie, czy sama bywała dla siebie tak surowa i wzbogacała nocny spoczynek ponurymi wizjami, przyprawiającymi o drżenie niepokoju... czy też po prostu miewała natarczywych, źle wychowanych gości. Touya miał o sobie przesadnie wielkie mniemanie, ale nie trzeba było być geniuszem by wykalkulować, że karty w notatniku zaścielały portrety też mniej istotne osobistości. Najwyraźniej udało mu się wślizgnąć przed wszystkimi na stołek reżysera dzisiejszego koszmaru a Carei, cierpliwa czy też ciekawa, raczyła się wstrzymać z napisami końcowymi.
Nawet jeśli te obecne zostały wyrysowane jej własną fryzurą. Po kaligraficznym incydencie pozostał ledwie ogromny kleks i kilka kresek na pergaminowej powierzchni, może lekkie oszołomienie zmianą perspektywy u właścicielki snu. Bo chociaż yurei mącił i kreował, to nadal Eji miała decyzyjność, czy poddać się tej wizji i pozwolić się mamić ewolucjami krajobrazu. Zarejestrował te poruszenie, to zawahanie nad swoim losem, kiedy wraz z prowizorycznym pędzlem, ciało Carei zareagowało naturalnym dla człowieka napięciem. Skrępowana głową w dół, musiała odczuwać nie lada dyskomfort, który mimo wszystko nie naruszył konstrukcji snu, co było wręcz zaskakujące.
Rozdarcie poszerzyło się z charakterystycznym dla papieru chrobotem, umykając z pod dłoni kobiety. Teraz już nie przypominało uśmiechu, tylko poszarpaną linię, niemalże rozpadlinę. Ale tylko przez moment, bo tak jak papier przyjmie wszystko, tak i wszystko zniesie.
- To zależy. - Odparła wyrwa, tym samym, męskim i nieco ochrypłym głosem. Czuł jej rozdrażnienie spowodowane miałkim dialogiem, jaki jej serwował. Poniekąd o to mu chodziło. Żeby wyprowadzić śniącą z równowagi, odrzeć z tego płaszczyka spokoju, pozwolić jej na gniew czy też obrzydzenie, czające się gdzieś głębiej. Przecież nikt ich nie widzi, nie usłyszy, nie doniesie. Równie dobrze mogłaby go tu przekląć na wieki, zasztyletować, rozszarpać a potem wybudzić się z mirażu i trwać w tej satysfakcji aż do rana. Możliwe, że z kubkiem kawy i papierosem. On by tak zrobił.
Niedocenianie roztropności u innych ludzi było jednym z czynników, przez które znalazł się za kurtyną śmierci, ale rozległe ego zdawało się tego nie dopuszczać do świadomości. Mógłby ją tu teraz zostawić, pozwolić by tkwiła na jałowym padole przez resztę nocy, bądź ukształtowała go na swoją modłę i upodobanie. Jednak natarczywość z jaką rysowniczka próbowała nawiązać nić porozumienia drażniła go i mile łechtała jednocześnie. W swojej wątpliwej wspaniałomyślności postanowił się nieco ugiąć i uchylić rąbka tajemnicy.
- Wszystko jest kwestią perspektywy. To, czemu poświęcasz uwagę, rośnie w siłę. - Odezwał się ponownie, pozornie wyrwanym z kontekstu stwierdzeniem. Jednak zaraz po tym, papier tuż obok Carei zaczął rozdzierać się dalej, miąć i składać. Kleks atramentu pod nią poruszył się, począł kipieć w kałuży, przyjmując nieokreślony kształt.
- Podobno w każdym człowieku są dwa wilki... - Popłynęło z niebytu, tym samym głosem, którego pogłos odbijający się w nicości stopniowo lokował się w nowych tworach yureia. Pergamin, sponiewierany i ukształtowany na wzór niechlujnego origami, upodobnił się do wspomnianej kreatury, obok której stanęła nie mniej zniekształcona wersja z  inkaustowej cieczy. Obie bestie zjeżyły się, obnażając kły i świrując kobietę spojrzeniem.
- ... którego ty karmisz, Carei? - Zawtórowały oba stworzenia, niczym odbicie zwierciadła. Poruszenie tak personalnych kwestii jak nazwisko zostawił sobie na później, by dać śniącej złudne uczucie zażyłości ich znajomości. I odwrócić jej uwagę od anonimowego adoratora  z nad nieuczęszczanej kładki. Chociaż byłoby coś ekscytującego w fakcie, gdyby dziewczę pofatygowało się ze śledztwem i przyszło mu osobiście zrobić wyrzuty za moszczenie się w jej umyśle. I to w tak nieprzyjemny sposób. Niemalże zdradził swą obecność, kiedy jeden z wilków poruszył się nieadekwatnie do drugiego. Atrament zafalował, papier zamarł nieporuszony, czekając na odpowiedź.

@Ejiri Carei
Touya Kiryuu

Ejiri Carei ubóstwia ten post.

Ejiri Carei

Pon 14 Sie - 1:02
Nie znała umiaru, gdy chodziło o malowanie. Początkowo młodzieńcza fascynacja, przez kolejne wydarzenia przerodziły się w coś na kształt obsesji. Nie zatrzymywała się, gdy chodziło o źródło piękna, które wciągało, Czy było nim pulsujące emocją życie, ale nie raz zgubnie zatrzymując ze szkicownikiem przed istotami, które pozostawiły ciała zagrzebane gdzieś zapomnieniem, chwytając ledwie zniekształcony cień wystrugany kosą Śmierci. Kształty, jak zazdrosne pamiątki rzuconej nieopacznie klątwy. Gdy tylko Carei chwytała ołówki, odbijając na tafli szkicownika lustro obcego lica - wielokrotnie pociągała i uwagę. Nie tylko zamkniętą w przestrzeni malarskiej, uwiecznionych obrazów. Zaglądali do snów. Wdzierali się z pytaniami, groźbą i prośbą. Czasem, chociaż rzadko, tylko po to by porozmawiać, zupełnie, jakby kontakt snu mógł zastąpić ten ludzki, materialny. I Carei chciałaby powiedzieć, że nie zwracała uwagi na konsekwencje, coraz częściej witając obecności inne niż własne kreacje umysłu. Wyobraźnia, niby dziedzina tajemnej mocy, we śnie urastała do potęgi, której artystka nie zawsze była w pełni świadoma. Tym samym podsuwając stery kreacji w dłonie zaglądającego ku niej yurei. Przynajmniej wtedy, gdy nie otaczały jej koszmary.
Ciężar koszmarów, stracił na mocy, która nawiedzała ja przez kilka lat, po wydarzeniach, które przełamały dla niej barierę śmierci. Być może nieświadomie oddawała dziś to, co otrzymała na początku, gdy z przerażeniem stawała w obliczu nieznanego świata. A skoro on zaglądał do niej, dlaczego nie mogła robić tego samego? Przekora, naiwność, czy ciekawość nią kierowała- nie pamiętała. Za każdym zresztą razem, potrafiła odpowiadać inaczej, gdy już zdarzyło się, że natarczywie domagano się od niej uzasadnienia. W płaszczyźnie zalanego atramentem świata, było odwrotnie. Artystka potrzebowała sięgnąć po prawdę, która tu - umykała jej za każdym razem, gdy zmieniała się perspektywa, jedyna stałą, powoli stawał się niski, obleczony chrypą, męski głos. Dawkowany, jak spragnionemu, kapiąca słono woda. Byłą cierpliwa, a mimo to, rozdrażnienie plamiło skórę, jak wcześniej granat atramentu, w którym tonęła.
Biel sukienki, pozostawała nienaruszona. Nie była pewna, dlaczego ten drobny mankament zwrócił jej uwagę. Niezależnie od okoliczności, od tego, gdzie trafia i co malowało się wokół - jej stan pozostawał nienaruszony. Zmianom ulegała rzeczywistość. Sen.
Zwodził ten, który szczerzył się szyderstwem rozdartego pergaminu. Oparta kolanami o szorstkość papieru, wciąż wpatrywała się w ciemność uśmiechu, chwytając otaczające ją słowa i znowu, sięgając zwodna tutaj pamięcią do rzeczywistości dnia i rysunków, które rozlewały się profilem nowych twarzy. Który z nich... który malowała piórem, nie złamanym ołówkiem? Oddech świsnął głębiej, gdy wiodła czarnymi ślepiami po nierówności rozdarcia ust.
To zależy
To prawda.
Wsparła rozcapierzone dłonie na podłodze, by unieść się najpierw na kolana, potem, podnieść się do pionu - W takim razie za dużo poświęcasz mi uwagi - przechyliła głowę, zbierając na ramię wciąż wilgotne, chociaż całkowicie czyste, pozbawione lepkiego płynu włosy, które tak niedawno służyły za kaligraficzny pędzel. Przecież, nie potrzebowała barw, by stworzyć obraz. W skupieniu obserwowała więc nową kreację, co walczyła splotem z szelestem składanych kartek i wrzeniem czarnej kałuży. Intuicyjnie cofnęła się, stawiając jeden krok, gdy z bezkształtności powstały dwie wilcze sylwetki. Nachyliła się, opierając o udo, zwiniętą ciasno dłoń - Ciiiii - na języku zawieruszyło się uciszenie, gdy wskazujący paliczek powędrował do warg, w geście, który potwierdzał szept - Podobno tu nie działa - wyprostowała się, nie zważając na bulgotliwy warkot stworzeń - I skoro nikt nie ustala granic, ja też nie będę ujmować odpowiedzi w twoich - miała przed sobą twory, które na co dzień znała, panowała nad nimi, służyły jej, a ona karmiła je natchnieniem, spajając w jedno - Poniosą mnie - uniosła brodę wyżej, odwracając na moment wzrok za siebie, lokując źrenice w wyrwie - Znajdę cię - dodała, po czym zerwała się do biegu, by pokonać dzielącą ją od wilków odległość i finalnie, wdrapać się na grzbiet pierwszego, kapiącego atramentem, płynnego, jak krew. Pochyliła się, a alce, jak szpony, wczepiła w kark zwierzęcia, nie podejrzewając, by teraz - mógł się jej sprzeciwić. Z szeptem, które poruszyło atramentowe ucho, stworzenie urosło, by spiąć się i wielkim susem, runąć w stronę powiększającego się rozdarcia. I głos, który do tej pory wciąż nie ujawnił swojej tożsamości.
Drugi wilk, ruszył tuż za nią.

@Touya Kiryuu


Kiryuu | Carei 074f39fd9f83bce775651fa5ead9bce4

Blood beneath the snow
Ejiri Carei
Sponsored content
maj 2038 roku