Tell me, do you demons bleed? [Kyou & Yosuke]
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Nakashima Yosuke

Sro 7 Gru - 0:06
31.10.2036r.
Kontynuacja

 Widział go gdzieś na ulicy w Sāwie, kiedy w weekend odwiedzał rodziców? Mieścina była mała, a raczej zapamiętałby go, gdyby był nowym mieszkańcem. Chyba, że było to dawno i już wypadł mu z głowy. W końcu raczej nie starał się trzymać wspomnień o wszystkich sąsiadach, aktualnie raczej skupiając się na zmianach we własnym otoczeniu. Jakiś turysta, który zaczepił go z pytaniem o drogę? Nie… Coś jakby bardziej kojarzył go ze zdjęcia niż rzeczywistości. Zwłaszcza, że jego głos kompletnie nic mu nie mówił.
 Już miał powtórzyć swoje pytanie, może nawet tym razem nie urywając go tak w połowie, bo to też mogło wpłynąć na potencjalne zrozumienie zagadnienia, które poruszał. Zresztą, bal trwał, ludzie byli już w różnym stanie lotności i płynności, może właśnie trafił na takiego odrobinę zwichrowanego jegomościa, do którego rzeczywistość docierała już z opóźnieniem. Nie mógł za wiele wymagać od gości dzisiejszego wieczora i fakt, że sam jeszcze był całkowicie trzeźwy, raczej w komunikacji z pozostałymi nie pomagał. A może jednak?
 Znał jego nazwisko. Wiedział, że ma rodzeństwo.
 Zmrużył lekko oczy, próbując wyłowić ten konkretny wizerunek spomiędzy morza innych. Wszystkie w odcieniach szarości. Znajomy rodziców? Rodziny ogólnie? Na wstępie musiał odsiać wszystkie te twarze, które widywał w Tsunami, wcześniej w policji, może nawet wrócić do odległych czasów sprzed wyjazdu na studia. Słuchał jego głosu, zdań wypowiadanych dość pewnie, dopóki mężczyzna nie ucichł. A co, jeśli to był ktoś, kogo nie pamiętał zupełnie w ten sam sposób, w jaki zniknął mu cały miesiąc życia? Może takich dziur w pamięci było więcej? Potrzebował odpowiedzi, a teraz tylko pchało się na niego więcej pytań. Co to za przerwa w wypowiedzi, czy miała jakiś związek z jego przeszłością? Czy…
Dziesięć lat temu.
 Jestem podobny.

 Znał jego nazwisko i wiedział, że ma rodzeństwo. Młodsze, które uczyło się całkiem nieźle.
 W milczeniu wykonał ruch, który pozornie mógł być tylko poprawieniem rękawiczek, których materiał zsunął się z jego palców. Nie miał przy sobie broni – niedobrze. Nigdy nie radził sobie za dobrze z radzeniem sobie bez niej, a przed nos wyskoczyło mu chyba całe zło tego świata, którego tak łatwo byłoby się teraz pozbyć. A nie miał przy sobie nawet szczypty soli, choćby takiej zwykłej, żeby mu sypnąć po oczach w ramach ostrzeżenia. Śledzenie go też nie wchodziło w grę, bo prędzej czy później by mu się na pewno wywinął i gdzieś zniknął. Duchy były cwane.
 – Morderstwa tak rzadko zdarzają się w Sāwie – oznajmił wreszcie, opuszczając nieco wzrok. Sprawa przykra i straszna, przede wszystkim. Wiedzieć, że coś takiego zadziało się w rodzinnej mieścinie, gdzie wciąż miało się bliskich, o których martwił się wtedy przez dłuższy czas i nawet proponował wszystkim przyjazd do Fukkatsu, do momentu rozwiązania sprawy. – Ale przez to potrafią utknąć gdzieś w pamięci. Zwłaszcza, kiedy widziało się zdjęcia zbyt drastyczne, żeby dotarły do mediów.
 Czy te spojrzenie w bok było zupełnym przypadkiem albo próbą wyrzucenia pojawiających się obrazów masakry? Nie, to tylko szybkie zweryfikowanie czy ktoś akurat się nie zbliża i nie patrzy. Nakashimie wydawało się, że już nic nie jest w stanie go obrzydzić, ale jego wada wzroku momentami stawała się zaletą. Nie mógł odróżnić kałuży krwi od rozlanej szklanki soku, ciężko było czuć przerażenie, kiedy kreski na czyimś ciele nie były rażąco czerwone, a po prostu szare jak wszystko inne. To była jedna z przyczyn, dla których nie został detektywem, ale nie potrzebował wybitnej zdolności dedukcji, żeby wyłapać niepasujące elementy układanki.
 – Pewnie ciężko jest żyć z takim podobieństwem do zmarłego. – Zbliżył się nagle, żeby złapać go za fraki i niezbyt delikatnie skierować jego plecy na spotkanie z zimnym murem. Zaraz jeszcze przycisnął go przedramieniem na wysokości jego obojczyków, spoglądając z góry upiornie lodowatymi oczami. – A może bardziej nie żyć, panie… Nakamura, prawda? – Warknięcie, które z siebie wydał, raczej nie należało do przyjemnych. Na twarzy jednak zachowywał maskę spokoju, tak dziwną w połączeniu do nieprzyjemnego tonu.
 – Jak na kogoś jedynie podobnego, ma pan o mnie wyjątkowo dużo informacji… – Cichy syk, zmrużenie oczu. Dziesięć lat wstecz. Zamordowany nauczyciel i kobieta, która trafiła do szpitala. Dopiero zaczynał pracę, więc musiał porządnie się postarać, żeby dobrnąć do materiałów z miejsca zbrodni. I teraz dopiero docierało do niego, skąd zna tę twarz. Obraz uchwycony przez aparat, fotografie dość szczegółowo oddające okrucieństwo napastnika. Jego rodzeństwo dołączające do żałoby. Idziemy na pogrzeb razem z klasą. A on wtedy nie mógł ich wesprzeć, zakopany tak w pracy, jak i nauce. Tymczasem, jak gdyby nigdy nic, ich ukochany belfer chodził sobie po terenie rezydencji, bawił się na balu niczym całkiem żywy. Nie z nim takie numery. Nie mógł dać się zwieść ich diabelskim sztuczkom.
Nakashima Yosuke
Nakamura Kyou

Pią 9 Gru - 6:12
Nie potrafił kłamać - rzadko mu to wychodziło, rzadko w ogóle uciekał się do podobnych, często uznawanych za brudne, sztuczek. Nie czuł potrzeby? To też nie tak - potrafił kłamkolić czasem, ile razy tego nie robił jako dzieciak, choć dużo łatwiej było powiedzieć niegroźne kłamstwo komuś, kto nie miał żadnych podejrzeń. A tutaj spalił się już na wstępie.
Jak mógł być tak nieuważny? Zapomniał się, pierwszy raz od dziesięciu lat posiadał ciało i zupełnie zapomniał o tym jak w ogóle powinien się zachowywać...
- Tak... niestety. Chociaż to chyba przytyk dorosłych, pamiętanie o takich sprawach? Może uczniowie nie pamiętają, nie tak dobrze przynajmniej... - powiedział, chociaż nigdy nad samym faktem zdjęć się nie zastanawiał. Nie poświęcił zbyt wiele myśli temu jak wyglądało samo miejsce zbrodni. Był pewny, że ten niezbyt przyjemny zaszczyt odebrania jego rzeczy przypadł rodzicom... a może kuzynostwu? Jego siostra wtedy wciąż była w szpitalu, a on nawet nie był świadomy, że nie żył. A może był? Może nawet... nie myślał? Nie wiedział? Ten stan było tak trudno określić. Byłby idiotą, gdyby nie zauważył, że coś nie było wtedy w porządku, jednocześnie nie będąc w stanie określić... jak się wtedy czuł? Jakby nic nie istniało? Jakby musiał robić tylko jedną rzecz...
Chyba realizacja, kiedy pierwszy raz zobaczył swój grób, była cięższa niż trwanie w niewiedzy, bez takiej szczerej realizacji.
- Nie mieszkam tutaj w samej wiosce, w mieście raczej nikt nie przykuwa... - nie dokończył, po chwili jakby intuicyjnie, czując tylko dłonie na swoim ubraniu, uniósł te własne w poddańczym geście. Uśmiechnął się w zakłopotaniu, czując aż za dobrze kamienny mur. Od schodów? Od wzniesienia? Nie był nawet do końca pewny, czując jak serce podskakuje mu do gardła. Nie, nie bał się że ten mężczyzna zrobi mu krzywdę, ale jednocześnie... skąd miał mieć pewność, że nie zrobi? Skąd miał mieć pewność, że...
To nie tak, że nie ryzykował niczym. Nie chciał przecież...
- Sporo tutaj młodych, studentów, nie? Też wciąż licealistów - rzucił zaraz nerwowo, chociaż wątpił, żeby jego słowa były w stanie w jakikolwiek sposób dotrzeć do mężczyzny. Nie były? A może... nie był pewny...
Mógł grać głupa, ale czy nie było na to za późno? Mógł próbować dalej kłamać, może dalej...
- Hej, hej, hej... to... nie trzeba od razu tak blisko, nie? Nikt nie chce rozlewu krwi tutaj... prawda? Jeśli jestem podobny... może niektórzy pamiętają? Trudno byłoby to wyjaśnić... ktoś by jeszcze sprawę odkopał, otworzył na nowo i w końcu skazał kogoś... - rzucił nerwowo, wiedząc przecież doskonale, że mężczyzna odpowiedzialny nigdy nie poniósł kary. Ale to nie znaczyło, że chciał teraz agresji - wolał pilnować, czuwać czy jego rodzina; czy jego siostra była bezpieczna. Nie musiał się bardziej mieszać, przynajmniej na razie. Może powinien zdobyć kontrakt? Ale było mu tak trudno się przemóc do tego, żeby...
- To naprawdę tylko podobieństwo. Martwi nie chodzą, prawda? - rzucił z nerwowym śmiechem. Dłonią powoli wskazał na rękę mężczyzny. - Możemy to zabrać... prawda? Nie ma potrzeby tak... no jeszcze ktoś zobaczy, wyprosi ochrona... - kontynuował, nie mając nawet odwagi spróbować się siłować. Był belfrem, nie siłaczem - nigdy nie potrafił wstawiać się we własnej obronie. Może dlatego i teraz szło mu to tak mozolnie i nieporadnie?

@Nakashima Yosuke


Tell me, do you demons bleed? [Kyou & Yosuke] VSPSQK5
Nakamura Kyou
maj 2038 roku