Aby się tu dostać trzeba wiedzieć w którym momencie zatopić się w boczną, mało zachęcająca uliczkę i przeć przed siebie dopóki nie znajdzie się żeliwnego, nieoświetlonego szyldu kufla kołyszącego się ponuro na łańcuchach. Potem należy zejść stromymi schodami do piwnicy i pchnąć ciężkie, skrzypiące drzwi, by znaleźć się w zaskakująco przytulnym, gwarnym wnętrzu. Pierwsze co rzuca się w oczy to wielki telewizor przy barze na którym transmitowane są akurat w danej chwili popularne rozgrywki. Przy barze można znaleźć głównie piwo i to właśnie ich jest największy wybór - od typowych sikaczy po krafty warte średni, dzienny zarobek. Jeżeli ktoś chce się najeść to niestety tu znajdzie tylko słone zakąski do alkoholu i frytki. Z głośników leci muzyka w stylu R&B oraz Rock and Roll - przy wejściu stoi staromodna szafa grająca, przy pomocy której można testować cierpliwość reszty klienteli. Pomieszczenie jest dość przestronne i mieści trzy stoły do gry w bilarda i dwie tablice do gry w rzutki.
Drewniane podłogi są już nieco wydeptane, blaty stołów porysowane, a tapicerki gdzieniegdzie poplamione, lecz sama miejscówka zdaje się na tym nie tracić. Choć nie powinno się palić wewnątrz to jednak nikt nie zwraca nikomu na to uwagi.
Co jakiś czas zdarzają się w tym miejscu awanturnicy. Zwłaszcza w szczytach "sezonów", kiedy to najbardziej zapaleni kibice potrafią stracić nerwy, lecz poza tym jest to miejsce względnie spokojne.
@Mae Haneul
Mae Haneul ubóstwia ten post.
późny wieczór, około 22 godziny
Mimo braku otulającej figurę sukienki wcale nie czuła się gorzej. Stawiając na spodnie i odpowiedni bodysuit podkreślone dodatkowo buntowniczym paskiem wiedziała, że nawet bez seksownej kiecki wyglądała jak milion dolarów; uświadczała ją w tym nie tylko pewność siebie delikatnie podrasowana szklanką whisky przed wyjściem, ale też spojrzenia, które wiodły za kołyszącymi się biodrami, gdy akurat przechodziła chodnikiem. Mając pełną świadomość zarówno mężczyzn jak i kobiet, którzy odprowadzali ją wzrokiem z własnych powodów wsunęła dłoń pod spoczywające na ramieniu pasma długich, kręconych włosów, odrzucając je w moment później w tył; przez moment wirowały w powietrzu jak świeżo ryzbryzgana krew – wciąż ciepła, miejscami jasna i jadowita, miejscami tak skupiona, że niemal bordowa. Umysłu Black nie zaprzątały pytania, czy patrzyli na nią z nienawiścią kierowani historiami o wiedźmie z Kinigami, czy podziwiali zagraniczną urodę, liczyło sie jedynie to, by wyjść, by zapomnieć o wszystkim, co trawiło zmęczony umysł od ostatnich kilku miesięcy.
Przekraczają próg klubu w nozdrza uderzyła nie tylko woń raźnie rozlewanego alkoholu, ale i – ku jej uciesze – palonego tytoniu. A więc nie musiała wychodzić na zewnątrz tylko po to, by odpalić ulubione papierosy. Co prawda od wszystkich tych palaczy momentami we wnętrzu robiło się siwo, ale otwarte na oścież okna skutecznie wypuszczały szare kłęby, zapewniając świeże powietrze do oddychania.
Zgarniając z jednego z pustych stolików popielniczkę powędrowała do nieco bardziej oddalonego miejsca, gdzieś na uboczu, gdzie zamiast wysokich barowych krzeseł ustawiono wygodną kanapę. Tam też usiadła, nie pozwalając żadnym dreszczom poruszyć odsłoniętymi ramionami – nie podejrzewała, że wieczór okaże sie chłodniejszy niż zwykle. Postanowiła się jednak tym nie przejmować, zamiast tego zajmując umysł przyniesioną przed sekunda kartą dań i drinków.
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Kyōki Yul ubóstwia ten post.
Dość nieprzyjemna i dusząca woń tytoniu unosiła się w powietrzu podziemnego baru w postaci białych serpent papierosowego dymu. Choć Bazuru nie było oczywistym wyborem na imprezowanie, tak idealnie wpisywało się w koncepcję retro, której nagle zapragnęli jego znajomi. Nie miał nic przeciwko; był tu zresztą po raz pierwszy, więc zawsze było ciekawie doświadczyć czegoś nowego… prawda? Otóż - nie do końca. Miejsce powodowało w nim jakiś niepokój, którego nie umiał do końca wytłumaczyć nawet przed sobą, szczególnie że do tej pory nie wydarzyło się nic odbiegającego od normy, a przecież przebywał tu już którąś z kolei godzinę: ludzie stawali się z czasem coraz bardziej pijani; ze ścisłego tłumu, pomiędzy którym chodziło się z trudnością, powoli odpadali ci z najsłabszą głową; przestawało mieć powoli znaczenie, czy piwo, które się pije, jest w ogóle dobre - po prostu ważne, by się lało.
A mieli tutaj całkiem dobre piwo, jeśli nie musiałeś brać absolutnie najtańszego. Gdyby Sanari był tu sam, nie marnowałby swoich pieniędzy na coś takiego. Tymczasem impreza była pomysłem jednego z bardziej dzianych kolegów, więc mógł beztrosko marnować jego pieniądze, jako że co jakiś czas stawiał wszystkim osobom z ich grupy, czego zapewne będzie żałować, gdy całkowicie wyzdrowieje następnego dnia i zobaczy, ile wyparowało z jego konta bankowego. Obecnie jednak chłopak znajdował się wśród tłumu, który „tańczył”, to znaczy kiwał się w miarę rytmicznie w absolutnym ścisku w środkowej partii baru, z miną świadczącą o całkowitym zapomnieniu o realnym świecie (zapitą w cholerę).
Sanari wziął łyka ze swojej w połowie pustej szklanki, smakując bananowo-goździkowy aromat weizena. Jeszcze rozróżniał, co pije, mimo że czuł się już całkiem solidnie pijany. Choć w głowie mu się nie kręciło, tak język rozwiązał mu się konkretnie, a poprzednia paranoja związana z wyimaginowanym zagrożeniem stępiała wyraźnie. Przystawił chłodne szkło do rozgrzanej szyi, obserwując z zadowolonym uśmiechem, jak znajomy, Ayumu, nie trafia bili, którą sobie wybrał, a nawet zbija bilę Saniego, nie tylko powodując, że nastąpi zaraz kolej blondyna, a dodatkowo przyspieszając jeszcze jego zwycięstwo.
- Ależ dziękuję, nie musiałeś - powiedział, każde słowo ozdabiając porządną dawką sarkazmu. Dopił piwo i z gracją odłożył szklankę, uśmiechając się jeszcze szerzej na kwaśną minę swojego przeciwnika, który wkrótce poszedł w jego ślady i wyzerował swój trunek. Sanari cmoknął z dezaprobatą. - To ci nie pomoże z wygraną, wiesz? - dodał, pochyliwszy się nad stołem bilardowym z przygotowanym kijem. Rozległo się ciche, ledwie słyszalne w barowym huku stuknięcie i wkrótce czerwona bila, w którą celował, wpadła do łuzy.
- I tak już przegrałem - odpowiedział mu Ayumu, wzruszając ramionami. - I to nie pierwszy raz. Z grzeczności byś chociaż raz przegrał.
- A gdzie w tym zabawa, specjalnie przegrywać? - odparł, kręcąc lekko głową. Widział jednak, że chłopak traci zainteresowanie, więc zwinnie i szybko trafił dwie ostatnie bile, tym samym przypieczętowując swój sukces. Był także na tyle zaaferowany rozgrywką, że wcale nie zauważył, że ktoś ich obserwuje od pewnego czasu. Dopiero gdy się wyprostował i ktoś położył mu dłoń na ramieniu, Sanari dostrzegł za sobą nieznajomego mężczyznę.
- Zagraj ze mną, hm? - spytał od razu, a na jego twarzy zaczynał rozkwitać złośliwy uśmiech. Taki ton przekazu od razu zirytował Sanariego - po co w ogóle go zaczepiał? Znał Sanariego, a on może o nim zapomniał? Wątpił w to jednak; mężczyzna wydawał się starszy o parę dobrych lat i jego aura przywodziła na myśl poprzednie niespokojne myśli, tyle że… niewystarczająco dobitnie na tyle, by Yakushimaru posłuchał się rozsądku. Alkohol skutecznie dodał mu brawury, której i tak zawsze miał dużo w rękawie. Uniósł lekko brodę, taksując spojrzeniem podejrzanego typa, podczas gdy Ayumu szarpał go za koszulkę.
- Sani, nie chcesz tego robić, serio - szepnął mu na ucho. - Wydaje mi się, że to gang. Albo ktoś z nimi powiązany. Nie wiem, ale…
- No daj spokój, to tylko bilard - odpowiedział, odpychając lekko kolegę, który widocznie stawał się coraz bardziej zaniepokojony.
- Lepiej w ogóle nie mieć z nimi do czynienia. Sanari. - Westchnął, gdy blondyn zdawał się go w ogóle już nie słuchać. Ścisnął palcami grzbiet nosa we frustracji. Co trzeba mu przyznać, nie zostawił Saniego zupełnie samego. Przynajmniej na razie. - Chociaż daj mu wygrać. Rozumiesz?
- Mhmmm. - Zbył go machnięciem ręki. Alkohol buzował w jego żyłach, gdy z szerokim uśmiechem i zamaszystym ruchem ręki wskazał stół nieznajomemu. - Możesz zacząć!
Shogo Tomomi, Yakushimaru Seiya and Naiya Kō szaleją za tym postem.
— Hej, czy to nie twój brat? — jeden z siedzących przy stole znajomych, wycelował palcem w stronę stołów bilardowych. Do kwestii bycia przez nich rodzeństwem podszedł dość niepewnie, jakby bazował wyłącznie na zbieżności nazwisk zasłyszanych na uczelni. Juno ściągnął brwi, jeszcze zanim Seiya zdążył udzielić mu odpowiedzi i z jasnowłosego przesunął wzrok na zagadującego go mężczyznę. — Co on robi z tym typem?
I to tyle, jeśli chodziło o „dobrze zapowiadający się wieczór”.
Yakushimaru wyraźnie spochmurniał już od chwili, w której usłyszał, że na sali może znajdować się którykolwiek z jego braci. Zatrzymał się ze szklanką whisky uniesioną na wysokość ust, gdy z ukosa zerkał we wskazanym kierunku. Mięśnie jego twarzy spięły się nieznacznie, nawet jeśli do ostatniej chwili nie mógł potwierdzić tej teorii. Była to zresztą kwestia sekund, nim zorientował się, że o pomyłce nie było mowy. Światło zawieszone nad stołem bilardowym przypominało reflektor wycelowany w aktorów na scenie – nawet znajdując się na drugim końcu lokalu, był w stanie rozpoznać Sanariego. Całe miasto nagle wydało się czarnowłosemu wyjątkowo małe, bo już od jakiegoś czasu – dziwnym zrządzeniem losu – miał okazję wpadać na młodszego Yakushimaru. Może z unikaniem radziłby sobie lepiej, gdyby zastosował metodę odwróconej psychologii i nagle zaczął szukać okazji do spotkania z rodzeństwem, ale z tym temperamentem działał szybciej niż myślał, więc nie panował nad naturalnymi odruchami. Gdy widział coś, co mu się nie podobało, jego twarz z automatu oznajmiała całemu światu, jaki ma do tego stosunek. Teraz też ściągnął brwi, co sprawiło, że Juno zaśmiał się głupkowato i od razu postanowił podjąć próbę zbycia tego tematu machnięciem ręki.
— Co masz kurwa na myśli, mówiąc „z tym typem”? — podjął, brakiem zaprzeczenia tylko potwierdzając teorię, że blondyn był jego bratem. Na szczęście jego towarzystwo było już nieco podpite i zadane pytanie skutecznie odwróciło uwagę od tej kwestii. Seiya z kolei wpatrywał się teraz w mężczyznę i lekko zmrużył przy tym powieki, jakby dzięki temu miał prześwietlić na wylot tego frajera. Na pierwszy rzut oka był tym typem osoby, której chętnie ścierało pięścią się złośliwy uśmiech z gęby.
Siedząca obok niego ciemnowłosa pochyliła się nad blatem, ocierając się przy tym o jego ramię. Dopiero wychyliwszy się nieznacznie, miała okazję też przyjrzeć się widowisku, które przynajmniej na kolejną minutę miało być tematem ich rozmowy przy stole.
— A, on. Juno pewnie znów popłynął ze swoimi teoriami spiskowymi i urządza polowanie na miejscową mafię — rzuciła, cmokając pod nosem ze słyszalnym zatroskaniem i obrzuciła chłopaka złośliwym spojrzeniem.
— Znowu zamierzasz się przypierdalać? Słuchaj — zwrócił się do Seiyi, bo to przecież z nim rozmawiał — koleś i jego kumple nie mają najlepszej reputacji. Nie żebyś ty był święty, Yakushimaru, ale to bardziej – czknął, przysłaniając usta wierzchem dłoni. – Ten no… zorganizowane? Mój znajomy widział kiedyś, jak przyjebali się do kogoś na imprezie. Nie odpuszczają, gdy już im podpadniesz.
— Mówiłam.
Czarnowłosy starał się nie zwracać uwagi na ich przekomarzanie się. Po części zgadzał się z tym, że Juno mógł naciągać fakty i koloryzować historie – zwłaszcza po alkoholu – ale z drugiej strony, mężczyzna faktycznie wyglądał na prowokacyjnego chuja, który szukał sobie dodatkowej rozrywki. Yakushimaru pokręcił głową na boki, wreszcie odwracając wzrok od Sanariego i jego nowego kolegi. Upił gorzki łyk alkoholu, z powątpiewaniem przyglądając się siedzącemu naprzeciwko chłopakowi.
— Widocznie teraz ten pedał chce sobie kurwa tylko pomachać kijem. Zamiast pierdolić, pij. Nie zapomniałem o zakładzie i zaraz zostaniesz w kurwę daleko w tyle — polecił i kiwnął podbródkiem w stronę jego szklanki. Chwilę później pozostali kompletnie stracili zainteresowanie tym, co działo się przy stole bilardowym. Prawie. Pomimo lekceważącego komentarza, Yakushimaru co jakiś czas zerkał w tamtą stronę znad szklanki i wkurwiał się na samego siebie, bo cokolwiek się tam działo, nie było jego sprawą. Zresztą na pierwszy rzut oka nic nie wskazywało na to, by Sanari wpakował się w jakieś gówno. A nawet jeśli – był już dużym chłopcem i sam powinien się z niego wygrzebać.
Coś jednak sprawiało, że mimowolnie próbował kontrolować sytuację. Uwierająca go wewnątrz niewygoda, przez którą nie mógł się rozluźnić, nawet wlewając w siebie kolejne łyki alkoholu. Przez to przeczucie – bo niczym innym nie dało się tego nazwać – tylko po części uczestniczył w umówionym wcześniej spotkaniu. Normalnie przywiązywałby większą wagę do ręki dziewczyny, która sugestywnie zaciskała się na jego kolanie, i nawet popłynąłby ku perspektywie przyjemnie spędzonej nocy, ale obecność brata kompletnie rozjebała mu cały nastrój.
Że też nie wybrał sobie innego miejsca.
Warui Shin'ya and Yakushimaru Sanari szaleją za tym postem.
W wyniku długiej stagnacji jednego z graczy wątek zostaje odgórnie zakończony, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry, zapraszamy do rozegrania dalszej akcji w retrospekcjach.