Strona 2 z 2 • 1, 2
First topic message reminder :
Sypialnia
Po wejściu, pierwszym i najbardziej intensywnym wrażeniem jest ulotna woń wiśni i bzu. Te zdają się być niemal nieodłączną częścią właścicielki, przesiąkają cały kompleks. Sypialnia, jak pozostałe pomieszczenia, urządzona w stylu japońskim, z charakterystycznym, bo tradycyjnym miejscem na futon, niewielkim stolikiem i krzesłem, lampką, przestrzenią, w której zazwyczaj wirują kartki z rysunkami i ołówkami, czy parująca herbatą. Kwiaty - te żywe, i te cięte, zdobią półki. Szerokie okno zajmuje niemal większość ściany i kieruje na balkon.
-Pobrudzę...? - podniósł brwi wyżej nieco skonsternowany. Potem zerkną na to, jak ścierka w jego dłoni przesiąkała wodą - Chyba co najwyżej zmoczę. Nie jestem jeszcze tak zdolny by ubrudzić wodą - żachnął bo właściwie wiele więcej w chwili obecnej zrobić bo nie czół, że może. Jego znajomość z Ejiri nie choć długa to jednak nie była specjalnie głęboka. Przeważnie figlował, a ona zdawała się to tolerować czerpiąc tego nieraz jakąś rozrywkę. To było trochę za mało by mógł czuć się upoważnionym do zadawania dociekliwszych pytań, okazywania bardziej bezpośredniej troski. Mógł tylko pocieszać.
- W porządku, mam trochę czasu w zapasie. Mam na nockę do pracy więc jakbyś chciała towarzystwa to mogę cię zaprosić. Zorganizuję ci najlepszy stolik, kubełek nieskończoności i dolewkę - uśmiechną się zachęcająco. Nie było to coś leżącego poza jego możliwościami, nawet jeżeli brzmiało to trochę żartobliwie. Jeżeli ktoś nie chciał mierzyć się z samotnością zdecydowanie był osobą u której należało szukać ratunku.
- Ach, daj spokój - przepraszać za to, że masz gorszy dzień? Nie bądź taka surowa dla siebie. Trudno by ktoś był wesoły jak skowronek 24/7. Jak kiedyś będę miał zjazd odwiedzę cię w rewanżu byś mogła sobie w rewanżu popodziwiać - zaoferował, a może obiecał? Kto wie.
- Przebierzesz się w suche rzeczy, a ja nam zrobię herbaty? Podzielę się lizakiem i opowiem ci, jak wycyganiłem zaliczenie. Sam nie wierzyłem, że się uda, a jednak kto pyta to nie błądzi, heh - szczebiotał chcąc utrzymać entuzjazm na twarzy w konfrontacji z załzawionymi oczami. Kucając na podłodze i podając ręcznik czekał na reakcję zwrotną.
- W porządku, mam trochę czasu w zapasie. Mam na nockę do pracy więc jakbyś chciała towarzystwa to mogę cię zaprosić. Zorganizuję ci najlepszy stolik, kubełek nieskończoności i dolewkę - uśmiechną się zachęcająco. Nie było to coś leżącego poza jego możliwościami, nawet jeżeli brzmiało to trochę żartobliwie. Jeżeli ktoś nie chciał mierzyć się z samotnością zdecydowanie był osobą u której należało szukać ratunku.
- Ach, daj spokój - przepraszać za to, że masz gorszy dzień? Nie bądź taka surowa dla siebie. Trudno by ktoś był wesoły jak skowronek 24/7. Jak kiedyś będę miał zjazd odwiedzę cię w rewanżu byś mogła sobie w rewanżu popodziwiać - zaoferował, a może obiecał? Kto wie.
- Przebierzesz się w suche rzeczy, a ja nam zrobię herbaty? Podzielę się lizakiem i opowiem ci, jak wycyganiłem zaliczenie. Sam nie wierzyłem, że się uda, a jednak kto pyta to nie błądzi, heh - szczebiotał chcąc utrzymać entuzjazm na twarzy w konfrontacji z załzawionymi oczami. Kucając na podłodze i podając ręcznik czekał na reakcję zwrotną.
Na pewno bełkotała. Wyrywała na wierzch skołtunione myśli, karząc gościowi się z tym mierzyć. Nie miał prawa rozumieć, nie w perspektywie, w jakiej sama została uwikłana. Może wyjątkowo, dziś rzeczywiście zmyła z siebie wystarczająco wiele, by nie mógł dostrzec rozciągającej się skazy.
- Pobrudź się możesz nawet dotykiem - odpowiedziała, chociaż znacznie ciszej, w końcu chwytając niejasność, jaką prezentowała. Pokręciła niemrawo głową, chcąc znowu, odsunąć się od zatykających racjonalne myślenie chmur. Wiedziała, że nie odejdą na długo, że będą puchły, aż pękną, wylewając nowy potok win. Obcy, byli ich bezpośrednim zapalnikiem. Dlatego się chowała. Nie chciała być na widoku. Nie chciała widzieć, jak się od niej odwracają i krzywią. Musiała sama nie patrzeć. I skupiać na czymkolwiek innym. Jak niedokończone szkice. I rozmazany od rozlanej wody rysunek. I na propozycję rzucona jakoś mimochodem, spojrzała uważniej, naprawdę zastanawiając się, czy wyjście z nabudowanej żałości własnego pokoju, miało sens.
- Naprawdę możesz? Nikt nie będzie miał ci za złe? - poruszyła się lekko, wciąż skulona, ale ciało powoli budziło się z zakleszczonego w środku bólu - wzięłabym szkicownik - spojrzała na ten leżący obok - ... albo kupie po drodze - jeszcze bardziej skupić się na rzeczywistości. Coś wciąż zaciskało się w żołądku wściekle, w groteskowym przypomnieniu, że nie powinna się tak wychylać, że groziło to... kolejnym zawodem. i cierpieniem.
Wzięła oddech, żeby odpowiedzieć, żeby się wytłumaczyć, pewnie głupio - że to nie jeden dzień, że z kolejnymi dniami jej stan się pogłębia i czasem gubi się w tym, kim właściwie jest, ale zamknęła usta, przecierając twarz. Była zmęczona. Paskudnie wręcz. Ale to wciąż - jej sprawa i jej wina. Obarczać tym Kaia nie miała zamiaru. Musiała chociaż spróbować wziąć się w garść. Nawet jeśli ta drżała, a zawartość pękała, jak kruszone pod butem szkło - I tak przychodzisz kiedy chcesz - wyrwało jej się łagodnie - ale... trzymam za słowo - zgodziła się faktycznie. Nawet jeśli był to żart na pocieszenie.
Cudzy głos, nawet jeśli chwytała co drugie słowo, odwracało uwagę od wewnętrznego szumu, szeptliwych wrzasków, wykrzywionych wyobrażeń. Chwiejnie, podniosła się najpierw na kolana, potem wspięła się na łóżko, obok wodnej plamy - w lodówce jest jeszcze wczorajszy... a może przedwczorajszy? - zawahała się, czując jak wstyd wpełza na zawilgocone policzki - nie wiem czy jeszcze dobry. Nieważne. Herbata. Zaliczenia. Tak - pochyliła głowę, zgarniając rozsypujące się na ramię włosy.
przebranie zajęło jej mniej czasu, niż myślała. Wcisnęła na siebie czarne spodnie i za dużą bluzę, pozostawioną " w spadku" jeszcze po przyszywanym bracie. Mogłaby jej służyć jak sukienka, a nasuwając kaptur na głowę, mogła się schować niemal całkowicie. Zapach dawno wywiało. Ale ciepłota wspomnienia i kilka porysowanych kartek - pozostało w szufladzie z wiadomościami. Włosy luźno splotła. I dopiero wtedy wychyliła się z kryjówki, zaglądając do kuchni.
@Asami Kai
- Pobrudź się możesz nawet dotykiem - odpowiedziała, chociaż znacznie ciszej, w końcu chwytając niejasność, jaką prezentowała. Pokręciła niemrawo głową, chcąc znowu, odsunąć się od zatykających racjonalne myślenie chmur. Wiedziała, że nie odejdą na długo, że będą puchły, aż pękną, wylewając nowy potok win. Obcy, byli ich bezpośrednim zapalnikiem. Dlatego się chowała. Nie chciała być na widoku. Nie chciała widzieć, jak się od niej odwracają i krzywią. Musiała sama nie patrzeć. I skupiać na czymkolwiek innym. Jak niedokończone szkice. I rozmazany od rozlanej wody rysunek. I na propozycję rzucona jakoś mimochodem, spojrzała uważniej, naprawdę zastanawiając się, czy wyjście z nabudowanej żałości własnego pokoju, miało sens.
- Naprawdę możesz? Nikt nie będzie miał ci za złe? - poruszyła się lekko, wciąż skulona, ale ciało powoli budziło się z zakleszczonego w środku bólu - wzięłabym szkicownik - spojrzała na ten leżący obok - ... albo kupie po drodze - jeszcze bardziej skupić się na rzeczywistości. Coś wciąż zaciskało się w żołądku wściekle, w groteskowym przypomnieniu, że nie powinna się tak wychylać, że groziło to... kolejnym zawodem. i cierpieniem.
Wzięła oddech, żeby odpowiedzieć, żeby się wytłumaczyć, pewnie głupio - że to nie jeden dzień, że z kolejnymi dniami jej stan się pogłębia i czasem gubi się w tym, kim właściwie jest, ale zamknęła usta, przecierając twarz. Była zmęczona. Paskudnie wręcz. Ale to wciąż - jej sprawa i jej wina. Obarczać tym Kaia nie miała zamiaru. Musiała chociaż spróbować wziąć się w garść. Nawet jeśli ta drżała, a zawartość pękała, jak kruszone pod butem szkło - I tak przychodzisz kiedy chcesz - wyrwało jej się łagodnie - ale... trzymam za słowo - zgodziła się faktycznie. Nawet jeśli był to żart na pocieszenie.
Cudzy głos, nawet jeśli chwytała co drugie słowo, odwracało uwagę od wewnętrznego szumu, szeptliwych wrzasków, wykrzywionych wyobrażeń. Chwiejnie, podniosła się najpierw na kolana, potem wspięła się na łóżko, obok wodnej plamy - w lodówce jest jeszcze wczorajszy... a może przedwczorajszy? - zawahała się, czując jak wstyd wpełza na zawilgocone policzki - nie wiem czy jeszcze dobry. Nieważne. Herbata. Zaliczenia. Tak - pochyliła głowę, zgarniając rozsypujące się na ramię włosy.
przebranie zajęło jej mniej czasu, niż myślała. Wcisnęła na siebie czarne spodnie i za dużą bluzę, pozostawioną " w spadku" jeszcze po przyszywanym bracie. Mogłaby jej służyć jak sukienka, a nasuwając kaptur na głowę, mogła się schować niemal całkowicie. Zapach dawno wywiało. Ale ciepłota wspomnienia i kilka porysowanych kartek - pozostało w szufladzie z wiadomościami. Włosy luźno splotła. I dopiero wtedy wychyliła się z kryjówki, zaglądając do kuchni.
@Asami Kai
Blood beneath the snow
- Hah, nie bądź zabawna - zaśmiał się, jakby usłyszał dobry żart. Sam mógł z powodzeniem uchodzić za śmietnikowego kocura chadzającego własnymi ścieżkami nie bez przyczyny. Zaopatrzony w plecak i nie rzadko jedną lub dwie paru ubrań koczował jak bezdomny między uczelnią, frytkownicą, barami i cudzymi mieszkaniami. Nie wspominając już o swoim pierwotnym pochodzeniu. Nie przejmował się tym w żadnym stopniu. Nie było to w końcu coś co mógł zmienić.
- Ach, oczywiście, że nie. Wiesz, jestem całkiem popularny w swoim miejscu pracy. Menadżerowie jedzą mi z ręki. To ten urok osobisty - nie krępował się mówić bezwstydnych głupot. Miał złote usta i brak godności. Tacy ludzie potrafili wzbudzać sympatię w innych nawet o nią się nie starając. Urobienie menagera na nocnej zmianie nie będzie problemem o to by posypał kilka darmowych porcji frytek. Nikt też nie mógł zmusić klienta do opuszczenia lokalu. To było bardzo proste. Kai zaś był bardzo szczęśliwy, że mógł spełnić tę prośbę i się przydać.
Zaśmiał się lekko na trafna uwagę.
- Wziąłbym to sobie do serca, gdybyś nie brzmiała tak, jakby i to się podobało. A kim ja jestem by odmawiać ci tej małej przyjemności jaką jest moje towarzystwo? - kontynuował swoje złotoustwo będąc usatysfakcjonowanym tym, jak to działało na poprawienie nastroju dziewczyny. Nie widział problemu by kontynuować swoją błazenadę przez cały dzień.
Skinął głową podnosząc się na równe nogi dając znać by się nie śpieszyła. Samemu udał się do kuchni i będąc już samemu wypuścił nadmiar powietrza. Uszczypną się w policzki i poklepał je entuzjastycznie dopingując się do dalszego działania. Kiedy Ejiri przyszła Kai uśmiechał się głupkowato tak jak miał to w zwyczaju. Podsunął ku niej herbatę wraz z lizakiem zaczynając wspaniałą, wyolbrzymiona historię pełną zwrotów akcji oraz wybuchów dotyczącą jego dzisiejszego dnia na uczelni. Wieczór mieli już zaplanowany. Cały dzień wciąż wydawał się całkiem świetny.
zt x2
- Ach, oczywiście, że nie. Wiesz, jestem całkiem popularny w swoim miejscu pracy. Menadżerowie jedzą mi z ręki. To ten urok osobisty - nie krępował się mówić bezwstydnych głupot. Miał złote usta i brak godności. Tacy ludzie potrafili wzbudzać sympatię w innych nawet o nią się nie starając. Urobienie menagera na nocnej zmianie nie będzie problemem o to by posypał kilka darmowych porcji frytek. Nikt też nie mógł zmusić klienta do opuszczenia lokalu. To było bardzo proste. Kai zaś był bardzo szczęśliwy, że mógł spełnić tę prośbę i się przydać.
Zaśmiał się lekko na trafna uwagę.
- Wziąłbym to sobie do serca, gdybyś nie brzmiała tak, jakby i to się podobało. A kim ja jestem by odmawiać ci tej małej przyjemności jaką jest moje towarzystwo? - kontynuował swoje złotoustwo będąc usatysfakcjonowanym tym, jak to działało na poprawienie nastroju dziewczyny. Nie widział problemu by kontynuować swoją błazenadę przez cały dzień.
Skinął głową podnosząc się na równe nogi dając znać by się nie śpieszyła. Samemu udał się do kuchni i będąc już samemu wypuścił nadmiar powietrza. Uszczypną się w policzki i poklepał je entuzjastycznie dopingując się do dalszego działania. Kiedy Ejiri przyszła Kai uśmiechał się głupkowato tak jak miał to w zwyczaju. Podsunął ku niej herbatę wraz z lizakiem zaczynając wspaniałą, wyolbrzymiona historię pełną zwrotów akcji oraz wybuchów dotyczącą jego dzisiejszego dnia na uczelni. Wieczór mieli już zaplanowany. Cały dzień wciąż wydawał się całkiem świetny.
zt x2
Strona 2 z 2 • 1, 2
maj 2038 roku