Ghost Club - Page 3
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

25.03.23 14:29
First topic message reminder :

Ghost Club


Klub GHOST to jedno z głośniejszych miejsc w kolorowej dzielnicy Fukkatsu. Mimo swojej dość ironicznej nazwy i mimo że w Karafurunie funkcjonuje od stosunkowo niedawna, a konkurencja wśród innych barów tutaj jest całkiem duża, dość szybko zyskał popularność wśród mieszkańców. Być może ze względu na jego uniwersalny charakter, dzięki któremu każdy znajdzie tu coś dla siebie. Szczególnie zachęcającym aspektem są organizowane wieczory tematyczne – obsługa zajmująca się dekoracjami wnętrz zawsze stara się dopiąć wszystko na ostatni guzik. Wnętrze klubu jest nowoczesne i nie brak tu kolorowych świateł, które potęgują ten klimat każdej nocy. Dla większej wygody w centralnej części wielkiej sali umieszczony został okrągły bar, w którym można zamówić drinki. Dla osób, którym niekoniecznie zależy na interakcji z barmanami lub po prostu nie mają ochoty przeciskać się przez roztańczony tłum, w lożach zamontowano specjalny system elektronicznego składania zamówień. Po uregulowaniu płatności kartą, kelnerzy dostarczają zamówienia pod podany numer stolika. Dla osób, które cenią sobie cichsze otoczenie i mają ochotę na spędzenie czasu ze znajomymi przy drinku czy na zwyczajnej dyskrecji, dostępna jest opcja zamówienia pokoju z wytłumionym dźwiękiem. Lokal cieszy się większym zainteresowaniem wśród bogatszych warstw społecznych, ale w alkoholowym menu, znajdują się też niskobudżetowe pozycje, dzięki czemu w piątkowe i sobotnie wieczory nie brak tu studentów, którzy chcą oderwać się od uczelnianych obowiązków. Choć jest to krzykliwe miejsce, dużą wagę przywiązuje się do kultury zachowania – czujna ochrona sprawuje pieczę nad tym, by nie wszczynano tu niepotrzebnych awantur.

Haraedo

Hattori Heizō

08.07.23 19:38
Nie – zaprzeczenie ciężko zawisło w powietrzu i tak, jak oddalony był chłopięcy ton, tak Hattori wyprostował się, jakby sylwetka sama z siebie dostosowała się do narzuconego dystansu. Może tymczasowego, może trwałego – nigdy nie wiadomo. To zawsze ruletka. Nie odrywał od niego wzroku z tkwiącym w źrenicach niezrozumieniem, które kłóciło się krótkimi, prawie niezauważalnymi kiwnięciami głową. Nie był już pewien, czy to tylko otoczenie i alkohol wprawiały Rainera w ten stan, ale spytał go o to wcześniej i nie wypadało ponawiać pytania o to samo. Nie lubił być nachalny, nawet jeśli własna niewygoda ciężarem mościła się na mostku, a pod skórą nerwowo rozpraszał się cały rój mrówek. Uznał, że to tylko jedno z wielu tych przeczuć, które niekoniecznie musiały się sprawdzać, dlatego dał nakarmić się tymi półprawdami, by szukać dla nich dopowiedzeń w czarnych tęczówkach, grymasach i ruchach ciała Seiwy; wyskubać ostatnie okruchy. Palcami potarł jedno z pokrytych tatuażami przedramion, choć w lokalu wcale nie zrobiło się chłodniej, ale zimno nie biło od zewnątrz – czuł je tylko w kościach. Był coraz bardziej pewien, że umknęło mu coś ważnego, ale przez ostatnie półtorej godziny nie mógł poświęcić czarnowłosemu aż tyle uwagi, co teraz, gdy srebrne tęczówki podążały za nim przez pustą salę. I dlatego myślenie o tym, czego nie zauważył, było jak próba uchwycenia chwili zepsutym obiektywem, który za nic nie był w stanie złapać ostrości.
  Pozwolił mu po prostu być, bo każde inne wyjście ograniczyłoby Rainerową przestrzeń, a chyba to jej najbardziej potrzebował, gdy krok po kroku oddalał się od baru; od niego. Przyglądał mu się jeszcze chwilę, zanim opuścił na wpół nieobecne, na wpół skupione spojrzenie na blat. Wycofał się w głąb siebie, ale nic, co wewnątrz, mu się nie podobało. Pokręcił głową prawie niezauważalnie, negując własne myśli. Uznał, że potrzebował czasu. Oboje go potrzebowali – Seiwa, by pozbierać się po fali męczących bodźców, a Heizo, by jak najszybciej zakończyć pracę. To nawet lepiej, bo byle polerowanie szkła było lepsze od bezczynności, a stłoczone przy zlewie kufle i kieliszki czekały aż się nimi zajmie. Wciągnięty przez nos oddech wypełnił płuca, by zaraz z ledwo słyszalnym świstem przecisnąć się przez zęby.
  Ujął w palce pierwsze naczynie. Ostrożnie, bo cienkie szkło w każdej chwili było gotowe rozpaść się w palcach – klienci za często o tym zapominali. Spokojny szum wody nie pasował do klubowego wnętrza tak, jak pasowała do niego głośna, dudniąca w piersi muzyka, ale lubił tę część dnia. Była wyciszająca. Dzisiaj jednak niezupełnie, bo uwaga, którą zazwyczaj poświęcał prostej czynności sprzątania, co jakiś czas powracała do Rainera, choć na srebrnych tęczówkach kładła się mgła zastanowienia, nie sposób było obejść się bez przebijających się przez nią ogników niezrozumiałego rozczulenia. Wątpił, że chłopak był w jakimkolwiek klubie po raz pierwszy, ale teraz sprawiał wrażenie kogoś, kto obudził się w zupełnie nowym świecie i musiał upewnić się, że faktura otaczających go przedmiotów jest taka, z jaką miał styczność już wcześniej. Było coś fascynującego w tym dokładnym zapoznawaniu się ze wszystkim – może dlatego, że ludzie rzadko skupiali się na detalach; sycili się całokształtem, bo nie wymagał on szczegółowej interpretacji. Tak, jak uspokajało go ciche brzęczenie odkładanych na bok naczyń, tak skrupulatność obserwacji Seiwy dokładała do tego swoją cegiełkę. Spojrzenie znów miał spokojne, choć skryte – tylko dlatego, że zepchnął na bok coś, do czego mógł wrócić później albo i nie, jeśli okazałoby się to niepotrzebne.
  Przetarł opryskany wodą blat, chwilę później robiąc miejsce Rainerowi w wyuczonym odruchu. Zbyt przyzwyczajony do obecności innych osób za kontuarem, nie przywiązywał wagi do tego, że tym razem to nie barman, a Rainer postanowił znaleźć się po mniej rozrywkowej stronie lady. Miał już niewiele do dokończenia – może stąd jego ciało nabrało większego tempa, jakby obecność czarnowłosego za plecami była w jakiś sposób nagląca. Przez cały czas miał na uwadze to, że nie podobało mu się to miejsce. Nie chciał przecież, by w dalszym ciągu czuł się niekomfortowo, nawet jeśli – czemu tym razem Hattori nie przyjrzał się już tak uważnie – w sposobie poruszania się chłopaka było już więcej swobody.
  — Hm? — wyrwało się zdawkowo, gdy składał ścierkę w staranną koskę. Zwrócił twarz ku Rainerowi, a zaraz za nią i reszta ciała obróciła się przodem w jego stronę. Niespodziewane zimno na cienkiej skórze za uchem targnęło barkami, które w pierwszej sekundzie uniosły się wyżej, obronnie reagując na ziąb. Potrzebował chwili, by rozluźnić ciało i pozwolić na to, by dużo przyjemniejszy dreszcz wspiął się po jego kręgosłupie, gdy oczom znów ukazał się rozbawiony uśmiech. Heizo się nie uśmiechał; był zaskoczony tym niespodziewanym gestem, ale nie próbował mu przerywać, nawet jeśli lodowata wilgoć nakłuwała jego skórę setkami mikroskopijnych igiełek. Uniósł brew, jakby czekał na wyjaśnienia, ale przecież były coraz bliżej; nadciągały wraz z kostką sunącą po jego szczęce, która zostawiała za sobą wilgotny ślad.
  „Moja kolej. Wyzwanie. Otwórz.”
  Nie wiedział, że nadal grali.
  Upuszczane przez nos powietrze, prześlizgnęło się po dłoni chłopaka, swoim ciepłem kontrastując się z topniejącym lodem. Zaparł palce na chłopięcym nadgarstku, kciuk układając na jego wewnętrznej stronie z ostrożnością, z jaką wcześniej ujmował cienkie szkło. Gestem chciał zatrzymać go w miejscu; przez ten czas lód topniał na złączonych ze sobą wargach, wbijając w nie te same, mroźne szpilki. Dopiero mając pewność, że nie ucieknie – choć przy tak wątłym chwycie mógłby – rozchylił usta, napierając lekko na jego przedramię, by wraz z przejmującym zimnem dosięgającym języka, przygryźć koniuszki chłopięcych palców. Drobna zemsta za spływającą po szyi kroplę, która wślizgnąwszy się za kołnierz koszuli, wywołała nieprzyjemny dreszcz. Ale nie był zły – wreszcie uniesiony w zaczepnym uśmiechu kącik ust całkowicie temu przeczył.
  — Teraz moja kolej? — odezwał się, wypuściwszy palce chłopaka z ust. Lód nadal tkwił w jego ustach, ale na moment znalazł dla niego wygodniejsze miejsce, choć zdawało się, że pytanie zawisło pomiędzy nimi jedynie dla zasady. — Chodź — musiał bardzo lubić tę komendę, bo wypowiadał ją nie pierwszy i zapewne też nie ostatni raz. Opuszki palców Hattoriego przylgnęły mocniej do Rainerowego nadgarstka, gdy postawiwszy jeden mały krok, zbliżył się do niego na odległość niewielu centymetrów. Kostka stuknęła o zęby, gdy językiem przesunął ją tuż za ich linię od wewnątrz, ale możliwe, że było to coś, co słyszał tylko on sam. Przysunął wciąż wilgotne i zimne wargi do jego ust, jakby chciał, by lód gwałtownie stopił się w pocałunku. Dziwne, bo nie powinien sobie na to pozwalać – nie tutaj, gdzie wszystko przypominało mu o niemalże codziennych obowiązkach. Ale zdał sobie sprawę – teraz nawet dotkliwiej – że potrzebował tego głupiego zapewnienia, że wszystko było w porządku. Bo było?

Hattori Heizō

Bakin Ryoma ubóstwia ten post.

Seiwa-Genji Rainer

09.08.23 22:34
Cisza jak ciężka, ale przyjemna zasłona spada na jego barki, kiedy on się w niej pławi niczym dzieciak schowany pod kocem. Tak dobrze. Ujmuje go ciepłota nocy, pozostałość po ludzkich oddechach, ich ciałach chętnych do przeżycia. Przeżycia. Poczucia czegoś istotnego, chociaż ten jeden raz, kiedy w krwi nie tylko alkohol, ale buzuje też potrzeba na zwielokrotnienie życia. Sięgnięcia po te jego elementy, które na co dzień skryte, ale dzisiaj, kiedy noc spada na powieki śniących, mogące wypełznąć ku jawie. I niemalże widzi wspomnienie przeciskających się sylwetek, które prą do przodu, szukają. Szukają jak i on szuka — czucia. Sięga więc wzrokiem do chłopca za barem, którego barki poruszają się w miarowym spokoju. Ma go tak blisko, niemalże na wyciągnięcie ręki i byłby tą ręką chwycił go w pasie i przylgnął klatką piersiową do nagle spiętych pleców. Wie to, bo Heizō zawsze zdaje się być zaskoczony dotykiem; tak, jak śpiący kot nagle muśnięty opuszką; jak dziecko czułym słowem zbudzone przez rodzica. I często ku temu dąży — Rainer. Ku tym zdziwionym oczom, które nie oczekują niczego a dostają, a gdy już dostaną to miękną w dziwnej, przyjemnej czułości. Chwyta więc te czułość w obie dłonie i trzyma ją tak długo, by przez skórę mogła wsiąknąć do krwiobiegu i w ten sposób, hen daleko, polecieć wprost do serca. Popłynąć. Kanalikami żył przepchnąć się przez ciało, pobudzić je do życia, wpompować czerwień w policzki. I jest mu wdzięczny za te chwile zawahania, kiedy odwraca od niego wzrok tylko po to, by zaraz mógł go na nowo ku sobie przywrócić. Słowem, gestem, siłą bądź mową. Seiwa kręci głową, bo nie spodziewał się, że będzie go mieć tak blisko. Niby blisko, ale jeszcze nie tak, jak można by było.
  Nie może więc powstrzymać dłoni śmigającej po jego talii, pozostawienia wzroku na ugiętym karku, niefizycznego liźnięcia uśmiechu, który zanim zdąży unieść policzki, to zniknie w zadaniowości partnera. Jest przecież skrupulatny. Od punktu do punktu, skupiony na zadaniu, poważny, normalny. Tak powiedziałaby jego matka, że jest normalnym. Myliłaby się, ale to nie szkodzi. Może to i lepiej, że większość postrzega go jako zwyczajnego — kochany brat, dobry przyjaciel, wycofany względem niepotrzebnych zobowiązań, ale zaangażowany we wszystko, co ważne. Jestem dla ciebie ważny? Rainer wślizguje się na blat niczym jaszczurka wypełzająca spod kamienia. Szybko i zwinnie, oczyma świecącymi zastanowieniem muskając tamtego sylwetkę.
  “Hm?”
  Uśmiech. Krótki, zdawkowy uśmiech, który pomiędzy wargami rozmazuje proste rozczulenie. Zlizuje je koniuszkiem języka, by zaraz odkryć słodki smak tamtego uwagi. Rozbawienie nie znika a jedynie rozpływa się po ciele niczym miód na palcu. Grubym, gęstym strumieniem otula ciało, swoją lepkością brnąc między mięśnie, drobinki cukru ukrywając tuż obok mieniących się kropelek potu. Wraz z nimi miesza się zimno ginącego lodu. Kostki rozpuszczającej się podług szkicowanych palcem mięśni. Brnie dalej. Przez ścięgna i doliny własnej zachcianki, która już teraz buzuje w policzkach karminem, w podbrzuszu ekscytacją a wyżej, pod czaszką, czystą przyjemnością. Nie może więc chłopiec powstrzymać krótkiego, kociego mruknięcia, kiedy lód skrapla się na rozgrzanym pracą ciele. Chropowatość jęku rozpościera się na strunach głosowych, wygładza, stapia z poprzednim miodem, bo on już cały w nim. Miękkością ruchów wprawia swoje ciało w gładkie, minimalne gesty. To napina brzuch, to wyciąga szyję a wszystko to wolno, skrupulatnie, punkt po punkcie, jakby to teraz Seiwa pracował; jakby jego pracą było zbadanie, na nowo i wciąż, wciąż, tego samego ciała, które mógłby coraz to częściej ujmować w swoje długie, nieskażone cięższą pracą palce. Rozrysowywać na nowo, ale też brać mocniej, chciwiej niczym zwierze lgnące do swojego właściciela.
  Seiwa bawi się nową zabawką, lodem pozostawionym na złączonych wargach, na które delikatnie napiera zimnem zdobyczy. Uśmiecha się zwycięsko, krótko, pozwalając po liniach wodnych popłynąć prostemu pożądaniu, ale nie jest ono tym samym, które wybrzmiało wtedy — podczas ich treningu, podczas masażu. Jest cieplejsze, bliższe, mniej związane porywczością. Przetrawione przez czas, ale i sięgające gdzieś dalej. Liżące serce przywiązaniem, po krwi (wespół z czułością) puszczające zaborczą niemal seksualność. Bo w końcu może powiedzieć: moje. Ale jeszcze nie mówi. Jeszcze wciska słowa pod język, który zapiera się na wewnętrznej wyboistości zębów. Krzywi się, kiedy jego palce zostają nadgryzionymi, ale wraz z bólem wsuwa je dalej, wolno, na chłopięcy język. Uciska go mocniej z uśmiechem ginącym pod napływem mimowolnej, ale wciąż podłożonej podnieceniem irytacji.
  — Uważaj sobie — mówi cicho, za cicho jak na obejmującą ich, ogromną przestrzeń. Ta i tak wyłożona nieprzyzwoitym wręcz spokojem, który kotłuje pod klatką kolejną zachętę.
  Sylwetka chłopca spływa po tej drugiej, kiedy poddaje się jego komendzie a być może swojej własnej, bo nie musi być zachęcany do własnoręcznie stworzonej gry. Spływa po jego klatce piersiowej i z podobnym mruknięciem przyjmuje zimny język pod własne podniebienie. Ciepło cichego jęku rozpuszcza ostatni kryształ lodu a on oburącz chwyta Hattoriego za szyję i głębokim, ale gładkim uciskiem znaczy go dotykiem. Pogłębia pocałunek zaborczością, która gna ręce w tamtego talię, na biodra, pośladki, by przy mocniejszym ucisku zamienić ich miejscami. Pierwszy szok pochłania ustami kładzionymi na drugich, ale nie całuje go. Jedynie muska wilgocią języka górną wargę chłopca i rozpuszcza nań kolejną parę — tym razem nierównego oddechu. Nie mówi nic, bo ciepło ciała pochłonęło pozostałości zimnego lodu. Pozostał jedynie wrzątek gotującej się krwi, która porusza ciało — wciąż gładko, wciąż tanecznie — dalej. Dalej, pod jego koszulkę, gdzie maluje brzuch Heizō, obrysowuje pępek i gna dalej, do piersi, do twardości sutka, którego uciska ze zwierzęcą zaborczością.
  — Zdenerwowałeś mnie wtedy mówiąc, że byłbym tylko okazją — mówi ciszej, wciąż gładko, wciąż słodko, ale słodko w sposób gadzi; delikatnie, nie bardzo. Jedynie grając rolę podpuszczonego psa. Napiera na jego sutek mocniej, drugą dłonią wkradając się za linię spodni, opuszką kciuka odnajdując zimno metalowej klamry paska. Przyciąga go mocniej, bliżej, wpasowując własne kształty w te drugie, unosząc lewą nogę, by kolanem zaprzeć się na blacie tuż za Hattorim. Obejmuje go ciaśniej swoim udem, przekręca głowę na prawą stronę, ale nie spuszcza wzroku z chłopięcej twarzy. Nie teraz. Pyta. Słodko, wolno: — To tutaj ktoś zostawił ci numer na serwetce?


Ghost Club - Page 3 Vibu4ed
Seiwa-Genji Rainer

Hattori Heizō and Yakushimaru Seiya szaleją za tym postem.

Hattori Heizō

26.08.23 23:26
Uważaj sobie. Nosowe parsknięcie ciepłem oddechu spłynęło na chłopięcą dłoń, nie bacząc na niewygodę palców napierających na język. W kącikach ust plątało się ledwo widoczne rozbawienie, jakby rzucona groźba wydawała mu się absurdalna, bo wydawało mu się, że uważanie było już za późno. Wydawało mu się, bo w rzeczywistości uważał zawsze, jakby nigdy do końca nie był pewien, czy nastąpił moment na nieuważanie. Zgarnianie wszystkiego pełnymi garściami było przeznaczone dla tych, którzy nie bali się ryzyka, a on ryzyko widział we wszystkim, więc żył z tym ciążącym nad głową przekonaniem, że gdy mocniej zaciśnie palce, to, co chciał zgarnąć, rozpadnie mu się w rękach. Żył tak, bo te zagarniające dłonie wciąż ponaznaczane były rozgniecionymi odłamkami przeszłości. Rainer też czasem pękał mu w rękach – albo to też tylko mu się wydawało – gdy Heizo zauważał, że umykał mu gdzieś w głąb siebie, gdzie przecież nie mógł od tak zajrzeć, więc niepewność, jak jad rozlewała się po całym jego wnętrzu; jej słaby błysk tlił się na granicy linii wodnej oczu, jakby jeszcze nie wezbrała w nich na tyle, by nie pozostawić miejsca na żadne inne emocje. Skrywał niepokój za rozbawieniem, bo prościej było uznać tę groźbę za żart, zwłaszcza że wszystkie inne gesty Seiwy przeczyły nagłej zmianie, która w nim zaszła. Wciąż całował, jakby nic się nie zmieniło, a Hattori przymknąwszy oczy, skupił się na samym doznaniu, na moment odcinając się od niewygody spojrzenia. Tak było lepiej – skupiać się jedynie na przyjemnym zimnie topniejącego w ustach lodu. Kostka znikała zbyt szybko, by nie pozostawić po sobie uczucia niedosytu, mimo że oddech już ciążył na płucach, bo wraz z każdym zaczepnym ruchem języka zdarzyło mu się zapomnieć o kolejnym wdechu. Dłonie łapczywie zacisnęły się na Rainerowych biodrach, wcześniej niby to sennym ruchem zsuwając się po jego bokach. Nie rozmawiali, ale wbijające się w ciało palce niewerbalnie przekazywały mu całą tęsknotę, która nazbierała się w nim nie tylko przez cały wieczór, gdy pochłonięty natłokiem obowiązków nie mógł poświęcić mu swojej uwagi, ale i przez te dni, kiedy nie mieli okazji się zobaczyć.
  Ocucił go nagły chwyt, któremu towarzyszył cichy szmer oddechu wdychanego przez usta. Srebrne tęczówki z niezrozumieniem skrzyżowały spojrzenie z tymi czarnymi, gdy ciało zderzyło się z krawędzią blatu. Palce sięgające rozgrzanej skóry jego brzucha ziębiły, ciągnąc za sobą krótki dreszcz. Wystarczyła jednak chwila, by ciało przyzwyczaiło się do doznania, pozostawiającego za sobą przyjemne mrowienie. Centymetr po centymetrze. Nagły ból po chwili przyjemności wydawał się zbyt gwałtowny, by nie wydusić z niego cichego, zbolałego syku, który przecisnął się przez zęby, osiadając na zbliżonych do jego ustach. Ściągnął brwi nie dlatego, że niedelikatność przestawała mu odpowiadać, ale dlatego, że to on przestawał rozumieć mylne sygnały. Słowa sprzeczne z czynami. Tam, gdzie ciało już lgnęło ku drugiemu, chcąc porzucić rozsądek, umysł spychany był ku wspomnieniom, które jeszcze przed chwilą wydawały się niepotrzebne.
  To dlatego czuł się źle przez cały wieczór?
  Jedna z rąk z biodra zabrnęła na plecy chłopaka, tam chwytając za materiał, który zmiął w palcach, przedramieniem przyciskając go do siebie mocniej, jakby bliskość, którą narzucił wciąż była niewystarczająca. Jakby chciał odgrodzić mu drogę ucieczki, gdyby – zdenerwowałeś mnie wtedy — postanowił mu się wymknąć tylko dlatego, że głupie zdanie sprzed wielu miesięcy utkwiło mu w głowie i nie chciało z niej wyjść.
  — Dlatego teraz próbujesz zdenerwować mnie? — spytał, w ślad za czarnowłosym przechylając nieznacznie głowę w swoje prawo. Nie był jednak zły, bo to za mało, by wytrącić go z równowagi i wiele rzeczy było za mało, gdy za każdym razem dbał o to by trzymać gardę, a emocje ukryte głęboko pod zewnętrzną skorupą. Im dłużej jednak narażał się na uważne spojrzenie, tym częściej dostrzegało się pęknięcia. Jak teraz, gdy ściągnął brwi uderzony nagłym pytaniem niepasującym do tonu, który płynną słodyczą wlewał się do ucha. Wziął głębszy wdech, chcąc ostudzić kotłujące się wewnątrz ciepło, by na moment skupić myśl na serwetce. Srebrzyste tęczówki podążyły spojrzeniem w stronę sufitu, bo najwidoczniej ludzkim odruchem było szukać pomocy na górze. Wraz z upuszczeniem gładko powietrza przez lekko rozchylone usta, które jeszcze nie wydobyły z siebie żadnej konkretnej odpowiedzi, znów przyjrzał się Seiwie z nieodgadnionym błyskiem w oczach. — Nie tutaj — odpowiedział cierpliwie i sam był zaskoczony tą cierpliwością, bo jeszcze kilka miesięcy temu miałby jej dużo mniej. Kilka miesięcy temu wspomnienie o numerze uwierałoby go dużo bardziej.
  Jak na złość złamał narzucaną przez chłopaka zasadę, na powrót przysuwając usta bliżej jego ust. Wargi miękko ułożyły się na drugich, gdy spod półprzymkniętych powiek przyglądał się tak znajomemu już profilowi. Nie czekał na przyzwolenie na kolejny pocałunek, ale sam jeszcze nie całował.
  — Jakie to ma znaczenie? — głos Hattoriego wybrzmiewał na granicy pomruku. — Jestem teraz z tobą. Zależy mi na tobie. I chciałbym, żebyś miał to na uwadze. Poza tym, jeśli dobrze pamiętam, zadbałem o to, żebyś nie był okazją — kolejne słowa wyrzucał z siebie przy coraz bardziej drażniących muśnięciach warg. Przygryzienie dolnej wargi chłopaka było postawioną na końcu zdania kropką. Nie wiedział, jak jeszcze mógł przekazać mu, że nie miał się czego obawiać. Nie wiedział też, czy w ostatnim czasie w jego życiu było cokolwiek bardziej oczywistego. — Uważaj. Zaczynam przypominać sobie, gdzie jesteśmy — dodał, pozwalając na to, by w ściszonym tonie zadźwięczała nuta rozbawienia. Kłamał. Pamiętał przecież przez cały czas i gdy palce wsunęły się pod obejmujące go udo, zakleszczając się na nim w zdecydowanym uścisku, było pewnym, że był skłonny nagiąć zasady. Głupio zaryzykować. — Coś jeszcze?
  Kontynuuj.


WĄTEK ZAMROŻONY.
Hattori Heizō

Seiwa-Genji Rainer ubóstwia ten post.

Hecate Black

23.11.23 16:25
22.11, 2037 roku;
koło 2 w nocy


  Długie włosy zwykle spoczywające w spokoju na plecach teraz wirowały w powietrzu równocześnie z resztą sylwetki utkwionej w tanecznym limbo. Krążący w żyłach alkohol wyrzucał ze świadomości obecność pozostałych klubowiczów, pozwalając na całkowite zniknięcie w otchłani, jaką było dzisiejsze wyjście. Każdy ze śmiałych ruchów żył życiem wpasowanym pod takt dudniącej w głośnikach muzyki; ręce nie potrzebowały oparcia w cuchy ramionach, biodra umykały spod zachłannych palców tak naturalnie, jakby ich wyrytym w korzeniach przeznaczeniem pozostawała wolność, smukłe uda co kilka ruchów wymykały się spod rozcięć w sukience, eksponując liczne, wykonane ciemnym tuszem tatuaże.
  Jedyne przerwy, jakie robiła, obejmowały podejście do baru z krótkim "to samo" wymalowanym na ustach, bądź wyjście do odpowiednio wydzielonego miejsca dla palaczy. Na żadnej z tych powierzchni z nikim nie rozmawiała, w końcu nie przyszła tu zawierać żadnych znajomości; wieczór miał być dla niej i tylko dla niej, wyszła się odprężyć, zabawić tak, jak za dawnych czasów w amerykańskich klubach — czasami tęskniła za odgłosem tłuczonego szkła, za wykrzykiwanymi w pijackim uniesieniu groźbami o połamanych nogach, za chrupnięciami nosa przedstawianego cudzej pięści. Mimo iż odmiennej kulturze mogły wydawać się prostackie, miały też swój osobliwy, zapewne dla wielu niezrozumiały urok.
  Usiadła akurat na barmańskim krzesełku tuż przy wysokiej ladzie, przedramiona wspierając na blacie. Wystarczyło jedno, delikatnie już rozmazane spojrzenie w kierunku barmana, by ten po kilku chwilach przesunął w jej kierunku szklankę upodobanego dawno temu negroni; wyłuskany ze szkła plaster pomarańczy wylądował między pełnymi wargami, gdy dziewczyna przemykała spojrzeniem po wnętrzu pomieszczenia. Nikt szczególnie nie przykuwał uwagi mieniących się kolorami neonów oczu, a może po prostu nie próbowała już nawet ów skupienia utrzymywać. Krótkie westchnienie poprzedziło umoczenie ust w skrupulatnie przygotowanym drinku. Zastanawiała się jedynie, czy płaszcz, w którym przyszła wciąż tkwił bezpiecznie na wieszaku, gdzie też go zostawiła. Z drugiej strony... kieszenie nie mieściły w sobie absolutnie nic wartościowego, wszystko, co potrzebne miała wszak przy sobie lub przetrzymane pod ladą u pracowników; jedynym problemem mogła się więc okazać szczypiąca skórę, listopadowa temperatura.
  Pusta szklanka uderzyła o drewnianą powierzchnię podłużnego stołu, zapadając z równym impetem co decyzja o spaleniu kolejnego papierosa. Właśnie wtedy — odpychając ręką ciężar ciała od krawędzi blatu — wzrok wychwycił w oddali sylwetkę niby obcą, a jednak w zamroczonych alkoholem ślepiach tak znajomą. Musiała zmrużyć oczy i zadrzeć nieco głowę, coby lepiej zlustrować oddaloną od niej tłumem ciał sylwetkę. Mięśnie samoistnie stuliły dłonie w pięści, zasupłały skutecznie gardło, uniemożliwiając zaczerpnięcie kolejnego oddechu. Wiedziała, że musiała ruszyć się z miejsca, jeśli nie chciała zemdleć z braku tlenu. Obcasy stuknęły więc o podłogę w przeciągu kolejnej pół sekundy, spięcie w nogach pociągnęło Black naprzód, nie zważając na zatraconych w tańcu klubowiczów; przemykała między nimi bez większego problemu, nikt nie próbował jej zatrzymać, bo i po co?
  Zatrzymała się dopiero po spotkaniu z klatką piersiową, za którą jeszcze przed chwilą niemal biegła; czoło oparło się wówczas na mostku, lekki chwyt palców ujął materiał koszulki. Co on tu w ogóle robił, skąd się wziął i dlaczego nie odezwał?
  — Pierdol się, ty stary chuju, wiesz? — wykrztusiła w końcu, uwalniając przełyk od ściśniętego wewnątrz powietrza. — Myślałam, że już nigdy cię nie zobaczę. — Nigdy nie przypuszczała, że spotka Sullivana akurat tak przypadkowego dnia w tak przypadkowym miejscu. Miała wrażenie, że cały buzujący pod skórą alkohol wyparował w przeciągu jednego mrugnięcia. A nawet jeśli nie, to na pewno zrobił to w momencie, w którym uniosła wzrok, chcąc skonfrontować spojrzenie z twarzą brata. Ramiona opadła jej wówczas niemal do samej ziemi zaś z twarzy uciekła część kolorów. Jedynie nieskryty pod żadnym makijażem ślad na szyi pozostał tak wyraźny, jak zawsze. — ... głupio wyszło — zaśmiała się, szybko przeskakując między językami; z lekka nerwowo, choć skryła to za drobnym uśmiechem unoszącym kąciki ust. W rzeczywistości wcale nie było jej do śmiechu, coś wewnątrz poprzestawiało się z trzaskiem łamanej nadziei. No tak, to przecież nie mógł być on. Nikt nie wiedział co się z nim działo ani ona, ani ciotka, ani nikt w całej tej przeklętej rodzinie.

ubiór;
czarna sukienka;
buty na obcasie;

tekst dodatkowo zaznaczony kursywą jest w języku angielskim
@Yakushimaru Seiya



Ghost Club - Page 3 Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Black

Yakushimaru Seiya ubóstwia ten post.

Yakushimaru Seiya

24.11.23 13:42
Wydawało się, że gęsta atmosfera klubu była wyłącznie wynikiem stłoczonych ciał rozgrzanych tańcem i podnieceniem tych, którzy pojawili się na cotygodniowej imprezie w oczywistym celu. Że to ciepło oddechów obciążonych oparami alkoholu unosiło się w powietrzu i kładło się na sylwetkach, jak niewidzialny koc, który od czasu do czasu zmuszał do wystawienia się na zewnątrz, gdzie mroźna już, listopadowa aura przynosiła ukojenie, rozganiając uczucie duchoty już pierwszym podmuchem wiatru. Że to basy rozpychały się w wolnych przestrzeniach pomiędzy odwiedzającymi lokal, potęgując wrażenie ciasnoty. Ale to nie wszystko. Czasem, gdy tyle bodźców naraz atakowało receptory, można było zapomnieć, że poza zmysłowymi doznaniami były jeszcze te, które trzeba było zaobserwować z daleka albo doświadczyć ich samemu. Osobiste tragedie, dramaty i przytłaczające osamotnienie w tłumie. Gdzieś w tle jakaś para przekrzykiwała się pod ścianą, wygarniając sobie nawzajem minione brudy, które być może nie miałyby znaczenia, gdyby nie napędzana promilami agresja. Przy barze samotna dziewczyna zataczała palcem koła po wilgotnej krawędzi szklanki, tęsknie spoglądając na parkiet – jej wzrok mimowolnie wyłapywał splecione w ciasnym uścisku pary, a sobotnia zabawa przerodziła się dla niej w prywatne pity party. Wszystkie te negatywne emocje pulsowały w hucznym klimacie imprezy, bo choć miały miejsce w odosobnieniu i w głośnej muzyce działy się po cichu, stanowiły jedność z ożywionym organizmem, jakim stało się wnętrze klubu.
  Gwałtowne zderzenie ręki z jego policzkiem też było ciche. Yakushimaru sam ledwo usłyszał charakterystyczne plaśnięcie, a piekące uczucie na skórze zostało przytępione ilością alkoholu, które zdążył w siebie wlać. Nie czuł się pijany, choć niezadowolona dziewczyna przed nim musiała mieć na ten temat inne zdanie, gdy po wymierzonym policzku zarzekała się, że nikt trzeźwy by jej nie odmówił. No i zajebiście. Gdy unosił wymownie szklankę do połowy wypełnioną whiskey z lodem, miał nadzieję, że znajdzie trzeźwego frajera, który pomoże jej zrobić na złość chłopakowi. Na jej oczach pociągnął solidniejszy łyk alkoholu, jakby na wieść o trzeźwości postanowił profilaktycznie najebać się bardziej, by przypadkiem nie zmienić zdania. Po spojrzeniu ciemnowłosej widział, że miała ochotę poprawić wcześniejsze uderzenie, ale tym razem ograniczyła się do pożegnania go uniesionym środkowym palcem, zanim ruszyła w tłum.
  Nie odprowadził jej wzrokiem.
  Jego dramat nie trwał długo i zdawał się odchodzić w niepamięć w miarę, jak jego zaczerwieniony policzek odzyskiwał naturalny kolor i gdy po prostu skupił swój wzrok na parkiecie, jakby wśród tańczących szukał znajomych twarzy. Nie przyszedł tu sam. Nie przyszedł też dosłownie w parze. Kilka osób z uczelni kręciło się po sali, ale to, że rozeszli się po kilku drinkach było tak samo naturalne, jak to, że od czasu do czasu odnajdywali się na nowo. Seiyi nie zdziwił ten nagły atak czułości. Gdy cudza sylwetka przylgnęła do jego torsu, jedynie odruchowo wystawił rękę ze szklanką w bok, by jej zawartość nie wylądowała na głowie dziewczyny. Opuszczając spojrzenie, spodziewał się dostrzec jedną ze studentek, która najwidoczniej zdążyła już przeholować z drinkami. Pomylił się. Ale czy to go zaskoczyło? Chociaż uniósł brwi, był raczej bardziej zdezorientowany słowami nieznajomej niż samą jej obecnością w pobliżu – w takich miejscach trzeba było liczyć się z tym, że kontakt z obcymi ludźmi w różnym stanie był nieunikniony. Zdarzało się, że prawo własności wobec swojego ciała odchodziło w zapomnienie – zaczynało należeć do obcych rąk, czasem ust, a czasem i do cudzego ciała.
  — Może jestem chujem, ale nie jestem kurwa taki stary — odpowiedział, z zaskakującą lekkością dostosowując się do wypowiadania się po angielsku. Nie przypominał sobie, żeby wcześniej znał kogoś, kto posługiwał się tym językiem, co podwójnie wskazywało na to, że raczej się nie znali. Kolejnym potwierdzeniem był zdezorientowany wyraz twarzy nieznajomej, którego nie odwzajemnił, jakby nie było sensu pogarszać tej niezręcznej (dla niej) sytuacji. Czarnowłosy dość szybko oswoił się z faktem, że jeszcze przed sekundą znajdował się w nieznanych objęciach, gdy światło jednej z ruchomych lamp przesunęło się po dwukolorowych tęczówkach, rozświetlając na chwilę jasne plamki, jego spojrzenie sprawiało wrażenie aż nazbyt neutralnego, jak na tę sytuację. Przyzwyczajenie czy niezłomna pewność siebie?
  „Głupio wyszło.”
  — Bywało gorzej — stwierdził, resztę pozostawiając już tylko wyobraźni rudowłosej. Najważniejsze było jednak to, że w perspektywie tego, co głupszego mogło go spotkać, jej drobne potknięcie miało zatrzeć się w jego pamięci z prędkością równą zapomnieniu o wcześniej wymierzonym policzku. — Mam kurwa nadzieję, że wyglądam lepiej od jakiegoś starego chuja. Jeśli nie, wtedy możemy uznać, że jest gorzej — dodał po chwili. Tym razem ze słyszalnym rozbawieniem i gdy przykładał brzeg szklanki do warg, by dopić resztkę whiskey, można było przysiąc, że jeden z kącików ust, uniósł się w ledwo widocznym uśmiechu, którego cień pogłębił się w raz z fioletowym światłem rozlewającym się po chłopięcej twarzy.

@Hecate Shirshu Black | ubiór (buty czarne).
Yakushimaru Seiya

Hecate Black ubóstwia ten post.

Hecate Black

25.11.23 3:25
  Pierwszym co wyłapał wzrok był złoty odcień płynu tkwiącego w szklance, dopiero po chwilę w zasięg wizji wpadła twarz a wraz z nią nietypowy odcień tęczówek — oba te elementy nijak nie pasowały do obrazu brata, który miała przed oczami sunąc za rzekomo znajomą sylwetką. Lico ledwie oświetlane mdłym światłem wirujących przy suficie lamp zdecydowanie nie należało do Sullivana. Niezaprzeczalnie jednak przykuwało wzrok na dłużej, gdzieś z tyłu głowy odpalając mechanizmy odpowiedzialne za ciekawość. Ślepia zmrużyły się tym bardziej, gdy do uszu dotarła tak płynna angielszczyzna; zaskoczył ją wówczas niezaprzeczalnie, nie dało się tego ukryć w żaden sposób. Tkwiące jednak w kącikach tęczówek iskry nie świadczyły o negatywnym wrażeniu.
  — To prawda, nie wyglądasz jak jeden z tych typów po trzydziestce którzy przychodzą tu pomachać portfelem przed twarzami zdesperowanych lasek — zaśmiała się w końcu, już całkowicie rozluźniona; albo udzielił jej się jego spokój albo potrafiła dość naturalnie wybrnąć z nieprzewidzianych sytuacji podobnego sortu. Obróciła nawet subtelnie twarz, kierując wzrok ku jednemu z mężczyzn oddalonego od nich o kilka dobrych stolików — wyglądający na drogi garnitur, lśniący na nadgarstku zegarek, wypastowane buty i tkwiąca naprzeciwko dziewczyna, bóg jeden wie czy wpatrzona w drogiego drinka lądującego przed nią na blacie czy może niezbyt przychylną twarz swojego rozmówcy. — Aczkolwiek trzeba im przyznać, że się starają.
  Żartowała, oczywiście że tak. Nie to było jednak powodem ciągnięcia rozmowy w innym języku. Zaintrygowana pierwszymi wymienionymi słowami postanowiła sprawdzić jak biegle potrafił się nim posługiwać — poszczęściło mu się zasłyszanym w filmie zdaniem, czy może jednak należał do grona poliglotów? Mimo początkowej chęci powrotu do swojego wcześniejszego miejsca mięśnie ani drgnęły, podejmując kolejną, bardzo spontaniczną decyzję w momencie krótkiego hmknięcia aprobaty. Co mogła powiedzieć? Zdobył ją tym zadziornym uśmiechem, najwyraźniej doskonale zdając sobie sprawę jak przyciągać do siebie ludzi. A może to po prostu naturalny urok; czymkolwiek nie byłyby jego umiejętnościami — wrodzonym talentem czy zdobytą w terenie wiedzą — postanowiła zrobić krok naprzód i zając miejsce tuż obok, nie za daleko, by móc wciąż słyszeć go poprzez buchająca z głośników muzykę, może trochę blisko, bo mimo iż już na trzeźwo nie brakowało jej odwagi, to krążący po organizmie alkohol dodatkowo ją wzmagał.
  — Niezaprzeczalnie — odparła bez cienia zawahania, mrużąc jedynie odrobinę oczy. Kącik ust samoistnie powędrował o stopień wyżej na moment przed kontynuacją. — Masz grzechu wartą twarz.
  Subtelnie czy nie, nazywała rzeczy po imieniu. A im dłużej obserwowała lico co kilka chwil otulane różnymi kolorami klubowych świateł tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że rzeczywiście miałby mieć prawo do oburzenia, gdyby nie przyznała mu nietuzinkowej urody. Nie była tylko pewna co bardziej przyciągało — zaczepne, może z lekka znużone oczy, drobny acz śmiały uśmiech czy może całokształt, na jaki składała się cała postać stojącego tuż obok chłopaka.
  — A więc? Jesteś uciekającym przed sławą modelem lub aktorem, który chcąc zaznać codzienności przychodzi do klubów pod osłoną nocy? — Płomienne włosy posypały się z ramienia niemal żywą falą ognia, gdy dziewczyna przechylała nieznacznie głowę, posyłając swojemu rozmówcy zaciekawione spojrzenie. — Cokolwiek by to nie było, mam nadzieję, że dasz się zaprosić na drinka. Powiedzmy, że w ramach rekompensaty za to drobne faux pas.
  Nawet jeśli nie zamierzał skorzystać z okazji, to sama skierowała dłoń ku wbudowanemu w blat panelowi z którego zresztą całe to miejscu słynęło. Dla ówczesnej młodzieży to musiało być cudowne — wklikać kilka rzeczy w mały ekran i dostać tacę shotów albo drinków pod sam nos. Nie była więc zdziwiona faktem, że dookoła tętniło życiem. Pare przesunięć palcem później ciekawskie ślepia o różnych barwach w parze z zaczepnym uśmiechem pomknęły z powrotem ku nieznajomemu chujowi, ale nie takiemu kurwa staremu, zdecydowanie przyciągającemu wzrok. Opcja napoju samego w sobie nie była aż tak istotna, bo przecież chodziło w głównej mierze o zagajenie rozmowy; postawiła więc tym razem na boulevardiera, najwyraźniej poświęcając trzymanemu wcześniej whisky nieco więcej uwagi, niż na to wskazywało. Subtelny ruch nadgarstkiem zachęcił do wyboru.




Ghost Club - Page 3 Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Black

Yakushimaru Seiya ubóstwia ten post.

Yakushimaru Seiya

26.11.23 13:15
W naturalnym odruchu podążył wzrokiem za spojrzeniem nieznajomej. Scena, którą zastał przy stoliku nie była niczym niecodziennym. Klubowa atmosfera sprzyjała dyskrecji, więc przyciągała tych, którym marzyła się jednonocna przygoda z dużo młodszymi od siebie. Yakushimaru cieszył się jednak, że nie został wpakowany do jednego wora z prawdopodobnie żonatymi śmieciami, którym najwidoczniej nie podobało się, że musieli starać się aż za bardzo. I czarnowłosy dostrzegł niezadowolenie na twarzy mężczyzny, który chyba miał już dość machania portfelem i z niecierpliwością czekał aż podpita dwudziestka wreszcie da się zaciągnąć to kibla albo pobliskiego hotelu.
  — Całe kurwa szczęście. Ale typ jest raczej bliżej czterdziestki. Albo już po. Nie jestem też kurwa pewien, kto z nich jest bardziej zdesperowany — stwierdził, przechylając głowę na bok. Mógłby śledzić przebieg wydarzeń jeszcze przez chwilę i dojść do wniosku, że czterdziestoletnia gruba ryba nie była pierwszą ofiarą dziewczyny, ale szybko stracił zainteresowanie, powracając spojrzeniem do swojej przypadkowej rozmówczyni. Dziwiło go, że nadal tu stała, skoro jeszcze przed chwilą pomyliła go z kimś innym. Z kimś, kogo szukała i kto być może dzisiejszej nocy znajdował się gdzieś na sali. — Rozglądasz się za znajomym? Też jest jednym z tych dzianych fagasów? Wiesz, skoro już nazywasz go starym chujem — kontynuował, wciąż dostosowując się do wypowiedzi w języku angielskim. Wyglądało na to, że faktycznie był w stanie zrozumieć wypowiadane przez nią słowa i choć określenie jej potencjalnego kolegi „dzianym fagasem” mogło nie brzmieć przychylnie, czarnowłosy nie wyglądał na kogoś, kto zamierzał ją oceniać lub odwodzić od szukania walidacji u zdradzieckich zjebów.
  Każdy miał swój sposób na życie.
  „Masz grzechu wartą twarz.”
  Barki chłopaka drgnęły targnięte spazmem krótkiego parsknięcia, gdy wreszcie odstawił pustą szklankę na wysokim stoliku obok. Rozbawienie Seiyi nie było jednak żadnym mechanizmem obronnym ani próbą ukrycia zażenowania, zwłaszcza że już po chwili zadziorny uśmiech na jego ustach stał się bardziej wyrazisty. Pasował bardziej do kogoś, kto właśnie uknuł jakiś plan niż do kogoś, kto z wdzięcznością zamierzał przyjąć do siebie komplement.
  — Często to słyszę. Musisz się kurwa bardziej postarać — rzucił zaczepnie, przechylając lekko głowę na bok. Nie traktował poważnie próby wyciągnięcia z rudowłosej jeszcze więcej pochwał na swój temat – lśniące w dwubarwnych tęczówkach rozbawienie mówiło samo za siebie. Mimo tego szybko okazało się, że nie była to ostatnia karta, którą dziewczyna trzymała w rękawie. Yakushimaru skutecznie udało się stłumić śmiech, a w zamian pokręcił głową na boki w teatralnym niedowierzaniu. — O chuj. Szybko mnie przejrzałaś. Tylko nie mów nikomu. Staram się odpocząć od fanek, które kurwa nie mogą się powstrzymać od wieszania mi się na szyi. — Tym razem trudno było mu się zdobyć na wiarygodność. O ile faktycznie jego wygląd czasem przysparzał mu problemy, język potrafił załatwić sprawę w ułamku sekundy. Trudno zresztą było nie spostrzec, że był niewyparzony, gdy tak chętnie wplatał w swoje wypowiedzi wulgaryzmy różnej maści. Kimkolwiek był naprawdę, nie czuł potrzeby dzielenia się tym już teraz, jakby na potrzeby sytuacji był skłonny dopasować się do przypisanej mu roli. — Jasne. Jeśli tylko nie jesteś jedną z tych typiar po trzydziestce, które przychodzą tu pomachać portfelem przed twarzami zdesperowanych chłopaków — powtórzył, ale zanim zdążyła zaprzeczyć, mimowolnie otaksował ją uważniejszym wzrokiem, by szybko podzielić się z nią wyciągniętym wnioskiem: — Bo kurwa wyglądasz na maksymalnie dwadzieścia trzy.
  Obrócił się w stronę ekranu i ku braku zaskoczenia podpiął się pod dokładnie to samo zamówienie. Nie zwrócił większej uwagi na to, że gustowała w whiskey – zdążył przywyknąć do tego, że nie wszystkie kobiety koniecznie musiały przechadzać się po imprezie w towarzystwie przesłodzonych drinków w dużo delikatniejszym szkle. Wbrew temu, że dał się zaprosić, sięgnął po telefon i zanim jego rozmówczyni zdążyła zaprotestować, sfinalizował zamówienie, przykładając elektroniczną kartę do terminala. Wystarczyła chwila, by na ekranie pojawił się zielony haczyk z entuzjastycznym podziękowaniem za dokonanie płatności. Zrobił to bez większego żalu i być może tylko dlatego, że nie była jedną z tych osób, które otwarcie starały się zapewnić sobie darmowe chlanie na ładne oczy, skacząc z jednego kwiatka na drugi.
  — Moje zajebiście kruche ego nie pozwala na to, by ktokolwiek stawiał mi drinki — wyjaśnił, poniekąd kłamiąc w kwestii ego. Nie sądził jednak, by jej wcześniejsze uchybienie było powodem do rekompensaty. Poza wymiętym materiałem koszulki, który zdążył już wrócić do poprzedniego stanu, nic wielkiego się nie stało. — A więc? Wiemy już, że spierdalam przed sławą, więc co ty tu robisz?
  Schował telefon do kieszeni i przesunął wcześniej odstawioną na blat szklankę, by zrobić sobie miejsce. Łokciami wsparł się o blat i choć okrągły stolik, umiejscowiony był całkiem wysoko, Seiya musiał pochylić się nad nim, co sprawiło, że sylwetką niemalże zrównał się z rudowłosą.

Yakushimaru Seiya

Seiwa-Genji Enma and Hecate Black szaleją za tym postem.

Hecate Black

26.11.23 16:40
  Im dłużej przyglądało się wyhaczonej wśród tłumu parze, tym większe rodziło się pytanie, kto tu kogo wykorzystywał. Czy miało to w zasadzie jakiekolwiek znaczenie? Żadnego. Straciła nimi całe zainteresowanie w momencie, w którym padła kolejna bardzo płynna wypowiedź, której trochę się nie spodziewała, a jednocześnie trochę miała nadzieję usłyszeć. A więc pierwszy raz nie był przypadkiem, nie okazał się szczęśliwym trafem w którym zasłyszany w filmie cytat ratuje ci życie. Znów zaplusował, a robił to zaskakująco często w krótkim przedziale czasowym. Dziwiła się jedynie, że z takim wyglądem nie miał jeszcze wianuszka adoratorek dookoła siebie. Rozważała opcję w której niektórych mogła odstraszyć niecodzienna maniera mowy, ale z drugiej strony nie była na tyle cięty by przytłoczyć tak okazałą urodę. Nie wspominając już o dodających jej kolczykach, których błysk zdołała wyłapać podczas przelotu niebieskiego światła. Jak ktokolwiek mógł nie chcieć do niego podejść? Może dopiero przyszedł, a może spławiał każdą kandydatkę i kandydata.
  — Nie był dzianym fagasem, gdy ostatnio go widziałam. Ale narobił sobie kłopotów, więc dostał kilka nowych ksywek. Starym chujem został między innymi dlatego, żeby zabolało go ego — Być może powinna lecz nie wzięła do siebie komentarza chłopaka, zamiast tego odpowiadając krótkim, naturalnym parsknięciem śmiechem. Określenie Sullivana mianem dzianego fagasa było czymś, czego się nie spodziewała i o ile nie zbijał fortuny na kontrabandzie, to nie mogła mu przypisać podobnego tytułu. Z drugiej strony, bóg jeden wiedział co w ogóle się z nim działo.
  Jak mogła jednak zaprzątać sobie myśli bratem, gdy tuż obok, ledwie kilkanaście, może kilkadziesiąt centymetrów w przód siedział ktoś z tak przepysznie zadziornym uśmiechem? Błądzący po ustach uśmiech był niczym w porównaniu do ekscytacji rozpierającej żyły. Gdyby wcześniej wiedziała, że da się tu spotkać tak interesującą osobę, już dawno obrałaby Ghost Club za cel. Przenikliwe spojrzenie, ciemne włosy, doskonałe dobrane akcenty pod postacią licznych kolczyków. Ile ich miał? W trakcie przestała liczyć, bo posiadał więcej biżuterii niż ponad połowa tego miejsca dobrego smaku. Wobec wszystkich tych atutów ciężko było się dziwić najwyraźniej dość wysokiej samoocenie. Nie oceniała go, nawet by nie śmiała.
  — Lubię wyzwania, więc zgoda, ale ostrzegam, bo właśnie stworzyłeś potwora — odparła, wiedząc już, że wyciągnięcie na stół karty z tymi paskudnie żenującymi pick-upi line'ami było chyba najgorszą opcją, którą mogła wybrać. Z drugiej strony, jeśli nawet one nie odstraszą bruneta, to jedynie potwierdzi się teoria, że miał w sobie to coś. — Wmuruje cię, wybuchniesz śmiechem albo uciekniesz z zażenowania. Aczkolwiek z tego co widzę lubisz zaskakiwać, więc kto wie? — odchrząknęła teatralnie, przykładając nawet stuloną w pięść dłoń do ust dla lepszego efektu. — Want to go outside for some fresh air? Cause you took my breath away.
  Tylko dzięki sporym pokładom silnej woli nie zaśmiała się na koniec, zamiast tego skupiając uwagę na bacznej obserwacji twarzy swojego rozmówcy. Chciała wyłapać każde najmniejsze drgnięcie mięśnia, najdrobniejszą reakcję, która powiedziałaby jej co mógł o tym myśleć. Byłoby szkoda gdyby rzeczywiście zamierzał wstać i wyjść w stanie tak wielkiego zażenowania, że sama nazwa klubu wywoływałaby w nim traumę. Przy okazji nie pogardziłaby szybkim wyjściem na papierosa, więc słowa zgrały się idealnie z sytuacją. Wyciągnęła nawet opakowanie fajek z drobnej, prawie niewidocznej kieszonki w sukience, posyłając chłopakowi nieme pytanie. Wyglądał na palacza, ale pozory potrafiły mylić, wolała się więc upewnić.
  — Twój sekret jest ze mną bezpieczny — zapewniła grobowym tonem, dodatkowo dotykając dłonią serca. — Co w sytuacji, gdy ktoś cię rozpozna? Klub może być ciemny, ale przystojna twarz zawsze przyciągnie wzrok.
  Kimkolwiek by nie był, podobała jej się ta drobna gra słowna. Nie tylko nie zdradzała najciekawszych szczegółów przedwcześnie, ale pozwalała również na pobudzenie ciekawości drugiej strony. Jeśli panny rzeczywiście rzucały mu się tak chętnie na szyję, to nie mogła ich obwiniać nie tyle ze względu na wygląd chłopaka, ale i intrygujący charakter pokazywany w każdej wypowiedzi.
  — Niespecjalnie przepadam za desperatami, są raczej nudni i dość przewidywalni, gdy już zdecydują się do ciebie podejść. Te drugą część natomiast uznam za komplement — zaśmiała się, na razie nie czując większej potrzeby naprostowywania kwestii swojego rzeczywistego wieku. Dobrze się przecież bawili wymieniając wyimaginowanymi scenariuszami, dlaczego więc to psuć? — Mam tylko nadzieję, że żadna psychofanka nie przyjdzie mnie zaraz wyjaśnić za rozmawianie z jej idolem?
  Mimowolnie zerknęła na niewielki ekranik, gdy rozmówca wybrał drinka. Mruknęła wówczas pod nosem zainteresowana lecz nim zdążyła choćby rozchylić usta do uformowania pytania, on już finalizował płatność jednym szybkim ruchem. Cmoknęła wtedy z lekka rozbawiona, posyłając mu kolejne krótkie spojrzenie; ciężko było określić, czy nagły błysk w kolorowych ślepiach był jedynie odbijanym światłem wiszących u sufitu neonów, czy może czymś zupełnie innym. Nie zamierzała się jednak kłócić ani ingerować w męską dumę, więc wsparła tylko policzek na dłoni, poświęcając kolejne kilka sekund na zlustrowanie okazałej twarzy wzrokiem.
  — Nie dość że gentelman, to jeszcze z dobrym gustem — zauważyła, obserwując jak zmieniał pozycję. — W dodatku dobrze kłamie — Dodatkowy komentarz zwieńczyła posyłając rozmówcy szybkie oczko. Przez te... ile już minęło? Nie była pewna, ale ciężko było nie zauważyć, że nieznajomy wręcz emanował pewnością siebie, doskonale znając swoją wartość, nie można więc było mówić o czymś takim jak kruche ego.
  — Powiem ci, ale to delikatna sprawa — mruknęła konspiracyjnym tonem, dyskretnie rozglądając na boki z nagle bardzo poważnym wyrazem twarzy. Gdy dotychczas podtrzymująca ciężar głowy dłoń opadła na blat, Black pochyliła się ku swojemu rozmówcy chcąc zachować jak największe pozory prywatności. Trochę kusiło, by policzyć wszystkie jasne plamki tych czarująco ciemnych oczu; zdołała się jakoś powstrzymać, choć łatwo nie było. Wypity wcześniej alkohol kusił, choć nie bardziej niż ten zadziorny uśmiech z naprzeciwka.
  — Pracuje dla grubych ryb biznesu. Wysłali mnie tu specjalnie pod przykrywką żebym znalazła pewnego modela zbiegłego z planu. Podobno zniknął gdy wszyscy byli na miejscu i nikt nie wie jak to zrobił ale jest jedyny w swoim rodzaju i urodą przyćmiewa konkurencję bez mrugnięcia okiem, więc płacą gruby hajs za prowadzenie go z powrotem — Ton głosu opadł do półszeptu, jakby rzeczywiście obawiała się dodatkowej pary uszu wyłuskującej z rozmów dookoła najciekawsze kąski. — Podobno niezły z niego buntownik, więc jeszcze nie jestem pewna jak przekonać go do współpracy. Może masz jakieś pomysły? — Wypowiedź zwieńczył zaczepny półuśmiech unoszącej tylko jeden z kącików ust.
  — Mówią że jest jakiś nieziemsko przystojny, że aż zapiera dech w piersiach, ale może zamiast niego przyprowadzę im ciebie? Jestem pewna, że nie będzie miał szans.




Ghost Club - Page 3 Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Black

Seiwa-Genji Enma and Yakushimaru Seiya szaleją za tym postem.

Yakushimaru Seiya

29.11.23 18:56
Usta chłopaka poruszyły się, formując odpowiedź na kształt „czaję” idącą w parze z krótkim przytaknięciem. To ono miało tu więcej znaczenia niż głos zlewający się z burzliwym tłem otoczenia – muzyką, śmiechem, krzykami i piskami rozbawionych dziewczyn. Domyślił się, że kogokolwiek szukała, prawdopodobnie go tu nie było. Miała nadzieję, że tu był, ale zamiast tego zupełnym przypadkiem zderzyła się z Yakushimaru, który najwyraźniej miał na tyle dobre obycie w kontaktach z innymi – zwłaszcza z płcią przeciwną – że nie potrzebował nie wiadomo jak wielu sygnałów, by zrozumieć, że jego towarzystwo przypadło komuś do gustu. Zainteresowanie było w tym przypadku w pełni wzajemnym odczuciem, choć spodziewał się, że tak jak wiele przypadkowych znajomości na imprezach, i ta następnego dnia odejdzie w zapomnienie. Nie stanowiło to jednak przeszkody ku temu, by iść z prądem i korzystać z okazji, gdy akurat nie miał nic lepszego do roboty, a spożyty tej nocy alkohol wszedł na tyle mocno, że czas stał się już tylko pojęciem względnym, bo był w stanie prowadzić rozmowę tak, jakby znali się z rudowłosą już od dobrego miesiąca, a nie od zaledwie dwóch minut. Właśnie to najbardziej lubił w głośnych imprezach – możliwość robienia wszystkiego, na co tylko miało się ochotę, bo koniec końców o poranku i tak przeważnie wszyscy mieli w to wyjebane. To, co ważne, czekało na niego poza tłocznym lokalem, ale na razie nie musiał o tym myśleć. I to też było w porządku.
  Teraz jego uwaga skupiona była na nieznajomej, która na ten moment była punktem na osi, gdzie czas się zatrzymał. Nawet jej imię nie było ważne aż tak bardzo, jak to, że ku jego zadowoleniu podjęła wyzwanie. Czarnowłosy uniósł nawet brew, wyraźnie spoglądając na nią z góry, jakby dla podsycenia atmosfery, chciał jej uświadomić, że będzie musiała się bardzo postarać, bo w przeciwnym razie nie da sobie rady.
  — No to kurwa dawaj. Najwyżej zaskoczę cię tym, jak szybko umiem spierdalać — rzucił zgryźliwie, krzyżując swobodnie ręce na klatce piersiowej. Wiedział jednak, że niezależnie od tego, co dziewczyna miała na końcu języka, nie zamierzał ruszyć się z miejsca, bo w gruncie rzeczy był w stanie przetrawić wiele rzeczy, zwłaszcza że sam nie zawsze popisywał się wybitnym słownictwem. Mimo wszystko nie był w stanie powstrzymać krótkiego parsknięcia na dźwięk pierwszego tekstu, na jaki udało jej się wpaść. Na szczęście rozbawienie z jego strony było bardziej pozytywne niż prześmiewcze. W porę jednak odzyskał rezon tylko po to, by po lekkim przechyleniu głowy na bok, zrewanżować się wyjątkowo gładkim odbiciem piłeczki: — Don’t worry. I know CPR.
  Zauważywszy wyciągniętą paczkę papierosów, czarnowłosy od razu pokręcił głową w geście odmowy. Nie była pierwszą osobą, która zakładała, że był jednym z palaczy. Gdyby nie przyzwyczajenie, powiedziałby, że być może powodem braku tchu był właśnie ten cuchnący dym, ale nie był tu po to, by sprowadzać innych na dobrą drogę.
  „Co w sytuacji, gdy ktoś cię rozpozna?”
  — Jestem całkiem niezły w spławianiu ludzi. Pewnie ciężko w to kurwa uwierzyć, ale zdążyłem już dziś dostać po ryju. Było warto — stwierdził, kiwając ledwo widocznie głową na potwierdzenie swoich słów. Oberwanie z liścia było o wiele mniej nieznośne od towarzystwa desperatki. Może dlatego łatwo było mu zrozumieć punkt widzenia rudowłosej, a wręcz go docenił. — Skoro nie łowisz desperatów, zawsze możemy udawać, że przyszliśmy tu razem. Wtedy żadna fanka nie będzie mogła się do niczego przypierdalać. Wiesz jak to jest – kto pierwszy, ten kurwa lepszy. — Rozłożył ręce w geście mówiącym, że dla niego sprawa była prosta. Nie zamierzał jednak zmuszać jej do swojego towarzystwa, więc gdzieś w całej tej wypowiedzi między wierszami nadal czaiło się nieme zapytanie, czy taki układ jej odpowiadał. Po części mogła czuć, że nie ma wyboru po tym, jak bezpardonowo opłacił cały rachunek, ale nie wyglądało na to, że był jednym z tych facetów, którzy lubili się narzucać, byleby tylko osiągnąć jakiś konkretny cel.
  Uniósł brwi w zaskoczeniu, które stało się jeszcze wyraźniejsze, gdy jasne światło reflektora przesunęło się po jego twarzy. Było ono jednak równie teatralne, co lekkie zapowietrzenie, gdy został niesłusznie oskarżony o kłamstwo.
  — Zawsze jestem kurwa do bólu szczery — zaoponował, ale nie poświęcił tej kwestii dużo czasu, gdy został skuszony perspektywą poznania nowej tajemnicy. Nieważne, że zmyślonej. W naturalnym odruchu też pochylił się nad stolikiem jeszcze bardziej – na tyle, by być pewnym, że wyczuwalny zapach perfum należał właśnie do niej i zdążył zrobić się intensywniejszy od wcześniejszego tańca. Pozornie zaabsorbowany historią, wsparł policzek na zgiętych palcach, ale gdzieś w połowie jej opowieści, spojrzał w bok gdzieś ponad jej ramieniem, jakby miał w planach odnaleźć poszukiwaną przez nią osobę. Bo przecież to nie on był modelem, który uciekł z planu. — Chyba wiem, o kim mówisz — stwierdził, palcem wolnej dłoni, celując gdzieś w tłum. Na boku dostrzegł niezbyt chętnego do zabawy chłopaka, który wyglądał, jakby został zaciągnięty na imprezę siłą, bo jego koledzy liczyli na to, że zdoła złowić sobie jakąś dziewczynę. Sama jego postawa wskazywała na to, że brakowało mu pewności siebie. Ledwie tknął alkohol w swojej szklance. — Widać, że ma kurwa bunt we krwi. Nie wiem czy dam radę z nim konkurować i nie wiem, co na to moja obecna agencja. — Uniósł spojrzeniem w stronę upstrzonego lampami sufitu, jakby rozważał opcję zmiany pracy. Ledwo zdążył powrócić wzrokiem do różnokolorowych tęczówek rudowłosej, a jego usta już rozciągał zawadiacki uśmiech: — Może spierdolił stamtąd nie bez powodu? Jeśli miałbym się zgodzić, musiałabyś mieć dla mnie naprawdę zajebistą ofertę. Więc? — Przechylił głowę na bok, co w niemym języku przemawiało samo za siebie. Zachęć mnie.

Yakushimaru Seiya

Seiwa-Genji Enma and Hecate Black szaleją za tym postem.

Hecate Black

29.11.23 23:34
  Lubiła wyzwania, podobała jej się więc ta drobna konkurencja która wyniknęła z rozmowy czystym przypadkiem. Skłamałaby mówiąc, że nie podobał jej się bieg wydarzeń, bo nawet jeśli siedzący tuż obok chłopak nie był tym, którego myślała że znalazła, to nie był również w żadnej mierze od tamtego gorszy. Towarzyszył mu równie, o ile nie bardziej cięty język, ten dziki, pociągający blask w oczach i uśmiech miękczący niejedne kolana. Początkowo myślała że odczuwana w mięśniach ekscytacja była efektem spożytego już wcześniej alkoholu, ale im więcej czasu spędzała w towarzystwie nieznajomego, tym więcej argumentów miała by zanegować tamtą tezę. Odpowiadał na każdą zaczepkę, sam również uśmiechał się w sposób tak kuszący, że nie sposób było się oprzeć, a na dodatek wszystkiego nie tylko potrafił dotrzymać jej kroku w ojczystym języku, ale i nie spaść z krzesła przewróconego zażenowaniem, gdy rzucała jednym z beznadziejnych pick-up line'ów zasłyszanych w młodości w serialach oglądanych przez ciotkę.
  Parsknęła śmiechem, nie będąc w stanie powstrzymać drżących od rozbawienia ramion; migającego co jakiś czas światła podkreślały obsypaną ciemnymi tatuażami skórę — kolejny element odróżniający Black od większości otoczenia. Przychodząc często do klubów takich jak ten mimowolnie obserwowała ludzi wyciągając przy tym mniejsze lub większe wnioski. Z tego jednak co zauważyła niewielka część społeczeństwa nosiła na sobie ślady tuszu. Nie interesowały ich podobne akcenty, podobna przyjemność była tutaj droga, a może z obawy przed błędnym przypisaniem do gangu? Nie wiedziała, nie czuła się tez na tyle zainteresowana by roztrząsać sprawę.
  — Dobra, masz mnie, nie spodziewałam się — powiedziała w końcu, bokiem palca ocierając pojedynczą łzę rozbawienia.  — In that case, I ought to complain to Spotify for you not being named this week’s hottest single.
  Ramiona znów się podniosły, tym razem w krótkim, bezwiednym geście zrozumienia. Nawet jeśli sama paliła już nałogowo, nie zamierzała robić tego w towarzystwie osób o płucach nieskalanych rakotwórczym dymem ani tym bardziej do niczego zmuszać. Noc była jeszcze młoda, nie wątpiła więc, że trafi się jeszcze okazja na zaspokojenie niezbyt zdrowej potrzeby. Paczka zniknęła więc bezpowrotnie w połach materiału bóg jeden wie co jeszcze skrywającej sukienki.
Ciekawskie ślepia rozszerzyły się na wieść o wymierzonym policzku, w jednym pociągnięciu unosząc również kąciki do odrobinę tylko niedowierzającego wyrazu; gdzieś w tle wciąż błąkał się tłumiony uśmiech.
  — Prawda, bardzo ciężko w to uwierzyć — Skinęła nawet z lekka głową, zaraz jednak nachylając się bardziej ku niemu, jakby szukała jakiegokolwiek śladu po uderzeniu. Zaraz nawet, tknięta może nagłym impulsem a może potrzebą poderwała jedną z rąk w powietrze, pojedynczym pełnym ulotności ruchem odsuwając jeden ze zbłąkanych kosmyków chłopaka. Nic zbyt oczywistego, zbyt natrętnego, ale jednocześnie wystarczającego, by pozostawić po sobie wspomnienie dotyku. — Kto ośmielił się próby zbeszczeszczania takiego dzieła sztuki? Ale skoro było warto, to musi być ciekawa historia. Care to share? — Kolejne słowa chłopaka wyłuskały kolejny błysk z kolorowych ślepii Black. Nie musiała się długo zastanawiać, w zasadzie w ogóle tego nie zrobiła — w momencie w którym otworzył usta po raz pierwszy stał się jedyną istniejącą osobą w promieniu kilkunastu kilometrów, cała reszta klubowiczów jak przestała mieć jakiekolwiek znaczenie, stali się tylko nieważnym dodatkiem. Gdzieś w tle z głośników wybrzmiała bardziej rytmiczna muzyka, większość z gości poderwała się wraz z nią do taca, utrudniając wędrówkę kelnerów między stolikami. Gdy przyniesiono ich własne drinki, nawet nie odwróciła wzrok od swojego nowego towarzysza, zerkając ku stojącemu między nimi szkle dopiero gdy znów zostali sami; szklanka wylądowała w dłoni dziewczyny, uniesiona wyżej do wyraźnego toastu. — W takim razie za te wszystkie biedne dziewczyny, którym właśnie ukradłam najseksowniejszy kąsek tego i prawdopodobnie wszystkich przyszłych wieczorów. Niech z zazdrości płoną w piekle, bo nienawidzę się dzielić.
 Brzeg naczynia wylądował przytknięty do pełnej wargi, gdy dziewczyna kosztowała świeżo zrobionego drinka. Whisky jak to whisky, nawet jeśli z dodatkami, to przebijało się ponad nimi na swój osobliwy sposób, niemożliwe do stłumienia. Trochę przypominało jej chłopaka z którym doznała przyjemności spędzenia wieczoru — tak samo jak i bursztynowy w kolorze trunek  nie dawał się przyćmić nikomu w całym tym lokalu, w zasadzie to sprawiał wrażenie jakby nawet nie próbował, nietuzinkowy charakter z niewyparzonymi ustami i wyglądem młodego boga robiły to za niego.
Na zapewnienie o szczerości opowiedziała mu tylko krótki, przekornym uśmiechem.
  Zaintrygowana wyłowieniem z tłumu wyimaginowanej osoby o której opowiadała obróciła głowę, łapiąc w zasięg oczu wskazanego chłopaka. Rzeczywiście nie wyglądał na imprezowicza z krwi i kości; nieco przygarbiona postawa, biodra oparte o blat, ale nie w taki sam kuszący sposób w jaki robił to jej rozmówca, tylko taki od niechcenia, jakby ktoś przewiercił mu miednicę grubymi śrubami uniemożliwiającymi ruch. Wpatrywał się w trzymanego drinka jak w ostatnią nadzieję, że pośród pływających w alkoholu plastrów pomarańczy odnajdzie wystarczający powód do zmycia się sad raz na zawsze.
  — Obawiam się, że masz rację, nie wygląda na skorego do współpracy. Konkurowanie z nim też nie miałoby sensu — mruknęła nisko, powoli odwracając twarz z powrotem do swojego rozmówcy. Twarz miała pełną powagi i przekonania co to zapadłych między nimi słów, a dotychczasowy błysk zainteresowania w oczach gdzieś zniknął. Barwne tęczówki odnalazły swoje ciemne odpowiedniki w przeciągu jednego mrugnięcia, podczas którego wsparte na blacie przedramiona pchnęły ją jeszcze bardziej naprzód, niemal tak blisko, że ledwie marny oddech zakrapiany delikatnie nuta whisky i pomarańczy dzielił jedne usta od drugich. Zadziorna iskra powróciła wówczas do zaczepnych oczu zaś usta wygiął kokieteryjny uśmiech. — Jeszcze by się kompletnie załamał tak widowiskową porażą w swojej dotychczasowej karierze.
  Kolejny łyk drinka nastąpił już po odsunięciu się w tył. Zsunęła się wówczas z zajmowanego miejsca, w akompaniamencie stukotu obcasów obchodząc stolik, by znaleźć się tuż przed brunetem. Ręce pokryte licznymi, pełnymi czerni wzorami wyciągnęły się naprzód, poprawiając kołnierzyk koszulki chłopaka; moment później zadzierała nieco głowę, by móc znów zajrzeć w te pociągające ciemne oczy.
  — Gdybym mogła cię ukraść, to na pewno bym nie oddała, ani twojej ani mojej agencji. Jebać sprzedajnych frajerów, mają tyle forsy, że stać ich na utratę jednego modela — Na przechylonej na bok twarzy wykwitł prowokujący wyraz. Wspomniała przecież, że nie miała w naturze dobrodusznego dzielenia. — Może zaczniemy od tańca, partnerze? Po drodze możesz zdradzić swoje imię, tylko nie za głośno, gdyby się okazało, że podsłuchuje nas jedna z twoich fanek.




Ghost Club - Page 3 Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Black

Seiwa-Genji Enma and Yakushimaru Seiya szaleją za tym postem.

Sponsored content
maj 2038 roku