i was never tame, that's how they all know my name ✦ Kisara x Kaname
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Satō Kisara

9/4/2023, 00:25
Rok 2029. W połowie roku akademickiego.







🌙

 Pierwszą rzeczą, którą poczuł po wejściu do pomieszczenia, było gwałtowne buchnięcie ciepłego powietrza prosto w jego twarz. Jak zwykle zaatakowała go cała kakofonia dźwięków i świateł, na to jednak był w pełni przygotowany, przychodząc tutaj — zwyczajnie nie było innej opcji dla Kisary oprócz zakończenia imprezy z bólem głowy, prędzej czy później. Miał sporą nadzieję, że tym razem nastąpi to później. Dzisiejszy wieczór był jego pierwszą okazją od naprawdę długiego czasu, żeby porobić coś innego niż siedzenie do późna z nosem w notatkach. Wzmożony okres egzaminów wreszcie dobiegł końca; jeszcze dzisiaj rano pisał ostatni test z prawdopodobnie najbardziej znienawidzonego przez niego przedmiotu, wieczór jednak miał być czasem na odreagowanie — taki tryb przyjmował się dobrze wśród studentów po zakończeniu każdego semestru, przy czym dzisiejsza impreza była zwieńczeniem ich już… dziewiątego semestru. Nie powiedziałby, że czas ten minął łatwo, ale z pewnością szybko.
 Pomimo perfekcyjnie uargumentowanego zmęczenia, kumulującego się już od kilku tygodni, zebrał w sobie siły, żeby naprawdę dobrze się ubrać. Nawet nie musiał się długo zastanawiać — praktycznie zaraz po otworzeniu szafy wiedział, w czym chciał iść, co automatycznie potraktował jako dobry znak. Top, jaki przywdział, był koloru pudrowego niebieskiego, zgrywając się harmonijnie z jego równie jasnymi oczami; materiał, z jakiego był zrobiony, był bardzo cienki, żeby zrekompensować to, że jego rękawy sięgały aż do połowy dłoni. Ciasno również opinał klatkę piersiową, co wcale nie ukrywało kryjących się tam kolczyków, i kończył się zaraz nad jego talią. Tam, trochę niżej, w klubowym świetle błyszczał srebrny łańcuszek z małymi kryształkami oplatający mu luźno brzuch. Do tego zdecydował się na czarną spódniczkę (choć ubierał się w podobny sposób już od lat, nadal czuł iskierkę niepewności przy tej części garderoby) i zabudowane buty, które dodawały mu kolejne pięć centymetrów do wzrostu. W kącikach oczu dorysował sobie kreski, które nadały im intrygującego, lisiego wyrazu, a długie czarne włosy, które nadal miały na końcówkach trochę różowego koloru (wskutek pewnych eksperymentów), splótł najpierw w wysoki kucyk, a potem w warkocz, który pewnie do rana będzie już w zupełnym bałaganie.
 Miejsce, w którym odbywała się zabawa, było właściwie piwnicą jednego z dzieci zamożnych mieszkańców Fukkatsu będących, tak się składało, na tym samym roku, co Kisara. Choć lokalizacja mogła brzmieć bardzo zachęcająco, owa piwnica była ogromna. Niewiele brakowało jej do stania się prawowitym klubem, jeśli Kisara miałby oceniać; prawdę mówiąc, był w klubach gorszych niż ten… przybytek.
 Przyszedł trochę spóźniony, o ile na imprezę można w ogóle przyjść za późno — a to dlatego, że w środku była już ogromna ilość osób. Na jego skórze od razu pojawił się delikatny film w postaci kropelek potu od panującego tu ciepła. Nie musiał jednak długo przeciskać się przez tłum, gdyż jego znajomi wypatrzyli go w rekordowym tempie.
 — Kisaraaaa, no wreszcie — krzyknął Hiyori, chłopak o jasnobrązowych włosach, wprost do jego ucha, a to dlatego, że właśnie złapał Kisarę w niedźwiedzi uścisk. Jin westchnął teatralnie i po chwili odwzajemnił gest, musząc się jednak sporo pochylić. Hiyori był tyci, a dzięki wysokim butom Kisary — jeszcze mniejszy. — Co tak długo? Już myśleliśmy, że nie przyjdziesz wcale.
 — Przecież mówiłam, że będę — prychnął, uśmiechając się kątem ust. Męczyli go wieki, by gdzieś z nimi wyszedł, ale w trakcie egzaminów absolutnie nie było nawet takiej opcji. Chociaż dobrze o tym wiedzieli, wcale nie przeszkadzało im to w bardzo natarczywym przekonywaniu.
 — Yori, tylko spójrz na niego, to będziesz wiedział, czemu tak długo — powiedziała głośno Yureha, która pojawiła się nagle za jego przyjacielem. Puściła do niego oczko. — Wyrywamy dzisiaj, co?
 Wyszczerzył zęby, nonszalancko odgarniając warkocz za plecy.
 — A jak myślisz? — rzucił w odpowiedzi, na co dwójka z nich głośno się zaśmiała.
 — No, no, faktycznie… — rzekł Hiyori, ciągnąć delikatnie za srebrny łańcuszek oplatający jego talię.
 — Sio — mruknął, dając mu po łapach. — Nie dla ciebie.
 — Ooo, a dla kogo niby? — Yureha uśmiechnęła się w taki sposób, że już wiedział, że źle skonstruował to zdanie. Zbliżyła się do jego ucha, by wyszeptać po chwili: — Wiesz, kto też tu jest? Twój—
 — Nie wiem — przerwał jej od razu, domyślając się w jaką stronę zaraz pójdzie ta rozmowa. Wywrócił oczami tak, że przez chwilę było widać mu same białka oczu. Choć jego przyjaciółka wydawała się rozbawiona, a więc osiągnął swój cel, w duchu poczuł charakterystyczne już dla niego podenerwowanie na myśl o nim. Co niby go miało obchodzić, że Kaname również przyszedł? Przy ostatnim wspólnym projekcie (czemu wykładowcy ciągle przydzielali ich do tych samych zespołów…? Pewnie dlatego, że wspólnie mieli zawsze najlepsze wyniki.) znowu się pokłócili o kompletną głupotę, która okazała się dla obu najwidoczniej sprawą życia i śmierci.
 Wbrew sobie i tak zaczął się za nim rozglądać.
 Gdy tylko się zorientował, co robi, ze zirytowaniem pstryknął dziewczynę w czoło i nie przejmując się jej oburzonym parsknięciem, poszedł po jakiś alkohol. Pewnie przyda się go dzisiaj dużo.



Ostatnio zmieniony przez Satō Kisara dnia 26/5/2023, 17:59, w całości zmieniany 2 razy



   
   

     WAS IT JUST A DREAM?
   

   

     AM I IN TOO DEEP?
   

Satō Kisara

Shirotani Kaname ubóstwia ten post.

Shirotani Kaname

9/4/2023, 06:51
   Będziesz dzisiaj?

   Będę. Przecież ci obiecałem.

   Z tobą nie wiadomo.

   … obiecałem.


   Więc, zgodnie z daną jej obietnicą – był, zwłaszcza że wczoraj udało mu się zwyciężyć w walce z bezsennością, mimo że miał się już poddać i nie iść spać. Jego twarz wciąż wyrażała zmęczenie z poprzednich dni, chociaż dzisiaj czuł się już w pełni sił; sińce pod oczami widać było również w kolorowym świetle LEDów. Być może ten problem ze snem wynikał ze stresu związanego z egzaminami, bo przecież się do nich znowu nie uczył – ale czemu by miał zawracać sobie takimi rzeczami głowę? Będzie to robić, jak już zostanie tym psychiatrą. Póki co miał zamiar być przeciętnym człowiekiem, który nie ma pojęcia, czym jest choroba psychiczna, a co dopiero lekarstwo na nią pod postacią terapii.
   Nie wiedział, dlaczego tak bardzo zależało jej na tym, żeby się tu pojawił, ale nie obchodziło go to; musiał spłacić dług, który u niej zaciągnął, a jeśli miał to zrobić w tak tani sposób, to dlaczego nie? Chociaż może jednak będzie go to kosztować drożej, niż się spodziewał – przeszło mu przez głowę, kiedy obca mu osoba zaczęła z nim rozmowę o… nie miał pewności, o czym; zdaje się, że o niczym. Działał na większość ludzi na jeden z dwóch sposobów – albo ich od siebie odrzucał, albo przyciągał. W tym przypadku padło na to drugie. Lata życia poświęcił na myślenie o tym, dlaczego tak się działo, aż w końcu musiał pogodzić się z faktem, że chodziło o jego wygląd. Jego charakter nie miał właściwie żadnego znaczenia; bez względu na to, jakie miał nastawienie, ludzie mieli już opinię na jego temat, zanim zdążył cokolwiek do nich powiedzieć. Z wiekiem było jednak coraz mniej osób, którym jego albinizm przeszkadzał – przynajmniej otwarcie, bo tego, co o nim mówili w zamknięciu czterech ścian, nie mógł usłyszeć – a coraz więcej tych, które były nim zainteresowane lub których… nie obchodził. Z zainteresowaniem nie miał pojęcia, co robić, obojętność za to przyjmował z ulgą. Dzieci były pod względem oceniania innych w kontekście wyróżniających ich z tłumu cech dużo bardziej bezduszne, nie umiejąc jeszcze oddzielić swoich słów od swoich myśli. Jak przez mgłę pamiętał ich śmiech. Odmieniec, odmieniec, odmieniec.
   O czym ty teraz myślisz, Kaname? Potrząsnął głową, uwalniając się od tych myśli, i wrócił do rzeczywistości, w której od razu przypomniał sobie, dlaczego nimi od niej uciekł; mężczyzna dalej mówił o rzeczach, którymi nie mógł albo nie chciał się zainteresować. Nie miał pewności. Być może powinien przejąć rozmowę; uczynić ją taką, jaką pragnął, żeby była. Ale nie potrafił. Przyzwyczaił się do tego dualizmu; do tego, że albo od początku miał z człowiekiem więź, jaką w końcu mógł przeciąć, albo jej nie było i nie będzie. Nie umiał jej budować. Czy to przez to, że całe dzieciństwo spędził samotnie? Właściwie to dopiero w ciągu ostatnich kilku lat życia zaczął uczyć się tego, jak obchodzić się z innymi ludźmi, i to głównie dzięki grupie osób, które poznał teraz, na studiach. Przygarnęli go do stada jak swojego, mimo że było z nim coś nie tak. Chociaż po takim czasie nie czuł już potrzeby kontaktu z drugim człowiekiem – a przynajmniej tak mu się wydawało – to spędzanie z nimi czasu miało na niego działanie, którego nie mógł nie widzieć. Poza tym… z praktycznego punktu widzenia, jeśli chciał zostać psychiatrą, powinien umieć maskować własne zaburzenia osobowości przed pacjentami. Zachowywanie się zgodnie ze standardami narzuconymi przez społeczeństwo wymagało jednak od niego uwagi, którą nie zawsze był w stanie poświęcić otoczeniu – dlatego rozdzielił swoją osobowość na domowego i wyjściowego Shirotaniego. Póki co działało.
   – Słuchasz mnie?
   Drgnął, czując dłoń na ramieniu; spojrzał spod zmrużonych powiek na mężczyznę, który ją na nim położył, nieświadom tego, co robi. Przecież nie mógł wiedzieć, że tego nie chciał. Jego zachowanie, czy Kaname się to podobało czy nie, było w pełni naturalne. Westchnął, zmuszając usta do ułożenia się w uśmiechu. Nie chciał, żeby ktokolwiek dowiedział się o jego… problemie. Nie miał odpowiedzi na pytania zaczynające się od dlaczego. Nie wiedział dlaczego – albo nie chciał wiedzieć. Instynktownie też, jak zwierzę, wolał nie pokazywać innym słabości, którą mogli wykorzystać przeciwko niemu.
   – Tak, oczywiście.Więc o czym mówił? Wcale nie słuchałeś, Kaname.Tylko wiesz, nie czuję się za dobrze.
   – Źle się czujesz? Cholera, pomóc ci jakoś?
   – Nie, nie trzeba. Pójdę……na balkon? Nie, pójdzie za tobą. Nie kłam. Powiedz prawdę.…do łazienki.
   Odsunął się – ani za wolno, ani za szybko, w idealnie normalnym tempie – przerywając kontakt, jaki z nim miał, i rzeczywiście ruszył w jej stronę. Pomimo tego, że nie dotknął bezpośrednio jego ciała, i tak czuł obrzydzenie, którego źródła nie potrafił wskazać. Teraz fobia nie była tak silna jak dawniej, jednak wciąż zdarzało mu się ulegać myślom, o jakich w głębi siebie wiedział, że nie są logiczne. Co zrobić? Wytrzymać? Ekspozycja z powstrzymaniem reakcji była podstawowym sposobem pracy z zaburzeniami takimi jak jego, jednak łatwiej było mówić mu o terapii ERP jako lekarzowi, a dużo trudniej postąpić zgodnie z jej wytycznymi jako pacjent.
   Zatrzymał się, w ostatnim momencie unikając zderzenia z kimś, kogo w pierwszej chwili – będąc już samemu po kilku kieliszkach wódki – nie poznał, zwłaszcza w takim wydaniu. Jin.
   – Kisara-senpai – zwrócił się do niego po imieniu, swoim tonem głosu nie pozostawiając mu żadnych wątpliwości co do tego, co sądzi o używaniu takiego tytułu grzecznościowego w jego przypadku. – Nie musisz się uczyć?
   Nie szydził z niego z powodu jego wyglądu, chociaż też wyróżniał się na uczelni, tylko że na swoje życzenie, co było dla Shirotaniego, który nie miał w tej kwestii wyboru – poza, oczywiście, regularnym farbowaniem włosów – co najmniej dziwnym zachowaniem. Jak ktoś mógł z własnej woli chcieć zwracać na siebie uwagę? Nie bardzo go w każdym razie obchodziło to, jak się ubiera. Teraz także stwierdził tylko, że wygląda dobrze, co nie szło jednak w parze z jego charakterem. I to właśnie z nim miał problem. Problem, który pomógł mu zapomnieć na kilka sekund o powodzie, dla którego w ogóle szedł w tym kierunku.

Shirotani Kaname

Satō Kisara ubóstwia ten post.

Satō Kisara

11/4/2023, 01:25
Wypił duszkiem truskawkowe daiquiri, odchylając wysoko szklankę typu coupe, w której podano mu ten słodko-kwaśny koktajl. Jako że nie był wielbicielem smaku wielu alkoholi, nawet tych uznawanych powszechnie za „dobre”, starał się wybierać takie trunki, w których był on jak najmniej wyczuwalny. Zazwyczaj znośne okazywały się te mające w swoim składzie soki, owoce i różne smakowe syropy barmańskie. W takim ekstrawaganckim miejscu rodzajów drinków było pod dostatkiem, z czego Kisara niezmiernie się cieszył.
 Impreza zdążyła się do tej pory rozkręcić. Chociaż bawił się stosunkowo dobrze, zaczynał się także niecierpliwić, i to on sam był źródłem tego zirytowania. Muzyka była świetna, miejsce do tańca również, alkohol… pijalny, ale Kisara nie oszukiwała się za bardzo — przyszła tu głównie po to, by znaleźć sobie partnera (lub partnerkę) na noc, a nie by imprezować. Taki w zasadzie był najczęściej jedyny powód, przez który pokazywała się na tych imprezach. Przecież ledwo miała na nie czas. Czemu więc nadal była tutaj, a nie już w drodze do swojego lub czyjegoś pokoju?
 Problem w tym, że nikt nie wydawał się wystarczający. A przecież na ogół Kisara nie był taki… taki wybredny. W końcu ktoś, z kim nawet nie miał zamiaru za dużo rozmawiać, nie musiał mieć jakiegoś wyjątkowego charakteru. Tym razem jednak nikt nie przypadał mu do gustu, wzmagając jego irytację.
 Wychylił głowę zza stojącego przed nim mężczyzny, by zobaczyć, ile jeszcze osób zostało; by zająć swoje myśli czymś innym, stał właśnie, czekając na swoją kolej, aby zrobić jedną z najbardziej cool rzeczy, jakie dotychczas widział na imprezach. Jej wyjątkowość można było dostrzec również dzięki samej liczbie osób, która się wokół niej zebrała. Wkrótce okazało się, że w kolejce pozostała jedna osoba, a w następnej chwili Jin podbiegał już do stanowiska pracy.
 Podciągnął rękaw bluzki jak najwyżej dał radę i wkrótce zanurzył obnażoną rękę, od dłoni aż do połowy bicepsa, we fluorescencyjnej… mazi, bo inaczej nie wiedział, jak to określić. Cieczy? Błyszczącej zupie? Próbował cieszyć się całym tym procesem, gdyż wyglądał bardzo intrygująco, ale w tym samym czasie Yureha ciągle ćwierkała mu przy uchu.
 — Kisara, czemu z nim nie porozmawiasz? — spytała. Nagle sięgnęła ręką — ach, złapała warkocz Kisary w ostatnim momencie, ratując go przed utopieniem w neonowej mieszance. Był jej naprawdę wdzięczny, ale temat, którym go męczyła… — Dla ciebie go tutaj specjalnie ściągnęłam, wiesz? Miałam u niego przysługę i wykorzystałam ją na ciebie, ty niewdzięczna su—
 — Niepotrzebnie — odszczeknęła, przerywając jej. Wow, wiedziała, że dziewczyna żartuje, ale… serio? — Czemu jego nie pomęczysz, co? — W końcu wyciągnął rękę z wody, podziwiając barwnie świecące się zawijasy na swojej skórze. Spojrzał na nią, udając nagłe olśnienie. — Ach, no tak, jego byś nie przekonała, bo ewidentnie mnie nie znosi. I z wzajemnością zresztą. — Poczuł się niekomfortowo z tym, jak jego serce wykonało mocniejsze uderzenie na to zdanie, wyczuwając od razu słowa, które nie do końca były zgodne z jego sumieniem. Prawdą było, że Shirotani niesamowicie działał mu na nerwy niemal zawsze, gdy się widzieli (co od długiego już czasu zdarzało się często, zważywszy na to, że mieli wspólnych znajomych), ale był także świadomy, niestety, jak często o nim myślał i jaki był tego powód. Ugh.
 — Dzięki! — rzucił do osoby, która go obsłużyła, po czym obydwoje z przyjaciółką odsunęli się na bok. Gdy Yureha nie odpowiedziała mu od razu, uśmiechnął się do niej kwaśno. Delikatnie osuszył rękę papierowym ręcznikiem.
 — Widzisz? Sama nie jesteś taka pewna. Daj mi się po prostu cieszyć imprezą—
 — Załóżmy się! — wtrąciła się mu w zdanie.
 Spojrzał na nią z politowaniem.
 — Nie.
 — Saraaa. Jeśli wygrasz, będę ci stawiać już do końca wieczoru. — Cóż, to… było kuszące.
 — Niby o co chcesz się założyć? I jak przegram, to co?
 — Dobrze wiesz co, jeśli przegrasz! Lepiej przygotuj swoje najlepsze teksty na podryw. A założymy się o…

 Przegrał.

 I na cholerę się na to w ogóle zgadzał? Powinien domyśleć się, że Yureha łatwo nie odpuści; wyglądała na taką niesamowicie zdeterminowaną. Czemu tak jej zależało, nie miał pojęcia. To nawet nie było w jej stylu, tak angażować się w czyjeś życie uczuciowe… Westchnąwszy ciężko, zaczął rozglądać się za Kaname. Kisara już odczuwała pewien stres, jaki wiązał się z perspektywą interakcji z osobą, która ci się podoba. Chciał jednak wywiązać się z przegranej z zakładu, a poza tym nie miał się czego, kurwa, bać, wyglądał dziś świetnie, był już zupełnie pijany, a to był tylko cholerny Kaname.
 Jak więc na siebie wpadli dosłownie minutę później, wyglądało to prawie jak zrządzenie losu. Ogarnął wnet spojrzeniem Shirotaniego, jak zwykle ubranego bardzo schludnie i oszczędnie w czarną koszulę i czarne spodnie. By spojrzeć mu w twarz, musiał lekko podnieść podbródek, nawet pomimo zdobytym dzięki butom dodatkowym pięciu centymetrom. Cholerne drzewo
 Gdy jednak dostrzegła wyraz jego twarzy i usłyszała słowa, w momencie ogarnęła ją irytacja. Ach, nie ma mowy. Jebać to—
 — Jaki znowu jest twój problem, nie każdy musi mieć tak wyjebane jak ty?! — Siła, z jaką to powiedział, sprawiła, że zakręciło mu się w głowie i zachwiał się przez to nieco, znów prawie na niego wpadając. Złapał jednak szybko równowagę, pamiętając, że mężczyzna nie lubił za bardzo, gdy się go dotykało, co Kisara zdołał zaobserwować przez wszystkie te lata, przebywając w jego obecności. Pewnie dotyku Kisary nie życzył sobie tym bardziej.
 Właściwie to zrobiło mu się, kurwa, smutno z tego powodu. Wygiął usta w podkówkę, zaciskając dłonie w pięści po bokach swoich bioder. Chciał mu— coś zrobić. Nieważne co. Popchnąć. Pocałować.
 — Czemu taki jesteś? Chciałam tylko porozmawiać! Na przykład, uchhh. — Musiał się chwilę zastanowić. — Na przykład wiesz, że nie jesteś w stanie zanucić, jak zatkasz sobie nos? — Cóż, mieli razem zajęcia z anatomii, więc może wiedział... Okej, podejście numer dwa. — Albo że plamy krwi można zmyć colą?Prawdopodobnie. W końcu zobaczył to tylko na jakimś głupim klipie w internecie.




   
   

     WAS IT JUST A DREAM?
   

   

     AM I IN TOO DEEP?
   

Satō Kisara

Shirotani Kaname ubóstwia ten post.

Shirotani Kaname

12/4/2023, 16:03
   W pierwszym odruchu swojego ciała wyciągnął przed siebie ręce, żeby złapać ją w objęcia, chroniąc przed upadkiem na podłogę – w drugim zabrał je w połowie tej czynności, zanim pozwolił sobie na jej dokończenie. Zrobił to z taką szybkością, że rzecz ta nie mogła ujść uwadze Jin, mimo spowalniającego jej odbiór rzeczywistości alkoholu. Odwrócił wzrok, a z jego gardła – wbrew niemu – wydobyło się westchnienie, które Kisara była w stanie usłyszeć tylko dlatego, że przypadkiem znalazło się w tej efemerycznej przestrzeni, jaką była cisza między piosenkami. Kiedy wrócił spojrzeniem do dziewczyny, uświadomił sobie jednak, że jego pomoc nie była jej wcale potrzebna, co, według niego, było wystarczającym powodem, żeby w takim razie uznać czystość swojego sumienia za zachowaną. Uniósł brwi, widząc jej postawę – z kim stawała do walki? Z nim? O co? Oczywiście, nie lubili się, ale nie było ku temu żadnego konkretnego powodu, a poza tym mieli wspólnych przyjaciół, którzy od razu staliby się wrogami jednej ze stron konfliktu, gdyby poszli ze sobą na wojnę. Poza tym z biegiem czasu Shirotani zaczął coraz bardziej tolerować Kisarę, a wręcz przyzwyczaił się do jej obecności do tego stopnia, że zawsze widział jej brak, i chociaż nie czuł w związku z tym zupełnie niczego, to i tak było to więcej uwagi, niż ta, którą dawał większości ludzi w swoim otoczeniu. Wiązała ich znajomość, jakiej nie byłoby bez łączącej ich ze sobą sieci ludzkich współzależności, ale… jednak była, i będzie, przynajmniej dopóki nie skończą uniwersytetu. Wiedział kim po studiach chce zostać Jin, a on nie miał zamiaru na stałe pracować w szpitalu, bo tym się właśnie różnili – ambicją. Tyle że Kisarze wydawało się, że to jej ambicja jest większa od jego, kiedy było odwrotnie. O tym, jak mała jest, miała się jednak przekonać dopiero za kilka lat – o wiele za dużo, żeby móc jeszcze cofnąć się razem do momentu sprzed kłótni, która zmieniła ich na zawsze. Jej do złudzenia miękkie słowa zdążą do tego czasu stwardnieć jak beton, z którego Kaname postawi fundament dla dalszego interpretowania całej ich relacji.
   Czemu taki jesteś?
   – Jaki? – zapytał, dając jej brzmieniem swojego głosu do zrozumienia, że nie podoba mu się sposób, w jaki to powiedziała, i że problemem nie jest wcale jej ton. Kisara – jak wielu ludzi – miała tendencję do mówienia tego, co dla przebiegu prowadzonych przez nią z innymi rozmów było bez znaczenia, prawdziwie ważne części zdania zaś pomijając. Pozostawiała je w głębi własnego umysłu, do którego przecież jej rozmówcy, a już zwłaszcza Shirotani, nie mieli dostępu. Były w nim tak bezpieczne, że równie dobrze mogła nie powiedzieć mu niczego. Jeśli Kaname chciał, żeby wyrażała swoje myśli słowami, w całości, nie zaś tylko w połowie, to musiał ją o to za każdym razem prosić. Tak on to widział, bo oczywiście w oczach Jin nie wyglądało to w ogóle na prośbę. Mężczyzna nie uważał czegoś takiego za komunikację; według niego była to gra, w którą z jakiegoś powodu ludzie bardzo lubili grać, ale w której on nie zamierzał dobrowolnie brać udziału. Jeżeli nie chcieli przestać, to albo ich do tego zmuszał, albo specjalnie ignorował wszystko, co znajdowało się na spodzie konwersacji, skupiając się na tym, co już było na wierzchu.
   Chciałam tylko porozmawiać.
   – Jak odpowiesz, to będę skłonny nazwać to rozmową. – W spojrzeniu, rzuconym Kisarze spod białej jak śnieg linii rzęs, dało się dostrzec uciekającą z niego cierpliwość. W tym oświetleniu w jego oczach nie było niczego z zimna błękitu zimowego nieba, lecz ciepło ich koloru wcale nie ogrzało jego wzroku. Zaciskające się wokół źrenic czerwone obręcze wydawały się zbliżać do granic swojej wytrzymałości, gotowe lada chwila pęknąć. – Jeżeli ci to nie pasuje, być może jednak chciałaś prowadzić monolog – wówczas nie będę ci przeszkadzać.  
   Wysłuchał w milczeniu informacji, które miała do przekazania – nie dlatego, że w trakcie tych kilku sekund zmienił się i nie chciał jej już wchodzić w słowo, ale dlatego, że odebrało mu na chwilę mowę. Co? W końcu jednak na jego twarzy pojawił się wyraz umiarkowanego zainteresowania, z którego dało się wyczytać pytanie, jakiego zadania postanowił jej oszczędzić. O czym ty, do cholery, pieprzysz?
   – To bardzo ciekawe – powiedział ze spokojem, jakim zwracał się na praktykach do pacjentów, których pracownicy oddziału na ogół traktowali z większą niż przeciętnie łagodnością, a jeśli ta nie działała – nie mniejszą dawką leków. Dziewczyna wydawała się w tym momencie tak samo zagubiona, jak wszystkie te Alicje (jak je pieszczotliwie nazywał), z którymi miał przyjemność obcować w klinice. Wyglądało na to, że będzie musiał dzisiaj robić za odwrotność Białego Królika i odprowadzić ją do domu, póki jeszcze stała na nogach. – Tobie chyba już wystarczy na dzisiaj alkoholu, co? Tak odreagowujesz stres po egzaminach?

Shirotani Kaname

Satō Kisara ubóstwia ten post.

Satō Kisara

13/4/2023, 18:12
Nie mógł powstrzymać ukłucia zawodu, które dopadło go w momencie, gdy dostrzegł wycofujące się od niego ręce Kaname. Wiedział dobrze, że nie powinien brać tego do siebie — przez wszystkie lata, jakie się znali, mężczyzna stronił od kontaktu fizycznego, nawet ten z przyjaciółmi ograniczając do całkowitego minimum. Wśród ich kręgu była to wręcz zasada, o której nikt nawet nie mówił, bo już nie musiał. Jakkolwiek studia męczyły go i nieraz doprowadzały do płaczu, tak musiał przyznać, że grupa znajomych trafiła się mu jak szczęśliwy los na loterii. Wśród nich zaakceptowanie niechęci Shirotaniego do dotyku było równie proste, co przyjęcie do wiadomości, że Kisara najpierw nie mogła się zdecydować, czy na pewno jest mężczyzną, a potem stwierdziła, że chciałaby być i tym, i tym, przy okazji nie podając im żadnego grafiku, kiedy którym. Ich grupa stała się zatem pewnego rodzaju bezpieczną przestrzenią, którą bardzo cenił. No, może poza momentami, kiedy kilku jej członków przyrzekło sobie, że zeswata go z Kaname, z Yurehą na czele, uświadamiając mu, że a) właściwie to od dawna coś już do niego czuł i b) Shirotani nie miał do niego nic poza, co najwyżej, niechętną akceptacją.
 W każdym razie, nie miał pojęcia, co było prawdziwym powodem takiej preferencji ze strony albinosa. Nie prowadzili ze sobą rozmów na takie tematy, a jeżeli ktoś inny wiedział coś więcej, Kisara nadal nie miała wglądu do takich informacji. Generalnie nie było w tym nic złego — każdy był upoważniony do swojej prywatności w takim zakresie, jakiego sobie życzył. Dla Jin jednak, jako osoby, której głównym językiem czułości były fizyczne gesty, sprawa ta powodowała pewnego rodzaju… smutek. I niedosyt. Może i lepiej, że Kaname nie okazywał jej większej sympatii — mogłaby za bardzo uczepić się nadziei, którą by takim zachowaniem w niej rozniecił.
Jaki?
 Nie wiedziała do końca, jak mu odpowiedzieć. Pierwszą rzeczą, jaka pojawiła się w jej głowie, była obelga, lecz prędko sobie ją odpuściła. Ostatecznie nie chciała się z nim kłócić. Nie teraz; a właściwie to nigdy. Westchnęła głęboko, dając sobie chwilę na uregulowanie emocji.
 — To był dla mnie bardzo ciężki semestr — odparł, czując, że poniekąd obnażył właśnie tą część siebie, która była ostatnio wyjątkowo podatna na zranienie. Nieraz zdawało się może, że Kisara przechodził gładko z roku na rok, aczkolwiek tak naprawdę płacił za to dużą cenę, która nie zawsze wydawała się warta przyszłych rezultatów. A jak się okaże za kilka lat, nie była warta ich wcale. — W zasadzie to nie jestem wcale pewny, czy go zdałem. Z twoim podejściem—
 Zatrzymał się znowu. Westchnął. — Ech. Przepraszam. Właściwie to nie wiem, jakie naprawdę masz podejście. Ale chciałabym przyswajać rzeczy tak szybko jak ty.
 Był to temat jej niesamowitej zazdrości, jeśli miałaby być ze sobą zupełnie szczera. A poza tym — podziwu dla Kaname, który był prawdopodobnie jeszcze mniej chcianym odczuciem mieszkającym w jej sercu.
 Wypchnęła dolną wargę w niezadowolonym wyrazie twarzy, rozpoznając jego protekcjonalny ton głosu. Splotła ramiona na klatce piersiowej, tym samym pewnie wycierając o siebie resztki neonowego tatuażu, który wraz z potem i ciągłym ruchem z coraz mniejszym uporem pozostawał na jej ręce.
 — Nienawidzę alkoholu — odparł. Zanim jednak dał wybrzmieć całkowicie absurdalności tego stwierdzenia (w końcu stał przed Kaname pijany), dodał: — Dopiero w dużej ilości nie smakuje już niczym. A jakoś muszę odreagować.
 Na przykład również pieprzeniem się, którego nadal sobie nie zapewnił, bo dał się przekonać, żeby zamiast tego słuchać ironicznych komentarzy Shirotaniego. Udekorowaną ciemniejszymi od większości jego skóry plamkami dłonią dotknął skroni, w której stopniowo zaczął pojawiać się pulsujący ból, spowodowany zapewne przeciążeniem nawet nie jednego, a wielu już zmysłów. Przyjrzał się przystojnej twarzy Kaname, doszukując się w niej powodów, dla których nadal miałby zawracać mu głowę — i ich nie znalazł.
 — Dam ci już spokój. Chyba gdzieś szedłeś — rzekł, po czym odwrócił się, by dołączyć do znajomych, którzy, wnioskując po odgłosach, jakie wydawali, rozpoczynali rozgrywkę jakiejś pijackiej gry.  




   
   

     WAS IT JUST A DREAM?
   

   

     AM I IN TOO DEEP?
   

Satō Kisara

Shirotani Kaname ubóstwia ten post.

Shirotani Kaname

18/4/2023, 01:46
   Spojrzał na niego – nie bez zdziwienia – ledwo zaczął mu mówić o swoich problemach związanych z semestrem na uniwersytecie. Uniósł brwi, ale zdaje się, że ta zmiana w wyrazie jego twarzy była dla jego rozmówcy zbyt subtelna – a może postanowił ją świadomie zignorować? – ponieważ kontynuował swój monolog aż do samego końca. Shirotani nie miał jednak okazji zapytać, kiedy w ogóle rozmowa zeszła na ten temat, bo po usłyszeniu jego słów strach odebrał mu na chwilę mowę. Nie zda? …dlaczego ta myśl tak go przeraziła? Bo nie miałbym od kogo wziąć notatek – wyjaśnienie od razu przeszło mu przez głowę, uciekając z niej razem z wątpliwościami. Komplement na swój temat zignorował, tak samo jak i krytykę jego sposobu uczenia się, czy, ściślej rzecz ujmując, jego braku. Nie przejmował się ocenami; ani na studiach, ani poza ścianami uczelni.
   Nienawidzę alkoholu.
   Przecież nie musisz go pić.

   – Nie powinien tak smakować – dał mu tylko powiedzieć, zanim odwrócił się i poszedł w swoim kierunku. Kaname odniósł wrażenie, że nie tak miała wyglądać ta rozmowa – i że w ogóle miała wyglądać w jakikolwiek sposób. Jeszcze do teraz wydawało mu się, że – podobnie jak on – Satō nie zamierzał wcale jej przeprowadzać; że była dziełem przypadku, jak cała ich znajomość. Odprowadził go w milczeniu wzrokiem, zanim dotarło do niego, że tym razem musi zrobić coś więcej niż tylko to.
   Zostawi go samego – przecież nie zajmie mu to długo! – i wróci do niego, zanim zrobi coś głupiego. Tak. To jest plan. Poza tym, czy w tak krótkim czasie zdąży w ogóle zrobić cokolwiek? Nie, z całą pewnością… nie – przekonywał samego siebie, z dłonią już na klamce łazienki. Ale zanim ją nacisnął, poczuł, jak coś odciąga go od drzwi z powrotem w głąb wypełnionego dymem pokoju. Ledwo udało mu się rozpoznać sylwetkę postaci, która złapała go za talię.
   Yureha.
   – Kaname, tu jesteś! Chodź się bawić!
   Odwrócił się do niej – znowu robiąc to za gwałtownie – i zrzucił z siebie jej ręce z agresją, która tak bardzo kontrastowała z otaczającą go aurą spokoju. Możliwe, że zostawił na jej skórze siniaki po tym, z jaką siłą zacisnął na nich dłonie, ale w tej jednej chwili nie panował nad sobą. Jednej za dużo. Miał ochotę podnieść na nią głos, lecz przeszła mu ona, kiedy zobaczył, jak bardzo zraniło ją to, co zrobił, i to wcale nie fizycznie, a psychicznie; zamilkł, zanim w ogóle się odezwał. Czuł się winien, a jednak… nie umiał jej za to przeprosić. Czy w głębi siebie uważał, że zasłużyła na takie traktowanie? Nie. Nie…
   – Kaname… – Ton jej głosu zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. – Przepraszam, zapomniałam.
   Zmusił się do uśmiechu.
   – Nic się nie stało. – Kłamał, mimo że znała prawdę. Ale nie o to w tym chodziło, czyż nie? Chodziło o to, żeby przekazać jej, że nie musi się przejmować takimi rzeczami. Nie zadziałało.
   – Zagrasz z nami? – powiedziała już o wiele ciszej, uciekając wzrokiem.
   Przemógł się, żeby sięgnąć drżącą lekko dłonią do jej włosów; założył ich kosmyk za ucho, na co wróciła do niego spojrzeniem, zdziwiona, ale i zadowolona z takiego obrotu spraw.
   – Tak.
   Dziewczyna uśmiechnęła się do niego i – mimowolnie – już miała go pociągnąć za rękaw koszuli, kiedy zatrzymała się w połowie ruchu, z ręką zawieszoną w powietrzu.
   – Mogę iść za tobą sam – podpowiedział jej.
   Yureha zaśmiała się, zakłopotana.
   – No tak. Wiesz jaka jestem.
   – Kontaktowa?
   – Tak.
   – Większość z was taka jest.
   Skinęła głową, nie odzywając się jednak.
   – Yureha… – Westchnął. Dlaczego nie mógł po prostu przestać wszystkich wokół siebie krzywdzić? – To nie znaczy, że ja was nie…
   – Wiem! Wiem – przerwała mu, nie chcąc, żeby się tłumaczył. – Chodź.
   Już miał iść za nią, kiedy na chwilę przed zrobieniem kroku przypomniał sobie o Kisarze.
   – Co do tego grania, to może jednak później, bo muszę odprowadzić Kisarę do domu – powiedział, starając się brzmieć tak przepraszająco, jak tylko mógł. – Wydaje mi się, że za dużo wypił. Mówi od rzeczy.
   Dziewczyna znowu się roześmiała, tym razem jednak dużo głośniej niż poprzednio. Humor jej wrócił.
   – Zawsze tak mówi, jak z tobą rozmawia, nie zauważyłeś?
   Przewrócił oczami.
   – Coś sugerujesz?
   Oprócz tego, że przeczytałaś za dużo mang.
   – Ja? Nic! – Przybrała niewinną minę. – Ale nie musisz wybierać między jednym a drugim, bo widzę, że gra z nami. – Wskazała dłonią na stojącego w grupie kilku osób Kisarę na dowód swoich słów. – No chodź. Później go odprowadzisz.
   – Myślę, że to nie jest…
   Yureha już go jednak nie słuchała; biegła w kierunku znajomych. Kaname, po chwili wahania, podążył za nią, bardziej jednak z poczucia obowiązku, aniżeli chęci dołączenia do nich. Nie przepadał za zabawami po alkoholu, bo przeważnie zamiast brać w nich udział, pilnował zdrowia (i życia) ich uczestników. Z jakiegoś powodu czuł się za wszystkich odpowiedzialny w takich okolicznościach, być może dlatego, że zazwyczaj upijał się jako ostatni, jeśli w ogóle. Pewnie jego wzrost grał tu swoją rolę. Dlatego i teraz rzucił okiem na Kisarę, starając się ocenić jej stan.

Shirotani Kaname

Satō Kisara ubóstwia ten post.

Satō Kisara

20/4/2023, 23:16
Po rozmowie z Kaname pozostał mu cierpko-gorzki posmak, jakby rozgryzł owoc niedojrzałego agrestu — jak zwykle. Odszedł od niego szybko, pokonując krok za krokiem, jakby zależało od tego jego życie. Żałował, że dał się namówić dziewczynie z taką łatwością; tak przecież kończyła się większośc ich interakcji — na nieporozumieniach, które go męczyły i frustrowały. Zawsze odnosił wrażenie, że słowa, jakie wypowiadał, musiały być w zupełnie innym języku, którego najwidoczniej Kaname nie rozumiał albo zrozumieć nie chciał. Wycieńczenie dniem przepełnionym niesamowitym stresem, który zgniatał w swojej zakończonej ostrymi kłami paszczy ostatki jej woli do funkcjonowania, dawał się jej we znaki. Musiała zacisnąć mocno powieki, by zatrzymać nagromadzone w kącikach oczu łzy, jakie przyszły do niej bez wyraźnego zaproszenia.
 Zatrzymała się gdzieś w połowie drogi do swoich znajomych. Choć spoglądała w ich stronę, wydawała się zastygnąć w bezruchu niczym złapany w lepką żywicę owad, która ostatecznie przeobraziła się do postaci twardego bursztynu, na zawsze więżąc go w środku. Bezwiednie zaczęła bawić się łańcuszkiem wokół swojej talii, czując zupełną pustkę w głowie. Dopiero gdy jego oczy koloru letniego nieba napotkały drobną sylwetkę Yurehy, pojawiło się w tej nicości coś więcej — złość; i to taka paląca w krtań, przyspieszająca oddech, gotująca krew w żyłach. Złość na to, że dziewczyna ingerowała w ich relację do tego stopnia, prowokowała go do działania, chociaż najwidoczniej niespecjalnie miała pojęcie, jakie szkody powodowała. Ile można było ignorować czyjeś niestosowne zachowanie pod wymówką, że ma dobre intencje?
 Wkrótce pulsujący ból i odrętwiała dłoń dały mu znać, że znowu ściskał swój nadgarstek w destruktywnym odruchu, którego od lat nie mógł się pozbyć (nie żeby próbował—). Yureha zdawała się iść w jego kierunku, do czego, zdał sobie prędko sprawę, absolutnie nie mógł teraz dopuścić. Przylepił zatem na twarz swój najbardziej przekonujący uśmiech i od razu ją nim zaatakował, rozmasowując jednocześnie pozostałe igiełki odrętwienia z dłoni. Natychmiast wyszedł jej naprzeciw… i minął ją, głową wskazując swój cel.
 — Tam idę, dołącz zaraz, hmm? — rzucił, na co zdążyła tylko krzyknąć krótkie “ej!”, gdyż nie poświęcił jej już większej uwagi. Nawet jeśli zdecydowałaby się od razu za nim pójść, wśród tak dużej grupy nie wyciągnęłaby na wierzch ich tematu; na szczęście aż taka nietaktowna nie była. Ta jednak musiała ruszyć w przeciwnym kierunku, bo ostatecznie zniknęła mu z pola widzenia. Pewnie— pewnie poszła do niego
 Zdusił w sobie kolejną falę wściekłości i po prostu uciekł do tego, co zwykle: do zabawy.
 — Hej — zamruczał kokieteryjnie do grupy, która jednak składała się nie tylko z jego dobrze znanych osób. Gra musiała przyciągnąć więcej zainteresowanych. Tym razem udał, że nieco tracił równowagę, by wyjść na jeszcze bardziej pijanego, niż w rzeczywistości był. Chciał, żeby wyglądał na osobę, której moralne zasady tego wieczoru wisiały już na ostatnim, najcieńszym włosku. — W co gracie?
 — Kiss or drink! — rzucił ktoś, kogo imienia nie znała, ale kojarzyła z praktyk. Może w tym samym szpitalu? Dziewczyna o przyjemnym głosie w altowej tonacji, zawsze ubrana na czarno. Kisara prawdopodobnie wyglądała przy niej przez osiemdziesiąt procent czasu bardziej “dziewczęco”. — Właściwie to czekaliśmy na ciebie, Kisa.
 Och, więc jej imię było jej znane. Musiał wzbudzić jej zainteresowanie, skoro zaczęła od razu tak poufale. Na szczęście Kisarze nie przeszkadzało to za bardzo. Właściwie to była całkiem w jego typie… i wyglądała, jakby chciała użyć na Kisarze swojego strapa.
 Przekrzywił głowę w bok, by się jej lepiej przyjrzeć. Włosy przycięte do ramion również prezentowały się w kolorze — ku jego zadowoleniu i zniesmaczeniu jednocześnie — białym jak śnieg. Uśmiechnął się.
 — W takim razie możemy zaczynać — odparł.
 Kilka pierwszych kolejek zdecydował się wypić karnego shota. Wszystkie wychylał, spoglądając znacząco na tamtą dziewczynę — Tomoko, jak się okazało — jako że póki co ani razu nie wypadli sobie nawzajem. A chciał tego. Chciał… Chyba.
 Nie przeszkadzało to Tomoko, by w międzyczasie zbliżyć się do niej w inny sposób. Ostatecznie podeszła blisko, bardzo blisko, najpierw dotykając palcami jego pleców, a potem, gdy nie oponował, oplatając ramię wokół jego talii. Była odrobinę niższa, jednak na tyle rosła, by bez problemu ułożyć swoją brodę na jego ramieniu, kiedy przylgnęła do niego od tyłu.
 Nie mógł precyzyjnie rozpoznać tego uczucia, jednak nie mógł pozbyć się wrażenia… niechęci. To jest — ze swojej strony. Ostatecznie przecież chciał się z kimś przespać, a Tomoko wpasowywała się w jego gust bez żadnego problemu. Rozdarty między swoimi sprzeciwiającymi się potrzebami nie dawał jej bezpośrednio znać, że sobie nie życzy jej dotyku, ale też wyraźnie nie odpowiadał na jej gesty. Czuł się trochę odseparowany od swojego ciała — tak jak wcześniej, zanim ostatecznie dołączył do zabawy.
 Po prostu… Chciał odciąć się od stresu, który dręczył jego ciało i umysł przez tak długo. Tomoko mogła pomóc mu to osiągnąć. Może… nie było tak źle?




   
   

     WAS IT JUST A DREAM?
   

   

     AM I IN TOO DEEP?
   

Satō Kisara
Shirotani Kaname

17/5/2023, 04:22

   Zarejestrował obecność nieznajomej w pobliżu Jina, ale nie zareagował w żaden sposób na tę informację; nie było to przecież nic nowego. Tak samo jak on nienawidził znajdowania się w centrum uwagi, Kisara to kochał – to i otaczanie się ludźmi, którzy byli gotowi spełnić każdą jego zachciankę. Przy nich mógł zachowywać się jak książę – księżniczka? Shirotani wciąż miał problem ze zrozumieniem w pełni kwestii jego płci – a dziewczynie, tak jak wielu innym przed nią, nie przeszkadzała wcale rola poddanej.
   Kaname, chociaż miał problem z inteligencją emocjonalną, nie był głupi. Do pojęcia tego, co się działo, nie była potrzebna ściśle związana z uczuciami wrażliwość, tylko logika. Wiedział więc, jaki rozkaz dzisiejszego wieczoru dostanie Tomoko; wiedział również, że jeśli go przyjmie, będzie on pierwszym i ostatnim rozkazem, jaki Kisara jej wyda. Czy zajmowało to jednak teraz jego myśli? Tak. Nie. Nie obchodziło go, co Jin robi ze swoim ciałem – nie należało przecież do niego. Mógł więc robić z nim cokolwiek tylko chciał; oddawać je komukolwiek tylko chciał. Po co w ogóle się ograniczał? Powinien pozwolić się dotykać każdemu z osobna. Nie – razem. Nie wyglądało na to, żeby kontakt – i mowa tu nie tylko o kontakcie fizycznym, ale również psychicznym – miał dla niego jakąś wartość poza, cóż, zaspokajaniem potrzeb. Tak łatwo przychodziło mu nawiązywanie nowych znajomości; tak trudno za to utrzymywanie stałej relacji.
   – Kaname?
   Dopiero za pomocą głosu ich przyjaciółki, która stanęła obok niego, udało mu się wrócić na ziemię. Uświadomił sobie, że zaciska dłoń na szklance z o wiele za dużą siłą; że lada chwila, a szkło pęknie, raniąc odłamkami palce przez materiał rękawiczki. Ledwo zdołał obudzić się z tego snu na jawie, zanim krew zaczęła kapać na podłogę.
   – Tak?
   – Twoja kolej.
   Moja co?
   Patrzył przed siebie, ale do teraz nie widział, że ludzie patrzą się na niego. Czekali… na coś. Twoja kolej, Kaname. Ach, tak. Gra. Nie chciał w nią grać, ale zdaje się, że grupa uznała już samo jego zbliżenie się za zgodę na udział w zabawie. Nie odmówił go więc; być może to dzięki temu uda mu się znaleźć z powrotem przy Kisarze, od którego oddzielał go już tłum. W każdym innym przypadku zostawiłby go tu samego z osobą, która – co do czego nie miał żadnych wątpliwości – bardzo chciała się nim zająć, i to w jakimkolwiek znaczeniu tego słowa, jakie Jin by sobie tylko wymyślił, ale… nie w tym. Chłopak nie wyglądał bowiem na zadowolonego z uwagi, jaką poświęcała mu Tomoko; wręcz przeciwnie. To, w połączeniu z faktem, że znajdował się pod wpływem alkoholu, sprawiło, że Shirotani nie miał zamiaru go opuścić. Poza tym… bycie tu podobało się ich znajomej, a Kaname czuł się jednak winien po tym, jak się wobec niej zachował, i chciał ją przeprosić, spędzając z nią czas w sposób, który jej odpowiadał.
   – Co mam robić?
   Powiedzieli mu; z każdym następnym słowem gra wydawała mu się coraz bardziej pozbawiona sensu. Dlaczego ludzie tak lubią kłamać? Prawda musiała być przecież oczywista dla wszystkich zebranych – ta zabawa służyła tylko temu, żeby mieć wymówkę do pocałowania kogoś, kogo pocałować nie miało się poza nią odwagi. Głupota. Pokręcił głową, rezygnując z rzekomej “nagrody”, jaką było dotknięcie się ustami z kimś obcym, i wypił za karę kilka łyków alkoholu. Wódka uderzyła mocniej, kiedy spojrzał znad szklanki na Kisarę, który przypadkiem odwzajemnił jego wzrok.
   Lub celowo.
   Pił za każdym razem, kiedy nie miał innego wyboru – czyli zawsze, gdy była jego tura. Jak dużo ostatecznie wypił, nie miał pojęcia. Faktem jest, że wystarczająco, żeby serce zaczęło mu bić szybciej przy kolejce Jina. Zwalniało, gdy ten, podobnie jak on, również nie wybierał całowania się, żeby za chwilę znowu przyspieszyć, jak na jakimś pieprzonym rollercoasterze. Śladu nie było po naturalnym dla niego spokoju; zaczęło go to wszystko denerwować. Ta gra, Kisara, dziewczyna, która obejmowała chłopaka coraz śmielej. Od pewnego czasu nie umiał już oderwać od nich wzroku. Widział jej ręce, sunące z klatki piersiowej na brzuch, a z niego…
   – Kaname! – To znowu Yureha zwróciła mu uwagę na to, że przyszła pora na podjęcie decyzji.
   Trafił Kisarę.
   To był impuls; nie dzieliła ich na tyle duża odległość, żeby zdążyło dotrzeć do niego, co właściwie robi, zanim to zrobił. Uniósł jego głowę ku sobie – bo chociaż Jin nie należał wcale do niskich osób, to względem wysokości Shirotaniego jego wzrost pozostawiał wiele do życzenia – i pocałował go w usta, ignorując wpatrzone w niego pudrowo niebieskie oczy. To trwało zaledwie kilka sekund; sekund, które, był o tym przekonany, zdoła wyprzeć z pamięci, zanim ich wspomnienie go zaboli. Smak owoców leśnych, jaki został na jego języku, odebrał mu jednak tę pewność siebie, przez co już po tym, jak przestał go całować, wciąż nie puścił jego ramienia.
   – Teraz mnie wysłuchasz? – wyszeptał do niego, czując, jak działanie alkoholu – przez szok, jaki sam na siebie sprowadził – nagle słabnie; wzmacnia się za to chęć opuszczenia tego miejsca. Znalezienia się w czystości własnego domu, w którym nie będzie się czuł tak brudny. W którym będzie mógł zmyć z siebie Kisarę – jej dotyk, jej zapach, jej oszałamiająco bliską obecność. Słowem – wszystko, przez co nie myślał teraz trzeźwo, a co nie miało niczego wspólnego z wypitą przez niego wódką. – Chodź ze mną.
Shirotani Kaname

Satō Kisara ubóstwia ten post.

Satō Kisara

28/5/2023, 03:02
 Gorąco, jakie biło od kobiecego ciała stojącego za nim, było jak to emanujące z rozżarzonego paleniska. Czuł, że w miejscach, w których byli zetknięci, gromadzi się wilgoć, która powodowała, że szczęka sztywniała mu od ciągłego zaciskania zębów, by jakoś poradzić sobie z tym nieprzyjemnym sensorycznie aspektem. To, że Kisara miała na sobie niewiele ubrań, zdecydowanie nie pomagało. Gdy próbował odsunąć się odrobinę od Tomoko, miał wrażenie, że ich ciała, we fragmentach, gdzie skóra była naga, skleiły się ze sobą w jedną całość, jakby pokryte były dodatkowo rozpuszczającym się cukrem, a nie tylko potem. Wrażenie było okropne i aby je zniwelować do jak najmniejszego stopnia, wziął soczystego łyka wódki prosto z butelki, nawet poza swoją kolejką determinowaną grą.
 — Nie za szybko? — dziewczyna wyszeptała mu do ucha, zadziwiająco łagodnie, chociaż odrobinę za głośno, jak na jego gust; w klubie było jednak tak hucznie, że nie sposób było jej tego nie wybaczyć. Chociaż logicznie był w stanie docenić ten jej objaw troski, pijana i naładowana złymi bodźcami Kisara poczuła po prostu irytację, która jak szpilka wbiła się w jej mózg. Prychnął jak kot, kręcąc głową, i ostatecznie, impulsywnie ściągnął z siebie jej dłonie. Usłyszał zdziwione huh? wydobywające się z jej gardła, lecz za bardzo przejęty był ulgą, jaka nadeszła wraz z odzyskaniem przestrzeni osobistej, by bardziej się tym przejąć. Był też w stanie teraz przytomniej spojrzeć na otaczających ich innych ludzi. A w tym rozeznaniu, ku swojemu zdumieniu, dostrzegł Kaname.
 Poczuł, jak krew wolno napływa jej do policzków w kolejnej fali ciepła. Jak dużo widział? Czemu w ogóle dołączył? Miał zamiar faktycznie wziąć udział w tej grze, korzystając ze wszystkich jej opcji? Gdyby do tego doszło… Shirotani prawdopodobnie nawet nie wiedział, jak ciasno w dłoniach więził bijące histerycznie serce Kisary. Choć myśl ta była zupełnie pozbawiona rozsądku — to, że nie chciał akurat Kisary, nie znaczyło, że ma nie chcieć kogokolwiek innego — świadomość, że mógłby pocałować przypadkową osobę, a nie ją, była druzgocąca. Zanim zdołał więc rozpaść się na kawałki jak krucha skała rzucona z impetem na beton, przylgnął z powrotem do Tomoko. W końcu z Jin nigdy nie brakowało absurdów.
 Dziewczyna może była tak samo pijana jak Kisara, bo odnosiło się wrażenie, że w momencie zapomniała o dziwnym zachowaniu mężczyzny. Prędko wróciła też do muskania jego obnażonego brzucha, schodząc coraz niżej z każdą minutą. Pustka w brzuchu Jin sugerowała, że, cholera, jednak nie da rady zmusić się do głębszej interakcji z dziewczyną, na pewno nie kiedy on tu był. Jeśli nie przerwie tego teraz, wiedział, że coraz ciężej będzie mu odmówić. Zaryzykował prędkie spojrzenie w kierunku albinosa, które — nieprawdopodobnie — akurat napotkało jego równie jasne tęczówki i skupione na nim rozszerzone przez ciemność źrenice—
 I nagle był przed nią. Zamarła, oszołomiona taką bliskością z jego strony. Nieumyślnie wstrzymała również oddech; chyba pierwszy raz w życiu dzieliła ich tak mała odległość. Nie od razu dotarło do niej także, że ją całuje, gdyż sama sugestia wydawała się jej po prostu… komiczna. W swojej nieprawdopodobności, rzecz jasna. Nim się zorientował, Kaname oderwał usta od jej ust — nie! Za szybko! — i zaczął do niej mówić. Niestety, na niekorzyść Kaname (choć swoją poniekąd też) w jej głowie tymczasowo słychać było jedynie przeciągły pisk, podobny do tego, jaki wytwarza się przy zakłóceniach mikrofonu, więc słowa chłopaka dotarły do niej ze znacznym opóźnieniem.
...ie wysłuchasz?
 Uch?
Chodź ze mną.
 — Okej — odparł ochryple, dając się wyrwać, trochę szorstko — jakby jego… porywacz?... nie był przyzwyczajony do dotykania innych, więc nie wiedział także, ile siły powinien przeznaczyć na taki gest, co… zapewne było absolutną prawdą — z objęć Tomoko. Jeżeli kobieta była oburzona takim przebiegiem spraw, Kisara miał to głęboko gdzieś, za bardzo przejęty tym, co tu się odkurwia.
 Szedł za Shirotanim, który po kilku metrach przestał ją szarpać za ramię. Wpatrywał się przez jakiś czas w jego łopatki, nim wreszcie nie odzyskał władania nad swoim ciałem. Gdy to się stało, zatrzymał się gwałtownie. Jak już poczuł dłonie Kaname na sobie, nie mógł o nich zapomnieć — jego mózg jakby zafiksował się już tylko na tym odczuciu. Miejsce, w którym zacisnął wcześniej swoje palce, pulsowało w rytm prędko płynącej w jego żyłach krwi, nadal pamiętając, czyje dokładnie były to palce. Wziął kilka głębokich wdechów, zbierając w sobie wszelkie połacie odwagi, na jakie tylko było go stać.
 — Czemu to zrobiłeś? — syknął, gdy białowłosy odwrócił się w jego stronę. Chwyciła go za odzianą w rękawiczkę dłoń i tym razem to ona pociągnęła go miejsce, które dawało nieco więcej prywatności niż… środek parkietu. Zatem nadal niewiele, ale zawsze coś. Nie czekając na reakcję Kaname, ale przede wszystkim nie dając sobie czasu na wycofanie się, przyparła go do ściany i zbliżyła twarz do jego buzi. Nadal… nadal bała się go dotknąć, dlatego ostatecznie oparła dłonie na powierzchni za nim, rękami jedynie ocierając się o jego boki.
 — Teraz tak łatwo cię nie wypuszczę — mruknęła. Całowanie chyba wchodziło w grę, skoro sam je zainicjował, prawda? Przełknęła ślinę. To było przerażające. Być może brzmiała na pewną siebie, ale wewnątrz trzęsła się jak łania, która po raz pierwszy stanęła na nogi o własnych siłach. Aczkolwiek chciała tego bardzo, więc wreszcie zniwelowała odległość między nimi i złączyła ich wargi mocno, całując od razu głęboko i intensywnie. Pierwszym, czego posmakowała, był, oczywiście, alkohol, ale to nic, to nic—
 To był przecież Kaname.




   
   

     WAS IT JUST A DREAM?
   

   

     AM I IN TOO DEEP?
   

Satō Kisara

Seiwa-Genji Enma and Yōzei-Genji Setsurō szaleją za tym postem.

Shirotani Kaname

9/6/2023, 16:17

   Zatrzymał się w połowie kroku, gdy dotarło do niego, że Kisara przestała iść za nim; kiedy odwrócił się, żeby odpowiedzieć sobie na – lub zadać jej – pytanie: dlaczego to zrobiła, nie dała mu na to czasu. Od razu bowiem wzięła jego dłoń w swoją i pociągnęła w kierunku drzwi, na co… się zgodził. Bez żadnego sprzeciwu pozwolił mu się tam zaprowadzić, gdzie – pod jego wpływem – oparł się plecami o ścianę obok. A właściwie to chciał to zrobić bez udziału Jina, ale zanim to się stało, on pchnął go na nią swoim ciałem. Cóż za brak cierpliwości. Uderzył więc o przedzielenie z impetem łopatkami, które zgiął bardziej w oczekiwaniu na ból, aniżeli z jego powodu. Przez kilka sekund, w trakcie których miał problem z włożeniem w płuca powietrza, jakie mężczyzna wyciągnął z nich tym ruchem, zastanawiał się, skąd w nim taka siła.
   W zmieniającym się wraz z rytmem muzyki świetle kolor jego oczu upodabniał się do tęczówek innych osób. Odbijała się w jego źrenicach jak w lustrze, które samo w sobie nie przedstawia żadnego obrazu. Przez to, mimo że przecież tak znajome, oczy Shirotaniego wyglądały równie obco jak w momencie, w którym Kisara spojrzała na nie, jeszcze go nie znając.
   — Przepraszam — powiedział – dziwnie ostro jak na miękkość tego stwierdzenia – po czym odwrócił głowę w bok, kierując spojrzenie na pokój, z którego przed chwilą wyszli. Miał wrażenie, że dopiero co też do niego weszli, ale nie, na zawieszonym na ścianie zegarze widniała godzina, która świadczyła o tym, że cała ta zabawa zajęła im o wiele dłużej, niż powinna. Bo przecież mogła trwać krócej. Minutę? Nie miał pojęcia, ile czasu się całowali. Zdaje się, że działanie alkoholu zrobiło swoje w kwestii odwrócenia od nich uwagi otoczenia, bo żaden z ich znajomych nie poszedł za nimi.
   “Czemu to zrobiłeś?”
   Wrócił do niej wzrokiem.
   Żebym ja to wiedział.
   Nie przygotował się w żaden sposób na swoje położenie w tym momencie, bo do tego stopnia nie uważał, że może się w nim znaleźć, że… nie było to w ogóle w sferze jego myśli. Istniało tylko daleko pod skórą – a może bliżej, niż się spodziewał, bo już w mięśniach, którym w jednej chwili udało się podjąć decyzję za niego. Uczuciu schowanym w podświadomości, do której nie mógł dotrzeć swoją logiką. Westchnął, bo – jak zawsze – nie potrafił ująć tego w słowa; jak za każdym razem, kiedy trzeba było wyrazić własne emocje, a nie opisać cudze. Umiał więc tylko zrzucić odpowiedzialność za zrobienie tego na barki Jin:
   — Jak myślisz?
   Nie dał jej jednak możliwości odpowiedzi; a przynajmniej nie przed swoją, którą, na skutek nagłego poczucia zagrożenia, ubrał w bezpieczną dla siebie ironię:
   — Bo tylko tak da się zwrócić na siebie twoją uwagę.
   A jednak pozwolił jej na to, żeby go pocałowała. Przez moment podchodził do tego biernie, chociaż nie dlatego, że brakowało mu pewności w tym, co robi – chciał tę pewność dać jej, poprzez zezwolenie na swobodną eksplorację granic, które to dla niej przecież przesunął. Dopiero później odpowiedział na jego pocałunek; w kontraście do poprzednio okazanej słabości mocniej, napierając na język, którym po chwili walki – podjętej, zdaje się, dla samej prowokacji – poddał się mu. Zadowolenie z wygranej przeszło po kręgosłupie dreszczem satysfakcji.
   — Sara… — Uniósł dłoń, żeby odgarnąć palcami kosmyk włosów z jej twarzy. Przypadkiem – a może specjalnie – musnął przy tym ich opuszkami jej policzek. Obserwowanie reakcji Jin na jego zachowanie było dla niego takie… uzależniające. Bo nie mógł przestać; chciał zobaczyć, jak zareaguje na następną rzecz, i następną, i następną– Opuścił dłoń na szyję, po której przesunął wierzchem dłoni, żeby zejść nią na ramiona, a z nich – na obojczyk, na kości którego zacisnął palce. Drugą dłonią pociągnął ją zaczepnie za łańcuszek na biodrze. — Chodź do domu. — Dlaczego każde z jego zdań brzmiało teraz jak złożona jej obietnica? — Odprowadzę cię. Jeśli chcesz.
   Chciał jej powiedzieć, że nie podoba mu się kobieta, z którą rozmawiała, jeżeli tak można było to określić, ale powstrzymał się od tego, co – sam wciąż nie wiedział – mogło być przejawem jego zazdrości wobec Jina. Nie chciał go przecież… ograniczać do siebie. Puścił ją więc – żeby mógł wziąć oddech (i on też) – i poszedł do drzwi, dając mężczyźnie możliwość, cóż, po prostu nie pójścia za nim. Nie czekał pod nimi; zatrzymał się dopiero przed klatką, zapalając papierosa płomieniem zapalniczki, drżącym albo przez wiatr, albo od jego dłoni. Dlaczego aż tak go to stresowało? To przecież nie było nic takiego. Impuls. Impuls, impuls, impuls. Kiedy wychodził z domu dzisiaj rano, było dużo cieplej, więc nie wziął ze sobą żadnego wierzchniego ubrania; zimno wieczoru ścięło mu teraz ciało otrzeźwiającym myśli lodem.
Shirotani Kaname

Seiwa-Genji Enma, Satō Kisara and Saga-Genji Shizuru szaleją za tym postem.

Sponsored content
maj 2038 roku