Strona 2 z 2 • 1, 2
First topic message reminder :
✦
Pierwszą rzeczą, którą poczuł po wejściu do pomieszczenia, było gwałtowne buchnięcie ciepłego powietrza prosto w jego twarz. Jak zwykle zaatakowała go cała kakofonia dźwięków i świateł, na to jednak był w pełni przygotowany, przychodząc tutaj — zwyczajnie nie było innej opcji dla Kisary oprócz zakończenia imprezy z bólem głowy, prędzej czy później. Miał sporą nadzieję, że tym razem nastąpi to później. Dzisiejszy wieczór był jego pierwszą okazją od naprawdę długiego czasu, żeby porobić coś innego niż siedzenie do późna z nosem w notatkach. Wzmożony okres egzaminów wreszcie dobiegł końca; jeszcze dzisiaj rano pisał ostatni test z prawdopodobnie najbardziej znienawidzonego przez niego przedmiotu, wieczór jednak miał być czasem na odreagowanie — taki tryb przyjmował się dobrze wśród studentów po zakończeniu każdego semestru, przy czym dzisiejsza impreza była zwieńczeniem ich już… dziewiątego semestru. Nie powiedziałby, że czas ten minął łatwo, ale z pewnością szybko.
Pomimo perfekcyjnie uargumentowanego zmęczenia, kumulującego się już od kilku tygodni, zebrał w sobie siły, żeby naprawdę dobrze się ubrać. Nawet nie musiał się długo zastanawiać — praktycznie zaraz po otworzeniu szafy wiedział, w czym chciał iść, co automatycznie potraktował jako dobry znak. Top, jaki przywdział, był koloru pudrowego niebieskiego, zgrywając się harmonijnie z jego równie jasnymi oczami; materiał, z jakiego był zrobiony, był bardzo cienki, żeby zrekompensować to, że jego rękawy sięgały aż do połowy dłoni. Ciasno również opinał klatkę piersiową, co wcale nie ukrywało kryjących się tam kolczyków, i kończył się zaraz nad jego talią. Tam, trochę niżej, w klubowym świetle błyszczał srebrny łańcuszek z małymi kryształkami oplatający mu luźno brzuch. Do tego zdecydował się na czarną spódniczkę (choć ubierał się w podobny sposób już od lat, nadal czuł iskierkę niepewności przy tej części garderoby) i zabudowane buty, które dodawały mu kolejne pięć centymetrów do wzrostu. W kącikach oczu dorysował sobie kreski, które nadały im intrygującego, lisiego wyrazu, a długie czarne włosy, które nadal miały na końcówkach trochę różowego koloru (wskutek pewnych eksperymentów), splótł najpierw w wysoki kucyk, a potem w warkocz, który pewnie do rana będzie już w zupełnym bałaganie.
Miejsce, w którym odbywała się zabawa, było właściwie piwnicą jednego z dzieci zamożnych mieszkańców Fukkatsu będących, tak się składało, na tym samym roku, co Kisara. Choć lokalizacja mogła brzmieć bardzo zachęcająco, owa piwnica była ogromna. Niewiele brakowało jej do stania się prawowitym klubem, jeśli Kisara miałby oceniać; prawdę mówiąc, był w klubach gorszych niż ten… przybytek.
Przyszedł trochę spóźniony, o ile na imprezę można w ogóle przyjść za późno — a to dlatego, że w środku była już ogromna ilość osób. Na jego skórze od razu pojawił się delikatny film w postaci kropelek potu od panującego tu ciepła. Nie musiał jednak długo przeciskać się przez tłum, gdyż jego znajomi wypatrzyli go w rekordowym tempie.
— Kisaraaaa, no wreszcie — krzyknął Hiyori, chłopak o jasnobrązowych włosach, wprost do jego ucha, a to dlatego, że właśnie złapał Kisarę w niedźwiedzi uścisk. Jin westchnął teatralnie i po chwili odwzajemnił gest, musząc się jednak sporo pochylić. Hiyori był tyci, a dzięki wysokim butom Kisary — jeszcze mniejszy. — Co tak długo? Już myśleliśmy, że nie przyjdziesz wcale.
— Przecież mówiłam, że będę — prychnął, uśmiechając się kątem ust. Męczyli go wieki, by gdzieś z nimi wyszedł, ale w trakcie egzaminów absolutnie nie było nawet takiej opcji. Chociaż dobrze o tym wiedzieli, wcale nie przeszkadzało im to w bardzo natarczywym przekonywaniu.
— Yori, tylko spójrz na niego, to będziesz wiedział, czemu tak długo — powiedziała głośno Yureha, która pojawiła się nagle za jego przyjacielem. Puściła do niego oczko. — Wyrywamy dzisiaj, co?
Wyszczerzył zęby, nonszalancko odgarniając warkocz za plecy.
— A jak myślisz? — rzucił w odpowiedzi, na co dwójka z nich głośno się zaśmiała.
— No, no, faktycznie… — rzekł Hiyori, ciągnąć delikatnie za srebrny łańcuszek oplatający jego talię.
— Sio — mruknął, dając mu po łapach. — Nie dla ciebie.
— Ooo, a dla kogo niby? — Yureha uśmiechnęła się w taki sposób, że już wiedział, że źle skonstruował to zdanie. Zbliżyła się do jego ucha, by wyszeptać po chwili: — Wiesz, kto też tu jest? Twój—
— Nie wiem — przerwał jej od razu, domyślając się w jaką stronę zaraz pójdzie ta rozmowa. Wywrócił oczami tak, że przez chwilę było widać mu same białka oczu. Choć jego przyjaciółka wydawała się rozbawiona, a więc osiągnął swój cel, w duchu poczuł charakterystyczne już dla niego podenerwowanie na myśl o nim. Co niby go miało obchodzić, że Kaname również przyszedł? Przy ostatnim wspólnym projekcie (czemu wykładowcy ciągle przydzielali ich do tych samych zespołów…?Pewnie dlatego, że wspólnie mieli zawsze najlepsze wyniki.) znowu się pokłócili o kompletną głupotę, która okazała się dla obu najwidoczniej sprawą życia i śmierci.
Wbrew sobie i tak zaczął się za nim rozglądać.
Gdy tylko się zorientował, co robi, ze zirytowaniem pstryknął dziewczynę w czoło i nie przejmując się jej oburzonym parsknięciem, poszedł po jakiś alkohol. Pewnie przyda się go dzisiaj dużo.
Rok 2029. W połowie roku akademickiego.
✦
Pierwszą rzeczą, którą poczuł po wejściu do pomieszczenia, było gwałtowne buchnięcie ciepłego powietrza prosto w jego twarz. Jak zwykle zaatakowała go cała kakofonia dźwięków i świateł, na to jednak był w pełni przygotowany, przychodząc tutaj — zwyczajnie nie było innej opcji dla Kisary oprócz zakończenia imprezy z bólem głowy, prędzej czy później. Miał sporą nadzieję, że tym razem nastąpi to później. Dzisiejszy wieczór był jego pierwszą okazją od naprawdę długiego czasu, żeby porobić coś innego niż siedzenie do późna z nosem w notatkach. Wzmożony okres egzaminów wreszcie dobiegł końca; jeszcze dzisiaj rano pisał ostatni test z prawdopodobnie najbardziej znienawidzonego przez niego przedmiotu, wieczór jednak miał być czasem na odreagowanie — taki tryb przyjmował się dobrze wśród studentów po zakończeniu każdego semestru, przy czym dzisiejsza impreza była zwieńczeniem ich już… dziewiątego semestru. Nie powiedziałby, że czas ten minął łatwo, ale z pewnością szybko.
Pomimo perfekcyjnie uargumentowanego zmęczenia, kumulującego się już od kilku tygodni, zebrał w sobie siły, żeby naprawdę dobrze się ubrać. Nawet nie musiał się długo zastanawiać — praktycznie zaraz po otworzeniu szafy wiedział, w czym chciał iść, co automatycznie potraktował jako dobry znak. Top, jaki przywdział, był koloru pudrowego niebieskiego, zgrywając się harmonijnie z jego równie jasnymi oczami; materiał, z jakiego był zrobiony, był bardzo cienki, żeby zrekompensować to, że jego rękawy sięgały aż do połowy dłoni. Ciasno również opinał klatkę piersiową, co wcale nie ukrywało kryjących się tam kolczyków, i kończył się zaraz nad jego talią. Tam, trochę niżej, w klubowym świetle błyszczał srebrny łańcuszek z małymi kryształkami oplatający mu luźno brzuch. Do tego zdecydował się na czarną spódniczkę (choć ubierał się w podobny sposób już od lat, nadal czuł iskierkę niepewności przy tej części garderoby) i zabudowane buty, które dodawały mu kolejne pięć centymetrów do wzrostu. W kącikach oczu dorysował sobie kreski, które nadały im intrygującego, lisiego wyrazu, a długie czarne włosy, które nadal miały na końcówkach trochę różowego koloru (wskutek pewnych eksperymentów), splótł najpierw w wysoki kucyk, a potem w warkocz, który pewnie do rana będzie już w zupełnym bałaganie.
Miejsce, w którym odbywała się zabawa, było właściwie piwnicą jednego z dzieci zamożnych mieszkańców Fukkatsu będących, tak się składało, na tym samym roku, co Kisara. Choć lokalizacja mogła brzmieć bardzo zachęcająco, owa piwnica była ogromna. Niewiele brakowało jej do stania się prawowitym klubem, jeśli Kisara miałby oceniać; prawdę mówiąc, był w klubach gorszych niż ten… przybytek.
Przyszedł trochę spóźniony, o ile na imprezę można w ogóle przyjść za późno — a to dlatego, że w środku była już ogromna ilość osób. Na jego skórze od razu pojawił się delikatny film w postaci kropelek potu od panującego tu ciepła. Nie musiał jednak długo przeciskać się przez tłum, gdyż jego znajomi wypatrzyli go w rekordowym tempie.
— Kisaraaaa, no wreszcie — krzyknął Hiyori, chłopak o jasnobrązowych włosach, wprost do jego ucha, a to dlatego, że właśnie złapał Kisarę w niedźwiedzi uścisk. Jin westchnął teatralnie i po chwili odwzajemnił gest, musząc się jednak sporo pochylić. Hiyori był tyci, a dzięki wysokim butom Kisary — jeszcze mniejszy. — Co tak długo? Już myśleliśmy, że nie przyjdziesz wcale.
— Przecież mówiłam, że będę — prychnął, uśmiechając się kątem ust. Męczyli go wieki, by gdzieś z nimi wyszedł, ale w trakcie egzaminów absolutnie nie było nawet takiej opcji. Chociaż dobrze o tym wiedzieli, wcale nie przeszkadzało im to w bardzo natarczywym przekonywaniu.
— Yori, tylko spójrz na niego, to będziesz wiedział, czemu tak długo — powiedziała głośno Yureha, która pojawiła się nagle za jego przyjacielem. Puściła do niego oczko. — Wyrywamy dzisiaj, co?
Wyszczerzył zęby, nonszalancko odgarniając warkocz za plecy.
— A jak myślisz? — rzucił w odpowiedzi, na co dwójka z nich głośno się zaśmiała.
— No, no, faktycznie… — rzekł Hiyori, ciągnąć delikatnie za srebrny łańcuszek oplatający jego talię.
— Sio — mruknął, dając mu po łapach. — Nie dla ciebie.
— Ooo, a dla kogo niby? — Yureha uśmiechnęła się w taki sposób, że już wiedział, że źle skonstruował to zdanie. Zbliżyła się do jego ucha, by wyszeptać po chwili: — Wiesz, kto też tu jest? Twój—
— Nie wiem — przerwał jej od razu, domyślając się w jaką stronę zaraz pójdzie ta rozmowa. Wywrócił oczami tak, że przez chwilę było widać mu same białka oczu. Choć jego przyjaciółka wydawała się rozbawiona, a więc osiągnął swój cel, w duchu poczuł charakterystyczne już dla niego podenerwowanie na myśl o nim. Co niby go miało obchodzić, że Kaname również przyszedł? Przy ostatnim wspólnym projekcie (czemu wykładowcy ciągle przydzielali ich do tych samych zespołów…?
Wbrew sobie i tak zaczął się za nim rozglądać.
Gdy tylko się zorientował, co robi, ze zirytowaniem pstryknął dziewczynę w czoło i nie przejmując się jej oburzonym parsknięciem, poszedł po jakiś alkohol. Pewnie przyda się go dzisiaj dużo.
WAS IT JUST A DREAM?
AM I IN TOO DEEP?
Shirotani Kaname ubóstwia ten post.
„Jak myślisz?”
Nie za bardzo chciał teraz myśleć; jeszcze by się okazało, że to zły pomysł, prawda? Zresztą… To Kisara zadał pierwszy pytanie, na które Kaname postanowił odwrócić kota ogonem, więc z czystej zatwardziałości również chciał zignorować jego. I choć poczuł dźgnięcie zirytowania na dalszy komentarz chłopaka — bo nie było wcale tak, jak mówił, a przynajmniej nie do końca; żeby Jin mógł skierować swoją uwagę na kogokolwiek innego niż Kaname, musiał poświęcić temu świadomą myśl, zamiar. Być może tym razem starał się aż za dobrze, skoro takie wrażenie odebrał. To jest, jeśli wypowiedział te słowa w celu innym niż wywołanie u Kisary emocjonalnego wzburzenia.
Może po prostu lepiej wyjdzie, jak przez chwilę nie będą się odzywać? Co innego szło im zaskakująco dobrze, choć nie od samego początku tak by to określiła. Pierwotny brak zaangażowania ze strony Shirotaniego z wolna popychał ją do decyzji, by się wycofać i jednak zostawić go w spokoju — nie miała zamiaru, mimo wszystko, wymuszać na nim dawania jej tego, czego nie chciał ofiarowywać. Taka bliskość wydawała się szczególnie delikatnym towarem, którego nie chciał popsuć, źle się nim zajmując. Już z zamiarem pożegnania chwycił go zębami za dolną wargę i skubnął lekko, ku sobie; jak się zdziwił zatem, gdy chwilę później Kaname naparł na nią, posyłając zastrzyk adrenaliny do jej serca. Zamruczała mu w usta, jednocześnie z ulgi i przyjemności, i w pełni skupiła się na pocałunku, na cieple, jakie od niego emanowało, na lekko wilgotnym materiale koszuli, gdzie z namaszczeniem i ostrożnością ułożyła dłoń.
— Nie sądziłem, że mógłbyś chcieć… — zaczął, nabierając powietrza do płuc, gdy na chwilę przestali. Praktycznie w tym samym momencie wybrzmiało z ust mężczyzny zdrobnienie swojego imienia, które później będzie kojarzyć już tylko z nim. Jego brzmienie zmiękczyło Kisarę jeszcze bardziej i wywołało drgnięcie warg ku górze w lekkim uśmiechu. — …tego typu uwagę ode mnie.
Wstrzymała na moment oddech, nie tyle co zdziwiona jego dalszym dotykiem, a przejęta nim do tego stopnia, że zapomniała na sekundę, że jej ciało musiało oddychać, by dalej funkcjonować. Gdy skórzana rękawiczka zetknęła się z jej skórą, zamknęła na chwilę, podczas której wyobraźnia podsuwała jej odczucia, które mogłyby jej towarzyszyć, gdyby nie dzielił ich żaden zbędny materiał. Dodatkowe muśnięcie przy talii ozdobionej drobną biżuterią wywołało kolejny dreszcz i podniosło tym samym włoski na jej ciele w wyrazie podniecenia. Potrzebowała od niego tak mało, by wywołać tak intensywną reakcję, że było to wręcz godne politowania.
„Odprowadzę cię. Jeśli chcesz.”
Chciał.
Od razu, gdy się od niego odsunął, Kisara zatęsknił. Nie zdążył odpowiedzieć mu od razu; zanim jego mózg, atakowany zewsząd porządną dawką bodźców, wreszcie dogonił wydarzenia, Shiro już oddalił się trochę od niego. Znów w jego zasięgu wzroku były tylko jego plecy, a odległość zwiększała się, gdy jeszcze przez moment nie był w stanie się ruszyć. Tym razem jednak dystans ten wydawał się mniej niemożliwy do zniwelowania; nie rozciągał się przed nią jak wielki, napawający labilnością przez swoją rozległość ocean.
Pojawiła się nadzieja.
Gdy go dogoniła, całe jej ciało wibrowało z ekscytacji. Zmarszczyła nos na wydobywający się z roziskrzonego końca papierosowy dym, ale nawet to nie było w stanie zdusić jej entuzjazmu. Pojawiła się najpierw w zasięgu jego wzroku, a potem ujęła jego dłoń w swoją, uprzednio wyciągając z niej zapalniczkę, gdy już nie była potrzebna, i chowając ją do kieszeni spodni chłopaka. Tak się rządząc, pociągnęła go lekko, ruszając w drogę do swojego mieszkania.
— Chodź, masz rację — rzekł, zagryzając wargę. — Faktycznie nie ma tam już nic ciekawego — skoro ty wyszedłeś.
Nie za bardzo chciał teraz myśleć; jeszcze by się okazało, że to zły pomysł, prawda? Zresztą… To Kisara zadał pierwszy pytanie, na które Kaname postanowił odwrócić kota ogonem, więc z czystej zatwardziałości również chciał zignorować jego. I choć poczuł dźgnięcie zirytowania na dalszy komentarz chłopaka — bo nie było wcale tak, jak mówił, a przynajmniej nie do końca; żeby Jin mógł skierować swoją uwagę na kogokolwiek innego niż Kaname, musiał poświęcić temu świadomą myśl, zamiar. Być może tym razem starał się aż za dobrze, skoro takie wrażenie odebrał. To jest, jeśli wypowiedział te słowa w celu innym niż wywołanie u Kisary emocjonalnego wzburzenia.
Może po prostu lepiej wyjdzie, jak przez chwilę nie będą się odzywać? Co innego szło im zaskakująco dobrze, choć nie od samego początku tak by to określiła. Pierwotny brak zaangażowania ze strony Shirotaniego z wolna popychał ją do decyzji, by się wycofać i jednak zostawić go w spokoju — nie miała zamiaru, mimo wszystko, wymuszać na nim dawania jej tego, czego nie chciał ofiarowywać. Taka bliskość wydawała się szczególnie delikatnym towarem, którego nie chciał popsuć, źle się nim zajmując. Już z zamiarem pożegnania chwycił go zębami za dolną wargę i skubnął lekko, ku sobie; jak się zdziwił zatem, gdy chwilę później Kaname naparł na nią, posyłając zastrzyk adrenaliny do jej serca. Zamruczała mu w usta, jednocześnie z ulgi i przyjemności, i w pełni skupiła się na pocałunku, na cieple, jakie od niego emanowało, na lekko wilgotnym materiale koszuli, gdzie z namaszczeniem i ostrożnością ułożyła dłoń.
— Nie sądziłem, że mógłbyś chcieć… — zaczął, nabierając powietrza do płuc, gdy na chwilę przestali. Praktycznie w tym samym momencie wybrzmiało z ust mężczyzny zdrobnienie swojego imienia, które później będzie kojarzyć już tylko z nim. Jego brzmienie zmiękczyło Kisarę jeszcze bardziej i wywołało drgnięcie warg ku górze w lekkim uśmiechu. — …tego typu uwagę ode mnie.
Wstrzymała na moment oddech, nie tyle co zdziwiona jego dalszym dotykiem, a przejęta nim do tego stopnia, że zapomniała na sekundę, że jej ciało musiało oddychać, by dalej funkcjonować. Gdy skórzana rękawiczka zetknęła się z jej skórą, zamknęła na chwilę, podczas której wyobraźnia podsuwała jej odczucia, które mogłyby jej towarzyszyć, gdyby nie dzielił ich żaden zbędny materiał. Dodatkowe muśnięcie przy talii ozdobionej drobną biżuterią wywołało kolejny dreszcz i podniosło tym samym włoski na jej ciele w wyrazie podniecenia. Potrzebowała od niego tak mało, by wywołać tak intensywną reakcję, że było to wręcz godne politowania.
„Odprowadzę cię. Jeśli chcesz.”
Chciał.
Od razu, gdy się od niego odsunął, Kisara zatęsknił. Nie zdążył odpowiedzieć mu od razu; zanim jego mózg, atakowany zewsząd porządną dawką bodźców, wreszcie dogonił wydarzenia, Shiro już oddalił się trochę od niego. Znów w jego zasięgu wzroku były tylko jego plecy, a odległość zwiększała się, gdy jeszcze przez moment nie był w stanie się ruszyć. Tym razem jednak dystans ten wydawał się mniej niemożliwy do zniwelowania; nie rozciągał się przed nią jak wielki, napawający labilnością przez swoją rozległość ocean.
Pojawiła się nadzieja.
Gdy go dogoniła, całe jej ciało wibrowało z ekscytacji. Zmarszczyła nos na wydobywający się z roziskrzonego końca papierosowy dym, ale nawet to nie było w stanie zdusić jej entuzjazmu. Pojawiła się najpierw w zasięgu jego wzroku, a potem ujęła jego dłoń w swoją, uprzednio wyciągając z niej zapalniczkę, gdy już nie była potrzebna, i chowając ją do kieszeni spodni chłopaka. Tak się rządząc, pociągnęła go lekko, ruszając w drogę do swojego mieszkania.
— Chodź, masz rację — rzekł, zagryzając wargę. — Faktycznie nie ma tam już nic ciekawego — skoro ty wyszedłeś.
WAS IT JUST A DREAM?
AM I IN TOO DEEP?
Shirotani Kaname and Yōzei-Genji Setsurō szaleją za tym postem.
Dopiero kiedy usłyszał, jak wychodzi za nim z bloku – butami po sypkim śniegu – zwolnił kroku, żeby pozwolić jej się z nim zrównać. Dźwięk tego, jak razem szli, podobał mu się tak bardzo, że postanowił nie robić z niego tła rozmową. Para z jego oddechu skropliła się na wyświetlaczu telefonu, kiedy wyciągnął go z kieszeni, żeby sprawdzić godzinę. Światło ekranu wydobyło z ciemności jego twarz, a na niej spojrzenie, którym zareagował na ruch przy wzięciu od niego zapalniczki. Nie zrobił jednak niczego poza tym – wyglądało na to, że rzecz, która między nimi zaszła, znieczuliła go na taką formę kontaktu. Przynajmniej dopóki alkohol nie przestanie działać, a wyrzuty sumienia nie zaczną. Kiedy jej dłoń dotknęła jego dłoni, jego reakcja była równie pozbawiona emocji co poprzednia, ale przecież miał na sobie rękawiczki; barierę, która oddzielała go od świata. Przez myśl przeszło mu, żeby oddać jej swoją kurtkę – temperatura spadła już dawno poniżej zera, a według niego Jin nie była ubrana stosownie do tego… faktu – ale domyślił się, że jej od niego nie przyjmie. Wciąż patrząc na Kisarę – a więc widząc przy tym, jak jej policzki stają się stopniowo coraz bardziej różowe z zimna – odłożył telefon na swoje miejsce. Poczuł ciepło, którego źródło znajdowało się w klatce piersiowej, na myśl o tym, że ta zmiana koloru mogła zostać wywołana nie przez pogodę, a…
— Myślisz, że ktoś to widział?
Kto tego nie widział, Kaname?
Pytanie, które jej zadał, brzmiało tak głupio, że Kisara miała pełne prawo do tego, żeby zacząć mieć wątpliwości co do jego inteligencji… przynajmniej dopóki nie uświadomiła sobie, że Shirotani musiał żartować. Kończąc papierosa, podszedł do śmietnika pod jednym z drzew w parku, do którego właśnie weszli. Miał problem z używaniem humoru w odpowiedni sposób, przez co – wbrew jego woli – zdanie mogło równie dobrze zostać wypowiedziane ironicznie. Ton jego głosu sprawiał, że Kisara mogła zinterpretować to tak, że Shirotani nie chciał stracić swojej… reputacji, kiedy w rzeczywistości było wręcz przeciwnie – to jej reputację chciał utrzymać w stanie, w jakim była, zanim to wszystko się stało. Dlatego właśnie wolał zachowywać powagę, również w kontekście, kiedy nie tylko nie było to wymagane, a wręcz stawiało go w położeniu kogoś, kto żartować w ogóle nie umie, jak teraz – rozmawiając ze swoim przyjacielem ze studiów. W tym momencie nie umiał się jednak powstrzymać; cisza, która była między nimi – i która jeszcze chwilę temu mu nie przeszkadzała – teraz przestała być dla niego komfortowa. Właściwe to dziwne, że dopiero teraz, biorąc pod uwagę, jak bardzo naruszona została – przez niego samego! – jego strefa komfortu w ogóle. Zgasił papierosa w popielniczce i ruszył dalej, nie czekając na odpowiedź, bo nie chciał widzieć twarzy Jin, kiedy będzie mu jej udzielać.
— To tutaj? — zapytał, stając po czasie przed blokiem, w którym – jak mu się wydawało – mieszkała Kisara. Miejsce wyglądało zupełnie inaczej nocą niż za dnia i dlatego nie miał co do tego pewności. Bo był tu już raz – odwiedził ją, kiedy była chora. Nie pamiętał już, dlaczego to zrobił. Potrzebowała notatek na studia. Nie. Nie dlatego. Czy już wtedy szukał jej towarzystwa; tęsknił za jej obecnością na uniwersytecie tak bardzo, żeby nadkładać drogi do własnego domu? Zaprosiła go tamtego dnia na herbatę. Odmówił. Zrobienie każdego kroku było okupione bólem, a jednocześnie przyjemnością – oba chciał sobie dawkować. Para uciekała z jego uchylonych delikatnie ust, kiedy wciąż – uparcie – patrzył na elewację budynku, zamiast na Kisarę, jak powinien, żeby sprawdzić jej reakcję; mogła przecież się nie odzywać, a tylko pokiwać lub pokręcić głową. Ale musiała się odezwać. Shirotani ręce miał wsadzone do kieszeni, łopatki spięte. Ograniczał możliwość kontaktu ze sobą.
Bawił się jej uczuciami. Przecież wiedział, że nie będzie mógł jej dać tego, czego potrzebowała – czego większość ludzi potrzebowała do pełni szczęścia. Zasługiwała również na tę część miłości. Była przecież taka piękna. Ktokolwiek mógł docenić tę jej wartość bardziej, niż on był w stanie to zrobić. A jednocześnie i tak chciał ją mieć tylko dla siebie – tak samolubnie. Czy był aż takim potworem? Zawsze uważał siebie za lepszego od innych pod względem moralności – osobę, która nie ulega pokusom. Jak miał zaakceptować teraz fakt, że ci wszyscy ludzie, na których patrzył z góry – ludzie, którzy poniżali się dla każdego swojego zwierzęcego pragnienia – byli tacy sami jak on? Że był, jak oni, człowiekiem o słabej woli? Brakowało mu sił, żeby chociaż przestać ranić przy tym drugą osobę, świadomie więc kontynuował zadawanie jej bólu dla własnej przyjemności, bo czego innego.
Warui Shin'ya, Ye Lian, Satō Kisara and Yakushimaru Sanari szaleją za tym postem.
Cisza zdawała mu się ciężka - a przynajmniej na początku, gdy jeszcze serce pędziło mu z prędkością geparda w trakcie polowania, i mógł słyszeć swój puls oddający echo przez całą jego klatkę piersiową. Dłoń w jego dłoni stanowiła obecność, której nie można było przeoczyć, choćby tego chciał. Czuł, że chłód szczypał go bezlitośnie w osłonięte jedynie rajstopami kolana, ale jakoś nie potrafił się tym bardzo przejąć. Droga do jego mieszkania wcale nie była długa, więc nie było to wielkim problem, chociaż… no właśnie. Szło się do Kisary krótko. Czy to oznaczało, że zaraz się rozstaną? Zaproponował w końcu odprowadzenie go, a nie, dajmy na to, sesję przytulania się na jego włochatej kanapie. Albo… inne rzeczy, o których nawet nie śmiał myśleć przez dłuższy czas. To, nad czym zastanawiał się bardziej intensywnie, była kwestia, czy powinien puścić jego rękę czy nie. Chciał wierzyć, że Kaname powiedziałby mu, że ma to zrobić albo zwyczajnie sam zabrałby swoją… lecz chłopak od chwili pierwszego pocałunku (bo były już dwa, rany) nie zachowywał się zgodnie ze swoją naturą. Było to niepokojące - a raczej powinno być, gdyby Kisara był chociaż odrobinę mniej pijany.
Pytanie w pierwszej sekundzie spowodowało dreszcze gorsze od tych spowodowanych chłodem pogody, w następnej jednak… przystanął na chwilę ze swoimi myślami. Co przyjdzie mu skok do konkluzji, że Kaname obawiał się, że został z nią zauważony. Zresztą mógł tego nie robić przy absolutnie wszystkich. Kisara zaśmiał się, chcąc nakierować rozmowę na pozytywne tory. Poza tym nie widział powodu, czemu całowanie się z Kisarą miałoby jakkolwiek nadszarpnąć jego reputację, duh.
- Och, na pewno - odpowiedział, spoglądając na niego z ukosa. - Czuję, jak telefon wibruje mi od wiadomości, więc pewnie Yureha chce wiedzieć o co chodzi. - Jednak co do niej… - Ale wkurzyła mnie wcześniej, więc na razie nie musi wiedzieć żadnych szczegółów.
Małostkowe? No pewnie. Miał to gdzieś. Mógł cieszyć się chwilą bez inwigilacji wścibskiej koleżanki, czy tej się to podobało, czy nie. Gdy Shirotani odsunął się nieco, by wyrzucić to, co zostało po papierosie, Kisara puścił jego dłoń. Nie odważył się sięgnąć po nią ponownie, nawet gdy znów się zbliżył. Spróbował pochwycić spojrzenie chłopaka, ale nic z tego. Zdawał się uporczywie unikać kontaktu wzrokowego.
- Tutaj - potwierdziła, śledząc uważnie jego kontury twarzy, ostre i miękkie zarazem, w kiepskim świetle ulicznych latarni. Świat dookoła był niemal całkowicie cichy, jak to bywało o bardzo późnej - przez niektórych uznawaną już za wczesną - porze. Włosy chłopaka odbijały to światło w podobny sposób jak śnieg na ziemi, połyskując lekko. Stanęła naprzeciwko niego. W wysokich butach może nie była mu równa wzrostem, ale choć o te parę centymetrów bardziej mogła zwrócić jego uwagę. - Dzięki - zaczęła po chwili znowu - za spacer. - Przekrzywiła lekko głowę, próbując rozgryźć jego zachowanie. Dawał jej co najmniej rozbieżne sygnały. Powodowały, że równocześnie chciał się wycofać całkowicie, jak i siłą zaciągnąć go do swojego mieszkania, by nie mógł jej uciec.
- Kaname - rzekł cicho. Palce paliły go, by go dotknąć. Był zdezorientowany, ale - na swoje szczęście czy nieszczęście - odważny na tyle, żeby zwyczajnie spytać: Chcesz wejść do środka?
Pytanie w pierwszej sekundzie spowodowało dreszcze gorsze od tych spowodowanych chłodem pogody, w następnej jednak… przystanął na chwilę ze swoimi myślami. Co przyjdzie mu skok do konkluzji, że Kaname obawiał się, że został z nią zauważony. Zresztą mógł tego nie robić przy absolutnie wszystkich. Kisara zaśmiał się, chcąc nakierować rozmowę na pozytywne tory. Poza tym nie widział powodu, czemu całowanie się z Kisarą miałoby jakkolwiek nadszarpnąć jego reputację, duh.
- Och, na pewno - odpowiedział, spoglądając na niego z ukosa. - Czuję, jak telefon wibruje mi od wiadomości, więc pewnie Yureha chce wiedzieć o co chodzi. - Jednak co do niej… - Ale wkurzyła mnie wcześniej, więc na razie nie musi wiedzieć żadnych szczegółów.
Małostkowe? No pewnie. Miał to gdzieś. Mógł cieszyć się chwilą bez inwigilacji wścibskiej koleżanki, czy tej się to podobało, czy nie. Gdy Shirotani odsunął się nieco, by wyrzucić to, co zostało po papierosie, Kisara puścił jego dłoń. Nie odważył się sięgnąć po nią ponownie, nawet gdy znów się zbliżył. Spróbował pochwycić spojrzenie chłopaka, ale nic z tego. Zdawał się uporczywie unikać kontaktu wzrokowego.
- Tutaj - potwierdziła, śledząc uważnie jego kontury twarzy, ostre i miękkie zarazem, w kiepskim świetle ulicznych latarni. Świat dookoła był niemal całkowicie cichy, jak to bywało o bardzo późnej - przez niektórych uznawaną już za wczesną - porze. Włosy chłopaka odbijały to światło w podobny sposób jak śnieg na ziemi, połyskując lekko. Stanęła naprzeciwko niego. W wysokich butach może nie była mu równa wzrostem, ale choć o te parę centymetrów bardziej mogła zwrócić jego uwagę. - Dzięki - zaczęła po chwili znowu - za spacer. - Przekrzywiła lekko głowę, próbując rozgryźć jego zachowanie. Dawał jej co najmniej rozbieżne sygnały. Powodowały, że równocześnie chciał się wycofać całkowicie, jak i siłą zaciągnąć go do swojego mieszkania, by nie mógł jej uciec.
- Kaname - rzekł cicho. Palce paliły go, by go dotknąć. Był zdezorientowany, ale - na swoje szczęście czy nieszczęście - odważny na tyle, żeby zwyczajnie spytać: Chcesz wejść do środka?
WAS IT JUST A DREAM?
AM I IN TOO DEEP?
Ye Lian and Yōzei-Genji Setsurō szaleją za tym postem.
Zignorował to, co powiedziała mu Kisara na temat ich znajomej, bo – mimo że była to przecież odpowiedź na pytanie, które sam jej zadał jeszcze przed chwilą – już go to nie obchodzi. Dotarło do niego, jak bardzo są tu… sami. Tylko śmiech Jin zaburza ciszę wokół nich. W godzinach takich jak ta świat wydawał się istnieć tylko w jego głowie; poza nią nie było niczego. Czemu nie mógł tak myśleć… zawsze?
Stali przed drzwiami do jej mieszkania, zdaje się, że oboje nie wiedząc, co mają zrobić – a może właśnie wiedząc. Czy dlatego nie mogli zrobić kroku do przodu? Bali się, że, chcąc go zrobić, w rzeczywistości zrobią go wstecz? Ścisnął dłoń Jin w swojej, zanim ją puścił. Ja też się boję. Nie jesteś sama.
Śnieg padał na Kisarę, kładąc się płatkami na linii jej rzęs, spod której patrzyła na niego swoimi oczami koloru zimowego nieba. To właśnie te płatki – topniejąc pod wpływem ciepła jej ciała – uświadamiają mu, jak bardzo zimno musi jej teraz być; że powinien coś zrobić. Ale nie może. W blasku księżyca – bo światło latarni już nie sięgało ciemności przed jej domem – Kisara jest taka piękna. Nie. Zawsze taka była. Tyle że… nie pozwalał sobie tego zobaczyć.
— Sara… — słowo, które, nie mając żadnego znaczenia, miało ich milion, samo uciekło z jego gardła. Wbrew jego woli. Wyraz pragnienia, którego nie pozwalał sobie zaspokoić – poza tym jednym razem. Myśl o sposobie, w jaki nakarmił ten głód, barwi jego policzki różem.
Tylko on i ona.
Czy gdyby na świecie nie było nikogo prócz nich, jak teraz, to byłby taki, jakim jest?
Gdyby na świecie nie było nikogo prócz nich, to nigdy by się takim nie stał.
„Chcesz wejść do środka?”
— Chcę — odpowiedział zanim zdążył się zastanowić nad znaczeniem tego, co mówi. Wszedł za Kisarą, która wydawała się być zdziwiona tym, że nie musiała podejmować z nim żadnej walki; że od razu poddał się jej woli. Kiedy przechodził przez próg jej mieszkania, krew szumiała mu w uszach, zagłuszając dźwięk drzwi, które za nimi zamknął. Nie miał już drogi ucieczki.
Daj sobie szansę.
Daj szansę… jej.
Wnętrze nie zmieniło się od ostatniego razu, kiedy w nim był – a wiedział to, bo stracił wówczas bardzo dużo czasu na patrzenie na nie zamiast na Kisarę. Teraz chciał go odzyskać. Każdą sekundę. Dlatego, kiedy tylko mógł, nie odrywał od niej spojrzenia.
Układa w głowie czynności, które wcale nie potrzebują żadnego planu działania, żeby móc je wykonać; wszystkie z nich są przecież tak logiczne, że nie trzeba o nich myśleć, ale… myślenie o nich w jakiś sposób mu pomaga. Doprowadza oddech z powrotem do stanu sprzed chwili. Jeden but. Drugi but. Przy drzwiach. Kurtka… Kisara zabrała ją od niego, zanim był w stanie na to zareagować. Wbrew sobie wypuścił materiał z palców, które zaciskał na nim z zupełnie zbędną siłą.
Usiadł na kanapie w salonie, czując, że jego mięśnie są napięte jak u zwierzęcia gotowego uciec, chociaż sam nie wiedział, przed czym by w ogóle miał uciekać. Złapał w dłonie koc, na którym siedział, żeby móc zająć nim ręce. Spuścił na nie wzrok. Kręciło mu się w głowie, ale wcale nie od ilości wypitego alkoholu, a dlatego, że wciąż miał na nich rękawiczki. Zdjął je więc z wahaniem, a następnie odłożył na stolik obok. Jego dłonie już teraz wyglądają źle, całe w ranach, którym nie dawał się zagoić – a ich stan z biegiem lat miał tylko ulec pogorszeniu – ale Shirotani chciał pokazać Kisarze, że jej ufa. Ufa temu, że go nie oceni.
Koc jest miękki w dotyku.
Co właściwie mogli razem robić? Studiowali na tym samym uniwersytecie, więc to zawsze było ich wspólnym tematem. A jednak z jakiegoś powodu – jakiego? – nie mógł w tej chwili wymyślić niczego, co byłoby z nim związane. Dopiero spojrzenie Jin, którego nie zdążył uniknąć swoim, zmusza go do zrobienia czegoś, czegokolwiek…:
— Chcesz coś obejrzeć?
Mówiąc to, zapomina – jednocześnie od razu sobie przypominając – o tym, że w pokoju nie było żadnego telewizora. To nic, to nic – Kisara przecież ma laptopa. Nosiła go ze sobą na uczelnię. Co za różnica, na jakim ekranie obejrzą film? Właśnie, film. Mogą obejrzeć… co na przykład? Shirotani przełknął ślinę. Dlaczego aż tak się tym wszystkim denerwował? Bo wiedział, po co tu był? Bo ona wiedziała?
Po prostu to zrób.
W ramach… terapii.
Szokowej, ale terapii.
Łamanie swoich granic było najlepszą pomocą w przypadkach takich jak jego – może nie aż tak drastyczne, jednak… miał okazję, żeby sprawdzić, jak to na niego działa. I przecież był z Kisarą. Kisara go rozumiała. Kisara była bezpieczna; jej obecność mogła otulić go tak jak śnieg na zewnątrz, gdyby upadł przed jej drzwiami i już się nie podniósł – a przez chwilę chciał tak zrobić. To zimno, które czuł, ostatecznie przecież zamieni się w ciepło. Musiał tylko dać temu czas.
— Dlaczego tak stoisz? — odezwał się do niej już ze spokojem. — Usiądź.
Wskazał dłonią na miejsce obok siebie.
Daj mi szansę.
Tym razem już nie unikał jej spojrzenia.
Ye Lian, Satō Kisara and Yakushimaru Sanari szaleją za tym postem.
Był nazywany Sarą już od dawna, właściwie od kiedy pamięta - najpierw przez swoich rodziców, a potem przez brata - powinien być zatem do tego przyzwyczajony. Nawet jego adopcyjni opiekunowie podłapali tę manierę. Gdy jednak to Kaname wypowiadał wspomniane zdrobnienie swoim niskim, spokojnym głosem, miało zupełnie inny wydźwięk niż w przypadku jego rodziny. Nie był w stanie dokładnie wskazać powodu takiego odczucia, choć gdyby miał iść o zakład, stawiałby na fakt, że pomimo tylu nieporozumień i kłótni, chłopak zwracał się do niego właśnie zdrobnieniem, dużo częściej niż pełnym imieniem czy nawet nazwiskiem, co byłoby bardziej sensowne w ich przypadku, zważając na stopień… zażyłości. Kisara nawet do tej pory nie był w stanie przyznać na głos, jak bardzo uwielbiał, że tak robił.
Pomimo tego, że chciał, by wszedł z nim do środka, niemniej był w szoku, gdy Shiro się zgodził. Co prawda myślał dużo na temat scenariusza, jaki mogliby odegrać już w mieszkaniu Kisary, ale teraz, gdy któryś miał faktycznie szansę na realizację, czarnowłosy jakby całkowicie zapomniał swoich kwestii. Jako że nie miał żadnego dublera, a Kaname nie mógł być świadom, jaki spektakl odbywał się w jego głowie, Jin nie miał od kogo uzyskać podpowiedzi. W takiej sytuacji pozostawała tylko improwizacja - a w tej sztuce chłopak był jednocześnie świetny i beznadziejny. Gdy więc przestąpili przez próg, musiał wziął głęboki wdech. Będzie dobrze. Będzie dobrze. Co się może stać?Gdyby tylko wiedział.
Czuła na sobie jego spojrzenie, ale wcale jej to nie przeszkadzało, chociaż było to niecodzienne. Nawet kilkanaście minut temu zdawało się, że Kaname trzeba było zmuszać, by utrzymał na niej wzrok dłużej niż kilka sekund. To doprowadzało ją do wniosku, że musiał być równie zdenerwowany co ona… i była to całkiem pokrzepiająca myśl.
Powiesiła wpierw swój płaszcz na metalowym haczyku, a następnie jego. Zdjęcie wysokich butów przyniosło ulgę dla zmęczonych intensywnym wieczorem nóg i stóp. Chodzenie na boso po tak długim czasie na obcasach było trochę dziwne, ale to kwestia czasu aż się przyzwyczai. Dopiero teraz odczuła również, że musiała zmarznąć - i to tylko dlatego, że teraz w kontraście do mrozu na zewnątrz, w mieszkaniu było niesamowicie gorąco. Rozważała nawet przebranie się w coś innego, może bardziej komfortowego, ale czuła się naprawdę atrakcyjnie w tym, co akurat miała na sobie, a teraz zdecydowanie potrzebowała zastrzyku pewności siebie, więc porzuciła ten pomysł.
Kątem oka złapał, że Shirotani usiadł w salonie, i nagle jego obecność w punkcie wokalnym jego domu sprawiła, że zaczął zastanawiać się, czy dookoła nie panuje jeden wielki bałagan. Było tu wystarczająco czysto na przyjmowanie gości? Dla Kaname? Niby nie uważał się za bardzo niechlujną osobę i to z pewnością nie jest coś, czym teraz powinien się martwić, bo i tak już tutaj siedzą… a jednak nie było mu wcale łatwo pozbyć się tej myśli. W zasadzie ulotniła się z jego mózgu dopiero wtedy, gdy dostrzegł znajome czarne - i zdjęte - rękawiczki na stoliku. Wtem od razu jego wzrok powędrował na dłonie przyjaciela. Nie mógł się powstrzymać; na palcach jednej ręki mógł zliczyć wszystkie sytuacje, w których widział je odkryte. Rany, które na nich zobaczył, nie były niespodziewane, a jednak sprawiły, że oddech ugrzązł na moment w jego płucach. Ale to dobry znak, że je ściągnął, prawda? Musiał być. Odetchnął. Uśmiechnął się do niego ciepło, kojąco. Wdzięczność w mieszance z miłym zaskoczeniem iskrzyła w jego oczach.
- Możemy coś obejrzeć - przytaknął. Nie sądził, że będzie w stanie skupić się na czymkolwiek innym niż Shirotani, ale to nic. Przynajmniej coś będzie grało w tle. Zanim do niego podszedł, wziął laptopa z biurka nieopodal, po czym położył go także na stoliku i otworzył klapę. Kiedy to robił, zauważył, że jedna jego ręka nadal umazana była w resztkach farby, w której na początku imprezy zanurzył prawie całe ramię. Do tej pory większość barwnika została pewnie na ubraniach ludzi, z którymi tańczył, ale nadal pozostały gdzieniegdzie jakieś maźnięcia. Zwrócił się do Kaname; zrobiło mu się ciepło w reakcji na jego zaproszenie. - Zaraz wrócę, tylko skoczę do łazienki. - Brodą wskazał włączone już urządzenie. - Możesz coś włączyć.
Miarowym krokiem oddaliła się od niego, odprowadzana jasnym, uważnym wzrokiem. Gdy zamknęła za sobą drzwi, od razu zachciała wrócić, by znowu być w centrum jego uwagi. Szybko wzięła się za zmywanie farby z ręki - która na szczęście schodziła z dodatkiem mydła bez żadnego problemu. Dostrzegłszy swoje odbicie w dużym lustrze - zmęczone, z rozmazanym gdzieniegdzie tuszem do rzęs - zdecydowała się także na zmycie makijażu z twarzy. Już od jakiegoś czasu cienie zaczęły szczypać ją w oczy, a podkład wydawał się niesamowicie ciężki, tylko drażniąc jej delikatne zmysły. Rozplotła również warkocz, z którego wydostało się już wiele kosmyków, i ściągnęła całkiem frotkę, palcami przeczesując czarno-różowe fale opadające kaskadą na jej plecy. Starała się robić wszystko sprawnie, równocześnie modląc się, by Kaname nadal był w jej salonie, gdy tam wróci.
Całe szczęście - był. Motylki w jej brzuchu obudziły się na nowo, jak się obok niego układała. Usiadła blisko. Od razu wciągnęła nogi na kanapę, tym samym kolana opierając o jego nogi. Póki co nawet nie spojrzała w ekran, jedynie na twarz Shiro, szukając na niej choćby najmniejszej oznaki sprzeciwu. Nie mogła całkiem porzucić ostrożności; nie chciała przekroczyć granicy, w której będzie too much. Nie wiedziała niestety, gdzie dokładnie ta granica była, więc pozostawało jej działanie po omacku, gdyż bała się także bezpośrednio spytać - jakby wszystko to miało pęknąć jak mydlana bańka.
- Cieszę się, że wszedłeś - rzekł. Ujął go spojrzeniem, jeszcze raz zatrzymując je na jego rękach. - Nie chciałem się jeszcze rozstawać. Po… tym wszystkim. - Przesunął łagodnie czystymi palcami po grzbiecie jego dłoni, wyczuwając jak suche i szorstkie są w dotyku. Chciał wiedzieć więcej - czemu są w takim stanie i czemu w ogóle zawsze chce je mieć zakryte - ale miał obawy przed zapytaniem. Bał się, że gdy tylko o to zagadnie, szczególnie teraz, Shiro się do niej zniechęci. Słyszał pomrukiwanie dialogu w filmie, ale, tak jak przypuszczał, ich sens wcale do niego nie trafiał. Położył wpierw brodę na jego ramieniu; tu, blisko szyi, jego zapach był intensywny, odurzający wręcz, dodający kolejny czynnik do podekscytowania Kisary. Pochwycił wtem jego spojrzenie, tknął go nosem w policzek, a potem, na bezdechu, w to samo miejsce złożył drobny pocałunek. - Shiro… chciałbyś znowu mnie pocałować?
Pomimo tego, że chciał, by wszedł z nim do środka, niemniej był w szoku, gdy Shiro się zgodził. Co prawda myślał dużo na temat scenariusza, jaki mogliby odegrać już w mieszkaniu Kisary, ale teraz, gdy któryś miał faktycznie szansę na realizację, czarnowłosy jakby całkowicie zapomniał swoich kwestii. Jako że nie miał żadnego dublera, a Kaname nie mógł być świadom, jaki spektakl odbywał się w jego głowie, Jin nie miał od kogo uzyskać podpowiedzi. W takiej sytuacji pozostawała tylko improwizacja - a w tej sztuce chłopak był jednocześnie świetny i beznadziejny. Gdy więc przestąpili przez próg, musiał wziął głęboki wdech. Będzie dobrze. Będzie dobrze. Co się może stać?
Czuła na sobie jego spojrzenie, ale wcale jej to nie przeszkadzało, chociaż było to niecodzienne. Nawet kilkanaście minut temu zdawało się, że Kaname trzeba było zmuszać, by utrzymał na niej wzrok dłużej niż kilka sekund. To doprowadzało ją do wniosku, że musiał być równie zdenerwowany co ona… i była to całkiem pokrzepiająca myśl.
Powiesiła wpierw swój płaszcz na metalowym haczyku, a następnie jego. Zdjęcie wysokich butów przyniosło ulgę dla zmęczonych intensywnym wieczorem nóg i stóp. Chodzenie na boso po tak długim czasie na obcasach było trochę dziwne, ale to kwestia czasu aż się przyzwyczai. Dopiero teraz odczuła również, że musiała zmarznąć - i to tylko dlatego, że teraz w kontraście do mrozu na zewnątrz, w mieszkaniu było niesamowicie gorąco. Rozważała nawet przebranie się w coś innego, może bardziej komfortowego, ale czuła się naprawdę atrakcyjnie w tym, co akurat miała na sobie, a teraz zdecydowanie potrzebowała zastrzyku pewności siebie, więc porzuciła ten pomysł.
Kątem oka złapał, że Shirotani usiadł w salonie, i nagle jego obecność w punkcie wokalnym jego domu sprawiła, że zaczął zastanawiać się, czy dookoła nie panuje jeden wielki bałagan. Było tu wystarczająco czysto na przyjmowanie gości? Dla Kaname? Niby nie uważał się za bardzo niechlujną osobę i to z pewnością nie jest coś, czym teraz powinien się martwić, bo i tak już tutaj siedzą… a jednak nie było mu wcale łatwo pozbyć się tej myśli. W zasadzie ulotniła się z jego mózgu dopiero wtedy, gdy dostrzegł znajome czarne - i zdjęte - rękawiczki na stoliku. Wtem od razu jego wzrok powędrował na dłonie przyjaciela. Nie mógł się powstrzymać; na palcach jednej ręki mógł zliczyć wszystkie sytuacje, w których widział je odkryte. Rany, które na nich zobaczył, nie były niespodziewane, a jednak sprawiły, że oddech ugrzązł na moment w jego płucach. Ale to dobry znak, że je ściągnął, prawda? Musiał być. Odetchnął. Uśmiechnął się do niego ciepło, kojąco. Wdzięczność w mieszance z miłym zaskoczeniem iskrzyła w jego oczach.
- Możemy coś obejrzeć - przytaknął. Nie sądził, że będzie w stanie skupić się na czymkolwiek innym niż Shirotani, ale to nic. Przynajmniej coś będzie grało w tle. Zanim do niego podszedł, wziął laptopa z biurka nieopodal, po czym położył go także na stoliku i otworzył klapę. Kiedy to robił, zauważył, że jedna jego ręka nadal umazana była w resztkach farby, w której na początku imprezy zanurzył prawie całe ramię. Do tej pory większość barwnika została pewnie na ubraniach ludzi, z którymi tańczył, ale nadal pozostały gdzieniegdzie jakieś maźnięcia. Zwrócił się do Kaname; zrobiło mu się ciepło w reakcji na jego zaproszenie. - Zaraz wrócę, tylko skoczę do łazienki. - Brodą wskazał włączone już urządzenie. - Możesz coś włączyć.
Miarowym krokiem oddaliła się od niego, odprowadzana jasnym, uważnym wzrokiem. Gdy zamknęła za sobą drzwi, od razu zachciała wrócić, by znowu być w centrum jego uwagi. Szybko wzięła się za zmywanie farby z ręki - która na szczęście schodziła z dodatkiem mydła bez żadnego problemu. Dostrzegłszy swoje odbicie w dużym lustrze - zmęczone, z rozmazanym gdzieniegdzie tuszem do rzęs - zdecydowała się także na zmycie makijażu z twarzy. Już od jakiegoś czasu cienie zaczęły szczypać ją w oczy, a podkład wydawał się niesamowicie ciężki, tylko drażniąc jej delikatne zmysły. Rozplotła również warkocz, z którego wydostało się już wiele kosmyków, i ściągnęła całkiem frotkę, palcami przeczesując czarno-różowe fale opadające kaskadą na jej plecy. Starała się robić wszystko sprawnie, równocześnie modląc się, by Kaname nadal był w jej salonie, gdy tam wróci.
Całe szczęście - był. Motylki w jej brzuchu obudziły się na nowo, jak się obok niego układała. Usiadła blisko. Od razu wciągnęła nogi na kanapę, tym samym kolana opierając o jego nogi. Póki co nawet nie spojrzała w ekran, jedynie na twarz Shiro, szukając na niej choćby najmniejszej oznaki sprzeciwu. Nie mogła całkiem porzucić ostrożności; nie chciała przekroczyć granicy, w której będzie too much. Nie wiedziała niestety, gdzie dokładnie ta granica była, więc pozostawało jej działanie po omacku, gdyż bała się także bezpośrednio spytać - jakby wszystko to miało pęknąć jak mydlana bańka.
- Cieszę się, że wszedłeś - rzekł. Ujął go spojrzeniem, jeszcze raz zatrzymując je na jego rękach. - Nie chciałem się jeszcze rozstawać. Po… tym wszystkim. - Przesunął łagodnie czystymi palcami po grzbiecie jego dłoni, wyczuwając jak suche i szorstkie są w dotyku. Chciał wiedzieć więcej - czemu są w takim stanie i czemu w ogóle zawsze chce je mieć zakryte - ale miał obawy przed zapytaniem. Bał się, że gdy tylko o to zagadnie, szczególnie teraz, Shiro się do niej zniechęci. Słyszał pomrukiwanie dialogu w filmie, ale, tak jak przypuszczał, ich sens wcale do niego nie trafiał. Położył wpierw brodę na jego ramieniu; tu, blisko szyi, jego zapach był intensywny, odurzający wręcz, dodający kolejny czynnik do podekscytowania Kisary. Pochwycił wtem jego spojrzenie, tknął go nosem w policzek, a potem, na bezdechu, w to samo miejsce złożył drobny pocałunek. - Shiro… chciałbyś znowu mnie pocałować?
WAS IT JUST A DREAM?
AM I IN TOO DEEP?
Ye Lian and Yōzei-Genji Setsurō szaleją za tym postem.
Strona 2 z 2 • 1, 2
maj 2038 roku