Ogromna przestrzeń wydzielona specjalnie dla miłośników czworonogów oraz ich pupili. Park przystosowany został do spacerów oraz zabaw z psami - obsadzony oddalonymi od siebie drzewami wiśni, dzięki czemu powstało wiele miejsc, w których można wykonać swobodny rzut patykiem, piłką lub inną zabawką. Gdzieniegdzie rozmieszczono źródełka, z których mogą pić zwierzęta, a w dwóch zadaszonych altankach stoją automaty, w których nabyć można smakołyki dla swoich czworonożnych towarzyszy. Pomiędzy alejkami tu i ówdzie postawiono pochylnie czy tunele dla urozmaicenia zabaw, nie brak słupków do slalomów czy nawet stawu, w którym psy mogą popływać podczas cieplejszych dni. Dla ludzi umieszczono natomiast ławki i kurtyny wodne włączane podczas upałów.
2-5 - postaci nie spotyka nic niepokojącego;
6 - postać natrafia na wyjątkowo niespokojne, zagubione inugami; ingerencja MG.
Hasegawa Jirō ubóstwia ten post.
około 14 godziny
Nie była do końca pewna co właściwie tu robiła. Cała sytuacja wydawała się być jednym wielkim przypadkiem, który jakimś cudem uwzględnił w sobie jej postać. Raz tylko zerknęła w ekran telefonu, co tak czy siak okazało się niepotrzebne, gdyż aplikacja, która odpowiadała za tę wycieczkę do miasta została już dawno skasowała przez czyjeś lepkie ręce. Black pokręciła więc tylko głową i upchnęła urządzenie do tylnej kieszeni spódnicy. Nie było sensu w doszukiwaniu się dawno zmiecionych pod dywan szczegółów.
Musiała jednak przyznać, że wybór miejsca trafił w gust wiedźmy. Jeszcze nim przekroczyła granicę parku, rozejrzała się uważnie dookoła, obserwując wszystkie biegające po zielonych terenach czworonogi. Jedne biegały za neonowo zielonymi piłkami rzuconymi przez właścicieli, drugie merdały wesoło ogonami podczas popijania wody, jeszcze kolejne bawiły się w grupie, poznając wzajemne zapachy. Ów scena od razu przywodziła na myśl własnego pupila, którego jeszcze nie tak dawno temu przywiozła z odwiedzin ciotki w Salem. Młody psiak wciąż nie miał jeszcze imienia.
Hecate uśmiechnęła się w duchu, poprawiając jeden z umykających kosmyków czerwonych włosów. Czuła jak opadające płatki co rusz opadają na głowę, czy zaczepiają się o krawędź koszuli. Kłamałaby mówiąc, że pora na spotkanie była nieodpowiednia.
Nie wiedziała jednak, czy powinna czekać na wiadomość, czy na połączenie, czy może jeszcze coś innego. Upatrzyła więc wolną ławkę gdzieś niedaleko wejścia i zajęła na niej miejsce. Jedna z nóg wylądowała na drugiej, a chwilę później na udzie wsparła się również dłoń; drugą z rąk Black wparła na poręczy, by zaraz ułożyć podbródek na wierzchu dłoni. Mając wzrok ulokowany w biegającymi za sobą psiakami postanowiła po prostu zaczekać.
| ubiór: boop
@Nakashima Yosuke
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Wiedziony czystym zainteresowaniem, udał się na umówione miejsce. Nie miał pojęcia, z kim miał się zobaczyć, właściwie też po co, czy te domorosłe swatki przeprowadzały za niego jakąś konkretniejszą rozmowę i jakie kłamstwa na jego temat zdążyły powiedzieć. Odkręcanie tego na sto procent nie będzie łatwe, ale musiał wiedzieć czy nie jest posądzany o coś wyjątkowo dziwnego. Jeszcze wybór miejsca na tę osobliwą schadzkę. Park pełen rozbieganych psów oraz ich właścicieli. Nawet nie miał własnego zwierzaka. Chyba nie umówili go na randkę z jakimś czworonogiem, prawda? Rozmowy z potencjalnymi psimi celebrytami byłyby raczej jednostronne. Chyba, że byłaby to podwójna randka z ludzkim opiekunem sierściucha. Albo opiekunką.
Wsunął dłonie w kieszenie lekkiej, granatowej kurtki. Nie odstawiał się jak na paradę, bo i nie brał tego spotkania specjalnie na poważnie. Był gotowy nawet przeprosić i wytłumaczyć głupią sytuację, proponując w ramach rekompensaty jakąś kawę – o ile spotkać się miał z kobietą. Mężczyznę prędzej by po prostu zignorował, poudawał, że kogoś szuka, albo po prostu przeszedł przez park, znikając z pola widzenia jak najszybciej. Zapach wiśni przypominał mu o kimś, z kim parę miesięcy temu też wyszedł niby niezobowiązująco na spotkanie, a teraz nie potrafił się jej pozbyć z myśli. Ale to był ktoś spoza jego ligi, dlatego nawet znajomych nie informował, że już udało mu się zawiesić na kimś oko.
Zatrzymał się niedługo po wejściu na teren parku. Chwilę patrzył na jakiegoś husky, który wyskoczył zaskakująco wysoko i pochwycił w locie zabawkę, z którą pognał w stronę, z której nadleciała, pewnie odnosząc ją osobie, z którą się bawił. Zaraz jednak skierował wzrok w inną stronę, próbując wybadać, kto może tu być równie przypadkowo, co on. Samotnie, bez pupila.
– Pani Shirshu. – Dopiero teraz dostrzegł kobietę, z którą miał okazję już się niegdyś zobaczyć. Nie były to co prawda wyjątkowo przyjemne okoliczności, ale nadal pozostawał fakt, że były. – Czyżby mieszkańcy lasu wreszcie przestali wysługiwać się innymi i postanowili wygnać panią ze swojego terytorium?
Choć jego mina pozostała niezmiennie obojętna, w dwukolorowych oczach zamigotały jakieś żartobliwe iskierki.
Westchnęła, gotowa opuścić dotychczasowe miejsce pobytu.
– Pani Shirshu.
Dwubarwne tęczówki uniosły się z lekka zaskoczone na nadchodzącego mężczyznę. Nie był jej obcy, aczkolwiek okoliczności pierwszego spotkania również nie należały do typowego dla mieszkańców miasta wpadnięcia na siebie w sklepowej alejce; nie było delikatnie nerwowego śmiechu ani wspólnego zgięcia się po upuszczony przedmiot, podczas którego ich dłonie spotkałyby się ze sobą.
A mimo tego pozwoliła, by kącik ust uniósł się ku górze w rozbawionym uśmiechu.
– Wręcz przeciwnie – odparła. – Skąd pewność, że nie jestem tu pod przykrywką w celu inwigilacji społeczeństwa? Może wraz ze społecznością Kinigami planujemy odwet?
Posłała mu nawet figlarne oczko. W końcu odetchnęła głębiej, sięgając do tylnej kieszeni spódnicy. Wyłuskała z jej wnętrza nieco pomiętą paczkę papierosów; po stuknięciu palcem w dno jedna z fajek wysunęła się ku górze, zaraz niknąc między wargami Black.
– Dobrze widzieć pana w jednym kawałku, panie Nakashima. Papieroska? – Wysunęła ku niemu rękę z opakowaniem, czekając grzecznie z odpaleniem zapalniczki. Krótkim gestem zaprosiła go również do zajęcia miejsca tuż obok. Skoro już się tu spotkali i o ile nigdzie się nie spieszył, to mógł jej umilić czekanie i chociaż zapalić wspólnego papierosa, prawda? Może dzięki niemu Black wcześniej upatrzy swoją rzekomą randkę i będzie w stanie się z niej wykaraskać dzięki jego towarzystwu.
@Nakashima Yosuke
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Usiadł obok, ale słysząc propozycję i widząc wyciągniętą w jego kierunku paczkę, pokręcił przecząco głową.
– Dziękuję, nie palę – odmówił. Nie miał bardzo negatywnego stosunku do nikotyny, nie dołączał do głośnych protestów przeciwko tej używce, nawet nie zwracał uwagi na to, że ktoś dymił obok niego. Jeśli za bardzo mu to przeszkadzało, po prostu w milczeniu oddalał się w kierunku miejsca, gdzie powietrze było świeższe, ale nie przepadał po prostu za tym zapachem czy smakiem. Spróbował raz w życiu i nie była to zabawa dla niego. Wystarczało mu regularne wystawianie się na działanie gryzącego w płuca smogu pokrywającego Haiiro.
– Idealny moment na inwigilację, akurat nie jestem na służbie. Mogę dołączyć do knucia przeciwko rozrastającej się miejskiej cywilizacji? – Przez chwilę nawet kąciki jego warg uniosły się nieznacznie, ale nim jakikolwiek uśmiech zdążył się rozwinąć, spojrzenie Nakashimy umknęło w kierunku jednego z kwitnących drzew, pociągając za sobą jego głowę. Wychowywał się w Sāwie, „wiosce na końcu świata”. Choć od ponad dekady żył w Fukkatsu, często starał się z niego uciekać w kierunku natury i dzikiej przyrody, w góry, gdzie panowała cisza oraz spokój. Momentami czuł się nieswojo wśród tych wszystkich wieżowców i szklano-betonowych ścian odbijających oślepiające światło. Trochę jakby nie był to jego świat, ale jednocześnie przywykł do wygód, które oferowała metropolia.
– Przynajmniej przestanę się zastanawiać, na jakiego czorta tu przyszedłem – mruknął po krótkiej chwili ciszy, chyba bardziej do siebie niż rozmówczyni. Zawsze mógł oddać się podziwianiu kwitnących kwiatów, ale witanie wiosny nie było w kręgu jego zainteresowań. Coroczne zjawisko, które dla niego nie było wybitnie wyjątkowe.
– Prawda? – zaśmiała się łagodnie. – Doskonała pogoda na układaniu planu przeciwko ludzkości. Najłatwiej poznawać ich słabości przebywając wśród nich. Śmiało, zapraszam – Mówiąc zwróciła wzrok kierunku wbiegających akurat do parku dzieciaków; była ich czwórka, a między nimi dwa psy. Nie wyglądały na rasowe, ot zwykłe wielokolorowe kundelki, prawdopodobnie podarowane przez sąsiada lub wyciągnięte ze schroniska. Zero śladów jakichkolwiek złych zamiarów czy zepsucia towarzyszącego dorosłym. Zwykła grupa kilkunastolatków, która przyszła cieszyć się ładną pogodą w parku. – Choć może jest jeszcze jakaś nadzieja.
Sama czuła się nie do końca na miejscu wśród licznych grup ludzi, między wysokimi budynkami, licznymi sklepami, przechodząc przez tłoczne ulice i na każdym kroku mijając samochody które ryczały głośniej niż niejedno zwierzę. W środku miasta migrena bardzo szybko zaciskała pazury na skroniach Black, mąciła jej w głowie i przypominała dlaczego wiedźma tak rzadko opuszczała dzikie tereny lasu, na których pokaźny dom był jedyną oznaką jakiejkolwiek cywilizacji. Tego dnia czuła się jednak zaskakująco spokojna. Łeb nie pękał w szwach od bólu, irytacja nie odzywała się mrowieniem skóry w czubkach palców, niezadowolenie nie kazało brać nóg za pas. Może rzeczywiście nie było tu aż tak źle. A w każdym razie nie wszędzie
– Hm? – mruknęła, wyrwana z własnym myśli. Zwróciła twarz ku mężczyźnie, przyglądając mu się z wyraźnym pytaniem w dwubarwnych oczach. – Czyżbym przeszkodziła w jakimś spotkaniu, panie Nakashima?
Jasne płatki sypały się z drzew niczym ulewny deszcz. Jeden mocniejszy podmuch wiatru i było ich w powietrzu miliony, jak nie więcej. Black na krótki moment obróciła twarz w kierunku delikatnej fali kwiatów.
– Wydaje mi się, że nie mieliśmy okazji do poprawnego przedstawienia. Hecate Black, miło mi.
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
– Nie wszyscy są zepsuci. Szkoda, że jest ich tak niewielu. – Potoczył leniwie wzrokiem po widokach rozpościerających się przed nimi. Jasne płatki przy powiewach wiatru opadały na trawę, wirowały, gdy jakiś psiak przebiegł obok. Nawet, gdyby był żywo zainteresowany oglądaniem rozkwitających kwiatów, brak możliwości dostrzegania pełni ich uroku przeszkadzał w zachwycaniu się nimi. Szarawe kawałki rośliny opadające na szarą, przystrzyżoną trawę. I tylko ten wszechobecny słodki zapach ratował sytuację.
– Właściwie zaczynam mieć wrażenie, że znajomi odstawili konkretniejszy żart, niż początkowo zakładałem – stwierdził, powracając wzrokiem dwubarwnych tęczówek do siedzącej obok kobiety. – Miałem się tu z kimś spotkać, ale nawet nie wiem z kim. Wydaje mi się, że to tylko pretekst, żebym wyszedł z mieszkania i właśnie oklejają mi sypialnię małymi karteczkami albo owijają całą kuchnię srebrną folią. – Na jego dłoni wylądował płatek, który złapał w dwa palce i delikatnie roztarł, zerkając na niego. Upuścił go w końcu na ścieżkę, pozwalając mu wylądować na ziemi. Wiśnie były okrutnie delikatne – silniejszy wiatr porywał ich płatki, które przecież kusiły pszczoły swoimi kolorami.
– Hecate? – Wypowiedział to z typowo japońskim akcentem. Nazwiska wolał już nie powtarzać, bo do końca by sponiewierał wymowę, a tego raczej nie chciał. – A więc nie Shirshu… Nakashima Yosuke. – Wyciągnął rękę w jej stronę, żeby móc dokonać wszelkich formalności związanych z zapoznaniem się. Co prawda był pewien, że przedstawiał się w pełni, kiedy pisał wiadomość, ale nie szkodziło przypomnieć pełnego brzmienia swojej godności.
Tym razem nie spuszczała już z niego oczu, w ciszy przysłuchując się wyjaśnieniom. Problem w tym, że im dłużej słuchała, tym bardziej nabierała wrażenia, że oboje znaleźli się w jakimś niekoniecznie zabawnym programie typu ukryta kamera. Może za chwilę ekipa filmowa wyskoczy zza krzaków i ze śmiechem wyrzuci im w twarz, że padli ofiarą najnowszego odcinka? Minęła dłuższa chwila, gdy wargi czarownicy zadrgały, a ona sama w moment później parsknęła serdecznym śmiechem, machając przy tym wolną dłonią w powietrzu.
– No to jest nas dwójka, panie Nakashima – odezwała się w końcu, palcem ścierając łzę rozbawienia. – Wszystko wskazuje na to, że nasi nieocenieni znajomi jakimś cudem wysłali nas na randkę w ciemno.
Otrzepała czerwoną spódnicę z płatków, przy okazji gasząc wypalonego papierosa w popielniczce tuż obok ławki. Powoli podniosła się w górę, wyciągając ręce nad głowę; dobrze było rozciągnąć mięśnie po dłuższej chwili siedzenia.
– Shirshu to łagodna wersja dla miejscowych. Przeprowadziłam się tutaj kilka lat temu z Ameryki. Angielski jest teraz dość powszechny, ale tak jest po prostu łatwiej – Inni nie musieli stresować się kaleczeniem jej imienia czy nazwiska, ona zaś oszczędzała sobie czasu z tłumaczeniem. – Przejdziemy się?
@Nakashima Yosuke
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
– Typowa biurokracja. Jestem w kontakcie z politykiem z Minamoto, ale póki co sprawa wygląda jakby stała w miejscu. Mogłem nakreślić sytuację dokładnie tak, jak wygląda, bez ukrywania tego pod wersją „przyziemną” dla przeciętnych obywateli, a i tak odnoszę wrażenie, że testowane są granice. Nie wiem tylko, czy cierpliwości mojej czy mieszkańców Kinigami. – Papierkowa robota, której mu dokładano, liczbą stron do wypełnienia już dogoniła ilość raportów, które wypełnił od początku tego roku. Co chwila okazywało się, że czegoś brakuje, że gdzieś wymagany jest jeszcze jakiś podpis, wniosek, wyjaśnienie, uzupełnienie dokumentacji, że osoba, która się tym zajmuje, akurat jest na urlopie, że coś trzeba zredagować, zmienić, przemycić w inny sposób. To nie było na jego głowę, ale spadło na niego i nie mógł zrzucić na kogoś innego. Traktował to jako sprawę własnego honoru. Chciał tylko wiedzieć jaki był efekt tego wszystkiego.
Zaśmiał się cicho. Randka w ciemno, pięknie.
– Muszę przyznać, że wybrali mi całkiem niezłą kandydatkę na wybrankę serca. Problem w tym, że ono już się do kogoś wyrywa – parsknął, odchylając głowę i patrząc na usiane kwiatami gałęzie pobliskiej wiśni. Na jego twarzy przez chwilę utrzymywał się łagodny, może wręcz marzycielski uśmiech. Wszechobecny zapach kojarzył mu się właśnie z nią. To było głupie, zważywszy na fakt, jak krótko ją znał i jaka dzieliła ich różnica wieku. – Mogli przynajmniej dać znać, żebym nie ubierał się jak na wyjście po mleko do osiedlowej Ropuszki.
Z jego wyglądem nie było aż tak źle, ale daleko temu było do perfekcyjnego zestawu randkowego. Już w pełnym umundurowaniu prezentowałby się godniej, ale znajomi mogli przewidzieć, że Nakashima stanie się podejrzliwy, kiedy napomkną o założeniu koszuli.
– Rozumiem. Dla mnie to na pewno ułatwienie, nie miałem w życiu zbyt dużej styczności z angielskim. – Gdyby chodził do szkoły w Fukkatsu, może nauczyłby się tego języka. Wykształcenie zdobywał jednak w Sāwie, a podczas studiów nie był to przedmiot wymagany, dlatego nie zaprzątał sobie nim głowy. Yosuke nie należał też do osób przeszukujących każdy zakamarek Internetu w wolnym czasie, co dodatkowo obniżało potrzebę nauki w choć minimalnym stopniu, żeby znać podstawy. – Z przyjemnością. Nakarmimy wyobraźnię swatek, jeśli nas podglądają.
Wstał z ławki i wysunął w stronę kobiety zgięty łokieć, na wypadek gdyby chciała zagrać w tę grę pozorów.
zt 2x
około 19 godziny
Za siedmioma górami, za siedmioma lasami... znajdował się sporych rozmiarów park. Miejsce, do którego zielonowłosy nastolatek niekoniecznie zamierzał się udać. Mimo wszystko, nieszczęśliwym trafem parszywego losu - Sakuya znalazł się w tej dziczy przepełnionej czworonożnymi bestiami. Przeżywając niemały Wietnam, kiedy to niezidentyfikowany obiekt szczekający pod postacią jakiegoś pudla, czy labradoodla pogonił go swoją paszczą na miarę tej ze Szczęk. Tym też sposobem skończył w jego aktualnym schronieniu, a mianowicie pośród gałęzi niedawno zakwitłej wiśni. Prowizorycznych kilka metrów od jakiegokolwiek zagrożenia w postaci wolnego wybiegu potworów mniejszego lub większego rozmiaru. Po drodze zdążył zgubić swój zużyty już plecak, który leżał swobodnie, jakby uciął sobie drzemkę w cieniu drzewa. Ile czasu gałąź jego roślinnego wybawcy wywoływała u niego dyskomfort? Nie był tego kompletnie pewien, jednak słońce powoli chyliło się do zachodu. Niczym ptak, który postanowił uwić sobie gniazdo, nastolatek spędził sporą część dnia w ukryciu liści różowego drzewa. Dopiero po tej jakże dłuższej i równie niewygodnej 'chwili', najmłodszy Yakushimaru mógł w końcu złapać oddech, a zarazem rozejrzeć się po okolicy, aby ocenić czy droga wolna i przede wszystkim - bezpieczna i... w ogóle możliwa do wzięcia. Chociaż nie było to zbyt wysokie drzewo, to z pewnością zejście z drzewa było trudniejsze, aniżeli wejście na nie.
Itou Alaesha ubóstwia ten post.