Strona 1 z 2 • 1, 2
20 lipca 2037, 12:21
Musiał wyjść. Musiał to… rozchodzić. Ulokować siły gdzieś indziej, zmusić myśli do wejścia na inny tor, na normalny, akceptowalny tor. Bo teraz zdecydowanie na takim nie były, teraz żyły intensywnie ostatnim snem, który nie dość, że przedwcześnie obudził go ze snu po nocce, to jeszcze zostawił go w stanie silnego pobudzenia.
Wejście pod bardzo zimny prysznic było koniecznością.
I choć pomógł mu uporać się z fizycznymi efektami snu, to jednak nie sprawił, że wspomnienia z wydarzeń, które miały w nim miejsce, opuściły jego głowę. W jakiś sposób w dalszym ciągu czuł palce Hana zaciskające się na jego pośladku, w dalszym ciągu gorąc jego oddechu smagał jego policzek, nawet pomimo tego, że maska Geminiego, którą miał na twarzy, nie posiadała otworu na usta. W sumie nie był pewny, skąd miał świadomość, że to Han, ale po prostu jakoś wiedział. Wszystko, co się działo we śnie, znalazło wyraźne odbicie na ciele Yuu nawet na jawie, przez co Hyeon zaczął się aż zastanawiać, czy to jego własna frustracja wynikająca z tego, że po swoim wypadku ograniczył niemal do minimum szukanie sobie randek, bo pęknięte żebro boleśnie uniemożliwiało mu jakiekolwiek ekscesy, czy to może faktyczna wizyta yurei. Przez moment nawet zastanawiał się, czy to przez przypadek nie był Lear, ale wtedy chyba nie miałby takiego mocnego przeświadczenia, że to Han. Za pierwszym razem go nie miał.
Wyszedł z mieszkania w dziwnym pośpiechu, chociaż w założeniu wybrał się na spacer. Potrzebę biegu i fizycznego wysiłku zamknął w nadzwyczaj sprężystym kroku i głębokiej zmarszczce na czole. Może faktycznie powinien był pójść pobiegać albo chociaż na siłownię, przynajmniej nie gnałby tak przez miasta do… właściwie nawet nie był pewien, gdzie idzie. Pogrążony w swoich myślach i zakręcony na tym, żeby łapać się wszystkiego, tylko nie pozostałości niewygodnego snu, nie zwrócił uwagi, dokąd niosły go nogi, dokąd zupełnie podświadomie zmierzał.
Z głębokiego zamyślenia wyrwało go dopiero elektroniczne piknięcie, obwieszczające, że poprawnie wpisał kod i może wejść do środka. Tym środkiem okazało się wejście na klatkę schodową, prowadzącą do mieszkania Mae. Yuu zaklął cicho pod nosem, chociaż same drzwi otworzył i wszedł do wewnątrz. Han prawdopodobnie będzie już wiedział, że to on… pewnie nie ma zbyt wielu osób, którym dał kod wejścia do domofonu, a tłumaczenie, że wszedł na klatkę, ale już nie wszedł na górę było zbyt problematyczne. Albo przynajmniej Yuu czuł, że zamotałby się w tłumaczeniu bardziej niż było to konieczne.
Hyeon szczerze wątpił w to, że wizyta u Hana należała teraz do dobrych pomysłów, ale i tak wszedł na górę. Próg mieszkania przekroczył bez pukania do drzwi, wchodząc jak do siebie. Nie pierwszy raz zresztą. Doszedł do wniosku, że mógł zjeść u Mae późne śniadanie, a potem po prostu wrócić do siebie. Szybka, konkretna wizyta. Tak, właśnie tak.
– To ja! – obwieścił swoje przybycie, żeby Han już bez cienia wątpliwości wiedział, kto przyszedł panoszyć mu się po mieszkaniu. – Cześć, hyung – przywitał się radośnie, kiedy znalazł go błogo rozwalonego na kanapie i kucnął tuż przy jego głowie, żeby znaleźć się mniej więcej na jego poziomie. Dłoń Yuu automatycznie powędrowała w kierunku włosów Mae, które krótko przeczesał palcami, zupełnie tak, jakby krótka pieszczota była kontynuacją przywitania. I prawdopodobnie była, ale Hyeon musnął jeszcze opuszkami skórę na szyi mężczyzny i zjechał jeszcze niżej, do ramienia, zanim zdecydował się przerwać kontakt fizyczny i stanąć na nogach.
– Wpadłem na śniadanie – poinformował go jak gdyby nigdy nic, kierując swoje kroki prosto do kuchni. – Masz coś w lodówce czy muszę coś zamówić? U siebie nic nie mam, a jakoś nie miałem siły robić zakupów. W razie czego zawsze mogę coś zamówić i nie, nie będzie to maczek – ostatniemu stwierdzeniu bardzo wyczuwalnie towarzyszyło wywrócenie oczami, bo Han pewnie potrzebował usłyszeć to potwierdzenie. Stanął w końcu przed lodówką i pociągnął za drzwiczki, nie czekając na odpowiedź mężczyzny. – I w ogóle, byłeś może ostatnio w moich snach? – zapytał całkowicie swobodnie, totalnie luźno, jakby właśnie pytał o pogodę, a nie starał się wyeliminować tylko jemu znane opcje. – W sumie to padam z głodu – stwierdził jeszcze, żeby podkreślić małe znaczenie poprzedniego pytania.
@Mae Haneul
Munehira Aoi and Mae Haneul szaleją za tym postem.
Odpoczynek. To zabawne, że nadal go potrzebował. Przecież nie powinien. Prawda? Musiał gnać na złamanie karku, żeby dopiąć swój cel na ostatni guzik i móc doznać tego prawdziwego ukojenia, a nie kilku godzin w rozciągnięciu ciała na kanapie i bezmyślnym przeglądaniem internetu na telefonie. Psychika płatała figle, niepewność, rozkojarzenie; te najsilniej i najdotkliwiej uderzały we wnętrze. Coś, czego nie odczuwał za życia, teraz, pośmiertnie, targało nim boleśnie.
Ciepło. Światło przebijające się przez ścianę szkła popołudniową smugą słońca nieprzyjemnie zawieszało się w tęczówkach, rżnąc przez obsydian źrenicy jak skrawki rozgrzanego szkła. Dyskomfort narastał do momentu, w którym krótkie piknięcie przy interkomie zapowiedziało gościa. Jedna z brwi uniosła się nieznacznie w górę, kiedy powieki opadły ciężko do połowy płomiennego karmazynu wciśniętego w oczodoły. Krótka analiza, ruszenie szarych komórek, które w swojej ciężkości i niechęci nie chciały współpracować, trwało dostatecznie długo, aby drzwi otworzyły się, a w rozległe pomieszczenie loftu wlał się dźwięczny głos. Yuushin... no tak. Nie miał siły myśleć — nie dzisiaj, nie przez kolejne kilka godzin — chciał czuć, ponownie i na nowo. Instynktownie poddać się biegowi sytuacji.
Nie zadawał sobie pytań, dlaczego przyszedł. Nie musiał mieć powodu — przecież sam go o tym zapewniał, że jeżeli tylko chce, jeżeli tylko odczuwa taką potrzebę, drzwi są zawsze otwarte. Zawsze. Głowa subtelnie przekręciła się, aby wzrok mógł osiąść na twarzy Yuushina; przyglądał mu się z przeciągłą uwagą, kiedy palce mężczyzny sunęły przez włosy, zbaczając z trasy, biegnąc przez skórę. Odkryte ramię, nagrzane od słońca agresywnie przebijającego się przez szyby, w połączeniu z mrowiącą pieszczotą automatycznie zwęziły źrenice, napinając w naturalnym odruchu obły mięsień na przedramieniu. Dlaczego?
— Hubae — krótkie westchnienie, rozpływające się w pobłażliwości kogoś, kto naprawdę nie potrafił objąć myślą, jakim cudem ktoś traktujący swoje ciało, tak jak robił to Yuu, żyjący na krawędzi ciągłego przeciążenia, nadal ma w sobie tyle energii. Z chrzęstem karku i w akompaniamencie skóry kanapy, które ze skrzypem uwolniła ciało Haneula, gdy ten podniósł się i przeciągnął z cichym pomrukiem, splatając długie palce i wyciągając ramiona ku górze. Jak długo leżał? Która była już godzina? Zerknięcie na zegarek w telefonie. Kolejno realizacja przebija się elektryzującym ciągiem przez umysł. — Jest grubo po dwunastej, a ty mówisz o śniadaniu? — Stłumiony śmiech rozbił się w klatce piersiowej, gdy szeroką dłonią rozmasował nieznacznie zesztywniały kark, chowając telefon w tylną kieszeń czarnych jeansów. Skupionym wzrokiem omiótł przestrzeń w poszukiwaniu jakiekolwiek koszulki. Nie czuł potrzeby ubierania jej, ale gdzieś na skraju świadomości, brzęczała myśl, że może powinien. Może wypadało.
— Nie musisz niczego zamawiać — rozpoczął spokojnym tonem, kierując się z leniwym rozluźnieniem w kierunku kuchni. Tyle. Wyłącznie tyle. Bo w słuch wkradły się kolejne słowa, które o wiele silniej przyciągnęły jego uwagę ku mężczyźnie. Kącik ust uniósł się delikatnie ku spojrzeniu, zadziornie zakrzywiając linię warg. Domyślał się? Ale jak wielu rzeczy. Maska mogła być wyłącznie perfidną zagrywką; wiedział, że ma do niego słabość. Nie. Nie do niego. Do Geminiego. Szczęka zacisnęła się w sekundzie, aby po jej minięciu odpuścić. Głupota, być zazdrosnym o kogoś, kim się przecież jest. Absurd. Chory absurd, Han. Kręcąc subtelnie głową, w zasadzie na samego siebie, przybliżył się pod lodówkę, stając za plecami Hyeona. Blisko. Może za blisko. Może jednak jeszcze za daleko. Opuszki palców powędrowały w kosmyki włosów opadających na kark, delikatnie je rozgarniając, kciukiem muskając odsłonięty skrawek skóry. — Tak. — Zdawkowość ułożona w niskim tonie, gdy dłoń z ciała Yuu przeniosła się na górną krawędź drzwiczek, a korpus nieznacznie wychylił się ku plecom mężczyzny, podbródek zatrzymując nad obłością jego ramienia, a usta składając tuż przy jego uchu. — Na co masz ochotę? — Niewinne pytanie, które wcale takim nie było, nie musiało być, nie chciał, aby takim było. Mógł odebrać je jakkolwiek i właśnie jakakolwiek opcja będzie słuszna. Choć słuszność nie oznaczała ani przyjemności, ani satysfakcji, jeżeli odpuściłby, ten jeden raz, tylko ten jeden raz... — Wyspałeś się?— Podjął ponownie rozbawionym tonem, obniżając głos o oktawę, pozwalając mu biec przez język mrukliwym półszeptem, gdy uważne spojrzenie smagało profil Yuushina, spijając z jego twarzy nawet najdrobniejsze drgania w mimice. Nie odpuści mu. Nie dzisiaj.
Hyeon Yuushin ubóstwia ten post.
Lubił odwiedzać Hana. W przeciągu ostatnich dwóch miesięcy bywał u niego zaskakująco często jak na kogoś, kto ma wiecznie wypełniony grafik po same brzegi. Wydawał się jednak zawsze być w stanie wygospodarować tę chwilę lub dwie, żeby wpaść i mu poprzeszkadzać, wypić kawę lub herbatę, ewentualnie zjeść obiad i zamienić parę słów. Wizyty te były… oczyszczające. Choć zazwyczaj przebiegały rutynowo, Yuu myślał o nich jak o powiewie świeżego powietrza, tej chwili, kiedy łapał oddech, kiedy jakiś ciężar schodził z jego ramion i uśmiech nagle stawał się szerszy. A go ogarniał spokój. Po prostu. Zupełnie jakby podłączał się do Hana i czerpał z niego energię, zamiast samemu nakręcać swoją korbkę i rzucać się losowo po okolicy niczym zabawkowa małpka.
Nie myślał o tym. I na razie naprawdę mu to wychodziło. To zwykłe towarzyskie odwiedziny, zupełnie normalne pomiędzy dwójką przyjaciół, nawet jeśli napięcie między nimi z wizyty na wizytę stawało się coraz bardziej gęste, coraz bardziej namacalne i trudniejsze do zignorowania. Yuu nie słynął ze wstrzemięźliwości w tej kwestii, a nagle musiał wysilać wszystkie swoje siły, żeby do niczego nie doszło. Było to o tyle trudniejsze, że Han najwyraźniej postanowił niczego mu nie ułatwiać.
Zorientował się o swoim olbrzymim błędzie w przychodzeniu tutaj, kiedy zobaczył przyjaciela (to bardzo ważne, żeby powtarzać to słowo, przyjaciele wkraczali na teren pozbawionej seksualności przestrzeni, stawali się niedotykalni) bez koszulki. Yuu nie wierzył, że istnieje osoba, która mogłaby spojrzeć na umięśnioną klatkę piersiową mężczyzny i nie przygryźć dolnej wargi z wrażenia, dlatego całymi siłami utrzymywał spojrzenie na jego twarzy, nieopatrznie pozwalając dłoni zsunąć się aż do ramienia.
Chwilę później już zmierzał w kierunku kuchni, popełniając ten błąd, że jeszcze jeden, jedyny raz obejrzał się za siebie, żeby zobaczyć, czy Han za nim podąży (przecież wiedział, że tak, nie rozumiał, dlaczego czuł tę potrzebę zerknięcia na niego chociaż na chwilę), tylko po to, żeby jego oczom ukazał się przeciągający się Mae, co było chyba widokiem jeszcze gorszym od oglądania go rozwalonego na kanapie. Hyeon pospiesznie odwrócił się do niego plecami, bardzo świadomy tego, że sam właśnie przygryzał dolną wargę.
– To będzie mój pierwszy posiłek tego dnia, więc tak, to śniadanie – wytłumaczył mu bardzo cierpliwie, licząc na to, że nie brzmiał zbyt ochryple. – Niedawno wstałem – dodał po chwili, jakby to jeszcze nie było oczywiste. – Poza tym nawet nie jest dwunasta trzydzieści, jakie grubo po dwunastej – wszedł na nieco gderliwy ton, jak zwykle, kiedy ktoś starał mu się coś udowodnić, chociaż bardzo nie miał racji. Rzadko kiedy jednak była to gderliwość zupełnie na poważnie.
Nie musisz niczego zamawiać. Patrząc po stanie lodówki Hana, naprawdę nie musiał, ale problemem okazało zdecydowanie się na cokolwiek. Szczególnie, że już chwilę później zupełnie przestał się skupiać na tym, co miał przed sobą, za to stał się aż nadto świadomy, kto znajdował się za nim.
Ooh, przyjście tutaj to był wielki błąd. Dopiero teraz zauważał, jak bardzo. Wcale nie wziął pod uwagę podejścia Hana do całej sytuacji, który najwyraźniej, nie wiedząc o niczym, postanowił niczego mu nie ułatwiać. A może właśnie wiedział. Może dlatego stanął tak blisko niego przed lodówką.
Jego tak tylko to potwierdziło.
Drań.
Trudno jednak było mu zdobyć się na jakąś większą reakcje poza zaskoczonym sapnięciem, kiedy poczuł delikatną pieszczotę palców Hana na swoim karku. Dojścia do siebie nie ułatwiał mu fakt, że Mae przeniósł dłoń z jego szyi na górną krawędź drzwiczek od lodówki i to w jakiś dziwny sposób uświadomiło mu, o ile mężczyzna był większy od niego. Przełknął ciężko ślinę i spiął się cały, kiedy poczuł podbródek Hana na swoim ramieniu. Jego gorący oddech tuż przy uchu, zupełnie jak…
… jak wtedy, kiedy Gemini zerwał z siebie koszulę, żeby następnie podchylić się nad nim i szepnąć mu do ucha słowa, na wspomnienie których zacisnął palce na drzwiczkach lodówki tak mocno, że aż pobielały mu knykcie.
– A co jest w menu? – zapytał już z całą pewnością ochryple i zauważalnie cięższym oddechem, bo wydarzenia ze snu w jednej chwili odżyły, o tyle bardziej, że to faktycznie mógł być Han. Sam to przyznał. Czy Yuu faktycznie miał w tej chwili na myśli jedzenie… wcale nie był tego taki pewien. Ale chciał zobaczyć, dokąd go to pytanie zaprowadzi.
NIE. Nie. Nie powinien. Dawał się wciągać teraz w jakąś grę Hana, wiedział to, wiedział też, że pozwalanie na to może się źle dla niego skończyć. To znaczy, może niekoniecznie źle, ale może utrudnić kontakty.
Wyspałeś się?
Dostrzegł w tym pytaniu swoją szansę na wyrwanie się z tego… stanu.
– Nie – zaczął stanowczo i zdecydowanie, w jednej chwili odwracając się przodem w stronę Hana. Doszedł do wniosku, że ich twarze w tej pozycji znajdują się zbyt blisko siebie, więc zrobił kroczek do tyłu, opierając się plecami o krawędzie półek w lodówce. – Wróciłem z nocki i położyłem się po ósmej, żeby się obudzić po jedenastej, więc zdecydowanie się nie wyspałem – zaczął oskarżycielskim tonem, jakby uważał, że to wszystko jego wina. – To znaczy, teraz już nie jestem śpiący, prysznic mnie obudził, ale gdyby to ode mnie zależało, wstałbym na śniadanie dopiero koło szesnastej – zmarszczył czoło w bliżej nieokreślonej naburmuszonej minie, ale zaraz jego twarz się wygładziła, a wyraźnie odmalowało się na niej zawahanie. – Słuchaj, czy Ty jesteś… czy Ty byłeś Geminim w moim śnie? Dzisiaj dokładniej. Prawie przed chwilą – skrzyżował ręce na piersi, żeby nadać sobie więcej stanowczości, ale niemożność utrzymania dłuższego kontaktu wzrokowego z Hanem raczej psuła ten efekt.
@Mae Haneul
Nie myślał o tym. I na razie naprawdę mu to wychodziło. To zwykłe towarzyskie odwiedziny, zupełnie normalne pomiędzy dwójką przyjaciół, nawet jeśli napięcie między nimi z wizyty na wizytę stawało się coraz bardziej gęste, coraz bardziej namacalne i trudniejsze do zignorowania. Yuu nie słynął ze wstrzemięźliwości w tej kwestii, a nagle musiał wysilać wszystkie swoje siły, żeby do niczego nie doszło. Było to o tyle trudniejsze, że Han najwyraźniej postanowił niczego mu nie ułatwiać.
Zorientował się o swoim olbrzymim błędzie w przychodzeniu tutaj, kiedy zobaczył przyjaciela (to bardzo ważne, żeby powtarzać to słowo, przyjaciele wkraczali na teren pozbawionej seksualności przestrzeni, stawali się niedotykalni) bez koszulki. Yuu nie wierzył, że istnieje osoba, która mogłaby spojrzeć na umięśnioną klatkę piersiową mężczyzny i nie przygryźć dolnej wargi z wrażenia, dlatego całymi siłami utrzymywał spojrzenie na jego twarzy, nieopatrznie pozwalając dłoni zsunąć się aż do ramienia.
Chwilę później już zmierzał w kierunku kuchni, popełniając ten błąd, że jeszcze jeden, jedyny raz obejrzał się za siebie, żeby zobaczyć, czy Han za nim podąży (przecież wiedział, że tak, nie rozumiał, dlaczego czuł tę potrzebę zerknięcia na niego chociaż na chwilę), tylko po to, żeby jego oczom ukazał się przeciągający się Mae, co było chyba widokiem jeszcze gorszym od oglądania go rozwalonego na kanapie. Hyeon pospiesznie odwrócił się do niego plecami, bardzo świadomy tego, że sam właśnie przygryzał dolną wargę.
– To będzie mój pierwszy posiłek tego dnia, więc tak, to śniadanie – wytłumaczył mu bardzo cierpliwie, licząc na to, że nie brzmiał zbyt ochryple. – Niedawno wstałem – dodał po chwili, jakby to jeszcze nie było oczywiste. – Poza tym nawet nie jest dwunasta trzydzieści, jakie grubo po dwunastej – wszedł na nieco gderliwy ton, jak zwykle, kiedy ktoś starał mu się coś udowodnić, chociaż bardzo nie miał racji. Rzadko kiedy jednak była to gderliwość zupełnie na poważnie.
Nie musisz niczego zamawiać. Patrząc po stanie lodówki Hana, naprawdę nie musiał, ale problemem okazało zdecydowanie się na cokolwiek. Szczególnie, że już chwilę później zupełnie przestał się skupiać na tym, co miał przed sobą, za to stał się aż nadto świadomy, kto znajdował się za nim.
Ooh, przyjście tutaj to był wielki błąd. Dopiero teraz zauważał, jak bardzo. Wcale nie wziął pod uwagę podejścia Hana do całej sytuacji, który najwyraźniej, nie wiedząc o niczym, postanowił niczego mu nie ułatwiać. A może właśnie wiedział. Może dlatego stanął tak blisko niego przed lodówką.
Jego tak tylko to potwierdziło.
Drań.
Trudno jednak było mu zdobyć się na jakąś większą reakcje poza zaskoczonym sapnięciem, kiedy poczuł delikatną pieszczotę palców Hana na swoim karku. Dojścia do siebie nie ułatwiał mu fakt, że Mae przeniósł dłoń z jego szyi na górną krawędź drzwiczek od lodówki i to w jakiś dziwny sposób uświadomiło mu, o ile mężczyzna był większy od niego. Przełknął ciężko ślinę i spiął się cały, kiedy poczuł podbródek Hana na swoim ramieniu. Jego gorący oddech tuż przy uchu, zupełnie jak…
… jak wtedy, kiedy Gemini zerwał z siebie koszulę, żeby następnie podchylić się nad nim i szepnąć mu do ucha słowa, na wspomnienie których zacisnął palce na drzwiczkach lodówki tak mocno, że aż pobielały mu knykcie.
– A co jest w menu? – zapytał już z całą pewnością ochryple i zauważalnie cięższym oddechem, bo wydarzenia ze snu w jednej chwili odżyły, o tyle bardziej, że to faktycznie mógł być Han. Sam to przyznał. Czy Yuu faktycznie miał w tej chwili na myśli jedzenie… wcale nie był tego taki pewien. Ale chciał zobaczyć, dokąd go to pytanie zaprowadzi.
NIE. Nie. Nie powinien. Dawał się wciągać teraz w jakąś grę Hana, wiedział to, wiedział też, że pozwalanie na to może się źle dla niego skończyć. To znaczy, może niekoniecznie źle, ale może utrudnić kontakty.
Wyspałeś się?
Dostrzegł w tym pytaniu swoją szansę na wyrwanie się z tego… stanu.
– Nie – zaczął stanowczo i zdecydowanie, w jednej chwili odwracając się przodem w stronę Hana. Doszedł do wniosku, że ich twarze w tej pozycji znajdują się zbyt blisko siebie, więc zrobił kroczek do tyłu, opierając się plecami o krawędzie półek w lodówce. – Wróciłem z nocki i położyłem się po ósmej, żeby się obudzić po jedenastej, więc zdecydowanie się nie wyspałem – zaczął oskarżycielskim tonem, jakby uważał, że to wszystko jego wina. – To znaczy, teraz już nie jestem śpiący, prysznic mnie obudził, ale gdyby to ode mnie zależało, wstałbym na śniadanie dopiero koło szesnastej – zmarszczył czoło w bliżej nieokreślonej naburmuszonej minie, ale zaraz jego twarz się wygładziła, a wyraźnie odmalowało się na niej zawahanie. – Słuchaj, czy Ty jesteś… czy Ty byłeś Geminim w moim śnie? Dzisiaj dokładniej. Prawie przed chwilą – skrzyżował ręce na piersi, żeby nadać sobie więcej stanowczości, ale niemożność utrzymania dłuższego kontaktu wzrokowego z Hanem raczej psuła ten efekt.
@Mae Haneul
Munehira Aoi and Mae Haneul szaleją za tym postem.
Pobłażliwość, bardziej uformowana w troskę, rozpięła się całą swoją szerokością w umyśle Haneula. Łagodna chęć sprawowania opieki nad Yuu istniała od samego początku. Silniej rozbudziła się, kiedy ten wylądował w szpitalu. Uderzenie świadomości, kiedy Yuu swoją rekonwalescencję spędził przy nim, tutaj, w tym mieszkaniu, w tej przestrzeni. Potrzebował go. Na co dzień. Każdego jednego dnia, choć myśl tę starał się odtrącać od siebie z uporem. Wracała jednak jak bumerang jak rykoszet pocisku.
Dźwięki, które opuszczał linią warg, jedynie zawiązywały mocniejszy supeł na żołądku Hana, przechodząc gęsią skórką przez ramiona i plecy, wijąc się między skrzętnie wykonanym tatuażem. Lewa dłoń zawędrowała na podbródek Yuushina, palcami zmysłowo wodząc przez linię szczęki, zmuszając go do parcia tyłu głowy na jego obojczyku. Łagodność, w którą wpisana była twarda komenda.
— Co tylko chcesz, wystarczy poprosić, Yuu — miękka emfaza, ten pomruk na wskroś zwierzęcy otulił nutę głosu, gdy palce oderwały się od skóry, a tors, szeroka pierś, odkleiła się od łopatek mężczyzny. Zerwał połączenie między sobą, między ciężkimi oddechami a korpusem Yuushina, pozostawiając za sobą słodki niedosyt, którego sam teraz tak bardzo potrzebował.
—W takim razie muszę Cię przeprosić — w głosie pojawiła się ujmująca szczerość, smukła linia zastanowienia nad własnym zachowaniem, gdy w czuły sposób przeciągnął kciukiem lewej dłoni przez policzek mężczyzny, zakręcając do kącika jego ust. — Chciałem Ci nieco pomóc... w odpoczynku — wymówione szorstkim, chrapliwym półszeptem, kiedy opuszka kciuka zaparł się na dolnej wardze Hyeona, zagarniając w linie papilarne jej wilgoć. Potrzebować go wyłącznie jego.
Nie odpowiedział mu. Trwał w ciszy. Gęstej, wręcz namacalnie cielesnej ciszy. Jedynie w toni czerwieni oplatającej ciasno źrenice rozbudziła się elektryzująca iskra, wbijająca się agresywnie w sam środek smoły. Ta, jak czarna dziura, tkwiły nieruchomo wbite w twarz Yuushina. Nie chodził o ugranie sobie większej ilości czasu na przemyślenie wszystkich za i przeciw, nie chodziło nawet o walkę z samym sobą i świadomości, że może teraz zostać rozpoznanym. Przecież już został. Tamte czasy były już za nim. Wszyscy poza nim, już dawno przestali istnieć...
On również.
Gdyby nie Yuu, gdyby nie kontrakt... tułałby się jak zmora do momentu, w którym całkowicie zatraciłby pojęcie samego siebie. Czy właśnie przez to, przez okoliczności ich jakże urokliwej znajomości, winien był mu szczerość? Czy było to aż tak istotne?
Nachyliwszy subtelnie skroń ku ramieniu, przymrużył wejrzenie, po czym wycofał się z kuchni. Bez słowa. Po prostu wyszedł, zostawiając Hyeona za sobą. Żadne westchnienie, żaden pomruk nie opuścił jego ust. Cisza.
Nieśpiesznie wspiął się po metalowych schodach na antresolę. Brzdęk kluczy, kolejno zgrzyt zawiasów, które od dawna nie były w ruchu, a za nim metaliczny trzask, delikatny, bardziej jęk obijającej się stali.
Długie palce owijały się luźno wokół jednego z białych rogów, kiedy ramię zwisało swobodnie wzdłuż szwów spodni. Ruchy, jakoby od niechcenia, płynne, ciche, lekkie wręcz. Był spokojny, chociaż w głowie wirowało dziwnie rozedrgane, falujące podniecenie. Mógł spodziewać się każdej reakcji ze strony mężczyzny. Od milczenia po zdenerwowanie, że nie powiedział mu o wszystkim dużo wcześniej, najlepiej na samym początku; ale nie kłamał, nigdy nie skłamał, bo Yuushin nigdy nie pytał.
— Byłem, jestem... trudno to teraz określić — stwierdził powoli, każde słowo smakując, przyklejając język do podniebienia, drąc w nim główką kolczyka. Krótkie westchnienie poprzedziło odpięcie dwóch sprzączek usadowionych na skórzanych paskach z tyłu maski. Wykonana zbyt dobrze, aby być falsyfikatem. Skóra zbyt spękana, zbyt ciemna, widocznie zużyta. Układając na prawej dłoni twarz białego skrwawionego diabła, przez kilka sekund spoglądał w jego wnętrze. Minęło tyle czasu... emocjonalność i logika broniły się przed ponownym wejściem w dawną rolę. Ale to przecież tylko krótka zabawa, nic więcej, nic ponadto.
Poprawiwszy maskę na twarzy, gładkim ruchem przeciągnął przez obie sprzączki końce pasów, dopasowując ją ciasno, idealnie do swojej twarzy, kolejno palcami zaczesując włosy w tył, nieznacznie unosząc podbródek. Zabawa... Krótka wizyta w przeszłości, kiedy sylwetka wyprostowała się. Czerwone spojrzenie odnalazło oczy Yuushina, wpatrując się w niego z wytrwałością. Ciężko było mu wyobrazić sobie, co mogło teraz dziać się w umyśle mężczyzny. Był nieodgadniony w swoich reakcjach, choć z każdym kolejnym dniem coraz to łatwiejszy do rozczytania. Tego teraz potrzebował — jasnych komunikatów.
Dwa kroki do przodu w stronę Yuushina, w gładkości narzuconej przez spokój umysłu, gdy szum wzburzonej krwi szumiał w uszach. Głęboki oddech usadowił się w krtani. Zatrzymał go tam na moment, zanim wypuścił go ciężko, z pomrukiem drażniącym krtań, ocierającym się szorstko o struny głosowe. Han subtelnie wychylił swój korpus w kierunku kontraktora, zniżając twarz na wysokość tej jego. Milczał, tak jak i Gemini milczał zawsze. Choć ciężko było oddzielić go od Hana, gdy obaj sobie tak podobni. Wysunąwszy dłoń do przodu, ujął w palce przegub mężczyzny, tylko po to, aby w ruchu własnych palców mógł zbadać fakturę maski pod linią oczodołów. Serce uderzyło ciężej w żebra; senna fantazja była niczym w porównaniu do fizycznego, realnego doznania. Do budującego się mozolnie napięcia, zagęszczającej się, duszącej wręcz atmosfery. Potrzebował tego. Realności. Rzeczywistej satysfakcji i przyjemności. Nie krótkiego zadowolenia, które zniknie zaraz po wzejściu słońca w fiolecie brzasku. Ciągłości, w której mógłby zamknąć wszystkie swoje obawy, zaprzeć się na czyimś istnieniu i ofiarować mu siebie. Każde ścięgno, każdy mięsień, każdą molekułę zawiązującą się w jego egzystencję.
Hyeon Yuushin ubóstwia ten post.
To był bardzo dziwny kontrast, czuć powiew chłodu z lodówki przed nim i ciepło bijące od Hana stojącego za nim. Chciałby, żeby zimne powietrze miało na niego jakiś efekt, żeby wchłonął go choć odrobinę, akurat tyle, ile będzie mu potrzebne, żeby otrzeźwieć, żeby przestać pozwalać mężczyźnie poczyniać z nim jak tylko mu się podobało, żeby stawić jakiś większy opór, a nie po prostu stać. Ciepło go pożerało, ogarniało coraz większe partie jego ciała, kumulując się szczególnie w klatce piersiowej, przez co jego oddech stawał się cięższy, z każdą chwilą coraz bardziej i bardziej. Stał niemal jak sparaliżowany, niezdolny do większego ruchu, a na pewno nie z własnej woli, dlatego kiedy poczuł wędrówkę palców Hana po linii szczęki, posłusznie oparł głowę o obojczyk mężczyzny. Aż zbyt posłusznie. Jak nie on.
Kurwa.
Ta myśl uderzyła w niego nieco zbyt mocno. Albo może właśnie odpowiednio mocno, pomagając mu wybić się na powierzchnię coraz bardziej gęstniejącej atmosfery. I choć całkowicie zdawał sobie sprawę z tego, że wcale nie rozmawiają już o jedzeniu, następne słowa wyszły z jego ust niemal automatycznie, jakby potrzeba buntu i wyjścia przed szereg była od niego silniejsza. I właściwie faktycznie tak było.
– W takim razie poproszę frytki – wychrypiał jeszcze dość słabo, ale już z rosnącym zuchwałym uśmieszkiem. I większymi szansami wyrwania się spod czaru dotyku Mae. Jednak kiedy mężczyzna się od niego odsunął, a on odwrócił się do niego przodem, nagle bardzo Yuu bardzo zabrakło ciepła, którym emanował. Lodówka wydała się być nieznośnie mroźna.
Zaskoczenie odmalowało się w oczach Hyeona na przeprosiny Hana i utrzymało się w nich wystarczająco długo, żeby nie zaprotestował przeciwko kolejnemu kontaktowi fizycznemu, choć przecież wydawał się tak bardzo walczyć o zwiększenie odległości między nimi. Przez chwilę przemknęło mu przez myśl, żeby przygryźć palec, który naparł na jego wargę, zmuszając go do nieznacznego rozchylenia ust, ale ograniczył się jedynie to lekkiego szturchnięcia go czubkiem języka. Jednocześnie wpatrywał się w Mae z niedowierzaniem połączonym z podejrzliwością.
– Żałujesz tego snu? – uniósł jedną brew, stopniowo normując swój oddech. Choć głos w dalszym ciągu brzmiał ochryple. – Jak to miało mi pomóc w odpoczynku? To raczej sprawia, że potrzebuję go więcej – wymamrotał, ale już tak cicho, że Han mógłby go nie słyszeć. Szczególnie, że chwilę później wyszedł z kuchni zupełnie bez słowa, nie odpowiadając na ostatnie, najważniejsze pytanie Yuu. Znaczy, Hyeon i tak już znał odpowiedź, była oczywista, ale chciał jeszcze dopytać dlaczego Gemini. – Hej, gdzie idziesz?! – zawołał za nim, robiąc kilka kroków w jego ślad, ale przypomniał sobie o wciąż otwartych drzwiach lodówki. – Cholera – mruknął, cofając się z powrotem pod lodówkę. W pośpiechu pchnął drzwiczki nieco zbyt mocno, ale tym już się nie przejmował. Wkroczył zaraz do salonu, rozglądając się za Hanem, ale nie mógł go znaleźć nigdzie w zasięgu wzroku. To pewnie znaczyło, że wszedł na górę do sypialni, dlatego Yuu zastygł na środku pomieszczenia, nie będąc do końca pewnym, czy iść za nim, czy tu poczekać. Ostatecznie uznał, że podążanie za Mae do sypialni nie byłoby szczególnie mądrym posunięciem.
Kiedy mężczyzna zszedł na dół, Yuu już się szykował jakoś skomentować to nagłe wycofanie, ale kiedy zobaczył, co takiego Han trzymał w ręce, zastygł z rozchylonymi ustami i wyrazem zaskoczenia na twarzy. Nigdy nie mówił, że też był fanem Geminiego… Hyeonowi też nie wydawało się, że kupił ją dla niego, bo przecież sam widział, że w swoim pokoju Yuu już jedną ma. Żeby sprawić mu przyjemność? Po co, skoro wizyta we śnie spełniała tę funkcję aż za dobrze?
Słuchał jego słów z rosnącym zdziwieniem, jednocześnie zauważając, że maska wcale nie wyglądała na nową, nie wyglądała też na kopię oryginału, bo żadna kopia nie miała skórzanych pasków z tyłu. A to, w połączeniu ze słowami mężczyzny, mogło oznaczać, że Yuu właśnie na ten oryginał patrzył.
Na oryginał.
Czy to znaczyło że…?
O kurwa.
Nie był w stanie ruszyć się z miejsca, kiedy Han, już w masce, zbliżył się do niego. Wpatrywał się w niego z oczami wielkimi jak spodki, już z pewną realizacją w spojrzeniu, ale czysty szok spychał to wrażenie na drugi plan. Z jakiegoś powodu serce Yuu niemożliwie przyspieszyło bicie, a on tylko otwierał i zamykał usta, najwyraźniej chcąc coś powiedzieć, ale akurat zabrakło mu słów. Drgnął dopiero wtedy, kiedy Han ułożył jego dłoń na masce, żeby sam mógł ją zbadać. Yuu bez słowa, ale już z zamkniętą buzią, uniósł drugą rękę i obiema dłońmi badał fakturę przedmiotu, jego ułożenie i dopasowanie. Był zbyt dobrze wykonany, zbyt porządnie, zbyt zgodnie z tym, co oglądał na wielu zdjęciach (i raz na żywo), co oznaczało, że musiał przyjąć do wiadomości, że Han, pochodzący z Korei Han, ukrywał się w Japonii, dokąd się przeprowadził po tragicznym wypadku, w którym zginęli członkowie jego zespołu. No zgadzało się.
Han to Gemini.
Gemini to Han.
– Kurwa, Han! – wyrzucił ręce do góry w nagłym przypływie frustracji, niedowierzania, zażenowania i gniewu. A także trochę rosnącej ekscytacji. – Czemu mi nie powiedziałeś wcześniej?! – powiedział, robiąc dodatkowy krok w jego stronę tylko po to, żeby zaciśniętą pięścią uderzyć w jego klatkę piersiową. Wcale nie mocno, ale akurat tyle, żeby dać upust emocjom. – Śpiewałem piosenki Ghosta!! Opowiadałem Ci o moim koncercie!! Ja się podniecałem Geminim przy Tobie!! – rozpoczął nerwową wędrówkę wokoło mężczyzny, żywo gestykulując dłońmi. – Komentowałem jego tyłek przy Tobie!! – sfrustrowany znów wyrzucił ręce do góry, na chwilę jednak zatrzymując się za plecami Mae i zerkając krótko na rzeczoną część ciała. – No, wszystko się zgadza… ale Ty tego tak po prostu słuchałeś! Słowa nie pisnąłeś!! – Po zrobieniu kółka wokoło niego, znów przed nim stanął, tym razem nieco dalej, żeby zachować bezpieczny dystans. Który chwilę później znów znacząco zmniejszył, żeby jeszcze raz walnąć go pięścią po klatce piersiowej. – A teraz nie wiem, czy jestem na Ciebie bardziej wkurwiony, czy… czy… – urwał, po raz pierwszy świadomie zwracając uwagę na fakt, że Han przed nim miał na sobie jedynie czarne dżinsy i maskę Geminiego. Tylko. A on nie zabrał dłoni, teraz już rozluźnionej, z jego ciała po drugim uderzeniu. Yuu poczuł tę przeskakującą iskrę pomiędzy nimi tak mocno, że prawie od niego odskoczył. Wkurwienie nie zdołało przykryć faktu, że Yuu Geminiego zwyczajnie po fanowsku uwielbiał. Nie było też wcale silniejsze od powracających rwącym strumieniem wspomnieniach o dzisiejszym śnie, który, Hyeon nagle był bardzo tego świadomy, w nowych okolicznościach wcale nie musiał pozostać snem.
Zaschło mu w ustach.
Stał i po prostu się na niego gapił. Śledził wzrokiem każdą żyłę widoczną na jego rękach, podziwiał szerokie ramiona, jakby je widział po raz pierwszy, z uznaniem westchnął widząc umięśnioną klatkę piersiową, chłonął wzrokiem całość, razem z maską, idąc wzrokiem powoli w dół, coraz niżej i niżej, aż zatrzymał się spojrzeniem na rozporku spodni Hana.
Ślina wypełniła mu usta.
– Jestem głodny – wymamrotał, oblizując usta. – Na jedzenie, znaczy – sprostował po chwili, znienacka sztywniejąc. – Ten sen był zbyt dobry… – wymamrotał pod nosem, kręcąc głową. Czuł jak gorąc wspina się szybko po jego szyi i przykrywa policzki – mógł jedynie sobie wyobrażać, jak bardzo czerwony się robił. – Muszę się napić – obwieścił mu znienacka, niemal biegiem wspinając się po schodach, żeby zniknąć za drzwiami łazienki, a spieszyło mu się tak bardzo, że nawet nie zamknął za sobą drzwi. Dopadł do umywalki i od razu odkręcił zimną wodę, żeby mógł nią przemyć twarz i krak. To było dla niego za dużo… Han bez koszulki, Han w masce Geminiego, wspomnienia ze snu… Uważał się za osobę o silnej woli, ale i ona miała swój koniec, a Yuu czuł, że za bardzo zbliżył się do granic swojej. Pochylił się mocno nad umywalką, ciężko oddychając i rejestrując jedynie lekko łaskoczące krople wody, spływające po policzkach. Musiał się uspokoić… wyciszyć… Przychodzenie tutaj chyba nie było najlepszym pomysłem.
– Żartowałem z tymi frytkami! – krzyknął po chwili. – Ale zjadłbym tamagoyaki! I ryż, jeśli coś masz! – wrócił do tematu śniadania, bo to jedyne, co mogło mu teraz przywrócić trzeźwe myślenie. Nic innego nie był w stanie teraz wymyślić. Nie kiedy nagle w spodniach zrobiło się mniej miejsca. Miał tylko nadzieję, że Han tego wcześniej nie zauważył.
@Mae Haneul
Kurwa.
Ta myśl uderzyła w niego nieco zbyt mocno. Albo może właśnie odpowiednio mocno, pomagając mu wybić się na powierzchnię coraz bardziej gęstniejącej atmosfery. I choć całkowicie zdawał sobie sprawę z tego, że wcale nie rozmawiają już o jedzeniu, następne słowa wyszły z jego ust niemal automatycznie, jakby potrzeba buntu i wyjścia przed szereg była od niego silniejsza. I właściwie faktycznie tak było.
– W takim razie poproszę frytki – wychrypiał jeszcze dość słabo, ale już z rosnącym zuchwałym uśmieszkiem. I większymi szansami wyrwania się spod czaru dotyku Mae. Jednak kiedy mężczyzna się od niego odsunął, a on odwrócił się do niego przodem, nagle bardzo Yuu bardzo zabrakło ciepła, którym emanował. Lodówka wydała się być nieznośnie mroźna.
Zaskoczenie odmalowało się w oczach Hyeona na przeprosiny Hana i utrzymało się w nich wystarczająco długo, żeby nie zaprotestował przeciwko kolejnemu kontaktowi fizycznemu, choć przecież wydawał się tak bardzo walczyć o zwiększenie odległości między nimi. Przez chwilę przemknęło mu przez myśl, żeby przygryźć palec, który naparł na jego wargę, zmuszając go do nieznacznego rozchylenia ust, ale ograniczył się jedynie to lekkiego szturchnięcia go czubkiem języka. Jednocześnie wpatrywał się w Mae z niedowierzaniem połączonym z podejrzliwością.
– Żałujesz tego snu? – uniósł jedną brew, stopniowo normując swój oddech. Choć głos w dalszym ciągu brzmiał ochryple. – Jak to miało mi pomóc w odpoczynku? To raczej sprawia, że potrzebuję go więcej – wymamrotał, ale już tak cicho, że Han mógłby go nie słyszeć. Szczególnie, że chwilę później wyszedł z kuchni zupełnie bez słowa, nie odpowiadając na ostatnie, najważniejsze pytanie Yuu. Znaczy, Hyeon i tak już znał odpowiedź, była oczywista, ale chciał jeszcze dopytać dlaczego Gemini. – Hej, gdzie idziesz?! – zawołał za nim, robiąc kilka kroków w jego ślad, ale przypomniał sobie o wciąż otwartych drzwiach lodówki. – Cholera – mruknął, cofając się z powrotem pod lodówkę. W pośpiechu pchnął drzwiczki nieco zbyt mocno, ale tym już się nie przejmował. Wkroczył zaraz do salonu, rozglądając się za Hanem, ale nie mógł go znaleźć nigdzie w zasięgu wzroku. To pewnie znaczyło, że wszedł na górę do sypialni, dlatego Yuu zastygł na środku pomieszczenia, nie będąc do końca pewnym, czy iść za nim, czy tu poczekać. Ostatecznie uznał, że podążanie za Mae do sypialni nie byłoby szczególnie mądrym posunięciem.
Kiedy mężczyzna zszedł na dół, Yuu już się szykował jakoś skomentować to nagłe wycofanie, ale kiedy zobaczył, co takiego Han trzymał w ręce, zastygł z rozchylonymi ustami i wyrazem zaskoczenia na twarzy. Nigdy nie mówił, że też był fanem Geminiego… Hyeonowi też nie wydawało się, że kupił ją dla niego, bo przecież sam widział, że w swoim pokoju Yuu już jedną ma. Żeby sprawić mu przyjemność? Po co, skoro wizyta we śnie spełniała tę funkcję aż za dobrze?
Słuchał jego słów z rosnącym zdziwieniem, jednocześnie zauważając, że maska wcale nie wyglądała na nową, nie wyglądała też na kopię oryginału, bo żadna kopia nie miała skórzanych pasków z tyłu. A to, w połączeniu ze słowami mężczyzny, mogło oznaczać, że Yuu właśnie na ten oryginał patrzył.
Na oryginał.
Czy to znaczyło że…?
O kurwa.
Nie był w stanie ruszyć się z miejsca, kiedy Han, już w masce, zbliżył się do niego. Wpatrywał się w niego z oczami wielkimi jak spodki, już z pewną realizacją w spojrzeniu, ale czysty szok spychał to wrażenie na drugi plan. Z jakiegoś powodu serce Yuu niemożliwie przyspieszyło bicie, a on tylko otwierał i zamykał usta, najwyraźniej chcąc coś powiedzieć, ale akurat zabrakło mu słów. Drgnął dopiero wtedy, kiedy Han ułożył jego dłoń na masce, żeby sam mógł ją zbadać. Yuu bez słowa, ale już z zamkniętą buzią, uniósł drugą rękę i obiema dłońmi badał fakturę przedmiotu, jego ułożenie i dopasowanie. Był zbyt dobrze wykonany, zbyt porządnie, zbyt zgodnie z tym, co oglądał na wielu zdjęciach (i raz na żywo), co oznaczało, że musiał przyjąć do wiadomości, że Han, pochodzący z Korei Han, ukrywał się w Japonii, dokąd się przeprowadził po tragicznym wypadku, w którym zginęli członkowie jego zespołu. No zgadzało się.
Han to Gemini.
Gemini to Han.
– Kurwa, Han! – wyrzucił ręce do góry w nagłym przypływie frustracji, niedowierzania, zażenowania i gniewu. A także trochę rosnącej ekscytacji. – Czemu mi nie powiedziałeś wcześniej?! – powiedział, robiąc dodatkowy krok w jego stronę tylko po to, żeby zaciśniętą pięścią uderzyć w jego klatkę piersiową. Wcale nie mocno, ale akurat tyle, żeby dać upust emocjom. – Śpiewałem piosenki Ghosta!! Opowiadałem Ci o moim koncercie!! Ja się podniecałem Geminim przy Tobie!! – rozpoczął nerwową wędrówkę wokoło mężczyzny, żywo gestykulując dłońmi. – Komentowałem jego tyłek przy Tobie!! – sfrustrowany znów wyrzucił ręce do góry, na chwilę jednak zatrzymując się za plecami Mae i zerkając krótko na rzeczoną część ciała. – No, wszystko się zgadza… ale Ty tego tak po prostu słuchałeś! Słowa nie pisnąłeś!! – Po zrobieniu kółka wokoło niego, znów przed nim stanął, tym razem nieco dalej, żeby zachować bezpieczny dystans. Który chwilę później znów znacząco zmniejszył, żeby jeszcze raz walnąć go pięścią po klatce piersiowej. – A teraz nie wiem, czy jestem na Ciebie bardziej wkurwiony, czy… czy… – urwał, po raz pierwszy świadomie zwracając uwagę na fakt, że Han przed nim miał na sobie jedynie czarne dżinsy i maskę Geminiego. Tylko. A on nie zabrał dłoni, teraz już rozluźnionej, z jego ciała po drugim uderzeniu. Yuu poczuł tę przeskakującą iskrę pomiędzy nimi tak mocno, że prawie od niego odskoczył. Wkurwienie nie zdołało przykryć faktu, że Yuu Geminiego zwyczajnie po fanowsku uwielbiał. Nie było też wcale silniejsze od powracających rwącym strumieniem wspomnieniach o dzisiejszym śnie, który, Hyeon nagle był bardzo tego świadomy, w nowych okolicznościach wcale nie musiał pozostać snem.
Zaschło mu w ustach.
Stał i po prostu się na niego gapił. Śledził wzrokiem każdą żyłę widoczną na jego rękach, podziwiał szerokie ramiona, jakby je widział po raz pierwszy, z uznaniem westchnął widząc umięśnioną klatkę piersiową, chłonął wzrokiem całość, razem z maską, idąc wzrokiem powoli w dół, coraz niżej i niżej, aż zatrzymał się spojrzeniem na rozporku spodni Hana.
Ślina wypełniła mu usta.
– Jestem głodny – wymamrotał, oblizując usta. – Na jedzenie, znaczy – sprostował po chwili, znienacka sztywniejąc. – Ten sen był zbyt dobry… – wymamrotał pod nosem, kręcąc głową. Czuł jak gorąc wspina się szybko po jego szyi i przykrywa policzki – mógł jedynie sobie wyobrażać, jak bardzo czerwony się robił. – Muszę się napić – obwieścił mu znienacka, niemal biegiem wspinając się po schodach, żeby zniknąć za drzwiami łazienki, a spieszyło mu się tak bardzo, że nawet nie zamknął za sobą drzwi. Dopadł do umywalki i od razu odkręcił zimną wodę, żeby mógł nią przemyć twarz i krak. To było dla niego za dużo… Han bez koszulki, Han w masce Geminiego, wspomnienia ze snu… Uważał się za osobę o silnej woli, ale i ona miała swój koniec, a Yuu czuł, że za bardzo zbliżył się do granic swojej. Pochylił się mocno nad umywalką, ciężko oddychając i rejestrując jedynie lekko łaskoczące krople wody, spływające po policzkach. Musiał się uspokoić… wyciszyć… Przychodzenie tutaj chyba nie było najlepszym pomysłem.
– Żartowałem z tymi frytkami! – krzyknął po chwili. – Ale zjadłbym tamagoyaki! I ryż, jeśli coś masz! – wrócił do tematu śniadania, bo to jedyne, co mogło mu teraz przywrócić trzeźwe myślenie. Nic innego nie był w stanie teraz wymyślić. Nie kiedy nagle w spodniach zrobiło się mniej miejsca. Miał tylko nadzieję, że Han tego wcześniej nie zauważył.
@Mae Haneul
Mae Haneul ubóstwia ten post.
Przeczekał. Śledząc spojrzeniem, zwężonymi do średnicy główek szpilek czarnymi źrenicami, każdy gest, każdy ruch, każdą gwałtownie zmieniającą się mimikę, rysę pękającej, spokojnej maski na twarzy Yuushina. W ciszy. Ciężkiej, grobowej ciszy. Z tą radził sobie najlepiej. Ta po latach stała się jego domeną. Przeczekać, żeby w kolejnym etapie załagodzić zmieszanie i dyskomfort, który Hyeon, tak czy siak, odczuje, doskonale świadom każdej decyzji, jaką podjął w stosunku do Mae, a zarazem, jak się teraz okazuje, Giminiego od momentu zawiązania się ich znajomości.
— Sam wymagałeś ode mnie profesjonalnego podejścia do naszej relacji, Hubae — głos, chociaż rolował się przyjemnie na języku, wybrzmiewał nutą rozbawienia; nie tego wyśmiewającego mężczyznę tonu, nie kpiny, a czegoś na wskroś zadziornego. Wymagałeś. Tak rozkosznie przeszły czas. Emfaza stawiana z przeciągłym rozmysłem, kiedy ciężar zdania stłamszony był przez zamkniętą na ustach maskę. — Jeżeli powiedziałbym Ci na samym początku, podczas pierwszego spotkania, chętniej zawiązałbyś ze mną kontrakt? — Lisi uśmiech wygiął wargi pod twardą powłoką; choć ruch warg niewidoczny dla Yuu, prześlizgnął się niczym wąż z głębi trzewi, wijąc się na podniebieniu. Satysfakcja. Szczeniacka na wskroś, ale tak cholernie potrzebna. "Słowa nie pisnąłeś!"; jakby było to coś nowego. Brak uzewnętrzniania się był przecież dla Hyeona tak istotnym, powtarzanym do znudzenia, ciągle punktowanym, „bądźmy profesjonalni". Więc był, na tyle na ile potrafił, na tyle na ile wystarczało mu ogłady. Yuu chciał wiedzieć wszystko, ale zarazem nie chciał się zbliżać. Chciał wiedzieć wszystko, dając od siebie jedynie namiastkę samego siebie. Jak płoche zwierze, które, chociaż jest zaciekawione, za bardzo obawia się zostania złapanym. Porównanie o tyle zabawne, że Haneul faktycznie odnajdywał w postawie mężczyzny coś, co chciał oswoić, coś, co przylegało do niego w tak widoczny i namacalny sposób, że myśl o poskromieniu go dla siebie, była zbyt przytłaczająca i nęcąca.
Umyślnie przeskoczył przez każdy zarzut, jaki Yuu w rozognieniu mu stawiał. Nie pogłębi jego wzburzenia, nie stanie mu na drodze ku spuszczeniu z siebie pary. Każdy cios przyjął w wyprostowaniu i bezruchu. Dopiero kiedy jego dłoń płasko przylgnęła do torsu, ułożył na jej wierzchu własną, dociskając ją nieznacznie do ciała. Prosty gest, zdać by się mogło niegroźny, ale niosący ze sobą impakt, którego sam się nie spodziewał. Łagodny, delikatny, choć jawnie dający do zrozumienia, że nie musi go przerywać, że może tak pozostać, że pozwala mu na to; że chce pozwolić samemu sobie na więcej.
Przyłapawszy go na tym, jak wzrok przesuwa się przez ciało, jak niknie w dół w westchnieniu, jedna z brwi uniosła się wyżej. Robił to, czego Mae szczerze nienawidził. Stawiał między nimi ścianę, nie przez fakt, że w rzeczywistości nie chciał jego bliskości, ale przez to, że się jej obawiał. Nie był to jednak słuszny strach zrodzony z obcości Hana, a narzucony przez... właściwie przez co? Lęk przed przywiązaniem? Przed jakąkolwiek formą emocjonalności, bez której yurei nie mogło istnieć przy innej osobie, kiedy Hyeon ciągle uciekał przed samym sobą, udając, że nikogo nie goni, ale tak naprawdę pogrążając się w każdej osobie, która wykazała nim jakiekolwiek zainteresowanie? Pustota relacji nie była wystarczająca, krótkie spotkania, sporadyczność w prawdziwej czułości i zaufaniu. Oddanie — to było podstawą dla Mae. Yuushin o tym wiedział. Doskonale o tym wiedział.
Podczas przyglądania się zmieniającemu się nastrojowi kontraktora, satysfakcja jedynie rosła, rozlewając się w klatce piersiowej, pnąc się nerwowo przez mostek i cały kościec szkieletu. Szarpała jednak przy tym, rozbudzając krew, która brnęła przez żyły w zastraszającym, rozrzedzonym tempie. Oddychać, chociaż oddech staje się cięższy, kiedy ramiona spinają się intuicyjnie, bo ciało podświadomie przygotowuje się do ruchu, nieważne czy ataku, czy odpuszczenia i wycofania się. Jakiejkolwiek dynamiki. Płynności, której przez ostatnie miesiąc odczuwa brak. Działanie, które jedynie już wspomnieniem zakreśla się gdzieś na skraju świadomości. Odnowić stare przeżycia, choć nadać im zupełnie nowy sens, bo ten zamknięty w Yuushinie.
Pozwala mu odejść, nadal stojąc w skostniałym bezruchu. Wypuszcza jego dłoń spod własnej, opuszkami palców smagając delikatną skórę, nakreślając obłość knykci i delikatnych krągłości stawów.
— Nie musisz krzyczeć — odparł nader spokojnie, przeciągając dłonią przez wieszaki, palcami błądząc między rozwieszonymi tkaninami, kiedy metalowe haczyki brzęczały na ciężkim, stalowym stojaku. Ubrać się — nie dla siebie, nie dla własnego komfortu — nadal balansując na bardzo cienkiej granicy. Ubrany, ale nie ubrany jednocześnie. Prawdziwy, ale nadal połowicznie tkwiący w personie Geminiego, kiedy maska z jednym odpiętym paskiem przylegała do czoła, wykręcając swoje rogi ku tyłowi, sprawiając wrażenie jeszcze potężniejszych niż normalnie. Pomimo przeszłości, pomimo emocjonalnego bagażu, który opierał się na ramionach o wiele za mocno, zbyt wyczuwalnie; gdyby nie tragiczność życia, brutalność, która odgrywała w nim najważniejszą rolę, nie byłby w stanie zrozumieć tak wielu rzeczy, które teraz, pomimo duszącej obecności Leara, sprawiały mu wręcz animalistyczną, pierwotną przyjemność. Zagarnąwszy z jednego z wieszaków prosty, czarny, luźny tank top, znacząco wykrojony na długości tułowia, odkrywając żebra; przewiesił koszulkę przez ramię, wchodząc z westchnieniem drgającym na dolnej wardze do łazienki. Przekręciwszy subtelnie głowę, wejrzenie utkwił w profilu mężczyzny. Dystans tych raptem trzech kroków pokonał spokojnie. Jak gdyby reakcja Yuushina wcale na niego nie wpłynęła, chociaż było to skrajnie niezgodne z prawdą. Z tą różnicą, że Mae doskonale zdawał sobie sprawę z konsekwencji, jeżeli pozwoli sobie na bardziej instynktowne zachowania. Łagodnie ułożył dłoń na talii Hyeona, zagarniając pod palce tkaninę opadającą na smukły korpus. Łapiąc jego złote spojrzenie w lustrzanym odbiciu, obniżył brodę i pocałował go w czubek głowy, mozolnie zrywając po chwili kontakt z jego ciałem. Nie chciał. Zroszona wodą twarz, krople spływające przez policzki, zagłębiając się w kąciki ust, prosiły o starcie. Kciukiem, ustami, jakkolwiek. — Mam — przyciszona odpowiedź umknęła spomiędzy warg, zanim sylwetka wycofała się między framugi drzwi, rzucając jeszcze przez ramię: — Nie siedź tutaj za długo, pomożesz mi w kuchni — znaleźć sobie zajęcie, znaleźć mu zajęcie, nadać sytuacji relatywnej normalności.
Nie zrobiliśmy nic złego... Zrozumie.
Skroń. Ta nagle zapulsowała nieprzyjemnie, gdy wsuwał przez głowę koszulkę, naciągając ją powoli na grzbiet. Krótki grymas wpełznął na twarz, sadowiąc się ciężko w kącikach przymrużonych oczu. Głos, do którego nie zdążył jeszcze przywyknąć. Nie natarczywy, niedyszący wściekle. Inny. Tak trudny do sprecyzowania, chociaż rozchodzący się przez kark ciepłą falą rozprężającą napięte mięśnie pleców. Pojawiła się znikąd. Z pustki. Próżni, do której zazwyczaj Mae nie miał dostępu. Wszystko zaczęło się w ten sam dzień, kiedy pierwszy raz poczucie winy uderzyło w dotychczas kamienne sumienie — dokładnie wtedy, kiedy uświadomił sobie, że gdyby nie Lear i jego nocne wojaże, już nie ich wspólne, a wyłącznie jego — byłby w stanie zareagować i odebrać połączenia od Yuushina. Pomimo obumierającego kontaktu ze zmorą, nigdy nie czuł się z nim tak blisko związany, jak teraz. Dziwne wrażenie połączenia układało się pod sercem, jak gdyby przesiąkał nim, wchłaniał go powoli w siebie. Strach, ten, który wyczuwał, nie należał do niego. Jeszcze nie, jeszcze nie teraz, choć co raz to bliższy. Bardziej intensywny i mamiący w bezsennych nocach.
Zająć myśli, odpędzić szemranie, które w swojej łagodności koiło — ale i w tym ukojeniu sprawiało wrażenie niebezpieczne, bo nieznane — zaczął pogwizdywać jedną z piosenek, zapewne należącą do ulubionego repertuaru Hyeona; perfidnie, owszem, ale ta drobna przyjemność związana z igraniem z nim, zamknięta była w czystym rozbawieniu. Intuicyjnie wygrzebał z lodówki jajka, pojemnik z ryżem i drugi, zapewne z jeszcze wczorajszym bulgogi, stawiając je na blacie. Metodycznie. Równo, zgodnie z wielkością pojemników od najwyższego do najmniejszego. Jedyne co jeszcze pozwalało mu się „trzymać” w pionie, to zajęcie dłoni. Ruch palców na fakturach. Umysł nie był problematyczny, to ciało paliło, to ono chciało więcej, dużo więcej. Rzucając praktycznie z przyzwyczajenia plastikową miską na kontuar, wrzucił do niej trzepaczkę z głuchym brzdękiem, sięgając po paczkę papierosów leżącą nieopodal. Potrzebował tego. Potrzebował czegokolwiek, co będzie mógł obracać w długich palcach, czegoś, czym zajmie usta, przełykając nagromadzoną w nich ślinę.
Wyłapując dźwięk kroków na schodach, odpalił papierosa utkwionego sztywnie w ustach, wydychając pierwszą długą smugę rozrzedzonej szarości w stronę uchylonego okna, odezwał się na tyle głośno, aby Yuushin już w połowie swojej pokutnej drogi powrotnej, mógł go dosłyszeć. Nic się nie stało. Nic się nie zmieniło. Nic, doprawdy nic nie uległo przekształceniu i nic w zachowaniu Mae nie świadczyło o tym, że sam może być skrępowany. — Roztrzep jajka, mirin, cukier i tak dalej jest na półce nad Tobą — subtelny uśmiech. Coś, co zdarzało się... nigdy; choć teraz kącik uniósł się nieznacznie ku górze, gdy czerwone tęczówki, skrzące się rubinowe pierścienie, zatrzymały się na twarzy mężczyzny. Opuszką kciuka roztarł złączenie rozgrzanych warg, przerzucając wzrok w postawność odrapanych, obrośniętych neonową naroślą budynków Karafuruny. — Nie żałuję — opóźniona odpowiedź, gdy lędźwie zaparło się na krawędzi parapetu, a płynny karmazyn znów zatrzymał się na ciele Yuushina. Na ciele. Nie na twarzy, nie konkretnie w oczach. Utknął pod jego uchem, na zarysie szyi. Prosta odpowiedź. Linearna. Wybijana spokojnym taktem w muskanym dymem gardle.
Nie potrafił. Był jednak zbyt słaby. Choć ta słabość miała w sobie coś wyjątkowego. Ulegał, tak jak nie potrafił wcześniej. Zachowywał się bardziej pochopnie, łapiąc się emocjonalności zbyt silnie; za mocno zakleszczając się na rozognionej myśli. Ta wirowała w głowie, obijając się o czaszkę, odkąd tylko opuścił sen Yuushina.
Papieros, który ledwo dopalony do połowy, zgniótł w szklanej popielniczce. Ostatnia smuga wypuszczonego dymu uciekła przez odciągniętą uchylnie ramę okiennicy. Ruch. Ten nastał w płynności. Prawa dłoń zaparła się na krawędzi blatu, sięgając za plecy Hyeona. Nie stanął za nim. Nie tym razem. Teraz, korpus zwrócony praktycznie frontem ku niemu, gdy paliczki lewej ręki odnalazły zarys szczęki, opuszkami środkowego i wskazującego palca zapierając się pod podbródkiem, unosząc go nieco wyżej, zmuszając mężczyznę do spojrzenia w górę. Wprost w swoją twarz. A ta, nadal łagodna, skupiona, gdy czerwień spojrzenia wnikała w stare złoto rozlane w tęczówkach Yuu. — Nie żałuję... — powtórzone, ciszej, głębiej, niżej, kiedy powieki opadają w pół skrzącego się niebezpiecznie spojrzenia, a kciuk ponownie bada linię warg Hyeona, zanim ułoży na nich własne, nim pierwszy raz, w pełni świadomie, pocałuje go delikatnie, nie w przelotności. Nie napiera, choć palce pod podbródkiem nie odrywają się, a w gładkości ruchu zakręcają na kark, koniuszkami wplątując się w fale brązowych kosmyków, badając ich delikatną fakturę. Jest w jego zachowanie wpisana lekkość, spontaniczność — ale i ucisk pod mostkiem, który impulsem napina plecy i przedramiona. Tamuje się, sam siebie trzymając na krótkiej smyczy. Zakazuje, wiedząc, że dzieli go jeden ruch od przekroczenia ostatniej granicy, tej najcieńszej. Język jedynie w smudze wrażenia styka się z rozchylonymi wargami mężczyzny, spijając słowa buntu lub zdziwienia, razem z wilgotnością na ich miękkości, zanim oderwie się od niego, dłoń zza pleców na krótki moment układając między jego łopatkami, uwalniając blat spomiędzy zacisku. Wie, że jego kostki zbielały, wie, że ścięgna na dłoni, wraz z siatką grubych żył naprężyły się. Tak usilnie próbował się kontrolować, spowalniając oddech, choć ten drgał z każdą chwilą silniej. Nadać sytuacji wrażenia codzienności. Łatwej do przegryzienia, przełknięcia i przetrawienia normy.
W jednym gładkim ruchu Mae sięgnął ponad głowę Hyeonam, wyciągając z szafki nad nim kwadratową, żeliwną patelnię. Odsunął się. Dwa kroki dalej. Kolejne dwa, wolną dłonią przeciągając przez zawiłość rogu, nieznacznie poprawiając maskę, kiedy przez kilka ostatnich momentów zapomniał o jej obecności na czubku głowy, gdy czerwień kosmyków wydzierała się agresywnie spod kościstej, alabastrowej barwy tworzywa, przylegając do karku. Wspomnienia. Te buzowały. Dynamicznie przelewając się między kołtunem myśli.
Hyeon Yuushin and Saga-Genji Shizuru szaleją za tym postem.
Zaskoczył go ogrom emocji, jakie go zalały, jak również przytłoczyła ich intensywność. Miał problem, żeby je wszystkie do końca porozdzielać, rozpoznać i nazwać, więc skotłowały się w nim we wzburzonym chaosie, w którym frustracja i nitki gniewu zdawały się brać górę. Nie pozwolił jednak, żeby przejęły nad nim kontrolę, nigdy nie pozwalał, dlatego pomimo gwałtowności jego wybuchu, nie dał w pełni upustu swoim emocjom. Wciąż trzymał je na krótkiej smyczy. Yuushin bardzo rzadko faktycznie wpadał w gniew, a jeszcze rzadziej pozwalał mu się uzewnętrznić i rzucić cień na jego opinię wiecznego wesołka. Innym odczuciom folgował, ale te negatywne musiał utrzymać w ryzach.
– Ale nie robienia ze mnie debila – burknął pod nosem z błyskiem nieokreślonego bólu w spojrzeniu, ale trwało to tak krótko, że równie dobrze można to uznać za przywidzenie. Logiczna część Yuu zdawała sobie sprawę z tego, że Han nie użył wobec niego kpiny, że była to raczej zadziorna zaczepka niż cokolwiek innego, ale inna strona Hyeona, ta bardziej emocjonalna, szeptała, że się z niego wyśmiewał, że znowu był obiektem raniących docinek. Ta myśl uderzyła w niego o tyle mocniej, bo w ogóle się jej nie spodziewał, nie z tej strony. Sądził, że zdążył zablokować podobne reakcje, że odebrał wszystkim taką możliwość, ale wychodziło na to, że sam wręczył Hanowi tę moc, moc, którą posiadali naprawdę nieliczni, ci dla niego najważniejsi. I żaden z nich z niej nie skorzystał.
Han należał do tego grona. Sam nie wiedział, co zaskoczyło go bardziej: to, że najwyraźniej dopuścił mężczyznę do wąskiego kręgu osób naprawdę ważnych dla Yuu, czy fakt, że powiedziany przez niego przytyk faktycznie zabolał.
– Nie chodzi o to, że nie powiedziałeś mi na samym początku, tylko że w ogóle nie powiedziałeś – sarknął, marszcząc brwi w wyraźnym niezadowoleniu – słuchałeś tych wszystkich uwag przez tyle miesięcy, uwag, których normalnie pewnie bym nie powiedział, znając prawdę, słuchałeś ich bez mrugnięcia okiem i… ugh – zakończył swoją wypowiedź kulawo, ale za to z drugim uderzeniem pięścią w klatkę piersiową Hana.
I natychmiast uległ rozproszeniu przez to, jak się ta klatka piersiowa prezentowała. Jak w ogóle Mae się prezentował. Jak Gemini się prezentował. Znaczy zdecydowanie zbyt dobrze jak na okoliczności ich rozmowy. W pęczniejącym coraz bardziej chaosie emocji Hyeona znów coś innego dało o sobie znać. Głód. Głód dotyku i bliskości drugiego ciała, gwałtowności i spalenia się w ogarniającej rozgrzany organizm przyjemności. To ten głód, przed którym nie zwykł się wzbraniać i któremu bardzo lubił ulegać. Ale na swoich warunkach, podobne zbliżenia zawsze musiały się odbyć na zasadach dyktowanych przez Yuu. Lubił powtarzać, że to on miał nad wszystkim kontrolę: nad tym kogo wybiera, nad charakterem łączącej ich relacji i nad tym ile ona trwała. A zazwyczaj trwała krótko: Hyeon zaspokojony przez jedną osobę, szybko przenosił swoje zainteresowanie na kolejną. Głębsze emocje nie były tu potrzebne, głębsze emocje niepotrzebnie wszystko utrudniały, głębsze emocje zwyczajnie nie były opłacalne. To za dużo zachodu, zbędne przywiązanie i niebezpieczna inwestycja emocjonalna w drugą osobę, to ryzyko kolejnej blizny na sercu i duszy, o których gojenie się było bardzo trudno. Brak przywiązania był wygodny i to właśnie przy nim Yuushin wolał pozostać. Gotowy był też bronić swoich przekonań.
Dlatego zerwał kontakt fizyczny z Hanem. Gestem krótkim i dość gwałtownym, jakby nie wysuwał po prostu swojej dłoni spod jego, tylko zrywał plaster. Musiał się oddalić, bo własne emocje pożerały go od środka, bo nie tylko przestawał sobie z nimi radzić, ale też nie wiedział jak sobie z nimi radzić, jak znaleźć bezpieczny wentyl. Zbyt dużo się działo wewnątrz niego, począwszy od jakiegoś rodzaju urazy, poprzez uścisk w podbrzuszu świadczący o rosnącym podnieceniu, aż po – choć lista się na tym nie zamykała, a były to tylko trzy wysuwające się najbardziej odczucia – szalejące w żyłach i siejące spustoszenie gniew i frustrację.
Stopnie prowadzące do łazienki pokonał niemal pędem błyskawicy. W pewnym momencie nawet, był o tym przekonany, przekroczył prędkość światła. Wszystko po to, żeby się odciąć, choć na chwilę, zebrać myśli, zebrać jakoś siebie w kupę albo przynajmniej narzucić bardzo przekonującą fasadę. Opanowanie emocji, żeby nie rzucić się na Hana, stało się kolejnym najważniejszym celem, a patrząc na rozognienie, w jakim trwał, na niewygodę w spodniach, tym razem nie rzuciłby się na niego w gniewie.
Stał pochylony nad umywalką, nieruchomy i tylko pozornie spokojny, licząc każdą kroplę, która wytyczała ścieżkę w dół po jego skórze. Starał się oddychać głęboko i wymuszenie miarowo, nabierając jak najwięcej powietrza w płuca i bardzo powoli je wypuszczając. Pomogło na drżenie ciała, w jakie wprawił go nadmiar emocji, ale tylko pogorszyło gonitwę myśli w jego głowie, które starały się znaleźć logiczne wytłumaczenie całej sytuacji, jaka zaczęła się rozgrywać jeszcze w jego śnie. Oczywiście logiczne tylko dla Hyeona, coś, co jego umysł będzie w stanie objąć i przyswoić, a w kwestii emocji i uczuć względem innych osób nie miał wielkiego pola do popisu.
“Nie musisz krzyczeć.”
Nie poruszył się, nawet nie drgnął, nie otworzył oczu.
– Myślałem, że zostałeś na dole, wybacz – mruknął, nawet nie odwracając głowy w stronę głosu. Naprawdę liczył na to, że Han zostanie na dole, że da mu spokój, bo założył, że wystarczająco wymownie zaznaczył swoją potrzebę dystansu.Dlaczego nie pozwalał mu na ten dystans? Dlaczego znowu naciskał na bliskość?
Usłyszał miękkie kroki, świadczące o tym, że mężczyzna przekroczył próg łazienki, ale do ostatniej chwili miał nadzieję, że to nie z jego powodu. Mylił się. Poruszył się nieznacznie, gdy poczuł na sobie ciepło dłoni Mae, a kiedy Yuu otworzył oczy, Hana spotkało spojrzenie pełne wyrzutu, całkowicie niezadowolone z jego obecności w tym pomieszczeniu. Choć Hyeon skłamałby, gdyby powiedział, że pieszczota yurei była mu wstrętna, bo jednak poczuł to dziwne ciepło rozlewające się po jego klatce piersiowej, tak nie zmienił swojej postawy, odprowadzając mężczyznę do drzwi raczej ponurym wzrokiem.
I znów powracało to pytanie – dlaczego? Determinowało całe ich dzisiejsze spotkanie, pytań z dlaczego Yuushin już nawet nie potrafił zliczyć, a nowe powstawały jeszcze zanim zdążył do końca sformułować poprzednie. I w dalszym ciągu się mnożyły. Może powinien zatrzymać w końcu ten potop pytań, bo i tak do niczego nie prowadził, a zamiast tego podjąć próbę odpowiedzenia na chociaż jedno. Może to podpowiedziałoby mu, jak ma się zachować po wyjściu z łazienki, bo w tej chwili zwyczajnie nie miał pojęcia.
Skąd się to wszystko wzięło? Dlaczego Han go tak traktował, dlaczego zawitał do jego snów właśnie w ten sposób? Jak miał to interpretować? Yuushin miał wrażenie, że głowa mu zaraz od tego wszystkiego eksploduje, dlatego wplótł palce we włosy i je tam zacisnął, zamykając oczy, jakby to miało mu w czymkolwiek pomóc. Musiał się uchwycić czegoś, co znał. Bo może…
… może Han wcale nie różnił się od innych kobiet i mężczyzn, z którymi sypiał. Może zwyczajnie chciał tego samego co oni: cielesnego uniesienia, chwilowego zapomnienia, ulżenia sobie z pomocą jego ciała. Wątpił, żeby Mae cierpiał na brak zainteresowania, ale może szukał łatwiejszej opcji, bardziej pewnej. Yuu przecież nie słynął ze wstrzemięźliwości i teoretycznie zawsze był pod ręką. Poza tym łączył ich kontrakt. Przeniesienie relacji na inny poziom mogłoby być dla niego zwyczajnie wygodne. Po prostu. Hyeon miał przecież wszystkie zadatki na to, żeby być przyjemną odskocznią, bez konieczności angażowania uczuć. Chyba tak powinien odczytywać te wszystkie sygnały, każdy gest w jego stronę, ciągle obecny dotyk, tę całą bliskość. Mógłby być tym jedynym, jednocześnie nie będąc nikim bliskim. Taki układ pewnie odpowiadałby Mae najbardziej.
Tak, to pewnie o to chodziło. I Yuu mógł mu to dać, jasne, zero problemu, w końcu był najlepszy w tego typu relacjach, właściwie to był dobry tylko w takich i jeśli Han miał ochotę na niezobowiązującą zabawę, to mógł mu tego dostarczyć… ale niezupełnie na tacy. Zdecydowanie wolałby, żeby mężczyzna postarał się bardziej, a dopiero wtedy Yuushin ewentualnie rozważy jego kandydaturę. Bo to on miał kontrolę nad relacjami, zawsze, on dyktował ich warunki, on stanowił o wszystkim, posiadając w tej kwestii władzę, której nie zwykł oddawać. I Hanowi również na to nie pozwoli.
Nagle zrobiło mu się lepiej. Nagle poczuł się znów lekki, jakby z ramion ktoś mu zdjął ogromny ciężar. Nagle wszystko stało się jasne i oczywiste, i znowu takie proste. Nie musiał się już niczym zamęczać, skoro znał zamiary Hana, wystarczyło jedynie odpowiednio pokierować grą, którą przecież tak dobrze znał, w której odnajdywał się najlepiej, być może nawet jedynej, do której się nadawał. Wyprostował się, przeczesując mokrymi palcami włosy i po raz pierwszy prawdziwie, choć lisio, uśmiechając się do swojego odbicia. No, to był w domu. Zepchnął gdzieś w głąb siebie niemiłe uczucie rozczarowania, które wzięło się nawet nie wiadomo skąd, gorzki posmak zawodu również czym prędzej przełknął i wyszedł w końcu z łazienki, wypełniony nową energią.
Więc miał pomóc w kuchni. W porządku, tyle mógł zrobić, szczególnie że Han już wiedział, ile można mu powierzyć, a czym lepiej zająć się samemu. Ze schodów zszedł lekkim krokiem, do kuchni wstąpił niemal sprężyście, wszystko w asyście lekkiego uśmiechu o nieco łobuzerskim zabarwieniu, czyli tym, z którego był najlepiej znany. Wszystko wskazywało na to, że Yuu zdołał zupełnie doprowadzić się do porządku i po ostatnim wybuchu nie był już żadnego śladu, nawet najmniejszego. W jego zachowaniu nie było więc żadnego odstępstwa od normy. Za to w Hanie jakaś zmiana najwyraźniej zaszła, bowiem zastał go uśmiechniętego. Scena tak wyjątkowa, że przez krótką chwilę Yuu patrzył się na Hana niemal jak urzeczony. Szybko się jednak opamiętał, ale swoje pierwsze kroki nie skierował w stronę wskazanej miski, a w stronę samego Mae.
Stanął przed nim i bezceremonialnie, ale mimo wszystko z wyczuciem, dźgnął go lekko palcem w policzek, dokładnie tam, gdzie kończył się uśmiech. Nie powiedział ani słowa, ale pogłębiający się łobuzerski wyraz jego twarzy miał wskazywać na to, że został zauważony, że Hanowi było tak do twarzy i mógłby tak częściej. Odsunął się od niego niemal tak szybko, jak szybko się przy nim znalazł, z tą różnicą, że do jajek wracał krokiem prawie tanecznym, jakby coś nagle wprawiło go w wyśmienity humor.
– Wedle rozkazu – wymruczał z opóźnieniem i nie bez rozbawienia, ale kiedy usłyszał kolejne słowa…
“Nie żałuję.”
… znów zwrócił się przodem w kierunku Mae, ze zdziwieniem zauważając, że szybko zmniejszał odległość między nimi, żeby po chwili zniwelować ją zupełnie: Yuu wydawało się, że dotyk palców mężczyzny na jego szczęce jest tak mocny, że wręcz palił, choć przecież on nie korzystał w żaden sposób ze swojej siły, a jedynie zmusił go do podniesienia głowy. Han znajdował się zbyt blisko, żeby Hyeon uznał to za komfortowe, a dodatkowo patrzenie mu w oczy z takiej bliskości tworzyło intymność, której się nie spodziewał i na którą nie wiedział, jak zareagować. Już chwilę później mógł przestać się jednak tym przejmować, bo Mae najpierw przesunął kciukiem po jego ustach, by po chwili zastąpić go swoimi wargami. I choć teoretycznie Yuu mógł się tego spodziewać, dostawał sygnały, do czego zmierza ta nagła bliskość, tak z zaskoczenia, które nagle się na niego zwaliło całym ciężarem, aż wstrzymał oddech, niezdolny do jakiegokolwiek ruchu, zbyt sparaliżowany, by podjąć jakiekolwiek działania, wykrzesać z siebie jakąkolwiek reakcję. Czuł jedynie, że każdy mięsień w jego ciele napiął się niczym postronek, boleśnie, sprawiając, że całe ciało nabrało wyjątkowej sztywności. Serce waliło mu tak mocno, że Han po prostu musiał je wyczuć. Nie zdołał zmusić się do jakiekogolwiek ruchu podczas tych długich sekund, kiedy ich usta były złączone, nie potrafił nawet określić jednoznacznie swojej reakcji, bo umysł w jednej chwili zrobił mu się pusty i czysty niczym niezapisana tablica. To znaczy, była to tablica, w której ktoś pisał imię Hana niezliczoną ilość razy, jakby nagle tylko on istniał i tylko on miał znaczenie, tylko o nim mógł myśleć i tylko on faktycznie wypełniał każdą myśl.
Nawet nie wiedział, kiedy jego dłoń zakradła się na kark mężczyzny i tam, wsuwając się łagodnie we włosy tuż u samej nasady, znienacka się na nich zacisnęła. Mocno, prawdopodobnie na granicy bólu i zdecydowanie, z siłą, o jaką trudno Hyeona na co dzień posądzać. Nie ciągnął go jednak do tyłu, nie próbował też mocniej go do siebie docisnąć, nie; trzymał go w jednym miejscu, po prostu, nie chcąc podejmować żadnych kroków i decyzji, ale jednocześnie przedłużyć ten niespodziewany kontakt ile tylko się dało.
Puścił Hana natychmiast, kiedy tylko poczuł, jak zmienia on pozycję. Ręka w jednej chwili opadła swobodnie wzdłuż ciała, dość ciężko, pozbawiona sił. Słysząc ciężki oddech Hyeona, faktycznie można było go podejrzewać o jakiś wysiłek fizyczny, bo brzmiał, jakby złapał sporą zadyszkę. Głośno chrząknął.
“Nie żałuję...”
– To dobrze – stwierdził luźno, zaczepnie, głosem lekkim pomimo ciężkiego oddechu. Choć zachowywał się swobodnie i jak gdyby nigdy nic, ten pocałunek z całą pewnością silnie na niego wpłynął. – Jestem ciekawy Twojej kreatywności w następnym. Wiesz, zaskocz mnie czymś, bo, co chyba nie będzie dla Ciebie niespodzianką, sny z Geminim już miewałem – posłał mu cwaniacki uśmiech, ewidentnie rzucając mu teraz wyzwanie. Jeden z tych snów był nawet autorstwa innego yurei, ale o tym Han nie musiał już wiedzieć.
Yuu wyraźnie stracił wszystkie opory, jakie wcześniej miał względem bliższych kontaktów, ale to wcale nie znaczyło, że faktycznie zaraz się na niego rzuci. Nawet po tym pocałunku. Miał zamiar zmusić Hana do większego wysiłku w tej kwestii, żeby pokazał, że naprawdę mu na tym zależy, żeby zapracował na swoją nagrodę, a Yuu wiedział, że kiedy przyjdzie pora, nagrodzi go sowicie.
Odwrócił się do niego plecami, by w końcu zająć się tym, o co został poproszony, tj wymieszaniem jajek z odrobiną mirinu i cukru. Jego żołądek wyraźnie zaaprobował to działanie głośnym burczeniem, na które Hyeonowi zatrzęsły się ramiona ze śmiechu.
– Naprawdę padam z głodu, wybacz – wymruczał nisko, być może nawet zbyt nisko jak na tak proste stwierdzenie. – Długotrwałe wstrzymywanie się od posiłku nie wpływa najlepiej na organizm – dodał po chwili niezobowiązująco – aż człowiek ma ochotę rzucić się na jedzenie i pochłonąć wszystko jak najszybciej. Sęk w tym, że to powolne spożywanie posiłku przynosi prawdziwą satysfakcję i pozwala się faktycznie nasycić – ciągnął, zaczynając energicznie bełtać trzepaczką jajka w misce. – Zgodzisz się? – zapytał po chwili niewinnie, zerkając krótko w stronę Hana z zupełnie neutralnym wyrazem twarzy, ale widocznymi z daleka łobuzerskimi iskierkami w oczach. – Iiii jajka gotowe. Całe Twoje – odłożył trzepaczkę na bok i przesunął miską po blacie w stronę Mae, samemu jednak nie ruszając się ze swojego miejsca. – Co w ogóle miałeś dzisiaj w planach zrobić? Konkretne pozycje? Wiesz, leżenia na kanapie. Wyglądałeś jakbyś miał ochotę pozostać bierny przez cały dzień – zauważył, sunąc palcem po blacie raczej tylko dlatego, żeby mieć czym ręce zająć.
Oczywiście, że dwuznaczność każdego zdania była dokładnie wymierzona. Yuu miał przy tym sporo zabawy, a jeszcze więcej będzie miał obserwując reakcje Hana. Choć był przekonany, że do niczego dzisiaj między nimi nie dojdzie, wcale nie przeszkadzało mu to trochę się z nim podrażnić. Albo przynajmniej spróbować, bo z poker face’a, jaki zazwyczaj gościł na twarzy Mae, ciężko było cokolwiek wyczytać.
Im dłużej prowadził tę niezobowiązującą rozmowę, tym cięższe emocje szybciej z niego schodziły, zostawiając po sobie już nawet nie tyle zmęczenie, co boleśnie napięte mięśnie, których nie potrafił tak po prostu rozluźnić. Skrzywił się nieznacznie, sięgając ręką na kark, żeby go nieco rozmasować, chociaż nie spodziewał się, że to mu wiele da.
@Mae Haneul
– Ale nie robienia ze mnie debila – burknął pod nosem z błyskiem nieokreślonego bólu w spojrzeniu, ale trwało to tak krótko, że równie dobrze można to uznać za przywidzenie. Logiczna część Yuu zdawała sobie sprawę z tego, że Han nie użył wobec niego kpiny, że była to raczej zadziorna zaczepka niż cokolwiek innego, ale inna strona Hyeona, ta bardziej emocjonalna, szeptała, że się z niego wyśmiewał, że znowu był obiektem raniących docinek. Ta myśl uderzyła w niego o tyle mocniej, bo w ogóle się jej nie spodziewał, nie z tej strony. Sądził, że zdążył zablokować podobne reakcje, że odebrał wszystkim taką możliwość, ale wychodziło na to, że sam wręczył Hanowi tę moc, moc, którą posiadali naprawdę nieliczni, ci dla niego najważniejsi. I żaden z nich z niej nie skorzystał.
Han należał do tego grona. Sam nie wiedział, co zaskoczyło go bardziej: to, że najwyraźniej dopuścił mężczyznę do wąskiego kręgu osób naprawdę ważnych dla Yuu, czy fakt, że powiedziany przez niego przytyk faktycznie zabolał.
– Nie chodzi o to, że nie powiedziałeś mi na samym początku, tylko że w ogóle nie powiedziałeś – sarknął, marszcząc brwi w wyraźnym niezadowoleniu – słuchałeś tych wszystkich uwag przez tyle miesięcy, uwag, których normalnie pewnie bym nie powiedział, znając prawdę, słuchałeś ich bez mrugnięcia okiem i… ugh – zakończył swoją wypowiedź kulawo, ale za to z drugim uderzeniem pięścią w klatkę piersiową Hana.
I natychmiast uległ rozproszeniu przez to, jak się ta klatka piersiowa prezentowała. Jak w ogóle Mae się prezentował. Jak Gemini się prezentował. Znaczy zdecydowanie zbyt dobrze jak na okoliczności ich rozmowy. W pęczniejącym coraz bardziej chaosie emocji Hyeona znów coś innego dało o sobie znać. Głód. Głód dotyku i bliskości drugiego ciała, gwałtowności i spalenia się w ogarniającej rozgrzany organizm przyjemności. To ten głód, przed którym nie zwykł się wzbraniać i któremu bardzo lubił ulegać. Ale na swoich warunkach, podobne zbliżenia zawsze musiały się odbyć na zasadach dyktowanych przez Yuu. Lubił powtarzać, że to on miał nad wszystkim kontrolę: nad tym kogo wybiera, nad charakterem łączącej ich relacji i nad tym ile ona trwała. A zazwyczaj trwała krótko: Hyeon zaspokojony przez jedną osobę, szybko przenosił swoje zainteresowanie na kolejną. Głębsze emocje nie były tu potrzebne, głębsze emocje niepotrzebnie wszystko utrudniały, głębsze emocje zwyczajnie nie były opłacalne. To za dużo zachodu, zbędne przywiązanie i niebezpieczna inwestycja emocjonalna w drugą osobę, to ryzyko kolejnej blizny na sercu i duszy, o których gojenie się było bardzo trudno. Brak przywiązania był wygodny i to właśnie przy nim Yuushin wolał pozostać. Gotowy był też bronić swoich przekonań.
Dlatego zerwał kontakt fizyczny z Hanem. Gestem krótkim i dość gwałtownym, jakby nie wysuwał po prostu swojej dłoni spod jego, tylko zrywał plaster. Musiał się oddalić, bo własne emocje pożerały go od środka, bo nie tylko przestawał sobie z nimi radzić, ale też nie wiedział jak sobie z nimi radzić, jak znaleźć bezpieczny wentyl. Zbyt dużo się działo wewnątrz niego, począwszy od jakiegoś rodzaju urazy, poprzez uścisk w podbrzuszu świadczący o rosnącym podnieceniu, aż po – choć lista się na tym nie zamykała, a były to tylko trzy wysuwające się najbardziej odczucia – szalejące w żyłach i siejące spustoszenie gniew i frustrację.
Stopnie prowadzące do łazienki pokonał niemal pędem błyskawicy. W pewnym momencie nawet, był o tym przekonany, przekroczył prędkość światła. Wszystko po to, żeby się odciąć, choć na chwilę, zebrać myśli, zebrać jakoś siebie w kupę albo przynajmniej narzucić bardzo przekonującą fasadę. Opanowanie emocji, żeby nie rzucić się na Hana, stało się kolejnym najważniejszym celem, a patrząc na rozognienie, w jakim trwał, na niewygodę w spodniach, tym razem nie rzuciłby się na niego w gniewie.
Stał pochylony nad umywalką, nieruchomy i tylko pozornie spokojny, licząc każdą kroplę, która wytyczała ścieżkę w dół po jego skórze. Starał się oddychać głęboko i wymuszenie miarowo, nabierając jak najwięcej powietrza w płuca i bardzo powoli je wypuszczając. Pomogło na drżenie ciała, w jakie wprawił go nadmiar emocji, ale tylko pogorszyło gonitwę myśli w jego głowie, które starały się znaleźć logiczne wytłumaczenie całej sytuacji, jaka zaczęła się rozgrywać jeszcze w jego śnie. Oczywiście logiczne tylko dla Hyeona, coś, co jego umysł będzie w stanie objąć i przyswoić, a w kwestii emocji i uczuć względem innych osób nie miał wielkiego pola do popisu.
“Nie musisz krzyczeć.”
Nie poruszył się, nawet nie drgnął, nie otworzył oczu.
– Myślałem, że zostałeś na dole, wybacz – mruknął, nawet nie odwracając głowy w stronę głosu. Naprawdę liczył na to, że Han zostanie na dole, że da mu spokój, bo założył, że wystarczająco wymownie zaznaczył swoją potrzebę dystansu.Dlaczego nie pozwalał mu na ten dystans? Dlaczego znowu naciskał na bliskość?
Usłyszał miękkie kroki, świadczące o tym, że mężczyzna przekroczył próg łazienki, ale do ostatniej chwili miał nadzieję, że to nie z jego powodu. Mylił się. Poruszył się nieznacznie, gdy poczuł na sobie ciepło dłoni Mae, a kiedy Yuu otworzył oczy, Hana spotkało spojrzenie pełne wyrzutu, całkowicie niezadowolone z jego obecności w tym pomieszczeniu. Choć Hyeon skłamałby, gdyby powiedział, że pieszczota yurei była mu wstrętna, bo jednak poczuł to dziwne ciepło rozlewające się po jego klatce piersiowej, tak nie zmienił swojej postawy, odprowadzając mężczyznę do drzwi raczej ponurym wzrokiem.
I znów powracało to pytanie – dlaczego? Determinowało całe ich dzisiejsze spotkanie, pytań z dlaczego Yuushin już nawet nie potrafił zliczyć, a nowe powstawały jeszcze zanim zdążył do końca sformułować poprzednie. I w dalszym ciągu się mnożyły. Może powinien zatrzymać w końcu ten potop pytań, bo i tak do niczego nie prowadził, a zamiast tego podjąć próbę odpowiedzenia na chociaż jedno. Może to podpowiedziałoby mu, jak ma się zachować po wyjściu z łazienki, bo w tej chwili zwyczajnie nie miał pojęcia.
Skąd się to wszystko wzięło? Dlaczego Han go tak traktował, dlaczego zawitał do jego snów właśnie w ten sposób? Jak miał to interpretować? Yuushin miał wrażenie, że głowa mu zaraz od tego wszystkiego eksploduje, dlatego wplótł palce we włosy i je tam zacisnął, zamykając oczy, jakby to miało mu w czymkolwiek pomóc. Musiał się uchwycić czegoś, co znał. Bo może…
… może Han wcale nie różnił się od innych kobiet i mężczyzn, z którymi sypiał. Może zwyczajnie chciał tego samego co oni: cielesnego uniesienia, chwilowego zapomnienia, ulżenia sobie z pomocą jego ciała. Wątpił, żeby Mae cierpiał na brak zainteresowania, ale może szukał łatwiejszej opcji, bardziej pewnej. Yuu przecież nie słynął ze wstrzemięźliwości i teoretycznie zawsze był pod ręką. Poza tym łączył ich kontrakt. Przeniesienie relacji na inny poziom mogłoby być dla niego zwyczajnie wygodne. Po prostu. Hyeon miał przecież wszystkie zadatki na to, żeby być przyjemną odskocznią, bez konieczności angażowania uczuć. Chyba tak powinien odczytywać te wszystkie sygnały, każdy gest w jego stronę, ciągle obecny dotyk, tę całą bliskość. Mógłby być tym jedynym, jednocześnie nie będąc nikim bliskim. Taki układ pewnie odpowiadałby Mae najbardziej.
Tak, to pewnie o to chodziło. I Yuu mógł mu to dać, jasne, zero problemu, w końcu był najlepszy w tego typu relacjach, właściwie to był dobry tylko w takich i jeśli Han miał ochotę na niezobowiązującą zabawę, to mógł mu tego dostarczyć… ale niezupełnie na tacy. Zdecydowanie wolałby, żeby mężczyzna postarał się bardziej, a dopiero wtedy Yuushin ewentualnie rozważy jego kandydaturę. Bo to on miał kontrolę nad relacjami, zawsze, on dyktował ich warunki, on stanowił o wszystkim, posiadając w tej kwestii władzę, której nie zwykł oddawać. I Hanowi również na to nie pozwoli.
Nagle zrobiło mu się lepiej. Nagle poczuł się znów lekki, jakby z ramion ktoś mu zdjął ogromny ciężar. Nagle wszystko stało się jasne i oczywiste, i znowu takie proste. Nie musiał się już niczym zamęczać, skoro znał zamiary Hana, wystarczyło jedynie odpowiednio pokierować grą, którą przecież tak dobrze znał, w której odnajdywał się najlepiej, być może nawet jedynej, do której się nadawał. Wyprostował się, przeczesując mokrymi palcami włosy i po raz pierwszy prawdziwie, choć lisio, uśmiechając się do swojego odbicia. No, to był w domu. Zepchnął gdzieś w głąb siebie niemiłe uczucie rozczarowania, które wzięło się nawet nie wiadomo skąd, gorzki posmak zawodu również czym prędzej przełknął i wyszedł w końcu z łazienki, wypełniony nową energią.
Więc miał pomóc w kuchni. W porządku, tyle mógł zrobić, szczególnie że Han już wiedział, ile można mu powierzyć, a czym lepiej zająć się samemu. Ze schodów zszedł lekkim krokiem, do kuchni wstąpił niemal sprężyście, wszystko w asyście lekkiego uśmiechu o nieco łobuzerskim zabarwieniu, czyli tym, z którego był najlepiej znany. Wszystko wskazywało na to, że Yuu zdołał zupełnie doprowadzić się do porządku i po ostatnim wybuchu nie był już żadnego śladu, nawet najmniejszego. W jego zachowaniu nie było więc żadnego odstępstwa od normy. Za to w Hanie jakaś zmiana najwyraźniej zaszła, bowiem zastał go uśmiechniętego. Scena tak wyjątkowa, że przez krótką chwilę Yuu patrzył się na Hana niemal jak urzeczony. Szybko się jednak opamiętał, ale swoje pierwsze kroki nie skierował w stronę wskazanej miski, a w stronę samego Mae.
Stanął przed nim i bezceremonialnie, ale mimo wszystko z wyczuciem, dźgnął go lekko palcem w policzek, dokładnie tam, gdzie kończył się uśmiech. Nie powiedział ani słowa, ale pogłębiający się łobuzerski wyraz jego twarzy miał wskazywać na to, że został zauważony, że Hanowi było tak do twarzy i mógłby tak częściej. Odsunął się od niego niemal tak szybko, jak szybko się przy nim znalazł, z tą różnicą, że do jajek wracał krokiem prawie tanecznym, jakby coś nagle wprawiło go w wyśmienity humor.
– Wedle rozkazu – wymruczał z opóźnieniem i nie bez rozbawienia, ale kiedy usłyszał kolejne słowa…
“Nie żałuję.”
… znów zwrócił się przodem w kierunku Mae, ze zdziwieniem zauważając, że szybko zmniejszał odległość między nimi, żeby po chwili zniwelować ją zupełnie: Yuu wydawało się, że dotyk palców mężczyzny na jego szczęce jest tak mocny, że wręcz palił, choć przecież on nie korzystał w żaden sposób ze swojej siły, a jedynie zmusił go do podniesienia głowy. Han znajdował się zbyt blisko, żeby Hyeon uznał to za komfortowe, a dodatkowo patrzenie mu w oczy z takiej bliskości tworzyło intymność, której się nie spodziewał i na którą nie wiedział, jak zareagować. Już chwilę później mógł przestać się jednak tym przejmować, bo Mae najpierw przesunął kciukiem po jego ustach, by po chwili zastąpić go swoimi wargami. I choć teoretycznie Yuu mógł się tego spodziewać, dostawał sygnały, do czego zmierza ta nagła bliskość, tak z zaskoczenia, które nagle się na niego zwaliło całym ciężarem, aż wstrzymał oddech, niezdolny do jakiegokolwiek ruchu, zbyt sparaliżowany, by podjąć jakiekolwiek działania, wykrzesać z siebie jakąkolwiek reakcję. Czuł jedynie, że każdy mięsień w jego ciele napiął się niczym postronek, boleśnie, sprawiając, że całe ciało nabrało wyjątkowej sztywności. Serce waliło mu tak mocno, że Han po prostu musiał je wyczuć. Nie zdołał zmusić się do jakiekogolwiek ruchu podczas tych długich sekund, kiedy ich usta były złączone, nie potrafił nawet określić jednoznacznie swojej reakcji, bo umysł w jednej chwili zrobił mu się pusty i czysty niczym niezapisana tablica. To znaczy, była to tablica, w której ktoś pisał imię Hana niezliczoną ilość razy, jakby nagle tylko on istniał i tylko on miał znaczenie, tylko o nim mógł myśleć i tylko on faktycznie wypełniał każdą myśl.
Nawet nie wiedział, kiedy jego dłoń zakradła się na kark mężczyzny i tam, wsuwając się łagodnie we włosy tuż u samej nasady, znienacka się na nich zacisnęła. Mocno, prawdopodobnie na granicy bólu i zdecydowanie, z siłą, o jaką trudno Hyeona na co dzień posądzać. Nie ciągnął go jednak do tyłu, nie próbował też mocniej go do siebie docisnąć, nie; trzymał go w jednym miejscu, po prostu, nie chcąc podejmować żadnych kroków i decyzji, ale jednocześnie przedłużyć ten niespodziewany kontakt ile tylko się dało.
Puścił Hana natychmiast, kiedy tylko poczuł, jak zmienia on pozycję. Ręka w jednej chwili opadła swobodnie wzdłuż ciała, dość ciężko, pozbawiona sił. Słysząc ciężki oddech Hyeona, faktycznie można było go podejrzewać o jakiś wysiłek fizyczny, bo brzmiał, jakby złapał sporą zadyszkę. Głośno chrząknął.
“Nie żałuję...”
– To dobrze – stwierdził luźno, zaczepnie, głosem lekkim pomimo ciężkiego oddechu. Choć zachowywał się swobodnie i jak gdyby nigdy nic, ten pocałunek z całą pewnością silnie na niego wpłynął. – Jestem ciekawy Twojej kreatywności w następnym. Wiesz, zaskocz mnie czymś, bo, co chyba nie będzie dla Ciebie niespodzianką, sny z Geminim już miewałem – posłał mu cwaniacki uśmiech, ewidentnie rzucając mu teraz wyzwanie. Jeden z tych snów był nawet autorstwa innego yurei, ale o tym Han nie musiał już wiedzieć.
Yuu wyraźnie stracił wszystkie opory, jakie wcześniej miał względem bliższych kontaktów, ale to wcale nie znaczyło, że faktycznie zaraz się na niego rzuci. Nawet po tym pocałunku. Miał zamiar zmusić Hana do większego wysiłku w tej kwestii, żeby pokazał, że naprawdę mu na tym zależy, żeby zapracował na swoją nagrodę, a Yuu wiedział, że kiedy przyjdzie pora, nagrodzi go sowicie.
Odwrócił się do niego plecami, by w końcu zająć się tym, o co został poproszony, tj wymieszaniem jajek z odrobiną mirinu i cukru. Jego żołądek wyraźnie zaaprobował to działanie głośnym burczeniem, na które Hyeonowi zatrzęsły się ramiona ze śmiechu.
– Naprawdę padam z głodu, wybacz – wymruczał nisko, być może nawet zbyt nisko jak na tak proste stwierdzenie. – Długotrwałe wstrzymywanie się od posiłku nie wpływa najlepiej na organizm – dodał po chwili niezobowiązująco – aż człowiek ma ochotę rzucić się na jedzenie i pochłonąć wszystko jak najszybciej. Sęk w tym, że to powolne spożywanie posiłku przynosi prawdziwą satysfakcję i pozwala się faktycznie nasycić – ciągnął, zaczynając energicznie bełtać trzepaczką jajka w misce. – Zgodzisz się? – zapytał po chwili niewinnie, zerkając krótko w stronę Hana z zupełnie neutralnym wyrazem twarzy, ale widocznymi z daleka łobuzerskimi iskierkami w oczach. – Iiii jajka gotowe. Całe Twoje – odłożył trzepaczkę na bok i przesunął miską po blacie w stronę Mae, samemu jednak nie ruszając się ze swojego miejsca. – Co w ogóle miałeś dzisiaj w planach zrobić? Konkretne pozycje? Wiesz, leżenia na kanapie. Wyglądałeś jakbyś miał ochotę pozostać bierny przez cały dzień – zauważył, sunąc palcem po blacie raczej tylko dlatego, żeby mieć czym ręce zająć.
Oczywiście, że dwuznaczność każdego zdania była dokładnie wymierzona. Yuu miał przy tym sporo zabawy, a jeszcze więcej będzie miał obserwując reakcje Hana. Choć był przekonany, że do niczego dzisiaj między nimi nie dojdzie, wcale nie przeszkadzało mu to trochę się z nim podrażnić. Albo przynajmniej spróbować, bo z poker face’a, jaki zazwyczaj gościł na twarzy Mae, ciężko było cokolwiek wyczytać.
Im dłużej prowadził tę niezobowiązującą rozmowę, tym cięższe emocje szybciej z niego schodziły, zostawiając po sobie już nawet nie tyle zmęczenie, co boleśnie napięte mięśnie, których nie potrafił tak po prostu rozluźnić. Skrzywił się nieznacznie, sięgając ręką na kark, żeby go nieco rozmasować, chociaż nie spodziewał się, że to mu wiele da.
@Mae Haneul
Mae Haneul ubóstwia ten post.
Tak bardzo nie na rękę jest mu przyglądać się jego zachowaniu. Zmienności, jakie dostrzega. W ospałym ruchu źrenic zacina się skupienie i usilne zrozumienie, które karmi się owalnym obsydianem spuszczonym w sam środek toni karmazynu. Nie jest zbyt dosadny? To nadal za mało? Sygnały, które wysyła, są zbyt subtelne, czy mur, który wybudował wokół siebie Yuushin zbyt gruby, aby przebić się przezeń jednym uderzeniem? Przez tors uniosłoby się westchnienie, głowa pokleciłaby się w dezaprobacie, a język przesunął przez gładkość białych zębów, gdyby miał w sobie tę ekspresywność. Ona tkwiła, na dnie, w głębi ciała, ale zbyt jeszcze uwiązana w świadomości powagi sytuacji. Bo dla niego, to nie tylko zabawa, a uzewnętrznianie się. Kisara. Tak bardzo jej teraz potrzebował... Naprostować myśli, wygładzić je dłonią, w perlistym śmiechu zamknąć wewnętrzne rozedrganie. Głęboki wdech, gdy opuszek palca dociska skórę tuż nad kącikiem ust, na krótki moment zamrażając uśmiech na ustach. Gaśnie, kiedy znika. Sam stara się nadać teraz wszystkiemu znaczenie, innego niźliby chciał przecież, dla własnego spokoju w tej martwicy. Przebarwić je, utkać na nowo. Zamknąć w chłodzie. Ten jednak daleki, odległy jak widoczny na granicy spojrzenia obok kurzu ścielący się opalizującymi drobinkami w łunie światła wpadającej przez wąską szparę drzwi.
Nie czuje urazy. Nie czuje nic poza własnym poznaniem, które dotyka skórę jak rozgrzana stal. Zna go. Chociaż inaczej niźliby chciał. Te krótkie czułe momenty, wyrwane nerwowo, kilkurazowo, bo w atmosferze zagrożenia — przesuwają powieki wpół wejrzenia. O czym myślisz, Yuu i dlaczego?
Pomruk. Ten zwierzęcy. Ten zarysowujący się na linii przyjemności, kiedy palce zaciskają swój uścisk na kosmykach czerwonych włosów. Gdy trwa w jednej pozycji, nie dlatego, że sam tego pragnie, ale dlatego, że i on tego chce. Przyzwolenie. Wcale nie tak łagodne, bo przez skalp przebiega mrówczą wibracją zacisk długich palców. Elektryzujący prąd uderza w podstawę czaszki, sunąc przez kręgosłup impulsem, który powinien rozjaśniać myśl, ale ten tylko ją tępi, zaciemnia jeszcze mocniej. Przylega mocniej, łapiąc oddech nad linią jego warg, krótki, choć dziwnie pełen, wyrwany ukradkiem, skradziony w ułamku sekundy. Jego powietrze. Słodsze. Uzależnia jak kryształki cukru drące przez język, rozpuszczające się na podniebieniu rozkosznie. Więcej... Ale więcej nie może nadejść teraz.
Serce, które uderza pod mostkiem mężczyzny, odnajduje swoje odbicie w torsie Hana. Targa nim wzburzona krew, a ta w silnych uderzeniach pompuje ją w żyły, rozgrzewając każdy milimetr skóry. Więcej; kiedy palce zaciskają się na marmurowym blacie, wchłaniając jego niknący chłód.
Czujesz to samo co ja.
Nazwij to.
Brew uniosła się łagodnie w łuku ku górze, kiedy spojrzenie na krótki moment przeskoczyło z oczy Yuushina na jego usta i kolejno, ponownie w tarcze złota. — Następnym? — olej zaskwierczał na rozgrzanej stali, kiedy głos zrolował się na języku w lekkim zapytaniu niknącym w powadze twarzy i nieznacznie uniesionym podbródku. — Skąd myśl, że będzie następny? — ramiona rozluźniły się, zanim jedna z dłoni przesunęła się przez linię czoła, układając w dłoni biel oblicza maski, odrywając ją od szczytu głowy. W smukłym ruchu odrzucił ją na blat stołu za swoimi plecami, słysząc, jak ta obija się na twardej powierzchni, zatrzymując się na jego krawędzi. Smukłość wybrzuszonych mięśni była tak niepodobna do finezji działań, do gracji przemieszczania się, do cichości, która została zamknięta w tym ponad dwu metrowym ciele. Nie było w nim kpiny; głos nie skrzył się w trywialnej zagrywce na poziomie szczeniackich przepychanek. Był ciekaw, doprawdy, był głęboko zaciekawiony skąd i kiedy Hyeon wyciągnął wnioski, że kolejny tego typu sen będzie miał miejsce. Oczywiście, mógł dać mu ich więcej, o wiele, wiele więcej... ale po co? Miał go na wyciągnięcie dłoni. Fizycznie. Emocjonalnie. Rozumiał, że przyjemność śnienia była czymś. Jakąś namiastką. Delikatnością, pomimo siły i brutalności przeżyć. Czymś, co rozmywało się po otworzeniu oczu, po zderzeniu się z rzeczywistością. Bo sen, to tylko majak. Nierealny. Marzenie senne, prawda? Tylko teraz to nie Yuushin kreował przeżywane scenariusze. Byli w tym razem. A jeżeli posiadali siebie na co dzień, dlaczego ten miał być tą wyłącznością, jaką dzielili? Zbyt dużo pytań. Zbyt wiele niewiadomych, które uderzały w sklepienie czaszki, wprawiając ciało w nieprzyjemny dyskomfort, który odczuwał pierwszy raz od... lat. Plecy napięły się w skurczu, kiedy wyprostował się z krótkim grymasem, sięgając prawą dłonią między łopatki, dociskając palce między ich złączenie pod wiotkim materiałem koszulki. Oddech. Głębszy. Napinający tors i mięśnie okalające klatkę żeber.
Lubił go takim. Lekkim. Roześmianym. Beztroskim. Trzonowce przytrzymały wnętrze policzka, kiedy kąt oka kilkukrotnie wrócił ku sylwetce. Okrężnym ruchem ramion wyzwolił ciało ze ścierpnięcia, zapierając szerokie dłonie po dwóch stronach płyty indukcyjnej.
Krótkie śmiech osiadł w gardle, zanim kciuk z palcem wskazującym roztarł nasadę nosa. — Nie mogę się z tym zgodzić, Hubae. Z różnych powodów — przesunął miskę bliżej siebie, rozlewając część zawartości na patelnię, przyglądając się, jak ciecz ścina się na niej z wolna. Powoli. Bardzo powoli, skwiercząc od niechcenia na żeliwie. — Zacznijmy od tego, że kiedy jesteś naprawdę wygłodniały, nie możesz rzucić się na jedzenie nie przez to, że chcesz się nim rozkoszować, tylko dlatego, że Twój organizm powie ci stanowcze nie — krótkie porozumiewawcze spojrzenie, kiedy skroń układa się nad linią obłego ramienia, zanim ponownie szkarłat wbije się w patelnię, a łopatka w dłoni zroluje pierwszy owalny kształt. — Włóż pojemnik z ryżem do mikrofalówki na 4 minuty. W szafce przy Twoim prawym udzie są bambusowe maty. Wyciągnij jedną. Obok powinny być nori w takiej... żółto czerwonej? Bodajże... paczce... Wracając; zazwyczaj nie masz wpływu na swoje reakcje. Lęk, smutek, radość, tym podobne. One pojawiają się samoistnie. Możesz czegoś bardzo chcieć, ale kiedy nie jesteś na to, powiedzmy, fizycznie gotowy, Twój umysł Cię zablokuje. Dla twojego „bezpieczeństwa" — palce na moment oderwały się od rączki metalu i szpatułki, znacząc w powietrzu królicze uszka cudzysłowu, zamykając w nim ostatnie słowo. Doskonale przecież wiedzieli, że nie rozmawiają o głodzie per se. — Rozłóż matę na blacie za mną, ale nori musisz przysmażyć delikatnie. Tylko jedno. Ja już jadłem dzisiaj. Patelnia nad Twoją głową. Którakolwiek Yuu, byleby nie ten wielki wok... Już Ci odpalam palnik — trzy krótkie piknięcia wdzierające się w domową atmosferę lekko niesionego monologu. — A dodatkowo, postowanie ma swoje plusy. Nawet duże — kącik ust zadrgał nieznacznie, ostrym szpicem kierując się ku spojrzeniu, wpuszczając w nie iskrę. Dziwną. Inną. Ciepłą. Ale nie gorącą przez pożądanie, a przez poczucie komfortu i łagodność. Czułość? Czy właśnie tak można określić to, co teraz czuł? Gubił się w tym. Błądził sam jeszcze nieznacznie, starając się odrzucić nadprogramowe mielenie samego siebie między trybikami, które i tak rzęziły ociężale w naporze... wszystkiego.
— Leżenia na kanapie, tak, oczywiście — zdążył wymuskać, kiedy odprysk oleju uderzył w nasadę szyi, a głowa nieznacznie odchyliła się ku tyłowi, gdy dłoń ponawiała machinalnie ruchy, dolewając, rolując, znów dolewając, kolejno rolując. Nie da mu wygrać. Nie chodziło o ustanowienie swojej jakiejkolwiek, choćby miałkiej dominacji podczas konwersacji; rozbić atmosferę, która była dziwnie ociężała w swoich żartobliwościach. Nadać jej codziennej lekkości. Nadać jej tego, czego potrzebował. Normalności. — Dopiero koło dwudziestej mam sesję, więc do tego czasu miałem zamiar sobie spokojnie egzystować, w najróżniejszych kombinacjach, Yuu — westchnienie rozciąga płuca, napełniając je zapachem przygotowywanego jedzenia, gdy palce ustawiały szeroką biel talerza na blacie z charakterystycznym stuknięciem, zsuwając z patelni tamagoyagi. I teraz kiedy nie trzyma go już nic przy cieple bijącym od płyty, chociaż jej gorąc nadal wpleciony w fakturę koszulki, przymruża spojrzenie, gdy szkarłat pulsuje intensywnie, a palce w łagodności opadają w koniuszkach na kark kontraktora. Brnie pomiędzy jego dłoń, rozciągając pod opuszkami delikatną skórę, nieco intensywniej przywierając do spiętych mięśni, muskając je w okrężnych ruchach, kciuki przesuwając w górę, ku podstawie czaszki, przez kręgi szyjne, gdy szerokość pozostałych paliczków zahacza o obojczyki. Głęboki wdech, którego powiew omiata czubek puchatych włosów. — Hubae — smuga nie głos, szept ledwo ponad oddechem, gdy wargi muskają obrys małżowiny ucha w pochyleniu twarzy. — Rozluźnij się. Proszę — a usta, miękko niczym mgła układają się za uchem, aby spłynąć w pocałunku niżej, gdy prawa dłoń znajduje swoje miejsce w talii, delikatnie przyciągając go ku sobie. Bliżej. Język na moment tylko zbiera smak skóry przy linii szwu koszulki, nim przesunie go pod palniki ruchem nader delikatnym, choć paliczki zakleszczają się nieco mocniej na ciele, na jego obłości. — Nori. Nie spal — pełniejszy głos, ten nabrany wraz z oddechem, wyciągając z mikrofalówki pojemnik z ryżem, odstawiając go przy rozciągniętej bambusowej macie.
— A Ty? — niesie się w brzdęku oderwanego od magnetycznej listwy srebra tafli noża, który w zgrabności ruchu nadgarstka, zbyt wprawnym, zbyt świadomym; obraca ku sobie w wahadłowej dynamice, pozwalając drewnianej, przydymionej w bukowej czerwieni, smukłej rączce trzeć w niewymuszony sposób o knykcie, nim zatrzyma go, czubkiem skierowanym we własne biodro, intuicyjnie sięgając po drewno deski, przesuwając ją pod bambus maty, zagarniając szczepkę żywo zielonego szczypioru. — Już wiemy, że to nie tylko późne śniadanie, ale co dalej? — Brzdęk stali skrzy się, gdy nóż opada z niewielkiej wysokości na kamienność blatu, a silne ramię ponownie otacza talię Yuushina, zagarniając go ku sobie, aby wolną dłonią przesunąć patelnię z nori na zimną czerń wolnego palnika. — Co dalej? — Bo czy jemu też nienależny się ta zabawa w dźganie niedźwiedzia patykiem? Czy on też nie może pozwolić sobie na ułamek sekundy pełnej swobody. Tej, której pragnie, a nie tej, której pragną od niego inni. Czy chociaż przy nim nie może być sobą? Czy chociaż raz nie może pozwolić sobie na wolność, która dusi i tłamsi, odkąd pamięta? Czy po trwaniu na linii nie istnienia, po ponownym przebudzeniu, nie może sięgać już po uczuciowość, która gryzłaby ciało nie tylko żądzą, ale też ckliwością? Czy naprawdę o tak wiele prosił? Chociaż raz.
Przesuwając palce ku biodru Heyona, obrócił go w swoją stronę, całą szerokość dłoni usadawiając na jego lędźwi, jej dojmującym ciepłem podtrzymując go przy sobie w niezachwianej sylwetce, drugą, muślinem dotyku, odgarniając zbłąkane kosmyki włosów, przyglądając się, jak te odginają się na linii palców, nim utkną za uchem. Oddech, spokojny, odbijający się łagodnością w agresywnej rubinowej barwie, która nijak miała się swoim odcieniem do niewinnej, rozmarzonej aury, która przecież, do kurwy nędzy, nadal w nim istniała. Gdy kontur palców przesunął się za zarysem ucha, wspierając na opuszkach szczękę mężczyzny, ponownie przywarł do jego ust, nieco silniej, intensywniej, kradnąc jego oddech. Słodki, jak cukier. Przesuwając dłoń nieco wyżej, przez plecy, w mozolnym, zmysłowym ruchu, gdy zęby jedynie zaczepnie zahaczyły o dolną wargę. Trwałby przy nim, gdyby mu tylko na to pozwolił. Dałby mu z siebie więcej. Nie fizycznie, nie wyłącznie na długości ciała, w napięciu mięśni czy rozgrzanych oddechach. Chciał mu oddać wszystko, co spolegliwe, choć rwące się w rozognionej naturze. Nie dla siebie. Nigdy dla siebie, a dla niego. Czy nie zrobił już dostatecznie dużo? Czy nadal pozostawał niewidoczny w swoich intencjach? Gdyby nie ten cholerny wypadek, gdyby nie jego pieprzony pobyt w szpitalu, byłoby... inaczej. Nie lepiej, ale nerwowość w świadomości, że może go stracić, nadal tkwiłaby w martwości, a jeżeli pojawiająca się raz za razem, to tylko w niewygodzie doznania, którego by nie pojął z taką szybkością. Gwałtowność. To ona wymuszała reakcje na wskroś szczere, intuicyjne. Źrenica rozszerzyła się nagle gwałtownie, przecinając myśl z intensywnością tajfunowego wiatru. Napiął się niczym struna, składając pośpieszny pocałunek na czole Yuushina, rzucając kilkukrotne kurwa w eter, orientując się, że palnik, na który zepchnął patelnię, wcale nie był... zimny. Łapiąc za czarną rączkę w pośpiesznym, gwałtowny ruchu podrzucił ciemnozielony płatek, obracając go na drugą stronę, głośno wypuszczając pełen oddech przez usta, czując, jak ulga obraca jego spojrzeniem, a głowa kręci się na jego własne zachowanie. — Blisko — Śmiech. Krótki. Dźwięczny. Co? Śmiech...
— Brawo! Można? Można, Haneul. Spokojniej. Inaczej, prawda? Spokojniej... przede wszystkim, spokojniej. Wszystko będzie lepiej, jeżeli tak pozostanie. Jeszcze tylko trochę. Za chwilkę. Za chwilkę... — Integracja, dziwna symbioza między wszystkim tym i wszystkimi składającymi się na jedno przecież wyłącznie istnienie. To cielesne, bo w szerokości jaźni brzęczy coś ciągle, choć ten głos, tak bardzo dziewczęcy, tak bardzo kobiecy, okala dłońmi czaszkę i układa na wargach uśmiech, nie będąc zagrożeniem, nie będąc groźbą, a ukojeniem.
Seiwa-Genji Rainer, Hyeon Yuushin and Satō Kisara szaleją za tym postem.
Han zamruczał. Nie był to co prawda pierwszy raz, kiedy miał okazję tego doznać, ale efekt pozostawał niezmiennie silny. I właśnie, nie usłyszeć, tylko doznać. Wibracje wydobywające się z samej głębi klatki piersiowej mężczyzny nie poprzestawały na wywołaniu gęsiej skórki, wnikały głębiej, brnęły niestrudzenie przez wszystkie sploty mięśni, gdzie pozostawiały po sobie mrowienie, aż w końcu osiadały w kościach, w samym szpiku – skąd uwalniały dreszcze, w tym ten jeden szczególnie odczuwalny, bo pnący się wzdłuż kręgosłupa. Było to rozkosznie przyjemne uczucie, takie, które powodowało u niego chęć przylgnięcia do Hana, żeby następnym razem, kiedy znów w pomieszczeniu rozlegnie się ten głęboki pomruk, mógł go chłonąć całym sobą. Ciało Hyeona wciąż jednak pozostawało zamrożone paraliżem, który usztywnił przesadnie wszystkie mięśnie, czym uniemożliwiał jakikolwiek ruch, przez co jedyne, co był w stanie zrobić, to jeszcze mocniej zacisnąć palce na włosach u nasady czaszki Mae. Prawie desperacko, jak ostatniej deski ratunku, choć przecież poza uściskiem nie zrobił nic więcej, trzymając rękę nieruchomo, przez co blokował również jakikolwiek ruch Hana.
Trwał dziwnie bierny, nienaturalnie zesztywniały do tego stopnia, że ledwo nawet poruszał wargami. Choć myślał o tym, żeby jakkolwiek bardziej odpowiedzieć na ten pocałunek, zmuszenie się do jakiegokolwiek działania okazało się niemożliwe i jedynie coraz cięższy z każdą mijającą sekundą oddech świadczył o tym, że ta sytuacja miała na niego wpływ większy niż mogło się wydawać. Chciał więcej, ale nie potrafił po to sięgnąć. Nie bez skomplikowanego wewnętrznego konfliktu. Pocałunek był niespodziewany, ale nie niemiły, dziwny, ale jednocześnie zupełnie na miejscu i realny, oh jaki realny w porównaniu z tymi, których doświadczył podczas snu. Nie dało się go zastąpić niczym innym. Tylko chyba jeszcze nie zdawał sobie sprawy z siły i prawdziwości tego stwierdzenia.
– Bo będę rozczarowany, jeśli nie pojawią się następne – rzucił lekko, niemal niedbale, kiedy Han już się odsunął, dając mu tym samym miejsce na zebranie się w sobie i rozluźnienie obolałych z napięcia mięśni. Dla niego sen był zabawą, tak postanowił go traktować i takie ramy mu nadać; zabawa, nic nieważna, swobodna, niezobowiązująca. Tylko namiastka tego, co mogą przeżyć na żywo, ledwie przystawka, ale również narzędzie gry tego rodzaju, gdzie żadna ze stron nie była przegraną.
Yuu znieruchomiał, tym razem w leniwym, pozornym rozluźnieniu, obserwując, jak Han pozbywa się swojej maski. Smukłość jego ruchów, niewymuszona gracja, z jaką się poruszał – znacznie lżej niż ktoś inny o podobnym wzroście i masie mięśniowej – zdecydowanie robiła wrażenie, a kiedy jeszcze miało się okazję widzieć część tych mięśni w pracy, dzięki wyjątkowo wyciętej koszulce… nietrudno było się zagapić. Aż musiał krótko odchrząknąć i przeniósł spojrzenie na twarz mężczyzny dla własnego bezpieczeństwa, ale mina, którą tam zastał, sprawiła, że czoło Hyeona przecięła zmarszczka. Proste stwierdzenie o snach nie powinno wywoływać takiego zamyślenia, a Mae wyglądał, jakby coś intensywnie rozkładał na czynniki pierwsze. Przynajmniej tak mu się wydawało, a odnosił wrażenie, że odczytywanie nastroju i reakcji Hana z jego zazwyczaj pełnej powagi twarzy szło mu coraz lepiej, szczególnie po tym poszpitalnym pobycie u niego, kiedy miał okazję obserwować Hana do woli.
– Ale wiesz, wcale nie muszą się pojawić, jeśli nie chcesz. To tylko opcja, zupełnie się przy tym nie upieram, zero przymusu, możemy się zatrzymać tylko na tym pierwszym – powiedział mu więc tonem na granicy ostrożności i niepewności, bo ewentualne przekroczenie granic komfortu Hana było jedną z ostatnich rzeczy, jakie pragnął i musiał dać mu o tym znać. Yuu, choć wiecznie wesoło beztroski, był również dobrym obserwatorem i pomimo tego, że sam wydawał się nie mieć granic na wielu płaszczyznach, pilnował, żeby nie przekraczać tych, które stawiali inni. Być może to w jakiś sposób była granica Mae. Hyeon nie zamierzał nawet z tym dyskutować, strząsnął temat gdzieś w najdalsze granice umysłu, z miejsca uznając go za zakończony.
Zajął się po prostu jajkami i zmienił temat. Poniekąd.
– Hmmm – wymruczał, wysłuchawszy wypowiedzi Hana – Mówisz o kimś, kto głodował przez dłuższy czas, a ja o kimś, kto po prostu miał ostatnio małą przerwę… ale tylko chwilową!… bo nie miał akurat na nic ochoty… a w pobliżu nie było nik–NIC interesującego… bo zapomniał o posiłku przez natłok zajęć – zaczął znienacka kluczyć w słowach, żeby przecież przypadkiem nie wyszło teraz na jaw, że za tym głodowaniem stało cokolwiek ktokolwiek konkretnego. Chociaż wcale nie musiał się tłumaczyć, a ciągnąc temat tylko się pogrążał. Przecież przechodził ostatnio przez rekonwalescencję, pęknięte żebro to nie przelewki, to naturalne wytłumaczenie, o którym nawet nie musiał mówić na głos przez jego oczywistość, a w tym przypadku… Han jeszcze sobie pomyśli, że Yuu jest jakiś sfrustrowany seksualnie, a to przecież nie jest prawda. Zmarszczył czoło, postanawiając przestać kłapać jęzorem, tylko po prostu wykonać polecenie wziąć aktywny udział przygotowywaniu posiłku.
Skupsię, skupsię.
Ryż, mikrofala, 4 minuty, maty… gdzie są maty? Ah, są… teraz nori… hmmm, czarno-czerwone opakowanie, dobra. Teraz patelnia… jakby to miało różnicę czy wezmę wok, czy nie… ugh, niech mu będzie, ciężkie to cholerstwo.
Z szafki wyciągnął ostatecznie jakąś pierwszą lepszą średnich rozmiarów patelnię. Zgarnął jeszcze olej z blatu i chlusnął nim hojnie na naczynie. Tyle wystarczy. Chyba. Czy dodać więcej…? Nie no, jakie cienkie jest to nori, więcej nie ma sensu. Zmarszczył czoło na moment.
– Postowanie ma plusy? Jakie niby? – spojrzał na Hana po raz pierwszy od dłuższej chwili – że rzucisz się na cokolwiek pierwszego ładnie zapachnie i wrzucisz jedzenie do żołądka, nie patrząc nawet na to, co jesz? – uniósł brew, bo tego zagadnienia szczerze nie rozumiał, o jakimkolwiek znaczeniu by teraz nie rozmawiali. Nagle jednak zabrzmiało to bardzo jak jego podejście do seksu, dlatego zmieszał się przez moment i następne dłużące się sekundy poświęcił na badaniu faktury gładkiego i chłodnego marmurowego blatu. Wymamrotał jedynie jakieś krótkie “mhm”, potwierdzające, że przyjął słowa Hana do wiadomości, ale w rzeczywistości myślami odbiegł dość daleko, zbyt daleko jego własnej granicy komfortu, bo w dziwny sposób dotarło do niego, że robi dokładnie to, co sam właśnie uznał za niewłaściwe, z tą różnicą, że w innym kontekście. Rezultat pozostawał jednak ten sam. Czy czuł się z tym źle? Sęk w tym, że nie był pewien. Może to źle, ale może to właśnie ten kontekst był kluczowy, skoro przez tyle czasu jego podejście wcale nie przyniosło mu negatywnych skutków, a właśnie wręcz przeciwnie, czuł się bezpiecznie w wyznaczonych przez siebie ramach. Ostatecznie, jeśli trzymać się kulinarnych przenośni, odwiedzanie kilku knajp zapewniało większą różnorodność niż ciągłe przesiadywanie w jednej, było zwyczajnie ciekawsze i uwalniało od zobowiązań czy oczekiwań, jakie mógłby napotkać przy stałości jedzenia w jednej restauracji.
“Miałem zamiar sobie spokojnie egzystować w najróżniejszych kombinacjach, Yuu”.
Hm.
Z jakiegoś powodu to te słowa utkwiły mu w umyśle na dłużej, na razie losowo obijając się o ścianki czaszki, ale z każdą chwilą zajmując coraz więcej i więcej miejsca.
Nori, miał przecież podsmażyć nori. Patelnia się grzeje, ale bez płatka nori w środku. Westchnął, dość pospiesznie naprawiając swój błąd i zastępując Hana przed palnikiem. Pochylenie się nad nim wzmogło jednak tylko ból napięcia mięśni, jaki odczuwał od dłuższej chwili i na który wcale nie pomagało rozcieranie karku jedną dłonią, ale zawsze to jakaś minimalna ulga.
Większą przyniosły dłonie Hana. Opuścił swoją rękę, kiedy tylko poczuł opuszki mężczyzny na skórze, a chwilę później jego nagrzaną od stania nad kuchenką klatkę piersiową za swoimi plecami. Zupełnie nie protestował, kiedy palce Mae zaczęły rozmasowywać zesztywniałe mięśnie, powitał ten dotyk raczej z głębokim pomrukiem, tak podobnym do tego, jakim sam go uraczył wcześniej. Było lepiej. Nie idealnie, ale z całą pewnością lepiej… może z każdą chwilą coraz bardziej. Masaż Hana był umiejętny, sprawnie znajdował miejsca większego napięcia i wkładał odpowiednio dużo siły w to, by się ich pozbyć. Yuu niemal na wpół świadomie zarejestrował fakt, że nie dość, że w dalszym ciągu pomrukiwał (z małą przerwą na krótkie westchnięcie, kiedy poczuł na skórze usta mężczyzny), to jeszcze Mae wcale nie musiał specjalnie przysuwać go bliżej, bo na tym etapie Hyeon niemal się w niego wtapiał, przenosząc swój środek ciężkości tak, by zupełnie się o niego oprzeć. Tak było po prostu dobrze. Dlatego Han zarobił pełne wyrzutu spojrzenie, kiedy postanowił się od niego odsunąć, zabrać całe ciepło, zabrać to słodkie uczucie relaksu i pójść robić rzeczy zupełnie bez sensu, jak wyciągnięcie ryżu z mikrofali, podczas gdy mógł być tu z nim. Wydął usta w jakiegoś rodzaju pogardzie, jednocześnie kręcąc głową.
Zerknął na patelnię z nori, ale to wszystko, co zrobił, bo właściwie nie miał pojęcia, ile powinien trzymać każdy płatek na tym tłuszczu. Przeniósł więc spojrzenie na Hana, wyczekujące, oczekujące jakiejś reakcji i podjęcia działania, ale znieruchomiał na moment, bo zobaczył go z nożem w dłoni. A konkretnie, co on z tym nożem wyprawiał, jak lekko poruszał nim w palcach, jak niewymuszenie wykonywał nim jakieś akrobacje, które po prostu musiały wymagać ogromnej wprawy i mnóstwa ćwiczeń, bo u Yuu podobne próby zakończyłyby się niechybnie utratą palca. I to przynajmniej jednego. Przez krótki moment patrzył zahipnotyzowany, zafascynowany chyba lekkością obchodzenia się z tak niebezpiecznym narzędziem, ale to wystarczyło, żeby Han zupełnie z zaskoczenia owinął ramię wokół jego talii i przysunął go do siebie, nie dając mu nawet szansy na zaprotestowanie.
“Co dalej?”
Odchrząknął głośno, chcąc tym przywrócić się do porządku i wrócić na ziemię.
– Cóż, naturalną kolejnością byłby jakiś deser – odparł z poszerzającym się łobuzerskim uśmiechem. Najwyraźniej odzyskał rezon albo przynajmniej umiejętnie sprawiał takie wrażenie. – Mógłbym Ci jakiś zrobić… albo zamówić, jeśli uznasz to za bardziej bezpieczne. Musiałbyś mi tylko powiedzieć na co masz ochotę – ciągnął, utkwiwszy spojrzenie na ustach mężczyzny bez zupełnie żadnego skrępowania.
“Miałem zamiar sobie spokojnie egzystować w najróżniejszych kombinacjach, Yuu”.
Zdanie powróciło, urosło, nagle zajęło całą wolną przestrzeń w jego umyśle, przypominając mu, że w mieszkaniu Hana wcale nie był gościem tylko intruzem. Mae nawet go dzisiaj nie zapraszał do siebie, nie dał mu żadnych sygnałów, że chciałby się z nim widzieć, bo nawet samego snu nie można było odebrać jako zaproszenie, a jednak pojawił się w drzwiach, domagając się uwagi i ewidentnie zakłócając spokojną senność jego przedpołudnia. Narzucał się. Robił więcej hałasu niż prawdopodobnie było warto, a zbyt skupiony na sobie, mógł nie wyłapać sygnałów świadczących o tym, że nie jest tu mile widziany. Może ta bliskość Hana po tym, jak zarobił ochrzan za ten sen, była jego sposobem na to, żeby go odstraszyć? Żeby załapał i sobie poszedł?
– Albo wróciłbym do siebie pospać - stwierdził w końcu zupełnie luźno, choć ani trochę nie chciało mu się spać. – Muszę jeszcze skoczyć do sklepu po śrubokręt albo w ogóle jakiś cały zestaw, bo rozwaliły mi się drzwiczki w szafce, a coś mi się wydaje, że to tylko pierwsza z szeregu napraw, jakie nadejdą. Dobrze by też było zrobić jakieś zakupy, bo trochę bieda w tej lodówce. Rei też coś wspominała, że przydałaby się jej pomoc przy projekcie na studia, może będzie chciała zrobić to dzisiaj – ciągnął listę wymówek, z których żadna nie była pilna, ale wszystkie razem stanowiły naprawdę solidny argument pod to, żeby wyjść z mieszkania Hana. Tak jakby w ogóle ich potrzebował, czuł jednak jakiś przymus wciśnięcia mu jakiegoś powodu swojego wyjścia, nawet jeśli był kompletnie nieprawdziwy. W końcu urwał, końcu się zamknął i to właśnie ten moment Han wybrał na to, żeby go obrócić w swoim kierunku i znowu pocałować.
Tym razem był to inny pocałunek. Poprzedzony krótkim przyglądaniu się Mae, z bliska chłonąć tę lekką, rozmarzoną aurę, którą zdawał się roztaczać, chwilowo przejąć emanujący z niego spokój, poddać się swobodzie chwili… i z rozkoszą smakować jego ust. Tym razem Yuu nie pozostał bierny i gdy tylko ułożył jedną dłoń na jego ramieniu, a drugą objął policzek, sam zwiększył intensywność pocałunku, pozwolił sobie chwilowo zupełnie się w nim zatracić. Prawdopodobnie powinien przestać i powoli szykować się do powrotu do siebie, może nawet śniadanie powinien spakować na wynos, ale nie potrafił się zmusić do tego, żeby Hana puścić. Bycie trzymanym przez niego i trzymać go w ramionach to prawdopodobnie jedna z lepszych rzeczy, jakich miał okazji ostatnio doświadczyć. Dlatego wydał z siebie bliżej nieokreślony, ale wyraźnie niezadowolony odgłos i oparł czoło o klatkę piersiową mężczyzny, próbując unormować na szybko ciężki oddech, ale już chwilę później wyprostował się jak struna, intensywnie wpatrując się w twarz Mae, bo wszystko wskazywało na to, że właśnie był świadkiem tego, jak Han się śmieje.
Śmieje. Han.
– Han, jeszcze raz, błagam. To zdecydowanie mój nowy ulubiony odgłos, zaraz po Twoich pomrukach – trajkotał, nagle cały wesoły i uśmiechnięty od ucha do ucha, zupełnie szczerze, zupełnie całym sobą i z potrzeby serca. – Aczkolwiek nie kryję rozczarowania, że to nie jeden z moich niezwykłych żartów sprawił, że się zaśmiałeś, tylko fakt, że prawie spaliłeś nori – teatralnie wywrócił oczami, nie przestając się szczerzyć. – Poważnie, chcę tego słyszeć więcej. – Aż odszedł na parę kroków do tyłu, żeby złapać całokształt sylwetki Hana. Naprawdę szkoda by było go takiego zostawiać, ale Yuu miał silne przeczucie, że nie zostało mu już dużo czasu na opuszczeniu mieszkania mężczyzny bez sprowadzania na siebie jego poirytowania w najlepszym przypadku. A nie chciał, żeby Mae miał go dość. Nie on.
Yuu czuł jednak, że bardzo nie chciał, żeby ta wizyta dobiegała końca. Samolubnie, być może trochę na przekór logice, skoro sam gospodarz prawdopodobnie ma go powoli dosyć, ale nie mógł nic poradzić. Chciał więcej.
Dlatego bez słowa chwycił Hana za rękę i zaprowadził go przed kuchenny blat, na którym sam po chwili usiadł. Przyciągął czerwonowłosego do siebie i owinął swoje nogi wokół jego bioder, żeby mieć pewność, że nigdzie mu się nie ruszy. W dalszym ciągu milcząc, przysunął się bliżej krawędzi blatu, żeby mógł otoczyć Hana również i ramionami, przylgnąć do niego niczym koala. Dłonie ułożył na jego plecach, ale nie znieruchomiały tam one w bezczynności – pozwolił opuszkom badać zarys każdego mięśnia, jakiego napotkają, zbierać i chłonąć ciepło, na jakie natrafią, aż w końcu wzmocnił dotyk, wykonując powolne, koliste ruchy, jakby go uspokajał, jakby go o czymś zapewniał. Głowę przytknął do klatki piersiowej mężczyzny, w pobliżu serca, i przymknął oczy, wsłuchując się w jego bicie; uśmiechnął się lekko, to doznanie było kojące.
Teraz było przyjemnie. Teraz było dobrze. Teraz było tak, jak powinno być.
Choć pochodzenie ostatniej myśli pozostawało dla niego dość enigmatyczne, nie poświęcił jej więcej czasu, przyjmując ją za właściwą. Po prostu. Yuu głównie komunikował się przez dotyk, ale nie zawsze robił to świadomie: gdy dążył do własnego poczucia komfortu, czasami się odsłaniał, czasami, ale bardzo rzadko, pokazywał, co naprawdę chodziło mu głowie, ale nawet te znaki nie zawsze były jasne i często ginęły wśród wszystkich tych, które miały zamaskować jego prawdziwe odczucia.
– Han – wymruczał po dłuższej chwili – Czego ludzie właściwie chcą od Ciebie podczas sesji? W sensie, czego szukają? Chcą oddać kontrolę? Ze względów estetycznych Twojego kunsztu? Chcą Twojej dominacji? – pytał, bo jeszcze wielu aspektów shibari nie rozumiał, a chciał zrozumieć, skoro to była codzienność Hana. Skoro to było środowisko tak dla niego istotne, to i Hyeon pragnął je pojąć, może dla lepszej wiedzy o Mae, żeby zrozumieć sporą część jego życia i nie palnąć niczego głupiego i przypadkowo obraźliwego.
Yuu jednak będąc Yuu nie mógł długo usiedzieć w jednej pozycji, a już na pewno nie mógł usiedzieć biernie i spokojnie – jego dłonie stopniowo, powoli i zupełnym przypadkiem zsuwały się w dół, coraz niżej i niżej, żeby ukradkiem wsunąć się w tylne kieszenie dżinsów Hana. Brodę zaparł na obojczyku mężczyzny i choć nie była to najwygodniejsza poza, umożliwiała mu późniejsze wyciągnięcie się i przesunięcie nosem po fragmencie skóry na szyi, którą następnie zaczepnie skubnął zębami w sposób, jaki niechybnie zostawi tam krwawy ślad. Dokładnie w tym momencie, w którym palce Yuushina zacisnęły się na pośladkach Mae. Mocno.
Chwilę później rozległ się przytłumiony śmiech – Hyeon znów ukrył twarz w klatce piersiowej mężczyzny.
@Mae Haneul
Trwał dziwnie bierny, nienaturalnie zesztywniały do tego stopnia, że ledwo nawet poruszał wargami. Choć myślał o tym, żeby jakkolwiek bardziej odpowiedzieć na ten pocałunek, zmuszenie się do jakiegokolwiek działania okazało się niemożliwe i jedynie coraz cięższy z każdą mijającą sekundą oddech świadczył o tym, że ta sytuacja miała na niego wpływ większy niż mogło się wydawać. Chciał więcej, ale nie potrafił po to sięgnąć. Nie bez skomplikowanego wewnętrznego konfliktu. Pocałunek był niespodziewany, ale nie niemiły, dziwny, ale jednocześnie zupełnie na miejscu i realny, oh jaki realny w porównaniu z tymi, których doświadczył podczas snu. Nie dało się go zastąpić niczym innym. Tylko chyba jeszcze nie zdawał sobie sprawy z siły i prawdziwości tego stwierdzenia.
– Bo będę rozczarowany, jeśli nie pojawią się następne – rzucił lekko, niemal niedbale, kiedy Han już się odsunął, dając mu tym samym miejsce na zebranie się w sobie i rozluźnienie obolałych z napięcia mięśni. Dla niego sen był zabawą, tak postanowił go traktować i takie ramy mu nadać; zabawa, nic nieważna, swobodna, niezobowiązująca. Tylko namiastka tego, co mogą przeżyć na żywo, ledwie przystawka, ale również narzędzie gry tego rodzaju, gdzie żadna ze stron nie była przegraną.
Yuu znieruchomiał, tym razem w leniwym, pozornym rozluźnieniu, obserwując, jak Han pozbywa się swojej maski. Smukłość jego ruchów, niewymuszona gracja, z jaką się poruszał – znacznie lżej niż ktoś inny o podobnym wzroście i masie mięśniowej – zdecydowanie robiła wrażenie, a kiedy jeszcze miało się okazję widzieć część tych mięśni w pracy, dzięki wyjątkowo wyciętej koszulce… nietrudno było się zagapić. Aż musiał krótko odchrząknąć i przeniósł spojrzenie na twarz mężczyzny dla własnego bezpieczeństwa, ale mina, którą tam zastał, sprawiła, że czoło Hyeona przecięła zmarszczka. Proste stwierdzenie o snach nie powinno wywoływać takiego zamyślenia, a Mae wyglądał, jakby coś intensywnie rozkładał na czynniki pierwsze. Przynajmniej tak mu się wydawało, a odnosił wrażenie, że odczytywanie nastroju i reakcji Hana z jego zazwyczaj pełnej powagi twarzy szło mu coraz lepiej, szczególnie po tym poszpitalnym pobycie u niego, kiedy miał okazję obserwować Hana do woli.
– Ale wiesz, wcale nie muszą się pojawić, jeśli nie chcesz. To tylko opcja, zupełnie się przy tym nie upieram, zero przymusu, możemy się zatrzymać tylko na tym pierwszym – powiedział mu więc tonem na granicy ostrożności i niepewności, bo ewentualne przekroczenie granic komfortu Hana było jedną z ostatnich rzeczy, jakie pragnął i musiał dać mu o tym znać. Yuu, choć wiecznie wesoło beztroski, był również dobrym obserwatorem i pomimo tego, że sam wydawał się nie mieć granic na wielu płaszczyznach, pilnował, żeby nie przekraczać tych, które stawiali inni. Być może to w jakiś sposób była granica Mae. Hyeon nie zamierzał nawet z tym dyskutować, strząsnął temat gdzieś w najdalsze granice umysłu, z miejsca uznając go za zakończony.
Zajął się po prostu jajkami i zmienił temat. Poniekąd.
– Hmmm – wymruczał, wysłuchawszy wypowiedzi Hana – Mówisz o kimś, kto głodował przez dłuższy czas, a ja o kimś, kto po prostu miał ostatnio małą przerwę… ale tylko chwilową!… bo nie miał akurat na nic ochoty… a w pobliżu nie było nik–NIC interesującego… bo zapomniał o posiłku przez natłok zajęć – zaczął znienacka kluczyć w słowach, żeby przecież przypadkiem nie wyszło teraz na jaw, że za tym głodowaniem stało cokolwiek ktokolwiek konkretnego. Chociaż wcale nie musiał się tłumaczyć, a ciągnąc temat tylko się pogrążał. Przecież przechodził ostatnio przez rekonwalescencję, pęknięte żebro to nie przelewki, to naturalne wytłumaczenie, o którym nawet nie musiał mówić na głos przez jego oczywistość, a w tym przypadku… Han jeszcze sobie pomyśli, że Yuu jest jakiś sfrustrowany seksualnie, a to przecież nie jest prawda. Zmarszczył czoło, postanawiając przestać kłapać jęzorem, tylko po prostu wykonać polecenie wziąć aktywny udział przygotowywaniu posiłku.
Skupsię, skupsię.
Ryż, mikrofala, 4 minuty, maty… gdzie są maty? Ah, są… teraz nori… hmmm, czarno-czerwone opakowanie, dobra. Teraz patelnia… jakby to miało różnicę czy wezmę wok, czy nie… ugh, niech mu będzie, ciężkie to cholerstwo.
Z szafki wyciągnął ostatecznie jakąś pierwszą lepszą średnich rozmiarów patelnię. Zgarnął jeszcze olej z blatu i chlusnął nim hojnie na naczynie. Tyle wystarczy. Chyba. Czy dodać więcej…? Nie no, jakie cienkie jest to nori, więcej nie ma sensu. Zmarszczył czoło na moment.
– Postowanie ma plusy? Jakie niby? – spojrzał na Hana po raz pierwszy od dłuższej chwili – że rzucisz się na cokolwiek pierwszego ładnie zapachnie i wrzucisz jedzenie do żołądka, nie patrząc nawet na to, co jesz? – uniósł brew, bo tego zagadnienia szczerze nie rozumiał, o jakimkolwiek znaczeniu by teraz nie rozmawiali. Nagle jednak zabrzmiało to bardzo jak jego podejście do seksu, dlatego zmieszał się przez moment i następne dłużące się sekundy poświęcił na badaniu faktury gładkiego i chłodnego marmurowego blatu. Wymamrotał jedynie jakieś krótkie “mhm”, potwierdzające, że przyjął słowa Hana do wiadomości, ale w rzeczywistości myślami odbiegł dość daleko, zbyt daleko jego własnej granicy komfortu, bo w dziwny sposób dotarło do niego, że robi dokładnie to, co sam właśnie uznał za niewłaściwe, z tą różnicą, że w innym kontekście. Rezultat pozostawał jednak ten sam. Czy czuł się z tym źle? Sęk w tym, że nie był pewien. Może to źle, ale może to właśnie ten kontekst był kluczowy, skoro przez tyle czasu jego podejście wcale nie przyniosło mu negatywnych skutków, a właśnie wręcz przeciwnie, czuł się bezpiecznie w wyznaczonych przez siebie ramach. Ostatecznie, jeśli trzymać się kulinarnych przenośni, odwiedzanie kilku knajp zapewniało większą różnorodność niż ciągłe przesiadywanie w jednej, było zwyczajnie ciekawsze i uwalniało od zobowiązań czy oczekiwań, jakie mógłby napotkać przy stałości jedzenia w jednej restauracji.
“Miałem zamiar sobie spokojnie egzystować w najróżniejszych kombinacjach, Yuu”.
Hm.
Z jakiegoś powodu to te słowa utkwiły mu w umyśle na dłużej, na razie losowo obijając się o ścianki czaszki, ale z każdą chwilą zajmując coraz więcej i więcej miejsca.
Nori, miał przecież podsmażyć nori. Patelnia się grzeje, ale bez płatka nori w środku. Westchnął, dość pospiesznie naprawiając swój błąd i zastępując Hana przed palnikiem. Pochylenie się nad nim wzmogło jednak tylko ból napięcia mięśni, jaki odczuwał od dłuższej chwili i na który wcale nie pomagało rozcieranie karku jedną dłonią, ale zawsze to jakaś minimalna ulga.
Większą przyniosły dłonie Hana. Opuścił swoją rękę, kiedy tylko poczuł opuszki mężczyzny na skórze, a chwilę później jego nagrzaną od stania nad kuchenką klatkę piersiową za swoimi plecami. Zupełnie nie protestował, kiedy palce Mae zaczęły rozmasowywać zesztywniałe mięśnie, powitał ten dotyk raczej z głębokim pomrukiem, tak podobnym do tego, jakim sam go uraczył wcześniej. Było lepiej. Nie idealnie, ale z całą pewnością lepiej… może z każdą chwilą coraz bardziej. Masaż Hana był umiejętny, sprawnie znajdował miejsca większego napięcia i wkładał odpowiednio dużo siły w to, by się ich pozbyć. Yuu niemal na wpół świadomie zarejestrował fakt, że nie dość, że w dalszym ciągu pomrukiwał (z małą przerwą na krótkie westchnięcie, kiedy poczuł na skórze usta mężczyzny), to jeszcze Mae wcale nie musiał specjalnie przysuwać go bliżej, bo na tym etapie Hyeon niemal się w niego wtapiał, przenosząc swój środek ciężkości tak, by zupełnie się o niego oprzeć. Tak było po prostu dobrze. Dlatego Han zarobił pełne wyrzutu spojrzenie, kiedy postanowił się od niego odsunąć, zabrać całe ciepło, zabrać to słodkie uczucie relaksu i pójść robić rzeczy zupełnie bez sensu, jak wyciągnięcie ryżu z mikrofali, podczas gdy mógł być tu z nim. Wydął usta w jakiegoś rodzaju pogardzie, jednocześnie kręcąc głową.
Zerknął na patelnię z nori, ale to wszystko, co zrobił, bo właściwie nie miał pojęcia, ile powinien trzymać każdy płatek na tym tłuszczu. Przeniósł więc spojrzenie na Hana, wyczekujące, oczekujące jakiejś reakcji i podjęcia działania, ale znieruchomiał na moment, bo zobaczył go z nożem w dłoni. A konkretnie, co on z tym nożem wyprawiał, jak lekko poruszał nim w palcach, jak niewymuszenie wykonywał nim jakieś akrobacje, które po prostu musiały wymagać ogromnej wprawy i mnóstwa ćwiczeń, bo u Yuu podobne próby zakończyłyby się niechybnie utratą palca. I to przynajmniej jednego. Przez krótki moment patrzył zahipnotyzowany, zafascynowany chyba lekkością obchodzenia się z tak niebezpiecznym narzędziem, ale to wystarczyło, żeby Han zupełnie z zaskoczenia owinął ramię wokół jego talii i przysunął go do siebie, nie dając mu nawet szansy na zaprotestowanie.
“Co dalej?”
Odchrząknął głośno, chcąc tym przywrócić się do porządku i wrócić na ziemię.
– Cóż, naturalną kolejnością byłby jakiś deser – odparł z poszerzającym się łobuzerskim uśmiechem. Najwyraźniej odzyskał rezon albo przynajmniej umiejętnie sprawiał takie wrażenie. – Mógłbym Ci jakiś zrobić… albo zamówić, jeśli uznasz to za bardziej bezpieczne. Musiałbyś mi tylko powiedzieć na co masz ochotę – ciągnął, utkwiwszy spojrzenie na ustach mężczyzny bez zupełnie żadnego skrępowania.
“Miałem zamiar sobie spokojnie egzystować w najróżniejszych kombinacjach, Yuu”.
Zdanie powróciło, urosło, nagle zajęło całą wolną przestrzeń w jego umyśle, przypominając mu, że w mieszkaniu Hana wcale nie był gościem tylko intruzem. Mae nawet go dzisiaj nie zapraszał do siebie, nie dał mu żadnych sygnałów, że chciałby się z nim widzieć, bo nawet samego snu nie można było odebrać jako zaproszenie, a jednak pojawił się w drzwiach, domagając się uwagi i ewidentnie zakłócając spokojną senność jego przedpołudnia. Narzucał się. Robił więcej hałasu niż prawdopodobnie było warto, a zbyt skupiony na sobie, mógł nie wyłapać sygnałów świadczących o tym, że nie jest tu mile widziany. Może ta bliskość Hana po tym, jak zarobił ochrzan za ten sen, była jego sposobem na to, żeby go odstraszyć? Żeby załapał i sobie poszedł?
– Albo wróciłbym do siebie pospać - stwierdził w końcu zupełnie luźno, choć ani trochę nie chciało mu się spać. – Muszę jeszcze skoczyć do sklepu po śrubokręt albo w ogóle jakiś cały zestaw, bo rozwaliły mi się drzwiczki w szafce, a coś mi się wydaje, że to tylko pierwsza z szeregu napraw, jakie nadejdą. Dobrze by też było zrobić jakieś zakupy, bo trochę bieda w tej lodówce. Rei też coś wspominała, że przydałaby się jej pomoc przy projekcie na studia, może będzie chciała zrobić to dzisiaj – ciągnął listę wymówek, z których żadna nie była pilna, ale wszystkie razem stanowiły naprawdę solidny argument pod to, żeby wyjść z mieszkania Hana. Tak jakby w ogóle ich potrzebował, czuł jednak jakiś przymus wciśnięcia mu jakiegoś powodu swojego wyjścia, nawet jeśli był kompletnie nieprawdziwy. W końcu urwał, końcu się zamknął i to właśnie ten moment Han wybrał na to, żeby go obrócić w swoim kierunku i znowu pocałować.
Tym razem był to inny pocałunek. Poprzedzony krótkim przyglądaniu się Mae, z bliska chłonąć tę lekką, rozmarzoną aurę, którą zdawał się roztaczać, chwilowo przejąć emanujący z niego spokój, poddać się swobodzie chwili… i z rozkoszą smakować jego ust. Tym razem Yuu nie pozostał bierny i gdy tylko ułożył jedną dłoń na jego ramieniu, a drugą objął policzek, sam zwiększył intensywność pocałunku, pozwolił sobie chwilowo zupełnie się w nim zatracić. Prawdopodobnie powinien przestać i powoli szykować się do powrotu do siebie, może nawet śniadanie powinien spakować na wynos, ale nie potrafił się zmusić do tego, żeby Hana puścić. Bycie trzymanym przez niego i trzymać go w ramionach to prawdopodobnie jedna z lepszych rzeczy, jakich miał okazji ostatnio doświadczyć. Dlatego wydał z siebie bliżej nieokreślony, ale wyraźnie niezadowolony odgłos i oparł czoło o klatkę piersiową mężczyzny, próbując unormować na szybko ciężki oddech, ale już chwilę później wyprostował się jak struna, intensywnie wpatrując się w twarz Mae, bo wszystko wskazywało na to, że właśnie był świadkiem tego, jak Han się śmieje.
Śmieje. Han.
– Han, jeszcze raz, błagam. To zdecydowanie mój nowy ulubiony odgłos, zaraz po Twoich pomrukach – trajkotał, nagle cały wesoły i uśmiechnięty od ucha do ucha, zupełnie szczerze, zupełnie całym sobą i z potrzeby serca. – Aczkolwiek nie kryję rozczarowania, że to nie jeden z moich niezwykłych żartów sprawił, że się zaśmiałeś, tylko fakt, że prawie spaliłeś nori – teatralnie wywrócił oczami, nie przestając się szczerzyć. – Poważnie, chcę tego słyszeć więcej. – Aż odszedł na parę kroków do tyłu, żeby złapać całokształt sylwetki Hana. Naprawdę szkoda by było go takiego zostawiać, ale Yuu miał silne przeczucie, że nie zostało mu już dużo czasu na opuszczeniu mieszkania mężczyzny bez sprowadzania na siebie jego poirytowania w najlepszym przypadku. A nie chciał, żeby Mae miał go dość. Nie on.
Yuu czuł jednak, że bardzo nie chciał, żeby ta wizyta dobiegała końca. Samolubnie, być może trochę na przekór logice, skoro sam gospodarz prawdopodobnie ma go powoli dosyć, ale nie mógł nic poradzić. Chciał więcej.
Dlatego bez słowa chwycił Hana za rękę i zaprowadził go przed kuchenny blat, na którym sam po chwili usiadł. Przyciągął czerwonowłosego do siebie i owinął swoje nogi wokół jego bioder, żeby mieć pewność, że nigdzie mu się nie ruszy. W dalszym ciągu milcząc, przysunął się bliżej krawędzi blatu, żeby mógł otoczyć Hana również i ramionami, przylgnąć do niego niczym koala. Dłonie ułożył na jego plecach, ale nie znieruchomiały tam one w bezczynności – pozwolił opuszkom badać zarys każdego mięśnia, jakiego napotkają, zbierać i chłonąć ciepło, na jakie natrafią, aż w końcu wzmocnił dotyk, wykonując powolne, koliste ruchy, jakby go uspokajał, jakby go o czymś zapewniał. Głowę przytknął do klatki piersiowej mężczyzny, w pobliżu serca, i przymknął oczy, wsłuchując się w jego bicie; uśmiechnął się lekko, to doznanie było kojące.
Teraz było przyjemnie. Teraz było dobrze. Teraz było tak, jak powinno być.
Choć pochodzenie ostatniej myśli pozostawało dla niego dość enigmatyczne, nie poświęcił jej więcej czasu, przyjmując ją za właściwą. Po prostu. Yuu głównie komunikował się przez dotyk, ale nie zawsze robił to świadomie: gdy dążył do własnego poczucia komfortu, czasami się odsłaniał, czasami, ale bardzo rzadko, pokazywał, co naprawdę chodziło mu głowie, ale nawet te znaki nie zawsze były jasne i często ginęły wśród wszystkich tych, które miały zamaskować jego prawdziwe odczucia.
– Han – wymruczał po dłuższej chwili – Czego ludzie właściwie chcą od Ciebie podczas sesji? W sensie, czego szukają? Chcą oddać kontrolę? Ze względów estetycznych Twojego kunsztu? Chcą Twojej dominacji? – pytał, bo jeszcze wielu aspektów shibari nie rozumiał, a chciał zrozumieć, skoro to była codzienność Hana. Skoro to było środowisko tak dla niego istotne, to i Hyeon pragnął je pojąć, może dla lepszej wiedzy o Mae, żeby zrozumieć sporą część jego życia i nie palnąć niczego głupiego i przypadkowo obraźliwego.
Yuu jednak będąc Yuu nie mógł długo usiedzieć w jednej pozycji, a już na pewno nie mógł usiedzieć biernie i spokojnie – jego dłonie stopniowo, powoli i zupełnym przypadkiem zsuwały się w dół, coraz niżej i niżej, żeby ukradkiem wsunąć się w tylne kieszenie dżinsów Hana. Brodę zaparł na obojczyku mężczyzny i choć nie była to najwygodniejsza poza, umożliwiała mu późniejsze wyciągnięcie się i przesunięcie nosem po fragmencie skóry na szyi, którą następnie zaczepnie skubnął zębami w sposób, jaki niechybnie zostawi tam krwawy ślad. Dokładnie w tym momencie, w którym palce Yuushina zacisnęły się na pośladkach Mae. Mocno.
Chwilę później rozległ się przytłumiony śmiech – Hyeon znów ukrył twarz w klatce piersiowej mężczyzny.
@Mae Haneul
Munehira Aoi, Seiwa-Genji Rainer, Mae Haneul and Maruno Shoma szaleją za tym postem.
Strona 1 z 2 • 1, 2
maj 2038 roku