Strona 2 z 2 • 1, 2
"Bo będę rozczarowany, jeśli nie pojawią się następne"; skwitowane wyłącznie powietrzem, które szybciej opuszcza usta, drgając spolegliwym rozbawieniem. Rozczarowany. Namiastką bliskości. Sensualnym majakiem, jaki rozrzedzony brzaskiem pozostawia wyłącznie niedosyt. Dla niego — zwieńczony gorączkową potrzebą zaspokojenia, bo w odróżnieniu od Yuushina, ciało i umysł wzbrania się przed krótką, małoistotną relacją opartą wyłącznie o cielesność. Kłębi się w nim, kotłuje niezaspokojenie. Jakim kosztem? Ofiaruje mu to, bez najdrobniejszego zająknięcia, acz zanim to nastąpi, chce mieć pewność, że poza ciałem istnieje również uderzenie serca. Nie tylko tego jego, ale również Hyeona.
— Nic interesującego... — powtórzył w zamyśleniu i przyciszeniu głosu, jaki ledwie słyszalnie pieścił oddech, a które piętrzyło się w kąciku warg lisim uśmiechem. Dopiero przy kolejnych słowach kontraktora karmazynowe spojrzenie spłynęło na jego sylwetkę, a obsydian źrenicy, jego węglowy rdzeń, smolistość wciśnięta w krwistość włókien tęczówek, przesunęła się przez cały korpus, lądując przy stopach, zanim znów wrócił do twarzy. — Yuu... — rozpoczął z miękką wyrozumiałością zaokrąglającą stawiane zgłoski. — Kontrola. Przede wszystkim chodzi o nauczenie się kontroli nad samym sobą. Podejmowanie racjonalnych decyzji, co chcesz zjeść i w jaki sposób. Budowanie uczucia wyczekiwania na ulubiony posiłek. Zrozumienie własnego łaknienia, tego, czego konkretnie dotyczy. Nie chodzi o wpychanie w siebie byle czego i byle jak, tylko żeby zapełnić bolesną pustkę ssącego żołądka, a faktycznie cieszenie się z każdego kęsa. Docenienie tego, co zostaje Ci ofiarowane. Post nie jest ograniczeniem samym w sobie, to raczej forma zrozumienia siebie — zastanowienie przychodzi, jak zawsze w tej materii, w rytmiczności barytonowego głosu, który muska w skwierczeniu patelni eter. Wie, zbyt dobrze wie, o czym rozmawiają, ale nie wychyla się, póki taka forma komunikacji dla Hyeona jest najwygodniejsza. Dać mu poczucie bezpieczeństwa i komfortu; ponadto nic nie ma znaczenia.
Każdy pomruk, linia pleców, obłość pośladków i zarys lędźwi spoczywająca na jego ciele, targała stabilność własnej kontroli. Sięgnąć silniej, mocniej docisnąć, naprzeć intensywniej... Nie. Jeszcze nie. Jeszcze nie teraz, gdy w uszach huczało podniesione ciśnienie, a oddech pogłębiał się, przylegając do łopatek mężczyzny przy każdym, nawet najdrobniejszym jego dźwięku, który szpikulcem pożądania rozpalał każdy nerw, rozlewając się gorącem przez skórę i napięte ścięgna, niczym wpuszczony w organizm kontrast.
—Przestań... — Tłumaczenia, które stosował były dla Hana kpiną, wykrętem, na domiar złego marnym. Oczywiście, ich waga była znacząca, ale zbyt dobrze zdążył poznać Yuu, jak i jego siostrę, warunki, w jakich żyli, aby tak łatwo dać się podejść. — Jeżeli jesteś zmęczony, możesz iść na górę. Nie będę Ci przeszkadzał. W tym czasie mogę się wszystkim zająć. Myślę, że Rei nie pogniewa się, jeżeli to ja ten jeden raz sprawdzę jej pracę, a nie Ty. Potrzebujesz odpoczynku. Należy Ci się. Odpuść sobie. Świat się dzisiaj jeszcze nie kończy.
Mae posiadał w sobie odruchy, których sam nie był świadom. Śmiech, jaki przedarł się przez wargi i z tą niewymuszoną lekkością zaparł się w przestrzeni otaczającej i jego i Yuu, nie został nawet zarejestrowany. Słowa, które płynęły przez łagodność warg Hyeona za to, wkradały się w słuch niczym węże, brnąc bezpośrednio w rozkosznie jadowitym kąsaniu do jaźni. Zamrugał kilkukrotnie, pozwalając twarzy stężeć momentalnie, analizując wynikłą, niezbyt wygodną sytuację. Problem w tym, że radość, która biła nagle od Yuu, zdała się mamiącą i Mae doprawdy był w stanie zrobić wszystko, aby ją przedłużyć i utrzymać w rozognieniu. — Najwidoczniej musisz nad nimi bardzo, bardzo, ale serio... bardzo porządnie popracować, jeżeli nori jest zabawniejsze od Ciebie. Ale i tak, doceniam. Próbuj dalej... — ponownie, ciszej, spontanicznie, krótki śmiech zaparł się na płucach, liżąc sklepienie podniebienia w swobodzie, gdy spojrzenie zajęte przygotowaniem posiłku. Nawet jeżeli nie miałby teraz żadnego konkretnego zajęcia; znalazłby je. Byleby uciec twarzą i spojrzeniem.
Głęboki wdech. Ten następuje samoistnie, rozpychając szeroką klatkę piersiową, kiedy biodra okolone udami Hyeona, gdy jego ciało tak blisko, przylegające praktycznie całą powierzchnią do rozgrzanej skóry spowitej całunem niepotrzebnego-potrzebnego materiału. Niknie na moment w płynności swoich myśli, które cieniem zalegają na resztkach rozsądku.
Nie przeciwstawia się, kiedy ten wiedzie go ku szerokości blatu. Nie oponuje, gdy dłoń znajduje się między jego paliczkami. Trwa w tym, gdy twarz skupiona, chociaż gładka, muśnięta jedynie sensualnym zastanowieniem, które jawi się w uniesionej nieznacznie brwi.
— Wszystko to i dużo więcej, Yuu... — szept Mae mości za uchem mężczyzny obłokiem gorącego oddechu, nosem zagłębiając się w kosmyki włosów, chłonąc subtelność jego zapachu. — Potrzebują zrozumienia i poczucia bezpieczeństwa. Szukają ulgi, dekompresji, punktu, którego będą mogli się złapać, pozwalając emocjom płynąć swobodnie... — kontynuuje, mrużąc pergaminem powiek spojrzenie, kiedy na twardym podniebieniu rozchodzi się nuta obecności mężczyzny, w słodkim posmaku, którego nie może jeszcze w pełni sięgnąć, a kiedy koniuszek nosa żłobi prostą trajektorię w miękkiej skórze. — Czy chodzi o dominację? W pewnym stopniu tak. Czy konkretnie o „moją” dominację? Raczej nie. Bardziej o poczucie komfortu, jakie mogę im zapewnić, zaufanie, które wspólnie budujemy. Shibari nie jest z natury seksualne Yuu, to sztuka; ale może się takim stać, jeżeli obie strony tego chcą, wtedy pojawia się kontrakt, ale to odmienny temat, nieco bardziej zawiły... — zawiesza swój głos w krótkim zastanowieniu, odciągając twarz od szyi mężczyzny, spoglądając na niego łagodnie, wpatrując się w złota powłokę tęczówek, które swoim wejrzeniem wybudzają przyjemne elektryzujące mrowienie w koniuszkach palców, w konturze ciała, siąknąc dojmującą lekkością, a zarazem uciskiem w żołądku. — Dodatkowo, uczucie nacisku na skórze, napięcia lin wielu osobom pomaga radzić sobie z samotnością. To pewna forma... nazwijmy to przytulenia, bez udziału drugiej osoby, oraz romantycznych i seksualnych emocji i odczuć, których z różnych przyczyn się obawiają. Są też i tacy, którzy po prostu nie lubią kontaktu z drugim ciałem, co nie oznacza, że nie potrzebują doznawać fizycznej bliskości w innej formie. Sensoryka jest skrajnie ważna Yuu, ale kluczowe jest zrozumienie najpierw psychiki. Tam wszystko się zaczyna i tam wszystko się kończy — ciągnie swoją odpowiedź w rytmicznym, kojącym tonie, półszeptem liżącym barytonowe, zdać by się mogło wilgotne i obłe tony, gdy wargi składa w krótkim, miękkim pocałunku na czubku głowy Yuushina, ścieląc go gładko między puklami jego włosów. — W swojej karierze pracowałem już chyba z praktycznie każdym typem „klienteli”. Ci, którzy nigdy nie zostali za dziecka przytuleni i ci, którzy byli dotykani zbyt często, ci, którzy za tym dotykiem tęsknią i ci, którzy przez ten dotyk stracili zaufanie do innych oraz poczucie własnej wartości, a niejednokrotnie chęci do życia. Osoby walczące z atakami paniki, bo umysł nie potrafi się wyciszyć, ale też ci, którzy nie potrafią usiedzieć w jednym miejscu dłużej... Z tymi mam największe doświadczenie — głos układa się na nucie nieznacznego rozbawienia. Teraz to do niego dociera; że jest to prawda, która dotyka nie tylko Yuushina, ale i Kisary. Nagle dostrzega między nimi podobieństwa, odnajduje wspólne elementy. Nie jest jednak w stanie określić, czy to dobrze. Czy tak powinno być? Czy zachowanie Hyeona bazuje na podobnych przeżyciach, jakie ma za sobą Kisara? Czy to wyłącznie jego własna masochistyczna natura, nakazująca obdarzać uczuciem osoby, które są tak odmienne od niego samego? Pytania nawarstwiają się. Obciążają dotychczas spokojny umysł. Chce je zadać, chce odnaleźć odpowiedź, ale na wszystko jest za wcześnie, o wiele za wcześnie. Nabiera głębokiego oddechu, jakby to miało wygłuszyć buczenie w uszach.
Dłonie przesunęły się przez linię ud, zakleszczając paliczki na kościach biodrowych mężczyzny, przytwierdzając go mocniej ku sobie, zanim gładkim ruchem ręce przekierowały trajektorię swojej wędrówki na lędźwie, kolejno przez plecy, pnąc się ku karkowi; niknąc, ginąc wręcz w miękkości brunatnych włosów. Zanim ponownie, w drodze powrotnej, koniuszkami palców, ich smukłym konturem, niosąc się przez kręgosłup, zakręcając ku miednicy i ponownie, opuszkami tym razem smagając wnętrze uda do samego kolana, które zapierało się na jego własnym ciele. Dociska je mocniej ku sobie, płasko przylegając do obłości stawu. Intensywniej. Czuć. Ponownie.
Każdy ruch dłoni Yuushina, smagnięcie koniuszków palców przez plecy, każdy okrąg, jaki rozrysowuje na szerokości pleców, przyśpiesza wyłącznie dudniące w piersi serce.
Tąpnięcie — porównywalne do pękającej skorupy ziemi, do jej trzęsienia — te następuje gwałtownie i w wewnętrznym huku, jak odrywający się płat lodowej ściany od masywu lodowca; gdy zęby Yuushina zakleszczają się na skórze, a dłonie zaciskają na pośladkach. Ciało Hana napina się w pobudzonej gwałtowności, żyły wybrzuszają się na przedramionach i wierzchniej stronie dłoni, wypuszczając przez zaciśnięte wargi zwierzęcy warkot. Ten głośniejszy niż jakikolwiek wcześniejszy, dłuższy, oparty na rozciągłym wydechu gorącego powietrza, które wibruje na języku; rezonując przez sklepienie podniebienia. Kontroluje się resztką sił, okruchem jeszcze niezamroczonej świadomości. Ledwo. Na granicy. Na bardzo cienkiej granicy. Ta raczej podobna do lśniącej żyłki niż ostro zarysowanej bariery, którą już dawno przekroczyli.
— Musisz coś zjeść... — szept warkliwy, wyczekujący, gdy dłonie wsuwają się pod rąbek koszulki, znacząc nagą talię posuwistym ruchem, kiedy kciuki w ich szerokim i długim zarysie, znaczą kolistą drogę na wysokość żołądka, obrysowując koniuszkami palców zarys pępka, tam zakleszczając się nieznacznie, opuszkami dociskając delikatną skórę do zarysowanych łagodnie smukłych mięśni. Z jednej strony chce mu dać to czego potrzebuje, z drugiej, dać mu to czego chce. Głos nisko osadzony przy przeponie, drący przez struny głosowe w sapnięciu, gdy język przesuwa się lubieżnie przez zarys szyi, zlizując smak skóry, gdy usta znaczą wilgotną ścieżkę do ucha, gdzie na jego małżowinie kieł wgryza się w miękką tkankę, rozkoszując się jej mamiącym ciepłem. — Powiedz, że mam przestać... powiedz, że mam się odsunąć... — Nie jest w stanie przerwać, nie kiedy na całej długości ciała skóra mrowi i piecze w rozognieniu. Klatka piersiowa mocniej napiera na tors mężczyzny, silniej przylega do niego, zmuszając go do odchylenia się, do przylgnięcia połowicznie plecami do zimnego marmuru. Każdy mięsień drga niespokojnie w napięciu, źrenica rozlana obsydianem w płynnym karmazynie tęczówek. Pożera go pragnienie, pali kości żądza, której nie jest w stanie w pełni zrozumieć. Chce to tłumaczyć siłą nawiązanego kontraktu, połączenia, jakie ich łączy; ale nie jest to wystarczające. Wie, gdzieś na granicy zdroworozsądkowego jeszcze myślenia, że nie chodzi wyłącznie o zmazę krwi, którą dzielą. Dłonie wracają ku biodrom, okalając je na całej linii ich długości, od nasady nadgarstków po obrys szczytów palców. Mocniej. Intensywniej zbliżyć go ku sobie, gdy uda wokół jego ciała nadal zawinięte. Linia warg przesuwa się przez kość jarzmową, biegnie ku ustom po raz kolejny. Tam jednak nie składa od razu pocałunku; koniuszek języka zagłębia się w kącik ust Yuushina, smakując go łagodnie. Jedno słowo, a przestanie. Jedna komenda, a wycofa się. Linia zębów haczy o pełną dolną wargę Hyeona, zaczepnie, bo jego własne usta wykrzywiają się w uśmiechu przepełnionym zmysłowością. Czuje się jak dzikie zwierze, na którego karku zaciśnięta metalowa obręcz, od jakiej biegnie szeroki łańcuch. Wie, że to dużo. Wie, że prawdopodobnie pozwala sobie na zbyt wiele. Ale sam przecież trwa ciągle w stanie zawieszenia, ciągle przemieszcza się w pustce, której ma dosyć.
— Nic interesującego... — powtórzył w zamyśleniu i przyciszeniu głosu, jaki ledwie słyszalnie pieścił oddech, a które piętrzyło się w kąciku warg lisim uśmiechem. Dopiero przy kolejnych słowach kontraktora karmazynowe spojrzenie spłynęło na jego sylwetkę, a obsydian źrenicy, jego węglowy rdzeń, smolistość wciśnięta w krwistość włókien tęczówek, przesunęła się przez cały korpus, lądując przy stopach, zanim znów wrócił do twarzy. — Yuu... — rozpoczął z miękką wyrozumiałością zaokrąglającą stawiane zgłoski. — Kontrola. Przede wszystkim chodzi o nauczenie się kontroli nad samym sobą. Podejmowanie racjonalnych decyzji, co chcesz zjeść i w jaki sposób. Budowanie uczucia wyczekiwania na ulubiony posiłek. Zrozumienie własnego łaknienia, tego, czego konkretnie dotyczy. Nie chodzi o wpychanie w siebie byle czego i byle jak, tylko żeby zapełnić bolesną pustkę ssącego żołądka, a faktycznie cieszenie się z każdego kęsa. Docenienie tego, co zostaje Ci ofiarowane. Post nie jest ograniczeniem samym w sobie, to raczej forma zrozumienia siebie — zastanowienie przychodzi, jak zawsze w tej materii, w rytmiczności barytonowego głosu, który muska w skwierczeniu patelni eter. Wie, zbyt dobrze wie, o czym rozmawiają, ale nie wychyla się, póki taka forma komunikacji dla Hyeona jest najwygodniejsza. Dać mu poczucie bezpieczeństwa i komfortu; ponadto nic nie ma znaczenia.
Każdy pomruk, linia pleców, obłość pośladków i zarys lędźwi spoczywająca na jego ciele, targała stabilność własnej kontroli. Sięgnąć silniej, mocniej docisnąć, naprzeć intensywniej... Nie. Jeszcze nie. Jeszcze nie teraz, gdy w uszach huczało podniesione ciśnienie, a oddech pogłębiał się, przylegając do łopatek mężczyzny przy każdym, nawet najdrobniejszym jego dźwięku, który szpikulcem pożądania rozpalał każdy nerw, rozlewając się gorącem przez skórę i napięte ścięgna, niczym wpuszczony w organizm kontrast.
—Przestań... — Tłumaczenia, które stosował były dla Hana kpiną, wykrętem, na domiar złego marnym. Oczywiście, ich waga była znacząca, ale zbyt dobrze zdążył poznać Yuu, jak i jego siostrę, warunki, w jakich żyli, aby tak łatwo dać się podejść. — Jeżeli jesteś zmęczony, możesz iść na górę. Nie będę Ci przeszkadzał. W tym czasie mogę się wszystkim zająć. Myślę, że Rei nie pogniewa się, jeżeli to ja ten jeden raz sprawdzę jej pracę, a nie Ty. Potrzebujesz odpoczynku. Należy Ci się. Odpuść sobie. Świat się dzisiaj jeszcze nie kończy.
Mae posiadał w sobie odruchy, których sam nie był świadom. Śmiech, jaki przedarł się przez wargi i z tą niewymuszoną lekkością zaparł się w przestrzeni otaczającej i jego i Yuu, nie został nawet zarejestrowany. Słowa, które płynęły przez łagodność warg Hyeona za to, wkradały się w słuch niczym węże, brnąc bezpośrednio w rozkosznie jadowitym kąsaniu do jaźni. Zamrugał kilkukrotnie, pozwalając twarzy stężeć momentalnie, analizując wynikłą, niezbyt wygodną sytuację. Problem w tym, że radość, która biła nagle od Yuu, zdała się mamiącą i Mae doprawdy był w stanie zrobić wszystko, aby ją przedłużyć i utrzymać w rozognieniu. — Najwidoczniej musisz nad nimi bardzo, bardzo, ale serio... bardzo porządnie popracować, jeżeli nori jest zabawniejsze od Ciebie. Ale i tak, doceniam. Próbuj dalej... — ponownie, ciszej, spontanicznie, krótki śmiech zaparł się na płucach, liżąc sklepienie podniebienia w swobodzie, gdy spojrzenie zajęte przygotowaniem posiłku. Nawet jeżeli nie miałby teraz żadnego konkretnego zajęcia; znalazłby je. Byleby uciec twarzą i spojrzeniem.
Głęboki wdech. Ten następuje samoistnie, rozpychając szeroką klatkę piersiową, kiedy biodra okolone udami Hyeona, gdy jego ciało tak blisko, przylegające praktycznie całą powierzchnią do rozgrzanej skóry spowitej całunem niepotrzebnego-potrzebnego materiału. Niknie na moment w płynności swoich myśli, które cieniem zalegają na resztkach rozsądku.
Nie przeciwstawia się, kiedy ten wiedzie go ku szerokości blatu. Nie oponuje, gdy dłoń znajduje się między jego paliczkami. Trwa w tym, gdy twarz skupiona, chociaż gładka, muśnięta jedynie sensualnym zastanowieniem, które jawi się w uniesionej nieznacznie brwi.
— Wszystko to i dużo więcej, Yuu... — szept Mae mości za uchem mężczyzny obłokiem gorącego oddechu, nosem zagłębiając się w kosmyki włosów, chłonąc subtelność jego zapachu. — Potrzebują zrozumienia i poczucia bezpieczeństwa. Szukają ulgi, dekompresji, punktu, którego będą mogli się złapać, pozwalając emocjom płynąć swobodnie... — kontynuuje, mrużąc pergaminem powiek spojrzenie, kiedy na twardym podniebieniu rozchodzi się nuta obecności mężczyzny, w słodkim posmaku, którego nie może jeszcze w pełni sięgnąć, a kiedy koniuszek nosa żłobi prostą trajektorię w miękkiej skórze. — Czy chodzi o dominację? W pewnym stopniu tak. Czy konkretnie o „moją” dominację? Raczej nie. Bardziej o poczucie komfortu, jakie mogę im zapewnić, zaufanie, które wspólnie budujemy. Shibari nie jest z natury seksualne Yuu, to sztuka; ale może się takim stać, jeżeli obie strony tego chcą, wtedy pojawia się kontrakt, ale to odmienny temat, nieco bardziej zawiły... — zawiesza swój głos w krótkim zastanowieniu, odciągając twarz od szyi mężczyzny, spoglądając na niego łagodnie, wpatrując się w złota powłokę tęczówek, które swoim wejrzeniem wybudzają przyjemne elektryzujące mrowienie w koniuszkach palców, w konturze ciała, siąknąc dojmującą lekkością, a zarazem uciskiem w żołądku. — Dodatkowo, uczucie nacisku na skórze, napięcia lin wielu osobom pomaga radzić sobie z samotnością. To pewna forma... nazwijmy to przytulenia, bez udziału drugiej osoby, oraz romantycznych i seksualnych emocji i odczuć, których z różnych przyczyn się obawiają. Są też i tacy, którzy po prostu nie lubią kontaktu z drugim ciałem, co nie oznacza, że nie potrzebują doznawać fizycznej bliskości w innej formie. Sensoryka jest skrajnie ważna Yuu, ale kluczowe jest zrozumienie najpierw psychiki. Tam wszystko się zaczyna i tam wszystko się kończy — ciągnie swoją odpowiedź w rytmicznym, kojącym tonie, półszeptem liżącym barytonowe, zdać by się mogło wilgotne i obłe tony, gdy wargi składa w krótkim, miękkim pocałunku na czubku głowy Yuushina, ścieląc go gładko między puklami jego włosów. — W swojej karierze pracowałem już chyba z praktycznie każdym typem „klienteli”. Ci, którzy nigdy nie zostali za dziecka przytuleni i ci, którzy byli dotykani zbyt często, ci, którzy za tym dotykiem tęsknią i ci, którzy przez ten dotyk stracili zaufanie do innych oraz poczucie własnej wartości, a niejednokrotnie chęci do życia. Osoby walczące z atakami paniki, bo umysł nie potrafi się wyciszyć, ale też ci, którzy nie potrafią usiedzieć w jednym miejscu dłużej... Z tymi mam największe doświadczenie — głos układa się na nucie nieznacznego rozbawienia. Teraz to do niego dociera; że jest to prawda, która dotyka nie tylko Yuushina, ale i Kisary. Nagle dostrzega między nimi podobieństwa, odnajduje wspólne elementy. Nie jest jednak w stanie określić, czy to dobrze. Czy tak powinno być? Czy zachowanie Hyeona bazuje na podobnych przeżyciach, jakie ma za sobą Kisara? Czy to wyłącznie jego własna masochistyczna natura, nakazująca obdarzać uczuciem osoby, które są tak odmienne od niego samego? Pytania nawarstwiają się. Obciążają dotychczas spokojny umysł. Chce je zadać, chce odnaleźć odpowiedź, ale na wszystko jest za wcześnie, o wiele za wcześnie. Nabiera głębokiego oddechu, jakby to miało wygłuszyć buczenie w uszach.
Dłonie przesunęły się przez linię ud, zakleszczając paliczki na kościach biodrowych mężczyzny, przytwierdzając go mocniej ku sobie, zanim gładkim ruchem ręce przekierowały trajektorię swojej wędrówki na lędźwie, kolejno przez plecy, pnąc się ku karkowi; niknąc, ginąc wręcz w miękkości brunatnych włosów. Zanim ponownie, w drodze powrotnej, koniuszkami palców, ich smukłym konturem, niosąc się przez kręgosłup, zakręcając ku miednicy i ponownie, opuszkami tym razem smagając wnętrze uda do samego kolana, które zapierało się na jego własnym ciele. Dociska je mocniej ku sobie, płasko przylegając do obłości stawu. Intensywniej. Czuć. Ponownie.
Każdy ruch dłoni Yuushina, smagnięcie koniuszków palców przez plecy, każdy okrąg, jaki rozrysowuje na szerokości pleców, przyśpiesza wyłącznie dudniące w piersi serce.
Tąpnięcie — porównywalne do pękającej skorupy ziemi, do jej trzęsienia — te następuje gwałtownie i w wewnętrznym huku, jak odrywający się płat lodowej ściany od masywu lodowca; gdy zęby Yuushina zakleszczają się na skórze, a dłonie zaciskają na pośladkach. Ciało Hana napina się w pobudzonej gwałtowności, żyły wybrzuszają się na przedramionach i wierzchniej stronie dłoni, wypuszczając przez zaciśnięte wargi zwierzęcy warkot. Ten głośniejszy niż jakikolwiek wcześniejszy, dłuższy, oparty na rozciągłym wydechu gorącego powietrza, które wibruje na języku; rezonując przez sklepienie podniebienia. Kontroluje się resztką sił, okruchem jeszcze niezamroczonej świadomości. Ledwo. Na granicy. Na bardzo cienkiej granicy. Ta raczej podobna do lśniącej żyłki niż ostro zarysowanej bariery, którą już dawno przekroczyli.
— Musisz coś zjeść... — szept warkliwy, wyczekujący, gdy dłonie wsuwają się pod rąbek koszulki, znacząc nagą talię posuwistym ruchem, kiedy kciuki w ich szerokim i długim zarysie, znaczą kolistą drogę na wysokość żołądka, obrysowując koniuszkami palców zarys pępka, tam zakleszczając się nieznacznie, opuszkami dociskając delikatną skórę do zarysowanych łagodnie smukłych mięśni. Z jednej strony chce mu dać to czego potrzebuje, z drugiej, dać mu to czego chce. Głos nisko osadzony przy przeponie, drący przez struny głosowe w sapnięciu, gdy język przesuwa się lubieżnie przez zarys szyi, zlizując smak skóry, gdy usta znaczą wilgotną ścieżkę do ucha, gdzie na jego małżowinie kieł wgryza się w miękką tkankę, rozkoszując się jej mamiącym ciepłem. — Powiedz, że mam przestać... powiedz, że mam się odsunąć... — Nie jest w stanie przerwać, nie kiedy na całej długości ciała skóra mrowi i piecze w rozognieniu. Klatka piersiowa mocniej napiera na tors mężczyzny, silniej przylega do niego, zmuszając go do odchylenia się, do przylgnięcia połowicznie plecami do zimnego marmuru. Każdy mięsień drga niespokojnie w napięciu, źrenica rozlana obsydianem w płynnym karmazynie tęczówek. Pożera go pragnienie, pali kości żądza, której nie jest w stanie w pełni zrozumieć. Chce to tłumaczyć siłą nawiązanego kontraktu, połączenia, jakie ich łączy; ale nie jest to wystarczające. Wie, gdzieś na granicy zdroworozsądkowego jeszcze myślenia, że nie chodzi wyłącznie o zmazę krwi, którą dzielą. Dłonie wracają ku biodrom, okalając je na całej linii ich długości, od nasady nadgarstków po obrys szczytów palców. Mocniej. Intensywniej zbliżyć go ku sobie, gdy uda wokół jego ciała nadal zawinięte. Linia warg przesuwa się przez kość jarzmową, biegnie ku ustom po raz kolejny. Tam jednak nie składa od razu pocałunku; koniuszek języka zagłębia się w kącik ust Yuushina, smakując go łagodnie. Jedno słowo, a przestanie. Jedna komenda, a wycofa się. Linia zębów haczy o pełną dolną wargę Hyeona, zaczepnie, bo jego własne usta wykrzywiają się w uśmiechu przepełnionym zmysłowością. Czuje się jak dzikie zwierze, na którego karku zaciśnięta metalowa obręcz, od jakiej biegnie szeroki łańcuch. Wie, że to dużo. Wie, że prawdopodobnie pozwala sobie na zbyt wiele. Ale sam przecież trwa ciągle w stanie zawieszenia, ciągle przemieszcza się w pustce, której ma dosyć.
Hyeon Yuushin ubóstwia ten post.
Prawdopodobnie był zbyt spokojny na zewnątrz wobec rosnącego wzburzenia, jakie czuł w środku, kiedy słuchał wypowiedzi Hana o posiłku. Coś w nim pękło, coś się posypało; na języku czuł gorzki posmak, a w piersi bolesny uścisk. Nie był pewny, czy rumieniec, który powoli wspinał się po szyi to wynik gniewu czy zażenowania. Burza emocji, jaka zdawała go dzisiaj nie opuszczać, znów obrała nowy kierunek, inny niż kiedykolwiek by się spodziewał w stosunku do Mae, bo całkowicie negatywny. Jednak pomimo ich ogromu, był w stanie wszystkie rozdzielić i nazwać: gniew, frustracja, zdrada, skrzywdzenie, wstyd. Nie bardzo tylko rozumiał skąd się wzięły, dlaczego jedna wypowiedź skierowała go w tak diametralnie różnym kierunku, jakie oczekiwania nieświadomie położył na Hanie, że czuł się teraz tak głupio, że w ogóle je miał.
Trwał w rozluźnionej postawie i z neutralnym wyrazem twarzy, choć w środku cały płonął i tylko nieznaczne napięcie mięśni szczęki mogło świadczyć o jakiejkolwiek większej reakcji na te słowa. Miał ochotę zacisnąć dłonie w pięści, zaśmiać się gorzko i pokręcić głową, zrobić nerwową rundkę po kuchni, może znowu rąbnąć go pięścią w klatkę piersiową, wyjść i ostentacyjnie trzasnąć drzwiami. Dzisiaj był wyjątkowo rozstrojony emocjonalnie, w ogóle nie powinien był tu przychodzić. Już tego żałował. Nie przyniosło mu to nic dobrego.
“Podejmowanie racjonalnych decyzji, co chcesz zjeść i w jaki sposób.”
Yuu czuł się tak, jakby Han go oceniał.
Nie miał prawa tego robić.
Wyrozumiałość w głosie Mae odebrał jako wyższość, spokojny głos brzmiał jak kpina. Szum krwi w uszach podpowiedział mu, że ogarnia go gniew; poczuł mrowienie na dłoniach, drobne skurcze, przez które chciał zacisnąć je w pięści, ale spiął wszystkie mięśnie pleców, byleby tego nie zrobić, wymóc na sobie nonszalancję. Nie dać po sobie nic poznać, nie dać mu satysfakcji, nie dać mu wygrać.
– Jasne – było jedynym, co w tej sytuacji zdołał z siebie wyrzucić, głosem pustym i płaskim, tak do niego niepasującym, ale nie potrafił zdobyć się na nic więcej, nie, jeśli nie chciał pozwolić negatywnym emocjom wziąć górę. Han pewnie i tak miał dosyć jego wybuchów jak na jeden dzień. Pewnie w ogóle miał go dosyć. Wypuścił powoli powietrze nosem, w nadziei, że spuści to trochę pary z niego, ale efekt był raczej mierny. Skupił się więc na miarowości oddechu, bo to jedyne, na czym mógł mieć teraz kontrolę, kiedy wszystko inne, łącznie z zaufaniem do Hana, zaczęło wyślizgiwać mu się spomiędzy palców.
Nie chcąc znowu wydziwiać i robić scen, przystał na dotyk Hana na swoich ramionach. Masaż, jaki na nim wykonał faktycznie pomógł mu się nie tylko rozluźnić, ale też sprawił, że Yuu się niemal wtopił w jego sylwetkę. Trudno było odmówić Mae tego, że wiedział, co robił z masażem, a także tego, że sama jego obecność miała na Hyeona duży wpływ, może nawet większy niżby tego sobie życzył w obecnej sytuacji.
Słuchał kolejnych słów mężczyzny, czując, jak znów rodzi się w nim bunt, wewnętrzny sprzeciw i nagle coś, co przed chwilą było jedynie kiepską wymówką, urosło do wagi poważnego argumentu.
– Nie potrzebuję, żebyś mnie wyręczał, Han – stwierdził głosem nieznoszącym sprzeciwu, bo nagle znów był gotów odmówić pomocy i przepracować się tylko po to, żeby wyszło na jego. – To nic takiego, poradzę sobie – dodał jeszcze, choć w tym momencie zapewniał bardziej siebie niż Mae. Yuu nie lubił, kiedy ktoś wchodził w jego kompetencje, a irracjonalnie miał takie wrażenie po wypowiedzi mężczyzny: uważał on, że Hyeon sobie nie poradzi, więc trzeba mu pomóc. I choć być może miał rację, być może powinien odpuścić, jego umysł natychmiast odrzucił taką możliwość: choćby miał się zaharować, udowodni, że sobie poradzi, tak jak radził sobie doskonale przez tyle lat bez niczyjej pomocy. Nie potrafiłby tak po prostu pozwolić komuś przejąć stery, musiał mieć nad wszystkim kontrolę.
Krótki śmiech Hana był aktualnie jedyną rzeczą, która potrafiła sprawić, że się rozchmurzył. Przerywnik, promień słońca, chwila szczęścia. Zjawisko tak niezwykłe, że nie mógł wyjść z podziwu, nie mógł przestać się gapić, bo rozbroiło go to zupełnie. I to wszystko przez głupie nori, nie żaden lepszy lub gorszy żart, jaki akurat udało mu się wymyślić, tylko nori. Han musiał mieć bardzo specyficzne poczucie humoru, ale Yuu czuł, że chciałby podjąć wyzwanie, chciałby spróbować, bo ta chwila, kiedy usłyszał i zobaczył jego śmiech była dosłownie magiczna, nierealna, rzadka na tyle, że wiedział, że właśnie był świadkiem czegoś wyjątkowego. Przez nori. Jak absurdalne to było? Aż się zaśmiał, patrząc na niego sam zwyczajnie zaśmiał się krótko, choć w dalszym ciągu dłużej niż sam Mae. Uśmiech zaczął jednak powoli blednąć wraz z myślą, czy w ogóle będzie w pobliżu mężczyzny, kiedy to się wydarzy. Czy to on będzie tym, który ten uśmiech ponownie wywoła. Jako jego kontraktor na pewno będzie gdzieś w pobliżu, ale czy na tyle blisko?
Miał ochotę złapać się za głowę i krzyczeć w eter przez wszystkie sprzeczne myśli, które go zalewały. Jego chcę i nie chcę, chodź i oddal się, wieczne tak i nie, nieustanna bitwa, niekończący się pościg. Za dużo, za dużo, mógłby obdarzyć tymi myślami połowę Fukkatsu, chciałby, żeby ktoś je od niego zabrał, ale to niemożliwe. Może jeśli wyjdzie… ale wcale nie chciał wychodzić.
Wolał się przykleić do Hana tak blisko, jak tylko było to fizycznie możliwe, niejako zmusić go do przytulenia i tak trwać, dopóki burza wokół niego się nie uspokoi, dopóki sam nie stwierdzi, że jest gotowy się odsunąć i odejść, już wyciszony, już bardziej spokojny, przynajmniej powierzchownie i dopóki ponownie nie znajdzie się w bezpiecznych czterech ścianach swojego pokoju. O ile akurat nie będzie Reimi w mieszkaniu, tam przynajmniej mógłby zacząć krzyczeć w poduszkę. To chyba jedyne wyjście dla pragnienia czegoś, czego najwidoczniej nie mógł mieć.
Miał ochotę westchnąć głęboko, ale jedyne, co zrobił, to prawie wcisnął swoją twarz w klatkę piersiową mężczyzny.
I teraz, dokładnie w tym momencie, było dobrze. Szczególnie, że Han też go objął rękami, nie oponował tej bliskości, najwyraźniej na tę chwilę sam jej chciał. Hyeon przymknął oczy i pozwolił sobie mocniej zaciągnąć się wszechobecnym zapachem Mae, zasłuchać w łagodności jego głosu i zatracić się, choć na kilka sekund zupełnie zatracić się w tej chwili, aż przez głowę przemknęła mu myśl, że miło byłoby robić tak codziennie, bo to zaskakująco wyciszające.
Na wspomnienie o kontrakcie na moment uniósł głowę i spojrzał na niego dość pytająco.
– Kontrakty? Często miewałeś z innymi kontrakty? … czy teraz masz z kimś kontrakt? – zapytał, marszcząc czoło. To przecież bardzo prawdopodobne, odkąd Han ponownie miał ciało minęło już prawie pół roku, a to całkiem długi okres czasu, chyba wystarczająco długi. Ugh, dlaczego ze wszystkich rzeczy, które Han powiedział właśnie o shibari, ta kwestia zainteresowała go najbardziej? To właściwie nawet nie był jego interes, tylko sprawy zawodowe Mae. – Czyli to nie były związki? – dodał po chwili, bo po prostu nie mógł się powstrzymać, a to zagadnienie wydawało mu się nadzwyczaj ciekawe. Zaraz znów powrócił do opierania policzka o klatkę piersiową mężczyzny, powoli przyswajając kolejne spływające do niego informacje. Jeszcze chyba nigdy nie słyszał, żeby Han tak dużo mówił, więc pilnował, żeby nie umknęło mu żadne słowo, jako że ten temat w oczywisty sposób sporo dla niego znaczył.
Nie zdawał sobie sprawy, że shibari było tak rozległym pojęciem i jak wiele kryło się pod tą nazwą. Musiał przyznać, że dotąd kojarzyło mu się stricte seksualnie, a usłyszenie, że wcale takie nie musiało być i jak wiele osób szuka w tym psychicznego wytchnienia, jak faktycznie różnorodni ludzie do niego przychodzili, było dla niego sporym zaskoczeniem. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi, ale cieszył się, że zadał to pytanie; zawsze to nowa wiedza, inny punkt widzenia, zawsze to dodatkowe zrozumienie Hana.
Na słowa mężczyzny o typie klienteli, z którą miał największe doświadczenie, ponownie uniósł głowę, patrząc na niego z podniesioną brwią.
– Oh, czyżby? – zapytał, mrużąc lekko oczy. – A tych ostatnich jak znajdujesz? Sami do Ciebie przychodzą, że chcą, żeby ktoś ich unieruchomił, bo chcą znieruchomieć? – nie mógł się powstrzymać od podszytego podejrzliwością tonu. – A gdyby ktoś zupełnie spanikował podczas wiązania… bo to też się zdarza, prawda? Co wtedy robisz? – patrzył na niego już zupełnie neutralnie, tak jakby pytał dla kolegi. Istotna kwestia.
Yuushin do tej pory, prawdopodobnie w swojej ignorancji, nie zdawał sobie sprawę z tego, jaka siła drzemie w Hanie, pomimo tego, że przecież miał okazję nieraz widzieć i podziwiać jego mięśnie. Wiecznie poważna mina i spokojne usposobienie mężczyzny sprawiło jednak, że zapomniał, że za mięśniami idzie również umiejętność robienia z nich użytku i dopiero teraz zyskiwał tego świadomość. W momencie, w którym dłonie Mae zakleszczyły się na jego biodrach i jeszcze mocniej go do niego przyciągnęły.
Yuu aż sapnął, z zaskoczenia i z powodu nowej fali gorąca.
Westchnął na granicy cichego jęku, kiedy poczuł palce na wewnętrznej stronie ud.
I drgnął mocniej, kiedy jego serce gwałtownie przyspieszyło w nagłej realizacji, że w obecnej sytuacji to Han był górą, jeśli faktycznie zdecyduje się wykorzystać siłę swoich mięśni, której już dawał przedsmak. I że jego położeniu niewiele mógłby z tym zrobić.
Ta myśl prawdopodobnie powinna być niewygodna i obudzić w nim niepokój, skłonić jakoś do przeciwdziałania, a także pewnie skłonić do jakichś wniosków, ale przez te odczucia za bardzo przeplatał się ciężki oddech, niekontrolowane wypchnięcie bioder do przodu, odsłonięcie szyi, by miał do niej lepszy dostęp, choć to przecież jedno z tych miejsc, których zdecydowanie powinien osłaniać przed drapieżnikiem, a nie dawać mu większe możliwości.
Gubił skupienie, gubił samego siebie, na moment nawet stał się bardziej wiotki, kiedy z gardła wydobył się przeciągły pomruk zadowolenia.
“Podejmowanie racjonalnych decyzji, co chcesz zjeść i w jaki sposób.”
Słowa te pojawiły się w jego umyśle niespodziewanie, przecięły go niczym błyskawica, powodując nie tylko nagłe zesztywnienie wszystkich mięśni, ale też nagłe dojście do głosu zdrowego rozsądku. Przyjmując, że Han większość swoich relacji opierał o kontrakty, czym było to, co właśnie się między nimi działo? Odskocznią? Sięgnięciem po coś łatwego? Próbą udowodnienia swojego punktu widzenia?
… to był nawet bardzo prawdopodobne. Udowodnić mu, że nie patrzył, co i w jaki sposób chciał zjeść aż za bardzo obrazowo. Okrutnie, ale dosadnie. Ale skoro Yuu już zdał sobie z tego sprawę, mógł odpowiednio zareagować. Nie dać mu wygrać. Mieć ostatnie zdanie.
Dotyk Hana na gołej skórze jego brzucha parzył. Hyeon wygiął plecy w łagodny łuk, kiedy palce mężczyzny wróciły ponownie na jego biodra. Cały jest w rozognieniu, cały drży od przyjemności, którą dają mu proste ruchy Mae, ale nie jest to odbierająca widzenie przyjemność. W Yuushinie za dużo jest już skupienia, za bardzo ukierunkował się na kontrolę, żeby teraz tak łatwo ją oddać. Milczał, ponownie wypychając biodra do przodu o tyle, o ile mógł w obecnej pozycji. Zamruczał głęboko, łapiąc Hana za ramiona. Ledwo musnął jego usta, własnymi wargami znacząc drogę od ich kącika, poprzez linię żuchwy, aż do tętnicy na szyi. Tę skubnął zębami i zassał lekko skórę, raz, drugi, trzeci, coraz mocniej i mocniej z każdym kolejnym razem.
Czuć, smakować, doznawać, doznawać, doznawać.
Oh, jak było mu mało, jak bardzo chciał więcej. Ale przecież postawił na kontrolę. Ciekawskie palce Yuu wsunęły się pod koszulkę Hana i tam poznawały kształt każdego mięśnia na jego brzuchu. Na zmianę delikatnie sunął opuszkami po skórze i drapał ją nieznacznie paznokciami, niewystarczająco mocno, żeby zostawić ślad, ale odpowiednio tak, by było to odczuwalnie.
– Han – jęknął, przenosząc usta z szyi do jego ucha – ja bym bardzo chciał – zaczął z ciężkim oddechem, trochę jakby niecierpliwy, trochę jakby spragniony. – Żebyś się odsunął – wyszeptał mu prosto do małżowiny, nagle nieruchomiejąc i zaprzestając wszelkich pieszczot. Kącik ust uniósł się nieznacznie, oczy zabłysnęły przekorą, kiedy uwolnił biodra Hana z uścisku własnych ud. – Teraz masz jakieś pojęcie tego, jak się czułem po tym śnie – dodał jeszcze lekkim tonem, ale z zadyszką, której nie był w stanie ukryć. Musiał mieć ostatnie zdanie.
@Mae Haneul
Trwał w rozluźnionej postawie i z neutralnym wyrazem twarzy, choć w środku cały płonął i tylko nieznaczne napięcie mięśni szczęki mogło świadczyć o jakiejkolwiek większej reakcji na te słowa. Miał ochotę zacisnąć dłonie w pięści, zaśmiać się gorzko i pokręcić głową, zrobić nerwową rundkę po kuchni, może znowu rąbnąć go pięścią w klatkę piersiową, wyjść i ostentacyjnie trzasnąć drzwiami. Dzisiaj był wyjątkowo rozstrojony emocjonalnie, w ogóle nie powinien był tu przychodzić. Już tego żałował. Nie przyniosło mu to nic dobrego.
“Podejmowanie racjonalnych decyzji, co chcesz zjeść i w jaki sposób.”
Yuu czuł się tak, jakby Han go oceniał.
Nie miał prawa tego robić.
Wyrozumiałość w głosie Mae odebrał jako wyższość, spokojny głos brzmiał jak kpina. Szum krwi w uszach podpowiedział mu, że ogarnia go gniew; poczuł mrowienie na dłoniach, drobne skurcze, przez które chciał zacisnąć je w pięści, ale spiął wszystkie mięśnie pleców, byleby tego nie zrobić, wymóc na sobie nonszalancję. Nie dać po sobie nic poznać, nie dać mu satysfakcji, nie dać mu wygrać.
– Jasne – było jedynym, co w tej sytuacji zdołał z siebie wyrzucić, głosem pustym i płaskim, tak do niego niepasującym, ale nie potrafił zdobyć się na nic więcej, nie, jeśli nie chciał pozwolić negatywnym emocjom wziąć górę. Han pewnie i tak miał dosyć jego wybuchów jak na jeden dzień. Pewnie w ogóle miał go dosyć. Wypuścił powoli powietrze nosem, w nadziei, że spuści to trochę pary z niego, ale efekt był raczej mierny. Skupił się więc na miarowości oddechu, bo to jedyne, na czym mógł mieć teraz kontrolę, kiedy wszystko inne, łącznie z zaufaniem do Hana, zaczęło wyślizgiwać mu się spomiędzy palców.
Nie chcąc znowu wydziwiać i robić scen, przystał na dotyk Hana na swoich ramionach. Masaż, jaki na nim wykonał faktycznie pomógł mu się nie tylko rozluźnić, ale też sprawił, że Yuu się niemal wtopił w jego sylwetkę. Trudno było odmówić Mae tego, że wiedział, co robił z masażem, a także tego, że sama jego obecność miała na Hyeona duży wpływ, może nawet większy niżby tego sobie życzył w obecnej sytuacji.
Słuchał kolejnych słów mężczyzny, czując, jak znów rodzi się w nim bunt, wewnętrzny sprzeciw i nagle coś, co przed chwilą było jedynie kiepską wymówką, urosło do wagi poważnego argumentu.
– Nie potrzebuję, żebyś mnie wyręczał, Han – stwierdził głosem nieznoszącym sprzeciwu, bo nagle znów był gotów odmówić pomocy i przepracować się tylko po to, żeby wyszło na jego. – To nic takiego, poradzę sobie – dodał jeszcze, choć w tym momencie zapewniał bardziej siebie niż Mae. Yuu nie lubił, kiedy ktoś wchodził w jego kompetencje, a irracjonalnie miał takie wrażenie po wypowiedzi mężczyzny: uważał on, że Hyeon sobie nie poradzi, więc trzeba mu pomóc. I choć być może miał rację, być może powinien odpuścić, jego umysł natychmiast odrzucił taką możliwość: choćby miał się zaharować, udowodni, że sobie poradzi, tak jak radził sobie doskonale przez tyle lat bez niczyjej pomocy. Nie potrafiłby tak po prostu pozwolić komuś przejąć stery, musiał mieć nad wszystkim kontrolę.
Krótki śmiech Hana był aktualnie jedyną rzeczą, która potrafiła sprawić, że się rozchmurzył. Przerywnik, promień słońca, chwila szczęścia. Zjawisko tak niezwykłe, że nie mógł wyjść z podziwu, nie mógł przestać się gapić, bo rozbroiło go to zupełnie. I to wszystko przez głupie nori, nie żaden lepszy lub gorszy żart, jaki akurat udało mu się wymyślić, tylko nori. Han musiał mieć bardzo specyficzne poczucie humoru, ale Yuu czuł, że chciałby podjąć wyzwanie, chciałby spróbować, bo ta chwila, kiedy usłyszał i zobaczył jego śmiech była dosłownie magiczna, nierealna, rzadka na tyle, że wiedział, że właśnie był świadkiem czegoś wyjątkowego. Przez nori. Jak absurdalne to było? Aż się zaśmiał, patrząc na niego sam zwyczajnie zaśmiał się krótko, choć w dalszym ciągu dłużej niż sam Mae. Uśmiech zaczął jednak powoli blednąć wraz z myślą, czy w ogóle będzie w pobliżu mężczyzny, kiedy to się wydarzy. Czy to on będzie tym, który ten uśmiech ponownie wywoła. Jako jego kontraktor na pewno będzie gdzieś w pobliżu, ale czy na tyle blisko?
Miał ochotę złapać się za głowę i krzyczeć w eter przez wszystkie sprzeczne myśli, które go zalewały. Jego chcę i nie chcę, chodź i oddal się, wieczne tak i nie, nieustanna bitwa, niekończący się pościg. Za dużo, za dużo, mógłby obdarzyć tymi myślami połowę Fukkatsu, chciałby, żeby ktoś je od niego zabrał, ale to niemożliwe. Może jeśli wyjdzie… ale wcale nie chciał wychodzić.
Wolał się przykleić do Hana tak blisko, jak tylko było to fizycznie możliwe, niejako zmusić go do przytulenia i tak trwać, dopóki burza wokół niego się nie uspokoi, dopóki sam nie stwierdzi, że jest gotowy się odsunąć i odejść, już wyciszony, już bardziej spokojny, przynajmniej powierzchownie i dopóki ponownie nie znajdzie się w bezpiecznych czterech ścianach swojego pokoju. O ile akurat nie będzie Reimi w mieszkaniu, tam przynajmniej mógłby zacząć krzyczeć w poduszkę. To chyba jedyne wyjście dla pragnienia czegoś, czego najwidoczniej nie mógł mieć.
Miał ochotę westchnąć głęboko, ale jedyne, co zrobił, to prawie wcisnął swoją twarz w klatkę piersiową mężczyzny.
I teraz, dokładnie w tym momencie, było dobrze. Szczególnie, że Han też go objął rękami, nie oponował tej bliskości, najwyraźniej na tę chwilę sam jej chciał. Hyeon przymknął oczy i pozwolił sobie mocniej zaciągnąć się wszechobecnym zapachem Mae, zasłuchać w łagodności jego głosu i zatracić się, choć na kilka sekund zupełnie zatracić się w tej chwili, aż przez głowę przemknęła mu myśl, że miło byłoby robić tak codziennie, bo to zaskakująco wyciszające.
Na wspomnienie o kontrakcie na moment uniósł głowę i spojrzał na niego dość pytająco.
– Kontrakty? Często miewałeś z innymi kontrakty? … czy teraz masz z kimś kontrakt? – zapytał, marszcząc czoło. To przecież bardzo prawdopodobne, odkąd Han ponownie miał ciało minęło już prawie pół roku, a to całkiem długi okres czasu, chyba wystarczająco długi. Ugh, dlaczego ze wszystkich rzeczy, które Han powiedział właśnie o shibari, ta kwestia zainteresowała go najbardziej? To właściwie nawet nie był jego interes, tylko sprawy zawodowe Mae. – Czyli to nie były związki? – dodał po chwili, bo po prostu nie mógł się powstrzymać, a to zagadnienie wydawało mu się nadzwyczaj ciekawe. Zaraz znów powrócił do opierania policzka o klatkę piersiową mężczyzny, powoli przyswajając kolejne spływające do niego informacje. Jeszcze chyba nigdy nie słyszał, żeby Han tak dużo mówił, więc pilnował, żeby nie umknęło mu żadne słowo, jako że ten temat w oczywisty sposób sporo dla niego znaczył.
Nie zdawał sobie sprawy, że shibari było tak rozległym pojęciem i jak wiele kryło się pod tą nazwą. Musiał przyznać, że dotąd kojarzyło mu się stricte seksualnie, a usłyszenie, że wcale takie nie musiało być i jak wiele osób szuka w tym psychicznego wytchnienia, jak faktycznie różnorodni ludzie do niego przychodzili, było dla niego sporym zaskoczeniem. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi, ale cieszył się, że zadał to pytanie; zawsze to nowa wiedza, inny punkt widzenia, zawsze to dodatkowe zrozumienie Hana.
Na słowa mężczyzny o typie klienteli, z którą miał największe doświadczenie, ponownie uniósł głowę, patrząc na niego z podniesioną brwią.
– Oh, czyżby? – zapytał, mrużąc lekko oczy. – A tych ostatnich jak znajdujesz? Sami do Ciebie przychodzą, że chcą, żeby ktoś ich unieruchomił, bo chcą znieruchomieć? – nie mógł się powstrzymać od podszytego podejrzliwością tonu. – A gdyby ktoś zupełnie spanikował podczas wiązania… bo to też się zdarza, prawda? Co wtedy robisz? – patrzył na niego już zupełnie neutralnie, tak jakby pytał dla kolegi. Istotna kwestia.
Yuushin do tej pory, prawdopodobnie w swojej ignorancji, nie zdawał sobie sprawę z tego, jaka siła drzemie w Hanie, pomimo tego, że przecież miał okazję nieraz widzieć i podziwiać jego mięśnie. Wiecznie poważna mina i spokojne usposobienie mężczyzny sprawiło jednak, że zapomniał, że za mięśniami idzie również umiejętność robienia z nich użytku i dopiero teraz zyskiwał tego świadomość. W momencie, w którym dłonie Mae zakleszczyły się na jego biodrach i jeszcze mocniej go do niego przyciągnęły.
Yuu aż sapnął, z zaskoczenia i z powodu nowej fali gorąca.
Westchnął na granicy cichego jęku, kiedy poczuł palce na wewnętrznej stronie ud.
I drgnął mocniej, kiedy jego serce gwałtownie przyspieszyło w nagłej realizacji, że w obecnej sytuacji to Han był górą, jeśli faktycznie zdecyduje się wykorzystać siłę swoich mięśni, której już dawał przedsmak. I że jego położeniu niewiele mógłby z tym zrobić.
Ta myśl prawdopodobnie powinna być niewygodna i obudzić w nim niepokój, skłonić jakoś do przeciwdziałania, a także pewnie skłonić do jakichś wniosków, ale przez te odczucia za bardzo przeplatał się ciężki oddech, niekontrolowane wypchnięcie bioder do przodu, odsłonięcie szyi, by miał do niej lepszy dostęp, choć to przecież jedno z tych miejsc, których zdecydowanie powinien osłaniać przed drapieżnikiem, a nie dawać mu większe możliwości.
Gubił skupienie, gubił samego siebie, na moment nawet stał się bardziej wiotki, kiedy z gardła wydobył się przeciągły pomruk zadowolenia.
“Podejmowanie racjonalnych decyzji, co chcesz zjeść i w jaki sposób.”
Słowa te pojawiły się w jego umyśle niespodziewanie, przecięły go niczym błyskawica, powodując nie tylko nagłe zesztywnienie wszystkich mięśni, ale też nagłe dojście do głosu zdrowego rozsądku. Przyjmując, że Han większość swoich relacji opierał o kontrakty, czym było to, co właśnie się między nimi działo? Odskocznią? Sięgnięciem po coś łatwego? Próbą udowodnienia swojego punktu widzenia?
… to był nawet bardzo prawdopodobne. Udowodnić mu, że nie patrzył, co i w jaki sposób chciał zjeść aż za bardzo obrazowo. Okrutnie, ale dosadnie. Ale skoro Yuu już zdał sobie z tego sprawę, mógł odpowiednio zareagować. Nie dać mu wygrać. Mieć ostatnie zdanie.
Dotyk Hana na gołej skórze jego brzucha parzył. Hyeon wygiął plecy w łagodny łuk, kiedy palce mężczyzny wróciły ponownie na jego biodra. Cały jest w rozognieniu, cały drży od przyjemności, którą dają mu proste ruchy Mae, ale nie jest to odbierająca widzenie przyjemność. W Yuushinie za dużo jest już skupienia, za bardzo ukierunkował się na kontrolę, żeby teraz tak łatwo ją oddać. Milczał, ponownie wypychając biodra do przodu o tyle, o ile mógł w obecnej pozycji. Zamruczał głęboko, łapiąc Hana za ramiona. Ledwo musnął jego usta, własnymi wargami znacząc drogę od ich kącika, poprzez linię żuchwy, aż do tętnicy na szyi. Tę skubnął zębami i zassał lekko skórę, raz, drugi, trzeci, coraz mocniej i mocniej z każdym kolejnym razem.
Czuć, smakować, doznawać, doznawać, doznawać.
Oh, jak było mu mało, jak bardzo chciał więcej. Ale przecież postawił na kontrolę. Ciekawskie palce Yuu wsunęły się pod koszulkę Hana i tam poznawały kształt każdego mięśnia na jego brzuchu. Na zmianę delikatnie sunął opuszkami po skórze i drapał ją nieznacznie paznokciami, niewystarczająco mocno, żeby zostawić ślad, ale odpowiednio tak, by było to odczuwalnie.
– Han – jęknął, przenosząc usta z szyi do jego ucha – ja bym bardzo chciał – zaczął z ciężkim oddechem, trochę jakby niecierpliwy, trochę jakby spragniony. – Żebyś się odsunął – wyszeptał mu prosto do małżowiny, nagle nieruchomiejąc i zaprzestając wszelkich pieszczot. Kącik ust uniósł się nieznacznie, oczy zabłysnęły przekorą, kiedy uwolnił biodra Hana z uścisku własnych ud. – Teraz masz jakieś pojęcie tego, jak się czułem po tym śnie – dodał jeszcze lekkim tonem, ale z zadyszką, której nie był w stanie ukryć. Musiał mieć ostatnie zdanie.
@Mae Haneul
Munehira Aoi ubóstwia ten post.
Strona 2 z 2 • 1, 2
maj 2038 roku