Kompleks kilku budynków przeznaczonych do treningów strzeleckich położony w pobliżu magazynów i zbrojowni. W środku spotkać można wojskowych o różnych stopniach - od szeregowych aż po oficerów, każdy jednak pojawia się tu w jednym celu: by rozwijać swoje zdolności posługiwania się bronią i ćwiczyć celność.
Największy i główny budynek mieści w sobie kilka różnych torów w konkretnych, wyznaczonych pomieszczeniach. Jest więc strefa odpowiednia do strzelania z broni krótkiej, w której każde stanowisko oddzielone jest ścianką, gdzie można regulować dystans tarcz strzeleckich oraz wprawiać je w ruch dla utrudnienia; obok sala do ćwiczeń z wykorzystaniem karabinów na większą odległość - przystosowana do przyjmowania każdej pozycji podczas oddawania strzałów. Kilka pomieszczeń urządzonych w nowoczesnym stylu zostało zaadaptowanych na potrzeby urozmaiconych treningów poprzez symulowanie przebiegu misji, przykładowo odbijania zakładnika czy wymiany ognia pomiędzy dwiema drużynami. W pobliżu wydzielona została również przestrzeń na zewnątrz, by móc poddać swoje zdolności próbie w naturalnych warunkach i dowolnej pogodzie.
W jednym z mniejszych budynków żołnierze mogą rozwijać umiejętności związane z bronią miotaną. Dostępnym arsenałem są nie tylko granaty ćwiczebne, ale też najróżniejsze noże do rzucania, toporki czy łuki. Częściej widuje się tu członków Tsunami niż innych jednostek przez wzgląd na dość archaiczną formę niektórych broni. Przez mniejsze zapotrzebowanie na przestrzeń do tego rodzaju ćwiczeń, sale są znacznie skromniejsze i mniej nowoczesne niż te w głównej części strzelnicy.
Pośród kompleksu umiejscowiono także kilka pomieszczeń z wirtualną i rozszerzoną rzeczywistością, które zapewniają trenującym przeróżne doznania związane z wizualizacją otoczenia. W jednej chwili żołnierz może znaleźć się na środku pola bitwy lub przedzierać przez gęstą dżunglę, mogąc przećwiczyć taktykę działania w danym terenie. Technologia AR z kolei umożliwia stworzenie kontrolowanego środowiska i licznych holograficznych celów, do których strzelać można bez korzystania z prawdziwej amunicji.
Plany na zabranie Carei na strzelnicę pojawiły się już dłuższy czas temu, ale dopiero teraz nadciągnęła możliwość zrealizowania obietnicy porwania artystki. Niektórzy powiedzieliby, że w obecnym stanie raczej nie powinien zbliżać się do jakiejkolwiek broni, a tym bardziej brać kogoś niedoświadczonego w miejsce, w którym jeden błąd mógłby kosztować kogoś życie. To nie był jednak pierwszy raz, kiedy podczas maratonu bezsenności normalnie pracował czy kogoś szkolił. Zdarzało mu się w gorszym stanie walczyć z yōkai, a tych, póki co, na terenie garnizonu jeszcze nie uświadczył. Miał zresztą tendencję do ignorowania zagrożeń, kiedy znajdował się w tej przytomnej na trzy czwarte formie.
Przyjechał pod uczelnię Ejiri trochę wcześniej niż powinien – wolał mieć zapas czasu niż się spóźnić. Po zejściu z motocykla czarnego jak mundur, w który był ubrany, zsunął z głowy kask i poprawił włosy szybkim ruchem dłoni. Oparł się o pojazd, w oczekiwaniu przeglądając w telefonie wiadomości, które przyszły do niego w czasie, w którym jechał z Haiiro. Te zdążyły się jednak skończyć nim nadszedł czas zakończenia zajęć Carei, toteż powiódł wzrokiem po okolicy. Wydział sztuk pięknych to jednak nie to samo co bezpieczeństwo wewnętrzne czy studia oficerskie. Namierzył wreszcie spojrzeniem kilka rosnących dziko stokrotek, przywłaszczył sobie jedną i resztę czasu spędził obracając ją lekko w palcach.
– Dzień dobry, piękna damo. – Uśmiechnął się na widok kobiety, choć było w tym coś, co nie pojawiało się przy jego wcześniejszych uśmiechach kierowanych do Eji. Coś kryło się we wzroku Nakashimy, trudne do odgadnięcia i określenia. Zbliżył się do niej, żeby wpleść drobny kwiatek gdzieś między jej ciemne włosy, po chwili wręczył jej drugi kask. – Gotowa?
@Ejiri Carei
Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Raikatsuji Shiimaura and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Nie rezygnowała z zajęć, chociaż wydarzenia, których doświadczyła niedawno, odbiły piętno na zachowaniu. Miała wrażenie, że sen, częściej stawał się polem walki, nie tylko przez brak odpoczynku, a nawiedzające ją koszmary... i gości. A fakt, że mogła spędzić czas zajmując się czymś, co wywoływało w niej mimowolny dreszcz ekscytacji, wrzucając w całkowicie nowe, nieznane jej zajecie, dawała dziwną, elektryzującą dreszczem - ulgę. Nie umiała jednak wskazać, czy ów wrażenia, nie łączyły się z obecnością samego mężczyzny, który zaproponował spotkanie i okazję, by spróbowała strzelania. Wszelkie pomysły, trzymała jednak w granicach rozsądku. Już wiedziała, jak kończyły się historie, których nie zdążyła oddać natchnieniu i obrazom, które z czasem, zajmowały coraz więcej miejsca nie tylko jej pracowni. Propozycja jej promotora, by przygotować wystawę, wydawał się pod jej wizję - idealny. Musiała się tylko przyznać.
Dostrzegła mężczyznę z daleka. Zatrzymała się na schodach bocznego wyjścia, przez chwilę obserwując, jak kilka studentek zwalnia niedaleko bramy, zapewne chcąc przyjrzeć się mężczyźnie w czerni, wspartego o bok motocykla. Zacisnęła lekko wargi, czując ciepło, które wkradało się na policzki. Co właściwe podkusiło ją, by zgadzać, na przejazd? Wrażeń miała pod dostatkiem, na które się narażała, a w ostatnim czasie czuła się, jakby sama siebie prowokowała do kłopotów. Z cichym westchnieniem poprawiła rękaw dopasowanej koszuli, w kolorze głębokiego fioletu i zdmuchnęła palcami, niewidzialny pył z dżinsowych spodni. Pokręciła głową, za często jej myśli umykały, gnane niewykorzystaną weną, niekoniecznie osiadając tam, gdzie wydawało jej się - powinna.
Nie zajęło jej wiele czasu, by pokonać dzielący ją od wojskowego dystans. Większość studentów jej roku, zdążyło zniknąć we własnych sprawach, ale kilka oczy wciąż czujnie osiadło na jej plecach, gdy zatrzymała się obok mężczyzny. Bardziej niezręcznie niż powinna, spojrzała na profil, który zdawał się rzeczywiście mieścić zmiany, które i ją męczyły. Dostrzegała jednak i coś więcej, coś, czego nazwać nie umiała, umykając zmysłom i rozpoznaniu, jak ścigany popołudniem, koci cień na balonie - Witaj...Yosuke - dygnęła lekko, unosząc ramiona lekko. Zdawał się zachowywać... mniej sztywno? Skracając dystans? - Wszystko... w porządku? - przechyliła głowę, faktycznie niepewna, czy był to dobry czas na zaaranżowane plany. Drgnęła jednak, niemal odsuwając się odruchowo, gdy wsunął jej we włosy bielącą się stokrotkę - Dziękuję... za co to? - odpowiedziała tylko cicho, palce mimowolnie wsunęła między czarne pasma, gdzie znalazł kwiat.
Kiwnęła głową, przejmując podany kask, który wsunęła na głowę - Jeździłam tylko raz - powtórzyła niezręcznie o czymś, co wspominała podczas rozmowy smsowej, i dopiero zaproszona, wsunęła się na siedzisko za kierowcą, dłonie oparła na jego barkach. Wrażenie wciąż wywoływało ekscytację. Zupełnie, jakby miała zamiar znowu zrobić coś zakazanego. Znowu. I nim ruszyli, na krótko oparła czoło o męskie plecy, szukając w takim ukryciu, odrobinę odwagi.
@Nakashima Yosuke
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma and Nakashima Yosuke szaleją za tym postem.
– Tak. To tylko efekt małych ilości snu, może odrobinę zbyt dużo kawy. I cieszę się, że cię widzę – odparł spokojnie, zaczepiając kciuki o kieszenie kurtki. Paradoksalnie rozpierała go energia, którą w miarę starał się tłumić, ale mimo wszystko ta wyłaziła gdzieś bokiem. Pewnie zamiast na strzelnicę powinien iść pobiegać albo zgarnąć rekrutów i przeczołgać ich gdzieś za miastem, ale to wykluczało spotkanie z Carei. Chociaż…
– A czy musi być powód? – Spojrzenie żołnierza zatrzymało się na drobnym kwiatku. Swoją bielą stanowił wyraźny kontrast w zestawieniu z ciemnymi włosami kobiety i ubiorem, którego górna część w jego oczach stanowiła ciemniejszą szarość. Uśmiechnął się jakoś tak radośnie, wzrokiem powracając do twarzy Ejiri. – Pasuje ci. Tak samo drobny i uroczy jak ty. – Przechylił lekko głowę. Przesadna śmiałość, jego przypadłość nadmiernej szczerości, chęć wprowadzenia artystki w zakłopotanie? Na pewno po części nawiązanie do wysyłanych wiadomości, w których zdarzyło mu się kilka razy rzucić drobnym komplementem. Teraz przynajmniej mógł na żywo zobaczyć reakcję.
– To teraz masz drugą okazję, będziesz mogła porównać wrażenia.
Pomógł jej wsiąść, jeśli potrzebowała i przybrać wygodną, bezpieczną pozycję. Nie jeździł jak szalony żużlowiec podczas wyścigu, od którego zależało jego życie, ale mimo wszystko z czystego, zawodowego przyzwyczajenia nie chciał, żeby żadnemu z ich dwójki stała się jakaś krzywda. Właściwie to nawet bardziej niż o siebie, martwił się właśnie o nią. Nie był jednak aż tak początkującym kierowcą, jak mogłoby się wydawać; choć prawo jazdy wyrobił stosunkowo niedawno, miał trochę doświadczenia w prowadzeniu motocykla z wcześniejszych lat. Dużo wcześniejszych.
Silnik zamruczał dość głośno, ale podczas jazdy i tak ciężko byłoby prowadzić jakąkolwiek rozmowę. Droga nie była jednak zbyt długa – na podstawie swojej znajomości miasta wiedział, którędy można ominąć najbardziej zatłoczone ulice, a jednoślad miał tę zaletę, że w razie potrzeby można się nim było wcisnąć pomiędzy samochody.
Wreszcie zatrzymał się przy szlabanie stanowiącym wjazd na teren jednostki i wyciągnął z kieszeni dokument upoważniający go do przebywania w garnizonie. Drugi wojskowy, w zupełnie innym mundurze, wpuścił oboje do środka bez słowa, choć na jego twarzy wymalowało się coś na kształt niechęci.
– Wejdziemy tylko po przepustkę dla ciebie, żeby się żaden matoł nie przyczepił. Jest już przygotowana, będziesz tylko musiała potwierdzić jej odbiór podpisem – oznajmił po zdjęciu kasku, kiedy zaparkował i wyłączył silnik. Zsiadł z motocykla i wyciągnął do Carei dłoń, żeby pomóc jej utrzymać równowagę przy schodzeniu z pojazdu. – I mam obowiązek cię poinformować o zakazie robienia zdjęć na terenie jednostki. Chyba, że nikt nie widzi. – Puścił jej porozumiewawcze oczko i najpierw zaprowadził do biura przepustek dla załatwienia formalności, a już po paru minutach zbliżali się do budynków wciśniętych w kąt gdzieś przy jednym z wysokich murów.
– Z czego najpierw chciałabyś spróbować postrzelać?
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Kusiło zapytać, być może przekornie, egoistycznie, dlaczego cieszył się jej obecnością, ale filozoficzną analizę pozostawiła w tle, przyjmując do wiadomości szereg wypowiedzianych informacji. Gdyby się nie skupiła, ciąg wyrazów mógłby umknąć z końcówką, która dziwnie wplatała się w całość, niewinnie, jakby należała do pierwszych tłumaczeń, a nie komplementem - Nie odpowiada się pytaniem na pytanie, wiesz? - obróciła głowę w bok, umykając spojrzeniu mężczyzny - poza tym, zazwyczaj jest jakiś powód... - skwitowała lekko, zmieniając pozycję, a palce lewej dłoni zaciskając na rękawie własnej koszuli, gdy znaczenie następujących wyrazów zapiekło, wkradając się na blade do tej pory lica. Zmrużyła powieki, jeszcze raz spoglądając gdzieś ponad ramię Nakashimy - nie jestem tak urocza - zacisnęła wargi - ale dziękuję - ucięła, korzystając z okazji, by znowu umknąć spojrzeniu i podejść bliżej motocykla.
Znała podstawy bezpieczeństwa, siadając za plecami kierowcy. I tak jak za pierwszym razem, być może powinna była skupić się na utrzymaniu właściwej pozycji, ale wzrok, nieco zamglony przez szybkę kasku, nadal umykał na boki, zgarniając nie do końca widok, a prędkość, z jaką umykał i zostawał za nimi. Kusiło, by rozłożyć ramiona, uchwycić wiatru, który kąsał gdzieniegdzie odsłoniętą skórę, szarpał gładką powierzchnią koszuli, niby wodna falą. Zapamiętana emocja, umacniała się kształtem, który swoje pierwsze linie oddał jej na papierze szkicownika.
Nie wiedziała w którym momencie, dłonie wbiły się mocniej w męskie ramiona, gdy zwolnili i w końcu się zatrzymali. Oddychała płycej, a ściągając kask wiedziała, że policzki różowieją się z wciąż widocznej ekscytacji. Z uśmiechem, który odsłaniał ząbki, z błyszczącym spojrzeniem, przyjęła pomoc, na moment splatając palce z tymi, należącymi do wojskowego - Jesteś pewien, że to nie będzie problem? - odezwała się, gdy bezpiecznie stanęła na ziemi - panu przy wejściu chyba średnio podobała się moja obecność - odwróciła głowę, zerkając za siebie, ale wojskowy, zniknął gdzieś za wejściem - oczywiście - potwierdziła tylko - na komisariatach zazwyczaj podobne dokumenty i przepustki wypełniam, żeby wejść... i nikt nie posądził mnie o bycie przestępcą - zaśmiała się na wspomnienie. Bywały różne sytuacje i nadgorliwi służbiści.
- Dobrze proszę Pana. Nie planuję robić zdjęć.. - odezwała się naśladując powagę i spojrzała wyżej, odnajdując twarz Yosuke - chyba - zamrugała, ruszając za przewodnikiem i dzisiejszym jej opiekunem. Starała się iść blisko, mało nachalnie rozglądając się po masywnych budowlach, w których czuć było chłód, niekoniecznie związany z temperaturą. Mimowolny dreszcz zakwilił pod skórą, ale skupiła się na wypełnieniu druczków i wskazaniach, które pozwolić jej miały na wejście. Starała się ignorować uwieszane na jej postaci spojrzenia mijanych wojskowych, dziwnie natarczywych, ciekawskich, wprawiających ją w hamowane wolą zakłopotanie. Wyrwana ze spięcia dopiero, zadanym pytaniem. Odetchnęła przez nos, z ulgą.
- Przypominam, panu instruktorowi, że nie strzelałam nigdy, więc nie mam pojęcia nawet, jaki mam wybór - wyprostowała się, starając się zrównać krok, nie pozostając z tyłu - ale zakładam, że coś, co będę mogła przynajmniej unieść - zażartowała lżej, gdy ilość mijanych osób zmniejszyła się. Mogła się tymczasowo rozluźnić i znowu skupić na otoczeniu.
@Nakashima Yosuke
Seiwa-Genji Enma and Nakashima Yosuke szaleją za tym postem.
– Panu przy wejściu bardziej chyba nie podobam się ja – skomentował, odwracając na moment głowę w kierunku, przy którym dopiero co mijali żołnierza. Zmrużył nieznacznie oczy. O ile sam klimat garnizonu był dokładnie tym, co lubił, tak jednak niechęć innych wojskowych skutecznie odpychała od przyjeżdżania tu. Było to jednym z powodów, dla których wyjeżdżał w Yakkari przy każdej okazji. – Inni nie przepadają za moją jednostką. Gdyby to od nich zależało, pewnie pozbyliby się nas ze „swojego” terenu. Na szczęście podlegamy innej władzy, a ich marzenia o wykurzeniu stąd niebezpiecznych dziwaków pozostaną tylko marzeniami.
Nie dziwił się temu, że pozostali żołnierze kręcili na Tsunami nosami. Owiana tajemnicą grupa, która zajmowała się nie wiadomo czym, porządnie finansowana nie wiadomo czemu, podobno jednostka specjalna, a jednocześnie przyjmująca w swoje szeregi ludzi, którzy często wcześniej nie mieli nic wspólnego z mundurową karierą. Nie miewali też wspólnych treningów na poligonie, mijali się w części wspólnej bazy, a do małego fragmentu garnizonu wstęp mieli tylko oni – nie wpuszczano tam nawet wysokich rangą wojskowych.
– A ile uniesiesz? – tu wyciągnął rękę w jej stronę i delikatnie macnął ramię kobiety palcami. – Granatnik i wyrzutnia rakiet zdecydowanie odpadają. Pewnie większość karabinów snajperskich też… Mogę ci pokazać mój, waży tylko dziewięć kilogramów. Strzelby mogłyby mieć dla ciebie trochę za mocny odrzut. Zwykłemu karabinowi na pewno dasz radę, pistoletowi tym bardziej. I przywiozłem z Sāwy swoją starą wiatrówkę, na której się uczyłem. Przy wystrzale nie generuje takiego huku jak broń z ostrą amunicją, byłaby dobra na początek.
Ejiri Carei ubóstwia ten post.
- Uśmiechasz się - odezwała się, mrugając spiesznie, bo zdała sobie sprawę, że myśl, która z refleksją zakołysała się na języku, nagle została zwerbalizowana. Tym samym, przyłapana mogła być na fakcie, że przyglądała się męskiemu profilowi nieco częściej niż wypadało - To znaczy... częściej się uśmiechasz - spróbowała się poprawić, splatając na moment palce ze sobą, by zaraz potem rozluźnić. Odetchnęła głębiej, bo przejście obok strażnika, rozproszyło tak jej myśli, jak i słowa, skupiając uwagę, na poczynaniach służbisty i jego ciężkiego wzroku. Mimowolnie, poczuła dreszcz, zupełnie, jakby wojskowy, miał przy sobie niewidzialny paralizator w oczach. Być może miał. Niekoniecznie tylko ich źródłem było spojrzenie.
- Czemu ty? - uniosła wzrok wyżej, szukając odpowiedzi jeszcze zanim otrzymała ją werbalnie - Czyli mówisz, że zadaję się z niebezpiecznym dziwakiem? - uniosła brwi, podczas gdy wargi zakołysały się w udawanym oburzeniu - Powinnam się bać? - dodała niewinnie, pół na pół dzieląc w słowach własną nieśmiałość i wychylające się wyzwanie. Być może prowokował ją sam do tego, przynajmniej do czasu, gdy mówił czegoś, co wywoływało w niej rosnący wraz z barwiącym policzki różem - wstyd. Wystarczyło jednak przekręcić szalę, być w słowach mniej płochą, opierając na stronie artystycznej, która wspierała śmiałość. Jeśli jednak nie miała w palcach szkicowania, a smugi grafitu, nie malowały cieniem nadgarstka, odwaga umykała, pozostawiając ją samotną we własnym zakłopotaniu.
Drgnęła zaskoczona, gdy męska dłoń sięgnęła jej ramienia. Serce zafałszowało rytm, gdy spojrzała badawczo, to na zawieszoną przez moment rękę Yosuke, to na delikatne zgniecenie i mrowiące ciepło w miejscu, gdzie została tknięta - Ty mi powiedz... - zdążyła ugryźć się w język, bo równie szybko otrzymała dopowiedzenie. Słuchała dalej uważniej, uspakajając rytm własnego oddechu, równając i krok z mężczyzną obok - Zdaję się na twoją ocenę - przyznała, zgadzając się na przedstawiony scenariusz - słyszałam też... że strzelanie ma w sobie jakąś terapeutyczną formę... odstresowania - przygryzła wargę zwalniając i przerywając, gdy w końcu podsunięto jej dokumentację do wypełnienia. Dopiero gdy biurokracja została sfinalizowana, i mogła otrzymać przepustkę, dokończyła myśl. Zaczekała jednak, aż znikną czujnie śledzące ich ślepia żołnierzy - Tobie to jakoś pomaga? Lubisz strzelać? Czy to tylko... praca - zakończył nieco niezręcznie.
@Nakashima Yosuke
Nakashima Yosuke ubóstwia ten post.
– Oni się boją. – Wzruszył lekko ramionami, oglądając na żołnierza. Najbardziej irytowało ich, kiedy członkowie Tsunami mimo wyraźnych zaczepek pozostawali niewzruszeni i obojętni na te małpie popisy. Doprowadzanie wojskowych do szewskiej pasji było ulubionym zajęciem Nakashimy, kiedy akurat nie miał co robić. – Jeśli byłbym w Shiroi Seifuku, pewnie robiliby problemy, żebyś w ogóle weszła na teren jednostki. Uznaliby cię za rekruta i chcieli uchronić przed tajemniczym zaginięciem. Poza tym, zgłosiłem się do Tsunami na ochotnika. Nikt normalny tego nie robi.
Miał powody, żeby szukać o nich informacji i chcieć wstąpić do dziwnej grupy, o której niewiele wiadomo. W jego życiu w krótkim czasie stało się zbyt wiele dziwnych rzeczy, nie potrafił wrócić do wcześniejszej codziennej egzystencji. Zbyt wiele pytań, za mało odpowiedzi. Widząc widma, których nikt inny nie dostrzegał, zaczął obawiać się o to, czy nie straci pracy, pozwolenia na broń, albo od razu nie zamkną go w wariatkowie. Z czasem dopiero przyszła wiedza, że nie jest to wcale takie dziwne, wbrew pozorom dość powszechne i są ludzie, którzy zawodowo zajmują się różnymi rzeczami związanymi z drugą stroną, na której postawił stopę na kilkanaście minut.
– Lubię, póki celem nie jest nic żywego. Inaczej to tylko praca. Nie każdy byłby w stanie strzelić do człowieka, a co dopiero go uśmiercić. – Wyraźnie spoważniał. Nadal pamiętał dokładnie pierwszą ofiarę. Ledwo wszedł w dorosłość, przeprowadził się do Fukkatsu, łączył studia z karierą w policji. Dręczyło go to przez długi czas, aż wreszcie przeszedł z tym do codzienności, zaczął traktować jako niewygodną konieczność. Później było już łatwiej. – Przede wszystkim, strzelanie uczy kontrolowania oddechu. Wstrzymywanie powietrza na kilka chwil przed strzałem może faktycznie uspokoić. Albo może tak działa wyobrażanie sobie, że cel jest kimś, kogo wyjątkowo nie znosisz.
Kiedy wszystkie formalności były za nimi, po niedługiej wędrówce mogli wreszcie zatrzymać się przed wejściem do strzelnicy. Yosuke otworzył drzwi, przepuszczając do środka Carei, a gdy weszła, wsunął się zaraz za nią. Podał jej zgarnięte z półki okulary ochronne i wygłuszające nauszniki.
– To na potem, żeby nic nie wpadło ci do oka i żebyś nie uszkodziła sobie słuchu.
Poprowadził ją korytarzem do małej salki, w której już wcześniej przygotował cały bojowy sprzęt na dzisiejszą „lekcję”. W środku nikogo nie było. Nakashima odpowiednio wcześnie zadbał o to, żeby nikt mu nie przeszkadzał.
– Najważniejsza zasada strzelnicy: nigdy nie celuj w drugą osobę. I druga: nie patrz w wylot lufy, zwłaszcza jeśli broń jest naładowana. Jeśli nie jest, też tego nie rób. Wiem, że może brzmieć to głupio, ale to najczęstsze przyczyny przypadkowego postrzelenia i zdarzają się nawet osobom, które mają już jakieś doświadczenie. – Podniósł ze stolika wiatrówkę i okrągły, metalowy pojemnik, który zagrzechotał lekko. Pudełko odłożył na brzeg stanowiska strzeleckiego, broń zaś zaprezentował, trzymając ją obiema rękami, lufą skierowaną w stronę tarczy.
– Nie będę nudzić informacjami o samych modelach i ich nazwami, ale skrócony wykład o budowie ci się przyda. Kolbę – przesunął palcami po drewnie po przeciwnej stronie do morderczego wylotu – opiera się o ramię, trochę poniżej obojczyka, dla stabilizacji. W tym miejscu jest spust, najlepiej nie trzymaj na nim palca póki nie jesteś pewna, że dobrze wycelowałaś. Mniejsza szansa, że przypadkowo naciśniesz. Ma prawie dwadzieścia lat, więc może chodzić trochę za lekko. Dalej masz łoże – wskazał dalszą część wykonaną z drewna, kończącą się tuż przy lufie. – W tym miejscu opierasz sobie drugą dłoń. To pod lufą to zbiornik na dwutlenek węgla, ten model akurat jest nim zasilany. Tu są przyrządy celownicze. Na końcu lufy muszka, tu bliżej szczerbinka. Przy celowaniu ważne jest ich zgranie. Ta kreseczka muszki musi być dokładnie pośrodku szczerbinki. Na górze jeszcze powinien interesować cię zamek. Tu się go otwiera. Do środka wkładasz nabój, albo w tym przypadku – śrut. – Sięgnął do pudełka, które po otwarciu ukazało całe mnóstwo małych, grzybkowatych elementów. – Płaska strona w kierunku lufy, stożek do siebie. – Zaprezentował poprawne umieszczenie śrutu. Odwrotne w najlepszym wypadku wymagało wytrząchnięcia go ze środka, w najgorszym rozkręcanie całości, żeby zablokowaną gadzinę wydobyć. – Teraz jeszcze nie musisz chronić oczu i uszu, nie generuje dużo hałasu. Uderzenie w metal za tarczą będzie odrobinę głośniejsze. Przyjmując postawę możesz stanąć nieco bokiem, przy celowaniu możesz oprzeć trochę policzek na kolbie.
Ustawił się do strzału, przetrzymując przez jakiś czas tę pozę, żeby mogła przeskanować wzrokiem ułożenie. Przymknął lewe oko, i wreszcie wystrzelił. Dość szybko rozległ się charakterystyczny dźwięk, jakby uderzyć czymś puszkę. Przekazał wiatrówkę Carei z lekkim uśmiechem.
@Ejiri Carei
Ejiri Carei ubóstwia ten post.
- Nie jestem pewna, czy ktokolwiek miałby podstawy, żeby wziąć mnie za rekruta... - wzrok odwróciła, nie dając się chwycić wymowności, jaka zgodnie ze słowami Yosuke, mogła być ku niej kierowana. Nie przejmowała się nieprzychylną opinią, dopóki towarzysz jej ktoś, kto znał prawdę. Przynajmniej, tak wdzięcznie lokowała nadzieję - ...czy to... po twojej przemianie? - zapytała jakoś cicho, pochylając głowę bardziej stronę swego dzisiejszego nauczyciela, nie chcąc, by nawet szum słów dotarł gdzieś dalej. Patrzyła jednak w dół, na wciśnięte we wnętrze dłoni palce. I na krok, w którym starała się równać do tego większego, wojskowego. Być może, jej ciekawość gnała za daleko, szybko zderzając się z wiedzą, że odwracając sytuację, nie chciałaby usłyszeć podobnej kwestii.
- Rozumiem - odezwała się w podobnym co wcześniej, cichszym tonie, trawiąc żywe w sposób, który smutek uwagi kierowała w stronę yurei. Przygryzła koniuszek ust, nie chcąc wdawać się na grunt moralności, gdy nie znała jeszcze źródeł, jakie trzymały wojskowego w wytoczonej opinii - nie potrafiłabym - zgodziła się jeszcze, bardziej odpowiadając na wewnętrzną kwestię. Krępowały ją więzy własnych lęków oraz idei... które w tak pokrętny sposób, lokowały jej rysunkowe fascynacje na kanwie życia i jego - wzbudzania. Tak, jak nie potrafiła zniszczyć żadnego ze swych tworów. nawet tych najczarniejszych, schowanych głęboko w szafkach, na których pełne obrzydzenia i okrucieństwa spojrzenie, wyłaniało się z obojętnej na krzywdę bieli. Bestia. Wzdrygnęła się.
- Trochę przypomina mi to malowanie szczegółów na materiale bardzo kruchym. Jak szkło. Te wtedy wstrzymuje oddech... dopiero z wypuszczeniem stawiając cieniutką linię... - szukała w głowie właściwej analogii, ale nie miała pojęcia o strzelaniu wiele, tyle, ile zdążyła wyczytać w intrenecie. Słuchała więc ze z uwagą - ...a jeśli chciałabym... skupić się nie na celu, a samym strzale? - kontynuowała w lekkim zamyśleniu - usłyszałam od kogoś, że... to pomaga uwolnić emocję. I dlatego najważniejszy jest moment...naciśnięcia spustu - porównanie pokrętne, ale na terapii zdążyła usłyszeć niekonwencjonalne formy radzenia sobie z traumą.
Nie kontynuowała myśli, znowu opierając się na wiedzy, jaką karmił ją trener, kiedy znaleźli się już u celu, a przed oczami miała już prezentowaną wiatrówkę, a otrzymane okulary i nauszniki, tkwiły bezpiecznie obok. Kiwnęła głową, bardziej przejęta widokiem broni, niż pierwszą lekcją - To znaczy... nie celuj w drugą osobę, jeśli nie chcesz do niej strzelić na treningu? - splecione włosy opadły na ramię, gdy zakołysała się lekko na palcach, chcąc złapać inny kąt patrzenia na prezentowane artefakty. Przez cały, krótki wykład, nie odzywała się, obserwując czynione gesty, które dla niej przypominały wstęp do rytuału, czy rzucanego zaklęcia. Z tym większa fascynacją śledząc, jak wycelował w tarczę, jak przyjmował postawę i mimowolnie drgając, gdy szum uderzenia śrutu, spotkał się z celem. Dopiero też wtedy wypuściła wstrzymany oddech, nie orientując się nawet, kiedy kumulowane powietrze zapiekło w płucach. Nie mogła oderwać wzroku od opartej kolby, od przytulonego - niemal tak blisko, przyjaźnie, czuło jak ...stęsknioną kochankę. Kaszlnęła cicho, zakrywając usta wierzchem dłoni i przestępując lekko z nogi na nogę, jak szykowana do występu tancerka.
- Mam wrażenie, że jest dla mnie... za duża - uniosła ramiona, podchodząc bliżej dopiero, gdy mężczyzna opuścił broń. W ciemnych ślepkach, mienił się podziw i żywa fascynacja. Nie miała pojęcia, że podobna czynność mogła mieć w sobie tyle... męskości? Jakiejś pociągającej aury, który otulał sylwetkę wojskowego ze spokojem, pewnością, o który u niej byłoby trudno - Będę mogła... spróbować? - pytanie głupie, w perspektywie celu jej dzisiejszej obecności, ale drażniące ją ekscytacja, chwytane zwyczajowo podczas malowania, wpełzło pod skórę utrzymując artystkę w swego rodzaju natchnieniu - ...czy powinnam wiedzieć coś jeszcze?. - dłonie przeniosła za siebie, splatając je ze sobą. Uniosła brodę wyżej, chcąc odnaleźć w dwubarwności męskich ślepi emocje inne, niż te dostrzeżone na początku.
Zaprawdę, była niepoprawna w swej nieświadomości. I przypadkowym pociąganiu wrażeń, jakich tak często się bała.
Nakashima Yosuke ubóstwia ten post.
– Czemu nie? Być może jesteś piekielnie dobra w posługiwaniu się nożami, albo inną bronią równie niepozorną co ty. Wspiera nas też całkiem sporo cywili, którzy nie znają się na walce. Wystarczy dać im powód, a oni sobie już resztę dopowiedzą. – Nakashima proces rekrutacyjny zwykle rozpoczynał od spotkania w jakimś miejscu publicznym, gdzie przeprowadzał wstępną rozmowę. Później najczęściej kierował rekruta do górskiej siedziby Tsunami, zamiast skazywać go od razu na przepychanki z wojskowymi w garnizonie Fukkatsu. Przede wszystkim, kandydat był narażony na mniejszy stres, a w Yakkari od razu mógł przystąpić do najważniejszych szkoleń i treningów pod okiem innych członków jednostki. – Przemiana. Jak dosłowna była w moim przypadku… – Zaczął cicho, kierując spojrzenie przed siebie, uważając na drogę. Przymrużył lekko oczy, a uśmiech ustąpił obojętności. – Kilkuminutowa wizyta w Kakuriyo odebrała mi prawie wszystkie emocje. Przy tobie po raz pierwszy od niemal ośmiu lat uśmiecham się szczerze, jak dawniej. Wydawało mi się wtedy, że wstąpienie do Tsunami rozwiąże moje problemy. Przynajmniej egzamin na kandydata miałem już za sobą.
Spotykał się z ludźmi, którzy rezygnowali z dołączenia, słysząc, jakiej ofiary się od nich wymaga. Często decydowali się na pozostanie w szeregach jako wsparcie – informatorzy, medycy, osoby kontaktujące się w imieniu jednostki z władzami miasta. Większość jednak podejmowała ryzyko, nie zawsze udawało się przywrócić ich funkcje życiowe. „Test” zbierał swoje żniwo, ale był niezbędny w przygotowaniu do walki z nadnaturalnymi bytami. Nie dało się ich zwalczać, jeśli nie widziało się przeciwnika.
– Nigdy nie próbowałem skupić się na strzale… Ale coś w tym faktycznie może być. Naciska się go, kiedy się do tego przygotuje, wyciszy. Zwykle czułem satysfakcję z trafiania po prostu w cel czy puszkę stojącą na murku. – Nie chodził na terapię. Prawdopodobnie powinien, przynajmniej w pierwsze kilka miesięcy po zostaniu medium, ze względu na szok, którego mógł doznać przy całym procesie przejścia. Bał się, że wpłynie to na jego karierę, a ślad po tym już na zawsze zostanie w jego kartotece. Udawał więc, że wszystko było w porządku, pozwalając problemom zżerać go od środka i wyładowując napięcie na swój sposób. Niedługo później i tak sam porzucił pracę w policji na rzecz tajemniczego ugrupowania podpiętego pod wojsko, ale wtedy uznał już, że nie potrzebuje żadnych spotkań ze specjalistą od problemów natury psychicznej.
– Na treningu raczej do siebie nie strzelamy. Chyba, że ze specjalnego rodzaju amunicji ćwiczebnej, ale jej dzisiaj nie przygotowałem. – Z całego zgromadzonego arsenału, poza śrutem do wiatrówki cała reszta była dość groźna, zwłaszcza wystrzelona z bliskiej odległości. Nawet nie rozważał wrzucania Carei na głęboką wodę, robiąc jej od razu egzamin ze strzelania do ludzi. Po pierwsze – brakowało jej doświadczenia, najpewniej celności i nie chciał, żeby zrobiła sobie krzywdę. Po drugie zaś, choć on czuł się tu jak w swoim żywiole, a w oczach pojawiły się iskierki pasji, nie wiedział, czy zagadnienie nie znudzi towarzyszącej mu kobiety. Było to coś zupełnie innego od pracowni malarskiej, tworzenia rzeźb czy glinianych wazonów. Skoro jednak przyszła zamiast taktownie odmówić, nie chciał zrzucać zbyt wiele na tę uroczą główkę.
– Spróbuj, śmiało. Jest lekka, a w rękach już nie wydaje się taka wielka i nie powoduje odrzutu. Uważaj tylko, żeby nie wrzucić śrutu tym stożkiem w kierunku lufy, może się zablokować. – W końcu nie byli tu wyłącznie w celach odbębnienia wykładu z teorii. Jeśli by sobie tego zażyczyła, pozwoliłby jej nawet na sprawdzenie się w rzucaniu granatem – ćwiczebnym co prawda i raczej na zewnątrz budynku, ale istniała taka możliwość. Miała do dyspozycji wszystko, co dziś przytaszczył, a dodatkowo możliwość złożenia specjalnych zamówień.
– Ta ma ledwo metr i trochę ponad dwa kilogramy wagi – dodał, oddając broń w ręce Ejiri. Podszedł do stolika na uboczu, z którego podniósł coś, co długością dorównywało wzrostowi artystki, wcześniej zsuwając z siebie górną część munduru. Napięcie mięśni ramion zdradzało, że trzymany oburącz karabin musi być adekwatny do jego wymiarów. – To moje narzędzie pracy. Półtora metra długości, dziesięć i pół kilograma wagi. Po dodaniu lunety, tłumika i innych akcesoriów może mieć prawie dwanaście, ale da się w niej wymienić lufę na krótszą o połowę. Traci wtedy co prawda na zasięgu, ale można ograniczyć jej wagę do dziewięciu kilogramów. – Oparł snajperkę o ściankę obok siebie, na wypadek jakby chciała się jej przyjrzeć z bliska. Rzadko miewało się okazję do zbadania broni Tsunami inaczej niż stając się jej celem. Sam Yosuke powrócił do przyglądania się jak Carei radzi sobie z wiatrówką, uśmiechając się delikatnie.
@Ejiri Carei
Ejiri Carei ubóstwia ten post.