Chatka w głębi lasu - Page 2
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Nie 18 Cze - 18:14
First topic message reminder :

Dom na skraju


Samotna chatka umiejscowiona dość głęboko w gęstym lesie. Dojechać można do niej tylko i wyłącznie jedną drogą, a i tak po zaparkowaniu samochodu trzeba przejść z dobre dwieście metrów. Domek należy do Takamashi Sany, która obecnie zamieszkuje wioskę w sercu Sāwy, a domek, wybudowany przez jej zmarłego męża, służy jej jako dodatkowe źródło utrzymania. Każdy, kto ma ochotę uciec od zgiełku miasta i pobyć w samotności, na łonie natury, zdecydowanie odnajdzie się w tym miejscu. W otoczeniu lasu i natury, z pięknym widokiem na góry - każdy odetchnie spokojem. Nieopodal chatki jest też jezioro z możliwością skorzystania z łodzi. Idąc w głąb lasu można odnaleźć starą, porzuconą świątynię. Chatkę można wynająć na kilka dni, ale również na dłuższy termin - na przykład kilka tygodni. Dostępna cały rok.

Haraedo

Warui Shin'ya

Sob 28 Paź - 14:41
Ochrona była naturalna. Chronił matkę, dotykając jej sklejonych krwią włosów palcami mokrymi od łez; godności, wyrywając się z żelaznych uchwytów funkcjonariuszy; własnych celów przeciwstawiając się porządkowi świata i odmawiając śmierci. Chronił też samego siebie, gdy kolejny raz jawiła mu się przed nosem wizja nowej relacji. Podając dłoń ściskał ją z figlarnym błyskiem w oczach, w uśmiechu krył zapowiedzi przyszłych rewelacji, ale w rzeczywistości ostrożność z jaką podchodził do obcych, zakrawała o przesadę. Miał skórę pokrytą grubą warstwą nawykowych odruchów, wiedział zatem, ile trzeba włożyć słodyczy w każdy gest, aby zaskarbić sobie sympatię, ale samemu nie przekroczyć umownej granicy naiwności. Było to tak impulsywne, że nie zastanawiał się, gdy kolejny raz wciskał się w nową rolę; przykładnego sąsiada, sumiennego pracownika, uroczego przechodnia, którego ramię przytrzyma starszą kobietę przed upadkiem. Obracając twarz w kierunku Enmy nie znał odpowiedzi na "dlaczego?". Wzruszył jedynie barkami i rzucił: po prostu, jakby to cokolwiek tłumaczyło. Nie sądził zresztą, aby brakowało w tym sensu. - Ze względu na nasz kontrakt. - Oczywistość wemknęła się między szelest zielonych, szorstkich liści, odgarnianych wierzchem ręki. - Tak się zaczęło. Sam próbujesz mnie osłaniać na każdym kroku, jak wtedy, w rezydencji Aikiriju i podczas wystawy luster u państwa Satō, i zapominasz najwidoczniej, że nie jesteś nieśmiertelny. Wierzę w twoją siłę i nie podważam jej, ale każdemu przyda się odpoczynek. Do pełnej regeneracji trzeba się wyłączyć, tyle że zrelaksowani jesteśmy najbardziej bezbronni. Więc potrzebujesz na ten czas tarczy, która nie przepuści ataków. - Mnie. Potrzebujesz mnie. - Inaczej nigdy nie wyleczysz swojego wyczerpania. Między innymi dlatego tu dziś jesteśmy, nie? - Mocniejszy podmuch wprawił ich włosy w porywisty taniec, ale Shin w porę osłonił oczy przed drobinkami kurzu i ziemi. - No. Może niekoniecznie powinniśmy być akurat tutaj. - Spomiędzy przymrużonych powiek błyszczały kryształy barwy płynnego miodu. - Wiesz o co mi chodzi.
Nie potrzebował przeprosin, choć kiedy wyrwały się z gardła dziedzica, na twarzy mimowolnie poczuł skurcz rozbawienia. Stłamsił to taktycznym odchrząknięciem i przekierowaniem uwagi na najbliższe otoczenie, nawet jeżeli gdziekolwiek nie spojrzał, tam widział jedynie falujące łodygi ogromnych roślin. Spodziewał się podobnej reakcji po Seiwie - bądź co bądź zaczął powoli uczyć się podstaw jego osobowości, ostrożnie odklejał nałożoną na pierwowzór kalkę następcy wielkiego rodu. Mimo niecierpliwej natury robił to łagodnie, jakby oddzielał od siebie zlepione, wilgotne kartki papieru.
- Mi też się podoba. - Podobały mu się myśli o stopniowym docieraniu do celu; najbliższa przyszłość, z której wyczerpie jak najwięcej, wciskając w nią ręce i pełnymi garściami kradnąc dla siebie ile będzie można. - Będzie zabawnie. - Obietnica złożona w jego własnym mieszkaniu spoczywała miękką kluchą na samym dnie przełyku, ale bywały momenty, że zapominał o niechęci wobec norm rządzących światem. Pozwalał sobie wtedy na trochę wewnętrznej ignorancji - prawie jakby wcale nie czekał go rozpad, strzaskanie duszy na kawałki, których nikt nigdy nie będzie chciał poskładać na nowo. Trudno uwierzyć, że miałby mu w tym pomóc ktoś taki jak Enma.
Z tym swoim nieporadnym życiowo syndromem osoby nieświadomej własnych... fizycznych możliwości.
Shin obrócił się do niego, splatając ręce na klatce piersiowej; pozwalając, by wzrok senkenshy przemknął od butów, przez stojące w lekkim rozkroku nogi, fałdy koszulki wystające zza paska do spodni, tors i tak aż po czapkę skrywającą rude pasma.
- ... ewentualnie...
Pokręcił głową, cicho parskając.
- Świetnie mi przecież szło. - Przekąs był udawany, ale w źrenicy mignęło ostrzeżenie, jakby fakt, że Seiwa jakkolwiek podważył jego kompetencje nawigacyjne, był nie do pomyślenia. - Podsadzę cię nie dlatego, że uznałeś mnie za beznadziejny GPS. - Poruszył barkiem, jakby zrzucał z niego pas torby, by rozgrzać mięśnie. Zaraz po tym opuścił nadgarstki i złączył ręce. Lekko się pochylił, stabilniej układając ciężar własnej wagi na podłożu. Palce, splecione ze sobą, były gotowe na podeszwę. Odczekał aż Enma pozbędzie się na chwilę balastu w postaci skradzionych kolb i opierając dłonie o jego ramiona, rzeczywiście usadowi but w prowizorycznym siodełku. - Robię to dlatego - dźwignął go, postępując pół kroku do tyłu i naprzód, aby utrzymać równowagę. Policzek otarł się o materiał czarnej koszulki luźno zwisającej z sylwetki medium, nim głowa Shina się nie odchyliła. Spojrzał na niego z dołu. - Żebyś zobaczył jak solidne fundamenty pozwalają ci wznieść się wyżej. - Aluzyjność włożona w ton idealnie pasowała do cwaniackiego uśmieszku, ale jeżeli chciał tu użyć metafory, szybko zrezygnował. Ważne było, aby się wydostać z labiryntu plonów. - Widzisz drogę?

Widział zdecydowanie, skoro niespełna dziesięć minut później pod palcami, zamiast szorstką powierzchnię podeszwy, można było poczuć lekki opór klamki. Drzwi auta otworzyły się bez problemu.
- Mówiłem, że dobrze idziemy - bąknął pod nosem, gdy już władował się na swoje miejsce. Opadł na skórzany fotel z łoskotem walącego się po schodach wora kartofli. - Jak w ogóle można się zgubić... taki sposób. - Mechanicznie zaczął pocierać prawą dłoń, zranioną podczas przedzierania się przez gęstwiny plonów. Na jej wierzchu czerwieniły się świeże, szczypiące otarcia, ale twarz nie zdradzała oznak bólu. Stanowiła raczej wyraz zamyślenia. - Poza miastem kryje się o wiele więcej yokai, nie? - Miał wrażenie, że teraz każdy przypadek, niefortunny zbieg okoliczności, każde potknięcie się albo tajemniczy szmer mógł okazać się efektem działania jakiegoś złośliwego demona. Że nawet teraz, gdy huk zamykanych drzwi odciął ich od świata zewnętrznego, pozwalając zmysłom chłonąć zapach świeżego obicia i nowości, coś poza samochodem czaiło się, aby tylko wystawili nogę z pojazdu. Było cierpliwe.

@Seiwa-Genji Enma
orientacja przestrzenna (25) - porażka;
Warui Shin'ya

Seiwa-Genji Enma and Ye Lian szaleją za tym postem.

Seiwa-Genji Enma

Nie 29 Paź - 2:04
Czy naprawdę mógł sobie na to pozwolić?
Na widmo, za którym wielokrotnie tak desperacko gnał, a które za każdym razem prześlizgało się przez jego palce? A gdy zdawać się mogło, że już je prawie miał, to tchórzostwo wgryzało się w jego umysł, kładło lepkie łapska na nim i ostatecznie sprawiało, że opuszczał dłoń, rezygnując z dalszego pościgu.
Bo ja nie mogę-
Od kiedy tylko pamiętał, w jego głowę wtłaczano jedną, zasadniczą myśl, która była niczym guma do żucia wciśnięta w miękkie kosmyki włosów. Niemożliwa do pozbycia się zwykłymi metodami, do której potrzebne były drastyczne środki w postaci obciętych włosów.
Głos yurei nakładał się z głosem jego dziadka, który rozbrzmiewał w podświadomości i wspomnieniach, zlewał w jedną całość, papkę o dwóch, różnych smakach. I choć jeden był słodki, kuszący, to Enma czuł, że drugi z nich był tym, po który sięgnąć powinien.
Powinien.
Powinien chronić klan. Każdą bliską mu osobę. Walczyć z yokai. Wywiązywać się z obowiązków. Spełniać z góry narzucone oczekiwania. Powinien. P o w i n i e n.
"Inaczej nigdy nie wyleczysz swojego wyczerpania"
A może właśnie dla odmiany, powinien zrobić coś dla siebie? Pomyśleć o tym, czego tak naprawdę chciał i potrzebował, on sam, a nie cała reszta jego otoczenia. Może właśnie tego potrzebował. A ten drugi smak był naprawdę kuszący...
Zawsze wszystko robił sam, i ze wszystkim mierzył się w pojedynkę. Shizuru był dla niego wsparciem, którego potrzebował w chwilach załamania, ale nawet on nie był w stanie mu pomóc. Przynosił tylko chwilową ulgę, a przecież nie było to rozwiązaniem narastającego ciężaru, jaki opierał się na jego barkach i który sukcesywnie ciągnął go w dół.
Machinalnie pozbył się balastu w postaci kolb kukurydzy, kiedy oparł nogę na splecionych dłoniach rudowłosego oraz podparł się o jego ramiona. Ruchy kierowane instynktem, bo umysł wciąż krążył dookoła słów Shin'a.
Prawda była taka, że Enma podświadomie wiedział czego chce. Czego tak desperacko potrzebował. Ale nigdy nie miał odwagi poprosić o to na głos, a i nie było nikogo, kto dostrzegłby w nim zwykłego człowieka. Kogoś, kto czasami czuje się zbyt słaby, aby podołać wyzwaniu.
Ciemny las, w którym krążył przez całe życie, zdawał się przerzedzać, a perspektywa oddania komuś przewodnictwa, chociaż na chwilę, nie była taka zła. Palce dotknęły jego własnej szyi, jakby chciał się upewnić, że nie oplata jej żelazna obroża a nadgarstki nie są obciążone łańcuchami. Naprawdę mógł sobie na to pozwolić? Ktoś taki jak... on? Rozmyty wzrok padł na drogę znajdującą się po lewej stronie od nich, a promienie słońca coraz mocniej podrażniały zaszklone oczy. Wziął głębszy wdech, a potem wsunął palce pod materiał czapki, pod którą do tej pory ukryte były rude kosmyki i gdy zeskoczył na ziemię, od razu założył zdobycz na swoją głowę, dzięki czemu cień daszka opadł na jego twarz, skrywając ją przed spojrzeniem wściekle miodowych tęczówek.
- Widzę

* * *

Uśmiechnął się na jego słowa. Ścisk w żołądku zniknął, a humor powrócił. Chociaż czapki nadal nie oddał, do której zaskakująco szybko przywykł.
- Tak, tak, wiem. - odpowiedział mu, nie kryjąc już rozbawienia. Odpalił samochód i po kilku sekundach, wreszcie, wyruszyli w dalszą trasę. Widząc jego ruch pocierania skóry, wzrok mimowolnie opadł na zaczerwienie na skórze Shin'a.
- Zraniłeś się? - zapytał, a w jego głosie było słychać wyraźną nutę zaskoczenia. Co rusz zerkając na trasę, wyciągnął lewą dłoń i zgięciem palca musnął zadarcie, jakby chciał się upewnić, że to nie iluzja, jednocześnie kontrolując dotyk, który przypominał bardziej ledwo wyczuwalny podmuch. Trwało to jednak krótko, bo już po chwili wskazał palcem w stronę drzwi samochodowych od strony mężczyzny.
- W schowku, tam przy drzwiach, powinny być chusteczki. - poinstruował go, na powrót skupiając w pełni wzrok na trasie.
- I tak, masz rację. Yokai z natury raczej nie lubią przebywać w towarzystwie ludzi. Zdecydowana większość zamieszkuje góry i lasy Yakkari, obrzeża miasta, Sawę. Jasne, są niektóre miejsca, gdzie odradza się chodzenie na spacery w samotności, ale znajdują się one zazwyczaj głęboko w lasach, w okolicach opuszczonych świątyń. I yokai prawie w ogóle nie ingerują z ludźmi. Mogą ich od czasu do czasu obserwować, z czystej ciekawości, ale to wszystko. To mi przypomniało. Od miejsca, gdzie się zatrzymamy, jakieś pięćdziesiąt kilometrów, jest pewna opuszczona świątynia. Będziemy mogli się tam wybrać któregoś dnia. Może jutro?

* * *

Dochodził wieczór, kiedy Enma przekręcił kluczyk (wcześniej znaleziony pod doniczką) i pchnął drzwi. Czuł narastające zmęczenie, ale też ekscytację, bo w końcu udało im się dotrzeć do miejsca docelowego. Odłożył torbę na bok, na ziemi i przeciągnął się, czując chyba każdy zastygły mięsień, mając wrażenie, że całego jego ciało odczuwa skutki wielogodzinnej jazdy.
- W końcu.. - wymamrotał, ściągając buty i wchodząc głębiej do pomieszczenia, dłonią odszukując włącznik światła. Chatka była utrzymana w czystości i w dość europejskim stylu, choć zachowała japońskiego ducha dzięki niektórym dekoracjom i zdobieniom. Dokładnie tak, jak Enma sobie wyobrażał.
I widział na zdjęciach.
Salon był sporej wielkości, połączony z kuchnią. Kanapa, dwa fotele z kocami i kominek z przygotowanym drewnem. Nawet dywan pod stopami wydawał się wyjątkowo miękki, jakby dopiero co zakupiony. Enma miał wrażenie, że w powietrzu unosi się nie tylko zapach drewna, ale i środków czyszczących i coś jeszcze, czego nie był w stanie określić. Odwrócił głowę do Shin'a, chcąc się upewnić, że jego towarzysz jest tuż za nim. Co jak co, ale ciemnowłosy miał dość obopólnego gubienia się. Za dużo jak na jeden dzień.
- Nie wiem jak ty, ale ja muszę wziąć pryszn-- och? - słowa urwane w połowie, bo uwagę przykuło coś znacznie lepszego. Dwubarwne tęczówki chłopaka zamigotały, kiedy wzrok padł na zawiniątko przed nim. Podszedł do stołu, gdzie znajdowały się dwie zalakowane butelki z sokiem, najpewniej malinowym, i przykryte ścierką ciasto.
- Od właścicielki. Mamy czuć się jak w domu. - Enma pomachał zostawioną przez kobietę kartką, jednocześnie sięgając po kawałek cytrynowego ciasta, bo przecież nie byłby sobą, gdyby nie skosztował słodkości.
- W tym czasie możesz wybrać sobie pokój. Na górze są chyba dwie sypialnie? A raczej jedna sypialnia i mniejszy pokój. A przynajmniej tak mi się wydaje, już nie pamiętam dokładnie co czytałem w ogłoszeniu. -[b] wzruszył ramionami, jakby rzeczywiście mało go interesowała autentyczność ogłoszenia. - [b] Jak wyjdę z łazienki to mogę przygotować nam kolację. Na co masz ochotę?

@Warui Shin'ya


Chatka w głębi lasu - Page 2 Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma

Warui Shin'ya and Ye Lian szaleją za tym postem.

Warui Shin'ya

Pon 6 Lis - 0:27
Nie krył ulgi - chrobot przekręcanego w zamku klucza otworzył im przejście przede wszystkim do odpoczynku, bo choć trasa nie polegała, z jego strony, na niczym poza siedzeniem i zbytnim niewychylaniem się przez uchylone okno, nie potrafił udawać, że marzy o czymś więcej poza zimnym prysznicem i gorącą herbatą. Przekraczając próg domku od razu wchłonął też świeży zapach; środki czystości mieszały się z charakterystyczną wonią drewna, przyjemną i nastrojową, zawsze kojarzącą z ulokowanymi gdzieś na uboczu górskimi budynkami; pełnymi naturalnego spokoju, izolacji i klimatu. Poza tym nie był w stanie skonkretyzować co jeszcze wyczuwa; może był to efekt wyobraźni, skoro od incydentu z polem kukurydzy nie potrafił odgonić się od wrażenia bycia obserwowanym. Zbył to jednak razem z gwałtownym ruchem ramienia; na podłogowe deski buchnęła sportowa torba, a on doświadczył wreszcie ulgi.
W końcu...
- Tak... - przyznał, zdejmując buty bez rozsznurowywania ich. Adidasy w nieładzie legły na ziemi, zostawione gdzieś blisko zamkniętych drzwi. Shin rozejrzał się zaraz po salonie, nie kryjąc zaintrygowania wystrojem. Byli tutaj sami, co wprawiało w ekscytację, a poza tym całość wydawała się zadbana i niemal nowa. Nieruszona do stopnia, w którym człowiek ma wrażenie, że nie powinien nawet siadać na kanapie, chociaż do tego ostatecznie służyła.
- Mamy czuć się jak w domu? - powtórzył za swoim towarzyszem, oceniając jeden z foteli spod uniesionego koca. Z bliska dało się dostrzec kilka przetarć na tkaninie albo wysłużone wypełnienie w miejscach, w których najczęściej zapadali się poprzedni lokatorzy; to bardzo dobrze. Odłożył więc narzutę i wziął się pod boki, kierując wzrok na Seiwę. Na krańcu języka miał serię pytań, ale tak naprawdę po co miałby dzielić się jakimkolwiek wątpliwościami? Nie po to wyjechali; nie po to została wynajęta ta całkiem spora chata; nie po to ktoś ułożył na ciepłym jeszcze cieście karteczkę, by się rozgościli. Zacisnął więc wargi, ostatecznie rezygnując. Postanowienie, aby wyczerpać ile się da w maksymalnym stopniu nakierowała go na inny tor rozmowy. Pokręcił prędko głową, w palce wplątując rude włosy. Pod opuszką wyczuł od razu mocniejsze dudnienie; jakby krew nagle uderzyła do łba.
- Nie, nie trzeba, serio. Wykąp się pierwszy, a ja coś przygotuję, będzie szybciej. Zrobiłeś przecież kanapki, teraz moja kolej. Ogółem może być moja kolej. W zamian będziesz zmywał naczynia. To dobry układ, nie? - Zaśmiał się i nie było w tym grama radości. - Wezmę ten mniejszy pokój, sypialnia jest twoja - dodał prędko, nie dając Enmie wciąć się w poprzednią propozycję. Nie, kiedy Shin był już w drodze do części kuchennej.

Niecałe pół godziny później ciche skwierczenie zanikło, a zapach dotychczas wypełniający przestrzeń przesiąknął przede wszystkim aromatem przygotowanego jedzenia. Palce przemknęły ostatni raz po jednym z talerzy, parząc się od nagrzanego naczynia; miało się wrażenie, że dań jest za dużo, że to niemożliwe, aby z podstawowych składników, które znajdowały się w lodówce, stworzyć tego aż tyle. Sęk tkwił zapewne w rozłożeniu, subtelnym schemacie cieszącym oko.
- Jesteś wreszcie. - Nie słyszał jego kroków; może wcale nie skupiał się na tym aż tak, kiedy ustawiał ostatnie miseczki z warzywami na niskim stoliku, a może to Seiwa stąpał tak lekko, że nie wytwarzał dźwięku. Bądź co bądź wycieczka nadała senkenshy nieco inny wygląd; dalej był wykwalifikowanym egzorcystą, dalej potrafił używać noża, choć na pewno nie w ten sam sposób, w jaki przed chwilą używał go Shin, znał się na demonach i gniewnych duszach, ale jednocześnie oprócz tego wykrochmalonego kadru pojawił się drugi, mniej wyblakły, z ujęciem na daszek skradzionej czapki rzucający cień na twarz. Warui był pewien co mógłby zobaczyć, gdyby mimo wszystko odebrał swoją własność, ale - choć nie do końca znał powód - szanował przestrzeń emocjonalną Enmy; przynajmniej na tyle, aby wtedy nie wgapiać się w niego z aluzyjnym uśmiechem. Wydawało mu się zresztą, że wydarzenia z trasy to akcje cholernie odległe, a jednak dalej miał na sobie ubrania, w których przyjechał; ciemnozielone, wojskowe spodnie nosiły teraz ślady kilku odprysków oleju, a na czarnej koszulce odbiła się plama innego, niewiadomego pochodzenia, ale poza tym nie zdążył zamienić ciuchów na coś świeżego. Kiedy się prostował, miało się wrażenie, że nawet jego włosy noszą wspomnienie po skończonej misji. - To teraz moja kolej. Wezmę tylko szybki prysznic i zaraz wrócę. Swoją drogą, nie robiłem nic szczególnego do picia. Rozleje się ten sok, skoro ktoś już się dla nas natrudził. - Machnięciem nadgarstka wskazał ułożoną, tuż obok dwóch szklanek, wcześniej odkrytą przez Enmę butelkę. - Ale w szafkach są też miliardy herbat i jakaś kawa. Gdybyś miał ochotę.
Na odchodnym rzucił jeszcze tylko, aby nie puścił chaty z dymem; może głupotą było tworzenie dodatkowego nastroju, ale mimo wszystko Shin był pewien, że jeżeli jego towarzysz nie rozpali w kominku, to zrobi to za niego, gdy tylko wróci z kąpieli. Chociaż wyjechali rychło z rana, droga tutaj okazała się o wiele dłuższa niż można założyć; teraz zmierzchało i do całkowitego mroku dzieliło ich pewnie kilkanaście minut. Za oknem raz na jakiś czas gwizdnął wiatr, gdzieś daleko w tle zahukała sowa - każdy z tych czynników nadawał otoczeniu nadnaturalnej otoczki. Alienacja grała pierwsze skrzypce, ale jeżeli dołączą do tego kominek, pogaszą światła, rezygnując tym samym z elektryczności... nie będzie wtedy bardziej prywatnie?
Bo przecież o to im chodziło.
O prywatność.

Warui Shin'ya

Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.

Seiwa-Genji Enma

Sro 22 Lis - 23:21
Ciasto było pyszne, choć zdecydowanie nie było odpowiednie na pusty żołądek, dlatego też po zjedzonych dwóch kawałkach Enma rozegrał walkę sam ze sobą, aby nie sięgnąć po kolejny. Nie mógł sobie pozwolić na wpadnięcie w cukrzycową pułapkę, bo doskonale wiedział czym mogło to się skończyć: nocnymi wycieczkami do lodówki i podjadaniem wszystkiego, co zdawało się jadalna.
- Hm? A.... nie, nie. Ty zajmiesz większą sypialnię. - machnął lekko ręką jednocześnie łapiąc za zamek torby drugą, żeby ją otworzyć. - Nie oszukujmy się, ja się zmieszczę w każdym rozmiarze łóżka. - parsknął pod nosem, wyciągając świeże ubrania oraz ręcznik. I choć słowa te z ledwością przechodziły mu przez gardło, musiał spojrzeć prawdzie w oczy. Warui zdecydowanie bardziej wyśpi się na podwójnym łóżku, aniżeli na osobówce. Enma z kolei... no cóż. Wolał resztę przemilczeć.
- I jesteś pewien? To przecież sporo roboty. Najwyżej śniadania mi zostaw. Też przyjechałeś tutaj wypocząć, a nie pracować. - oczywistym było, że nie zamierzał tak łatwo odpuścić. Zarówno on, jak i yurei mieli wspólnie spędzić czas i wypocząć. A mycie naczyń przy przygotowywaniu posiłków wydawało się błahostką.

Odetchnął pod nosem, nie ruszając się z miejsca nawet po tym, jak zakręcił kurek od wody. Ciepłe krople leniwie spływały po jego skórze, znacząc sobą nieregularne kształty. Wiedział, że Shin'ya czeka na niego, a mimo to nie mógł zmusić się do poruszenia. Czuł się, jakby niewidzialne pnącza owinęły się dookoła jego nóg i skutecznie unieruchomiły go w miejscu. Wątpliwości nadal szargały jego trzewiami za każdym razem przynosząc ze sobą nową falę mdłości.
Chciał zacieśnić z nim więzy.
Poprawić relacje. Otworzyć się.
Bał się jednak, że gdy yurei pozna jego prawdziwą naturę i wnętrze, tak bardzo niedoskonałe i pełne rys oraz defektów; kiedy ściągnie te wszystkie maski, które zakładał każdego dnia - to Shin'ya zniknie. Bo przecież komu potrzebny jest wadliwy produkt?

Na zegarku wybiła właśnie dziewiętnasta i choć letnią porą mrok spływał dopiero bliżej północy, to w lesie natura rządziła się swoimi własnymi prawami. Przez okna można było dojrzeć jedynie ciemność z ledwo widocznymi konturami drzew oraz gór w oddali, skąpanych w blasku nieśmiało wychylającego się zza chmur księżyca. Enma wolnym krokiem pokonywał kolejne metry, zostawiając za sobą mokre ślady jednocześnie wycierając świeżo umyte włosy ręcznikiem. Ujrzawszy prawdziwą ucztę, przystanął nagle, otępiały, nie wiedząc na czym zawiesić spojrzenie. Wszystko prezentowało się niesamowicie smacznie, a zapachy, które unosiły się w powietrzu wcale mu nie pomagały. Jak na zawołanie jego żołądek wydał z siebie paskudny dźwięk anielskich trąb wzywających do posiłku, a ślinianki zaczęły intensywniej pracować, przez co jego grdyka poruszała się ze wzmożoną częstotliwością, gdy raz po razem przełykał ślinę.
- Co ty.... Tak... tak.. sam?! - wyjąkał, przenosząc zaskoczony wzrok to ze stołu, to na rudowłosego. Jasne, wiedział, że Warui potrafi gotować, ale nie miał pojęcia, że chłopak posiada taki talent kulinarny. - Oświadczyłbym ci się, gdybyś był kobietą. - dodał po chwili, chcąc jak najszybciej doskoczyć do talerza jak na wygłodniałego żarłoka przystało. Nie zrobił tego jednak, choć w środku płakał i zwijał się w kłębek, gryząc samego siebie, aby powstrzymać się przed tak haniebnym i pozbawionym kultury czynem.

- No, gotowe. - pochwalił samego siebie i otrzepał dłonie, kiedy ogniste języki zaczęły pochłaniać kolejne porcje dorzuconego drewna. W sumie to niezwykle zaskakujące, że tak mała rzecz jak kominek potrafiła nadać pomieszczeniu wyjątkowo przytulnego nastroju. W takich momentach jak te Enma naprawdę żałował, że mieszkał w wysokim wieżowcu w samym centrum, zamiast gdzieś na obrzeżach miasta, w małym domku.
Jego głowa co chwilę uciekała w stronę korytarza, który prowadził do łazienki. Shin'a nie było już sporo czasu, a przynajmniej tak mu się wydawało. Zresztą, biorąc pod uwagę głód, jaki zawitał w jego ciele, każda minuta wydłużała się okrutnie, a czas zdawał zatrzymać w miejscu.
Ile to jeszcze potrwa..., pomyślał, kiedy krążył od ściany do ściany, nie mogąc usiedzieć spokojnie na tyłku. Zgarnął po drodze szklankę z nalanym sokiem, który sączył już od jakiegoś czasu. Wyraźnie było czuć maliny, ale w napoju było coś jeszcze, czego Enma nie był w stanie zidentyfikować. Ale przynajmniej fajnie rozgrzewało od środka.
I już miał zacząć kolejne kółko, kiedy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Jak na zawołanie doskoczył do stołu, gdzie grzecznie usiadł bo przecież nie pokaże po sobie, że czekał na Shin'a i się niecierpliwił. Spojrzał na wchodzącego do salonu chłopaka, próbując wyglądać na naprawdę znudzonego, chociaż nie mógł wyzbyć się wrażenia, że akurat teraz można było czytać z niego jak z otwartej księgi.
- Nie spieszyłeś się - odchrząknął, chcąc wzmocnić tonację głosu, by brzmiała pewnie, a nie zdesperowanie - Chodź, bo jedzenie stygnie.
Podsunął mu drugi kubek, który wypełnił niemal pod sam brzeg szkarłatnym płynem i gdy tylko yurei zajął miejsce przy stole, Enma wreszcie mógł przystąpić do jedzenia. Wystarczył jeden kęs, a momentalnie poczuł się, jakby trafił do samego nieba. Na jego twarzy pojawiła się błogość wywołana miękkością i soczystością posiłku.
Cholera jasne. To naprawdę było pyszne.
- Dobra, Shin'ya. Cofam co powiedziałem wcześniej. Gotowanie jednak zostawiam tobie. - uniósł swój kubek w niemym toaście, po czym jednym haustem opróżnił go do końca.
Przez większą część czasu milczał, w pełni poświęcając swoją uwagę na kolejnych porcjach, które pochłaniał. I o ile ktokolwiek wcześniej mógł wątpić w to, czy aby na pewno całość jedzenia zniknie, tak po chwili spoglądania na chomikowe policzki Enmy wszelkie wątpliwości powinny zostać rozwiane. Kiedy skończył, odchylił się lekko do tyłu i klepnął w brzuch, czując, że chyba już się nie ruszy z miejsca.
- Ależ pożarłem. - westchnął z zadowoleniem, ale też i ze smutkiem. Bo dobre żarełko się skończyło. W głowie lekko mu się kręciło, zapewne z nadmiaru jedzenia, bo kto to widział, aby upychać się jak świnia na noc. Pójście spać w tym momencie mogło skończyć się naprawdę tragicznie, dlatego musiał spożytkować energię na coś innego.
Nawet wiedział na co.
- Zagrajmy. - odezwał się po chwili, pochylając nieznacznie bardziej do przodu. - Znasz grę pytanie i wyzwanie? Zmienimy jednak nieco zasady, żeby było zabawniej. Będziemy przeplatać pytanie z wyzwaniami. Na przykład ja zadam pytanie i ty na nie odpowiadasz. Jak nie odpowiesz, piję. Jak odpowiesz, ja piję. Potem ty zadajesz pytane i sytuacja się powtarza. Następnie daję ci wyzwanie i tak dalej. Rozumiesz? Tylko błagam, nie karz mi biegać na golasa dookoła domu po szyszkach. - rozlał sok po równo do obu kubków i spojrzał na Shin'a.
- Zaczynasz. I możesz wybrać. Pytanie albo wyzwanie.

Ubiór: Szare spodnie dresowe i czarny top z takim nadrukiem

@Warui Shin'ya


Chatka w głębi lasu - Page 2 Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma

Warui Shin'ya and Ye Lian szaleją za tym postem.

Warui Shin'ya

Czw 7 Gru - 13:37
Po zimnym prysznicu czuł się o wiele lepiej; zmył z siebie zmęczenie po długiej podróży, usunął zapach przygotowywanych dań. Kuchnia to zdecydowanie jego rewir, ale aromaty wsiąkające w ubrania i włosy stanowiły jedną z niewielu wad, które drażniły. Ciężko go sobie wyobrazić jako pedantycznego czyściocha, który przy byle plamie sprintuje do łazienki ze łzami obrzydzenia w oczach, ale fakt faktem miał już pewne wyrobione nawyki - uchylał okna, szedł się kąpać zaraz po tym jak wszystkie gary wylądowały w zlewie. W chatce było to doskonale widoczne; ujęte w jednym kadrze, z przybliżeniem na wilgotne rude kosmyki, niewytartą w pełni żuchwę, na zagniecenia ubrań i ręcznik przewieszony przez kark.
Całkiem przyjemne, komfortowe uczucie, gdy ciuchy wydają się miękkie, skóra nie lepi się od potu i kurzu i w tle trzeszczy polano trawione klimatycznym ogniem. Bose stopy znaczone kilkoma starymi bliznami z cichym skrzypnięciem desek zakomunikowały powrót. Nie było go może z kwadrans, ale widok rozsierdzonego od wewnątrz Seiwy mimowolnie uniósł mu brwi. - Mogłeś zacząć beze mnie. - Ta prosta oczywistość padła z pewnym rozbawieniem; nie spodziewał się, że podczas nieobecności, nawet krótkiej, Enma nie ruszy żadnego dania. Domyślał się przecież, że jest głodny - obydwoje mieli w żołądkach tylko po pojedynczej kanapce. Jego samego ściskało w trzewiach, ale nie bywał tak łakomy. Potrafił ignorować uporczywe ssanie, podobnie jak ignorował dreszcze chłodu wstępującego po wyjściu z kabiny.
Nie narzekał jednak na luksus. W porównaniu do wyziębionej łazienki na piętrze, parter wydawał się niesamowicie ciepły. Nie przeszkadzał mu brak obuwia ani rozpięta, sportowa bluza. Przysiadając przy stoliku sięgnął tylko po zamek błyskawiczny, zapinając się przynajmniej do połowy. Za połami wierzchniego ubrania skrył więc większość krzywych bruzd i tylko świeże zadrapanie pod obojczykiem było widoczne za każdym razem, gdy pochylał się nad daniami, sięgając po dalej ustawione przekąski.
- Będę gotował - przytaknął, łapiąc między pałeczki jeden z wysmażonych kawałków mięsa. - O ile będziesz jadł.
Najwidoczniej o to nie musiał się martwić; sam dawkował pożywienie, może zostały mu jakieś odruchy jeszcze z czasów, gdy nie było go w takim dostatku, ale Seiwa zdawał się pozbawiony wszelkich hamulców. Kęsy znikały między jego zębami i Shin na pewnym etapie nie miał pewności czy chłopak nadążał z przeżuwaniem. Nie skomentował tego jednak inaczej niż krótkim parsknięciem.
Przygotowywanie posiłków to nawyk, którego nie potrafił i może nie chciał wyplenić. Pozwalał mu na kontrolowanie zasobów w niewielkim mieszkaniu w Karafurunie. Zaoszczędzał mnóstwa pieniędzy dzięki organizacji śniadań i obiadów, które zabierał ze sobą do pracy. Centrum, w którym najczęściej spędzał masę czasu, stawiając kolejne fundamenty apartamentowców, zdarłoby z niego ostatnie oszczędności zanim zdążyłby odhaczyć pierwszy tydzień miesiąca. Takie drobne natręctwa objawiały się u niego zresztą w różnych okolicznościach - bywało, że bezmyślnie wstawiał do piekarnika ciasto, którego sam nie postanawiał nawet tknąć. Innym razem w ferworze kulinarnej walki tworzył o kilka porcji za dużo, ładując to później do pojemników i przynosząc hurtem na plac budowy - ku wpierw roztargnionemu zaskoczeniu współpracowników, z czasem ku ich wdzięczności. Przywykli.
On z kolei nigdy nie przywykł do gier takich jak ta, którą zaproponował właśnie Seiwa. Odkładając pałeczki na brzegu naczynia zerknął w kierunku ciemnowłosego z dawką czegoś, co tylko błysnęło u granicy ślepi. Zastanawiał się na ile chciał go poznać; patrząc po wyborze tematów i zabaw wnioski stawały się oczywiste, ale...
Shin'ya odchrząknął, prostując się nieco i chwytając za swoje naczynie po brzegi wypełnione gęstym, różowawym płynem. Czuł od niego dziwną mieszankę; coś, co lekko skręcało żołądek, co uchylało wcześniej domknięte drzwi figurujące w dalszych zakamarkach umysłu. Zignorował to jednak, opierając łokieć o brzeg stołu (mimo kanapy, foteli i dość amerykańskiej scenerii usiadł na dywanie po japońsku) i pochylił się nieco do Enmy. Na usta wkradł się lekki uśmiech - oczywiście, że wyzwanie - który zaraz poszerzył się o wilczy milimetr. - Odegraj aktorsko scenę ze swojego ulubionego filmu.

Warui Shin'ya

Seiwa-Genji Enma and Ye Lian szaleją za tym postem.

Seiwa-Genji Enma

Pią 8 Gru - 22:19
Zaróżowiona barwa powoli naznaczała sobą naturalnie blade policzki chłopaka, kiedy alkohol sok z malin coraz odważniej wypełniał jego krwiobieg. Nieświadomy pułapki, którą skrywały butelki, ochoczo sięgał po nie, co jakiś czas rozlewając po równo do kubków napój koloru płynnego rubinu. Podparł brodę o dłoń, nieświadomie wkradając się spojrzeniem pod płaty materiału bluzy rudowłosego, sunąc wzrokiem po nagiej skórze z odciśniętymi piętnami przeszłości w postaci blizn. Każda niosła ze sobą jakąś historię, większą bądź mniejszą, bardziej tragiczną albo nawet i zabawną. Ciekawość parzyła podniebienie, łaskotała wnętrzności i złośliwie szeptała, aby zapytać o nie.
Ale słowa nie opuściły gardła, bo ich historie nie były dla niego. Czuł całym ciałem, że niektóre puzzle z życia Shin'a nigdy nie zostaną odkryte, na zawsze pogrzebane we wspomnieniach yurei. Enma wciąż wiedział bardzo niewiele o swoim kontrahencie. Warui bardzo ostrożnie odkrywał karty na swój temat, dawkował wiedzę małymi kroplami, zwilżając nimi jedynie spierzchnięte wargi i nie pozwalając na ugaszenie pragnienia.
Nawet nie wiem, kiedy obchodzisz urodziny.
Dwubarwne tęczówki powędrowały wyżej, sunąc z oddali po napiętej skórze szyi, muskając mocno zarysowaną szczękę, zatrzymując się o sekundę za długo na bliźnie przy ustach, aż wreszcie dotarły do wzroku pełnego intensywnego bursztynu.
Odpowiesz, jak zapytam?
Odwrócił spojrzenie w bok, dławiąc się skruchą i zażenowaniem, niczym mały szczeniak przyłapany na rozrabianiu. Na czymś, czego mu zakazano, a po co i tak niesfornie sięgał. Wsunął palce we wciąż mokre kosmyki i odgarnął je do tyłu w nerwowym geście. Zauważył jego wcześniejsze, nachalne spojrzenie?
Chyba nie.
Oby.
Odchrząknął, odszukując palcami kubek do połowy wypity, wracając wzrokiem do Shin'a, skupiając się tym razem na jego słowach. Wyzwaniu, które brzmiało tak absurdalnie, że Enma był pewien, że bez problemu sobie poradzi. Nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Jego ego nie pozwalało mu na przegranie pierwszej rundy poprzez ucieczkę. Jedyną przeszkodą okazał się film sam w sobie, bo w całym swoim życiu Enma widział dość niewiele kinematografii. Czy na dobrą sprawę miał w ogóle jakiś ulubiony film?
- Dobra. - odpowiedział wreszcie, po dłużących się sekundach, i emanując pewnością siebie oraz nieokiełznaną dumą, podniósł się z pozycji siedzącej na równe nogi. Dziwne, ale czuł się zaskakująco lekko, choć głowa była nieco cięższa, niż zazwyczaj, a spojrzenie zbyt błyszczące, jak dwa kruszce, wydobyte wprost z kamiennych czeluści.
Spojrzał na Shin'a i... zamarł. W jednej sekundzie każda pozytywna emocja prysnęła niemal jak zgnieciona ciężkim butem mrówka. Trema wylała się z jego żołądka z taką gwałtownością oraz tak bardzo niespodziewanie, że poczuł ból zesztywniałych mięśni, a w ustach mu zaschło. W głowie rozpoczął monolog sam ze sobą, dla uspokojenia nerwów, ale fałszywy spokój tylko pogorszył nieporadność jego ruchów, kiedy uniósł obie dłonie zginając je w nadgarstkach. Prezentował sobą karykaturę kota bądź innego zwierzęcia namalowanego przez Picassa w ostatnich chwilach jego życia. A scena ta była daleka od tej, którą miał w głowie, próbując przypomnieć sobie coś z wybranego wcześniej filmu. Policzki pokraśniały jeszcze bardziej, a ciało drgnęło niespokojnie w narastającym przerażeniu, aż wreszcie po pomieszczeniu przetoczył się dźwięk kości uderzających o dywan, gdy Enma zajął swoje miejsce na ziemi. Nie spojrzał na swego towarzysza. Nie odnalazł w sobie na tyle odwagi po tak druzgocącej przegranej. Od razu, bez słowa, sięgnął po kubek i opróżnił go jednym haustem. Nie podołał, a teraz musiał spijać konsekwencje swego ugodzonego ego.
Gra, która początkowo wydawała się przyjemną odskocznią i miłą rozrywką, bardzo szybko przekształciła się w coś, czego Enma nie chciał kontynuować. Przegrana, zwłaszcza ta z wyboru, smakowała wyjątkowo gorzko i zimno.
Teraz jego kolej. Musiał wymyślić coś takiego, czego Warui nie zrobi, czemu nie podoła. Albo nie udzieli odpowiedzi. Skoro Enma przegrał tę kolejkę, to przecież nie mógł być w tym osamotniony. Ta złośliwa, zazdrosna i paskudna strona charakteru przejmowała nad nim kontrolę.
- Moje imię. - słowa, które spały gdzieś głęboko, nagle przebudziły się zlęknione, choć przecież to nie była jeszcze pora na nie. Refleksje miały pozostać stłamszone do momentu, aż Enma będzie gotowy poruszyć ten tematu, który niczym trucizna zalegał w jego głowie i truł myśli swym niebezpiecznym jadem. Zaskoczony własną bezpośredniością, uniósł dłoń i ułożył ją na swoim karku, który nerwowo zaczął pocierać i naciskać, szukając odpowiednich słów, by kontynuować podjętą myśl. - Chciałbym, abyś dalej zwracał się do mnie po imieniu, a nie po nazwisku.
Bo lubię wydźwięk swojego imienia w twoim wykonaniu.
- Tak, jak to robiłeś dawniej, a nie wiem czemu....
... nagle przestałeś.
- To nie jest wyzwanie czy pytanie, po prostu taka dygresja. Ostatecznie zrobisz i tak jak chcesz. - wzruszył ramionami, jakby w rzeczywistości w ogóle go to nie interesowało. Nie dotyczyło. Kłamstwo jednak straciło na wadze już w pierwszych sekundach, kiedy jego usta poruszyły się wypowiadając słowa dotyczącego tego tematu. Wiedział o tym doskonale. On, i Shin'ya.
- A twoim wyzwaniem będzie opowiedzenie czegoś na twój temat, czego nikt inny nie wie. - uśmiechnął się zadziornie, próbując zmazać cień poprzedniej porażki oraz niepewności cichej prośby. Musiał odzyskać rezon.
Wiedział, że Shin'ya nie odpowie i będzie jeden do jednego. Zaczną od nowa.
Nie przegra tym razem.

@Warui Shin'ya :serduszek:


Chatka w głębi lasu - Page 2 Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma

Warui Shin'ya and Ye Lian szaleją za tym postem.

Warui Shin'ya

Pią 15 Gru - 18:45
Nie spodziewał się przegranej przeciwnika - sądził w nieograniczonym uporze, że będzie świadkiem komicznej sceny, przez odgrywanie której policzki Seiwy bardziej pokraśnieją. Staną się nie tylko różowawe, ale wręcz bordowe, szczypiące od wstydliwości. Zażenowanie zamgli jego oczy, wykrzywi drżące usta. Zacznie uciekać wzrokiem przez ostrzał stałej obserwacji. A jednak szybko oklapł i zrezygnował. Ledwo uniósł się na nogach, by lada moment powrócić na swoje miejsce, unosząc brwi yurei w niekrytym zaskoczeniu. Nic nie powiedział, komentarz przegryzł między zębami, wprawiając szczękę w ruch, jakby naprawdę zacisnął kły, byle złamać cisnący się na wargi wyraz; ale widać było w jego oczach, że nie tego się spodziewał. Enma, owszem, wydawał mu się niepewny siebie - zwłaszcza po tych nielicznych sytuacjach, w których kruszyła się jego bariera i nagle okazywał się zwykłym dzieciakiem przez lata atakowanym zasadami i wymaganiami. Ale tak szybkie wycofanie się? Ramiona Shina nieco się wyprostowały, odchylił się od stołu, ściągając łopatki i poprawiając swoją rozleniwioną postawę. Prezentował się jak ktoś komu kazano spoważnieć; w przymrużonych powiekach migotała natomiast chęć, aby pociągnąć towarzysza za język. Zrezygnował tylko dlatego, że został uprzedzony; choć nie zadaniem. Przynajmniej nie związanym z samą grą.
Rude, wilgotne kosmyki uległy pod naporem palców. Opuszki wemknęły się między zimne pasma w powolnym, zaczesującym je z czoła ruchu. - To nie jest dobry pomysł. - Ciągle zapominał, że dla Enmy czas płynął inaczej. Był jak początek bez końca; długa droga, która posiadała swoje źródło, jeżeli zerknąłby przez bark do tyłu, ale nie dopatrzyłby się mety, niknącej w mlecznych oparach mgły, zakrywającej wszystko to, co jeszcze przed nim; być może było tam urwisko, którego by nie dostrzegł. Może przeszkoda, której pokonanie kosztowałoby go zbyt wiele. Może stałby w miejscu długimi latami, by ostatecznie odhaczyć kilka marnych metrów trasy - i paść na jej krańcu. Ale póki co nie posiadał takiej samej wiążącej ze światem umowy, w której jeden krok niweczył wszystko. Rzeczywistość, jakkolwiek brutalna i niesprawiedliwa, dalej pozwalała mu na spacery po ziemskim padole z pełną mocą prawną. Mógł to zrobić. Dobrze, że to robił. Tego od niego wymagano za sam fakt istnienia. Nie był intruzem, niechcianym błędem w systemie, który po nadpisaniu zniknie nie zostawiając po sobie śladu. Nie czaiły się na niego programy rejestrujące takie wirusy i usuwające je w kilka sekund. Shin'ya domyślał się, że patrzy na to dość zero-jedynkowo, ale w porównaniu do towarzysza, jego koniec był bliski i bardzo wyraźny. Starczyło przekroczyć linię wyznaczoną przez chorągiewkę z trzepoczącym na materiale zapiskiem: "CEL". Albo zginąć próbując.
Nie było innych ścieżek. Miliarda odnóg, nad którymi warto się zastanowić, bo wybranie konkretnej oznaczało zmianę scenariusza. Jego plan wydarzeń spisano bardzo klarownie, bez opcji na poprawki. Wolał się więc zdystansować od tych, którzy na własne egzemplarze mogli nanosić zmiany - bo do nich nie pasował; bo nie siedział w tej samej sali co oni. Nie był egzaminowany; kantował; zwodził i przechytrzał los. Złapany na tym od razu przegrywał. Oni mieli miliardy szans i chociażby z tego tytułu do siebie nie pasowali. Uznając Seiwę jako wyjątek zaprzeczyłby słowom kierowanym do Black; a przecież nie miał powodów, aby nie traktować ich tak samo.
Tak powinno być łatwiej - zamarło mu w gardle; bo wcale nie było. Gdzieś w okolicy skroni zamykały się boleśnie wizje tego jak wygodne okazałoby się kłamstwo. Kilka miesięcy, może nawet lat, podczas których zapomniałby, że jest tutaj z ustalonej przyczyny. Że jeżeli będzie odsuwał do siebie zrealizowanie misji to nie obejdzie się bez konsekwencji; prędzej czy później ciążący mu na szyi łańcuch przypomni o swojej wadze. Wtedy będzie za późno, aby podjąć z nim walkę. Jeżeli jednak skupi się wyłącznie na celu to zyska, być może, satysfakcję; choćby ją. Tak czy inaczej koniec wydawał się taki sam bez względu na to czy ulegnie prymitywnym, wewnętrznym zachciankom, czy wykreśli je z zapotrzebowania na rzecz dobrze wykonanej pracy.
- Oszukujesz - zaczął nagle, siląc się na lepszy ton; bardziej pod wyzwania; pod podjętą grę. Wsparł łokieć na blacie stołu, układając policzek na dłoni, kiedy lustrował oblicze Seiwy. Na poszarpane suchotą usta wpłynął uśmiech. - Twoje zadanie jest właściwie ukrytym pytaniem. Równie dobrze mógłbyś w następnej turze przerobić to na coś w stylu: "o czym nikt nie wie na twój temat?". Nie rzuciłeś mi zadania, bo nawet nie mam potrzeby się ruszyć, by je wykonać. Nie robię nic poza odpowiedzeniem. A odpowiedzi dotyczą pytań. Pij kolejkę w ramach kary... chyba że się ze mną nie zgadzasz. Wtedy możesz mnie przekonać, że masz rację. I ja wypiję dwie kolejki. - Nie ruszył jeszcze swojej porcji; wypełniona po brzegi szklanka stała na miejscu. Pragnienie go już terroryzowało, ale nie chciał nadłamywać pewnych wzorców. Lubił zasady. Lubił się ich trzymać. Lubił wyłapywać nieścisłości albo pokazywać, że ktoś nie dostrzegł mankamentów. Lubił też je łamać; ale wtedy cały sens wyjazdu straciłby urok. Założył, że od początku do końca nie zrobi nic, aby stracić zaufanie kontrahenta - i tego się trzymał. Im obydwu zależało, aby umocnić tę więź; jej siła dodawała mocy.

Warui Shin'ya

Seiwa-Genji Enma, Ye Lian and Ejiri Carei szaleją za tym postem.

Seiwa-Genji Enma

Pią 15 Gru - 22:02
Kropla niemego niezadowolenia wpełzła w jego umysł niczym robak, który w przyszłości miał pozostawić po sobie trujące spustoszenie, jeżeli nie zostanie dostatecznie szybko usunięty. Enma poprawił swoją pozycję unosząc jedno kolano, o które oparł łokieć, czując jak napięcie w plecach maleje, choć w rzeczywistości zabieg ten był bezcelowy, a służył jedynie po to, aby zmazać iluzję zamiany w posąg, gdy uważnie lustrował oblicze młodego mężczyzny na przeciwko siebie, zauważając detale, na które wcześniej nie zwracał najmniejszej uwagi. Gra cieni rzucanych przez blask ogniska uwypuklała lekko podkrążone oczy, piegi rozsypane po naturalnie bladej cerze, przypominające konstelacje z najodleglejszych galaktyk i delikatnie poskręcanych, rudych kosmyków.
To nie był dobry pomysł? Pytanie echem odbijało się w jego głowie, a gorzka odpowiedź paliła gardło. Chciała wyrwać się na wolność, ale Enma skutecznie walczył sam ze sobą, raz po raz mieląc ją i przełykając, by sczezła w czeluściach zapomnienia. Jego rozsądek podpowiadał, aby odpuścił tym razem. Aby porzucił ten temat, i być może, w innych sprzyjających warunkach powrócił do niego, ale alkohol sok malinowy odgradzał logikę od reszty, uciszając ją i skrywając za cienką warstwą szumu w głowie. Zamiast tego na wierzch wypełzały inne, bardziej chaotyczne cechy, z przodującymi emocjami, a te bywały najgłośniejsze i najbardziej egoistyczne. I niebezpieczne. Próbował zrozumieć skąd ta nagła zmiana w stosunku do jego imienia, bo zdawać się mogło, że nastąpiła po pamiętnym styczniu, kiedy to Enma wpadł do wody. Zresztą, od tamtego czasu pojawiło się bardzo wiele zmian między nimi. Oboje się starali, aby ich relacja stała się silniejsza i stabilniejsza, pomimo niezwykle burzliwego początku. A mimo to, Enma nie potrafił wyzbyć się z głowy uporczywej myśli, która siedziała głęboko niczym drzazga, że w tym wszystkim Shin'ya nie do końca jest z nim szczery. A raczej nie tyle co z nim, a ze światem, kryjąc swe prawdziwe oblicze za stabilną maską. Wcześniej wystarczył mały zapalnik, by różniące ich zdania doprowadziły do wojny na słowa, a teraz? A teraz cokolwiek nie powiedział, Shin w większości się zgadzał. Albo milczał.
I to milczenie było przerażające na swój pokrętny sposób.
Nadmiar myśli i założeń sprawiał, że Enma coraz bardziej tonął i dusił się. Na ratunek, o dziwo, przyszły kolejne słowa wypowiadane przez rudowłosego, choć równie burzące wcześniejsze założenia Enmy, co pierwsze. Bo był pewien, że wygrał. Że tym razem to on przechyli szalę na swoją korzyść, zapominając w tym wszystkim, że Shin'ya tak łatwo nie odpuszczał, i to on będzie zmuszony przełknąć gorzkie uczucie porażki.
Milczał krótszą chwilę, bez słowa muskając opuszkami ceramiczne naczynie, jakby chciał zbadać jego strukturę, zahaczając paznokciami o wypustki i kształty układające się w lamerskie kwiaty. Jednakże w rzeczywistości myślami krążył dookoła słów, które padły. Oczywiście nie było mowy, aby tym razem wywiesił białą flagę i nią zamachał. Pochylenie głowy przy kolejnej porażce było ostatnią rzeczą, na jaką mógłby sobie pozwolić. Wystarczyło, że raz przełknął gorycz urażonego ego. O raz za dużo. A alkohol sok malinowy, który na dobre zagnieździł się w jego krwiobiegu, zdecydowanie zaczynał oddziaływać sobą na umysł chłopaka, rozluźniając spięte mięśnie, rozplątując język i krusząc bariery.
- Nie, nie zgadzam się. - wreszcie przerwał milczenie, a kąciki ust niczym pociągnięte za sznurki powędrowały ku górze, pozwalając sobie na figlarny błysk w dwubarwnym spojrzeniu nieba o zachodzie słońca.
- Jasne, moje słowa mogły zostać w ten sposób zinterpretowane, przyznaję, i najpewniej użyłem złego sformułowania, bo "zaprezentuj" byłoby o wiele bardziej trafione, ale czasami nawet milczenie jest pewnego rodzaju dialogiem. "Opowiedzenie" niekoniecznie musi zostać zrobione za pomocą 'słów'. - odchylił się lekko ku tyle jakby w ten sposób mógł opleść wzrokiem całą jego sylwetkę, a jego uśmiech mimowolnie poszerzył się - Możesz pokazać jakąś ukrytą bliznę, o której nikt nie wie. Albo znamię. Albo zaprezentować jakąś umiejętność. Zademonstrować figurę akrobatyczną, cokolwiek, czego istnienie możesz skrywać przed światem. Do tego nie są potrzebne słowa, a jednak do ich prezentacji wystarczy, że się ruszysz. - przechylił ledwo zauważalnie głowę w bok, czekając na ruch ze strony towarzysza. Czy czuł, że wygrał? Cholera, jasne że nie. Z każdym innym, być może, ale nie z Shin'yą. Po nim właściwie mógł się wszystkiego spodziewać. Ale tego wieczoru chciał, aby choć raz wypił z tego przeklętego kubka. Jeżeli nie tym razem, to przy następnej kolejce już tak. A Enma nie zamierzał już uciekać od pytań i zadań, choćby miał biegać na golasa dookoła chatki bosymi stopami po szyszkach.

@Warui Shin'ya


Chatka w głębi lasu - Page 2 Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma

Warui Shin'ya, Ye Lian and Ejiri Carei szaleją za tym postem.

Warui Shin'ya

Wto 19 Gru - 3:15
Nie, nie zgadzam się.
Znów uniesiona brew; znów prowokacja w tym jednym geście. Nie zgodził się z nim, walczył i było to o wiele bardziej naturalne dla niego niż wstydliwe uciekanie spojrzeniem po kątach, zagryzanie wargi, skubanie brzegu koszulki. Wydawał się skory do konfrontacji i widocznie dobrze było użyć kija, aby go rozjuszyć, przypominając, że nie po to miał kły, aby nie móc ich użyć, kiedy trzeba.
Shin rzadko bywał poważny; rzadko sprzeczał się o rzeczy związane z wiedzą, psychologią, z czymś innym niż drobny fakt rzucony mimochodem, zwykle rozrywkowy i nieważny. Kłócił się godzinami o sprawy kompletnie błahe, by z cwaniacką uległością poddawać się w tych poważnych, pochylać głowę i mówić: w porządku, jasne, masz rację. Tym jednak razem nic nie zapowiadało jego wycofania się. W złotych ślepiach migotały płomienie ognia; blask kominka kładł się ciepłym odcieniem na policzku, na którym nie figurował już ani uśmiech, ani żaden inny grymas. Szczęka dalej znajdowała się oparta na śródręczu, palce lekko naciskały na skórę żuchwy, kiedy w zastanowieniu analizował kontrargumenty przeciwnika.
- I ja się nie zgadzam - zawyrokował wreszcie, już bez wcześniejszej zaczepności. Prezentował się prędzej jak ktoś komu naprawdę rzucono wyzwanie; ktoś, kto uznał, że tym razem bierze kłopoty za rozszczekany pysk. - Jeżeli użyłeś złego sfomułowania to czyja to wina? Twoja czy moja? - Dał tylko moment na zastanowienie się, bo przecież wcale nie oczekiwał odpowiedzi. Miał ją już na końcu języka, którego koniuszkiem przesunął wzdłuż dolnej wargi, wciąż spragnionej napoju. - Opowiadać znaczy mówić jakąś historię. Mogę pokazać ci jakąś bliznę, o której nikt nie wie, albo znamię, albo zaprezentować umiejętność, ale na pewno nie w tej turze. Nie biorę jeńców, nie dam nanieść poprawek na to, co powiedziałeś, bo chcę mieć nad tobą przewagę, tak jak ty masz dzięki kontraktowi.
Enma miał tutaj moc sprawczą i choć zadeklarował się, że nie użyje tego przeciwko niemu, widmo zmiany decyzji - pod wpływem wzburzonych emocji albo niekorzystnej sytuacji - wciąż wisiało nad nimi jak burzowe chmury. Shin wiedział dobrze jak łatwo było nagiąć wystosowaną komuś obietnicę; dla egoistycznych profitów bądź w imię mniejszego zła. Zarzucona na gardło lina stale o sobie przypominała, gdy przypadkiem ocierała się tnącym lnianym splotem o skórę ilekroć nie obracał głowy w kierunku dziedzica klanu. Dostrzegał zwykle ten sam obraz, identyczną potrzebę dotrzymania złożonego słowa. Ale pewnego razu kadr może się zmienić; i nie będzie mieć na to żadnego wpływu.
Z tą gorzką myślą powoli zmienił swoją pozycję; uniósł rudy czerep i wyprostował ramiona. Napiął się materiał bluzy na jego piersi, kiedy ściągał łopatki; tylko na moment, zaraz po tym ponownie się zmarszczył, kiedy ciało yurei oparło się bokiem o kanapę, jakby potrzebował każdego wsparcia. Albo jakby chciał się rozluźnić, wyłożyć w leniwym półsiadzie na podłodze i zrelaksować.
- Od jakiegoś czasu często pytam o to ludzi z mojego otoczenia, ale - wsunął łokieć na brzeg sofy, wpatrzony w pokraśniałe oblicze Enmy; miał wrażenie, że wzrok Seiwy jest nieco mętny, zamglony dziwnymi oparami otumanienia, ale zrzucił to na zmęczenie piekielnie długą podróżą, natłok wydarzeń spowodowany wpierw zgubieniem się, a teraz zupełnie nowym miejscem; kontynuował więc po odchrząknięciu; jaki byłby twój cel, gdybyś to ty był duchem? Tego chcę się dowiedzieć w następnej turze, ale jeżeli chodzi o obecną...
Zawiesił głos tylko na czas jednego mrugnięcia, uderzenia serca, na jedno tyknięcie ściennego zegara. Zaraz wolną dłoń odsunął od stołu, zdjął ją wtedy z blatu i oparł o dywan, na którym się wylegiwał. Palce bezgłośnie wystukały szybki rytm między miękkim włosiem kobierczyka.
- Co powiesz na ewentualną ugodę? Uznamy, że możesz sam sprawdzić czy mam jakąś bliznę, znamię, cokolwiek, co jesteś w stanie dostrzec gołym okiem. Ja nie będę oponował, ale wypiję tylko jednego łyka. I ty też. - Uśmiech. - Wilk syty, owca cała. Choć nie przedstawię żadnych opowieści. Brzmi znośnie?

Warui Shin'ya

Seiwa-Genji Enma and Ye Lian szaleją za tym postem.

Seiwa-Genji Enma

Czw 28 Gru - 2:48
Wzmianka o kontrakcie zadziałała jak ostry szpikulec powoli wsuwany pomiędzy jego żebra, torując sobie drogę prosto do jego trzewi, w których poczuł lodowaty ścisk. Dotkliwie przypominała o niewidzialnej i nieprzekraczalnej linii, która oddzielała ich osoby. Shin'ya był pierwszym yurei, z którym Enma nawiązał kontrakt. Cała ta sytuacja była dla niego nowa, a tereny nadal niezbadane. Powoli uczył się konsekwencji, jak i obowiązków, jakie wiązały się z podpisanym przez nich cyrografem. Pomimo naturalnego dla niego zagubienia w sytuacjach, z którymi normalnie na co dzień nie miał do czynienia, od samego początku był szczery ze swymi intencjami i był przekonany, aż do teraz, że Warui je zaakceptował.
Aż tak się pomylił? Nie, nie pomylił. Zapomniał się.
Cała ta otoczka zacieśniania więzów i relacji była niczym klapki na oczach, które ukierunkowały go ku ściśle określonej ścieżce, którą podążał, skupiając się na wyznaczonym celu. Ale kontrakt, tak samo jak znaki imienia i nazwiska yurei, które permanentnym tuszem odznaczały się na porcelanowej skórze miały mu przypominać, że w rzeczywistości pochodzili z dwóch różnych światów i nigdy nie było im przeznaczone kroczyć ramię w ramię. Bliska relacja i przyjaźń miały pozostać w sferze naiwnych mrzonek i niespełnionego pragnienia. Świat i naturalny ład wymagał od nich dystansu oraz trzymania się zasad, które zostały z góry narzucone. Tak powinno być. Tego od nich wymagano.
Tylko dlaczego nieokiełznany bunt naznaczał sobą myśl?
Jedna myśl nie dawała mu jednak spokoju, toksyna, która paraliżowała od wewnątrz, kradnąc ostatki zdrowego rozsądku.
Dlaczego przestałeś mi ufać?
Nie, to nie to.
Czy kiedykolwiek mi ufałeś?

Żarzący się bezdech wtulił mocno w jego klatkę piersiową, dusząc wszelakie słowa, które przepychały się przez jego gardło. Zadrżał, nieświadomie, jak od podmuchu wiatru, którego nie było. Palce chwyciły za niesforny, ciemny kosmyk i potarły go między sobą w bezmyślnym odruchu. Bełkot chaotycznych myśli stopniowo milkł, gdy umysł chłopaka powrócił do rzeczywistości. Wyciągnął dłoń przed siebie, ujmując lekko kubek.
- W takim razie musisz się bardziej postarać, Shin'ya. - wzrok odszukał jego spojrzenie, intensywne, jakby chciał zajrzeć wprost w jego głąb. - Jeżeli chcesz mieć nade mną przewagę. - ledwo zauważalny uśmiech ujął jego wargi, a ciało wyprostowało się o zaledwie dwa centymetry. Sam już nie wiedział, czy nadal mówi o grze.
- Zamierzam dziś wygrać. - pewność siebie, nawet jeżeli delikatnie stępiona przez procenty soku malinowego, nie pozostawiała żadnych złudzeń, że Enma podejmie się wszystkiego, aby zatryumfować dzisiejszego wieczoru.
- Niech będzie. Układ brzmi dobrze. Ale ostrzegam, nie przestanę dopóki niczego nie znajdę. - uniósł kubek i wziął łyk słodkiego napoju, który rozlał się po jego ciele zaskakująco szybko. Odczekał chwilę, chcąc się upewnić, że yurei podąży jego śladem i wreszcie sam posmakuje babcinej mikstury.
Podniósł się z ziemi, a świat zdecydowanie za mocno przechylił się w bok a może to on się przechylił? Dłoń z głuchym stuknięciem opadła na blat stołu podpierając drobne ciało i wyszarpało z wnętrza Enmy stłamszone parsknięcie zaistniałą sytuacją. Niby Japończyk, a kolana mu ścierpły od niewygodnej pozycji.
Bo przecież to właśnie był powód nagłego zawrotu w głowie, prawda?
Wyprostował się, omijając mebel, wzrokiem drażniąc sylwetkę yurei, zastanawiając się nad miejscem, w którym powinien szukać. Logika podpowiadała mu, że to, czego szukał z pewnością skryte jest pod połami materiału i od tego najlepiej zacząć. Ale ciało nie chciało współpracować ani z logiką, ani z umysłem. Zamarło sparaliżowane samą myślą, że miałby rozbierać własnego yurei, nawet jeżeli sytuacja tego wymagała a intencje były szczere i niewinne.
Ocknął się, zdając sobie sprawę, że nie porusza się zdecydowanie o dwa uderzenia serca za długo.
Zaszedł go od tyłu i wpierw kucnął, a potem oparł kolana o miękki dywan.
- Szczerze powiedziawszy nigdy się nad tym nie zastanawiałem. - odpowiedział podejmując wcześniej zadane pytanie, gdy uniesione dłonie z zaskakującą delikatnością nacechowaną nieśmiałością wkradły się pomiędzy rude kosmyki yurei. - Ale myślę, że pewnie dotyczyłby Teru. Żadne zaskoczenie. Chyba niczym nie różniłoby się od aktualnego celu. - odgarnął włosy na boki, próbując wypatrzeć cokolwiek, co wyróżniałoby się na tle struktury skóry. Cokolwiek, co mógłby dostrzec gołym okiem. Jego ruchy były niepewne i pozbawione zdecydowania, jakby bał się, że sam jego dotyk może być czymś złym i niebezpiecznym. Jakby robił coś nielegalnego.
- Chciałbym poznać prawdę, dlaczego tamtego dnia Teru zrobił to, co zrobił. Sądzę, że to byłby mój cel. - miękki szept zakończył odpowiedź w chwili, gdy opuszka musnęła ciepłe miejsce za uchem Waruia, gdy dostrzegł małą bliznę. Albo coś, co mogło ją przypominać, bo gra światła i stan, w jakim aktualnie się znajdował nie pozwalały mu na stuprocentową pewnością.
Bingo, pomyślał pełen satysfakcji, gdy odsunął się od ciała yurei, zajmując miejsce przy stole obok niego. - Moja kolej. - stuknął dwa razy palcem o stół, gdy myśli gorączkowo rozpoczęły próbę wymyślenia odpowiedniego pytania. Potrzebował czegoś, co zmusi Waruia do uniknięcia odpowiedzi.
Czegoś trudnego.
Czegoś, co przybliży go do zwycięstwa. Pomyłki nie wchodziły w grę. Już nie.
- Co chciałbyś zrobić, gdyby było to akceptowalne przez społeczeństwo, ale wiesz, że nie jest i dlatego nie możesz tego zrobić? - uśmiechnął się. Jak kot, który właśnie zrzucił doniczkę. Z satysfakcją. I w wyczekiwaniu.

@Warui Shin'ya


Chatka w głębi lasu - Page 2 Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma

Warui Shin'ya and Ye Lian szaleją za tym postem.

Sponsored content
maj 2038 roku