Wygoda to przywilej nielicznych, jednak to od standardów danych osób zależy jej próg. Dla Jiro kanapa na której leżał była rajem. Stara i ujebana w czterdziestu różnych plamach, ale własna i nic poza nim oraz Karmelkiem się w niej nie zalęgło. Skubaniec własną dziurę wygryzł. Znowu leżałeś w mieszkaniu zupełnie jakby powódź nigdy nie nastała i była jedynie paskudnym snem. Mimo wszystko cokolwiek poprzedniej nocy wypiłeś, musiało być na tyle mocne że położyłeś się w mieszkaniu a nie na dachu czy w piwnicy. Muliło Cię i szczerze to jebnąłbyś się jeszcze na drugi boczek. Wtem nadszedł... Brzuch zasygnalizował głód burczeniem, które zapewne usłyszałby nawet pewien Minamoto bez aparatów słuchowych. Coś Ci z tyłu głowy mówiło że Tosia ogarnęła od znajomego kubełek kurczaczków, a ty w Kaeru zrobiłeś mały podbój. Trzeba żreć póki jest! Jeśli odchyliłeś głowę na bok, widziałeś lodówkę. Ponętną i nęcącą swoją zawartością. Jej drzwiczki były lekko uchylone, a z niej samej wydobywało się delikatne złociste światło. Zupełnie jakby krzyczała "Ach weź mnie, całą, bejba!"
Nie była daleko. Wystarczyło do niej wstać i złapać pierwszą lepszą rzecz do wszamania, bądź... Wszystko jak leci.
O dziwo twojego snu nie zakłóciły dziś żadne koszmary. Można by wręcz rzecz że spałeś jak ululane przez mamuśkę niemowlę. Co innego że obudziłeś się - jak z resztą mogłeś się domyślić detektywie - w środku nocy, ponieważ... Było ciemno. Niepokojący mógł być dla ciebie fakt, że lampka przy której zawsze się kładłeś była zgaszona i pomimo jakichkolwiek prób zapalenia, nie dało się tego faktu zmienić. Telefon również rył rozładowany, więc jedyne światło jakie dochodziło do twojego mieszkania, to te rzucane przez księżyc, który usilnie starał się przebić przez chmury, które delikatnie przysłaniały nocne niebo. Samo miasto wydawało się za oknem nie żyć. Brak świateł i cisza jak makiem zasiał. Mimo wszystko byłeś jednak silnym Senkensha. Zdolnym do wyczucia że coś jest nie tak. Do wyczucia obecności w swoim mieszkaniu. I tym razem zdecydowanie nie była to siostra z Happy Mealem bądź składnikami na śniadanie. Chociaż... Możliwe że była, ale to raczej nie był ten typ aury. Ten był mniej złowrogi.
Tak czy inaczej jego obecność w sypialni była słaba. Smród nieproszonego gościa dobiegał z salonu.
Twój dzień od samego poranka zapowiadał się świetnie i zdecydowanie na nic złego się nie zapowiadało. Piękne czyste niebo, słoneczna pogoda i cudowny widok z okna. Obecnie siedziałaś przed szkicownikiem i przelewałaś ten piękny widok na niego. Każdy szczegół, każdy liść, każdy kwiat... Nawet pszczoły i motylki, które na tych drugich ochoczo przysiadały. Tak detaliczny rysunek zajął ci niemal całe południe, przez co powoli ogarniało cię zmęczenie. Zaczęło się od pojedynczego ziewnięcia. Potem dopiero poczułaś opór na całym ciele. Zupełnie jakby to stało się znacznie słabsze. Czy była to najwyższa pora aby położyć się do spania? Chociaż na dziesięć minut? Zanim jednak cokolwiek zrobiłaś poczułaś dłoń na swoim ramieniu i głos nadchodzący z tego samego kierunku. - Panienko Ejiri. Panienko Ejiri.. - Sam głos był Ci bliski i znajomy. Brzmiał jak nie kto inny, tylko Jiro. Z tą różnicą że brzmiał grzecznie, spokojnie, delikatnie... Jak dobrze wychowany chłopak z dobrego domu. Jednak kiedy spojrzałaś w jego kierunku, nikogo nie dostrzegłaś. W pokoju byłaś sama, a uczucie dłoni na ramieniu nie znikało.
Kac. To pierwsza rzecz jaka uderza cię jeszcze przed otworzeniem oczu. Po ich otworzeniu możesz dostrzec sufit własnego mieszkania oraz wyczuć unoszącą się w powietrzu ostrą woń alkoholu. Nie pamiętasz nic co się wydarzyło poprzedniego dnia, co wskazywało jednogłośnie na to że zabawa musiała być przednia. Kiedy się w łóżku obracasz na boczek drugi, dostrzegasz Yelonka w koronkowej bieliźnie oraz kilka butelek po różnych akloholach na stoliczku. Gdybyś siebie nie znał pomyślałbyś że obrabowaliście monopolowy.
Jeśli skusiło cię wstać i spojrzeć przez okna bądź by chociaż założyć jakiekolwiek ubrania, mogłeś dostrzec że nadal była noc, którą rozświetlał jedynie księżyc. Wszystko też wskazywało na to że nie było prądu w całej dzielnicy, a twój telefon nie działał. Do tego był zbity. Chyba nie naprułeś się do tego stopnia by włączać tryb samolotowy i rzucać nim z dachu krzycząc "Transformacja, dziwko"? Nie, raczej nie. W końcu nie byłeś z Hasegawów.
Sen był przyjemny i zdecydowanie jeden z lepszych. Śniło Ci się że ochoczo lejesz Bakina po ryju za to co zrobił. Prawdopdoobnie by się na tym nie skończyło i sen leciałby dalej w najlepsze gdyby nie twój własny cholerny telefon. Dzwonił przez kilka chwil, a kiedy w końcu nie odebrałeś... Nieznany numer zostawił wiadomość głosową. - Dzień dobry. Sakuya wdał się w jakąś bójkę i szybko kazał mi zadzwonić pod ten numer. - Wiadomość nagrlał jakiś nieznany Ci, ale widocznie zestresowany chłopaczyna mniej więcej w wieku twojego młodszego brata. Głos miał nieco ochrypły i oddychał szybko. Jeśli spojrzałeś na zegarek, mogłeś łatwo dostrzec że jeszcze kilka minut i wybije szesnasta. Wtedy nie było już wielu lekcji, a uczniowie głównie zajmowali się obowiązkami, bądź uczęszczali na spotkania kół zainteresowań. Nie było też wielu nauczycieli na miejscu, więc dla łobuzów była to okazja idealna by dorwać jakiś słaby cel. Daleko do szkoły Sakuyi nie było. Kilka minut metrem bądź autobusem i będziesz na miejscu.
Twoja pobudka zdecydowanie nie należała do przyjemnych. Jeszcze zanim otworzyłaś oczy mogłaś z łatwością stwierdzić kilka faktów. Po pierwsze do twoich nozdrzy docierał nieprzyjemny, metaliczny zapach krwi. Po drugie, leżałaś w nienaturalnej pozycji i coś mocno uwierało twoje kostki i nadgarstek prawej ręki. Po trzecie i najgorze, wszędzie poniżej twojej szyi czułaś wilgoć. W twojej podświadomości więc zrodziło się pytanie. Czy na pewno chcę otwierać oczy? Jeśli w końcu się na to zdecydowałaś, mogłaś dostrzec że leżałaś w wannie. Wannie pełnej krwi. Przykuta do rur kajdanami na łańcuchach. Ruszając nogami i wolną ręką mogłaś stwierdzić że na jej dnie z pewnością znajdują się jakieś bliżej niezidentyfikowane przedmioty. Jeśli zaś rozejrzałaś się po pomieszczeniu w którym Cię zamknięto, to mogłaś stwierdzić że przypominało ono piwnicę bądź kotłownię. Nie było wielkie. Mniej więcej pięć na pięć metrów. Drzwi do niego zdecydowanie były zakluczone i wykonane z grubej stali. Ściany za to już nieco mniej mogły się pochwalić. W wielu miejscach powstały zacieki i rozwijał się grzyb. Masz zdecydowane szczęście że nie jesteś ranna, bo zarazki czaiły się tu na każdym kroku. W prawej części pomieszczenia znajdował się stół a nad nim szyb wentylacyjny, jednak nie byłaś obecnie w stanie przyjrzeć się co się na nim znajduje.
Niezbyt kojarzysz czyje to auto ani co w ogóle w nim robisz. Twoja siędząca na siedzeniu obok przyjaciółka cytrynówka za to może wiedzieć na ten temat nieco więcej. Rozglądając się po aucie dostrzegasz kilka drobiazgów. Jak na przykład rozwalone miejsce na kluczyk z którego dyndały kable oraz otwarty schowek w którym było kilka klamotów. Zapalniczka, fajki, dezodorant... Bibeloty. A skoro o nich mowa, to pod lusterkiem zwisały dwie pluszowe różowe kostki. Kac był odczuwalny i nieco bolał cię łeb. Nie pomagał też zbytnio ten dziwny, oddalony szum, którego głośność powoli narastała.
Łóżko na którym spałaś wydawało się być wyjątkowo twarde, a wręcz wykonane z drewna. Poduszka zaś była jak worek wypchany słomą. Kiedy otworzyłaś piękne oczęta spostrzegłaś że chyba nie jesteś już w Kinigami. Byłaś zamknięta w celi, a leżałaś na drewnianej pryczce. Poduszką faktycznie zaś był worek siana. Jednak cela do współczesności miała jeszcze dalej niż Nanashi do statusu porządnej dzielnicy. Kraty były stalowe, ale domek sam w sobie drewniany i zdecydowanie staroświecki. Po elektryczności nie było nawet śladu. Kinkiety zamiast elektrycznych lamp oraz gdzie nie gdzie rozpalone świece. Nie miałaś na sobie swoich standardowych ciuchów, a więzienne łachmany będące tak naprawdę niczym więcej jak zbiorem pozszywanych ze sobą zużytych szmat.
Przy twojej pryczce rodem z siedemnastego wieku stał czysty nocnik i talerz z gotowanym pasternakiem oraz czerstwym chlebem. Jeśli zechciałaś, mogłaś się na spokojnie rozejrzeć co jest poza celą i jeśli się na to zdecydowałaś to poza stolikiem na którym leżały jakieś papiery i książka. Zdecydowanie ciekawszy był obiekt ulokowany przy drzwiach wyjściowych. Malutki piesek, a na jego szyi wisiał klucz. Drzemał sobie słodko ignorując krzyki podjudzonych ludzi jakie rozlegały się na zewnątrz.
Budzący się w nietypowym miejscu Hasegawa. Ktoś zaskoczony? Jeszcze zanim otworzyłeś oczy do twoich uszu docierają niezliczone rozmowy wielu ludzi. O pierdołach takich jak sytuacja w pracy bądź film który chciałeś obejrzeć, a ktoś ochoczo go opowiada nie pomijając spoilerów i szczegółów. Kiedy już oczęta misiaczku otworzyłeś, to spostrzegłeś że jesteś w metrze zajmując miejsce obok jakiejś staruchy która spała oparta o ciebie śliniąc się potwornie. Na domiar złego cały wagon był wypełniony okropnym zapachem zgniłego sera i gotowanych skarpet. Co tu robiłeś? Prawdopodobnie łyknąłeś nie tę tabletkę zanim jeszcze wsiadłeś do metra i cię ścięło. Teraz metro zatrzymało się na kolejnym przystanku i drzwi do wolności przed metrowymi świrami stały otworem. Zwłaszcza że zaczynała cię boleć głowa oraz poznasz całą fabułę kolejnego już filmu. Twoja podświadomość - bądź piguła - praktycznie sama cię nosiła skłaniając do wstania i ruszenia w stronę wyjścia z pojazdu.
Ding dong. To zegar z kukułką - prezent od jednego z pacjentów - wybił kolejną godzinę w twoim gabinecie. Tym razem skutecznie cię obudził. Obyła równo druga w nocy. Trochę późno gołąbeczku zważywszy na to że nadal siedzisz w swoim miejscu pracy. W szpitalu. Odziany w kitel. Kiedy podniosłeś głowę z biurka, początkowo nic nie widziałeś. Ale to tylko dlatego że jakaś kartka przykleiła Ci się do czoła. Po jej odgarnięciu z czoła i okazjonalnemu wyjrzeniu przez okno mogłeś dostrzec że prawdopodobnie w mieście nie ma prądu. Poza szpitalem który pracował na zapasowych generatorach właśnie na takie wypadki. Praktycznie nic cię nie trzymało w tym miejscu o tej porze. Wystarczyło zabrać rzeczy, wyjść, zamknąć gabinet i ruszyć do domu.
Jeśli tak uczyniłeś, mogłeś zauważyć nienaturalną pustkę na korytarzach i jeszcze dziwniejszą ciszę. Poza tym światło na korytarzach szwankuje, a w powietrzu unosiła się nietypowa dla tego miejsca woń słodkiej wanilii, ostrego chili i... rozkładu?
Budzisz się... W sumie to sam nie masz pojęcia gdzie. Tupiąc nóżkami po ziemi z całą pewnością możesz stwierdzić że podłoże jest z kostki, a ty siedzisz na ławce do której najwyraźniej jesteś przykuty łancuchem. Niestety w poszukiwaniu patyczka który Ci służył za przewodnika na pełen etat od czasu pamiętnej rozłąki z pieskiem, nie trafiłeś na nic. Patyczka albo nie było, albo znajdował się poza twoim zasięgiem. Całkiem niedaleko słyszałeś szum płynącej wody, a w twojej kieszeni wściekle zawibrował telefon. - Masz nieodsłuchaną wiadomość od: Vance - I jak na zawołanie twój telefon zaczął ją odtwarzać. -Myślałem o tym i to nie wyjdzie. Jednak jestem Hetero. - To to tyle. Można by powiedzieć że to koniec, ale kiedy tylko odtwarzanie dobiegło końca, telefon kontynuował. -Masz nowe powiadomienia od: Bank Współdzielczy i Zakład Ubezpieczeń Społecznych. - Już wiesz... Że twój koszmar się zaczął.
--------------------------------------------------------------------------------------------
Dziękuję wszystkim za wzięcie udziału w wydarzeniu. Każdy z was zaczyna osobno i w miarę postępów zaczniecie się łączyć w coraz większe grupki.
Liczę że każdy będzie się dobrze bawić
Czas na odpis 26.09.2023, 22:00
● Shibi[/size]
@Hasegawa Jirō @Seiwa-Genji Enma @Ejiri Carei @Warui Shin'ya @Yakushimaru Seiya @Itou Alaesha @Amakasu Shey @Hecate Shirshu Black @Hasegawa Izaya @Satō Kisara @Yakushimaru Sakuya @Munehira Aoi
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Hasegawa Jirō, Munehira Aoi, Ejiri Carei, Satō Kisara and szaleją za tym postem.
„Dzień dobry. Sakuya…”
Imię młodszego brata było, jak magiczne zaklęcie, które momentalnie ściągnęło jego uwagę ku reszcie zasłyszanej wiadomości. Nie tylko dlatego, że chodziło o młodszego Yakushimaru, ale dlatego, że jeszcze nigdy nie zdarzyło się, by to on otrzymał telefon w jego sprawie.
— Ja pierdolę — wymruczał pod nosem, leniwie przekręcając się na plecy. Ze zmrużonymi ze zmęczenia oczami wpatrywał się w zawieszony nad twarzą ekran, jeszcze chwilę po tym, jak wiadomość ucichła, ostatnim echem rozścielając się w jego głowie. Szesnasta. Wystarczyła sekunda, by poderwał się do siadu z gwałtownością kogoś, na kogo chluśnięto wiadrem zimnej wody. Ledwo się obudził, a ten dzień już zapowiadał się
Dosłownie pięć minut później był już gotowy do wyjścia. Zatrzasnął za sobą drzwi i z plecakiem niedbale przewieszonym przez ramię mknął do wyjścia z akademika. Nie patrzył na drogę, gdy na ekranie zapalczywie wystukiwał kolejne wiadomości.
Nie wiedział, co się dokładnie wydarzyło, ale plastyczny umysł sam kreował wszystkie możliwe scenariusze. Skoro Sakuya nie mógł odezwać się sam, oznaczało to co najmniej tyle, że musiał być w złym stanie. Oby drugi wyglądał gorzej – przyszło mu na myśl, gdy klął pod nosem, wsiadając w pierwszy lepszy autobus, który kierował się ku okolicom szkoły. Co jakiś czas zerkał na telefon, mimo że dobrze wiedział, że wciąż nie otrzymał odpowiedzi – w końcu przez cały czas zaciskał na nim palce, jakby tylko w ten sposób mógł rozładować nieprzyjemne uczucie frustracji. Póki co.
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Munehira Aoi, Ejiri Carei, Seiwa-Genji Kamiko, Satō Kisara and szaleją za tym postem.
Zdezorientowanie. Te atakuje agresywnie i uciska nerwowo skronie. To pierwsze co czuje, kiedy ciało spina się w szoku przebudzenia — jakim cudem jest tutaj, nie mając ani jednego wspomnienia, którego może się złapać, gdzie zniknęła trasa, gdzie podział się cel, jaki go tutaj przywiódł? A może to nie on sam, a ktoś posadził go na twardej ławce, której niewygodne dechy oparcia wpijają się teraz w plecy? Pytania rodzą się szybciej niż nowe gwiazdy ze zderzeń supernowej. Zazwyczaj po zapachach, po całej kakofonii zapachów, pojawiały się dźwięki. Najpierw surowe, powtarzalne echa codzienności: tąpnięcia podeszwy buta o kostkę brukową, skrzypnięcia dech ławki, woda jęcząca gdzieś w tle. Potem dziwna surrealność, bo metaliczny szczęk ogniw łańcucha zimnem rozgryza słuch, kiedy stopa porusza się przez szorstkość kocich łbów na ziemi, huk własnego serca, jakie nagłym uderzeniem wysyła gorąc krwi przez najmniejsze nawet tuneliki żył, rozpychając je nieprzyjemnie. Dłońmi intuicyjnie i z nawyku zakrywa nos, jakby bliżej chciał być własnej woni, ale to nie jej poszukuje, to nie za nią węszy, a w złożone w łódeczki ręce zagarnia eteryczność wokół niecierpliwym ruchem. Poczuć cokolwiek, chociażby duszącosłodki zapach chloroformu, który tłumaczyłby, dlaczego w umyśle nic poza rodzącym się lękiem. Pustka; bo wszystkie wonie rozrzedzone są, rozwodnione i nijakie. Jak?
Prawa dłoń sięga w bok, tam, gdzie przywykł układać laskę. Trafia jednak wyłącznie na łuszczącą się farbę ławki, płaty ostro odstające od drewna, które nieprzyjemnie drą przez opuszki. Pustka, pustka, pustka... Tętno przyśpiesza, bo przestrzeń wydaje się coraz zimniejsza przez swoją obcość, kiedy gęsia skórka rozciąga się na karku i przedramionach. A może to już ten czas, kiedy głód i kundle upchane w czaszce odcinają go i zrzucają w nieświadomość? Może to już ten moment, w którym odkleja się całkowicie od świadomości i traci nad sobą kontrolę? Jak?
Gonitwę myśli przerywa wibracja telefonu, buczenie w kieszeni, które obejmuje gwałtownie w dłoń, o wiele za mocno ściskając kształt urządzenia; a serce, które normalnie spoczywa pod mostkiem, słysząc znajomy głos, wspina się do gardła i tam zalega gulą. Bo słowa, które docierają do niego, liżąc świadomość z opóźnieniem, były gorsze niż trzask zamykanej nad głową trumny. Nie mógł się uspokoić, tak po prostu otrząsnąć z szoku i spróbować zrozumieć, co się wokół niego dzieje. To nie tak, nie on, nie w takim momencie. Czerń wilczurzej masy aż w nim bulgotała, burzyła się w nim ta zachłanna czerń. Bo znowu przecież jak pies, obszczekany przez parszywy los, przegoniony, słaby, gorszy kundel, zmuszony do zadowalania się ponownie ochłapami, bo kolejna osoba, którą chciał nazywać w swoim życiu ważną, odwracała się do niego plecami.
Na krótki moment, skupiając się resztką siły, Aoi wytęży jedynie słuch, ignorując kolejny komunikat, jaki wypluwa z siebie komórka — złapać cokolwiek co wije się w przestrzeni, jakikolwiek dźwięk, który nakierowałby go, gdzie może się znajdować, czy ktoś jeszcze trwa gdzieś obok, czy... czy kurwa jest w jakikolwiek sposób bezpieczny.
"Masz nowe powiadomienia od: Bank Współdzielczy i Zakład Ubezpieczeń Społecznych." — To jest jakaś kpina... — zdąży wymamrotać przez zaciśniętą szczękę, gdy palec dociśnie boczny klawisz, pozwalając urządzeniu odtworzyć powiadomienia.
rzut na percepcję — węch: 28 + 10 = 38 /niepowodzenie/ ]
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Ejiri Carei, Seiwa-Genji Kamiko, Satō Kisara, Yakushimaru Seiya and szaleją za tym postem.
- Uuu, Ala, czas najwyższy wziąć się w garść i otworzyć te cholerne oczy! – W jej głowie wyklarowała się myśl, którą już chwilę później zaczęła wdrażać w życie. Nie było to proste, ponieważ rzęsy górnej i dolnej powieki były posklejane grudkami ropy. Pierwsze mrugnięcia na niewiele się zdały, otoczenie wciąż było zamazane, jednak każde kolejne pozwalało zrozumieć jej położenie. Leżała w wannie pełnej krwi, która pokrywała całej jej ciało do wysokości mniej więcej obojczyków. Poczuła jak jej własna krew uderza do jej głowy, wzbudzając każdy neuron. Źrenice Ali rozszerzyły się w przestrachu, a oddech przyspieszył. Jednak po paru haustach powietrza, równie rozszerzonymi nozdrzami, zaczęła się uspokajać.
- No nieźle, o co tu chodzi? – Myślała, próbując sobie cokolwiek przypomnieć. Dlaczego znalazła się w tej sytuacji? Nie przypominała sobie nic. Zresztą kto mógłby jej sprawić taką „niespodziankę”? A przede wszystkim – kiedy i jak by to zrobił? Nie miało to jednak większego znaczenia, teraz należało się z tej sytuacji wyplątać. Zaczęła bardzo delikatnie poruszać głową i barkami, żeby choć trochę rozluźnić napięte mięśnie. Szybko tego pożałowała, ponieważ wydźwignięta do góry i spięta kajdankami prawa ręka była całkowicie zdrętwiała. Przeszedł ją tłum elektrycznych mrówek. Z tego uczucia drgnęła całym ciałem.
- AŁA, kurwa! – Wyrwało się z zaschniętych ust, bo jednocześnie poczuła, że bolą ją kostki, a całe ciało znajdowało się w nieprzyjemnej pozycji, leżąc bokiem z ugiętymi kolanami.
Był to niezły ambaras. Niemniej wszystkie jej zmysły były już sprawne i działały na pełnych obrotach. Każdy inny, na jej miejscu, wpadłby w panikę. Ale nie ona. W panikę wprawiało ją zapytanie pani na poczcie czym się różni list polecony od priorytetowego. O zgrozę przyprawiały ją negocjacje cen z klientami. Jednak, gdy naprawdę działo się coś złego, zawsze potrafiła zachować zimną krew. No, może nie taką zimną, ponieważ była dosyć wkurwiona. Ktokolwiek jej to zrobił, pożałuje. Oj, pożałuje. Przyjemny przypływ adrenaliny przepłynął przez jej głowę, dając kopa do działania.
Wolną ręką zaczęła dotykać swoje ciało. Była ubrana. Uff. Dopiero teraz zauważyła, że miała na sobie swoją ulubioną piżamę w kaczuszki. Wcześniej nie było tego widać po cienkich ramiączkach koszulki, które całkiem nasiąkły krwią. Co dziwniejsze, wczoraj wyprała i rozwiesiła tę piżamę na suszarce. Kto jest tak nienormalny, aby ubierać ją w mokrą piżamę?!
Na ciele nie miała żadnych ran, a to była już dobra wiadomość. Przycisnęła kolana bliżej klatki piersiowej, aby zbadać swoje kostki. Miała na nich coś w rodzaju drewnianych dyb. Mało wyszukane, ale skuteczne. Poruszając krew w wannie zdała sobie sprawę, że jest jeszcze ciepła. Cholera, to chyba jeszcze gorzej, niż gdyby była zimna! Jednak to mogło oznaczać coś dobrego – ciepła krew jest śliska, a jej prawa dłoń jest w kajdankach na dość długim łańcuchu. Gdyby zanurzyła rękę w płynie może udałoby się ją wysunąć. Ruch całej wanny krwi wzbudził drobne przedmioty leżące na dnie. Zaczęła gorączkowo je dotykać. Być może jest w dużo lepszej sytuacji, niż się spodziewała. To wszystko wygląda jak zupełnie nieśmieszna, ale gra logiczna. Tylko dureń by tutaj umarł, na pewno nie ona.
Do jej nosa dotarł chłodny, wilgotny zapach, tym razem nie krwi. Lubiła ten zapach. Ach, znajdowała się w piwnicy. Zdecydowanie bardziej wolała schodzić do piwnicy po słoiki ze swoimi przetworami. Ta piwnica była natomiast obskurna, zagrzybiała i nieduża. Drzwi do piwnicy były wykonane z grubego metalu i zdecydowanie zamknięte – wisiała na nich gruba i ciężka kłódka. Rozglądając się dalej, w prawej części pomieszczenia zobaczyła stół, a nad nim… Ha! Szyb wentylacyjny! – Cudownie! Z szybem na pewno nie zabraknie mi tlenu, a być może i uda się dać nogę! – Eksplodowała w jej głowie myśl. Na stole coś leżało, ale nie była w stanie zobaczyć co, pomieszczenie było zbyt słabo oświetlone. Niemniej, zajmie się tym później.
- No to najpierw trzeba wyjść z wanny… – Powiedziała do siebie, już na głos, zastanawiając się, od czego zacząć.
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Munehira Aoi, Ejiri Carei, Seiwa-Genji Kamiko, Satō Kisara and szaleją za tym postem.
- H-uh - mruknął tylko pod nosem, nieskutecznie powstrzymując ziewnięcie, które tylko czekało na to, aby uwolnić się z niekoniecznie rozbudzonego zielonowłosego. Spojrzał więc na swoje ręce, aby dostrzec coś, co niekoniecznie miał nawet większe prawo posiadać. Zamrugał z trzy razy, rozejrzał się na boki ze dwa, aby dojść do dość prostego wniosku - nie miał zielonego pojęcia, co dokładniej się zadziało. Okoliczny zapach krwi, nader mocno przyklejone pistolety i leśna lokacja sugerować mogły coś... dziwnego. - Czy to przez za dużo Fortnite? - dorzucił tylko sam do siebie, przyglądając się ubiorowi, który na swój sposób pewnie mógłby pasować do jednego ze skinów z gry. Do tego wszystkiego nierealność jego otoczenia mógłby przypisać tylko czemuś pokroju snu na jawie, czy jak to się nazywało. Świadomego? Tylko, czy jeśli byłoby to tym, to starczyłoby, że pomyśli o kilogramie pomarańczy i pojawi się to przed nim? Z pewnością nie szkodziło spróbować, chociaż na śniadanie jakieś jajko lub onigiri z pewnością byłyby lepsze. Gdyby to jednak nie zadziałało, skupiłby pewnie uwagę na znaku, który przed nim się znajdował. W końcu ten raczej gdzieś prowadził. Przydałoby się też znaleźć jakąś wodę, lub inne coś, co pomogłoby jakoś odkleić jego ręce.
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Munehira Aoi, Ejiri Carei, Shiba Ookami, Yakushimaru Seiya and szaleją za tym postem.
Niedobrze.
Bardzo niedobrze.
Coś było nie tak. Bo to, że w jego mieszkaniu, albo i budynku (chociaż patrząc na ciemność zza oknem wnioskował, że z pewnością w dzielnicy) nie było prądu, mogło być spowodowane jakąś awarią. Zdarzało się. Nic takiego. Nawet nie działający telefon mógł wytłumaczyć swoim zapominalstwem. Może nie podłączył go do ładowania, kto wie.
Ale fakt, że brakowało najważniejszego urządzenia, które z pewnością odkładał przed snem na blat stolika, bo zawsze tak robił, podpowiadał mu, że coś jest nie tak.
Powoli zszedł z łóżka i przykucnął przy szafce. Wymacał środkową szufladę i złapawszy za rączkę - rozsunął ją. Palce zacisnęły się dookoła rękojeści noża, chwytając go pewniej w stalowym uścisku. Powoli podniósł się i odwrócił, kierując w stronę drzwi. Rozmieszczenie pokoju, ba, całego mieszkania znał na pamięć. Nie powinien potknąć się o rozrzucone rzeczy dookoła, bo starał się również utrzymywać jako taki porządek.
Starając się nie narobić hałasu, uchylił drzwi, próbując dostrzec potencjalnego intruza. I jeżeli takowego ujrzał, zrobił to, co potrafił najlepiej.
Zaatakował.
Warui Shin'ya, Hecate Black, Munehira Aoi, Ejiri Carei, Shiba Ookami, Satō Kisara, Yakushimaru Seiya and szaleją za tym postem.
Z tyłu czerepu dobijała się prawda, że Ye Lian nie usnąłby na jego sofie; brzydził się tu nawet wejść, co dopiero ingerować w otoczenie do takiego stopnia. Ale jednocześnie kac wybijał ostatnie pracujące neurony, zgniatał między opuszkami drżące od harówki komórki jak zgnita się w palcach porzeczki. Ostatecznie jedyne, na co było stać Waruiego, to ostrożne podniesienie sylwetki; na tyle, aby nie obudzić przykrytego po samą szyję mężczyzny i wystarczająco, by jak najszybciej wydostać się z posłania.
Jak do tego doszło? Czemu nie panował nad sytuacją? Jakim cudem w ogóle jej nie pamiętał?
- Kurwa. Kurwa. - Szeptał przez zagryzione kły; prawie na granicy mowy, zarzucając na siebie pierwsze lepsze łachy. Jakieś dresowe spodnie, szmyrgnięte bez litości na stertę pudeł; t-shirt ciemnej barwy z tańczącym hula Stitchem; bluzę naciąganą przez głowę, przez którą rudę włosy wydawały się w jeszcze większym nieładzie. Wszystko właściwie robił w chaosie, w tupnięciach bosych podeszew. Chciał się zwyczajnie wydostać; nie tyle stąd wyjść, co uciec. Z nerwów w którymś momencie potknął się w ciemnościach o jakiś zeszyt albo książkę i uderzył łydką w stolik. Zadzwoniły puste butelki. Jemu wszystko podeszło pod gardło i wizja zaczerpnięcia orzeźwiającego powietrza (to we własnym mieszkaniu nagle wydawało się jakieś mdłe i ciężkie, jakby wsysał gorącą parę) nabrała szczególnych walorów.
Nie obejrzał się za siebie, nawet gdyby usłyszał szelest poruszającego się pod pościelą ciała. W całej czaszce mu dudniło i na tym próbował się skupić. Byle za dużo nie analizować. W gniewnym amoku (nic nie rozumiał; to go drażniło; musiał to rozchodzić, rozbiegać) złapał za plecak jak zawsze po zmianie rzucony tuż przy drzwiach. W buty dosłownie się wcisnął; nie bawił się dobrym ich zawiązywaniem, po prostu na siłę wepchnął gołe stopy w adidasy, by jak kamień wystrzelony z procy wypaść na klatkę schodową. Dopiero wtedy miało do niego dotrzeć, że nie sprawdził komórki; nawet jej nie wziął. Nie było to jednak ważne; pikała mu wewnętrzna czerwona dioda. Jej kłujący kolor popychał do zbiegnięcia po schodach, o których stopnie potykał się w nieładzie. O plecy obijał się ciężki ekwipunek; ubrania na zmianę (uwalone zeschłą farbą), butelka wody (do połowy zużyta), jakieś niedojedzone przekąski... latarki...
Dopiero będąc na dole, przy nienaoliwionych drzwiach, gdy wreszcie nabrał tchu do pustych płuc, zdał sobie sprawę z tego jak jest ciemno. Raz jeszcze z jego ust wyrwało się ciche "kurwa", ale sam już nie wiedział czy komentuje sytuacje, czy siebie. Nie chciał iść w mrok, wracać jednak nie chciał bardziej, więc ostatecznie, przytykając spód ręki do skroni, ruszył ulicą.
Musiał się przewietrzyć.
+ Mam prośbę, aby deadliny były do północy. Jeżeli to nie problem. ;; Pracuję po 10-12 godzin, czasami kończę dopiero po 22-23 i mogę się zwyczajnie nie wyrabiać.
Seiwa-Genji Enma, Ye Lian, Hecate Black, Munehira Aoi, Amakasu Shey, Ejiri Carei, Shiba Ookami and szaleją za tym postem.
To zdecydowanie nie była najprzyjemniejsza pobudka i do tego w tak nieoczywistym i jakże żałosnym miejscu. Miał szczerą nadzieję, że wytrzyma tą jazdę metrem do końca, bez klasycznego zgona, jak za czasów licealnych imprez - tylko tym razem, bez promili we krwi. Przeliczył się ze swoją wytrzymałością i zaczął żałować, że nie zdecydował się na zamówienie taksówki. Powrót do domu byłby spokojniejszy, znacznie cichszy i szybszy, niż tłuczenie się przez pół miasta metrem i kawałek z buta.
Z niezadowolonym burknięciem wsunął dwa palce pod szkła, aby przetrzeć zaspane oczy. Nie umknęły mu rozmowy o filmie, za który miał zamiar się zabrać. To tylko bardziej podirytowało Hasegawę i zniechęciło go tylko do sięgnięcia po ten tytuł w przyszłości. Cała ta mieszanka rozmów i nieprzyjemnego zapachu tylko bardziej drażniły jego receptory, doprowadzając do nieprzyjemnego bólu z tyłu czaszki.
Zdecydowanie, to wszystko była wina tej jednej tabletki więcej, którą zażył. To nie był pierwszy raz, gdy przysypiał w losowym miejscu, zwłaszcza, gdy niczym nie zajmował swojej uwagi. Samo obserwowanie ludzi staje się nużące po jakimś czasie, a siedzenie w jednym miejscu tylko bardziej wciąga w objęcia Morfeusza. Wypadałoby w końcu udać się do psychiatry po pomoc, aby ogarnąć całe te szaleństwo z lekami, ale z drugiej strony - po co? Tak jest łatwiej, a Izaya wychował się w wygodnickiej rodzinie.
Dopiero po chwili zrozumiał, czym jest ten ciężar na lewym barku. Spojrzał niemrawo na obślinioną babkę. Izaya błyskawicznie zareagował - odskoczył z wstrętem malującym mu się na buźce. Wraz z tym gwałtownym ruchem wpadł na jakiegoś faceta w garniturze stojącego niemalże przed siedzeniem, które chwilę temu zajmował.
- Przepraszam, przepraszam najmocniej... - Skołowany i z lekkim przygarbieniem uniósł otwarte dłonie na wysokość swojej klatki piersiowej, jakby się obawiał, że zaraz wciry może dostać.
Przez ramię owego mężczyzny dostrzegł otwarte drzwi. Wolność, o bogowie, wolność! Zwinnym krokiem wyminął człowieka, którego chwilę temu przepraszał, aby zderzyć się z świeżym powietrzem.
Wziął głęboki oddech. Przetrzymał tlen w płucach przez kilka sekund dłużej, aby później odetchnąć powolutku. Teraz było o wiele lepiej, choć drobny ból głowy dalej mu doskwierał. Przeciągnął się, wyciągając ręce do góry. Spokojnie odsunął się od krawędzi przystanku, aby uniknąć ewentualnego zepchnięcia na szyny przez opcjonalnego narwanego szaleńca. Lepiej chuchać na zimno. Tą myśl skwitował flegmatycznym uśmiechem.
Wystarczyła chwila otrząśnięcia się z nieprzyjemnej chwili, aby przeszukać kieszenie, żeby sprawdzić czy nic przez tą drogę mu nie zaginęło, gdy sobie przysnął. Telefon odnalazł bez problemu, a portfela i tak nigdy przy sobie nie nosił. Wyciągając urządzenie z kieszeni zamierzał tylko i wyłącznie sprawdzić swoją lokalizację, aby zaraz wiedzieć gdzie jest, gdzie iść dalej lub skąd może zabrać go taksówka. Miał już dość transportu publicznego.
Nigdy więcej tego błędu nie popełni.
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Munehira Aoi, Ejiri Carei, Shiba Ookami, Yakushimaru Seiya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Chyba że to nie był kac, a on po prostu jeszcze nie wytrzeźwiał.
Podniósł się z legowiska, owinął kocem jak peleryną i poprawił spodnie i koszulkę, zastanawiając się co on musiał robić w nocy, że tak wyglądały. Kręcić się jak aligator w przeręblu chyba.
Lodówka, nawet gdyby nie próbowała zwabić go swoim światłem, tak czy inaczej byłaby pierwszym miejscem, do którego skierowałby swoje kroki. Inspekcja jej wnętrza co każde dziesięć minut, nawet jeżeli wiedział, że wewnątrz nic się nie zmieniło, była jednym z jego hobby.
Otworzył uchylone drzwiczki na oścież, nawet nie tłumiąc potężnego ziewnięcia, któremu zaraz zawtórował obudzony Karmelek, zaplątany w jedną z łatek na kocu.
– Wiesz co bym ojebał? Szaszłyczki takie z kurczaka, ale takie wypaśne, żeby miały sezam i dużo sosu i jakieś warzywo albo nawet dwa.
Karmelek popatrzył na Jiro kaprawymi ślepkami, wyrażając jedynie tęsknotę za rozumem, co Hasegawa wziął za pełnię zrozumienia.
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Munehira Aoi, Ejiri Carei, Shiba Ookami, Satō Kisara and szaleją za tym postem.
— Hmm? — mruknął, gdy zdał sobie sprawę, że to nie zamknięte powieki nadal przysłaniają mu widok, a… karteczka. Spojrzał na nią, zaciekawiony, po czym uśmiechnął się lekko, widząc, że pismem jego współpracowniczki nabazgrano na niej krótką notatkę: „Nie siedź do późna, Kisa. Zostawiłam Ci trochę jedzenia w lodówce. Do jutra. ” Nie podpisała się, ale dobrze wiedział, że to Maki. Złożył papierek pieczołowicie, włożył do kieszeni i dopiero wtedy rozejrzał się po pomieszczeniu porządnie.
Choć pokój nadal był jasny, wszędzie dookoła wydawało się być nienaturalnie ciemno. Fukkatsu, szczególnie jego centrum, nawet o tej porze nigdy do końca nie spało, a w tym momencie wydawało się zgoła inaczej. Czy zatem w jego mieszkaniu też nie było prądu? Cóż, tak czy inaczej powinien powoli się do niego zbierać. Dziś nie miał nocnego dyżuru, ale następnego dnia już owszem, więc powinien zadbać o prawidłowy odpoczynek, a nie… taki. Podczas gdy będzie spał, nie będzie miało znaczenia, czy wznowili dostawę elektryczności czy też nie.
Wstał, co prawda na zdrętwiałych nogach, ale udało mu się wyjść z pomieszczenia. Do tej pory nie zwrócił uwagę na przejmującą ciszę panującą dookoła, ale uderzyła ona w Kisarę, gdy postawił pierwsze kroki wzdłuż opustoszałego korytarza. Kolejny ruch postąpił już bardziej ostrożnie, a jego ciało przeszył niepokój. Drugie odczucie wywołał przede wszystkim zapach, a raczej mieszanka kilku woni, których razem nigdy nie chciał poczuć. Osobliwa była też ich intensywność, atakująca nozdrza i od razu świadomość. Ciarki przebiegły po jego kręgosłupie. Mózg od razu skojarzył znajomy bodziec, połączył go z jego bratem i prawie od razu wywołał panikę.
Kisara puścił się biegiem wzdłuż korytarza. Musiał natychmiast znaleźć źródło tego zapachu.
WAS IT JUST A DREAM?
AM I IN TOO DEEP?
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Munehira Aoi, Ejiri Carei, Shiba Ookami, Yakushimaru Seiya and szaleją za tym postem.