眠そう悪夢のコーナー AKUMU NO KŌNĀ - Page 7
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Mistrz Gry

Nie 24 Wrz - 7:25
First topic message reminder :

Jiro


Wygoda to przywilej nielicznych, jednak to od standardów danych osób zależy jej próg. Dla Jiro kanapa na której leżał była rajem. Stara i ujebana w czterdziestu różnych plamach, ale własna i nic poza nim oraz Karmelkiem się w niej nie zalęgło. Skubaniec własną dziurę wygryzł. Znowu leżałeś w mieszkaniu zupełnie jakby powódź nigdy nie nastała i była jedynie paskudnym snem. Mimo wszystko cokolwiek poprzedniej nocy wypiłeś, musiało być na tyle mocne że położyłeś się w mieszkaniu a nie na dachu czy w piwnicy. Muliło Cię i szczerze to jebnąłbyś się jeszcze na drugi boczek. Wtem nadszedł... Brzuch zasygnalizował głód burczeniem, które zapewne usłyszałby nawet pewien Minamoto bez aparatów słuchowych. Coś Ci z tyłu głowy mówiło że Tosia ogarnęła od znajomego kubełek kurczaczków, a ty w Kaeru zrobiłeś mały podbój. Trzeba żreć póki jest! Jeśli odchyliłeś głowę na bok, widziałeś lodówkę. Ponętną i nęcącą swoją zawartością. Jej drzwiczki były lekko uchylone, a z niej samej wydobywało się delikatne złociste światło. Zupełnie jakby krzyczała "Ach weź mnie, całą, bejba!"
Nie była daleko. Wystarczyło do niej wstać i złapać pierwszą lepszą rzecz do wszamania, bądź... Wszystko jak leci.

Enma

O dziwo twojego snu nie zakłóciły dziś żadne koszmary. Można by wręcz rzecz że spałeś jak ululane przez mamuśkę niemowlę. Co innego że obudziłeś się - jak z resztą mogłeś się domyślić detektywie - w środku nocy, ponieważ... Było ciemno. Niepokojący mógł być dla ciebie fakt, że lampka przy której zawsze się kładłeś była zgaszona i pomimo jakichkolwiek prób zapalenia, nie dało się tego faktu zmienić. Telefon również rył rozładowany, więc jedyne światło jakie dochodziło do twojego mieszkania, to te rzucane przez księżyc, który usilnie starał się przebić przez chmury, które delikatnie przysłaniały nocne niebo. Samo miasto wydawało się za oknem nie żyć. Brak świateł i cisza jak makiem zasiał. Mimo wszystko byłeś jednak silnym Senkensha. Zdolnym do wyczucia że coś jest nie tak. Do wyczucia obecności w swoim mieszkaniu. I tym razem zdecydowanie nie była to siostra z Happy Mealem bądź składnikami na śniadanie. Chociaż... Możliwe że była, ale to raczej nie był ten typ aury. Ten był mniej złowrogi.
Tak czy inaczej jego obecność w sypialni była słaba. Smród nieproszonego gościa dobiegał z salonu.

Carei


Twój dzień od samego poranka zapowiadał się świetnie i zdecydowanie na nic złego się nie zapowiadało. Piękne czyste niebo, słoneczna pogoda i cudowny widok z okna. Obecnie siedziałaś przed szkicownikiem i przelewałaś ten piękny widok na niego. Każdy szczegół, każdy liść, każdy kwiat... Nawet pszczoły i motylki, które na tych drugich ochoczo przysiadały. Tak detaliczny rysunek zajął ci niemal całe południe, przez co powoli ogarniało cię zmęczenie. Zaczęło się od pojedynczego ziewnięcia. Potem dopiero poczułaś opór na całym ciele. Zupełnie jakby to stało się znacznie słabsze. Czy była to najwyższa pora aby położyć się do spania? Chociaż na dziesięć minut? Zanim jednak cokolwiek zrobiłaś poczułaś dłoń na swoim ramieniu i głos nadchodzący z tego samego kierunku. - Panienko Ejiri. Panienko Ejiri.. - Sam głos był Ci bliski i znajomy. Brzmiał jak nie kto inny, tylko Jiro. Z tą różnicą że brzmiał grzecznie, spokojnie, delikatnie... Jak dobrze wychowany chłopak z dobrego domu. Jednak kiedy spojrzałaś w jego kierunku, nikogo nie dostrzegłaś. W pokoju byłaś sama, a uczucie dłoni na ramieniu nie znikało.

Warui


Kac. To pierwsza rzecz jaka uderza cię jeszcze przed otworzeniem oczu. Po ich otworzeniu możesz dostrzec sufit własnego mieszkania oraz wyczuć unoszącą się w powietrzu ostrą woń alkoholu. Nie pamiętasz nic co się wydarzyło poprzedniego dnia, co wskazywało jednogłośnie na to że zabawa musiała być przednia. Kiedy się w łóżku obracasz na boczek drugi, dostrzegasz Yelonka w koronkowej bieliźnie oraz kilka butelek po różnych akloholach na stoliczku. Gdybyś siebie nie znał pomyślałbyś że obrabowaliście monopolowy.
Jeśli skusiło cię wstać i spojrzeć przez okna bądź by chociaż założyć jakiekolwiek ubrania, mogłeś dostrzec że nadal była noc, którą rozświetlał jedynie księżyc. Wszystko też wskazywało na to że nie było prądu w całej dzielnicy, a twój telefon nie działał. Do tego był zbity. Chyba nie naprułeś się do tego stopnia by włączać tryb samolotowy i rzucać nim z dachu krzycząc "Transformacja, dziwko"? Nie, raczej nie. W końcu nie byłeś z Hasegawów.

Seiya


Sen był przyjemny i zdecydowanie jeden z lepszych. Śniło Ci się że ochoczo lejesz Bakina po ryju za to co zrobił. Prawdopdoobnie by się na tym nie skończyło i sen leciałby dalej w najlepsze gdyby nie twój własny cholerny telefon. Dzwonił przez kilka chwil, a kiedy w końcu nie odebrałeś... Nieznany numer zostawił wiadomość głosową. - Dzień dobry. Sakuya wdał się w jakąś bójkę i szybko kazał mi zadzwonić pod ten numer. - Wiadomość nagrlał jakiś nieznany Ci, ale widocznie zestresowany chłopaczyna mniej więcej w wieku twojego młodszego brata. Głos miał nieco ochrypły i oddychał szybko. Jeśli spojrzałeś na zegarek, mogłeś łatwo dostrzec że jeszcze kilka minut i wybije szesnasta. Wtedy nie było już wielu lekcji, a uczniowie głównie zajmowali się obowiązkami, bądź uczęszczali na spotkania kół zainteresowań. Nie było też wielu nauczycieli na miejscu, więc dla łobuzów była to okazja idealna by dorwać jakiś słaby cel. Daleko do szkoły Sakuyi nie było. Kilka minut metrem bądź autobusem i będziesz na miejscu.

Itou


Twoja pobudka zdecydowanie nie należała do przyjemnych. Jeszcze zanim otworzyłaś oczy mogłaś z łatwością stwierdzić kilka faktów. Po pierwsze do twoich nozdrzy docierał nieprzyjemny, metaliczny zapach krwi. Po drugie, leżałaś w nienaturalnej pozycji i coś mocno uwierało twoje kostki i nadgarstek prawej ręki. Po trzecie i najgorze, wszędzie poniżej twojej szyi czułaś wilgoć. W twojej podświadomości więc zrodziło się pytanie. Czy na pewno chcę otwierać oczy? Jeśli w końcu się na to zdecydowałaś, mogłaś dostrzec że leżałaś w wannie. Wannie pełnej krwi. Przykuta do rur kajdanami na łańcuchach. Ruszając nogami i wolną ręką mogłaś stwierdzić że na jej dnie z pewnością znajdują się jakieś bliżej niezidentyfikowane przedmioty. Jeśli zaś rozejrzałaś się po pomieszczeniu w którym Cię zamknięto, to mogłaś stwierdzić że przypominało ono piwnicę bądź kotłownię. Nie było wielkie. Mniej więcej pięć na pięć metrów. Drzwi do niego zdecydowanie były zakluczone i wykonane z grubej stali. Ściany za to już nieco mniej mogły się pochwalić. W wielu miejscach powstały zacieki i rozwijał się grzyb. Masz zdecydowane szczęście że nie jesteś ranna, bo zarazki czaiły się tu na każdym kroku. W prawej części pomieszczenia znajdował się stół a nad nim szyb wentylacyjny, jednak nie byłaś obecnie w stanie przyjrzeć się co się na nim znajduje.

Shey
Ciężki dzień, co? Budzisz się dziewczyno za kierownicą auta w jednej z uliczek Karafuny Chiku. A przynajmniej domyślasz się że w tej dzielnicy jesteś. Tak jak zazwyczaj nocą tętniła życiem, tak dziś pozostawała martwa. Na ulicach były pustki, a wszelkie światła zgaszone. Wyglądało na to że nie było prądu. Twój telefon jeśli postanowiłaś sprawdzić mówił to samo. Był całkowicie rozładowany. Tak samo z resztą jak akumulator auta którym jechałaś. Chyba ktoś zapomniał wyłączyć radio, kiedy poszedł w kimę...
Niezbyt kojarzysz czyje to auto ani co w ogóle w nim robisz. Twoja siędząca na siedzeniu obok przyjaciółka cytrynówka za to może wiedzieć na ten temat nieco więcej. Rozglądając się po aucie dostrzegasz kilka drobiazgów. Jak na przykład rozwalone miejsce na kluczyk z którego dyndały kable oraz otwarty schowek w którym było kilka klamotów. Zapalniczka, fajki, dezodorant... Bibeloty. A skoro o nich mowa, to pod lusterkiem zwisały dwie pluszowe różowe kostki. Kac był odczuwalny i nieco bolał cię łeb. Nie pomagał też zbytnio ten dziwny, oddalony szum, którego głośność powoli narastała.

Shirshu

Łóżko na którym spałaś wydawało się być wyjątkowo twarde, a wręcz wykonane z drewna. Poduszka zaś była jak worek wypchany słomą. Kiedy otworzyłaś piękne oczęta spostrzegłaś że chyba nie jesteś już w Kinigami. Byłaś zamknięta w celi, a leżałaś na drewnianej pryczce. Poduszką faktycznie zaś był worek siana. Jednak cela do współczesności miała jeszcze dalej niż Nanashi do statusu porządnej dzielnicy. Kraty były stalowe, ale domek sam w sobie drewniany i zdecydowanie staroświecki. Po elektryczności nie było nawet śladu. Kinkiety zamiast elektrycznych lamp oraz gdzie nie gdzie rozpalone świece. Nie miałaś na sobie swoich standardowych ciuchów, a więzienne łachmany będące tak naprawdę niczym więcej jak zbiorem pozszywanych ze sobą zużytych szmat.
Przy twojej pryczce rodem z siedemnastego wieku stał czysty nocnik i talerz z gotowanym pasternakiem oraz czerstwym chlebem. Jeśli zechciałaś, mogłaś się na spokojnie rozejrzeć co jest poza celą i jeśli się na to zdecydowałaś to poza stolikiem na którym leżały jakieś papiery i książka. Zdecydowanie ciekawszy był obiekt ulokowany przy drzwiach wyjściowych. Malutki piesek, a na jego szyi wisiał klucz. Drzemał sobie słodko ignorując krzyki podjudzonych ludzi jakie rozlegały się na zewnątrz.

Izaya

Budzący się w nietypowym miejscu Hasegawa. Ktoś zaskoczony? Jeszcze zanim otworzyłeś oczy do twoich uszu docierają niezliczone rozmowy wielu ludzi. O pierdołach takich jak sytuacja w pracy bądź film który chciałeś obejrzeć, a ktoś ochoczo go opowiada nie pomijając spoilerów i szczegółów. Kiedy już oczęta misiaczku otworzyłeś, to spostrzegłeś że jesteś w metrze zajmując miejsce obok jakiejś staruchy która spała oparta o ciebie śliniąc się potwornie. Na domiar złego cały wagon był wypełniony okropnym zapachem zgniłego sera i gotowanych skarpet. Co tu robiłeś? Prawdopodobnie łyknąłeś nie tę tabletkę zanim jeszcze wsiadłeś do metra i cię ścięło. Teraz metro zatrzymało się na kolejnym przystanku i drzwi do wolności przed metrowymi świrami stały otworem. Zwłaszcza że zaczynała cię boleć głowa oraz poznasz całą fabułę kolejnego już filmu. Twoja podświadomość - bądź piguła - praktycznie sama cię nosiła skłaniając do wstania i ruszenia w stronę wyjścia z pojazdu.

Kisara

Ding dong. To zegar z kukułką - prezent od jednego z pacjentów - wybił kolejną godzinę w twoim gabinecie. Tym razem skutecznie cię obudził. Obyła równo druga w nocy. Trochę późno gołąbeczku zważywszy na to że nadal siedzisz w swoim miejscu pracy. W szpitalu. Odziany w kitel. Kiedy podniosłeś głowę z biurka, początkowo nic nie widziałeś. Ale to tylko dlatego że jakaś kartka przykleiła Ci się do czoła. Po jej odgarnięciu z czoła i okazjonalnemu wyjrzeniu przez okno mogłeś dostrzec że prawdopodobnie w mieście nie ma prądu. Poza szpitalem który pracował na zapasowych generatorach właśnie na takie wypadki. Praktycznie nic cię nie trzymało w tym miejscu o tej porze. Wystarczyło zabrać rzeczy, wyjść, zamknąć gabinet i ruszyć do domu.
Jeśli tak uczyniłeś, mogłeś zauważyć nienaturalną pustkę na korytarzach i jeszcze dziwniejszą ciszę. Poza tym światło na korytarzach szwankuje, a w powietrzu unosiła się nietypowa dla tego miejsca woń słodkiej wanilii, ostrego chili i... rozkładu?

Sakuya
Śpisz i jest Ci przyjemnie i ciepło. I w sumie byłoby wspaniale gdyby nie komary uporczywie latające nad uchem i nieco twarde podłoże. Ziemiste. Po otworzeniu oczu dostrzegasz że nie leżysz w swoim łóżku, a gdzieś na ścieżce w lesie. Tuż pod drogowskazem wskazującym drogę do miasta. Co to robiłeś? Nie miałeś zielonego pojęcia, ale nie musiałeś być geniuszem żeby wiedzieć że coś ewidentnie było nie tak. Zwłaszcza że byłeś wciśnięty w jednoczęściową piżamę owieczki, która na domiar złego była utytłana krwią. I to o dziwo o naprawdę silnej woni. Niebo pokrywały chmury przez które księżyc ledwie się przebijał dając Ci nędzną namiastkę światła. Chociaż lepsze to niż próba poruszania się w absolutnej ciemności. Jeśli chciałeś sprawdzić godzinę bądź poświecić sobie telefonem, niestety nie miałeś wolnych dłoni do wyjęcia ich. Przyklejone były do dwóch nieco ciężkich pistoletów. Nie wiesz jakiego kleju użyto, ale zdecydowanie nie było to gówno za 20 yenów.

Aoi

Budzisz się... W sumie to sam nie masz pojęcia gdzie. Tupiąc nóżkami po ziemi z całą pewnością możesz stwierdzić że podłoże jest z kostki, a ty siedzisz na ławce do której najwyraźniej jesteś przykuty łancuchem. Niestety w poszukiwaniu patyczka który Ci służył za przewodnika na pełen etat od czasu pamiętnej rozłąki z pieskiem, nie trafiłeś na nic. Patyczka albo nie było, albo znajdował się poza twoim zasięgiem. Całkiem niedaleko słyszałeś szum płynącej wody, a w twojej kieszeni wściekle zawibrował telefon. - Masz nieodsłuchaną wiadomość od: Vance - I jak na zawołanie twój telefon zaczął ją odtwarzać. -Myślałem o tym i to nie wyjdzie. Jednak jestem Hetero. - To to tyle. Można by powiedzieć że to koniec, ale kiedy tylko odtwarzanie dobiegło końca, telefon kontynuował. -Masz nowe powiadomienia od: Bank Współdzielczy i Zakład Ubezpieczeń Społecznych. - Już wiesz... Że twój koszmar się zaczął.

--------------------------------------------------------------------------------------------

Dziękuję wszystkim za wzięcie udziału w wydarzeniu. Każdy z was zaczyna osobno i w miarę postępów zaczniecie się łączyć w coraz większe grupki.
Liczę że każdy będzie się dobrze bawić
Czas na odpis 26.09.2023, 22:00
Shibi
[/size]

@Hasegawa Jirō @Seiwa-Genji Enma @Ejiri Carei @Warui Shin'ya @Yakushimaru Seiya @Itou Alaesha @Amakasu Shey @Hecate Shirshu Black @Hasegawa Izaya @Satō Kisara @Yakushimaru Sakuya @Munehira Aoi
Mistrz Gry

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Hasegawa Jirō, Munehira Aoi, Ejiri Carei, Satō Kisara and szaleją za tym postem.


Hecate Black

Sro 25 Paź - 15:26
  Mrok przesłaniał otoczenie; kłęby gęstej jak smoła czerni zajęły już wszystko, co obejmowały przymrużone ślepia, kłębiły się niespokojnie, pęczniejąc od bóg wie czego z każdą sekundą. Nie tylko ona wyczuwała ciężką atmosferę w powietrzu, ale i stojący u boku pies oraz śmieszna, ognista istotka lawirująca ponad spopieloną trawą. Nie trzeba było dodatkowego zmysłu by zrozumieć, że to miejsce nie było bezpieczne.
  Mocniejszy podmuch wiatru nie przyniósł świeżej woni, w nos uderzył jedynie swąd zgnilizny, odór pocałowanego przez płomienie mięsa. Twarz Black wykrzywił znaczny grymas, który zaraz przesłoniła wierzchem dłoni chcąc choć w ten sposób odciąć się od otaczającego polanę fetoru. Płaszcz okrywający plecy trzasnął przez powietrze z mocą wyrzucanego naprzód bicza, gdy wiedźma przyspieszała kroku, mknąc między wysokimi drzewami z kapturem zarzuconym na głowę. Co jakiś czas oglądała się na boki, kontrolowała, czy wilczo wyglądający pies – szczeniak? – oraz ognik wciąż znajdują się w pobliżu. Nie znała żadnego ich i o ile pomoc zwierzęciu była dla niej naturalna, tak ten lewitujący yokai mógł w przyszłości okazać się zagrożeniem. Zignorowała to jednak całkowicie, nie wiedzieć kiedy uznając go za towarzysza w całym tym paskudnym padole.
  Z czasem nogi zaczęły samoistnie przyspieszać – czerń sunąca za ich trójką krok w krok również nie traciła werwy, prześladowała ich niczym nocny stalker, nie pozwalała o sobie zapomnieć, nieprzerwanie atakując zmysł węchu fetorem zgnilizny. I gdy już przez umysł przebiegła myśl, że tym razem nie ma żadnej ucieczki, przed oczyma zamajaczył kontur drzwi – widok całkowicie oderwany od rzeczywistości, jeszcze bardziej od niej odklejony niż cała ta popaprana sytuacja rodem z Salem. Black chwyciła za klamkę bez oporu mimo kilogramów ironii ciążących na ramionach. Zatrzymała się w porę, ułamek sekundy przed upadkiem w bezdenną przepaść. Co się, do cholery, stało z Fukkatsu?
  Nie zdążyła się nad tym zastanowić, w zasadzie nie zdążyła nawet nabrać powietrza w płuca, gdy biegnący impet wpadł na nogi, posyłając ją w powietrze. Podczas spadania słyszała tylko świst powietrza przerywany co jakiś czas psim szczekaniem. Ognik latał jedynie w przestrachu, będąc prawdopodobnie jedyny, który wyjdzie z tego upadku bez szwanku. Wiedźma nie krzyczała, zamiast tego próbując sięgnąć jednej z machających w powietrzu łap czworonożnego towarzysza. Jeśli ktoś się miał z tego uratować, to wolała złagodzić konsekwencje właśnie w jego przypadku. Problem w tym, że los bywał przewrotny i psisko stale odbijało na bok, uniemożliwiając smukłym palcom pochwycenie choć kłębka futra. Nie pozostało jej więc nic innego, jak przymknąć powieki i czekać na koniec. Nie sądziła, że przyjdzie jej zakończyć żywota w tak abstrakcyjnym scenariuszu.
  A jednak coś było nie tak, coś się zmieniło. Im bliżej spotkania z taflą wody, tym bardziej w głowie pojawiało się przeświadczenie, że nie lecieli już z tak wielką prędkością jak na początku. Kolorowe ślepia wychynęły więc zza powiek, konfrontując się z widokiem płynącej naprzód wannie; nie byle jakiej, bo z pasażerami i to nazbyt znajomymi. Miekkośc piersi, na której wylądowała oraz zapach perfum, których nie dało się zapomnieć sprawiły, że westchnęła głęboko, całkiem jak pod długim maratonie.
  Już nawet otwierała usta, by coś powiedzieć, lecz towarzyszący jej dotychczas ognik pofrunął w kierunku... ziemniaka? Nie wiedziała już czy wolała uciekać przed śmiercią, tak jak robiła to jeszcze przed chwilą w pełnym mroku lesie, czy może oglądać warzywną wojnę. Oparła więc czoło o pierś Shhn'yi i znów przymknęła ślepia, kręcąc głową na boki.
  – Nawet nie pytam – mruknęła tylko, prostując zaraz plecy, kierując wzrok ku trzymającemu psa w ramionach Jiro. Kącik ust powędrował wówczas w górę, nie tylko dlatego, że cieszyła się z tego, że psiakowi nic się nie stało, ale i z widoku samego yurei w towarzystwie cienistych kotów.
  Wykręciła się odrobinę, wciąż nie odsuwając od rudowłosego. Zamiast tego wyciągnęła otwartą dłoń w stronę ognika, oferując mu wejścia na nią. Skoro jak dotychczas prowadził ją naprzód, to była ciekawa, czy podejdzie bliżej, czy zaufa jej równie mocno co pies, który na zastanowienie nie poświęcił nawet pół sekundy.
  – To moi nowi przyjaciele, nie mają jeszcze imion ale przyprowadzili mnie do was. No, w każdym razie jeden z nich...



眠そう悪夢のコーナー AKUMU NO KŌNĀ - Page 7 Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Black

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hasegawa Jirō, Munehira Aoi, Ejiri Carei, Shiba Ookami, Satō Kisara and Yakushimaru Seiya szaleją za tym postem.

Satō Kisara

Sro 25 Paź - 16:03
Spoglądał na mężczyznę z uwagą, wpierw instynktownie w poszukiwaniu najbardziej widocznych obrażeń, lecz gdy na pierwszy rzut oka nic nie wydawało się być podejrzane, następnie utkwił spojrzenie w jego twarzy, tym razem badając i jego mimikę, i ton głosu, jaki został względem Kisary użyty. Jako że zakomunikował już swoją obecność, nie wahał się uklęknąć obok i sięgnąć do dziwacznej kłódki, aby poddać ją podobnej ekspertyzie.
 — Mhmmm — odparł na wypluty jad, obracając mechanizm to w tą, to w tamtą. — Solidna dawka sarkazmu na powitanie, czyli to, co lubię najbardziej — odpowiedział… cóż, też sarkastycznie, bo nie mógł się, rzecz jasna, powstrzymać. W głos jednak wplątaną miał raczej pozytywną nutę; nie chciał zrazić do siebie Munehiry, ani tym bardziej rozwścieczyć, szczególnie że wydawało się, jakby znajdowali się w tarapatach. Lecz ciągła niechęć Aoi wywoływała w Kisarze frustrację, która także wychodziła na zewnątrz w drobnych gestach, jak chociaż wywrócenie oczami, na jakie pokusił się nawet teraz. Było to… niskie zagranie, żałosne trochę, bo jego adresat nie mógł go nawet dostrzec. Dostrzegając ten fakt, nie odzywał się przez chwilę, by skupić się i przywołać usłyszaną sekwencję. — Pies, pies… żaba… — mruczał pod nosem, podczas czego kłódka luzowała się miarowo, aż ostatecznie puściła całkiem.
 Wyprostowała się po chwili i w podobnym czasie usłyszała pytanie.
 — Pod szpitalem, w którym pracuję — powiedziała. — Pamiętasz, jak się tu znalazłeś? — Chciała zadać więcej pytań; czy wie, co się dzieje w reszcie miasta?; czy jest tam bezpiecznie? Ale nie miało to sensu, jeżeli chłopak był tak samo zdezorientowany jak Kisara. — Wydaje mi się, że powinniśmy stąd iść jak najszybciej. W budynku jest coś… dziwnego, jakiś dym albo mgła, albo— cóż. Trudno powiedzieć. W każdym razie nie wydawało się zbyt życzliwe...
 Naładowany emocjami, na dźwięk telefonu praktycznie podskoczył w miejscu. Prychnął, gdy zorientował się, że to tylko niewinne urządzenie i które w dodatku nie powiedziało nic przydatnego. W momencie wstał z klęczek i zwrócił się znów do Aoiego:
 — Złap się mnie, proszę.
 I ruszył dalej. Widok… zmroził krew w jego żyłach. Domyślał się, że jest źle, skoro nie ma prądu, ale ludzie… martwi ludzie, jak się domyślał, byli dostrzegalni w falach. Gdyby szpital nie znajdował się na wzniesieniu, z pewnością zostałby częściowo przykryty jak samochody znajdujące się na zatopionej ulicy, a oni straciliby wszelkie pole do popisu względem ucieczki. Prawdopodobnie zapatrzył się w powódź na zbyt długą chwilę, ale to tylko dzięki temu dostrzegł, że coś — ktoś się w niej rusza.
 — Kurwa — zaklął z uczuciem i na nowo narastającą adrenaliną. — Ktoś jest w wodzie! — Z pewnością Aoi musiał poczuć się zmieszany na to określenie, bo wody na ogół tu nie było wcale, lecz na wyjaśnienia z pewnością nie było czasu. Gorączkowo zastanawiał się, w jaki sposób mógł pomóc dryfującej osobie, żeby samemu nie zostać porwanym przez prąd—
 Laska!
 — Zostań tu! — krzyknął do Munehiry, mając nadzieję, że go posłucha, po czym wrócił jak najszybciej umiał po przedmiot, który wcześniej tylko mu mignął obok ławki, czyli laskę Aoiego. Ledwo ją złapał i od razu pobiegł do krawędzi, nie zważając, jak obrażenia, które sam odniósł przy upadku z okna, palą niemiłosiernie.
 — Złap się tego! — wrzasnął w przestrzeń, a dźwięk poniósł się po zmąconej tafli. Być może ta próba zakończy się sukcesem.



Ostatnio zmieniony przez Satō Kisara dnia Pią 27 Paź - 10:48, w całości zmieniany 1 raz



   
   

     WAS IT JUST A DREAM?
   

   

     AM I IN TOO DEEP?
   

Satō Kisara

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Munehira Aoi, Ejiri Carei and Yakushimaru Seiya szaleją za tym postem.

Warui Shin'ya

Sro 25 Paź - 19:10
Starał się niepotrzebnie nie nakręcać, ale gdziekolwiek nie sięgał wzrokiem, tam otoczenie zalewała nieprzenikniona czerń. Przymykał więc oczy, szczelniej obejmując ciało pożyczonym kocem. Wydawało mu się, że płyną w dobrym kierunku. Powinien odpowiednio nawigować, skoro Nanashi było jego właściwym domem, ale przy kolejnym odepchnięciu łódki i ukradkowym zerknięciu po szarych, skąpanych w nocy budynkach, wcale nie był już tego pewien. Zagryzł jednak język, mocniej opierając się o Hasegawę i spuszczając wzrok, jakby wcale nie było już potrzeby poddawania trasy jakiejś korekcie. Nieważne zresztą, gdzie patrzył. I czy w ogóle gdziekolwiek, bo starczyło tyle, by zamykał ślepia, żeby pod powiekami ujrzeć obraz długiej krwawej smugi, poprzedzonej wizgiem hamującego samochodu. Tyle śmierci w tak krótkim czasie, masa zdarzeń, kac dobijający się do skroni, kakofonia wrzasków z idiotycznego powodu, bo jakim do licha cudem warzywa miałyby tak reagować?, zapach stęchłej wody i wygrzane, napięte mięśnie Jiro - każdy z tych bodźców dobijał się do styranego przez alkohol umysłu.
Przestał się mieścić we własnej głowie; całą miał wypełnioną potłuczonym szkłem, więc byle ruch sprawiał, że kawałki ocierały się o siebie z piskliwym chrobotem, od którego cały się spinał. Ledwo przez to kodował co działo się w rzeczywistości, więc tylko fartem uniknął poważnych obrażeń. Wrażenie, że ciało nie nadąża za psychiką musiało mieć silne podłoże, skoro wpierw sięgnął do jednego z mglistych kotów Jiro, a dopiero potem dotarło do niego, że próbował ochronić siwe opary przed bardzo realnym nabojem. Syk wyrwał mu się z gardła pół sekundy później, gdy pocisk musnął policzek. Nie tylko siła, ale też wysoka temperatura przemknęły po skórze, zostawiając wpierw wąski pasek, a dopiero potem wytaczając z nacięcia krew. Otarł szczypiące miejsce bokiem ręki i zerknął na Hasegawę; asekuracyjnie, jakby w przypływie minimalnej świadomości, że wie i rozumie co się wokół dzieje.
Piekło go to nieszczęsne draśnięcie, ale i tak pierwsze co palnął to...
- Żyjesz jakoś? - Może przypadkiem osunął uwagę z karku towarzysza na jego nogę, a może było to z góry zarządzone przez kapryśność losu, ale koniec końców dostrzegł ciemniejącą czerwień. Kalibrował ostrość, mrużąc mocniej ślepia. - Trafił cię w nogę?
Jeżeli nawet, to nie zdążył usłyszeć odpowiedzi. Nagły ciężar wleciał mu w ramiona, rzucając impetem o ściankę wanny. Prowizoryczną łajbę przechyliło ostro w jedną stronę i Shinowi wydawało się, że lada moment wpadnie znów w czarną toń, ale w ostatnim momencie łódź zakołysała się, powoli łapiąc poprzednią równowagę. Pulsowanie pod łopatkami, dokładnie tam, gdzie w kręgosłup wbiło się twarde drewno, dało przynajmniej minimum do ocucenia.
Poczuł jak coś ociera się o jego nagą pierś. Zaraz potem dołączyły do tego pozostałe zmysły. Znajomy zapach tytuniu i ziół, dźwięk głosu.
- Nawet nie pytam.
- I tak nie mamy odpowiedzi - schrypł. - Ja nawet nie mam suchych ubrań. Czego tu w ogóle oczekiwać.
Odrętwiała ręka, bogowie raczą wiedzieć kiedy oparta o bark Hecate, asekuracyjnie jeszcze na nim została, chociaż ciężko sprecyzować czy po to, aby w razie kolejnej gwałtownej fali przytrzymać dziewczynę, czy jednak dla własnej stabilności. Odsunął dłoń dopiero, kiedy Black się wyprostowała, a koncentracja przeskoczyła na jej nowych towarzyszy. Tylko na sekundę, bo od razu wycentrował uwagę na Jiro, jakby w błagalnym pytaniu o wyjaśnienia.
Co tu się odkurwiało.
Czemu płyną na drewnianej łodzi. Czemu zdycha spieczony ziemniak po ich lewicy.
Czemu trzyma w ramionach Hecate, której pół sekundy temu wcale nie było, a nagle wpadła na niego jak zagubiony pocisk z karabinu maszynowego.
Czemu jest tak zimno mimo koca ostatkiem centymetrów utrzymującego się na barkach.
I czemu jeszcze nie dopłynęli, skoro...
Shin odetchnął głębiej, sondując otoczenie, próbując ostatni raz przebić się przez dudnienie we łbie i ciemności, by wypatrzeć coś przydatnego.

@Hecate Shirshu Black @Hasegawa Jirō
percepcja - wzrok (75) - sukces;
Warui Shin'ya

Seiwa-Genji Enma, Ye Lian, Hecate Black, Hasegawa Jirō, Munehira Aoi, Ejiri Carei, Satō Kisara and szaleją za tym postem.

Seiwa-Genji Enma

Sro 25 Paź - 21:24
Efekt końcowy jego akrobatycznych umiejętności mógł być tylko jeden. I tak był zdziwiony, że do tej pory niemal bezbłędnie przekraczał kolejne metry bez większych nieprzyjemności i upadków. Tym razem przeliczył swoje zdolności i nim zdołał jakkolwiek zareagować - już wisiał do połowy w wodzie. Z jego gardła wydobyło się niezwykle paskudne przekleństwo, na które nawet bogowie zakrywali uszy. Perspektywa wpadnięcia w mroczną otchłań wody zdawała się być coraz bardziej nierealna. I choć Enma powinien zacząć panikować, wszakże nie posiadał niezbędnych umiejętności do przeżycia w wodzie, to jednak zaskakująco serce pozostawało niewzruszone.
Mokre palce desperacko szukały zaczepienia, ale śliska i płaska nawierzchnia samochodowego dachu skutecznie mu to uniemożliwiało. Jedynym wyjściem z tej sytuacji, a przynajmniej w mniemaniu chłopaka, była próba wybicia szyby z boku samochodu. Wtedy mógłby znaleźć oparcie dla stopy i podeprzeć się, a w efekcie czego ponownie znaleźć na w miarę bezpiecznej nawierzchni.
Wziął kilka głębszych wdechów, a następnie zamachnął się, i pomimo oporu w postaci wody, uderzył stopą w szybę. A potem kolejny raz, i kolejny. Przy czwartym kopnięciu kątem oka dostrzegł... ponton. Z drobną sylwetką na nim. Zamarł, mrużąc oczy aby móc lepiej przyjrzeć się twarzy dziewczyna, która wydawała mu się zaskakująco znajoma. Aż wreszcie...
- SHEY?! - zapytał z niedowierzaniem w tonie. Kiedy dziewczyna podpłynęła bliżej, bez nawet cienia zawahania od razu wskoczył do pontonu, czując mimowolną ulgę. Przynajmniej wciąż żył.
- CO TU ROBISZ? - zapytał o kilka tonów za głośno, chwytając za materiał swojej bluzy i zaczął wykręcać ją do wody, w pełni skupiając się na czynności. Musiał jak najszybciej się osuszyć, nie zamierzając dopuścić do sytuacji, w której temperatura jego ciała drastycznie spadnie. W aktualnych warunkach mogło okazać się to niezwykle niebezpieczne. Shey poruszyła ustami, a on słyszał jej głos jakby znajdowała się pod wodą. Mimowolnie spojrzał na nią, jednocześnie przechylając się niebezpiecznie blisko jej twarzy, by móc ją usłyszeć.
- MÓWIŁAŚ COŚ?

@Amakasu Shey


眠そう悪夢のコーナー AKUMU NO KŌNĀ - Page 7 Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma

Warui Shin'ya, Hecate Black, Ejiri Carei, Satō Kisara and Yakushimaru Seiya szaleją za tym postem.

Yakushimaru Sakuya

Sro 25 Paź - 23:56
Nocnych zmagań ciąg dalszy. Pogoda z pewnością sprzyjała bieganiu, jednak nocny chłód nijak współgrał z tym, co czekało nastolatka. Mimo to, zimna kąpiel zdawała się lepszą alternatywą, aniżeli dryfowanie jako jedno ze zmarłych trucheł. Na swój sposób Nanashi mogłoby zyskać na tym krajobrazie, którego nie miał jak podziwiać. Tym bardziej, że uprzednio zostałby pewnie przegryziony jak zakąska przed kością do zabawy. Czy jednak spodziewał się silnego nurtu w post apokaliptycznym mieście? Niekoniecznie. Dlatego też w wodzie chwycił się czegokolwiek tylko mógł. Nawet najniebezpieczniejszego, psiego wroga. Tylko po to, aby utrzymać się na powierzchni i ewentualnie podtopić zagrożenie. Alternatywnie użyłby też wilczego napastnika, jako poduszki amortyzującej zderzenia, czy jakiejkolwiek formy wybicia się na brzeg. Raczej nie zamierzał odpłynąć w siną dal na środek oceanu, czy gorzej - do kanalizy. Gdyby jednak psie zagrożenie dawało mu się we znaki, to spróbowałby nawet wystrzelić z broni lub jakby ta nie działała, dźgnąć jej lufą pod żebra stworzenia byle tylko znaleźć się na suchym lądzie z dala od tego problemu.


22, 15, 101 - dwie porażki i sukces. Rzut.
Yakushimaru Sakuya

Warui Shin'ya, Hecate Black, Munehira Aoi, Ejiri Carei and Yakushimaru Seiya szaleją za tym postem.

Hasegawa Jirō

Czw 26 Paź - 12:17
  Do tej pory był przekonany, że najgroźniejszym atakiem, na jaki było stać gang świeżaków, było używanie swoich małych, ale cholernie ostrych ząbków w bezpośrednim zwarciu. Nie spodziewał się niczego, co mogłoby im zrobić faktyczną krzywdę z tej odległości. A już na pewno nie spodziewał się serii wystrzałów, które we wszechobecnej ciszy były o wiele głośniejsze niż powinny.
  Jiro skulił się od razu, odruchowo zasłaniając dłońmi uszy. Takie sytuacje znał tylko z filmów, a w nich Hayate albo unikał wszystkich kul niczym Neo z Matrixa albo obrywał tyle razy, że mógłby grać durszlak w kolejnym odcinku, ale finalnie nic mu przecież nie było. Czym więc Hasegawa miał się martwić?
  Chyba tylko tym, że w tej jednej chwili, którą zapoczątkował pierwszy wystrzał, wydarzyło się tyle rzeczy. Ciemność, ograniczona mobilność i bycie skazanym na ciągłą niepewność, wcale nie pomagały w rozeznaniu się w sytuacji. Jedyną pewną i stałą rzeczą była obecnie bliskość Shin'a. Może właśnie dlatego, dopiero na dźwięk jego głosu Jiro otworzył oczy i przestał zasłaniać uszy.
  Prowizorycznego wiosła nie zgubili wyłącznie dzięki interwencji tuszkota, który wbił kły w kij od zasłonki i zapierając się pazurkami o burtę wanny, utrzymał ich jedyną nadzieję na pokładzie.
  – Nie, to z wcześniej – powiedział, urywając nagle, wyraźnie chcąc dodać coś jeszcze.
  Zdążył ugryźć się w język, by nie przyznać się, że ugryzł go wściekły pomidor. Kto wie, co mu przez to groziło. Pomidorołactwo albo warzywołactwo. Może tylko zakażenie. Spojrzenie prześlizgnęło się po rannym policzku młodego, na moment przeskakując na bliznę po drugiej stronie.
  – Teraz trzeba będzie znaleźć ci ubrania i coś do opatrzenia tego.
  Dwa dodatkowe ciężary lądujące prosto na nich zachwiały niebezpiecznie łodzią i Jiro był już niemal pewny, że ta zatonie szybciej niż titanic, a oni wraz z okrętem pójdą na dno. Chciał zrzucić z siebie nowe obciążenie, gdy zdał sobie sprawę, że jego dłonie wtopiły się w miękką psią sierść, sięgając aż do ciepłej skóry zwierzaka. Bez wahania przyciągnął go jeszcze bliżej siebie. Niczego bardziej teraz nie potrzebował jak przenośnego grzejnika. Nie zwrócił nawet uwagi na psi ozorek, który z takim zapałem przejeżdżał mu co chwilę po twarzy.
  – Dobre psiątko, najlepsze ze wszystkich psiąt – wymruczał, tuląc się do puchatej bestyjki, w ogóle nie widząc w wilku niczego innego niż labradora, którego można przewrócić na lewą stronę.
  Najwyżej bydle odgryzie mu twarz. W ogólnej sumie blizn, które już na niej miał, wiele by to nie zmieniło. Wraz z ciepłem i przyjaznymi gestami pojawiała się ulga, która nawet jeżeli miała zaraz zostać okupiona bólem, byłaby tego warta.
  Odchylił się w tył, mocniej opierając o plecy Shin'a i odwracając lekko do Shirshu. Biedny yurei został potraktowany przez pozostałą dwójkę jak fotel samochodowy. Dobrze, że mu zagłówka nie wymontowali żeby łatwiej im się rozmawiało.
  – Jedyny plan jaki mamy jest bardzo prosty, musimy się dostać na suchy ląd, bo trzeba się zająć młodym – powiedział, sięgając dłonią do rudej czupryny Shin'a, by zmierzwić ją w protekcjonalnym geście.
  Rozejrzał się po zarysach budynków czających się w ciemności. Na pierwszy rzut oka nie miał pojęcia gdzie byli. Wszystko było takie same, nie potrafił dostrzec żadnych punktów orientacyjnych, a cała dzielnica, mimo że znajoma, teraz wydawała się kompletnie obca.
  – Dobra, mam nowy plan. Spytacie pewnie jaki. Otóż kurwa sprytny. Zamykam oczy i na autopilocie dopłyniemy do kwiaciarni, mój ziom ma tam wypaśną apteczkę. Sprzeciwów nie przyjmuję, bo i tak wiem, że tylko ja mam plan – zdecydował, dodając w pomruku coś, co brzmiało dziwnie podobnie do "dlatego to ja tu jestem kapitanem" – A wy, zamiast się tam pierdolić w tej gondoli, pilnujecie czy na nic nie wpadniemy.
  Sięgnął po wiosło, które nadal trzymał tuszkot, ale po drodze natrafił na upieczonego ziemniaka. Powinien wyrzucić zwłoki za burtę, ale w ułamku sekundy znalazł dla nich lepsze zastosowanie.
  – Czy psiątko chce ziemniątko? – spytał swojego nowego, najlepszego i najpsiejszego przyjaciela, podsuwając mu jedzonko pod mordkę.
  Dopiero później złapał za wiosło, zamknął oczy i kierowany wytrenowanym na setkach urwanych filmów autopilocie, poprowadził całe towarzystwo w siną dal, do jedynego bezpiecznego miejsca, do którego sam zawsze się kierował gdy wszystko się paliło i waliło - do kwiaciarni Sory.  


orientacja przestrzenna: 92 + 0 = 92 (powodzenie)






Hasegawa Jirō

Warui Shin'ya, Hecate Black, Munehira Aoi, Ejiri Carei, Yakushimaru Seiya and Morrigan Sherwood szaleją za tym postem.

Ejiri Carei

Czw 26 Paź - 15:18
Mieszanka emocji, smutku, rozkojarzenia, paniki i wstydu, strachu i głębokiej kawalkady niezrozumienia, przelewało się przez drobne ciało, niby wrząca krew. Adrenalina, pompowała ciągły ruch i potrzebę, by poruszyć ciało, nie dając mu chwili na dłuższy oddech. Niebezpieczeństwo za nią, przed nią. I to w niej samej, zdawało się kotłować jakimś koszmarem, którego celu zgadnąć nie potrafiła. Nic, co spotkała, nie dawało jej podpowiedzi. Do przodu, popychały ją kolejne, skrajnie wykrzywione sytuacje, szarpiąc nią jak kukiełką w teatrze.
Dopiero na zewnątrz, gdy zgrzana biegiem i sunącym jak skrzydła strachem, poczuła przenikliwy chłód, wiercący się pod cienką materią szpitalnej pidżamy. Zaczerwienione od biegu stopy zdążyła zabrudzić, tak, jak brzegi nikłego odzienia. Drżała, gdy zerkała za siebie w poszukiwaniu ścigającego ją karła, drżała też, gdy nadzieja wtoczyła się do piersi wraz ze świszczącym wdechem, gdy dostrzegła - zdawałoby się - znajomą sylwetkę. Nie wydobyła jednak z siebie głosu, przez długi moment, stojąc po kolana zanurzona w nurcie ciemnej wody, przypominając nieco upiorną, wodną nimfę z owiniętą wokół ciała materią białego prześcieradła. Oddychała płytko, bijąc się z myślami w podjęciu decyzji, czy zaufać zmysłom, że naprawdę widzi kogoś tak bardzo jej bliskiego? Jeszcze niedawno słuchała z ust nie-Jiro o Shey, o jej obecności w szpitalu.
Gwałtowny skurcz zacisnął się na żołądku, gdy światło, które nikle dostrzegła wcześniej, było niesione przez w połowie nurkującego w wodzie Enmę. Nim się obejrzała, znalazł się w jaskrawo odbijającym blask księżyca - pontonie i... nie byłą pewna czemu, tak bardzo skupiała wzrok na bliskości, jaką nawiązał z przyjaciółką... Enma. I równie niepotrzebnie, coś nieznośnie buntowało się w gardle. Potrząsnęła głową. Wszystko co widziała, musiała poddać wątpliwości. Weryfikować będzie później. A jeśli pakowała się w nowe kłopoty, przynajmniej była to jej decyzja.
- Shey! - szukała jakichkolwiek znamion rozpoznania na twarzy jasnowłosej, a chociaż głos miała drżący, imię poniosło się echem, jakby woda porwała je razem z prądem. Strzały, które huknęły w oddali wywołały tylko nagły impuls, który wypchnął ją głębiej. Co działo się z otoczeniem?

@Amakasu Shey @Seiwa-Genji Enma


眠そう悪夢のコーナー AKUMU NO KŌNĀ - Page 7 074f39fd9f83bce775651fa5ead9bce4

Blood beneath the snow
Ejiri Carei

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Munehira Aoi, Satō Kisara, Yakushimaru Seiya, Itou Alaesha and Yakushimaru Sanari szaleją za tym postem.

Munehira Aoi

Pią 27 Paź - 3:30

   Niezgrabny taniec na granicy; bo inaczej nie dało się nazwać wewnętrznej szarpaniny, jaka rozdzierała umysł chłopca. Z jednej strony obecność Kisary przynosiła miałkie ukojenie, kiedy to z drugiej pogłębiała duszącą paranoję. Ni to wepchnąć go w ciemnicę opuszczoną nawet przez dźwięk własnego serca, ni to wystawić go między dłonie innych. Wciąż niezdolny do odnalezienia złotego środka. Powinien podziękować za jakże łaskawy gest wyzwolenia? Czy powinien raczej oburzyć się faktem, że w ogóle o podziękowaniu pomyślał? Splunąć na ziemię, bo przecież należało mu się to, to i wiele więcej. Milczy. Tak jest bezpieczniej, kiedy słowa wpływają w ucho, gdy łaskoczą krótkim gardłowym śmiechem przełyk, kiedy jeden kącik ust nieco mocniej zadarł się ku spojrzeniu. Może odbijać jej piłeczkę, może ją nawet otoczyć kolczastym drutem. Tylko po to, aby słowo raniło jeszcze bardziej. Obojętne czy jego samego, czy Kisarę. Byli w tym razem. Cokolwiek działo się wokół nich, teraz stali się od siebie zależni; czy się to im podobało, czy nie.
   — Coś dziwnego... — uleciało spomiędzy warg na wydechu, nim zdać by się mogło, że wyrazy zakręciły ponownie w głąb ust i wgryzły się boleśnie w język. Nowa wiadomość. Głowa gwałtownie odwróciła się ku ławce, łapiąc wysapany przez telefon ostatni komunikat, nim ten zdechł. Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa. Szczęka w mechaniczności zacisnęła się, a zęby z całą siłą zaparły się szkliwem o szkliwo.  — Coś dziwnego, zaskakujące. Yurei, yokai, oni, kami... — twarde zgłoski wyliczanki sadzi ostro, te na czubku języka smakują jak ropa skostniała na kształt grudek cementu. Jest w nim gniew, który tylko czeka na moment nieuwagi, aby się wyślizgnąć. — Kto by pomyślał, że cały ten syf nadal tak uprzykrza porządnym ludziom życie. Paskudztwo, prawda? Ciekawe, dlaczego tutaj jest. Jak okropne gówno to coś dziwnego tutaj trzyma. Pomyślmy... mamy chyba na to moment prawda? — bo słowotok zawsze poprzedza ciszę, a cisza zawsze jest zapowiedzią kolapsu samokontroli.  — Z drugiej strony, po co się zastanawiać. Myślisz, że od początku idzie za Tobą? A może za mną? Za nami? — Głos zamienia się w syczący szept, zanim kolejne zdania pełne już powietrza i perlące się lekkością utkaną w radosną swobodę:  — Nie pamiętam nic. Jestem w nieswoich ciuchach, jak tylko się ocknąłem zostałem zwyzywany od najgorszego ścierwa, w dużym skrócie, ktoś zaciągnął na mnie kredyt, a i stracę możliwość parkowania w miejscu dla osób niepełnosprawnych, to również w dużym skrócie. Plus Jushi jest w schronisku przy chińskiej knajpie... a więc są dwie opcje. Albo zdechnie sama, albo ktoś jej w tym pomoże i skończy jako gongbao — chwila zawieszenia, gdy już pod sam koniec głos drga niebezpiecznie w próbie kontroli śmiechu, który krąży po tchawicy. Paliczki oplatają kisarowe przedramię, opuszkami sunąc przez fakturę materiału wokół jej ciała. Zdać by się mogło, że dzięki temu drobnemu gestowi jego ciało rozluźnia się nieznacznie. Zakotwicza się w „rzeczywistości”, stawiając nieco pewniejszy krok, prostując plecy. Trwa to jednak tylko ułamki sekund - "Ktoś jest w wodzie!" Ściągnięcie brwi napina gładkie lico, naznaczając je zaciętym  zdekoncentrowaniem. Woda. Słyszał wodę, ale nie sądził, że jest jej na tyle dużo, aby ktokolwiek mógł mieć z nią problem.
  Mlaśnięcie utkane w obłym oddechu towarzyszyło wypuszczeniu Kisary spod dłoni, a tą, razem z drugą, uniósł na wysokość kulistości barków.  — Dobrze tato, będę grzecznie czekał — wypluwa, modulując słowo za słowem cierpko i z wyczuwalną niechęcią, stając miękko, pozwalając głowie nachylić się skronią nad ramieniem. Krzyki w tle nie miały już znaczenia, były tylko tłem dla własnego zastanowienia — bo to, biegło nieprzerwanie ku ciemności, ku dymowi, ku cieniowi, o którym powiedziała mu Kisara. Miyazaki. Czy byłaby zdolna do czegoś takiego? Czy było to do niej w ogóle podobne? Wszystkie te ciosy poniżej pasa, jakby znała go za dobrze i o wiele zbyt płytko zarazem. Czuł, że to, co tchnęło ze szpitala, było mu bliższe, niż tego by chciał. I nie wiedział już, czy tylko to sobie roił, czy faktycznie pewna siła kazała mu wetknąć palce w drugie istnienie, które tak cudownie kpiło sobie ze wszystkich i wszystkiego.
  Gdy Kisara niczym ten rycerz na białym koniu, heros jakiego nikt nie był godzien, próbowała wyłowić nieszczęśnika niczym liść pływający na tafli zbutwiałego basenu — Aoi skrzyżował luźno ręce na torsie, potęgując szelest ortalionu, wytężył słuch, odrywając się na moment od najbliższego otoczenia, próbując każdy neuron nastawić na odbieranie dźwięków, które nijak pasowałyby mu do tego miejsca. Poza wodą, której obecności już doznał, poza krzykami Kisary, poza ruchami własnego ciała i szarpaniny między falami. 


@Satō Kisara


眠そう悪夢のコーナー AKUMU NO KŌNĀ - Page 7 0YAOCnr
Munehira Aoi

Warui Shin'ya, Hecate Black, Satō Kisara and Yakushimaru Seiya szaleją za tym postem.

Mistrz Gry

Wto 31 Paź - 5:40
Izaya



To co widziałeś uznałeś pewnie za nic innego jak zwidy wywołane lekami. No i być może uderzyłeś się w głowę podczas upadku? A może to tylko sen? Każda z tych opcji była możliwa, ale każdą z nich odrzucał jeden fakt. Ból promieniujący z rozciętego boku. Krwawiłeś, i powoli traciłeś siły. Halucynacje nie wywołałyby bólu takiego jak ten. Bólu który wydawał się być zbyt realny by móc być wyśniony.
Udało Ci się oddalić pod drzewo w obawie przed burzą, która mimo wszystko była nieco oddalona. Wisiała nad Asakurą, a ty... Znajdowałeś się w Hiiro Chiku. A sądząc po wilgotnych liściach i ziemi, to zdążyła już przez to miejsce przejść. Poza tym drzewo to chyba nie najlepsze miejsce do chowania się przed burzą, prawda? Zasieg który próbowałeś złapać pojawiał się i znikał niczym murzyn na pasach. Przez chwilę miałeś odzyskać sieć, a ilość powiadomień od aplikacji informacyjnych wylała się niczym tsunami. Jednak nie na długo. Po chwili zasięg zaczął ponownie szaleć, a strony nie mogły się załądować. Wraz z zasięgiem zaczynało wariować oświetlenie przy wejściu do tunelu. Lampy zapaliły się, ale zaczęły mrygać. Cztery lampy, mrygnęły cztery razy. Echo teke teke było coraz głośniejsze i coraz bliżej. Telefon zdechł, a włosy zdawały Ci się nieznacznie unosić jakby elektryzować, a powietrze drżeć. W momencie w którym sylwetka rozciętej w pół dziewczyny zmaterializowała się sprzed wejścia i pędem biegla w twoim kierunku wydając z siebie krzyk tak nieludzki, że aż drżały Ci od niego organy. Jej pazury od twojego ciała dzieliło tylko parę centymetrów, ale na twoje szczęście światło było szybsze. Rozległ się błysk, którzy Cię oślepił. Pół sekundy później ogłuszył cię grzmot. Powietrze wypełniło się zapachem ozonu, a ty straciłeś równowagę i zacząłeś spadać. Prawdopodobnie w stronę miasta. Mimo wszystko jednak żyłeś. Chwilowo ogłuszony i oślepiony. Teke Cię nie dosięgnęła, co mogłeś stwierdzić po tym że jeszcze oddychasz. Turlając się w dół uderzałeś o kamienie i szurałeś po trawie. W końcu jednak wpadłeś do wody. Rwała się potokiem, a słona była jak na makaron. Odzyskiwałeś wzrok ale w uszach jeszcze Ci szumiało. Woda Cię niosła i chyba tylko cudem i dzięki prądowi nie porwała pod powierzchnię. Słyszałeś z oddali głosy. Jednak przytłumione przez szum w uszach i szum wody. Ale były to chyba kobiecy i męski głos. Przynajmniej tego się domyślałeś. W końcu wpadłeś na coś. Prawdopodobnie było to zatopione auto, które pomogło Ci w męczarni sprawiając że jedną nogą wpadłeś do jego środka w miejscu gdzie powinna była być szyba. Zahaczyłeś się i dzięki temu nie płynąłeś dalej, ale zacząłeś się podtapiać. Z dobrych wieści... Tuż przed sobą widziałeś ludzi, których głosy słyszałeś. Młoda kobieta w piżamie aż do szyi pokrytej w całości krwią, a w dłoni trzymającej łom. Oraz stojącego jej nie przeciw młodego mężczyznę. Z tunelu za nimi czuć było wibracje przypominające uderzenia. Czy miasto przechodziło właśnie apokalipsę?

Seiya, Itou


W obecnych okolicznościach napotkanie drugiej osoby, która akurat nie chce was na miejscu zamordować. W tym wypadku najwyżej obrzuciło wzajemnie oskarżeniami i podejrzeniami. No i przede wszystkim groźbami rozbicia twarzy. Pięściami bądź łomem. Szkoda że tę wymianę czułości przerwał ryk, huk i drżenia kroków masywnego potwora, który widocznie nie miał zamiaru zrezygnować z dodatkowego źródła białka. Kiedy odskoczyłaś Itou, nie ujrzałaś potwora za sobą. Jasne było jednak to że zmierzał w waszym kierunku. Jeszcze nie widzieliście go na końcu tunelu, ale łomot kroków oraz dźwięk szurania niosły się echem aż do was. Mieliście jeszcze chwilę żeby porozmawiać, a może nawet się ponapierdalać zanim demon się do was przywlecze. Bardziej waszą uwagę jednak mógł ściągnąć błysk pioruna niosący się aż z Asakury tylko po to by przeleciał gdzieś nad wami i uderzył bogowie wiedzą gdzie. Dosłownie kilka chwil późnij dostrzec mogliście szamotającego się człowieczka w wodzie, który próbował się utrzymać na jej powierzchni. Oczywiście był to Izaya, którego mogliście rozpoznać... Jeśli którekolwiek z was go zna.
Woda powoli zaczynała ochlapywać poboczną ścieżkę, którą mogliście podążyć by uciec z tego przeklętego miejsca. I od nadciągającego ludojada. Nie Aoiego. Chodzi o Oni.

Shey, Enma, Carei



Wyłowienie Enmy nie stanowiło dla Shey większego problemu. Nie był byczych rozmiarów, a działała również na niego siła wyporu wody. Mięśnie miałaś nieco wyrobiona, więc wciągnięcie go na górę było jedynie formalnością. Enma był jak przemoczony kociak. Mały i roztrzęsiony w wyniku panującego na zewnątrz chłodu. Dopłynięcie do Carei również nie stanowiło żadnych problemów. Wtedy wszyscy mogliście się upewnić że że osoby które widzieliście, naprawdę nimi były, a nie  tylko sylwetkami ludzi łudząco do nich podobnych. Póki co było cicho i spokojnie. Mogliście na spokojnie ze sobą porozmawiać... A nawet pokrzyczeć. Nawet podpłynąć do odzieżowego który mijała Shey, by Eji mogła zgarnąć jakieś ubrania nie będące szpitalną piżamką. W końcu był on spory i na pewno mogła znaleźć w w nim swoje wymarzone ubranka. Sielanka trwała kilka ładnych minut. Przynajmniej do momentu w którym niebo nad waszymi głowami przeciął piorun niosąc grzmot. Wędrował od będącej centrum burzy Asakury, do dzielnicy portowej. Każde z was które znało się na fizyce i geografii chociaż troszeczkę, to wiedziało że nie był to normalny sposób w który poruszały się pioruny. Zazwyczaj pędziły wprost do ziemi. Do najbliższego punktu. Ten... Pokonał całkiem spory dystans. Zupełnie jakby kierowała nim boska siła. I to w sumie też Enma na samym skraju zdołał wyczuć. Boską Aurę jaką niósł piorun ledwie wyczuwalną, bo odległą, ale wybijającą się na tle tego miejsca jak czarny atrament na białej chuście.
Przemieszczaliście się dalej w miasto, aż w końcu dotarliście do miejsca w którym woda była stała, ale fakt że pływały w niej ciała, a ciecz była czerwona od krwi zdecydowanie nie był pocieszający. W wodzie coś pływało i wydawało się przypominać kobiety. Nie były one ludźmi, ale czym konkretnie? Ciężko stwierdzić. Czymkolwiek nie były, okoliczności nie wskazywały na to by były przyjaźnie nastawione.

Jeśli chcecie zidentyfikować Yokai pływające w wodzie, rzućcie proszę na Egzorcyzmy i przyjdźcie do mnie na pw z wynikiem rzutu.
Możecie też rozejrzeć się po okolicy by znaleźć potencjalne przedmioty. Wymagany jest wtedy rzut na percepcję(wzrok) z modyfikatorem +5 jeśli użyjecie do tego jakiegokolwiek źródła światła. Jeśli wypadnie sukces dorzućcie kostkę k100 (bo nie mamy k10) i przyjdźcie do mnie na pw. Powiem wam co znaleźliście.


Sakuya, Aoi, Kisara



Sakuya. Twoja droga poprzez rzekę nie była przyjemna. Można by stwierdzić że bestia której się trzymałeś znosiła to lepiej niż ty. Spływając tą nędzną imitacją rzeki natrafiłeś w sumie na trzy przeszkody, z czego dwóch nie mogłeś uniknąć. Pierwszą z nich stanowił słup telekomunikacyjny w który uderzyłeś z impetem rozcinając sobie przy tym łuk brwiowy. Wilkowi się upiekło, a prąd porwał Cię dalej. Znacznie mniej litościwy od słupa okazał się rozbity samochód ciężarowy w którego rozbitą wlecieliście. Rozbite szkło wilka pocięło... Tak samo twoje nogi. Bolało jak diabli, a wilk skomlał. Z bliska mogłeś dostrzec że różnił się od cienistych maniaków. To było zwykłe zwierze. Do tego młode. Nie wyrośnięte tak bardzo. Ale czy to miało znaczenie? Bestia to bestia. Ostatniej przeszkody w postaci świateł drogowych udało się wam uniknąć. O tyle dobrze.
Nie spodziewałeś się jednak laski wyskakującej z nikąd. Nie chodziło jednak o Kisarę, a o dosłowną laskę którą wyciągnęła by Cię zatrzymać. Nie zrobiłeś nic by się na niej zatrzymać, więc oberwałeś nią prosto w oko. Na szczęście wilk złapał ją w pysk dzięki czemu Kisia mogła was wciągnąć. Wilk niemalże od razu wycofał się z daleka od was, zaraz pod drzewo. Zaczął lizać rany. Wtedy też pani doktor i Aoi mogli ujrzeć że wyłowiony był chłopak w niedorzecznej jednoczęściowej piżamie owcy, która nawet pomimo bycia mokrą śmierdziała jak bekon. Do dłoni miał przyklejone pistolety, noga krwawiła i chyba coś w niej tkwiło... No i przede wszystkim miał podbite oko i rozcięty łuk brwiowy.
Aoi wsłuchał się w otoczenie, ale nie był gotowy na to co miało się wydarzyć. Piorun nad wami rozciął powietrze zmierzając w stronę dzielnicy portowej. Ślepiec go nie zobaczył, ale grzmot jaki wydał niemalże zabolał go w uszy. Wam Kisiu i Sakuyo wydał się dziwny. Piorun prześlizgnął się po chmurze przez pół miasta. Pomimo tego że powinien szukać najbliższej drogi do ziemi.
Rany młodego były świeże, ale był tu mały problem. Wypadając przez okno Sato zapomniała  zabrać ze sobą apteczkę. Na szczeście szpital był obok. Wraz z niezbyt przyjaznym lokatorem. Ale... Była też karetka.

Waru, Shirshu, Jiro



Świat dosłownie wariował i wszystko wokół niego również. Żyjące Warzywa, piękności i płomyk spadające z nieba, kataklizmy dziejące się na oczach udzielca... Brakowało tylko tego by był to piątek trzynastego bądź co gorsza, jakikolwiek poniedziałek.
Ognik żeby przelewitować nad dłoń Shirshu, potrzebował tylko sekundki. Ta jedna rzecz się nie zmieniła. Podobnie to że cała aura tego miejsca wydawała się identyczna z tą, którą wydzielało Salem. Ognik za to wciąż roztaczał wokół siebie woń kniei w której mieszkałaś. Było to dosyć proste do zauważenia. Gdyby przyrównać aurę okolicy do zapachu lasu, to woń ognika stanowiła pieczeń, która z łatwością się przez tamten zapach przebijała. Ale jakby na to nie spojrzeć, pozostawał wam przyjacielem. Tak samo jak psiątko w ramionach Jiro. Dymne kotki również zaczęły Cię zaczepiać zaintrygowane obecnością ognika. Wtedy też pojawił się tuszkot, który również wydawał się "pachnieć inaczej". Nie tak jak cała okolica, nie jak Kinigami, ale jak Nanashi. To prawdziwe, a nie wykreowane przez to dziwne miejsce. Cokolwiek było na rzeczy, te dwa Yokai zdecydowanie nie były zwykłym elementem otoczenia. Tak samo jak wy i pies, były obce w tym miejscu.
Shin miał dobre oczy i dzięki bogom tym razem nie musiał wypatrywać żandej kamery. W wodzie leżało sporo ciał. jedno z nich miało przywieszoną do siebie broń. Niewielki pistolet, ale nadal było to lepsze niż nic. Kilka metrów dalej pływał dziecięcy różowy plecaczek. W środku było bento, zeszyciki, kredki i pluszowa zawieszka pandy.
Psiątko za to zaczęło wpieprzać oferowanego ziemniaczka. Oj, będzie to bardzo zdrowy piesek. Jeszcze brakowało tylko wesołego chichotu od któregoś z was. Jiro za to udało się was poprowadzić w kierunku kwiaciarni Sory, chociaż bez wiosła prawdopodobnie nie byłoby to możliwe. Na wasze nieszczęście była ona zdemolowana i zatopniona w mniejszym stopniu. Nie tak bardzo jak większość miasta, ale woda zdecydowanie sięgała najwyżej do kolan. Wtedy też udało się wam wypatrzeć istne błogosławieństwo. Lumpeks w którym Waru mógł poszukać suchych ciuchów, a Shirshu czegokolwiek co nie było więziennymi ubraniami. Stał on tuż obok kwiaciarni. Szału nie było, bo w końcu nie byli w tej bogatej dzielnicy, ale może jakiś skarb się trafi? W momencie zacumowania niebo nad wami przeciął piorun. Black mogła od niego ledwie wyczuć po raz kolejny aurę różniącą się od tego miejsca. Ta była święta.

Kochani. Jeśli chcecie przeszukiwać kwiaciarnie, rzućcie na percepcję(wzrok). W przypadku sukcesu dorzućcie k100(bo k10 nie mamy) i przyjdźcie do mnie z wynikiem na pw/dc. Powiem wam co znaleźliście. Lumpeks jest do waszej dyspozycji i akurat dysponuje ubrankami w które chcecie się wcisnąć. Tak Jiro, są majty w grube pieski.

---------------------------------------------------------------------------------------------
Kolejna tura. W razie czego zapraszam na DC.
Czas na odpis 3.11.2023, 23:59 (można przedłużać, wystarczy napisac)
Przypominam że w razie czego macie przerzut, który możecie wykorzystać na co chcecie. Jeśli chcecie wykorzystać podpowiedź zdobytą w trakcie Urodzin Haraedo, również nie widzę problemów. Pamiętajcie tylko żeby to zgłosić w aktualkach ID.
Shibi


@Munehira Aoi  @Ejiri Carei  @Hasegawa Jirō  @Yakushimaru Sakuya  @Seiwa-Genji Enma  @Warui Shin'ya  @Satō Kisara  @Hecate Shirshu Black  @Itou Alaesha  @Amakasu Shey  @Hasegawa Izaya  @Yakushimaru Seiya
Mistrz Gry

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Hasegawa Jirō, Arihyoshi Hotaru, Satō Kisara, Yakushimaru Seiya and Hasegawa Izaya szaleją za tym postem.

Yakushimaru Seiya

Wto 31 Paź - 11:05
Czy wyrażał się niewyraźnie? Zaczynał odnosić takie wrażenie, gdy uniósł brwi zaskoczony wrogim wrzaskiem. Jego postawa nie stała się jednak ani odrobinę mniej gotowa do ataku, bo teraz miał przynajmniej pewność, że kobieta nie miała pokojowego nastawienia. Nie żeby sam je miał po tym wszystkim, czego dzisiaj doświadczył. Pod skórą nieustannie czuł przyspieszony puls, który tylko w połowie był spowodowany wysiłkiem, który włożył w wydostanie się z walącego się budynku szkoły. Druga połowa przekładała się na wewnętrzną obawę przed nieznanym. Mógł być gotowy do walki i z zewnątrz mógł sprawiać wrażenie kogoś, kto – poza narwanym usposobieniem – wiedział, co robi, ale to nie oznaczało, że miał ochotę brać w tym udział i niecierpliwie czekał na to, co jeszcze się odjebie.
  A odjebało się całkiem szybko.
  — Oni? Masz na myśli kurwa legendarnego demona, którym straszy się dzieci? — rzucił niemal lekceważącym tonem, wydając z siebie krótkie, suche parsknięcie. Nie była to odpowiedź, której się spodziewał. Nie, kiedy nieznajoma zachowywała się tak, jakby było to coś oczywistego; jakby każdego dnia jakiś Oni paradował sobie po ulicach miasta. — Nie jestem jebanym mordercą — zaprzeczył machinalnie, czując nagłą suchość w ustach. Nie był? Brzmiał na bardziej rozdrażnionego tym przypuszczeniem niż powinien być, szczególnie że po wpakowaniu kulki w pierś własnego brata, nie był już do końca pewien, czy nie zakwalifikował się do grona zabójców. — Zresztą to nie ja jestem ujebany krwią po szyję i to nie ja pierdolę o ścigającym mnie demonie. — Zamaszystym ruchem otwartej dłoni wskazał na czarnowłosą, jakby jeszcze nie dotarło do niej, dlaczego kazał jej odłożyć broń. Wydawało mu się, że kierując na nią całe zło tego świata, poczuje się lepiej, ale wbrew temu, jak wyglądała, jej wypowiedzi idące w parze z tym, co działo się dookoła, brzmiały całkiem racjonalnie. Mógł usiłować wytłumaczyć sobie racjonalnie zasłyszany ryk i ciężar stawianych kroków, ale nic sensownego nie przychodziło mu do głowy. Nie oznaczało to też, że uwierzył w bajkę o demonie. Wierzył natomiast w to, że trzeba było stąd spierdalać.
  Rozjaśniający niebo błysk pioruna był wręcz idealnym sygnałem do ruszenia się z miejsca. Yakushimaru mimowolnie zsunął się z drogi, stając bokiem do brunetki. Choć wymowny gest puszczenia jej przodem wydawał się przejawem jakichś resztek kultury osobistej, w praktyce był tylko pretekstem, by mieć ją na oku, gdyby jednak postanowiła zaatakować. Odczekał chwilę, zanim ruszył w stronę ścieżki, mimowolnie wodząc wzrokiem po Haiiro Chiku, które stopniowo przestawało przypominać port. Właśnie wtedy w wodzie dostrzegł sylwetkę niesioną prądem wody. Chociaż wibracje niosące się z wnętrza tunelu, który zostawił za sobą, były alarmujące, przystanął na chwilę, gdy nieznajomy uczepił się podtopionego samochodu. Z jednej strony czuł, że ufanie komukolwiek w tej sytuacji było zgubne, z drugiej strony topielec wyglądał dużo bardziej przekonująco od kobiety z łomem.
  — Zajebiście kiepski moment na pływanie — stwierdził, chcąc tym samym zwrócić na siebie uwagę czarnowłosej. — Hej. Jeśli nie zamierzasz nikogo zapierdolić tą zabawką, to może mu ją podasz i go wyciągniemy?

Yakushimaru Seiya

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Ejiri Carei, Satō Kisara, Itou Alaesha and Hasegawa Izaya szaleją za tym postem.

Sponsored content
maj 2038 roku