Wygoda to przywilej nielicznych, jednak to od standardów danych osób zależy jej próg. Dla Jiro kanapa na której leżał była rajem. Stara i ujebana w czterdziestu różnych plamach, ale własna i nic poza nim oraz Karmelkiem się w niej nie zalęgło. Skubaniec własną dziurę wygryzł. Znowu leżałeś w mieszkaniu zupełnie jakby powódź nigdy nie nastała i była jedynie paskudnym snem. Mimo wszystko cokolwiek poprzedniej nocy wypiłeś, musiało być na tyle mocne że położyłeś się w mieszkaniu a nie na dachu czy w piwnicy. Muliło Cię i szczerze to jebnąłbyś się jeszcze na drugi boczek. Wtem nadszedł... Brzuch zasygnalizował głód burczeniem, które zapewne usłyszałby nawet pewien Minamoto bez aparatów słuchowych. Coś Ci z tyłu głowy mówiło że Tosia ogarnęła od znajomego kubełek kurczaczków, a ty w Kaeru zrobiłeś mały podbój. Trzeba żreć póki jest! Jeśli odchyliłeś głowę na bok, widziałeś lodówkę. Ponętną i nęcącą swoją zawartością. Jej drzwiczki były lekko uchylone, a z niej samej wydobywało się delikatne złociste światło. Zupełnie jakby krzyczała "Ach weź mnie, całą, bejba!"
Nie była daleko. Wystarczyło do niej wstać i złapać pierwszą lepszą rzecz do wszamania, bądź... Wszystko jak leci.
O dziwo twojego snu nie zakłóciły dziś żadne koszmary. Można by wręcz rzecz że spałeś jak ululane przez mamuśkę niemowlę. Co innego że obudziłeś się - jak z resztą mogłeś się domyślić detektywie - w środku nocy, ponieważ... Było ciemno. Niepokojący mógł być dla ciebie fakt, że lampka przy której zawsze się kładłeś była zgaszona i pomimo jakichkolwiek prób zapalenia, nie dało się tego faktu zmienić. Telefon również rył rozładowany, więc jedyne światło jakie dochodziło do twojego mieszkania, to te rzucane przez księżyc, który usilnie starał się przebić przez chmury, które delikatnie przysłaniały nocne niebo. Samo miasto wydawało się za oknem nie żyć. Brak świateł i cisza jak makiem zasiał. Mimo wszystko byłeś jednak silnym Senkensha. Zdolnym do wyczucia że coś jest nie tak. Do wyczucia obecności w swoim mieszkaniu. I tym razem zdecydowanie nie była to siostra z Happy Mealem bądź składnikami na śniadanie. Chociaż... Możliwe że była, ale to raczej nie był ten typ aury. Ten był mniej złowrogi.
Tak czy inaczej jego obecność w sypialni była słaba. Smród nieproszonego gościa dobiegał z salonu.
Twój dzień od samego poranka zapowiadał się świetnie i zdecydowanie na nic złego się nie zapowiadało. Piękne czyste niebo, słoneczna pogoda i cudowny widok z okna. Obecnie siedziałaś przed szkicownikiem i przelewałaś ten piękny widok na niego. Każdy szczegół, każdy liść, każdy kwiat... Nawet pszczoły i motylki, które na tych drugich ochoczo przysiadały. Tak detaliczny rysunek zajął ci niemal całe południe, przez co powoli ogarniało cię zmęczenie. Zaczęło się od pojedynczego ziewnięcia. Potem dopiero poczułaś opór na całym ciele. Zupełnie jakby to stało się znacznie słabsze. Czy była to najwyższa pora aby położyć się do spania? Chociaż na dziesięć minut? Zanim jednak cokolwiek zrobiłaś poczułaś dłoń na swoim ramieniu i głos nadchodzący z tego samego kierunku. - Panienko Ejiri. Panienko Ejiri.. - Sam głos był Ci bliski i znajomy. Brzmiał jak nie kto inny, tylko Jiro. Z tą różnicą że brzmiał grzecznie, spokojnie, delikatnie... Jak dobrze wychowany chłopak z dobrego domu. Jednak kiedy spojrzałaś w jego kierunku, nikogo nie dostrzegłaś. W pokoju byłaś sama, a uczucie dłoni na ramieniu nie znikało.
Kac. To pierwsza rzecz jaka uderza cię jeszcze przed otworzeniem oczu. Po ich otworzeniu możesz dostrzec sufit własnego mieszkania oraz wyczuć unoszącą się w powietrzu ostrą woń alkoholu. Nie pamiętasz nic co się wydarzyło poprzedniego dnia, co wskazywało jednogłośnie na to że zabawa musiała być przednia. Kiedy się w łóżku obracasz na boczek drugi, dostrzegasz Yelonka w koronkowej bieliźnie oraz kilka butelek po różnych akloholach na stoliczku. Gdybyś siebie nie znał pomyślałbyś że obrabowaliście monopolowy.
Jeśli skusiło cię wstać i spojrzeć przez okna bądź by chociaż założyć jakiekolwiek ubrania, mogłeś dostrzec że nadal była noc, którą rozświetlał jedynie księżyc. Wszystko też wskazywało na to że nie było prądu w całej dzielnicy, a twój telefon nie działał. Do tego był zbity. Chyba nie naprułeś się do tego stopnia by włączać tryb samolotowy i rzucać nim z dachu krzycząc "Transformacja, dziwko"? Nie, raczej nie. W końcu nie byłeś z Hasegawów.
Sen był przyjemny i zdecydowanie jeden z lepszych. Śniło Ci się że ochoczo lejesz Bakina po ryju za to co zrobił. Prawdopdoobnie by się na tym nie skończyło i sen leciałby dalej w najlepsze gdyby nie twój własny cholerny telefon. Dzwonił przez kilka chwil, a kiedy w końcu nie odebrałeś... Nieznany numer zostawił wiadomość głosową. - Dzień dobry. Sakuya wdał się w jakąś bójkę i szybko kazał mi zadzwonić pod ten numer. - Wiadomość nagrlał jakiś nieznany Ci, ale widocznie zestresowany chłopaczyna mniej więcej w wieku twojego młodszego brata. Głos miał nieco ochrypły i oddychał szybko. Jeśli spojrzałeś na zegarek, mogłeś łatwo dostrzec że jeszcze kilka minut i wybije szesnasta. Wtedy nie było już wielu lekcji, a uczniowie głównie zajmowali się obowiązkami, bądź uczęszczali na spotkania kół zainteresowań. Nie było też wielu nauczycieli na miejscu, więc dla łobuzów była to okazja idealna by dorwać jakiś słaby cel. Daleko do szkoły Sakuyi nie było. Kilka minut metrem bądź autobusem i będziesz na miejscu.
Twoja pobudka zdecydowanie nie należała do przyjemnych. Jeszcze zanim otworzyłaś oczy mogłaś z łatwością stwierdzić kilka faktów. Po pierwsze do twoich nozdrzy docierał nieprzyjemny, metaliczny zapach krwi. Po drugie, leżałaś w nienaturalnej pozycji i coś mocno uwierało twoje kostki i nadgarstek prawej ręki. Po trzecie i najgorze, wszędzie poniżej twojej szyi czułaś wilgoć. W twojej podświadomości więc zrodziło się pytanie. Czy na pewno chcę otwierać oczy? Jeśli w końcu się na to zdecydowałaś, mogłaś dostrzec że leżałaś w wannie. Wannie pełnej krwi. Przykuta do rur kajdanami na łańcuchach. Ruszając nogami i wolną ręką mogłaś stwierdzić że na jej dnie z pewnością znajdują się jakieś bliżej niezidentyfikowane przedmioty. Jeśli zaś rozejrzałaś się po pomieszczeniu w którym Cię zamknięto, to mogłaś stwierdzić że przypominało ono piwnicę bądź kotłownię. Nie było wielkie. Mniej więcej pięć na pięć metrów. Drzwi do niego zdecydowanie były zakluczone i wykonane z grubej stali. Ściany za to już nieco mniej mogły się pochwalić. W wielu miejscach powstały zacieki i rozwijał się grzyb. Masz zdecydowane szczęście że nie jesteś ranna, bo zarazki czaiły się tu na każdym kroku. W prawej części pomieszczenia znajdował się stół a nad nim szyb wentylacyjny, jednak nie byłaś obecnie w stanie przyjrzeć się co się na nim znajduje.
Niezbyt kojarzysz czyje to auto ani co w ogóle w nim robisz. Twoja siędząca na siedzeniu obok przyjaciółka cytrynówka za to może wiedzieć na ten temat nieco więcej. Rozglądając się po aucie dostrzegasz kilka drobiazgów. Jak na przykład rozwalone miejsce na kluczyk z którego dyndały kable oraz otwarty schowek w którym było kilka klamotów. Zapalniczka, fajki, dezodorant... Bibeloty. A skoro o nich mowa, to pod lusterkiem zwisały dwie pluszowe różowe kostki. Kac był odczuwalny i nieco bolał cię łeb. Nie pomagał też zbytnio ten dziwny, oddalony szum, którego głośność powoli narastała.
Łóżko na którym spałaś wydawało się być wyjątkowo twarde, a wręcz wykonane z drewna. Poduszka zaś była jak worek wypchany słomą. Kiedy otworzyłaś piękne oczęta spostrzegłaś że chyba nie jesteś już w Kinigami. Byłaś zamknięta w celi, a leżałaś na drewnianej pryczce. Poduszką faktycznie zaś był worek siana. Jednak cela do współczesności miała jeszcze dalej niż Nanashi do statusu porządnej dzielnicy. Kraty były stalowe, ale domek sam w sobie drewniany i zdecydowanie staroświecki. Po elektryczności nie było nawet śladu. Kinkiety zamiast elektrycznych lamp oraz gdzie nie gdzie rozpalone świece. Nie miałaś na sobie swoich standardowych ciuchów, a więzienne łachmany będące tak naprawdę niczym więcej jak zbiorem pozszywanych ze sobą zużytych szmat.
Przy twojej pryczce rodem z siedemnastego wieku stał czysty nocnik i talerz z gotowanym pasternakiem oraz czerstwym chlebem. Jeśli zechciałaś, mogłaś się na spokojnie rozejrzeć co jest poza celą i jeśli się na to zdecydowałaś to poza stolikiem na którym leżały jakieś papiery i książka. Zdecydowanie ciekawszy był obiekt ulokowany przy drzwiach wyjściowych. Malutki piesek, a na jego szyi wisiał klucz. Drzemał sobie słodko ignorując krzyki podjudzonych ludzi jakie rozlegały się na zewnątrz.
Budzący się w nietypowym miejscu Hasegawa. Ktoś zaskoczony? Jeszcze zanim otworzyłeś oczy do twoich uszu docierają niezliczone rozmowy wielu ludzi. O pierdołach takich jak sytuacja w pracy bądź film który chciałeś obejrzeć, a ktoś ochoczo go opowiada nie pomijając spoilerów i szczegółów. Kiedy już oczęta misiaczku otworzyłeś, to spostrzegłeś że jesteś w metrze zajmując miejsce obok jakiejś staruchy która spała oparta o ciebie śliniąc się potwornie. Na domiar złego cały wagon był wypełniony okropnym zapachem zgniłego sera i gotowanych skarpet. Co tu robiłeś? Prawdopodobnie łyknąłeś nie tę tabletkę zanim jeszcze wsiadłeś do metra i cię ścięło. Teraz metro zatrzymało się na kolejnym przystanku i drzwi do wolności przed metrowymi świrami stały otworem. Zwłaszcza że zaczynała cię boleć głowa oraz poznasz całą fabułę kolejnego już filmu. Twoja podświadomość - bądź piguła - praktycznie sama cię nosiła skłaniając do wstania i ruszenia w stronę wyjścia z pojazdu.
Ding dong. To zegar z kukułką - prezent od jednego z pacjentów - wybił kolejną godzinę w twoim gabinecie. Tym razem skutecznie cię obudził. Obyła równo druga w nocy. Trochę późno gołąbeczku zważywszy na to że nadal siedzisz w swoim miejscu pracy. W szpitalu. Odziany w kitel. Kiedy podniosłeś głowę z biurka, początkowo nic nie widziałeś. Ale to tylko dlatego że jakaś kartka przykleiła Ci się do czoła. Po jej odgarnięciu z czoła i okazjonalnemu wyjrzeniu przez okno mogłeś dostrzec że prawdopodobnie w mieście nie ma prądu. Poza szpitalem który pracował na zapasowych generatorach właśnie na takie wypadki. Praktycznie nic cię nie trzymało w tym miejscu o tej porze. Wystarczyło zabrać rzeczy, wyjść, zamknąć gabinet i ruszyć do domu.
Jeśli tak uczyniłeś, mogłeś zauważyć nienaturalną pustkę na korytarzach i jeszcze dziwniejszą ciszę. Poza tym światło na korytarzach szwankuje, a w powietrzu unosiła się nietypowa dla tego miejsca woń słodkiej wanilii, ostrego chili i... rozkładu?
Budzisz się... W sumie to sam nie masz pojęcia gdzie. Tupiąc nóżkami po ziemi z całą pewnością możesz stwierdzić że podłoże jest z kostki, a ty siedzisz na ławce do której najwyraźniej jesteś przykuty łancuchem. Niestety w poszukiwaniu patyczka który Ci służył za przewodnika na pełen etat od czasu pamiętnej rozłąki z pieskiem, nie trafiłeś na nic. Patyczka albo nie było, albo znajdował się poza twoim zasięgiem. Całkiem niedaleko słyszałeś szum płynącej wody, a w twojej kieszeni wściekle zawibrował telefon. - Masz nieodsłuchaną wiadomość od: Vance - I jak na zawołanie twój telefon zaczął ją odtwarzać. -Myślałem o tym i to nie wyjdzie. Jednak jestem Hetero. - To to tyle. Można by powiedzieć że to koniec, ale kiedy tylko odtwarzanie dobiegło końca, telefon kontynuował. -Masz nowe powiadomienia od: Bank Współdzielczy i Zakład Ubezpieczeń Społecznych. - Już wiesz... Że twój koszmar się zaczął.
--------------------------------------------------------------------------------------------
Dziękuję wszystkim za wzięcie udziału w wydarzeniu. Każdy z was zaczyna osobno i w miarę postępów zaczniecie się łączyć w coraz większe grupki.
Liczę że każdy będzie się dobrze bawić
Czas na odpis 26.09.2023, 22:00
● Shibi[/size]
@Hasegawa Jirō @Seiwa-Genji Enma @Ejiri Carei @Warui Shin'ya @Yakushimaru Seiya @Itou Alaesha @Amakasu Shey @Hecate Shirshu Black @Hasegawa Izaya @Satō Kisara @Yakushimaru Sakuya @Munehira Aoi
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Hasegawa Jirō, Munehira Aoi, Ejiri Carei, Satō Kisara and szaleją za tym postem.
Coś było jednak nie tak. Zdała sobie z tego sprawę, gdy ostrość wystającej z poszewki słomy ukuła miękki policzek, a twardość materaca pod leżącym ciałem zyskała drewnianą teksturę. Wówczas obie powieki rozstrzeliły się szeroko, pozwalając ślepiom przeskanować otoczenia. Zdała sobie wtedy sprawę, że nie była ani w Kinigami ani w domu ciotki Fiony. Realizacja ściągnęła brwi ku sobie, wbiła palce w twardą prycz, w następnym spięciu mięśni podrywając ciało w górę. Czyżby zmęczenie płatało jej na tyle wielkiego figla, że niegroźne majaki spowodowane brakiem snu przemianowały się na pełnoprawne, odklejone od rzeczywistości halucynacje? Doszła do wniosku, że musiały nimi być gdy tylko spojrzała na łachmany, którymi opatuloną miała sylwetkę. Ceniła swój gust, nawet do grobu nie pozwoliłaby się wystroić w coś takiego. Istny koszmar.
Siadając na krawędzi rozejrzała się dookoła, wpierw na niezbyt apetyczny posiłek, który musiał wyziębnąć już dobre kilka godzin temu, później na chłód stalowych krat, zza których wyłaniała się reszta... no właśnie, czego tak właściwie? Niespieszne kroki zaprowadziły kobietę ku prętom, a ciekawski wzrok wyjrzał między nie, lustrując wszystko w zasięgu wzroku. Naturalną koleją rzeczy najwięcej uwagi poświęciła psiakowi, na krótki moment zapominając o wszystkim innych, skupiając się tylko i wyłącznie na nim. Ah, wiele by dała, żeby mieć Fornaxa obok siebie.
Przyklęknęła więc tuż przy granicy dzielącej ciało od wolności, cmokając krótko do zwierzęcia, coby wybudzić je ze snu. Na razie nie przejmowała się kluczem, chciała jedynie sprawdzić czy ten psiak, tak jak i wiele innych zwierząt był w stanie zaufać jej aurze na tyle, by podejść bliżej i dać się dotknąć. Zwykle ze zwierzętami utrzymywała lepsze kontakty niż z ludźmi, byłoby więc dziwnie...
Zamrugała kilkakrotnie, raz jeszcze rozglądając się po pomieszczeniu. Gdzie do cholery był jej kruk? Nigdy nie opuszczał boku Black, chyba że akurat kazała pozostać mu w domu. Westchnęła po chwili zrezygnowana, powracając spojrzeniem do sennie oddychającego ciałka.
Dawno nie odczuwała takiej potrzeby zapalenia jak w tym właśnie momencie.
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Munehira Aoi, Ejiri Carei, Shiba Ookami, Satō Kisara, Yakushimaru Seiya and szaleją za tym postem.
Westchnęła męczeńsko otwierając osłonę przeciwsłoneczną i przyglądając się swojej zmęczonej, poszarzałej twarzy. Otarła palcami rozmazany tuż do rzęs i spróbowała się ogarnąć. Wspomnienia nie wracały, chociaż już żałowała wszystkiego co się wydarzyło. Odruch wymiotny pojawił się wraz z cytrynowym zapachem niedomkniętej alkoholu stojącego na siedzeniu obok. Telefon w dłoni za cholerę nie chciał się włączyć, więc schowała go w bluzie. Sięgnęła po paczkę papierosów i szukając zapalniczki. Dopiero kiedy odpaliła papierosa i zaciągnęła trującym dymem zrobiło jej się odrobinę lepiej. Schowała fajki i zapalniczkę do kieszeni bluzy i nie myśląc za wiele wysiadła z auta.
Najpierw uderzyła ją szarość. Mimo, że znała Karafunę jak własną kieszeń miejsce wydawało się tak odległe i martwe bez wiecznych neonowych świateł i dudniącej muzyki. Rozejrzała się sceptycznie ponownie biorąc kolejnego bucha.
- Kurwa - sapnęła bardziej do siebie, kiedy zdała sobie sprawę, że wkurwiające brzęczenie nie było spowodowane ilością wypitego alkoholu, a dochodziło z zewnątrz. Ruszyła w stronę szumu.
Warui Shin'ya, Munehira Aoi, Ejiri Carei, Satō Kisara, Yakushimaru Seiya, Itou Alaesha and Hasegawa Izaya szaleją za tym postem.
Rozkoszne ciepło ślizgało się leniwie na odsłoniętej skórze Eji, gdy pochylona nad kreślonym obrazem, poruszyła się niespokojnie, na dźwięk głosu. Znajomego, chociaż w przekazie swym zupełnie niepodobnego do wspomnień. Pędzel obróciła ostrożnie, odrywając wilgoć błękitu, który zamknął się na niedokończonym jeszcze niebie. Wolną dłonią wsparła się na obleczonym jeansem udzie, kilkukrotnie już wytartym od barwnej kompozycji maźnięć. Tylko biała, wiązana z przodu bluzka, zdawała się być nienaturalnie wręcz, w nienaruszonym kolorze. I po raz pierwsza, na bladych policzkach, zakwitł niepokój.
Niemal podskoczyła, gdy na ramieniu poczuła ciężar cudzej ręki. gwałtownie wciągnięte powietrze wyciągnęła, odwracając spojrzenie ku - jak się wydawało, ku właścicielowi rozproszenia. Za sobą jednak miała tylko... pustą przestrzeń wibrującego powietrza i to samo, powtórzone, braterskie wołanie
- To nie jest zabawne, nie strasz mnie tak - pozwoliła, aby głos przebił się przez ciszę, łamiąc dotychczasowy spokój. Podniosła się wolno, stawiając bose stopy na nagrzanym drewnie podłogi. Pędzel, spiesznie moczyła w wodzie, ta zawirowała, ale nie pozostawiła rysika w słoiczku. Wsunęła go do kieszeni, zaraz po tym, jak otarła resztki farby na boku jeansów i nieświadomie, rysując smugi na odsłoniętym nadgarstku - Jiro? - zawołała, stając niepewnie, by kątem oka zerknąć i na niedokończony obraz. Zmarszczyła brwi. Czemu właściwie, malowała pejzaż? Przechyliła głowę, odrobinę jak zaintrygowany odkryty obiektem ptak. I chociaż przecież sam fakt malowania pozostał ten sam... gdzie znajdowały się twarze? Gdzie sylwetki, które - nawet na zajęciach, przemycała na kanwie dedykowanych obrazów. To portrety rządziły domeną jej talentu. Nie rozumiała co się działo i co natchnęło ja właściwie? Czy pamiętała?
Wsunęła się zwinnie do mieszkania głębiej, wciąż wiedziona pokuszeniem wiedz, która umykała świadomości, ulotnością godną mgiełki ciepłego oddechu, na zimowym wietrze. Na granicy zrozumienia drżało zrozumienie, ale szybko znikało, nim choćby opuszkami, trąciła jej strunę. I to senność, wodziła ja za nos, osiadając na rzęsach, czepiając się warg, rozchylanych nagłym ziewnięciem.
I przecież, nie była żadną Panienką Ejiri...
| Ubiór, ale w zestawie ze spodniami jeansowymi, bluzka zakrywa brzuch i bez kurtki.
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Munehira Aoi, Satō Kisara, Yakushimaru Seiya, Itou Alaesha and Hasegawa Izaya szaleją za tym postem.
Czasem do przynęty były doczepione różne ozdóbki, które miały sprawić by ryba chętniej złapała za haczyk. Faktycznie uchylone drzwi i światełko z lodówki były taką ozdóbką. Zbędną, ponieważ i tak w końcu głodomór by się tam skierował. Zwłaszcza gdy ten jeden jedyny raz miał pewność że jedzonko w niej było. I jak już otwarte drzwi lodówki nie stawiały żadnego oporu w momencie chwycenia przez Hasegawę. Jednak dopiero po ich otwarciu, jego oczom ukazał się prawdziwy koszmar. Lodówka była pusta. Wyczyszczona do czysta, a po leżącym w jej jedzonku nie było nawet śladu. Zupełnie jakby ktoś zeżarł wszystko albo jedzonko same stwierdziło że pierdoli tę biedę i idzie szukać sponsora lub szczęścia w świecie. Do twoich uszu dochodziły też jakieś odgłosy z łazienki. Prawdopodobne Tosia ją okupowała i się szorowała.
To co mogło Cię zaciekawić to inne dźwięki ulokowane znacznie bliżej ciebie. Przypominały dźwięki licznych małych stópek. Zapewne pierwszą myślą było to że Karmelek postanowił sprowadzić kumpli na chatę, a ci obrabiali Cię z jedzenia. Scenariusz jak z Ratatuja.
Sytuacja która na ciebie czekała jednak Ratatujem nie była. Po krótkim rozejrzeniu się mogłęś dostrzec zaginione jedzonko. Było zgrupowane i powoli skradało się w kierunku wyjścia. Każde z nich miało kreskówkowe łapki, ale mordkę jak z horroru. Kiedy marchewa się obróciła w twoim kierunku, a wasze spojrzenia się wymieniły, jej twarz zastygła w przerażeniu. Zupełnie jakby zobazcyła tytana który miałby ją przegryźć w pół. Bo w sumie to się z jedzeniem robiło, prawda? Zaczęła przeraźliwie wrzeszczeć, a reszta jedzonek obróciła się w twoim kierunku. Niektóre zaczęły drąc się uciekać, ale inne wściekle zaczęły szarżować w twoim kierunku. Zdołały nawet wskoczyć na blat i chwycić za broń prowizoryczną taką jak widelce. Rzuciły się na ciebie i karmelka. Szczur podjął się walki i rzucił na maniakalnego pomidora, który zablokował cios za pomocą noża do masła. Z drugiego końca kuchni ziemniak skoczył na banana, który wskoczył ze swej skórki lecąc prosto w ciebie. Chybił o włos. Część warzywek zaczęła biec również w stronę łazienki, ale szczęśliwie wbiegła w czarną plamę tuszu, której wcześniej nie było, a która zatrzasnęła się na nich jak pułapka na niedźwiedzie siecząc je na kawałki. Z plamy uformował się czarny kiciuś, który odbeknął twarzą nóżki kurczaka. Budynek jakby przez moment zadrżał. Czyżby tuszkota nie powinno tu być i był nieproszonym gościem?
Z wyjęciem noża ze stoliczka nie miałeś żadnych. Nawet to najmniejszych kłopotów. Chociaż samą szufladę uprzednio musiałeś nieco wymacać po omacku. Samych aparatów rzeczywiście jednak nie mogłeś znaleźć. Przynajmniej do momentu w którym stanąłeś z łóżka na nogi, a pod piętą poczułeś znajomy materiał. Mimo wszystko nawet jeśli go założyłeś i próbowałeś włączyć, to nie odczułeś żadnej różnicy. Czyżby to nie brak prądu ale elektronika w całej dzielnicy nagle umarła? Niewiele mogło być przyczyn tak masowej usterki. I tylko kilka z nich były przyczyną naukową bądź naturalną. Ezoteryczną zaś, niewielka.
Przez same uchylone drzwi nie dostrzegłeś niczego szczególnego. Twoje wyczulone zmysły jednak wymacały nieprzyjazną obecność znacznie wyraźniej. Coś było w mieszkaniu i zdecydowanie była to istota świata duchowego. I nawet jeśli ostrożnie wyszedłeś w głąb mieszkania, nikogo nie dostrzegłeś. Przynajmniej do momentu w którym spojrzałeś w kierunku drzwi wejściowych. Zdecydowanie też wiedziałeś że rodzeństwo ma w dupie twoją prywatność i wbija ci do mieszkania kiedy tylko chce. Tyle że tym razem... Nie była to Kamiko.
To był Teru, który widocznie dopiero wszedł do twojego mieszkania. Trzymał coś w dłoni, jednak to co bardziej przykuwało wzrok to jego wyraz twarzy. Tak samo obłąkany jak wiele lat temu, tyle że tym razem w jego oczach widać było więcej świadomości. Byłeś praktycznie głuchy, ale nerwowy chichot przebił się przez głębinowy szum w twojej głowie. Z ledwością, ale jednak. Nim w ogóle ruszyłeś się z miejsca, jego sylwetka jakby zmieniła się w cienistą i przeniknął przez drzwi tak jakby ich nie było. To co trzymał w dłoni jednak upadło na ziemię, a obecność... Zniknęła. Oddalała się.
Zapewne rzuciłeś się w pogoń, ale mimo wszystko należało najpierw nacisnąć na klamkę drzwi. Wtedy też mogłeś dostrzec że to co leżało na podłodze, to nic innego jak zdjęcia twoje i Kamiko. Zrobione z ukrycia. Na nich wasze sylwetki były kilkukrotnie otoczone czerwonym markerem. Na odwrotach schludne i zgrabne notatki odnośnie waszych rutyn i zachowań. W twoim wypadku wydawały się być w stu procentach zgoddne. W przypadku Kamiko nie miałeś pojęcia. Na jej odwrocie poza oczywistościami takimi jak szkoła, zobaczyć mogłeś także takie czynności jak wędrówki w głąb Yakkari i Kinigami. Towarzyskie wypady na miasto. Lista szkolnych kół zainteresowań, oraz znajdujące się na samym końcu Nocne Wycieczki do ???. Obserwował was od sam nie wiesz kiedy, a sam jego powrót oznaczał że źle się działo. Szybko skojarzyłeś kolejny fakt. Dziadka i jeszcze kilku osób nie ma w rezydencji dzisiejszej nocy. Byli na biznesowym spotkaniu w Osace.
Nawet jeśli obróciłaś się w stronę głosu wyszukując oczyma jego źródła, nic się nie zmieniało. Tak samo uczucie dłoni na ramieniu nie znikało ani na moment. Można by rzec że po chwili to stało nie nieco pewniejsze i ponownie poczułaś, jak tobą potrząsa. Delikatnie aczkolwiek stanowczo. Pytania zapewne zaczęły ci się gromadzić w głowie i zdecydowanie nie było to zdrowe. Tak samo jak to co miało się wydarzyć dosłownie kilka chwil później.
Na obrazie który namalowałaś faktycznie nie było ludzi, ale z drugiej strony... Była na nim jedna. Twój wzrok początkowo błądził po obrazie, tylko po to by narastające osłabienie chwyciło cię w pełni. Przez moment miałaś wrażenie jakby kamera się oddalała i faktycznie tak było. Po chwili widziałaś swoje własne plecy, resztę pokoju i w końcu obraz, na którym jesteś ty sama, w pozycji i ubraniach dokładnie takich zanim "kamera" postanowiła odjechać. Uchwyciłaś nawet zaskoczenie na swojej własnej twarzy. Dopiero teraz dostrzegłaś rękę na swoim ramieniu oraz osobę do której ona należała. Był to Jiro, ale nie wyglądał Jirowato. Był czysty, bez żadnych blizn, uczesany, uśmiechnięty, a w jego oczach było widać bystrość i intelekt. - Przepraszam, ale czas na rekreację się już skończył. Poza tym to czas na pani leki. - Dopiero kiedy się rozejrzałaś, dotarło do ciebie gdzie się znajdywałaś. To była świetlica miejskiego szpitala psychiatrycznego. O czym też mówiło twoje odzienie. O tyle dobrze że nie miałaś na sobie kaftana jak pewien jegomość którego właśnie siłą wyprowadzali i lali pałami po plecach. Młodsze Pielęgniar Hasegawa Jiro, delikatnie chwyciło wózek na którym siedziałaś i zaczęło prowadzić w kierunku stosunkowo długiego korytarza. -Słyszałom że na kolację ma być budyń. Lubię budyń. - W końcu podprowadził cię pod jeden z pokoi. - Twoja współlokatorka została dziś wypisana. Na pewno będzie chciała cię spotkać, kiedy już Ci się polepszy. - Na wieść o współlokatorce, przed oczami błysnęła Ci jedynie twarz Shey.
Ucieczka z miejsca zbrodni nie była niczym złym. Chociaż zależy to też od rodzaju zbrodni jaka została dokonana. Waszą było prawdopodobnie okradzenie sklepu ze wszelkiego alkoholu jaki tylko dało się znaleźć. No i ewentualne przespanie się razem co mogło, ale nie musiało się zdarzyć. Pozostawało to tylko kwestią tego czy naprawdę w to wierzyłeś. Intuicja mówiła Ci prawdę, coś było nie tak i przekonałeś się o tym kiedy tylko zastygłeś na klatce schodowej pomiędzy domem a ciemnością. Fala wydarzeń, która miała cię uderzyć miała być gwałtowna. Zupełnie jakby ktoś upchał cały syf do szafy, który się na ciebie wysypał w momencie otworzenia drzwiczek. Pierwszym co zobaczyłeś była ciężarna kobieta przechodząca przez ulicę. Poza nią miasto wydawało się martwe. Spokojne i prawie bez żadnych aut. Poza jednym, którego pijany kierowca nie wyhamował. Uderzył w kobietę, która zmarła na miejscu, a on sam wypadł z drogi lecąc bezwładnie w stronę dzielnicy biedy. Głośne łupnięcie przypominające wybuch za twoimi plecami oraz dźwięk tłuczonego szkła rozległ się nad tobą. Orientacyjnie, to w twoim mieszkaniu. Żadne szkło jednak niedaleko ciebie nie spadło. Wniosek był prosty. To nie kuchenka wybuchła, a coś musiało wlecieć do twojego mieszkania. Z twojej prawej słychać było potężny szum, niczym płynącą rzekę. I faktycznie w oddali widziałeś gigantyczny potok, który coraz szybciej zmierzał w twoim kierunku. A gdyby tego było mało, cztery latarnie zamrygały cztery razy odzyskując na moment prąd. Cztery latarnie, cztery dziwne przypadki. Na pierwszy rzut oka mogłeś stwierdzić że kobieta nie miała szansy na przeżycie. Jej zwłoki były rozciągnięte po całej jezdni. Chociaż za moment i tak zostanie zaraz zmyta przez potok zmierzający wprost do Nanashi. Z tyłu twojej głowy też coś mrygało, że w samym domu miałeś chyba coś co mogło się przydać podczas takiej powodzi.
W japonii publiczne środki transportu miały swoje wady i zalety. Zaletą była przerażająca punktualność, a wadą... Zatłoczenie. W Metrach i autobusach ludzie pakowali się niczym sardynki do puszeczki. Sakuya nie odpisał na ani jedną wiadomość którą mu wysłałeś. Ba, nawet ich nie przeczytał. Jeśli spróbowałeś zadzwonić, szybko dowiedziałeś się że twój młodszy braciszek ma wyłączony telefon, bądź jest poza zasięgiem sieci. Tak samo jego kolega, który wcześniej do ciebie zadzwonił. Autobus wysadził cię na przystanku przed szkołą Saku. Wystarczyło już tylko wejść i znaleźć brata, który w sumie mógł być wszędzie. Po szkole nadal krążyło kilkoro uczniów, którzy jednak na twój widok umykali. Nie miałeś pewności czy to przez to że wyglądasz tak jakbyś miał zaraz komuś jebnąć, czy może przez to że serio idziesz zaraz komuś jebnać. Chociaż jedno nie wykluczało drugiego, prawda? Po długim czekaniu, w końcu jakaś dziewczyna - zestresowana swoją drogą - powiedziała że widziała posiniaczonego Sakuyę na drugim piętrze. Zanim jednak zdołałeś tam dobiec, ze szkolnych głośników została puszczona muzyka. Niby niewinna, ale zwiastowała to co miało się zdarzyć. Sekundę czy dwie później usłyszałeś strzał z broni. A za nim kolejny. Za nim pojawiły się przerażone krzyki przytłumione przez głośno puszczoną muzykę. Byłeś obecnie na pierwszym piętrze, a strzały definitywnie nadchodziły z drugiego. Nie umknęło ci że elektyczność zaczęła nieco wariować, a na zewnątrz robiło się ciemno. Czyżby nadchodziła burza? Musiałbyś wyjrzeć, ale chyba nie było na to czasu, prawda?
Niestety nie miałaś zielonego pojęcia kto mógłby Cię wpakować w takie bagno, bo chyba nie można było tego nazwać inaczej, prawda? W końcu nikomu nie zalazłaś za skórę aż do takiego stopnia, prawda? Mając tylko jedną rękę wolną byłaś niemalże unieruchomiona, ale w sumie jedna ręka wystarczyła ci do chociaż do wymacania przedmiotów na dnie pełnej krwi wanny, której jak się okazało po dokładniejszym zbadaniu, dno było ciepłe. Jakby podgrzewane, a jego temperatura powolutku rosła. Macając po dnie udawało cię się wyciągać najróżniejsze przedmioty. Zaczęło się od obranych warzyw takich jak marchew i ziemniaki. Potem w twoje łapki wpadały rzeczy takie jak śrubokręt oraz piła. Niewątpliwie mogły mieć jakieś zastosowanie, jednak łańcuchy wyglądały na zbyt wytrzymałe żeby szybko je przepiłować. Ale za to dyby na twoich nogach posiadały śruby, które dało się odkręcić. Więc był to progres w kierunku twojej ucieczki. Co ciekawe zmieniając delikatnie pozycję w wannie, udało ci się dostrzec krwawe ślady na ziemi. Nie były to ślady butów, a stóp. Ogromnych. Zdecydowanie większych niż ludzkie. Do tego prawdopodobnie zakończonych pazurami.
Tak czy inaczej, mogłaś łatwo ocenić że jeśli trochę się pogimnastykujesz, to uda ci się rozkręcić dyby uwalniając się. I jeśli się tego podjęłaś, to ruch w jaki wprawiłaś wannę sprawił że na powierzchnię wypłynęła kolejna rzecz. Ludzka, kobieca, dłoń i gałka oczna o ciemnej tęczówce. Tak... Zdecydowanie chciałaś stąd odejść zanim powróci lokator tej piwnicy. Co też sygnalizowały rytmiczne i delikatnie coraz głośniejsze potężne tupnięcia zza drugiej strony potężnych drzwi. To nadchodziło!
Mimo wszystko lepiej obudzić się w czyimś aucie niż gdzieś w rowie pod mostem. Przeglądając się w lustrze mogłaś stwierdzić że jesteś piękna jak zawsze, ale na pewno trochę zmęczona. Bardziej niepokojąca była twarz jaką widziałaś na tylnym siedzeniu przez ułamek sekundy. Nawet jeśli poderwałaś się obracając, nie było po niej nawet śladu. Ani w samochodzie, ani w najbliższej okolicy. Mimo to uczucie oddechu na karku oraz niepokój związany z obecnością pozostawał z tobą.
Po opuszczeniu wozu i rozejrzeniu się mogłaś łatwo dostrzec źródło szumu, które mknęło w twoim kierunku z prędkością galopujących koni. I w sumie rozmiarem też. Uliczką nadciągał w twoim kierunku potężny potok wody, który zapewne zmyłby cię z powierzchni miasta. Przypominał wkurwioną rzekę, jak w starym filmie władców pierścieni. Rzeczywiście tylko jeszcze brakowało, żeby ta woda ułożyła się w wodne konie. Auto nie było bezpieczną skrytką. Kami wiedzą co siła uderzenia potoku zrobiłaby z tą metalową puszeczką.
Na ratunek przychodzi ci jednak dar niebios. Otwarta klatka schodowa. W sumie jedyna do jakiej miałabyś czas dobiec zanim woda do ciebie dotrze. Prowadziła do otwartego mieszkania w którym panował półmrok. Jeden wielki salon, kuchnia, łazienka, sypialnia i balkon. Nic więcej. Salon wyposażony był w bujany fotel, stolik i telewizor. Katolicki krzyż wisiał nad drzwiami wejściowymi. Na ścianie widniało zdjęcie sięgające pamięcią II wojny światowej. Na nim był odbierający medal obcokrajowiec. Brytyjczyk. Kiedy tylko weszłaś nieco bardziej wgłąb salonu, drzwi zatrzasnęły się z hukiem, a bujany fotel, bujał się. Na fotelu zaś. Starszy mężczyzna, europejczyk. Yurei, jednak nieobecny wzrokiem. Zastygłym w przerażeniu. Nie wyglądało na to by cię widział.
Psiaczek ziewnął potężnie zbudzony cmokaniem Shirshu. Widok zaprawdę uroczy, a piesek aż się prosił o wymizianie za uszami i drapanko po brzuszku. Niemalże wstał, ale usiadł natychmiast gdy drzwi do pomieszczenia otworzyły się. Do środka wpadł chłop. Gładko ogolony, w peruce, amerykanin... Wyglądał jakby jego moda umarła w siedemnastym wieku. Nie mówił do ciebie za dużo. Jedyne co zrobił to spojrzał na ciebie z obrzydzeniem i splunął pod nogi. - Plugawa Wiedźma. - To jedyne zdanie jakie nieznajomy mężczyzna do ciebie wymówił i do tego w języku angielskim. Podszedł do stolika na którym położył niesione przez siebie, spięte kartki. Zaraz po tym wyszedł trzaskając drzwiami.
Piesek rozbudzony przez to wydarzenie zaczął się w ciebie wpatrywać jak w obrazek, błądząc od czasu do czasu jedynie po twoim nietkniętym talerzu z jedzeniem. Twoją zaletą było to że zwierzęta wydawały się nawet Cię lubić. W zdecydowanym przeciwieństwie do obywateli tego miejsca. Mogłaś mieć pewność że nie jesteś już w japoni. Gdzie dokładnie? Pozostały Ci tylko domysły.
Psiak za to w końcu podszedł niepewnie jakby spodziewając się że w każdej chwili może dostać pięścią bądź kopniakiem zza krat. Widocznie nie był tu jedynym którego traktowali źle. Klucz na jego szyi zwisał i wystarczyło go chwycić i zdjąć. Tylko tyle stało między tobą a wyjściem z klatki. W międzyczasie za oknem udało ci się dostrzec rozbłyskające światło bijące od płomieni. Chwilę później pojawiło się kolejnie i kolejne... A zamieszanie na zewnątrz wydawało się rosnąć wraz z wrzaskami ludzi. Sytuacja i dreszcz na twoich plecach mogły ci powiedzieć jedno. Nie byłaś bezpieczna.
TAK! W końcu udało ci się uwolnić z pułapki metra! I przy okazji wpaść w dużo gorszą. Nie czekał na ciebie żaden miły przystanek metra, a jakaś podziemna porzucona dziura. Wilgoć i grzyba wręcz było czuć w powietrzu. Z sufitu zaś ciekła woda, która rytmicznie spadała ci na czoło. Ta stacja metra została porzucona wieki temu i pomimo prób, nie potrafiłeś dojść do wniosku dlaczego metro się tu zatrzymało. Chociaż nie byłeś Senkensha, to złowroga obecność wydawała się wisieć w powietrzu.
Zanim się odwróciłeś, metro już odjechało. Pozostałeś tylko ty, latarka w telefonie i stary, przerażający tunel, który o remoncie to mógł tylko pomarzyć. Jeśli próbowałeś się z kimś skontaktować, bądź zaczerpnać wiedzy z sieci, niestety w tym miesjcu nie było zasięgu. Na szczęście nie byłeś nam. Wytężając słuch w końcu do twojego ucha echem dotarł charakterystyczny dźwięk. Teke teke. Czytałeś wieści jakie pojawiły się na końcu wiosny. Niektórzy powiązali tajemnicze morderstwa w okolicy porzuconej stacji metra właśnie z nią. Zjawą. Mściwym duchem dziewczyny rozciętej w pół przez rozpędzone metro. Jej imię wzięło się od dźwięku jaki wydaje jej korpus szurając o ziemię. Dokładnie taki jak przed chwilą usłyszałeś. Świecąc latarką, udaje ci się dostrzec jej zarys na samym końcu zasięgu światła. Zbliża się coraz bardziej...
Nie potrzebowałeś Kisiu nawet chwili by skojarzyć ten zapach z bratem, który został z tobą za dziecka rozdzielony. Namierzenie źródła samego w sobie zapachu mogło być ciężkie w obiekcie tak rozległym jak japoński szpital. Po kilku minutach nieskutecznego próbowania namierzenia zpapachu, los podsunął Ci jedną jedyną wskazówkę. Płacz. Dziecięcy płacz niósł się echem po korytarzach szpitala, a przerywany był jedynie ciężkim, mokrym kaszlem. Zdecydowanie była to robota dziecka, ale to co mogło cię zaniepokoić to ton. Nawet jeśli było to wieki temu, to nostalgia uderzała coraz bardziej. Doskonale znałeś ton głosu swojego brata z czasów gdy był jeszcze dzieckiem. Zakorzenił się on głęboko nie chcąc by o nim zapomniało. Dzisiejszej nocy postanowił się przypomnieć. Ciągnął cię do możliwie jednej z najstraszniejszych części budynku. Na szczęście tym razem nie chodziło o kostnicę, a o korytarz przy sali operacyjnej. Im bliżej byłeś, tym bardziej płącz przypominał ten wydawany przez osobę dorosłą. I jeszcze bardziej przypominającą głos brata, który zaginął wcale nie aż tak dawno temu. I tak w końcu, dotarłeś. Kuro stał plecami do ciebie, oparty czołem o ścianę. - Dlaczego mnie zostawiłeś Kiki? - Cienie w tym miejscu wydawały się być nienaturalnie ciemne, a sam Kuro w pół przeźroczysty. Ale czy to miało w tym momencie znaczenie? Twój Brat był na wyciągnięcie ręki.
Tak, zdecydowanie taka sytuacja mogła przypominać Fork knife'a, co w sumie też tłumaczyło strój w którym się znajdowałęś oraz broń przyczepioną do twoich dłoni. Na tym jednak nierealność tej sytuacji się kończyła. Próby wywołania pomarańczy z niebios spełzły na niczym, a twoje ciało wychładzało się przez nocną temperaturę. Powoli bo powoli, ale zaczynałeś to odczuwać. Drogowskaz jednogłośnie wskazywał drogę w kierunku miasta, ale niestety nie napisano na nim jak daleko się ono znajduje. Na spokojny marsz bądź na złapanie stopa w leśnej ścieżce nie było mowy. Nikt tędy nie jeździł. Ku twojemu rozczarowaniu nie było nigdzie słychać strumienia, który może mógłby Ci pomóc z przyklejoną bronią. Może, ponieważ niezbyt się znałeś na chemii. Nie wszystko dało się rozpuścić wodą.
Twoją wędrówkę mogła przyśpieszyć jedna, jedyna rzecz. Wycie które rozległo się kilkanaście metrów za twoimi plecami. Po nim kolejne i kolejne. Cała watacha wilków wyła nieopodal ciebie. Możesz uciekać co sił w nogach, bądź spróbować walczyć. W końcu masz broń. Pytanie tylko czy wiesz jak się nią posługiwać? Czy miała pełny magazynek? I co najważniejsze, czy twoje ciałko wytrzyma odrzut wystrzału? Wiele pytań, mało odpowiedzi, a wilki... Wilki zwietrzyły zwierzynę
Tortury mogły przyjąć najróżniejsze formy. Od bólu, poprzez obrazy, a na dźwiękach kończąc. Koszmary nie były tylko tym czego się boimy. To też nasze największe frustracje, niechęci, sumienie... Wszystko co wywołuje w ludziach stres i nie pozwala zaznać ciału odpowiedniego odpoczynku. Tak też było w twoim przypadku. I chociaż nocny demon nie mógł usidlić twojego wzroku, nadal miał dostęp do innych bodźców. Kiedy tylko twój umysł się rozbudził po dosyć nieprzyjemnej wiadomości, twoja skóra i nos zarejestowały coś innego niż to co próbowałeś wyczuć. Twoje ubrania, nie były szykownym przyodziewkiem który tak starannie dobierałeś każdego dnia i wieczora. Był to jakiś badziewny, podrobiony dresik z materiału, z którego nawet chińskie podróbki nie korzystały. Gryzący i wyrywający włosy na ciele. Do tego elektryzował się strasznie i wbijał w części ciała, w które tylko wybrańcy mogli wchodzić. Jeśli jakimś cudem wymacałeś markowy napis, to mogło zdołować się jeszcze bardziej "Pumba". Wtem też zawtórowały kolejne dwie wiadomości, które postanowiłeś odtworzyć - Dzień dobry. Pragniemy pana poinformować o terminie wygaśnięcia pana zaświadczenia o niepełnosprawności. By je odświeżyć, przeprowadzić odpowiednie badania i dostarczyć wyniki do końca tygodnia. Inaczej będzie mógł się Pan ubiegać o nowe poświadczenie dopiero w styczniu. - Dotarło do ciebie, że była sobota. Chyba. I jeśli cud się nie zdarzy, to nie uda ci się tego załatwić. Następna byłą wiadomość z banku, która jeszcze mniej nastrajała optymizmem. - Dzień dobry. Chcielibyśmy przypomnieć o spłaceniu raty, której termin upływa w poniedziałek. Wysokość pierwszej raty wynosi 750000 yen. - Nie przypominałeś sobie o żadnym kredycie. Chociaż może mieć to związek z faktem że miesiac się kończył, a ty nie mogłeś wyczuć swojego portfela. Zanim zdążyłeś się wściec na kolejną rzeczm telefon ponownie zakrzyknał. - Masz dwie nowe wiadomości od: Shura i Kardamon. - Czekały na odsłuchanie. Czyżby jakakolwiek ulga w tej fali złych wieści i stroju który wołał o pomstę do piekieł?
Wcześniej jednak wytężając swoje nietoperze uszy zdołałeś usłyszeć jakiś plastik obijający się o łańcuch którym byłeś przykuty. Kłódka? Dotarł do ciebie też dźwięk płynącej nieopodal wody.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dobra misie, druga tura.
Czas na odpis macie do 30.09.2023 do godziny 23:59:59/
Wrazie czego łapać mnie na dc albo cb
● Shibi
@Ejiri Carei @Amakasu Shey @Hecate Shirshu Black @Satō Kisara @Hasegawa Jirō @Warui Shin'ya @Seiwa-Genji Enma @Yakushimaru Sakuya @Itou Alaesha @Munehira Aoi @Yakushimaru Seiya @Hasegawa Izaya
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hasegawa Jirō, Munehira Aoi, Ejiri Carei, Satō Kisara, Yakushimaru Seiya and szaleją za tym postem.
Idąc przed siebie w milczeniu wpatrywała się w pieniące strumienie rwącej wody. Zacisnęła usta w cienką linię czując jak szum głębin i wilgoć wody w powietrzu oblewały jej kark zimnym potem. Pełzły czymś obrzydliwym wzdłuż szczupłego, kościstego kręgosłupa. Czuła jak puls przyspieszył, kiedy po raz ostatni uspokajająco zaciągnęła się na w pół wypalonym papierosem. Wyrzuciła go pod nogi nie kwapiąc się, żeby zgasić go butem. Musiała się ewakuować. I w tym momencie nie zastanawiała się czemu szarość dzielnicy przyćmiewała ociekające wodą rzeki opustoszałe ulice.
Bez zastanowienia ruszyła w stronę pobliskiej klatki. Jedną dłonią mocno trzymała się poręczy przeskakując po dwa brudne schodki w górę. Zapach stęchlizny, tak typowy dla tutejszych bloków, mieszał się z niepokojącym zapachem wody wciąż szumiącej w oddali. W końcu bez pukania wbiła do otwartego mieszkania. Rozejrzała się przelotnie po zakurzonych ścianach i staromodnych meblach. Jej szare tęczówki w końcu zatrzymały się na nieobecnym mężczyźnie. Zastygła dosłownie na sekundę w bezruchu jak by kalkulując wszystkie możliwości. Kiedy jednak ten totalnie ją zignorował odetchnęła mocniej niczym przekuty balon. Wciąż pozostała jednak czujna. Coś było nie tak, a ona zwyczajnie nie potrafiła rozgryźć co.
Ostrożnie zaczęła przeglądać szuflady w poszukiwaniu czegoś przydatnego. Jeśli nic nie znalazła wolnym krokiem ruszyła w stronę kuchni. Chciała znaleźć nóż, broń, cokolwiek. Chociaż nie widziała bezpośrednio zagrożenia dziwne przeczucie przykleiło się do jej pleców i nie chciało odejść. Coś się świeciło.
- O co tu chodzi? - Rzuciła sucho w stronę mężczyzny nie podchodząc do niego ani o krok. Chociaż nie należała do strachliwych wiedziała kiedy lepiej trzymać się z daleka. O co chodziło? O coś na pewno.
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Munehira Aoi, Ejiri Carei, Satō Kisara, Yakushimaru Seiya, Itou Alaesha and Hasegawa Izaya szaleją za tym postem.
Wystarczyło mrugnięcie, zacisk w żołądku. Brzydka mdłość zawiązała oddech w przełyku, zacisnęła usta dłonią dostrzegając w końcu odsunięty rękaw... koszuli nocnej? Szpitalnej. Zdziwienie, źrenic, dokładnie to samo, lustrzane, jakie malowało się w spojrzeniu na obrazie. Ciężkość potrząsającej nią ręki zakotwiczyła się mocniej, kierując uwagę ku...
- Dlaczego, Jiro? - odezwała się bardziej niepewnie, mimowolnie dając się poprowadzić wytycznym, a kolejny raz powtórzone imię, magicznie zweryfikowało rzeczywistość. Robiło jej się coraz bardziej zimno, gdy do umysłu docierała świadomość - gdzie się znajdowała. Drobne palce zwinęła w pięści, przesunęła nimi niespokojnie, jakby szukała upuszczonego ołówka. Zadrżała. Czemu znajdowała się w psychiatryku? Konwulsje mdłości, podsunęły bardzo dawne wspomnienie, to, w którym rzeczywiście mogłaby znaleźć się na oddziale, ale... to było dawno. Skuliła się, gdy palce wczepiła w materiał kraciastego odzienia. Woń krochmalu zdawała się nieznośna - Dlaczego tu jestem, Jiro? - nagła, ulotna myśl. Czy brat był skłonny wejść do jej snów bez pytania? Zakpić, sprowadzić koszmar? Zadrwić z jej przeszłości? Niemożliwe.
Zwarła usta, czując jak w oku czai się wilgoć. Ale pokręciła głową, odpychając okrutną perspektywę. Obróciła się, spoglądając w końcu na mężczyznę, który łagodnie, rzeczowo przekazywał medyczne wyznaczniki - codziennej rutyny. Jej rutyny. Oddech spłycił się, gdy ciało spięła do ruchu. Chciała zejść z wózka, ale zanim mięsnie szarpnęły ją do pionu, znajome imię usadziło ją w miejscu - Shey - zwerbalizowała na głos imię przyjaciółki, smakując na języku znajome brzmienie. Nie rozumiała niczego co odsłaniała szpitalna sceneria, co wydawało się być rzeczywistością. Przerażała ja perspektywa pogrążenia w odmętach traum, leczenia ich w zamkniętym ośrodku, daleko od leczącej aury światła, które odkrywała w ludziach, w obrazach, w natchnieniu, burzącym się ciasnotą dłoni niedokończonego obrazu - Nie powinnam tu być - zdecydowała w końcu, spoglądając najpierw na drzwi pokoju, potem, gwałtownie wstając z wózka i zapierając plecy o ścianę - na brata. Chyba, brata.
- Nie przyjmę niczego dopóki nie wytłumaczysz mi, co tu się dzieje. - głos jej zadrżał, ale rozpaczliwie mocno, starała się zachować spokój, zerkając tym razem na korytarz do przodu i za siebie, czy były tu okna? Jakby cokolwiek, co zobaczyła, mogło jej coś podpowiedzieć, przypomnieć, albo - poprowadzić dalej.
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Munehira Aoi, Amakasu Shey, Shiba Ookami, Satō Kisara and szaleją za tym postem.
Zaczeła dokładniej sprawdzać przedmioty na dnie wanny. Przy czym pierwsze znaleziska wcale nie były przedmiotami, a... jarzynami. Marchewka... ziemniaczek... pietruszka.
- No pięknie, czy ten wariat szykuje mnie na danie główne? - Jednocześnie odkryła, że to właśnie od dna bije ciepło, niemal jakby było podgrzewane.
- Czyli raczej mial w zamyśle zupę. -Chyba czerninę, bo innej zupy na krwi nie znała.
- A może jakiś sos...? Od razu przypomniał jej się syndrom gotującej się żaby. Ale ona już wiedziała, że jest podgrzewana, więc zostaje jej już tylko wyskoczenie z garnka. Zrobi to zaraz po tym, jak jej myśli przestaną odpływać w przedziwnych kierunkach! Czy naprawdę musiało jej się to zdarzać nawet w takich sytuacjach?
Wzięła się w garść i dalej macała dno lewą dłonią. Wyciągnęła mokry notes, dlugopis, gumową kaczuszkę z dziurą w kuprze. Zaczynała już wątpić w swoje żywieniowe przeznaczenie. Wyglądało to jak zbiór losowych rzeczy. Nieoczekiwanie znalazła też śrubokręt i piłę. Na ich widok Ala uśmiechnęła się szeroko. Te przedmioty same w sobie nie oznaczały jeszcze wolności, ale znacznie ją do niej przyspieszały.
Podniosła nogi w dybach na krawędź wanny. Krew bryzgnęła na ścianę i chlusnęła na podłogę. Kropelki krwi trafiły również na twarz Alaeshy, ktore odruchowo otarła ręką, zapominając, że jest ona cała we krwi. Zapach szkarłatnego płynu na twarzy mocniej uderzył w jej nozdrza i zmotywowal do działania. Obejrzała dokładnie dyby, szukając ich słabych punktów. Znalazła metalowe śruby, ktore zaczęła odkręcać śrubokrętem. Po kilkunastu minutach pracy w niewygodnej pozycji, operując swoją słabszą ręką, udało jej się rozbroić to ustrojstwo. Uczucie było doskonałe. Ból w kostkach zelżał, a możliwość swobodnego poruszania nogami była niemal upajająca. Mogła usiąść wygodniej i spojrzeć nieco za siebie. Widziała wielką plamę, którą przed chwilą sama stworzyła na podłodze, jednak na podłodze znajdowały się jeszcze inne ślady. Ślady łap. Ogromnych łap. To było chore i surrealistyczne. Takie zwierzęta przecież nie istnieją!
- Być może jestem piękną, którą porwała bestia. On okaże się słodziakiem, zakocham się, a potem zamieni się w kurwa księcia. Bla, bla, bla. Chory pojeb, lub pojebka, kto wie. A te wszystkie stare, szowinistyczne i przemocowe bajki, należalo by już włożyć tam, gdzie ich miejsce. Między bajki. - Mówiła do siebie pod nosem z sarkazmem, przypatrując się wielkim szponiastym łapskom z krwi, które urywały się tuż przy drzwiach. Szarpnęła się w wannie do góry, żeby stanąć. Jednak nie zdążyła, bo w tym momencie na powierzchnię wypłynęła kobieca dłoń i gałka oczna. Upadła na kolana, ksztusząc się od wstrzymywanego krzyku. W tej sytuacji nie mogła sobie pozwolić na wrzaski. Jakim, do cholery, cudem, nie wypłynęły one wcześniej? Nie tak działa fizyka!
To naprawdę było o wiele za dużo. Nie zalazła nikomu za skórę tak bardzo, aby zasłużyć na coś takiego. Najwyraźniej musi być ofiarą jakiegoś pomyleńca. Tu nie było z czym dyskutować, prosić o wypuszczenie, czy liczyć na oprzytomnienie zmysłów porywacza. Trzeba było stąd po prostu spierdalać. A w razie konfrontacji, rozegrać to mądrze.
Usłyszała odległe dudnienie, jakby kroki. Miała ogromną nadzieję, że nie idzie do niej. Po nią. Mogła w końcu wyraźnie spojrzeć na swoją przykutą rękę. Kajdanki były dosyć luźne, na szczęście zawsze miała drobne dłonie. Złapała za łańcuch, żeby nie robić hałasu. Gdy ręka była blisko tafli czerwieni, sowicie ją oblała. Kajdanki zaczęły się ślizgać po nadgarstku. Możliwe, że za chwilę uda jej się oswobodzić. Jeśli dłoń nie wyjdzie sama, to wyłamie sobie kciuk.
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Munehira Aoi, Amakasu Shey, Ejiri Carei, Seiwa-Genji Kamiko and szaleją za tym postem.
Spojrzał z ukosa na mijaną dziewczynę. Jej zdenerwowanie nie umknęło jego uwadze i nie oczekiwał, że w swoim roztrzęsieniu w ogóle się do niego odezwie. Uświadomienie mu, że Sakuya wyglądał nieciekawie było jedynie dodatkową kropelką oliwy dolewanej do ognia, który wzbierał wewnątrz i burzył krew w żyłach.
— Jasne, dzięki — rzucił zdawkowo, dosięgając spojrzeniem pobliskich schodów. Teraz, gdy wiedział, dokąd powinien się udać, przyspieszył kroku. Gdy jedna z dłoni płasko wylądowała na poręczy, zatrzymał się gwałtownie przed pierwszym stopniem na górę. Lekko zdezorientowany rozejrzał się dookoła, zatrzymując wzrok na zawieszonym pod sufitem głośniku. Trudno było uwierzyć, by szkoła pozwalała sobie na taką swobodę, co dodatkowo kazało mu sądzić, że dzisiejszy dzień był jakiś na opak.
Strzał.
Chciał wierzyć, że przeszywający dźwięk był jedynie zakłóceniem, ale melodia płynnie akompaniowała kolejnemu wystrzałowi i nagłym przerażonym krzykom. Czarnowłosy przez chwilę stał w bezruchu, czując jak krew odpływa mu z twarzy, pozostawiając po sobie nieprzyjemne mrowienie pod skórą. Kiedyś, podczas strzelaniny, nie było go na miejscu, ale mimo tego żywe obrazy, jak pokaz makabrycznych slajdów przewinęły się przez jego głowę. Wtedy tylko wyobrażał sobie, jak to wyglądało, a dziś znalazł się w samym centrum chaosu, co docierało do niego w dziwnym spowolnieniu. Chciał, by świat też spowolnił, dając mu więcej czasu. Może wtedy zastanowiłby się chwilę i przypomniałby sobie, że żaden człowiek – nawet on sam – nie był kuloodporny. Może ten jeden raz przemówiłby do niego rozsądek, który uczepiłby się typowo ludzkiego strachu i zmusiłby go do odwrotu. Ale to nie strach zdominował jego myśli, a wzbierająca wewnątrz bezmyślna furia, gdy zdał sobie sprawę, że piętro wyżej ktoś właśnie mógł mierzyć z broni ku młodszemu Yakushimaru.
Rzucił plecak na ziemię, puszczając się pędem na górę. Nie pokonywał schodów stopień po stopniu, a przeskakiwał co dwa, podciągając się na barierce, która podrygiwała od gwałtownych szarpnięć. Nie zwracał uwagi ani na swój dobytek, który pozostawił na pastwę losu uciekających uczniów, ani na szwankującą elektryczność. Jedynego celu szukał przed sobą i kiedy wparował na piętro, od razu ruszył tam, skąd uciekali przestraszeni uczniowie.
— Zaraz kurwa wpakuję ci tę lufę do gardła, ty mały skurwielu.
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Munehira Aoi, Amakasu Shey, Ejiri Carei, Seiwa-Genji Kamiko and szaleją za tym postem.
— Plugawa Wiedźma.
Brwi ściągnęły się ku sobie w wyrazie konsternacji. Czego jak czego, ale tak płynnej angielszczyzny zdecydowanie się nie spodziewało i to właśnie ona rozpaliła wiele czerwonych lampek buzujących obecnie cichym odgłosem w głowie Black. Zniknął jednak równie szybko co się pojawił, nie marnując nawet sekundy na siedzenie w budynku. Dziewczyna westchnęła więc głęboko, zastanawiając się o co tu w ogóle chodziło i jakim cudem znalazła się w tej zapadłej dziurze, skoro ostatnie co pamiętała, to leżenie z zamkniętymi oczami we własnym łóżku w domu w przestronny lesie.
Rozwierając ponownie powieki znów skierowała wzrok na siedzącego naprzeciwko psiaka. Teraz, gdy był już w pełni świadom otoczenia i świdrował ją wzrokiem, mogła rozpocząć to, do czego od początku dążyła. Błądzące oczy zwierzęcia sprawiły jednak, że znieruchomiała w połowie wyciągania ręki, zaraz przechylając też głowę delikatnie na bok. Nie zastanawiając się nad tym zbyt wiele powiodła spojrzeniem z powrotem w głąb... czego tak właściwie? Wszystko wskazywało na to, że celi.
Mięśnie zadziałały samoistnie, spinając się jednym konkretnym prądem i unosząc ciało wiedźmy w górę. Wróciła do poprzedniego miejsca — do obskurnego łóżka, do ledwie stojącego na czterech nogach stolika tuż obok. Raz jeszcze przyjrzała się zimnemu posiłkowi, starając się ocenić czy tak właściwie nadał się do spożycia dla kogokolwiek, nie chciała wszak czystym przypadkiem otruć ani siebie ani jedynego w tym padole towarzysza. W moment później znów westchnęła, w jedną dłoń chwytając miskę, a w w drugą kawałek czerstwego chleba. Kilka krótkich chwil wystarczyło, by na powrót usiadła tuż przy kratach, wystawiają miskę tak blisko nich, jak tylko się dało.
— Jesteś głodny, hmm? — mruknęła w kierunku psiaka odrywając — odłamując? — część kromki. Kawałek wylądował ułożony na otwartej dłoni, wiedźma zaś wyciągnęła rękę poza kraty, oferując zwierzęciu poczęstunek. Nie pospieszała go, nie wykonywała też żadnych gwałtownych ruchów, zamiast tego mówiąc do niego łagodnym głosem. — Nie zrobię ci krzywdy, wiesz o tym. Wyczuwacie takie rzeczy, prawda?
Oczekując aż psinka wykona ruch obróciła twarz, starając się dojrzeć wnętrze pozostałej części chatki. Barwne ślepia otaksowały wpierw drzwi, których wcześniej użył mężczyzna, później omiotły pozostawione same sobie papiery. Rozejrzała się również w poszukiwaniu jakiegokolwiek innego okna prócz tego, które odbijało odcienie ognia. Nerwy pnące się w górę kręgosłupa starał się na razie ignorować, lecz wewnętrzny instynkt jeszcze nigdy jej nie zawiódł — musiała się stąd czym prędzej wydostać, znaleźć drogę inną, niż główne wejście, które zapewne zaprowadziłoby ją przed oblicze wcześniejszego faceta. Ucieczka mijałaby się z celem, gdyby otwierając drzwi stanęła przed jego zmarszczoną od złości twarzą.
Ciche tuptanie stawianych na ziemi łap wybudziło Black z ciągu myśli. Zerknęła niespiesznie w kierunku podchodzącego psa, przyglądając się uważnie węszącemu w powietrzu ciemnemu nosowi, uważnym ślepiom doszukującym się śladów podstępu. Zaoferowała mu wpierw kawałek chleba, a następnie, jeśli na to pozwolił, sięgnęła bardzo powoli kudłatego łba, przemykając delikatnie palcami za kosmatym uchem. Ciepły uśmiech rozjaśnił twarz wiedźmy, gdy na moment udało jej się oderwać myśli od wszystkiego dookoła, skupić na głaskaniu zwierzęcia.
— Będziesz tak miły i pozwolisz mi zabrać klucz, kochanieńki? — mruknęła przyciszonym głosem, nie zauważając nawet, ze angielszczyzna naznaczyła również i jej słowa. Spróbowała wplątać paliczki pod sznurek opleciony wokół karku zwierzęcia i zdjąć go na tyle delikatnie, by nie spłoszyć psiaka. Wolną ręką zaoferowała mu również miskę wypełnioną pasternakiem.
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Munehira Aoi, Ejiri Carei, Seiwa-Genji Kamiko, Satō Kisara, Yakushimaru Seiya and szaleją za tym postem.
Tosia kotłująca się w łazience dawała nadzieję, na szykowanie się do wyjścia, a co za tym szło, na pójście po zakupy i przyniesienie staremu ojcu jakiegoś żarełka. Chyba, że młoda szykowała się już do spania i ani myślała ruszać zadu na zewnątrz. Jiro stłumił kolejne ziewnięcie, orientując się, że nawet nie wie jaka jest pora dnia. Całkowicie stracił poczucie czasu.
Z rozmyślania wyrwał go dźwięk tuptania, w kierunku którego od razu mimowolnie spojrzał. Spodziewał się wszystkiego, przemarszu kocich duszków, korowodu szczurów czy nawet ostentacyjnego protestu karaluchów, które nie chciały żyć w takich warunkach. Wszystkiego, ale nie warzyw. Drepczących i drących się w niebogłosy, co właśnie urządziła mu marchewa.
Hasegawa zmrużył oczy z bólu i od razu osłonił uszy przed tym skowytem.
– Akurat ty pizdy nie drzyj, nikt nie lubi marchwi – warknął, żałując tego w chwili, w której niektóre z warzyw przypuściły atak.
Teraz już nie wiedział czy nadal był pijany, czy te małe cholerstwa były yokai. Żadna z opcji nie była tą lepszą. Obawiał się też, że Toshiko mogła mieć rację, mówiąc mu, żeby w końcu wyniósł śmieci, bo te niedługo same stąd wyjdą.
Bez zastanowienia walnął pięścią w pomidora, który ośmielił się zagrozić Karmelkowi, i rozpaćkał warzywo na kuchennym blacie. Odebrał keczupowym zwłokom nóż do masła i wycelował nim ostrzegawczo w ziemniaka, który jeszcze przed chwilą próbował ustrzelić go z bananowej armaty.
– Każdy, który wyda mi tą pyrę, będzie mógł stąd odejść. Reszta podzieli los pomidora.
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Munehira Aoi, Amakasu Shey, Ejiri Carei, Vance Whitelaw and szaleją za tym postem.
|
|