Wygoda to przywilej nielicznych, jednak to od standardów danych osób zależy jej próg. Dla Jiro kanapa na której leżał była rajem. Stara i ujebana w czterdziestu różnych plamach, ale własna i nic poza nim oraz Karmelkiem się w niej nie zalęgło. Skubaniec własną dziurę wygryzł. Znowu leżałeś w mieszkaniu zupełnie jakby powódź nigdy nie nastała i była jedynie paskudnym snem. Mimo wszystko cokolwiek poprzedniej nocy wypiłeś, musiało być na tyle mocne że położyłeś się w mieszkaniu a nie na dachu czy w piwnicy. Muliło Cię i szczerze to jebnąłbyś się jeszcze na drugi boczek. Wtem nadszedł... Brzuch zasygnalizował głód burczeniem, które zapewne usłyszałby nawet pewien Minamoto bez aparatów słuchowych. Coś Ci z tyłu głowy mówiło że Tosia ogarnęła od znajomego kubełek kurczaczków, a ty w Kaeru zrobiłeś mały podbój. Trzeba żreć póki jest! Jeśli odchyliłeś głowę na bok, widziałeś lodówkę. Ponętną i nęcącą swoją zawartością. Jej drzwiczki były lekko uchylone, a z niej samej wydobywało się delikatne złociste światło. Zupełnie jakby krzyczała "Ach weź mnie, całą, bejba!"
Nie była daleko. Wystarczyło do niej wstać i złapać pierwszą lepszą rzecz do wszamania, bądź... Wszystko jak leci.
O dziwo twojego snu nie zakłóciły dziś żadne koszmary. Można by wręcz rzecz że spałeś jak ululane przez mamuśkę niemowlę. Co innego że obudziłeś się - jak z resztą mogłeś się domyślić detektywie - w środku nocy, ponieważ... Było ciemno. Niepokojący mógł być dla ciebie fakt, że lampka przy której zawsze się kładłeś była zgaszona i pomimo jakichkolwiek prób zapalenia, nie dało się tego faktu zmienić. Telefon również rył rozładowany, więc jedyne światło jakie dochodziło do twojego mieszkania, to te rzucane przez księżyc, który usilnie starał się przebić przez chmury, które delikatnie przysłaniały nocne niebo. Samo miasto wydawało się za oknem nie żyć. Brak świateł i cisza jak makiem zasiał. Mimo wszystko byłeś jednak silnym Senkensha. Zdolnym do wyczucia że coś jest nie tak. Do wyczucia obecności w swoim mieszkaniu. I tym razem zdecydowanie nie była to siostra z Happy Mealem bądź składnikami na śniadanie. Chociaż... Możliwe że była, ale to raczej nie był ten typ aury. Ten był mniej złowrogi.
Tak czy inaczej jego obecność w sypialni była słaba. Smród nieproszonego gościa dobiegał z salonu.
Twój dzień od samego poranka zapowiadał się świetnie i zdecydowanie na nic złego się nie zapowiadało. Piękne czyste niebo, słoneczna pogoda i cudowny widok z okna. Obecnie siedziałaś przed szkicownikiem i przelewałaś ten piękny widok na niego. Każdy szczegół, każdy liść, każdy kwiat... Nawet pszczoły i motylki, które na tych drugich ochoczo przysiadały. Tak detaliczny rysunek zajął ci niemal całe południe, przez co powoli ogarniało cię zmęczenie. Zaczęło się od pojedynczego ziewnięcia. Potem dopiero poczułaś opór na całym ciele. Zupełnie jakby to stało się znacznie słabsze. Czy była to najwyższa pora aby położyć się do spania? Chociaż na dziesięć minut? Zanim jednak cokolwiek zrobiłaś poczułaś dłoń na swoim ramieniu i głos nadchodzący z tego samego kierunku. - Panienko Ejiri. Panienko Ejiri.. - Sam głos był Ci bliski i znajomy. Brzmiał jak nie kto inny, tylko Jiro. Z tą różnicą że brzmiał grzecznie, spokojnie, delikatnie... Jak dobrze wychowany chłopak z dobrego domu. Jednak kiedy spojrzałaś w jego kierunku, nikogo nie dostrzegłaś. W pokoju byłaś sama, a uczucie dłoni na ramieniu nie znikało.
Kac. To pierwsza rzecz jaka uderza cię jeszcze przed otworzeniem oczu. Po ich otworzeniu możesz dostrzec sufit własnego mieszkania oraz wyczuć unoszącą się w powietrzu ostrą woń alkoholu. Nie pamiętasz nic co się wydarzyło poprzedniego dnia, co wskazywało jednogłośnie na to że zabawa musiała być przednia. Kiedy się w łóżku obracasz na boczek drugi, dostrzegasz Yelonka w koronkowej bieliźnie oraz kilka butelek po różnych akloholach na stoliczku. Gdybyś siebie nie znał pomyślałbyś że obrabowaliście monopolowy.
Jeśli skusiło cię wstać i spojrzeć przez okna bądź by chociaż założyć jakiekolwiek ubrania, mogłeś dostrzec że nadal była noc, którą rozświetlał jedynie księżyc. Wszystko też wskazywało na to że nie było prądu w całej dzielnicy, a twój telefon nie działał. Do tego był zbity. Chyba nie naprułeś się do tego stopnia by włączać tryb samolotowy i rzucać nim z dachu krzycząc "Transformacja, dziwko"? Nie, raczej nie. W końcu nie byłeś z Hasegawów.
Sen był przyjemny i zdecydowanie jeden z lepszych. Śniło Ci się że ochoczo lejesz Bakina po ryju za to co zrobił. Prawdopdoobnie by się na tym nie skończyło i sen leciałby dalej w najlepsze gdyby nie twój własny cholerny telefon. Dzwonił przez kilka chwil, a kiedy w końcu nie odebrałeś... Nieznany numer zostawił wiadomość głosową. - Dzień dobry. Sakuya wdał się w jakąś bójkę i szybko kazał mi zadzwonić pod ten numer. - Wiadomość nagrlał jakiś nieznany Ci, ale widocznie zestresowany chłopaczyna mniej więcej w wieku twojego młodszego brata. Głos miał nieco ochrypły i oddychał szybko. Jeśli spojrzałeś na zegarek, mogłeś łatwo dostrzec że jeszcze kilka minut i wybije szesnasta. Wtedy nie było już wielu lekcji, a uczniowie głównie zajmowali się obowiązkami, bądź uczęszczali na spotkania kół zainteresowań. Nie było też wielu nauczycieli na miejscu, więc dla łobuzów była to okazja idealna by dorwać jakiś słaby cel. Daleko do szkoły Sakuyi nie było. Kilka minut metrem bądź autobusem i będziesz na miejscu.
Twoja pobudka zdecydowanie nie należała do przyjemnych. Jeszcze zanim otworzyłaś oczy mogłaś z łatwością stwierdzić kilka faktów. Po pierwsze do twoich nozdrzy docierał nieprzyjemny, metaliczny zapach krwi. Po drugie, leżałaś w nienaturalnej pozycji i coś mocno uwierało twoje kostki i nadgarstek prawej ręki. Po trzecie i najgorze, wszędzie poniżej twojej szyi czułaś wilgoć. W twojej podświadomości więc zrodziło się pytanie. Czy na pewno chcę otwierać oczy? Jeśli w końcu się na to zdecydowałaś, mogłaś dostrzec że leżałaś w wannie. Wannie pełnej krwi. Przykuta do rur kajdanami na łańcuchach. Ruszając nogami i wolną ręką mogłaś stwierdzić że na jej dnie z pewnością znajdują się jakieś bliżej niezidentyfikowane przedmioty. Jeśli zaś rozejrzałaś się po pomieszczeniu w którym Cię zamknięto, to mogłaś stwierdzić że przypominało ono piwnicę bądź kotłownię. Nie było wielkie. Mniej więcej pięć na pięć metrów. Drzwi do niego zdecydowanie były zakluczone i wykonane z grubej stali. Ściany za to już nieco mniej mogły się pochwalić. W wielu miejscach powstały zacieki i rozwijał się grzyb. Masz zdecydowane szczęście że nie jesteś ranna, bo zarazki czaiły się tu na każdym kroku. W prawej części pomieszczenia znajdował się stół a nad nim szyb wentylacyjny, jednak nie byłaś obecnie w stanie przyjrzeć się co się na nim znajduje.
Niezbyt kojarzysz czyje to auto ani co w ogóle w nim robisz. Twoja siędząca na siedzeniu obok przyjaciółka cytrynówka za to może wiedzieć na ten temat nieco więcej. Rozglądając się po aucie dostrzegasz kilka drobiazgów. Jak na przykład rozwalone miejsce na kluczyk z którego dyndały kable oraz otwarty schowek w którym było kilka klamotów. Zapalniczka, fajki, dezodorant... Bibeloty. A skoro o nich mowa, to pod lusterkiem zwisały dwie pluszowe różowe kostki. Kac był odczuwalny i nieco bolał cię łeb. Nie pomagał też zbytnio ten dziwny, oddalony szum, którego głośność powoli narastała.
Łóżko na którym spałaś wydawało się być wyjątkowo twarde, a wręcz wykonane z drewna. Poduszka zaś była jak worek wypchany słomą. Kiedy otworzyłaś piękne oczęta spostrzegłaś że chyba nie jesteś już w Kinigami. Byłaś zamknięta w celi, a leżałaś na drewnianej pryczce. Poduszką faktycznie zaś był worek siana. Jednak cela do współczesności miała jeszcze dalej niż Nanashi do statusu porządnej dzielnicy. Kraty były stalowe, ale domek sam w sobie drewniany i zdecydowanie staroświecki. Po elektryczności nie było nawet śladu. Kinkiety zamiast elektrycznych lamp oraz gdzie nie gdzie rozpalone świece. Nie miałaś na sobie swoich standardowych ciuchów, a więzienne łachmany będące tak naprawdę niczym więcej jak zbiorem pozszywanych ze sobą zużytych szmat.
Przy twojej pryczce rodem z siedemnastego wieku stał czysty nocnik i talerz z gotowanym pasternakiem oraz czerstwym chlebem. Jeśli zechciałaś, mogłaś się na spokojnie rozejrzeć co jest poza celą i jeśli się na to zdecydowałaś to poza stolikiem na którym leżały jakieś papiery i książka. Zdecydowanie ciekawszy był obiekt ulokowany przy drzwiach wyjściowych. Malutki piesek, a na jego szyi wisiał klucz. Drzemał sobie słodko ignorując krzyki podjudzonych ludzi jakie rozlegały się na zewnątrz.
Budzący się w nietypowym miejscu Hasegawa. Ktoś zaskoczony? Jeszcze zanim otworzyłeś oczy do twoich uszu docierają niezliczone rozmowy wielu ludzi. O pierdołach takich jak sytuacja w pracy bądź film który chciałeś obejrzeć, a ktoś ochoczo go opowiada nie pomijając spoilerów i szczegółów. Kiedy już oczęta misiaczku otworzyłeś, to spostrzegłeś że jesteś w metrze zajmując miejsce obok jakiejś staruchy która spała oparta o ciebie śliniąc się potwornie. Na domiar złego cały wagon był wypełniony okropnym zapachem zgniłego sera i gotowanych skarpet. Co tu robiłeś? Prawdopodobnie łyknąłeś nie tę tabletkę zanim jeszcze wsiadłeś do metra i cię ścięło. Teraz metro zatrzymało się na kolejnym przystanku i drzwi do wolności przed metrowymi świrami stały otworem. Zwłaszcza że zaczynała cię boleć głowa oraz poznasz całą fabułę kolejnego już filmu. Twoja podświadomość - bądź piguła - praktycznie sama cię nosiła skłaniając do wstania i ruszenia w stronę wyjścia z pojazdu.
Ding dong. To zegar z kukułką - prezent od jednego z pacjentów - wybił kolejną godzinę w twoim gabinecie. Tym razem skutecznie cię obudził. Obyła równo druga w nocy. Trochę późno gołąbeczku zważywszy na to że nadal siedzisz w swoim miejscu pracy. W szpitalu. Odziany w kitel. Kiedy podniosłeś głowę z biurka, początkowo nic nie widziałeś. Ale to tylko dlatego że jakaś kartka przykleiła Ci się do czoła. Po jej odgarnięciu z czoła i okazjonalnemu wyjrzeniu przez okno mogłeś dostrzec że prawdopodobnie w mieście nie ma prądu. Poza szpitalem który pracował na zapasowych generatorach właśnie na takie wypadki. Praktycznie nic cię nie trzymało w tym miejscu o tej porze. Wystarczyło zabrać rzeczy, wyjść, zamknąć gabinet i ruszyć do domu.
Jeśli tak uczyniłeś, mogłeś zauważyć nienaturalną pustkę na korytarzach i jeszcze dziwniejszą ciszę. Poza tym światło na korytarzach szwankuje, a w powietrzu unosiła się nietypowa dla tego miejsca woń słodkiej wanilii, ostrego chili i... rozkładu?
Budzisz się... W sumie to sam nie masz pojęcia gdzie. Tupiąc nóżkami po ziemi z całą pewnością możesz stwierdzić że podłoże jest z kostki, a ty siedzisz na ławce do której najwyraźniej jesteś przykuty łancuchem. Niestety w poszukiwaniu patyczka który Ci służył za przewodnika na pełen etat od czasu pamiętnej rozłąki z pieskiem, nie trafiłeś na nic. Patyczka albo nie było, albo znajdował się poza twoim zasięgiem. Całkiem niedaleko słyszałeś szum płynącej wody, a w twojej kieszeni wściekle zawibrował telefon. - Masz nieodsłuchaną wiadomość od: Vance - I jak na zawołanie twój telefon zaczął ją odtwarzać. -Myślałem o tym i to nie wyjdzie. Jednak jestem Hetero. - To to tyle. Można by powiedzieć że to koniec, ale kiedy tylko odtwarzanie dobiegło końca, telefon kontynuował. -Masz nowe powiadomienia od: Bank Współdzielczy i Zakład Ubezpieczeń Społecznych. - Już wiesz... Że twój koszmar się zaczął.
--------------------------------------------------------------------------------------------
Dziękuję wszystkim za wzięcie udziału w wydarzeniu. Każdy z was zaczyna osobno i w miarę postępów zaczniecie się łączyć w coraz większe grupki.
Liczę że każdy będzie się dobrze bawić
Czas na odpis 26.09.2023, 22:00
● Shibi[/size]
@Hasegawa Jirō @Seiwa-Genji Enma @Ejiri Carei @Warui Shin'ya @Yakushimaru Seiya @Itou Alaesha @Amakasu Shey @Hecate Shirshu Black @Hasegawa Izaya @Satō Kisara @Yakushimaru Sakuya @Munehira Aoi
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Hasegawa Jirō, Munehira Aoi, Ejiri Carei, Satō Kisara and szaleją za tym postem.
- Umrzemy - wymamrotała męczeńsko chwytając się jedną dłonią pontonu, a drugą jego przemoczonego rękawa. Odruchowo, szybko. Pobladła wyglądając jak by miała zaraz zwrócić dzisiejsze śniadanie. - NIE RUSZAJ SIĘ TAK KURWA! ZATONIEMY! - Wydarła się w odpowiedzi, bo szum fal i plusk wody wprawiał jej ciało w osłupienie. Nie był aż tak przytłaczający jak to co wydarzyło się w mieszkaniu, a jednak wciąż nie doszła całkiem do siebie. Zazwyczaj grała nieustraszoną tak teraz trzęsła się lekko, a jednak wciąż próbowała zachować twarz.
I chociaż przez większość czasu przeprawy do miejsca, gdzie znajdowała się Carei milczała próbując jakoś się uspokoić, wciąż trzymała się jego rękawa. Tak na wszelki wypadek, jak gdyby Enma miał ją uratować i utrzymać na powierzchni wody niczym prawdziwa, rasowa boja. Ożywiła się dopiero, kiedy udało im się podpłynąć bliżej młodej, zagubionej dziewczyny. Nie pomyliła się.
- Eji! - Rzuciła, gdy zbliżyli się wystarczająco. Przesunęła się odrobinę robiąc jej miejsce na pontonie, wyciągnęła niezgrabnie dłoń próbując pomóc jej wejść na pokład. Przezwyciężała swoje lęki, bo pojawiła się Eji. Tylko to się liczyło. Musiała wziąć się w garść.
Oddała stery Enmie wiedząc, że chłopak zdecydowanie lepiej sobie poradzi. Ona była w obecnej sytuacji bezużyteczna. Mogła jedynie udawać, że wszystko było w porządku. Więc przybrała najbardziej obojętny i niewzruszony wyraz twarzy.
- Co wy tu do cholery robicie? - Rzuciła w końcu wodząc wzrokiem po kolejnych mijanych trupach unoszących się na powierzchni wody. Jak by czegoś szukała. A raczej kogoś. Białowłosego chłopaka o beztroskim uśmiechu, którego zwłoki próbowała zatopić nad brzegiem rzeki. Tam gdzie pierwszy raz spotkała Enmę. Czy on też tutaj pływał?
@Seiwa-Genji Enma @Ejiri Carei
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Ejiri Carei, Satō Kisara, Yakushimaru Seiya, Itou Alaesha and Yakushimaru Sadamitsu szaleją za tym postem.
– Prowadź, kapitanie Hasegawa – podrzuciła, starając się brzmieć choć odrobinę entuzjastycznie; nawet jeśli głos zabarwiła drobna, pozytywna plama, to w barwnych ślepiach dziewczyny zabrakło żywszej iskry, która zwykle towarzyszyła jej nieodłącznie. Przed oczyma wciąż tkwił obraz ognia liżącego ciała – dotykającego nóg, pnącego się w górę od pasa po pierś aż do głowy, popielącego włosy, rzęsy, brwi, upłynniającego gałki w ten najobrzydliwszy, wyjęty z filmów gore sposób. Mimo iż była już daleko od tamtego miejsca, to mogłaby przysiąc, że wciąż czuła swąd spalonych ciał rodziny. Dłoń wylądowała więc na twarzy, przecierając ją w wyraźnym zmęczeniu; dała sobie chwilę na porządny oddech i oh, jakże wtedy pożałowała, że w kieszeni nie posiadała paczki papierosów. Dałaby się pokroić za choć jednego cygara, bo nałóg choć śmiertelny, to dawał ukojenie jak nic innego.
Samo płynięcie i nawigację zostawiła w rękach pozostałej dwójki. Sama zaś rozchyliła powieki dopiero w momencie, gdy łódź zwolniła, odnajdując miejscu przy wspomnianej wcześniej kwiaciarni. To nie nią samą zainteresowała się Black, kierując wzrok w kierunku sklepu z odzieżą, który w tym momencie wydał jej się – personalnie – znacznie bardziej potrzebny. Chciała już zrzucić z siebie łachmany przypominające o makabrycznych obrazach; chciała pozbyć się tych ubrań równie mocno co krążących pod czaszką wspomnień.
– Pójdę poszukać czegoś do przebrania – mruknęła tylko, spoglądając krótko w kierunku psiaka, by sprawdzić, czy ten postanowił towarzyszyć jej, czy zostać z Jiro.
Przecinający niebo piorun unieruchomił mięśnie, zalał je gęstym cementem uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Musiała minąć porządna minuta nim kark zaskrzypiał od przekręcanej głowy. Dwubarwne ślepia skonfrontowały się z niebem, lecz nie zauważyły na nim nic znaczącego, pozostało jedynie nieodparte przeczucie, którego na razie nie potrafiła wyjaśnić.
Wewnątrz nie spodziewała się znaleźć nie wiadomo czego, choć z doświadczenia wiedziała, że lumpeksy postanowiły zaskakiwać, oferując szeroką gammę marek, a niekiedy nawet komplety z wciąż przymocowanymi sklepowymi etykietami. Zniknęła więc między wieszakami, szukając czegokolwiek, co choć odrobinę haczyłoby o styl który preferowała. Gdy w końcu w dłoniach wylądowało coś, co zaspokoiło modowy głód Black, wycofała się w jakiś najmniej widoczny punkt sklepu. Ognika chwilowo przetransportowała na jedną z wyższych półek, następnie pozbywając się wpierw wciąż tkwiącego na ramionach płaszcza. Nie zamierzała go zatrzymywać, nie chciała mieć nic wspólnego z niczym, co mogłoby przypominać wydarzenia z fałszywego Salem. Nawet wzięte z komody w celi papiery wydały się teraz zbędne, wręcz parzyły w dłoń ilekroć skóra nie musnęła szorstkiego papieru. Opuszki wsunęły się niespiesznie za linię wysłużonych, więziennych spodni, zsuwając je z bioder – wylądowały bez cienia żalu gdzieś na zalanej podłodze, a tuż obok nich, w moment później los podzieliła również koszulka. Wybrany przez Black komplet zakrył po chwili odsłoniętą skórę, dał choć minimalne poczucie komfortu oraz powrotu do normalności. Westchnęła głęboko i po zabraniu ognika z powrotem na ramię postanowiła odszukać pozostałą dwójkę.
@Hasegawa Jirō @Warui Shin'ya
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hasegawa Jirō, Ejiri Carei, Shiba Ookami, Satō Kisara, Yakushimaru Seiya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Niby fakt, nie powinien siedzieć pod drzewem, ale w tej chwili to była jedyna opcja aby mieć cokolwiek nad głową. W razie czego, gdyby miał polecieć w bok zwyczajnie zsunąłby się na dół po korze drzewa. Lepsze to, niż grzmotnąć głową o grunt. Pokusiłby się na dalszy bieg, gdyby nie ta paskudna rana.
"Co do?"
Znów ona, znów ta upiorzyca. Całe życie przebiegło przed oczyma Hasegawy, krok po kroku im bliżej ta potworzyca była. Od samotnych urodzin za dzieciaka bez rodziców obok, po najgorsze wydarzenia, aż do dnia dzisiejszego. Czy to tak wygląda koniec? Tak umiera człowiek?
Jednak nie.
Wszystko zadziało się tak szybko, że nie zdążył zareagować jakkolwiek. Wrzask czy pisk, obyło się bez tego. Moce paranormalne były znacznie szybsze. Silniejsze i skuteczniejsze. Nagłego rozbryzgu światła się nie spodziewał. Czyżby piorun? Inaczej sobie tego wyjaśnić by nie potrafił. Nie rozpoznał również dziwnego zapachu unoszącego się w powietrzu. Chyba świat lub moce wyższe pragną, aby Izaya żył dalej - a przynajmniej taka krótka myśl pojawiła się pod czarną czupryną.
Z gwałtownym upadkiem wydał z siebie krótki przeraźliwy krzyk. Im dłużej turlał się po ziemi tym więcej przeszkód napotykał. Czy to kamienie, czy na jakąś gałąź zahaczył. Jeszcze lepiej! Niech ta rana będzie bardziej zapaskudzona i żeby szkaradniej się zabliźniała! Tak na zaś, żeby sielankowo w życiu nie było.
Izaya zetknął się z tym, czego obawiał się najbardziej zaraz po pająkach. Woda, rwąca woda. Prawdopodobnie adrenalina trzymała Hasegawę przytomnego. Ciągłe przerzucanie swojej uwagi na co innego robiło się coraz to męczące. Jakiś duszek, bolesna rana, pająki, znów rana i ten duch, a na dodatek woda... I świadomość, że nie potrafi pływać, a gwałtowne machanie rękoma, aby tylko utrzymać się na powierzchni średnio pomagało.
Moce wyższe albo nie chcą, aby Izaya opuścił świat żywych, bo tak go lubią, albo zwyczajnie chcą się poznęcać jeszcze bardziej. Utopienie się w wodzie i to w tak żałosny sposób? Przez zahaczenie się o wrak auta? Kto by pomyślał. Gdyby sam miał szansę wybrać jak ma umrzeć, to zrobiłby to na swoich warunkach. Bez pomocy przyrody czy osób trzecich. Załatwiłby sprawę sam, sprawnie i szybko. Bezboleśnie.
- Pomocy! - To jedyne słowo, które mógł z siebie wydusić zanim woda pochłonęła go na dobre. Pozostaje mieć nadzieję, że te głosy i sylwetki to nie jest żartobliwa projekcja zmęczonego już łebka Izayi i faktycznie ma szansę otrzymać ratunek.
@Yakushimaru Seiya @Itou Alaesha
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Hasegawa Jirō, Ejiri Carei, Satō Kisara, Yakushimaru Seiya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
— Gdy tylko to dostrzegłam, od razu zaczęło mnie gonić — odparła wkrótce. — Trudno powiedzieć, czy ciebie też zechciałoby dopaść. Lepiej założyć, że tak. W każdym razie… po wyjściu— a raczej wyskoczeniu ze szpitala, zatrzymało się na ścianach, szybach… Nie wyszło na zewnątrz. — Zagryzła wargę. Wspomnienie czystej paniki, jaką odczuwała podczas ucieczki, dalej zapierało jej dech w piersi. — Na razie.
Przekrzywił głowę w prawo z konsternacją na samą ilość informacji, które przekazał mu Aoi chwilę później. Kredyt? Miejsce do parkowania? Czy Aoi w ogóle miał auto i prawo jazdy?
— Aoi, bez urazy, ale nie za bardzo jesteś w stanie prowadzić samochód — powiedział delikatnie. — Na pewno masz w ogóle wykupione takie miejsce? To się nie trzyma kupy. — I Jushi. Wywnioskował po potencjalnej śmierci przy chińskiej knajpie, że chodzi o psa, ale… co. Co do cholery.
Skrzywił się wpierw na gorzki odszczek Munehiry — bardzo nie chciał go zostawiać, a wręcz przeciwnie; wolał dopilnować, że razem wydostaną się stąd w jednym — i to nie przemoczonym — kawałku. Reakcja na tonącą osobę była jednak wręcz automatyczna, instynktowna. Od razu zerwał się do akcji. Powiedzmy, że można zrzucić to na… zboczenie zawodowe.
Kolejny raz skrzywił się, gdy (teraz już wiadomo, że) nastolatek oberwał od niej w oko. Kisara może nie uważał się za najlepszego lekarza w całej Japonii, ale to było już trochę poniżej nawet jej oczekiwań. Wtedy też dostrzegł—
— Wilk? — mruknęła. Co do cholery, bis. Zanim jednak otrząsnęła się ze swojego zdziwienia, stworzenie odbiegło na bok, zupełnie się nimi nie przejmując. O…kej? Całe szczęście, że wyłaniająca się przez nią scena przedstawiała się jeszcze bardziej ekscentrycznie, z sekundy na sekundę. Kisara w momencie wypatrzył, że chłopak był całkiem poważnie ranny, i zdał sobie boleśnie sprawę, że nie będzie w stanie mu odpowiednio pomóc, oprócz zrobienia prowizorycznych opatrunków z własnego ubrania.
Kolejny przeszywający piorun i następujący po nim grzmot sprawił, że Kisara wydał z siebie cichy, zduszony okrzyk. Nie dostrzegł świadomie w nim nic dziwnego; był zaaferowany innymi kwestiami, aczkolwiek z pewnością ten wybryk natury wziął go z zaskoczenia.
— Aoi! — krzyknął — mamy nowego kolegę. Mógłbyś tu podejść? Prosto przed siebie, droga czysta.
Spojrzał na chłopaka, wzdychając.
— Nie ma sensu pytać, co się stało, prawda? To istne szaleństwo. Zaraz ci pomogę… jakoś. — To rzekłszy, rozejrzał się po otoczeniu, szukając czegokolwiek. I znajdując karetkę.
Nieźle.
— Widzę niedaleko karetkę — zakomunikował im. Gdy podnosił się z ziemi, kolana strzeliły mu głośno. Będzie kompletnie obolały po tym całym bieganiu w tą i z powrotem. — Pójdę szybko zobaczyć, czy będzie tam coś, co się nam przyda.
Całe szczęście — było. Do znalezionej torby wrzucił parę rzeczy: standardowo wyposażoną apteczkę, glukometr (choć ten niespecjalnie teraz się przyda, raczej), komplet rękawiczek jednorazowych, maseczki ochronne, szyny (oby chłopak nie miał złamanej kości, oby chłopak nie miał złamanej kości…) oraz nożyczki. Z takim ekwipunkiem wrócił do dwójki swoich towarzyszy rozpaczy, aby spróbować pomóc Sakuyi.
— Damy radę — rzucił żartobliwie dziarsko. — Ale naprawdę mam nadzieję, że nie masz złamanej nogi, młody.
WAS IT JUST A DREAM?
AM I IN TOO DEEP?
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Ejiri Carei, Yakushimaru Seiya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
- Ten ma broń.
Na trupa wskazał jedynie ruchem podbródka; nie do końca wiedział czy w ogóle była to istotna informacja, nie tylko przez fakt, że ostatnie zagrożenie znikało właśnie pałaszowane przez psisko (choć wcześniej, na pytanie czy psiątko chce ziemniątko, Warui sam zadarł łeb, ale opuścił go zdając sobie sprawę, że propozycję kierowano do zwierzęcia), co przez myśl, że może nie było warto. Czy pistolet dalej by działał, jeżeli został zalany? Posiadał naboje? Było warto do niego podpływać? Nie umiał ustalić. Pulsowanie w skroniach nie chciało zelżeć. Nie miał już w czaszce jedynie natrętnego palca, który opuszką wystukiwał wkurzający rytm. Przeobraziło się to w walenie pięściami w bęben zagrzewający do bitwy. Odetchnął nerwowo przez nos, starając się i uspokoić, i przetrwać kolejne minuty. Czasu właściwie i tak nie dało się ustalić. Mogli równie dobrze walczyć z żywiołem przez kwadrans albo całe godziny i jedyne do czego był zdolny to do posłuchania rozkazu kapitana. Rzeczywiście starał się wypatrzeć w mroku ewentualne przeszkody i jeżeli coś rzuciło mu się w oczy, wysuniętą spod koca dłonią wskazywał obiekt. Poza tym raczej siedział cicho, szczelnie obabulony, walcząc z bólem w ciemieniu i mdłościami żołądka.
Stały ląd był więc prawdziwym wybawieniem. Nieważne, że bose stopy chlupotały w brudnej wodzie, a ścierpnięte mięśnie lekko pulsowały. Prędko się rozruszał, siłą instynktu podążając za Shirshu do opuszczonego sklepu. Przez ramię obejrzał się na Hasegawę. - Też się poszlajam za ciuchami. - A może lokal wcale nie był opuszczony, może to wynik powodzi i tego, jak zdemolowała cały dorobek. Jakkolwiek jednak nie prezentowało się wnętrze, od ścian odbił się pomruk ulgi, gdy Shin natrafił na zwinięte w bezsensowny kłębek ubrania. Wyglądały jak psu z gardła wyjęte i wyłaziły z nich nitki, ale krzywo stając na jednym z biurek i osuszając nogi pierwszą lepszą szmatą, nie miał powodów do narzekań. W pierwszej kolejności odłożył narzutę na brzeg blatu, starając się jej nie zamoczyć, i wciągnął na wychłodzony tors porwaną w pięść koszulkę. Materiał pachniał wilgocią, podobnie jak zarzucona na barki bluza, ale na to również nie kręcił nosem, bo obydwie te rzeczy były suche - tyle starczyło. Z mebla zeskoczył dopiero, gdy na stopach znalazło się o rozmiar za duże obuwie - na szczęście wysokie do połowy łydki, i gdy poprawił dresowe spodnie, mocniej ściągając sznurek. - Rozejrzę się po kwiaciarni - rzucił jeszcze do Black, składając niezgrabnie koc Hasegawy. - Dołącz jak się przebierzesz. Jakbyś potrzebowała podwózki, to ktoś zaparkował twój transport obok paprotki. - Odkleił spojrzenie od zauważonej miotły i zerknął w stronę regałów, za którymi zniknęła dziewczyna. Formalnie mógł na nią poczekać, przeszło mu to przez myśl, ale wątpił, aby potrzebowała jego pomocy. Protekcji tym bardziej. Kręcąc więc głową wymknął się do drugiego budynku, od razu sondując teren.
- Mam ubrania - zadeklarował na wstępie, przemierzając próg i wyciągając złożone nie po wojskowemu okrycie, aby oddać je prawowitemu właścicielowi. - Dzięki za koc. - Ślepia mu błyszczały jak kule disco, kiedy kierował wzrok na mężczyznę. - Znalazłem też to. - Zanim zdążyłby wyjaśnić skąd wytrzasnął dodatkową zdobycz gwałtownie nabrał powietrza. Źrenice przeskoczyły mu ponad postacią Jiro. - Za tobą. - Wystawił ramię, trzymanym sekatorem celując w jakiś punkt; daleko. Wydawało się, że wskazuje plątaninę gałęzi upchniętą w rogu najwyższej półki meblościanki. I zamiast wytłumaczyć cokolwiek, ruszył we wskazaną stronę. - Będzie można cię opatrzyć. - Kiedy to mówił, przebrnął już przez mętną wodę, sięgając palcami do zeschłych liści. Jednym strzepnięciem zrzucił ich na tyle dużo, aby ukazała się brudna powierzchnia apteczki. Aby ją zdjąć, odłożył na moment narzędzie tuż obok doniczki z wyschniętymi kwiatami. Zsuwając skrzynkę wyczuł od razu jej ciężar, zagrzechotały obijające się o siebie butelki i pojemniki.
- Pokaż tę twoją ranę.
Ye Lian, Hecate Black, Hasegawa Jirō, Ejiri Carei, Itou Alaesha and Yakushimaru Sanari szaleją za tym postem.
- EJIRI?! - zapytał w czystym zaskoczeniu, pomagając jej wejść na pokład ich tymczasowego azylu. I choć początkowo chciał zadać wiele pytań, zwłaszcza o to co robiła w tak ponurym miejscu i tak daleko od jej domu, to ostatecznie postanowił porzucić niepotrzebne pytania. Mieli na głowie zdecydowanie większe problemy, choć niewątpliwie wydawało się, że dookoła było zaskakująco cicho.
Cisza przed burzą, przemknęło przez jego myśl, kiedy podpłynęli do sklepu z ubraniami.
- MIAŁEM DOSTAĆ SIĘ W JEDNO MIEJSCE, ALE NIE SĄDZĘ ABY NAM SIĘ UDAŁO. MYŚLĘ, ŻE ODPOWIEDŹ ZNAJDZIEMY W ASAKURZE. - odpowiedział na Wzrok Enmy zdawał się być nerwowy i niespokojny, co chwilę przeskakujący z jednego punktu na drugi. Dla osób z zewnątrz mógł wydawać się poddenerwowany, gdzie w rzeczywistości tylko tak mógł zareagować na ewentualne niebezpieczeństwo.
- NIE ODDALAJ SIĘ, DOBRZE? - krzyknął do Eji, a potem zwrócił się do Shey. - IDŹ Z NIĄ. ALE TAK, ABYM CIĘ WIDZIAŁ, OKEJ? - poprosił jasnowłosą. Nie chciał puszczać Ejiri samej, nawet jeżeli ta wskoczyłaby do sklepu na zaledwie kilka sekund. Nie chciał też iść z nią z wiadomych powodów. Co jak co, ale nie chciał przysporzyć jej niekomfortowego poczucia, kiedy będzie się przebierała. Shey z kolei była dziewczyną.
Kiedy obie weszły głębiej do środka, również Enma postanowił rozejrzeć się po okolicy. Na dachu jednego z samochodu dostrzegł martwe ciało. Zwłoki jak zwłoki, zdążył przywyknąć do tego widoku, choć napuchnięte ciała topielców robił wrażenie. To, co przykuło jego uwagę to umundurowanie mężczyzny oraz sprzęt, jaki znajdował się obok niego. Bo pospiesznym przejrzeniu rzeczy, na jego ustach pojawił się nikły uśmiech, a w głowie rozbrzmiało krótkie "Bingo"
Bez dłuższej chwili namysłu wyciągnął dłonie po przedmioty, dzięki temu zdobywając metalową pokrywę od kosza, która mogła posłużyć za tarczę, policyjna pałka Tsunami, co było idealne do walki z yurei i yokai. Choć nie było śmiertelne, to z pewnością zaboli ewentualnych przeciwników. Znalazł również działającą latarkę, która była o wiele lepsza od lampionu, który trzymał. Zostawił go na pontonie, dzięki czemu nadal mieli nikłe światło dookoła tymczasowego "pojazdu", od razu biorąc latarkę, którą schował za pasek spodni. Petardy na pewno będą pomocne, tak samo jak pistolet z racą i petarda dymna. Ale to, co było strzałem w dziesiątkę to paralizator. Idealnie.
Kiedy dziewczyny wróciły, wskazał ręką na rzeczy, które znajdowały się już na dnie pontonu. Nie zamierzał ich chować, w końcu razem siedzieli w tym gównie.
- PATRZCIE CO ZNALAZŁEM. - dał im czas na zaznajomienie się ze znaleziskiem, wyciągając latarkę, którą odpalił i gdy płynęli dalej, przesuwał wiązką światła po okolicy wyszukując czegoś, co mogłoby przykuć jego uwagę, zupełnie ignorując ilość ciał, które unosiły się na wodzie.
Spojrzał na piorun, który zachował się nienaturalnie, marszcząc przy tym lekko brwi. Nie odezwał się jednak, czując, że w tym momencie żadne słowa nie były potrzebne. Gdybaniami i tak nic nie zdziałają. To, co Enma chciał zrobić, to odstawić je w jakieś bezpieczne miejsce, a dopiero wtedy będzie mógł się zastanowić co dalej. Poprawił opaskę na włosach, bo kilka ciemnych kosmyków zdołało wyswobodzić się spod dziewczęcej ozdoby.
Zamarł, gdy jego oczom ukazała się zabarwiona krwią woda. Jej odór był wręcz namacalny, duszący i drapiący w gardle. Mimo wszystko uniósł wierzch dłoni i przywarł nim do nosa, chcąc choć trochę odciąć się od smrodu. Zmrużył oczy, gdy dostrzegł poruszający się w wodzie kształt.
Kobieta?
Nie, yokai.
Które ustrojstwo pływałoby-
Zamarł, czując jak serce przyspiesza boleśnie, a ciało zaczyna sztywnieć. Bo to nie było tylko jedno yokai, a kilka.
- Umi nyōbō.... - wyszeptał do siebie, a potem zerwał się na równe nogi, wyciągając miecz do połowy z pochwy, gotowy do wykonania szybkiego i prostego cięcia prosto w szyje, jakby któraś z nich postanowiła wyskoczyć z wody.
- ODPŁYWAMY. ALE JUŻ. - zarządził nerwowo, lewą nogą posyłając paralizator w stronę Shey.
- COKOLWIEK WYSKOCZY, OD RAZU RAŹ. NIE MAMY Z NIMI NAJMNIEJSZYCH SZANS. NIE W TAKICH WARUNKACH, GDZIE ZNAJDUJEMY SIĘ W ICH NATURALNYM ŚRODOWISKU. JAZDA.
Rzut na percepcje (wzrok): 56 + 15 = 71 (sukces)
Dorzut w przypadku sukcesu na percepcje: 89
@Amakasu Shey @Ejiri Carei
Hecate Black, Raikatsuji Shiimaura, Ejiri Carei, Yakushimaru Seiya, Itou Alaesha and Yakushimaru Sanari szaleją za tym postem.
Łódź nawet nie zdążyła się porządnie zatrzymać, a dwójka pasażerów już wystrzeliła w kierunku sklepu z ubraniami jakby zobaczyli przecenę w galerii. Jiro pomógł psiątku wydostać się na brzeg, dając mu możliwość pobiegnięcia za swoją właścicielką, podobnie jak wysadził dymne koty na brzeg. Tuszkot nie pozwolił na podobny manewr, wspinając się duchowi na ramiona, chcąc za wszelką cenę uniknąć spotkania z wodą. W łodzi została już tylko cudem ocalała cebulka, której również duch pomógł wysiąść. Dopiero wtedy wciągnął wannę na mieliznę, nie chcąc by ich jedyny środek transportu im tak po prostu odpłynął.
To czego bał się najbardziej, okazało się na szczęście niczym poważnym. Rana po ugryzieniu na wysokości łydki co prawda zabarwiła nogawkę dresu krwią, ale nie uniemożliwiła Hasegawie chodzenia. Zabolało jedynie, gdy przyschnięty materiał oderwał się od rany, a później szorował o nią przy każdym kroku. Nie było jednak tak źle jak podejrzewał.
Do sklepu nie miał zamiaru wchodzić, w pełni wystarczała mu własna koszulka i dresy. Zgarnął tylko z wystawy podjebki markowych sportowych butów. Czwarty pasek na każdym z nich wyglądał jednak na łatwy do zamalowania markerem. Teraz jednak liczyło się, by nie wejść do kwiaciarni na boso, bo najpewniej w tej wodzie nie zauważyłby jakiejś pułapki i tym razem naprawdę uniemożliwiłby sobie poruszanie się.
Wziął głęboki wdech i postawił pierwszy, najtrudniejszy krok w budynku, czując jak woda sięga zdecydowanie powyżej rany na łydce.
– Sora, jesteś tutaj? Potrzebuję apteczki... Najlepiej z medykiem gratis.
Przeszedł może ze dwa kroki w głąb pomieszczenia, przyłapując się na tym, że jego wzrok wcale nie próbuje wypatrzeć apteczki, a kogoś zupełnie innego. Odpowiedziała mu cisza, czego się poniekąd spodziewał. Asagami nie trwałby po kolana w tym syfie czekając na zbawienie.
Jiro nie odważył się wejść na zaplecze, gdzie znajdował się prowizoryczny gabinet, ani nawet spojrzeć za ladę. Wpatrując się tępo w jedną z roślinek, bladł coraz bardziej. Od razu na myśl przyszły mu uzbrojone zwłoki, którym tak beztrosko ukradł pistolet. Dotknął ich przecież, nic sobie nie robiąc z trupa, w końcu sam był martwy.
Ale teraz. Teraz sytuacja była inna. Mogła dotyczyć kogoś, kogo znał.
Drgnął gwałtownie na dźwięk głosu rudzielca, wyraźnie wyrwany ze swoich myśli i w końcu mógł utkwić spojrzenie w czymś innym, o wiele bezpieczniejszym niż ewentualne zwłoki. Otaksował zdobyczne ubrania krytycznym wzrokiem.
– No, całkiem ładnie. Przynajmniej nie widzę tych jeleni.
Gwałtownie wciągnięcie powietrza i wskazanie czegoś za jego plecami spowodowało, że Jiro automatycznie się odwrócił. Na szczęście tym razem ostatnie szare komórki zareagowały o wiele szybciej, sprawiając, że Hasgawa zamknął gwałtownie oczy, a później odwrócił głowę w bok żeby jak na złość nie spojrzeć w tym kierunku. Jakby to, co tam było, mogło wypalić mu ten widok nawet przez zamknięte powieki.
– Sprawdź czy tu są zwłoki. Na zapleczu jest kolejne pomieszczenie. Jeżeli jakieś są, to i tak mi nie mów. Po prostu sprawdź – odezwał się w końcu, mówiąc coraz szybciej jakby w obawie, że panika zaraz sprawi, że w ogóle nie będzie w stanie się odezwać.
Zacisnął obie dłonie na oddanym mu kocu, na szczęście nie musząc wbijać paznokci we własną skórę. Od wyjścia dzieliło go może kilka kroków, ale nie poruszył się nawet o milimetr. Tuszkot ze zdenerwowaniem łaził mu po ramionach, chcąc go wyprowadzić z kwiaciarni, ale nie chcąc też wpaść do wody.
Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Raikatsuji Shiimaura, Ejiri Carei, Satō Kisara, Yakushimaru Seiya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Drżała, zaciskając palce na materii prześcieradła. W końcu pewniej rozglądając się po ich bardzo prowizorycznej łódce, pochyliła się w stronę Shey - ...powiedzieli mi, że byłaś tam w szpitalu ze mną, ale cię wypuścili - odezwała się początkowo niepewnie, jakby testowała równość swego głosu, nieskładnie. Sciągnęła kolana, podsuwając brudne, jeszcze umazane cudza krwią stopy i nabite brzydko siniaki. Palce mimowolnie, podążyły do ramienia jasnowłosej, zaciskając lekko, jakby chciała bez słów przekazać odrobinę ciepła. Przeniosła finalnie wzrok na Enmę, jakby czujnie zastanawiała się, o co właściwie miała go pytać, gdy dostrzegła malujące się mimicznie emocje - w jakie miejsce? Wiesz... co tu się dzieje?- zdążyła sprecyzować, dużo głośniej, pochylając się bardziej w jego stronę.
Kiedy na horyzoncie pojawiły się zdemolowane żywiołem sklepy, z jakąś ulgą przyjęła do wiadomości, że rzeczywiście mogą skorzystać z porzuconego dobytku. Ekstremalne warunki... wymagały ekstremalnych decyzji. Kiwnęła głową w stronę Enmy, nie mając najmniejszego zamiaru sprzeczać się z prośbą. Nie chciała być sama. Pociągnęła wiec przyjaciółkę za sobą, niepewnie pokonując wejście do sklepu odzieżowego. Nie próbowała przebierać smętnie wiszących materiałów, chociaż zapewne drogich, kiedyś nawet modnych. Ostrożnie zsunęła z siebie wiązaną piżamę, by naciągnąć na siebie jedyną w miarę dopasowaną część czarnych spodni. Przydużą bluzkę, wyjątków miękką, przyjęła z oddechem ulgi, czując niemal dreszcze ciepła. Znaleziona, równie za duża kurtka, dopełniała dzieła. Co najważniejsze, miała kaptur i kieszenie, i to kilka, które później mogły się przydać. Na nogi wcisnęła półdługie, wiązane za kostkę buty.
- Może się rozejrzymy... - zerknęła na przyjaciółkę, wsuwając się za puste zaplecze i okolicę za sklepem. Wstrzymała szarpniecie mdłości, gdy natrafiła ...na trupa. Kolejnego, ale mundur wskazywał na przynależność Tsunami. Czy gdzieś tutaj mógł być Yosuke lub Arihyoshi? Czy wybrzuszenia na wodzie napuchniętych ciał, mogły nieść kogoś znajomego? Ale chociaż skrzywiła się, wysunęła z martwych dłoni pałkę i pistolet z racą. Zdążyła też znaleźć paralizator, kilka petard suchych petard w plastykowej torbie i...latarkę. To ostatnio dało jej odrobinę więcej pewności. I chociaż wahała się, pokrywa śmietnikowa, także znalazła się z znaleziskach, które finalnie znalazły się też na pontonie - Też... mam kilka rzeczy - policzki nabrały zdrowszego różu, gdy w końcu, ubrana, płynęła dalej wraz z towarzyszami.
- Wcześniej... słyszałam jakieś strzały - dodała znowu głośniej, przypominając sobie początek wędrówki - Może z kimś, czymś walczyli. To znaczy... Tsunami - dodała, urywając, gdy zwróciła uwagę najpierw na zmieniającą się barwę wody, potem na obijające się obiekty i przeraźliwy smród gnijących ciał. Urwany szept Enmy a potem komenda niemal zerwała ją do pionu. Yokai. I jeśli ktoś mógł mieć rację w dziedzinie tych istot, to chłopak był pierwszy. Serce przyspieszyło gwałtownie, adrenalina spięła całe ciało, gdy wyciągała z kieszeni paralizator, idąc tokiem słów egzorcysty - stańmy... siądźmy plecami do siebie i do niego, żeby nic nas nie zaskoczyło - Ułożyła wieko metalu obok siebie, by móc łatwiej się ewentualnie zakryć. Siebie, lub towarzyszy. Być może walczyć nie potrafiła, próbując, naraziłaby niepotrzebnie nie tylko siebie. Mogła za to zapewnić tym walczącym swobodę niezagrażającą atakiem z zaskoczenia. i chociaż drżenie kołysało się we krwi wierzgającym niepokojem, odwróciła się pomagając odpłynąć z żerowiska yokai.
| Rzut na percepcję wzrok - sukces
| ubranko - za duża bluzka, czarna, równie za duża kurtka z kieszeniami, spodnie w tym samym kolorze, całość bez żadnych ozdób.
@Seiwa-Genji Enma @Amakasu Shey
Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Raikatsuji Shiimaura, Satō Kisara, Yakushimaru Seiya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
- Serio uważasz, że mogłabym to sobie zrobić sama...? Ale ok, czaję, nie wyglądam na najbardziej wiarygodną.
Zrozumiała, że zbyt dosadnie wyraziła się o Onim. Dla zwykłych ludzi świat duchowy wcale nie był czymś oczywistym. Dzisiejsze „spotkanie pierwszego stopnia” nawet dla niej było całkowicie niezwykłe. Jednak, jakby na potwierdzenie jej szalonej historii, z tunelu dobiegł donośny ryk, głośniejszy od poprzedniego.
- Wiem, jak to brzmi, ale dosłownie goni mnie demon. Albo Wielka Stopa, Yeti lub inny potwór. Tak jakby nie miałam czasu się przyglądać. I zdaje się, nie ma sensu czekać, aby się przekonać. Tutaj nie jest bezpiecznie.
Niebo nad nimi rozdzieliła potężna błyskawica. Grzmot pojawił się niemal natychmiast po błysku, więc burza musiała być naprawdę blisko. Zmusiło to Itou do rozejrzenia się po okolicy. Zauważyła, że wyjście z tunelu kieruje bezpośrednio na port (od kiedy koło portu wychodził wielki tunel ze ściekami?!), który jednak w żaden sposób nie przypominał miejsca, które znała. Wszystko było zalane wodą, a dookoła walały się porwane szczątki. Czyżby tsunami? Zupełnie się tego nie spodziewała. To musiał być sen, to nie miało sensu. Dlaczego wszystko stanęło na głowie?
Nieznajomy wydawał się nie być aż tak zdziwiony zastanym stanem rzeczy. Wykonał drobny gest umożliwiający jej przejście przodem, jednak czuła jego badawcze spojrzenie. Opuściła ramiona i przełożyła łom do prawej ręki. Skrzywiła się na dziwny komentarz o pływaniu, po czym usłyszała przytłumiony krzyk „Pomocy!”. Rany, w wodzie jest człowiek! Nie słuchała, co mówił dalej jej towarzysz i puściła się biegiem po szorstkiej betonowej ścieżce – jedynym miejscu wciąż niezalanym przez wodę.
Stanęła obok częściowo zatopionego samochodu, o który niezbyt fortunnie zahaczył się chłopak. Jego twarz była zanurzona w wodzie. Ledwo przed chwilą do nich krzyknął, jednak czasu nie było wiele.
Woda tuż przy ścieżce nie była aż tak głęboka ze względu na liczne porwane z nurtem przedmioty, które najwyraźniej, podobnie jak niedoszły topielec przed nią, musiały zatrzymać się na pokaźnym dostawczaku. Miała tylko nadzieję, że cała ta misterna góra śmiecia nie runie podczas akcji ratowniczej. Musiała wyciągnąć głowę chłopaka na powierzchnię, a dostać mogła się do niego najszybciej po masce samochodu. Oparła się o nią dłońmi — okazała się całkiem stabilna — więc przeczołgała się po niej do przodu. Chwilę później, leżąc na masce, wyciągnęła przed siebie ramiona i uniosła jego twarz ponad wodę. Okazało się, że nie był to chłopak, a raczej mężczyzna, którego szczupła budowa ją zmyliła. Jego ciało drgnęło w lekkim kaszlnięciu – to dobry znak.
Zdała sobie sprawę, że będąc w tej pozycji, nie wyciągnie go na brzeg i musi wejść do wody. Podtrzymując jedną ręką głowę kolejnego-już-dziś-nieznajomego, zsunęła nogę do cholernie zimnej wody. Niemniej znalazła grunt.
- Co tak stoisz, pomóż mi! - zawołała do pierwszego, jednocześnie zsuwając się z maski do wody. Wspierając się o auto, zarzuciła sobie rękę drugiego mężczyzny na barki, dzięki czemu jego głowa znalazła schronienie od fal na jej ramieniu. - Trzymaj się, zaraz wszystko będzie ok.
@Yakushimaru Seiya @Hasegawa Izaya
Hecate Black, Raikatsuji Shiimaura, Ejiri Carei, Satō Kisara, Yakushimaru Seiya and Hasegawa Izaya szaleją za tym postem.
- Zabierzcie to ode mnie - rzucił tylko spanikowanym głosem, niekoniecznie rozumiejąc to, że jego wilczy kompan szczęśliwym trafem poszedł gdzieś w długą. Odruchowo spróbował odsunąć się od ewentualnych zagrożeń w formie nieprzychylnej rzeki oraz leśnej bestii, która uczepiła się go nie tak dawno jak rzep psiego ogona. Nie przeszkadzało mu to jednak w próbie wycelowania bronią w kierunku psiego zagrożenia, co skończyło się tylko ewidentnym odkrztuszeniem się z jego strony. Dopiero po dłuższej chwili zdołał się jakoś uspokoić i zrozumieć to, że powinien być raczej, względnie bezpieczny. - Gdzie jesteśmy? - zapytał tylko pozostały duet, który znajdywał się w okolicy, aby następnie spróbować w jakiś sposób pozbyć się doczepionych do jego dłoni broni. W końcu może jakoś zostały poluzowane po dłuższej kąpieli, albo też jego ręce jakoś zmarszczyły się, aby to ułatwić. Niemniej, zostałoby mu jedynie zaczekać na odpowiedzi i ewentualny opatrunek. Alternatywnie na znalezienie miejsca, w którym mógłby znaleźć jakieś suche ubranie w okolicy.
Hecate Black, Hasegawa Jirō, Raikatsuji Shiimaura, Yakushimaru Seiya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.