眠そう悪夢のコーナー AKUMU NO KŌNĀ - Page 3
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Mistrz Gry

Nie 24 Wrz - 7:25
First topic message reminder :

Jiro


Wygoda to przywilej nielicznych, jednak to od standardów danych osób zależy jej próg. Dla Jiro kanapa na której leżał była rajem. Stara i ujebana w czterdziestu różnych plamach, ale własna i nic poza nim oraz Karmelkiem się w niej nie zalęgło. Skubaniec własną dziurę wygryzł. Znowu leżałeś w mieszkaniu zupełnie jakby powódź nigdy nie nastała i była jedynie paskudnym snem. Mimo wszystko cokolwiek poprzedniej nocy wypiłeś, musiało być na tyle mocne że położyłeś się w mieszkaniu a nie na dachu czy w piwnicy. Muliło Cię i szczerze to jebnąłbyś się jeszcze na drugi boczek. Wtem nadszedł... Brzuch zasygnalizował głód burczeniem, które zapewne usłyszałby nawet pewien Minamoto bez aparatów słuchowych. Coś Ci z tyłu głowy mówiło że Tosia ogarnęła od znajomego kubełek kurczaczków, a ty w Kaeru zrobiłeś mały podbój. Trzeba żreć póki jest! Jeśli odchyliłeś głowę na bok, widziałeś lodówkę. Ponętną i nęcącą swoją zawartością. Jej drzwiczki były lekko uchylone, a z niej samej wydobywało się delikatne złociste światło. Zupełnie jakby krzyczała "Ach weź mnie, całą, bejba!"
Nie była daleko. Wystarczyło do niej wstać i złapać pierwszą lepszą rzecz do wszamania, bądź... Wszystko jak leci.

Enma

O dziwo twojego snu nie zakłóciły dziś żadne koszmary. Można by wręcz rzecz że spałeś jak ululane przez mamuśkę niemowlę. Co innego że obudziłeś się - jak z resztą mogłeś się domyślić detektywie - w środku nocy, ponieważ... Było ciemno. Niepokojący mógł być dla ciebie fakt, że lampka przy której zawsze się kładłeś była zgaszona i pomimo jakichkolwiek prób zapalenia, nie dało się tego faktu zmienić. Telefon również rył rozładowany, więc jedyne światło jakie dochodziło do twojego mieszkania, to te rzucane przez księżyc, który usilnie starał się przebić przez chmury, które delikatnie przysłaniały nocne niebo. Samo miasto wydawało się za oknem nie żyć. Brak świateł i cisza jak makiem zasiał. Mimo wszystko byłeś jednak silnym Senkensha. Zdolnym do wyczucia że coś jest nie tak. Do wyczucia obecności w swoim mieszkaniu. I tym razem zdecydowanie nie była to siostra z Happy Mealem bądź składnikami na śniadanie. Chociaż... Możliwe że była, ale to raczej nie był ten typ aury. Ten był mniej złowrogi.
Tak czy inaczej jego obecność w sypialni była słaba. Smród nieproszonego gościa dobiegał z salonu.

Carei


Twój dzień od samego poranka zapowiadał się świetnie i zdecydowanie na nic złego się nie zapowiadało. Piękne czyste niebo, słoneczna pogoda i cudowny widok z okna. Obecnie siedziałaś przed szkicownikiem i przelewałaś ten piękny widok na niego. Każdy szczegół, każdy liść, każdy kwiat... Nawet pszczoły i motylki, które na tych drugich ochoczo przysiadały. Tak detaliczny rysunek zajął ci niemal całe południe, przez co powoli ogarniało cię zmęczenie. Zaczęło się od pojedynczego ziewnięcia. Potem dopiero poczułaś opór na całym ciele. Zupełnie jakby to stało się znacznie słabsze. Czy była to najwyższa pora aby położyć się do spania? Chociaż na dziesięć minut? Zanim jednak cokolwiek zrobiłaś poczułaś dłoń na swoim ramieniu i głos nadchodzący z tego samego kierunku. - Panienko Ejiri. Panienko Ejiri.. - Sam głos był Ci bliski i znajomy. Brzmiał jak nie kto inny, tylko Jiro. Z tą różnicą że brzmiał grzecznie, spokojnie, delikatnie... Jak dobrze wychowany chłopak z dobrego domu. Jednak kiedy spojrzałaś w jego kierunku, nikogo nie dostrzegłaś. W pokoju byłaś sama, a uczucie dłoni na ramieniu nie znikało.

Warui


Kac. To pierwsza rzecz jaka uderza cię jeszcze przed otworzeniem oczu. Po ich otworzeniu możesz dostrzec sufit własnego mieszkania oraz wyczuć unoszącą się w powietrzu ostrą woń alkoholu. Nie pamiętasz nic co się wydarzyło poprzedniego dnia, co wskazywało jednogłośnie na to że zabawa musiała być przednia. Kiedy się w łóżku obracasz na boczek drugi, dostrzegasz Yelonka w koronkowej bieliźnie oraz kilka butelek po różnych akloholach na stoliczku. Gdybyś siebie nie znał pomyślałbyś że obrabowaliście monopolowy.
Jeśli skusiło cię wstać i spojrzeć przez okna bądź by chociaż założyć jakiekolwiek ubrania, mogłeś dostrzec że nadal była noc, którą rozświetlał jedynie księżyc. Wszystko też wskazywało na to że nie było prądu w całej dzielnicy, a twój telefon nie działał. Do tego był zbity. Chyba nie naprułeś się do tego stopnia by włączać tryb samolotowy i rzucać nim z dachu krzycząc "Transformacja, dziwko"? Nie, raczej nie. W końcu nie byłeś z Hasegawów.

Seiya


Sen był przyjemny i zdecydowanie jeden z lepszych. Śniło Ci się że ochoczo lejesz Bakina po ryju za to co zrobił. Prawdopdoobnie by się na tym nie skończyło i sen leciałby dalej w najlepsze gdyby nie twój własny cholerny telefon. Dzwonił przez kilka chwil, a kiedy w końcu nie odebrałeś... Nieznany numer zostawił wiadomość głosową. - Dzień dobry. Sakuya wdał się w jakąś bójkę i szybko kazał mi zadzwonić pod ten numer. - Wiadomość nagrlał jakiś nieznany Ci, ale widocznie zestresowany chłopaczyna mniej więcej w wieku twojego młodszego brata. Głos miał nieco ochrypły i oddychał szybko. Jeśli spojrzałeś na zegarek, mogłeś łatwo dostrzec że jeszcze kilka minut i wybije szesnasta. Wtedy nie było już wielu lekcji, a uczniowie głównie zajmowali się obowiązkami, bądź uczęszczali na spotkania kół zainteresowań. Nie było też wielu nauczycieli na miejscu, więc dla łobuzów była to okazja idealna by dorwać jakiś słaby cel. Daleko do szkoły Sakuyi nie było. Kilka minut metrem bądź autobusem i będziesz na miejscu.

Itou


Twoja pobudka zdecydowanie nie należała do przyjemnych. Jeszcze zanim otworzyłaś oczy mogłaś z łatwością stwierdzić kilka faktów. Po pierwsze do twoich nozdrzy docierał nieprzyjemny, metaliczny zapach krwi. Po drugie, leżałaś w nienaturalnej pozycji i coś mocno uwierało twoje kostki i nadgarstek prawej ręki. Po trzecie i najgorze, wszędzie poniżej twojej szyi czułaś wilgoć. W twojej podświadomości więc zrodziło się pytanie. Czy na pewno chcę otwierać oczy? Jeśli w końcu się na to zdecydowałaś, mogłaś dostrzec że leżałaś w wannie. Wannie pełnej krwi. Przykuta do rur kajdanami na łańcuchach. Ruszając nogami i wolną ręką mogłaś stwierdzić że na jej dnie z pewnością znajdują się jakieś bliżej niezidentyfikowane przedmioty. Jeśli zaś rozejrzałaś się po pomieszczeniu w którym Cię zamknięto, to mogłaś stwierdzić że przypominało ono piwnicę bądź kotłownię. Nie było wielkie. Mniej więcej pięć na pięć metrów. Drzwi do niego zdecydowanie były zakluczone i wykonane z grubej stali. Ściany za to już nieco mniej mogły się pochwalić. W wielu miejscach powstały zacieki i rozwijał się grzyb. Masz zdecydowane szczęście że nie jesteś ranna, bo zarazki czaiły się tu na każdym kroku. W prawej części pomieszczenia znajdował się stół a nad nim szyb wentylacyjny, jednak nie byłaś obecnie w stanie przyjrzeć się co się na nim znajduje.

Shey
Ciężki dzień, co? Budzisz się dziewczyno za kierownicą auta w jednej z uliczek Karafuny Chiku. A przynajmniej domyślasz się że w tej dzielnicy jesteś. Tak jak zazwyczaj nocą tętniła życiem, tak dziś pozostawała martwa. Na ulicach były pustki, a wszelkie światła zgaszone. Wyglądało na to że nie było prądu. Twój telefon jeśli postanowiłaś sprawdzić mówił to samo. Był całkowicie rozładowany. Tak samo z resztą jak akumulator auta którym jechałaś. Chyba ktoś zapomniał wyłączyć radio, kiedy poszedł w kimę...
Niezbyt kojarzysz czyje to auto ani co w ogóle w nim robisz. Twoja siędząca na siedzeniu obok przyjaciółka cytrynówka za to może wiedzieć na ten temat nieco więcej. Rozglądając się po aucie dostrzegasz kilka drobiazgów. Jak na przykład rozwalone miejsce na kluczyk z którego dyndały kable oraz otwarty schowek w którym było kilka klamotów. Zapalniczka, fajki, dezodorant... Bibeloty. A skoro o nich mowa, to pod lusterkiem zwisały dwie pluszowe różowe kostki. Kac był odczuwalny i nieco bolał cię łeb. Nie pomagał też zbytnio ten dziwny, oddalony szum, którego głośność powoli narastała.

Shirshu

Łóżko na którym spałaś wydawało się być wyjątkowo twarde, a wręcz wykonane z drewna. Poduszka zaś była jak worek wypchany słomą. Kiedy otworzyłaś piękne oczęta spostrzegłaś że chyba nie jesteś już w Kinigami. Byłaś zamknięta w celi, a leżałaś na drewnianej pryczce. Poduszką faktycznie zaś był worek siana. Jednak cela do współczesności miała jeszcze dalej niż Nanashi do statusu porządnej dzielnicy. Kraty były stalowe, ale domek sam w sobie drewniany i zdecydowanie staroświecki. Po elektryczności nie było nawet śladu. Kinkiety zamiast elektrycznych lamp oraz gdzie nie gdzie rozpalone świece. Nie miałaś na sobie swoich standardowych ciuchów, a więzienne łachmany będące tak naprawdę niczym więcej jak zbiorem pozszywanych ze sobą zużytych szmat.
Przy twojej pryczce rodem z siedemnastego wieku stał czysty nocnik i talerz z gotowanym pasternakiem oraz czerstwym chlebem. Jeśli zechciałaś, mogłaś się na spokojnie rozejrzeć co jest poza celą i jeśli się na to zdecydowałaś to poza stolikiem na którym leżały jakieś papiery i książka. Zdecydowanie ciekawszy był obiekt ulokowany przy drzwiach wyjściowych. Malutki piesek, a na jego szyi wisiał klucz. Drzemał sobie słodko ignorując krzyki podjudzonych ludzi jakie rozlegały się na zewnątrz.

Izaya

Budzący się w nietypowym miejscu Hasegawa. Ktoś zaskoczony? Jeszcze zanim otworzyłeś oczy do twoich uszu docierają niezliczone rozmowy wielu ludzi. O pierdołach takich jak sytuacja w pracy bądź film który chciałeś obejrzeć, a ktoś ochoczo go opowiada nie pomijając spoilerów i szczegółów. Kiedy już oczęta misiaczku otworzyłeś, to spostrzegłeś że jesteś w metrze zajmując miejsce obok jakiejś staruchy która spała oparta o ciebie śliniąc się potwornie. Na domiar złego cały wagon był wypełniony okropnym zapachem zgniłego sera i gotowanych skarpet. Co tu robiłeś? Prawdopodobnie łyknąłeś nie tę tabletkę zanim jeszcze wsiadłeś do metra i cię ścięło. Teraz metro zatrzymało się na kolejnym przystanku i drzwi do wolności przed metrowymi świrami stały otworem. Zwłaszcza że zaczynała cię boleć głowa oraz poznasz całą fabułę kolejnego już filmu. Twoja podświadomość - bądź piguła - praktycznie sama cię nosiła skłaniając do wstania i ruszenia w stronę wyjścia z pojazdu.

Kisara

Ding dong. To zegar z kukułką - prezent od jednego z pacjentów - wybił kolejną godzinę w twoim gabinecie. Tym razem skutecznie cię obudził. Obyła równo druga w nocy. Trochę późno gołąbeczku zważywszy na to że nadal siedzisz w swoim miejscu pracy. W szpitalu. Odziany w kitel. Kiedy podniosłeś głowę z biurka, początkowo nic nie widziałeś. Ale to tylko dlatego że jakaś kartka przykleiła Ci się do czoła. Po jej odgarnięciu z czoła i okazjonalnemu wyjrzeniu przez okno mogłeś dostrzec że prawdopodobnie w mieście nie ma prądu. Poza szpitalem który pracował na zapasowych generatorach właśnie na takie wypadki. Praktycznie nic cię nie trzymało w tym miejscu o tej porze. Wystarczyło zabrać rzeczy, wyjść, zamknąć gabinet i ruszyć do domu.
Jeśli tak uczyniłeś, mogłeś zauważyć nienaturalną pustkę na korytarzach i jeszcze dziwniejszą ciszę. Poza tym światło na korytarzach szwankuje, a w powietrzu unosiła się nietypowa dla tego miejsca woń słodkiej wanilii, ostrego chili i... rozkładu?

Sakuya
Śpisz i jest Ci przyjemnie i ciepło. I w sumie byłoby wspaniale gdyby nie komary uporczywie latające nad uchem i nieco twarde podłoże. Ziemiste. Po otworzeniu oczu dostrzegasz że nie leżysz w swoim łóżku, a gdzieś na ścieżce w lesie. Tuż pod drogowskazem wskazującym drogę do miasta. Co to robiłeś? Nie miałeś zielonego pojęcia, ale nie musiałeś być geniuszem żeby wiedzieć że coś ewidentnie było nie tak. Zwłaszcza że byłeś wciśnięty w jednoczęściową piżamę owieczki, która na domiar złego była utytłana krwią. I to o dziwo o naprawdę silnej woni. Niebo pokrywały chmury przez które księżyc ledwie się przebijał dając Ci nędzną namiastkę światła. Chociaż lepsze to niż próba poruszania się w absolutnej ciemności. Jeśli chciałeś sprawdzić godzinę bądź poświecić sobie telefonem, niestety nie miałeś wolnych dłoni do wyjęcia ich. Przyklejone były do dwóch nieco ciężkich pistoletów. Nie wiesz jakiego kleju użyto, ale zdecydowanie nie było to gówno za 20 yenów.

Aoi

Budzisz się... W sumie to sam nie masz pojęcia gdzie. Tupiąc nóżkami po ziemi z całą pewnością możesz stwierdzić że podłoże jest z kostki, a ty siedzisz na ławce do której najwyraźniej jesteś przykuty łancuchem. Niestety w poszukiwaniu patyczka który Ci służył za przewodnika na pełen etat od czasu pamiętnej rozłąki z pieskiem, nie trafiłeś na nic. Patyczka albo nie było, albo znajdował się poza twoim zasięgiem. Całkiem niedaleko słyszałeś szum płynącej wody, a w twojej kieszeni wściekle zawibrował telefon. - Masz nieodsłuchaną wiadomość od: Vance - I jak na zawołanie twój telefon zaczął ją odtwarzać. -Myślałem o tym i to nie wyjdzie. Jednak jestem Hetero. - To to tyle. Można by powiedzieć że to koniec, ale kiedy tylko odtwarzanie dobiegło końca, telefon kontynuował. -Masz nowe powiadomienia od: Bank Współdzielczy i Zakład Ubezpieczeń Społecznych. - Już wiesz... Że twój koszmar się zaczął.

--------------------------------------------------------------------------------------------

Dziękuję wszystkim za wzięcie udziału w wydarzeniu. Każdy z was zaczyna osobno i w miarę postępów zaczniecie się łączyć w coraz większe grupki.
Liczę że każdy będzie się dobrze bawić
Czas na odpis 26.09.2023, 22:00
Shibi
[/size]

@Hasegawa Jirō @Seiwa-Genji Enma @Ejiri Carei @Warui Shin'ya @Yakushimaru Seiya @Itou Alaesha @Amakasu Shey @Hecate Shirshu Black @Hasegawa Izaya @Satō Kisara @Yakushimaru Sakuya @Munehira Aoi
Mistrz Gry

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Hasegawa Jirō, Munehira Aoi, Ejiri Carei, Satō Kisara and szaleją za tym postem.


Ejiri Carei

Czw 28 Wrz - 20:39
Kalejdoskop myśli kołatał się w głowie, przypominając dzwonek w rękach nadpobudliwego dziecka. To, co uznawała za rzeczywiste, wywinęło kilkukrotne salto, by rozsypać się w palcach, i popłynąć, jak rozlana farba. Bo obraz, na który osiadło ciemne spojrzenie zdawał się jednocześnie wciągać i ją odpychać, mieszając z głosem Jiro, z czuciem ręki wspartej o ramię. Gdzie załamywała się granica poczytalności, by oprzeć się na prawdzie?
Wystarczyło mrugnięcie, zacisk w żołądku. Brzydka mdłość zawiązała oddech w przełyku, zacisnęła usta dłonią dostrzegając w końcu odsunięty rękaw... koszuli nocnej? Szpitalnej. Zdziwienie, źrenic, dokładnie to samo, lustrzane, jakie malowało się w spojrzeniu na obrazie. Ciężkość potrząsającej nią ręki zakotwiczyła się mocniej, kierując uwagę ku...
- Dlaczego, Jiro? - odezwała się bardziej niepewnie, mimowolnie dając się poprowadzić wytycznym, a kolejny raz powtórzone imię, magicznie zweryfikowało rzeczywistość. Robiło jej się coraz bardziej zimno, gdy do umysłu docierała świadomość - gdzie się znajdowała. Drobne palce zwinęła w pięści, przesunęła nimi niespokojnie, jakby szukała upuszczonego ołówka. Zadrżała. Czemu znajdowała się w psychiatryku? Konwulsje mdłości, podsunęły bardzo dawne wspomnienie, to, w którym rzeczywiście mogłaby znaleźć się na oddziale, ale... to było dawno. Skuliła się, gdy palce wczepiła w materiał kraciastego odzienia. Woń krochmalu zdawała się nieznośna - Dlaczego tu jestem, Jiro? - nagła, ulotna myśl. Czy brat był skłonny wejść do jej snów bez pytania? Zakpić, sprowadzić koszmar? Zadrwić z jej przeszłości? Niemożliwe.
Zwarła usta, czując jak w oku czai się wilgoć. Ale pokręciła głową, odpychając okrutną perspektywę. Obróciła się, spoglądając w końcu na mężczyznę, który łagodnie, rzeczowo przekazywał medyczne wyznaczniki - codziennej rutyny. Jej rutyny. Oddech spłycił się, gdy ciało spięła do ruchu. Chciała zejść z wózka, ale zanim mięsnie szarpnęły ją do pionu, znajome imię usadziło ją w miejscu - Shey - zwerbalizowała na głos imię przyjaciółki, smakując na języku znajome brzmienie. Nie rozumiała niczego co odsłaniała szpitalna sceneria, co wydawało się być rzeczywistością. Przerażała ja perspektywa pogrążenia w odmętach traum, leczenia ich w zamkniętym ośrodku, daleko od leczącej aury światła, które odkrywała w ludziach, w obrazach, w natchnieniu, burzącym się ciasnotą dłoni niedokończonego obrazu - Nie powinnam tu być - zdecydowała w końcu, spoglądając najpierw na drzwi pokoju, potem, gwałtownie wstając z wózka i zapierając plecy o ścianę - na brata. Chyba, brata.
- Nie przyjmę niczego dopóki nie wytłumaczysz mi, co tu się dzieje. - głos jej zadrżał, ale rozpaczliwie mocno, starała się zachować spokój, zerkając tym razem na korytarz do przodu i za siebie, czy były tu okna? Jakby cokolwiek, co zobaczyła, mogło jej coś podpowiedzieć, przypomnieć, albo - poprowadzić dalej.


眠そう悪夢のコーナー AKUMU NO KŌNĀ - Page 3 074f39fd9f83bce775651fa5ead9bce4

Blood beneath the snow
Ejiri Carei

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Munehira Aoi, Amakasu Shey, Shiba Ookami, Satō Kisara and szaleją za tym postem.

Itou Alaesha

Pią 29 Wrz - 12:55
Wiedziała, że musi wyjść z wanny, jednak nie było to takie proste. Paskudna, obślizgła krew otulała jej ciało, a ona była dosłownie przykuta do tego miejsca. Jedyna myśl, która dodwała jej otuchy była taka, że przynajmniej nie była to jej krew. Wciąż nie było za późno, a ona żyła. Żyła! Więc musiała zrobić wszystko, by się uwolnić. Raz już umarła i na razie nie miała zamiaru tego wybryku powtarzać.
Zaczeła dokładniej sprawdzać przedmioty na dnie wanny. Przy czym pierwsze znaleziska wcale nie były przedmiotami, a... jarzynami. Marchewka... ziemniaczek... pietruszka.
- No pięknie, czy ten wariat szykuje mnie na danie główne? - Jednocześnie odkryła, że to właśnie od dna bije ciepło, niemal jakby było podgrzewane.
- Czyli raczej mial w zamyśle zupę. -Chyba czerninę, bo innej zupy na krwi nie znała.
- A może jakiś sos...? Od razu przypomniał jej się syndrom gotującej się żaby. Ale ona już wiedziała, że jest podgrzewana, więc zostaje jej już tylko wyskoczenie z garnka. Zrobi to zaraz po tym, jak jej myśli przestaną odpływać w przedziwnych kierunkach! Czy naprawdę musiało jej się to zdarzać nawet w takich sytuacjach?
Wzięła się w garść i dalej macała dno lewą dłonią. Wyciągnęła mokry notes, dlugopis, gumową kaczuszkę z dziurą w kuprze. Zaczynała już wątpić w swoje żywieniowe przeznaczenie. Wyglądało to jak zbiór losowych rzeczy. Nieoczekiwanie znalazła też śrubokręt i piłę. Na ich widok Ala uśmiechnęła się szeroko. Te przedmioty same w sobie nie oznaczały jeszcze wolności, ale znacznie ją do niej przyspieszały.
Podniosła nogi w dybach na krawędź wanny. Krew bryzgnęła na ścianę i chlusnęła na podłogę. Kropelki krwi trafiły również na twarz Alaeshy, ktore odruchowo otarła ręką, zapominając, że jest ona cała we krwi. Zapach szkarłatnego płynu na twarzy mocniej uderzył w jej nozdrza i zmotywowal do działania. Obejrzała dokładnie dyby, szukając ich słabych punktów. Znalazła metalowe śruby, ktore zaczęła odkręcać śrubokrętem. Po kilkunastu minutach pracy w niewygodnej pozycji, operując swoją słabszą ręką, udało jej się rozbroić to ustrojstwo. Uczucie było doskonałe. Ból w kostkach zelżał, a możliwość swobodnego poruszania nogami była niemal upajająca. Mogła usiąść wygodniej i spojrzeć nieco za siebie. Widziała wielką plamę, którą przed chwilą sama stworzyła na podłodze, jednak na podłodze znajdowały się jeszcze inne ślady. Ślady łap. Ogromnych łap. To było chore i surrealistyczne. Takie zwierzęta przecież nie istnieją!
- Być może jestem piękną, którą porwała bestia. On okaże się słodziakiem, zakocham się, a potem zamieni się w kurwa księcia. Bla, bla, bla. Chory pojeb, lub pojebka, kto wie. A te wszystkie stare, szowinistyczne i przemocowe bajki, należalo by już włożyć tam, gdzie ich miejsce. Między bajki. - Mówiła do siebie pod nosem z sarkazmem, przypatrując się wielkim szponiastym łapskom z krwi, które urywały się tuż przy drzwiach. Szarpnęła się w wannie do góry, żeby stanąć. Jednak nie zdążyła, bo w tym momencie na powierzchnię wypłynęła kobieca dłoń i gałka oczna. Upadła na kolana, ksztusząc się od wstrzymywanego krzyku. W tej sytuacji nie mogła sobie pozwolić na wrzaski. Jakim, do cholery, cudem, nie wypłynęły one wcześniej? Nie tak działa fizyka!
To naprawdę było o wiele za dużo. Nie zalazła nikomu za skórę tak bardzo, aby zasłużyć na coś takiego. Najwyraźniej musi być ofiarą jakiegoś pomyleńca. Tu nie było z czym dyskutować, prosić o wypuszczenie, czy liczyć na oprzytomnienie zmysłów porywacza. Trzeba było stąd po prostu spierdalać. A w razie konfrontacji, rozegrać to mądrze.
Usłyszała odległe dudnienie, jakby kroki. Miała ogromną nadzieję, że nie idzie do niej. Po nią. Mogła w końcu wyraźnie spojrzeć na swoją przykutą rękę. Kajdanki były dosyć luźne, na szczęście zawsze miała drobne dłonie. Złapała za łańcuch, żeby nie robić hałasu. Gdy ręka była blisko tafli czerwieni, sowicie ją oblała. Kajdanki zaczęły się ślizgać po nadgarstku. Możliwe, że za chwilę uda jej się oswobodzić. Jeśli dłoń nie wyjdzie sama, to wyłamie sobie kciuk.
Itou Alaesha

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Munehira Aoi, Amakasu Shey, Ejiri Carei, Seiwa-Genji Kamiko and szaleją za tym postem.

Yakushimaru Seiya

Pią 29 Wrz - 15:18
Tłoczny autobus nie sprzyjał umacnianiu cierpliwości. Droga do szkoły dłużyła się, choć pozornie wcale nie była taka długa. Wewnątrz pojazdu panowała nieprzyjemna duchota (albo to jemu podnosiło się ciśnienie za każdym razem, gdy ktoś przypadkowo się o niego obijał), dlatego kiedy tylko zatrzymał się na właściwym przystanku, wyskoczył na zewnątrz w pośpiechu, wyszarpując plecak, który w całym tym ścisku znalazł się pomiędzy dwiema osobami. Odetchnął głębiej dużo świeższym powietrzem, schował do kieszeni niepotrzebny już telefon i żwawo ruszył ku budynkowi szkoły. Nie biegł, choć spięte w gotowości ciało było gotowe wyrwać się do przodu, byleby znaleźć się na miejscu, jak najszybciej. Nie wiedział jednak, gdzie szukać brata, dlatego po przekroczeniu drzwi wejściowych, wodził spojrzeniem po całym korytarzu. Usuwający mu się z drogi uczniowie musieli czytać z niego, jak z otwartej księgi – twarz Yakushimaru już była niezadowolona, w oczach ostrzegawczo połyskiwała złość, a palce kuliły się w pięści, jakby nie chciał tracić nawet sekundy na zaciskanie ich. Wzywanie tutaj akurat jego mogło okazać się największym błędem, bo nie wyglądał na kogoś, kto był skory do dyplomatycznego rozwiązywania sporów ani do rzucania pustych gróźb na przyszłość. Głupotą zresztą było obiecywać, że jeśli jeszcze raz którykolwiek z oprawców tknie młodego choćby jednym palcem, to upierdoli mu rękę przy samej dupie. Wystarczyło, że zrobili to już teraz i był to o jeden raz za dużo.
  Spojrzał z ukosa na mijaną dziewczynę. Jej zdenerwowanie nie umknęło jego uwadze i nie oczekiwał, że w swoim roztrzęsieniu w ogóle się do niego odezwie. Uświadomienie mu, że Sakuya wyglądał nieciekawie było jedynie dodatkową kropelką oliwy dolewanej do ognia, który wzbierał wewnątrz i burzył krew w żyłach.
  — Jasne, dzięki — rzucił zdawkowo, dosięgając spojrzeniem pobliskich schodów. Teraz, gdy wiedział, dokąd powinien się udać, przyspieszył kroku. Gdy jedna z dłoni płasko wylądowała na poręczy, zatrzymał się gwałtownie przed pierwszym stopniem na górę. Lekko zdezorientowany rozejrzał się dookoła, zatrzymując wzrok na zawieszonym pod sufitem głośniku. Trudno było uwierzyć, by szkoła pozwalała sobie na taką swobodę, co dodatkowo kazało mu sądzić, że dzisiejszy dzień był jakiś na opak.
  Strzał.
  Chciał wierzyć, że przeszywający dźwięk był jedynie zakłóceniem, ale melodia płynnie akompaniowała kolejnemu wystrzałowi i nagłym przerażonym krzykom. Czarnowłosy przez chwilę stał w bezruchu, czując jak krew odpływa mu z twarzy, pozostawiając po sobie nieprzyjemne mrowienie pod skórą. Kiedyś, podczas strzelaniny, nie było go na miejscu, ale mimo tego żywe obrazy, jak pokaz makabrycznych slajdów przewinęły się przez jego głowę. Wtedy tylko wyobrażał sobie, jak to wyglądało, a dziś znalazł się w samym centrum chaosu, co docierało do niego w dziwnym spowolnieniu. Chciał, by świat też spowolnił, dając mu więcej czasu. Może wtedy zastanowiłby się chwilę i przypomniałby sobie, że żaden człowiek – nawet on sam – nie był kuloodporny. Może ten jeden raz przemówiłby do niego rozsądek, który uczepiłby się typowo ludzkiego strachu i zmusiłby go do odwrotu. Ale to nie strach zdominował jego myśli, a wzbierająca wewnątrz bezmyślna furia, gdy zdał sobie sprawę, że piętro wyżej ktoś właśnie mógł mierzyć z broni ku młodszemu Yakushimaru.
  Rzucił plecak na ziemię, puszczając się pędem na górę. Nie pokonywał schodów stopień po stopniu, a przeskakiwał co dwa, podciągając się na barierce, która podrygiwała od gwałtownych szarpnięć. Nie zwracał uwagi ani na swój dobytek, który pozostawił na pastwę losu uciekających uczniów, ani na szwankującą elektryczność. Jedynego celu szukał przed sobą i kiedy wparował na piętro, od razu ruszył tam, skąd uciekali przestraszeni uczniowie.
  — Zaraz kurwa wpakuję ci tę lufę do gardła, ty mały skurwielu.
Yakushimaru Seiya

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Munehira Aoi, Amakasu Shey, Ejiri Carei, Seiwa-Genji Kamiko and szaleją za tym postem.

Hecate Black

Pią 29 Wrz - 16:42
  Nagłe uderzenie drzwi o framugę sprawiło że drgnęła zaskoczona, kierując zmrużone ślepia ku wchodzącemu do środka mężczyźnie. Jego styl ubioru również dalece odbiegał od ustalonych obecnie norm, a sztuczność ułożonych na głowie włosów niemal wołała o pomstę do nieba. Czyżby trafiła na zgromadzenie jakichś roleplay'owców? Nie podejrzewała miasta graniczącego z Kinigami o podobne zabawy, w zasadzie to nigdy o podobnych spotkaniach nawet nie słyszała. Nie wspominając już o tym, że...
  — Plugawa Wiedźma.
  Brwi ściągnęły się ku sobie w wyrazie konsternacji. Czego jak czego, ale tak płynnej angielszczyzny zdecydowanie się nie spodziewało i to właśnie ona rozpaliła wiele czerwonych lampek buzujących obecnie cichym odgłosem w głowie Black. Zniknął jednak równie szybko co się pojawił, nie marnując nawet sekundy na siedzenie w budynku. Dziewczyna westchnęła więc głęboko, zastanawiając się o co tu w ogóle chodziło i jakim cudem znalazła się w tej zapadłej dziurze, skoro ostatnie co pamiętała, to leżenie z zamkniętymi oczami we własnym łóżku w domu w przestronny lesie.
  Rozwierając ponownie powieki znów skierowała wzrok na siedzącego naprzeciwko psiaka. Teraz, gdy był już w pełni świadom otoczenia i świdrował ją wzrokiem, mogła rozpocząć to, do czego od początku dążyła. Błądzące oczy zwierzęcia sprawiły jednak, że znieruchomiała w połowie wyciągania ręki, zaraz przechylając też głowę delikatnie na bok. Nie zastanawiając się nad tym zbyt wiele powiodła spojrzeniem z powrotem w głąb... czego tak właściwie? Wszystko wskazywało na to, że celi.
  Mięśnie zadziałały samoistnie, spinając się jednym konkretnym prądem i unosząc ciało wiedźmy w górę. Wróciła do poprzedniego miejsca — do obskurnego łóżka, do ledwie stojącego na czterech nogach stolika tuż obok. Raz jeszcze przyjrzała się zimnemu posiłkowi, starając się ocenić czy tak właściwie nadał się do spożycia dla kogokolwiek, nie chciała wszak czystym przypadkiem otruć ani siebie ani jedynego w tym padole towarzysza. W moment później znów westchnęła, w jedną dłoń chwytając miskę, a w w drugą kawałek czerstwego chleba. Kilka krótkich chwil wystarczyło, by na powrót usiadła tuż przy kratach, wystawiają miskę tak blisko nich, jak tylko się dało.
  — Jesteś głodny, hmm? — mruknęła w kierunku psiaka odrywając — odłamując? — część kromki. Kawałek wylądował ułożony na otwartej dłoni, wiedźma zaś wyciągnęła rękę poza kraty, oferując zwierzęciu poczęstunek. Nie pospieszała go, nie wykonywała też żadnych gwałtownych ruchów, zamiast tego mówiąc do niego łagodnym głosem. — Nie zrobię ci krzywdy, wiesz o tym. Wyczuwacie takie rzeczy, prawda?
  Oczekując aż psinka wykona ruch obróciła twarz, starając się dojrzeć wnętrze pozostałej części chatki. Barwne ślepia otaksowały wpierw drzwi, których wcześniej użył mężczyzna, później omiotły pozostawione same sobie papiery. Rozejrzała się również w poszukiwaniu jakiegokolwiek innego okna prócz tego, które odbijało odcienie ognia. Nerwy pnące się w górę kręgosłupa starał się na razie ignorować, lecz wewnętrzny instynkt jeszcze nigdy jej nie zawiódł — musiała się stąd czym prędzej wydostać, znaleźć drogę inną, niż główne wejście, które zapewne zaprowadziłoby ją przed oblicze wcześniejszego faceta. Ucieczka mijałaby się z celem, gdyby otwierając drzwi stanęła przed jego zmarszczoną od złości twarzą.
  Ciche tuptanie stawianych na ziemi łap wybudziło Black z ciągu myśli. Zerknęła niespiesznie w kierunku podchodzącego psa, przyglądając się uważnie węszącemu w powietrzu ciemnemu nosowi, uważnym ślepiom doszukującym się śladów podstępu. Zaoferowała mu wpierw kawałek chleba, a następnie, jeśli na to pozwolił, sięgnęła bardzo powoli kudłatego łba, przemykając delikatnie palcami za kosmatym uchem. Ciepły uśmiech rozjaśnił twarz wiedźmy, gdy na moment udało jej się oderwać myśli od wszystkiego dookoła, skupić na głaskaniu zwierzęcia.
  — Będziesz tak miły i pozwolisz mi zabrać klucz, kochanieńki? — mruknęła przyciszonym głosem, nie zauważając nawet, ze angielszczyzna naznaczyła również i jej słowa. Spróbowała wplątać paliczki pod sznurek opleciony wokół karku zwierzęcia i zdjąć go na tyle delikatnie, by nie spłoszyć psiaka. Wolną ręką zaoferowała mu również miskę wypełnioną pasternakiem.



眠そう悪夢のコーナー AKUMU NO KŌNĀ - Page 3 Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Black

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Munehira Aoi, Ejiri Carei, Seiwa-Genji Kamiko, Satō Kisara, Yakushimaru Seiya and szaleją za tym postem.

Hasegawa Jirō

Pią 29 Wrz - 22:39
  Rozważał zrobienie kanapki z tego, co pozostało w lodówce - półek i światła.
  Tosia kotłująca się w łazience dawała nadzieję, na szykowanie się do wyjścia, a co za tym szło, na pójście po zakupy i przyniesienie staremu ojcu jakiegoś żarełka. Chyba, że młoda szykowała się już do spania i ani myślała ruszać zadu na zewnątrz. Jiro stłumił kolejne ziewnięcie, orientując się, że nawet nie wie jaka jest pora dnia. Całkowicie stracił poczucie czasu.
  Z rozmyślania wyrwał go dźwięk tuptania, w kierunku którego od razu mimowolnie spojrzał. Spodziewał się wszystkiego, przemarszu kocich duszków, korowodu szczurów czy nawet ostentacyjnego protestu karaluchów, które nie chciały żyć w takich warunkach. Wszystkiego, ale nie warzyw. Drepczących i drących się w niebogłosy, co właśnie urządziła mu marchewa.
  Hasegawa zmrużył oczy z bólu i od razu osłonił uszy przed tym skowytem.
  – Akurat ty pizdy nie drzyj, nikt nie lubi marchwi – warknął, żałując tego w chwili, w której niektóre z warzyw przypuściły atak.
  Teraz już nie wiedział czy nadal był pijany, czy te małe cholerstwa były yokai. Żadna z opcji nie była tą lepszą. Obawiał się też, że Toshiko mogła mieć rację, mówiąc mu, żeby w końcu wyniósł śmieci, bo te niedługo same stąd wyjdą.
  Bez zastanowienia walnął pięścią w pomidora, który ośmielił się zagrozić Karmelkowi, i rozpaćkał warzywo na kuchennym blacie. Odebrał keczupowym zwłokom nóż do masła i wycelował nim ostrzegawczo w ziemniaka, który jeszcze przed chwilą próbował ustrzelić go z bananowej armaty.
  – Każdy, który wyda mi tą pyrę, będzie mógł stąd odejść. Reszta podzieli los pomidora.

siła fizyczna: 23 + 45 = 68 (powodzenie)




Hasegawa Jirō

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Munehira Aoi, Amakasu Shey, Ejiri Carei, Vance Whitelaw and szaleją za tym postem.

Yakushimaru Sakuya

Sob 30 Wrz - 0:18
Czy był jakiekolwiek szanse, że nie znajdywał się aktualnie w śnie? Sprzęt do wirtualnej rzeczywistości pozostawał poza jego finansowym budżetem. To z pewnością odpadało. Może był to po prostu sen, w którym nie był w stanie niczego kontrolować? Tylko dlaczego miałby pojęcie o tym, że śpi? Kolejny pytania pobudzały tylko myśli nastolatka, który często słuchając rodzinnych kłótni na uboczu nasłuchał się już miliona możliwych, życiowych scenariuszy. Rozważanie opcji porwania, czy jakiś nadnaturalnych cudów-dziwów i magicznych transportacji pomiędzy wymiarami za pomocą ciężarówki musiało jednak zaczekać. Nie zdążył też przyjrzeć się samej broni lub przetestować jej użyteczność. Nie. Kiedy do jego uszu dobiegł niekoniecznie najprzyjemniejszy odgłos - zastygł w bezruchu. Na samą myśl dosłyszanym odgłosie, pobladł na twarzy. Jego oddech przyspieszył, a nerwy na swój sposób zaczęły wygrywać z jakimkolwiek opanowaniem. Nie patrząc więc za siebie, ruszył w kierunku zupełnie przeciwnym do źródła dźwięku przyspieszając z niemrawego, ledwo zauważalnego tempa do niemal panicznego biegu. Po co leczyć rany, jeśli można im zapobiec? Nie miał w tym momencie chwili na to, aby upewniać się, czy coś za nim nie podążało. Nie miał też chwili na to, aby myśleć o jakimkolwiek planie. Do tego wszystkiego, drogowskaz powinien doprowadzić go do miasta, czy czegokolwiek, co mogłoby jakoś stanowić jakieś schronienie dla jego osoby. Wilki, czy psy raczej zdmuchiwały budynki tylko w bajkach, które miały straszyć dzieci, nie?
Yakushimaru Sakuya

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Munehira Aoi, Ejiri Carei, Shiba Ookami, Itou Alaesha and Hasegawa Izaya szaleją za tym postem.

Hasegawa Izaya

Sob 30 Wrz - 1:25
  No oczywiście, że tak pięknie znów nie mogło być. Co za porażka. Jednak wpadł spod deszczu pod rynnę. To powietrze było równie paskudne, co i tamto w przeludnionym metrze. Sam zaczął się zastanawiać czy warto było jednak wysiąść z metra tak wcześnie, czy nie przeboleć tej całej jazdy. Cała otoczka tego miejsca była jakaś taka złowroga. Gdyby był kotem, to najprawdopodobniej by się najeżył jak na widok psa.
  Izaya momentalnie przetarł czoło, gdy pierwsza kropla spotkała się z jego skórą. Jeszcze tego brakowało, aby zatrzymać się w takiej zapyziałej dziurze. Widok nędzy i rozpaczy. Choć nie, bo zwykła latarka w telefonie znów tak dobrego światła nie da, więc znów takiej nędzy dokładnie zobaczyć nie mógł. Już chciał zawrócić, chciał wrócić do metra. Spóźnił się. Jak tylko odwrócił głowę - metro odjechało.
  Oczywiście, jak na złość zasięgu też nie będzie. Czy tutaj cokolwiek właściwie jest, oprócz tego cholernego grzyba i wilgoci? Prawdopodobnie nie. Pozostało mu tylko znaleźć wyjście. Tak więc też postanowił, iść w głąb przystanku, na którym się zatrzymał. Wystarczyłoby, aby znalazł ścianę i powoli podążył wzdłuż niej, aby odnaleźć wyjście. Przecież to nie jest możliwe, aby został uwięziony w takim miejscu! Gdyby ten przystanek nie funkcjonował, wtedy metro by się tutaj nie zatrzymywało. Prawda?
  Teke teke? Zamarł w miejscu i powoli zwrócił twarz w stronę dźwięku. Tak jak na ogół horrorów się nie bał, a koszmarów nie przeżywał w jakiś tragiczny sposób - ale kiedy nie spał? To kompletnie inna bajka. Zwykłe zajście od tyłu może zaskoczyć i przestraszyć.
  Mało tego! Oczywiście, że czytał przeróżne informacje wrzucone do internetu, a także pamiętał sporo tych, które zostały przekazane ustnie. Nie trudno było skojarzyć zagadki tajemniczych morderstw połączonych z jakąś rozjechaną dziewczyną. Sam co do tej sprawy miał pewne wątpliwości czy przypadek tej dziewczyny to był zwykły nieszczęśliwy wypadek, czy celowo ktoś ją wepchnął na szyny. To jest jedyna fascynująca rzecz w tej sprawie. Gdyby był detektywem, to pewnie cieszyłby się jak głupi, że miałby szansę rozwikłać tą tajemnicę na własną rękę.
  - O-o kurwa. - Widok niewyraźnej sylwetki wymusił na nim wykrztuszenie jednego cichego przekleństwa. Czysta panika i nie pierwszy raz mu się to przydarzyło. Nagły przypływ ciepła w górnych partiach ciała, szybsze bicia serca. To norma.
  Wykonał kilka powolnych kroków w tył, będąc zwróconym ciągle twarzą do nieznajomej, ledwo widocznej postaci. Lepiej mieć na uwadze wszystkie ruchy, prawda? Prawda?! Starał się uspokoić wszelakimi mu znanymi sposobami, a mówienie sobie, że to najprawdopodobniej losowa osoba, która będzie zaraz czekać na swoje metro - nieszczególnie pomagało. Całe to paskudne otoczenie i ten natłok myśli krążący wokół szalonych morderstw nie polepszały sytuacji.
  - P-Przepraszam! Czy wiesz może gdzie jest wyjście? - Głos mu zadrżał, gdy głośno wypowiedział te słowa. Trzeba się przemóc, aby udowodnić samemu sobie, że ta histeria jest absurdalna.
  I oby faktycznie taka była.
Hasegawa Izaya

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Munehira Aoi, Amakasu Shey, Ejiri Carei, Shiba Ookami and szaleją za tym postem.

Seiwa-Genji Enma

Sob 30 Wrz - 21:06
Serce boleśnie zakuło, a w płucach zabrakło powietrza. Czas zamarł, a zamazane wspomnienia skumulowały się w jedną masę, uderzając chłopaka z każdej strony.
Myśli chaotyczne, niepoukładane i nieposegregowane kąsały jak tysiące żmii. Drżał z zimna, jednocześnie czując gorące krople potu spływające wzdłuż kręgosłupa. Nie był w stanie się ruszyć, nawet wtedy, kiedy w pomieszczeniu pozostało jedynie echo stworzenia. Istoty. Yokai.
Czas ponownie ruszył.
I choć zdawało się, że trwało to wieki, w rzeczywistości minęło zaledwie kilka nic nie znaczących sekund. Serce uspokoiło się, oddech powrócił. Wystarczyło jedno spojrzenie w oczy.... tego czegoś, aby Enma poznał prawdę.
To nie był Teru.
Doskonale pamiętał chłód ostrza na swej szyi. Gorąc języków płomieni. Zapach palonego, ludzkiego mięsa. I jego spojrzenie. Spojrzenie, które było tak daleki od obłąkania.
Nie czuł złości. Nie czuł wściekłości. Ani też tęsknoty. A jedynie czystą gorycz obrzydzenia, że jakiś zapchlony yokai śmiał spróbować imitować jego brata. I do tego zrobił to tak nieumiejętnie. Teru nie było na tym świecie. Nawet w postaci yurei. To była prawda, którą Enma przyswajał do serca od jakiegoś czasu.
Podszedł do miejsca, gdzie jeszcze parę sekund temu stało to coś i schylił się po wypuszczone zdjęcie. Przyjrzał mu się pobieżnie, a na ustach pojawił się uśmiech. Gorzki. Nieprzyjemny. Zdegustowany. Zgniótł papier i rzucił go za siebie, podchodząc do szafek w salonie. W pierwszej poszukał latarki, którą spróbował odpalić, jednakże jeżeli ta nie działała - postawił na bardziej tradycyjne rozwiązanie. Świeca. Najpierw spróbował zapalniczką, potem zapałkami. Miał nadzieję, że chociaż drobne światło rozegna mrok.
Następnie sięgnął do kolejnej szafki, skąd wyciągnął zapasowe aparaty słuchowe. Ale jak się mógł spodziewać - również i one nie działały. Zaśmiał się gorzko.
- Pierdolone żarty. - powiedział pod nosem, pozwalając sobie na większy uśmiech. Skoro yokai chciał zagrać w grę, to Enma zostanie graczem.
Wrócił do pokoju, gdzie przebrał spodnie, zarzucił podkoszulek a potem ciemną bluzę oraz trampki. Jego ruchy były pospiesznie, ale też nie chaotyczne. Wychodząc z pomieszczenia chwycił jeszcze po katanę, którą zamocował u boku paska. Wróciwszy do salonu, skierował kroki w stronę kuchni, skąd zabrał małą, metalową latarnię, którą kiedyś otrzymał od Hecate na Halloween, a której nie schował, przez co stała mu cały rok. Otworzył drzwiczki i wsadził do środka świeczkę, o ile ta płonęła. Do kieszeni bluzy wrzucił jeszcze jedną świeczkę oraz zapalniczkę i pudełko zapałek. Nim jednak wyszedł na zewnątrz, musiał zrobić jeszcze jedną rzecz. W przedpokoju zgarnął opaskę do włosów, która założył, odgarniając tym samym zbyt długą grzywkę do tyłu. Skoro nie słyszał to nie mógł pozwolić, aby cokolwiek przeszkadzało mu w uważnym obserwowaniu otoczenia.
A potem wyszedł z domu z zamiarem zapolowania.


眠そう悪夢のコーナー AKUMU NO KŌNĀ - Page 3 Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma

Warui Shin'ya, Hecate Black, Munehira Aoi, Amakasu Shey, Ejiri Carei, Vance Whitelaw, Shiba Ookami and szaleją za tym postem.

Warui Shin'ya

Sob 30 Wrz - 21:42
Zrobił krok.
Choć bardziej pół.
Zdążył zamaszyście szarpnąć za drzwi kamienicy prawie wyrywając je razem z zawiasami, odkleić podeszwę od ziemi i wystawić stopę za próg, kiedy wizg hamujących kół zagłuszył wszystkie myśli, przez które biegł na złamanie karku. Zatrzymał się z debilnie uniesionym adidasem i z powietrzem, które wróciło mu do płuc w zachłyśnięciu. W ostatniej chwili poderwał nerwowo głowę i dostrzegł jak maska rozpędzonego samochodu wbija się w kobiecą sylwetkę wyrywając ją z miejsca jak chwast. Czas jakby zwolnił, rozciągnął sekundy do minut, wyostrzył pojedyncze detale do bolesnych intensywności. Zakuło go pod powiekami, a mimo tego nie zamknął oczu. Nie był w stanie, rejestrując wszystko, co rozlegało się tuż przed nim. Kilka kropel krwi, nienaturalne, pozbawione kości wygięcie ciała, rozwiane pasmo włosów, wytrącone z recepturowej gumki. Kątem oka wyłapał, że ofiara była brzemienna - i może to go tak zszokowało, totalnie unieruchamiając, a potem nagle popychając w tył. Wpadł na drzwi, postępując dwa chwiejne kroki, w porę łapiąc się starej, mosiężnej klamki. Jak przez mleczną mgłę rozumiał na co patrzy. Działo się za dużo. I za szybko. Organizm nie nadążał za umysłem, który starał się wychwycić każdy bodziec. Smuga wystrzelona z przedniej szyby samochodu razem z trzaskiem tłuczonego szkła, dziwny huk dobiegający z góry, jakiś mokry szelest. To ostatnie brzmiało jak zepsute łącze antenowe; jakby cały obraz w telewizorze pokryły ziarna, wszystko w drażniącej melodii białego szumu.
Miał wrażenie, że rzeczywiście wyświetla się film; że stał się aktorem jakiejś sceny akcji. Palce zamknęły się mocniej na pochwyconej klamce, gdy zgasła jedna z lamp ulicznych. Dopiero zwracając ku niej zdezorientowane spojrzenie wychwycił liczbę; łącznie cztery słupy.
Przełknął żałośnie ślinę.
W migotliwych sekwencjach cztery razy też błysnęły.
Nie chciał wracać na górę, ale dźwięczny strumień z prawej i to, jak plamy wokół latarni znikały i pojawiały się w takt serca zmusiły go do bezsensownej reakcji. Z hukiem zamknął drzwi, cofając się do schodów. Dopiero co po nich zbiegł, sadząc po trzy stopnie, a teraz miałby się nagle zawrócić? Obrócił się bez żadnej sensownej koordynacji ruchowej, włażąc na pierwszy schodek. Zwykle potrafił przejść po ciemku do swojego mieszkania nawet nie próbując uważając; znał każdą skrzypiącą deskę tego budynku. Teraz jednak we łbie miał pulsującą pustkę. Kac dobijał podczas próby powrotu i Shin miał wrażenie, że im wyżej się znajduje, tym bardziej podnosi się też poziom kwaśnej żółci w przełyku.
Ale ten wodny dźwięk...
Tsunami?
W mieszkaniu był Ye Lian. Jeżeli to faktycznie katastrofa żywiołowa to...
- WSTAWAJ! - wrzask przeszył mieszkanie, do którego wbiegł jak chwilę temu wybiegł, wyglądając jak niezdecydowany oszołom w drzwiach obrotowych. Uwieszony ramienia plecak obił się o framugę, kiedy Warui wtargnął do środka, od razu przerzucając wzrok na wnętrze w gwałtownej analizie.
Coś się rozbiło; pamiętał.
Coś u niego.
Co mogło się tu roztrzaskać w wypadku bardziej od jego godności tej nocy?
Warui Shin'ya

Seiwa-Genji Enma, Ye Lian, Hecate Black, Munehira Aoi, Ejiri Carei, Shiba Ookami, Satō Kisara and szaleją za tym postem.

Satō Kisara

Sob 30 Wrz - 23:52
 Dlaczego korytarz był tak cholernie długi?
 Kisara miała wrażenie, że już dawno powinna dotrzeć do jego końca i przejść w kolejne skrzydło szpitala. Tymczasem zdawało jej się, że im szybciej szedł, tym bardziej się rozciągał, przez co narastała jej nagła panika. Raz myślała już, że dotarła do źródła mieszanki zapachów ze względu na jej natężenie w danym miejscu, lecz ostatecznie nic z tego — w szpitalu panowała cisza, nie była w stanie dostrzec żywej duszy… i martwego ciała również nie. Gdy więc rozległ się niespodziewanie niepokojący dźwięk, odznaczał się on od milczącego otoczenia jak smoliście czarne litery na nieskazitelnie białej kartce papieru.
 Jego charakter spowodował, że w żyłach zamarzła jej krew. Jego płacz był utwierdzony w jej głowie licznymi sytuacjami, w których to pomagała mu się uspokoić, ale też które — świadomie czy nie — powstawały z jej winy. Chęć niesienia ukojenia była niezwykle silna w Kisarze, a w przypadku drugiej opcji tym bardziej podsycana okropnym poczuciem winy. I teraz pragnęła odnaleźć Kurou i go natychmiast pocieszyć. Nie docierała do niej wcale absurdalność tego, że głos mógł należeć tylko do dziecka, którym od dawna chłopak już nie był, a w dodatku Kisara, choć o parę lat starsza, pozostała w tej rzeczywistości dorosłą. Myśli miała zaprogramowane tylko w tych kilku konkretnych kierunkach: odnaleźć; zaopiekować się; dowiedzieć się, co się stało — logika zeszła zatem na bardziej odległy plan.
 Głos ugrzązł mu w gardle, gdy wreszcie go dostrzegł. Nie zdziwił się nawet, gdy jego oczom ukazał się jednak dorosły mężczyzna, a nie — tak jak się spodziewał — małe dziecko. Od pewnego czasu Kisarze zdarzało się… widzieć pewne dziwne rzeczy; prawie jakby miał halucynacje. Tak przynajmniej mu się wydawało; zauważał postaci, których inni już nie byli w stanie dostrzec. Gdy kolejny raz ktoś odpowiedział „nie” na pytanie „czy ty też to widzisz?”, Kisara nieco przestał ufać samemu sobie. Aż do chwili, w której okazało się, że to wcale nie były przywidzenia.
 ...och.
 Dotarło do Kisary, że sylwetka chłopaka nie wygląda normalnie. Prawie jak… ducha.
 I wtedy dotarła do niego rzeczywistość — a raczej przypomniał sobie o niej — że Kurou istotnie przecież zmarł. Poczuł bolesny ucisk w trzewiach, napędzany zarówno cierpieniem z tej straty, jak i potężną antycypacją. Czyżby— czyżby wreszcie dane mu było go spotkać? Po takim czasie? Po tylu poszukiwaniach?
 Intensywność tęsknoty za bratem, która rozlała się w jego sercu, ale też bólu, jakie spowodowało zadane przez niego pytanie, niemal ścięła do z nóg. Bez chwili wahania, pomimo mrocznej aury, podbiegł do brata.
Nareszcie, nareszcie, nareszcie…
 — Przepraszam, Kurou, wybacz— wybacz mi, błagam. — Nie zauważył nawet, jak łzy popłynęły mu po policzkach. — Tak się cieszę, że w końcu cię znalazłem…
 I sięgnął dłonią, by położyć ją na ramieniu chłopaka i obrócić go przodem do siebie.



   
   

     WAS IT JUST A DREAM?
   

   

     AM I IN TOO DEEP?
   

Satō Kisara

Hattori Heizō, Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Munehira Aoi, Ejiri Carei and Itou Alaesha szaleją za tym postem.

Sponsored content
maj 2038 roku