眠そう悪夢のコーナー AKUMU NO KŌNĀ - Page 2
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Mistrz Gry

Nie 24 Wrz - 7:25
First topic message reminder :

Jiro


Wygoda to przywilej nielicznych, jednak to od standardów danych osób zależy jej próg. Dla Jiro kanapa na której leżał była rajem. Stara i ujebana w czterdziestu różnych plamach, ale własna i nic poza nim oraz Karmelkiem się w niej nie zalęgło. Skubaniec własną dziurę wygryzł. Znowu leżałeś w mieszkaniu zupełnie jakby powódź nigdy nie nastała i była jedynie paskudnym snem. Mimo wszystko cokolwiek poprzedniej nocy wypiłeś, musiało być na tyle mocne że położyłeś się w mieszkaniu a nie na dachu czy w piwnicy. Muliło Cię i szczerze to jebnąłbyś się jeszcze na drugi boczek. Wtem nadszedł... Brzuch zasygnalizował głód burczeniem, które zapewne usłyszałby nawet pewien Minamoto bez aparatów słuchowych. Coś Ci z tyłu głowy mówiło że Tosia ogarnęła od znajomego kubełek kurczaczków, a ty w Kaeru zrobiłeś mały podbój. Trzeba żreć póki jest! Jeśli odchyliłeś głowę na bok, widziałeś lodówkę. Ponętną i nęcącą swoją zawartością. Jej drzwiczki były lekko uchylone, a z niej samej wydobywało się delikatne złociste światło. Zupełnie jakby krzyczała "Ach weź mnie, całą, bejba!"
Nie była daleko. Wystarczyło do niej wstać i złapać pierwszą lepszą rzecz do wszamania, bądź... Wszystko jak leci.

Enma

O dziwo twojego snu nie zakłóciły dziś żadne koszmary. Można by wręcz rzecz że spałeś jak ululane przez mamuśkę niemowlę. Co innego że obudziłeś się - jak z resztą mogłeś się domyślić detektywie - w środku nocy, ponieważ... Było ciemno. Niepokojący mógł być dla ciebie fakt, że lampka przy której zawsze się kładłeś była zgaszona i pomimo jakichkolwiek prób zapalenia, nie dało się tego faktu zmienić. Telefon również rył rozładowany, więc jedyne światło jakie dochodziło do twojego mieszkania, to te rzucane przez księżyc, który usilnie starał się przebić przez chmury, które delikatnie przysłaniały nocne niebo. Samo miasto wydawało się za oknem nie żyć. Brak świateł i cisza jak makiem zasiał. Mimo wszystko byłeś jednak silnym Senkensha. Zdolnym do wyczucia że coś jest nie tak. Do wyczucia obecności w swoim mieszkaniu. I tym razem zdecydowanie nie była to siostra z Happy Mealem bądź składnikami na śniadanie. Chociaż... Możliwe że była, ale to raczej nie był ten typ aury. Ten był mniej złowrogi.
Tak czy inaczej jego obecność w sypialni była słaba. Smród nieproszonego gościa dobiegał z salonu.

Carei


Twój dzień od samego poranka zapowiadał się świetnie i zdecydowanie na nic złego się nie zapowiadało. Piękne czyste niebo, słoneczna pogoda i cudowny widok z okna. Obecnie siedziałaś przed szkicownikiem i przelewałaś ten piękny widok na niego. Każdy szczegół, każdy liść, każdy kwiat... Nawet pszczoły i motylki, które na tych drugich ochoczo przysiadały. Tak detaliczny rysunek zajął ci niemal całe południe, przez co powoli ogarniało cię zmęczenie. Zaczęło się od pojedynczego ziewnięcia. Potem dopiero poczułaś opór na całym ciele. Zupełnie jakby to stało się znacznie słabsze. Czy była to najwyższa pora aby położyć się do spania? Chociaż na dziesięć minut? Zanim jednak cokolwiek zrobiłaś poczułaś dłoń na swoim ramieniu i głos nadchodzący z tego samego kierunku. - Panienko Ejiri. Panienko Ejiri.. - Sam głos był Ci bliski i znajomy. Brzmiał jak nie kto inny, tylko Jiro. Z tą różnicą że brzmiał grzecznie, spokojnie, delikatnie... Jak dobrze wychowany chłopak z dobrego domu. Jednak kiedy spojrzałaś w jego kierunku, nikogo nie dostrzegłaś. W pokoju byłaś sama, a uczucie dłoni na ramieniu nie znikało.

Warui


Kac. To pierwsza rzecz jaka uderza cię jeszcze przed otworzeniem oczu. Po ich otworzeniu możesz dostrzec sufit własnego mieszkania oraz wyczuć unoszącą się w powietrzu ostrą woń alkoholu. Nie pamiętasz nic co się wydarzyło poprzedniego dnia, co wskazywało jednogłośnie na to że zabawa musiała być przednia. Kiedy się w łóżku obracasz na boczek drugi, dostrzegasz Yelonka w koronkowej bieliźnie oraz kilka butelek po różnych akloholach na stoliczku. Gdybyś siebie nie znał pomyślałbyś że obrabowaliście monopolowy.
Jeśli skusiło cię wstać i spojrzeć przez okna bądź by chociaż założyć jakiekolwiek ubrania, mogłeś dostrzec że nadal była noc, którą rozświetlał jedynie księżyc. Wszystko też wskazywało na to że nie było prądu w całej dzielnicy, a twój telefon nie działał. Do tego był zbity. Chyba nie naprułeś się do tego stopnia by włączać tryb samolotowy i rzucać nim z dachu krzycząc "Transformacja, dziwko"? Nie, raczej nie. W końcu nie byłeś z Hasegawów.

Seiya


Sen był przyjemny i zdecydowanie jeden z lepszych. Śniło Ci się że ochoczo lejesz Bakina po ryju za to co zrobił. Prawdopdoobnie by się na tym nie skończyło i sen leciałby dalej w najlepsze gdyby nie twój własny cholerny telefon. Dzwonił przez kilka chwil, a kiedy w końcu nie odebrałeś... Nieznany numer zostawił wiadomość głosową. - Dzień dobry. Sakuya wdał się w jakąś bójkę i szybko kazał mi zadzwonić pod ten numer. - Wiadomość nagrlał jakiś nieznany Ci, ale widocznie zestresowany chłopaczyna mniej więcej w wieku twojego młodszego brata. Głos miał nieco ochrypły i oddychał szybko. Jeśli spojrzałeś na zegarek, mogłeś łatwo dostrzec że jeszcze kilka minut i wybije szesnasta. Wtedy nie było już wielu lekcji, a uczniowie głównie zajmowali się obowiązkami, bądź uczęszczali na spotkania kół zainteresowań. Nie było też wielu nauczycieli na miejscu, więc dla łobuzów była to okazja idealna by dorwać jakiś słaby cel. Daleko do szkoły Sakuyi nie było. Kilka minut metrem bądź autobusem i będziesz na miejscu.

Itou


Twoja pobudka zdecydowanie nie należała do przyjemnych. Jeszcze zanim otworzyłaś oczy mogłaś z łatwością stwierdzić kilka faktów. Po pierwsze do twoich nozdrzy docierał nieprzyjemny, metaliczny zapach krwi. Po drugie, leżałaś w nienaturalnej pozycji i coś mocno uwierało twoje kostki i nadgarstek prawej ręki. Po trzecie i najgorze, wszędzie poniżej twojej szyi czułaś wilgoć. W twojej podświadomości więc zrodziło się pytanie. Czy na pewno chcę otwierać oczy? Jeśli w końcu się na to zdecydowałaś, mogłaś dostrzec że leżałaś w wannie. Wannie pełnej krwi. Przykuta do rur kajdanami na łańcuchach. Ruszając nogami i wolną ręką mogłaś stwierdzić że na jej dnie z pewnością znajdują się jakieś bliżej niezidentyfikowane przedmioty. Jeśli zaś rozejrzałaś się po pomieszczeniu w którym Cię zamknięto, to mogłaś stwierdzić że przypominało ono piwnicę bądź kotłownię. Nie było wielkie. Mniej więcej pięć na pięć metrów. Drzwi do niego zdecydowanie były zakluczone i wykonane z grubej stali. Ściany za to już nieco mniej mogły się pochwalić. W wielu miejscach powstały zacieki i rozwijał się grzyb. Masz zdecydowane szczęście że nie jesteś ranna, bo zarazki czaiły się tu na każdym kroku. W prawej części pomieszczenia znajdował się stół a nad nim szyb wentylacyjny, jednak nie byłaś obecnie w stanie przyjrzeć się co się na nim znajduje.

Shey
Ciężki dzień, co? Budzisz się dziewczyno za kierownicą auta w jednej z uliczek Karafuny Chiku. A przynajmniej domyślasz się że w tej dzielnicy jesteś. Tak jak zazwyczaj nocą tętniła życiem, tak dziś pozostawała martwa. Na ulicach były pustki, a wszelkie światła zgaszone. Wyglądało na to że nie było prądu. Twój telefon jeśli postanowiłaś sprawdzić mówił to samo. Był całkowicie rozładowany. Tak samo z resztą jak akumulator auta którym jechałaś. Chyba ktoś zapomniał wyłączyć radio, kiedy poszedł w kimę...
Niezbyt kojarzysz czyje to auto ani co w ogóle w nim robisz. Twoja siędząca na siedzeniu obok przyjaciółka cytrynówka za to może wiedzieć na ten temat nieco więcej. Rozglądając się po aucie dostrzegasz kilka drobiazgów. Jak na przykład rozwalone miejsce na kluczyk z którego dyndały kable oraz otwarty schowek w którym było kilka klamotów. Zapalniczka, fajki, dezodorant... Bibeloty. A skoro o nich mowa, to pod lusterkiem zwisały dwie pluszowe różowe kostki. Kac był odczuwalny i nieco bolał cię łeb. Nie pomagał też zbytnio ten dziwny, oddalony szum, którego głośność powoli narastała.

Shirshu

Łóżko na którym spałaś wydawało się być wyjątkowo twarde, a wręcz wykonane z drewna. Poduszka zaś była jak worek wypchany słomą. Kiedy otworzyłaś piękne oczęta spostrzegłaś że chyba nie jesteś już w Kinigami. Byłaś zamknięta w celi, a leżałaś na drewnianej pryczce. Poduszką faktycznie zaś był worek siana. Jednak cela do współczesności miała jeszcze dalej niż Nanashi do statusu porządnej dzielnicy. Kraty były stalowe, ale domek sam w sobie drewniany i zdecydowanie staroświecki. Po elektryczności nie było nawet śladu. Kinkiety zamiast elektrycznych lamp oraz gdzie nie gdzie rozpalone świece. Nie miałaś na sobie swoich standardowych ciuchów, a więzienne łachmany będące tak naprawdę niczym więcej jak zbiorem pozszywanych ze sobą zużytych szmat.
Przy twojej pryczce rodem z siedemnastego wieku stał czysty nocnik i talerz z gotowanym pasternakiem oraz czerstwym chlebem. Jeśli zechciałaś, mogłaś się na spokojnie rozejrzeć co jest poza celą i jeśli się na to zdecydowałaś to poza stolikiem na którym leżały jakieś papiery i książka. Zdecydowanie ciekawszy był obiekt ulokowany przy drzwiach wyjściowych. Malutki piesek, a na jego szyi wisiał klucz. Drzemał sobie słodko ignorując krzyki podjudzonych ludzi jakie rozlegały się na zewnątrz.

Izaya

Budzący się w nietypowym miejscu Hasegawa. Ktoś zaskoczony? Jeszcze zanim otworzyłeś oczy do twoich uszu docierają niezliczone rozmowy wielu ludzi. O pierdołach takich jak sytuacja w pracy bądź film który chciałeś obejrzeć, a ktoś ochoczo go opowiada nie pomijając spoilerów i szczegółów. Kiedy już oczęta misiaczku otworzyłeś, to spostrzegłeś że jesteś w metrze zajmując miejsce obok jakiejś staruchy która spała oparta o ciebie śliniąc się potwornie. Na domiar złego cały wagon był wypełniony okropnym zapachem zgniłego sera i gotowanych skarpet. Co tu robiłeś? Prawdopodobnie łyknąłeś nie tę tabletkę zanim jeszcze wsiadłeś do metra i cię ścięło. Teraz metro zatrzymało się na kolejnym przystanku i drzwi do wolności przed metrowymi świrami stały otworem. Zwłaszcza że zaczynała cię boleć głowa oraz poznasz całą fabułę kolejnego już filmu. Twoja podświadomość - bądź piguła - praktycznie sama cię nosiła skłaniając do wstania i ruszenia w stronę wyjścia z pojazdu.

Kisara

Ding dong. To zegar z kukułką - prezent od jednego z pacjentów - wybił kolejną godzinę w twoim gabinecie. Tym razem skutecznie cię obudził. Obyła równo druga w nocy. Trochę późno gołąbeczku zważywszy na to że nadal siedzisz w swoim miejscu pracy. W szpitalu. Odziany w kitel. Kiedy podniosłeś głowę z biurka, początkowo nic nie widziałeś. Ale to tylko dlatego że jakaś kartka przykleiła Ci się do czoła. Po jej odgarnięciu z czoła i okazjonalnemu wyjrzeniu przez okno mogłeś dostrzec że prawdopodobnie w mieście nie ma prądu. Poza szpitalem który pracował na zapasowych generatorach właśnie na takie wypadki. Praktycznie nic cię nie trzymało w tym miejscu o tej porze. Wystarczyło zabrać rzeczy, wyjść, zamknąć gabinet i ruszyć do domu.
Jeśli tak uczyniłeś, mogłeś zauważyć nienaturalną pustkę na korytarzach i jeszcze dziwniejszą ciszę. Poza tym światło na korytarzach szwankuje, a w powietrzu unosiła się nietypowa dla tego miejsca woń słodkiej wanilii, ostrego chili i... rozkładu?

Sakuya
Śpisz i jest Ci przyjemnie i ciepło. I w sumie byłoby wspaniale gdyby nie komary uporczywie latające nad uchem i nieco twarde podłoże. Ziemiste. Po otworzeniu oczu dostrzegasz że nie leżysz w swoim łóżku, a gdzieś na ścieżce w lesie. Tuż pod drogowskazem wskazującym drogę do miasta. Co to robiłeś? Nie miałeś zielonego pojęcia, ale nie musiałeś być geniuszem żeby wiedzieć że coś ewidentnie było nie tak. Zwłaszcza że byłeś wciśnięty w jednoczęściową piżamę owieczki, która na domiar złego była utytłana krwią. I to o dziwo o naprawdę silnej woni. Niebo pokrywały chmury przez które księżyc ledwie się przebijał dając Ci nędzną namiastkę światła. Chociaż lepsze to niż próba poruszania się w absolutnej ciemności. Jeśli chciałeś sprawdzić godzinę bądź poświecić sobie telefonem, niestety nie miałeś wolnych dłoni do wyjęcia ich. Przyklejone były do dwóch nieco ciężkich pistoletów. Nie wiesz jakiego kleju użyto, ale zdecydowanie nie było to gówno za 20 yenów.

Aoi

Budzisz się... W sumie to sam nie masz pojęcia gdzie. Tupiąc nóżkami po ziemi z całą pewnością możesz stwierdzić że podłoże jest z kostki, a ty siedzisz na ławce do której najwyraźniej jesteś przykuty łancuchem. Niestety w poszukiwaniu patyczka który Ci służył za przewodnika na pełen etat od czasu pamiętnej rozłąki z pieskiem, nie trafiłeś na nic. Patyczka albo nie było, albo znajdował się poza twoim zasięgiem. Całkiem niedaleko słyszałeś szum płynącej wody, a w twojej kieszeni wściekle zawibrował telefon. - Masz nieodsłuchaną wiadomość od: Vance - I jak na zawołanie twój telefon zaczął ją odtwarzać. -Myślałem o tym i to nie wyjdzie. Jednak jestem Hetero. - To to tyle. Można by powiedzieć że to koniec, ale kiedy tylko odtwarzanie dobiegło końca, telefon kontynuował. -Masz nowe powiadomienia od: Bank Współdzielczy i Zakład Ubezpieczeń Społecznych. - Już wiesz... Że twój koszmar się zaczął.

--------------------------------------------------------------------------------------------

Dziękuję wszystkim za wzięcie udziału w wydarzeniu. Każdy z was zaczyna osobno i w miarę postępów zaczniecie się łączyć w coraz większe grupki.
Liczę że każdy będzie się dobrze bawić
Czas na odpis 26.09.2023, 22:00
Shibi
[/size]

@Hasegawa Jirō @Seiwa-Genji Enma @Ejiri Carei @Warui Shin'ya @Yakushimaru Seiya @Itou Alaesha @Amakasu Shey @Hecate Shirshu Black @Hasegawa Izaya @Satō Kisara @Yakushimaru Sakuya @Munehira Aoi
Mistrz Gry

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Shirshu Black, Hasegawa Jirō, Munehira Aoi, Ejiri Carei, Satō Kisara and szaleją za tym postem.


Ejiri Carei

Czw 28 Wrz - 20:39
Kalejdoskop myśli kołatał się w głowie, przypominając dzwonek w rękach nadpobudliwego dziecka. To, co uznawała za rzeczywiste, wywinęło kilkukrotne salto, by rozsypać się w palcach, i popłynąć, jak rozlana farba. Bo obraz, na który osiadło ciemne spojrzenie zdawał się jednocześnie wciągać i ją odpychać, mieszając z głosem Jiro, z czuciem ręki wspartej o ramię. Gdzie załamywała się granica poczytalności, by oprzeć się na prawdzie?
Wystarczyło mrugnięcie, zacisk w żołądku. Brzydka mdłość zawiązała oddech w przełyku, zacisnęła usta dłonią dostrzegając w końcu odsunięty rękaw... koszuli nocnej? Szpitalnej. Zdziwienie, źrenic, dokładnie to samo, lustrzane, jakie malowało się w spojrzeniu na obrazie. Ciężkość potrząsającej nią ręki zakotwiczyła się mocniej, kierując uwagę ku...
- Dlaczego, Jiro? - odezwała się bardziej niepewnie, mimowolnie dając się poprowadzić wytycznym, a kolejny raz powtórzone imię, magicznie zweryfikowało rzeczywistość. Robiło jej się coraz bardziej zimno, gdy do umysłu docierała świadomość - gdzie się znajdowała. Drobne palce zwinęła w pięści, przesunęła nimi niespokojnie, jakby szukała upuszczonego ołówka. Zadrżała. Czemu znajdowała się w psychiatryku? Konwulsje mdłości, podsunęły bardzo dawne wspomnienie, to, w którym rzeczywiście mogłaby znaleźć się na oddziale, ale... to było dawno. Skuliła się, gdy palce wczepiła w materiał kraciastego odzienia. Woń krochmalu zdawała się nieznośna - Dlaczego tu jestem, Jiro? - nagła, ulotna myśl. Czy brat był skłonny wejść do jej snów bez pytania? Zakpić, sprowadzić koszmar? Zadrwić z jej przeszłości? Niemożliwe.
Zwarła usta, czując jak w oku czai się wilgoć. Ale pokręciła głową, odpychając okrutną perspektywę. Obróciła się, spoglądając w końcu na mężczyznę, który łagodnie, rzeczowo przekazywał medyczne wyznaczniki - codziennej rutyny. Jej rutyny. Oddech spłycił się, gdy ciało spięła do ruchu. Chciała zejść z wózka, ale zanim mięsnie szarpnęły ją do pionu, znajome imię usadziło ją w miejscu - Shey - zwerbalizowała na głos imię przyjaciółki, smakując na języku znajome brzmienie. Nie rozumiała niczego co odsłaniała szpitalna sceneria, co wydawało się być rzeczywistością. Przerażała ja perspektywa pogrążenia w odmętach traum, leczenia ich w zamkniętym ośrodku, daleko od leczącej aury światła, które odkrywała w ludziach, w obrazach, w natchnieniu, burzącym się ciasnotą dłoni niedokończonego obrazu - Nie powinnam tu być - zdecydowała w końcu, spoglądając najpierw na drzwi pokoju, potem, gwałtownie wstając z wózka i zapierając plecy o ścianę - na brata. Chyba, brata.
- Nie przyjmę niczego dopóki nie wytłumaczysz mi, co tu się dzieje. - głos jej zadrżał, ale rozpaczliwie mocno, starała się zachować spokój, zerkając tym razem na korytarz do przodu i za siebie, czy były tu okna? Jakby cokolwiek, co zobaczyła, mogło jej coś podpowiedzieć, przypomnieć, albo - poprowadzić dalej.


眠そう悪夢のコーナー AKUMU NO KŌNĀ - Page 2 074f39fd9f83bce775651fa5ead9bce4

Blood beneath the snow
Ejiri Carei

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Shirshu Black, Munehira Aoi, Amakasu Shey, Shiba Ookami, Satō Kisara and szaleją za tym postem.

Itou Alaesha

Pią 29 Wrz - 12:55
Wiedziała, że musi wyjść z wanny, jednak nie było to takie proste. Paskudna, obślizgła krew otulała jej ciało, a ona była dosłownie przykuta do tego miejsca. Jedyna myśl, która dodwała jej otuchy była taka, że przynajmniej nie była to jej krew. Wciąż nie było za późno, a ona żyła. Żyła! Więc musiała zrobić wszystko, by się uwolnić. Raz już umarła i na razie nie miała zamiaru tego wybryku powtarzać.
Zaczeła dokładniej sprawdzać przedmioty na dnie wanny. Przy czym pierwsze znaleziska wcale nie były przedmiotami, a... jarzynami. Marchewka... ziemniaczek... pietruszka.
- No pięknie, czy ten wariat szykuje mnie na danie główne? - Jednocześnie odkryła, że to właśnie od dna bije ciepło, niemal jakby było podgrzewane.
- Czyli raczej mial w zamyśle zupę. -Chyba czerninę, bo innej zupy na krwi nie znała.
- A może jakiś sos...? Od razu przypomniał jej się syndrom gotującej się żaby. Ale ona już wiedziała, że jest podgrzewana, więc zostaje jej już tylko wyskoczenie z garnka. Zrobi to zaraz po tym, jak jej myśli przestaną odpływać w przedziwnych kierunkach! Czy naprawdę musiało jej się to zdarzać nawet w takich sytuacjach?
Wzięła się w garść i dalej macała dno lewą dłonią. Wyciągnęła mokry notes, dlugopis, gumową kaczuszkę z dziurą w kuprze. Zaczynała już wątpić w swoje żywieniowe przeznaczenie. Wyglądało to jak zbiór losowych rzeczy. Nieoczekiwanie znalazła też śrubokręt i piłę. Na ich widok Ala uśmiechnęła się szeroko. Te przedmioty same w sobie nie oznaczały jeszcze wolności, ale znacznie ją do niej przyspieszały.
Podniosła nogi w dybach na krawędź wanny. Krew bryzgnęła na ścianę i chlusnęła na podłogę. Kropelki krwi trafiły również na twarz Alaeshy, ktore odruchowo otarła ręką, zapominając, że jest ona cała we krwi. Zapach szkarłatnego płynu na twarzy mocniej uderzył w jej nozdrza i zmotywowal do działania. Obejrzała dokładnie dyby, szukając ich słabych punktów. Znalazła metalowe śruby, ktore zaczęła odkręcać śrubokrętem. Po kilkunastu minutach pracy w niewygodnej pozycji, operując swoją słabszą ręką, udało jej się rozbroić to ustrojstwo. Uczucie było doskonałe. Ból w kostkach zelżał, a możliwość swobodnego poruszania nogami była niemal upajająca. Mogła usiąść wygodniej i spojrzeć nieco za siebie. Widziała wielką plamę, którą przed chwilą sama stworzyła na podłodze, jednak na podłodze znajdowały się jeszcze inne ślady. Ślady łap. Ogromnych łap. To było chore i surrealistyczne. Takie zwierzęta przecież nie istnieją!
- Być może jestem piękną, którą porwała bestia. On okaże się słodziakiem, zakocham się, a potem zamieni się w kurwa księcia. Bla, bla, bla. Chory pojeb, lub pojebka, kto wie. A te wszystkie stare, szowinistyczne i przemocowe bajki, należalo by już włożyć tam, gdzie ich miejsce. Między bajki. - Mówiła do siebie pod nosem z sarkazmem, przypatrując się wielkim szponiastym łapskom z krwi, które urywały się tuż przy drzwiach. Szarpnęła się w wannie do góry, żeby stanąć. Jednak nie zdążyła, bo w tym momencie na powierzchnię wypłynęła kobieca dłoń i gałka oczna. Upadła na kolana, ksztusząc się od wstrzymywanego krzyku. W tej sytuacji nie mogła sobie pozwolić na wrzaski. Jakim, do cholery, cudem, nie wypłynęły one wcześniej? Nie tak działa fizyka!
To naprawdę było o wiele za dużo. Nie zalazła nikomu za skórę tak bardzo, aby zasłużyć na coś takiego. Najwyraźniej musi być ofiarą jakiegoś pomyleńca. Tu nie było z czym dyskutować, prosić o wypuszczenie, czy liczyć na oprzytomnienie zmysłów porywacza. Trzeba było stąd po prostu spierdalać. A w razie konfrontacji, rozegrać to mądrze.
Usłyszała odległe dudnienie, jakby kroki. Miała ogromną nadzieję, że nie idzie do niej. Po nią. Mogła w końcu wyraźnie spojrzeć na swoją przykutą rękę. Kajdanki były dosyć luźne, na szczęście zawsze miała drobne dłonie. Złapała za łańcuch, żeby nie robić hałasu. Gdy ręka była blisko tafli czerwieni, sowicie ją oblała. Kajdanki zaczęły się ślizgać po nadgarstku. Możliwe, że za chwilę uda jej się oswobodzić. Jeśli dłoń nie wyjdzie sama, to wyłamie sobie kciuk.
Itou Alaesha

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Shirshu Black, Munehira Aoi, Amakasu Shey, Ejiri Carei, Seiwa-Genji Kamiko and szaleją za tym postem.

Yakushimaru Seiya

Pią 29 Wrz - 15:18
Tłoczny autobus nie sprzyjał umacnianiu cierpliwości. Droga do szkoły dłużyła się, choć pozornie wcale nie była taka długa. Wewnątrz pojazdu panowała nieprzyjemna duchota (albo to jemu podnosiło się ciśnienie za każdym razem, gdy ktoś przypadkowo się o niego obijał), dlatego kiedy tylko zatrzymał się na właściwym przystanku, wyskoczył na zewnątrz w pośpiechu, wyszarpując plecak, który w całym tym ścisku znalazł się pomiędzy dwiema osobami. Odetchnął głębiej dużo świeższym powietrzem, schował do kieszeni niepotrzebny już telefon i żwawo ruszył ku budynkowi szkoły. Nie biegł, choć spięte w gotowości ciało było gotowe wyrwać się do przodu, byleby znaleźć się na miejscu, jak najszybciej. Nie wiedział jednak, gdzie szukać brata, dlatego po przekroczeniu drzwi wejściowych, wodził spojrzeniem po całym korytarzu. Usuwający mu się z drogi uczniowie musieli czytać z niego, jak z otwartej księgi – twarz Yakushimaru już była niezadowolona, w oczach ostrzegawczo połyskiwała złość, a palce kuliły się w pięści, jakby nie chciał tracić nawet sekundy na zaciskanie ich. Wzywanie tutaj akurat jego mogło okazać się największym błędem, bo nie wyglądał na kogoś, kto był skory do dyplomatycznego rozwiązywania sporów ani do rzucania pustych gróźb na przyszłość. Głupotą zresztą było obiecywać, że jeśli jeszcze raz którykolwiek z oprawców tknie młodego choćby jednym palcem, to upierdoli mu rękę przy samej dupie. Wystarczyło, że zrobili to już teraz i był to o jeden raz za dużo.
  Spojrzał z ukosa na mijaną dziewczynę. Jej zdenerwowanie nie umknęło jego uwadze i nie oczekiwał, że w swoim roztrzęsieniu w ogóle się do niego odezwie. Uświadomienie mu, że Sakuya wyglądał nieciekawie było jedynie dodatkową kropelką oliwy dolewanej do ognia, który wzbierał wewnątrz i burzył krew w żyłach.
  — Jasne, dzięki — rzucił zdawkowo, dosięgając spojrzeniem pobliskich schodów. Teraz, gdy wiedział, dokąd powinien się udać, przyspieszył kroku. Gdy jedna z dłoni płasko wylądowała na poręczy, zatrzymał się gwałtownie przed pierwszym stopniem na górę. Lekko zdezorientowany rozejrzał się dookoła, zatrzymując wzrok na zawieszonym pod sufitem głośniku. Trudno było uwierzyć, by szkoła pozwalała sobie na taką swobodę, co dodatkowo kazało mu sądzić, że dzisiejszy dzień był jakiś na opak.
  Strzał.
  Chciał wierzyć, że przeszywający dźwięk był jedynie zakłóceniem, ale melodia płynnie akompaniowała kolejnemu wystrzałowi i nagłym przerażonym krzykom. Czarnowłosy przez chwilę stał w bezruchu, czując jak krew odpływa mu z twarzy, pozostawiając po sobie nieprzyjemne mrowienie pod skórą. Kiedyś, podczas strzelaniny, nie było go na miejscu, ale mimo tego żywe obrazy, jak pokaz makabrycznych slajdów przewinęły się przez jego głowę. Wtedy tylko wyobrażał sobie, jak to wyglądało, a dziś znalazł się w samym centrum chaosu, co docierało do niego w dziwnym spowolnieniu. Chciał, by świat też spowolnił, dając mu więcej czasu. Może wtedy zastanowiłby się chwilę i przypomniałby sobie, że żaden człowiek – nawet on sam – nie był kuloodporny. Może ten jeden raz przemówiłby do niego rozsądek, który uczepiłby się typowo ludzkiego strachu i zmusiłby go do odwrotu. Ale to nie strach zdominował jego myśli, a wzbierająca wewnątrz bezmyślna furia, gdy zdał sobie sprawę, że piętro wyżej ktoś właśnie mógł mierzyć z broni ku młodszemu Yakushimaru.
  Rzucił plecak na ziemię, puszczając się pędem na górę. Nie pokonywał schodów stopień po stopniu, a przeskakiwał co dwa, podciągając się na barierce, która podrygiwała od gwałtownych szarpnięć. Nie zwracał uwagi ani na swój dobytek, który pozostawił na pastwę losu uciekających uczniów, ani na szwankującą elektryczność. Jedynego celu szukał przed sobą i kiedy wparował na piętro, od razu ruszył tam, skąd uciekali przestraszeni uczniowie.
  — Zaraz kurwa wpakuję ci tę lufę do gardła, ty mały skurwielu.
Yakushimaru Seiya

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Shirshu Black, Munehira Aoi, Amakasu Shey, Ejiri Carei, Seiwa-Genji Kamiko and szaleją za tym postem.

Hecate Shirshu Black

Pią 29 Wrz - 16:42
  Nagłe uderzenie drzwi o framugę sprawiło że drgnęła zaskoczona, kierując zmrużone ślepia ku wchodzącemu do środka mężczyźnie. Jego styl ubioru również dalece odbiegał od ustalonych obecnie norm, a sztuczność ułożonych na głowie włosów niemal wołała o pomstę do nieba. Czyżby trafiła na zgromadzenie jakichś roleplay'owców? Nie podejrzewała miasta graniczącego z Kinigami o podobne zabawy, w zasadzie to nigdy o podobnych spotkaniach nawet nie słyszała. Nie wspominając już o tym, że...
  — Plugawa Wiedźma.
  Brwi ściągnęły się ku sobie w wyrazie konsternacji. Czego jak czego, ale tak płynnej angielszczyzny zdecydowanie się nie spodziewało i to właśnie ona rozpaliła wiele czerwonych lampek buzujących obecnie cichym odgłosem w głowie Black. Zniknął jednak równie szybko co się pojawił, nie marnując nawet sekundy na siedzenie w budynku. Dziewczyna westchnęła więc głęboko, zastanawiając się o co tu w ogóle chodziło i jakim cudem znalazła się w tej zapadłej dziurze, skoro ostatnie co pamiętała, to leżenie z zamkniętymi oczami we własnym łóżku w domu w przestronny lesie.
  Rozwierając ponownie powieki znów skierowała wzrok na siedzącego naprzeciwko psiaka. Teraz, gdy był już w pełni świadom otoczenia i świdrował ją wzrokiem, mogła rozpocząć to, do czego od początku dążyła. Błądzące oczy zwierzęcia sprawiły jednak, że znieruchomiała w połowie wyciągania ręki, zaraz przechylając też głowę delikatnie na bok. Nie zastanawiając się nad tym zbyt wiele powiodła spojrzeniem z powrotem w głąb... czego tak właściwie? Wszystko wskazywało na to, że celi.
  Mięśnie zadziałały samoistnie, spinając się jednym konkretnym prądem i unosząc ciało wiedźmy w górę. Wróciła do poprzedniego miejsca — do obskurnego łóżka, do ledwie stojącego na czterech nogach stolika tuż obok. Raz jeszcze przyjrzała się zimnemu posiłkowi, starając się ocenić czy tak właściwie nadał się do spożycia dla kogokolwiek, nie chciała wszak czystym przypadkiem otruć ani siebie ani jedynego w tym padole towarzysza. W moment później znów westchnęła, w jedną dłoń chwytając miskę, a w w drugą kawałek czerstwego chleba. Kilka krótkich chwil wystarczyło, by na powrót usiadła tuż przy kratach, wystawiają miskę tak blisko nich, jak tylko się dało.
  — Jesteś głodny, hmm? — mruknęła w kierunku psiaka odrywając — odłamując? — część kromki. Kawałek wylądował ułożony na otwartej dłoni, wiedźma zaś wyciągnęła rękę poza kraty, oferując zwierzęciu poczęstunek. Nie pospieszała go, nie wykonywała też żadnych gwałtownych ruchów, zamiast tego mówiąc do niego łagodnym głosem. — Nie zrobię ci krzywdy, wiesz o tym. Wyczuwacie takie rzeczy, prawda?
  Oczekując aż psinka wykona ruch obróciła twarz, starając się dojrzeć wnętrze pozostałej części chatki. Barwne ślepia otaksowały wpierw drzwi, których wcześniej użył mężczyzna, później omiotły pozostawione same sobie papiery. Rozejrzała się również w poszukiwaniu jakiegokolwiek innego okna prócz tego, które odbijało odcienie ognia. Nerwy pnące się w górę kręgosłupa starał się na razie ignorować, lecz wewnętrzny instynkt jeszcze nigdy jej nie zawiódł — musiała się stąd czym prędzej wydostać, znaleźć drogę inną, niż główne wejście, które zapewne zaprowadziłoby ją przed oblicze wcześniejszego faceta. Ucieczka mijałaby się z celem, gdyby otwierając drzwi stanęła przed jego zmarszczoną od złości twarzą.
  Ciche tuptanie stawianych na ziemi łap wybudziło Black z ciągu myśli. Zerknęła niespiesznie w kierunku podchodzącego psa, przyglądając się uważnie węszącemu w powietrzu ciemnemu nosowi, uważnym ślepiom doszukującym się śladów podstępu. Zaoferowała mu wpierw kawałek chleba, a następnie, jeśli na to pozwolił, sięgnęła bardzo powoli kudłatego łba, przemykając delikatnie palcami za kosmatym uchem. Ciepły uśmiech rozjaśnił twarz wiedźmy, gdy na moment udało jej się oderwać myśli od wszystkiego dookoła, skupić na głaskaniu zwierzęcia.
  — Będziesz tak miły i pozwolisz mi zabrać klucz, kochanieńki? — mruknęła przyciszonym głosem, nie zauważając nawet, ze angielszczyzna naznaczyła również i jej słowa. Spróbowała wplątać paliczki pod sznurek opleciony wokół karku zwierzęcia i zdjąć go na tyle delikatnie, by nie spłoszyć psiaka. Wolną ręką zaoferowała mu również miskę wypełnioną pasternakiem.



眠そう悪夢のコーナー AKUMU NO KŌNĀ - Page 2 Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Shirshu Black

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Munehira Aoi, Ejiri Carei, Seiwa-Genji Kamiko, Satō Kisara, Yakushimaru Seiya and szaleją za tym postem.

Hasegawa Jirō

Pią 29 Wrz - 22:39
  Rozważał zrobienie kanapki z tego, co pozostało w lodówce - półek i światła.
  Tosia kotłująca się w łazience dawała nadzieję, na szykowanie się do wyjścia, a co za tym szło, na pójście po zakupy i przyniesienie staremu ojcu jakiegoś żarełka. Chyba, że młoda szykowała się już do spania i ani myślała ruszać zadu na zewnątrz. Jiro stłumił kolejne ziewnięcie, orientując się, że nawet nie wie jaka jest pora dnia. Całkowicie stracił poczucie czasu.
  Z rozmyślania wyrwał go dźwięk tuptania, w kierunku którego od razu mimowolnie spojrzał. Spodziewał się wszystkiego, przemarszu kocich duszków, korowodu szczurów czy nawet ostentacyjnego protestu karaluchów, które nie chciały żyć w takich warunkach. Wszystkiego, ale nie warzyw. Drepczących i drących się w niebogłosy, co właśnie urządziła mu marchewa.
  Hasegawa zmrużył oczy z bólu i od razu osłonił uszy przed tym skowytem.
  – Akurat ty pizdy nie drzyj, nikt nie lubi marchwi – warknął, żałując tego w chwili, w której niektóre z warzyw przypuściły atak.
  Teraz już nie wiedział czy nadal był pijany, czy te małe cholerstwa były yokai. Żadna z opcji nie była tą lepszą. Obawiał się też, że Toshiko mogła mieć rację, mówiąc mu, żeby w końcu wyniósł śmieci, bo te niedługo same stąd wyjdą.
  Bez zastanowienia walnął pięścią w pomidora, który ośmielił się zagrozić Karmelkowi, i rozpaćkał warzywo na kuchennym blacie. Odebrał keczupowym zwłokom nóż do masła i wycelował nim ostrzegawczo w ziemniaka, który jeszcze przed chwilą próbował ustrzelić go z bananowej armaty.
  – Każdy, który wyda mi tą pyrę, będzie mógł stąd odejść. Reszta podzieli los pomidora.

siła fizyczna: 23 + 45 = 68 (powodzenie)




Hasegawa Jirō

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Shirshu Black, Munehira Aoi, Amakasu Shey, Ejiri Carei, Vance Whitelaw and szaleją za tym postem.

Yakushimaru Sakuya

Sob 30 Wrz - 0:18
Czy był jakiekolwiek szanse, że nie znajdywał się aktualnie w śnie? Sprzęt do wirtualnej rzeczywistości pozostawał poza jego finansowym budżetem. To z pewnością odpadało. Może był to po prostu sen, w którym nie był w stanie niczego kontrolować? Tylko dlaczego miałby pojęcie o tym, że śpi? Kolejny pytania pobudzały tylko myśli nastolatka, który często słuchając rodzinnych kłótni na uboczu nasłuchał się już miliona możliwych, życiowych scenariuszy. Rozważanie opcji porwania, czy jakiś nadnaturalnych cudów-dziwów i magicznych transportacji pomiędzy wymiarami za pomocą ciężarówki musiało jednak zaczekać. Nie zdążył też przyjrzeć się samej broni lub przetestować jej użyteczność. Nie. Kiedy do jego uszu dobiegł niekoniecznie najprzyjemniejszy odgłos - zastygł w bezruchu. Na samą myśl dosłyszanym odgłosie, pobladł na twarzy. Jego oddech przyspieszył, a nerwy na swój sposób zaczęły wygrywać z jakimkolwiek opanowaniem. Nie patrząc więc za siebie, ruszył w kierunku zupełnie przeciwnym do źródła dźwięku przyspieszając z niemrawego, ledwo zauważalnego tempa do niemal panicznego biegu. Po co leczyć rany, jeśli można im zapobiec? Nie miał w tym momencie chwili na to, aby upewniać się, czy coś za nim nie podążało. Nie miał też chwili na to, aby myśleć o jakimkolwiek planie. Do tego wszystkiego, drogowskaz powinien doprowadzić go do miasta, czy czegokolwiek, co mogłoby jakoś stanowić jakieś schronienie dla jego osoby. Wilki, czy psy raczej zdmuchiwały budynki tylko w bajkach, które miały straszyć dzieci, nie?
Yakushimaru Sakuya

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Shirshu Black, Munehira Aoi, Ejiri Carei, Shiba Ookami, Itou Alaesha and Hasegawa Izaya szaleją za tym postem.

Hasegawa Izaya

Sob 30 Wrz - 1:25
  No oczywiście, że tak pięknie znów nie mogło być. Co za porażka. Jednak wpadł spod deszczu pod rynnę. To powietrze było równie paskudne, co i tamto w przeludnionym metrze. Sam zaczął się zastanawiać czy warto było jednak wysiąść z metra tak wcześnie, czy nie przeboleć tej całej jazdy. Cała otoczka tego miejsca była jakaś taka złowroga. Gdyby był kotem, to najprawdopodobniej by się najeżył jak na widok psa.
  Izaya momentalnie przetarł czoło, gdy pierwsza kropla spotkała się z jego skórą. Jeszcze tego brakowało, aby zatrzymać się w takiej zapyziałej dziurze. Widok nędzy i rozpaczy. Choć nie, bo zwykła latarka w telefonie znów tak dobrego światła nie da, więc znów takiej nędzy dokładnie zobaczyć nie mógł. Już chciał zawrócić, chciał wrócić do metra. Spóźnił się. Jak tylko odwrócił głowę - metro odjechało.
  Oczywiście, jak na złość zasięgu też nie będzie. Czy tutaj cokolwiek właściwie jest, oprócz tego cholernego grzyba i wilgoci? Prawdopodobnie nie. Pozostało mu tylko znaleźć wyjście. Tak więc też postanowił, iść w głąb przystanku, na którym się zatrzymał. Wystarczyłoby, aby znalazł ścianę i powoli podążył wzdłuż niej, aby odnaleźć wyjście. Przecież to nie jest możliwe, aby został uwięziony w takim miejscu! Gdyby ten przystanek nie funkcjonował, wtedy metro by się tutaj nie zatrzymywało. Prawda?
  Teke teke? Zamarł w miejscu i powoli zwrócił twarz w stronę dźwięku. Tak jak na ogół horrorów się nie bał, a koszmarów nie przeżywał w jakiś tragiczny sposób - ale kiedy nie spał? To kompletnie inna bajka. Zwykłe zajście od tyłu może zaskoczyć i przestraszyć.
  Mało tego! Oczywiście, że czytał przeróżne informacje wrzucone do internetu, a także pamiętał sporo tych, które zostały przekazane ustnie. Nie trudno było skojarzyć zagadki tajemniczych morderstw połączonych z jakąś rozjechaną dziewczyną. Sam co do tej sprawy miał pewne wątpliwości czy przypadek tej dziewczyny to był zwykły nieszczęśliwy wypadek, czy celowo ktoś ją wepchnął na szyny. To jest jedyna fascynująca rzecz w tej sprawie. Gdyby był detektywem, to pewnie cieszyłby się jak głupi, że miałby szansę rozwikłać tą tajemnicę na własną rękę.
  - O-o kurwa. - Widok niewyraźnej sylwetki wymusił na nim wykrztuszenie jednego cichego przekleństwa. Czysta panika i nie pierwszy raz mu się to przydarzyło. Nagły przypływ ciepła w górnych partiach ciała, szybsze bicia serca. To norma.
  Wykonał kilka powolnych kroków w tył, będąc zwróconym ciągle twarzą do nieznajomej, ledwo widocznej postaci. Lepiej mieć na uwadze wszystkie ruchy, prawda? Prawda?! Starał się uspokoić wszelakimi mu znanymi sposobami, a mówienie sobie, że to najprawdopodobniej losowa osoba, która będzie zaraz czekać na swoje metro - nieszczególnie pomagało. Całe to paskudne otoczenie i ten natłok myśli krążący wokół szalonych morderstw nie polepszały sytuacji.
  - P-Przepraszam! Czy wiesz może gdzie jest wyjście? - Głos mu zadrżał, gdy głośno wypowiedział te słowa. Trzeba się przemóc, aby udowodnić samemu sobie, że ta histeria jest absurdalna.
  I oby faktycznie taka była.
Hasegawa Izaya

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Shirshu Black, Munehira Aoi, Amakasu Shey, Ejiri Carei, Shiba Ookami and szaleją za tym postem.

Seiwa-Genji Enma

Sob 30 Wrz - 21:06
Serce boleśnie zakuło, a w płucach zabrakło powietrza. Czas zamarł, a zamazane wspomnienia skumulowały się w jedną masę, uderzając chłopaka z każdej strony.
Myśli chaotyczne, niepoukładane i nieposegregowane kąsały jak tysiące żmii. Drżał z zimna, jednocześnie czując gorące krople potu spływające wzdłuż kręgosłupa. Nie był w stanie się ruszyć, nawet wtedy, kiedy w pomieszczeniu pozostało jedynie echo stworzenia. Istoty. Yokai.
Czas ponownie ruszył.
I choć zdawało się, że trwało to wieki, w rzeczywistości minęło zaledwie kilka nic nie znaczących sekund. Serce uspokoiło się, oddech powrócił. Wystarczyło jedno spojrzenie w oczy.... tego czegoś, aby Enma poznał prawdę.
To nie był Teru.
Doskonale pamiętał chłód ostrza na swej szyi. Gorąc języków płomieni. Zapach palonego, ludzkiego mięsa. I jego spojrzenie. Spojrzenie, które było tak daleki od obłąkania.
Nie czuł złości. Nie czuł wściekłości. Ani też tęsknoty. A jedynie czystą gorycz obrzydzenia, że jakiś zapchlony yokai śmiał spróbować imitować jego brata. I do tego zrobił to tak nieumiejętnie. Teru nie było na tym świecie. Nawet w postaci yurei. To była prawda, którą Enma przyswajał do serca od jakiegoś czasu.
Podszedł do miejsca, gdzie jeszcze parę sekund temu stało to coś i schylił się po wypuszczone zdjęcie. Przyjrzał mu się pobieżnie, a na ustach pojawił się uśmiech. Gorzki. Nieprzyjemny. Zdegustowany. Zgniótł papier i rzucił go za siebie, podchodząc do szafek w salonie. W pierwszej poszukał latarki, którą spróbował odpalić, jednakże jeżeli ta nie działała - postawił na bardziej tradycyjne rozwiązanie. Świeca. Najpierw spróbował zapalniczką, potem zapałkami. Miał nadzieję, że chociaż drobne światło rozegna mrok.
Następnie sięgnął do kolejnej szafki, skąd wyciągnął zapasowe aparaty słuchowe. Ale jak się mógł spodziewać - również i one nie działały. Zaśmiał się gorzko.
- Pierdolone żarty. - powiedział pod nosem, pozwalając sobie na większy uśmiech. Skoro yokai chciał zagrać w grę, to Enma zostanie graczem.
Wrócił do pokoju, gdzie przebrał spodnie, zarzucił podkoszulek a potem ciemną bluzę oraz trampki. Jego ruchy były pospiesznie, ale też nie chaotyczne. Wychodząc z pomieszczenia chwycił jeszcze po katanę, którą zamocował u boku paska. Wróciwszy do salonu, skierował kroki w stronę kuchni, skąd zabrał małą, metalową latarnię, którą kiedyś otrzymał od Hecate na Halloween, a której nie schował, przez co stała mu cały rok. Otworzył drzwiczki i wsadził do środka świeczkę, o ile ta płonęła. Do kieszeni bluzy wrzucił jeszcze jedną świeczkę oraz zapalniczkę i pudełko zapałek. Nim jednak wyszedł na zewnątrz, musiał zrobić jeszcze jedną rzecz. W przedpokoju zgarnął opaskę do włosów, która założył, odgarniając tym samym zbyt długą grzywkę do tyłu. Skoro nie słyszał to nie mógł pozwolić, aby cokolwiek przeszkadzało mu w uważnym obserwowaniu otoczenia.
A potem wyszedł z domu z zamiarem zapolowania.


眠そう悪夢のコーナー AKUMU NO KŌNĀ - Page 2 Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma

Warui Shin'ya, Hecate Shirshu Black, Munehira Aoi, Amakasu Shey, Ejiri Carei, Vance Whitelaw, Shiba Ookami and szaleją za tym postem.

Warui Shin'ya

Sob 30 Wrz - 21:42
Zrobił krok.
Choć bardziej pół.
Zdążył zamaszyście szarpnąć za drzwi kamienicy prawie wyrywając je razem z zawiasami, odkleić podeszwę od ziemi i wystawić stopę za próg, kiedy wizg hamujących kół zagłuszył wszystkie myśli, przez które biegł na złamanie karku. Zatrzymał się z debilnie uniesionym adidasem i z powietrzem, które wróciło mu do płuc w zachłyśnięciu. W ostatniej chwili poderwał nerwowo głowę i dostrzegł jak maska rozpędzonego samochodu wbija się w kobiecą sylwetkę wyrywając ją z miejsca jak chwast. Czas jakby zwolnił, rozciągnął sekundy do minut, wyostrzył pojedyncze detale do bolesnych intensywności. Zakuło go pod powiekami, a mimo tego nie zamknął oczu. Nie był w stanie, rejestrując wszystko, co rozlegało się tuż przed nim. Kilka kropel krwi, nienaturalne, pozbawione kości wygięcie ciała, rozwiane pasmo włosów, wytrącone z recepturowej gumki. Kątem oka wyłapał, że ofiara była brzemienna - i może to go tak zszokowało, totalnie unieruchamiając, a potem nagle popychając w tył. Wpadł na drzwi, postępując dwa chwiejne kroki, w porę łapiąc się starej, mosiężnej klamki. Jak przez mleczną mgłę rozumiał na co patrzy. Działo się za dużo. I za szybko. Organizm nie nadążał za umysłem, który starał się wychwycić każdy bodziec. Smuga wystrzelona z przedniej szyby samochodu razem z trzaskiem tłuczonego szkła, dziwny huk dobiegający z góry, jakiś mokry szelest. To ostatnie brzmiało jak zepsute łącze antenowe; jakby cały obraz w telewizorze pokryły ziarna, wszystko w drażniącej melodii białego szumu.
Miał wrażenie, że rzeczywiście wyświetla się film; że stał się aktorem jakiejś sceny akcji. Palce zamknęły się mocniej na pochwyconej klamce, gdy zgasła jedna z lamp ulicznych. Dopiero zwracając ku niej zdezorientowane spojrzenie wychwycił liczbę; łącznie cztery słupy.
Przełknął żałośnie ślinę.
W migotliwych sekwencjach cztery razy też błysnęły.
Nie chciał wracać na górę, ale dźwięczny strumień z prawej i to, jak plamy wokół latarni znikały i pojawiały się w takt serca zmusiły go do bezsensownej reakcji. Z hukiem zamknął drzwi, cofając się do schodów. Dopiero co po nich zbiegł, sadząc po trzy stopnie, a teraz miałby się nagle zawrócić? Obrócił się bez żadnej sensownej koordynacji ruchowej, włażąc na pierwszy schodek. Zwykle potrafił przejść po ciemku do swojego mieszkania nawet nie próbując uważając; znał każdą skrzypiącą deskę tego budynku. Teraz jednak we łbie miał pulsującą pustkę. Kac dobijał podczas próby powrotu i Shin miał wrażenie, że im wyżej się znajduje, tym bardziej podnosi się też poziom kwaśnej żółci w przełyku.
Ale ten wodny dźwięk...
Tsunami?
W mieszkaniu był Ye Lian. Jeżeli to faktycznie katastrofa żywiołowa to...
- WSTAWAJ! - wrzask przeszył mieszkanie, do którego wbiegł jak chwilę temu wybiegł, wyglądając jak niezdecydowany oszołom w drzwiach obrotowych. Uwieszony ramienia plecak obił się o framugę, kiedy Warui wtargnął do środka, od razu przerzucając wzrok na wnętrze w gwałtownej analizie.
Coś się rozbiło; pamiętał.
Coś u niego.
Co mogło się tu roztrzaskać w wypadku bardziej od jego godności tej nocy?


従順な


Warui Shin'ya

Seiwa-Genji Enma, Ye Lian, Hecate Shirshu Black, Munehira Aoi, Ejiri Carei, Shiba Ookami, Satō Kisara and szaleją za tym postem.

Satō Kisara

Sob 30 Wrz - 23:52
 Dlaczego korytarz był tak cholernie długi?
 Kisara miała wrażenie, że już dawno powinna dotrzeć do jego końca i przejść w kolejne skrzydło szpitala. Tymczasem zdawało jej się, że im szybciej szedł, tym bardziej się rozciągał, przez co narastała jej nagła panika. Raz myślała już, że dotarła do źródła mieszanki zapachów ze względu na jej natężenie w danym miejscu, lecz ostatecznie nic z tego — w szpitalu panowała cisza, nie była w stanie dostrzec żywej duszy… i martwego ciała również nie. Gdy więc rozległ się niespodziewanie niepokojący dźwięk, odznaczał się on od milczącego otoczenia jak smoliście czarne litery na nieskazitelnie białej kartce papieru.
 Jego charakter spowodował, że w żyłach zamarzła jej krew. Jego płacz był utwierdzony w jej głowie licznymi sytuacjami, w których to pomagała mu się uspokoić, ale też które — świadomie czy nie — powstawały z jej winy. Chęć niesienia ukojenia była niezwykle silna w Kisarze, a w przypadku drugiej opcji tym bardziej podsycana okropnym poczuciem winy. I teraz pragnęła odnaleźć Kurou i go natychmiast pocieszyć. Nie docierała do niej wcale absurdalność tego, że głos mógł należeć tylko do dziecka, którym od dawna chłopak już nie był, a w dodatku Kisara, choć o parę lat starsza, pozostała w tej rzeczywistości dorosłą. Myśli miała zaprogramowane tylko w tych kilku konkretnych kierunkach: odnaleźć; zaopiekować się; dowiedzieć się, co się stało — logika zeszła zatem na bardziej odległy plan.
 Głos ugrzązł mu w gardle, gdy wreszcie go dostrzegł. Nie zdziwił się nawet, gdy jego oczom ukazał się jednak dorosły mężczyzna, a nie — tak jak się spodziewał — małe dziecko. Od pewnego czasu Kisarze zdarzało się… widzieć pewne dziwne rzeczy; prawie jakby miał halucynacje. Tak przynajmniej mu się wydawało; zauważał postaci, których inni już nie byli w stanie dostrzec. Gdy kolejny raz ktoś odpowiedział „nie” na pytanie „czy ty też to widzisz?”, Kisara nieco przestał ufać samemu sobie. Aż do chwili, w której okazało się, że to wcale nie były przywidzenia.
 ...och.
 Dotarło do Kisary, że sylwetka chłopaka nie wygląda normalnie. Prawie jak… ducha.
 I wtedy dotarła do niego rzeczywistość — a raczej przypomniał sobie o niej — że Kurou istotnie przecież zmarł. Poczuł bolesny ucisk w trzewiach, napędzany zarówno cierpieniem z tej straty, jak i potężną antycypacją. Czyżby— czyżby wreszcie dane mu było go spotkać? Po takim czasie? Po tylu poszukiwaniach?
 Intensywność tęsknoty za bratem, która rozlała się w jego sercu, ale też bólu, jakie spowodowało zadane przez niego pytanie, niemal ścięła do z nóg. Bez chwili wahania, pomimo mrocznej aury, podbiegł do brata.
Nareszcie, nareszcie, nareszcie…
 — Przepraszam, Kurou, wybacz— wybacz mi, błagam. — Nie zauważył nawet, jak łzy popłynęły mu po policzkach. — Tak się cieszę, że w końcu cię znalazłem…
 I sięgnął dłonią, by położyć ją na ramieniu chłopaka i obrócić go przodem do siebie.



   
   

     WAS IT JUST A DREAM?
   

   

     AM I IN TOO DEEP?
   

Satō Kisara

Hattori Heizō, Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Shirshu Black, Munehira Aoi, Ejiri Carei and Itou Alaesha szaleją za tym postem.

Munehira Aoi

Nie 1 Paź - 14:50
  Ciągły stan zdezorientowania, przeplatany narastającą frustracją, odnalazł swoje ujście w zgrzycie zębów. Szczęka zacisnęła się machinalnie, kiedy całe ciało spięło linię mięśni i struny ścięgien. Powinien policzyć oddechy, skupić się na nich, a nie na szeleście sztucznego materiału nawleczonego na korpus, który targał już i tak przebodźcowanym umysłem. Poczucie zagubienia zawsze rodziło gniew, a gniew mamił na tyle silnie, aby zamiast racjonalności, wypchnąć na front agresję, bo jej wybuch, jej obecność oczyszczała; na chwilę, na krótki moment, ale teraz nawet i ona, w akompaniamencie psich stęknięć w głowie, zdawała się odległa i zmrożona jeszcze w sopel. Stupor. Trupie, skostniałe zawieszenie, gdy serce przyśpiesza z każdą mijającą sekundą, a oddech stawał się płytszy.
  Jak z bezdennej otchłani, urzędnicza deklamacja jedynie smaga świadomość — wszystko przecież zawsze załatwiał w terminach, zawsze był na wszystko przygotowany, miliony przypomnień, tysiące alarmów, sprawy rozwiązywane, zanim były w stanie się zaognić, a teraz to? Jaki kurwa kredyt? Na wszystkich łaskawych Bogów, na czorta kredyt? Nikt przecież nie miał dostępu do kart, nikt poza nim samym nie miał pieprzonego dostępu do JEGO dokumentów. Błędy, które nie powinny się nigdy pojawić, urwany schemat, zaburzenie ładu, bez którego nie potrafił funkcjonować. Panika.
  Wszystko się ułoży, wszystko można przecież racjonalnie wytłumaczyć, nic się nie dzieje... Nic takiego się nie dzieje...
  A działo się przecież wszystko.
  Aoi powoli podniósł się z ławki, odkładając telefon na jej siedzisko, ponownie pozwalając wiadomościom rozedrzeć eter. Shura. Kardamon. Dlaczego powiadomień jest tak wiele? Dlaczego nie pamięta, jak się tutaj znalazł? Dlaczego nagle wszystko wali się na mordę i brnie w błocie, kiedy przecież na kilka ostatnich tygodni odzyskał spokój. Shura. Kardamon. Nie wiedział już sam, czyjej wiadomości obawiał się bardziej. Pytania gromadziły się i dusiły, kiedy odpowiedź zdawała się nie istnieć; ale przecież był tutaj, fizycznie, czuł to pod palcami, które przez krótki moment z głębokim obrzydzeniem wymalowanym w grymasie na spiętej skupieniem twarzy, biegły przez ramiona, tors, do brzegu dresowej bluzy.
  Ponowne szczęknięcie ogniw łańcucha, kiedy w lekkim, niepewnym kroku postarał się odnaleźć równowagę w pionie, zatrzymał dudniące serce. Przykucnąwszy, obiema drżącymi dłońmi przesunął przez oczka metalu, najpierw sprawdzając jego długość, aby po chwili skupić opuszki na kłódce. Poznać fakturę, materiał, a co ważniejsze — NA CO DO JASNEJ CHOLERY TO GÓWNO BYŁO ZAMKNIĘTE.


眠そう悪夢のコーナー AKUMU NO KŌNĀ - Page 2 0YAOCnr
Munehira Aoi

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Shirshu Black, Ejiri Carei, Shiba Ookami, Satō Kisara, Yakushimaru Seiya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.

Mistrz Gry

Wto 3 Paź - 5:29
Jiro

Wśród niewinnego i nieznany ci sposób ożywionego jedzenia sam twój widok budził niesamowity terror. Ciężko było stwierdzić czy to dlatego że ludzie są w stanie zjeść każde z nich, czy może dlatego że potrafisz wyczuć każdy okruszek jaki się próbuje przed tobą schować. Pomidor pod twoją pięścią zmiażdżył się dokładnie tak jak to jego gatunek miał w zwyczaju. Pomidor przy drzwiach widząc to zaczął drzeć się głośniej niż wcześniej marchewa, która dostała depresji po twoich słowach i skoczyła do zlewu uprzednio odpalając młynek. Dała się poszatkować. Może też dlatego ze zaraz po twoim wyzwisku, inne warzywa i owoce też zaczęły na nią najeżdżać i nawet pluć? Smutny widok. Nawet jeśli to marchew. Fuj.
O wiele bardziej była poruszająca sytuacja z małymi pomidorkami koktajlowymi, które w momencie wrzasku pomidorowej matrony, otarły łzy i zbiły się w szyk. Ruszyły szturmem. Pyra którą żądałeś by zdradzono i wydano, zaczęła wykrzykiwać słowa w języku, którego nigdy wcześniej w życiu nie słyszałeś.
Każdy ocaleniec, który nie został pożarty przez tuszkota, rzucił się na ciebie. I chociaż mogłeś zgnieść i odkopać kilka z nich, to reszta zaczęła się na ciebie wspinać boleśnie wgryzając się w twoje ciało. Brokuł odgryzł nawet mały kawał mięsa.
Z dobrych wieści było to, że Karmelek bezlitośnie konsumował warzywnych przeciwników. A tuszkot lawirował po podłodze w formie wąskiej czarnej plamy, z której się wyłaniał by pożreć ofiarę. Szczerze mówiąc przypominało to film Szczęki.
Problem jest taki że kilka bakłażanów pobiegło w kierunku łazienki i tym razem nie było tam tuszkota by je powstrzymać. Wkrótce potem do twoich uszu dotarł głuchy dźwięk jakby coś się przewróciło i solidnie uderzyło w podłogę.

Enma


Wiesz że istniały Yokai które były zdolne podszywać się pod innych oraz takie, które specjalnie wcześniej grzebały we wspomnieniach, by wygrzebać jakieś brudy. Możliwe że ze sobą współpracowały, by uprzykrzyć ci życie jeszcze bardziej ale nienajlepiej im to wychodziło? A może to twoje wspomnienia odnośnie brata były wyidealizowane? Nawet w momencie w którym nastała tamta pamiętna noc? W końcu gdzieś ci się obiło o uszy(kekw), że w ramach potężnej traumy i ciężkich przeżyć, mózg był w stanie je wyprzeć i zniekrztałcić? Chyba że wizerunek brata nie był zaczerpnięty z twoich wspomnień, ale jaka była na to szansa? Pytań było wiele, odpowiedzi mało, a zimną krew trzeba było zachować, prawda?
Świece, zapalniczka i zapałki działały bez problemu. Cokolwiek stało się z elektroniką wydawało się nie mieć żadnego wpływu na urządzenia nie opierające się o nią. I faktycznie... Z zapasowymi aparatami miałeś mniej szczęścia. Szwankowały, ale zdecydowanie działały. W minimalnym stopniu i w porównaniu do tych, które nosiłeś normalnie. Było z nimi nieznacznie lepiej niż bez nich, ale to nadal nie było to samo co działające i w pełni sprawne.
Na klatce schodowej było ciemno, a winda nie działała. Mogło Ci delikatnie ulżyć kiedy zza drzwi jednego z sąsiadów dochodził zagłuszony przez szumy dźwięk, który prawdopodobnie był chrapaniem. Nie było światła, ale przynajmniej nie wcięło nigdzie ludzi. Jeśli chodziło o latarnie, to zdecydowanie powinieneś kupić Shirshu coś w zamian. Sprawowała się znakomicie w rozświetlaniu bezkresnego mroku. Samej obecności już nie czułeś. Była daleko i poza zasięgiem w którym mógłbyś wyczuć jej "smród".
Kiedy w końcu udało ci się dobiec na dół, latarnia oraz księżycowe światło oświetliły to czego zdecydowanie widzieć nie chciałeś. Miasto było zalane, a znad tafli wody wystawały jedynie dachy niektórych samochodów. Miejskie latarnie nie działały, a księżyc nie świecił aż tak mocno żeby oświetlić wszystko. Czasem jednak pomagały ci małe błyski z niebios, z kierunku Asakury. Wyglądało na to że nad dzielnicą rozpętała się potężna burza, ale to raczej nie ona była przyczyną zalania miasta. Może najwyżej nieco się do tego przyczyniła.
Mogłeś ruszyć dalej skacząc po dachach aut jak po wysepkach, tyle że musiałeś uważać, by przypadkiem nie zgasić latarni. W wodzie pływało kilka ciał topielców... Widać nie każdy umknął żywiołowi.

Carei


Niepewność uderzyła w ciebie nie oszczędzając na sile. A co jeśli naprawdę wtedy jednak zostałaś na oddziale i do tej pory nieustannie byłaś na lekach? Yurei, yokai, tamta sytuacja w tunelach i w gabinecie luster... nigdy nie miały miejsca, były to tylko wymysły twojej wyobraźni wariatki wsparte lekami? Byłaś zdrowa? Byłaś chora? Czy Jiro którego poznałaś w ciemnej uliczce po tym jak chciał się dowiedzieć czegoś o Kyou, był tak naprawdę uroczym pielęgniarzyną? Czy tamto wspomnienie też było fałszem? Historią z obrazu? Ale czemu nie pamiętałaś ani chwili z przybytku?
Po tej myśli nadeszła kolejna. A co jeśli jesteś jak dziewczyna z filmu która po każdym śnie traciła pamięć? Jak długo już tu jesteś? Ten natłok wywołał to czego w sumie mogłaś się spodziewać. Migrenę. - Oh nie, znowu to samo. - Powiedział do samego siebie Jiro szeptem, ale na szczęście twój słuch nie był jak Enmy. Mogłaś go usłyszeć praktycznie bez problemu. Odchrząknął i następne słowa skierował w twoim kierunku. - Jesteś tu ponieważ cierpisz na potencjalną Shizofrenię oraz na zaburzenia świadomości. Nie jest to pewna diagnoza, ponieważ dotychczas jedynymi objawami są u ciebie omamy wzrokowo słuchowe. Wielokrotnie upierałaś się że widzisz martwych ludzi. - I faktycznie tak było. Nawet teraz widziałaś jak Yurei w szpitalnych ciuchach błąka się po korytarzu, tylko po to, żeby gdzieś zniknąć. -To przynajmniej moja diagnoza. Lekarze mają podzielone zdania co do twojego stanu. Dlatego póki co dostajesz najmniej inwazyjne medykamenty. - Kolejna świadomość. Czy Jiro byłby w stanie wymówić tak wiele naukowych słów? Byłby w stanie wydać diagnozę inną niż, "chuj, trudno. Odcinamy"? - Tak, Shey. Była twoją współlokatorką przez długi czas. Miała podobne objawy do twoich, tylko... dochodziła do tego również psychoza, uporczywe samookaleczanie w postaci gryzienia się do mięsa i skłonności do wybuchów agresji. - Odpowiedział tonem tak słodkim i grzecznym, że rzygnąć można było. Coś tu było nie tak...
W końcu zamknął Cię w twoim pokoju i przez kraty w drzwiach powiedział- Poczekaj chwilę, muszę iść po twoje tabletki. - Odszedł od drzwi zaraz po tym jak je zakluczył. W pokoju były dwie prycze, nocniki i wysoko umieszczone okno wyryte kratami. Wpadało przez nie wieczorne światło, i było słychać miasto za nim żyjące. Te wraz z biegiem czasu zaczynało cichnąć, a słońce zachodzić. Jiro nie wracał. Uczucie niepokoju na twoim karku rosło do momentu w którym osiągnęło punkt krytyczny. Wyjebało prąd, a miasto było ciche. Po korytarzach szpitala niosły się echa łupnięć, upadających przedmiotów oraz... krzyków. Nie radości, a terroru. Drzwi były zamknięte, aż w końcu wbiegła przez nie Yurei którą widziałaś wcześniej. - Musisz uciekać. Nie jest tu już bezpiecznie. - Była spanikowana i dyszała w przerażeniu. Spojrzała na drzwi, zrobiła duży rozkrok, przykuc i zaczęła stękać niczym przy oddawaniu fekaliów. Drzwi się otworzyły, a ona zaczęła dyszeć. - Już... I nie rozmawiaj z nikim. Z oddziału zamkniętego uciekli psychole... Oni mordują wszystkich, a niektóre... - Nie dokończyłą, tylko zasłoniła usta. Chyba mogłaś się domyśleć o co chodziło. Ale z dobrych rzeczy... Może jednak nie byłaś chora? W końcu rozmawiałaś z duszą i nawet udało się jej otworzyć drzwi. Nim powiedziała coś więcej, po korytarzu rozległ się maniakalny śmiech, a zaraz potem... Krzyk kobiecy. Dobiegał on z prawej strony. Lewa wydawała się czysta.

Eji. Przy cichym poruszaniu się po szpitalu rzucaj kością na cichość.
Przy próbie ukrycia się, rzuć na kamuflarz.
Mimo wszystko to sen, więc raz na post masz przerzut dowolnej z kości. Wynik przerzutu nie podlega dyskuzji.


Warui


Dużo rzeczy na raz. Dla niektórych nawet za dużo. Byłeś rudy i życie dało ci większy wpierdol z tego powodu niż innym japończykom. A teraz jakby całe to nieszczęście jakiego zdołałeś jakkolwiek uniknąć zebrało się razem i postanowiło przyjebać Ci z całej siły. Bez litości. Pozornie najgorsze jednak przed tobą. Nawet jeśli ciężarna kobieta zginęła na twoich oczach, to nadal pozostawała dla ciebie nieznajomą. Tak samo jak kierowca auta, który się przyczynił do wypadku i dosyć makabrycznego widoku. Na domiar złego mrygające światła sygnalizujące przeklętą liczbę oraz nadciągająca powódź. Znacznie gorsza jednak była świadomość że coś się stało w mieszkaniu z którego wyszedłeś, a z którego dobiegł niepokojący dźwięk podczas którego w środku była ważna dla ciebie osoba. Biegłeś w ciemności z powrotem do mieszkania tak szybko jak mogłeś, dzielnie przecierając się przez jej objęcia. Biegnąc usłyszałeś coś czego słyszeć nie chciałeś. Głuchy dźwięk uderzenia i trzask łamanych kości. Widok który zastałeś ściągnął jednak twój umysł do urywków przeszłości. Przeszłości która nie chciała cię zostawić, nieważne co zrobisz.
Ye Lian leżał pod ścianą. Wyglądał tak jak szmaciana lalka, którą ktoś postanowił rzucić w ścianę. Nie musiałeś być medykiem żeby wiedzieć co się właśnie stało łącząc to z tym co przed chwilą usłyszałeś. Yelonek w wyniku uderzenia zginął na miejscu.
Okna były roztrzaskane, a odłamki szkła były w środku mieszkania. Kanapa, na której dopiero co spaliście również była wywrócona. Kiedy patrzyłeś na zwłoki Ye Liana, przed oczami stanęły ci krótkie urywki wspomnień. Między innymi przesłuchanie na policji. Zabójca którego nie schwytano, a nawet w niego nie wierzono. Kimkolwiek, czymkolwiek on był, uderzył znowu. Ponownie odbierając Ci kogoś bliskiego i niewiennego. Twoją rozpacz jednak przerwała narastająca ciemność. Już nie chodziło nawet o rosnącą, potężną chmurę burzową nad Asakurą. Mrok powoli zasłaniał widok za oknami w końcu w całości go pochłaniając. Za oknami nie było nic prócz czerni. Ta zaczynała się powoli wlewać do środka niczym gaz połączony z cieczą... czysta ciemność w której czasem dostrzegałeś twarze. Twarze które widziałeś. Twarz swojej matki, Yelonka udręczone i w towarzystwie setek wielu twarzy jakie czasem się w tej ciemności przewijały. Ale tylko te znajome próbowały krzeczeć twoje imię... Próbowały, ponieważ na umęczonych szeptach się kończyło. Nie mieli tyle siły. Byłeś Yurei i miałeś już styczność z Yokai. Mogłeś mieć więc pewność... Że jeden znajduje się zaraz przed tobą. Czy to możliwe że Podszywacz... Był przed tobą? Bezkrztałtna kupa dymu czająca się w mroku? Mogło tak być, albo... Coś po prostu żerowało na twojej psychice i karmiło cię paranoją, która i tak w tobie kipiała od długiego czasu
Telefon zaś nadal nie działał... Ciemność wlewała się dalej pochłaniając światło niczym Jiro darmowe próbki w centrum handlowym. Wyglądało na to że próbowała Cię otoczyć i o ironio, nadal mogłeś uciec z powrotem przez drzwi.

Seiya


Pierwszy strzał, drugi, trzeci. Dzisiaj zdechną wszystkie dzieci. Inaczej nie dało się opisać tego co właśnie działo się w szkole. Każdy przeskoczony stopień zbliżał Cię coraz bliżej do źródła strzałów. Przynajmniej tego najbliższego. Gdzieś daleko pod tobą rozległy się kolejne, a wraz z nimi więcej krzyków, którym nagle zawtórowała eksplozja. Prawdopodobnie granatu, a nie jakiejś lichej petardy za dziesięć yen.
Biegnąc już korytarzem, dostrzegłeś dziewczynę na wózku inwalidzkim, której głowa została przestrzelona. Nie dało się jej rozpoznać, jednak nie miała na sobie szkolnego mundurka. Do tego nieco przytłumiony przez krew, do twojego nosa dobiegał zapach wiosny. Zastanawiać się jak znalazła się tak wysoko, nie musiałeś długo. Biegnąć, a jeszcze wcześniej rozglądając sie udało Ci się zauważyć ze szkoła była dostosowana pod osoby niepełnosprawne. Pozostawało tylko pytanie co ona tu robiła? I kto normalny strzela w osobę na wózku.
Kolejny strzał i krzyk dziewczyny. Zaledwie klasę obok. Wbiegając ujrzałeś swojego brata, który z szerokim uśmiechem i radością w oczach po raz kolejny pociągnął za spust. Rozwalił dziewczynie głowę, której kawałki poleciały na twoje buty. Odgradzało was kilka ławek i parę ładnych metrów. - Sei! Co tu robisz? Też przyszedłeś się zabawić? Wolałbym nie połykać swojej spluwy jak ty fiuty w toitoiach, ale jeśli chcesz to mogę Ci rzucić wolnego gnata. Postrzelamy razem! - To był Saku, który mówił to beztrosko... Zupełnie jak o pieczeniu ciasteczek. Z dołu nadal dobiegały strzały. Przypatrywał się przez moment czytając z twojego wyrazu twarzy. - No co jest? Nie chcesz? Ten świat jest tylko symulacją, zabaw się. Nie chciałeś nigdy rozbryzgać głowy jakiejś burej suki? - Ostatnie słowa mówił wręcz z podnieceniem patrząc na ciało u jego nóg. Nadal trzymał broń. Nabitą.

Itou


Czas nie był twoim sprzymierzeńcem, ale zdecydowanie należałaś do osób które nie dość że miały łeb na karku, to jeszcze potrafiły zachować spokój w tak potwornych sytuacjach. A twoja... Była dużo gorsza niż potworna. Zaletą za to było to że udało Ci się jakoś zwiać z tej przeklętej wanny. I w sumie po uczynieniu tego otrzymałaś pełną wizję pomieszczenia. Wanna stała na podgrzewaczach do garów jakie stosuje się w gastronomii przy wydawaniu posiłków. Zazwyczaj w stołówkach. Oko i dłoń być może przyleiły się wcześniej do ściany wanny? To by tłumaczyło czemu twoje szarpanie się je odczepiło. Samo zagranie z kajdankami było za to sprytne i skuteczne. Udało Ci się jakoś z tego wyślizgnąć. Dosłownie. Kajdanki puściły i uderzyły o brzeg wanny wydając metaliczny odgłos, który nieco rozgelł się echem po tak naprawdę nieco pustawym pomieszczeniu. Na stole który widziałaś wcześniej znajdowały się przybory kuchenne, łom, młotek, zmaltretowane ciało kobiety oraz... Małego dziecka mającego około rok lub dwa. Szyb wyglądał na zakręcony, jednak na oko powinnaś być w stanie go otworzyć. Łomem używając brutalnej siły jaka w tobie gdzieś tam drzemała, lub śrubokrętem który wcześniej znalazłaś. Chociaż to wymagało trochę gimnastykowania i zdecydowanie więcej czasu.
Z drugiej strony dźwięk masywnych kroków zza drzwi stawał się coraz głośniejszy i pewne było że zmierza do tego pomieszczenia. Pytanie tylko czy zdążysz uciec zanim wejdzie do środka? I co z tobą zrobi jeśli Ci się nie uda.
Jeśli się wsłuchałaś, doszło do ciebie że rytm kroków się zmienił. Przyśpieszył. Czy to możliwe że usłyszał metalowy odgłos?
Drzwi same w sobie były jak pamiętasz masywne i wykonane z metalu. Zakluczone na kłódkę od drugiej strony. Ściany za to były prawdopodobnie z betonu. Przy drzwiach widniała równie masywna zasówa, która miała za zadanie zablokować drzwi od śrokda w razie potrzeby. Mogła kupić Ci nieco więcej czasu.

Itou. Jeśli zdecydujesz się otworzyć właz za pomocą łomu, rzuć proszę kostką na siłę fizyczną by zobaczyć czy Ci się uda.
Jeśli zdecydujesz się na śrubokret, rzuć na zręczność lub gibkość. Pamiętaj że ta akcja jednak zajmie nieco dłużej niż użycie łomu.


Shey


Sama niewiedziałaś czemu, twarz z lusterka zapadła Ci w pamięć i ni cholery nie chciała opuścić twoich myśli. I to do tego stopnia że czasem wydawało Ci się że czujesz na karku obcy oddech. Bardzo blisko. Zupełnie jakby ktoś miał Ci się zaraz wgryźć. I za każdym razem gdy się odwracałaś, by temu jebnąć, nie zastałaś niczego jak jedynie powietrze. Widziałaś duchy. Może więc ta skurwiała mała dziwka się przed tobą chowa? Boi się stanąć twarzą w twarz?
Udało Ci się wparować do klatki. Lewdo, ponieważ dosłownie kiedy odrywałaś ostatnią stopę od ziemii, uderzył w nią strumień momentalnie przemaczając. I tak miałaś szczęście że była to jedynie stopa. Gdybyś cała wpadła do wody, mogłabyś szczeznąć w panice. A po panice, pochłonęłyby Cię głębiny których przecież tak nie znosiłaś.
Yurei zdawał się być oderwany od rzeczywistości, zastygły. Jakby jego siła do życia została dawno ugaszona. Przez moment popatrzył na ciebie oczami, które były gotowe w każdej chwili do płaczu. - Uciekaj stąd dziecko. To miejsce... Ona jest wszędzie. Matrona jest wszędzie. Karmi się nami... Uciekaj, zanim będzie za późno by od... - Był przerażony, oddychał ciężko i nawet próbował chwycić cię za dłoń. Szkoda że i tak przenikał. Jendak zdanie przerwał w momencie w którym spojrzał za ciebie. Oddech przyśpieszył, a na miejsce przerażenia weszła panika. Kiedy się obróciłaś za twoimi plecami dostrzegłaś dziewczynkę którą dostrzegłas wcześniej w lustrze. Zaraz obok piąktę innych dzieci, staruszkę, dojrzałego mężycznę i równie dorosłą kobietę. - Dziadku, dziadku. Pobaw się ze mną. - Rzekła mała którą w lustrze widziałaś. Yurei dziadek płakał i zaczął krzyczeć. - Odejdź demonie... To nie jest prawdziwa Annabele. Oni wszyscy nie żyją. - Staruszek zawodził. Widać jego martwa rodzina była dla niego koszmarem za który się obwiniał. Wszyscy spojrzeli na ciebie. Ten sam uśmiech zdobił twarz każdego z nich. - Shey... Może ty się ze mną pobawisz? Twój tata też chętnie dołączy. - Rzekła dziewczynka. Kiedy tylko wymówiła te zdanie, poczułaś ugryzienie na swojej szyi. Tak znajome... W nosdrza wbijał się znajomy ojcowski zapach. Demoniczny skowyt rozległ się z ust żywych trupów. Każde z nich zaczęło na ciebie biec. To był czas na walkę.
Ukradkiem udało ci się wypatrzeć na balkonie drogę ucieczki. Ponton, wiosła i kapoki. Chociaż i tak najpierw trzeba było się rozprawić z upiorną rodzinką.

Shey. Spuść im wpierdol kochanie.

Shirshu

Kimkolwiek był ten nieprzyjemny dżentelmen, to akcent angielszczyzna i ryj jasno wskazywały na to że był z USA. Nawet sama aura tego miejca przywodziła ci na myśl Salem. Prawie jak dom tyle że... Ta cela zdecydowanie nim nie była. Za to przypominała Ci jeden z tych zabytkowych budynków, które widziałaś w Bostonie za dziecka.
Piesek mając nadzieję na posiłek podszeł i zjadł wystawioną część kromki chleba. Zaraz po tym z wdzięcznością zaczął lizać Cię po dłoni. Zabranie mu kluczyka było jedynie formalnością. Nic nie wskazywało na to by miał stawić jakikolwiek opór. Być może surowe szkolenie było zbyt surowe? A może po prostu nie dało się zniszczyć szczenięcej miłości do ludzi.
Rozglądając się wcześniej po pomieszczeniu udało ci się dostrzec jeszcze jedne drzwi. Po całkowicie przeciwnej stronie. Przy nich małe okienko za którym nie było widać nawet śladu światła. Była to prawdopodobna droga na wolność bez ryzyka wpadnięcia na tamtego gnoja. Był również wieszak na którym widniał kapelusz i płaszcz. Męskie, starodawne, ale przynajmniej czarne i lepsze niż szmaty które miałaś na sobie. Szkoda tylko że nigdzie nie było żadnych butów. Psiak miską pastenaku uradował się niesamowicie i zaczął go żreć tak, jakby jutro miało nie nadejść. Brakowało tylko komentarza i śmiechu Makłowicza, jak ten to żre pasternak i będzie to zdrowy piesek.
Wyjście z celi po cichu nie stanowiło dla ciebie wyzwania. Jeśli postanowiłaś przyjrzeć się pozostawionym dokumentom, dowiedziałaś się paru faktów. Wstrząsających i bolesnych. Sama data wskazywała na rok 1692 i Salem. Zaś na dokumentach widniały podpisane i wydane przez kościół purytański wyroki śmierci na rodziny Black i Spellman. Widniały na niej imiona i nazwiska jej ciotki, brata i sąsiadów z Salem. Winą jako ich obarczono było rzekome oddawanie czci Szatanowi, upawianie czarnej magii i zesłanie na miasto plagi, która miała przyszykować je na nadejście piekieł. W domostwach zaś znaleziono świętokratcze teksty, plugawe relikwie, mikstury i spreparowane zwłoki zwierząt. Tego wszystkiego mogłaś dowiedzieć się z przeczytanych dokumentów. Księga zaś która leżała na stole, to nic innego jak Młot na Czarownice.
Po wyjściu na zewnątrz tyłem, uderzyło cię powietrze tak świeże, że było to wręcz niesamowite. Nie unosiły się w nim spaliny samochowe. Jednak kiedy tylko zawiał wiatr poczułaś smród palonego mięsa. Do uszu docierały dzikie wrzaski palonych ludzi oraz wiwaty wściekłego tłumu. Coś się działo po drugiej stronie chaty. Pytanie tylko czy chciałaś to widzieć? Piesek wiernie trzymał się twojej nogi. Wyszedł razem z tobą.

Izaya


To co się działo było nienormalne. Sam też z resztą normalny według niektórych nie byłeś, ale to... To musiały być niesamowite prochy, bo właśnie mówiłeś do połowy dziewczyny. Dźwięk wydawany przez Teke Teke stawał się coraz głośniejszy im bliżej się znajdowała. Wyraźnie też ją widziałeś. W momencie w którym się do niej odezwałeś, zatrzymała się na moment, a ty mogłeś podziwiać ją w pełnej okazałości. Naprawdę nei miała nóg, a twarz przepełniał grymas wściekłości. - Jesteś taki jak oni. Zapłacicie. WSZYSCY ZAPŁACICIE - Chwilę po tych słowach rozległ się ryk głośny, potężny i nieludzki. Podniosła się na przedramionach i z zastrzadzającą prędkością żaczęła zbliżać się w twoim kierunku. Przypominała rozpęczone metro. Takie samo jak to, które rozcięło ją na pół po tym jak zrzucili ją tamci mężczyźni. Twoje nogi praktycznie same zaczęły biec zmartwione o swój trwały i stabilny związek z tym, co zwało sie twoim korpusem.
Biegłeś, ale ona... Była szybka. I to nie w tym sensie. Dosłownie była szybka jak pociąg. Jednak miałeś szczęście. Kiedy była tuż obok, podłoga pod tobą się zarwała, przez co spadłeś na dół. Teke zaś cię tylko drasnęła w bok. Rana jednak była bolesna. Bardzo bolesna. Dochodził do ciebie też fakt że to mógł nie być sen. Ból był zbyt realny, a krew zbyt czerwona. Prawdopdobnie gdyby nie kiepski stan tego miesjca, rozcięłaby cię na pół. Wpadłeś w strumień wewnątrz jakiejś rury, który pociągnęł cię za sobą. W końcu zjeżdząlnia wyrzuciła cię do innej części metra. Nadal miałeś telefon, a Teke chyba nigdzie w pobliżu nie było. To czym powinienieś się martwić to... Odalony i niosący się echem klekot. Nic dziwnego że nikt nie wysiadał na tym przystanku. Było tu gorzej niż na NFZ. No, prawie.

Kisara


To spotkanie było zbyt cudowne żeby mogło być prawdziwe, prawda? I chociaż twoja dłoń prowadzona tęsknotą chciała chwycić go za bark, przeniknęła. Nie było możliwe dotknać ducha ot tak. Chociaż było na to parę sposobów, to nie było teraz na nie zbytnio miejsca ani możliwości. Szloch jednak ustał, a on sam się odwrócił, jednocześnie odkasłując tuszem. Wyglądał prawie normalnie pomijając fakt że był ubrudzony krwią i płatkami kwiatów. Białka oczu były czarne, a płynęły z nich tuszowe łzy. - Porzuciłeś mnie. Czekałem, a ty nie przyszłaś. - głos był słaby. Wręcz zanikający i trzymający się na tej ostatniej lince, która mogła puścić w każdej chwili - Liczyłem na ciebie... - Za kuro zaczęły pojawiać się nowe sylwetki, jednak twarz każdej z nich pamiętałeś. To byli twoi pacjęci. Każdy który nie przetrwał operacji, bądź odszedł w szpitalnym łożu. -Liczyliśmy na ciebie. Czemu nam to zrobiłeś? - To nie był jeden albo dwa duchy. Tylko cała horda. Horda zza którą zaczęła się pojawiać czarna mgła. Gęsta jak dym, ale płynna jak woda. To zdecydowanie nie było naturalne i to to... Pachniało trupem. Zaczęła się wić w twoim kierunku pochłaniając resztki swiatła w swojej okolicy. W mgle widniały twarze każdej osoby, którą tu ujrzałeś, a z jej głębi dochodziły ich szepty. Tylko jeden głos przebił się przez nie szepczącym krzykiem. Mimo że sylwetka Kuro nic nie mówiła, to głos dobiegał z chmury. Nawet jeśli było to jedno słowo. Uciekaj! Elektronika zaczynała wariować, a żarówki pękały kiedy tylko mgła się zbliżała. Nie byłaś tu bezpieczna Kisiu.

Sakuya


Wilczy skowyt przesycał powietrze, a ich oddech podczas biegu wręcz czułeś na karku. Mimo że jeszcze ich nie widziałeś. Dopiero po chwili na części drogi która do miasta nie prowadziła, dostrzegłeś je. Ogromne czarne wilki ze ślepiami czerwonymi i przeszywającymi mrok nocy. Warczenie i dyszenie wprawiało powietrze w ruch, a twoje serce. Biło jak oszalałe. O ironio znajdowałeś się w przebraniu owieczki, a w dłoniach miałeś broń. Tylko czy to wystarczy na całą armię wilków, które mogłyby rozerwać twoje ciało na strzępy? Po dostrzeżeniu cię i zwęszeniu twojego potu zaczęły się powoli z twoim kierunku zbliżać. W oddali zaś, gdzieś nad miastem rozległ się błysk, a 12 sekund później usłyszałeś grzmot. Nad miastem musiała panować nie mała burza, a mając podstawowe informacje ze szkoły mogłeś łatwo oszacować że od burzy, a tym samym miasta dzieliło cię tylko parę kilometrów. To nie było daleko. Wystarcy że uda ci się uciec z daleka od tch potworów.
Wraz z każdym krokiem przyśpieszałeś coraz bardziej. Tak samo jak śledzące cię bestie. Pogoń się zaczęła, a nie spoczną dopuki nie skryjesz się w betonowej ostoi zwanej miastem, bądź nie zostaniesz daniem głównym.

Saku. Uciekając rzuć proszę na orientację przestrzenną. Run Forest, run!

Aoi


Farsa. Inaczej tego się nazwać przecież nie dało. To co nosiłeś to jakaś tania podruba dresa ze stu procentowego poliestru, który z każdą sekundą drażnił Cię i gryzł coraz bardziej, a wiadomości przychodzące na telefon z każdą chwilą wydawały się być jeszcze gorsze. Fakt kredytu Cię dziwił, jednak obmacując kieszenie nie wyczułeś jednej konkretnej istotnej rzeczy. Portfela. NIe miałeś portfela. Ktokolwiek schlał cię tanim winiem jak jakąś byle dziunię, przywłaszczył sobie również twój portfel. Tajemnica kredytu rozwiązana, a co do urzędu. Wiedziałeś jak to było. Może i wszystkiego pilnowałeś, ale jakaś Karyna po drugiej stronie mogła coś źle przystęplować i tragedia gotowa.
Znaczne gorsze były czekające na ciebie wiadomości Pierwsza od Shury - - Słuchaj, chodzi o psa. Zjadła coś jak nie patrzyłem i chyba zachorowała. Wet za drogi, więc sam rozumiesz. Oddałem ją do tego schroniska przy chińskiej restauracji, ale raczej długo nie pożyje. Chociaż tam i tak pewnie będzie miała lepiej niż z tobą. - To była okropna widaomość. Psiątko na nic takiego nie zasługiwało. Wiadomość od twojej przyjaciłki miała być ostatnim gwoździem do trumny. Po nim nie przyszła już żadna wiadomość. - Coś ty kurwa najlepszego odpiertolił! Ty mały, wredny, skurwiały, tępy, zbutwiały, niedojebany, ślepy, spedalony, osierocony, samolubny, przeżuty, przewrażliwiony worku na flegmę! Po prostu nie mogę w to uwierzyć. Ufałam Ci pizdo! Nie chce Cię widzieć na oczy ty... - wiadomość przerwał dźwięk uderzenia. Ewidentnie rzuciła telefonem z mocą zdolną rozpierdolić cegłę. Coś odjebałeś poprzedniej nocy. Ale co? Nie mogłeś sobie przypomnieć. Po chwili przyszła nowa wiadomość. Numer nieznany, jednak głos ponownie. Rajki. - Dobra, poniosło mnie. Ale lepiej żebyś przyszedł na kolanach i miał ze sobą litr czystej jeśli postanowisz przeprosić. - Pytanie tylko za co... I komu zajebała telefon?
Jeśli chodziło o łańcuch, był gruby i solidny. Nawet troszkę ciężki. Wędrując nim natrafiasz na coś nietypowego. Naprawdę nietypowego. Kłódka była z twardej gumy i... miała plastikowe guziczki? Pytanie tylko czy powinieneś to wcisnąć?



@Munehira Aoi @Satō Kisara @Warui Shin'ya @Seiwa-Genji Enma @Hasegawa Izaya @Yakushimaru Sakuya @Hasegawa Jirō @Hecate Shirshu Black @Yakushimaru Seiya @Itou Alaesha @Ejiri Carei @Amakasu Shey @Yōzei-Genji Madhuvathi

--------------------------------------------------------------------
Misie, przepraszam za obsuwę. Podróż mnie wykończyła. Czas macie do 06.10 do godziny 23:59. Tak żeby Kisia nam wyzdrowiała i na pewno każdy zdążył. Jeśli komplet będzie szybciej, to spróbuję wcześniej odpisać.
*Shibi
Mistrz Gry

Seiwa-Genji Enma, Hasegawa Jirō, Munehira Aoi, Amakasu Shey, Ejiri Carei, Satō Kisara, Yakushimaru Seiya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.

Yakushimaru Seiya

Wto 3 Paź - 13:07
Coraz głośniejsze strzały drażniły uszy. Ich nagły, gwałtowny dźwięk przypominał krwiste rozbryzgi na ścianach i podłodze, ale te zalewały jego umysł, nie pozostawiając po sobie miejsca na czystą trzeźwość umysłu. Wszystko, co działo się dookoła niego było samospełniającym się koszmarem, a jemu trudno było uwierzyć, że tu jest, choć pod palcami czuł chłód poręczy, a napięte od nerwów mięśnie pobolewały, gdy pokonywał drogę przed siebie. Nie był w stanie dopuścić do siebie myśli, że to się nie dzieje, bo działo się aż za wiele. Do teraz wydawało mu się, że przywykł do chaosu, ale w samym centrum narastającej paniki, żadna skala wytrzymałości nie miała znaczenia. Wyglądał na pewnego siebie, gdy z zaciekłym wyrazem twarzy pakował się w objęcia niebezpieczeństwa, ale dobrze wiedział, że w żołądku czuł nieprzyjemny ścisk, jakby coś ciężkiego i zimnego rozpychało się wewnątrz i chciało zatrzymać go w miejscu. I faktycznie zmroziło go, gdy kątem oka uchwycił burzę pozlepianych, jasnych włosów. Brudne kosmyki poprzyklejały się do zmasakrowanej twarzy, której nie musiał widzieć w całej okazałości, by wiedzieć, na kogo patrzy. Zamarł, wpatrując się w drobną sylwetkę na wózku z niedowierzaniem; spojrzenie czarnowłosego stopniowo przygasało, gdy widok osobistej tragedii rozmywał się przed jego oczami, bo umysł chciał uciec, jak najdalej od świadomości, że się nie pomylił. A chciałby.
  Kolejny huk i głośny krzyk sprowadził go na ziemię. Mrugnął, jakby ktoś wyrwał go z transu i nagle rozmazana plama przed oczami znów zyskała ostrość i uformowała się w kształt Yue. Wciągnął głęboko powietrze przez rozchylone usta, czując jak z trudem przeciska się przez ściśnięte gardło. Chociaż czuł teraz znacznie więcej, najprościej było mu uczepić się dobrze znanego gniewu i prostej potrzeby wyładowania się na czymkolwiek, co wpadłoby mu pod rękę. Krótkie paznokcie wbijały się we wnętrza obu dłoni, pozostawiając na skórze drobne, łukowate wgłębienia, zanim zerwał się z miejsca i ruszył dalej, chcąc uciec przed drastycznym widokiem, jakby odwrócenie się do niej plecami miało wymazać go z pamięci. Ale utkwił tam na dobre, jakby wyryto go grubym dłutem w jego własnej głowie. Był rozżalony. Było mu niedobrze. Był wkurwiony. Był cholernie zniecierpliwiony, bo nie mógł doczekać się aż roztrzaska łeb tego kutasa o ścianę.
  Piekąca gorycz podeszła mu do gardła, gdy zatrzymał się w progu sali. Chciał cofnąć się i uciec przed padającymi na niego kawałkami mięsa i kości, ale spojrzenie zatrzymało się na Sakuyi, z którego powodu go tu wezwano. W rozgorączkowaniu szukał na jego ciele śladów pobicia, ale szybko zdał sobie sprawę, że to młodszy Yakushimaru był tu jedynym oprawcą. Ten, którego jeszcze przed chwilą chciał bronić, a teraz – jak za sprawą hipnozy uwieńczonej pstryknięciem palcami – jego stosunek zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni.
  „Sei! Co tu robisz? Też przyszedłeś się zabawić?”
  Nie radził sobie. Pierwszą oznaką tego był cierpki śmiech, który z oporem przecisnął się przez krtań i poruszył barkami w ledwo widocznych, drżących spazmach. Może do ostatniego momentu czekał aż to wszystko okaże się ponurym żartem, a nie jebaną powtórką z rozrywki, która lata temu może go ominęła, ale właśnie wyczerpał się jego limit szczęśliwych zbiegów okoliczności. Zdroworozsądkowym byłoby spytać, dlaczego to robił, ale świrom nie zadawało się zdroworozsądkowych pytań.
Ten świat jest tylko symulacją…
…jakiejś
burej
suki?
  Wewnątrz zaczynało wrzeć wraz z każdym wypluwanym przez Sakuyę słowem. To, że jego brat kompletnie nie przypominał samego siebie, nie pozostawiało wątpliwości, ale przecież był już tylko cieniem jego młodszego brata, któremu ktoś – i dobrze wiedział kto – najebał w głowie.
  — No to kurwa mam nadzieję, że spodoba ci się glitch, bura suko — rzucił sucho, przechylając głowę na bok. Rzucone wyzwanie było aż nazbyt wymowne, ale nie dał bratu za wiele czasu na interpretację, bo zaraz ruszył w jego stronę, jakby nabita broń nie robiła mu różnicy. Nogi ławki zaszurały głośno o podłogę, gdy jednym szarpnięciem odsunął ją na bok, nie zawracając sobie głowy omijaniem przeszkód. — Będziesz miał kurwa swoją zajebistą symulację. A później zajmę się tym zjebem Seigą, bo najwidoczniej jest tutaj z tobą. Idealnie się kurwa składa, skoro wreszcie przypomniał sobie, jak bardzo jest spierdolony. Szkoda, że nie skleił przy tobie mordy. — Szarpnął za kolejną ławkę, która z hukiem runęła na podłogę. W jego głowie plan wydawał się prosty – wyrwać mu broń, a potem tłuc go do nieprzytomności. I być może był za prosty, ale nie potrafił myśleć racjonalnie, gdy rozpierdalało go od wewnątrz.
  Wszystko było nie tak.
Yakushimaru Seiya

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Munehira Aoi, Ejiri Carei, Shiba Ookami, Morrigan Sherwood, Itou Alaesha and Hasegawa Izaya szaleją za tym postem.

Satō Kisara

Wto 3 Paź - 22:47
 Zimno, jakie rozkwitło w jego klatce piersiowej, było przeszywające do szpiku kości, gdy dłoń zwyczajnie przeniknęła przez ciało brata. Oczywiście, że nie mógł go dotknąć; już to wiedział, po tych kilku miesiącach nauczył się o duchach… trochę. Mimo że wzrosła jego świadomość, nadal taki stan rzeczy wprowadzał go w rozpacz. To, że mógł zobaczyć Kurou w duchowej formie, oznaczało, że naprawdę, naprawdę nie żyje. Choć był w stanie zobaczyć jego ciało niedługo po śmierci, informacja, że istnieje coś takiego jak yurei, dodała mu bolesnej nadziei — że być może wszystko wróciłoby do normalności. To było, rzecz jasna, niemożliwe do spełnienia życzenie. Bycie yurei nie oznaczało powrotu do życia — to jedynie wypożyczenie czasu na jeszcze troszeczkę; odsunięcie nieuniknionego do dalszej przyszłości.
 Nie mogła powstrzymać swojego obrzydzenia. Kisara była doświadczonym już lekarzem i widziała wiele rzeczy, które w innych dawno wywołałyby odruch wymiotny, jednakże świadomość, że to jej brat dławi się wręcz czymś— ciemnym? czarnym? tuszem? — skutecznie spowodowało, że nogi miała jak z waty. Mocno zacisnęło się jej gardło i wstrząsnęły nią dreszcze. Nadeszły mdłości, które z ogromną trudnością ostatecznie opanowała. Patrzyła oniemiała, jak krucze wstęgi wydobywają się makabrycznie z jego ust i oczu, wkrótce barwiąc również bladą skórę i ubrania.
 Słowa „czekałem”, „porzuciłeś”, „nie przyszłaś” odbijały się echem w jej czaszce z druzgocącym skutkiem. Miała ochotę rzucić patetycznie, że przecież on nie chciał jej pomocy, nigdy, zawsze chciał sam, Kisara zawsze miała zostawić go w spokoju, bo zapewniał, że poradzi sobie absolutnie samodzielnie— Tak też było przez długi, długi czas; Kurou był do bólu samowystarczalny, nie dopuszczając do siebie wsparcia starszej siostry, i szło mu to znakomicie. Aż przestało. Albo, co jest równie prawdopodobne, znakomicie udawał. Kisara — co uważała za swoją największą klęskę — nie dojrzała żadnych nieprawidłowości.
Trzeba było przyjrzeć się lepiej, idioto.
 Kolejne twarze tylko bardziej pogrążały go w i tak ogromnych rozmiarów poczuciu winy. Wręcz nie dostrzegał, że wokół niego dzieją się inne niepokojące rzeczy. Głuchy był już na ich krzyki, kończyny zastygły w odrętwieniu. Dopiero gdy mgła pochłonęła lampę znajdującą się najbliżej niego, która szybko pękła i odłamki potłuczonego szkła i plastiku spadły na Kisarę, powróciły do niego zmysły.
 A one, zaatakowane dziwnymi bodźcami, rozkazały mu zrobić to samo, co wrzeszczący głos: uciekać. Tak też zrobił i to z zadziwiającą szybkością; możliwą do osiągnięcia tylko w stanie paniki. Biegł co tchu, dopóki…
 Potknął się.



   
   

     WAS IT JUST A DREAM?
   

   

     AM I IN TOO DEEP?
   

Satō Kisara

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Munehira Aoi, Ejiri Carei, Shiba Ookami, Yakushimaru Seiya, Itou Alaesha and Hasegawa Izaya szaleją za tym postem.

Hasegawa Izaya

Sro 4 Paź - 2:25
  Serce Izayi zabiło dwukrotnie szybciej zaraz po tym jak dziewczyna wrzasnęła. Nie marnował czasu na przyglądanie się jej, trzeba było zwiać jak najszybciej i jak najdalej się da. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że to może być efekt leków. Nawet jeśli by był, to czy tak drastyczny? Powoli tracił nadzieję, że w ogóle ucieknie przed tym szalonym truposzem. Bo w końcu, widzi ją, prawda? To znaczy, że biegające zwłoki za nim lecą! Może to i głupie tłumaczenie, ale prędzej byłby w stanie uwierzyć w istnienie zombie, niż duszków.
  To się stało tak szybko, że nawet nie zauważył, kiedy podłoga się pod nim zapadła. Wszystko przez ten nagły ból przeszyty rozpaczliwym wrzaskiem samego Hasegawy. Chciał szczerze wierzyć, że to może być sen, bardzo nieprzyjemny sen spowodowany ciągłym czytaniem o sprawie tej dziewczyny. O ile to w ogóle ona jest. Szkoda, że to była tylko głupia nadzieja.
  Z kolejnym przeraźliwym skowytem spłynął w dół z nurtem wody z rury, aby tylko wylecieć z niej i upaść na ziemię. Nogi podwinęły mu się odruchowo, gdy podniósł się nieco. Jedną ręką podtrzymał się, aby uniknąć kolejnego spotkania twarzą z gruntem. Drugą ręką złapał się za świeżą ranę. Nerwy wzięły w górę i mógł na nowo przywitać się z swoim obiadem w mniej wykwintnej formie. Dobrze przynajmniej, że nie opaskudził samego siebie.
  - Ja pierdole, co to ma być..? - Z fuknięciem wytarł usta dłonią, gdy w końcu usiadł i się rozejrzał. Ciarki przebiegły po skórze Izayi przy rozbiegającym się echu klekotu. Zdążył jedynie poprawić okulary, zerwać się do góry i iść dalej, modląc się o odnalezienie wyjścia. Zabawne, taki agnostyk, a się modli o przeżycie.
  Jedną ręką dalej przytrzymywał ranę. Nawet nie potrafił sam określić jak bardzo tragiczna jest to rana. Przy każdym kolejnym kroku przechodziła go fala bólu. Drugą ręką ciągle trzymał telefon i z desperacją wpatrywał się w ikonkę z zasięgiem, czy a nóż przypadkiem nie złapał sygnału. Może wtedy to coś da? Choć, z drugiej strony, czekanie na jakąkolwiek pomoc może zająć chwilę. Izaya miał wątpliwości, czy do tego czasu by przetrwał. Nawet w tak stresującej sytuacji, starał się opanować i myśleć chłodno, jakkolwiek trudne by to nie było.
Hasegawa Izaya

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Munehira Aoi, Ejiri Carei, Satō Kisara, Yakushimaru Seiya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.

Sponsored content
marzec-kwiecień 2038 roku