Cały urok we wschodniej wersji karaoke tkwi w kameralności i zapewnieniu uczestnikom maksimum prywatności podczas ich własnych koncertów. Klub mieści się na parterze, pierwszym, drugim oraz trzecim piętrze olbrzymiego wieżowca, wystrzelonego w górę z bezbożną pewnością, że "tu leży jego miejsce".
Pokoje różnią się od siebie jedynie wielkością - jest szesnaście mniejszych pomieszczeń, idealnych dla par lub 3-6 osobowych grupek oraz siedem większych, będących w stanie zagwarantować przestrzeń dla sporej liczby zaprawionych w boju wokalistów. Wszystkie miejsca są jednak odpowiednio wygłuszone, by poczuć komfort odcięcia się od reszty świata i móc w pełni oddać muzyce. Maty widoczne na ścianach polepszają akustykę, jednocześnie utrudniając tak stresujące podsłuchiwanie z zewnątrz.
Każdy karaoke box wyposażony jest w kanapę bądź kanapy i stolik. Do dyspozycji klientów pozostaje opasły katalog piosenek, specjalny tablet, na którym wybiera się tekst, jaki pojawi się do odśpiewania na zawieszonym na ścianie telewizorze, mikrofony oraz proste instrumenty (tamburyny, marakasy).
Ważny jest również telefon, umiejscowiony zawsze tuż obok drzwi. Stanowi on główne łącze z recepcją, która dziesięć minut przed upływem czasu przypomina o końcówce zabawy, jednocześnie umożliwiając przedłużenie o następny zapas w postaci godziny. Przez słuchawkę można również zamówić jedzenie i picie (w tym alkohol).
Ten klub karaoke stał się jednym z najpopularniejszych w mieście, głównie ze względu na przystępne ceny oraz samo umiejscowienie. Młodzież często zahacza o lokal w powrotnej drodze ze szkoły do domu, choć nie można zapominać o niejednej pracowniczej imprezie wyprawionej w ramach integracji.
Dlaczego się na to zgodziła? Trudno było jej teraz stwierdzić, w drodze do klubu, co rusz zmuszona do przepychania się między ludźmi. Nie znała tej dziewczyny zbyt dobrze, ot, stała klientka, dla której potrafiła wykrzesać z siebie coś więcej niż dzień dobry. To, że ta zaprosiła ją na swoją własną imprezę w ogóle wychodziło poza najśmielsze oczekiwania Raji, przecież to już jawne spoufalanie się. Na które ta, chyba wbrew sobie samej, się zgodziła. Chociaż, z drugiej strony, choć ta nigdy nie wiedziała jak się do kogoś zbliżyć, tu to jej wyszło aż za dobrze. Uśmiechnęła się raz, drugi i już dziewczyna spojrzała na nią jakoś tak przychylniej. Jakby nie widziała tego zabliźnionego oka i krzywego nosa. Porażka. Przecież w takiej sytuacji Raja nie ma żadnej kontroli.
Przepchnęła się przez pierwszy, drugi, trzeci tłum, zbiorowisko ludzi, którzy nie potrafią się rozglądać, dopiero po tym stając u stóp wieżowca, z ledwo tlącym się papierosem w kąciku ust. Spojrzała w górę, czując swoją niewielkość w kontraście z takim monstrum. Może tak właśnie próbowała się uspokoić? Przecież ta sytuacja, wobec ogromu świata nie ma żadnego znaczenia. Nie ma wobec pisku opon za jej plecami, który po chwili poskutkował wypadkiem, ani wobec jęczącej za rogiem duszy, którą namiętnie starała się zignorować. Jej stres się nie liczył, a idąc tą logiką nie miał żadnego sensu. Wypuściła ostatni kłąb dumy, zgniotła papierosa ciężkim butem i ruszyła do środka. Zresztą, to tylko głupie spotkanie towarzyskie. Pełne obcych jej ludzi, na nieznanym terenie. Naprawdę, przeżyła gorsze rzeczy.
Tylko czemu akurat karaoke? Ona, ledwo co odzywająca się na co dzień, pasowała do takiej miejscówki jak pięść do nosa. Szybko odnalazła swoją grupę, o zgrozo, bardziej liczną niż by zakładała. Równie szybko w jej dłoni znalazła się szklanka pełna bliżej nieokreślonej mieszanki alkoholi zwieńczonej żałosnym plasterkiem cytryny. Bo właśnie ta szklanka będzie jedynym powodem, dla którego uda się jej przetrwać przez wszelakie przedstawianie i witanie, gdy zainteresowana była tylko tą długonogą blondynką. Tą, którą poświęciła jej zaledwie kilka krótkich chwil, zaraz biegnąc do kogoś innego. Z jednej strony, to normalne, ona ich tu wszystkich zaprosiła, a z drugiej... cóż. Raja nikogo nie znała. Sama się sobą zajmie, w kącie pokoju, z kolejną szklanką, rozglądając się po zebranych w pomieszczeniu ludziach. Może jednak nikt niepożądany nie podejdzie.
Aktualny wygląd - długa, czarna sukienka, ciężkie buty, siateczkowy golf.
Czasami dla niepoznaki warto jest wtopić się w tłum ludzi, by odwrócić ich uwagę od rzeczy istotnych. Zaproszenie na imprezę, która kompletnie nie była w stylu Yoshidy, zdawała się być problematyczna. Nie na rękę było na nią iść, a mimo to wykazał z siebie krztę empatii i zgodził się ten wieczór spędzić w gronie nieznanych mu ludzi. Obietnica złożona przez młodego chłopaka wydawała się być odpowiednią kartą przetargową. W dodatku zawsze jest to czas doskonały, by poznać kolejne, nowe twarze. Nie był zwolennikiem utrzymywania znajomości bez wzajemnych korzyści, choć te bezustannie z łatwością tworzył.
Tłum ludzi nigdy nie wywierał na nim zbędnej presji, lecz nigdy za nimi nie przepadał. Dzięki dobrze zbudowanej sylwetce oraz wysokiemu wzrostowi, nie miał większego problemu poruszać się w ścisku. Zanim jednak postanowił wejść do środka, na patio budynku postanowił wypalić jednego, może dwa papierosy, by swój upierdliwy nałóg nakarmić na najbliższe pół godziny, w porywach do godziny czasu. Po prostu wiedział, że kiedy tylko pojawi się alkohol, wizyty na dworze będą dużo częstsze, a chęć spalenia papierosa znacznie wyższa.
Nie tracąc więcej czasu, dopalił szybko peta i zmierzył w stronę zarezerwowanego miejsca, gdzie konkretna grupa ludzi zdążyła się już zgromadzić. Nie czuł stresu, ani lęku przed zmierzeniem się z nowymi twarzami — wręcz przeciwnie. Biła od niego cholerna, może całkiem pociągająca pewność siebie, której na ogół ludziom brakowało. Nie miało to nic wspólnego z jego seksapilem, a charakterem, choć niewykluczone, że te dwie rzeczy wzajemnie siebie napędzały. Nie zdawał się przejmować miejscem spotkania i to, że ono kompletnie do niego nie pasowało. Ale hej! Podobno liczy się dobra zabawa, czyż nie?
Z tłumu szybko wyhaczył kilka interesujących go twarzy, z którymi przy pierwszej, lepszej okazji zamieni kilka zdań. W tym momencie jednak skupił uwagę na jednej, konkretnej osobie, nie zwracając uwagę na towarzysza, który poprosił go o przyjście — prawdopodobnie jeszcze go nie było.
— To raczej mój alkohol — zagaił do siedzącej w samotności kobiety, tuż po tym jak przywitał się z innymi osobami podając im rękę. Przysiadłszy się do niej nie wiedział, ile tu tak naprawdę była. W zasadzie miał pewność, że ten alkohol nie należał do niego. W tym jednak momencie sprawdzał reakcję dziewczyny na samą jego obecność, bo choć ludzi na tej dziwacznej imprezie jest całkiem sporo, tak z niewieloma mógł zamienić chociażby kilka zdań.
Aktualny wygląd — czarne jeansy, również ciężkie buty, luźna jedwabna, czarna koszula z odpiętymi kilkoma guzikami, sygnety na palcach.
Jej stosunek do mężczyzn był... cóż. Nie tyle co skomplikowany, z pewnością też i nie neutralny, ale na jakąś formę ambiwalencji też to jeszcze nie zakrawało. Była to spora doza znudzenia, w skrajnych wypadkach niechęci, może nawet zdegustowania. Nie umiała tego sobie wyjaśnić, ale nie znaczyło to, że zamierzała się z tym kryć. Rzadko kiedy było to coś pozytywnego. O wiele częściej ta nadmierna pewność siebie, nonszalancja, przekonanie o swojej własnej wartości działały na nią jak płacha na byka. Doprowadzały do agresji, gdzie w przypadku kobiet o podobnym charakterze działało to odwrotnie. Dlatego tego typu miejsca przyprawiały ją przede wszystkim o ciarki żenady. Przebiegały po plecach, wykrzywiając usta w dosyć niepochlebnej minie.
Widząc podchodzącego do niej mężczyznę, zacisnęła tylko mocniej palce na szkle. Uniosła głowę, eksponując ciągnący się od brody aż na gardło tatuaż, spoglądając na niego spod delikatnie przymkniętych rzęs. Brew drgnęła lekko w górę, gdy w odpowiedzi przysunęła szklankę do ust i skończyła jej zawartość.
- No i co teraz zrobimy? - po tym drgnął i kącik ust, na kształt czegoś podobnego do uśmiechu. Raczej pełnego politowania, może nawet i zadziornego, ale uśmiechu.
Bez większej świadomości światopoglądu nieznajomej, mężczyzna nie obawiał się konfrontacji z zadziorną laleczką, która zdawała się być zmaltretowana przez przeciwności losu. Świadczyła to blizna, która przechodziła przez oko, a także wielokrotnie połamany nos. Ciekawe, czy to zwykła pamiątka z odległej przeszłości, a może przy okazji wzrok także straciła? Interesował go ten aspekt, niemniej miał w sobie tyle taktu, aby oto jeszcze nie pytać. W zamian mógł skupić swe spojrzenie na intrygujących tatuażach, ciągnące się przez szyję kobiety gdy ta charakternie uniosła głowę ku górze. Mężczyzna uśmiechnął się kącikiem ust, nie komentując tego zachowania w żaden konkretny sposób. Jakby zastanowić się, Minoru każdą płeć traktował w miarę równie — na pewno dla każdego był takim samym chamem, więc nie mógł powiedzieć, czy kogoś traktował lepiej bądź gorzej. Nigdy również nie przywiązywał do tego szczególnej wagi.
— Myślę, że to doskonały moment, aby napić się razem — odpowiedział jej w uszczypliwości, podwijając rękawy, by ukazać przedramiona wypełnione czarnym tuszem. Tatuaży było dosyć sporo, po zombie-zwierzęce aż po te bardziej wyuzdane czy — dla niektórych — niesmaczne.
— Chcesz się tym zając? W końcu wisisz mi drinka — dodał, wskazując palcem na pustą szklankę, dalej twardo brnąc w kłamstwo, którego uczepił się na rzecz poznania nowej osoby. Przynajmniej wydawała się zgoła bardziej interesująca od pozostałego towarzystwa. Czuł, że w głównej mierze miał do czynienia tu z ludźmi, a z tymi przestał dogadywać się od dobrych paru lat. Dlaczego więc chciał, aby ktoś taki jak on zakręcił się w towarzystwie ludzi? Na domiar tego jego towarzysz nie przychodził, powoli zastanawiając się czy to zwykłe spóźnienie, a może po drodze trafił na dość nieprzyjemne okoliczności.
Jednakże, to równie rosłe indywiduum zdawało się mieć szokująco niewinne zamiary. Cóż, niewinne to raczej złe słowo, za miękkie, by użyć je w stronę kogoś z podobnym sposobem prezencji, ale raczej trudno było się w tym doszukać jakiegoś zawiłego motywu. Może poza wyciągnięciem od niej drinka.
Linia tatuażu, przecinająca dolną wargę w pół drgnęła nieznacznie, gdy parsknęła cichym śmiechem. Nieczęsto zdarzało się jej być aż tak ekspresywną, ale za chwilowym rozbawieniem wyraźnie stał spożyty alkohol i słodka wręcz upartość rozmówcy. Tak brnąć w kłamstwo tylko po to, żeby mieć powód do zaczęcia rozmowy... Godne wręcz podziwu.
Przejechała spojrzeniem po wytatuowanych rękach, ledwo na ot, ułamek sekundy, zatrzymując je na tych co rusz ciekawszych lub bardziej gorszących. I tak aż do twarzy, przez szyję i tors, oglądając dokładnie swojego nowego towarzysza. Blizny wystające zza koszuli, na twarzy. Choć nos miał prosty, raczej.
Podążyła spojrzeniem za jego palcem, na puste już szkło, z nikłym śladem szminki na jej krańcu. Pozostałość po próbie starań, by wyglądać w miarę reprezentatywnie. Odetchnęła, wypuszczając powietrze nosem w jakże zmęczonym geście - Co to był za drink, w takim razie? - uniosła pytająco brew, doszukując się na jego twarzy jakiejś reakcji - Nie znam się na nich zbytnio, musisz mnie oświecić.
Parsknięcie, które rozległo się w ich otoczeniu, na moment spowodował, że mężczyzna uniósł kącik ust w ledwo widocznym uśmiechu. Nie do końca spodziewał się aż takiej reakcji, szczególnie gdzie kobieta nie wydawała się być zbyt energiczną osobą. Chociaż kto wie, może to tylko pozory? Nieładnie jest oceniać ludzi po okładce, mimo to bardzo lubił to robić.
— Raczej cierpki i kwaśny, ale przyznam, że zdążyłem zapomnieć jego posmak — odparł z pewną dozą zadziorności, nieznacznie różniącego się od nieznajomej. Prawdą było, że mężczyzna miał problem z odróżnieniem pewnych smaków czy doszukaniu się głębszych kubków smakowych, bowiem utrata węchu przyczyniła się do tego, że niektóre rzeczy czuł tylko połowicznie. Ta jednak o tym wiedzieć nie mogła, mimo to nie zdziwi się kiedy zostanie posądzony o kłamstwo w czystej postaci.
— Tak w ogóle to Nori jestem, od Norishige — przedstawił się i choć nie użył swojej prawdziwej godności, nie widział w tym nic złego. To nazywał jedynie zwykłą ostrożnością.
Yōzei-Genji Madhuvathi ubóstwia ten post.
Pozostałości w szklance za wiele z opisem nie miały wspólnego. Kwaśny mógł być ten malutki kawałek cytryny, który i tak nie był w stanie przykryć jakże wykwintnego, palącego w gardło alkoholu. Nie zamierzała jednak wypominać mu tego jakże oczywistego kłamstewka, brnąć dalej w to, co zaczął. Było przecież nawet zabawne.
Oparła się wygodniej plecami, odrobinę szerzej układając nogi, jedno z ramion układając na oparciu. Westchnęła delikatnie, gdy ten się przedstawił.
- Raja - odparła krótko, spojrzeniem leniwie wodząc po jego twarzy. Miło było przebywać z rozmówcą, dla którego nie musiała łamać karku, taka niecodzienność w tym smutnym mieście. Podniosła się też w końcu, wyższa przez te ciężkie buty. Jakby miały za zadanie utrzymać ją przy ziemi, zwłaszcza, że w planie miała mieć korki do końca wieczoru dosyć chwiejne.
- Kimże więc jestem, by nie oddać kradzionego alkoholu - kącik ust znów drgnął na postać niewielkiego uśmiechu. Zostawiła więc owego Norishige samego, by udać się do baru. Dwa drinki, takie same. Wódka, na lodzie, z kawałkiem cytryny i wodą gazowaną. Najbardziej odstręczająca kombinacja z możliwych. Tu nie było szansy na to, by było to smaczne, nawet jeśli wódka należała do tych droższych. Koneserzy tego typu trunków muszą już mieć z ich spożyciem problem.
Stojąc przy barze, czy raczej schylając się nad nim, w oczekiwaniu na zamówienie, miała jeszcze moment na rozejrzenie się po zebranych. Jej długonoga blondynka zniknęła gdzieś w tłumie, niewidoczna nawet w tłumie ciemniejszych włosów. Westchnęła ciężko, bo i przecież dla niej tu przyszła, z nadzieją na mile spędzony wieczór. W zamian musiała się bawić w alkoholowego sponsora, nie dość, że obcego, to na dodatek mężczyzny. Tyle go ratowało, że wydawał się całkiem interesujący.
Alkohol nalany, trzeba więc wrócić. Podeszła, podała mężczyźnie alkohol, samej wracając na swoje miejsce.
- Mam nadzieję, że to to samo - ależ oczywiście, że to samo. Nie zważała bardzo na fakt, że kompletnie zignorowała jego delikatną sugestię odnośnie własnych preferencji.
Minoru Yoshida ubóstwia ten post.
Spodobało mu się to, że Raja — bo właśnie w taki sposób przedstawiła mu się kobieta — nie zamierzała wchodzić w zawiłość jego niezbyt popisowego kłamstewka. Pozwoliła sytuacji trwać, dzięki czemu będą mieli okazuję do wspólnej rozmowy i niewinnych plotek. Nie zakładał, że będą rozmawiać o czymś ważnym, nawet jeśli prawdopodobnie pochodzili z tego samego środowiska. Oboje byli medium — dziewczę w porównaniu do reszty, miała to wypisane na bliźnie, która zdobiła jej śliczną buzię. Cayenne do głupich nie należał i domyślił się tego, mimo to tę wiedzę zamierzał przemilczeć dla samego siebie.
— Bez dużej ilości lodu! — krzyknął za nią, kiedy ta postanowiła rzeczywiście postawić mu drinka, przez co był mile zaskoczony. Nie godziło to w jego męską dumę, zakładał że jeszcze zdąży się zrewanżować za ten niecny występek z tym alkoholem. Nie czuł się też głupio, po prostu był to niecodzienny sposób na nawiązanie drobnego kontaktu. Nie zależało mu na niczym więcej jak na zwykłej rozmowie w towarzystwie intrygującej mu osoby.
W oczekiwaniu na jejmość, usłyszał znajomy dzwonek, a czując charakterystyczne wibracje w kieszeni spodni, domyślił się, że było to jego telefon. Wyciągając nieśpiesznie komórkę i spoglądając na wyświetlacz, odebrał telefon, udając się w bardziej cichsze miejsce, przez co na moment ze swoich oczu stracił Raję.
— Myślałem, że będę musiał szukać Twoich zwłok w jakimś krzaku — odezwał się do towarzysza, który od jakiegoś czasu spóźniał się na imprezę.
— Haha, bardzo nieśmieszne. Gdybyś odczytywał wiadomości, wiedziałbyś co się właśnie odpierdoliło — rzucił, a po mimice Caya dało się zauważyć w nim pewną konsternację. Rzeczywiście nie odbierał od niego wiadomości, stąd niczego nie wiedział. Szybko jednak chłopak uświadomił go o swoim spóźnieniu, a także o najnowszych plotkach na temat najświeższych wiadomości. Temat, jak każdemu, był mu nieznany do czasu programu telewizyjnego. Ofiara, młody chłopak, student. Usłyszał wszystko ze szczegółami właśnie od niego. W dodatku te szepty w parku?
— Zamierzasz tam iść? — spytał niepewnie, a słysząc w słuchawce strumień ciężkiego powietrza, domyślał się odpowiedzi.
— Muszę. Ty za to nigdzie nie wychodź. Jasne?
Po tej krótkiej wymianie zdań, Cayenne zakończył połączenie. Powróciwszy do stolika, przy którym oczekiwała go Raja z drinkiem, zmierzył ją zasadniczym spojrzeniem, a chwila w której mężczyzna uśmiechał się kącikami, a nawet i żartował, kompletnie gdzieś uleciała. Towarzystwo, które cały czas bawiło się w tle i nie zwracało na nich najmniejszej uwagi również traciło na znaczeniu.
— Słyszałaś może o morderstwie na młodym chłopaku? Około 3 miesiące temu znaleziono ciało młodego studenta. Właśnie nie tak dawno puścili na ten temat wiadomości — zaczął, nie widząc problemu w tym, że właśnie uświadamiał ją o okrutnej zbrodni na kimś, kto mógł mieć przyszłość na wyciągnięcie ręki — Powinienem pewnie dodać, że był on studentem Fukkatsu — kontynuował, jakby z początku ponownie chciał wybadać grunt kobiety. To był właśnie ten moment, w którym nie widział problemu rozmawiać z kimś na takie temat, a może właśnie celowo rozpoczął tę rozmowę, aby móc zobaczyć reakcję jej ciała.
— Dzięki za drinka. Mam nadzieję, że będzie znośny — odpowiedział w końcu, uśmiechając się do niej trochę niebezpiecznie. Mimo to, że wrócił do stolika, mężczyzna nie miał zamiaru siadać. Raczej chciał opuścić to miejsce jak najszybciej, by dowiedzieć się o tajemniczych szeptach w parku centralnym.
Cóż, mężczyzna zniknął z pola jej widzenia na kilka krótkich chwil, ale nie zrobiło jej to dużej różnicy. Zerknęła na moment do telefonu, sprawdzić wiadomości ze świata, bo i przecież nie do siebie. Wątpliwa była szansa na kontakt od Furuko, a nikt inny prawdopodobnie nic by od niej nie chciał. Jiro i tak by nie miał kasy, żeby ją wyciągnąć na piwo.
Pociągnęła ze swojej szklanki, z twarzą nieznacznie rozświetloną ekranem telefonu. Morderstwa, napady, kryzys i rosnące ceny gazu. Nic nowego... chyba?
Norishige wrócił w końcu na swoje miejsce. Zerknęła na niego, unosząc brew, podając mu przy okazji szklankę. Ta jej jakaś już się pustawa zrobiła...
- Trudno było nie usłyszeć - uniosła delikatnie brew, opierając się plecami o fotel, żeby wygodniej było jej go widzieć, skoro nie zamierzał usiąść. Wampirze ofiary, pozbawione krwi. Yokai karmiących się wyłącznie krwią było wiele, a i spora ich ilość kręciła się wyłącznie po miastach, ale żaden chyba nie zebrał na sobie aż takiej uwagi mediów. Z drugiej strony, może w tej sytuacji dostał dobry PR i publika się zainteresowała. Coś ją tknęło. Zmarszczyła w końcu brwi, przechylając z zainteresowaniem głowę.
- Dlaczego pytasz? Mamy nową ofiarę? - napiła się jeszcze, bo wystygnie.