Cały urok we wschodniej wersji karaoke tkwi w kameralności i zapewnieniu uczestnikom maksimum prywatności podczas ich własnych koncertów. Klub mieści się na parterze, pierwszym, drugim oraz trzecim piętrze olbrzymiego wieżowca, wystrzelonego w górę z bezbożną pewnością, że "tu leży jego miejsce".
Pokoje różnią się od siebie jedynie wielkością - jest szesnaście mniejszych pomieszczeń, idealnych dla par lub 3-6 osobowych grupek oraz siedem większych, będących w stanie zagwarantować przestrzeń dla sporej liczby zaprawionych w boju wokalistów. Wszystkie miejsca są jednak odpowiednio wygłuszone, by poczuć komfort odcięcia się od reszty świata i móc w pełni oddać muzyce. Maty widoczne na ścianach polepszają akustykę, jednocześnie utrudniając tak stresujące podsłuchiwanie z zewnątrz.
Każdy karaoke box wyposażony jest w kanapę bądź kanapy i stolik. Do dyspozycji klientów pozostaje opasły katalog piosenek, specjalny tablet, na którym wybiera się tekst, jaki pojawi się do odśpiewania na zawieszonym na ścianie telewizorze, mikrofony oraz proste instrumenty (tamburyny, marakasy).
Ważny jest również telefon, umiejscowiony zawsze tuż obok drzwi. Stanowi on główne łącze z recepcją, która dziesięć minut przed upływem czasu przypomina o końcówce zabawy, jednocześnie umożliwiając przedłużenie o następny zapas w postaci godziny. Przez słuchawkę można również zamówić jedzenie i picie (w tym alkohol).
Ten klub karaoke stał się jednym z najpopularniejszych w mieście, głównie ze względu na przystępne ceny oraz samo umiejscowienie. Młodzież często zahacza o lokal w powrotnej drodze ze szkoły do domu, choć nie można zapominać o niejednej pracowniczej imprezie wyprawionej w ramach integracji.
Nie była zrażona ani swoim głosem, ani tym jak inni mogliby ją odbierać. Chciała po prostu zjawić się tutaj i dobrze bawić - a że centrum od Karafuruny wcale tak daleko nie leżało, było tylko i wyłącznie plusem. Mogła zjawić się tutaj prędko, mogła odpocząć nieco, napić się drinka i nie martwić tym, jak później wróci do domu. Metrem? Taksówką? A może zdecyduje się na spacer? Chociaż tego ostatniego... chyba wolałaby uniknąć. Kto wie jak mogła skończyć nocą, kiedy jej zmysły były nieco bardziej otępiałe - chociaż to nie ludzi się obawiała, a cieni i yokai, z którymi żyła w swego rodzaju cienkiej linii rozejmu. Przynajmniej dzisiaj, chociaż w jej torebce i tak znajdywała się broń - nie rozstawała się z nią, nie chciała ryzykować, że kiedyś będzie żałować jej braku przy sobie.
Może nauczyła się tego od męża? Może... to właśnie to było powodem, dla którego tak bardzo zawsze naciskała na jej posiadanie przy sobie? Nie mogła ufać, że nigdy się nic nie stanie przecież...
Może to przezorność, a może obudzony w niej samej głód nikotynowy, że kiedy usłyszała, że ktoś wychodzi zapalić, sama podniosła się do ruszenia również w jego kroki. Zajęło to odrobinę dłużej, aby przedostać się do drzwi, ale w końcu to zrobiła, ruszając w ruch za, jak teraz w nieco lepiej doświetlonym korytarzu widziała, blondynem.
Nie śpieszyła się, pozwalając mu przyśpieszyć kroku, wychodząc akurat, kiedy miał drobne problemy z odpaleniem papierosa. Uśmiechnęła się lekko, zaraz po tym opierając się obok niego o ścianę, wyciągając swoją metalową, elegancko zdobioną papierośnicę. Otworzyła ją z łatwością, zaraz wyjmując papierosa i prędko wkładając go do ust. Wszystko robiła jedną ręką, może przytrzymując kikutem nieco pudełko, kiedy wyciągała zapalniczkę. Schowała papierośnicę, zapaliła koniec swojej używki bez większego problemu, odkładając i zapalniczkę wgłąb torebki. Nie przejmowała się za bardzo pytaniami czy krzywymi spojrzeniami - nawet jeśli mężczyzna jej nie znał czy nie spodziewał się jej widoku; a może nawet tego oczekiwała? Uniesionej brwi, pytającego spojrzenia, zmieszania które pytanie było już zbyt dużą ingerencją...
- Już za dużo alkoholu? - zapytała luźno, zaciągając się papierosem i trzymając przez krótką chwilę trujące powietrze, zanim je wypuściła. Posłała zaraz mężczyźnie uśmiech, a już dawno zabliźnione ślady po poparzeniach na jej twarzy nieprzyjemnie się zmarszczyły. - Jak ci się podoba? Jak dobrze pamiętam, Miyasaki, prawda? - rzuciła spokojnie, ściepując kiepa na chodnik. Uśmiechnęła się lekko, wyobrażając sobie, że prawdopodobnie Randi by ją za to zganił, że nie paliła przy śmietniku. Ah, gdzie były te czasy, kiedy sama jako służbistka przejmowała się podobnymi drobiazgami?
- Kitamuro Eri - rzuciła, przedstawiając się po prędce jakby dopiero teraz sobie o tym przypomniała - w końcu mężczyzna mógł albo nie dosłyszeć jej imienia, albo nawet nie zwrócić na nie uwagi w całym zgiełku panującym w wynajętej salce, a do tego jeszcze przy alkoholu. Dla niej, z drugiej strony, był jedną z niewielu osób, których nie znała - naturalnym było, że zapadł jej w pamięć zarówno z zarysu twarzy, jak i nazwiska.
- Nie jesteś stąd? - dopytała, mając na myśli jego kolor włosów - cóż, mógł jeszcze ewentualnie farbować. W końcu niewielu Japończyków posiadało tak jasne włosy naturalnie, jeśli nie posiadali zagranicznych rodziców... albo po prostu urodzili się w Japonii. - Wojsko, całkiem zabawne historyjki jeśli chcesz posłuchać - rzuciła spokojnie, jak gdyby nigdy nic, wskazując lekko papierosem pierw na swoją drugą rękę, której właściwie nie było na miejscu - a później uśmiechnęła się, jakby chcą wskazać na swoje poparzenia. Cóż, nie czuła potrzeby krępowania mężczyzny jego niewiedzą na ten temat - a wiedziała, że ludzi to zawsze interesowało. Pytanie dlaczego wyglądała w taki, a nie inny sposób było jednym z pierwszych, choć często przez wstyd niewypowiadanym, pytaniem.
@Miyasaki Haruo
Miyasaki Haruo ubóstwia ten post.
— Przepraszam?— spytał, zdradzając tym samym własną nieuwagę. Jak długo za nim szła i kim była? Jej charakterystycznej przez blizny twarzy nie kojarzył, więc tak naprawdę były tu dwie opcje. Wysoka kobieta należała do grona imprezowiczów, ściśniętych razem w dusznym, klaustrofobicznym pomieszczeniu i z potrzeby zapalenia postanowiła dołączyć do uciekającego blondyna. Ewentualnie, gościła w innej części klubu a ich spotkanie było czystym zbiegiem okoliczności. Niezależnie od powodu, złapała mężczyznę w momencie słabości, co zawsze godziło go w dumę. Kiepski początek dla potencjalnej znajomości.
— Prawda. Miyasaki Haruo — potwierdził, próbując pozbierać się szybko do akceptowalnego stanu. Poprawił palcami jasne włosy które zdążył rozwiać wiatr i zaciągnął się znów papierosem, by kupić sobie nieco czasu na zebranie rozbieganych wciąż myśli. A więc należała do grona z którym tu był. Zapewne została mu już przedstawiona a on zupełnie o tym zapomniał, zbyt przejęty próbami wmówienia sobie, że dzielnie przetrwa ten wieczór. Całe szczęście, los odrobinę się do niego uśmiechnął, ponieważ szatynka postanowiła przedstawić się ponownie, oszczędzając Haruo niezręcznego pytania.
— Miło mi poznać— pokłonił się lekko. Wykrzywił też usta w delikatnym uśmiechu w reakcji na zadane pytanie. Nietypowy kolor włosów gwarantował zainteresowanie ze strony nowo poznanych osób, starających się zorientować czy mają do czynienia z obcokrajowcem czy też delikwentem, korzystającym często z rozjaśniacza dla zyskania uwagi. Gdy był młodszy, potrafiło przysporzyć mu to problemów w szkole. Kiedyś, gdy bardziej się tym przejmował, regularnie prosił matkę o pomoc z pofarbowaniem włosów na czarny kolor. Teraz był jej wdzięczny, ze nigdy nie uległa, w zamian zachęcając syna do zaakceptowania siebie.
— Mam zagraniczne korzenie, kilka pokoleń wstecz. Głównie ze strony matki, połowa rodzina ma jasne włosy — odpowiedział, podchodząc odrobinę bliżej. Dopiero teraz dostrzegł, że blokował sobą część przejścia. Nie było za tym żadnej ciekawej, wartej rozwinięcia historii. Kitamuro i tak szybko ściągnęła rozmowę na inne tematy, dając tym samym mężczyźnie okazje na zaspokojenie ciekawości jeśli miałby na to ochotę. Miyasaki dopiero teraz przyjrzał się dokładniej swojej rozmówczyni dostrzegając, że poza bliznami, brakowało jej też kończyny. Nie trwało to długo. Zlustrował szybkim spojrzeniem całą jej postać by powrócić wzrokiem do ciemnych, bystrych oczu.
— Tylko jeśli ma Pani ochotę o tym rozmawiać — powiedział, osobiście nie czując zbytniej potrzeby by dopytywać się o szczegóły. Dla niego byłaby to nowa ciekawostka ale był aż za bardzo świadom, że dla niej mógł to być częsty temat. Osobiście, pytania o źródło blizn na dłoni i części przedramienia zmęczyły go nim minął pierwszy rok od wypadku. Od kilku lat zasłaniał je też przed światem, minimalizując tym samym okazje do wypytywania o szczegóły wypadku, a i tak niewątpliwie zirytowałby się gdyby było to pierwszym punktem zainteresowania w rozmowie. Tymczasem oszpecona bliznami twarz i brak lewego przedramienia rzucało się w oczy od razu.
— Potrafię wyobrazić sobie, że jest to często poruszany temat. Nie chcę Pani męczyć, nie moja sprawa — przyznał, wzruszając nieznacznie ramionami.
@Kitamuro Eri
- Cała przyjemność po mojej stronie - odpowiedziała, odwzajemniając również układ z łagodnym uśmiechem. Lubiła w końcu rozmawiać z innymi, lubiła rozmawiać z nowymi osobami. Stanowczo była bardziej towarzyska, zupełnie jakby czasem nie pasowała do wyciszonego społeczeństwa dookoła, które przecież było nauczone, aby nie tylko się nie wyróżniać, ale również i nie naprzykrzać - ale czy sama nie robiła regularnie obydwu tych rzeczy? Nawet teraz, zaczepiając mężczyznę, który przecież wyszedł wyłącznie zapalić...
- Zagraniczne? No no, chciałabym powiedzieć, że to nie częsty widok, ale mam wrażenie, że w ostatnich czasach jest coraz częstszy - stwierdziła, zastanawiając się jak wiele jasnych głów było widocznych na ulicach Fukkatsu. Nie tak dużo, część z pewnością była farbowanych, ale część... na pewno dało się dostrzec obcokrajowców w większych ilościach niż kiedyś, przed laty, kiedy ona dorastała. Ale wszystko się zmieniało...
- W sumie to jest, niemalże za każdym razem pierwsze pytania padają czy o blizny, czy o moją rękę - stwierdziła, wygodnie opierając się o ścianę budynku i zaciągając papierosem. Zatrzymała wzrok na moment przed sobą na czymś, czego nie była nawet pewna czy jej towarzysz mógł dostrzec. Przemykający leniwie cień, nie będąc pewnym dokąd powinien zmierzać. Niegroźny? Zagubiona dusza? Nie wiedziała, musiała sobie przypomnieć również, że to nie był interes. W końcu nie była teraz w pracy, nie należało do niej, aby zajmować się podobnymi przypadkami...
- Wierzysz w straszne historie, którymi straszą babki? - zapytała nagle, jakby zupełnie zapomniała o temacie własnej niepełnosprawności czy blizn - zapatrzona przed siebie, w ścianę sąsiedniego budynku, który zdawał się być wcale nie tak daleko od nich. Uśmiechnęła się zaraz, opuszczając nieco niżej dłoń, w której znajdywał się zapalony papieros. - W yokai i kami? I wszystkie oni? - dopytała znów ze słyszalnym uśmiechem na wargach, jakby samo pytanie było częścią żartu. - Babka powtarzała, że przyjdzie taki kami głodny, który nie lubi gwizdania w nocy, i obetnie mi rękę. A ja oczywiście się nie słuchałam i gwizdałam, a w końcu przyszedł i było po ręce - stwierdziła, przesuwając wzrok na twarz swojego towarzysza, zaraz łagodniej się do niego uśmiechając. - Nah, zamach kilka... naście lat temu na jednej plaży. A po tym na tej samej, drugi. Nic ciekawego w gruncie rzeczy, bo wypadki się zdarzają. Tylko za pierwszym byłam tam jako cywil, a za drugim... no, już w mundurze - zdradziła, zaraz jednak wydając się znacznie weselszą. Nawet pomimo blizn, nawet pomimo otaczającej ich niezbyt pięknej o tej porze ulicy i papierosowego dymu. Skinęła do niego łagodnie głową.
- Długo tutaj jesteś? znaczy w Fukkatsu? Muszę przyznać, że zazwyczaj znam wszystkich znajomych moich znajomych i to grono rzadko się powiększa... więc zgaduję, że albo trafiła mi się ta jedna na milion szansa, że rzeczywiście ktoś kogoś poznał, albo jesteś nowy w mieście? - rzuciła spokojnie, chociaż czasem zastanawiało ją co ludzi skłaniało do przeprowadzki - i to jeszcze do tak podłej metropolii, która miała w sobie tyle brudu i zła. Nie przepadała za tym miastem, za tym miejscem, choć miała wrażenie, że do niego pasowała. Przyzwyczaiła się do śmierdzących ulic Karafuruny? A może do tego, co widywała kątem oka, do cieni i potworów przemykających się po ulicach? - Pewnie brzmię jak stara próchwa moim gadaniem... - stwierdziła z uśmiechem. - Ale czemu Fukkatsu? Po prostu duże miasto, dobra praca? - zagadnęła, na moment zatrzymując wzrok na dłużej na jego twarzy. - Mam wrażenie, że nie nocne życie, bo inaczej byś się pchał do mikrofonu.
@Miyasaki Haruo
Podobnie zresztą było i w wypadku towarzystwa nowo poznanej kobiety. Niespodziewana, z początku niezręczna rozmowa zaczęła nabierać lekkiego tonu, za to sposób bycia szatynki przyciągał niemal całą uwagę.
— To prawda, co osobiście jest mi na rękę — przyznał z nieznacznym, krzywym uśmiechem. — Coraz mniej spotykam się z zarzutami rzekomego bycia delikwentem.
Niby żart ale… Nasłuchał się już takich tekstów. Choć może była to też kwestia miejsca w jakim się wychował i w innym miejscu, jakimś większym mieście, byłoby inaczej. No ale nie było co gdybać gdy można było skupić się na korzystnych pozytywach.
— Więc nie ma co powtarzać nadużywanego tematu. Wiem jakie to męczące — powiedział, skupiając znów wzrok na obłokach szarego dymu. Zupełnie jakby z każdym wydechem ulatywało coraz więcej napięcia. Nie rozwijał tematu ponadto, pozostawiając głębszy sens znaczenia swoich słów dla interpretacji Kitamuro. Całe szczęście ta zmieniła temat, nietypowym pytaniem ściągając znów na siebie spojrzenie brązowych oczu. Ściągnął brwi i przymrużył oczy w wyrazie zdradzającym zdezorientowanie – podjęty temat był niespodziewany, przy czym Miyasaki nie potrafił zrozumieć do czego zmierza. Pokręcił głową w zaprzeczeniu ponieważ od dawna nie wierzył już w tego typu powieści. Dla dziecięcego umysłu brzmiały one straszne ale dla dorosłego, czy nawet nastoletniego? Wymysły bez ani cienia prawdy, mające na celu przekonanie najmłodszych do posłuszeństwa za pomocą obawy przed złośliwymi i mściwymi stworami. Ostatnim czego się po tym spodziewał było wprowadzenie do krótkiego wyjaśnienia.
— Ah, może lepiej unikaj plaży. Do dwóch razy to jeszcze przypadek ale… cóż, lepiej nie kusić losu trzecią okazją — rzucił w ramach nieco posępnego żartu i pozostało mieć tylko nadzieję, że dobrze odczytał humor rozmówczyni. Ten wydawał się pogodny, może nawet i wesoły pomimo wspomnienia o nieprzyjemnym wydarzeniu z życia. Zaczynał podziwiać w niej takie podejście, podczas gdy on sam wciąż z niechęcią podchodził do rozmyślania o własnej krzywdzie. A przecież uraz jakiego doznał przy tak rozległych bliznach i utracie kończyny był drobnostką. Zaciągnął się papierosem, zastanawiając czy była to kwestia przeżytych lat i z wiekiem również osiągnie taki stan. Czy może przyczynił się do tego charakter, choć to ciężko było określić tak szybko po poznaniu.
— Jakiś miesiąc. To też pierwszy raz jak gdzieś wychodzę, nie licząc pracy — odpowiedział, zdradzając tym, że w tym wypadku z dwóch opcji to ta bardziej prawdopodobna była tą trafną. Odetchnął, zacisnął usta by następnie parsknąć krótko śmiechem. Towarzyska kobieta skojarzyła mu się nagle z kobietami z Saitamy. Starszymi, znającymi wszystkich w okolicy i ciekawych wszystkiego co się działo. — Może trochę — powiedział, posyłając jej lekki uśmiech. — Trafiła mi się tu dobra praca więc stwierdziłem, że czemu nie. Do tego Fukkatsu wydawało mi się ciekawym miejscem choć czy to prawda dopiero się przekonam — skrzywił się zaraz na wspomnienie o mikrofonie i przypomnieniu o powodzie dla którego wypadł na zewnątrz. — Nie przepadam za ciasnymi pomieszczeniami a lepiej dla wszystkich jak nie będę brać się za śpiewanie.
@Kitamuro Eri
W wyniku długiej stagnacji oraz zmiany kwartału wątek zostaje odgórnie zakończony, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry, zapraszamy do rozegrania dalszej akcji w retrospekcjach.
Nocą nadchodząca jesień była już wyczuwalna, choć za dnia słońce wciąż mocno grzało. Każda osoba, która musiała z samego rana udać się albo to do szkoły, albo to do pracy spotykała się z tym samym dylematem: W co się ubrać. Poranki były mroźne a szron pokrywał szyby samochodów, ulice i trawę. Ale za dnia słońce grzało tak mocno, że człowiek od razu czuł krople potu spływające po karku. I wystarczył mocniejszych podmuch wiatru, aby poczuć skutki pierwszego, jesiennego przeziębienia.
- Na pewno nie chcesz zostać dłużej? - cichy, wręcz melodyjny głos wyrwał Yue z zamyślenia. Odwróciła głowę i spojrzała na stojącą obok szczupłą brunetkę. Kiyoko była miła. Dla każdego. Każdym się przejmowała. Była niczym balsam, który kładło się na bolesne rany. Była taka fałszywa. Stosunek Yue do jej "koleżanki" po fachu zmienił się diametralnie, kiedy jakiś czas temu przypadkiem usłyszała jej rozmowę z inną dziewczyną na temat ludzi z pracy. Tych samych ludzi, do których uśmiechała się każdego dnia. Obrzydliwe.
- Tak. Powoli łapie mnie zmęczenie. A nie chcę psuć wam zabawy, zwłaszcza w urodziny Miny-san. - jasnowłosa posłała ledwo zauważalny uśmiech drugiej kobiecie. Szczerze powiedziawszy od samego początku nie chciała tutaj być, ale musiała pokazać się chociaż na chwilę. A z chwili zrobiło się parę godzin. I za każdym razem, gdy próbowała zrobić angielskie wyjście, jakimś dziwnym zrządzeniem losu ktoś zawsze ją przyuważył. Teraz u większości zamiast krwi w żyłach pływały litry alkoholu, dlatego też było łatwiej uciec. No, a przynajmniej taką miała nadzieję do momentu, kiedy na jej drodze stanęła właśnie Kiyoko.
W sumie może i były podobne do siebie?
Yue również ukrywała swoją prawdziwą naturę przed innymi, zwłaszcza tymi, z którymi nie była jakkolwiek blisko. Ale nie obdarowywała ich fałszywą uprzejmością. Starała się być rzeczowa. Może czasami chłodna, wręcz niedostępna, ale rzeczowa.
- No dobrze, nie będę cię zatrzymywać, Chishiya-san. Ale bardzo się cieszę, że jednak zdecydowałaś się spędzić ten wieczór z nami! - kobieta klasnęła i pochyliła się, aby przytulić na pożegnanie Yue, na co ta niemal od razu zesztywniała, walcząc z wewnętrzną potrzebą odepchnięcia kobiety.
Nienawidziła jak ktoś bezczelnie przekraczał jej własną, osobistą granicę.
Zerknęła na wyświetlacz telefonu. Dochodziła pierwsza czterdzieści cztery. Powietrze było chłodne, ale z pewnością na zewnątrz było lepiej jak w środku. Tu panowała cisza. I spokój. A i pomieszczenie nie było przesiąknięte potem, tanimi perfumami i dymem z papierosów.
Zamierzała zamówić taksówkę, kiedy usłyszała głośne śmiechy i krzyki. Palec mimowolnie zatrzymał się w powietrzu, zawisając nad wyszukanym numerem. W jej stronę, o zgrozo, zmierzało czterech chłopaków. Na oko mieli około dwudziestu lat. Może trochę mniej, trochę więcej. To, co najbardziej rzucało się w oczy to ich stan upojenia alkoholem.
Tsk.
Zamierzała chwilę odczekać, aż ją miną i dopiero wtedy zadzwonić. Odwróciła głowę, chcąc skupić się na telefonie, ale dzisiejszego wieczoru los wyraźnie postanowił z niej zadrwić.
- Och? A co to? Pani taka sama? W nocy? - jeden z nich wybełkotał siląc się na ton rynsztokowego gentlemana.
Yue nie zareagowała. Wiedziała, że w takich wypadkach najlepiej jest ignorować wszelakie zaczepki. I choć jej twarz zdawała się być niewzruszona, to w środku drżała ze strachu. Jakby nie patrzeć, mieli racje - była zupełnie sama. Przecież nawet nie dałaby rady uciec.
- Jakaś nieśmiała! - prowodyr zajścia stanął przed dziewczyną i kucnął, aby lepiej przyjrzeć się jej twarzy. Wyciągnął dłoń w stronę jej twarzy, ale Yue była szybsza. Odepchnęła ją z wyraźnym obrzydzeniem malującym się na jej ustach.
- Nie dotykaj mnie. - warknęła. Chciała dodać, aby zostawili ją w spokoju ale nim zdołała otworzyć ponownie usta, poczuła jak leci do tyłu. Prawie na zawał zeszła, gdy drugi z mężczyzn złapał za rączki wózka i odchylił ją niebezpiecznie.
- Kolega jest miły, też możesz. Kalectwo nie pozbawia cię dobrych manier! - rzucił wesoło, kiedy pochylił się nad nią, na co pozostała trójka roześmiała się tak głośno, jakby usłyszeli najwspanialszy kawał w swoim marnym życiu. W końcu postawił wózek, a Yue na powrót stanęła twarzą w twarz z ciemnowłosym, samozwańczym gentlemanem.
- Zostawcie mnie. N-nie jestem sama. Czekam na kogoś. Mój chłopak zaraz po mnie przyjdzie. - powiedziała cicho i choć wciąż próbowała zachować spokój, to głos zaczął jej drżeć a oczy niebezpiecznie pokryła szklana warstwa.
- Chłopak? Ojoj. To bardzo nieodpowiedzialny ten twój chłopak. Jest zimno a on każe na siebie czekać? Tak późno? No, no. Jakiś dupek, nie? - zacmokał, na co jego wierna kampania pokiwała głową.
- My byśmy cię tak nie zostawili. - uśmiechnął się, ponownie wyciągając dłoń w jej stronę, jednak tym razem bezproblemowo dotykając jej podbródka, który uniósł lekko ku górze.
- W sumie, zawsze zastanawiało mnie jedno. Skoro takie osoby jak wy, na wózkach, jesteście sparaliżowane.... To czy coś czujecie tam na dole? No wiesz, kiedy jesteście posuwane?
@Yakushimaru Seiya
Yakushimaru Seiya ubóstwia ten post.
Poruszył ramieniem, poprawiając przewieszony przez nie pasek plecaka, gdy przystanąwszy na chwilę, rozejrzał się na skrzyżowaniu. Od akademika dzieliło go jeszcze kilka przecznic i wydawało się, że dziś nie spotka go już więcej niespodzianek, nawet jeśli brunet robił się całkiem znany z przyciągania kłopotów. Lekko zaczerwienione knykcie dłoni nie były aż tak widoczne w ciemności, ale było więcej niż pewne, że podczas swojego pobytu w klubie zdążył komuś przyjebać. Chłopak, który niefortunnie go zaczepił, był na tyle pijany, że zobaczył gwiazdy już po pierwszym ciosie. Yakushimaru zdążył jednak zapomnieć o tym incydencie – tak jak zapomniał o wielu innych, jakby wymykały się z jego głowy, gdy następował odpływ chwilowej fali agresji. Większość tych konfliktów i tak nie miała znaczenia, zwłaszcza że dotyczyła drobnostek.
Te nie drobnostkowe sprawy zapamiętywał na bardzo długo.
„No, no. Jakiś dupek, nie?”
Głos, który dobiegł do jego uszu był jeszcze mętny, gdy skręcał w jedną z uliczek, skąd poza śmiechami dobiegało jeszcze dudnienie basów, które dobiegało zza zamkniętych drzwi klubu karaoke. Właściwie uniósł wzrok znad telefonu tylko po to, by niedługo wyminąć rozweselone zbiorowisko, ale gdy spojrzenie chłopaka uchwyciło pełną grupę, mimowolnie zwolnił kroki. Zmrużył oczy, chcąc wyostrzyć obraz, który miał przed sobą. Z początku sylwetki stojących chłopaków nieco przysłaniały mu widok, ale wystarczyło, że jeden z nich przestąpił z nogi na nogę, chichocząc w najlepsze z całego zajścia, by drobniejsza sylwetka mignęła mu przed oczami. Był jeszcze o kilka kroków za daleko, by stwierdzić, że na pewno zobaczył osobę, którą wydawało mu się, że zobaczył. Trudno jednak było mu zignorować całe to zajście, gdy miał dziwne przeczucie, że nie było to tylko towarzyskie spotkanie. Zablokował telefon i wsunął go do kieszeni, gdy cały czas brnął naprzód, coraz uważniej przypatrując się grupce nieznajomych, jak mu się z początku wydawało.
Reszta była już chwilowym impulsem.
Yue.
„To czy coś czujecie tam na dole?”
Patyczek upadł na ziemię. Cichy dźwięk odbijającego się od bruku drewna był dla niego, jak sygnał do startu, gdy przed oczami zamachano mu czerwoną płachtą. Fala wróciła, ale tym razem uderzyła z większą intensywnością, gdy zdał sobie sprawę, że zaczepki nie były rzucane ku komuś zupełnie przypadkowemu. Nie zastanawiał się nad tym, co jasnowłosa robiła tu o tej porze, bo wszystko działo się zbyt szybko. Ciało znów ulegało emocjom, które szarpały nim, jakby było połączone ze sznurkami. Nie biegł, ale przyspieszył kroku na tyle, że stukot obijających się o beton podeszew nie był w stanie umknąć uwadze, ale dla jednego z chłopaków było już za późno na spojrzenie za siebie, gdy palce Seiyi zacisnęły się kurczowo na kołnierzu jego bluzy. Szarpnął nim do tyłu, robiąc sobie miejsce obok drugiego z nich, na którego bezmyślnie zamachnął się przedramieniem, chcąc wycelować w jego żuchwę. Tamten zdołał jednak zblokować cios, co wyglądało jedynie na zwyczajny fart, pomimo wyraźnego podchmielenia. To jednak nie powstrzymało chłopaka od odepchnięcia go tak, że zatoczył się do tyłu i zatrzymał na ścianie budynku, w zdezorientowaniu spoglądając na niszczyciela dobrej zabawy. Yakushimaru wpatrywał się już jednak w kucającego obok wózka ciemnowłosego spojrzeniem, które wyrażało dosłownie wszystko. Sei nie słynął jednak z trzymania języka za zębami, gdy wkurwienie brało nad nim górę, dlatego jeśli nie przemawiała do niego mowa spojrzeń, słowa z pewnością miały wyjaśnić mu dosłownie wszystko.
— Co tam pierdoliłeś o posuwaniu? Może zaraz przetrącę ci kurwa kręgosłup i opowiesz nam wszystkim, co czujesz, gdy przeleci cię jeden z twoich kolegów, jebany pedale — syknął, bezpardonowo opierając nogę na jego biodrze, by od razu pchnąć go nogą. Wykorzystał niestabilną pozycję nieznajomego, by przynajmniej częściowo odepchnąć go od dziewczyny. — Nie będziesz się już kurwa musiał nad niczym zastanawiać. Co ty na to?
Seiwa-Genji Enma and Chishiya Yue szaleją za tym postem.
Od kiedy została przykuta do wózka, w jej sercu na stałe zamieszkała obawa przed brakiem samodzielności. Nie chciała być zależna od nikogo, a już tym bardziej zdana na cudzą łaskę. Zakłamywała sama siebie i rzeczywistość, niejednokrotnie woląc ugryźć się w język aniżeli poprosić kogoś o pomoc. Tak jak i teraz. Z jej ściśniętego gardła, jedno, jakże proste słowo nie było w stanie ujrzeć światła dziennego. A przecież gdyby zaczęła krzyczeć i prosić, aby ktoś jej pomógł to kto wie - może ktoś ją usłyszy? I uratuje?
Zacisnęła mocniej powieki, jakby ten dziecinny gest miałby pomóc jej w ukryciu się przed potworami. Niestety, tym razem zasada "ja ich nie widzę, to oni na pewnie mnie też nie" nie zdała egzaminu. Czuła, że wpada w bezdenną, chłodną otchłań, z której już nigdy się nie podniesie.
Stłamszony huk i jęk jednego z mężczyzn podziałały niczym pociągnięcie magicznym sznurkiem sprawiając, że na powrót uchyliła powieki. Przez pierwsze sekundy nie docierało do niej co tak naprawdę właśnie się dzieje. Kłócili się między sobą...? Nie, to nie-
- Sei... - jęknęła, wciągając powietrze na wdechu, kiedy ujrzała znajomą sylwetkę chłopaka. Emocje, jakie w niej wybuchły były chaotyczne i trudne do ujarzmienia. Odczuwała nieopisaną radość oraz ulgę, tylko po to, by po chwili jej serce zadrżało w obawie o zdrowie znajomego, ale również ze strachu, przerażenia i przede wszystkim poczucia winy, że nieświadomie wciągnęła go w to wszystko. Chciała śmiać się. Krzyczeć. I płakać. Robić wszystko jednocześnie, ale ostatecznie pozostała niemal w bezruchu, kurczowo zaciskając palce na materiale sukienki z taką mocą, że pobielały jej knykcie.
- Ha? - ten, który kucał, wyraźnie zaskoczony nagłym pojawieniem się nieproszonego gościa, i już chciał się podnieść z pozycji kucającej, ale Seiya zdecydowanie był szybszy od niego. Utraciwszy równowagę, wywalił się w bok, w ostatniej chwili podtrzymując ciało łokciem, co pozwoliło mu na zniwelowanie uderzenia głową o równą płytkę chodnika.
- Ty kurwo! - krzyknął jeden z nich i dopadł do Seiyi, próbując złapać go za kołnierz bluzy, jednocześnie próbując się zamachnąć, żeby mu przywalić.
- Trzymajcie go! - dodał ten, któremu zajęło pięć sekund na ogarnięcie, co właściwie się dzieje i dlaczego leży na ziemi. Błyskawicznie podniósł się z ziemi z zamiarem dołączenia do reszty, bo przecież tylko najodważniejsi walczą w grupach. Yue nie myśląc zbyt dużo, chwyciła go za ubranie, chcąc go jakoś powstrzymać albo co gorsza, odwrócić jego uwagę. Niestety, jak można było się tego spodziewać, jej drobne dłonie i ramiona były zbyt słabe, aby zatrzymać rosłego faceta, w efekcie czego zsunęła się z wózka i runęła na ziemię ciągnięta przez jego ciało.
- Zostawcie go! Jest was więcej, nie wstyd wam?! - krzyknęła, mając wrażenie, że wreszcie pod powiekami oczu zaczyna odczuwać szczypanie.
Nie mogła jednak pozwolić sobie na rozklejenie. Nie teraz. Nie w tym miejscu. Nie przy nich. Nie da im tej satysfakcji. Każdemu, ale nie im. Nie tym odpadom społeczeństwa, którzy-
- Odwal się - warknął mężczyzna, posyłając kopnięcie w jej stronę i trafiając w jej twarz. Palce dziewczyny automatycznie wypuściły materiał, który trzymała i skuliła się, zakrywając się dłońmi.
- Trzymajcie tego skurwiela! - dodał, odwracając się w stronę swoich kumpli, wyraźnie mając nadzieję, że udało im się złapać intruza, który zniszczył ich zabawę dzisiejszego wieczoru, samemu wyciągając scyzoryk z kieszeni.
- Ciekawe czy teraz cwel będzie tak cwaniakował - uśmiechnął się szeroko, wyraźnie bardzo dumny z siebie, że nie tylko przywalił się do niepełnosprawnej, potem próbował ilością pokonać innego chłopaka, a teraz zamierzał wymachiwać ostrzem.
- P-policja jest w drodze! - krzyk Yue wdarł się pomiędzy śmiechy mężczyzn. Siedziała na ziemi oparta o wózek z włączonym telefonem uniesionym wysoko ponad jej głowę. Z nosa ciekła jej krew, której barwa wyjątkowo mocno odznaczała się na naturalnie bladej skórze. Ale dziewczyna zdawała się w żaden sposób tym nie przejmować, jakby w ogóle nie tego zauważyła. Jej wystraszony, krystalicznie niebieski wzrok był utkwiony w napastniku ze scyzorykiem.
- Z-zaraz tu będą! - dodała i choć głos jej drżał, brzmiała wyjątkowo przekonywująco.
Kłamstwo prześlizgnęło się przez gardło z wyjątkową łatwością. Czemu jednak się dziwić, skoro robiła to niemal codziennie? W szarym życiu, na spotkaniach z szarymi ludźmi?
Policja nie przyjedzie.
Ale oni nie musieli znać prawdy.
@Yakushimaru Seiya
Yakushimaru Seiya ubóstwia ten post.
„Trzymajcie go!”
Syknął pod nosem i ściągnął brwi, zwiększając dystans pomiędzy nimi o jeszcze jeden krok. Nie uciekał – potrzebował szerszej perspektywy, by uważnie przyjrzeć się całej trójce, która jeszcze trzymała się na nogach i temu, który najpewniej jeszcze zwijał się na chodniku z obolałą mordą. Pasek plecaka swobodnie zsunął się po jego ramieniu, kończąc w pewnym uścisku palców. Zważył go w ręce i chociaż żal było mu reszty zrobionych zakupów, czteropak piwa ciążący w środku z pewnością miał sprawdzić się doskonale w roli broni obuchowej.
„Zostawcie go! Jest was więcej, nie wstyd wam?!”
— Yue, do chuja. Nie wtrącaj się — rzucił odruchowo, zanim zdążył zastanowić się nad odpowiednim doborem słów. Jasne, był wściekły, a gniew zawsze odbijał się rykoszetem we wszystkie strony, zwłaszcza gdy usiłował zaplanować wszystko po swojemu; gdy już ściągnął na siebie całą uwagę, by odwrócić ją od białowłosej. Gdyby przyszło co do czego, był skłonny pobiec gdzieś dalej, ciągnąc za sobą ogon tych głupich kundli. Dałby jej czas, by zebrać się z tego miejsca.
Ale na upominanie było już za późno.
Mógł jedynie się przyglądać, jak drobna sylwetka dziewczyny zsuwa się z wózka. Słuchać, jak ten tępy chuj każe jej się odwalić, a potem niespodziewanie wymierza kopniaka prosto w twarz Chishiyi. Rysy jego twarzy stężały, gdy zacisnął zęby. Knykcie zbielały od zaciskania pięści. Rozszalałe wewnątrz fale kruszyły tamę, która i tak zdążyła popękać już wcześniej, a teraz nie była już w stanie zatrzymać nadciągającej furii, która złowrogim błyskiem w oku czarnowłosego przywitała swój nowy cel. Nieważne, że był uzbrojony – w amoku nie interesowało go własne dobro.
— Teraz kurwa jesteś już martwy. Ciekawe czy bez jebanego noża też będziesz taki cwany — wycedził, podrzucając lekko plecak w ręce, by mocniej owinąć sobie jego pasek dookoła dłoni; czuł, jak szorstki materiał wgryza się w jego skórę i nieprzyjemnie wgniata w palce ozdobne sygnety. Słyszał, że Yue krzyczała, ale nie słuchał, bo nawet jeśli policja była w drodze, to on był na miejscu. A skoro był na miejscu, zamierzał załatwić to szybko i po swojemu. Wyrwał się naprzód, jak sprowokowany do ugryzienia kundel, który już za długo pozwalał sobie na dźganie kijem, i choć wydawało się, że skupi się wyłącznie na uzbrojonym przeciwniku, po drodze zamachnął się swoją prowizoryczną bronią, celując w jednego z dwójki pozostałych chłopaków. Nawet jeśli miał małą szansę na trafienie, zależało mu przynajmniej na tym, by utorować sobie drogę. Wypuścił plecak z ręki, a ten z przytłumionym, ale wciąż głośnym hukiem upadł na bruk. Potrzebował obu rąk i krótkiej chwili do wytrącenia nieznajomemu scyzoryka z ręki. Rzucanie się prosto na niego wydawało się nieodpowiedzialne, zwłaszcza że trzymał broń na wysokości jego brzucha. Jeden błąd oznaczał nieprzyjemną wizytę na oddziale intensywnej terapii, a był to dość optymistyczny scenariusz. Trudno było powiedzieć, czy Seiya zdawał sobie z tego sprawę w tym momencie. Wydawał się inny od wersji, z którą miała do czynienia Chishiya. Nawet jeśli potrafił w jednej chwili się zirytować i rzucać nieprzyjemnymi komentarzami, tamten stan był niczym w porównaniu z gniewem, który wzbudził w nim nieznajomy.
Czy to działo się, gdy ktoś za mocno nadepnął mu na odcisk?
Chłopak wystrzelił ręką do przodu, a Yakushimaru płynnie obrócił się w bok, jednocześnie już szykując się do wyprowadzenia kolejnego ciosu. Zdążył trzasnąć go pięścią w nadgarstek z taką siłą, że czuł rozlewające się na dłoni ciepło. Scyzoryk upadł z brzdękiem na ziemię, a on, nie tracąc czasu, posłał go kopnięciem w stronę dziewczyny.
— Wyjeb t- — głos urwał się, gdy jeden z trójki zaszedł go od tyłu, zarzucając przedramię na jego szyję i usiłował ściągnąć go do swojego poziomu. Nie szarpał się, choć w pierwszym odruchu miał ochotę to zrobić. Na pewno byłoby znacznie prościej, gdyby wcześniej pozbył się całej reszty. Teraz miał za sobą jakiegoś natrętnego słabiaka, a przed sobą wkurwionego śmiecia, który właśnie został pozbawiony swojej zabawki, a zamiast tego zerknął ku dziewczynie, upewniając się, że cisnęła przedmiot gdzieś dalej. W ciemnościach i tak szybko go nie znajdą.
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Jeszcze kilkanaście chwil wcześniej była bezpieczna wśród znajomych. Co prawda to nie był jej wymarzony wieczór, ale teraz żałowała, że tak szybko uciekła. Być może gdyby przeczekała te kilka minut dłużej to nie natrafiłaby na grupę kretynów, którzy postanowili zadrwić tego wieczoru z niepełnosprawnej. A wtedy... a wtedy nie naraziłaby Seiyi na to wszystko. Z przerażeniem obserwowała dantejskie sceny, które rozgrywały się przed jej oczami. Nie przywykła do takich widoków a krew widziała jedynie na ekranie telewizora bądź laptopa, kiedy oglądała kolejne odcinki azjatyckich dram.
Blade i długie palce zaciskały się o ramę wózka z taką siłą, że czuła jak paznokcie w niektórych miejscach pękają. Chciała mu pomóc. Zrobić cokolwiek. Przydać się. Perspektywa bycia typową damą w opałach brzydziła ją. Zawsze w nowelach czy innych książkach gardziła takimi postaciami. Nienawidziła ich.
Szkoda, że rzeczywistość brutalnie ją zweryfikowała i okazało się, że Yue wcale nie była taka samodzielna, pewna siebie i silna, na jaką próbowała pozorować. Prawda była o wiele bardziej okrutna. Oto ona, krucha, wystraszona i niezdolna się ruszyć, kuliła się niczym mała dziewczynka z rozwalonym kącikiem ust i smugą krwi znaczącą jaskrawą cerę na twarzy. Z drżącą wargą i oczami pełnymi przerażonych łez.
"Wyjeb t-"
Zadrżała spłoszona, jednocześnie trzeźwiejąc od strachu. Nabrała w płuca haust zbawiennego powietrza, kiedy wyciągnęła dygoczące dłonie i chwyciła chłodny, metalowy przedmiot. Bez większego namysłu przekręciła ciało na tyle, na ile mogła i zamachnęła się odrzucając scyzoryk. Ten uderzył z głośnym brzękiem o asfalt, przesunął się po nawierzchni kilka centymetrów i zatrzymał na metalowej kracie odpływowej. Zadrżał niepewnie niczym liść na wietrze, a potem utraciwszy balans - runął w ciemną otchłań kanalizacji. Mężczyzna widząc, że utracił swoją główną zabawkę, jedyną broń, dzięki której mógł cokolwiek zdziałać przeciwko nieznajomemu, zawył wściekle.
- Ty kurwo! - wysapał, czując, jak adrenalina powoli odbiera mu trzeźwość myślenia. Nie bacząc na otoczenie ponownie doskoczył do Yue, odnajdując w niej najsłabsze ogniwo w tej bezsensownej walce, zapewne wierząc głęboko, że jego towarzysz utrzyma szamotającego się dupka. Nim zajmie się później. A przynajmniej taki miał plan. Brudne, męskie palce wplątały się w gładkie, choć teraz już nieco rozczochrane, białe kosmyki i szarpnął nimi do góry, wywołując przy tym cichy jęk bólu uciekający z kobiecego gardła. Przerażona Yue objęła palcami nadgarstek mężczyzny, drapiąc paznokciami jego skórę w nadziei, że się oswobodzi.
Niestety, nic nie pomogło.
- Coś ty zrobiła! - wybełkotał, pochylając się w jej stronę i szarpiąc nią jeszcze mocniej, kładąc alkoholowy oddech na jej twarzy.
Była bezsilna.
Słaba.
Krucha.
Co mogła zdziałać, będąc w niemal niewolniczej pozycji? Na kolanach? Na wysokości-
Zaszklone tęczówki zsunęły się niżej, a ciało zareagowało samo, kierowane instynktem. Palce wypuściły z desperackiego chwytu nadgarstek mężczyzny, opadły lekko w dół a potem bez słowa ostrzeżenia wystrzeliły do przodu, pomiędzy uda agresora, zaciskając się na zdecydowanie miękkiej części jego ciała. Pech chciał, że dzisiejszego wieczoru postanowił założyć spodnie dresowe. Cienki materiał nie stanowił jakiejkolwiek bariery pomiędzy paznokciami Yue, a gładkością i delikatnością skóry narządu, który używał do myślenia zamiast mózgu.
Chłopak pobladł, by po chwili przybrać kolor wręcz purpurowy na twarzy. Wrzasnął, niczym poparzony, wypuszczając dziewczynę i odskoczył do tyłu, wsuwając dłonie między swoje nogi i schylając się w pół, czując zapewne mało rozkoszny ból targał jego ciałem.
Jego reakcja była zrozumiała. Na tyle, że jego towarzysz, który do tej pory trzymał Seiye, zupełnie stracił kontakt z rzeczywistością, przyglądając się katuszom przyjaciela, jednocześnie rozluźniając chwyt...
@Yakushimaru Seiya
Yakushimaru Seiya ubóstwia ten post.