Droga do Sāwy
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Sob 27 Sie - 2:31
Droga do Sāwy


Sāwa jest bardzo małą wsią z lokalną, zżytą ze sobą społecznością. Mieszkańcom trudno się tu zgubić, większość tras znają na pamięć i potrafiliby je pokonać z zamkniętymi oczami - choćby oznaczało to przedarcie się przez dziki las. Drogi, jeżeli już jakieś się pojawią, nie są pokryte asfaltem. To ledwie ubita gleba, ze względnie wytyczonym kierunkiem.

Wśród licznych labiryntów i niezaznaczonych na mapach ścieżek wyróżnia się stosunkowo szeroka droga prowadząca bezpośrednio do Sāwy. Wzdłuż niej płynie leniwie Sāshimura - rzeczka, której źródło znajduje się w lesie Kinigami, ujście zaś łączy się z Yaratą, główną rzeką przecinającą wieś.

Choć funkcja drogi jest jasna, próżno doszukiwać się tu samochodów. Większość tutejszych przemieszcza się za pomocą rowerów lub pieszo, nawet jeśli pojazdy w naturalny sposób również musiały zagościć w Sāwie. Główna arteria zdaje się właściwie jedyną trasą, po której poruszają się auta i pierwszy, a w chwili obecnej ostatni autobus. Reszta terenów jest zresztą zbyt dzika, aby przedzierać się przez nią jakąkolwiek maszyną.

Haraedo
Ejiri Carei

Wto 29 Lis - 21:30
| 1 listopada nad ranem, tuż po wyjściu z  rezydencji balu

Z westchnieniem przyjęła cichy szum zamykanego za nią wejścia do rezydencji. Zadrżała niemal szczękając zębami, czując, jak przeciska się przez narzuconą na ramiona materię haori. Przydużej, ale wystarczająco suchej, by przynajmniej częściowo zapewnić jej ciepło. Oplotła się ramionami, chcąc zatrzymać umykające z wilgocią ciepło. Sukienka, jaką miała na czas balu haloweenowego, przemokła niemal całkowicie. Nie zatrzymywała się na wskazanej wędrując ścieżką, gdzie u wylotu miała czekać na nią zamówiona taksówka. Im dalej szła, tym dogasający szum imprezy przestawał być tak otumaniający i coraz mniej osób ją mijało. Im ciszej też było, tym cienie po obu stronach ścieżki zdawały się nabrzmiewać, pulsować i nabierać rysów. I chociaż wiedziała, że nie miały nic wspólnego z tymi cieniami, które często odnajdowały swój niepokojący kształt na malowanych w pracowni obrazach i rysunkach. Wiedziała też, że prawdziwe duchy, bez kontraktu, już pewnie traciły zyskane na jedną noc ciała. Granica rzeczywistości na powrót wracała do normy, ale w sercu wciąż tliła się obietnica, jaką otrzymała.
Nieprzyjemne ukłucie lęku wpełzło pod czaszkę, trącając zakopane głębiej, zduszone na dzisiejszą okazję emocje. Przyśpieszyła kroku równo, wpisując się cichym stukotem bucików z rytmem uderzającego głośniej serca. Wieczór był wystarczająco pełen wrażeń, by chciała pisać się na dodatkowe atrakcje. I chociaż to przez ostatnie wydarzenia, w kieszeni wciąż tkwił zwitek z numerem telefonu, to oddech zadrgał boleśnie, gdy wspomnienie z sali chwyciło złoty błysk znajomych źrenic. Czy tylko dla niej? ten sam zdradziecki strach, który popchnął ją do ucieczki, teraz, wywoływał przenikliwy wstyd. Przełknęła głośno ślinę, czując na języku brzydką emocję goryczy. I obrzydzenia do siebie samej. Za wiele sobie wyobrażała. Zbyt wiele dopisywała. Zbyt łatwo zapominała, czym się stała. Nie musiał jej nawet pamiętać. I nie była pewna, co bardziej ją bolało.
Światła samochodowych reflektorów, które błysnęły niedaleko, rozświetlając drobną sylwetkę, przywróciły ją do rzeczywistości. Taksówkarz musiał się już niecierpliwić, czekając na nią. Rozluźniła ramiona, przeganiając cisnącą się do myśli truciznę. Przynajmniej teraz, musiała zachować trzeźwość, w jakiś sposób znowu czując tańczący mętlik w głowie, nawet jeśli nie tknęła kropli słodkiego alkoholu. Pulsowanie w skroniach, zwiastował za to zbliżającą się, migrenową katastrofę. - Jeszcze tylko trochę... - szepnęła do siebie, przecierając palcem wciąż naznaczone malowaną czerwienią wargi. Z czarnych, wciąż wilgotnych włosów, zsunęła zapleciony w tym samym kolorze kwiat.
Uniosła bladą dłoń, wskazując na swoją obecność. Zatrzymała się blisko, by nacisnąć klamkę, ale zatrzymała gest w połowie. Zsunęła z ramion materiał, który przeszkadzał przy wsiadaniu, zaczepiając o ostrą krawędź samochodowych drzwi - Dziękuję za cierpliwość... - zdążyła powiedzieć cicho, w kierunku wychylającego się kierowcy, gdy usłyszała za sobą szum. Kroków? Oddechu? Szeptu? Mimowolnie zadrżała, jeszcze nie spodziewając się źródła nieoczekiwanego ostrzeżenia. Uchyliła wejście, intuicyjnie zerkając na odsłonięty nadgarstek i brak czegoś, co wycisnął z ust cichy jęk. Jakoś mocniej zaciskając palce na trzymanym w drugim ręku materiale. Kiepska to zasłona przed nieznanym i odsłanianą nad ranem tajemnicą oczu, które dawno temu ścigała.

@Seiwa-Genji Enma
Ejiri Carei
Seiwa-Genji Enma

Nie 18 Gru - 1:15
Miękkie kroki zdawały się ważyć tonę a poruszanie nogami z każdym kolejnym krokiem sprawiały coraz większe trudności, jakoby niewidzialna siła wbiła swoje szpony w jego ciało i nie pozwalała mu na dalsze poruszanie się. A on, mimo nieprzychylności losu, parł dalej na przód, ściskając w dłoni małą, zjedzoną przez czas bransoletkę, której strukturę tak doskonale znał.
Była tu. Czuł to całym sobą. Każda, nawet najdrobniejsza komórka w jego ciele krzyczała i gryzła bijąc na alarm. W głowie pojawiło się mnóstwo myśli, jedne bardziej chaotyczne, drugiej mniej, ale wszystkie razem stawały się ciężkie jak muł, który osiada na dnie jeziora. Świat dookoła zamilkł, a przecież aparat słuchowy dobrze funkcjonował. Zrobiło się gorąco, choć październik chylił się ku końcowi, wpuszczając na swoje miejsce chłodny listopad.
- Eiji. - słowa przepełzły przez jego gardło niczym oślizgły wąż, kiedy wreszcie dojrzał ją przed samochodem. Choć dusza rwała się w jej stronę, by sprawdzić czy nic jej nie jest, to jednak ciało zatrzymało się w bezpiecznej odległości prawie trzech metrów. A może więcej? A może i mniej. Sam do końca nie wiedział.
Od razu ją poznał. Nie miał najmniejszych wątpliwości co do tego, że to ona. Znał ją przecież. Bez znaczenia ile lat minęło od ich ostatniego spotkania. Zawsze ją rozpozna.
- Eiji... - powtórzył na wydechu i choć chciał się uśmiechnąć, nie wiedzieć czemu, ale... nie potrafił.
- Wróciłaś. - stwierdził, choć w tym momencie było to chyba najgłupsze, co mógł powiedzieć.
To była oczywiste, że wróciła. W końcu stała tu, przed nim, cała i żywa. Z krwi i kości. Chciał zapytać... nie, wrzeszczeć. W rozczarowaniu i radości. W smutku i ekscytacji. Kiedy wróciła? Czemu nie dała znać? Czemu przez te wszystkie lata nie odzywała się do niego? Nie odpisywała na listy. Nie zadzwoniła. Nie odwiedziła.
Wewnątrz doskonale znał odpowiedź, choć aż do dzisiaj starał się spychać ją gdzieś w otchłań umysłu, niczym małe dziecko desperacko jej unikając.
Obwiniała go.
Obwiniała go za to, co ją spotkało. I słusznie. Prawda była taka, że gdyby ich drogi nigdzie nie skrzyżowały się ze sobą, to okrutny los być może okazałby łaskę.
Ale przeszłości nie da się zmienić. Można jedynie manipulować przyszłością.
- Zgubiłaś to. - odezwał się ponownie, wyciągając dłoń, na której znajdowała się bransoletka.

@Ejiri Carei


Droga do Sāwy Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma

Ejiri Carei ubóstwia ten post.

Ejiri Carei

Pon 19 Gru - 11:29
Szum kroków drażnił zmysły, trącał uwagą, zmuszał do odwrócenia w stronę źródła, jak poranny świergot za oknem. Wystarczyło jednak, by podążyła za wołaniem zmysłów, by zamarła. Zamarł jej wzrok, utkwiony w samotnej sylwetce. Zamarł oddech i głos, zdławiony nagłą falą, wzburzoną jak gniewny ocean. Zamarła i ona sama w pozie zamarzniętej w pozytywce, laleczki z porcelany. A potem, wszystko skruszało, wraz z głosem, którego tak długo nie słyszała i równie długo, próbowała bezskutecznie zapomnieć, samej wierząc, że została zapomniana.
Nie potrafiła zrozumieć, ani określić, co sprawiało, że wymawiane głoski jej nazwiska, brzmiały bliżej niż imię, pieszczotliwie wręcz. I tylko on potrafił ukołysać je na słowie, by przejęta nagłym dreszczem - zadrżała, drżeniem, które nie miało nic wspólnego z panującym wokół chłodem. Naprawdę tu był. I z wzbierającym niepokojem dusząc budzącą się refleksję, jak bardzo za nim tęskniła.
Ejji. Jeszcze raz wołanie, które wzmogło piekący ból w piersi, atakując też rozszerzone emocją, źrenice, które z tętniącą paniką, opuściła, nie mając wystarczająco śmiałości, by zmierzyć się ze złotem tęczówek właściciela głosu. Enma - chciałaby zawołać, ale tylko wargi poruszyły się, nie wydając żadnego dźwięku. Nie, nie miała prawa do takiej zażyłości, nie miała i do obecności, przed którą tam na sali, przecież sama uciekała.
- Seiwa. - schyliła głowę i uniosła ramiona, mając wrażenie, że napięcie obejmuje ją po koniuszki palców, zaciśniętych rozpaczliwie na drzwiach auta. Rozchyliła wargi, próbując bezskutecznie dodać coś więcej, ale krtań zaciskała pętlę mocniej. Nie miała pojęcia, jak radzić sobie z chaosem uczuć, który przejmował władzę nad jej ciałem, szarpał myślami, przekręcał gesty i zachowanie.
Wróciłaś. Przymknęła powieki, czując jak wina sunie na piedestał wrażeń - Przepraszam - za to, że wróciła, za to że musiał ją teraz widzieć, za to, że... czemu tutaj biegł?
Nie mogła dziwić się odległości, w jakiej pozostał. Dystans, który ich dzielił, boleśnie wręcz przypominał o obrzydzeniu, które musiał do niej czuć. A mimo to, zabolało, bardziej niż powinno. Wiedziała przecież o tym, przygotowywała się, udając, że przeszłość między nimi nie istniała. Przecież - nie odzywał się. Nie mógł, czy nie chciał, nieważne. Nie mogła go winić. Byłaby hipokrytką, skończoną egoistką. Tą przerażoną, żałośnie wręcz zamkniętą we własnym strachu, głuchą na cudze wołanie. Brudną cudzym dotykiem.
Rozchyliła powieki i uniosła wzrok na tyle, by chwycić w polu widzenia wyciągniętą dłoń. Wciąż daleko od niej, ale nieznośna pewność precyzowała doskonale co zgubiła. Źrenice prześlizgnęły się jednak nie przez drobną ozdobę, a samą, męską dłoń, przez chwilę dziwnie rozkojarzona jej urodą. Zamrugała jednak, splotła długie palce mocniej, unosząc do serca całą rękę, którą odjęła od drzwi, by odwrócić się ciałem w kierunku przybyłego i plecami oprzeć się o metalowy brzeg auta, jednocześnie przymykając wejście. Umknęło jej pamiętanie, że kierowca już chwilę na nią czekał.
- A Ty to znalazłeś - los nie mógł bardziej z nich zadrwić. Czy mogła się dziwić? Wiedziała, że w końcu go spotka, że przyjdzie jej się mierzyć z konsekwencjami nieobecności i samego powrotu. Czemu właściwie to zrobiła? Cichy, piskliwy i wciąż deptany głosik z tyłu głowy szeptał, że znała odpowiedź - Czy...mogę ją odzyskać? - wstyd przesiąkł każde z cicho wypowiedzianych wyrazów. Czy mogła go prosić o coś, co kiedyś jej podarował? Czy miała do tego prawo? W końcu podniosła spojrzenie wyżej, śledząc linię szyi i chłopięcej szczęki. Ciepło wstąpiło na jej usta, na policzki. Bała się zajrzeć wyżej i przekonać się, czy jest w stanie odczytać z daleka, co kryło się za miodową tęczówką, gdy postąpiła krok. Tylko jeden.

@Seiwa-Genji Enma
Ejiri Carei

Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.

Seiwa-Genji Enma

Pon 26 Gru - 19:43
Tyle lat minęło od ostatniego momentu, kiedy ją widział. Ile to było? Sześć? Pięć?
A mimo to sprawiała wrażenie, jakby w ogóle się nie zmieniła. Może twarz nieco spoważniała, ale nawet wtedy Enma był w stanie ją rozpoznać. Zresztą, prawda była taka, że zawsze i wszędzie rozpoznałby ją, bez względu na wszelakie zmiany, jakie zaszłyby w jej wyglądzie, ruchach czy też mowie. Eiji to Eiji i nic nie było w stanie tego zmienić.
Ciężko było odczytać z jego twarzy jakiekolwiek emocje, które nim targały w tym momencie. Aczkolwiek czy nie zawsze tak było? Już nawet w szkole zakładał idealną maskę, która na pierwszy rzut oka nie zdradzała nic, co ukrywało się w jego duszy. Wyglądał niczym chłodna, niezmącona żadnym ruchem tafla jeziora skąpana w srebrzystym świetle księżyca.
Westchnął bezdźwięcznie, choć mięśnie wciąż pozostawały napięte i jedynie bogowie wiedzieli, dlaczego nie doznał żadnego skurczu. Kiedy Eiji przeprosiła, ciemne brwi uniosły się ledwo zauważalnie w zaskoczeniu i niezrozumieniu. Za co przepraszała? Za to, że milczała tyle lat? Albo za to, że wróciła i nawet mu o tym nie powiedziała? Albo za to, że zniknęła z dnia na dzień? Przecież to wszystko nie miało znaczenia. A przynajmniej nie miało dla niego. Nigdy nie miał jej tego za złe. Rozumiał ją, a przynajmniej próbował zrozumieć jej motywy i dlaczego postąpiła tak, a nie inaczej. Czuł, że jego osoba i sama jego obecność mogą przywoływać bolesne wspomnienia z przeszłości, dlatego też sam odsunął się w cień, nie chcąc jej otaczać swoją obecnością. Chciał, aby była wreszcie wolna.
- Głupia. - powiedział miękkim głosem, robiąc krok do przodu, aby zmniejszyć dystans pomiędzy nimi.
- Nie masz za co przepraszać. A na pewno nie mnie. - dodał, kiedy wreszcie znalazł się na przeciwko niej. Uniósł dłoń, w której do tej pory trzymał małą błyskotkę i w pierwszej chwili chciał złożyć ją na otwartej ręce dziewczyny, ale wystarczyła ledwo zauważalna sekunda zawahania. Sekunda, która pociągnęła za sobą czyny, z którymi powinien się powstrzymać, a przynajmniej podczas ich pierwszego spotkania po tak długich i wyczekiwanych latach. Podniósł drugą rękę i złapawszy za kraniec bransoletki, przerzucił ją nad nadgarstkiem ciemnowłosej, po czym chwyciwszy palcami obu dłoni za dwa końce błyskotki, zaczął ją zapinać dookoła rachitycznego nadgarstka Eiji chcąc się upewnić, że tym razem jej nie zgubi.
- Nadal ją nosisz. - powiedział cicho, choć słowa te były bardziej skierowane do niego samego, aniżeli do niej.
- Gotowe. - uniósł wzrok i spojrzawszy na nią, pozwolił sobie na lekki, nie wymuszony uśmiech. Wsunął jedną rękę do kieszeni, aczkolwiek drugą uniósł niespiesznym ruchem, kierując ją w stronę dziewczyny, aby pogłaskać ją po głowie, tak, jak to miewał w zwyczaju, ale palce nawet nie musnęły ciemnych włosów, kiedy zawisły w powietrzu w ostatniej chwili.
Nie, nie, nie.
Nie, nie może jej dotykać. Na pewno nie życzyła sobie tego. Nie miał prawa tego robić. Zwłaszcza on.
Zabrał pospiesznie dłoń i wsunął ją głęboko w kieszeń halloweenowego stroju, aczkolwiek nie cofnął się, jakby jakaś niewidzialna siła boleśnie zaciskała swoje pazury na jego łydkach i skutecznie unieruchomiała go w jednym miejscu.
- Cieszę się, że wróciłaś.

@Ejiri Carei


Droga do Sāwy Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma

Warui Shin'ya and Ejiri Carei szaleją za tym postem.

Ejiri Carei

Pią 30 Gru - 0:09
Mogła sprzeczać się z każdym, kto wmawiał, że on nic nie czuł. Pamiętała upartą pewność, że potrafiła rozróżnić zmieniające się odcienie złota tęczówek, które śledziły mijające ich twarze. Czy wciąż byłaby w stanie zmierzyć się z taflą iskier, gdy patrzył na nią? Czy znowu, była to tylko złudna naleciałość artystycznego talentu i kiełkującej tęsknoty, tak brudno zdławionej przez rzeczywistość? Bała się kłamstwa i uczuć, które przypisywała jemu. Bała się, że była wystarczająco naiwną, by uwierzyć, że mógł chcieć... nie.
Zbrukana. Pamiętała. To szeptały przesiąknięte przerażeniem cienie, które szarpały wtedy jej ciałem. Wzbierające mdłości zaciskały żołądek, zatapiały pazury w piersi, wyciągając powietrze z płuc, to na zmianę, pompując ich zbyt wielkie ilości, doprowadzając niemal do hiperwentylacji. Musiała przygryźć wargę, by powrócić z kalejdoskopu, który zdradliwie pochłaniał jej świadomość. Nie mogła na to pozwolić. Nie tutaj, Nie teraz. Nie z nim. Nie, kiedy ją widział. Nie kiedy wołał ją, niby echo urwanych snów, po których zrywała się budzona własnym łkaniem. I przekonaniem, że na zawsze utraciła kojące ciepło jego obecności.
A przecież - tu był. Nie zniknął, jak senna mara. Nie rozmył jak odbicie w jeziornej tafli, poruszonej upadającą kroplą deszczu. Głupia usłyszała, a na języku kropliła się piekąca łza wspomnienia - Enma - tym razem, ze zdziwionym niepokojem usłyszała własny głos i kilka głosek, łączących imię, którego wymówienia przecież na początku sobie odmówiła.
To nie strach zakołysał sylwetką, gdy na moment oderwała ciało od metalowego wsparcia i wbitego w jej plecy, nieodgadnionego wzroku kierowcy taksówki, który wbrew logice - wciąż czeka, jakby sam urzeczony był rozgrywającą się w świtającym mroku - sceny.
Nie zrozumiała. Zamrugała, jakby chciała przegonić zaprzeczenie odpowiedzi, jaką otrzymała - A kogo powinnam przeprosić? - pytała trochę głupio, z tonacją wibrującą nisko, jakoś za cicho na chłód, który się w niej kotłował. Bo przecież nie było na to żadnej właściwej odpowiedzi, innej niż ta, w którą tak głęboko wierzyła. Kogo miała przepraszać jak nie jego? Jak nie tych, którzy dawno temu byli jej tak bliscy?
O blachę drzwi oparła się ponownie, gdy świat zaczął drzeć, razem z jej skórą, razem z wargami i kurcząca się przestrzenią dystansu, jaki dzielił z każdym jego krokiem. I mimo lotnej myśli, popychającej ją do ucieczki, nie cofnęła wysuniętej dłoni, gotowa na poparzenie dotyku. Na karę. I ta - nadchodzi ledwie zaskoczonym muśnięciem, ciepłem, które okrążało nadgarstek i łaskotało, jak pocałunek motylich skrzydeł. Wilgoć wciąż przemoczonej sukienki, zdawało się parować, gdy ciało pojmuje bliskość, w jakiej się znajdowało.
- tak, bo jest... - od ciebie - dla mnie ważna - skończyła głośno, chowając pierwotne znaczenie w myśli. Nie potrafiła wyznać prawdy i jednocześnie utkać kłamstwa, które racjonalnie wytłumaczyłoby obecność bransoletki po tylu latach. Niby dlaczego? Jakim prawem? - Dziękuję.
Nie podejrzewała, że będzie czekać. Na kojący dotyk na włosach, który zapamiętała dawno temu. A jednak, mimowolnie, intuicyjnie wręcz pochyliła głowę, pozwalając, by równie wilgotne kosmyki czerni, zsunęły się z ramienia. Dopiero, gdy gest nie nadszedł, poczuła wzbierającą falę paskudnego wstydu. Na policzki wpełzał szkarłat, gdy w końcu przechyliła głowę, a nieszczęsne łzy odnalazły ścieżkę wyjścia - Cieszysz się? - nie rozumiała - dlaczego? - pokręciła głową, by finalnie unieść też dłoń, na której bezpiecznie, na swoim miejscu, kołysała się ukochana ozdoba, ze skórą wciąż pamietającą palący płomieniem dotyk. Swoją rękę wyprostowała, rozcapierzając palce, unosząc znowu wyżej, przez moment z naiwną nadzieją uwieszenia opuszków na materiale męskiego kołnierza. Ostatecznie pozostała jej ucieczka. Złudna, bo zakończona uderzeniem łokcia o wciąż zamknięte drzwi auta za plecami. Oczy, w końcu chwyciły się miodowych tęczówek, tylko po to, by znowu gwałtownie opuścić na ziemię, na buty. Obie dłonie opuściła wzdłuż ciała, zaciskając w pięści, wbijając paznokcie we wnętrze ręki, zaciskając tak mocno, że bielały knykcie. A samej nie zważając już na nic innego, z westchnieniem opadających łez, oparła blade czoło o męską pierś - Dlaczego. Powiedz mi - powtórzyła jeszcze raz i raz. Nie zastanawiała, czy się od niej odsunie, czy odepchnie, szarpnie. Była zmęczona. Tak przeraźliwe zmęczona. Nie miała dziś sił bronić się nawet przed samą sobą. Wyczerpała limit.

@Seiwa-Genji Enma
Ejiri Carei

Warui Shin'ya and Seiwa-Genji Enma szaleją za tym postem.

Seiwa-Genji Enma

Nie 15 Sty - 2:07
Większość swego życia spędził albo samotnie, albo w otoczeniu męskich członków klanu, albo yokai. Od śmierci matki obecność kobiet w jego życiu była znikoma, oczywiście nie biorąc pod uwagę służek czy jego własnej siostry, z którą i tak Enma nie spędzał aż tak wielu wspólnych chwil, już nie, co z kolei wyraźnie odcisnęło piętno na chłopaku sprawiając, że na pewnym etapie swojego życia zatracił bardzo ważną umiejętność... empatię. Dlatego też w wielu sytuacjach nie potrafił się odnaleźć, zwłaszcza tych, które dotyczyły delikatnej sfery jaką były emocje. Nie wiedział co ma robić w takich chwilach, co powiedzieć, jak się zachować. Zazwyczaj stał i przyglądał się, a osoby z boku mogły postrzegać go jako zdystansowanego, chłodnego oraz nieprzejmującego się cudzą krzywdzą. A przecież tak nie było, prawda? Chociaż, z drugiej strony.... kto wie?
Mógł tylko próbować wyobrazić sobie, przez jakie piekło przechodziła Eji. Zarówno fizycznie, jak i psychicznie. A może zwłaszcza psychicznie, będąc zamknięta we własnym więzieniu dręczona demonami okrutnych wspomnień i przeszłości.
Zaraz po tym jak zniknęła, minęło wiele tygodni nim przestał każdego wieczoru rozmyślać o niej i zastanawiać się, jak sobie radzi i jak się czuje. I choć tamte dni pamiętał jak przez mgłę, to unoszący się zapach krwi w powietrzu kiedy masakrował tamtego zwyrodnialca był wciąż namacalny. Tak samo jak rozczarowanie, kiedy odbijał się od zamkniętych drzwi dawnego domu, w którym mieszkała rodzina Ejiri. Albo milczenie jej babki, która nie chciała zdradzić żadnych szczegółów wyjaśniających nagłe zniknięcie jego dawnej przyjaciółki. Tęsknił za nią przez te wszystkie lata, to była najszczersza prawda, jednakże teraz, kiedy stała tuż przed nim, niemal na wyciągnięcie ręki, krucha i tak wątła, że silniejszy wiatr mógłby ją porwać gdzieś daleko - nie potrafił się ruszyć. Wewnętrznie czuł, że wszyscy bogowie świata oczekują od niego reakcji. Ciepłych i krzepkich słów, otoczenia ramieniem drobnego i zapewne przemarzniętego ciała, przygarnięcia do siebie i zapewnienia, że już nic złego jej nie spotka. Ale ów gesty w rzeczywistości okazałyby się puste, pozbawione prawdy. Bez znaczenia było to, z jakiej rodziny wywodził się Enma, jak również fakt, że mierzył się z niebezpiecznymi bytami tego świata - prawda była taka, że wciąż był zbyt słaby, aby móc ją uchronić przed złem. I nie miał na myśli jedynie grasujących yokai, ale również niebezpiecznych ludzi. Być może zwłaszcza ich.
Enma do tej pory obwiniał samego siebie za to, co ją spotkało. Uważał, że gdyby nie połączyła ich żadna więź, a już z pewnością nie tak silna, to nie przykułaby uwagi tamtego śmiecia, który skradł jej niewinność. Który tak okrutnie ją skrzywdził. Nie mógł jej wtedy ochronić, więc jakim prawem mógł myśleć, że udałoby mu się to teraz?
Druga sprawa, że... się zmienił. Przez te wszystkie lata jego postrzeganie świata i otoczenia wykrzywiło się do tego stopnia, że zaczął kroczyć samotną ścieżką. Było to o tyle wygodne, że nie musiał ryzykować utraty nikogo bliskiego jego sercu, a ryzyko wykorzystania takiej osoby przeciwko niemu było w zasadzie zerowe. Jego otoczenie nie było bezpieczne, był tego świadomy, a gorzkie doświadczenia usilnie przypominały mu o tym niemal każdej nocy, gdy zamykał powieki i z duszą na ramieniu zapadał w sen ubrany w koszmary.
Enma nie mógł pozwolić sobie na przekroczenie pewnej granicy jeżeli chodziło o wszelaką bliskość z drugą osobą.
Nie teraz, jeszcze nie. Wpierw musiał stać się silniejszy, aby móc ochronić bliskich jego sercu.
- Bo tęskniłem za tobą. - odpowiedział krótko, zgodnie z prawdą, gdy dziewczyna przyległa do niego. Uniósł dłoń i wreszcie wplótł pomiędzy ciemne, mokre kosmyki i zaczął delikatnie oraz niespiesznie głaskać, jakby w obawie, że każdy kolejny dotyk sprawi, że dziewczyna rozpadnie się pod jego opuszkami.
- Czy to nie oczywiste? - dodał po chwili, delikatnie uśmiechając się. Odsunął się od niej nieznacznie, ale tylko po to, aby spojrzeć na jej twarz, teraz zaczerwienioną od płaczu.
- Co, czy to łzy szczęścia na mój widok? No już, już, bo zaraz czkawki dostaniesz - spróbował zażartować, zdając sobie sprawę, jak kiepsko musiał zabrzmieć. Uniósł obie dłonie skryte w szerokich rękawach kimona i przesunął nimi po jej oczach, kradnąc słone łzy, które wsiąknęły z łatwością w materiale ubrania chłopaka.
- Daj mi swój telefon. - wyciągnął dłoń w jej stronę, i jeżeli podała mu swoje urządzenie, chłopak pospiesznie zaczął przesuwać kciukiem po jej ekranie, wklepując swój numer telefonu.
- Powinnaś wracać do domu. Jesteś przemoczona, nie chcę abyś się rozchorowała. I do tego pewnie zmęczona. Wpisałem ci mój numer telefonu... zresztą, wiesz gdzie mnie szukać, prawda? - nachylił się lekko nad nią oddając jej urządzenie, a następnie zsunął ze swoich ramion pelerynę, która miała ochronić go przed jesiennym chłodem podczas powrotu do domu i zarzucił ją na ramiona dziewczyny.
- Zostajesz w mieście? - zapytał, chcąc się upewnić, że tym razem nie zniknie bez słowa.

@Ejiri Carei


Droga do Sāwy Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma

Ejiri Carei ubóstwia ten post.

Ejiri Carei

Czw 26 Sty - 0:50
Nie było prostym przypomnieć sobie, jaka była kiedyś. Przeszłość, ta dziecięca, nastoletnio niewinna, jawiła się jej jako jeden z nierealnych snów. Obrazków rysowanych niewprawną ręką kilkulatka, który nie rozumie panującej wokół ciemności. Odwrotnie. Dziwnie jasny, pozbawiony większej troski, skupiony na cieple, które otrzymywała i ofiarowała. Odległy od smutku, nawet jeśli te dotykały jak każdego. Patrzyła wtedy przez pryzmat światła, tego niekoniecznie widocznego na pierwszy rzut oka. Lubiła patrzeć na wskroś, odnajdując (lub pragnąć znaleźć) ukryte dobro. Naiwne. Wiedziała o tym, ale nie przeszkadzała jej przyklejana ocena. Wierzyła, że dar, jaki otrzymała i iskra natchnienia, która tak łatwo się w niej rozpalały - dawały jej nieme prawo do tego samego. Do subiektywnej oceny, naiwnej, ale wciąż prawdziwej. Co sprawiało, że to akurat on tak bardzo wpisał się w obraz jej obecności?
Czuła roztaczaną wokół siebie opiekę. Nigdy nienachalną, cichą, niby baśniowy gwardian obserwujący niebezpieczeństwo. Z siłą której brakowało innym. A ona, ona sama czy miała mu wtedy coś do zaoferowania oprócz obecności? Czy była to kolejna lista win i nadziei, które przekładała. Próba roztrząsania, wywoływało narastające bólem głowy pulsowanie w skroniach. Atakowana tak nagłą ilością wspomnień i chaosu brzęczących wybuchem emocji, kapitulowała. Nie potrafiła uchwycić się jednej myśli, pytania, tłumaczenia. Prawdy, które urządziły sobie z jej myśli pobojowisko, a werbalizowane, stanowiły wyrwane z kontekstu pytania. Bała się. Przeraźliwie wręcz. Nie jego. Odwrotnie. Jego braku. Ciszy, dystansu. Obojętności, która karze mu ominąć jej postać, obrzydzenia, które błysnąc miało, odbite w złocie, za którym tęskniła. I świadomość ta, uderzała jeszcze mocniej. Jak bardzo mogła brzmieć dramatycznie, tym mocniej, że przyjęłaby je niezależnie od niesionego w nim obrazu.
Nie pamiętała wiele z...tego czasu. Pozostawiona w klatce przerażenia, pozostawała bezwolna na cudze decyzje. Nie pamiętała wyjazdu, nie umiała nawet stwierdzić, kiedy zorientowała się, że mieszkała w zupełnie nowym mieście, daleko od Fukkatsu. Daleko do wszystkiego co znała. Pytania pojawiły się potem, płynące z milczenia rodziców i opiekunów, którzy krążyli wokół odpowiedzi, jak  przeżarte rekiny.
Kim była teraz? Kim on? Zmienili się. Mówił o tym ich wiek, mówiły oczy, niekoniecznie same słowa. Zniknął chłopiec, którego znała. Zniknęła i dziewczyna, która...rysowała na blacie ławki kwiatki w beznadziejnej próbie zatarcia wyrytego wcześniej imienia. I tylko on jeden o tym nie wiedział. W co miała wierzyć teraz? Nadzieja bywała złudnym doradcą, powinna była ją zdusić. Udawało jej się tak długo. I wystarczył jeden wieczór, jedno spotkanie i jeden głos wołający imię, by wszystkie postanowienia rozsypały się, jak skruszone pod ciężarem szkła.
Łzy, jak wzburzony potok, wzbierały silniej. Tęsknił. I chociaż bardzo chciała mu zaprzeczyć, że to przecież niemożliwe, na jeżyku kołysały się tylko przełykane solą krople, które zbierały się w kącikach ust, by potem opadać niżej - N-nie - nie było oczywiste - myślałam - że mnie nienawidzisz - ...myślałam, że..- się mnie brzydzisz - ale końcówka myślenia nie wybrzmiała, wciąż strachem i przejęciem skręcając krtań w ciasny supeł. Zacisnęła wargi mocniej, tworząc cienką linię, których granice pokonywały słone ścieżki. I jeszcze przez chwilę, nim odsunął się odrobinę, czuła się jak złodziej, oddychając znajomym zapachem jego skóry. Uniosła wzrok, gdy odezwał się i raz jeszcze, wytrącił jej rozumienie ich spotkania. I chociaż to żart przelewał się przez słowa, Eji pojęła, że miał rację - Tak - stwierdziła w końcu cicho, nie precyzując, do której części zdania się odnosiła. Wylądowała zaszklonym spojrzeniem wprost na tym należącym do Enmy. Przymknęła powieki, gdy zbliżył dłonie, zbierając wilgoć z czarnych rzęs.
Na prośbę, nie próbowała protestować. Z wciąż przymkniętymi oczami, z jakimś westchnieniem napływającego zmęczenia, wsunęła blade palce do torby, wysuwając odblokowany już telefon. I chociaż szloch, wciąż wiązał słowa, w skupieniu, jakoś niedowierzając, patrzyła, jak wpisywał coś na ekranie. Gdy urządzenie znalazło się w jej  rękach, a na wyświetlaczu błyskał numer, nacisnęła połączenie, jakby oczekując, że być może miała dzwonić po taksówkę, która przecież stała obok. A jeśli tylko sygnał zadrgał obok, niemal podskoczyła. Zwarła usta, przymknęła powieki raz jeszcze, wciąż czując piekącą w źrenicy łzę - A Ty masz mój. Odezwiesz się? - dodała w końcu niepewnie, przygryzające słone usta - mieszkasz...w rezydencji? - nie była pewna ile i jak bardzo się zmieniło. Wiedziała jednak, że ktoś taki jak on, potrzebował też przestrzeni dla siebie. Ona sama, nie potrafią wrócić do starych miejsc.
Spięła ramiona, gdy się pochylił i wraz z ulotnym ciepłem oddechu, skórę osłonił materiał peleryny. Uniosła palce wyżej, chwytając krańce materiału, otulając się ciaśniej, tak, jak mogłyby jego ramiona - Zostaję na dłużej - potwierdziła, samej pochylając głowę i w końcu robiąc nieznośny krok w tył. Mówiła składniej, ale dla odmiany, to ból wstąpił, gdy największa burza emocji przygasła. Już wiedziała, że nim dotrze do mieszkania, migrena szarpnie z największa siłą. Oparła się barkiem o metal drzwi, chwytając jedną ręką klamki, niby wsparcia przed upadkiem - Też tęskniłam. Cały czas - i ostatni raz dziś, przyznała się do winy.

@Seiwa-Genji Enma

| ztx2
Ejiri Carei
Sponsored content
maj 2038 roku