Wąska, kamienna droga biegnąca między budynkami prowadzi do części mieszkalnej domu Itou. Ścieżka otwiera się na niewielki ogródek w stylu uporządkowanego, roślinnego chaosu. Do domu zapraszają stare, drewniane drzwi. Po ich przekroczeniu z malutkiej sieni przechodzi się do przestronnego, ale przytulnego salonu połączonego z kuchnią. Na parterze znajduje się jeszcze pracownia malarska — miejsce, gdzie powstają obrazy Alaeshy — oraz łazienka dla gości. Na piętrze jest sypialnia Itou, duża łazienka oraz pokoje gościnne.
Matsumoto Hiroshi ubóstwia ten post.
- Dziwne, już chyba tędy przechodził... - szepnęła na głos do siebie, a w myślach pojawiło jej się pytanie – Gdzie są jego rodzice? Rozejrzała się dookoła, ale nikt nie wydawał się być jego opiekunem. Wręcz przeciwnie, parę osób również spoglądało z niepokojem w kierunku chłopca. On z kolei nie wyglądał na zagubionego czy smutnego. Miał może koło 6-7 lat i przechadzał się ulicą, z zaciekawieniem spoglądając na budynki, sklepy i ludzi. Mimo wszystko, żadne dziecko w jego wieku nie powinno przebywać same tuż przed zachodem. Otworzyła drzwi galerii i wolnym krokiem zaczęła iść w stronę chłopczyka. Malec akurat w tym momencie przyglądał się intensywnie jakiemuś kolorowemu przedmiotowi z wystawy jednego ze sklepów. Podeszła do niego delikatnie, tak, żeby go nie wystraszyć i przysiadła na parapecie wystawy.
- Podoba Ci się? Moim zdaniem, to całkiem ładna rzecz. - zagadnęła go swobodnie. Promienie gasnącego słońca pięknie odbijały się w jego czuprynie, której kolor przypominał teraz kolor mlecznej czekolady. - Przyszedłeś tutaj z rodzicami? A może któreś z Twoich dziadków robi zakupy, w którymś ze sklepów?
@Mamoritai Akari
Shiba Ookami and Mamoritai Akari szaleją za tym postem.
Jak do tego doszło? Nie miał pojęcia.
W jednej chwili szedł obok tej paskudnej wiedźmy, pani Kitataki, a już po chwili był zupełnie sam. Wśród obcych tłumów, w nieznanym miejscu. Rozejrzał się raz, drugi, trzeci i dziesiąty, ale jak na złość niczego nie rozpoznał. Zadrżał od zimna i nieprzyjemnego uczucia strachu, który mimowolnie rozlał się w jego żołądku. Szerokie, sarnie oczy na próżno przyglądały się każdej mijanej twarzy, uparcie trzymając się tej złudnej nadziei, że dojrzy choć jakiś znany mu okruch.
Nic.
Wreszcie przystanął w miejscu i sięgnął pod kurtkę i sweterek, wyciągając telefon komórkowy, skryty w pokrowcu zawieszonym na jego szyi, aby przypadkiem nie zgubił tak cennego przedmiotu. W tym momencie jego jedynej deski ratunku. Pociągnął głośno nosem, kiedy kciukiem przesuwał po kontaktach, choć za wiele ich nie miał, by wreszcie odnaleźć upragnione imię: Orville. Kliknął na niego i gdy wyświetliło się okienko do wprowadzenia wiadomości, pospiesznie wystukał, że się zgubił. Nie minęło zbyt wiele sekund, kiedy przyszła odpowiedź zwrotna. Z trudnością ją odczytał, a jego oczy wypełniły perliste łzy, gdy z trudem powstrzymując łzy pisał kolejną wiadomość.
A potem zapadła cisza.
Z zapartym tchem czekał na odpowiedź, od czasu do czasu unosząc głowę, i ze zdezorientowaniem wymalowanym na twarzy rozglądał się dookoła. Może Orville zaraz tu przyjdzie i go uratuje? Zabierze z tego strasznego i nieznanego mu miejsca? Na pewno wie, gdzie jest! W końcu jest superbohaterem! A do tego księciem z elfiego królestwa. Na pewno zaraz tu będzie... na pewno...
Usłyszawszy nieznajomy, dziewczęcy głos, niemal podskoczył, przyciskając telefon do swojej malutkiej klatki piersiowej, jakby w obawie, że ktoś przyszedł zabrać mu jego cenny skarb. Spojrzał na nieznajomą, a łzy zaczęły spływać po jego zmarzniętych policzkach, aż wreszcie rozpłakał się głośno, przykuwając tym samym uwagę przechodniów.
- Z...zgubiłem... się.... - wybełkotał połykając własne łzy i ciągnąć coraz głośniej nosem.
@Itou Alaesha
Shiba Ookami ubóstwia ten post.
Widok płaczącego dziecka poruszył sercem Itou i poczuła silną potrzebę zaopiekowania się nim. Choć może sama nie widziała się jako matka, to pewne uczucia i tak dobijały się do drzwi dojrzałej kobiety. Spokojnie zsunęła się z parapetu i przykucnęła naprzeciwko chłopczyka.
- Zgubiłeś się, rozumiem. To poważna sprawa. Wiesz co, ale właśnie Cię znalazłam, więc już nie jesteś tak całkiem zagubiony! - Ciałko dziecka podrygiwało w napadach szlochu i pociągania nosem. Zdawała sobie sprawę z tego, że dziecięce emocje są wszechogarniające i nie ma co z nimi polemizować. Są prawdziwe, ważne i godne uwagi.
- Nazywam się Alaesha i obiecuję, że Cię „od-zgubimy”, ok? - Położyła prawą rękę w geście uroczystej przysięgi i uśmiechnęła się. Jego długie rzęsy były mokre i posklejane, a po policzkach spływały wielkie grochy. Niejedna osoba mogłaby uznać, że nie jest zbyt dobrze wychowany i się niepotrzebnie maże. Jednak dla Alaeshy wyglądał całkiem uroczo. Stał taki bezradny, z zaciśniętą piąstką na końcu spiętego ramionka. Zerknęła w kierunku jego drugiej dłoni, zaciśniętej na prostokątnym przedmiocie... Telefon!
- Widzę, że masz ze sobą telefon! To bardzo dobrze! Czy już dałeś komuś znać, że się zgubiłeś? Bo wiesz, tutaj jest mój dom - Wskazała palcem za plecy chłopczyka. - i ja znam jego dokładny adres! Możemy napisać lub zadzwonić do kogo trzeba i powiedzieć, gdzie jesteśmy. - Chłopczyk dalej płakał, jednak chyba słuchał, co do niego mówiła. W razie czego powtórzy jeszcze raz, żeby wszystko dobrze zrozumiał i mógł się troszkę uspokoić.
- Możemy poczekać u mnie aż ktoś po ciebie przyjdzie. Jak będziesz potrzebował, to też będziesz mógł jeszcze popłakać – w środku mam chusteczki, które trochę ułatwią sprawę. - Zdawało jej się, że powoli udaje jej się przekonać chłopczyka. Sprawa, jakby nie patrzeć, nie była taka łatwa. W Japonii wprawdzie było normalne, że dorośli generalnie opiekowali się „wszystkimi dziećmi”. Mimo wszystko coraz częściej w mediach zwracało się uwagę na nieprzyzwoitych obywateli, którzy wykorzystywali zaufanie dzieci, by je skrzywdzić. Nie wiedziała, w jakim stopniu chłopczyk będzie skory jej zaufać.
@Mamoritai Akari
Seiwa-Genji Enma and Dango Kyōjurō szaleją za tym postem.
- N-nie jestem - uniósł pulchne piąstki i zaczął ścierać rękawem mokre ślady z czerwone policzka.
Spokój kobiety podziałał na niego kojąco, bo już po chwili chłopiec przestał płakać, wsłuchując się w jej słowa i od czasu do czasu przytakując. Kryzys zażegnany, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie.
- Alesa-nee. - powtórzył za nią jej imię i obdarzył szerokim uśmiechem, dumnie prezentując brak jedynki. - A ja jestem Mamoritai Akari. - grzecznie się przedstawił, tak jak go nauczono. Przecież nie mógł przynieść wstydu Orvillowi, jak to często powtarzała Shirshu-nee. Musiał być dzielnym i dużym chłopcem. Miał już całe sześć lat!
- T-tak. Napisałem do Orvilla. Powiedział, żebym nie ruszał się z miejsca i on po mnie przyjedzie! - na te słowa chłopiec zdawał się bardziej ożywić, a w jego wciąż czerwonych od płaczu oczach zamigotały błyski ekscytacji.
- Orville to sekretny bohater! Wiedziałem, że przyjedzie mnie uratować! - zachichotał, jednocześnie bez słowa wyjaśnienia wsunął małe palce w dłoń kobiety, zaciskając je na niej.
- Ale nie wiem skąd będzie wiedział gdzie jestem. - zamyślił się, robiąc przy tym frasobliwą minę, co w dziecięcym wykonaniu musiało wyglądać dość zabawnie. Zatrzymał się nagle, spoglądając to na wskazany przez kobietę budynek, to na nią samą, a na jego twarzy padała coraz większa niepewność.
- Ja.... n-nie mogę iść do domów nieznajomych osób. Pani Kitaka tak mi mówiła. Że to niebezpieczne. Ty nie wyglądasz na niebezpieczną osobę, Alesa-nee, ale.... ale co jak Orville mnie nie znajdzie przez to? - spuścił na moment głowę, a dolna warga niebezpiecznie drgnęła, jakby znowu miał się rozpłakać.
Ale nie zrobił tego.
- Może... może zadzwonisz do Orvilla i zapytasz czy mógłbym u ciebie poczekać na niego? - odwrócił głowę i spojrzał na nią błękitnymi tęczówkami, w który narodziła się iskra nadziei. Bo w głębi ducha wierzył, że jak Orville się zgodzi to na pewno wszystko będzie dobrze. A on będzie grzecznym chłopcem, który go słucha.
@Itou Alaesha
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
- No pewnie, że nie jesteś już zagubiony. Powiem więcej - w tym momencie jesteś już prawie-znaleziony! - Na jego twarzy pojawił się uśmiech, który skutecznie rozjaśnił spłakaną buźkę. W chwilę potem powtórzył jej imię, używając uroczego zdrobnienia. Zwrócił się do Alaeshy jak do starszej siostry, czym całkowicie ją tym kupił i chwycił za serce.
- Miło mi Cię poznać Akari-kun! - Ponownie się uśmiechnęła i schyliła głowę w powitalnym geście. - To świetnie, że już dałeś znać Orvillowi, że się zgubiłeś. Zaradny z Ciebie chłopak. - Imię wypowiedziane przez Akariego nie wskazywało na Japończyka, jednak mogła się mylić. Sam chłopiec natomiast wyglądał całkowicie „japońsko", więc raczej nie miał na myśli swojego ojca - gdyby był kimś z zagranicy.
- Nie wątpię, że Orville jest super. W końcu napisał Ci, że po Ciebie przyjedzie, więc nie mogłoby być inaczej. Orville się Tobą opiekuje? - Wolała dopytać, żeby mieć pewność, czy oby na pewno rozmawiają o osobie dorosłej.
Tymczasem Akari-kun chwycił Alaeshę nie tylko za serce, ale również na dłoń - niemal gotowy, aby iść z nią do domu. Malec jednak przystanął, najwyraźniej zastanawiając się nad swoją ufną reakcją. Podzielił się z Itou wątpliwościami, co było tym bardziej urocze, bo w ten sposób pokazał, że i tak już zdobyła jego zaufanie. Niemniej, najwyraźniej ktoś przykładał dużą wagę do tego, aby nauczyć go bycia grzecznym i rozważnym.
- Masz rację, to bardzo mądre, co mówisz. Mam jednak pomysł, jak sobie z tym poradzimy. To jest mój dom, ten caaały budynek. - Wskazała ponownie w kierunku domu, kreśląc ręką linię w powietrzu od samego dołu budynku, aż po czubek dachu. - Natomiast tutaj na dole jest moja galeria. O tu, gdzie są te duże przeszklone drzwi i okna. To jest taki jakby sklep z obrazami, do którego każdy może wejść. Tutaj Orville bez problemu Cię znajdzie, bo będziesz po prostu w sklepie. Wiesz, chciałabym, żebyśmy już nie marzli, bo zrobiło się już naprawdę zimno. - Demonstracyjnie objęła się ramieniem, udając że zadrżała z zimna. - Co myślisz o takim rozwiązaniu? Jak tylko wejdziemy do środka, to pokażesz mi numer do Orvilla i do niego zadzwonię, ok?
@Mamoritai Akari
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Na pytanie odnośnie Orville'a, dzieciak wyraźnie się ożywił, a w czerwonych od płaczu oczach zamigotało światełko ekscytacji. Pokiwał energicznie głową, uśmiechając się szeroko, jednocześnie dumnie prezentując brak jednej górnej jedynki.
- Tak! Orville się mną opiekuje! To mój tata! Chociaż jeszcze nie powiedziałem tak do niego, ale... to mój tata. - spuścił głowę lekko zawstydzony, jakby powiedział coś naprawdę wstydliwego. Mężczyzna nie był jego prawdziwym ojcem, choć Akari nie pamiętał biologicznego opiekuna. Jak się nad tym zastanowić, to jego wspomnienia były rozmyte, jak gruba tafla wody, zza której można było dojrzeć jedynie niezwiązane ze sobą fragmenty. Chłopiec nie pamiętał nic sprzed roku, od momentu, w którym otworzył oczy widząc nad sobą kobiecą twarz, którą okalały ogniste włosy niczym prawdziwe płomienie. Nawet dzień, kiedy trafił pod opiekę mężczyzny zdawał się tak odległy i nieprawdziwy, że Akari nie potrafił odróżnić czy wydarzyło się to rzeczywistości, czy też we śnie.
Niewątpliwe było jednak to, że chłopiec zaczął niemal od razu obdarzać mężczyznę szczerym i dziecięcym uczuciem, jakim maluchy obdarzają swoich rodziców.
Ale nadal nie potrafił wykrzesać z siebie na tyle odwagi, by użyć tego jednego, specyficznego słowa.
- Obrazami? Lubisz rysować? Ja też lubię! Często rysuje obrazki dla Orville! Hehe - zaśmiał się, zaciskając mocniej palce na jej dłoni. - Mogę ci kiedyś pokazać moje obrazki! - dodał z nieukrywanym zachwytem. Kto wie, może któregoś dnia uda im się wspólnie porysować?
- Dobrze. Wydajesz się miła, i chyba nie chcesz mnie zabrać gdzieś daleko do jakiegoś złego pana. - odpowiedział jej, używając do tego pokręconej, dziecięcej logiki.
To nie tak, że Orville wpisywał się w każdą kategorię, przed którą rodzice ostrzegają swoje najmłodsze pociechy.
Akari, wciąż będąc uczepionym dziewczyny, wszedł do środka, powoli rozglądając się dookoła. I choć jego dziecięca ciekawość powoli rozpychała się w jego piersi, to jednak był grzeczny, i nie odstępował jej na krok, nawet nie myśląc, aby wypuścić z objęcia jej palca.
- Tutaj. - wyciągnął przed siebie telefon, kierując ekran w stronę dziewczyny, aby mogła spisać numer jego opiekuna. - Masz męża?
@Itou Alaesha
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
— Dobrze, więc chodźmy do środka i zaraz zadzwonimy do taty. — Nie polemizowała ze słowami chłopca, jedynie wyciągnęła palec wskazujący i żartobliwie, delikatnie dotknęła dziecięcego noska. Najwidoczniej nie był on jego biologicznym tatą, jednak było to zrozumiałe, że chciał tak kogoś nazywać. Alaesha natomiast nie chciała, żeby malec się smucił i chciała jakoś odciągnąć jego uwagę.
Malec nie miał zamiaru przestać jej rozczulać, przedstawiając swoją dziecięcą logikę. Dobrze, że to jej udało się go znaleźć, ponieważ był naprawdę ufny i zdawał się nie widzieć żadnego zagrożenia w ludziach. Co zresztą było raczej całkowicie normalne dla dzieci w jego wieku. Postanowiła nie odpowiadać na jego wątpliwości dotyczące „zabrania go do złego pana” i jedynie ciepło się do niego uśmiechnęła. Gdyby zaczęli omawiać głębiej ten temat, to możliwe, że jeszcze nabrałby podejrzeń i próbował uciec.
— O, to świetnie, że lubisz rysować! Bardzo chętnie zobaczyłabym twoje obrazki. Wolisz kredki czy farbki? — Szybko go zagadała i trzymając za dłoń, podprowadziła go do drzwi pracowni. Otworzyła je na oścież i puściła Akariego przodem. W środku było przyjemnie ciepło i przytulnie. Tutaj nie był im straszny chłód ani wiatr.
Wciąż stojąc w kurtce, pokazał jej numer telefonu do swojego opiekuna. Spojrzała na ekran komórki trzymanej w niewielkiej rączce. Ponownie rozczuliło ją, w jaki sposób miał zapisanego swojego opiekuna — ksionże orivilee. Czy ten chłopiec był zrobiony z cukru? Zapis ten jednak utwierdził ją w przekonaniu, że mężczyzna nie jest ojcem chłopca, ponieważ inaczej zapisałby go jako „Tata”. Przepisała numer do własnego telefonu, aby za chwilę zadzwonić.
— Dobra, zaraz zadzwonię. Ściągnijmy tylko Twoją kurtkę, bo zaraz będzie Ci zbyt ciepło, ok? — Kucnęła przed nim na wypadek, gdyby potrzebował pomocy przy rozpięciu lub ściągnięciu ubranka.
Pytanie chłopczyka, które padło później, nie pasowało do ich wcześniejszego toku rozmowy, więc najpierw uniosła brwi w górze, a potem się roześmiała.
— Nie, nie mam męża. Dlaczego pytasz? — Itou przeszło przez myśl, że może chciał wiedzieć, czy ten dom należy tylko do niej i czy ktoś tutaj zaraz nie przyjdzie.
— Wskakuj na tamtą kanapę i powiedz mi, czy jest wygodna! — Wskazała stojącą pod ścianą sofę z puchatymi poduszkami, przed którą stał stolik kawowy. Było to miejsce, gdzie sadzała klientów, gdy potrzebowała więcej czasu na omówienie zlecenia. W jej galerii zazwyczaj przebywali jedynie dorośli, więc widok dziecka w tym miejscu był dla artystki wyjątkowy. Akari-kun wyglądał na jeszcze drobniejszego, niż był w rzeczywistości, w tym przestronnym pomieszczeniu.
Na razie nie proponowała chłopcu zajęcia — był zdeterminowany, żeby skontaktować się z Orvillem, więc pewnie wolał przysłuchiwać się rozmowie. Po chwili sama usiadła na sofie i wybrała wcześniej zapisany numer. Przyłożyła aparat do ucha, usłyszała sygnał i czekała aż „Książe Orville” odbierze słuchawkę. Uśmiechnęła się do chłopca, który patrzył na nią z wyczekiwaniem i nadzieją.
@Mamoritai Akari
Matsumoto Hiroshi ubóstwia ten post.
- Hmm.... - zamyślił się na moment, gdy delikatny, kobiecy głos przebił się przez ścianę marazmu i myśli. - Chyba kredki. Ale farbkami też maluję! Jak masz kartkę to mogę ci coś namalować! - zaproponował rozpromieniony, że ma z kimś możliwość wymiany swoich artystycznych zainteresowań. Orville nie zawsze wykazywał chęci, choć Akari bardzo często wysyłał mu zdjęcia swoich mały dzieł, a jego opiekunka.... no cóż. O niej wolał nie wspominać. Była złym człowiekiem. Wiedźmą, do tego okrutną i planującą skrzywdzić Orville'a!
Złapał za metalowy suwak i, choć dość nieporadnie, rozsunął go, a potem ściągnął małą, zieloną kurtkę na której kapucy widniała wesoło uśmiechnięta żaba. Podał odzienie kobiecie, a sam grzecznie podbiegł do wskazanej kanapy, na którą się wgramolił.
- Wygodna! - poinformował ją, a na potwierdzenie swoich słów, podskoczył parę razy sprawdzając jej miękkość. Zamachał radośnie nogami, które nie sięgały podłoża, a jego wzrok podążał za kobietą, nie spuszczając jej nawet na krok. Jakby bał się, że ta w pewnym momencie postanowi zostawić go tu samego, a on znów się zgubi. Na całe szczęście, rzecz jasna dla niego, kobieta po chwili zajęła miejsce tuż obok niego, a on, mimowolnie, przysunął się bliżej niej, niemal wtulając bokiem w jej.
- Och... Orville też nie ma męża! - odpowiedział jej podekscytowanym głosem, jakby ta informacja miała wszystko zmienić. I być może tak było, w jego dziecięcym rozumku. - I wiesz co? Ja i Orville pójdziemy do zoo! Znaczy... jeszcze nie wiem kiedy, ale bardzo chcę tam iść z nim.... - na krótki moment cień smutku otulił jego blade oblicze. Od kiedy tylko pamiętał, to zawsze marzył o wycieczce do zoo. Ale nie chciał tam iść z byle kim. Shi-nee proponowała mu wspólne wyjście. Nawet z opiekunką mógł tam iść. Ale on nie chciał. Nawet z Shi-nee, którą przecież bardzo kochał. Chciał, aby to właśnie Orville go tam zabrał. Bo ów wydarzenie będzie niezwykle ważne dla Akariego. A wszystkie ważne momenty chciał przeżywać ze swoim aktualnym opiekunem.
- Bo wiesz, bo wiesz! - nagle się ożywił, a po markotności nie było nawet echa. - Kiedyś widziałem obrazki w takiej książce o zwierzątkach, i tam była taka... żyfafa! I ona ma taaaaką długą szyję! - wyrzucił obie rączki do góry, aby podkreślić wielkość zwierzęcia. - I są pandy! To są takie misie, ale one są bardzo leniwe i są białe i są czarne! I... I... i są lewy! Widziałaś kiedyś lewy? - na jego bladych policzkach wykwitły dwie różane plamy pełne ekscytacji - Ja ich nigdy nie widziałem. Znaczy, widziałem w książce i w bajce. Ale jestem dużym chłopcem, wiesz, i ja się nie boję lewów! HMPF! A jak ty się boisz, to ja cię obronię, wiesz? Bo.... powiem ci tajemnicę, ale mam super moce! - w jego błękitnych tęczówkach zamigotała determinacja. Bez względu na cokolwiek - obroni ją! Tak postanowił.
@Itou Alaesha
Orville Lacenaire, Itou Alaesha and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
— Widzę, że oglądasz moje obrazy. Jeśli Ci się któryś spodoba, to mogę Ci potem o nim opowiedzieć. — Przyjrzała się szczupłemu chłopczykowi, sprawdzając, czy dałaby radę go unieść i dodała. — Mogę Cię nawet wciąć na ręce, żebyś mógł się lepiej przyjrzeć. No, chyba że nie lubisz się przytulać, to mogę też przysunąć Ci krzesło. — Wskazała na wysoki hoker, na którym zazwyczaj siedziała w oczekiwaniu na klientów. Choć nie zawsze na nim siedziała w ciągu dnia. Zdecydowanie częściej kręciła się po pomieszczeniu: sprzątając, pielęgnując rośliny, zmieniając aranżację wnętrza czy wystawione obrazy. Wykonywała też wstępne szkice do zamówionych prac lub, gdy weny brakło, czytała książki. Gdy już jednak wszystko wydawało się nudne, to po prostu patrzyła przez okno.
Z przyjemnością oglądała, jak chłopiec wspiął się na kanapę, a potem radośnie zamachał nóżkami nad ziemią. Rozczulał ją tak mocno, że aż zaczęła się zastanawiać, dlaczego w zasadzie nie chce mieć dzieci. Choć może to nie tak, że zupełnie nie chciała. Życie po prostu nie rozpieściło jej na tyle, aby mogła zdążyć ich zapragnąć.
Dotychczasowa egzystencja Itou składała się z ciężkiej pracy i wiecznej gonitwy. Musiała szybko dorosnąć po śmierci matki, a w zasadzie już wcześniej. Gdy rodzicielka zachorowała, niczym nie różniła się w swoim zachowaniu od roszczeniowej gówniary. Potem została sama, z początkowym drobnym wsparciem dalekiej rodziny i z comiesięcznymi przelewami od nieznanego jej ojca. Zrobiła co tylko była w stanie, aby zatrzymać dom — uczyła się, pracowała, brała zlecenia na rysunki i obrazy. Dopiero od niedawna jej finanse porządnie się stykały i miała więcej czasu dla siebie. Własnie teraz, gdy mogłaby w końcu zaznać trochę spokoju, życie zaśmiało się z niej, sprawiając że została senkenshą. Potrzebowała oddechu; wpierw chciała odzyskać choć trochę ze straconego dzieciństwa i wczesnej dorosłości. Niemniej te chwile spędzane z uroczym malcem sprawiały jej wiele radości. W zasadzie spokojnie mogłaby być jego mamą. Kilkuletni chłopiec jak najbardziej wyglądałby na synka ponad trzydziestoletniej kobiety. Dosiadła się do chłopczyny, chwilę jeszcze z nim rozmawiając, zanim wykręciła numer do jego opiekuna.
— Naprawdę, namalowałbyś coś specjalnie dla mnie? Byłabym zaszczycona! — Uśmiechnęła się od ucha do ucha. Chętnie popatrzy na dziecięce zmaganie z rysunkiem. Będzie musiała się tylko gryźć w język, żeby go specjalnie nie poprawiać — to w końcu tylko dziecko.
Wykonała telefon i przez chwilę rozmawiała z opiekunem Akariego. Musiała przejść na angielski, ponieważ najwyraźniej japoński sprawiał nieco trudności jej rozmówcy. Gdy odłożyła słuchawkę, zganiła się w myślach — w zasadzie mogła spodziewać się tego, że osoba o tak nietypowym imieniu będzie pochodziła z zagranicy. Jako że malec zapewne nic z tego nie zrozumiał, powiedziała do niego z uśmiechem.
— Orville niedługo po Ciebie przyjedzie! W tym czasie przyniosę i kredki, i farbki dla nas! Pójdę po nie, chyba że chcesz się przejść ze mną? — Zaczęła wstawać z kanapy, ale zatrzymała się, żeby posłuchać, czy chłopiec ma coś do powiedzenia. Możliwe, że nie chciał zostawać sam po tym, jak się zgubił. Jednak równie dobrze mogło być mu wygodnie na tej kanapie albo nie chciał przegapić przechodzącego ulicą ojca, którego mógłby dostrzec przez wielkie, przeszklone okna galerii.
Roześmiała się w duchu na komentarz chłopczyka, że Orville nie ma męża. Jednak nie chciała go ani poprawiać, ani tego faktu komentować. Co ją to w zasadzie interesowało, czy opiekun malucha jest żonaty?
— Do zoo, mówisz? Tak, tam jest mnóstwo wspaniałych zwierzątek. Może w takim razie narysujemy żyrafę albo pandę? Albo lwa? Na co miałbyś ochotę? — Rozmowa o zwierzętach od razu podsunęła jej pomysł na to, co mogliby stworzyć wspólnie na kartkach papieru. W zasadzie sama kochała zwierzaki, a tak rzadko miała okazję je malować.
— Lwy kiedyś widziałam — właśnie w zoo! Są rzeczywiście trochę straszne, ale też piękne. Mimo wszystko mam nadzieję, że nigdy nie będziesz musiał mnie bronić przed lwem. Panowie lwy mają takie wielkie grzywy, prawda? — Zatoczyła ramionami dookoła głowy szeroki krąg. Oglądanie zaróżowionej od emocji buzi chłopca sprawiało kobiecie przyjemność. Dlatego dała mu przez chwilę pomówić więcej o zwierzakach. Niech w zasadzie mówi do woli, w jej galerii i tak zazwyczaj było cicho. Trochę za cicho.
— Tak? To jakie masz supermoce? — Zachichotała leciutko, wiedząc, że dzieci potrafią zmyślać zupełnie niestworzone rzeczy i była ciekawa, co maluch wymyśli.
@Mamoritai Akari
Orville Lacenaire, Mamoritai Akari and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.